Myślenie czarno-białe - Kevin Dutton - ebook + książka

Myślenie czarno-białe ebook

Kevin Dutton

3,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Nowa książka autora bestselleru "Mądrość psychopatów".

Binarny mózg jako balast w skomplikowanym świecie.

Porządkowanie i kategoryzowanie jest wpisane w nasz instynkt. Jesteśmy zaprogramowani do rozgraniczania i szufladkowania w binarnym trybie czerni i bieli. Właśnie tak działa ludzki mózg. Imigrant czy uchodźca? Muzułmanin czy chrześcijanin? Oni czy my?

Zamiast wychodzić naprzeciw obcym, zbliżamy się do tych, którzy są podobni do nas. Zamiast rewidować nasze postrzeganie świata, staramy się tylko potwierdzać to, w co wierzymy. W rezultacie różnice między skrajnymi poglądami stają się jeszcze większe. A niebezpieczeństwa czyhają na każdym kroku. ISIS. Rasizm. Brexit. Trump. Ciągłe rozumowanie w trybie binarnym sprawia, że zatracamy zdolność racjonalnego myślenia i zamiast odcieni szarości widzimy świat w tonacji czarno-białej.

"Myślenie czarno-białe" to alarmujące przesłanie w obliczu nasilającej się nietolerancji kulturowej, politycznego ekstremizmu i rozszalałej pandemii. Jednak autor dowodzi, że jeśli poznamy nasze ewolucyjne uwarunkowania, zdołamy pokonać przeciwności i zrozumieć otaczający nas świat, a w przyszłości będziemy podejmować bardziej wyważone decyzje.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 411

Oceny
3,6 (8 ocen)
2
2
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Brunon_Rumian

Z braku laku…

Ksuążka w miare ciekawa, ale śmierdzi politycznym nastawieniem demokratów gdy isis porownuje do Trumpa. Lewackość teoretycznej inteligencji kroluje na uczelniach, jak za Marksa...
00

Popularność




Tytuł oryginału: Black and White Thinking

Projekt okładki: Karolina Michałowska-Filipowicz

Redakcja: Magdalena Jankowska

Redaktor prowadzący: Aleksandra Janecka

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Słowne Babki

Opracowanie indeksu: Magdalena Zabrocka/Lingventa

© Kevin Dutton 2020 All rights reserved

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2021

© for the Polish translation by Radosław Madejski

ISBN 978-83-287-1369-7

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2021

fragment

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami.

Wtedy Bóg rzekł: „Niechaj się stanie światłość!”. I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą.

I tak upłynął wieczór i poranek – dzień pierwszy.

Księga Rodzaju 1,1–5[*]

Wstęp

Jest jak człowiek z widelcem w świecie pełnym zupy.

Noel Gallagher o swoim bracie Liamie

Na kontuarze przy kasie stoją dwa słoje z samoprzylepnymi karteczkami. Na jednej widnieje odręcznie napisane słowo „Rzeczywistość”, na drugiej „Fantazja”. Między nimi uśmiecha się ze zdjęcia Freddie Mercury. Oba słoje są w trzech czwartych wypełnione monetami i banknotami; pieniędzy szybko przybywa. Gdy kończę jeść, kelnerka akurat wysypuje napiwki i nakleja nowe etykietki. „Kociaczki” z jednej strony, „Szczeniaczki” z drugiej. Już bez aluzji do tekstu Bohemian Rhapsody, ale też działają. Trwa pobrzękiwanie metalu o szkło.

Ogarnia mnie zaciekawienie.

Jestem w restauracji w San Francisco. Spędziłem w tym mieście dwa tygodnie na rozmowach ze światowej klasy ekspertami od mechanizmu rozszczepienia – postrzegania świata w tonacji czarno-białej – pułapki, w którą wpada mózg działający w systemie binarnym. Miałem trochę czasu przed powrotem do Oksfordu, więc wybrałem się do Haight-Ashbury, żeby przemyśleć kilka spraw.

Zamawiam porcję tacos i pytam kelnerkę, o co chodzi z tymi słojami.

– Wciąż zmieniamy etykietki – odpowiada z uśmiechem. – Pięć albo sześć razy dziennie. Wcześniej stał tu jeden słój, a napiwków przybywało powoli. Daliśmy klientom wybór między kociaczkami a szczeniaczkami i proszę, zrobili się o wiele bardziej hojni. Nie wiem dlaczego, ale przypuszczam, że trochę ich to bawi.

Nie jestem do końca przekonany.

Przed wyjściem zatrzymuję się przy kasie i czekam. Dwie dziewczyny po dwudziestce wahają się przez chwilę, chichoczą, w końcu dochodzi między nimi do rozłamu. Jedna decyduje się na kociaczki, druga na szczeniaczki.

Pytam dlaczego.

– Koty nas nie potrzebują – odpowiada jedna. – A psy tak.

Jej koleżanka kręci głową.

– Właśnie dlatego wolę koty! Nie trzeba ich wyprowadzać na spacer, a pies się bez tego nie obejdzie. Tylko gdzie przyjemność ze spaceru, gdy jest ciemno, zimno i pada…

Wielbicielka psów nie pozwala jej dokończyć.

– Psiarze są bardziej przyjaźni – oświadcza. – Wyprowadzając swoje psy, spotykają innych ludzi z psami i nawiązują znajomości.

Wymiana argumentów po chwili przeradza się w sprzeczkę. Tymczasem zjawia się kelnerka i nabija na kasę następne zamówienie.

– Sam pan widzi – zwraca się do mnie. – Ludzie mają ubaw, kiedy muszą dokonać wyboru. A po wszystkim wychodzą zadowoleni.

Kiwam potakująco głową. Zastanawiam się jednak nad etykietkami. Co jeszcze mieli do wyboru klienci chętni do pozostawienia napiwku?

Kobieta wzrusza ramionami.

– Apple albo Microsoft. Wiosnę albo jesień. Kąpiel albo prysznic…

Przerywa wyliczanie i podchodzi do kolejnego stolika. Domyślam się, że lista nie ma końca. W gruncie rzeczy możliwość podziałów w systemie binarnym jest nieograniczona. Z naszych złożonych osobowości można wyprowadzić dowolną liczbę osi, na których znajdują się przeciwstawne upodobania.

Wracam myślami do artykułu w lokalnej gazecie „Chron­icle”. Przeczytałem w nim, że użytkownicy Facebooka mają do wyboru ponad siedemdziesiąt opcji na określenie tożsamości płciowej, a Spotify wyróżnia około czterech tysięcy gatunków muzycznych. W świecie naznaczonym rozmytymi, niejasnymi podziałami, w którym obsesyjny pęd do wytyczania granic nabiera coraz większego rozmachu, możemy znaleźć dla siebie ściśle określone kategorie. Zaszufladkować się. Wciągnąć na maszt własną, niepowtarzalną flagę. Korzystamy z tej okazji, zwłaszcza gdy nasze barwy okazują się wyraziste, klarowne i nie budzą żadnych zastrzeżeń z psychologicznego punktu widzenia.

Jak dowodzi historia ze słojami na napiwki, jesteśmy nawet gotowi zapłacić za ten przywilej.

Żyjemy w podzielonym świecie. Gdziekolwiek spojrzeć, ciągną się linie. Najbardziej rzucają się w oczy granice państw. Po jednej stronie „my”, po drugiej „oni”. Miasta składają się z dystryktów i dzielnic lub innych jednostek administracyjnych. Ponadto na co dzień sami nakreślamy nieskończenie wiele linii. Tworzymy kategorie, biorąc za podstawę płeć albo rasę. W Wielkiej Brytanii nakreślamy nawet linie na tle przynależności do Europy. Razem albo osobno.

Ludzki mózg niczym program komputerowy jest wyposażony w panel narzędzi formatowania. Na przestrzeni milionów lat ewolucja wpoiła nam skłonność do wyznaczania granic. Ale czy możemy mieć pewność, że stawiamy je we właściwych miejscach? Że wiemy, którędy je poprowadzić? Nie będę owijał w bawełnę: nie możemy. Działamy po omac­ku, lecz musimy to robić, bo linie podziałów ułatwiają nam poruszanie się w skomplikowanym świecie. Łatwość jest tym, o co usilnie zabiegamy.

Za przykład niech nam posłuży system oceniania, który stosuje się w szkolnictwie. W środowisku akademickim za podstawę klasyfikacji przyjmuje się zestawienie rocznej średniej ocen z ustaloną skalą wymagań. System wydaje się logiczny, zarazem widać jednak, jak zwodnicza jest statystyka. Czy naprawdę można uznać zdobywcę siedemdziesięciu punktów za wybitny umysł, a jego kolegi już nie, bo zabrakło mu jednego punktu?

Pytanie to ma nie tylko podtekst filozoficzny, lecz także praktyczne następstwa. Przed studentami, którzy zakwalifikują się do najwyższych kategorii, otwierają się możliwości niedostępne dla tych z gorszymi ocenami. Jeden punkt więcej lub mniej decyduje o tym, czy ktoś będzie kontynuował naukę na wyższym poziomie, czy odpadnie z gry. Drobna różnica może zrujnować czyjeś marzenia, przekreślić widoki na karierę. Wszystko zależy od tego, którędy poprowadzimy linię podziału, czasami dosłownie.

W marcu 2020 roku w ramach walki z pandemią koronawirusa brytyjskie władze apelowały do osób po siedemdziesiątce, aby chroniły się przed zakażeniem. Powyżej siedemdziesięciu na egzaminie oznacza więc zielone światło; w życiu w czasach koronawirusa – wręcz przeciwnie.

Człowiek musi, jak już wspomniałem, „gdzieś wyznaczyć granicę”. Dzielimy na kategorie klęski żywiołowe, narkotyki, więzienia, stany zagrożenia terrorystycznego, pandemie[1]… Można wyliczać bez końca. Używamy liczb, kolorów, liter – wszystkiego, co mamy do dyspozycji, ponieważ każda granica to decyzja, a życie składa się z decyzji.

Myślenie czarno-białe traktuje o porządku. Albo raczej o złudzeniu porządku. Wyjaśnia, dlaczego linie, które kreślimy na niezbadanym gruncie rzeczywistości, rozpływają się niczym majaki, gdy skupiamy uwagę na ich kapryśnych i nietrwałych kształtach. W czasach prehistorycznych ludzki mózg był świeży i nieskażony. Działał sprawnie i wydajnie jako narzędzie idealnie dostosowane do bieżących potrzeb. Natknąwszy się na węża ukrytego pod kamieniem, nasz praprzodek nie zastanawiał się, czym grozi mu to spotkanie. Mózg wysyłał mu jednoznaczny sygnał: znikaj stąd, i to szybko. To samo dotyczyło tygrysów w zaroślach albo krokodyli w szuwarach. Owszem, to mógł być podmuch wiatru, ale zawsze lepiej zastanawiać się nad tym z bezpiecznej odległości, z dala od ostrych kłów, pazurów albo zębów jadowych.

Innymi słowy, nasi praprzodkowie na co dzień najprawdopodobniej podejmowali głównie decyzje o charakterze binarnym. Czarne albo białe. Albo-albo. Nie bez powodu. Często chodziło o ich życie. Nagłe powodzie. Tornada. Burze z piorunami. Trzęsienia ziemi. Lawiny. Walące się drzewa. Takie rzeczy dzieją się niespodziewanie i w mgnieniu oka. Bujający w obłokach i niezdecydowani zazwyczaj nie przeżywali długo.

Dziś obowiązują inne zasady gry o przetrwanie. Umysłowe schematy zapewniające człowiekowi stałą pozycję na najwyższym szczeblu drabiny ewolucyjnej mogą obrócić się teraz przeciwko nam, jak tygrysy i węże, przed którymi miały nas chronić. Przykładów nowych zasad nie brakuje. Południowoafrykańska biegaczka Caster Semenya znalazła się na cenzurowanym z powodu naturalnie podwyższonego poziomu testosteronu. Otaczający nas świat mieni się bogactwem coraz liczniejszych detali, a złożoność jego natury społecznej i psychologicznej oraz natłok informacji wywierają tak bezlitosną presję, że chcąc się odnaleźć w bezbrzeżnej i monotonnej rzeczywistości, potrzebujemy dokładniejszych map, o bardziej precyzyjnych liniach i niezbyt licznych zagnieceniach.

Żeby zobaczyć, jak ewoluowały zadania mózgu, wróćmy tam, gdzie wszystko się zaczęło, i przyjrzyjmy się jednokomórkowej amebie. Celem wszystkich żyjących istot jest przetrwanie i wydanie na świat potomstwa. W zamkniętym zbiorniku słodkiej wody, całym wszechświecie tego prymitywnego organizmu, o przetrwaniu decydują jedynie wahania temperatury, dostępność pożywienia i odpowiednie naświetlenie. Zmiany w zakresie tych trzech czynników wpływają na strukturę błony komórkowej, a to ona umożliwia amebie zbliżanie się do źródeł pożywienia (czyli glukozy) albo oddalanie się od niesprzyjających bodźców. Jak ujęła to pewna ameba w rozmowie ze mną: „W naszej sadzawce nie potrzebujemy regulacji oświetlenia. Romantyczne kolacje przy świecach to nie nasze klimaty, przyjacielu. Jeżeli nagle robi się ciemno, to dosłownie znaczy, że coś wisi w powietrzu i trzeba uciekać. Wolimy unikać zbędnych komplikacji”.

Zacna filozofia, nawet jeśli spartańska.

Niemniej prostota nie wszystkim służy, dlatego pod kuratelą selekcji naturalnej zaczęły się rozwijać przedsiębiorczość, innowacja i wiedza technologiczna. Pojawienie się organizmów wielokomórkowych doprowadziło do powstania pierwszego na świecie układu nerwowego, w formie ganglionu, czyli prymitywnego zwoju komórek nerwowych. Podobnie jak nasi jednokomórkowi protoplaści dostał proste zadanie: miał odbierać bodźce z zewnątrz. Tym razem, czyli około miliarda lat po epoce organizmów jednokomórkowych, odbywało się to bardziej wydajnymi metodami.

Współcześnie spijamy śmietankę z długotrwałych przemian. Ludzie są wyposażeni w co najmniej sześć podstawowych zmysłów, a prawdopodobnie jest ich znacznie więcej. Pięć z nich – wzrok, słuch, smak, węch i dotyk – monitoruje świat zewnętrzny, a jeden, propriocepcja, pomaga zachować równowagę wewnętrzną, nieustannie przekazując raporty na temat ruchów i pozycji ciała.

Dominującą rolę odgrywa obecnie wzrok. Odpowiada za przyswajanie około 70 procent wszystkich bodźców zewnętrznych, jakie do nas docierają. Nic dziwnego. Prawidłowe rozpoznawanie kształtów, rozmiarów, kolorów i ruchów innych żywych istot ewoluujących w otaczającym je świecie było podstawą przetrwania – tak jak dla ameby wyczulenie na jasność i kontrast. Cień, który nagle pojawiał się na ścianie jaskini, na powierzchni wody albo spalonej słońcem sawannie, poddawał naszym praprzodkom pod rozwagę dwie możliwości: „czy mogę to coś zjeść?” albo „czy to coś może mnie zjeść?”.

Światło i ciemność. Czerń i biel. Trzy i pół miliarda lat dzielących amebę od neandertalczyka. W gruncie rzeczy niewiele znaczących modyfikacji.

Potem wszystko się zmieniło. Można powiedzieć, że na paleontologicznej osi czasu nastąpiła eksplozja zmian. Nawet jednak gdy zyskaliśmy świadomość, język i zalążki kultury, zasady rządzące rozwojem naszego gatunku pozostały takie same. Różnica polegała jedynie na tym, że przyjęliśmy zupełnie inny azymut ewolucyjny. Nagle czerń i biel – światło i ciemność – odeszły do lamusa. Zamiast postrzegać świat w monochromatycznym systemie binarnym, zaczęliśmy rozumować w odcieniach szarości. Regulacja oświetlenia stała się nieodzowna.

Tylko że pojawił się problem, i to poważny: nie dysponowaliśmy regulatorami oświetlenia. Ich posiadanie by­łoby jeszcze jednym bezcennym darem od Natury, kolejną innowacją na miarę przełącznika reakcji walka/ucieczka. Środowisko zmieniało się w tak zawrotnym tempie, że selekcja naturalna nie zdążyła nas wyposażyć w nowator­skie oprzyrządowanie. Nie wdrożyła go do produkcji i w zasadzie tak już zostało.

Dlatego znaleźliśmy się w nieciekawym położeniu. Poruszamy się w szarym świecie, korzystając z czarno-białej nawigacji. Tworzymy kategorie, przyklejamy etykietki i wszystko szufladkujemy, podejmując nieracjonalne i chybione decyzje, a wszystko to dlatego, że ludzki mózg zbyt szybko się rozrósł. Staliśmy się mądrzy trochę za wcześnie, dla­tego systematyzujemy, zamiast tworzyć hierarchie. Dokonujemy podziałów, zamiast integrować. Przesadnie akcentujemy różnice, wyolbrzymiając je do karykaturalnych wręcz rozmiarów, chociaż powinniśmy zwracać większą uwagę na podobieństwa.

Weźmy na przykład wino. Przypuszczam, że wielu z nas z zasłoniętymi oczami odróżnia czerwone wino od białego, a niektórzy nawet cabernet sauvignon od pinot noir. Czy ktoś jednak wychwyciłby różnicę między dwoma szlachetnymi, wyrafinowanymi i wyszukanymi w smaku markami Bordeaux, powiedzmy Château Lafite Rothschild en primeur rocznik 1982 i Château Mouton Rothschild en primeur rocznik 1995? Nie sądzę. Oczywiście większym powodem do zmartwień jest nasza niezdolność do dostrzegania różnic między ludźmi. Jeśli ktoś sklasyfikuje Château Lafite Rothschild jako po prostu „czerwone”, a Jacques Prieur Montrachet Grand Cru jako „białe”, świat jeszcze się nie zawali. Gorzej, jeśli uzna wszystkich muzułmanów za fanatyków religijnych wspierających tak zwane Państwo Islamskie.

Na swoje nieszczęście nie dostrzegamy zabójczej ironii, jaka kryje się w naszej ewolucyjnej przeszłości. Chociaż binarne postrzeganie świata nie wpływa znacząco na przetrwanie, pewnego dnia z dużym prawdopodobieństwem przypieczętuje nasz los, i może to nastąpić już wkrótce, jeżeli organizacje terrorystyczne albo populistyczne frakcje radykalnych ugrupowań politycznych – jak te, które cieszą się poparciem administracji Trumpa – nadal będą stosować strategię rozłamów godzącą w rozum i zdrowy rozsądek.

Czyż nie jesteśmy za tę sytuację odpowiedzialni wszyscy w takim samym stopniu? Nasze zero-jedynkowe umysły dokonują podziałów na każdym kroku. Takimi samymi prawami rządzi się efemeryczny świat mediów społecznościowych. Jak reagujemy w pierwszym odruchu, kiedy ktoś głosi poglądy nie do końca nam pasujące? Czy nie mamy wrodzonej skłonności do przyjmowania skrajnie odmiennego stanowiska? (Zob. tabela 0.1).

Czerń

Biel

Szarość

Sport: Tylko złoty medal olimpijski jest powodem do świętowania. Srebro i brąz koniec końców oznaczają porażkę.

Wszystkie medale olimpijskie należy celebrować. Każde miejsce na podium jest nie lada osiągnięciem.

W niektórych przypadkach srebro i brąz są powodem do świętowania. W innych nie, na przykład kiedy skazany na sukces faworyt wskutek braku koncentracji wbiega na metę jako drugi. Jeżeli zaś nikomu nieznany zawodnik przewyższa wszelkie oczekiwania i zajmuje miejsce na podium, mamy do czynienia z sukcesem.

Kryzys tożsamości po brexicie: Jestem Brytyjczykiem.

Jestem Europejczykiem.

Można być jednym i drugim. Nie ma potrzeby wyrzekać się brytyjskości, żeby poczuć się Europejczykiem. Tożsamość zależy od okoliczności. Angielski kibic czuje się Anglikiem, kiedy jego reprezentacja rozgrywa mecz z innym krajem europejskim. Ale ten sam kibic może zająć bardziej rozległy przyczółek i poczuć się Europejczykiem, kiedy rywalami angielskiej drużyny są piłkarze z innego kontynentu.

Polityka i bezpieczeństwo narodowe: Terroryści są obłąkani.

Terroryści są normalni.

Przeważnie terroryści zachowują się jak szaleńcy, ale tak naprawdę są zdrowi psychicznie. Dwie osoby mogą podejmować to samo działanie ze skrajnie odmiennych powodów. Radykalizacja poglądów odbiera ludziom zdrowy rozsądek, popychając ich do czynów z racjonalnego punktu widzenia szalonych.

Tabela 0.1: Trzy przykłady czarnych i białych osądów (oraz ich szarych alternatyw), które pojawiły się ostatnio w brytyjskich mediach

Na początek przyjrzymy się roli, jaką odgrywają kategorie i podziały – nieograniczony zestaw kognitywnych klocków Lego, z których budujemy swoją rzeczywistość – w naszym codziennym życiu, a także zastanowimy się, dlaczego bez tych klocków nie potrafilibyśmy podjąć najprostszych decyzji. Stopniowo odkryjemy, że od najmłodszych lat zaczynamy kreślić linie, a kategoryzujemy równie odruchowo jak mówimy czy chodzimy, czyli mamy do czynienia raczej z ewolucyjnym usprawnieniem zakodowanym w mózgu aniżeli nauką od podstaw. Poznamy również powód, dla którego narzucona przez naturę „sztuczna klarowność poznawcza” zaspokaja naszą pierwotną potrzebę ładu. Człowiek dąży do prostoty i stara się ułatwiać sobie życie, a rozróżnianie, grupowanie i rozgraniczanie pomagają mu osiągnąć ten cel. Kiedy jednak kreślone przez nas linie przebiegają między ludźmi, a nie obrazami, rozróżnienia i kategorie mogą łatwo zamienić się w antagonizmy i uprzedzenia.

Weźmy na przykład czerń i biel w kontekście kulturowym.

Wyobraźmy sobie, że porządkujemy wszystkich ludzi pod względem koloru skóry, od najczarniejszej czerni na jednym końcu do najbielszej bieli na drugim. Przechadzając się wzdłuż wielobarwnego szeregu, nie zdołalibyśmy wskazać konkretnego punktu, w którym kończą się czarni ludzie, a zaczynają brązowi, ani poprowadzić wyraźnej granicy między brązowymi a śniadymi. Albo między śniadymi a białymi. Pod względem koloru skóry ludzie stojący obok siebie byliby identyczni. Mielibyśmy do czynienia z ciągiem nieokreślonych pośrednich odcieni, a podział na czerń i biel w sensie rasowym lub etnicznym najzwyczajniej w świecie stałby się niezauważalny[2].

Mimo to różnice na tle rasowym są przyczyną najgorętszych sporów.

Zakorzeniony w mózgu instynkt każe nam wszystko szufladkować. Badając go, natkniemy się również na inne zagrożenia. Podobno Freddie Mercury – w chwilach wolnych od roztrząsania różnic między prawdziwym życiem a fantazją – z upodobaniem powtarzał, że jeśli warto do czegoś się brać, warto również posunąć się w tym do przesady. Nie śmiałbym spierać się z Freddiem o środki wyrazu scenicznego, ale gdyby powiedział to samo o naszej skłonności do klasyfikowania, nie zgodziłbym się z nim. Przy zbyt wielu opcjach do wyboru ludzki mózg nie wie, na którą się zdecydować. Za mały wybór sprawia natomiast, że stajemy się agresywni.

Do zobrazowania pierwszego problemu niech posłużą kategorie filmowe. Obecnie Netflix wyróżnia ponad siedemdziesiąt sześć tysięcy drobiazgowo zbadanych i opisanych podgatunków, począwszy od „Psycho-biddy” (filmów o skłóconych staruszkach, toczących ze sobą zaciekłe boje w swoich nawiedzonych rezydencjach), a skończywszy na „Sea Creatures Playing Sports” (filmów o morskich mutantach uprawiających różne sporty; na przykład Kani Goalkeeper [Kani Bramkarz] opowiada o monstrualnym krabie – bramkarzu w drużynie piłkarskiej, a The Calamari Wrestler [Kalmar Zapaśnik] to historia gigantycznego kalmara walczącego na ringu).

Drugi problem dobrze widać na przykładzie ISIS. Świat, w którym muzułmanie i wyznawcy innych religii żyją obok siebie, członkowie tej organizacji nazywają „szarą strefą”. Za karygodne bluźnierstwo uważają zatarcie wyrazistej linii wyznaczającej bezwzględną granicę między tymi dwiema hermetycznymi grupami: wiernymi i niewiernymi, sprawiedliwymi i niesprawiedliwymi, jedynkami i zerami, tchórzami i bohaterami. Trudno zatem się dziwić, że na fladze tak zwanego Państwa Islamskiego widnieją tylko dwa kolory – czarny i biały[3]. To nie przypadek. Nic też dziwnego, że Londyn, i w gruncie rzeczy każde inne miasto, islamscy fanatycy postrzegają jako siedlisko zła. Istota miast polega na wzajemnym przenikaniu się zbiorowości; właśnie tam zbiegają się różne nadzieje i marzenia, namiętności i bolączki, rasy i wyznania, a wszystko to czyni miejską społeczność nieprzejrzystą. Wielowyznaniowa i panideologiczna natura tętniącej życiem nowoczesnej metropolii – obojętne, czy będzie to Londyn, Paryż, Nowy Jork czy Bejrut – jest solą w oku ISIS i podobnych organizacji, ponieważ dowodzi, że ludzie mogą wspólnie coś osiągnąć i żyć w zgodzie. Muzułmanie i niewierni robią zakupy w tym samym sklepie, chodzą do kina na te same filmy, piją kawę w tej samej kawiarni, spacerują po tym samym parku – a świat mimo to się nie zawalił.

Fanatyzm nie toleruje żadnej z powyższych aktywności. Radykałowie domagają się natychmiastowego i całkowitego unicestwienia nawet najdrobniejszych przejawów różnorodności. Dla członków ISIS każda ideologia, która nie pokrywa się z jedynym słusznym nurtem, jest równoznaczna z upadkiem, demoralizacją i bezbożnictwem o porażających, wręcz apokaliptycznych rozmiarach. Wszystko musi być albo czarne, albo białe – żaden kompromis nie wchodzi w grę.

Oczywiście rozwiązanie leży gdzieś pośrodku i przekonamy się, że stojący na bramce krab i uprawiający zapasy kalmar z jednej strony, a Osama bin Laden i Abu Bakr al-Baghdadi z drugiej sytuują się na dwóch krańcach zoptymalizowanej skali klasyfikacji, która w znacznym stopniu zależy od tego, co próbujemy zaszufladkować. Co więcej, przy wywieraniu wpływu na ludzi – gdy tworzymy kategorie nie na własny użytek, ale wykorzystujemy je, żeby narzucić innym określony kształt rzeczywistości – obowiązuje ta sama zasada. Także tym razem z przykrością muszę podważyć opinię Freddiego, gdyż prawie zawsze mniej znaczy więcej.

Kiedy spoglądamy wstecz, szukając prehistorycznych korzeni czarno-białego myślenia, okazuje się, że w kwestii kształtowania opinii, narzucania poglądów i zdobywania przychylności magiczną liczbą jest trójka. W mrokach naszej ewolucyjnej przeszłości kryje się tajemnicza złota triada binarnych superkategorii: Walka kontra Ucieczka, My kontra Oni, Dobro kontra Zło. Do dziś oddziałują one z ogromną siłą na ludzki umysł, wciąż podatny na wpływy. Jeśli ktoś umiejętnie do nich się odwołuje, żeby nas przeciągnąć na swoją stronę, zawsze ulegamy. Złota triada w rękach bin Ladena albo Hitlera unicestwia miliony istnień ludzkich, ale jeśli zastosujemy ją z rozwagą dla wspólnego dobra, może zdziałać cuda.

Oto przykład: w próbie generalnej ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Londynie w 2012 roku wzięły udział sześćdziesiąt dwa tysiące ludzi, ale nieliczni udostępnili w mediach społecznościowych szczegóły tego wydarzenia. To zdumiewające, zważywszy na minimalne wymogi, za to olbrzymie oczekiwania i pokusy, jakie niesie ze sobą nowoczesna kultura przekazu cyfrowego. Dlaczego tak się stało? Istnieje wiele domysłów, lecz jedna z teorii wydaje się szczególnie intrygująca. Przed rozpoczęciem próby reżyser widowiska Danny Boyle zwrócił się do szczęśliwców zebranych na trybunach stadionu olimpijskiego w Stratford’s Olympic Park. Nie poprosił ich o „zachowanie tajemnicy”, tylko zaapelował, żeby „nie zepsuli niespodzianki”. Banalny i pozbawiony znaczenia szczegół? Na pierwszy rzut oka tak. Po dokładniejszym zastanowieniu dostrzegamy w nim przebłysk geniuszu.

Sprytnie wkomponowany w retorykę perswazji ewolucyjny podstęp, który opiera się na trzech pierwotnych superkategoriach, zadziałał w następujący sposób.

Walka kontra Ucieczka: pohamuj swoje plotkarskie zapędy. Nie zważaj na podszepty ludzkiej natury. Wszyscy lubimy dzielić się sekretami, ale nikt nie lubi psuć niespodzianek.

My kontra Oni: zachowajmy to dla siebie, dopóki nie nastąpi uroczysta chwila. Jesteśmy uprzywilejowanymi wybrańcami. Chyba nie chcemy dopuszczać innych do naszego elitarnego grona, no nie?

Dobro kontra Zło: jak byście się poczuli ze świadomością, że swoją niedyskrecją zepsuliście imprezę i na darmo tyle wysiłku włożono w jej przygotowanie?

Cała różnica tkwi w na pozór banalnej zamianie słowa – z „tajemnicy” na „niespodziankę” – pociąga bowiem za sobą zmianę kwalifikacji czynu: z „ujawnić” na „zepsuć”.

Język służy do tworzenia wszelkiego rodzaju kategorii, nie tylko składowych złotej triady, naszej ewolucyjnej broni masowego rażenia. Prawda jest taka, że gdyby nie język, do niczego byśmy nie doszli. Język, jak wkrótce się przekonamy, odgrywa fundamentalną rolę w naszej klasyfikacji świata. Pozwala nam odróżnić „to” od „tamtego”, przyczepić etykietkę do wszystkiego, co właśnie wyodrębniliśmy.

Kiedy język wypełni swoje zadanie, kontrolę przejmuje perswazja. Ma równie jasne i proste przeznaczenie. O ile język służy nam do nazywania różnic między „tym” a „tamtym”, perswazja czyni „to” moim, a „tamto” – twoim.

Moja „zepsuta niespodzianka” to twój „ujawniony sekret”.

Powyższy mechanizm wywodzi się bezpośrednio z pierwotnej skłonności naszego mózgu do postrzegania świata w czerni i bieli. Każdy, kto chce posuwać się naprzód, musi nauczyć się posługiwać perswazją. Trzeba jednak spełnić pewne warunki i przestrzegać zasad. Musimy wiedzieć, w jaki sposób, dlaczego i w jakich okolicznościach działa ów mechanizm, a przede wszystkim zachować czujność, kiedy inni będą próbowali wykorzystać go przeciwko nam.

W podróży do źródeł perswazji odkryjemy, że nasz mózg, tworzący nieudolne i prymitywne mapy rzeczywistości, sam w sobie jest mapą. Przestarzała, niewyraźna i pożółkła mapa zgina się wzdłuż trzech głównych linii: Walka kontra Ucieczka, My kontra Oni, Dobro kontra Zło. Znając ich trasę, o wiele lepiej orientujemy się w terenie.

Przekonamy się, że binarna kategoryzacja świata ogarnia wszystkie aspekty naszego życia i odnosi się do wszystkich naszych osądów i podejmowanych przez nas decyzji. Domyślny tryb ludzkiego mózgu jest kognitywnym dziedzic­twem po naszych praprzodkach, upamiętniającym ich zaciek­łe i heroiczne zmagania o przetrwanie na bezpardonowych polach bitewnych paleolitu.

Myślenie czarno-białe opiera się na przykładach ze wszystkich dziedzin naukowych, od kryminalistyki po socjologię i neurobiologię poznawczą, a także procesów behawioralnych i psychologicznych zachodzących w różnych grupach społecznych oraz niezbadanych stref cienia, które rozciągają się pomiędzy granicami języka, koncentracji i myśli. Złożyły się na niepowtarzalną i przełomową syntezę wiedzy o ludzkim umyśle, ewolucji i perswazji. Książka zawiera całkiem nową teorię dotyczącą wpływu społecznego – nazwałem ów mechanizm superswazją. Teoria została zahartowana w kulturowym i politycznym ogniu, jaki rozniecają cztery najgorętsze zagadnienia dominujące w mediach współczesnego świata: brexit, prezydentura Trumpa, koronawirus i ekspansja islamskiego fundamentalizmu.

Wszystko, co nas otacza, ma linearny charakter: oceny wyników w nauce, odcienie skóry, a nawet, pomimo binarnego rozłamu słojów na napiwki, nasze upodobanie do psów albo kotów. Wszystko, co nas otacza, jest szare. Chcąc jednak zrozumieć rzeczywistość, w której mnóstwo odmiennych składników zazębia się i współgra, musimy się nauczyć, jak dzielić bezpostaciowe i nieczytelne sekwencje na krótsze, bardziej wyraziste i samodzielne odcinki. Rysować linie w bezkresnej szarości świata, żeby stworzyć umowną szachownicę – potrzebujemy jej, by poruszać się w uporządkowany i przewidywalny sposób. Jak ujął to matematyk i filozof Alfred North Whitehead, musimy sobie pozwolić na błąd logiczny, traktując coś abstrakcyjnego jak konkret.

Ponieważ szachownica jest czarno-biała, możemy grać w szachy. Ponieważ nasze mózgi są czarno-białe, możemy funkcjonować w świecie. Mądrość tkwi wszak w dostrzeganiu szarości. Każdy kognitywny arcymistrz, który rozgrywa swoją partię szachów, ma świadomość, że jego szachownica nie istnieje.

Tak właśnie brzmi wyryta w czerni i bieli, porażająca prostotą najgłębsza i odwieczna prawda. Umknęła Freddiemu. Prawdziwe życie i fantazja to jedno. Bo tak naprawdę liczy się wszystko.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

[*] Wszystkie cytaty z Biblii za Biblią Tysiąclecia.

[1] Kiedy pracowałem nad tą książką, w doniesieniach medialnych dominował koronawirus. W ramach walki z pandemią COVID-19 brytyjski Departament Zdrowia i Opieki Społecznej, przyjmując jako kryterium ryzyko zakażenia, zdefiniował dwie kategorie krajów, z których podróżni przybywają do Wielkiej Brytanii, i na tej podstawie wydał dwa rodzaje zaleceń. Kategoria 1: podróżni powinni się poddać samoizolacji, nawet mimo braku objawów zakażenia koronawirusem, i poinformować odpowiednie służby o swoim przybyciu. Kategoria 2: podróżni nie muszą stosować żadnych specjalnych środków, ale jeżeli wystąpią u nich objawy chorobowe, powinni się poddać samoizolacji i poinformować odpowiednie służby o swoim stanie zdrowia. (Na podstawie https://www.gov.uk).

[2] Nie sugeruję, że rasa czy przynależność do określonej grupy etnicznej wiążą się wyłącznie z kolorem skóry. Chodzi mi raczej o to, że kolor skóry odgrywa kluczową rolę nie tylko w kształtowaniu się tożsamości, lecz także w identyfikacji rasowej.

[3] Czarną Flagę albo Czarny Sztandar o jednolitym czarnym polu zgodnie z tradycją muzułmańską nosił prorok Mahomet. Jest również ważnym elementem islamskiej eschatologii zwiastującym przyjście Mahdiego (miał wybawić świat od zła przed dniem Sądu Ostatecznego). Wiele ugrupowań dżihadystycznych, między innymi Taliban, Al-Kaida, Asz-Szabaab i ISIS, ostatnimi czasy przyjęło zwyczaj umieszczania na czarnym tle flagi białego tekstu szahady (wyznania wiary, jednego z pięciu filarów islamu). Tradycję tę zapoczątkowała Hotaki, pasztuńska dynastia królewska, która panowała w XVIII wieku na terenach obecnych Afganistanu i Iranu.

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz