Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Żyjemy w społeczeństwie opętanym obsesją picia. Opijamy narodziny dziecka, osiągnięcia w pracy, pogrzeby i ukończenie studiów. Nikt nie kwestionuje tego dlaczego i ile pijemy. Tylko jeśli nie pijesz, usłyszysz skierowane w twoją stronę pytanie – dlaczego? Picie sprawia,że przynależysz do grupy. Jeśli wolisz pozostać trzeźwy, wylądujesz poza nią.
Kiedy autorka n akolejnym kacu postanowiła przestać pić, rozpoczęła nie tylko drogę w kierunku własnej trzeźwości, ale także odkryła jak podstępną rolę odgrywa alkohol w naszym społeczeństwie. Szczególnie w życiu każdej z nas. Nie mogła zignorować faktu, jak firmy alkoholowe dopasowują swoje marketingowe działania pod kobiety. Dokładnie tak, jak przemysł tytoniowy robił to pokolenie wcześniej. Zdała sobie również sprawę z tego, że obecny system powrotu do trzeźwości oparty jest na anachronicznym i patriarchalnymmodelu, który nie jest skuteczny w przypadku pijących kobiet.
Jeżeli jesteś kobietą, która dotąd nie umiała skutecznie rzucić palenia, napadowego objadania się, lub kompulsywnych zakupów, nie dotrzymywała swoich postanowień i nade wszystko, jeżeli swoje problemy usiłujesz rozwiązywać alkoholem - ta książka jest dlaciebie. Nie jest to zwykła książka do przeczytania. Jest zbiorem kompetentnych instrukcji, czymś w rodzaju mapy wyposażonej w klarowne drogowskazy, dzięki którym zdołasz bezpiecznie przejść przez najgorsze przeszkody i zasadzki, jakich zrobiło się pełno w twoim życiu. Drogę wybierzesz sama - jeżeli zechcesz, to wypróbujesz jogę kundalini, medycynę funkcjonalną, pracęzcieniem, dwanaściekroków (albo tylko sześć czy osiem), dobierzesz sobie po drodz ewłasną grupę wsparcia, w której poczujesz się naprawdę sobą i gdzie za to, kim jesteś, nie będzies zmusiała nikogo przepraszać. Książka pomoże ci wydostać się ze świata, w którym być kobietą to służyć, ale nigdy sobie… Takiej książki jeszcze nie czytałam, aby wyzwalanie się z uzależnienia było tak niesamowicie skoncentrowane na kobiecości. Pokonywanie nałogu, przypominające normalnie sport ekstremalny, dzięki tej książce stanie się bardziej przygodą niż męczarnią - niczym podróż międzyplanetarna w symulatorze. Zapnij pasy i w drogę.
EwaWoydyłło-Osiatyńska, doktor psychologii i terapeuta uzależnień.
Bezwzględnie szczera historia o niszczycielskim wpływie alkoholu na kobiety i zarazem cudowna opowieść jednej z nich o tym , jak samodzielnie wyszła z nałogu. Ta książka zmieni twoje spojrzenie na alkohol. Możliwe że, zmieni też spojrzenie na całe twoje dotychczasoweżycie.
Glennon Doyle, autorka bestselleru „NewYorkTimes'a" pt. Nieposkromiona.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 444
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla mojej Mamy, Heather, Samarii, Elii, Kooks,
Lidgey, Tray, Megan, Em i Laury.
Krew z mojej krwi
Nie ma nic silniejszego od kobiety, która zerwała
z nałogiem i odbudowała własne życie.
Hannah Gadsby
Wstęp
Prawie dziesięć lat temu, jakiś rok zanim przestałam pić, wpadła do mnie kumpela z sąsiedztwa. Mieszkałyśmy w Tendernob w San Francisco, gdzieś pomiędzy totalnym zadupiem a typową podpicowaną pułapką dla turystów. Było wczesne sobotnie popołudnie, trzymała w ręce plastikowy kubek pełen whiskey, bo jakiś facet, którego poznała na OKCupid złamał jej serce. Wtedy wydawało mi się to jedynym rozsądnym rozwiązaniem: na uśmierzenie bólu po rozstaniu z kolejnym poznanym w necie palantem najlepsze jest włóczenie się ulicami Frisco i popijanie maker’s marka. Tyle że ja wybrałabym jamesona.
Wydzwoniłyśmy jeszcze kilku znajomych, żeby do nas dołączyli. Siedzieliśmy w mojej malutkiej kawalerce, paląc trawkę i pijąc jeszcze więcej whiskey i taniego wina, kiedy moja kochana kumpela o złamanym sercu oznajmiła wszem i wobec, że jest niemal na sto procent pewna, że właśnie przechodzi „fazę alkoholową”. Fazę alkoholową. Rozejrzałam się po pokoju, spojrzałam na znajome twarze w poszukiwaniu śladu tego samego uczucia, to znaczy ulgi, i wtedy zobaczyłam nie tylko ulgę, ale także głębokie zrozumienie. Każdy z nas przeżył coś na tyle podobnego, żeby zrozumieć...
Hmm.
Jeśli boisz się, że być może twoje picie wymknęło się spod kontroli, nic nie powstrzyma tej absurdalnej, histerycznej myśli skuteczniej niż wspierające się kobiety sukcesu, przy tym inteligentne i atrakcyjne, które usprawiedliwią twoją słabość do alkoholu eufemizmem „faza alkoholowa”! Ta scena, jedna z setek podobnych, jest powodem, dlaczego nie potrafiłam sobie wyobrazić, że naprawdę mam problem z alkoholem: może tylko przechodzę jakąś nic nieznaczącą fazę, po której wszystko wróci do normy.
Miałam wtedy trzydzieści trzy lata i picie już dawno mną rządziło. Już nie chodziło o parę drinków wypitych w zaciszu domowym czy noc przebalowaną z dziewczynami lub o niedzielnego kaca czy całą resztę chlania, tak jak kiedy miałam dwadzieścia lat i wydawało mi się, że jeszcze nad wszystkim panuję. Piłam samotnie tuż po powrocie z imprez; częściej zdarzały mi się dni na kacu niż bez; ograniczenie się do jednej butelki to było zwycięstwo; fajrant o piątej nadchodził w ślimaczym tempie. No to zaczęłam wychodzić z pracy najpierw za piętnaście piąta, potem o wpół do piątej, a w końcu o czwartej. W pewnym momencie, tak na wszelki wypadek, nosiłam w torebce „małpki” z alkoholem, jakie podają w samolocie. Czasami (zwłaszcza kiedy miałam pilny deadline) zamykałam się w domu na całe dni i piłam od samego rana, póki nie straciłam przytomności. I tak to się kręciło.
Ale (zawsze jest jakieś ale, kiedy chcesz podważyć wszystko, co przed chwilą powiedziałaś) nie piłam każdego wieczoru ani nie piłam więcej od znajomych, kiedy imprezowaliśmy razem. Ostatnio zrobiłam sobie nawet dwa tygodnie bez picia i – pewnie to było dla mnie najważniejsze – doszłam do perfekcji w sztuce udawania, że nie jestem pijana, kiedy chlałam w miejscu publicznym. Nikt mnie nie musiał odwozić do domu, nigdy też nie porzygałam się po alkoholu. Dbałam o reputację.
W mojej ocenie tyle samo dowodów świadczyło o tym, że piłam w normie i tyle samo kwalifikowało mnie na leczenie do ośrodka Betty Ford. Miotałam się między świadomością, że potrzebuję fachowej pomocy, a nadzieją, że jeśli będę uprawiała więcej pieprzonej jogi, wszystko pójdzie dobrze.
Moja droga do trzeźwości była jednocześnie powolna i szybka. Powolna, ponieważ minęło ponad siedemnaście lat, zanim zrozumiałam, że alkohol bardziej mi szkodzi, niż pomaga. Siedemnaście lat bezowocnych prób kontrolowania picia i panowania na nim, aby działało na mnie tak samo, jak w moim mniemaniu, działało na innych ludzi. Szybka w tym sensie, że kiedy w końcu przekroczyłam niewidzialną granicę, tę, której ciągle jeszcze nie potrafię odtworzyć, szybko zmierzałam w stronę totalnego rozpadu i nawet nie mogłam udawać, iż jestem na tyle silna, żeby powstrzymać to, co się ze mną działo. Trochę tak jak w teleturnieju Dobra cena, gdy młody Tyrolczyk wspina się na górę i nigdy nie wiemy, kiedy się zatrzyma, a może spadnie, nie wiemy także, jak daleko może wejść, choć z pewnością ma potencjał, żeby zdobyć szczyt.
Warto także wspomnieć, że przez ten czas wymiatałam w pracy. W 2009 roku dołączyłam do start-upu, a ponieważ byłam bezwzględną pracoholiczką, na dodatek miałam zwyczaj pieprzenia się z kadrą kierowniczą, w ciągu paru lat wylądowałam z tytułem dyrektorki, przeważnie zarezerwowanym dla absolwentek uczelni z Ivy League z dyplomem MBA, uwielbiających garsonki w prążki w stylu Ann Taylor. Pracowałam w firmie związanej z opieką zdrowotną i większość moich znajomych było lekarzami. Dlatego postanowiłam zwierzyć się z mojego „kłopociku” znajomej lekarce. Opowiedziałam, że mam malutki problem z piciem oraz zwracaniem posiłków. Wtedy wygooglowała, jak ma mnie leczyć i zasugerowała spotkanie u anonimowych alkoholików. Wiedziałam, że mam zupełnie przejebane. W drodze do domu z wizyty u lekarki kupiłam flaszkę wina, bo przecież nie byłam alkoholiczką i za żadne skarby świata nie chciałam pójść na mityng AA.
W ciągu kolejnych osiemnastu miesięcy najpierw przestałam pić, potem – palić trawkę, ćpać na imprezach oraz zapanowałam nad bulimią, zaczęłam medytować i powoli wychodziłam z otchłani depresji, uzależnień, chorób oraz przygniatających długów. Podczas dwudziestu miesięcy od zakrapianego ciepławą whiskey spotkania z przyjaciółmi – kiedy zastanawiałam się, czy wszyscy jesteśmy chorzy, a może nikt z nas – rzuciłam także pracę. Zrobiłam to, ponieważ ostatecznie stałam się kobietą, która: a) nie sypia z własnym szefem; b) ma prawdziwy powód do życia: byłam pewna, że muszę rozpocząć rewolucję związaną z alkoholem, nałogiem i powrotem do zdrowia.
Nie wiedziałam jednak jeszcze, jak to zrobię. Nie wiedziałam także, że ta rewolucja będzie silnie powiązana z aktywizmem i innymi przemianami społecznymi, feminizmem czwartej fali i intersekcjonalnością, reakcją na wybór Trumpa, legalizacją marihuany w niektórych stanach, ruchem Black Lives Matter, kryzysem opioidowym i coraz głośniejszym protestem wobec rasistowskiej, klasistowskiej, imperialistycznej – i przegranej – wojny z narkotykami.
Moja podróż była pełna przemian. Na początku była to historia kobiety idącej na ścięcie, tuż przed egzekucją, a także wszystkich kobiet na świecie, które starają się dostosować własne życie do oczekiwań innych – żeby ładnie wyglądało na papierze. Piłam zdrowe zielone koktajle, wydawałam odpowiednie dźwięki, kiedy pieprzyłam się z facetami, których tak naprawdę nie lubiłam, błyszczałam w pracy, podróżowałam samotnie po Ameryce Środkowej, a tyłek miałam jędrny i wyćwiczony dzięki jodze. Robiłam te wszystkie słuszne rzeczy, aż te wszystkie słuszne rzeczy zaczęły mnie dusić. I wtedy zwaliłam się na podłogę w moim mieszkaniu, pijana w sztok. Od tej chwili zaczęła się kolejna podróż, podróż kobiety budzącej się do cudownego świata i odkrywającej własne możliwości, siłę i głos, wyjątkową tożsamość oraz piękno i pełnię życia, jakie możemy wieść, kiedy skupimy się na naszych prawdziwych pragnieniach w porównaniu z ubóstwem takiego losu, który akceptowaliśmy, gdy koncentrowaliśmy się na narzucanych nam potrzebach.
Po tym przebudzeniu nastąpiła faza, w której odkryłam, że do alkoholu nie tylko ja nie powinnam się przyzwyczajać: żadne z nas nie powinno, a jednocześnie zorientowałam się, że system pomocy społecznej mający pomóc rzucić truciznę, którą nauczyliśmy się tolerować, która fizycznie, psychicznie i emocjonalnie mnie wykańczała, jest archaiczny, patriarchalny, paternalistyczny, antyfeministyczny i dalece nieskuteczny dla mnie jako kobiety. Odkryłam także, że nie tylko muszę znaleźć własną drogę, by wydostać się z piekła oraz wypracować system pozwalający odzyskać zdrowie, lecz moim obowiązkiem jest stworzyć coś więcej, aby kobiety konające w świetle dnia, podczas gdy my odwracamy wzrok, nie musiały zderzać się z takimi samymi bzdurami, jakie ja musiałam znosić.
Żyjemy w takich czasach, kiedy coraz więcej kobiet odkrywa w sobie nieograniczony potencjał i odrzuca system trzymający je w ryzach i zmuszający do uległości, milczenia, odgrywania marginalnej roli, a także pozbawiający władzy. Obecnie my, kobiety, mamy znacznie więcej społecznej, ekonomicznej i politycznej siły niż dawniej. Ruchy zapoczątkowane przez kolorowe kobiety, społeczności LGBTQIA i radykalne feministki nabrały rozmachu i osiągnęły punkt zwrotny – coraz więcej pań zyskało świadomość własnego ucisku oraz współudziału w uciskaniu innych. Słowa takie jak mizoginizm, patriarchat, uciszanie, przywoływanie do porządku, przywileje rasowe, gaslighting[1] – manipulowanie innymi w celu podważenia ich osądu, weszły do codziennego słownictwa. Kobiety po raz pierwszy w historii stały się świadome swojego zbiorowego podporządkowania.
I jeszcze coś...
I właśnie teraz kobiety piją więcej niż kiedykolwiek. W latach 2002–2012 wskaźnik uzależnienia od alkoholu wśród kobiet wzrósł o 87%, a więc prawie dwukrotnie. Jedna na dziesięć dorosłych kobiet w USA umrze z powodu alkoholu, a od 2007 do 2017 liczba śmierci spowodowanych alkoholem wśród kobiet wzrosła o 67%, podczas gdy wśród mężczyzn – zaledwie o 29%[2]. Mamy czasy radykalnego postępu w niemal każdej dziedzinie zbiorowej świadomości – oraz porę niespotykanego wcześniej narastania nałogu przy jednoczesnym pobłażliwym traktowaniu związku z alkoholem. To czasy, kiedy „Przyszłość jest kobietą”, wino jest różowe, na zajęciach z jogi podaje się piwo, a poziom zgonów wzrasta. To także epoka w historii, kiedy tłumy kobiet wypełniają ulice miast, żeby protestować przeciwko zewnętrznej opresji, a potem świętują, bawią się lub pragną uciec od tego wszystkiego za pomocą aplikowanej sobie szklanki opresji.
Ta książka dotyczy tych wszystkich spraw – jest o trawiącej społeczeństwo chorobie, która zachęca do nieosiągalnej doskonałości i życia, którego wcale nie pragnęłyśmy oraz podpowiada, jak sobie radzić w tej niemożliwej do zniesienia sytuacji. Przede wszystkim jednak opowiada o uzależniającej truciźnie, która – jak nam wmówiono – zaradzi wszystkim naszym problemom, jest podstawą codziennej zdrowej diety oraz kluczem do integracji i władzy. Ta książka traktuje także o systemie ograniczającym naszą umiejętność kwestionowania tego, czy powinniśmy spożywać tę uzależniającą truciznę oraz o systemie, który nas zmusza, kiedy już jesteśmy uzależnieni, do podjęcia męskocentrycznego leczenia (na przykład w ramach działalności Anonimowych Alkoholików), wśród tych, którzy nie tylko działają wbrew rodzącym się feministycznym i indywidualistycznym ideałom, lecz aktywnie z nimi walczą, wiodąc nas przez kolejny system wymagający podporządkowania się męskim autorytetom, zmuszają do milczenia, prowadzą do dalszego rozpadu tożsamości oraz ku patologicznie rozumianej kobiecości.
Innymi słowy – ta książka jest o tym, przez co chorujemy i o tym, co pogłębia nasz stan chorobowy. Jest także o sile kobiecej – zarówno indywidualnej, jak i zbiorowej – oraz o tym, jak alkohol może nas trzymać z dala od naszej mocy. I najważniejsze, piszę także o tym, co się stanie, jeśli pozbędziemy się alkoholu z naszego życia i zniszczymy system wierzeń związanych z piciem. To cała prawda o alkoholu. A jeśli już raz poznamy prawdę, nigdy o niej nie zapomnimy.
Już nigdy nie spojrzysz na picie i alkohol tak jak dawniej.
Przypisy