Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Moc medytacji to kolejna znakomita książka Pemy Chödrön, buddyjskiej mniszki, którą pokochały gwiazdy Hollywood i miliony ludzi na całym świecie.
Tym razem Pema Chödrön dzieli się wiedzą na temat medytacji i ukazuje jej wielką moc, która może mieć decydujący wpływ na nasz dobrostan.
„Kiedy coś cię niepokoi – jakaś osoba lub sytuacja Cię irytują, lub dręczy cię ból – musisz pracować ze swoim umysłem, a odbywa się to poprzez medytację. Praca z naszym umysłem to jedyny sposób, dzięki któremu zaczniemy czuć się szczęśliwi i zadowoleni ze świata, w którym żyjemy”.
Autorka krok po kroku pokazuje, w jaki sposób nawiązywać kontakt z umysłem, a także jak korzystać z pełni z naszego doświadczenia.
Dzięki Mocy medytacji poznasz podstawy medytacji, począwszy od umiejętności wyciszenia umysłu i prawidłowej postawy medytacyjnej, po pracę z oddechem oraz z emocjami. Dowiesz się jak pielęgnować postawę bezwarunkowej życzliwości i jak otwierać serce.
Medytacja to klucz do lepszego życia. Dzięki Pemie Chödrön masz go na wyciągnięcie ręki. Tu i teraz.
Pema Chödrön
Buddyjska mniszka amerykańskiego pochodzenia, którą pokochały gwiazdy Holllywood. Po rozstaniu z mężem znalazła ukojenie w buddyzmie. Należy do najwybitniejszych uczniów Czogjama Trungpy. Otrzymała tytuł Aczarii, przeznaczony dla doświadczonych nauczycieli Szambali, którzy swoim życiem potwierdzają mądrość nauk dharmy. Autorka wielu popularnych poradników, w tym bestsellerowej książki Nigdy nie jest za późno polecanej przez wiele gwiazd, m.in.: Oprah Winfrey, Gwyneth Paltrow oraz Jeffa Bridgesa.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 159
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Medytacja to nic innego, jak dążenie do takiego stanu, w którym nasze ciało i umysł są zintegrowane. Dzięki praktyce medytacyjnej możemy nauczyć się żyć bez oszukiwania, być w pełni autentycznym i żywym.
– CHÖGYAM TRUNGPA RINPOCZE
Nasze życie jest niekończącą się podróżą: praktyka medytacji pozwala nam doświadczyć wszystkich aspektów tej drogi, a o to właśnie chodzi w podróży.
– CHÖGYAM TRUNGPA RINPOCZE
Wprowadzenie
DOKONAJ WYBORUI ŻYJ PEŁNIĄ ŻYCIA
Teraźniejszość ma kluczowe znaczenie przy podejmowaniu starań mających na celu zbudowanie oświeconego społeczeństwa. Zastanawiasz się, być może, jaki jest najlepszy sposób, żeby pomóc społeczeństwu i skąd możesz wiedzieć, czy to, co robisz, jest wiarygodne i dobre. Jedyną odpowiedzią na te wątpliwości jest teraźniejszość. A sposobem na relaks, czyli na odpoczynek umysłu w teraźniejszości, jest praktykowanie medytacji. Medytując, stajesz się obiektywny. Pozwalasz bez żadnego osądzania, żeby wszystko było takie, jakie jest, i w ten sposób sam uczysz się być.
– CHÖGYAM TRUNGPA RINPOCZE
Umysł jest szalony. Ludzkie doświadczenie pełne jest nieprzewidywalnych i paradoksalnych zdarzeń, radości i smutków, sukcesów i porażek. Nie możemy uciec od żadnego z tych doświadczeń w żadnym z obszarów ludzkiej egzystencji. Po części dzięki temu nasze życie jest wspaniałe, a jednocześnie, właśnie temu zawdzięczamy szalone eskapady, które funduje nam umysł. Jeśli poprzez medytację wyćwiczymy się w byciu bardziej otwartymi i akceptującymi szerokie spektrum naszego doświadczenia, jeśli będziemy potrafili wczuć się w trudności życia i wędrówki umysłu, podejdziemy z większym spokojem i swobodą do tego, co przynosi nam życie.
Istnieje wiele sposobów pracy z umysłem. Jednym z najbardziej skutecznych jest medytacja w pozycji siedzącej. Medytacja otwiera nas na każdą chwilę naszego życia, która jest wyjątkowa i nieznana. Wydaje się, że świat naszych myśli jest przewidywalny i możliwy do uchwycenia. Wierzymy, że przemyślenie wszystkich wydarzeń i zadań, które stawia przed nami życie, zapewni nam stabilność i bezpieczeństwo. Ale to tylko ułuda, bo to właśnie ta chwila, pozbawiona koncepcyjnej nakładki, jest zupełnie wyjątkowa, absolutnie nieznana. Nigdy wcześniej jej nie doświadczyliśmy i następna też nie będzie taka sama jak ta, w której teraz jesteśmy. Medytacja uczy nas, jak odnosić się do życia bezpośrednio, w taki sposób, żebyśmy mogli w pełni doświadczyć obecnej chwili, wolni od koncepcyjnych nakładek.
Jeśli spojrzymy na dharmę, czy mówiąc inaczej – na nauki Buddy, na prawdę o tym, co jest – zobaczymy, że poprzez praktykowanie medytacji zdążamy do uwolnienia się od cierpienia. Możliwe, że właśnie dlatego tak wiele osób zaczyna interesować się praktykami medytacyjnymi, ponieważ zazwyczaj ludzie nie siadają do medytacji, jeśli coś ich nie trapi. Jednak nauki buddyjskie nie sprowadzają się jedynie do usuwania symptomów cierpienia, ale rzeczywiście eliminują jego przyczyny, czyli korzeń. Budda powiedział: „Uczę tylko jednego: cierpienia i uwolnienia się od niego”.
W tej książce szczególną uwagę zwracam na to, że korzeniem cierpienia jest umysł, oraz na to, że jest on również korzeniem szczęścia. Mędrzec Szantidewa w swoim dziele Bodhiczaria-awatara, nauczając o cierpieniu, przywołuje znaną analogię odnoszącą się do sposobu, w jaki próbujemy złagodzić nasze cierpienie. Opowiada o tym, że jeśli chodzisz po ziemi i bolą cię stopy, chciałbyś przykryć całą powierzchnię wyprawionymi skórami, żebyś już nigdy nie cierpiał z powodu bólu wynikającego z jej dotykania. Ale skąd wziąłbyś aż tyle skór? Łatwiej byłoby owinąć stopy kawałkiem skóry i wtedy byłoby tak, jakby cały świat był nią pokryty, a ty byłbyś zawsze chroniony.
Innymi słowy, możesz bez końca starać się, by cierpienie ustało poprzez zmaganie się z zewnętrznymi okolicznościami – i zazwyczaj wszyscy tak właśnie robimy. Jest to podejście typowe; po prostu na okrągło starasz się rozwiązać zewnętrzny problem. Ale Budda powiedział coś zupełnie rewolucyjnego, coś, z czego większość z nas tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy: jeśli będziesz pracował ze swoim umysłem, złagodzisz całe cierpienie, które tylko pozornie pochodzi z zewnątrz. Kiedy coś ci przeszkadza – osoba, która cię denerwuje, sytuacja, która cię irytuje, lub ból fizyczny, który ci dokucza – musisz popracować ze swoim umysłem, a do tego potrzebna jest medytacja. Taka praca jest jedynym sposobem, dzięki któremu zaczniemy czuć się naprawdę szczęśliwi i zadowoleni ze świata, w którym żyjemy.
W odniesieniu do słowa „cierpienie” należy poczynić istotne rozróżnienie. Kiedy Budda powiedział: „Jedyne, czego nauczam, to cierpienie i ustanie cierpienia”, na określenie cierpienia użył słowa dukkha. Dukkha jest czymś innym niż ból. Ból, tak samo jak przyjemność, jest nieodłączną częścią ludzkiego życia. Ból i przyjemność występują na przemian i są istotną częścią każdego, kto ma ciało i umysł i rodzi się na tym świecie.
Budda nie powiedział: „Uczę tylko jednego: bólu i jego ustania”. Powiedział, że ból jest – musisz dorosnąć do tego faktu, dojrzeć do tego faktu, oswoić się z tym, że w twoim życiu będzie ból. Nie osiągniesz stanu, w którym nie będziesz czuł żalu, gdy umrze ktoś, kogo kochasz. Nie osiągniesz stanu, w którym nie będziesz miał siniaków po upadku ze schodów. Z wiekiem mogą cię boleć plecy i kolana. Te i wiele innych rzeczy może się zdarzyć.
Nawet osoby najbardziej doświadczone w medytowaniu miewają różne nastroje. Zależą one od właściwości przepływającej przez nas energii, wśród nich są także energie ciężkie, uciążliwe, które nazywamy depresją, strachem albo niepokojem. Te rodzaje energii decydujące o nastroju przepływają przez wszystkie żywe istoty, tak jak pogoda zmienia się z dnia na dzień. Nasza wewnętrzna pogoda także przemieszcza się i przeobraża cały czas, niezależnie od tego, czy jesteśmy w pełni tego świadomi, czy nie. Pojawia się więc pytanie, jak pracować z tymi zmieniającymi się energiami? Czy musimy się z nimi całkowicie utożsamiać, dać się im ponieść i pociągnąć w dół?
Słowo dukkha jest tłumaczone również jako „niezadowolenie” lub „nigdy niezadowolony”. Dukkha jest utrzymywana w mocy, gdy jest się ciągle niezadowolonym z rzeczywistości ludzkiej kondycji, co oznacza bycie wciąż niezadowolonym z faktu, że przyjemne i nieprzyjemne sytuacje są nieodłączną częścią życia. Wszystkie żyjące istoty mają silną tendencję do tego, by pragnąć, żeby miłe, wygodne, bezpieczne uczucia były wszechobecne. Jeżeli pojawia się ból w jakiejkolwiek formie – jeżeli jest coś nieprzyjemnego, niewygodnego lub niepewnego – chcemy od tego uciec i tego uniknąć. Właśnie dlatego zaczynamy medytować.
DLACZEGO WARTO MEDYTOWAĆ?
Nie medytujemy po to, żeby było przyjemnie. Mówiąc inaczej, nie robimy tego po to, by zawsze, przez cały czas czuć się dobrze. Wyobrażam sobie, jaki wstrząs wywołuje w tobie to, co teraz czytasz, ponieważ wiele osób zaczyna medytować tylko po to, żeby „poczuć się lepiej”. Jednakże ucieszysz się, gdy powiem, że celem medytacji nie jest złe samopoczucie. Tak naprawdę medytacja daje nam możliwość posiadania otwartej, współczującej uważności na to, co się dzieje. Przestrzeń medytacji jest jak ogromne niebo – przestronna, wystarczająco rozległa, by pomieścić wszystko, co się pojawia.
W czasie medytacji nasze myśli i emocje są jak chmury, które powstają i znikają. Dobre i przyjemne, miłe, trudne i bolesne – wszystko to przychodzi i odchodzi. Tak więc istotą medytacji jest ćwiczenie się w czymś, co jest dość radykalne i zdecydowanie nie jest nawykowym wzorcem typowym dla gatunku ludzkiego. A jest to pozostawanie ze sobą bez względu na to, co się dzieje, bez nakładania na nasze doświadczenie etykietek: dobry i zły, słuszny i niesłuszny, czysty i nieczysty.
Gdyby w medytacji chodziło wyłącznie o to, żeby poczuć się dobrze (myślę, że wszyscy w skrytości ducha mamy nadzieję, że tak właśnie jest), często mielibyśmy wrażenie, że robimy coś źle, ponieważ zdarza się, że medytacja jest trudnym doświadczeniem. Powszechnym doznaniem osoby medytującej, czy to w zwykły dzień, czy podczas odosobnienia, jest doświadczanie nudy, niepokoju, bólu pleców, bólu kolan, nawet umysł może boleć – doświadczamy różnych uczuć, wiele typu „nie czuję się dobrze”. Natomiast medytacja sprowadza się do współczującej otwartości i zdolności do bycia z samym sobą i swoją sytuacją we wszelkiego rodzaju doświadczeniach. W medytacji jesteś otwarty na wszystko, co przynosi życie. Chodzi o to, żeby dotknąć ziemi i wrócić do bycia właśnie tutaj. Podczas gdy niektóre rodzaje medytacji są bardziej związane z osiąganiem specjalnych stanów i, w pewien sposób, przekraczaniem lub wznoszeniem się ponad trudy życia, technika medytacyjna, w której się specjalizuję i której właśnie nauczam, polega na pełnym przebudzeniu się do życia. Chodzi o otwarcie serca i umysłu na trudy i radości życia – życia takiego, jakie ono jest. A owoce tego typu medytacji są nieograniczone.
Gdy medytujemy, pielęgnujemy pięć właściwości, które zaczynają się pojawiać na przestrzeni miesięcy i lat naszej praktyki. Za każdym razem, gdy zadajesz sobie pytanie: „Dlaczego medytuję?”, pomocne może się okazać ponowne nawiązanie kontaktu z tymi właściwościami. Pierwsza z tych właściwości, czyli pierwsza rzecz, którą robimy, kiedy medytujemy – to kultywowanie i pielęgnowanie wytrwałości wobec siebie. Kiedyś rozmawiałam o tym z pewną osobą, która zapytała: „Czy wytrwałość jest czymś w rodzaju lojalności? Wobec czego jesteśmy lojalni?”. Otóż poprzez medytację rozwijamy lojalność wobec siebie. Ta wytrwałość, którą rozwijamy w trakcie medytacji, przekłada się natychmiast na lojalność wobec własnego doświadczenia życiowego.
Wytrwałość oznacza, że kiedy siadasz do medytacji i pozwalasz sobie doświadczyć tego, co dzieje się w tym momencie – a może to być twój umysł pędzący z prędkością stu mil na godzinę, dygocące ciało, pulsujący ból głowy, przepełnione strachem serce – pozostajesz z tym doświadczeniem. To jest to. Czasami możesz tak siedzieć przez godzinę i wcale nie będzie lepiej. Wtedy możesz powiedzieć: „Kiepska sesja. Właśnie miałem fatalną sesję”. Ale gotowość do siedzenia w ten sposób przez dziesięć, piętnaście, dwadzieścia minut, pół godziny, godzinę, jakkolwiek by to długo nie trwało – to jest to pełen współczucia przejaw rozwijania lojalności, czyli wytrwałości wobec siebie.
Mamy potrzebę, żeby nakładać całe mnóstwo etykiet, opinii i osądów na to, co się dzieje. Wytrwałość – lojalność – wobec siebie oznacza, że rezygnujesz z osądzania. Tak więc, w pewnym sensie, wytrwałość w jakiejś mierze polega na tym, że kiedy zauważasz, iż twój umysł pędzi z prędkością miliona mil na godzinę i myślisz o przeróżnych rzeczach, nadchodzi ten niezaplanowany moment, który pojawia się tak po prostu, bez żadnego wysiłku: pozostajesz ze swoim doświadczeniem.
Tę wzmacniającą właściwość lojalności, niezłomności i wytrwałości wobec siebie rozwijasz właśnie w czasie medytacji. A kiedy uczymy się robić to w czasie medytacji, stajemy się bardziej zdolni do wytrwania we wszystkich rodzajach sytuacji poza medytacją lub poza czasem, który nazywamy postmedytacją.
Drugą właściwością, która rozwija się w trakcie medytacji, jest czyste widzenie, które jest podobne do wytrwałości. Czasami nazywa się to czystą świadomością. Poprzez medytację rozwijamy w sobie zdolność do wychwycenia momentu, w którym zaczynamy się nakręcać albo usztywniamy nasze nastawienie wobec okoliczności i wobec ludzi, albo w jakiś sposób zamykamy się na życie. Zaczynamy wyłapywać początki neurotycznej reakcji łańcuchowej, która ogranicza zdolność do przeżywania radości lub łączenia się z innymi. Można by pomyśleć, że ponieważ siedzimy w czasie medytacji tak cicho i spokojnie, skupiając się na oddechu, nie zauważamy zbyt wiele. Ale w rzeczywistości jest całkiem odwrotnie. Poprzez rozwój wytrwałości, poprzez uczenie się pozostawania w stanie medytacji, zaczynamy tworzyć nieosądzającą, wolną od uprzedzeń czystość naturalnego widzenia. Przychodzą myśli, przychodzą emocje, a my możemy je zobaczyć bardzo wyraźnie.
Medytując, coraz bardziej zbliżasz się do siebie i możesz o wiele lepiej siebie rozumieć. Zaczynasz widzieć czysto, bez poddawania wszystkiego analizie koncepcyjnej, ponieważ dzięki regularnej praktyce dostrzegasz rzeczy, które robisz bezustannie, wciąż i wciąż od nowa. Zaczynasz widzieć, że stale odtwarzasz w swoim umyśle te same taśmy. Możesz zmienić partnera, możesz zmienić pracę, ale problemy pozostają takie same. Medytacja pomaga wyraźnie zobaczyć siebie i nasze nawykowe wzorce, które ograniczają nasze życie. Zaczynasz wyraźnie widzieć swoje opinie. Widzisz swoje osądy. Widzisz swoje mechanizmy obronne. Medytacja pogłębia rozumienie siebie.
Trzecią właściwością, którą rozwijamy w medytacji, jest ta, do której tak naprawdę nawiązuję, kiedy wspominam o wytrwałości i czystym widzeniu – a dzieje się tak, kiedy pozwalamy sobie siedzieć w medytacji, odczuwając emocjonalny niepokój. Myślę, że to ważne, aby uznać to za odrębną właściwość, którą rozwijamy, praktykując, ponieważ kiedy doświadczamy emocjonalnego niepokoju w medytacji (z pewnością tego doświadczymy), często mamy poczucie, że „źle to robimy”. Tak więc trzecią właściwością, która wydaje się organicznie rozwijać w nas, jest rozwijanie odwagi, stopniowe pojawianie się odwagi. Myślę, że słowo „stopniowe” jest tutaj bardzo ważne, ponieważ to może być powolny proces. Ale z czasem odkryjesz, że rozwijasz w sobie odwagę po to, żeby doświadczać w życiu emocjonalnych trudów i znojów.
Medytacja jest procesem przemiany, a nie magiczną metamorfozą, w której uparcie dążymy do zmiany czegoś w sobie. Im więcej praktykujemy, tym bardziej się otwieramy i tym bardziej rozwijamy odwagę w naszym życiu. W medytacji nigdy tak naprawdę nie czujesz, że „zrobiłeś to” lub że „dotarłeś”. Czujesz, że po prostu rozluźniłeś się na tyle, by doświadczyć tego, co zawsze w tobie było. Czasami nazywam ten proces przemiany „łaską”. Ponieważ kiedy rozwijamy odwagę, dzięki której pozwalamy, żeby pojawił się cały wachlarz naszych emocji, mogą nas zaskoczyć momenty wglądu, wglądu, który nigdy nie mógłby się pojawić, gdybyśmy próbowali pojąć, co jest z nami nie tak lub co jest nie tak ze światem. Te momenty wglądu są efektem procesu medytacyjnego, co wymaga odwagi, odwagi, która wzrasta z upływem czasu.
Dzięki rozwijającej się odwadze często zostajemy obdarzeni łaską zmiany naszego światopoglądu, nawet jeśli jest to zmiana niewielka. Medytacja pozwala ci zobaczyć coś nowego, coś, czego nigdy wcześniej nie widziałeś, lub zrozumieć coś nowego, czego nigdy wcześniej nie rozumiałeś. Czasami te dobrodziejstwa medytacji nazywamy „błogosławieństwem”. W medytacji uczysz się, jak zejść z własnej drogi na tyle, żeby znalazło się miejsce na manifestację twojej własnej mądrości, a stanie się tak, ponieważ już nie będziesz tej mądrości tłumić.
Kiedy zdobędziesz się na odwagę doświadczania emocjonalnego niepokoju wtedy, gdy osiąga on najwyższy poziom i w naturalny sposób pozostaniesz z tym uczuciem w medytacji, uświadomisz sobie, ile ukojenia i ile poczucia bezpieczeństwa czerpiesz ze świata mentalnego. Ponieważ właśnie w tym momencie, kiedy jest dużo emocji, zaczynasz nawiązywać prawdziwy kontakt z uczuciami, z energią kryjącą się za emocjami. Jak dowiesz się z tej książki, zaczynasz najlepiej, jak potrafisz, uwalniać się od słów, od opowieści, a potem po prostu siedzisz. Wtedy dociera do ciebie, nawet jeśli będzie to nieprzyjemne, że czujesz się zmuszony do ponownego przeżywania wspomnień, historii swoich emocji albo że chcesz się od nich odciąć. Może się okazać, że często zaczynasz fantazjować o czymś przyjemnym. Sekret tkwi w tym, że tak naprawdę nie chcemy robić żadnej z tych rzeczy. Część z nas bardzo pragnie się obudzić i otworzyć. Ludzie chcą czuć się bardziej żywi i przebudzeni do życia. A jednocześnie nie czują się komfortowo z przemijającą, zmieniającą się jakością energii rzeczywistości. Mówiąc prościej, duża część z nas woli ulgę, którą przynosi fantazjowanie i snucie planów, i z tego właśnie powodu ta praktyka jest tak trudna do wykonania. Doświadczanie naszego emocjonalnego niepokoju i pielęgnowanie wszystkich tych właściwości – wytrwałości, czystego widzenia, odwagi – rzeczywiście burzy nasze nawykowe wzorce. Medytacja osłabia nasze uwarunkowania; osłabia nasze sposoby na trzymanie się w garści, czyli wszystko to, co utrwala cierpienie.
Czwartą właściwością, którą rozwijamy w czasie medytacji, jest coś, o czym wspomniałam już wcześniej, a mianowicie zdolność do przebudzenia się do życia, do każdej chwili, takiej, jaką ona jest. To jest absolutna esencja medytacji. Rozwijamy uważność na tę właśnie chwilę; uczymy się po prostu być tutaj. A mamy wiele oporów przed byciem tutaj! Kiedy po raz pierwszy zaczęłam praktykować, myślałam, że nie jestem w tym dobra. Zajęło mi trochę czasu, aby zdać sobie sprawę, że mam wiele oporów przed byciem tu i teraz. Samo bycie tutaj – uważność na tę chwilę – nie daje nam poczucia jakiejkolwiek pewności czy też przewidywalności. Ale kiedy uczymy się, jak się rozluźnić w chwili obecnej, uczymy się, jak się rozluźnić w tym, co nieznane.
Życie nigdy nie jest przewidywalne. Możesz powiedzieć: „No tak, lubię nieprzewidywalność”, ale jest to zazwyczaj prawda tylko w pewnym stopniu, o ile nieprzewidywalność w ogóle jest w jakimkolwiek stopniu zabawna i pełna przygód. Mam wielu krewnych, którzy lubią skoki na bungee i innego rodzaju przerażające rzeczy – wszyscy moi siostrzeńcy, a zwłaszcza siostrzenice. Czasami, myśląc o tym, co wyczyniają, czuję skrajne przerażenie. Ale wszyscy, nawet moi szaleni krewni, mają swoje granice. A czasami, najbardziej odważni z nas natykają się na swoją krawędź w najdziwniejszych sytuacjach, na przykład wtedy, gdy nie mogą dostać dobrej kawy. Jesteśmy gotowi skoczyć z mostu do góry nogami, ale wpadamy w złość, gdy nie możemy dostać dobrej kawy. Dziwne, że niemożność dostania filiżanki dobrej kawy może być czymś nieznanym, ale z jakiegoś powodu dla niektórych ludzi, może dla ciebie też, jest to granica, za którą wchodzisz w tę niewygodną, niepewną przestrzeń.
Dlatego ten moment dotarcia do krawędzi, moment akceptacji chwili obecnej i tego, co nieznane, jest niezwykle istotnym momentem dla osoby, która chce się obudzić i otworzyć swoje serce i umysł. Chwila obecna jest płomieniem rozniecającym naszą medytację. Jest tym, co napędza nas w kierunku przemiany. Innymi słowy, chwila obecna jest paliwem dla twojej osobistej podróży. Medytacja pomaga ci poznać twoją granicę; to tutaj tak naprawdę się z nią stykasz i zaczynasz się jej pozbywać. Spotkanie z tym, co nieznane w danej chwili pozwala ci żyć swoim życiem i jeszcze pełniej wchodzić w związki i podejmować zobowiązania. To jest prawdziwe życie.
Medytacja przynosi przełomowe zmiany, ponieważ nie jest miejscem wiecznego odpoczynku – możesz osiągnąć znacznie większy spokój. Właśnie dlatego praktykuję z roku na rok. Gdybym spojrzała wstecz i nie miała poczucia, że dokonała się we mnie jakaś zmiana, gdybym nie zauważyła, że czuję się bardziej spokojna i bardziej wyrozumiała, zniechęciłabym się. Ale czuję, że tak jest. I zawsze pojawia się kolejne wyzwanie, które sprawia, że zachowujemy pokorę. Życie strąca nas z piedestału. Wciąż możemy pracować nad tym, żeby spotkać się z nieznanym w przestrzeni jeszcze większego wyciszenia i bardziej otwartego serca. To zdarza się każdemu z nas. Myślisz, że wszystko jest poukładane i że jesteś naprawdę wyluzowany, a potem wszystko się wali. Na przykład zaczynasz czytać książkę o tym, jak medytować, autorstwa „wyciszonej mniszki”. Ale musisz wiedzieć, że zdarzają się momenty, które powodują, że zachowuję się jak bachor. Mnie też przytrafiają się sytuacje, w których wyzwaniem jest spotkać się z chwilą obecną, nawet po tylu latach medytacji. Wiele lat temu wybrałam się w podróż z moją wnuczką, która miała wtedy sześć lat. To było bardzo przykre doświadczenie, ponieważ dziewczynka była niezwykle trudna. Na wszystko reagowała „nie”, a ja ciągle traciłam cierpliwość do tego małego aniołka, którego przecież uwielbiam. Więc powiedziałam: „W porządku, Aleksandro, to sprawa między tobą a babcią, dobrze? Nie powiesz nikomu o tym, co się dzieje? Wiesz, te wszystkie zdjęcia babci, które widziałaś na okładkach książek? Jeśli zobaczysz, jak ktoś niesie ze sobą jedną z tych książek, nic mu o tym nie mów!”.
Rzecz w tym, że kiedy maski opadają, czujemy zażenowanie. Kiedy praktykujesz medytację, pozbycie się maski jest tak żenujące, jak nigdy dotąd, ale cieszysz się, że widzisz, gdzie utknąłeś, bo chciałbyś umrzeć bez większych niespodzianek. Nie chciałbyś, żeby na łożu śmierci, gdy myślisz, że jesteś Świętym Jakimś Tam, jakaś pielęgniarka wytrąciła cię z równowagi swoją frustracją i gniewem. Wtedy nie tylko umierałbyś zły na tę kobietę, ale rozczarowany całym swoim życiem. Więc jeśli pytasz, dlaczego medytujemy, odpowiadam, że dlatego żebyśmy stawali się coraz bardziej wyrozumiali i tolerancyjni wobec chwili obecnej. Możesz być wkurzony na pielęgniarkę w momencie śmierci i powiedzieć: „Wiesz, takie jest życie”. Pozwalasz, by to przez ciebie przeszło. Możesz poczuć się z tym pogodzony i mimo wszystko umierać z uśmiechem na ustach, gdyż miałeś szczęście, że trafiłeś akurat na tę pielęgniarkę! Możesz powiedzieć: „To jest po prostu absurdalne!”. Ludzi, dzięki którym opadają nasze maski, nazywamy guru.
Piąta i ostatnia właściwość odnosząca się do tego, dlaczego medytujemy, jest tym, co nazywam „nic takiego”. Do tego właśnie zmierzam, gdy mówię, że stajemy się „wyrozumiali” w stosunku do chwili obecnej. Tak, dzięki medytacji możesz doświadczyć głębokiego wglądu albo wspaniałego uczucia łaski lub błogosławieństwa, albo uczucia przemiany i nowo odnalezionej odwagi, ale wtedy myślisz – nic takiego. Leżysz na łożu śmierci, a obok jest pielęgniarka, która doprowadza cię do szału, i może to nie jest zabawne, ale myślisz – nic takiego.
Nic takiego – to jedna z najważniejszych lekcji, jaką otrzymałam od mojego nauczyciela, Chögyama Trungpy Rinpoczego. Pamiętam, jak pewnego razu przyszłam do niego z czymś, co uważałam za niezwykle ważne doświadczenie związane z moją praktyką. Byłam podekscytowana, a kiedy opowiadałam mu o tym doświadczeniu, on spojrzał na mnie. Nie sposób opisać to spojrzenie, to było bardzo otwarte spojrzenie. Nie można go nazwać współczuciem, osądzaniem czy czymkolwiek innym. I kiedy tak mu opowiadałam i opowiadałam, on dotknął mojej ręki i powiedział: „Nic... takiego”. Nie mówił „źle” ani „dobrze”. Mówił, że takie rzeczy się zdarzają i mogą przemienić życie każdego z nas, ale jednocześnie nie ma co robić z nich wielkiego halo, ponieważ to prowadzi do arogancji i dumy albo do poczucia wyjątkowości. Z drugiej strony robienie wielkiego halo ze swoich trudności prowadzi w przeciwnym kierunku – do ubóstwa, samouwielbienia i niskiego mniemania o sobie. Tak więc medytacja pomaga rozwijać poczucie, że nic takiego się nie dzieje, nie w formie cynicznego stwierdzenia, ale jako stwierdzenie pełne humoru i wyrozumiałości. Widziałeś już wszystko i dlatego możesz to pokochać.