Moja autobiografia Carson McCullers - Jenn Shapland - ebook + książka

Moja autobiografia Carson McCullers ebook

Shapland Jenn

0,0
38,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Ścieranie kurzu z pudeł z rękopisami, segregowanie ubrań, coraz pewniejsze otwieranie kopert z listami i w końcu – rozczytywanie notatek z sesji terapeutycznych. Tak wygląda śledztwo w poszukiwaniu dowodów miłości amerykańskiej pisarki Carson McCullers do innych kobiet. Kobiet, które jej biografowie konsekwentnie i z uporem nazywali „przyjaciółkami”, „współlokatorkami”, „towarzyszkami podróży”.

W przypadku queerowych historii miłosnych historycy domagają się dowodów, jakich nigdy nie żądają od związków heteroseksualnych. Jenn Shapland nie szuka odpowiedzi na pytanie, czy Carson była lesbijką, bo w jej archiwum nie brakuje świadectw, które to potwierdzą. Autorka chce się dowiedzieć, jak lesbijki budowały swoją tożsamość w czasach, gdy ich odmienność zbywano milczeniem bądź nazywano „wrodzonym zaburzeniem”.

Moja autobiografia Carson McCullers to pełna buntu i niepozbawiona humoru kronika poszukiwania prawdy i wypełniania luk w pamięci, języku i tożsamości. Z migotliwych odłamków życia swojej ukochanej pisarki Jenn Shapland buduje intymny i zarazem odważny pamiętnik własnego coming outu.

„Shapland, sama lesbijka, wchodzi między ślady życia swojej bohaterki jak na miejsce zbrodni: ostrożna i czujna, ufająca jednak własnemu queerowemu doświadczeniu. Potwierdzając jej miłości do kobiet, potwierdza samą siebie. Pokochałam tę książkę.” Renata Lis

„To okupiona ogromnym wysiłkiem analiza tego, w jaki sposób szukamy prawdy o sobie i innych – drogami, które często bywają trudne, które otwierają się przed nami dzięki przebłyskom […]. Książka Shapland to rodzaj doskonałego rozliczenia; chciałoby się, by było takich więcej.” „The New York Times Book Review”

„Shapland łączy szczerą autoanalizę i odsłanianie własnej przeszłości z tworzeniem wnikliwego portretu pisarki, która wyznała, że jej miłości były „niedotykalne”, a jej uczucia „niewypowiadalne”. Przepełniona wrażliwością kronika poszukiwania prawdy przez biografkę.” „Kirkus Reviews”

„Piękna opowieść o tym, jak najlepsi pisarze wyrażają najgłębsze tajemnice serca.” „Library Journal”

„Bezpretensjonalny, poruszający zapis miłości na marginesach.” „The New Yorker”

„Podążanie za Shapland występującą w roli detektywa to wielka przyjemność, a tajemnica, którą postanawia rozwikłać, należy do tych najtrudniejszych: jak zrozumieć i wyjasnić luki w cudzym języku, cudzej historii i tożsamości?” „The Los Angeles Review of Books”

„Ta porywająca książka to po trosze list od fanki, po trosze opowieść detektywistyczna, a po trosze bezkompromisowe sprostowanie.” „The New York Review of Books”

„Ta książka pokazuje, jak ignorowało się i nadal ignoruje queerową historię kobiet. To osobista, poruszająca, przekraczająca granice gatunków relacja z literackiego odkrycia.” Book Riot, przyznając książce Shapland tytuł najlepszej książki 2020 roku

„Ta książka to zarazem zapis własnego coming outu, jak i wnikliwe studium obsesji na punkcie pisarki z Georgii, która zasłynęła czułymi portretami odmieńców.” „The Atlanta Journal-Constitution”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 240

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



SERIA AMERYKAŃSKA

Holly George-Warren Janis. Życie i muzyka

Jessica Bruder Nomadland. W drodze za pracą

Laura Jane Grace Dan Ozzi Trans. Wyznania anarchistki, która zdradziła punk rocka

Legs McNeil Gillian McCain Please kill me. Punkowa historia punka (wyd. 2)

Magdalena Rittenhouse Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero (wyd. 2 zmienione)

Rachel Louise Snyder Śladów pobicia brak. W pułapce przemocy domowej

Jon Krakauer Wszystko za życie

Ewa Winnicka Greenpoint. Kroniki Małej Polski

Paul Theroux Głębokie Południe. Cztery pory roku na głuchej prowincji (wyd. 2)

Lawrence Wright Szatan w naszym domu. Kulisy śledztwa w sprawie przemocy rytualnej

Geert Mak Śladami Steinbecka. W poszukiwaniu Ameryki (wyd. 2)

Timothy Egan Brudne lata trzydzieste. Opowieść o wielkich burzach pyłowych

Charlie LeDuff Shitshow! Ameryka się sypie, a oglądalność szybuje (wyd. 2)

Alex Kotlowitz Amerykańskie lato. Depesze z ulic Chicago (wyd. 2)

Charlie LeDuff Praca i inne grzechy. Prawdziwe życie nowojorczyków

Piotr Jagielski Święta tradycja, własny głos. Opowieści o amerykańskim jazzie

Jan Błaszczak The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side (wyd. 2)

Woody Guthrie To jest wasz kraj, to jest mój kraj

Lawrence Wright Wyniosłe wieże. Al-Kaida i atak na Amerykę (wyd. 2 zmienione)

Sara Marcus Do przodu, dziewczyny! Prawdziwa historia rewolucji Riot Grrrl

Nick Bilton Król darknetu. Polowanie na genialnego cyberprzestępcę (wyd. 2)

Nicholas Griffin Miami 1980. Rok niebezpiecznych dni

Nicholas D. Kristof Sheryl WuDunn Biedni w bogatym kraju. Przebudzenie z amerykańskiego snu

Richard Grant Najgłębsze Południe. Opowieści z Natchez, Missisipi

Lawrence Wright Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary (wyd. 2)

Sam Quinones Dreamland. Opiatowa epidemia w USA (wyd. 3)

Rosecrans Baldwin Los Angeles. Miasto-państwo w siedmiu lekcjach

Alex Marzano-Lesnevich Pamięć ciała. Przemoc seksualna, morderstwo i kara

William S. Burroughs Jack Kerouac A hipopotamy żywcem się ugotowały (wyd. 2)

Robert Kolker W ciemnej dolinie. Rodzinna tragedia i tajemnica schizofrenii (wyd. 2)

Bob Drury Tom Calvin Serce wszystkiego, co istnieje. Nieznana historia Czerwonej Chmury, wodza Siuksów (wyd. 3)

Jon Krakauer Pod sztandarem nieba. Wiara, która zabija (wyd. 2)

Olivia Laing Miasto zwane samotnością. O Nowym Jorku i artystach osobnych

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Tytuł oryginału angielskiego My Autobiography of Carson McCullers

Projekt okładki Agnieszka Pasierska

Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś

Fotografia na okładce © AP Photo / EAST NEWS

Copyright © 2020 Jenn Shapland

First published by Tin House Books Translation rights arranged by AJA Anna Jarota Agency and The Clegg Agency, Inc., USA.

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarne, 2023

Copyright © for the Polish translation by Anna Gralak, 2023

Opieka redakcyjna Jakub Bożek

Redakcja Emilia Radzyńska

Korekta Sandra Trela / d2d.pl, Julia Żak / d2d.pl

Skład Robert Oleś

Konwersja i produkcja e-booka: d2d.pl

ISBN 978-83-8191-643-1

Twojej Carson

W uznaniu miłości

tkwi odpowiedź na rozpacz.

Audre Lorde, Zami. A New Spelling of My Name

Nota autorki

Z powodu ograniczeń związanych z prawami autorskimi zawarte w tej książce odniesienia do kilku dokumentów, w tym listów, telegramów i transkrypcji nagrań terapii Carson McCullers, nie mają formy cytatów.

Pytanie

Na werandzie domu przy Stark Avenue, gdy wszyscy poszli już spać, Reeves spytał Carson, czy jest lesbijką. Wyobrażam ich sobie na huśtawce, choć wiem, że żadnej tam nie ma. Carson odpowiedziała szybkim zaprzeczeniem, wyraziła nadzieję, że nią nie jest, a potem wyznała, że zwyczajnie nie ma pewności.

Gdy natrafiłam na tę wymianę zdań w napisanej na maszynie transkrypcji z marca 1958 roku, byłam jedyną osobą korzystającą z małego uniwersyteckiego archiwum w Columbus w stanie Georgia. Ta transkrypcja to zapis piątej sesji terapeutycznej u doktor Mary Mercer, do której Carson zwróciła się o pomoc z powodu blokady pisarskiej. Przeczytałam to pytanie jeszcze raz. Carson wspomina, jak powiedziała Reevesowi, że kochała kobietę o imieniu Vera, a potem drugą, Mary Tucker, ale nie była pewna, co miał na myśli, mówiąc o lesbijkach. Spytała go o to, jakby lesbijki tworzyły jakiś klub, a ona rozważała zapisanie się do niego, albo jakby były nieznanym gatunkiem, który mogłaby badać: Jak zachowują się lesbijki? Gdzie mieszkają? Jak wchodzą w interakcje?

Mimo statusu Carson jako być może lesbijki Reeves spytał ją, kiedy wezmą ślub. Miała dziewiętnaście lat.

Artykulacja

Wspominając Carson McCullers, wspomina się powieściopisarkę, która dorastała w Columbus w stanie Georgia, przeprowadziła się do Nowego Jorku w wieku dwudziestu kilku lat i przez resztę życia pisała o odmieńcach z Południa Stanów Zjednoczonych. Jej postaci są albo nieme, albo za wysokie, albo czarne, albo queerowe, a przy tym prawie zawsze samotne i wyobcowane w konserwatywnym miasteczku bardzo przypominającym to, w którym sama dorastała. W 1940 roku, gdy Carson miała dwadzieścia trzy lata, zdobyła sławę dzięki swojej pierwszej powieści zatytułowanej Serce to samotny myśliwy. Jej książki adaptowano na potrzeby kina i wystawiano na Broadwayu. Jednym z jej najlepszych przyjaciół był Tennessee Williams – nazywała go Tenn – a z Trumanem Capote’em, swoim naśladowcą, przez lata toczyła spory. Dwukrotnie poślubiła Reevesa McCullersa i ponoć uganiała się za kobietami. Często była pijana, cierpiała na przewlekłą chorobę i podobnie jak bardzo wielu z jej epoki umarła młodo. Jeśli o niej słyszeliście, prawdopodobnie znacie jakąś wersję tego opisu.

Aby opowiedzieć własną historię, pisarka musi stworzyć z siebie postać. Aby opowiedzieć cudzą historię, musi uczynić z tej osoby jakąś wersję siebie samej, znaleźć sposób, by wejść w jej skórę. Ta książka lokuje się gdzieś w zmiennej przestrzeni między pisarką a jej bohaterką, w kształtowaniu ja – we wszystkich jego permutacjach – na papierze.

Korespondencja

Nie spodziewałam się listów miłosnych. Papier pożółkł ze starości i pomarszczył się na krawędziach. Odręczne pismo Annemarie wypełniało stronę, mocno pochylone w prawo i często wylewające się ostatnimi dopiskami na lewy margines. Czytałam przez przezroczyste koszulki, zbyt zdenerwowana stażem, by wyjąć kartki z osłon.

10 kwietnia, noc

Carson, dziecko, moja ukochana, wiesz, że skoro mam pojutrze wyjechać, jestem trochę wystraszona i zarazem dumna, ponownie zostawiając za sobą wszystko, na czym mi zależy, oraz falę miłości […].

Podniosłam głowę, spojrzałam na otaczające mnie rzędy pudeł z manuskryptami. Szumiało mi w głowie, miałam wypieki na twarzy. Czy to znaczyło to, co myślałam, że znaczy? Co miała na myśli, pisząc „miłości”? Instynktownie zaczęłam nasłuchiwać, czy nikt nie nadchodzi. Usłyszawszy jedynie cykanie szuflad ze wspomaganiem elektrycznym, wróciłam do lektury. Annemarie wspominała w liście do Carson ich rozmowę: „Pamiętasz, ja i Ty podczas tamtego lanczu na rogu niedaleko hotelu Bedford, przy mleku, chlebie i maśle, wieki temu”.

Cztery lata przed tym, jak zjawiłam się w archiwum w Georgii, gdzie przechowywano transkrypcje sesji terapeutycznych Carson, i zanim dowiedziałam się o niej o wiele więcej niż tylko to, jak się nazywała, byłam na stażu w Harry Ransom Center w kampusie Uniwersytetu Teksańskiego w Austin, gdzie przechowuje się olbrzymią kolekcję książek oraz dokumentów pisarzy i artystów. Ta fucha była pewnego rodzaju sukcesem: na dwa lata odciągnęła mnie od nauczania w trakcie studiów oraz dała mi swobodny dostęp do materiałów i przedmiotów niegdyś należących do największych pisarzy.

Przez dwa lata spędzone w tej instytucji codziennie przychodziłam do biura stażystów i odpowiadałam na związane z badaniami zapytania naukowców czekające na stosie korespondencji obok drzwi. Większość była nudna. Mniej więcej połowa dotyczyła albo Davida Fostera Wallace’a, albo Normana Mailera. (Moim ulubionym znaleziskiem był zbiór listów napisanych do Mailera przez jedną z jego kochanek, zaczynających się od słów – streszczających moje własne odczucia – „Drogi amerykański głąbie”). Pewnego dnia na początku lutego 2012 roku jakiś badacz zapytał o korespondencję Annemarie Clarac-Schwarzenbach, której nazwisko nic mi wtedy nie mówiło, z Carson McCullers, autorką książek o tytułach, które zawsze poruszały we mnie czułą strunę. Serce to samotny myśliwy.No przecież cała ja. Nigdy się jednak nie zebrałam, żeby je przeczytać. Mam wrażenie, że książki mnie odnajdują, gdy jestem na nie gotowa, w przeciwnym razie je porzucam. Zjechałam windą towarową do lodowatej czytelni rękopisów na parterze, wyjęłam teczkę z tą korespondencją – miała numer 29.1, wciąż pamiętam – i natychmiast zaczęłam czytać, stojąc obok regału.

Język listów Annemarie do Carson jest intymny, sugestywny – albo to ja go tak odczytuję. „Pamiętasz”. Też dostawałam takie listy. Pisałam takie do ukochanych kobiet. Był to marny punkt wyjścia, a mimo to nie miałam najmniejszych wątpliwości: Carson McCullers kochała kobiety. Albo przynajmniej ta kobieta kochała Carson. Natychmiast, bez konkretnego powodu, zapragnęłam dowiedzieć się wszystkiego o nich obu. Zabrałam teczkę na górę, na swoją półkę w biurze stażystów, szybko zajęłam miejsce przy biurku w punkcie informacyjnym, gdzie o trzeciej zaczynała się moja zmiana, i zaczęłam googlować. Tłumaczyłam sobie, że prowadzę badania, że to element mojej pracy. Odkryłam, że Annemarie była szwajcarską pisarką, fotografką, dziedziczką jedwabnej fortuny i znaną uwodzicielką kobiet, która w latach trzydziestych i na początku czterdziestych bywała w Nowym Jorku.

W teczce 29.4 znalazłam osiem listów Annemarie do Carson, lecz nie było tam żadnej odpowiedzi. Jeden jest opatrzony nagłówkiem: „Na rzece Kongo, wrzesień 1941 roku”, inny: „Na statku z Portugalskiej Afryki Zachodniej do Lizbony”. Policzywszy strony dla tamtego badacza i odpisawszy na jego zapytanie, zawiozłam teczkę na dół i włożyłam ją z powrotem do pudła. Później trzymałam stosy książek i manuskryptów Carson na swojej półce w biurze, ale wtedy nie czułam się jeszcze uprawniona, by przechowywać je tak blisko siebie. Część z nich przepisałam jednak w mejlu, który wysłałam na własny adres. Tamten naukowiec nigdy nie zamówił skanów.

Charakter pisma Annemarie jest tak drobny i uporczywy, że jej listy czyta się długo, choć często zajmują tylko pojedynczą kartkę. Jej listy, podobnie jak moje, są przestylizowane, nasiąknięte uczuciem i potrzebą wyznania go na piśmie. Odnosi się wrażenie, że w pierwszym liście Annemarie kończy swój związek z Carson – delikatnie, lecz stanowczo. Pisze z Zurychu, już po wyjeździe z kraju:

Dziękuję Ci na zawsze […]. Carson, zapamiętaj nasze chwile zrozumienia i to, jak bardzo Cię kochałam. Nie zapominaj o wspaniałym obowiązku pracy, nigdy nie daj się uwieść, pisz i, kochanie, dbaj o siebie. Też będę. (Pisałam, w Sils. Tylko kilka stron, spodobałyby Ci się). I proszę, nigdy nie zapomnij o tym, co tak głęboko nas dotknęło.

Twoja kochająca Cię czule Annemarie.

Miłość, którą opisuje, jest powiązana z pisaniem, z twórczą pracą traktowaną przez kobiety poważnie. Myślę, że ten element uderzył mnie równie mocno jak ich romans, a obecnie kojarzy mi się z uczuciem opisanym przez Audre Lorde w autobiografii zatytułowanej Zami. Lorde doświadczyła go, gdy pierwszy raz znalazła się w grupie twórczych, queerowych kobiet: „Poczułam, że zostawiam za sobą dzieciństwo i jako kobieta łączę się z innymi kobietami w zawiłej, skomplikowanej i nieustannie rosnącej sieci wymiany atutów”. Podobnie jak moje listy sprzed dwudziestego roku życia i te napisane zaraz po nim, listy Annemarie są komunikatami jednej zagubionej kobiety skierowanymi do drugiej, próbą wyartykułowania ja, którym jeszcze się w pełni nie stała. Czytając ponownie swoje listy z tego okresu, słyszę w nich wiarę w to, że pewnego dnia, już niedługo, moja tożsamość może być czymś ugruntowanym, stałym. Czekałam, aż zeszczupleje mi twarz, aż zestarzeją mi się dłonie. Nie licząc własnych, nigdy wcześniej nie czytałam listów miłosnych pisanych przez kobiety. Mimo całej obcości Annemarie i Carson oraz ich oddzielenia ode mnie w czasie i przestrzeni doskonale rozumiałam je na papierze.

Znalazłam te listy przed trzydziestką, pod koniec wielkiej, rozgrywającej się powoli katastrofy, którą wtedy przeżywałam: po sześciu latach spędzonych razem w szafie nie rozstałam się jeszcze do końca ze swoją pierwszą miłością, kobietą z Teksasu, którą poznałam, gdy obie byłyśmy na pierwszym roku college’u w Vermoncie. Na drugim roku sześcioletnich studiów doktoranckich miałam już serdecznie dość środowiska akademickiego. Nie chciałam być krytyczką literacką, nie potrafiłam zrozumieć instytucjonalnych obręczy, przez które należało przeskakiwać, i po zaledwie pół roku stażu wiedziałam, że nie nadaję się na archiwistkę. Brakowało mi cierpliwości i poświęcałam za dużo czasu na próby rozwikłania tajemnic, które sama tworzyłam. Nieoczekiwanie dostałam mejla od jednego z profesorów, który podziwiał mój styl pisania, i rzuciłam się na coś, co wydawało się potwierdzeniem mojej wartości. Pochwały płynęły dalej, a towarzyszyła im lawina wierszy i presja, żebyśmy się ze sobą przespali, na co się zresztą zgodziłam, nie do końca wiedząc, jak do tego doszło. Mój sześcioletni związek się rozpadł i wyprowadziłam się ze wspólnego mieszkania. Miałam dwadzieścia pięć lat i gdy nie siedziałam pijana na werandzie, wściekle paląc papierosy z przyjaciółmi, pierwszy raz w życiu mieszkałam całkiem sama w nowej kawalerce za wygórowaną cenę, na którą nie było mnie stać. W zmywarce roiło się od karaluchów. Karaluchy mnie osądzały. Zdumiewało mnie własne zachowanie. Nie wiedziałam, czy chcę się umawiać z kobietami – w sumie nigdy się z nimi nie umawiałam. Oficjalnie moja pierwsza miłość i ja byłyśmy przez te wszystkie lata „współlokatorkami” – ale umawianie się z mężczyznami, bardzo bliskie manipulacji, wydawało się okropne. Podobnie jak większość dwudziestopięciolatków nie wiedziałam, co mnie czeka.

Czekała mnie Carson.

Próbowałam powiedzieć o tych listach kilku osobom – współpracownikom, przyjaciołom – ale nie potrafiłam wyjaśnić, dlaczego są dla mnie takie ważne. „Umawiała się z kobietami – odpowiadali. – Co z tego?” Następne lata zdominowało moje pragnienie zrozumienia rozmiarów tej miłości na papierze. Nim upłynął tydzień od znalezienia listów, obcięłam włosy na krótko. Nim upłynął rok, zaczęłam stosunkowo swobodnie nazywać siebie lesbijką. Poza tym skatalogowałam kolekcję rzeczy osobistych McCullers w Ransom Center, jej ubrania i przedmioty, które trafiwszy do archiwum, długo leżały nieuporządkowane. Cztery lata później mieszkałam przez miesiąc w domu w Columbus, w którym Carson spędziła dzieciństwo, a wkrótce potem przeprowadziłam się z Chelsea, swoją nową miłością – poznałyśmy się na stażu – z Austin do Santa Fe i aby dokończyć książkę o Carson, zrezygnowałam z szukania posady na uczelni. Spojrzenie wstecz redefiniuje wszystko, co napotka na swojej drodze, dlatego jestem nieskora do przypisywania stabilnego narracyjnego znaczenia zarówno własnemu, jak i cudzemu życiu. Ale przypuszczam, że moglibyśmy nazwać te listy punktem zwrotnym.

Szczególne obszary duszy

Transkrypcje sesji terapeutycznych Carson wyszły na światło dzienne w 2014 roku, po śmierci doktor Mary Mercer, w maleńkim archiwum na drugim piętrze Uniwersytetu Stanowego w Columbus. W 2016 roku spędzałam tam niespieszne wiosenne popołudnia, skanując i kserując usiane literówkami listy pisane przez Carson w latach po udarze, gdy miała sparaliżowaną lewą rękę i stukała na maszynie jednym palcem. Przeczytałam kopię testamentu, w którym zostawiła byłej terapeutce jedną trzecią majątku, oraz mnóstwo jej listów do Mary, głupkowatych i słodkich – podpisywała je słowami „całuję Twoją stópkę” i zwracała się do Mary „dzieckoserduszko”, pisząc to łącznie. Wiele z tych listów fotografowałam telefonem i natychmiast przesyłałam Chelsea razem z chmurą wykrzykników.

Gdy weszłam, Martha, starsza archiwistka z krótko ostrzyżonymi jasnymi włosami i szeroko rozstawionymi oczami w obwódce oprawek okularów, prowadziła właśnie ożywioną dyskusję na temat gazu musztardowego z innymi pracownikami archiwum zgromadzonymi wokół jej komputera. Poinformowałam ją, że zamierzam pracować nad przyjaźnią Mary i Carson – tak to nazwałam. W odpowiedzi prychnęła performatywnie, mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów. Niezrażona i zaznajomiona już z jej wersją wyniosłości, podałam jej długą listę teczek, do których chciałam zajrzeć. Dobrze wiem, że archiwa bywają nieprzystępnymi miejscami pełnymi zrzędliwych ludzi. Badacz musi podjąć pewien wysiłek, by zdobyć zaufanie personelu. Ci ludzie chcą się upewnić, że traktujesz to poważnie. Stoją na straży wielu sekretów, pogmatwanych materiałów z nierzadko jeszcze bardziej pogmatwanego życia. Kilka tygodni później wspominałam te napięte interakcje jako przejaw dyskomfortu, który treść tych transkrypcji wywoływała u Marthy – albo w tej instytucji. Wciąż nie jestem pewna, czy przemawiała przeze mnie jedynie paranoja queerowej badaczki.

Wszystkie transkrypcje terapii Carson umieszczono w teczkach z napisem „eksperyment”: „eksperyment pierwszy”, „eksperyment drugi”. Same transkrypcje są irytująco niekompletne, usiane elipsami i pustymi miejscami, które mogą, choć wcale nie muszą, skrywać dodatkowe szczegóły. Część z nich zaczyna się albo kończy w pół zdania. Carson mówi wyłącznie drukowanymi literami, przeplatając poezję – własną i cudzą – opisami swoich snów, wspomnień z dzieciństwa i refleksjami nad swoim życiem. Czytanie transkrypcji cudzych rozmów z terapeutą mogłoby się wydawać wyjątkowym pogwałceniem prywatności, ponieważ zazwyczaj terapia zakłada poufność kontaktów terapeuty z pacjentem. To jednak nie są zwyczajne transkrypcje. Choć Mary i Carson przedstawiały historię podjęcia takiej decyzji w odmienny sposób, obie określały te transkrypcje jako próbę napisania autobiografii.

Początkowo Carson była sceptycznie nastawiona do terapii i denerwowała się przed spotkaniem z Mary w 1958 roku w jej gabinecie w Nyack w stanie Nowy Jork, gdzie pisarka mieszkała z przerwami od 1944 roku. Mary miała czterdzieści sześć lat, psychiatrię praktykowała od ponad dziesięciu, a od czterech prowadziła prywatny gabinet w Nyack. Carson dyktowała swoją drugą autobiografię – która, podobnie jak pierwsza, nigdy nie została ukończona – dziewięć lat po tych sesjach terapeutycznych, leżąc w łóżku. Książkę wydano pośmiertnie w 1999 roku pod tytułem Illumination and Night Glare[Oświecenie i nocny blask]. Carson pisze w niej o tym, jak się obawiała, że „doktor Mercer będzie brzydka, apodyktyczna i spróbuje dokonać inwazji na szczególne obszary [jej] duszy”. Tak się martwiła, że w dniu pierwszej sesji obudziła się o trzeciej w nocy. Porażająco wcześnie jak na umówioną porę pokonała drogę do gabinetu, podpierając się laską, a gdy z trudem otworzyła siatkowe drzwi, zobaczyła Mary, która „była i jest najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek [widziała]”.

Carson myślała, że podejście do terapii jak do pisania pamiętnika to jeden z przebłysków jej geniuszu. Początkowo Mary nie była do tego przekonana i sądziła, że „nie da się tego zrobić, to sprzeczne z kontraktem terapeutycznym”. Ostatecznie jednak dała się namówić. Powiedziała biografce Josyane Savigneau: „Wbrew wszelkiemu rozsądkowi i regułom swojej profesji zgodziłam się na te nagrania – jedna kopia dla niej, druga dla mnie – wyraźnie zastrzegając, że ten materiał nie zostanie upubliczniony w oryginalnej postaci i posłuży jedynie jako źródło książki, którą zamierzała napisać”. Mary wyjęła magnetofon, za pomocą którego rejestrowała swoją korespondencję i uwagi na temat pacjentów, po czym niezwłocznie zaczęły nagrywać. Zawartość tych nagrań nie onieśmielała Carson – pisarka zamierzała je opublikować. To, że te transkrypcje w ogóle jeszcze istnieją, jest zasługą umowy zawartej przez obie kobiety, i chyba właśnie dzięki niej czułam się swobodnie, czytając ich słowa, analizując je w poszukiwaniu podtekstów. Mary wspominała, że odebrała Carson nagrania z terapii, gdy usłyszała od przyjaciół, iż ta puszcza je „komu popadnie”.

Pod koniec lat pięćdziesiątych, straciwszy matkę, którą wszyscy nazywali Bebe, i bliską osobę, Carson nie była w stanie pisać. Zupełnie utknęła na kolejnej powieści, którą ostatecznie wydano pod tytułem Zegar bez wskazówek.Często była sama, miała mało pieniędzy. Czuła, że terapia u Mary to wydatek, na który jej nie stać, lecz po kilku sesjach dostrzegła płynące z niego korzyści. „Nie tylko od razu polubiłam doktor Mercer – pisze – lecz ją pokochałam i co równie ważne, wiedziałam, że mogę jej powierzyć swoją duszę. Rozmowy z nią nie miały w sobie nic trudnego. Zwierzyłam się jej z całego swojego buntu i całej frustracji, ponieważ wiedziałam, że wie, z czym się styka”. Gdyby na podstawie tych sesji udało się wyprodukować autobiografię, którą Carson zdołałaby sprzedać, mogłaby uzasadnić poniesienie tych kosztów. Choć brzmi to jednocześnie praktycznie i niedorzecznie, zastanawiam się, czy przypadkiem nie szukała też narracji, by opowiedzieć historię, do której by pasowała.

Transkrypcje zaczynają się, kiedy Carson ma czterdzieści jeden lat, i dosyć wyraźnie widać, że choć jako pisarka słynie z dogłębnego zrozumienia ludzkiej psychiki i z emocjonalnej przenikliwości na papierze, wciąż nie wie, co począć, jeśli musi wyartykułować, kim jest. W kwietniu 1958 roku pisze w liście do Mary, że pisarstwo przychodzi do niej raczej ze sfery instynktu niż analizy oraz że rozumie, co pisze, dopiero gdy skończy. Podczas pierwszej sesji u Mary czuje się tak niezdolna do interpretowania swoich uczuć i zachowań, że porównuje się do kogoś, komu usunięto chirurgicznie płat mózgu. Bardzo często poszukiwanie tożsamości, dążenie do poznania siebie, jest czymś, co wiążemy z młodością. Moja tożsamość rozwijała się jednak powoli i stałam się w pełni sobą dopiero przed trzydziestką. Być może właśnie to dostrzegałam od początku w Carson: znajomo przedłużone stawanie się.

Terapia ma wiele wspólnego z pamiętnikiem: opowiada twoją historię. Pierwszy raz poszłam do terapeuty tej samej wiosny, której znalazłam listy Annemarie. W gabinecie w jedynym ciemnym kącie oświetlonego jarzeniówkami uniwersyteckiego ośrodka zdrowia powiedziałam przy akompaniamencie bulgoczącej fontanny na stole: „Chyba straciłam narracyjny wątek swojego życia. Po prostu już nie wiem, czym jest narracja”. Jak mniemam, próbowałam powiedzieć, że nie wiem, jak odbyć terapię opartą na mówieniu, nie mając historii, którą mogłabym zrozumieć; narracyjnej logiki, w której mogłabym umieścić swoje działania i uczucia. Moje działania – rozstanie, karaluchy – wydawały się nielogiczne, autodestrukcyjne. Oraz boleśnie naiwne. „Byłam nieporadna i zmienna, i niesforna dla samej siebie” – jak pisze Jill Johnston, autorka Lesbian Nation, relacjonując swoje doświadczenia związane z godzeniem się z własną tożsamością. (Albo Eileen Myles: „Wciąż lubiłom mężczyzn. To znaczy próbowałom”). Ten pierwszy terapeuta, sam będący jeszcze na studiach, nie miał mi za wiele do zaproponowania. Przez sporą część naszej sesji medytowałam – siedząc w milczeniu – za jego namową.

E., moja następna terapeutka, przyjmowała trzy piętra niżej w słonecznym gabinecie, który dzieliła z miłośniczką spirytystycznego kiczu. Przez kolejne cztery lata siedziałam otoczona kryształami, oprawionymi w ramki cytatami z dzieł Rumiego i rozmodlonymi Buddami, podczas gdy E. pomagała mi kształtować nową narrację, mniej surową i nie tak bezwzględną. O swoich doświadczeniach jako początkującej lesbijki mogę wam powiedzieć tyle, że długo trwało, zanim je zaakceptowałam i zrozumiałam: tożsamość oraz samo słowo „lesbijka”. Teraz myślę o seksualności i tożsamości, a także o płci (gender), jak o procesie prób i błędów. Musisz znaleźć to, co ci odpowiada. Potrzebujesz narracji dopuszczającej bałagan, takiej, która potrafi pomieścić gwałtowne skręcanie ku skrajnościom.

Sesje terapeutyczne u Mary odmieniły życie Carson. Jej dążenie do poznania siebie, które zbiegło się w czasie z opowiadaniem o swoich nieudanych małżeństwach i artykułowaniem miłości do kobiet, dokonało się długo po wkroczeniu w dorosłość. Nagrania dokumentują czterdziestojednoletnią kobietę, która właśnie odkrywa, kim jest, dyktując to miękkim głosem z południowym akcentem. Pisane po każdej sesji listy Carson do Mary są skąpane w radości ze spontanicznego odsłaniania siebie, a także w innych radościach. Carson jednak nigdy nie opublikowała transkrypcji swojej terapii. Przeczytawszy je od początku, stwierdziła zrozpaczona, że są poprzekręcane i niemożliwe do rozszyfrowania. Ja natomiast czytam je, jakby były niewydanym manuskryptem, wersją roboczą trzymaną w szufladzie do końca życia tylko po to, by ostatecznie trafiła do ponumerowanej teczki w ponumerowanym pudle w archiwum. Może koniec końców Carson nie dostrzegła w nich książki, ale ja owszem. Widzę jedyną historię, jaką kiedykolwiek pisała: o samotnym odmieńcu zmagającym się ze swoim ukrytym ja i niezdolnym do wyartykułowania własnych tęsknot.

Według Carson po tej pierwszej sesji Mary zaprosiła ją na lancz. Rozmawiały o książkach, choć doktor nigdy nie czytała żadnej z książek Carson. Ich lancze po sesjach terapeutycznych, kontynuowane przez cały kwiecień 1958 roku, były dla Carson „pociechą i głównym punktem” dnia. Mary, uparcie twierdząc, że przez całą terapię Carson łączyła je tylko relacja lekarki z pacjentką, zaprzeczyła później, jakoby te lancze kiedykolwiek się odbyły.

Obłąkanie, albo dlaczego piszę

Gdy w chwilach przestoju w Ransom Center przeszukiwałam dostępne materiały na temat Carson, raz po raz odkrywałam, że w historii o niej i Reevesie związek Carson z Annemarie spychano na boczny tor albo zupełnie pomijano. Nie wydaje się, by były to – w większości wypadków – akty jawnej cenzury ze strony biografów lub ich rozmówców. Liczne szczegóły lesbijskiego życia Carson są tam obecne, widać je jak na dłoni. Po prostu umieszczano je w innej narracji: w narracji heteroseksualnej, w której niewytłumaczalne zadurzenie i przyjaźnie z kobietami wypływają tylko na chwilę w ramach poza tym „normalnego” życia. W wydanych biografiach Carson Annemarie jest tylko jednostronną obsesją. (Według Virginii Spencer Carr, autorki The Lonely Hunter [Samotny myśliwy], „Miłość Carson do Annemarie była o wiele większa niż ta, którą Annemarie mogła kiedykolwiek odwzajemnić”, a Sherill Tippins pisze w February House [Lutowy Dom], że „Annemarie nie odwzajemniała entuzjazmu Carson”). Im więcej czytałam, tym bardziej odnosiłam wrażenie, że wszystkie głębokie związki emocjonalne Carson z kobietami albo odrzucano, albo wykpiwano. W tych wersjach rzeczywistości Mary staje się jakiegoś rodzaju niańką cherlawej, emocjonalnie rozdętej Carson, a wszystkie inne ważne kobiety w życiu pisarki – Mary Tucker, Elizabeth Ames, Janet Flanner, Natalia Danesi Murray, Marielle Bancou, Gypsy Rose Lee, Jane Bowles – spycha się do rangi postaci drugoplanowych.

Gdy jednak czytałam po wielokroć listy Carson i zapisy jej rozmów z Mary, znalazłam pełniejszą wersję jej życia ukazaną przez pryzmat jej związków. Nigdy nie czułam równie mocno, że jesteśmy odłamkami innych ludzi. Poprzez związki Carson z innymi kobietami mogę wytropić dowody jej stawania się – jako kobiety, jako lesbijki i jako pisarki. Jest w życiu tak wiele zadurzeń, tak wiele przyjaźni łączących pragnienie posiadania z pragnieniem bycia. To właśnie zestawienie tych pragnień sprawia, że takie tęsknoty wprawiają w dezorientację, stają się niebezpieczne i queerowe. Jest w nim pragnienie dowiedzenia się tego, co już jest wiadome, ciekawość tego, co w głębi serca rozpoznajesz, pożądanie tego, czym jesteś albo czym możesz być. Pisarz Richard Lawson opisuje to jako „mętlik w głowie wywołany tym, czy chcesz być czyimś towarzyszem czy raczej wejść w jego skórę, by zamieszkiwać świat tak jak on”.

Namierzenie albo wytropienie związków kobiet, zarówno tych przeszłych, jak i obecnych, bynajmniej nie jest łatwe. Związki kobiet z innymi kobietami są często zakamuflowane: dobrze udokumentowanymi małżeństwami z mężczyznami, kulturową odmową ujrzenia tego, co jest na widoku, albo nawet uwierzenia, że takie związki w ogóle istnieją. W świecie budowanym przez mężczyzn oraz dla mężczyzn i ich dążeń kobieta kochająca kobiety nie jest zauważana – i nie jest rejestrowana, czyli zapisywana. Przyczyny nakładają się na siebie nawzajem: lesbijka celowo ukrywa swoją tożsamość i pozostaje w szafie. Lesbijka odmawia nazywania siebie lesbijką, nie identyfikując się z tym określeniem i jego konotacjami z powodów osobistych albo politycznych. Kobieta nie wie, że jest lesbijką – ponieważ nigdy nie tworzy związku z drugą kobietą albo nie jest świadoma, że związki, w które się angażuje, można by nazwać lesbijskimi. Ja nie określałam się w ten sposób przez kilka lat – stąd „współlokatorka”. Albo, jak w wypadku Carson, wskutek starań tych, którzy ją przeżyli i wepchnęli do szafy, trudno ustalić, w jaki sposób kobieta rozumiała i identyfikowała siebie.

Właśnie to retroaktywne zamykanie w szafie przez ludzi jej współczesnych i biografów najbardziej mnie uwierało. Brałam je do siebie. Czułam się nierzeczywista, obłąkana. Jeśli Carson nie była lesbijką, jeśli według historii żadna z tych kobiet nie była lesbijką, jeśli w ogóle nie ma lesbijskiej historii – czy istnieję?

Zamiast nazywać po imieniu – czy choćby o nich wspominać – miłość i przyjaźń, jakie łączyły Carson z kobietami i kształtowały jej tożsamość, biografie odsuwają je na bok, woląc opowieść o jej „udręczonym” związku z Reevesem McCullersem, mężczyzną, za którego wychodziła i od którego odchodziła dwukrotnie w swoim życiu. Heteroseksualna narracja dostaje kredyt zaufania, a pisarze czują się pewniej, wypełniając puste miejsca, by stworzyć wspaniałą i rozpaczliwą historię miłosną z tego, co, jak wynika z mojej lektury, wygląda na szereg manipulacji dokonywanych przez kobietę usiłującą nazwać swoje pragnienia. Być może nie jest to nawet tak perfidne jak świadome zastępowanie jednej narracji drugą. Może po prostu chodzi o to, że historie jej związków z kobietami są fragmentaryczne, trudne do opracowania. Aby połączyć je w całość, trzeba czytać jak osoba queerowa, jak ktoś, kto wie, jak to jest siedzieć w szafie, i wypatruje odbić własnego doświadczenia w nawet najbardziej nieprawdopodobnych miejscach.

Życie można interpretować na wiele sposobów. A gdybyśmy tak, zamiast próbować wyplątać się z czegoś, co wydaje się ewidentne, zamiast próbować usprawiedliwić coś, co oczywiste, wybrali najbardziej prawdopodobny scenariusz, poszli po linii najmniejszego oporu? Lesbijska historyczka Emily Hamer pisze: „Wiemy, że były lesbijkami, ponieważ to najlepsze wyjaśnienie ich życia […]. Standard widzialności nie jest uniwersalnym warunkiem wstępnym wiedzy. Nie widzimy energii elektrycznej, lecz wiemy, że ona istnieje, ponieważ energia elektryczna jest najlepszym wyjaśnieniem powodu, dla którego pstryknięcie przełącznika światła prowadzi do rozbłyśnięcia żarówki”.

Savigneau wątpi, czy wyjąwszy „romantyczne obsesje” na punkcie pewnych kobiet, Carson kiedykolwiek doświadczyła pożądania seksualnego, i kropka. Nie jest, niestety, odosobniona w tej opinii. Pisze: „Etykietek »lesbijka« i »biseksualna« używają ci, którzy oczerniają każdą formę marginalności, by zdystansować się od Carson McCullers poprzez skategoryzowanie jej jako »artystki anormalnej«. Używają ich także stronnicy homoseksualności – zarówno mężczyźni, jak i kobiety – chcący zawłaszczyć pisarkę dla swojego programu”. Biografia autorstwa Savigneau została opublikowana po angielsku w 2001 roku. Jej opis ustawia mnie w pozycji „stronniczki homoseksualności” dążącej do „zawłaszczenia” historii Carson dla swojego „programu”. I być może tak jest.

Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.

WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.

czarne.com.pl

Wydawnictwo Czarne

@wydawnictwoczarne

Sekretariat i dział sprzedaży:

ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice

tel. +48 18 353 58 93

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

Dział promocji:

al. Jana Pawła II 45A lok. 56

01-008 Warszawa

tel. +48 22 621 10 48

Opracowanie publikacji: d2d.pl

ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków

tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]

Wołowiec 2023

Wydanie I