Moc koncentracji. Jak nauczyć się trudnej sztuki skupiania uwagi - Dandapani - ebook

Moc koncentracji. Jak nauczyć się trudnej sztuki skupiania uwagi ebook

Dandapani

5,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Życie, jakiego pragniesz, jest w twoim zasięgu, jeśli tylko zdołasz opanować sztukę koncentracji

Lęk, stres, niepokój i strach to psychiczne plagi, które dręczą nie tylko nasz umysł, ale także ciało, przyczyniając się do powstawania takich dolegliwości jak choroby serca i otyłość.

Dzięki opanowaniu jednej umiejętności – koncentracji – możemy raz na zawsze pokonać tych psychicznych dręczycieli.

Dandapani spędził dziesięć lat w klasztorze klauzurowym, zdobywając bezcenną wiedzę na temat korzyści płynących z życia w skupieniu. W swoim praktycznym przewodniku przedstawia istotę mądrości, którą zdobył jako mnich. Prowadzi czytelnika krok po kroku, pomagając mu zrozumieć i okiełznać swój umysł. Dzięki jasnym definicjom i prostym ćwiczeniom (takim jak poranne słanie łóżka) uczy nas wykorzystywać siłę woli, kierować uwagą w obrębie umysłu i stopniowo włączać praktykę koncentracji w swoje codzienne życie, aby w rezultacie doprowadzić do jego trwałej zmiany.

W świecie zdominowanym przez dekoncentrację ta książka pojawia się w samą porę, aby przypomnieć nam o wartości skupionej uwagi.

ADAM GRANT, autor Leniwego umysłu, bestsellera z pierwszego miejsca listy „New York Timesa”, i gospodarz podcastu TED WorkLife

Dandapani jest hinduskim kapłanem (byłym mnichem), znanym na całym świecie mówcą i światowym ekspertem w dziedzinie wykorzystania umysłu do budowania życia pełnego celu i radości.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 312

Oceny
5,0 (4 oceny)
4
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
krzyczer

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa propozycja dla osób chcących uporządkować swoje myśli, a przede wszystkim zrozumieć ich wpływ na nasze życie i karierę. W sposób przystępny wyjaśnia jak przebiega nasz proces myślowy, jak nad nim zapanować i umiejętnie sterować, aby uzyskać określony cel. Warto zapoznać się z tą propozycją wielokrotnie i utrwalić sobie opisane metody.
00

Popularność




WPROWADZENIE

Czas, który spę­dzi­łem z moim guru jako wyświę­cony mnich hin­du­ski w jego klasz­to­rze klau­zu­ro­wym, był naj­wspa­nial­szym bło­go­sła­wień­stwem w moim życiu. Wiele się nauczy­łem, ale też uświa­do­mi­łem sobie, jak wiele zostało mi jesz­cze do naucze­nia się. Poło­żył pod­wa­liny pod mój roz­wój, wie­dząc, że to dla mnie praca na całe życie, a on nie będzie mi towa­rzy­szył wiecz­nie, aby oso­bi­ście mnie pro­wa­dzić. Nie­stety miał rację, bo zmarł trzy lata po moim wstą­pie­niu do zakonu mona­stycz­nego.

Sie­dem lat po jego śmierci, spę­dziw­szy dekadę jako mnich w jego klasz­to­rze, posta­no­wi­łem nie odna­wiać ślu­bów. Wysze­dłem do świata, a na swój dom wybra­łem Nowy Jork, gdzie odtąd żyłem jako hin­du­ski kapłan. W hin­du­izmie kapłani pro­wa­dzą wła­sne gospo­dar­stwa domowe – żenią się, pra­cują i zara­biają na życie jak więk­szość osób świec­kich.

Opu­ści­łem klasz­tor w dru­giej poło­wie 2008 roku pod­czas szczytu glo­bal­nego kry­zysu finan­so­wego, mając dwa kom­plety szat, tysiąc dola­rów w gotówce oraz Mac­Bo­oka Pro. Pie­nią­dze i lap­top były hoj­nym darem miło­ści od klasz­toru, aby pomóc mi roz­po­cząć życie poza jego murami. Choć fizycz­nego dobytku mia­łem nie­wiele, mój guru wypo­sa­żył mnie w sze­roki wachlarz nauk i narzę­dzi – nauczył mnie rozu­mieć je i sto­so­wać w klasz­torze, abym mógł wspo­ma­gać swój roz­wój duchowy.

Wie­dzia­łem, że te nauki są wszyst­kim, czego mi potrzeba, by przejść do następ­nego etapu mojego życia. Prze­ko­na­łem się, że dzia­łają w klasz­to­rze, i wie­dzia­łem, że będą dzia­łały także w świe­cie poza nim. Te ponad­cza­sowe sta­ro­żytne mądro­ści są zako­rze­nione w uni­wer­sal­nych praw­dach. Nie miało żad­nego zna­cze­nia, gdzie jestem i co robię. Paso­wały do wszyst­kiego i były przy­datne dla mnie i dla każ­dego, kto zadał sobie trud, aby je zro­zu­mieć.

Będąc mni­chem, czę­sto sły­sza­łem, jak odwie­dza­jący klasz­tor mówili: „Nie­trudno pro­wa­dzić życie sku­pione na celu i rado­ści, kiedy mieszka się w spo­koj­nym klasz­torze na Hawa­jach”. Nie mogłem z tym pole­mi­zo­wać. Życie klasz­torne ma swoje wiel­kie wyzwa­nia, ale na pewno łatwiej sto­so­wać te nauki w prak­tyce w miej­scu zbu­do­wa­nym po to, by taką egzy­sten­cję wspie­rać. Jed­nak doświad­cze­nia i rezul­taty, które uzy­ska­łem, wdra­ża­jąc te mądro­ści we wła­sne życie, nie pozo­sta­wiały mi cie­nia wąt­pli­wo­ści, że spraw­dzą się one także w świe­cie poza klasz­tornymi murami.

Otwo­rzy­łem się na sferę przed­się­bior­czo­ści, przyj­mu­jąc rolę doradcy biz­nes­me­nów, spor­tow­ców i innych osób z róż­nych śro­do­wisk, któ­rym poma­ga­łem zro­zu­mieć i wyko­rzy­stać umysł, aby pro­wa­dzić życie sku­pione na celu i rado­ści. Uzna­łem, że dzia­łal­ność dorad­cza ma sens tylko wtedy, kiedy sam z powo­dze­niem sto­suję we wła­snym życiu to, czego nauczam. Moje oto­cze­nie i styl życia prze­szły podwójną zmianę. Musia­łem zna­leźć nowe zasto­so­wa­nia tych nauk w życiu codzien­nym, w któ­rym byłem mężem, ojcem, przed­się­biorcą i tak dalej – a także nie­ustan­nie dosko­na­lić spo­soby ich wdra­ża­nia w miarę roz­woju wła­snego i moich klien­tów.

Dzi­siaj, po ponad dzie­się­ciu latach od opusz­cze­nia klasz­toru, mogę z prze­ko­na­niem potwier­dzić, że ow­szem, nauki te spraw­dzają się rów­nie dobrze poza murami klasz­toru, jak w ich obrę­bie. Z wielką rado­ścią obser­wo­wa­łem, jak sied­mio­let­nia dziew­czynka sto­so­wała je w swoim życiu, aby pozbyć się lęku. Widzia­łem, jak z ich pomocą wielcy biz­nes­meni i spor­towcy popra­wiali swoje wyniki i ulep­szali życie. Nie­zli­czone świa­dec­twa ludzi z całego świata, opo­wia­da­ją­cych, jak te mądro­ści odmie­niły ich życie, dodat­kowo potwier­dziły to, co sam od początku wyczu­wa­łem. Nauki te spi­sują się tak samo dobrze teraz, jak spi­sy­wały się zawsze.

W niniej­szej książce dzielę się z tobą pod­sta­wową wie­dzą prze­ka­zaną mi przez mojego guru – mądro­ściami, reflek­sjami i narzę­dziami, któ­rymi podzie­lił się ze mną, ale także tymi, które odkry­łem sam i przez ponad dzie­sięć lat poza­klasz­tor­nej codzien­no­ści udo­sko­na­la­łem poprzez prak­tyczne ich sto­so­wa­nie we wła­snym życiu oraz w szko­le­niach dla firm i tysięcy osób na całym świe­cie.

Gdy­bym umie­rał i mógł podzie­lić się z tobą tylko jedną rze­czą, byłaby nią treść tej książki. To mój naj­więk­szy dar dla cie­bie. Nie spo­sób prze­ce­nić trans­for­ma­cyj­nej mocy zawar­tych tu nauk i narzę­dzi. Aby przy­nio­sły owoce, trzeba po pro­stu gor­li­wie i kon­se­kwent­nie wdra­żać je w swoje życie.

Niniej­sza książka została podzie­lona na cztery czę­ści, z któ­rych każda składa się z roz­dzia­łów i lek­cji.

Część pierw­sza kon­cen­truje się na pyta­niu dla­czego powin­ni­śmy żyć w sku­pie­niu. To sprawa zasad­ni­cza. Brak poczu­cia celo­wo­ści życia w sku­pie­niu może pozba­wiać nas moty­wa­cji do włą­cze­nia opi­sa­nych tu nauk i narzę­dzi w swoją codzienną egzy­sten­cję. (Słowa „kon­cen­tra­cja” i „sku­pie­nie” są syno­ni­mami, któ­rych uży­wam w tej książce zamien­nie). W czę­ści dru­giej zaczy­namy pozna­wać umysł, czyli naj­waż­niej­sze narzę­dzie (a raczej tech­no­lo­gię), któ­rym dys­po­nu­jemy – to on bowiem two­rzy naszą rze­czy­wi­stość – a przy tym jedyne, do któ­rego nie mamy instruk­cji obsługi. Zro­zu­mie­nie umy­słu sta­nowi pod­stawę do zbu­do­wa­nia życia w sku­pie­niu. W czę­ści trze­ciej nauczymy się kon­cen­tra­cji uwagi i roz­wi­ja­nia siły woli, dwóch nie­zbęd­nych umie­jęt­no­ści, dzięki któ­rym sta­niemy się zarząd­cami wła­snego umy­słu. Część czwarta szcze­gó­łowo opi­suje prak­tyczne zasto­so­wa­nie przed­sta­wio­nych tu nauk w celu poko­na­nia naj­pow­szech­niej­szych życio­wych wyzwań – takich jak strach, nie­po­kój, lęk i stres – oraz poprawy wydaj­no­ści i uzy­ski­wa­nych wyni­ków w świe­cie pracy, sztuki i sportu. Dowiesz się także, jak sto­so­wa­nie tych nauk wpły­nie na polep­sze­nie two­jego zdro­wia psy­chicz­nego i poczu­cia obec­no­ści, które pozwoli ci doświad­czać życia w pełni.

Moim celem nie jest zasy­pa­nie cię narzę­dziami. Głę­boko wie­rzę, że nie potrze­bu­jemy ich wielu. Wystar­czy kilka takich, które są dostro­jone do naszego życio­wego celu i służą jego wypeł­nie­niu. Trzeba je tylko dobrze zro­zu­mieć, a potem kon­se­kwent­nie sto­so­wać.

W tej książce nie znaj­dziesz magii, skró­tów ani sztu­czek, lecz jasno okre­ślony i meto­dyczny tre­ning kon­cen­tra­cji, któ­rego celem nie jest ćwi­cze­nie umy­słu samo w sobie, ale pły­nące z niego wymierne korzy­ści. Wła­śnie dla­tego wybra­łem życie w sku­pie­niu.

Zdol­ność kon­cen­tra­cji otwo­rzyła przede mną nie­zli­czone moż­li­wo­ści i zapo­cząt­ko­wała życie, jakiego nawet sobie nie wyobra­ża­łem. Na kolej­nych stro­nach spró­buję podzie­lić się z tobą cząstką pożyt­ków pły­ną­cych z życia w sku­pie­niu.

Prze­czy­taj te nauki bar­dzo uważ­nie. Posta­raj się uchwy­cić ich sens. Nie usta­waj w wysił­kach, żeby sto­so­wać je na co dzień. Zawarta w nich mądrość może odmie­nić twoje życie, ale pod warun­kiem, że wyko­rzy­stasz je prak­tycz­nie – a nawet wię­cej: pod warun­kiem, że naprawdę pra­gniesz odmiany. Bez głę­bo­kiego i szcze­rego pra­gnie­nia trans­for­ma­cji z two­jej strony, słowa zawarte na tych kar­tach pozo­staną bez więk­szego zna­cze­nia.

Gdyby ktoś zechciał podzię­ko­wać mi za te nauki, naj­więk­szym darem dla mnie byłoby zro­zu­mie­nie zawar­to­ści tej książki i zapa­no­wa­nie nad swoją uwagą w obrę­bie umy­słu. Pra­gnął­bym, abyś roz­po­czy­na­jąc stu­dio­wa­nie prze­ka­za­nych tu nauk, przy­jął postawę czło­wieka na początku drogi: gor­li­wego, peł­nego entu­zja­zmu, otwar­tego na naukę i nie­wie­dzą­cego abso­lut­nie nic.

Część pierw­sza

ŻYCIE SKUPIONE NA CELU I RADOŚCI

Roz­dział 1

PODSTAWY KONCENTRACJI UMYSŁU

LEK­CJA 1.1

Prowadzenie życia skupionego na celu

Nie ma nic waż­niej­szego niż zna­jo­mość sie­bie, drogi, którą kro­czysz, oraz jej osta­tecz­nego celu.

GURU­DEWA

Pewnego chłod­nego i wietrz­nego zimo­wego wie­czoru w Mona­chium szli­śmy pospiesz­nie w kie­runku restau­ra­cji, którą wybra­li­śmy na spo­tka­nie. Cho­ciaż uwiel­biam spa­ce­ro­wać po tym sta­rym bawar­skim mie­ście, moim ulu­bio­nym miej­scu w Niem­czech, pra­gną­łem jak naj­szyb­ciej schro­nić się przed zim­nem. Wkrótce dotar­li­śmy do celu i cie­pło tej uro­kli­wej restau­ra­cji o mocno wytar­tej pod­ło­dze z twar­dego drewna ser­decz­nie nas otu­liło. Usie­dli­śmy przy sto­liku w kącie, rzu­ci­li­śmy na krze­sła stertę zimo­wych okryć, zamó­wi­li­śmy wino i pod­ję­li­śmy prze­rwaną na chwilę roz­mowę.

Spę­dza­łem wie­czór w towa­rzy­stwie jed­nego z moich bli­skich przy­ja­ciół, Moritza, nie­miec­kiego przed­się­biorcy, któ­rego znam od kilku lat. Moritz się­gnął po wino, upił łyk, odsta­wił kie­li­szek na stół i zapy­tał:

– Skoro twier­dzisz, że zna­jo­mość wła­snego celu życio­wego jest taka ważna, a wręcz nie­zbędna, to dla­czego zawsze mówisz o umy­śle i sku­pie­niu? Dla­czego nie zaczy­nasz od naucze­nia ludzi, jak zna­leźć wła­sny cel?

Drew­niane krze­sło skrzyp­nęło, kiedy pochy­li­łem się, żeby odpo­wie­dzieć:

– Swój cel życiowy odkry­wamy umy­słem. Aby to zro­bić, musimy w wystar­cza­ją­cym stop­niu go rozu­mieć i nad nim pano­wać, a także roz­wi­nąć umie­jęt­ność kon­cen­tra­cji. Dopiero wtedy możemy utrzy­my­wać stan auto­re­flek­sji na tyle długo i kon­se­kwent­nie, żeby jasno okre­ślić swój życiowy cel. Dla­tego, choć mogłoby się wyda­wać, że powin­ni­śmy zacząć od poszu­ki­wa­nia tego celu, w rze­czy­wi­sto­ści wcale tak nie jest. Kiedy pytam ludzi, czego w życiu pra­gną, więk­szość odpo­wiada: „być szczę­śli­wym”. Czę­sto sły­szy się rodzi­ców, mówią­cych do swo­ich dzieci: „Chcemy tylko, żeby­ście były szczę­śliwe”. Ni­gdy jed­nak nie powin­ni­śmy poszu­ki­wać szczę­ścia. Zamiast niego trzeba szu­kać stylu życia, któ­rego skut­kiem ubocz­nym będzie szczę­ście. Na przy­kład w tej chwili piję wino z jed­nym z bli­skich przy­ja­ciół w moim ulu­bio­nym mie­ście w Niem­czech i czuję się szczę­śliwy. A zatem klu­czem jest picie dobrego wina w towa­rzy­stwie dobrych przy­ja­ciół w Niem­czech.

Moritz wybuch­nął śmie­chem i odparł:

– Wypiję za to!

– Zdro­wie! – Uśmiech­ną­łem się i stuk­nę­li­śmy się kie­lisz­kami.

We wnę­trzu restau­ra­cji było cie­pło, ale sie­dząc przy oknie, czu­łem, jak chłód despe­racko pró­buje prze­drzeć się przez szybę.

– To sekwen­cyjny pro­ces – oznaj­mi­łem. – Głę­bo­kie rozu­mie­nie funk­cjo­no­wa­nia umy­słu i umie­jęt­ność kon­cen­tra­cji two­rzą nie­zbędną pod­stawę, dzięki któ­rej możemy odkryć swój cel życiowy. Cel defi­niuje prio­ry­tety, a prio­ry­tety defi­niują styl życia, jakie powin­ni­śmy pro­wa­dzić. Skut­kiem ubocz­nym życia zgod­nego z naszym celem jest szczę­ście.

– Cóż – odparł Moritz – w takim uję­ciu staje się jasne, dla­czego warto zaczy­nać od zro­zu­mie­nia umy­słu i nauki kon­cen­tra­cji.

– Życie sku­pione na celu to życie pełne satys­fak­cji.

Niniej­sza książka dostar­czy ci pod­sta­wo­wej wie­dzy i narzę­dzi nie­zbęd­nych do zro­zu­mie­nia i wyko­rzy­sta­nia umy­słu oraz potęgi nie­zmą­co­nej kon­cen­tra­cji. Zro­zu­mie­nie tych dwóch rze­czy – wła­snego umy­słu i zdol­no­ści kon­cen­tra­cji – pozwoli ci roz­po­cząć pro­ces odkry­wa­nia two­jego celu życio­wego, póź­niej zaś umoż­liwi zde­fi­nio­wa­nie prio­ry­te­tów i skon­cen­tro­wa­nie się na nich, abyś mógł pro­wa­dzić życie sku­pione na celu i rado­ści. Z kolej­nych roz­dzia­łów nauczysz się mię­dzy innymi, jak wyko­rzy­stać tę wie­dzę, aby móc żyć w teraź­niej­szo­ści i ule­czyć wiele dole­gli­wo­ści drę­czą­cych umysł, takich jak nie­po­kój, strach, lęk i stres.

Pomogę ci krok po kroku zro­zu­mieć funk­cjo­no­wa­nie umy­słu, dzięki czemu nauczysz się nad nim pano­wać i nim kie­ro­wać. Nauczysz się także kon­cen­tra­cji. Ponadto podzielę się z tobą całym zesta­wem pro­stych, prak­tycz­nych, ale bar­dzo sku­tecz­nych narzę­dzi, które ci w tym pomogą. Dowiesz się, jak łatwo i kon­se­kwent­nie wdra­żać je w życie codzienne, aby osią­gać postępy na dro­dze do zamie­rzo­nych celów. Nie ocze­kuj, że sama lek­tura wystar­czy, aby opano­wać te narzę­dzia; spo­dzie­waj się raczej uzy­ska­nia głę­bo­kiego i solid­nego zro­zu­mie­nia spo­sobu ich dzia­ła­nia oraz prak­tycz­nych tech­nik, które pozwolą ci wyko­rzy­stać je w każ­dym aspek­cie życia. Tylko kon­se­kwentne sto­so­wa­nie ich w następ­nych tygo­dniach i mie­sią­cach zade­cy­duje o tym, jakie rze­czy­wi­ste korzy­ści ci przy­niosą. W końcu, jeśli będziesz wystar­cza­jąco kon­se­kwentny, zauwa­żysz, że twoje sche­maty myślowe – nawyki – zaczy­nają się zmie­niać, i prze­bu­du­jesz swój styl życia.

Zdol­ność kon­cen­tra­cji to jeden z naj­więk­szych atu­tów ludz­ko­ści. Sta­nowi serce wszel­kich suk­ce­sów i przed­się­wzięć, ponie­waż dzięki niej możemy mani­fe­sto­wać swoje cele w życiu. Więk­szość ludzi chce doświad­czać jakie­goś rodzaju szczę­ścia, zado­wo­le­nia, oświe­ce­nia lub innych budu­ją­cych uczuć, ale nie wie­dzą oni, jak te stany osią­gnąć, bo nikt ich nie uczy, że klu­czem do two­rze­nia upra­gnio­nego życia jest kon­cen­tra­cja. Z tego samego powodu nie potra­fią też wyko­rzy­stać jej mocy jako narzę­dzia mani­fe­sta­cji.

Jeśli się zasta­na­wiasz: „Czy muszę pro­wa­dzić życie w sku­pie­niu?”, moja odpo­wiedź brzmi: „Nie”. Abso­lut­nie nie musisz żyć w sku­pie­niu. Takie życie to wybór, o któ­rym każdy czło­wiek sam ma prawo zde­cy­do­wać. To twoje życie i ty decy­du­jesz, jak chcesz je prze­żyć. Nie­mniej sku­pie­nie pomoże ci uczy­nić je bar­dziej satys­fak­cjo­nu­ją­cym.

Nie bez powodu się­gną­łeś po tę książkę, a mam nadzieję, że skło­nił cię do tego twój głos wewnętrzny, pod­po­wia­da­jący ci, że prze­ży­wa­nie życia w sku­pie­niu albo życia sku­pio­nego na celu poprawi jego jakość i wnie­sie w nie wię­cej zna­cze­nia.

Czym różni się życie w sku­pie­niu od życia sku­pio­nego na celu? Życie w sku­pie­niu to takie, w któ­rym możesz poświę­cać waż­nym dla cie­bie ludziom i spra­wom nie­po­dzielną uwagę. Jesteś w pełni obecny we wszyst­kich swo­ich doświad­cze­niach, dzięki czemu budu­jesz naprawdę satys­fak­cjo­nu­jące życie, mimo że two­imi dzia­ła­niami nie kie­ruje jakiś nad­rzędny cel. Nato­miast życie sku­pione na celu to takie, w któ­rym życiowy cel wyzna­cza twoje prio­ry­tety, one zaś decy­dują, na czym się sku­piasz. Swoje życie prze­ży­wasz bar­dzo inten­cjo­nal­nie. Codzien­nie doko­nu­jesz mądrych wybo­rów w opar­ciu o swój życiowy cel: z kim spę­dzasz i na co poświę­casz swój czas, jakiej muzyki słu­chasz, jakie książki czy­tasz, jakie seriale oglą­dasz, co jesz i tak dalej. W tym przy­padku rów­nież poświę­casz cał­ko­witą uwagę waż­nym dla cie­bie oso­bom i kwe­stiom, ale są to osoby i kwe­stie wybrane w okre­ślo­nym celu.

Niniej­sza książka powstała, aby pomóc ci pro­wa­dzić życie w sku­pie­niu albo życie sku­pione na celu i czer­pać z niego nie­zli­czone korzy­ści.

LEK­CJA 1.2

Przejęcie kontroli

Możemy wybie­rać, na czym się sku­pić w życiu. Nie zawsze jest to łatwe. Cza­sem, a nawet czę­sto, jest to wręcz nie­zwy­kle trudne, nie­mniej mamy wybór.

Gdy jako mnich miesz­ka­łem w klasz­to­rze mojego guru, pozna­łem pew­nego męż­czy­znę, który pocho­dził z wyspiar­skiego pań­stwa Mau­ri­tius i który zawsze się uśmie­chał. Odby­wał on, z braku lep­szego okre­śle­nia, kil­ku­mie­sięczny staż w klasz­to­rze i przez ten czas nawią­za­li­śmy bliż­szą zna­jo­mość. Kie­dyś zada­łem mu pyta­nie:

– Dla­czego zawsze się uśmie­chasz?

Spoj­rzał na mnie i odparł:

– Mój ojciec zmarł, kiedy byłem bar­dzo młody. Owdo­wiała matka musiała sama wycho­wy­wać mnie i moje rodzeń­stwo, a byli­śmy dość biedni. Co rano matka budziła nas, usta­wiała w rządku i kazała się śmiać przez pięć minut. W taki spo­sób roz­po­czy­na­li­śmy dzień.

Nie masz poję­cia, jak bar­dzo ta histo­ria wpły­nęła na moje życie. Ta pani, posta­wiona w obli­czu utraty męża i zmu­szona do samo­dziel­nego utrzy­my­wa­nia dzieci i sie­bie, zde­cy­do­wała, jak chce roz­po­czy­nać dzień i na czym jej dzieci powinny się sku­pić. Zde­cy­do­wała, co odci­snąć na ich pla­stycz­nej pod­świa­do­mo­ści z samego rana. Nie zda­wała sobie sprawy, że jej dzia­ła­nia odbiją się echem na dru­gim końcu świata, docie­ra­jąc aż na Hawaje, a pew­nego dnia zostaną wspo­mniane w książce.

Nel­son Man­dela spę­dził dwa­dzie­ścia sie­dem lat w wię­zie­niu, po czym został zwol­niony, oba­lił rasi­stow­ski sys­tem apar­the­idu w Repu­blice Połu­dnio­wej Afryki i został pre­zy­den­tem. Wspa­niała lek­cja o czło­wieku, który wybrał, na czym chce skon­cen­tro­wać umysł, będąc w wię­zie­niu.

Są to przy­kłady dwóch osób, które prze­jęły kon­trolę nad swoim umy­słem i doko­nały świa­do­mego wyboru, na czym chcą się sku­pić w życiu. Nie możemy zosta­wić tej decy­zji innym. Rezul­tat byłby kata­stro­falny. Musimy prze­jąć kon­trolę i samo­dziel­nie wybrać, na czym pra­gniemy się sku­pić. Nie możemy też pozosta­wić tego wyboru umy­słowi, ponie­waż nie potrafi on odróż­nić tego, co dla nas dobre, od tego, co dobre nie jest.

Gdyby mój umysł wie­dział, co jest dla mnie dobre i zdrowe, był­bym dosko­nały. Za każ­dym razem, kiedy się­gam po talerz fry­tek, mój umysł mówiłby mi: „Weź trzy frytki, a potem zjedz talerz sałaty, bo jest zdrow­sza”. Ale mój umysł wcale tak nie mówi. Zamiast tego zachęca mnie: „Jasne, nie żałuj sobie. Zjedz ten talerz fry­tek, a przed­tem polej je keczu­pem, bo to bar­dzo, bar­dzo dobre”. I dodaje: „Dorzuć jesz­cze parę tych krąż­ków cebu­lo­wych”.

Umysł nie ma poję­cia, co jest dla nas dobre i zdrowe, a co nie, dopóki go nie nauczysz tego odróż­niać. Dopiero gdy wyćwi­czysz i zapro­gra­mu­jesz umysł tak, aby umiał mądrze wybie­rać to, co fizycz­nie, psy­chicz­nie, emo­cjo­nal­nie i duchowo ci służy, będzie mógł on pomóc ci w podej­mo­wa­niu lep­szych wybo­rów.

Kie­dyś wci­skano ludziom, że pale­nie jest zdrowe, a oni w to wie­rzyli, wma­wiali umy­słowi, że papie­rosy nie szko­dzą, i nara­żali się na śmierć. Gdyby umysł wie­dział, że pale­nie jest nie­zdrowe, mówiłby: „Ty idioto! Pale­nie zabija. Skończ z tym. Zabi­jesz nas obu”. Nie mówił tak jed­nak, bo dopóki umysł nie dosta­nie wła­ści­wych infor­ma­cji, nie może popro­wa­dzić cię we wła­ści­wym kie­runku.

Mimo to pewna część umy­słu wie, co dla nas dobre. Jest to tak zwana nad­świa­do­mość.

Trzy stany umysłu

Dla lep­szego zro­zu­mie­nia umy­słu warto przyj­rzeć się jego trzem sta­nom. W tej książce nie będę ich dokład­nie cha­rak­te­ry­zo­wał, chcę jed­nak przed­sta­wić krótki, uprosz­czony opis, który będzie pomocny przy oma­wia­niu kwe­stii poru­sza­nych w dal­szej czę­ści lek­tury.

Te trzy stany można postrze­gać jako świa­do­mość, podświa­do­mość i nadświa­do­mość. Aby lepiej pojąć tę kon­cep­cję, wyobraź sobie umysł w postaci trzy­kon­dy­gna­cyj­nego budynku, w któ­rym nadświa­do­mość znaj­duje się naj­wy­żej, podświa­do­mość w środku, świa­do­mość zaś na par­te­rze. Przyj­rzyjmy się cechom cha­rak­te­ry­stycz­nym każ­dego z tych sta­nów.

Świa­do­mość to umysł zewnętrzny, ukie­run­ko­wany na ota­cza­jący nas świat i powią­zany z naszymi pię­cioma zmy­słami. Jest to nasza część instynk­towna, dla­tego czę­sto nazy­wam ją umy­słem instynk­tow­nym. Rzą­dzi, na przy­kład, łak­nie­niem i pra­gnie­niem, pod­sta­wo­wymi funk­cjami per­cep­cyjno-moto­rycz­nymi, pro­kre­acją, myśle­niem impul­syw­nym i wie­loma innymi kwe­stiami.

Pod­świa­do­mość to nasz umysł inte­lek­tu­alny, sie­dziba rozumu i logicz­nego myśle­nia. Można stwier­dzić, że sta­nowi nasz „twardy dysk”. Zapi­suje wszyst­kie doświad­cze­nia świa­do­mo­ści, bez względu na to, czy są one zapa­mię­ty­wane, czy nie. Ponadto prze­cho­wuje wra­że­nia i nawyki, a także kie­ruje mimo­wol­nymi pro­ce­sami fizjo­lo­gicz­nymi.

Nad­świa­do­mość, według opisu Guru­dewy, to „umysł świa­tła, wszech­wie­dząca inte­li­gen­cja duszy”. Na naj­głęb­szym pozio­mie można opi­sać ją jako świa­do­mość duchową albo nie­du­alną. Jest źró­dłem twór­czo­ści, intu­icji, głę­bo­kich prze­żyć ducho­wych i tym podob­nych.

Wyobra­ża­jąc sobie te trzy stany w postaci trzy­kon­dy­gna­cyj­nego budynku, możemy wysnuć nastę­pu­jące wnio­ski. Aby odci­snąć ślad w pod­świa­do­mo­ści, musie­li­by­śmy przejść przez świa­do­mość (czyli przez par­ter dotrzeć na pierw­sze pię­tro). Intu­icja, która pocho­dzi z nad­świa­do­mo­ści, musi przejść przez podświa­do­mość, aby zna­leźć się na pozio­mie świa­do­mym, gdzie możemy ją dostrzec. Przez zagra­coną podświa­do­mość trudno byłoby jej się prze­do­stać.

Z tych trzech sta­nów umy­słu jedy­nie nad­świa­do­mość wie, co jest dla nas dobre. Jest prze­cież wszech­wie­dzącą inte­li­gen­cją duszy. Pro­blem w tym, że ludzie prze­waż­nie funk­cjo­nują na pozio­mie świa­do­mo­ści i podświa­do­mo­ści, a tylko cza­sem doświad­czają prze­bły­sku intu­icji pocho­dzą­cego z poziomu nad­świa­do­mego.

Zasad­ni­czo pod­świa­do­mość nie wie, co ci służy, jeżeli jej tego nie nauczy­łeś. Aby to zro­bić, musisz naj­pierw zro­zu­mieć umysł i nad nim zapa­no­wać, a następ­nie zebrać odpo­wied­nie infor­ma­cje, prze­tra­wić je, wycią­gnąć jasne wnio­ski i zaszcze­pić je w pod­świa­do­mo­ści w upo­rząd­ko­wany spo­sób, tak żeby na ich pod­sta­wie mogła cię pro­wa­dzić. Wtedy sta­nie się nie­oce­nio­nym wręcz atu­tem. Oczysz­czona pod­świa­do­mość har­mo­nij­nie współ­dzia­ła­jąca z nad­świa­do­mo­ścią sta­nowi nie­zgłę­bioną moc, do któ­rej masz prawo.

W dzi­siej­szym świe­cie lawina infor­ma­cji, któ­rymi jeste­śmy codzien­nie bom­bar­do­wani, pusto­szy kra­jo­braz naszego pod­świa­do­mego umy­słu. Pod­świa­do­mość umiera powolną śmier­cią od infor­ma­cyj­nej nie­straw­no­ści, wywo­łu­ją­cej nie­zdol­ność do podej­mo­wa­nia decy­zji (nawet naj­prost­szych), dez­orien­ta­cję, para­liż ana­li­tyczny, lęk, stres i tym podobne. Pochła­niamy infor­ma­cje szyb­ciej niż głodny zupę, ale nie dajemy sobie czasu na ich prze­tra­wie­nie i pomi­jamy istotny etap for­mu­ło­wa­nia jasnych wnio­sków. W ten spo­sób osła­biamy pod­świa­do­mość. Coraz wię­cej osób nie potrafi podej­mo­wać decy­zji ani wręcz okre­ślić, czego chcą od życia.

W każ­dym momen­cie w ciągu dnia nasza uwaga funk­cjo­nuje w jed­nym z tych sta­nów umy­słu (o uwa­dze dowiemy się wię­cej w roz­dziale trze­cim). To, jak dzia­łamy i reagu­jemy na różne doświad­cze­nia, zależy od tego, na któ­rym sta­nie umy­słu sku­pia się nasza uwaga. Doce­lowo powin­ni­śmy nauczyć się nią kie­ro­wać.

Nie powin­ni­śmy też odda­wać ste­rów swo­jego życia innym ani, broń Boże, „wszech­świa­towi”! Wszyst­kich tych, któ­rzy mówią: „Wszech­świat mnie popro­wa­dzi”, mogę zapew­nić, że Jowisz, Plu­ton ani Uran nie łamią sobie głowy nad roz­plą­ty­wa­niem zawi­ło­ści waszego życia. Dys­po­nu­jesz narzę­dziem, jakim jest umysł. To ty trzy­masz jego ster. Zro­zum, jak działa, i skup się na two­rze­niu życia, któ­rego pra­gniesz.

Im wcze­śniej przy­swo­isz sobie te nauki, tym wię­cej czasu zyskasz na wpro­wa­dze­nie ich w życie i czer­pa­nie pły­ną­cych z nich korzy­ści. Nawet jeśli zostało ci dzie­sięć lat życia, możesz wyko­rzy­stać tę wie­dzę i prze­żyć naj­bar­dziej nie­sa­mo­witą dekadę. To jeden z naj­więk­szych darów, jakie możesz sobie ofia­ro­wać. Możesz go dać także innym ludziom. Kiedy pod­no­sisz swój poziom duchowy i sta­jesz się lep­szą wer­sją sie­bie, wpły­wasz pozy­tyw­nie także na wszyst­kich, z któ­rymi jesteś połą­czony.

Pamię­tam, że kilka mie­sięcy po wstą­pie­niu do klasz­toru czu­łem ogar­nia­jący mnie smu­tek, bo od dłuż­szego czasu nie roz­ma­wia­łem z rodziną. Tęsk­ni­łem za nimi. Czę­ścią życia wyświę­co­nego mni­cha hin­du­skiego w klasz­to­rze klau­zu­ro­wym w mojej tra­dy­cji było to, że nie pozo­sta­wa­li­śmy w kon­tak­cie ze zna­nymi nam wcze­śniej ludźmi. Pew­nego dnia odwie­dzi­łem Guru­dewę w jego gabi­ne­cie, żeby zwie­rzyć mu się ze swo­ich uczuć.

– Guru­dewo – powie­dzia­łem – czuję wielki smu­tek. Tęsk­nię za rodziną. Tęsk­nię za przy­ja­ciółmi i krew­nymi. A cza­sem nie potra­fię wyzbyć się uczu­cia, że moja obec­ność w klasz­to­rze jest tro­chę samo­lubna, że tak naprawdę im nie poma­gam.

Wysłu­chał mnie cier­pli­wie i bar­dzo uważ­nie, jak zawsze, a potem zro­bił coś naprawdę inte­re­su­ją­cego. Się­gnął do pudełka na biurku i wyjął z niego chu­s­teczkę. Roz­ło­żył ją na bla­cie i rzekł:

– Ty jesteś tutaj, na środku. Twój ojciec jest w tym rogu, matka w tym rogu, brat w tym, a drugi brat w tam­tym.

Następ­nie chwy­cił śro­dek chu­s­teczki i zaczął ją pod­no­sić.

– Ty jesteś w środku – cią­gnął – i spójrz, co robisz z innymi, kiedy sam się wzno­sisz: wszyst­kich pocią­gasz za sobą. – Pod­no­sił śro­dek chu­s­teczki coraz wyżej, aż wszyst­kie jej cztery rogi rów­nież unio­sły się nad blat biurka. Wtedy dodał: – Jesteś ener­ge­tycz­nie połą­czony z wszyst­kimi, któ­rzy są w twoim życiu. Kiedy pod­no­sisz swój poziom duchowy, pocią­gasz za sobą ich wszyst­kich, więc poświę­ca­nie czasu na wła­sny roz­wój nie jest samo­lubne.

Była to lek­cja pro­sta, a jed­no­cze­śnie nie­zwy­kle głę­boka. Pozo­sta­wiła w moim umy­śle nie­za­tarty ślad, ucząc, że wysi­łek, który wkła­dam w to, aby stać się lep­szą wer­sją sie­bie, wywiera wpływ nie tylko na mnie samego, ale także na ludzi wokół mnie.

Fakt, że dano ci życie, jest wystar­cza­ją­cym powo­dem, aby prze­jąć jego stery i prze­żyć je naj­le­piej, jak tylko potra­fisz. Spo­strze­że­nia, narzę­dzia i prak­tyki zawarte w tej książce sta­no­wią fun­da­men­talną wie­dzę, któ­rej potrze­bu­jesz, aby to zro­bić.

LEK­CJA 1.3

Pragnienie, nadrzędna siła życiowa

Bez nie­ga­sną­cego pra­gnie­nia niczego się nie osią­gnie.

Napo­leon Hill, dwu­dzie­sto­wieczny mistyk, napi­sał w swo­jej książce Myśl i bogać się: „Za tą potrzebą rze­czy nowych i lep­szych kryje się pewna war­tość, którą trzeba uznać za swoją, jest nią mia­no­wi­cie okre­ślony cel, świa­do­mość tego, co się chce osią­gnąć, i żądza osią­gnię­cia tego celu”1.

Świa­do­mość tego, co chcesz osią­gnąć, i pra­gnie­nie osią­gnię­cia tego celu. Jeśli masz pew­ność, że chcesz żyć w sku­pie­niu, powi­nie­neś zadać sobie następne pyta­nie: jak bar­dzo tego pra­gniesz? U więk­szo­ści ludzi to pra­gnie­nie nie jest wystar­cza­jąco silne i wła­śnie ten brak żar­li­wo­ści unie­moż­li­wia im pro­wa­dze­nie życia w sku­pie­niu. Ta zasada odnosi się do wszel­kich naszych dążeń.

Bra­cia Wri­ght pra­gnęli latać. Edi­son pra­gnął roz­świe­tlić noc. Hil­lary i Nor­gay pra­gnęli zdo­być Mount Eve­rest. Rosa Parks pra­gnęła rów­nych praw. Gan­dhi pra­gnął nie­pod­le­gło­ści bez ucie­ka­nia się do prze­mocy. Można by tak wymie­niać bez końca, bo męż­czyzn i kobiet, któ­rzy dzięki mocy pra­gnie­nia osią­gnęli swoje cele, jest o wiele wię­cej. Moc nie­ga­sną­cego pra­gnie­nia usuwa z drogi sprze­ciwy i poko­nuje każdą barierę. Uci­sza nadęte głosy kry­ty­ków i nie­do­wiar­ków. Jest zasłoną, która spo­wija i tłumi wszel­kie prze­szkody. Jest nad­rzędną siłą wio­dącą do suk­cesu.

Mia­łem dzie­więć lat, kiedy pozna­łem mojego guru. Po raz drugi spo­tka­łem go, mając lat dwa­dzie­ścia jeden. Wyzna­łem mu wów­czas na samym początku, że pra­gnę speł­nie­nia swo­jego życio­wego celu, samo­re­ali­za­cji. Zaraz potem spy­ta­łem, czy będzie mnie uczył i pomoże mi ten cel osią­gnąć.

Spoj­rzał mi pro­sto w oczy i zapy­tał:

– Co jesteś gotów zro­bić, aby tak się stało?

Bez naj­mniej­szego waha­nia i z naj­wyż­szym prze­ko­na­niem, które zako­rze­niło się we mnie już wiele lat wcze­śniej, odpar­łem:

– Jestem gotów poświę­cić wła­sne życie.

Widzia­łem, że ani tro­chę nie wąt­pił w moje słowa, ale też nie miało dla mnie zna­cze­nia, co sądzi o moim oświad­cze­niu. Moje pra­gnie­nie i to, co chcia­łem zro­bić, aby je zre­ali­zo­wać, miało naj­wyż­szą wagę. Byłem cał­ko­wi­cie zde­cy­do­wany. Potrze­bo­wa­łem jedy­nie prze­wod­nika. Kogoś, kto osią­gnął ten cel wie­lo­krot­nie i nie­za­prze­czal­nie znał pro­wa­dzącą do niego drogę. Do niego nale­żała teraz tylko decy­zja, czy przyj­mie mnie na swo­jego ucznia, czy nie.

W następ­nych latach spraw­dzał moje pra­gnie­nie i prze­ko­na­nie. Z każ­dym sta­wia­nym mi wyzwa­niem i każdą próbą, któ­rej mnie pod­da­wał, potwier­dza­łem swoje zde­cy­do­wa­nie, by wstą­pić do jego zakonu mona­stycz­nego i poświę­cić życie jego naukom i dąże­niu do obra­nego celu. Trzy lata póź­niej, w poszu­ki­wa­niu samo­re­ali­za­cji, porzu­ci­łem rodzinę i świat, który zna­łem od uro­dze­nia, aby odtąd pro­wa­dzić hin­du­skie życie mona­styczne w klasz­to­rze klau­zu­ro­wym mojego guru.

Ten akt wyrze­cze­nia ozna­czał rezy­gna­cję z kon­taktu z rodziną, krew­nymi, przy­ja­ciółmi i wszyst­kimi ludźmi, któ­rych dotąd zna­łem. Muzyka, seriale, jedze­nie, napoje, ubra­nia, upodo­ba­nia… całe moje dotych­cza­sowe życie miało prze­stać ist­nieć. Nic już dla mnie nie zna­czyło. Mój cel życiowy przy­ćmił inne pra­gnie­nia. Odtąd moje życie miało sku­pić się na jed­nym: samo­re­ali­za­cji, osta­tecz­nym osią­gnię­ciu ducho­wym w rozu­mie­niu filo­zo­fii hin­du­skiej, którą wyznaję.

Wszystko spro­wa­dza się do tego, jak mocno pra­gniesz celu, do któ­rego dążysz. Żar­li­wość pra­gnie­nia decy­duje o tym, co jesteś w sta­nie zro­bić, aby je zre­ali­zo­wać, i co jesteś w sta­nie dla niego poświę­cić. Ja byłem gotowy oddać życie za reali­za­cję mego osta­tecz­nego pra­gnie­nia życio­wego.

Chciał­bym wyraź­nie pod­kre­ślić, że dąże­nie do zaspo­ko­je­nia jedy­nego pra­gnie­nia kosz­tem wszyst­kiego innego nie powinno suge­ro­wać, że ni­gdy nie poczu­łem zwąt­pie­nia albo nie kwe­stio­no­wa­łem swej drogi. Nie chcę kre­ować się na super­bo­ha­tera czy sto­ic­kiego mni­cha odpor­nego na życiowe udręki. Czę­sto kusi nas, aby tych, do któ­rych mamy wiele sza­cunku, odma­lo­wać w bar­wach dosko­na­ło­ści i mesja­ni­zmu. Zapew­niam jed­nak, że wszy­scy jeste­śmy ludźmi, bez wyjątku. Zała­my­wa­łem się, pła­ka­łem, pono­si­łem porażki, waha­łem się, ule­ga­łem roz­pa­czy oraz dez­orien­ta­cji i wąt­pi­łem w sie­bie. Ni­gdy jed­nak nie zre­zy­gno­wa­łem ze swego celu życio­wego. Pra­gnie­nie jego reali­za­cji jest zawsze obecne – to ono defi­niuje, co robię i na czym kon­cen­truję ener­gię.

Każdy, kto ci wma­wia, że ni­gdy nie myślał, aby zre­zy­gno­wać, wci­ska ci bajkę o tro­pi­kal­nej wyspie w Ark­tyce.

W roz­mo­wie z Joem De Seną, zało­ży­cie­lem Spar­tan Race – orga­ni­za­to­rem bie­gów z prze­szko­dami w woj­sko­wym stylu, któ­rych celem jest testo­wa­nie hartu ducha i sił fizycz­nych – zapy­ta­łem go, czy kie­dy­kol­wiek prze­szło mu przez myśl, aby zre­zy­gno­wać choćby z jed­nego z tych dłu­gich wyści­gów wytrzy­ma­ło­ścio­wych, w któ­rych bie­rze udział.

– Cały czas – odpo­wie­dział natych­miast. – Chcę zre­zy­gno­wać z każ­dego wyścigu, w któ­rym bie­gnę.

Naszła mnie wtedy myśl, że to nie­zwy­kle szczera odpo­wiedź.

Zapew­niam, że wizja życia pozba­wio­nego nie­pew­no­ści i prze­po­jo­nego per­fek­cjo­ni­zmem nie tylko nie wzbu­dza niczy­jej nadziei, ale wręcz sta­nowi fał­szywy obraz bez­bo­le­snej drogi do suk­cesu – obraz, który sprawi jedy­nie, że każdy poczuje się bez­na­dziej­nie roz­cza­ro­wany swoją nie­zdol­no­ścią do wznie­sie­nia się na takie wyżyny. Zdo­by­wa­nie szczy­tów suk­ce­sów, co więk­szość ludzi lubi glo­ry­fi­ko­wać i na czym się sku­pia, zaj­muje jedy­nie uła­mek czasu, który zdo­bywcy tych szczy­tów poświę­cają na wyczoł­gi­wa­nie się z głę­bo­kich prze­pa­ści. Ta książka opi­suje histo­rię zwy­kłego czło­wieka, który z roz­ko­ja­rzo­nego dziecka stał się doro­słym potra­fią­cym sku­piać się na wszyst­kich swo­ich zaję­ciach i zobo­wią­za­niach. Nie ma w niej cudów, cho­dze­nia po wodzie ani roz­stę­pu­ją­cego się morza. Jest tylko nie­ga­snące pra­gnie­nie osią­gnię­cia jasno okre­ślo­nego celu – życia w sku­pie­niu – na dro­dze do któ­rego zda­rzyło się wię­cej upad­ków niż wzlo­tów.

Trzeba być pato­lo­gicz­nie śle­pym na wszystko poza swoim pra­gnie­niem i głę­boką wiarą w jego reali­za­cję. Takie zapa­trze­nie w jedyny cel zdusi w końcu pło­mień wąt­pli­wo­ści i otwo­rzy przed tobą drogę do mani­fe­sta­cji twego pra­gnie­nia.

Koniec koń­ców musisz tego chcieć. Musisz naprawdę chcieć tego, do czego dążysz, i wie­rzyć całym ser­cem, że zdo­łasz to osią­gnąć. Temu pra­gnie­niu musi towa­rzy­szyć nie­za­chwiana cier­pli­wość oraz akcep­ta­cja faktu, że jego reali­za­cja może zająć dzie­siątki lat.

Jesz­cze raz zacy­tujmy Hilla: „Nie ma takiej rze­czy na świe­cie, któ­rej wiara – słuszna czy nie­słuszna – wsparta żar­li­wym pra­gnie­niem, nie byłaby w sta­nie zdo­być. A odnosi się to do każ­dego czło­wieka”2.

LEK­CJA 1.4

Przytaczanie mocnych argumentów

Na prze­strzeni lat spo­tka­łem nie­zli­czo­nych ludzi żywo zain­te­re­so­wa­nych życiem w sku­pie­niu. W roz­mo­wie ze mną wyra­żali to pra­gnie­nie z całą powagą, ale osta­tecz­nie więk­szość z nich ni­gdy nie zaczęła pro­wa­dzić takiego życia. Wie­dzia­łem, że ten brak suk­cesu wyni­kał z faktu, że ich pra­gnie­nie życia w sku­pie­niu nie było wystar­cza­jąco silne. Być może kiedy się nim ze mną dzie­lili, prze­cho­dzili jakiś trudny okres i zwią­zany z nim ból skła­niał ich do poszu­ki­wa­nia alter­na­tyw­nego stylu życia. Czę­sto jed­nak, gdy ból prze­mija, pra­gnie­nie zmian słab­nie wraz z nim i ludzie wra­cają w utarte kole­iny.

Nie­raz zasta­na­wia­łem się, czego jesz­cze, poza pra­gnie­niem, bra­kuje tym, któ­rym nie udaje się prze­kuć swego prze­ko­na­nia w suk­ces. Jed­nak dopiero pod­czas chłod­nego, jesien­nego wie­czoru w Seulu w Korei Połu­dnio­wej uświa­do­mi­łem sobie coś, co w moim odczu­ciu decy­duje o suk­cesie lub jego braku. Działo się to w paź­dzier­niku 2017 roku, kiedy zosta­łem zapro­szony jako pre­le­gent na 18. Świa­towe Forum Wie­dzy. To trzy­dniowe wyda­rze­nie zgro­ma­dziło około trzech tysięcy uczest­ni­ków i uczest­ni­czek oraz impo­nu­jącą grupę refe­ren­tów, wśród któ­rych zna­leźli się byli pre­mie­rzy i pre­zy­denci państw, nobli­ści, liczni pre­zesi glo­bal­nych kor­po­ra­cji i tym podobne oso­bi­sto­ści.

Pew­nego wie­czoru zosta­łem zapro­szony na pry­watną kola­cję dla sie­dem­dzie­się­ciu czy osiem­dzie­się­ciu dygni­ta­rzy bio­rą­cych udział w kon­fe­ren­cji. Spo­tka­nie odbyło się w prze­pięk­nym miej­scu zbu­do­wa­nym w stylu hano­ków – tra­dy­cyj­nych domów kore­ań­skich o zakrzy­wio­nych dachach kry­tych dachówką i wspar­tych na gru­bych drew­nia­nych kro­kwiach. Sto­jąc na dzie­dzińcu tego pro­stego, nie­ska­zi­tel­nego i ele­ganc­kiego domu, nie mogłem oprzeć się wra­że­niu, że nagle prze­nio­słem się do osiem­na­sto­wiecz­nej Korei. Gdy roz­ma­wia­łem z kil­koma oso­bami, pod­szedł do mnie pewien męż­czy­zna i zapy­tał:

– Dzień dobry, kim pan jest i o czym będzie pań­ska pre­lek­cja?

Przed­sta­wi­łem się i pokrótce przy­bli­ży­łem mu temat, który mia­łem oma­wiać. Wtedy on przed­sta­wił mi się jako były szef kan­ce­la­rii Bia­łego Domu.

Pod­czas roz­mowy zauwa­żył, że główną przy­czyną, dla któ­rej ludzie nie docie­rają ze swoim prze­ka­zem do słu­cha­czy, jest to, że „nie przy­ta­czają moc­nych argu­men­tów”.

Popro­si­łem go, by roz­wi­nął tę myśl, a on w odpo­wie­dzi wspo­mniał o wystą­pie­niu Bana Ki-moona (byłego sekre­ta­rza gene­ral­nego Orga­ni­za­cji Naro­dów Zjed­no­czo­nych) na temat pro­ble­mów eko­lo­gicz­nych na świe­cie. Zda­niem mojego roz­mówcy Ban Ki-moon mógłby lepiej tra­fić do odbior­ców, gdyby przy­to­czył mocne argu­menty.

– Bo na przy­kład – cią­gnął – jak prze­ko­nać miesz­ka­jącą w Pen­syl­wa­nii samotną matkę trójki dzieci, która pra­cuje na dwóch eta­tach, że powinna dbać o śro­do­wi­sko natu­ralne, kiedy ona myśli wyłącz­nie o tym, jak zapew­nić dzie­ciom opiekę i zwią­zać koniec z koń­cem? Tylko jeśli przed­sta­wimy mocne argu­menty, możemy spra­wić, że ludzie nas poprą. Trzeba za nich połą­czyć kropki. Kiedy samotna matka z Pen­syl­wa­nii usły­szy mocne argu­menty, da się prze­ko­nać do ode­gra­nia swo­jej roli w ochro­nie śro­do­wi­ska. Ale bez moc­nych argu­men­tów ani rusz.

Wyra­że­nie „przy­to­czyć mocne argu­menty” było dla mnie praw­dzi­wym obja­wie­niem i chyba naj­bar­dziej zna­czącą nauką, jaką zdo­by­łem tam­tego roku. Podró­żo­wa­łem po świe­cie, naucza­jąc ludzi o kon­cen­tra­cji, ale pod­czas roz­mowy z byłym sze­fem kan­ce­la­rii Bia­łego Domu uświa­do­mi­łem sobie, że nie przy­ta­cza­łem moc­nych argu­men­tów, aby wyka­zać, dla­czego musimy się kon­cen­tro­wać. Zda­łem też sobie sprawę, że więk­szość ludzi praw­do­po­dob­nie ni­gdy nie widziała powo­dów, dla któ­rych należy żyć w sku­pie­niu. Innymi słowy, nie prze­ko­nali się do tego na tyle, aby w to wejść. I dla­tego zabra­kło im jed­nego z klu­czo­wych skład­ni­ków pod­trzy­mu­ją­cych dąże­nie do życia w sku­pie­niu.

Dopóki sami się nie prze­ko­namy, że lepiej jest żyć w sku­pie­niu, nic się nie zmieni. Musimy o tym pamię­tać także w przy­padku naucza­nia o kon­cen­tra­cji bądź zachę­ca­nia do niej innych. Od tam­tej roz­mowy w Seulu przy­ta­czam mocne argu­menty prze­ma­wia­jące za życiem w sku­pie­niu za każ­dym razem, kiedy o nim mówię, i od razu dostrze­gam, że moje prze­sła­nie wywiera sil­niej­szy wpływ na słu­cha­czy.

Kiedy więc sam uczysz się kon­cen­tro­wać i chcesz się podzie­lić sztuką sku­pie­nia ze swymi dziećmi, przy­ja­ciółmi, rodziną, pra­cow­ni­kami lub kole­gami i kole­żan­kami w pracy, pamię­taj, aby „przy­to­czyć mocne argu­menty”. Nie wystar­czy powie­dzieć dzie­ciom, że mają się sku­pić, bo wów­czas uznają to za jedną z wielu rze­czy, które każesz im robić, nie poda­jąc powodu. Musisz dowieść im słusz­no­ści swo­ich słów, a dopóki tego nie zro­bisz, nie będą miały zbyt wiel­kiej moty­wa­cji, by cię posłu­chać. Trzeba im wyja­śnić, dla­czego życie w sku­pie­niu jest warte wysiłku.

W następ­nym roz­dziale wgłę­bimy się w argu­menty prze­ma­wia­jące za takim sty­lem życia. Jest to nie­zwy­kle istotne, bo kiedy dowie­dziesz przed sobą war­to­ści kon­cen­tra­cji, wszyst­kie nauki i narzę­dzia zawarte w tej książce staną się czę­ścią two­jej codzien­no­ści. Przyj­rzymy się także kilku posta­wom nie­zbęd­nym do pod­trzy­my­wa­nia życia w sku­pie­niu.

Roz­dział 2

PRZYGOTOWANIE SIĘ DO SUKCESU

LEK­CJA 2.1

Życie należy przeżywać z radością

(Pierw­szy bodziec do życia w sku­pie­niu)

Przy­pu­śćmy, że chcesz żyć w sku­pie­niu, ale czy wiesz, co tobą powo­duje? Ja popar­łem swoje pra­gnie­nie moc­nymi argu­men­tami i dla­tego przez ostat­nie czter­dzie­ści lat sta­ram się pro­wa­dzić życie sku­pione na celu. Uświa­do­mi­łem sobie, że ist­nieją trzy główne bodźce moty­wu­jące do życia w sku­pie­niu: szczę­ście, reali­za­cja swo­ich celów i śmierć. Przyj­rzyjmy się pierw­szemu z nich, szczę­ściu.

Mój guru powie­dział kie­dyś: „Życie należy prze­ży­wać z rado­ścią”. Te słowa wywarły na mnie głę­bo­kie wra­że­nie. Gdy je usły­sza­łem, zada­łem sobie pyta­nie: „Wła­śnie, dla­czego nie mie­li­by­śmy prze­ży­wać życia z rado­ścią?”. Od dziecka bar­dzo pocią­gała mnie ducho­wość, ale naj­czę­ściej spo­ty­ka­łem się z opi­niami, że życie duchowe ozna­cza suro­wość, powścią­gli­wość, powagę, zasady, moral­ność, ogra­ni­cze­nia i tym podobne. Nie­zbyt czę­sto mówiło się o rado­ści i szczę­ściu. Mój guru był pierw­szą osobą, która wyja­śniła mi, że życie duchowe może i powinno być rado­sne – że życie naprawdę należy prze­ży­wać z rado­ścią. Powiedzmy sobie szcze­rze: kto chce być nie­szczę­śliwy? Wielu ludzi żyje w nieszczę­ściu, na które sami się ska­zują, ale zakła­dam, że więk­szość z nich wybra­łaby życie rado­sne, gdyby tylko mogła albo gdyby wie­działa, jak to zro­bić.

Abso­lutna jasność co do celu życio­wego i wyni­ka­ją­cych z niego prio­ry­te­tów oraz zdol­ność sku­pie­nia się na tych prio­ry­te­tach to pro­sta droga do rado­snego życia. Mając wybór mię­dzy życiem rado­snym a nie­szczę­śli­wym, wybie­ram to rado­sne. Jeśli myślisz tak samo, czy­taj dalej.

Kiedy mój guru umie­rał i wie­dział, że zostało mu tylko kilka dni na tym ziem­skim pla­nie, powie­dział do zgro­ma­dzo­nych wokół niego mni­chów: „Cóż za wspa­niałe życie prze­ży­łem. Nie zamie­nił­bym go na inne za nic w świe­cie”. Jakże głę­bo­kie słowa z ust umie­ra­ją­cego. To wielki dar, móc przyj­rzeć się swo­jemu życiu tuż przed śmier­cią i uznać je za wspa­niałe.

Ilu ludzi mogłoby szcze­rze tak powie­dzieć? Na pewno nie więk­szość. A to dla­tego, że nie żyli w sku­pie­niu. Nie znali swego celu życio­wego, więc nie mieli też jasnych prio­ry­te­tów (wyznacz­nika tego, kto jest ważny i co jest ważne), a w rezul­ta­cie nie wie­dzieli, na czym powinni się sku­pić. Jed­nym ze źró­deł rado­ści i szczę­ścia jest poświę­ca­nie nie­po­dziel­nej uwagi auten­tycz­nie istot­nym dla cie­bie oso­bom i spra­wom, a także wyni­ka­ją­cym z two­ich wybo­rów doświad­cze­niom życio­wym. Kon­cen­tru­jąc się na oso­bach i spra­wach dla cie­bie nie­waż­nych, ni­gdy nie osią­gniesz takiego wyniku – takiego poziomu rado­ści i szczę­ścia – jak dzięki sku­pie­niu na ludziach i rze­czach zna­czą­cych.

Jeśli idziesz przez życie, dokład­nie wie­dząc, z kim i czym chcesz mieć do czy­nie­nia, na kim i na czym chcesz się kon­cen­tro­wać, czeka cię bogac­two głę­bo­kich i war­to­ścio­wych doświad­czeń. Ich skut­kiem ubocz­nym jest szczę­ście. Dla­czego miał­byś tego nie chcieć?

Jed­nym z naj­więk­szych bło­go­sła­wieństw wyni­ka­ją­cych ze świa­do­mo­ści tego, na kim i na czym warto się sku­piać w życiu, jest świa­do­mość tego, na kim i na czym sku­piać się nie warto.

Kiedy spę­dzasz czas z ludźmi, któ­rych kochasz, i możesz się na nich wów­czas sku­pić, to takie doświad­cze­nie przy­nosi sku­tek uboczny w postaci uczu­cia szczę­ścia. Kiedy spę­dzasz czas na robie­niu cze­goś, co kochasz, i możesz się na tym sku­pić, to rów­nież odczu­jesz sku­tek uboczny w postaci szczę­ścia. Zbu­duj styl życia oparty na swoim celu i prio­ry­te­tach, któ­rego skut­kiem ubocz­nym jest szczę­ście. Rzecz jasna nie­moż­liwe jest życie przy­no­szące nam wyłącz­nie szczę­ście, ponie­waż z koniecz­no­ści czę­sto musimy zaj­mo­wać się rze­czami, które nie­spe­cjal­nie lubimy, ale tak to już jest. Takie są realia, co nie zna­czy, że nie możemy sta­rać się budo­wać życia, które w ogól­nym roz­ra­chunku daje nam szczę­ście.

Kiedy czer­piesz naj­wię­cej satys­fak­cji, zaj­mu­jąc się tym, co cię uszczę­śli­wia? Odpo­wiedź brzmi: gdy jesteś w pełni obecny w tym, co robisz, aby móc doświad­czać tego z całą mocą. Jak możesz osią­gnąć peł­nię obec­no­ści? Dzięki roz­wi­nię­ciu nie­zmą­co­nej kon­cen­tra­cji. Mnó­stwo ludzi mówi o byciu obec­nym i życiu tu i teraz, ale mało kto wyja­śnia, jak to zro­bić. Kiedy mój guru nauczał mnie o umy­śle i uwa­dze, a także o tym, jak utrzy­my­wać uwagę na czymś lub na kimś dla mnie istot­nym, w końcu dowie­dzia­łem się, jak naprawdę być obec­nym. Uświa­do­mi­łem sobie, że prze­ży­wa­jąc w pełni każde doświad­cze­nie, które było moim udzia­łem, czer­pa­łem z niego naj­wyż­szą satys­fak­cję, a w rezul­ta­cie czu­łem się szczę­śliwy.

Lubię być szczę­śliwy, a wiem, że im bar­dziej jestem sku­piony, tym bar­dziej mogę być obecny we wszyst­kich swo­ich doświad­cze­niach i w pełni wyko­rzy­sty­wać ich poten­cjał. Rezul­ta­tem jest więk­sze poczu­cie szczę­ścia, co sta­nowi dla mnie ogromną zachętę do cią­głej pracy nad pogłę­bia­niem swo­jej kon­cen­tra­cji.

Teraz przyj­rzyjmy się dru­giemu bodź­cowi do życia w sku­pie­niu.

LEK­CJA 2.2

Manifestowanie życia, jakiego pragniesz

(Drugi bodziec do życia w sku­pie­niu)

Wszy­scy mamy cele i marze­nia, a ich reali­za­cja zawsze sta­no­wiła wyzwa­nie. Na prze­ku­wa­nie wizji w rze­czy­wi­stość wpływa wiele czyn­ni­ków, ale pewne cechy cha­rak­teru są do tego wręcz nie­zbędne. Zdol­ność kon­cen­tra­cji jest jedną z nich.

Dru­gim bodź­cem do życia w sku­pie­niu jest fakt, że nie­zmą­cona kon­cen­tra­cja pozwala nam reali­zo­wać obrane cele. I wła­śnie z tego powodu nauka głę­bo­kiej kon­cen­tra­cji jest zde­cy­do­wa­nie warta wysił­ków.

Życie jest mani­fe­sta­cją tego, w co wkła­dasz ener­gię.

DAN­DA­PANI

Aby naj­peł­niej zro­zu­mieć powyż­sze zda­nie, naj­le­piej spoj­rzeć na ener­gię tak, jakby była wodą. Gdy­bym wziął do ręki konewkę i pod­lał grządkę w ogro­dzie, co będzie rosło: chwa­sty czy kwiaty? Odpo­wiedź brzmi: i jedne, i dru­gie, bo woda ich nie roz­róż­nia. Cokol­wiek zosta­nie pod­lane, zacznie rosnąć.

Ener­gia działa w iden­tyczny spo­sób: to, w co ją zain­we­stu­jesz, będzie wzra­stać. Jeśli więc wło­żysz ener­gię w coś pozy­tyw­nego, spra­wisz, że się to roz­wi­nie i sta­nie jesz­cze bar­dziej pozy­tywne. Jeśli wło­żysz ją w coś nega­tyw­nego, pod jej wpły­wem sta­nie się to jesz­cze bar­dziej nega­tywne. Ener­gia nie roz­róż­nia mię­dzy tym, co pozy­tywne, a tym, co nega­tywne. W cokol­wiek ją zain­we­stu­jesz, zacznie się roz­wi­jać i mani­fe­sto­wać. Zatem aby spra­wić, że coś lub ktoś pojawi się w twoim życiu, zain­we­stuj w to ener­gię.

W tej wła­śnie chwili sta­no­wisz sumę wszyst­kiego, w co wkła­da­łeś ener­gię przez całe dotych­cza­sowe życie. To, czym się sta­łeś pod wzglę­dem fizycz­nym, psy­chicz­nym i emo­cjo­nal­nym, jest skut­kiem ubocz­nym świa­do­mego i nieświa­do­mego inwe­sto­wa­nia ener­gii. Jeśli posta­na­wiasz dobrze się odży­wiać i codzien­nie ćwi­czyć, to inwe­stu­jesz ener­gię w two­rze­nie zdrow­szego ciała fizycz­nego. Jeśli posta­na­wiasz utrwa­lać w pod­świa­do­mo­ści tylko pozy­tywne komu­ni­katy, odsie­wać nega­tywne i medy­to­wać, to inwe­stu­jesz ener­gię w two­rze­nie zdrow­szego umy­słu.

Więk­szość ludzi nie jest świa­doma, w co wkłada codzien­nie swoją ener­gię, przede wszyst­kim dla­tego, że nie mają jasno spre­cy­zo­wa­nego celu życio­wego, a co za tym idzie także wyraź­nych prio­ry­te­tów. Stąd też bra­kuje im punktu, na któ­rym mogliby zogni­sko­wać swoje zasoby. W rezul­ta­cie w ich życiu mani­fe­stuje się nie­wiele rze­czy, któ­rych pra­gną. Kiedy jeste­śmy pewni swo­jego celu i prio­ry­te­tów, naj­waż­niej­szą umie­jęt­no­ścią, któ­rej musimy się nauczyć, jest kon­cen­tra­cja.

W dal­szej czę­ści naszego stu­dium umy­słu i uwagi dowiesz się, że sku­pia­jąc na czymś uwagę, sku­piasz na tym ener­gię, a tym samym decy­du­jesz, co mani­fe­stuje się w twoim życiu – to kolejny ogrom­nie ważny powód, dla któ­rego warto uczyć się kon­cen­tra­cji.

LEK­CJA 2.3

Śmierć, najsilniejszy bodziec

(Trzeci bodziec do życia w sku­pie­niu)

Nie ma sil­niej­szego bodźca do życia w sku­pie­niu niż nie­pod­wa­żalny fakt, że śmierć cier­pli­wie czeka, aby pew­nego dnia powi­tać nas wszyst­kich.

Śmierć to temat, o któ­rym więk­szość ludzi nie lubi roz­ma­wiać. U wielu wywo­łuje potężny dys­kom­fort, innych prze­raża, a u nie­któ­rych wzbu­dza silne emo­cje. Ewo­lu­ujemy na tej pla­ne­cie od bar­dzo dawna, a choć każdy z nas prze­żył mnó­stwo wyjąt­ko­wych doświad­czeń, dwa z nich, nie­zwy­kle inten­sywne, są wspólne dla nas wszyst­kich: są to naro­dziny i śmierć – tych pierw­szych więk­szość nie pamięta, a tej dru­giej więk­szość się boi.

Dla wielu z was będzie to temat nie­przy­jemny. Podej­mu­jąc misję napi­sa­nia tej książki, zde­cy­do­wa­łem, że zro­bię to w duchu bez­in­te­re­sow­nej służby. Posta­no­wi­łem codzien­nie zada­wać sobie pyta­nie, czy to, co piszę, naprawdę będzie słu­żyć czy­tel­ni­kom. Obie­ca­łem też sobie, że nie będę pomi­jał niczego, co uznam za istotne, nawet jeżeli mia­łoby to wzbu­dzać czyjś dys­kom­fort. Wie­dzia­łem, że jeśli będę trzy­mał się zamiaru słu­że­nia czy­tel­ni­kom, wywrę na nich naj­więk­szy wpływ.

Zacy­tuję Dalaj­lamę, który mądrze pod­su­mo­wuje inten­cję tej lek­cji w jed­nym zda­niu: „Celem ana­li­zo­wa­nia śmierci nie jest ule­ga­nie lękowi, lecz doce­nie­nie życia”. Akcep­tu­jąc fakt, że pew­nego dnia umrzemy, uświa­da­miamy sobie cen­ność życia. Śmierci nie należy się bać, ale zaak­cep­to­wać ją jako natu­ralną część naszej egzy­sten­cji na ziem­skim pla­nie.

Każdy z nas zetknął się oso­bi­ście ze śmier­cią kogoś bli­skiego albo zna kogoś, kto takiej straty doznał. Utrata kogoś, kogo kochamy, to dru­zgo­cące doświad­cze­nie. Wiem. Stra­ci­łem swo­jego guru i moje życie już ni­gdy nie było takie samo. Więk­szość ludzi nie lubi roz­ma­wiać o śmierci, bo wywo­łuje to w nich uczu­cia smutku, straty, stra­chu i tym podobne. I wła­śnie z powodu tej nie­chęci do roz­mowy albo do myśle­nia o niej śmierć nie jest czymś, co ludzie dobrze rozu­mieją. Więk­szość z nas dora­sta, ni­gdy się o niej nie ucząc ani w domu, ani w szkole. Rodzice za mało wie­dzą na jej temat i nie czują się na siłach, aby roz­ma­wiać o niej z dziećmi, a ponadto sądzą, że roz­mowa o śmierci mogłaby je prze­stra­szyć.

Czę­sto nasze poję­cie o śmierci opiera się na wycho­wa­niu reli­gij­nym, a każda reli­gia czy filo­zo­fia ma inną wizję tego, co się dzieje po śmierci. Nikt jed­nak nie wie tego na pewno, bo jesz­cze się nie zda­rzyło, żeby ktoś umarł, poszedł do nieba, zro­bił sel­fie, wró­cił i wrzu­cił je na Insta­gram z pod­pi­sem „To ja w nie­bie!” i hash­ta­giem #Bra­my­Raju. Wszy­scy w coś wie­rzymy i możemy trzy­mać się swo­ich prze­ko­nań, ale nikt nie wie na pewno. Nawet jeśli prze­ży­łeś doświad­cze­nie z pogra­ni­cza śmierci, trudno dowieść tego innym ludziom.

Śmierć mojego guru była naj­bar­dziej dru­zgo­cą­cym doświad­cze­niem w moim życiu. Uzmy­sło­wiła mi, że ludzie, któ­rych kochamy, umie­rają. Jak zwykł mawiać mój guru: „Co raz uzmy­sło­wione, nie da się od-uzmy­sło­wić”. Zro­zu­mieć coś inte­lek­tu­al­nie to jedno. Uzmy­sło­wić sobie coś to zupeł­nie co innego.

Oxford English Dic­tio­nary defi­niuje uzmy­sło­wie­nie sobie cze­goś jako „akt sta­nia się w pełni świa­do­mym, że coś jest fak­tem”. Można cze­goś doświad­czyć, a jed­no­cze­śnie sobie tego nie uzmy­sła­wiać. Oto przy­kład: ojciec Julie umiera i to doświad­cze­nie ją zała­muje. Na wiele mie­sięcy pogrąża się w żało­bie i nawet po wielu latach bar­dzo za nim tęskni. Śmierć ojca wywarła na nią silny wpływ emo­cjo­nalny, ale nie­ko­niecz­nie spra­wiła, że kobieta uzmy­sło­wiła sobie skoń­czo­ność egzy­sten­cji. Julie wraca do swo­jej nor­mal­no­ści, dźwi­ga­jąc cię­żar smutku, ale śmierć ojca nie zmie­niła jej podej­ścia do życia. Możemy więc stwier­dzić, że inte­lek­tu­al­nie rozu­mie, iż każdy kie­dyś umrze, ale nie uzmy­sło­wiła sobie natury śmierci.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Napo­leon Hill, Myśl i bogać się. Pod­ręcz­nik czło­wieka inte­resu, przeł. W. Sadow­ski, Stu­dio Emka, War­szawa 2012, s. 32. (Wszyst­kie przy­pisy ozna­czone aste­ry­skiem pocho­dzą od tłu­ma­cza). [wróć]

Napo­leon Hill, Myśl i bogać się, dz. cyt., s. 40. [wróć]