Most diabła. Arnhem 1944 - Anthony Tucker-Jones - ebook

Most diabła. Arnhem 1944 ebook

Tucker-Jones Anthony

3,7

Opis

17 września 1944 roku około godziny 13 feldmarszałek Walter Model, nowy dowódca niemieckiej Grupy Armii „B”, zasiadł do obiadu w hotelu Tafelberg w holenderskim miasteczku Oosterbeek niedaleko Arnhem. Nagle dobiegły do niego odgłosy eksplozji, a potem rozdzwoniły sie telefony. Jeden z oficerów wkrótce zameldował feldmarszałkowi: „Co za skończone świnie! Zrzucili prosto na nas dwie dywizje spadochronowe!”. Mówiąc „świnie”, miał na myśli aliantów...

Tak Niemcy dowiedzieli się o rozpoczęciu operacji „Market Garden”, największej operacji powietrznodesantowej w tej wojnie. Jej celem było opanowanie przez brytyjskich i amerykańskich spadochroniarzy przepraw na kilku rzekach i kanałach oraz umożliwienie oddziałom pancernym dojścia do Renu w Arnhem. Stamtąd alianci mogliby uderzyć na Zagłębie Ruhry, przemysłowe centrum hitlerowskich nazistowskich Niemiec. Ten śmiały plan brytyjskiego marszałka Montgomery’ego mógł zdecydowanie przyspieszyć koniec wojny. Okazał się jednak nazbyt optymistyczny i zakończył fiaskiem.

Anthony Tucker-Jones, były oficer brytyjskiego kontrwywiadu, autor wielu książek dotyczących drugiej wojny światowej, ukazuje bitwę pod Arnhem z perspektywy Niemców. Docieka, jak mimo zaskoczenia alianckimi desantami zdołali się szybko zorganizować, podciągnąć odwody i uniemożliwić przeciwnikom zajęcie kluczowego mostu w Arnhem. W książce jest też mowa o udziale w walkach Polaków z 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej gen. Sosabowskiego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 351

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (3 oceny)
0
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Podziękowania

Podzię­ko­wa­nia

Dzię­kuję zawsze i nie­zmien­nie mojej żonie Ame­lii, bez któ­rej wytrwa­łego wspar­cia zapewne dawno bym już zre­zy­gno­wał.

Dzię­kuję rów­nież:

Matowi Lowin­gowi z wydaw­nic­twa Blo­oms­bury i Lisie Tho­mas pra­cu­ją­cej wcze­śniej w Ospreyu za to, że zapew­nili tej książce przy­ja­zną przy­stań. Szcze­gól­nie jestem wdzięczny Lisie za jej pełną apro­batę od dawna zarzu­co­nego spoj­rze­nia „z dru­giego brzegu”. Dzię­kuję też wydawcy Ospreya Mar­cu­sowi Cow­pe­rowi za jego wspa­niały, nie­ustanny entu­zjazm i prze­wod­nic­two.

Pisa­rzowi i histo­ry­kowi woj­sko­wo­ści, pro­fe­so­rowi Pete­rowi Cad­dic­kowi-Adam­sowi, dzię­kuję za jego wni­kliwe uwagi i wspa­nia­ło­myślną zgodę na napi­sa­nie dosko­na­łego wstępu, w któ­rym bły­sko­tli­wie scha­rak­te­ry­zo­wał sytu­ację. Dzię­kuję także dok­to­rowi Gra­ha­mowi Goodlan­dowi, Robi­nowi Buc­klan­dowi i Robowi Pal­me­rowi za bar­dzo sta­ranne prze­czy­ta­nie ręko­pisu. Z ogromną wdzięcz­no­ścią przyj­mo­wa­łem ich fachowe uwagi, obser­wa­cje i pomoc Jestem też wdzięczny za nie­ustanne wspar­cie pisa­rzowi Timowi Newar­kowi.

Wszyst­kim, któ­rzy z życz­li­wo­ścią odpo­wie­dzieli na moją prośbę o pomoc w bada­niach – Mar­cu­sowi Cow­pe­rowi, Katie Eaton, Bar­ba­rze Jones, Tarze Moran, Amy Rigg i Joëlowi Stop­pel­sowi.

Tomowi Isa­acowi, który jako pierw­szy zasiał ziarno. Tom, dzię­kuję, że pozwo­li­łeś mi zasiąść w twoim szy­bowcu Horsa. Cho­ciaż nawet nie ode­rwa­łem się od ziemi, było to inspi­ru­jące doświad­cze­nie.

I wresz­cie ostat­nie, choć rów­nie istotne podzię­ko­wa­nia dla mojej redak­torki Vene­tii Brid­ges i korek­torki Sha­ron Pen­ling­ton. Są one cichymi boha­ter­kami całego pro­cesu przy­go­to­wy­wa­nia edy­tor­skiego książki.

Dzię­kuję wszyst­kim, któ­rzy poma­gali.

Przedmowa. Profesor Peter Caddick-Adams

Pro­fe­sor Peter Cad­dick-Adams

Przed­mowa

Gene­rał Kurt Stu­dent – zwy­cięzca z Krety – obser­wu­jąc nie­dziel­nym ran­kiem 17 wrze­śnia 1944 roku alianc­kie woj­ska powietrzno-desan­towe krą­żące niczym sępy na nie­bie Holan­dii, ubo­le­wał, że ni­gdy nie miał do swo­jej dys­po­zy­cji tak potęż­nych sił i środ­ków! „Wszę­dzie, gdzie spoj­rza­łem, widzia­łem wiel­kie samo­loty trans­por­tu­jące spa­do­chro­nia­rzy albo holu­jące szy­bowce”.

Istotną jest kwe­stią, że ope­ra­cja Mar­ket–Gar­den – aliancki plan wkli­no­wa­nia się na głę­bo­kość 100 kilo­me­trów w nie­miec­kie linie obrony, oskrzy­dle­nia Linii Zyg­fryda (zwa­nej też Wałem Zachod­nim) i otwar­cia drogi do ude­rze­nia przez pół­nocne Niemcy – została prze­pro­wa­dzona wkrótce po kata­stro­fie Wehr­machtu w Nor­man­dii, gdzie 21 sierp­nia w kotle Fala­ise alianci wzięli do nie­woli około 50 tys. nie­miec­kich żoł­nie­rzy, a kilka dni potem wyzwo­lili Paryż. Było oczy­wi­ste, że nie­miec­kie woj­ska w Euro­pie Zachod­niej ponio­sły cał­ko­witą i nie­od­wra­calną klę­skę. Uwzględ­nia­jąc straty na połu­dniu Fran­cji, po lądo­wa­niu alian­tów na fran­cu­skiej Riwie­rze (ope­ra­cja Dra­goon), od 6 czerwca do zakoń­cze­nia walk we Fran­cji Wehr­macht stra­cił około pół miliona żoł­nie­rzy i mnó­stwo sprzętu woj­sko­wego.

Taka była geneza planu, który z per­spek­tywy czasu można uznać za zde­cy­do­wa­nie prze­sad­nie opty­mi­styczny – prze­ła­ma­nia frontu w Holan­dii z uży­ciem jed­no­stek powietrz­no­de­san­to­wych i pan­cer­nych. Niemcy ponie­śli klę­skę i nie­wiele im pozo­stało do powstrzy­ma­nia nie­spo­dzie­wa­nej ofen­sywy Mon­to­go­mery’ego, która ruszyła po około trzech tygo­dniach od wyzwo­le­nia Paryża. Nie­mniej nie uwa­żali się jesz­cze za zwy­cię­żo­nych. Front wschodni nauczył ich, jak dys­po­nu­jąc nie­wy­star­cza­ją­cymi odwo­dami, jakoś jed­nak zaty­kać dziury we fron­cie. To wła­śnie tam Wal­ther Model, we wrze­śniu 1944 roku głów­no­do­wo­dzący Grupą Armii „B” na Zacho­dzie, zyskał sławę „wir­tu­oza krót­kiej koł­dry”1.

W minio­nych deka­dach dzięki wielu wyda­nym książ­kom, opu­bli­ko­wa­nym arty­ku­łom, odby­tym kon­fe­ren­cjom nauko­wym i wypro­du­ko­wa­nym fil­mom, zyska­li­śmy ogromną wie­dzę o alianc­kich woj­skach powietrz­no­de­san­to­wych, lot­ni­czych i lądo­wych, które we wrze­śniu 1944 roku ude­rzyły przez Holan­dię. Wła­śnie minęło 30 lat od ostat­nich badań nauko­wych nad dzia­ła­niami strony nie­miec­kiej w ope­ra­cji Mar­ket–Gar­den. Anthony Tuc­ker-Jones, ana­li­tyk w kwe­stiach obron­no­ści oraz histo­ryk woj­sko­wo­ści – dzięki wyko­rzy­sta­niu róż­no­rod­nych źró­deł: rela­cji i doku­men­tów – zapro­po­no­wał nam moż­li­wość pozna­nia nie­miec­kiego spoj­rze­nia na dzie­wię­cio­dniowe zma­ga­nia w tej ope­ra­cji. Dzięki sze­ro­kiemu spoj­rze­niu czy­tel­nik prze­cho­dzi bez pro­blemu od kwe­stii tak­tycz­nych po pro­blemy ope­ra­cyjne i z powro­tem. Otrzy­mu­jemy także prze­gląd zda­rzeń poprze­dza­ją­cych – od Nor­man­dii poprzez Bel­gię do Holan­dii – jak rów­nież pod­su­mo­wa­nie skut­ków ope­ra­cji wrze­śnio­wej, pomi­ja­nych we wcze­śniej­szych publi­ka­cjach.

Wyko­rzy­stu­jąc ponad sto rela­cji, autor pre­zen­tuje doświad­cze­nie i pomy­sło­wość obroń­ców. Te dłu­go­trwałe bada­nia uka­zują, jak znaj­du­jąca się w Holan­dii zbie­ra­nina roz­ma­itych, ścią­gnię­tych zewsząd jed­no­stek wojsk lądo­wych, Luft­waffe i Waf­fen SS, pozba­wiona cał­ko­wi­cie wspar­cia lot­ni­czego. przy nie­do­sta­tecz­nych siłach i środ­kach – radziła sobie z wszel­kimi prze­ciw­no­ściami, two­rzyła impro­wi­zo­wane grupy bojowe i umiała zwy­cię­żać, nie mając zazwy­czaj dosta­tecz­nego roz­po­zna­nia nie­przy­ja­ciela i terenu walki. Raz po raz obser­wu­jemy przy­kłady legen­dar­nego nazi­stow­skiego fana­ty­zmu. Kiedy SS-Sturmbannführer Josef „Sepp” Kraft wyru­szał do boju z Bry­tyj­czy­kami w Ooster­beek, ode­słał autem szta­bo­wym do domu w Niem­czech swoje rze­czy oso­bi­ste z komen­ta­rzem: „Nie spo­dzie­wam się wyjść z tego z życiem”. Mimo wszystko popro­wa­dził atak i prze­żył.

Pozna­li­śmy Erwina Kir­ch­hofa, kore­spon­denta wojen­nego, który wyja­śnił nam tajem­nicę tam­tego suk­cesu.

Zale­d­wie 24 godziny wcze­śniej w ogóle się nie znali. Żoł­nie­rze z obsługi naziem­nej pra­co­wali przy samo­lo­tach, eses­mani uzu­peł­niali wypo­sa­że­nie, jed­nostki zapa­sowe peł­niły służbę war­tow­ni­czą, arty­le­rzy­ści z bate­rii obrony wybrzeża dopiero co wró­cili, chłopcy ze Służby Pracy nie­ustan­nie budo­wali sta­no­wi­ska polowe. Bar­dzo nie­wielu z nich miało w ogóle poję­cie o wojo­wa­niu, o tak­tyce… ale wal­czyli…

Jakby w opo­zy­cji do tego Tuc­ker-Jones rela­cjo­nuje wyda­rze­nie z 24 wrze­śnia – zawie­sze­nie broni mię­dzy wal­czą­cymi, wyne­go­cjo­wane przez szefa bry­tyj­skiej służby medycz­nej, puł­kow­nika Gre­ame’a War­racka, i jego nie­miec­kiego odpo­wied­nika, SS-Sturmbannführera dok­tora Egona Skalkę z 9. Dywi­zji Pan­cer­nej SS. Ów akt huma­ni­ta­ry­zmu oca­lił życie 450 ran­nych Bry­tyj­czy­ków, Niem­ców i Holen­drów. Wtedy to SS-Obergruppenführer Wil­helm Bit­trich prze­ka­zał War­rac­kowi butelkę koniaku „dla pań­skiego gene­rała”. Jed­nym z nie­licz­nych alianc­kich świad­ków tego wyda­rze­nia (poda­wa­nego wyłącz­nie przez źró­dła nie­miec­kie), któ­rego mogli­śmy poznać, był kapi­tan Derek „Pip” Boga­erde, uczest­nik osta­tecz­nej ewa­ku­acji Bry­tyj­czy­ków z Arn­hem. Lepiej znany był potem jako Dirk Bogarde, gwiaz­dor sceny i ekranu.

Most Dia­bła odgrywa nie­zmier­nie ważną rolę dzięki szcze­gó­ło­wym ana­li­zom, w pozna­niu tego, co alianci przed bitwą wie­dzieli, o czym nie mieli poję­cia w odnie­sie­niu do dys­lo­ka­cji wojsk nie­miec­kich, oraz przed­sta­wia reago­wa­nie Wehr­machtu na zmienną sytu­ację; wie­dzę, jaką Niemcy zdo­by­wali w trak­cie walk oraz wnio­ski, jakie powinni wycią­gnąć i wycią­gali. Jed­nakże kon­se­kwen­cją tego dziw­nego zwy­cię­stwa – ostat­niego nie­miec­kiego suk­cesu na Zacho­dzie – było nabra­nie przez Hitlera nad­mier­nej pew­no­ści sie­bie, podob­nie, jak stało się w przy­padku Mont­go­mery’ego po zwy­cię­stwie w Nor­man­dii. W grud­niu Hitler rzu­cił przez Ardeny trzy armie, dość kiep­sko naśla­du­jąc Mar­ket–Gar­den. Celem ope­ra­cji Wacht am Rhein było wyrą­ba­nie dywi­zjami pan­cer­nymi dwu­stu­ki­lo­me­tro­wego kory­ta­rza od Wału Zachod­niego do Antwer­pii.

Führer zigno­ro­wał fakt, że jeśli Mont­go­mery we wrze­śniu, mając wspar­cie lot­ni­cze i dobrą pogodę, nie zdo­łał prze­być stu kilo­me­trów, to Niemcy z całą pew­no­ścią nie dadzą rady poko­nać dystansu dwu­krot­nie więk­szego, na doda­tek przy fatal­nej pogo­dzie i bez para­sola powietrz­nego. W ten spo­sób nie­miecki suk­ces, jakim było zała­ma­nie się ope­ra­cji Mar­ket–Gar­den, stał się zaczy­nem przy­szłej kata­strofy w Arde­nach i przy­spie­szył osta­teczne zała­ma­nie się oporu Nie­miec na Zacho­dzie.

Ta książka jest ważną i bar­dzo potrzebną ana­lizą ope­ra­cyjną wyda­rzeń, jakie miały miej­sce we wrze­śniu 1944 roku. Niech miarą mojego uzna­nia dla trudu Anthony’ego Tuc­kera-Jonesa będzie przy­zna­nie się, że bar­dzo żałuję, iż to nie mnie przy­szło napi­sać Most Dia­bła. Dla­tego też z praw­dziwą rado­ścią pole­cam czy­tel­ni­kom to opra­co­wa­nie.

prof. Peter Cad­dick-Adams Salis­bury

Prolog. Model dostaje niestrawności

Pro­log

Model dostaje nie­straw­no­ści

Feld­mar­sza­łek Model był czło­wie­kiem bar­dzo punk­tu­al­nym i zrów­no­wa­żo­nym, wete­ra­nem frontu wschod­niego, na któ­rym prze­żył wiele wzlo­tów i upad­ków, ni­gdy nie tra­cąc przy tym spo­koju i pew­no­ści sie­bie. W każ­dych opa­łach pozo­sta­wał nie­wzru­szony. Na fron­cie prze­żył już wszystko, łącz­nie z kata­stro­fal­nymi klę­skami Wehr­machtu w Rosji. Spoj­rzał na zega­rek. Była pierw­sza po połu­dniu w nie­dzielę 17 wrze­śnia 1944 roku. Powi­tał ski­nie­niem głowy swo­jego szefa sztabu, gene­rała broni Hansa Krebsa, adiu­tanta, puł­kow­nika Leode­garda Frey­berga i ofi­cera ope­ra­cyj­nego, puł­kow­nika Hansa Geo­rga von Tem­pel­hoffa. Zatarł dło­nie z zado­wo­le­nia. Nade­szła pora na przed­obiedni ape­ri­tif, schło­dzone wino mozel­skie.

„Ile­kroć feld­mar­sza­łek prze­by­wał w kwa­te­rze głów­nej, był punk­tu­alny aż do prze­sady – wspo­mi­nał ofi­cer sztabu, porucz­nik Gustaw Sedel­hau­ser. – Zawsze zasia­da­li­śmy do obiadu o 13.00”k1. Mimo pre­sji zwią­za­nej z dowo­dze­niem, musiał też znaj­do­wać czas na drobne przy­jem­no­ści a spo­ży­wa­nie posił­ków w towa­rzy­stwie ofi­ce­rów szta­bo­wych było wła­śnie jedną z nich. Ran­kiem tego dnia Model stał przed swoją kwa­terą i obser­wo­wał smugi kon­den­sa­cyjne pozo­sta­wiane na nie­bie przez alianc­kie bom­bowce. Wie­dział, że lecą bom­bar­do­wać jego ojczy­znę, i miał nadzieję, że Luft­waffe zgo­tuje im gorące powi­ta­nie.

W opi­nii Führera, Adolfa Hitlera, na Modelu można było pole­gać. Zawsze znaj­do­wał się we wła­ści­wym miej­scu o wła­ści­wym cza­sie. Hitler wezwał go z Rosji, aby objął dowódz­two Grupy Armii „B” we Fran­cji po zdrajcy von Klu­gem. Po roz­bi­ciu wojsk nie­miec­kich w Rosji Model z powo­dze­niem powstrzy­mał Armię Czer­woną na przed­po­lach War­szawy2. Teraz Hitler potrze­bo­wał nowego cudu. Model przy­był za późno, by zapo­biec nie­miec­kiej klę­sce. Zresztą wkrótce musiał porzu­cić swoją kwa­terę główną pod Pary­żem. Nie był zachwy­cony swoim prze­nie­sie­niem na Zachód, ponie­waż, zupeł­nie słusz­nie, uwa­żał się za eks­perta od walki na fron­cie wschod­nim. Nie pozwo­lił wyczer­pa­nym odwro­tem woj­skom na odpo­czy­nek, oświad­cza­jąc: „Na fron­cie wschod­nim odpo­czywa się i odzy­skuje siły, nie scho­dząc z pierw­szej linii”k2.

Cho­ciaż Model nie mógł zapo­biec kata­stro­fie pod Fala­ise ani ucieczce wojsk za Sekwanę, to jed­nak na początku wrze­śnia 1944 roku udało mu się przy­naj­mniej usta­bi­li­zo­wać poło­że­nie. Hitler, roz­pacz­li­wie poszu­ku­jący odwo­dów, roz­ka­zał gene­ra­łowi Kur­towi Stu­den­towi sfor­mo­wać 1. Armię Spa­do­chro­nową. Została ona pospiesz­nie prze­rzu­cona i roz­wi­nięta mię­dzy osła­bioną 15. Armią na tere­nie Bel­gii a pozo­sta­ło­ściami 7. Armii, któ­rym udało się wydo­stać z Nor­man­dii.

11 wrze­śnia 1944 roku Model ulo­ko­wał swoją kwa­terę główną w miej­sco­wo­ści Ooster­beek, poło­żo­nej nieco na zachód od Arn­hem, holen­der­skiego mia­sta nad dol­nym bie­giem Renu. Porucz­nik Sedel­hau­ser uznał Arn­hem za dosko­nałą loka­li­za­cję, ponie­waż „było tam wszystko, co nie­zbędne – odpo­wied­nia sieć dróg i zna­ko­mite kwa­tery. Ale dopiero gdy poje­cha­li­śmy do leżą­cego na zachód Ooster­beek, zna­leź­li­śmy tam to, czego szu­ka­li­śmy”k3. Były to dwa pierw­szo­rzędne hotele – Har­ten­stein i Tafel­berg. Sedel­hau­ser, który wcze­śniej zro­bił roz­po­zna­nie, pole­cił to miej­sce gene­ra­łowi Kreb­sowi. Model przy­stał na tę pro­po­zy­cję i wybrał dla sie­bie hotel Tafel­berg. Sedel­hau­ser ode­tchnął z ulgą, że po nie­ustan­nych prze­pro­wadz­kach wresz­cie się gdzieś zado­mo­wią na jakiś czas, a poza tym zauwa­żył, iż w końcu będzie miał „moż­li­wość wypra­nia swo­ich rze­czy”k4.

W odróż­nie­niu od Sedel­hau­sera major Horst Smöckel, ofi­cer sztabu, był mniej zado­wo­lony. Miał pecha, wycią­gnął krót­szą słomkę i na jego barki spa­dło zaopa­trze­nie spi­żarni dla Modela i Krebsa. „Uzbro­jony” w listę zaku­pów, ruszył na poszu­ki­wa­nie lokal­nych skle­pów. Cho­ciaż trwała wojna, udało mu się zamó­wić więk­szość poszu­ki­wa­nych pro­duk­tów. Pole­cił dostar­czyć je do hotelu Tafel­berg. W jed­nym ze skle­pów zapy­tał o dżin. Wła­ści­ciel wyja­śnił mu, że jest to tru­nek trudno dostępny i dość kosz­towny. Na to Smöckel odparł, że cena nie sta­nowi pro­blemu. Po wyj­ściu nie­miec­kiego ofi­cera sprze­dawca zate­le­fo­no­wał do dok­tora Leo Bre­eba­arta, leka­rza ogól­nego w Arn­hem, i popro­sił do tele­fonu fel­czera Hen­riego Knapa, który był sze­fem komórki wywiadu miej­sco­wej siatki ruchu oporu. Po krót­kiej roz­mo­wie Knap zate­le­fo­no­wał do Pie­tera Kruyffa, dowódcy siatki holen­der­skiego ruchu oporu w Arn­hem. Smöckel mimo­wol­nie ujaw­nił, że Model prze­bywa w Holan­dii.

Krebs dołą­czył do feld­mar­szałka dopiero 5 wrze­śnia. Już po raz trzeci obej­mo­wał sta­no­wi­sko szefa jego sztabu. Obaj współ­pra­co­wali wcze­śniej we Fran­cji i w Rosji. Model lubił Krebsa, ponie­waż był to czło­wiek czynu, ni­gdy nie­uchy­la­jący się od spo­czy­wa­ją­cych na nim odpo­wie­dzial­no­ści i obo­wiąz­ków. W tej kwe­stii Krebs mógł się uwa­żać za szczę­ścia­rza, gdyż Model był znany z szorst­kiego trak­to­wa­nia swo­ich ofi­ce­rów szta­bo­wych. Krebs lubił pra­co­wać z Mode­lem; uwa­żał go za bar­dzo kom­pe­tent­nego dowódcę. Nie­mniej czuł się tro­chę zawie­dziony swoją ostat­nią nomi­na­cją. Liczył, że otrzyma dowódz­two jakie­goś kor­pusu, co pozwo­li­łoby mu zna­leźć się bli­żej wal­czą­cych wojsk i pchnę­łoby naprzód jego karierę.

Gene­ra­ło­wie wła­śnie zasie­dli do obiadu, gdy w sąsied­nim pomiesz­cze­niu zadzwo­nił tele­fon. Feld­mar­sza­łek pod­no­sił do ust kie­li­szek wina mozel­skiego, kiedy hote­lem Tafel­berg wstrzą­snęło kilka wybu­chów. Model upu­ścił kie­li­szek i razem ze wszyst­kimi bie­siad­ni­kami rzu­cił się pod stółk5. „Uwaga! Bom­bowce!” – zawo­łał jeden z ofi­ce­rów, pod­bie­ga­jąc do oknak6. Tym­cza­sem Sedel­hau­ser pochwy­cił słu­chawkę tele­fonu i krzyk­nął do niej: „Tu Sedel­hau­ser!”.

„Sier­żant Youp­pin­ger – zamel­do­wał się gło­śno roz­mówca po dru­giej stro­nie połą­cze­nia. – Szy­bowce dosłow­nie lądują nam na kola­nach!”k7. „Jest nie­do­brze” – pomy­ślał Sedel­hau­ser. Youp­pin­ger słu­żył w jed­no­stce sta­cjo­nu­ją­cej w Wol­fheze, na pół­nocny zachód od Ooster­beek, która miała za zada­nie ochronę kwa­tery sztabu feld­mar­szałka.

Sedel­hau­ser cisnął słu­chawką, pobiegł do pomiesz­cze­nia ope­ra­cyj­nego i zamel­do­wał o wszyst­kim zastępcy ofi­cera ope­ra­cyj­nego sztabu. Razem ruszyli do jadalni, gdzie ofi­cer ope­ra­cyjny gło­śno oznaj­mił: „Przed chwilą otrzy­ma­łem infor­ma­cję, że w Wol­fheze lądują szy­bowce”k8.

Krebs sze­roko otwo­rzył oczy, aż wypadł mu monokl. „To będzie decy­du­jąca bitwa tej wojny” – oznaj­miłk9. „No to wpa­dli­śmy!” – stwier­dził z rezerwą Tem­pel­hoffk10.

Model był bar­dzo nie­za­do­wo­lony z tak pesy­mi­stycz­nych komen­ta­rzy, przede wszyst­kim potrze­bo­wał peł­niej­szej wie­dzy o sytu­acji. „Nie dra­ma­ty­zuj­cie! – skar­cił swo­ich ofi­ce­rów. – Wszystko jasne! Tem­pel­hoff, niech pan się bie­rze do roboty!”k11. Tem­pel­hoff poszedł tele­fo­no­wać. Kiedy spoj­rzał przez okno, aż otwo­rzył usta ze zdzi­wie­nia, widząc w pew­nej odle­gło­ści nie tylko szy­bowce, ale i nie­przy­ja­ciel­skich spa­do­chro­nia­rzy. Naj­pierw połą­czył się ze szta­bem dowódcy II Kor­pusu Pan­cer­nego SS, SS-Obergruppenführera Wil­lego Bit­tri­cha; potem zate­le­fo­no­wał do feld­mar­szałka Gerda von Rund­stedta, głów­no­do­wo­dzą­cego na obsza­rze ope­ra­cyj­nym Zachód. Pospiesz­nie wró­cił do pokoju Modela, woła­jąc: „Skoń­czone świ­nie! Zrzu­cają na nas dwie dywi­zje spa­do­chro­nowe!”k12.

W pokoju dało się wyczuć raczej atmos­ferę eks­cy­ta­cji niż paniki. Wszy­scy spo­glą­dali na feld­mar­szałka w ocze­ki­wa­niu, że zacznie wyda­wać roz­kazy i da impuls do dzia­ła­nia. To była ewi­dent­nie sytu­acja kry­zy­sowa, a w takich wła­śnie oko­licz­no­ściach Model czuł się jak ryba w wodzie. „W porządku! – stwier­dził – Wszy­scy na zewnątrz!”k13. Gdy wycho­dzili, feld­mar­sza­łek podzie­lił się swoim prze­my­śle­niem: „Dybią na mnie i na mój sztab!”k14. Wszy­scy przy­stą­pili do bły­ska­wicz­nej ewa­ku­acji. Nadzieje porucz­nika Sedel­hau­sera na odro­binę sta­bi­li­za­cji pry­sły jak mydlana bańka.

Wycho­dząc z pokoju, Model i Krebs nieco się zafra­so­wali. Tuż po zain­sta­lo­wa­niu się sztabu feld­mar­szałka w Ooster­beek Model roz­ma­wiał tele­fo­nicz­nie z SS-Obergruppenführerem Han­sem Rau­te­rem, odpo­wie­dzial­nym za okrutne zwal­cza­nie holen­der­skiego ruchu oporu i prze­śla­do­wa­nie holen­der­skich Żydów. Rau­ter wyka­zał się wtedy wyjąt­kową prze­ni­kli­wo­ścią, prze­strze­ga­jąc feld­mar­szałka przed praw­do­po­do­bień­stwem bry­tyj­skiego desantu z powie­trza, któ­rego celem mogło być opa­no­wa­nie mostów w Holan­dii. Model przy­po­mniał sobie, że odrzu­cił tę suge­stię z komen­ta­rzem: „Mont­go­mery jest bar­dzo ostroż­nym dowódcą, pozba­wio­nym inkli­na­cji do hazar­do­wych poczy­nań”k15. Krebs się z tym zga­dzał. Było po pro­stu za daleko. Model był o tym sta­now­czo prze­świad­czony: „Arn­hem nie wcho­dzi w grę!”k16. Nato­miast na początku wrze­śnia zako­mu­ni­ko­wał dodat­kowo: „Desantu powietrz­nego w dużej skali należy się spo­dzie­wać naj­praw­do­po­dob­niej w rejo­nie Wału Zachod­niego [Linii Zyg­fryda]”k17.

W Dries­ber­gen, na zachód od Ooster­beek, zastępca szefa nie­miec­kiego kontr­wy­wiadu w Holan­dii, major Frie­drich Kie­swet­ter, został ostrze­żony o moż­li­wo­ści alianc­kiego desantu z powie­trza. Infor­ma­cję prze­ka­zał dość podej­rza­nie wyglą­da­jący Holen­der i dla­tego Kie­swet­ter nie zde­cy­do­wał się zawia­do­mić Modela. 15 wrze­śnia 1944 roku podwójny agent Chri­stiaan Anto­nius Lin­de­mans, pod­le­ga­jący bez­po­śred­nio zwierzch­ni­kowi Kie­swet­tera, pod­puł­kow­ni­kowi Her­man­nowi Giske­sowi, zja­wił się w Dries­ber­gen. Kiedy Lin­de­mans prze­ka­zał, że Bry­tyj­czycy zamie­rzają roz­po­cząć 17 wrze­śnia ofen­sywę lądową, nikogo to nie zasko­czyło. Za to o wiele bar­dziej inte­re­su­jąca oka­zała się dodat­kowa infor­ma­cja Lin­de­mansa, że natar­cie na lądzie będzie wsparte przez desant powietrzny w Ein­dho­ven. Jed­nakże w rapor­cie Kie­swet­tera dla Giskesa nie ma słowa o Arn­hem. Lin­de­mans „nie wspo­mniał o Arn­hem […] naj­pew­niej dla­tego, że nie­znany był mu cel pla­no­wa­nej ope­ra­cji lądowo-powietrz­nej”k18.

Kie­swet­ter spoj­rzał na mie­rzą­cego ponad metr osiem­dzie­siąt Holen­dra, cza­sami prze­zy­wa­nego „King-Kong”, i zapy­tał go, skąd pocho­dzą jego infor­ma­cje. Lin­de­mans wyja­śnił, że jest podwój­nym agen­tem, wła­śnie wysła­nym przez Kana­dyj­czy­ków z zada­niem poin­for­mo­wa­nia miej­sco­wego ruch oporu, aby już wię­cej nie prze­rzu­cano do Bel­gii zestrze­lo­nych alianc­kich lot­ni­ków, ponie­waż woj­ska bry­tyj­skie zamie­rzają przy­pu­ścić atak z przy­czółku Neer­pelt na Ein­dho­ven. Pod nie­obec­ność Giskesa Kie­swet­ter musiał sam zde­cy­do­wać, co zro­bić z tą infor­ma­cją. Według niego była bez­sen­sowna. Po co Bry­tyj­czycy mie­liby zdo­by­wać Ein­dho­ven z pomocą spa­do­chro­nia­rzy, skoro bry­tyj­skie siły lądowe mogły bez trudu uto­ro­wać sobie drogę do mia­sta? Osta­tecz­nie posta­no­wił nie nie­po­koić ani Modela, ani Stu­denta. Przy­go­to­wał jedy­nie raport dla Giskesa, lecz nie­obecny prze­ło­żony mógł się zapo­znać z jego tre­ścią dopiero po połu­dniu 17 wrze­śnia.

Aku­rat cztery dni wcze­śniej gene­rał puł­kow­nik Luft­waffe Otto Des­sloch tak bar­dzo zanie­po­koił się roz­mo­wami o moż­li­wo­ści prze­pro­wa­dze­nia przez alian­tów wiel­kiej ope­ra­cji powietrz­no­de­san­to­wej, pro­wa­dzo­nymi w kwa­te­rze głów­nej feld­mar­szałka von Rund­stedta w Koblen­cji, że posta­no­wił ostrzec Modela. 14 wrze­śnia zate­le­fo­no­wał do niego, mówiąc: „Na twoim miej­scu zwie­wał­bym stam­tąd”. Model na to się roze­śmiał i zapro­sił Des­slocha do swo­jej kwa­tery na obiad. „Nie zamie­rzam zostać jeń­cem” – par­sk­nął Des­slochk19. Z kolei gene­rał major Wal­ther Grab­mann, dowódca jed­nostki myśliw­skiej bazu­ją­cej na lot­ni­sku Deelen na pół­noc od Arn­hem, pró­bo­wał ostrzec Krebsa, wska­zu­jąc, że wrzo­so­wi­ska na zachód od Arn­hem nadają się świet­nie do lądo­wa­nia spa­do­chro­nia­rzy, ale niczego tym nie osią­gnął.

Major Win­rich „Teddy” Behr, star­szy ofi­cer szta­bowy gene­rała Krebsa, 17 wrze­śnia odpo­czy­wał po obie­dziek20. W sąsied­nim pokoju jego kolega porucz­nik von Metzsch, arty­le­rzy­sta, wła­śnie jadł zupę. Nie­spo­dzie­wa­nie obu zasko­czył ryk sil­ni­ków nie­przy­ja­ciel­skich myśliw­ców bom­bar­du­ją­cych prze­la­tu­ją­cych bar­dzo bli­sko. Behr pode­rwał się z miej­sca i roz­ka­zał kilku żoł­nie­rzom wejść na dach i się rozej­rzeć. Widok spa­do­chro­nia­rzy suge­ro­wał, że to praw­do­po­dob­nie jakiś rajd koman­do­sów.

Behr popę­dził do kwa­tery Krebsa w hotelu Feld­berg. Tam powie­dziano mu, że gene­rał wła­śnie je obiad z Mode­lem. Kiedy dotarł do hotelu Tafel­berg, ujrzał ofi­ce­rów opusz­cza­ją­cych w pośpie­chu budy­nek. Krebs pole­cił mu zorien­to­wać się, czy nie­przy­ja­ciel ląduje na pół­noc, czy na wschód od Arn­hem. Powró­ciw­szy do hotelu, wyko­nał kilka tele­fo­nów, po czym spa­ko­wał przy­bory do gole­nia i ubra­nie na zmianę.

W tym samym cza­sie zja­wił się kie­rowca Modela, sze­re­gowy From­beck, który przy­pro­wa­dził samo­chód feld­mar­szałka przed wej­ście do hotelu Tafel­berg. Model w pośpie­chu nie domknął walizki i ta otwo­rzyła się nagle, gdy wybie­gał z hotelu. Trzeba było szybko pozbie­rać roz­rzu­coną odzież i przy­bory toa­le­towe. Sedel­hau­ser zauwa­żył, jak Krebs, bez czapki i pasa z kaburą, wska­kuje do samo­chodu. Jego śla­dem podą­żali Frey­berg i Tem­pel­hoff. Na odchod­nym Frey­berg krzyk­nął jesz­cze: „Nie zapo­mnij zabrać moich cygar!”k21.

Po zaję­ciu miej­sca w samo­cho­dzie poiry­to­wany Model pochy­lił się do kie­rowcy i roz­ka­zał: „Szybko do Doetin­chem! Do sztabu Bit­tri­cha!”. Naj­pierw jed­nak popę­dził do Arn­hem, żeby spo­tkać się z komen­dan­tem mia­sta, gene­ra­łem majo­rem Frie­dri­chem Kus­si­nem. Spo­tkali się w pół drogi, gdyż Kus­sin aku­rat jechał do Wol­fheze, żeby spraw­dzić, co się dzieje. Model pole­cił mu zawia­do­mić o desan­cie Kwa­terę Główną Hitlera oraz dodać, że jemu samemu udało się wymknąć. Dalej feld­mar­sza­łek udał się do Ter­borgu, a następ­nie do zamku Slan­gen­burg w Doetin­chem.

Kiedy opadł kurz, Sedel­hau­ser został sam. Zarzą­dził natych­mia­stową ewa­ku­ację pozo­sta­łego per­so­nelu sztabu z hoteli: Feld­berg, Har­ten­stein, Scho­ono­ord i Tafel­berg. Prze­cho­dząc przez pokój ope­ra­cyjny, zauwa­żył na stole mapy szta­bowe ilu­stru­jące poło­że­nie wojsk Grupy Armii „B” pozo­sta­wione przez Tem­pel­hoffa. Zwi­nął je, wło­żył pod ramię i zaczął przy­go­to­wy­wać się do wyjazdu do Doetin­chem. Aku­rat przy­szedł ostatni mel­du­nek. Bry­tyj­skie woj­ska powietrz­no­de­san­towe były zale­d­wie o trzy kilo­me­try stąd. Był naj­wyż­szy czas ruszać w drogę. Sedel­hau­ser zapo­mniał i o swoim pra­niu, i o cyga­rach Frey­berga. Także wik­tu­ały Smöckela pozo­sta­wiono na pastwę wroga. Przy­po­mi­nało to pospieszny wyjazd Modela.

Ode­brany przez ofi­cera dyżur­nego roz­kaz ewa­ku­acji sztabu z hotelu Scho­ono­ord wywo­łał pewien popłoch. Kwa­te­ro­wały tam jed­nostki łącz­no­ści, w któ­rych słu­żyły także kobiety z woj­sko­wej służby pomoc­ni­czej. Z powodu koloru mun­du­rów Fran­cuzi nazy­wali je „sza­rymi mysz­kami”, a dosad­niej mówiono o nich „ofi­cer­skie mate­race”k22. Słu­żąc w oku­po­wa­nym Paryżu, korzy­stały z przy­jem­no­ści życia, teraz zaś znów musiały ucie­kać przed nad­cią­ga­ją­cym nie­przy­ja­cie­lem. Roz­bie­gły się we wszyst­kie strony, aby pozbie­rać swoje manatki. Ucieczka z Paryża była wstrzą­sa­ją­cym prze­ży­ciem, więc podob­nie jak Sedel­hau­ser liczyły, że pobyt w Ooster­beek przy­nie­sie pewną sta­bi­li­za­cję.

SS-Sturmbannführer Sepp Krafft nie czuł się szczę­śliwy, sta­cjo­nu­jąc w posia­dło­ści ziem­skiej Wald­friede. Jego 16. zapa­sowy bata­lion gre­na­die­rów pan­cer­nych SS począt­kowo kwa­te­ro­wał w Ooster­beek, ale otrzy­mał roz­kaz opusz­cze­nia tego miej­sca, aby zwol­nić kwa­tery dla sztabu Modela. Krafft prze­su­nął oddział na pół­nocny zachód do pobli­skiej wio­ski Wol­fheze, ale część jego ludzi prze­by­wała w Arn­hem. Ze swo­jej kwa­tery w hotelu Wol­fheze obser­wo­wał, jak nie­przy­ja­ciel­skie szy­bowce lądują na wrzo­so­wi­skach Ren­kum, jakieś pół­tora kilo­me­tra na połu­dniowy zachód od niego. „Pomy­śla­łem, że jedy­nym celem woj­sko­wym, który miał jakieś zna­cze­nie, był most w Arn­hem” – opo­wia­dał Krafftk23.

Kraft wyda­wał się nie być zasko­czony tą sytu­acją. Dwa dni wcze­śniej zjadł obiad z gene­ra­łem majo­rem Han­sem von Tet­tau, sze­fem sztabu głów­no­do­wo­dzą­cego Wehr­machtu w Holan­dii. Pod­czas posiłku Krafft zło­żył mel­du­nek o sta­nie pod­le­głego mu bata­lionu zapa­so­wego. Po zna­ko­mi­tym obie­dzie raczyli się cyga­rami i porto. Tet­tau zaczął się wtedy zasta­na­wiać, jak dalej może się poto­czyć wojna.

Nie­młody już gene­rał był zmar­twiony. „Nad całą Rze­szą, a także nad Anglią mamy dziś piękną pogodę – powie­dział – a jed­nak nie poja­wił się ani jeden nie­przy­ja­ciel­ski bom­bo­wiec”. Krafft przy­znał, że to dziwne, bo zazwy­czaj alianci nie mar­no­wali takich spo­sob­no­ści. „To dowo­dzi, że przy­go­to­wują dużą akcję” – oznaj­mił pro­ro­czo von Tet­tauk24. Kiedy Krafft zapy­tał, co o tym sądzą prze­ło­żeni, Tet­tau tylko się skrzy­wił. „Potrak­to­wali to jak baj­du­rze­nie jakie­goś sta­ruszka – mruk­nął. – Tylko się uba­wili”k25. To samo­za­do­wo­le­nie dowódz­twa bar­dzo roz­sier­dziło Kraf­fta. Po powro­cie na kwa­terę roz­ka­zał zało­żyć na dachu dworku Wald­friede punkt obser­wa­cyjny.

Ran­kiem 17 wrze­śnia Krafft instynk­tow­nie czuł, że coś się musi wyda­rzyć. Po śnia­da­niu ame­ry­kań­skie samo­loty bom­bar­do­wały cele koło Wald­friede, nato­miast Bry­tyj­czycy zrzu­cili bomby na cel w Arn­hem. Zasta­na­wiał się, czy alianci będą pró­bo­wali opa­no­wać lot­ni­sko Deelen poło­żone o 11 kilo­me­trów na pół­noc, bom­bar­do­wane ostat­nio wie­lo­krot­nie. No i oczy­wi­ście był jesz­cze most w Arn­hem.

Do połu­dnia Krafft posta­wił bata­lion w stan pogo­to­wia bojo­wego i zabro­nił opusz­cza­nia sta­no­wisk. Aby utrzy­mać żoł­nie­rzy w dobrym nastroju, kazał wydać im racje dżinu. Holen­der­ski wła­ści­ciel Wald­friede zorien­to­wał się, że jego nie­pro­szeni goście są bar­dzo spięci, kiedy z ust jed­nego z nich usły­szał uwagę: „Zapa­mię­taj moje słowa, coś się szy­kuje. Zawsze dają nam dżin, kiedy robi się gorąco”k26. Holen­der odda­lił się pospiesz­nie, nie­po­ko­jąc się, że jego pose­sja może się stać polem bitew­nym. Nie­ba­wem roz­po­czął się aliancki desant z powie­trza.

Krafft wie­dział, że jego oddział, roz­wi­nięty pomię­dzy Wol­fheze a Ooster­beek, jest jedyną jed­nostką w tym rejo­nie zdolną się prze­ciw­sta­wić bry­tyj­skiemu natar­ciu na Arn­hem. Miał pod swoim dowódz­twem 425 ludzi, w więk­szo­ści bar­dzo mło­dych chło­pa­kówk27. Dosko­nale zda­wał sobie sprawę z tego, że klu­czowe było teraz wygra­nie czasu, aby Bit­trich mógł skon­cen­tro­wać siły. Roz­ka­zał, aby jedna kom­pa­nia prze­pro­wa­dziła atak na rejon lądo­wa­nia Bry­tyj­czy­ków.

Gdy wyda­wał roz­kaz ścią­gnię­cia odwo­do­wej kom­pa­nii z Arn­hem, przy­je­chał Kus­sin. Gene­rał wyda­wał się zasko­czony skalą ope­ra­cji desan­to­wej na kie­runku połu­dniowo-zachod­nim i pół­nocno-zachod­nim. Krafft zamel­do­wał, że wszystko, czym dys­po­nuje prze­ciwko Bry­tyj­czy­kom, to nie­pełny bata­lion szkolny. Kus­sin obie­cał, że do szó­stej wie­czo­rem przy­będą posiłki. Gdy komen­dant Arn­hem miał już odjeż­dżać, Krafft ostrzegł go, żeby lepiej nie korzy­stał z drogi Utrecht – Arn­hem, „ponie­waż może być już zablo­ko­wana”. Kus­sin, któ­remu się spie­szyło do sztabu, zigno­ro­wał tę bar­dzo roz­sądną radę. Będący także w Wol­fheze sier­żant Youp­pin­ger był wście­kły. Roz­pę­tało się pie­kło, więc zate­le­fo­no­wał do sztabu grupy armii, jed­nak Sedel­hau­ser zamiast mu podzię­ko­wać za ostrze­że­nie, wrza­snął: „Masz kaca po cało­noc­nym piciu?” – i rzu­cił słu­chawkąk28.

„Pra­wie mnie dopa­dli! – zawo­łał Model, gdy dotarł do Bit­tri­cha. – Ich celem była kwa­tera mojego sztabu. Pro­szę to sobie wyobra­zić! Pra­wie mnie już mieli”k29. Model uznał, że to on był alianc­kim celem. Gdyby cho­dziło o most w Arn­hem, to dla­czego posta­no­wili desan­to­wać 10 kilo­me­trów od obiektu? To po pro­stu nie miało sensu. Kiedy feld­mar­sza­łek powró­cił do swo­jej kwa­tery głów­nej w Ter­borgu, dowie­dział się, że nie można zlo­ka­li­zo­wać miej­sca pobytu gene­rała Kus­sina. Model zło­rze­czył na skłon­ność do ryzyka komen­danta woj­sko­wego Arn­hem. Prawdę mówiąc, za Wol­fheze odpo­wia­dało Waf­fen SS i Kus­sin nie musiał wty­kać nosa w ich kom­pe­ten­cje.

Ta nie­for­tunna wia­do­mość ozna­czała, że nie było nikogo, kto mógłby zor­ga­ni­zo­wać i koor­dy­no­wać obronę mostu w Arn­hem. Model potrze­bo­wał pil­nie posłać tam kogoś, aby zapa­no­wał nad sytu­acją. Frey­berga i Tem­pel­hoffa potrze­bo­wał w szta­bie, nato­miast Sedel­hau­ser miał zbyt niską rangę. Pora­dził się w tej spra­wie Tem­pel­hoffa, który wska­zał na majora Ern­sta Schle­ifen­bauma, jed­nego z naj­star­szych wie­kiem człon­ków sztabu ope­ra­cyj­nego. Major otrzy­mał roz­kaz natych­mia­sto­wego wyjazdu do Arn­hem i obję­cia dowódz­twa nad wszyst­kimi jed­nost­kami tyło­wymi w mie­ście oraz zdo­by­cia dla nich kara­bi­nówk30. Na miej­scu miał nawią­zać łącz­ność z SS. Most w Arn­hem musiał być utrzy­many bez względu na cenę. Mia­sto nie mogło zna­leźć się w rękach nie­przy­ja­ciela.

1. Wyścig z czasem

1

Wyścig z cza­sem

Pod koniec sierp­nia 1944 roku w nie­miec­kich dowódz­twach i szta­bach w Bruk­seli i Hadze hała­śli­wie ter­ko­tały dale­ko­pisy. Prze­ka­zy­wały ofi­cjalny komu­ni­kat: front w Nor­man­dii był w roz­sypce, a gene­rał von Chol­titz pod­dał Paryż. Oca­lałe z kata­strofy w Nor­man­dii woj­ska nie­miec­kie wyco­fy­wały się na wschód, w kie­runku Sommy, prze­kra­cza­jąc Sekwanę. Trzeba było odtwo­rzyć front obrony, lecz powsta­wało pyta­nie: gdzie i czym? Zarzą­dzono pogo­to­wie żan­dar­me­rii polo­wej, która otrzy­mała roz­kaz bez­względ­nego wyła­py­wa­nia wszyst­kich dezer­te­rów i maru­de­rów. Żan­darmi potrak­to­wali to zada­nie bar­dzo służ­bi­ście. Ofi­cer czy żoł­nierz zatrzy­many bez odpo­wied­nich roz­kazów lub doku­men­tów nie mógł liczyć na pobła­ża­nie.

W Bel­gii Niemcy zabie­gali o pomoc miej­sco­wych nazi­stow­skich kola­bo­ran­tów. Wio­sną 1944 roku w Bruk­seli odbył się dzi­waczny ban­kiet, na któ­rym wysocy ofi­ce­ro­wie Waf­fen SS feto­wali bel­gij­skich wete­ra­nów SS. Alko­hol lał się stru­mie­niami i pokle­py­wano się po ple­cach. Gość hono­rowy, SS-Oberstgruppenführer „Sepp” Die­trich, wygło­sił toast i wrę­czał odzna­cze­nia. Repre­zen­to­wał tam Reichsführera SS i zara­zem dowódcę Waf­fen SS, Hein­ri­cha Him­m­lera.

Wcze­śniej, pod­czas uro­czy­stego prze­glądu w Char­le­roi, spo­glą­da­jąc na zwarte zastępy bel­gij­skich wete­ra­nów, Die­trich pomy­ślał: „Ci twar­dzi Bel­go­wie to dobrzy naro­dowi socja­li­ści”. Naprawdę prze­le­wali krew za Hitlera. Die­trich potrze­bo­wał takich ludzi, a Him­m­ler zga­dzał się z nim. Prawdę mówiąc, Reichsführer SS był woj­sko­wym dyle­tan­tem, ale doświad­czony Die­trich na pierw­szy rzut oka potra­fił roz­po­znać dobrych żoł­nie­rzy. Inną rze­czą było, co prze­ciętny Belg sądził o swo­ich boha­ter­skich roda­kach powra­ca­ją­cych wła­śnie z frontu wschod­niego. Die­trich robił wszystko, aby wyglą­dać dziar­sko i fascy­no­wać mło­dych żoł­nie­rzy. W oku kamery reje­stru­ją­cej tę chwilę Die­trich miał na gło­wie czapkę, jak zwy­kle zawa­diacko prze­krzy­wioną na bakier, i robił mar­sową minę.

Admi­ni­stro­wa­nie oku­po­waną Fran­cją stałe przy­pra­wiało Niem­ców o ból głowy. Odmien­nie niż na obsza­rze Nider­lan­dów, gdzie Bel­gia i Holan­dia obej­mo­wały znacz­nie mniej­sze tery­to­rium, przez co były łatwiej­sze do kon­tro­lo­wa­nia. Sze­fem admi­ni­stra­cji Wehr­machtu obej­mu­ją­cej obszar Bel­gii i pół­noc­nej Fran­cji był gene­rał Ale­xan­der von Fal­ken­hau­sen, bra­ta­nek gene­rała Ludwiga von Fal­ken­hau­sena, byłego guber­na­tora woj­sko­wego Bel­gii w cza­sie I wojny świa­to­wej.

Gdy latem 1944 roku alianci szy­ko­wali się do wyzwo­le­nia Bel­gii, dok­tor Hen­drick Elias czuł nara­sta­jący nie­po­kój. Sto­jąc na czele Fla­mandz­kiego Związku Naro­do­wego (Vla­amish Natio­naal Ver­bond – VNV), był mocno zwią­zany z nie­miec­kimi naro­do­wymi socja­li­stami. Wielu spo­śród komen­dan­tów pod­le­głej mu mili­cji ogar­niał lęk o przy­szłość, zwłasz­cza od dnia wyzwo­le­nia Paryża. W lipcu 1944 roku Elias przy­glą­dał się, jak człon­kom kon­tro­lo­wa­nej przez Niem­ców kola­bo­ranc­kiej mili­cji bez­pie­czeń­stwa, zna­nej jako Vla­amse Wacht, wyda­wano nie­miec­kie mun­dury. For­ma­cja ta, sta­no­wiąca liczeb­nie rów­no­war­tość około czte­rech bata­lio­nów, miała bro­nić Flan­drii przed alian­tami, lecz została wysłana na front wschodni i wcie­lona do ochot­ni­czej 27. Dywi­zji Gre­na­die­rów Pan­cer­nych SS (1. Fla­mandz­kiej).

Oku­pa­cja hitle­row­ska nie roz­piesz­czała Antwer­pii, która w odróż­nie­niu od sto­licy Fran­cji stała się smut­nym mia­stem. Paryż, mimo aktyw­no­ści fran­cu­skiego ruchu oporu, obec­no­ści gestapo i poli­cji Vichy, zacho­wał swój natu­ralny, rado­sny kli­mat. Z kolei Kopen­haga unik­nęła takich wojen­nych uciąż­li­wo­ści, jak na przy­kład regla­men­ta­cja żyw­no­ści. Niemcy bar­dzo długo tra­to­wali Duń­czy­ków nad wyraz pobłaż­li­wie. Kiedy w poło­wie 1944 roku doszło tam po raz pierw­szy do anty­nie­miec­kich pro­te­stów, Niemcy po pro­stu oto­czyli sto­licę Danii i szybko wyne­go­cjo­wali poro­zu­mie­nie pozwa­la­jące na unik­nię­cie roz­lewu krwi.

Ochrona żywot­nie waż­nych tere­nów portu w Antwer­pii była bar­dzo dokładna i Niemcy przy­go­to­wy­wali się do sys­te­ma­tycz­nego nisz­cze­nia wszyst­kich insta­la­cji por­to­wych, tak jak to uczy­nili w Cher­bo­urgu. Bel­gij­ski ruch oporu wie­dział, że alianci przy­wią­zy­wali naj­więk­szą wagę do opa­no­wa­nia nie­znisz­czo­nego portu. Nie­stety, bel­gij­ski ruch oporu był zbyt podzie­lony i wewnętrz­nie skon­flik­to­wany, przez co nie dys­po­no­wał dużymi moż­li­wo­ściami. Jego aktyw­ność pole­gała głów­nie na zwal­cza­niu rodzi­mych kola­bo­ran­tów. Pla­no­wano, że bel­gij­ski ruch oporu wznieci powsta­nie, ale bły­ska­wiczne postępy ofen­sywy alian­tów w Bel­gii uczy­niły to dzia­ła­nie zupeł­nie zbęd­nym.

We Flan­drii skala kola­bo­ra­cji była praw­do­po­dob­nie naj­więk­sza w całej zachod­niej Euro­pie. Ozna­czało to, że Antwer­pia jako sto­lica tej pro­win­cji była matecz­ni­kiem pro­nie­miec­kiej kola­bo­ra­cji. Niemcy popie­rali silną par­tię fla­mandz­kich sepa­ra­ty­stów kie­ro­waną przez Eliasa, która stwo­rzyła wiele roz­ma­itych for­ma­cji mili­cyj­nych i bez­pie­czeń­stwa, wspie­ra­ją­cych siły nie­miec­kie w ochro­nie oku­pa­cyj­nego prawa i porządku. Wer­bo­wano także ochot­ni­ków do walki z Sowie­tami na fron­cie wschod­nim. Tę pomoc doce­nił także Hitler, chwa­ląc „wspa­niałą postawę Fla­man­dów na fron­cie wschod­nim”k31.

Ulice Antwer­pii patro­lo­wali człon­ko­wie mili­cji Diet­sche i bry­gady Vla­amse Wacht, usi­łu­jąc zwal­czać bojow­ni­ków bry­gady Witte3. Mili­cja była umun­du­ro­waną przy­bu­dówką Vla­amisch Natio­naal Ver­bond. Druga z fla­mandz­kich for­ma­cji powstała jako straż prze­my­słowa, która miała chro­nić fabryki w kraju przed sabo­ta­żem. Nie­miec­kie wła­dze oku­pa­cyjne liczyły także na współ­pracę Garde Rurale (Boeren­wacht) rekru­tu­ją­cej się spo­śród rol­ni­ków, któ­rej zada­niem była ochrona plo­nów i farm. W oczach przy­pad­ko­wego obser­wa­tora człon­ko­wie Wacht Bri­gade wyglą­dali iden­tycz­nie jak SS. Bry­gada została pod­po­rząd­ko­wana Luft­waffe, z zada­niem ochrony lot­nisk, lecz po lądo­wa­niu alian­tów w Nor­man­dii prze­kształ­cono ją w jed­nostkę obrony prze­ciw­lot­ni­czej. Bry­gada Flämisches Flak skła­dała się z sze­ścio­ba­te­ryj­nego dywi­zjonu lek­kich armat plot. i czte­ro­ba­te­ryj­nego dywi­zjonu cięż­kich armat plot. Krą­żyły pogło­ski, że bry­gada ma zostać prze­rzu­cona do Holan­dii w celu ochrony nie­miec­kich wyrzutni rakie­to­wych.

W sąsied­niej Walo­nii także powstały kola­bo­ranc­kie for­ma­cje zło­żone z fran­cu­sko­ję­zycz­nych Bel­gów. Naj­le­piej zna­nym bel­gij­skim faszy­stą był SS-Obersturmbannführer Léon Degrelle, dowódca ochot­ni­ków waloń­skich wal­czą­cych na fron­cie wschod­nim i naj­wy­żej odzna­czony przez Hitlera zagra­niczny ochot­nik Waf­fen SS. Na początku kwiet­nia 1944 roku Degrelle uczest­ni­czył we wspo­mnia­nym już uro­czy­stym ban­kie­cie w Bruk­seli wyda­nym na cześć oca­la­łych wete­ra­nów z jego bry­gady „Walo­nia”. Wal­cząc w skła­dzie 5. Dywi­zji Pan­cer­nej SS „Wiking”, udało im się wydo­stać z kotła czer­ka­skiego na Ukra­inie. Pod­ko­mendni Degrelle’a osła­niali odwrót całego, kil­ku­dzie­się­cio­ty­sięcz­nego zgru­po­wa­nia nie­miec­kiego, pono­sząc przy tym cięż­kie straty, wyno­szące aż 1368 żoł­nie­rzy4.

Za oka­zane męstwo Degrelle został odzna­czony Krzy­żem Rycer­skim Żela­znego Krzyża, a nie­ba­wem otrzy­mał zgodę na sfor­mo­wa­nie bel­gij­skiej dywi­zji gre­na­die­rów pan­cer­nych SS. Jed­nak prze­zna­cze­niem Degrelle’a i jego ludzi nie była walka z Bry­tyj­czy­kami i Ame­ry­ka­nami. Po odtwo­rze­niu jed­nostki w Wild­flec­ken zostali prze­rzu­ceni na wybrzeże Bał­tyku, aby powstrzy­mać natar­cie Armii Czer­wo­nej. Po wyzwo­le­niu Bruk­seli przez alian­tów Degrelle wie­dział, że ni­gdy już nie będzie mógł wró­cić do ojczy­zny. Na wypa­dek prze­gra­nej Nie­miec zamie­rzał szu­kać schro­nie­nia w Hisz­pa­nii. Rów­nież fla­mandzka dywi­zja SS wal­czyła na fron­cie wschod­nim. „Fla­man­do­wie rze­czy­wi­ście odzna­czyli się na fron­cie wschod­nim – oświad­czył Hitler. – Oka­zali się nawet bar­dziej pro­nie­mieccy i bar­dziej bez­li­to­śni od legio­ni­stów holen­der­skich”k32. Dla porów­na­nia – pośród wojsk alianc­kich lądu­ją­cych w Nor­man­dii w czerwcu 1944 roku znaj­do­wały się jedy­nie dwie bry­gady z Nider­lan­dów: jedna bel­gij­ska i jedna holen­der­skak33.

Bel­gia była teraz schro­nie­niem dla wyco­fu­ją­cych się nie­miec­kich dywi­zji. 18. Dywi­zja Polowa Luft­waffe gene­rała von Tre­sc­kowa w cza­sie bitwy o Nor­man­dię zaj­mo­wała pozy­cje w Dun­kierce. Dopiero w poło­wie sierp­nia prze­rzu­cono ją na połu­dnie do poło­żo­nej na zachód od Paryża miej­sco­wo­ści Man­tes nad Sekwaną (Man­tes-la-Jolie). Wal­cząc z Ame­ry­ka­nami, jed­nostka von Tre­sc­kowa ponio­sła cięż­kie straty, a 27 sierp­nia została odcięta przez nacie­ra­jące woj­ska ame­ry­kań­skie od sąsia­dów. Tre­sc­kow podzie­lił swo­ich ludzi na trzy grupy bojowe i ruszył w kie­runku Beau­vais. Nękani przez Ame­ry­ka­nów i alianc­kie myśliwce bom­bar­du­jące żoł­nie­rze Tre­sc­kowa na początku wrze­śnia doszli do Ham nad kana­łem Sommy nie­da­leko St. Quen­tin, a następ­nie skie­ro­wali się na Cam­brai.

Oddziały Tre­sc­kowa sto­piły się z masą wojsk nie­miec­kich szu­ka­ją­cych oca­le­nia w roz­pacz­li­wej ucieczce do Bel­gii drogą Amiens–Cam­brai–Mons. W pobliżu tej ostat­niej miej­sco­wo­ści Bry­tyj­czy­kom i Ame­ry­ka­nom udało się okrą­żyć aż trzy nie­miec­kie kor­pusy. 3 wrze­śnia o 2.00 oddziały Tre­sc­kowa i 6. Dywi­zji Spa­do­chro­no­wej pod­jęły despe­racką próbę wydo­sta­nia się z kotła, lecz ame­ry­kań­skie i bel­gij­skie jed­nostki zablo­ko­wały skrzy­żo­wa­nie w Gognies–Chaussée. Nie­miec­kie kolumny były bez­li­to­śnie dzie­siąt­ko­wane przez alianc­kie myśliwce bom­bar­du­jące i arty­le­rię.

Po trzech dniach Ame­ry­ka­nie wzięli pod Mons pra­wie 30 tys. jeń­ców nie­miec­kich. Wielu z nich nale­żało do pię­ciu dywi­zji, które miały się wyco­fy­wać do Linii Zyg­frydak34. Pośród jed­no­stek cał­ko­wi­cie znisz­czo­nych w kotle była także 3. Dywi­zja Spa­do­chro­nowa, licząca ponad 15 tys. ludzi. Sytu­acja Niem­ców w Bel­gii nie wyglą­dała dobrze, ale naj­gor­sze dopiero ich cze­kało.

Tre­sc­ko­wowi i około 300 roz­bit­kom udało się wydo­stać z pułapki. Podzie­lił ich na małe grupy, a następ­nie sam z jedną z nich zdo­łał się prze­pra­wić przez Mozę na połu­dnie od Dinant. 15 wrze­śnia dotarli do zamiesz­ka­nego przez nie­miec­ko­ję­zyczną lud­ność rejonu Eupen–Mal­medy w Bel­gii. Poczuli się naprawdę bez­pieczni dopiero po prze­kro­cze­niu gra­nicy nie­miecko-bel­gij­skiej. Za te doko­na­nia Tre­sc­kow został odzna­czony Krzy­żem Rycer­skim Żela­znego Krzyża.

Tym­cza­sem feld­mar­sza­łek Model, dowódca Grupy Armii „B”, wybrał na swoją kwa­terę główną miej­sco­wość La Chaude Fon­ta­ine, poło­żoną na połu­dniowy wschód od Liège i połu­dniowy zachód od Akwi­zgranu oraz gra­nicy z Niem­cami. Wkro­cze­nie Bry­tyj­czy­ków do Bruk­seli 3 wrze­śnia 1944 roku i naza­jutrz do Antwer­pii zda­wało się zwia­sto­wać cał­ko­wite zała­ma­nie nie­miec­kiego oporu w pół­nocno-zachod­niej Euro­pie. Niemcy i bel­gij­scy kola­bo­ranci ucie­kli w panice z Bruk­seli.

W Antwer­pii dowódca nie­miec­kiego gar­ni­zonu, gene­rał major Chri­stoph hra­bia zu Stol­berg-Stol­berg, został cał­ko­wi­cie zasko­czony. Stał się jeń­cem bojow­ni­ków bel­gij­skiego ruchu oporu, a nie­miecki gar­ni­zon ska­pi­tu­lo­wał bar­dzo szybko. Niemcy nie zdą­żyli znisz­czyć insta­la­cji por­to­wych przed poja­wie­niem się w Antwer­pii bry­tyj­skiej 11. Dywi­zji Pan­cer­nej. W razie poja­wie­nia się nie­przy­ja­ciel­skich czoł­gów i wystą­pie­nia zbroj­nego ruchu oporu Stol­berg miał zgod­nie z roz­ka­zem wyda­nym przez Modela wyco­fać się za Kanał Alberta. W razie nie­po­wo­dze­nia gar­ni­zon Antwer­pii powi­nien prze­bi­jać się w kie­runku połu­dniowo-wschod­nim. Zamiast tego Stol­berg i jego 6 tys. żoł­nie­rzy zło­żyli broń. Komen­dant Antwer­pii błęd­nie przy­jął, że Bry­tyj­czycy poja­wią się w tym mie­ście dopiero po kilku dniach od zaję­cia Bruk­seli. Poza tym powąt­pie­wał w sens otrzy­ma­nych roz­ka­zów, narze­ka­jąc, że „o wiele lepiej byłoby się wyco­fać, niż poświę­cać ludzi dla wypeł­nie­nia nie­wy­ko­nal­nych roz­ka­zów”k35.

Utrata portu w Antwer­pii była kata­strofą, która zdu­miała Modela. Wła­śnie roz­ka­zał wzmoc­nie­nie obrony mia­sta przez dwie dywi­zje pie­choty. 719. DP była wciąż w dro­dze z Holan­dii, a 347. DP jesz­cze się nie wyła­do­wała z esze­lo­nów kole­jo­wych zabra­nych z Fran­cji. 3 wrze­śnia Model miał naradę z Hitle­rem. Uło­żony wów­czas plan dzia­ła­nia prze­wi­dy­wał wypro­wa­dze­nie kontr­ataku wszyst­kimi dostęp­nymi odwo­dami z rejonu Gór­nej Mozeli prze­ciwko ame­ry­kań­skiej 3. Armii gene­rała Pat­tona. Głów­nym celem kontr­ataku było opóź­nie­nie postę­pów alianc­kiej ofen­sywy na pół­nocy. Tym­cza­sem alianci w cza­sie nie­wiele dłuż­szym od tygo­dnia poko­nali drogę od Sekwany do Antwer­pii na pół­nocy i Ver­dun na połu­dniu.

Nie­miec­kie woj­ska w pół­noc­nej Fran­cji i Bel­gii prak­tycz­nie zna­la­zły się w potrza­sku. „Bry­tyj­ska Grupa Armii naciera na pół­nocny wschód w kie­runku Antwer­pii z zamia­rem zdo­by­cia baz star­to­wych V-1 i odcię­cia naszej 15. Armii” – ostrze­gał Modelk36. Straty rosły w zatrwa­ża­ją­cym tem­pie. Tylko w Antwer­pii, Bruk­seli i Mons prze­pa­dło około 40 tys. ludzi. „Nie­ustan­nie jeste­śmy wyprze­dzani i okrą­żani – lamen­to­wał – przede wszyst­kim z powodu braku czoł­gów, arty­le­rii i cięż­kiej broni prze­ciw­pan­cer­nej, bez któ­rych nie­moż­liwe będzie zor­ga­ni­zo­wa­nie linii oporu, pozwa­la­ją­cej na prze­pro­wa­dze­nie kontr­ataku.”k37

Ana­li­zu­jąc swoją mapę sytu­acyjną, Model dostrze­gał, że alianci wybili w jego liniach wyłom sze­roki na 120 kilo­me­trów. Droga w głąb Holan­dii, podob­nie jak do pół­nocno-zachod­nich Nie­miec, stała przed nimi otwo­rem. Linia Zyg­fryda, cią­gnąca się od gra­nicy ze Szwaj­ca­rią, koń­czyła się jed­nak w Kleve na gra­nicy holen­der­sko-nie­miec­kiej. Gdy alianci opa­nują Holan­dię, będą mogli ją oskrzy­dlić, prze­kro­czyć Ren i ude­rzyć na Zagłę­bie Ruhry, prze­my­słowe serce Nie­miec. Gdyby do tego doszło, ustaną dostawy uzbro­je­nia dla Wehr­machtu. Zde­spe­ro­wany Model zażą­dał od Führera 30 nowych dywi­zji. Jego woła­nie nie przy­nio­sło odzewu. Tak mu się przy­naj­mniej wyda­wało. OKW odpo­wie­działo tylko, że „potrzeba zyskać jak naj­wię­cej czasu na sfor­mo­wa­nie i wpro­wa­dze­nie do walki nowych jed­no­stek…”k38. W rze­czy­wi­sto­ści do końca wrze­śnia goto­wość miały osią­gnąć zale­d­wie cztery nowe dywi­zje gre­na­die­rów.

Mimo wszystko Model ucie­szył się, że nie będzie już musiał łączyć w swoim ręku obo­wiąz­ków głów­no­do­wo­dzą­cego obszaru ope­ra­cyj­nego „Zachód” z dowo­dze­niem Grupą Armii „B”. Była to nie­wy­ko­nalna ekwi­li­bry­styka. Głów­no­do­wo­dzą­cym obszaru „Zachód” został mia­no­wany ponow­nie fleg­ma­tyczny feld­mar­sza­łek Gerd von Rund­stdt, któ­rego kwa­tera główna znaj­do­wała się w Koblen­cji. Von Rund­stedt otrzy­mał roz­kaz „wal­czyć o każdy cen­ty­metr ziemi”. Na szczę­ście dla Modela i von Rund­stedta Hitler jed­no­cze­śnie zarzą­dził, że w przy­padku prze­ła­ma­nia obrony przez nie­przy­ja­ciela „nie wolno pozwo­lić na okrą­że­nie dużych zgru­po­wań nie­miec­kich”k39.

Stu­diu­jąc mapę, Model szybko się zorien­to­wał, że Bry­tyj­czycy popeł­nili błąd stra­te­giczny na zachód od Antwer­pii. Jej utrata nie będzie miała zna­cze­nia, dopóki jego woj­ska będą kon­tro­lo­wały 86-kilo­me­trową drogę wodną w estu­arium Skaldy. Klu­czem do tego była wyspa Wal­che­ren i pół­wy­sep Zuid-Beve­land (połu­dniowy Beve­land). Jedy­nym pro­ble­mem Modela było zna­le­zie­nie wojsk, które mogłyby obsa­dzić ten rejon. Na połu­dnie od Skaldy znaj­do­wały się nie­do­bitki 15. Armii gene­rała Gustava-Adolfa von Zan­gena. W cza­sie bitwy o Nor­man­dię woj­ska te pozo­sta­wały w rejo­nie Pas-de-Calais, ponie­waż Hitler przez długi czas uwa­żał lądo­wa­nie w Nor­man­dii za blef i spo­dzie­wał się dru­giego desantu wła­śnie tam. Dywi­zje 15. Armii, wysłane na zachód zbyt późno, w więk­szo­ści zostały znisz­czone.

Model zdał sobie sprawę, że czeka go wyścig z cza­sem. Von Zan­gen wciąż miał około 80 tys. ludzi, któ­rych nale­żało teraz prze­pra­wić przez estu­arium Skaldy, zanim Bry­tyj­czycy zaata­kują na pół­nocny zachód od Antwer­pii. W prze­ciw­nym razie 15. Armia znaj­dzie się w pułapce, a całe nie­miec­kie skrzy­dło zosta­nie odsło­nięte. Model dość pesy­mi­stycz­nie oce­niał szanse powo­dze­nia tego manewru. „Nie spo­sób jesz­cze skal­ku­lo­wać szans na wydo­sta­nie się 15. Armii z matni – mel­do­wał – Tylko nie­które grupy uto­rują sobie drogę”k40.

Sytu­acji nie uła­twiał fakt, że Model i von Zan­gen nie prze­pa­dali za sobą. Opo­wia­dano, że pod koniec sierp­nia Model zdy­mi­sjo­no­wał poprzed­nika von Zan­gena, gene­rała Hansa von Sal­mu­tha, za pesy­mi­styczne wypo­wie­dzi na temat dal­szego prze­biegu wojny na Zacho­dzie. Kiedy nie­długo po nomi­na­cji von Zan­gena Model zarzu­cił mu nazbyt pasywne dowo­dze­nie, gene­rał zwie­rzył się swo­jemu ofi­ce­rowi sztabu, że naj­lep­szym roz­wią­za­niem sytu­acji byłoby zastrze­le­nie Modela lub pal­nię­cie sobie w łebk41. Poiry­to­wany fak­tem, że von Zan­gen naj­praw­do­po­dob­niej nie panuje nad sytu­acją, Model wysłał do sztabu 15. Armii ofi­cera z roz­ka­zem „doko­na­nia ana­lizy sytu­acji i wsz­czę­cia dzia­łań dla przy­wró­ce­nia porządku”k42.

Von Zan­gen natych­miast zdał sobie sprawę z powagi swo­jej sytu­acji i przy­stą­pił do opra­co­wy­wa­nia pla­nów. Model, gdy dowie­dział się o tym z raportu swo­jego wysłan­nika, dał spo­kój von Zan­genowi. Roz­ka­zał mu utrzy­mać porty w Boulo­gne, Calais i Dun­kierce dla osłony Pas-de-Calais i obsa­dzić połu­dniowy brzeg Skaldy. Hitler sta­now­czo doma­gał się bro­nie­nia por­tów nad Kana­łem bez względu na cenę. „Nie ma już naj­mniej­szego sensu pozo­sta­wać na wybrzeżu – skar­żył się von Zan­gen. „Było jasne, że musimy pod­jąć próbę wyco­fa­nia wszyst­kich mobil­nych sił z rejonu Kanału i prze­rzu­ce­nia ich w celu zaże­gna­nia zagro­że­nia naszych tyłów”k43. Wie­dział jed­nak, że wszel­kie dys­ku­sje na ten temat będą tylko stratą czasu.

Von Zan­gen miał także 6 wrze­śnia ude­rzyć na pół­nocny wschód, prze­ciwko nacie­ra­ją­cym Bry­tyj­czy­kom. Pozwo­li­łoby to Mode­lowi zyskać czas na wzmoc­nie­nie obrony wzdłuż Kanału Alberta, na wschód od Antwer­pii. W tym cza­sie 15. Armia skła­dała się z sze­ściu dywi­zji pie­choty, przy czym LXVII Kor­pus Armijny two­rzyły dywi­zje: 70., 226. i 245., nato­miast LXXXIX Kor­pusowi Armij­nemu pod­le­gały dywi­zje: 59., 64. i 712. Jed­nostki te były dale­kie od skom­ple­to­wa­nia, a ich war­tość bojowa była nie­do­sta­teczna. Na obsza­rze mię­dzy Sommą a Skaldą znaj­do­wało się też wielu żoł­nie­rzy z dywi­zji roz­bi­tych w Nor­man­dii, któ­rym udało się wydo­stać z okrą­że­nia.

„Kiedy nade­szła wia­do­mość o upadku Antwer­pii – odno­to­wał zanie­po­ko­jony von Zan­gen – wyglą­dało na to, że oto doko­nało się pełne okrą­że­nie 15. Armii”k44. Model i von Rund­stedt nie rozu­mieli, dla­czego Bry­tyj­czycy nie pro­wa­dzą natar­cia na pół­noc od Antwer­pii. Wyda­wało się, że po miaż­dżą­cym zwy­cię­stwie alian­tów pod Fala­ise w Nor­man­dii ofen­sywa Mont­go­mery’ego traci impet. Rund­stedt był prze­ko­nany, że linie zaopa­trze­niowe wojsk bry­tyj­skich i kana­dyj­skich nie­bez­piecz­nie się wydłu­żyły i przy­naj­mniej przez jakiś czas alianci nie będą w sta­nie pro­wa­dzić pościgu. Dawało to szansę von Zan­ge­nowi i jego ludziom, pod warun­kiem że będą dzia­łać szybko. Nie­mniej zda­wał on sobie sprawę, że nie­wiele może zro­bić dla ura­to­wa­nia pod­le­głych mu gar­ni­zo­nów, odcię­tych w por­tach nad Kana­łem.

Von Zan­gen wie­dział, że dowódcę gar­ni­zonu w Boulo­gne, gene­rała majora Fer­di­nanda Heima, prze­śla­do­wał pech. Hitler go nie zno­sił, poni­żał i nawet zwol­nił ze służby. Heim wal­czył na fron­cie wschod­nim, kil­ka­krot­nie wymy­ka­jąc się śmierci lub nie­woli. Począt­kowo był sze­fem sztabu pecho­wej 6. Armii gene­rała Pau­lusa pod Sta­lin­gra­dem. Hitler zro­bił go kozłem ofiar­nym nie­uda­nego powstrzy­ma­nia Armii Czer­wo­nej po prze­ła­ma­niu przez nią frontu nie­miec­kiego pod koniec 1942 roku, kiedy to dowo­dził tam XXXXVIII Kor­pu­sem Pan­cer­nym i nie zdo­łał oswo­bo­dzić 6. Armii w Sta­lin­gra­dzie. Nie­szczę­sny Heim został aresz­to­wany, zde­gra­do­wany do stop­nia sze­re­gowca i wyrzu­cony z woj­ska. Jed­nak dzięki ode­sła­niu do Nie­miec unik­nął śmierci lub nie­woli. Wiele mie­sięcy spę­dził w celi ber­liń­skiego wię­zie­nia Moabit, ocze­ku­jąc na pro­ces pod zarzu­tem zanie­dba­nia obo­wiąz­ków dowódcy.

Braki kadrowe w Wehr­mach­cie stały się jed­nak tak dotkliwe, że Heim docze­kał się przy­wró­ce­nia do służby i 1 sierp­nia 1944 roku powie­rzono mu dowódz­two gar­ni­zonu w Boulo­gne. Obrona mia­sta i portu oparta była na schro­nach bojo­wych na wynie­sie­niu Mont Lam­bert, góru­ją­cym nad podej­ściami do mia­sta. Heim doko­nał inspek­cji pozy­cji obron­nych i zapo­znał się z sek­to­rami ostrzału obej­mu­ją­cymi otwarte, lekko pofał­do­wane pola uprawne. Główną jego bolączką był brak w powie­trzu Luft­waffe. Bez wspar­cia lot­ni­czego nie można było myśleć o odpie­ra­niu ata­ków nie­przy­ja­ciel­skiego lot­nic­twa i okrę­tów wojen­nych. Jego arty­le­rzy­ści nie byliby w sta­nie pro­wa­dzić sku­tecz­nego ostrzału czy poje­dynku arty­le­ryj­skiego, nie mogąc wysu­nąć głowy z okopu.

Po przy­by­ciu na miej­sce Heim dowie­dział się, że bom­bowce RAF-u w poło­wie czerwca zja­wiły się nad Boulo­gne oraz Haw­rem i zato­piły wszyst­kie nie­miec­kie jed­nostki pły­wa­jące. Uświa­do­mił sobie wów­czas, że on i jego ludzie nie będą bez­pieczni nawet w schro­nach. W Haw­rze Bry­tyj­czycy użyli potęż­nych bomb o wago­mia­rze 12 tys. fun­tów5 prze­zna­czo­nych do nisz­cze­nia cięż­kich beto­no­wych schro­nów, w któ­rych sta­cjo­no­wały nie­miec­kie ści­ga­cze tor­pe­dowe – E-Booty6. Jed­nym nalo­tem Bry­tyj­czycy wyeli­mi­no­wali całą nie­miecką flo­tyllę ope­ru­jącą w kanale La Man­che.

Heim miał pod roz­ka­zami gar­ni­zon liczący około 10 tys. żoł­nie­rzy, lecz morale wśród obroń­ców nie było wyso­kie; prze­wa­żali dekow­nicy, lot­nicy bez samo­lo­tów i mary­na­rze bez okrę­tów. Kolejny już raz przy­pa­dła mu rola kozła ofiar­nego, podob­nie zresztą jak innym dowód­com nie­miec­kim w por­tach nad Kana­łem. Z powodu nie­do­sta­tecz­nych sił poniósł on porażkę, sto­jąc na czele XXXXVIII KPanc. Teraz w Boulo­gne zde­rzył się z podob­nym pro­ble­mem.

Heim wie­dział, że jesz­cze nie nade­szła jego pora, ponie­waż na pierw­szy ogień miał pójść osa­mot­niony nie­miecki gar­ni­zon w Haw­rze. Poro­zu­miał się z jego dowódcą, puł­kow­ni­kiem Eber­har­dem Wil­der­mu­them, który opty­mi­stycz­nie oce­nił swoje przy­go­to­wa­nia do obrony twier­dzy. Pry­wat­nie jed­nak oba­wiał się, czy długo podoła zma­so­wa­nym nawa­łom ognio­wym alian­tów. Po opa­no­wa­niu Antwer­pii sprzy­mie­rzeni mogli, nie spie­sząc się, oble­gać izo­lo­wane porty nad Kana­łem i zdo­by­wać je po kolei. Von Zan­gen wprost zako­mu­ni­ko­wał Heimowi i Wil­der­mu­thowi, że ich zada­niem jest po pro­stu wią­zać siły nie­przy­ja­ciela jak naj­dłu­żej. Nie­trudno odgad­nąć, że obaj ofi­ce­ro­wie ode­brali to jak sen­ten­cje wyroku ska­zu­ją­cego. Wie­dzieli, że szanse na odsiecz są zerowe. Ich głów­nym dyle­ma­tem było, jak długo powinni sta­wiać opór, zanim ska­pi­tu­lują.

2. Udany odwrót Zangena

2

Udany odwrót Zan­gena

Po zdo­by­ciu Antwer­pii Bry­tyj­czycy zmar­no­wali 36 decy­du­ją­cych godzin. To dało zna­ko­mitą oka­zję do ura­to­wa­nia 15. Armii von Zan­gena. Von Rund­stedt natych­miast odwo­łał roz­kaz Modela naka­zu­jący von Zan­ge­nowi zaata­ko­wa­nie flanki Bry­tyj­czy­ków. Bez czoł­gów i wspar­cia Luft­waffe byłoby to dzia­ła­nie samo­bój­cze, sta­wia­jące 15. Armię w jesz­cze trud­niej­szej sytu­acji, niż się znaj­do­wała. Zamiast tego von Zan­gen miał pospiesz­nie masze­ro­wać na pół­noc i prze­pra­wić się przez sze­ro­kie na pięć kilo­me­trów ujście Skaldy na wyspę Wal­che­ren. Po zna­le­zie­niu się na bez­piecz­nym brzegu Skaldy dywi­zje von Zan­gena mogły ruszyć wzdłuż jej pół­nocnego brzegu przez Zuid-Beve­land, aby przejść na stały ląd na pół­noc od Antwer­pii, już na tery­to­rium Holan­dii. Począt­kowo obrona armii von Zan­gena na połu­dnie od estu­arium Skaldy mogła się oprzeć na Bru­gii i Gan­da­wie.

Po otrzy­ma­niu roz­ka­zów von Zan­gen skon­sta­to­wał, że „estu­arium Skaldy miały efek­tyw­nie bro­nić dwie dywi­zje – jedna na pół­noc, druga na połu­dnie od ujścia”. Czy­ta­jąc dalej roz­kazy, z prze­ra­że­niem odkrył, że dowódz­two ocze­kuje, iż „twier­dze nad Kana­łem mają być w podobny spo­sób bro­nione”k45. Model zwra­cał rów­nież jego uwagę na fakt, że pod­czas odwrotu wśród żoł­nie­rzy sze­rzą się plotki, na porządku dzien­nym są pośpiech, cią­gły chaos i ogól­nie pojęty ego­izm. "Ta atmos­fera […] udziela się zdro­wym jed­nost­kom”k46. Nie­zbędne było przy­wró­ce­nie wyso­kiego morale.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Czę­sto nazy­wano go też „stra­ża­kiem Hitlera” (przyp tłum) [wróć]

2. Cho­dzi tu o skutki sowiec­kiej ope­ra­cji Bagra­tion (22 czerwca–31 sierp­nia 1944 roku), naj­więk­szego mili­tar­nego suk­cesu ZSRS w II woj­nie świa­to­wej, w któ­rego wyniku została cał­ko­wi­cie roz­bita i znisz­czona nie­miecka Grupa Armii „Śro­dek”, nato­miast Armia Czer­wona odzy­skała Bia­ło­ruś i prze­nio­sła dzia­ła­nia na teren Litwy i etnicz­nej Pol­ski (przyp red) [wróć]

3. Pol­sko-bel­gij­ska bry­gada par­ty­zancka (przyp tłum) [wróć]

4. Pod­czas walk na pra­wo­brzeż­nej Ukra­inie w stycz­niu–lutym 1944 roku i w trak­cie prze­bi­ja­nia się z kotła czer­ka­skiego w dru­giej poło­wie lutego spo­śród bli­sko 2 tys żoł­nie­rzy Bry­gady Sztur­mo­wej „Walo­nia” oca­lało zale­d­wie 632 Poległ także dowódca bry­gady SS-Obersturmbannführer Lucien Lip­pert, po któ­rym dowódz­two szcząt­ków jed­nostki objął wła­śnie Léon Degrelle (przyp red) [wróć]

5. Bomby Grand Slam nazy­wane też Tal­l­boy o masie 5340 kg (przyp tłum) [wróć]

6. E-Boat – angiel­ski odpo­wied­nik nie­miec­kiego skrótu S-Boot (Schnel­l­boot) (przyp tłum) [wróć]

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Cor­ne­lius Ryan, A Bridge to Far, Lon­don 1974, s. 153; wyd. pol.: Cor­ne­lius Ryan, O jeden most za daleko, War­szawa 2007, s. 193. [wróć]

2. James Lucas, Hitler’s Enfor­cers. Leaders of Ger­man War Machine 1933–1945, Lon­don 1996, s. 99. [wróć]

3. Ryan, A Bridge to Far, s. 71; wyd. pol., s. 96. [wróć]

4. Ibi­dem. [wróć]

5. Ste­phen H. New­ton, Hitler’s Com­man­der. Field Mar­shal Wal­ter Model – Hitler’s Favo­urite Gene­ral, Cam­bridge MA 2006, s. 317; wyd. pol.: Ste­phen H. New­ton, Ulu­biony dowódca Hitlera, War­szawa 2006, s. 220. [wróć]

6. Brian Hor­rocks, A Full Life, Lon­don 1960, s. 213. [wróć]

7. Ryan, A Bridge to Far, s. 160; wyd. pol., s. 201. [wróć]

8. Ibi­dem. [wróć]

9. Antony Beevor, Arn­hem. The Bat­tle for the Brid­ges, 1944, Lon­don 2018, s. 92, wyd. pol.: Antony Beevor, Arn­hem. Ope­ra­cja Mar­ket Gar­den, Kra­ków 2018, s. 148. [wróć]

10. Ryan, A Bridge to Far, s. 160; wyd. pol., s. 201. [wróć]

11. Beevor, Arn­hem. s. 92; wyd. pol., Beevor, Arn­hem, s. 148. [wróć]

12. New­ton, Hitler’s Com­man­der, s. 317; wyd. pol., s. 220. Mylił się, była to bowiem tylko jedna, bry­tyj­ska 1. Dywi­zja Powietrz­no­de­san­towa. [wróć]

13. Ibi­dem. Źró­dła róż­nie opi­sują reak­cję Niem­ców w hotelu Tafel­berg. Jak stwier­dza Antony Beevor: „Nie­któ­rzy twier­dzą, że prze­bie­gała w panice” – na przy­kład Geof­frey Powell w: Devil’s Bir­th­day. The Bridge to Arn­hem, 1944, Lon­don 1948, s. 89. W świe­tle wcze­śniej­szego doświad­cze­nia w dzia­ła­niu pod­czas trud­nych sytu­acji wydaje się to mało praw­do­po­dobne. [wróć]

14. Ryan, A Bridge to Far, s. 160; wyd. pol., s. 201. [wróć]

15. Che­ster Wil­mot, The Strug­gle for Europe, Lon­don 1952, s. 502. [wróć]

16. Beevor, Arn­hem, s. 47; wyd. pol., Beevor, Arn­hem. s. 83. [wróć]

17. Peter Beale, The Great Mistake. The Bat­tle for Antwerp and the Beve­land Penin­sula, Sep­tem­ber 1944, Sut­ton, Stroud 2004, s. 114. [wróć]

18. Wil­mot, The Strug­gle for Europe, s. 503. [wróć]

19. Ryan, A Bridge to Far, s. 103–104; wyd. pol., s. 133. [wróć]

20. Behr ledwo unik­nął wzię­cia do nie­woli razem z 6. Armią pod Sta­lin­gra­dem. Słu­żył jako ofi­cer ope­ra­cyjny w szta­bie gene­rała Pau­lusa i w stycz­niu 1943 roku został wysłany zło­żyć spra­woz­da­nie Hitle­rowi. Behr oba­wiał się, że jego dra­styczny opis sytu­acji 6. Armii spo­wo­duje usu­nię­cie go z woj­ska, ale został tylko przy­dzie­lony do sztabu Krebsa. [wróć]

21. Ryan, A Bridge to Far, s. 160; wyd. pol., s. 201. [wróć]

22. Anne Sebba, Les Pari­se­in­nes. How the Women of Paris Lived, Loved and Died in the 1940s, Lon­don 2017, s. 115–116. [wróć]

23. Ryan, A Bridge to Far, s. 170; wyd. pol., s. 212. [wróć]

24. Char­les Mac­Do­nald, By the Air to Bat­tle, Lon­don 1970, s. 13. [wróć]

25. Ibi­dem, s. 14. [wróć]

26. Ibi­dem, s. 15. [wróć]

27. Wil­mot, The Strug­gle for Europe, s. 505. Powell w Devil’s Bir­th­day podaje nieco wyż­szą liczbę – 435 ludzi, w tym: 13 ofi­ce­rów, 73 podofi­ce­rów i 349 sze­re­go­wych, s. 96. [wróć]

28. Ryan, A Bridge to Far, s. 160; wyd. pol., s. 201. [wróć]

29. Mar­cel Stein, A Fla­wed Genius. Field Mar­shal Wal­ter Model, A Cri­ti­cal Bio­gra­phy, Soli­hull 2010, s. 170. [wróć]

30. Samuel W. Mit­cham, Hitler’s Field Mar­shals and Their Bat­tles, Lon­don 1988, s. 325. [wróć]

31. Mar­tin Bor­mann, Hitler’s Table Talk, Oxford 1988, s. 537. [wróć]

32. Ibi­dem. [wróć]

33. Była to 1. Bel­gij­ska Bry­gada Pie­choty i Kró­lew­ska Bry­gada Holen­der­ska (Prin­cess Irene’s). [wróć]

34. Wil­mot, The Strug­gle for Europe, s. 476. [wróć]

35. Beale, The Great Mistake, s. 75. [wróć]

36. Ibi­dem, s. 14. [wróć]

37. Ibi­dem. [wróć]

38. Hugh R. Tre­vor-Roper, Hitler’s War Direc­ti­ves 1939–1945, Lon­don 1964, s. 72. [wróć]

39. Ibi­dem. [wróć]

40. Beale, The Great Mistake, s. 14. [wróć]

41. Stein, A Fla­wed Genius, s. 163. [wróć]

42. Ibi­dem. [wróć]

43. Beale, The Great Mistake, s. 16. [wróć]

44. Ibi­dem, s. 17. [wróć]

45. Beale, The Great Mistake, s. 18. [wróć]

46. New­ton, Ulu­biony dowódca Hitlera, s. 217 i Infor­ma­cja Wywiadu nr 77 1. Armii Kana­dyj­skiej z 8 wrze­śnia 1944 r. cyt. wg Donald R. Gra­ves, Blood and Steel 2: Rete­reat to Reich, Sep­tem­ber to Decem­ber 1944, Barn­sley 2015, s. 4. Dru­gie tłu­ma­cze­nie nieco różni się od poprzed­niego. [wróć]