Na zawsze? - A.E. Murphy - ebook + audiobook + książka

Na zawsze? ebook i audiobook

Murphy A.E.

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Czy Gwen i Nathan mają szansę na swoje szczęśliwe zakończenie? 

Miesiąc miodowy Gwen i Nathana dobiegł końca, teraz zaczęło się prawdziwe życie. Opieka nad dziećmi, praca oraz cała masa obowiązków będą prawdziwym sprawdzianem dla ich miłości.

Czy dwoje tak różnych ludzi, jedno, które ma problemy z informowaniem o swoich potrzebach i drugie, które mówi o nich, będzie w stanie się dogadać?

Czy ich miłość okaże się wystarczająco silna, aby przezwyciężyć codzienne problemy, czy, wręcz przeciwnie, pewne okoliczności rozdzielą ich na zawsze?

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                                                     Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 481

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 42 min

Lektor: Monika Chrzanowska
Oceny
4,1 (128 ocen)
68
24
20
14
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kdraszcz

Całkiem niezła

Najsłabsza ze wszystkich części i zupełnie nic nie wnosi... można spokojnie zakończyć serię na drugim tomie
20
violka73

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna, jak każda z tej serii.
10
Zaczytana_13

Z braku laku…

Recenzja Historia Gwen i Nathana wywarła na mnie duże wrażenie, ich droga do szczęścia była długa i wyboista, a emocje jakie ze sobą niosła były skomplikowane, tak jak  skomplikowani byli bohaterowie. Drugi tom autorka zakończyła tak, że można było uznać ich historię za zakończoną, a epilog stanowił tą przysłowiową wisienkę na torcie. Dlatego trochę nie rozumiem po co autorka napisała tom nr 3, o którym właśnie będę Wam pisać. Po co rozgrzebywać coś co było idealne, po co to komplikować? Akcja "Na zawsze?" dzieje się po zakończeniu wydarzeń w drugim tomie, ale przed jego epilogiem. Wiadomo więc jaki będzie finał, tzn wiedzą ci co czytali serie 😉 Mam mieszane uczucia względem tej książki, bo lubiłam bohaterów w  poprzednich tomów i chciałam żeby tak zostało do końca, ale z drugiej strony w tym tomie niesamowicie mnie irytowali 🥺 Ok, cieszyłam się że mogę poznać jak wyglądało w międzyczasie ich życie, jak się docierali, że natrafiali na przeszkody, że pojawiały się wzloty i upa...
11
Karad0902

Całkiem niezła

spoko
00
Justyna-2017

Nie oderwiesz się od lektury

Pokochałam tą serię o Gwen i Nathanie,ale rzeczywiście ta trzecia część była już niepotrzebna.
00

Popularność




Tytuł oryginału

Forever

Copyright ©  2017 by A.E. Murphy

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne

Oświęcim 2023

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Katarzyna Zapotoczna

Korekta:

Karina Przybylik

Karolina Piekarska

Maria Klimek

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-274-3

Rozdział 1

– Dillan!

Słychać jakiś trzask. Brzmi to tak, jakby zabawkowy pociąg Dillana uderzył o drzwi. Przynajmniej mam nadzieję, że to jego zabawka. Ten mały niszczyciel potłukł nam więcej talerzy, niż posiadamy.

– Ten bachor jest opętany! – krzyczy Nathan.

Uśmiecham się, gdy słyszę dźwięk uderzeń małych stóp o drewnianą podłogę. Nathan goni Dillana po całym mieszkaniu, a ten cały czas się śmieje.

– Ten bachor jest opętany!! – wrzeszczy Nathan.

– Słyszałam! – wołam, stojąc przy schodach. Powstrzymuję się od wybuchnięcia śmiechem.

Ostrożnie wyjmuję z łóżeczka i biorę na ręce Emily, naszą cudowną roczną córeczkę, po czym zanoszę ją na górę.

– Mama. – Emily grymasi, opierając głowę na moim ramieniu. Po chwili wkłada kciuk do ust i zaczyna go ssać. Patrzę, jak Dillan biega po korytarzu z gołym tyłkiem. Śmieje się jak mały diabełek. Doskonale zdaje sobie sprawę, jak bardzo narozrabiał. Po prostu uwielbia denerwować swojego tatusia.

– Przysięgam na wszystko, co święte… – Nathan staje obok mnie i oboje przyglądamy się naszemu małemu urwisowi, jak zatrzaskuje drzwi od kuchni. Mój mężczyzna wzdycha i przytula mnie do siebie, ściskając tym samym Emily. Nasza córeczka zaczyna grymasić, więc sadzam ją na ziemi, aby pocałować Nathana. – Musisz już iść.

– Wiem. – Zbliżam swoje usta do jego i unoszę kąciki ust, czując, jak przesuwa palcami po moim policzku, a następnie wplata je we włosy. – Dasz sobie radę?

– O! – Emily wydaje z siebie cichy dźwięk, a Nathan staje jak wryty.

– Ty mały…!

Odwracam się i zaciskam szczękę, gdy zauważam, jak Dillan jedną ręką przytrzymuje bluzeczkę, a drugą penisa i zaczyna sikać po całej ścianie obok drzwi od kuchni. Później ucieka ile sił w nogach, śmiejąc się jak mały szalony rozrabiaka.

– Dillan – ostrzegam. – Teraz tata będzie musiał pomalować na nowo całą ścianę.

Biorę Emily na ręce, zanim zdąży doczołgać się do kałuży i popluskać w niej, tak jak już kiedyś to zrobiła.

– Wkrótce nauczymy go, jak korzystać z nocnika. Musimy jeszcze trochę wytrzymać – wyjaśniam Nathanowi, który trzyma syna w wyciągniętych przed siebie rękach.

Mężczyzna spogląda na mnie, dając mi tym samym znak, bym już wyszła z domu.

– Kocham was! – wołam, po czym sadzam Emily na podłodze i dosłownie wybiegam z mieszkania.

Dzisiaj jest mój pierwszy dzień szkolenia, dzięki któremu zostanę szefową kuchni. Trzy tygodnie temu zwolniłam się z Valentine, gdzie pracowałam na pół etatu, odkąd Emily skończyła osiem miesięcy. Ale nawet pomimo niepełnego wymiaru godzin było co robić. Zdaję sobie sprawę, że tak odpowiedzialne stanowisko wiąże się z dużym poświęceniem.

Będzie mnie szkolił Kerim Dal, najlepszy szef kuchni w Wielkiej Brytanii. Tylko ja dostąpiłam tego zaszczytu! Kerim jest kulinarnym geniuszem. Przetestowałam dziewięćdziesiąt procent jego przepisów i aprobuję wszystkie potrawy oprócz dziwnej w smaku, miętowej twórczości z bakłażana. Nie przepadam za tym daniem, ale jestem przekonana, że pokochałabym je, gdybym posiadała wystarczająco wrażliwe kubki smakowe.

Jeśli mogłabym klaskać ze szczęścia w trakcie prowadzenia auta, to zrobiłabym to bez wahania.

W końcu zatrzymuję się przed restauracją Little Ambrosia i czuję zdenerwowanie. Budynek jest olśniewający, ogromny i… czy powiedziałam już, że jest olśniewający? Dla niedoświadczonego szefa kuchni rozpoczęcie pracy w takim miejscu jest czymś nierealnym. Mam naprawdę ogromne szczęście.

W kieszeni zaczyna mi wibrować telefon, więc wyciągam go i patrzę na ekran. Zauważam, że mam kilka nieprzeczytanych SMS-ów. Chociaż na chwilę oderwę myśli od tego szkolenia i wezmę się w garść.

Sasha:Dasz radę.

Mama: Nie zapomnij spakować dla mnie resztek jedzenia.

Nathan: Kochamy Cię. Kocham Cię z całego serca i jestem z Ciebie ogromnie dumny.

Odpowiadam wyłącznie Nathanowi.

Gwen:Dzięki, SpongeBob. <3

Wkładam telefon do torebki, po czym wychodzę z samochodu i kieruję się do wejścia. Zgodnie z otrzymanymi wcześniej informacjami wiem, że strój będzie na mnie czekał w pomieszczeniu socjalnym dla pracowników, tuż przy kuchni.

Gdzie jest kuchnia?

Lobby jest naprawdę ogromne. Ściany stanowią tylko jego niewielką część, a w pozostałej znajdują się bardzo duże szklane drzwi i zasłony po obu stronach. Wchodzę na dużą salę i otwieram szeroko oczy, zaskoczona. Czuć tutaj pieniądz. Wokół panuje królewsko-kwiecisty styl. Ciężkie krzesła są ustawione wokół okrągłych stołów. Brakuje jednak wydzielonych stref, ale na szczęście pomyślano również o gościach, którzy potrzebują więcej prywatności. W rogu znajdują się stoliki, które są częściowo osłonięte przez prawie dwumetrowe ścianki.

– Nie! – Słyszę, jak ktoś wrzeszczy z tyłu pomieszczenia, rzucając patelnią. Zauważam kuchnię przez dość spory otwór w ścianie. Wszyscy kucharze są widoczni jak na dłoni. Na szczęście ten fakt nie powoduje, że jestem jeszcze bardziej zdenerwowana. – Do jagnięciny nie wkłada się słodkich ziemniaków i pasternaku. Są zbyt słodkie!

Mocno przygryzam dolną wargę. Czuję się, jakbym miała stopy z ołowiu. Nie jestem pewna, czy mogę się ruszyć.

Gwen:To miejsce jest naprawdę niesamowite. Niesamowite jak miliard dolarów.

Sasha:Jakim cudem Nathan nie zabrał Cię tam jeszcze na kolację?

Obserwuję, jak jacyś mężczyźni w białych fartuchach machają do siebie nerwowo i krzyczą w obcym języku. Później kieruję wzrok na kobietę w dopasowanym, dwurzędowym, białym kitlu, która miesza coś na patelni przy jednym z wielu pieców. Następnie znów spoglądam na dwóch panów. Otwieram szeroko usta, będąc świadkiem sytuacji, gdy ten po lewej, w którym rozpoznaję Kerima Dala, chwyta za kołnierzyk faceta po prawej. Dzięki Wikipedii wiem, że jest on obecnym szefem kuchni. Później Kerim, nie wahając się ani chwili, z całej siły popycha tego gościa, a następnie rzuca o ścianę garnkiem pełnym jedzenia. Czy oni tak się zachowują, gdy w restauracji jest pełno ludzi?

Teraz naprawdę jestem przerażona.

Jakby czytając w moich myślach, Kerim zaczyna rozglądać się po pomieszczeniu i w końcu mnie dostrzega. Pod wpływem jego spojrzenia staję jak wryta, z torbą na ramieniu, i cała się trzęsę ze strachu. Kerim mruży podejrzliwie oczy, nie odrywając ode mnie wzroku. Mówi jeszcze coś do szefa kuchni, a następnie przechodzi przez duże dwuskrzydłowe drzwi z napisem: „Wyjście”, by mnie przywitać. Po drugiej stronie prześwitu znajdują się mniejsze drzwi, na których jest napisane: „Wejście”.

– Hej, ty tam! – krzyczy Kerim, idąc w moją stronę. Jest ode mnie wyższy o co najmniej pięć cali. – Co tutaj robisz?

– Ja… – Robię krok do tyłu, a on jeden do przodu. – Jestem Guinevere.

– Guinevere? – Wykrzywia usta, przysłonięte przez idealnie równo przyciętą brodę.

– Przyszłam na szkolenie.

– I weszłaś przez frontowe drzwi.

Jestem zdziwiona jego reakcją. Zastanawiam się, jak mu odpowiedzieć. Nie wiem, dlaczego nagle znalazłam się na celowniku.

– A nie powinnam była tego robić?

– Co do… – Otwiera szeroko niemal czarne oczy, zaskoczony pytaniem. Dzięki temu, że jego oczy są trochę jaśniejsze niż kolor ciała, ciemno-karmelowa skóra wydaje się ciemniejsza. – Serio? Jaki przyszły szef kuchni wchodzi przez frontowe drzwi?

Chcę już wracać do domu.

– Wchodzisz wyłącznie od strony kuchni lub przez zaplecze. W innym przypadku nie masz po co tutaj przychodzić! – wrzeszczy z ledwo zauważalnym tureckim akcentem. Przyglądam się jego ręce, gdy wskazuje na kuchnię. – Przypuszczam, że zaparkowałaś na parkingu dla gości?

W tym momencie czuję, że milczenie będzie jedynym słusznym wyborem.

– A Nathan zapewniał mnie, że jesteś inteligentna… kolejny żart z jego strony. Przeparkuj swój pieprzony samochód i wejdź do restauracji odpowiednim wejściem. Jeśli coś ci się nie podoba, to spierdalaj. I jeszcze jedno, nie zapomnij tym razem wziąć ze sobą mózgu. – Odwraca się i gniewnym krokiem wraca do kuchni.

– Pieprzony dupek – mruczę pod nosem, choć zamiast tego wolałabym płakać. Wychodzę z restauracji tą samą drogą, którą przyszłam. Radziłam sobie z gorszymi od niego. Nie zamierzam się poddać, zwłaszcza pierwszego dnia. – Dam sobie radę.

Po długich poszukiwaniach udaje mi się w końcu znaleźć parking dla pracowników. Parkuję na miejscu, które − mam nadzieję − nie jest przez nikogo zarezerwowane i wychodzę z auta. Następnie kieruję się do dużych, metalowych, dwuskrzydłowych drzwi. Są podparte gaśnicą. Wchodzę do małego pomieszczenia wyłożonego białymi kafelkami i podchodzę do kolejnych dwuskrzydłowych drzwi, które po chwili się otwierają. Dostrzegam szefa kuchni, którego imienia nie pamiętam. Przechodzi obok mnie i rzuca furażerkę na podłogę. Zatrzymuje się na chwilę przy kamiennych schodach prowadzących na parking i zaczyna coś krzyczeć.

– Nie przejmuj się nim. Tutaj zawsze tak jest – stwierdza kobieta, po czym zaprasza mnie do kuchni.

– Spóźniłaś się siedem minut! – drze się na cały głos Kerim, zanurzając palec w sosie beszamelowym znajdującym się na patelni na kuchence. Później oblizuje palec i mówi: – O wiele lepiej, Umut.

– Pieprz się! – Szef kuchni wrzeszczy, a Kerim przewraca oczami.

– Jesteś Gwen? – pyta, chociaż doskonale wie, kim jestem.

Kiwam głową.

– Dobrze. Patience! – warczy i początkowo wydaje mi się, że nakazuje mi, bym uzbroiła się w cierpliwość, ale po chwili staje przy mnie kobieta, która niedawno się ze mną przywitała. – Zaprowadź ją do szatni, by się przebrała, a później oprowadź po kuchni. – Kerim narusza moją przestrzeń osobistą i zwęża skośne czarne oczy. – Jeśli trzeba powtarzać ci coś dwa razy, to nie nadajesz się do tej pracy.

– Miejmy nadzieję, że dam sobie radę.

– To jest, moja droga – zaczyna takim tonem, jakby zwracał się do mnie z pogardą – piekielna kuchnia. Jesteś w jednej z najbardziej obleganych i najdroższych restauracji w całej Wielkiej Brytanii. Presja jest niewiarygodna, ale twój chłopak…

– Narzeczony – poprawiam niepotrzebnie.

– Zapewnił mnie, że dasz sobie radę – kontynuuje, wyraźnie zirytowany tym, że ośmieliłam się odezwać bez jego pozwolenia. Nic na to nie poradzę, taka moja przypadłość.

Zanim zdążę coś odpowiedzieć, Patience − kobieta po trzydziestce, z cudownymi piaskowymi włosami wystającymi spod białej furażerki − prowadzi mnie w kierunku drzwi po lewej stronie.

– Tutaj jest nasz pokój socjalny, w którym możemy trochę odpocząć, jeśli oczywiście mamy taką możliwość. – Pomieszczenie wydaje się przytulne. Znajdują się tutaj kanapa, łóżko oraz dwuskrzydłowe drzwi prowadzące do damskiej oraz męskiej toalety. Dostrzegam również drugie wyjście przeciwpożarowe. Najbardziej zauważalne jest to, że przez okna wpada zbyt dużo światła, mimo że żaluzje są zasłonięte. – Rzadko jednak mamy czas, by odpocząć, więc nie zdziw się, jeśli zobaczysz ten pokój jedynie wtedy, gdy będziesz wieszała tutaj swoje rzeczy po przyjeździe.

Odkładam swoje rzeczy w wyznaczonym miejscu i z żalem żegnam się z telefonem.

– Dzisiaj będziesz pracowała z Delphine – oznajmia Patience. – Ona pracuje w spiżarni. Dowiesz się, gdzie trafiają wszystkie najpotrzebniejsze składniki. Radzę ci, byś dobrze zapoznała się ze spiżarnią, bo jeśli w przyszłości coś spieprzysz, to nie dostaniesz już drugiej szansy.

– Dokładnie – wtrąca Umut, obdarzając mnie uśmiechem pełnym skruchy. – To nic osobistego. Wszyscy cierpieliśmy na początku.

– Ilu było przede mną? – dopytuję; staram się nie trząść ze strachu.

– Zbyt wielu. Większość z nich pracowała już w najlepszych kuchniach – szepcze Patience, a w jej jasnozielonych oczach dostrzegam błysk. – Niektórzy zrezygnowali przed końcem pierwszego dnia. – Prowadzi mnie do spiżarni. – Zapoznaj się ze spokojem ze wszystkim składnikami. Niedługo cię zawołam. Nie będę ci nadmiernie utrudniała dzisiejszego dnia.

– Dziękuję. – Patience zostawia mnie samą przy ciężkich metalowych drzwiach, które wyglądają solidniej od tych montowanych w bankowych sejfach. – Ja pierdolę – mamroczę pod nosem. W co ja się, do cholery, wpakowałam?

Gdy zatrzymuję się na osiedlowym parkingu, naprzeciwko naszego domu z trzema sypialniami, dostrzegam, że światło w salonie jest zapalone. Za cenę tego malutkiego budynku w Londynie moglibyśmy sobie pozwolić na rezydencję na wsi lub w jakimś mniejszym mieście w Wielkiej Brytanii. Niestety, nie mieliśmy za bardzo wyboru. Po tym, jak spłonął nasz dom na wsi, jeszcze nie zdecydowaliśmy, co zrobić z działką, a Nathan chciał zamieszkać blisko swojego nowo otwartego salonu. Dzięki cudownej ofercie biżuterii biznes rozwijał się tak dobrze, że Nathan mógł otworzyć nową filię w Newcastle.

Londyn jest naszym domem. Na szczęście zdobyłam nową pracę i wszystko się ułożyło. Gdybyśmy zostali w Skegness, gdzie mieszka moja mama, nie byłoby tak kolorowo, a mój mężczyzna musiałby przebywać pięć nocy w tygodniu poza domem.

Dostrzegam przez zasłony jakiś ruch. Mam nadzieję, że Nathan poradził sobie lepiej niż ja. Chwytam za suwak kurtki, po czym ją rozpinam, przechodząc przez jednokierunkową ulicę. Wyciągam z kieszeni klucz, chcąc wejść do domu.

Jednak zanim mam szansę to zrobić, drzwi się otwierają i dosłownie w ciągu sekundy zostaję wciągnięta do środka przez faceta, którego kocham.

Zamyka drzwi, kopiąc w nie, a następnie przyciska mnie do nich.

– Ostrożnie. – Wydaję z siebie cichy jęk. W mieszkaniu jest bardzo cicho, co może oznaczać tylko jedno: dzieci już śpią. – Jestem cała obolała.

Znajdujemy się w słabo oświetlonym pomieszczeniu, a Nathan patrzy na mnie jasnobrązowymi oczami. Przesuwa dłonią po moim policzku, po czym oznajmia:

– Wiem, jak sprawić, byś poczuła się lepiej.

– Naprawdę? – Unoszę pytająco brew. Jeśli myśli o tym, o czym przypuszczam, to na pewno nie sprawi, że poczuję się lepiej.

Kiedy mnie odrywa od podłogi i przenosi do salonu, w którym czuć zmieszany zapach wanilii i wiśni, wydaję z siebie cichy pisk.

– Co robisz? – Chichoczę, a on gasi światło. Pomieszczenie jest teraz oświetlone wyłącznie przez świece.

– Opiekuję się tobą – oświadcza i w końcu stawia mnie na nogach. Później wskazuje na podłogę, a ja dostrzegam pełno poduszek ułożonych w linii prostej, cienki koc oraz dwa ręczniki.

– Chyba się pogubiłam… Po co to wszystko?

W odpowiedzi posyła mi zapierający dech w piersiach, cudowny uśmiech.

– Zdejmij buty.

– Hmm…

– Po prostu to zrób – mówi stanowczo. Szybko zdejmuję czarne, skórzane buty, a następnie unoszę się na palcach. Nathan zaczyna powoli ściągać ze mnie kurtkę, nie odrywając ode mnie wzroku. Po chwili rzuca ją na kanapę i stwierdza: – Uwielbiam to. – Delikatnie przesuwa palcami po moich łopatkach, nieświadomie mnie łaskocząc, i muska moje włosy. – Masz najcudowniejsze włosy na świecie. – Następnie całuje miejsca, które przed chwilą dotykał. Wzdłuż kręgosłupa przechodzi mnie dreszcz, wyostrzając wszystkie zmysły. – Twoje włosy dodają blasku skórze.

– Nie. Sądzę, że to po prostu kropelki potu. – Obracam się, a on cały czas trzyma mnie w objęciach. – Nie powinieneś mnie dotykać, jestem cała brudna i śmierdząca.

– Bądź cicho. – Śmieje się i zdejmuje mi bluzkę przez głowę. – Jak minął ci pierwszy dzień w pracy?

– Było dość ciężko – przyznaję, zamykając oczy, a on płynnym ruchem przesuwa dłońmi po moich ramionach i zatrzymuje się przy nadgarstkach. – Jestem okropnie zmęczona.

– Spodziewałem się, że tak będzie. – Całuje mnie, rozpinając mi czarne spodnie, które po chwili opadają do kostek. – Wyjdź z nich.

Robię krok do tyłu, odsuwając się od niego na niewielką odległość. Nathan mierzy mnie wzrokiem od stóp do głów, a ja dostrzegam w głębi jego czekoladowobrązowych oczu pożądanie.

– Twoja uroda mnie hipnotyzuje – oznajmia, wyciągając w moim kierunku rękę. Ujmuję jego dłoń w swoją i pozwalam, by zaprowadził mnie do poduszek leżących na podłodze.

Kładę się na nich, znajdując wygodną pozycję, a Nathan błyskawicznie ściąga mi stanik i nakłada na plecy ciepły olejek do masażu.

Śmieję się delikatnie i zaczynam się wiercić. Mój cudowny mężczyzna przerywa na chwilę to, co robi, i rozkłada mi nogi. Klęka między nimi po uprzednim ściągnięciu koszulki i dżinsów.

– Przestań się śmiać.

– Kay – mruczę, opierając głowę na rękach. – Rozpieszczasz mnie.

– Pamiętam te wszystkie dni, gdy wracałem z pracy do domu wykończony. Gdy wchodziłem do mieszkania, miejsce do masażu już na mnie czekało.

– Co mogę powiedzieć? Jestem bardzo troskliwą narzeczoną.

Zaczyna rozprowadzać olejek po mojej skórze. Unoszę delikatnie kąciki ust, czując na sobie skórzane rękawice. Nieczęsto je nosi, ale wciąż ma uraz do tego, co w dotyku kleiste i ziarniste. Przed nim jeszcze długa droga do całkowitego wyzdrowienia, ale jestem strasznie dumna z tego, jak daleko zaszedł.

– To jest bardzo przyjemne – dodaję.

Wbija kciuki w szyję, rozprowadzając olejek po całej powierzchni skóry, powodując tym samym, że bóle zaczynają ustępować. Jęczę głośno, nie potrafiąc się powstrzymać. Czuję przez bokserki jego kutasa, który z każdą sekundą robi się coraz twardszy. Dociska go do mojego uda, a na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. To wspaniałe uczucie, że wciąż go podniecam samą obecnością. Czuję się kobieco i atrakcyjnie, a przede wszystkim seksownie.

– Było aż tak przerażająco, jak się tego spodziewałaś? – Jego delikatny głos pozwala mi się całkowicie zrelaksować.

– Tak. – Wydaję z siebie cichy jęk.

– Czy był dla ciebie miły?

– Nie było czasu na wymienianie między sobą uprzejmości. Od momentu otwarcia restauracji zapanował kompletny chaos – mamroczę. – Po prostu przekazałam kucharzom potrzebne składniki i zdążyłam się zapoznać z kuchnią.

– W porządku. – Rozmasowuje moją skórę aż do bioder, wywierając coraz większy nacisk, a następnie wsuwa dłonie między moje ciało a poduszki, dotykając pępka. – Tęskniliśmy za tobą.

– Czy Dillan korzystał już z nocnika?

– Jeszcze nie.

Oboje wzdychamy. Nauczenie naszego synka tej umiejętności okazuje się niezwykle trudnym zadaniem. Nathan po chwili dodaje:

– Zrobi to, kiedy będzie gotowy. – Mam nadzieję, że ma rację. – Przynajmniej oboje zasnęli bez żadnych przeszkód.

– To dlatego, że trzymałeś się z góry ustalonych zasad.

– Dokładnie – mruczy, masując silnymi palcami mój obolały tyłek. – Masz bardzo delikatną skórę.

– Przestań się tak przyglądać moim rozstępom – rzucam, a on przesuwa dłońmi po moich biodrach.

– Są cudowne.

– Pójdę na opalanie natryskowe, aby je zakryć.

Obejmuje dłonią mój prawy obolały pośladek. Piszczę i wykrzywiam twarz, gdy czuję delikatnie ukłucie bólu.

– Nie zrobisz nic takiego – oponuje. − Poza tym kobiety przed popryskaniem się tym pomarańczowym sprayem wyciągają od swoich biednych mężów kasę.

– Uwielbiam, gdy zakładasz, że wszystkie są mężatkami.

– Jestem staroświeckim facetem. A teraz już nic nie mów i pozwól się masować.

– Masuj trochę mocniej – nalegam i zamykam oczy. – Kocham cię – dodaję.

– Wiem – mruczy figlarnie i łaskocze mnie po rozstępach na żebrach.

– Pewnie mnie zmusisz, bym wzięła prysznic przed snem?

– Oczywiście, że tak. – Słyszę śmiech w jego głosie.

Robię głęboki wdech, po czym ponownie zamykam oczy.

– W takim razie masuj mnie aż do momentu, gdy nie będę już odczuwała żadnego bólu.

– Tak, proszę pani.

– Rozpieszczasz mnie.

– Jesteś głodna? Zapomniałem wcześniej zapytać.

– Nie. W pracy skosztowałam tyle jedzenia, że ledwo w sobie wszystko pomieściłam. – Oblizuję usta na samo wspomnienie o tym. – Wszystko było takie dobre. Nie znajdziesz tak wysokiej jakości składników w żadnym lokalnym supermarkecie, wiesz?

Przesuwa dłońmi po moim ciele i w końcu zaczyna masować mi nogi.

– Chciałbym wycałować każdy cal twojego ciała, ale jesteś cała naoliwiona.

Moja twarz się rozświetla. Kręcę tyłkiem, by jeszcze bardziej go nakręcić.

– Jeśli mam jeszcze olejek na skórze, to znaczy, że nie skończyłeś i musisz mnie jeszcze masować.

– Tak, proszę pani.

– Czy nie jest to pokręcone, że uwielbiam, kiedy tak do mnie mówisz?

– Może trochę. – Przesuwa śliskimi od olejku skórzanymi rękawicami wokół mojego pępka. Wydaję z siebie jęk, gdy delikatnie mnie podnosi i wsuwa mi pod pachwinę kolejną poduszkę.

– Nie miałabyś nic przeciwko, jeśli zrobimy to w starym dobrym stylu? – pyta głębokim głosem, uśmiechając się figlarnie.

Zanim mam szansę cokolwiek odpowiedzieć, czuję, jak napiera na mnie, rozsuwając kciukami moje wargi sromowe. Później wchodzi we mnie jednym gwałtownym ruchem, a ja głośno jęczę, odczuwając nieziemską przyjemność. Każdy cal jego ogromnego, sztywnego kutasa powoduje mrowiący ból − wątpię, czy kiedykolwiek się do niego przyzwyczaję.

– Cudowne uczucie. – Kładzie ręce na moich biodrach, wbijając palce w skórę.

Czuję się rozdarta pomiędzy chęcią snu po powolnym masażu a stawianiem oporu Nathanowi, by zachęcić go do szybkiego rżnięcia. Moje ciało jest pełne sprzeczności.

– Czekałem na to cały wieczór – przyznaje. – Od tygodnia myślę wyłącznie o tobie.

– Czy naprawdę minęło już siedem dni? Tak długo się nie kochaliśmy? – dopytuję. – Najdłużej nie uprawialiśmy seksu przez dwa dni, ale ostatnio mieliśmy bardzo dużo pracy. – Dlaczego przestałeś mnie pieścić?

– Tak… Już od tygodnia się nie kochaliśmy – przyznaje.

– I?

– I… – Dociska biodra do moich pośladków, wchodząc we mnie po same jaja. Oboje zaczynamy jęczeć, a ja czuję, jak jego kutas zaczyna pulsować. – Za chwilę dojdę.

Nie powinnam się śmiać, ale nigdy wcześniej nie zdarzało mu się to tak szybko.

– Myślisz, że również jestem blisko?

– Tak. – Prawdopodobnie nie zrozumiał ironii, chyba że też żartuje. – Przestań już gadać. Rozpraszasz mnie.

– Jak mogę cię rozpraszać, skoro masz kutasa w mojej cipce?

Zaczyna się głośno śmiać. Coś czuję, że też niedługo skończę. Tworzymy razem bardzo dziwną parę. Wykonuje powolne pchnięcia, masując mnie palcami, i po chwili rzuca:

– Przestań nazywać mnie SpongeBobem.

– Cóż… wymsknęło mi się. – Próbuję na niego spojrzeć, ale dociska mi głowę do poduszki. Auć. – Za chwilę mnie udusisz.

– Przecież to lubisz.

Ma rację. Wplątuje palce w moje włosy i ciągnie je z całej siły. Opieram się rękoma o materac, wydając z siebie głośny jęk.

– Zamknij się w końcu i pozwól mi cię zerżnąć – rozkazuje, zwiększając tempo. Stawiam mu opór, ale za każdym pchnięciem czuję w sobie płomień rozkoszy, który przechodzi przez moje nogi, pępek i wzdłuż kręgosłupa. Jest on też obecny w moich żyłach, podczas gdy serce zaczyna mi bić jak szalone.

– Zaraz dojdę.

– Teraz – błaga. Wyobrażam sobie, jak zaciska szczęki z wysiłku, aby zachować pozory kontroli nad sytuacją.

Moje ciało słucha jego prośby i po chwili ogarnia mnie niesamowita fala przyjemności. Cała dyszę i z trudnością mogę złapać oddech.

– Ugh… – Jęczy Nathan, uderzając swoimi biodrami o moje z taką siłą, że prawdopodobnie będę miała siniaki, ale nie obchodzi mnie to. To było bardzo intensywne przeżycie. – Chryste, kocham cię. Uwielbiam się z tobą pieprzyć.

– Ja z tobą również. – Uśmiecham się szeroko, kładąc głowę na poduszce. Kiedy emocje opadają, czuję się w pełni zaspokojona. Nathan wstaje, zostawiając swoje bokserki na podłodze, a ja pytam: – Idziemy wziąć prysznic?

– Za dużo nabrałem tego olejku. Przepraszam. Jest dosłownie wszędzie.

– Masz szczęście, że cię kocham.

Zrywam się na równe nogi, ziewając niezbyt dyskretnie. Podążam za Nathanem przez zaciemniony hol, a następnie wchodzę za nim po schodach, które skrzypią na czwartym oraz dziesiątym stopniu.

Rozdział 2

Dillan siedzi mi na kolanach i oboje patrzymy, jak Nathan próbuje nakarmić Emily. Jest dość wybredna. Nie chodzi o to, że nie lubi jedzenia, ale że woli sama jeść. Wątpię, by Nathan zaakceptował fakt, że Emily jest już w takim wieku, w którym powinniśmy nauczyć ją używać łyżeczki.

– Otwórz usta – mówi dziecięcym głosem. – Otwórz szeroko usta. Aaaa.

Widzę, jak mała odwraca głowę, i wykrzywiam twarz.

– Jesteś niegrzeczna – śmieje się. Nathan odwraca się do mnie i nagle śmiech znika mu z twarzy. – Jest niemożliwa.

– W końcu to twoja córka, więc po kimś musi to mieć. – Kiwam głową.

– Masz śliczne włosy, mamo – stwierdza Dillan, po czym wtula się w moje loki.

– Uwielbiam, gdy to robi. – Jest taki słodki i niewinny, i bardzo podobny do Caleba. Nie mogę się z tym pogodzić, że Dillan tak szybko dorasta. Pomimo tego, że mam Nathana, to wciąż nie mogę sobie poradzić z faktem, że Caleb stracił tak wspaniałe życie. Nie było mu dane zobaczyć, jak jego syn dorasta. Nie wspominając już o tym, że Dillanowi bardzo go brakuje. Choć Nathan jest cudownym ojcem, to mały nigdy nie pokocha go tak mocno, jak pokochałby Caleba.

– Ma obsesję na punkcie twoich włosów – zauważa Nathan. – Uwielbia je.

– Tak, masz rację – potwierdzam. – Nasze dzieci są dziwne.

Nathan wstaje, podnosząc ręce w poddańczym geście. Później podaje Emily miseczkę oraz łyżkę, a ta w ciągu pierwszych pięciu sekund robi wokół siebie bałagan. Jej jasne włosy są już całe w pomarańczowym kleiku, który dostała od nas na śniadanie.

– Widzę, że nie możesz się już doczekać drugiego dnia w pracy, prawda?

Marszczę nos, aby pokazać Nathanowi, że bardzo się tego obawiam.

– Raczej nie nadaję się do pracy w kuchni w restauracji.

– Każda praca na początku jest trudna, ale z czasem się przyzwyczaisz. – Pochyla się, aby mnie pocałować, ale Dillan kładzie mu dłoń na policzku, nie zgadzając się na to. – Przecież dopiero się szkolisz. Za rok będziesz lepsza od Kerima. Zobaczysz.

Bardzo trudno mi w to uwierzyć, ale mimo wszystko doceniam jego wsparcie.

– Twoja wiara we mnie jest zdumiewająca.

– Cóż, mamy jeszcze trzy godziny, zanim będziesz musiała iść. – Bierze ode mnie Dillana, po czym stawia go na podłodze. Emily wciąż siedzi w wysokim krzesełku i z uśmiechem na twarzy ugniata rękami grudkowate, pomarańczowe kawałki w misce. – Na co miałabyś ochotę?

– Jest wiele rzeczy, na jakie miałabym ochotę, a przede wszystkim… – obejmuję Nathana ramionami i przytulam go do siebie, wkładając palce w jego tylnie kieszenie – jest ktoś, z kim chciałabym coś miłego porobić…

– Jesteś jakaś niewyżyta – szepcze, a ja kieruję wzrok na jego usta w oczekiwaniu na słodki pocałunek. Wiem, że on niedługo nastąpi. Nathan pochyla się i ujmuje moją dolną wargę między zęby. – Chciałbym, byś się pochyliła nad tym stołem… – Ciągnie mnie za włosy.

Uśmiecham się, robiąc krok do tyłu, a następnie unoszę pytająco brew.

– Serio? W takim momencie?

– Ma to swoje zalety.

– Ty po prostu uwielbiasz ciągnąć mnie za włosy – otwieram szeroko usta. – Chyba nie sądzisz, że Dillan widział…

– Nie! – zaprzecza Nathan, wyglądając na przerażonego. – Oczywiście, że nas nie widział.

– Żartowałam – uspokajam go, zdając sobie sprawę, że nie był to trafiony żart. Nathan wciąż ma uraz związany z dzieciństwem i bardzo łatwo wyprowadzić go z równowagi, ale pracujemy nad tym, by było lepiej – Przepraszam. Ten żart był nie na miejscu.

– Chodź, skarbie – mówię spokojnym głosem do Emily, biorąc ją na ręce. – Muszę cię trochę umyć.

Nathan udaje, że szuka czegoś w lodówce, ale widzę, że potrzebuje pobyć trochę sam ze sobą.

– Kocham cię – wołam przez ramię, przechodząc przez hol. Dillan podąża za mną, trzymając w rękach zabawkowy pociąg.

– Czu, czu – naśladuje dźwięki, a ja uśmiecham się do niego.

Nathan nic mi nie odpowiedział. Cały czas wpatruje się w lodówkę. Wzdycham głęboko, po czym biorę małą na górę, zamykając za sobą barierkę, aby Dillan nie poszedł za mną. Następnie wchodzę do łazienki i myję Emily w umywalce.

Przebieram naszą córeczkę w nowe ubrania, biorę ją na ręce i schodzę na dół. Widzę, że Nathanowi już przeszło. Składa na moich ustach delikatny pocałunek, a ja wiem, że między nami jest już wszystko dobrze.

Zdaję sobie sprawę, że nie jesteśmy idealni. Po prostu radzimy sobie najlepiej, jak potrafimy.

– Też cię kocham – oświadcza. Lepiej później niż wcale.

– Nie musisz mi tego mówić. Wiem o tym – zapewniam go, kładąc na podłodze Emily, która od razu udaje się na poszukiwanie swojego brata.

Ich oparta na miłości i nienawiści relacja jest cudowna, dopóki jedno z nich nie zaczyna płakać.

– Lubię cię w tym utwierdzać.

– A ja uwielbiam, gdy to robisz, ale też codziennie pokazujesz, jak bardzo mnie kochasz.

– Nie wymuszasz na mnie niczego i to jest cudowne. Bardzo chciałbym się już z tobą ożenić. – Muska ustami moje wargi. – Chodź, pooglądamy nieskończoną liczbę bajek z tańczącymi papugami i kukiełkami, a dzieciaki będą używać naszych nóg jako ściany wspinaczkowej.

– Och, nasze życie jest tak bardzo ekscytujące – ironizuję, po czym idziemy do salonu.

Siadamy na kanapie i Nathan pyta:

– Czy myślałaś już o ślubie? – Przytula się do mnie, a Emily wspina się po jego nogach, oczekując, by się z nią pobawił. Nathan jak zawsze wyraża zgodę, a Emily chichocze. Widok, gdy Nathan przytula małą do siebie i łaskocze ją po szyi, rozczula moje serce.

– A więc… – skupiam się na pytaniu – znalazłam kilka miejsc, które moglibyśmy sprawdzić, ale…

– Co?

– Cóż, tak naprawdę nie znamy nikogo, kogo moglibyśmy zaprosić – oznajmiam. – Nie zamierzam wynajmować ogromnego lokalu na skromne wesele.

– Zawsze możemy bawić się wyłącznie we dwoje.

– Hmm… – Romantyczna wizja. Uwielbiam planować nasz ślub.

– Kameralne wesela są lepsze, prawda?

– Na tę chwilę będziemy my, dzieci oraz moja mama.

– I oczywiście Tommy i Sasha – mruczy, a ja odchrząkuję, gdy Emily pełznie do mnie. Dillan, widząc, jak jego siostra przytula się do mnie, czuje się zazdrosny i żąda, abym wzięła go na ręce. – Nie martw się. – Nathan dotyka nosem mojego policzka. – Wszystko się ułoży. Po prostu się pospiesz i pozwól mi podarować tobie moje nazwisko.

– Już niedługo.

– Kiedy? – Przesuwa palcem po pierścionku na mojej lewej dłoni.

– Pozwól mi się skupić na pracy, okej?

Posyła mi uśmiech, po czym pochyla się i całuje mnie w czubek nosa.

– Okej, masz rację. Wywieram na tobie zbyt dużą presję.

– Chcesz, żebym przygotowała ci coś na obiad, zanim pójdę do pracy? Będziesz mógł sobie później odgrzać w mikrofalówce.

– Jest to kolejny powód, dla którego pragnę się z tobą ożenić. – Praktycznie zrzuca mnie z kanapy. – Nie wiem, czy zauważyłaś, ale w sumie już przyniosłaś z pracy wszystkie potrzebne składniki, aby przygotować mi makaron z chili, który uwielbiam.

Śmieję się i przewracam oczami, po czym ruszam do kuchni. Mam nadzieję, że nigdy nie stracę pasji i miłości do gotowania. Wiem, że może być z tym różnie, ponieważ w nowej pracy będę miała bardzo dużo stresu.

– Następnym razem poradzę sobie lepiej – zapewniam sama siebie, gdy z trudem kroję ziemniaka. – Na pewno – mamroczę pod nosem.

Czuję, że ktoś kładzie na moim ramieniu rękę. Odwracam się i dostrzegam swojego szefa… który stoi przede mną.

– Co to ma niby znaczyć? Jeśli sama w siebie nie wierzysz, to dlaczego miałbym ci zaufać? – Kładzie nóż obok ziemniaka, a w jego brązowych oczach zauważam irytację. – Kurwa, pokrój tego ziemniaka. A przede wszystkim uśmiechnij się albo wypierdalaj z mojej kuchni i już nie wracaj.

Nienawidzę go. Używa zdecydowanie za dużo brzydkich słów. Teraz rozumiem, dlaczego Nathan nie lubi, gdy przeklinam. Wulgaryzmy to niezbyt atrakcyjny dodatek do języka. Przynajmniej ten facet ma ładne oczy i ma przyjemny, miętowy zapach z ust. Jeśli krzyczałby mi w twarz z nieświeżym oddechem, to już dawno zrezygnowałabym z tej pracy.

– Ma rację – stwierdza Patience, wzruszając ramionami. – Spowalniasz nas.

– Przecież ta praca daje nam wiele radości, prawda? – Młody chłopak, który przedstawił się jako Sean, posyła mi uśmiech z drugiego końca stołu. Obiera ziemniaki, które później kroję, chociaż tak naprawdę powinien dzisiaj sprzątać.

Nie zamierzam tego komentować, ani tym bardziej obrażać ludzi, z którymi pracuję dopiero drugi dzień. Po prostu robię dobrą minę do złej gry i skupiam się na ziemniakach.

Ziemniaki.

Myśl wyłącznie o ziemniakach.

Zdaję sobie sprawę, że to dopiero początek, ale jestem strasznie zdenerwowana, bo nie chciałabym niczego spieprzyć. A zwłaszcza kogoś zawieść. Wiem, że stać mnie na więcej.

Przecież umiem obrać i pokroić cholernego ziemniaka! Gdybym była teraz sama, to uderzyłabym się w twarz.

– Potrzebujemy cebuli pokrojonej w drobną kostkę! – krzyczy Kerim, gdy kończę kroić ostatniego ziemianka. – Pospiesz się.

– Tak, szefie! – drę się na cały głos, aby usłyszał mnie przez ten hałas w kuchni. Zaczynam żuć gumę. Jest to mała sztuczka, która pozwala powstrzymać oczy przed łzawieniem podczas siekania cebuli. Biorę do ręki wiadro pełne tego warzywa i uświadamiam sobie, że będę potrzebowała czegoś więcej niż gumy do żucia, aby powstrzymać napływające do oczu łzy. Chce mi się płakać na sam widok tej cebuli. Ale na szczęście jestem mistrzem krajalnicy. Poradzę sobie z tym bez problemu.

O dwudziestej trzeciej idę na piętnastominutową przerwę. Restauracja właśnie się zamyka. Normalnie zadzwoniłabym do Nathana, ale wiem, że śpi, więc zamiast tego wybieram numer Sashy, by się zameldować, że nic mi nie jest. Minęło już kilka dni, odkąd rozmawiałyśmy. Jestem pewna, że jest na chodzie, bo dwie minuty temu zaktualizowała status na Facebooku.

– Hej, nieznajoma. – Odbiera po pierwszym sygnale. Jest szczęśliwa.

– Nie mam zbyt dużo czasu. Jestem właśnie na przerwie. – Popijam kawę i zerkam na godzinę w telefonie. – Zostało mi dokładnie sześć minut.

– W takim razie czuję się zaszczycona, że do mnie zadzwoniłaś. – Śmieje się. – Jak tam w pracy?

– Jestem wykończona.

– To dopiero drugi dzień. Przyzwyczaisz się.

– Jejku. – Moja twarz się rozświetla. – Dzięki za wsparcie.

– Nie ma za co. Jak sobie radzi Nathan?

– Lepiej niż myślałam – przyznaję, myśląc o przystojnym mężczyźnie, z którym spędzam życie. – Kocham go. Jest kochany.

– Tak – zgadza się. – Jeśli mowa o facetach, to myślę, że Tommy zamierza mi się oświadczyć.

Szczęka opada mi na podłogę.

– Żartujesz?

– Nie. Ostatnio bywa zdenerwowany i cały czas trzyma rękę w kieszeni.

– Jesteś pewna, że nie zabawia się ze sobą? – ironizuję.

– Bardzo śmieszne.

– Wracaj do kuchni! – krzyczy Patience przez dwuskrzydłowe drzwi. – Natychmiast!

– Muszę już kończyć. – Robię głęboki wdech.

– Słyszałam ten przeraźliwy krzyk.

– Jutro porozmawiamy sobie o Tommym i jego nowym kieszonkowym hobby.

– Kocham cię, Suczko.

– A ja kocham cię bardziej, Dupeczko.

Rozłączam się i pędzę co sił w nogach do kuchni. Te piętnaście minut siedzenia sprawiło mi ogromną przyjemność. Jestem wykończona.

– Jedz – żąda Kerim, stawiając przede mną dziwnie wyglądający czerwony talerz. – Nie bój się. Nie chcę cię otruć.

– Dziękuję – odpowiadam, nie patrząc mu w oczy. Nabijam na widelec kawałek jagnięciny, a następnie kładę ją sobie na języku. O mój Boże. Siłą woli powstrzymuję się od jęku. To jest naprawdę dobre.

– Smakuje ci?

– Tak, ten smak jest niesamowity.

Wkładam do ust kolejny kęs jagnięciny z cebulą i zaczynam ją pomału przeżuwać, delektując się każdą sekundą. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo jestem głodna.

Kerim kręci głową, patrząc, jak jem, co mnie trochę irytuje.

– Zjedz sobie ze spokojem i wypij kawę. Chciałbym, byś została ze mną do czwartej.

– Ale zamykamy przecież o północy? – Zwężam podejrzliwie oczy.

– Tak. – To wszystko, co ma mi do powiedzenia. Wraca do pracy, a ja spoglądam na niego, zastanawiając się, dlaczego żąda ode mnie, bym została tak długo. Nie będę się z nim kłóciła, chociaż jestem bardzo zmęczona. Zależy mi na tej robocie. Muszę tutaj pracować. A może po prostu to jakiś test, który ma sprawdzić, czy potrafię odnaleźć się w jego kuchni. Mam nadzieję, że o to chodzi. Wszystko, co mogę teraz zrobić, to spróbować.

– Okej, szefie – mruczę pod nosem, kończąc cudowny posiłek.

O północy zaczynamy sprzątać restaurację. Przeważnie jest wyznaczona jakaś osoba, która dba o porządek przez cały wieczór, ale pod koniec dnia wszyscy się za to zabieramy.

Dopiero gdy cała załoga poszła już do domu i zgasły wszystkie lampy, poza słabym jasnym światłem nad kuchnią, Kerim wchodzi do pomieszczenia dla personelu i zaczyna:

– Chodź. – Prowadzi mnie do dużej, metalowej powierzchni. – Chciałbym cię nauczyć dwóch rzeczy.

– Okej.

– Po pierwsze, jak poprawnie siekać z zasłoniętymi oczami.

Otwieram szeroko oczy, kiedy Kerim kładzie na stole długi, płaski nóż, a obok niego wiadro z marchewkami, ziemniakami oraz porami.

Kiedy obchodzi stół, trzymając w ręku szeroką, srebrną chustę, odruchowo robię krok do tyłu. Na mojej twarzy pojawia się niepokój, zupełnie jak w sercu. W głowie kotłuje mi się milion myśli na minutę. Wyobrażam sobie, że mnie związuje i okalecza. Czy ja go w ogóle znam? Może podał mi do spróbowania czyjąś rękę zamiast jagnięciny? Czy ja w ogóle wiem, jak smakuje jagnięcina? Dlaczego w ogóle zastanawiam się, jak smakują ludzie? Co jest ze mną nie tak?

Gdy delikatna tkanina łaskocze mnie w nos, całe życie przelatuje mi przed oczami.

– Chcesz, żebym władała ostrym nożem bez zmysłu wzroku?

– Nie od razu. Pomogę ci trochę.

Czuję, jak napiera na moje plecy klatką piersiową i staję jak wryta. Od dwóch lat nie byłam tak blisko mężczyzny, z wyjątkiem Nathana. Nie podoba mi się to. Kerim sprawia, że czuję się niekomfortowo.

– Odpręż się. – Chwyta mnie za ręce i naprowadza je na nóż i ziemniaka. – Chciałbym, abyś nauczyła się odpowiednich rozmiarów, która są wymagane w naszych przepisach.

– Mam to zrobić z zasłoniętymi oczami?

Śmieje się, a ja czuję jego oddech na szyi.

– W ten sposób sam się tego nauczyłem, i to dość szybko.

– Utnę sobie palec.

– Nie, postarasz się być bardziej ostrożna, bo…

– Przecież nic nie widzę – dodaję i robię długi wydech. Wciąż trzyma mnie za ręce, pomagając mi kroć ziemniaki.

– Z marchewkami jest łatwiej, bo mamy krajalnicę. Ale musisz umieć się nią posługiwać i, co najważniejsze, wiedzieć, w jak drobną kostkę skroić to warzywo.

– Rozumiem.

– Masz się do mnie zwracać „szefie” – rzuca.

– Przepraszam – mamroczę, a on odchrząkuje, jeszcze bardziej dociskając mnie do stołu i robiąc ze mną to, co chce. – Szefie. Przepraszam, szefie.

– W tej kuchni nie jestem twoim przyjacielem. Nie jestem również przyjacielem twojego męża. Gdy się tutaj znajdujemy, to jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi. Kiedy więc krzyczę na ciebie – nadal porusza moimi rękoma, ostrożnie siekając ziemniaka – to nic osobistego. Taki po prostu jestem. Krzyczę na wszystkich pracowników i na pewno się nie zmienię. Rozumiesz?

– Tak, szefie.

– Wszystkie problemy osobiste zostawiasz poza tą kuchnią. Tutaj najważniejsza jest praca.

– T-tak, szefie – jąkam się.

– Nie życzę sobie żadnego flirtowania czy urządzania pogawędek z pracownikami. Na przerwie możesz sobie robić, co chcesz, ale nawet wtedy nie chcę, abyś się obściskiwała z innymi – warczy, krojąc ostatni plasterek ziemniaka. Czuję pod palcami gładką strukturę noża. – Żadnych spotkań poza pracą. Nie chcę, aby w tej kuchni pojawiały się jakieś bezsensowne kłótnie. Ludzka natura zmusza nas, abyśmy zachowywali się jak idioci, gdy się na kogoś złościmy, ale ja nie pozwolę na to, by takie rzeczy odbywały się w mojej kuchni. Rozumiesz?

– Myślę, że tak.

Odchrząkuję, a następnie oblizuję wargi, które stały się strasznie suche z nerwów.

– Myślisz? – pyta groźnym tonem. – Myślisz, że rozumiesz? Czyżbym mówił niewyraźnie?

– Nie – poprawiam się szybko. – Wszystko rozumiem, szefie.

– W porządku, to następnym razem powiedz mi to od razu. Chcę, żebyś była pewna swoich słów. – Odsuwa się ode mnie. – Krój dalej, zachowując ten sam rozmiar. Zwracałaś na to uwagę, gdy kierowałem twoją ręką, prawda?

– Trudno było tego nie robić, kiedy szef stał się przedłużeniem mojego ciała – zauważam, a on się śmieje. Jego reakcja bardzo mnie zaskakuje.

– W porządku. Może jest jeszcze dla ciebie nadzieja. A teraz siekaj.