Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Drogi Sedricka Wratha i Kiry Malloy po raz pierwszy skrzyżowały się w wyjątkowo dramatycznych okolicznościach. Kira ratuje mu życie i pomaga mu wrócić do zdrowia. Dziewczynie wydaje się, że coś między nimi zaiskrzyło, ale nie zdaje sobie sprawy, że Sed traktuje ją tylko jako pionka w bezwzględnych rozgrywkach między klubami motocyklowymi. Kiedy po pięciu latach spotykają się ponownie, Kira jest już zupełnie inną kobietą: zimną i okrutną. Wykorzystuje urodę, by manipulować mężczyznami. Jak potoczą się ich losy? Co zwycięży: brak zasad rządzących przestępczym światem, czy uczucie, które – być może – zaczęło nieśmiało kiełkować przed laty?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 271
Projekt okładki: Mateusz Rękawek
Redakcja: Kamila Recław
Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska
Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Lingventa (Barbara Milanowska, Aleksandra Żok-Smoła)
Zdjęcie na okładce
© FXQuadro/Shutterstock
© by I.M. Darkss
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2022
ISBN 978-83-287-2293-4
Wydawnictwo Akurat
Wydanie I
Warszawa 2022
– fragment –
Był pokusą i niebezpieczeństwem.
Grzesznikiem i kłamcą.
Był niezdolny, by kochać.
Zabawna rzecz, jak bardzo czasem wierzymy w coś, co potem nas niszczy. Prawie jakbyśmy sami prosili się o tę destrukcję. Mogliśmy przecież wybrać rozsądek, a nie uczucie.
Miłość. Czy istnieją bardziej podstępne sidła? Trudne do zauważenia, dopóki nie jest za późno. Dopóki w nie nie wpadasz. A wtedy zaciskają się na twoim bezbronnym sercu i czekają, aż przestaniesz walczyć z potrzaskiem. Aż przestaniesz się wyrywać i opadniesz z sił.
A gdzie zwykle wprawny łowca zastawia swe sidła? Tam, gdzie najmniej się ich spodziewasz. W miejscach, które, wydaje ci się, że znasz, bo byłeś tam tak wiele razy, że w końcu przestałeś być ostrożny i poczułeś się bezpiecznie. Zbyt bezpiecznie. Ślepo zapatrzony w znajome piękno, które cię tam zawiodło, nie dostrzegłeś pułapki.
Ja jej nie dostrzegłam. A teraz, kiedy ją widzę, nadal wolałabym ją przeoczyć.
– Nie – powtarzam wciąż od nowa błagalnym tonem.
Nigdy jeszcze tak bardzo nie chciałam wybudzić się z koszmaru. Bo to musi być koszmar. Tylko urojenie. I nic ponadto.
– Jak możesz po tym wszystkim go bronić? Właśnie powiedział, że byłaś jego zabawką, że planował cię zabić! – odzywa się mój brat.
Doskonale znam tę jego postawę typową dla wygłodniałego rekina przygotowującego się do ruszenia na żer. Właśnie tak teraz wygląda.
Obaj tak wyglądają.
Dociera do mnie, że żaden z nich nie odpuści, dopóki któryś nie wyda ostatniego tchnienia.
– Przestań, Marcus – łkam, wpychając się bardziej pomiędzy nich. – Obaj przestańcie.
– Zasługuje na to, żeby umrzeć. To musi się tak skończyć, siostrzyczko. Jest zdrajcą i oszustem. – Marcus nie daje za wygraną.
Jakiś zawistny, morderczy głos w mojej głowie szepcze, że ma rację.
Serce dudni mi w piersi jak szalone, choć to dziwne, bo jest przecież pokruszone na tysiąc kawałków. Rozdarte na strzępy i porzucone.
Napieram dłonią na tors brata i odpycham go.
– Ty też. Ty to zacząłeś – przypominam.
Nie patrzę na Sedricka. I bez tego cała się trzęsę. Coraz gorzej widzę i chyba za moment wpadnę w konwulsje.
– Nie odpowiadam za jego czyny – warczy, a jego oczy rozświetla okrutny błysk.
Dwa czarne jak węgle pistolety są wymierzone tak, by jednym strzałem przeszyć czaszkę przeciwnika. Najbardziej śmiercionośne przedmioty na świecie. A ja pomiędzy nimi jako jedyna osłona.
– Ale za własne już tak. To wasze porachunki i obaj jesteście odpowiedzialni za tę sytuację. Obaj używacie mnie jako tarczy przeciwko sobie – wytykam, a mój głos się załamuje.
Nie chcę płakać, nie teraz.
– Nie muszę mieć twojego pozwolenia, żeby go zabić – odpowiada Marcus. – Takie są zasady. Sam ściągnął na siebie wyrok śmierci. – Uśmiecha się do mnie pobłażliwie.
Mój ból zostaje nieco zagłuszony przez gniew.
– Nie rozumiem, dlaczego nigdy nie pojąłeś, że mam w dupie każdą z twoich żałosnych zasad – mruczę, przekrzywiając głowę.
– Uważaj…
– Jestem kobietą, która potrafi nieźle strzelać. – W mojej ręce również pojawia się broń. – Na dodatek mam teraz złamane serce i jestem wkurwiona. – Lufa mojego pistoletu przesuwa się od Marcusa do Sedricka i z powrotem.
Ten pierwszy parska śmiechem. Przeczesuje włosy palcami.
– Zabijesz własnego brata? – szydzi.
Lufa mojego pistoletu ociera się o jego. To złowieszczy ruch.
W powietrzu unosi się woń kwitnącego bzu. Wpada przez uchylone okna wraz z wiatrem, który owiewa materiał mojej sukienki, sprawiając, że ta faluje. Jest biała. Śnieżnobiała tkanina, która w mojej wyobraźni już jest umazana krwią. Przez sekundę widzę szkarłatne plamy wszędzie, a zapach bzu wypiera inny, o wiele cięższy aromat.
Zapach śmierci.
– Jeśli ty zabijesz jego, ja zabiję ciebie. Jeśli on zabije ciebie, ja zabiję jego. Żaden nie wyjdzie stąd żywy albo obu zapakują w plastikowy worek – oznajmiam bez emocji.
Mój brat marszczy brwi.
– Żartujesz?
– Nie sądzę, żeby żartowała. – To jedyne słowa, które padają z ust Seda. Ciche i odległe. Jego spojrzenie błądzi po mnie, jak gdyby bez jego woli, a obojętność, która się w nim tliła, teraz zdaje się zmącona tym samym uczuciem…
Tym samym, na które dałam się nabrać.
– Możecie sami sprawdzić, czy jestem w nastroju do żartów i blefowania – prowokuję, tym razem zwracając się bardziej do Sedricka. Zwalniam blokadę i…
– Nie… – zakazuje Marcus, ale jest już za późno.
Oddaję strzał.
Kryształowy żyrandol nad naszymi głowami zaczyna się sypać. Maleńkie szklane opiłki spadają na nasze ciała niczym strugi deszczu, a żarówka migocze, by po chwili zgasnąć. Zostajemy pogrążeni w półmroku.
– Możecie również obaj strzelić do mnie – wyrokuję, rozciągając wargi w uśmiechu. – Rozpierdoliliście mi serce na kawałki, więc co za różnica? Założę się, że nie poczuję się gorzej niż teraz.
Z całej naszej trójki tylko ja konam.
Nocne kluby to dla mojej przyjaciółki ulubione miejsce rozrywki. Od lat co weekend kultywuje zwyczaj wpadania do takich miejsc, gdzie roi się od typków wszelkiej maści. Właściwie można by im przydzielić specjalne sektory. Sektor dla biznesmenów i polityków, dla zboczeńców, dla przestępców i dla zwykłych facetów, którzy trochę za bardzo starają się zaimponować swojej kobiecie.
Zdaniem Katy, posiadaczki najbardziej imprezowej duszy, jaką znam, to podniecające. Nie mam pojęcia, jakim cudem udało jej się złapać faceta, który aż zanadto przymyka oko na jej rozmaite wybryki. Jednak Kat ma w sobie coś, co sprawia, że diabelnie ciężko jej odmówić. Może to jej ogromne i zwodniczo niewinne oczy, a może fakt, że do perfekcji opanowała wzbudzanie w ludziach instynktu opiekuńczego? Jakiś powód na pewno jest, bo i ja skończyłam właśnie w miejscu, którego przecież szczerze nie znoszę. Głośna muzyka, tłumy jak w kolonii mrówek i te migające światełka. Całe tryliardy migających światełek. Chcę wiać do domu.
– Może jednak oddam pierścionek zaręczynowy Mattowi i schrupię któregoś z tych posiadaczy apetycznych sześciopaków? – sugeruje Katy, przekrzykując muzykę. Jej oczy strzelają na boki niczym pociski reagujące na widok seksownych, męskich ciał.
To naprawdę imponujący mechanizm, a zadziwiający z kolei jest fakt, że w towarzystwie to ja mam opinię tej łatwej do zdobycia.
– A podobno wierność nie jest mocną stroną mężczyzn – odpowiadam.
Moja przyjaciółka zanosi się śmiechem.
– Weź na niego namiar – nakazuje wygłodniałym tonem. – Kiedy już będziesz urządzać mi wieczór panieński, niech jego bajeczny tyłek wyskoczy z tortu.
Świetny pomysł. Jej narzeczony też na pewno się ucieszy.
Apetyczny sześciopak i bajeczny tyłek posyłają jej uśmiech, w reakcji na który Katy kokieteryjnie odrzuca włosy na plecy.
Za dużo wypiła.
– Mają tu bardzo dobrą wodę źródlaną, spróbuj dla odmiany między tymi kolorowymi drinkami – proponuję i podsuwam jej szklaneczkę.
– A tobie? Który ci się najbardziej podoba?
– A co powiesz na sok pomarańczowy? Wiem, że to twój ulubiony – próbuję jeszcze raz.
Kat przewraca oczami.
– Mam świętować pieprzone zaręczyny wyciśniętym cytrusem? – oburza się, wydymając pomalowane krwistą czerwienią wargi. – Zatańczmy z nimi. – Wskazuje palcem na scenę, na której wiją się prezentujące pokaz erotyczny kobiety.
Zerkam na grupę mężczyzn, śliniących się do nich nieopodal podestu. Ten widok budzi u mnie wspomnienia, od których przewraca mi się żołądku.
– Masz we krwi tyle promili, że wątpię, byś była zdolna do czegokolwiek poza kiwaniem się na boki – oznajmiam, mieszając słomką w swoim napoju.
Jeden z barmanów serwuje nam kolejne dwa wykwintne drinki, a ponieważ ich nie zamawiałyśmy, robię skonsternowaną minę.
– Na koszt firmy – wyjaśnia, zanim zdążę zapytać. Uśmiecha się zalotnie do mojej przyjaciółki i przesuwa skrawek karteczki po drewnianym blacie baru.
Aha, wyśmienicie. Zdolności uwodzenia Katy przynoszą efekty. Założę się, że zapisał jej tam numer telefonu albo, gorzej, propozycję wymknięcia się na szybki numerek.
Nie do wiary.
– W tańcu też kiwam się na boki – odparowuje. Tajemnicza karteczka znika ukryta w jej staniku. – O! Pole dance! – dodaje nagle, klaszcząc w dłonie.
– Co?
– Taniec na rurze – tłumaczy.
Nie ma mowy. Nie dam się w to wrobić.
– Znam definicję, ale nie rozumiem… – Wbijam wzrok w oświetlany parkiet. – Nie. Nie będziemy tego robić. Tego nie ma w zestawie atrakcji dzisiejszego wieczoru – oponuję.
Katy robi kwaśną minę.
– Jesteś taka sztywna. Założę się, że wystarczy wcisnąć kilka dolców tu i tam, żeby pozwolili nam wskoczyć na scenę i poczuć się jak prawdziwe gwiazdy tańca erotycznego.
– Nie rób tego…
Za późno. Moja przebojowa znajoma już gna na swoich niebotycznie wysokich szpilkach w stronę uchylonej kotary, za którą dostrzegam kilku napakowanych facetów. Może oni i robią za stróżów porządku w tym lokalu, ale bynajmniej nie budzą poczucia bezpieczeństwa, za to raczej grozę. Mimo to mogę jedynie obserwować, jak Kat, kłapiąc jadaczką, oferuje im zwitek banknotów.
Znakomicie. Laska, która ewidentnie prosi się o kłopoty. Mam tylko nadzieję, że nie przyjdzie jej do głowy im przypadkiem grozić, gdy poślą ją na drzewo.
– Załatwione – oznajmia rozpromieniona. – Za napiwek, który wcisnęłam temu facetowi, możemy się nawet pobujać na lianach.
Co?
– Na lianach? – powtarzam.
– Chciałam powiedzieć… Bujać się do rana. – Przerywa jej czknięcie. – Język mi się plącze.
Krzywię się, a potem uderzam czołem o chłodny barowy kontuar.
Jeśli tak dalej pójdzie, będę musiała ją stąd wynosić na barana.
– Fantastycznie – mruczę pod nosem.
Katy poprawia swoją migoczącą od cekinów sukienkę i przyjmuje pozycję bojową. Mieniąca się czernią i złotem kreacja dosłownie razi mnie w oczy, a te cholerne lampeczki stroboskopowe, umieszczone pod sufitem, sprawiają, że dostaję pierdolca. Jednak nie to jest najgorsze…
Najgorsze jest to, że mam na sobie identyczną kieckę. Nie wiem, jak dałam się w to wmanewrować, ale Katy ubłagała mnie, byśmy podczas jej wieczoru panieńskiego wyglądały jak wytarzane w brokacie bliźniaczki.
Świetny pomysł.
– Nie zrzędź. Nie każę ci przecież robić striptizu. Od tego mamy panów. – Zwilża językiem wargi i znowu napastuje chciwym spojrzeniem barmana.
– Zatańczymy do jednej piosenki, a potem wracamy – kapituluję.
Może moje poświęcenie odwróci jej uwagę od tłumu chętnych facetów i zdoła dochować wierności swojemu biednemu narzeczonemu.
– No nie wiem.
– Katy… – ostrzegam.
Przyjaciółka zerka na swoje paznokcie, a potem znów na mnie.
– Próbuję tylko powiedzieć, że ktoś najwyraźniej na ciebie poluje. – Wyszczerza się zwycięsko, wpatrując się w coś za moimi plecami.
– Słucham?
Przeklęty kolczyk w kształcie piramidy wplątuje się w moje upięte luźno loki i skutecznie uniemożliwia rzut okiem do tyłu.
– Seksowny brunet przy barze gapi się na ciebie, odkąd tylko tu wszedł – ciągnie dalej, najwyraźniej ani myśląc przyjść z odsieczą mojej fryzurze i biżuterii.
Kiedy w końcu udaje mi się doprowadzić do porządku, rozglądam się po sali. Kierowana jakimś wewnętrznym instynktem odnajduję w tłumie mężczyznę, o którym mówi Kat.
W tym samym momencie doznaję rażenia piorunem. Żołądek zwija mi się w supeł, a nerwowa energia wybucha wokół mnie jak fajerwerki.
Mrugam kilka razy w nadziei, że to tylko urojenie. Że jego tam nie ma.
Doskonale znam bowiem te wpatrzone we mnie turkusowe oczy, choć obecnie ich barwa, podobnie jak cała sylwetka, skryta jest w półmroku.
Znam tego mężczyznę.
– Dobra, zatańczymy – oznajmiam, wstając ze stołka.
Katy drepcze za mną rozradowana.
– Będziesz mu zarzucać przynętę? – docieka i zerka w kierunku mojego wielbiciela, a jej doczepiane rzęsy trzepoczą jak wachlarze.
Mam ochotę ją kopnąć za to, że tak ostentacyjnie daje znać temu dupkowi, że o nim dyskutujemy. A potem mam ochotę kopnąć też siebie, ponieważ aż mnie skręca, kiedy powstrzymuję się od rzucania ukradkowych spojrzeń na… zakazany teren.
Bo bez wątpienia mam zakaz wstępu w pobliże tego mężczyzny. Jest tam zbyt dużo pułapek, niebezpieczeństw i podstępów, którymi mógłby przechytrzyć samego diabła.
– Raczej zademonstruję mu, czego mieć nie może – wyjaśniam, wspinając się na podest.
– Dlaczego? – zdumiewa się Katy. – Ledwie rzuciłam na niego okiem, a już mam o nim kilka mokrych fantazji.
– Miałabyś mokre fantazje nawet o bananie – mruczę.
Moja żywiołowa towarzyszka błyskawicznie uwiesza się na połyskującej, przytwierdzonej do podestu rurze i zaczyna wirować wokół niej.
Trochę trudno nazywać to tańcem, ale…
– Jest odlotowo! – Chichocze, a jej włosy niemal zamiatają podłogę. – Dlaczego nie tańczysz? On wciąż patrzy, chyba nie stchórzysz? – pyta, nachylając się do mnie, bo tylko tak możemy się słyszeć w tym klubowym hałasie.
Co za absurd. Dlaczego on tu jest? Dlaczego przyszedł do tego klubu? I dlaczego wciąż mąci mój umysł?
– Zamknij się – mówię, zgrzytając zębami.
To wszystko… było tak dawno temu.
Dziewczyna, która go kochała, żywiła to uczucie tak dawno temu. Wspomnienie najgorszej i najbardziej upokarzającej nocy w moim życiu wydaje się jednak tak świeże, że budzi we mnie wściekłość.
Przesuwam palce po metalu, a potem zaciskam na nim dłoń. Za każdym razem, gdy mam odstawić tego rodzaju pokaz, odczuwam zarówno ekscytację, jak i chęć porzygania się.
To nie jest mój pierwszy raz, kiedy wiję się wokół rury niczym rasowa tancerka z ekskluzywnego klubu go-go. Tego typu zabawy często wzbogacone o striptiz zostawiam jako wisienkę na torcie dla mężczyzn z mojego otoczenia.
– Bądź niegrzeczna. Uwolnij swoją wewnętrzną…
– Zamknij się – powtarzam.
Katy ewidentnie daje się ponieść rytmowi i choć brak jej doświadczenia, nadrabia entuzjazmem i promilami.
– Uwolnij…
– Jeśli krzykniesz „wywłokę”, zabiję cię.
– Krzyknę… fokę! – ripostuje, demonstrując mi swoje siekacze i uroczą szczerbę między nimi.
Piosenka, do której melodii się wijemy, idealnie oddaje brudny i parny klimat tego miejsca. Pikantne słowa tworzą harmonijną całość z jej zmysłowymi taktami, a ja pozwalam im się pochłonąć.
Zaczynam tańczyć.
Kołyszę biodrami. Feeria barw wybucha mi pod przymkniętymi powiekami, a dłonie wiodą uwodzicielskim gestem wzdłuż talii. Wkrótce moje włosy całkowicie wymykają się z upięcia i opadają rudą kaskadą na plecy. Melodia i moje poruszające się ciało stapiają się w jedność. Reaguję na każdą pojednawczą nutę, wygrywany takt.
– Jakim cudem jesteś w tym tak dobra? – Ton Katy jest pełen podejrzliwości.
– Nie piłam – drwię, ale prawda jest całkiem inna.
Wielokrotnie odgrywałam taką właśnie rolę. Rozpraszałam przeciwnika. Byłam jak wabik wiodący go w przepaść i musiałam tę taktykę opracować do perfekcji, bo w mojej branży sporo się płaci za porażki.
Wiwaty, pogwizdywania i sprośne komentarze świadczą o tym, że nie wyszłam z wprawy. Kilkunastu mężczyzn gromadzi się pod sceną z minami rozanielonych szczeniaków. Buchające jak gejzer libido każe każdemu wyjąć portfel i pomachać mi przed nosem zwitkiem banknotów, bo przecież… kobiety takie jak ja przystaną na każdą odrażającą propozycję, jeśli się im odpowiednio zapłaci.
To nic nowego. Już mnie wyceniano. Już przypięto mi łatkę dziwki. Moja reputacja rozwiązłej kobiety wyprzedza większość faktów, ale prawda jest taka, że to dzięki niej w relacji z mężczyznami to ja rozdaję karty.
– Nieprawda – Kat nie daje za wygraną – ty tańczysz, jakbyś robiła to już setki razy. Ty… – Milknie nagle, a jej źrenice się rozszerzają. – Ktoś tu idzie.
Sekundę potem staje przede mną jakiś facet. Jego jasne włosy kontrastują z mocno opaloną cerą, a zapach jego wody kolońskiej dociera do moich nozdrzy. Nieźle się prezentuje w tym drogim garniturze.
– Witaj, piękna. Czy mógłbym podziwiać ten hipnotyzujący widok z nieco bliższej odległości? – pyta uwodzicielsko. Jego ręce od razu opadają na moje biodra. Mam ochotę je odepchnąć, ale nie mogę, bo wtedy mój cały plan runie. Pośród widowni jest bowiem również mężczyzna, dla którego odstawiam cały ten teatrzyk.
– Może – odpowiadam, flirtując spojrzeniem.
– A co musiałbym zrobić, żeby zasłużyć na prywatny pokaz z twoim udziałem w moim domu?
Nie przestając wić się w takt muzyki, przesuwam palcami po swojej szyi i dekolcie. Odwracam się i moje pośladki niemal przylegają do ud mężczyzny. To chwila, w której ryzykuję spojrzenie na teren zakazany. On wciąż nie ruszył się z miejsca, ale jego turkusowe tęczówki śledzą mnie, jak gdyby posiadały mnie na własność. Wydają się… rozbawione.
Dupek.
Doskonale wie, że się z nim bawię, jednak gdy mój towarzysz obejmuje mnie w pasie i przysuwa się, by mnie pocałować, dostrzegam, że na szczęce tamtego zaczyna drgać mięsień, a ręce zaciska w pięści.
– Istnieje żelazna zasada, że nie wolno dotykać tancerek – ganię go.
– Kira… – odzywa się Katy, dziwnie wytrącona z równowagi, ale nie mogę się na niej skupić. Moja uwaga koncentruje się na kontrolowaniu lepkich łap faceta przy mnie.
– Nie pamiętam już, kiedy ostatnim razem przestrzegałem jakichkolwiek zasad, zwłaszcza tak bzdurnych – mruczy blondyn. Jego usta przemykają po moim policzku.
– Może pora, byś jednak spróbował. – Za plecami słyszę kolejny męski głos, który bardzo dobrze znam. – Jeśli w ciągu kolejnej minuty nie usiądziesz ze mną przy barze – zwraca się do mnie – lub jeśli on jeszcze raz położy na tobie łapy, zatłukę go – grozi.
Wygląda na to, że jednak bestia wyswobodziła się i ruszyła do ataku.
– Doprawdy? – droczę się.
Dupek uśmiecha się, ale w tym uśmiechu czai się coś złowróżbnego.
– Nie przekraczaj granic, bo nie chcesz mnie bardziej sprowokować.
– Stary, nie chcę być niemiły… – ręka blondyna pod krawatem odpycha ramię dupka – ale spierdalaj.
Mój obserwator staje naprzeciwko niego, wściekły i gotowy do bójki.
– Przestań. – Udaje mi się złapać jego nadgarstek, zanim wymierzy cios blondynowi.
Spogląda na mnie i mruga.
– Za późno – oznajmia, a jego pięść spotyka się z twarzą jasnowłosego.
Kurwa, jak ja go nienawidzę.
Prawie.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Wydawnictwo Akurat
imprint MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz