Najlepszy wróg - B. Ann King - ebook
NOWOŚĆ

Najlepszy wróg ebook

B. Ann King

4,4

497 osób interesuje się tą książką

Opis

Kiedy typowy, nieskomplikowany i pewny siebie mężczyzna spotyka nietypową, skomplikowaną i również pewną siebie kobietę, to świat każdego z nich trzęsie się w posadach. A oni ani nie mogą, ani nie chcą na to pozwolić.

Kobieta to Corrine Feruttio – niewysoka, energiczna włoszka z celami zawodowymi w życiu i godnym swojego pochodzenia temperamencie.

Mężczyzna to Frank Shine – spokojny i zrównoważony olbrzym z przerośniętym instynktem opiekuńczym.

Oboje zdecydowali, że ich dotychczasowe życie jest najwyższą wartością i dołożą wszelkich starań, żeby zdusić w zarodku fascynację, jaka ich połączyła. Przecież są dorosłymi ludźmi i potrafią panować nad swoimi żądzami i emocjami.

Zapraszam do przeczytania historii Corrine i Franka, którzy postanowili nie zakochać się w sobie.

Książka jest drugą w serii “Mężczyźni ze skazą”, a jej bohaterowie pojawiają się w pierwszej z serii pt.: “Najlepszy przyjaciel”. Książka może być czytana bez znajomości pierwszej książki z serii.

Uwaga: Książka +18 – zawiera opisy erotyczne i nie zawiera opisów przemocy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 416

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (14 ocen)
8
4
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Lenka884

Dobrze spędzony czas

Całkiem fajna, choć na końcu wszystko zadziało się bardzo szybko
00
Crooleeck806

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo przyjemna opowieść. Postacie z którymi chciałoby się zaprzyjaźnić. Czekam na kolejną część 😍
00
AlicjaWer162

Nie oderwiesz się od lektury

Również polecam i czekam na kolejną część.
00
mater0pocztaonetpl

Nie oderwiesz się od lektury

Cudna historia 💙💙💙
00
Klucha78

Dobrze spędzony czas

Polecam bardzo serdecznie
00



B. Ann King

“Najlepszy

wróg”

Seria: Mężczyźni ze skazą

Olsztyn 2025

1. Frank

Oparcie drewnianego krzesła wpijało mi się pod łopatki za każdym razem, kiedy wziąłem głębszy oddech. Skręcałem co chwilę głowę w lewo i w prawo żeby rozciągnąć napięte mięśnie karku, ale i to nie pomagało. Ostatecznie oparłem łokcie o kolana i pochyliłem nisko głowę, co przyniosło mi chwilową ulgę. Poczułem na plecach energiczne poklepywanie i wiedziałem, że to drobna dłoń siedzącej obok mnie kobiety, która zapewne usiłowała dodać mi otuchy. Spojrzałem na dziewczynę spod brwi i uśmiechnąłem się uspokajająco. Jednak dziewczyna nie patrzyła na mnie tylko nerwowo rozglądała się na boki, a na jej drobnej twarzy malował się wyraz determinacji i zniecierpliwienia. Dłoń kobiety nieustająco poklepywała mnie po plecach i poczułem się jak szczeniak, którego poklepuje się na pocieszenie przed wejściem do weterynarza. A ja nie potrzebowałem pocieszenia, zawsze radziłem sobie sam. Westchnąłem zrezygnowany i odchyliłem się na oparcie drewnianego krzesła dociskając lekko drobną dłoń do twardej powierzchni. Kobieta syknęła cicho, szybko zabrała dłoń i spiorunowała mnie wzrokiem. Zaśmiałem się pod nosem i przymknąłem oczy w oczekiwaniu na to, co już tu kiedyś przeżyłem.

Ostatni raz byłem na tym posterunku policji jako zbuntowany piętnastolatek i naprawdę miałem wtedy nieźle popaprane w głowie. Na tyle mocno, że wnętrze tego budynku znałem na pamięć i po każdym zatrzymaniu sam wchodziłem do pokoju, w którym czekałem, aż ktoś dorosły mnie odbierze. Westchnąłem na to wspomnienie, otworzyłem oczy i rozejrzałem się dookoła. Niewiele się tutaj zmieniło, a niewygodne krzesła zostały chyba nawet te same.

Tak jak się spodziewałem, Nathan Johnson, syn jednego z najbogatszych deweloperów naszego miasta – który od przejęcia rodzinnego biznesu wolał handel narkotykami dla spragnionej wrażeń młodzieży – spełnił swoją obietnicę i oskarżył mnie, Johna i Marco o pobicie. No cóż, na co dzień dbam o to, żeby moje drogi nie krzyżowały się z takimi szemranymi kolesiami jak on, ale skoro nafaszerował moją siostrę dragami i chciał ją skompromitować, to razem z Johnem i Marco odwiedziliśmy gnojka i po męsku sobie porozmawialiśmy. Spotkanie skończyło się po naszej myśli, ale ten dureń uznał, że może zgrywać teraz ofiarę i swoimi pierdołami zajmować już i tak zajętych stróżów prawa w naszym mieście. Moi kumple słusznie uznali, że mają ważniejsze sprawy do załatwienia, niż zajmowanie się sprawą Johnsona i teraz John był z moją siostrą we Włoszech, gdzie pojechał jej szukać, a Marco wrócił w sprawach zawodowych do Nowego Jorku – w końcu najbardziej rozrywany kreator trendów wnętrzarskich ma lepsze rzeczy do roboty, niż siedzenie w szarym i ponurym budynku komisariatu policji. A zatem skutecznie wezwany na komisariat zostałem tylko ja i uznałem, że załatwię tę sprawę sam, tak żeby nikt o nic nie musiał się o nic martwić.

I mnie to pasowało. Ochrona i dbanie o spokój rodziny i najbliższych przyjaciół to był mój priorytet. I było tak, odkąd pamiętam. Działałem tak, żeby moja rodzina mogła spokojnie i bez stresu realizować swoje plany. Dzisiaj jednak nie byłem sam i co oczywiste, nie byłem z tego powodu zadowolony. Nie udało mi się pozbyć tej natrętnej kobiety. Corrine, bo o niej mowa, była nową przyjaciółka mojej siostry, która nieoczekiwanie pojawiła się w naszym życiu i zdobyła serce mojej siostry dosłownie w kilka tygodni. Nie wiem, co jest w tej kobiecie, ale musiałem sam przyznać, że ciężko było nie czuć się niebezpiecznie dobrze w jej towarzystwie. Była pewna siebie, energiczna i dowcipna, ale jednocześnie emanował z niej wewnętrzny spokój. Była też inteligentna, nie unikała trudnych sytuacji i brała odpowiedzialność za tych, których kochała. Zupełnie jak ja. I to było właśnie niebezpieczne i dziwne. Przecież nie ma takich kobiet na świecie, a przynajmniej ja takich nie znałem. A poznałem trochę dziewczyn w trakcie swojego ponad trzydziestoletniego życia. Skoro jednak ta kobieta pojawiła się w naszym życiu, to starałem się być najlepszym starszym bratem przyjaciółki siostry, na jakiego było mnie stać. Był jednak jeden drobny szkopuł, a mianowicie Corrine z jakiegoś nieznanego dla mnie powodu miała alergię, ściślej rzecz ujmując, miała alergię na mnie. Jak na jakiegoś cholernego kota, chociaż za diabła nie wiedziałem, co robiłem nie tak. A jednak zawsze, kiedy pojawiałem sie w jej otoczeniu, ta dziewczyna fukała, syczała i nie szczędziła mi złośliwych przytyków. Próbowałem sie jej odwdzięczać, ale gdzie mi tam do jej wyrafinowanych obelg. Jestem prostym facetem i po kilku rundach wymiany złośliwości poddawałem się i zachowywałem dyplomatyczne milczenie. Prawda jednak była taka, że za cholerę nie wiedziałem jak mam się zachować. Z jednej strony ta kobieta wkurzała mnie niemiłosiernie i najchętniej sprałbym jej tyłek – oczywiście po bratersku, z drugiej jednak strony Corrine wzbudzała we mnie szereg, o dziwo, pozytywnych odczuć. Pomijając te wszystkie fukania i prychania, to lubiłem tę małą wiedźmę, dobrze czułem się w jej obecności, a jej drobna postura wyzwalała we mnie całą masę opiekuńczych odruchów, których ona nienawidziła. Ale cóż mogłem poradzić, skoro to było silniejsze ode mnie. Jednak nie było tak, że nie próbowałem czegoś z tym zrobić. Raz rozmawiałem o tym z Johnem, który umiał analizować tym swoim wielkim mózgiem wszelkie damsko – męskie interakcje, ale wnioski do jakich doszedł, były dla mnie tak idiotyczne, że więcej już nie miałem zamiaru z nikim dzielić się moim problemem. Niech się dzieje wola nieba, jak mówią, najwyżej się pozabijamy.

– Frank Shine, dawno cię tu nie było. Co słychać u twojej ciotki Bess? – tubalny głos przerwał moje rozmyślania. Naprzeciwko mnie stał postawny, około pięćdziesięcioletni policjant i uśmiechał się przyjaźnie. Jack Smith był komendantem na naszym posterunku od zawsze. Poznałem go, kiedy po raz pierwszy zgarnął mnie i kilku chłopaków z mojej szkoły po kolejnej, dość brutalnej bójce i gdyby nie ciotka Bess, pewnie nie skończyłoby się to tylko wizytą na komisariacie, bo wniosek do sądu dla nieletnich komendant miał już podpisany na biurku.

– Dzień dobry panie komendancie. Dziękuję za pamięć. Ciotka ma się świetnie jak zawsze, a ja prawie zapomniałem, jak tu dotrzeć – wstałem energicznie i uśmiechnąłem się porozumiewawczo, chociaż musiałem przyznać, że byłem trochę spięty na widok policyjnego munduru.

– Dzień dobry, nazywam się Corrine Feruttio, jestem co prawda w waszym uroczym mieście tylko gościnnie, ale jestem zachwycona miastem i wami - Amerykanami – Corrine wystrzeliła z krzesełka jak sprężyna i chwyciła dłoń zaskoczonego policjanta. Z niedowierzaniem obserwowałem, jak na jej usta wyszedł szelmowski uśmiech, a jej rzęsy zaczęły trzepotac jakby ktoś rzucił jej piaskiem prosto w oczy. I zaraz…no nie wierzę, chyba się zarumieniła! Co za mała oszustka, ona nigdy się nie rumieniła, a przynajmniej ja nigdy tego u niej nie widziałem.

– Dzień dobry, panno Feruttio. Ma pani włoskie nazwisko, nie mylę się, prawda? – komendant uśmiechnął się szeroko i spojrzał na dziewczynę z zainteresowaniem.

– Oh, jak miło, że pan zauważył! Jestem Włoszką i mimo, że mieszkam w najpiękniejszym kraju na świecie, który tak się składa, słynie również z najprzystojniejszych mężczyzn, to po dzisiejszej wizycie na pana posterunku chyba będę musiała zmienić zdanie – Corrine uśmiechała się coraz szerzej i nie wypuszczała dłoni policjanta ze swojej dłoni.

Przewróciłem oczami licząc na to, że Jack zauważy mój niemy wyraz dezaprobaty, ale komendant stał jak zaczarowany wpatrując się w dziewczynę jak wół na malowane wrota. Lekko zirytowany ścisnąłem nasadę nosa i głośno sapnąłem.

– Pani Corrine, a cóż pani robi w naszych skromnych progach? – komendant w końcu otrzeźwiał i wypuścił dłoń kobiety.

– Eh, no taka sytuacja, że jestem tu jako wsparcie dla tego wielkiego faceta. Wie Pan, panie komendancie, gdzie diabeł nie może, tam mądrą kobietę pośle – dziewczyna puściła w stronę policjanta idealne perskie oko równocześnie podnoszą jeden kącik ust do góry. – Frank może i wygląda trochę nieokrzesanie, ale to dobry człowiek – kontynuowała – proszę mi wierzyć, ten chłop ma złote serce, kocha wszystkie zwierzęta, a najbardziej złote rybki, no i zrobi wszystko dla swoich przyjaciół i rodziny. A sam pan rozumie, że to jest bardzo ważne, co ja mówię, najważniejsze! Jak pan chce, to mogę panu powiedzieć, jak to wszystko było. Byłam tam, widziałam, słyszałam i wiem najlepiej, co tam się wydarzyło. I niech pan nie wierzy w te bzdury, które opowiadał panu młody Johnson. Frank nigdy nikogo nie pobił, on tylko wygląda na takiego, co mu pstro w głowie. A w rzeczywistości jest jak trochę przerośnięty golden retriever, duży, niezdarny, ale z otwartym sercem dla wszystkich. No dobrze, to gdzie jest to pana wielkie biuro szeryfa? – Corrine poufale wsunęła rękę pod ramię komendanta i z pytaniem w wielkich, ciemnych oczach zaglądała w oczy mężczyzny.

Zamknąłem oczy i policzyłem do trzech hamując złość i chęć uduszenia tej baby na oczach wszystkich przysłuchujących się tym bzdurom, policjantów. Nie dość, że tu za mną przyszła, to zrobiła ze mnie jeszcze jakiegoś nierozgarniętego idiotę. Chwilę temu może i byłem troszkę zadowolony, że ta mała jędza wstawiała się za mną, ale po tej tyradzie żałowałem, że nie przywiązałem jej do barierki przy schodach przed wejściem do komisariatu.

– Jestem komendantem, a nie szeryfem, panno Corinne – Widzę, że jak zawsze wstawiają się za tobą Frank same przekonywujące kobiety – policjant spojrzał na mnie i podniósł porozumiewawczo brwi. Zapraszam do mnie, musimy w końcu poważnie porozmawiać. A pani, panno Feruttio… – zawiesił głos i zmierzył Corrine od stóp do głowy – też może wejść, bo inaczej pewnie nieźle mi tu pani narozrabia – komendant delikatnie wyjął rękę kobiety spod swojego ramienia i wskazał ręką drzwi swojego gabinetu. A ja odetchnąłem z ulgą.

Usiedliśmy na krzesłach po drugiej stronie zawalonego papierami biurka komendanta, który wertował kartki w mojej kartotece.

– To wszystko twoje? – Corrine pociągnęła mnie za rękaw szepcząc do ucha.

– Tak, potem ci wytłumaczę – mruknąłem z grymasem na twarzy.

– A zatem, Frank – komendant spojrzał na mnie ciężkim wzrokiem. Mamy zgłoszenie, że brałeś udział w bójce, w której pan Nathan Johnson, odniósł poważne obrażenia ciała. Rozbite dwa łuki brwiowe, złamany nos i dwa żebra oraz… – mężczyzna spojrzał w akta – wybity przedni ząb. Całe szczęście, że udało się go uratować, bo poszkodowany najbardziej narzekał akurat na to obrażenie. Wiesz synu, że z twoją przeszłością musimy sprawdzić, gdzie wtedy byłeś, co robiłeś i z kim. Osobiście uważam, że twoje wybryki z młodzieńczych lat, nie mają wiele wspólnego z tym, kim dzisiaj jesteś, ale procedury to procedury. Tak więc, powiedz, co wiesz o tym zdarzeniu.

– Nic, proszę pana. Nie wiem, kto pobił Nathana i dlaczego wskazuje na mnie. W tym dniu byłem…

– Był ze mną, jestem projektantką wnętrz i właśnie robimy drobny, ale niezwykle ważny remont w jego siłowni. Bar ze smoothie, wie pan, takie świeżo wyciskane soki, bardzo dobre i zdrowe. Serdecznie zapraszamy na darmową degustację. A Frank właśnie w tym dniu był mi potrzebny do konsultacji przy wyborze kolorów na ściany – Corrine uśmiechnęła się szeroko, pokazując swoje dołeczki nad kącikami ust.

– Panno Feruttio, w tej chwili trwa oficjalne przesłuchanie i nie panią pytam, tylko Franka. Bardzo proszę nie zabierać głosu, jeżeli panią o to nie poproszę – komendant rzucił jej karcące spojrzenie.

– To jak to było, Frank?

– To prawda, byliśmy z Corrine na siłowni i pracowaliśmy przy remoncie baru ze smoothie – powiedziałem gładko i bez zmrużenia oka.

– No dobrze, a czy coś ci wiadomo na temat udziału Johna Glooma i Marco Russo w tej sprawie?

– Nie, proszę pana. Dawno już ich nie widziałem. Obaj wyjechali. John jest we Włoszech na wakacjach z moją siostrą, a Marco, który był tutaj tylko przez kilka dni, wrócił do Nowego Jorku.

Komendant zamyślił się i postukał długopisem w biurko.

– Ten młody Johnson jest nam znany. W jego klubie małolaty kupują narkotyki i mieliśmy kilka zgłoszeń dotyczących wykorzystywania seksualnego pod wpływem środków odurzających – komendant patrzył na mnie z uwagą. Jeżeli coś będziesz wiedział na ten temat, albo coś ci się przypomni, to wiesz, gdzie mnie znaleźć, Frank. Czy dobrze się zrozumieliśmy?

– Tak jest, proszę pana. Jak czegoś się dowiem, to od razu się z panem skontaktuję – powiedziałem pewnym głosem i prawie stuknąłem obcasami pod krzesłem.

– W takim razie, na dzisiaj to wszystko, ale będziemy w kontakcie. Frank, jeżeli będziesz opuszczał kraj, to jesteś zmuszony poinformować nas o zmianie numeru kontaktowego, pod którym będziesz dostępny. A tymczasem jesteście wolni – komendant wstał i wyciągnął rękę przez biurko na pożegnanie.

Uścisnąłem jego dłoń, spojrzałem na Corrine, która wstała razem ze mną i przyglądała się komendantowi bez skrępowania z tym swoim uśmieszkiem z dołeczkami w kącikach podniesionych ust.

– Do widzenia panu, panie komendancie. Jest pan naprawdę świetnym mężczyzną i policjantem–zarumieniła się jak na zawołanie i założyła włosy za ucho zerkając na niego spod rzęs.

Komendant odchrząknął i odprowadził nas do drzwi, a ja ponownie przewróciłem oczami.

– Frank, chłopcze, gdzie ty wynajdujesz takie kobiety? - zapytał cicho.

– Same mnie znajdują, chociaż nie wiem, czy jestem z tego powodu zadowolony.

– Trzymaj się chłopaku i pozdrów ode mnie ciotkę. A na kobiety nie narzekaj, szczególnie na taką, która chce dla ciebie nadstawić karku – komendant poklepał mnie po plecach i spojrzał na wychodzącą dziewczynę z uśmiechem.

W pośpiechu zbiegliśmy po schodach budynku komisariatu i wsiedliśmy do samochodu.

– Golden retriever?! Złota rybka?! – warknąłem i z gniewem spojrzałem na dziewczynę, która, przeglądała się właśnie w lusterku osłony przeciwsłonecznej i poprawiała coś przy ustach.

– Wyluzuj wielkoludzie, podziałało i zamiast na mnie warczeć, powinieneś podziękować mi za pomoc – prychnęla nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.

– Nie prosiłem o to, sam bym sobie poradził, jak zawsze.

– Tak, tak, wszyscy tak mówicie, a potem chowacie się pod pierwszą lepszą kiecką szukając ciepełka i pocieszenia – mruknęła już bardziej do siebie.

Westchnąłem sfrustrowany. Muszę jej wyjaśnić, że nie potrzebuję takiego wsparcia, ani żadnego innego. Jeżeli już, to ja wspieram i rozwiązuję problemy, a nie odwrotnie – w końcu jestem facetem i to takim, który latami pracował na to, żeby być niezawodny i zawsze gotowy do ochraniania najbliższych, w tym również i tej małej jędzy.

– Musimy porozmawiać Corinne, jedziemy do mnie na kawę.

W trakcie drogi Corrine była milcząca i całkowicie nie zainteresowana moją osobą. Zerkałem na nią raz na jakiś czas, ale dziewczyna stukała coś w swoim telefonie i mruczała pod nosem. Kiedy otworzyłem drzwi do mojego loftu, szybko wślizgnęła się do środka i zajęła miejsce na kanapie, podwijając nogi pod siebie, a ja zająłem się przygotowaniem kawy w kawiarce. Corrine piła kawę litrami i miała dziwne wymogi do co tego trunku. Nie mogła to być kawa zrobiona z byle jakiego ekspresu, a mój za taki uważała. Tak więc, żeby raczyć Corrine kawą musiałem kupić młynek do kawy, koniecznie żarnowy i kawiarkę, bo po pierwszej wizycie u mnie, ta mała wredota wyrzuciła cały mój zapas kawy mielonej i zastąpiła go chyba toną kawy w ziarenkach. Moja siostra o mało nie popłakała się ze śmiechu, kiedy wzburzony poskarżyłem się na działanie jej włoskiej przyjaciółki. Stojąc przy kuchni i pilnując, żeby kawa w kawiarce nie zabulgotała, czułem wbijający się w tył mojej głowy wzrok dziewczyny. Uśmiechnąłem się pod nosem, wiedząc, że czas ciszy i spokoju właśnie przeszedł do historii.

– Frank, twoja kartoteka na policji jest tłusta – oskarżycielski głos dziewczyny w końcu przeciął ciszę.

– Gruba, chciałaś chyba powiedzieć.

– Nie łap mnie za słówka, tłusta czy gruba, ale ta teczka ledwo się zamykała – zapiszczała.

– Nie wiem, czy rozmawiałyście o tym z Karren, ale skoro się dopytujesz i jesteś już tak jakby w naszej rodzinie, to Ci wyjaśnię, skąd ta teczka na komendzie. Kiedy byłem nastolatkiem miałem problemy z opanowaniem złości. Nie było dnia, żebym nie nakręcił jakiejś zadymy, która kończyła się w najlepszym wypadku poszturchiwaniem i wyzwiskami. Najczęściej zaczepiałem chłopaków ze starszych klas, bo wiadomo było, że taka akcja skończy się na bójce. Byłem tak naładowany złością, że mogłem bić się z kilkoma chłopakami na raz i jeszcze nie mogli dać mi rady. Tylko to przynosiło mi chwilową ulgę. Prawdę mówiąc, biłem się na okrągło i z kim popadnie. Szkoła kilka razy w tygodniu zgłaszała sprawę na policję, gdzie regularnie lądowałem na przesłuchaniach. Mój ojciec jest szanowanym przedsiębiorcą i dobrym człowiekiem, a ja poza bijatykami nieźle radziłem sobie w szkole, dlatego jakoś udawało mi się unikać dalszych konsekwencji. Jednak w końcu miarka się przebrała i komendant zapowiedział ojcu, że przygotował wniosek do sądu o umieszczenie mnie w ośrodku resocjalizacyjnym dla nieletnich. Wtedy ciotka Bess wkroczyła do akcji, bo ojciec się poddał i nie wiedział, co ma dalej ze mną zrobić. Wzięła za mnie odpowiedzialność, zaprowadziła mnie do psychologa, a potem na siłownię. Zacząłem trenować boks i inne sztuki walki. Pomogło. Miałem miejsce gdzie mogłem rozładować te nieskończone pokłady złości i gniewu i nikomu nie robiłem krzywdy. Bess zastąpiła mi matkę, a trener ojca, który w tamtym czasie, po odejściu naszej matki, miał tyle na głowie, że zbuntowany nastolatek wyskoczył daleko poza skalę jego możliwości i czasowych i wychowawczych. A potem jakoś ułożyło się samo i teraz sam mam siłownię, gdzie mogą przyjść dzieciaki z problemami. Od tamtego czasu trzymam się z daleka od problemów. Ale w tamtym czasie byłem w czołówce kandydatów do miana największego zabijaki tego miasta – uśmiechnąłem się smutno.

– No, to trochę wyjaśnia. Zrobiłam z siebie głupka, zarzekając się, że nikogo w życiu nie pobiłeś – Corrine zmarszczyła brwi i siorbnęła łyk aromatycznej kawy.

Spojrzałem na nią z uśmiechem politowania na twarzy.

– Nie prosiłem cię o wsparcie, ale skoro już postanowiłaś się wtrącić, to trzeba było najpierw ze mną o tym porozmawiać.

– Nie wiesz, o czym mówisz Frank. I nie zapominaj, że w sprawie z Johnsonem siedzimy razem, a na Karren zależy mi nie mniej, niż tobie. A zatem wszystko, i powtarzam, żeby dotarło to do twojej wielkiej, tępej głowy – wszystko – co jest związane z Karren, dotyczy również mnie.

– Ale ta sprawa, akurat dotyczy mnie – upierałem sie jak głupek, który jeszcze nie wie, że nim jest.

– Mój słodki, duży i niezbyt lotny chłopcze, cóż mogę powiedzieć. Niestety jesteś bratem mojej cudownej przyjaciółki i wzięłam cię z dobrodziejstwem inwentarza.

– Nie jestem żadnym twoim inwentarzem! – krzyknąłem oburzony.

– Oh Frank, opuść trochę poziom testosteronu, bo zaczyna go czuć, a to już jest nieeleganckie – dziewczyny wykonała delikatny ruch dłonią w okolicy nosa jakby się wachlowała, a struny moich nerwów właśnie naciągały się do niebezpiecznych granic wytrzymałości. Przełknąłem ślinę i odliczając w myślach do trzech wypuściłem głośno powietrze z płuc patrząc na zadowoloną minę dziewczyny.

– Corrine – powiedziałem siląc się na spokój – jesteś małą, wredną czarownicą i nie wiem, co w tobie widzi moja siostra, ale jako dobry, co ja mówię, najlepszy brat, będę cię pilnował i będę czuwał nad twoim pyskatym dupskiem, dopóki Karren i John nie wrócą z Włoch, do których ty niezwłocznie wtedy wrócisz i znikniesz w końcu także z mojego życia.

Uśmiech triumfu powoli wkradał się na moje usta, kiedy Corrine spojrzała na mnie krzywo i zmrużyła oczy.

Podszedłem do niej i położyłem jej kawałek gorzkiej czekolady na spodku filiżanki. Piła jej tyle, że widziałem jak licznik wartości magnezu w jej organiźmie kręcił się w kierunku minusowych wartości. Nigdy nie lubiła, kiedy to robiłem, ale kiedy myślała, że nie widzę, maczała czekoladę w kawie i ssała ją jak źrebak lizawkę.

– Wcale tego nie potrzebuję - prychnęła.

– Jasne, że nie potrzebujesz, ty mała żmijo.

– Masz jakiś problem z rozmiarem, Frank? Tylko mała i mała…

– Mam problem z tobą, dziewczyno, a nie z rozmiarem. Jak sama widzisz, na rozmiar nie narzekam – wyprężyłem się na całą długość moich ponad stu dziewięćdziesięciu centymetrów wzrostu – a co do innych rozmiarów, to sama możesz się domyślić.

Dziewczyna zmierzyła mnie sceptycznym wzrokiem od stóp do głowy na dłużej zatrzymując spojrzenie w okolicy pasa, pokręciła głową i cicho westchnęła.

– Jeszcze mi tutaj zakręć biodrami i rozłóż wielki, pawi ogon – mruknęła gramoląc się z kanapy z pustą filiżanką w ręku.

Podeszła do zlewu i zaczęła myć filiżankę po kawie, a ja stanąłem za nią i podziwiałem widoki. Corrine była niewysoką kobietą, ale mógłbym się założyć, że gdziekolwiek się nie pojawiła, jej obecności nie dało się nie zauważyć. Od dziewczyny biła zaraźliwa energia i pewność siebie, którą widać było w każdym geście, a okrągły i pełny tyłeczek, który przechodził w wąską talię, podrygiwał za każdym razem, kiedy przestępowała z nogi na nogę. Kiedy podskoczyła, żeby sięgnąć do półki, na której chciała postawić kawiarkę, z zafascynowaniem obserwowałem jak jej pełne piersi uniosły się i w zwolnionym tempie opadły pod swoim ciężarem, kiedy wylądowała z powrotem stopami na podłodze. A przynajmniej ja to tak widziałem, a widok był przepyszny. Kawiarki jednak nie udało się jej postawić na swoim miejscu. Gapiąc się jak jakiś półgłówek na dziewczynę nie zauważyłem, że ta odwróciła się do mnie z wyrazem irytacji na twarzy i podparła biodro ręką przytupując niecierpliwie niewielką stopą.

No tak. Meble w mojej kuchni były robione na zamówienie i pod mój wzrost, więc nic dziwnego, że taki skrzat jak ona, nie mogła dosięgnąć nawet do pierwszej półki wiszącej nad zlewem szafki.

Niewiele myśląc w dwóch krokach podszedłem do dziewczyny, ująłem ją pod pachy i podniosłem na wysokość szafki.

– Teraz pasuje, skrzacie? – wymruczałem w jej włosy, gdzieś w okolicach jej łopatek, a moje dłonie, które trzymały ciało dziewczyny doznały jakiś dziwnych mrowień.

– Puść mnie, ty wielki małpoludzie – pisnęła dziewczyna i zaczęła szamotać się w moim uścisku – sama sobie poradzę.

– Właśnie widziałem, jak sobie poradziłaś. Pomagam ci przecież, tego chciałaś, prawda?

– Ale nie tak! Miałeś sam wstawić tę kawiarkę do szafki! A nie podnosić mnie jak jakąś kukłę! – ponownie pisnęła tym razem zirytowana.

– Już dobrze, dobrze – mruknąłem przyciskając do siebie miotające się w moich dłoniach ciało, żeby bezpiecznie odstawić ją na ziemię.

Ale robiąc to nie przewidziałem, że to drobne ciałko przylgnie do mnie jak mały magnes, który będzie przesuwał się po każdej krzywiźnie mojego ciała, w tym również i po tej w moich spodniach. To doznanie podziałało piorunująco na mojego kutasa, który na taką bliskość zareagował natychmiastowym salutem. Tego mi jeszcze brakowało, żeby Corrine do wszystkich niewybrednych inwektyw kierowanych pod moim adresem dodała, tym razem słusznie – zboczeńca.

Dziewczyna jednak nagle uspokoiła się i zamilkła, a ja mogłem spokojnie i powoli – uważając na przeszkodę wypiętrzoną w moich spodniach, która podrażniona szybkim ruchem mogła sprawić mi niemało bólu – odstawić ją na podłogę.

Corrine odwróciła się do mnie i zadzierając głowę do góry spojrzała swoimi czarnymi oczami w moje.

– Co to było, Frank?

– A co masz na myśli, skrzacie?

– Nie wygłupiaj się. Co t o było, mam na myśli t o – oczami wskazała wypchnięty w moim kroczu dżinsowy namiot.

– To jest anatomia – powiedziałem pewnym głosem uśmiechając się lekceważąco, chociaż w myślach zaklinałem swojego fiuta, żeby już dał sobie spokój.

– Frank, czy ty na mnie lecisz? – Corrine uśmiechnęła się niewinnie, ale w jej oczach wyraźnie dostrzegłem złośliwe błyski. No niedoczekanie tej małej wiedźmy, żebym dostarczył jej kolejnych powodów do złośliwości pod moim adresem.

– Nie bądź taka próżna, dziewczyno. Jestem stuprocentowym, zdrowym mężczyzną, który lubi kobiety, a ty nią jesteś. Przy każdej byłbym gotowy – powiedziałem chełpliwym tonem.

– Ah, tak – Corrine wpatrywała się we mnie intensywnie pociemniałym spojrzeniem. Po chwili jej wzrok powędrował na moje usta i z powrotem w okolice mojego krocza, a przez bluzkę dziewczyny wyraźnie przebijał się zarys naprężonych sutków.

Miałem wrażenie, że napięcie między nami, które od samego początku towarzyszy naszej relacji, w tej chwili zgęstniało do konsystencji stygnącej smoły.

– Corrine – wyszeptałem przez zaschnięte gardło – czy ty na mnie lecisz?

– Nie bądź taki zarozumiały Frank, jestem stuprocentową, zdrową kobietą, która lubi mężczyzn. Bez zobowiązań, żeby była jasność – wyszeptała dziewczyna oblizując usta, a jej głos w mojej głowie wybrzmiał jak radosny dzwon, który przywołuje owieczki na niedzielną mszę.

Jak zaprogramowany zrobiłem krok w jej stronę, kciukiem starłem czekoladę, która została w kąciku jej ust i oblizałem palec. Corrine uniosła oczy i nadal patrzyła na mnie nieruchomo tym swoim intensywnym wzrokiem i wtedy to się stało.

Rzuciliśmy się na siebie jak szaleni. Corrine wskoczyłą mi na biodra oplatając mnie nogami, a kiedy poczułem w dłoniach jej krągły tyłek, jęknąłem z zadowoleniem zatapiając w nim palce i docisnąłem dziewczynę mocno do swojego krocza. Atmosfera gęstej smoły, w której miałem wrażenie, że jesteśmy, zmieniła się w poczucie stanu nieważkości i musiałem natychmiast poszukać jakiegoś punktu podparcia, bo siła naszego pożądania robiła mi z mózgu papkę i miałem obawy, czy jestem w stanie ocenić to, czy nadal stoimy, czy już leżym gdzieś na podłodze. Na oślep obróciłem się kilka razy i w końcu natrafiłem na jakąś ścianę, do której przycisnąłem to małe, cholernie seksowne ciało i wpiłem się w nabrzmiałe usta dziewczyny. Całowaliśmy się jakby świat miał się zaraz skończyć, nasze języki walczyły ze sobą i czułem wszędzie małe, niecierpliwe dłonie kobiety, które miałem wrażenie, że zostawiały na mojej skórze ślady jak po oparzeniach. Dyszałem podniecony jak cholera, a kiedy dziewczyna złapała dół mojej koszulki i zerwała ją ze mnie jednym ruchem, miałem ochotę wydać ryk zwycięstwa. Byłem zachwycony i oszołomiony równocześnie. Oderwałem się na chwilę od ust dziewczyny, odgarnąłem opadające na jej twarz włosy i spojrzałem w te wielkie oczy, w których zobaczyłem czyste, płynne jak lawa, pożądanie. Niczego więcej nie było mi w tej chwili potrzeba. Wcisnąłem się mocniej w krocze dziewczyny dając chwilową ulgę mojemu przyrodzeniu, które nawet przez spodnie czuło jej gorąco i wilgoć. Jeżeli niebo istniało, to właśnie w nim byłem. Znowu całowaliśmy się gorączkowo i słyszałem tylko dźwięk naszych jęków i szybkich oddechów. Czułem jak jej dłonie szukają mojego rozporka i chociaż przeszło mi przez myśl, że seks z tą kobietą może nie być najlepszym pomysłem, w tej chwili miałem to w absolutnie żadnym poważaniu. Poczułem jej dłoń na moim twardym kutasie, który taranował materiał dżinsów i nie mogłem już o niczym innym myśleć. Przytrzymując biodrami ciało dziewczyny przy ścianie, jedną ręką podniosłem jej bluzkę i ściągnąłem miseczki koronkowego stanika w dół, odsłaniając piersi. Boże, to były najpiękniejsze cycki jak w życiu widziałem. Pełne, lekko opadające pod swoim ciężarem z niewielkimi, brązowymi sutkami. Wpiłem się w nie rozkoszując się ich kształtem, smakiem i gładkością, Corrine zajęczała przeciągle i przycisnęła moją głowę do swoich piersi. Ujeżdżała mnie przez materiał bielizny wbijając się na mojego stojącego już od dawna na baczność kutasa, a ja zatraciłem się w przyjemności i odgłosach naszego pożądania.

Nagle poczułem, jak ciało dziewczyny nieruchomieje, żeby za chwilę poczuć silnie szarpnięcie za włosy i moja twarz została brutalnie wyrwana z pomiędzy pary najdoskonalszych cycków, z jakimi w życiu miałem do czynienia. Corrine odciągnęła moją głowę od swoich piersi i popatrzyła na mnie rozbieganym wzrokiem. Słumiłem jęk zawodu i całą siłę słabej w tej chwili woli, skupiłem na twarzy dziewczyny doszukując się powodów tej brutalnej zmiany akcji. Licząc na to, że jest to wstęp do jakiejś nowej, perwersyjnej gry seksualnej, uśmiechnąłem się lubieżnie wpatrując się w twarz dziewczyny z niecierpliwym oczekiwaniem. O tak, na takie rzeczy pisałem się pierwszy, a jeżeli miałyby dotyczyć tej kobiety, to zrobię wszystko, co ta mała wiedźma wymyśli.

– Boże, to nie może się wydarzyć – dziewczyna wychrypiała cichym głosem potrząsając głową i usiłując wyślizgnąć się z pomiędzy ściany i mojego ciała, które ją do niej przyciskało.

– Może, skarbie. Jest cudownie, nie przerywaj tego, co może być najlepszym doświadczeniem seksualnym, jakie pozna ludzkość – wymruczałem z uśmiechem i docisnąłem dziewczynę mocno do siebie i do ściany.

Nagle Corrine mocno zacisnęła nogi na moich biodrach, jakby chciała samodzielnie i bez żadnej podpory wykonać na mnie jakieś swoje rodeo, a ja wydałem z siebie głośny pomruk ulgi i zadowolenia. Zdążyłem pomyśleć nawet, że takiej pozycji jeszcze nie praktykowałem, a małe i energiczne kobiety były skarbami, których jak głupiec jeszcze nie odkryłem w swoim życiu.

- Skarbie? Powiedziałeś do mnie skarbie? – jak na jedną z najgorętszych atmosfer seksualnych, w jakiej kiedykolwiek się znajdowałem, w głosie Corrine zabrzmiał złowieszczy chłód.

– No tak, skarbie. Coś jest nie tak z tym słowem?

– Do każdej dziewczyny, którą trzymasz za cycki i tyłek, mówisz „skarbie” ? – głos dziewczyny oziębił się jeszcze bardziej i teraz przypominał syczenie wściekłej jaszczurki, ale przytomnie nie powiedziałem tego na głos.

Instynktownie, jakbym przygotowywał się na odparcie ataku, oderwałem się od ściany wraz z dziewczyną siedzącą na moich biodrach. Cały ciężar jej ciała opierał się teraz na moim fiucie, a jej nogi jeszcze mocniej ścisnęły mnie w biodrach. Przez chwilę ucieszyłem się na to doznanie, ale zaraz poczułem niemiłosierny ból w jądrach, który jak strzała dotarł w milisekundę do mojego mózgu, kiedy kobieta w złości zaczęła podskakiwać na moich biodrach uderzając tyłkiem w mojego kutasa.

– O matko, dziewczyno, przestań! Złamiesz mi kutasa!. Nie wiem, nie do każdej mówię skarbie? – wyjęczałem próbując przytrzymać tyłek wściekłej Włoszki w miejscu i powstrzymać jęk bólu.

– Kłamiesz! Znowu kłamiesz! – głos Corrine zabrzmiał złowieszczo.

– Jak to, znowu? – sapnąłem z bólem, kiedy po raz kolejny tyłek dziewczyny z całym impetem wylądował na moim fiucie, który zamiast schować się w obliczu zagrożenia, jeszcze bardziej naprężał się w moich spodniach.

– Na komisariacie kłamałeś!

– Ty też – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

– Nie wplątuj mnie w to wszystko!

– Sama ze mną poszłaś, ja cię tam nie zapraszałem – warknąłem i w końcu udało mi się nie bez wysiłku przytrzymać jej pośladki na chwilę w górze.

– Boże, jaki ty jesteś głupi! A za ten brak szacunku i pogardę jaką właśnie mi zaserwowałeś, jeszcze gorzko pożałujesz. Już ja cię nauczę, jak należy traktować kobiety! – tyłek dziewczyny znowu zaczął niebezpiecznie obijać się o moje umęczone przyrodzenie.

– Przestań podskakiwać na moim kutasie, Corrine! I jak mam do ciebie mówić? Królowo?! – warknąłem już nieźle rozeźlony i najchętniej puściłbym ją i niechby poleciała tym cholernym tyłkiem na ziemię, ale nogi tej małej wiedźmy trzymały mnie w biodrach jak kleszcze.

– Pani królowo! – dziewczyna wrzasnęła mi do ucha, aż usłyszałem biały szum. W tym momencie nie wiedziałem czy trzymać ja za tyłek, czy łapać się za ucho.

– Złaź ze mnie ty chora wariatko, albo cię zrzucę na podłogę! Jeszcze raz uderzysz mnie w kutasa, to nie ręczę za siebie! – wrzasnąłem będąc już na skraju wyczerpania nerwowego.

Oczywiście nie mogłem spodziewać się niczego innego, jak potężnego uderzenia tyłka dziewczyny w moje krocze, po którym zamknąłem z bólu oczy i o mało nie załkałem. Ale nagle los się nade mną zlitował i poczułem rozluźniający się uścisk nóg na moich biodrach. I poczułem również nagłą lekkość. W końcu byłem wolny od balastu na biodrach i od razu złapałem się w geście ochronnym za przyrodzenie.

Uchyliłem powieki i zobaczyłem, jak Corrine miota się po pokoju w poszukiwaniu jakiś swoich rzeczy. Z ulgą oparłem się o ścianę i jeszcze mocniej przycisnąłem dłonie do krocza. Postanowiłem, że nie będę się odzywał i nic robił, a najchętniej poczołgałbym się na kanapę, ale bałem się, że ta mała wiedź znowu na mnie wskoczy.

– Frank, nikt może się dowiedzieć o tym, co tu się właśnie stało – Corrine stanęła przede mną z rękami opartymi o biodra.

– Jasne, nikomu nie powiem, że próbowałaś zmiażdżyć mi jądra i kutasa - wystękałem.

– Nie przesadzaj, nie jestem taka ciężka, a poza tym podobało ci się i twojemu kutasowi również – prychnęła. – Nikt nie może się dowiedzieć, że robiłam z tobą cokolwiek, że była z tobą na komisariacie i że tu no wiesz, o mało nie uprawialiśmy seksu – ostatnie słowa kobieta wypluła z ust jak przeżutą gumę do żucia.

– Dobra, nie powiem. Ale ty mi powiedz, co tu się tak naprawdę stało, do cholery? Zrozumiałem tylko tyle, że tak samo jak ja, chcesz uprawiać seks bez zobowiązań. I to co się potem stało tylko potwierdzało, że mam rację. Mieliśmy naprawdę gorący początek, a jeżeli chodzi o mnie, to był najlepszy wstęp do seksu jakiego kiedykolwiek doświadczyłem i nagle zaczęłaś zachowywać się jak wariatka. Co się stało, Corrine? Jesteś mi winna wyjaśnienia, bo to ja zostaję z obolałym kutasem.

– Nic nie jestem ci winna – prychnęła dziewczyna. – A to zdarzenie, to pewnie dlatego, że od początku naszej znajomości jest pomiędzy nami to dziwne przyciąganie seksualne, którego nie możemy się pozbyć. Ale jakoś sobie z tym poradzimy.

– Chyba ty sobie poradzisz – mruknąłem zrezygnowany.

– Frank, jak to sobie wyobrażasz? Będziemy się pieprzyć jak króliki, aż seks nam się znudzi, a potem wrócimy do normalnych przyjacielskich relacji?

– No tak to właśnie sobie wyobrażam. Może przestaniesz mnie wtedy ciągle opieprzać.

– No nie. W moim świecie tak to nie działa. W moim świecie dobieram sobie partnerów seksualnych w taki sposób, żeby później nie mieć z nimi nic wspólnego. Uwierz mi, to sprawdzona metoda na brak komplikacji w życiu.

– Ja tam nie widzę nic złego w koleżeńskim seksie. Zresztą po dzisiejszej akcji mój kutas będzie potrzebował czasu na dojście do siebie, zanim ponownie wrócimy do gry – syknąłem, kiedy ruszyłem się spod ściany, a twardy materiał dżinsów otarł się o mojego obolałego członka.

Corrine westchnęła i pokręciła głową. Wzięła ze stołu swoją torbę, klucze i wsunęła stopy w szpilki. Stojąc przy drzwiach odwróciła się do mnie i popatrzyła na mnie z politowaniem.

– Wiesz co Frank, z ciebie jest jednak beznadziejny przypadek. W zasadzie to może i coś by z tego było – wskazała palcem na siebie i na mnie – ale ty jesteś ślepy i głupi, a ja na takie zagrywki po prostu nie mam czasu. Aha, i dopóki nie wróci Karren, pomogę ci w tym barze ze smoothie, ale to będzie na tyle.

Wyszła cicho zamykając drzwi i zostawiając mnie osłupiałego do reszty z bolącymi jajami. Kuśtykając podszedłem do kanapy i ostrożnie rozchylając nogi usiadłem usiadłem na niej z ciężkim westchnieniem. Oparłem się o wezgłowie i zamknąłem oczy usiłując przypomnieć sobie, co Corrine miała na myśli mówiąc, że coś by z tego wyszło. Ale co miało wyjść? Przecież do seksu oboje byliśmy równie chętni i po dzisiejszej akcji wiedziałem, że w całym swoim życiu nie spotkałem lepiej dopasowanej temperamentem do mnie kobiety. A to już coś znaczyło, bo do wstrzemięźliwych mężczyzn nie należałem. Gdzie popełniłem błąd, z powodu którego Corrine wsiada na dole w samochód i jedzie do siebie do hotelu, zamiast wić się teraz w moim łóżku przy trzecim orgazmie. Przecież nawet jeżeli chciałaby jakiegoś większego zainteresowania, to ostatecznie mógłbym jej to zagwarantować. I tak spędzaliśmy ze sobą sporo czasu z powodu posiadania wspólnej grupy przyjaciół. Poza tym ona wróci do siebie, do Włoch, a póki co, mogło być tak miło – westchnąłem zrezygnowany.

Muszę to wszystko przemyśleć, bo zanosi się na to, że Corrine zostanie z nami na dłużej i będziemy musieli ułożyć nasze relacje jak dorośli ludzie.

Zacząłem przypominać sobie moje poprzednie partnerki i przebieg tych znajomości. Z tego co pamiętam żadna kobieta nigdy na nic nie narzekała. Seks był różny, lepszy, gorszy, ale zawsze wiedziałem, że dziewczyna była zadowolona. Bo przecież o to w tym wszystkim chodziło, prawda? Każdy miał dostać to, po co przyszedł i odejść z poorgazmowym uśmiechem na twarzy. Owszem, zdarzały się nieporozumienia i dziewczyna myślała, że będę dzwonił, czy przysyłał kwiaty, ale szybko prostowałem takie sytuacje i nigdy nie wprowadzałem dziewczyn w błąd. Po prostu nigdy nie czułem, że chcę czegoś więcej. Seks był absolutnie wystarczający i nieskomplikowany. I tak było dobrze.

Corrine była przyjaciółką mojej siostry i naturalnym wydawało się, że skoro dołączyła do naszej trójki, to dobrze będzie się poznać bliżej, zaprzyjaźnić. A seks? No cóż, gdyby był, to nie miałbym nic przeciwko takiemu dodatkowi do przyjaźni. Na samą myśl o seksie z Corrine, mój kutas znowu podniósł się w spodniach, aż syknąłem z bólu. Ja nie wiedziałem, co mam z tą całą sytuacją zrobić, ale mój kutas zdawał się nie mieć wątpliwości co do tego, co słuszne.

W końcu powoli wstałem z kanapy i ostrożnymi, posuwistyki krokami przemieściłem się do kuchni. Zrobiłem napój izotoniczny, który w założeniu miał przywrócić mi siłę i postanowiłem, że na chwilę obecną najlepszym co mogę zrobić, to zejście do swojej siłowni i podźwigać jakieś ciężary dla oczyszczenia myśli. Musiałem oczyścić umysł i może dojdę do tego, co tu się właściwie wydarzyło.

2. Corrine

Jadąc do hotelu rozmyślałam o tym, że Frank Shine jest idiotą i stał się moim problemem, którego się nie spodziewałam i na który nie była przygotowana. Nie, nie jestem mizoandrystką1, uwielbiam mężczyzn i uważam, że świat bez nich byłby o połowę uboższy. Ale taki typ mężczyzn jak Frank, dział mi na nerwy. To ten typ w stylu macho lub jak kto woli, samca alfa. Ja to nazywam typem wielkiej małpy, która całym sobą ogłasza światu – ja Kong, ty Jane, ja potrzymam cię w łapie, a ty będziesz piszczeć z uciechy. O, co to, to nie. Ja dziękuje za taki styl traktowania. Całe życie walczyłam o to, żebym jako kobieta pochodząca z tradycyjnego, włoskiego środowiska, mogła rozwijać swoją karierę zawodową. A kiedy to mi się udało, musiałam jeszcze na każdym kroku walczyć o szacunek dla mnie i swojej pracy, podczas gdy mężczyźni po prostu mieli to wszystko, bo urodzili się z tym jednym ułomnym chromosomem.

Jeżeli chodzi o Franka, to określając go mianem idioty, nie miałam na myśli jego walorów intelektualnych, bo z tymi akurat wszystko było w porządku. Zdążyłam się już przekonać, że dobrze prowadził swój biznes z siłownią, który kochał ponad wszystko, ale też świetnie radził sobie ze wszystkim, co jest związane z komputerami i nawet miał zdaje się, skończone jakieś studia w tym kierunku. Tak więc nie chodziło o braki w wykształceniu czy intelekcie. Natomiast jeżeli chodzi o podejście do kobiet, to tutaj już widać było braki wielkości dziur po uderzeniu meteoru. Temu facetowi brakowało wszystkiego począwszy od braku wyczucia i empatii, na otwartości na podstawowe kobiece potrzeby kończąc. W mojej ocenie bez takich umiejętności nawet najtęższy umysł był jakby no cóż, niepełnowartościowy. Miałam już swoje doświadczenia z mężczyznami i dobrze wiedziałam, czego oczekuję nawet jeżeli relacja miała być krótkotrwała i oparta głównie na fizycznych doznaniach.

Wracając do tego małpoluda, to Frank był owszem opiekuńczy i troszczył się o rodzinę i najbliższych, a to, w jaki sposób chronił swojego przyjaciela Johna jeszcze w czasach szkolnych, było wręcz wzruszające. Ale to była raczej troska w stylu psa pasterskiego – wszyscy mają być w stadzie i na oku, a w razie ataku agresor zostanie zdekapitowany i zakopany żywcem. Frank był beznadziejnym przypadkiem osobnika, który nie dopasowywał się do innych, inni musieli dopasować się do niego.

W kontakcie osobistym ten wielki facet był zagubiony jak niemowlę. Nie rozumiał subtelności, mowy ciała i znaków wysyłanych przez drugą osobę. Jedni nazywają to prostotą i się tym chwalą, ale inni – tak jak ja – nazywają to prostactwem i tego nie lubią.

Problemem natomiast było to, że ten wielki facet na mnie działał. Tak po prostu, jak po włączeniu jakiegoś przycisku. W kontakcie z nim moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa i za nic miało wszystkie czerwone flagi, które mój mózg stawiał na baczność. Za każdym razem w jego obecności, w moim podbrzuszu uruchamiało się wściekłe stado motyli, a moje kolana miękły, jak po jakimś ciężkim maratonie. Dzięki bogu, mój mózg był prawidłowo zaprogramowany i udawało mi się zachować jako taki dystans w kontakcie z tym mężczyzną. Pierwsze miłości i zauroczenia miałam już za sobą i dobrze wiedziałam, co to oznacza. I wcale nie zamierzałam się temu poddać. Nie chciałam ponownie przechodzić tych męk – od ślepego zauroczenia, na tak zwanej miłości kończąc, której wielkim finałem zawsze była gorycz i rozczarowanie. Musiałam się bronić przed tym wszystkim, a najbardziej przed samą sobą. Wsparciem w mojej walce był mój cięty język i włoski temperament, które i w tym przypadku zdawały egzamin. Kiedy zobaczyłam Franka po raz pierwszy na lotnisku pomyliłam kroki i o mało nie przewróciłam się o własne szpilki. Ten facet miał prawie dwa metry wzrostu, szeroki jak stodoła, blond włosy, które nad uszami wystawały spod czapeczki bejsbolowej, zielone, przenikliwe spojrzenie i niezachwiane poczucie pewności siebie. Taki przerośnięty chłopak o urodzie Roberta Redforda. No cóż, na taki widok kobieta może zrobić dwie rzeczy: albo od razu rzucić się półbogowi pod nogi, albo włączyć tryb wrednej suki i szukać bezpiecznego schronienia, żeby przygotować się na długą i wyczerpującą walkę o swoją godność. Ja wybrałam to drugie. Frank był mężczyzną, który mógł mnie złamać na wiele sposobów, a ja musiałam się bronić każdą znaną mi metodą i sposobem. Dałam radę przeciwstawić się tradycjom społeczeństwa, które mnie wychowało, to i dam radę przeciwstawić się temu wielkiemu idiocie, który nawet nie wiedział, jakie spustoszenie wywołał w moim poukładanym życiu.

Uspokojona nieco swoim wewnętrznym i motywującym monologiem weszłam do hotelowego pokoju i od razu położyłam się do łóżka. Prześpię tę dzisiejszą sytuację, jutro z pewnością dzień będzie lepszy, a mój umysł jasny i ostry jak brzytwa.

***

Z samego rana, po krótkiej przebieżce udałam się do pracy. Tęskniłam za Karren. Cieszyłam się szczęściem jej i Johna tak, jakbym to ja sama odnalazła miłość swojego życia, ale brakowało mi jej tu, na miejscu. Wynegocjowałam z ciotką Margott, że zostaniemy w Oakland tak długo, dopóki Karren nie wróci z Salerno. Chciałam się z nią jeszcze raz spotkać zanim wrócimy do Włoch, a ja mogłam w tym czasie poszukać kolejnych lokalizacji dla naszej fabryki tkanin.

Weszłam do siedziby Built-Design&Art i skierowałam się do gabinetu Bess, który znajdował się na końcu otwartej przestrzeni, w której tętniło życie całej firmy. Wszyscy pracowali ze zdwojoną siłą, przygotowując firmę Bess do połączenia z Johnson Properties, co i dla naszej małej, rodzinnej firmy, którą pomagałam prowadzić mojej ciotce Margott było również bardzo dobrym posunięciem. Fuzja firm naszych amerykańskich przyjaciół gwarantowała nam ciągłość zleceń tu na miejscu, w Ameryce, kiedy w końcu stworzymy tutaj swój oddział. Przeszłam przez cały loft witając się z projektantami, architektami i inżynierami. Bardzo lubiłam panujący tu klimat, którego nerwowość dnia codziennego łagodziła atmosfera swobody twórczej i zespołowej pracy.

Weszłam do gabinetu Bess, gdzie przy stoliku dla gości, w głębokich fotelach, siedziały obie z ciotką Margott i popijały jedną z herbat, których w tym biurze nigdy nie mogło zabraknąć (prędzej zabrakłoby ołówków niż co najmniej dziesięciu rodzajów herbat pochodzących z każdego zakątka świata). Rozumiałam ten zwyczaj, bo w swoim biurze w Perugii zawsze miałam kilka rodzajów kawy i kawiarek oraz spieniacz do mleka do robienia porannej cappuccino.

– Dzień dobry, moja droga Corrine – ciotka Margott uśmiechnęła się do mnie przyglądając mi się badawczo. Dobrze, że jesteś. Czy coś się stało? Masz taki wyraz twarzy jakby ktoś ci powiedział, że twoje projekty nadają się na nadruk na papier toaletowy.

– Dzień dobry ciociu, dzień dobry Bess. Przyszłam dowiedzieć się, co uzgodniłyście w ramach wspólnej współpracy i jak mam się do tego przygotować. I cieszę się ciociu, ze spostrzegawczość jak zwykle cię nie zawodzi – uśmiechnęłam się promiennie do ciotki, w której oczach zobaczyłam zaciekawienie i wiedziałam, że wcześniej czy później nie ominie mnie maglowanie. Kochałam ciotkę jak własną matkę, którą dla mnie była po śmierci moich rodziców, ale znałam ją na tyle, żeby wiedzieć, że jak coś wywęszy, to będzie wiercić dziurę w brzuchu, aż dowierci się do sedna. Musiałam zatem być ostrożna i nie dać jej powodów do podejrzeń.

– Tak, moja droga – powiedziała Bess. – Ustaliliśmy, że dokupujemy piętro nad nami, gdzie przeniesiemy gabinety zarządu i całą część administracyjną, a tu na dole, pozostawimy część projektową. Dla ciebie również znajdzie się tu miejsce, dopóki nie zrealizujecie swojego projektu budowy fabryki. Jak wróci Karren i John, musimy z nimi uzgodnić podział obowiązków, chociaż jak znam życie i swojego syna, zatwierdzi wszystko, co ustali Karren – Bess uśmiechnęła się z czułością.

Z Karren oprócz interesów i silnej przyjacielskiej więzi łączyły nas również podobne doświadczenia z dzieciństwa. Ją podobnie jak mnie wychowywała ciotka, z tym, że jej i Franka matka żyła, tylko nikt nie wiedział gdzie się podziewa po tym, jak wyjechała na jakiś obóz duchowy, kiedy byli nastolatkami. Bess co prawda nie była jej prawdziwą ciotką, tylko przyjaciółką jej rodziców, ale podobnie jak ja, przyjaciółka wychowywała się bez matki.

– Bess, nie przeszkadza ci to, że John tak polega na Karren? To przecież jest też jego firma. Nie zrozum mnie źle, uwielbiam Karren, jest moją przyjaciółką i uważam, że jest wspaniała w tym co robi i w pełni zasługuje na stanowisko wiceprezesa. Ale czasem zastanawiam się, jak to jest oddać odpowiedzialności za dzieło swojego życia osobie spoza rodziny – zapytałam w zamyśleniu.

Bess spojrzała na mnie trochę zdziwiona, ale za chwilę uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

– Corrine, wiesz o tym, że traktuję Karren jak własną córkę, prawda?

– Tak, wiem. I przepraszam, że zapytałam, nie powinnam się wtrącać w wasze sprawy.

– Nie, nie o to chodzi. Chcę odpowiedzieć na twoje pytanie. Znasz Johna i wiesz, że jest bardzo inteligentnym i bardzo wrażliwym mężczyzną wbrew temu jak wygląda. I ma jeszcze jedną wyjątkową cechę – intuicję. Ale wiem też, że nie chce zarządzać firmą w taki sposób, w jaki powinno się to robić. John jest indywidualistą, a ze względu na swoje wyjątkowe cechy charakteru potrzebuje także dużo czasu dla siebie. Nadmierny kontakt z ludźmi go męczy i nudzi. Wyjątkiem jest Frank, Karren i Marco, a teraz jeszcze ty dołączyłaś do tego wąskiego grona. W znanym mu otoczeniu mój syn czuje się pewnie i bezpiecznie. Natomiast Karren to wulkan energii i bóg jeden wie, jak bardzo uwielbia wszelkie wyzwania. Tak szczęśliwie się złożyło, że uzupełniają się nawzajem, wspierają i tworzą całość. Zawsze tak było, odkąd zostali przyjaciółmi jeszcze w dzieciństwie. Nawet jeżeli mój syn i Karren nie byliby parą i tak to jej powierzyłabym funkcję wiceprezesa mojej firmy. Tak w życiu jest moja droga, że kiedy trafisz na właściwego człowieka, to wiesz o tym od razu. A jeżeli nie wiesz, to wszechświat nie da ci tego przegapić. No, chyba że będziesz za wszelką cenę walczyć ze wszystkimi znakami na niebie i ziemi, ale to tylko opóźni i tak to, co jest nieuniknione i sprawi, że stracisz wiele czasu. A zatem moja droga Corrine, bądź odważna i nie przegap znaków – Bess uśmiechnęła się tajemniczo.

Zamyśliłam się i spróbowałam sobie wyobrazić jak to jest, uzupełniać się z mężczyzną w każdej sferze życia, tak jak Karren i John. Teoretycznie mogłam sobie to wyobrazić, i jako przyjaciółka sama doradzałam jej wypróbowanie tego modelu życia, chociaż wówczas raczej miałam na myśli to, żeby Karren w końcu dała szansę Johnowi, bo gołym okiem było widać, że pasują do siebie jak dwie części tej samej układanki. Co do mnie, to miałam jednak wrażenie graniczące z pewnością, że o każdy kawałek swojej niezależności musiałabym walczyć jak o niepodległość. Zresztą takie miałam doświadczenia z moim niedoszłym chłopakiem, który omal nie został moim mężem.

– Dziękuję Bess. A zmieniając temat, ciociu jakie ustalenia mamy na dzisiaj?

– Corrine, kochanie, dobrze że pytasz, bo mamy sporo roboty przed powrotem do Włoch – ciotka Margott zajrzała do dużego notesu leżącego na stole. – Pierwszym i najważniejszym zadaniem w tej chwili jest znalezienie odpowiedniej lokalizacji pod fabrykę i chciałabym, żebyś zrobiła to jeszcze przed naszym wyjazdem. Bess poleciła Steva Shina, poznałyśmy go na obiedzie u Bess, to ojciec Karren i Franka, który wskaże ci kilka nieruchomości w Oakland i okolicy. Steve już działa od kilku dni i jestem im obojgu za to bardzo wdzięczna – ciotka ciepło spojrzała na Bess i miałam wrażenie, że jej sympatia do tej kobiety była odwzajemniona. – Druga sprawa jest taka, że ustaliłam z Bess, że generalnym wykonawcą naszej inwestycji będzie firma Johnson Properties, która jak pamiętasz ma udziały w firmie Bess, a realizację etapu budowy będą dzielić między sobą firma Steva i syna Josepha Johnsona – Alexa Johnsona. Jest to taki nasz mały wkład w zacieśnianie współpracy tu, w Ameryce – Margott uśmiechnęła się zadowolona z siebie.

Musiałam przyznać, że to był niezły pomysł, żeby podzielić zadania związane z budową fabryki pomiędzy naszych partnerów biznesowych. Każdy coś na tym będzie mógł zarobić i każdemu będzie zależało na jak najszybszej i najlepszej realizacji. Przed przyjazdem tutaj, nie miałyśmy żadnego planu poza pomysłem, że chcemy wybudować naszą pierwszą zagraniczną fabrykę w Ameryce. Dzięki Marco, który nas polecił firmie Bess, poznałam Karren, a do tego nawiązałyśmy kontakty, które pomogą nam wprowadzić nasze plany zawodowe w życie. Nic, tylko zakasać rękawy i do pracy. Uśmiechnęłam się szczerze do obu kobiet i zatarłam dłonie.

– Cudowny pomysł, ciociu. Oczywiście, że zajmę się wyborem lokalizacji i uzgadnianiem zakupu ziemi. Szkoda, że nie ma z nami Karren, która z pewnością pomogłaby mi z tymi wszystkimi zawiłościami prawnymi związanymi z zakupem ziemi tutaj, ale poradzę sobie, jak zwykle.

– Wiem kochanie, ale cóż, niech Karren wypoczywa, bo jak wróci będzie miała tyle pracy, że aż boję się, że John porwie ją i wywiezie do Nowego Jorku.

Wszystkie trzy wybuchnęłyśmy śmiechem na samą myśl, że Karren zgodziłaby się na taką wersję zdarzeń, ale też zdawałyśmy sobie sprawę z tego, że John byłby do tego zdolny i mógłby Karren przekonać do takiego planu.

– Dobrze, biorę się zatem do roboty. W sumie do naszego wyjazdu zostało niewiele czasu, a jak będziemy we Włoszech, to tam też będzie mnóstwo pracy ze zorganizowaniem fabryki w Perugii w taki sposób, żeby pracowała, kiedy będziemy musiały być tu na miejscu, żeby doglądać budowy.

Wychodząc z firmy napisałam wiadomość do Karren.

Corrin:

Wracaj już do Oakland, bo tu jest masa świetnej roboty do wykonania. A poza tym tęsknię. Kiedy opuścicie w końcu swoje gniazdko rozpusty?

Karren:

Będziemy za jakieś dwa tygodnie. Właściwie ledwo już chodzę. Też tęsknię

Corrine:

Nie chce nic słyszeć na temat waszych perwersyjnych dokonań. Jadę dzisiaj oglądać lokalizacje pod naszą fabrykę. Żałuj, że cię to ominie.

Karren:

Poproś Franka żeby ci pomógł. To świetna wiadomość! Porozmawiam z Johnem i może uda się wrócić trochę wcześniej.

Westchnęłam ciężko. Nie do pomyślenia, że moja przyjaciółka jest już trzeci tydzień na wakacjach, planuje dwa kolejne i nawet nie wspomniała o pracy. Co prawda sama namawiałam ją i przekonywałam, że może połączyć karierę zawodową i związek z Johnem, ale miałam na myśli połączenie, a nie popadanie ze skrajności w skrajność, którą teraz było uprawianie miłości na włoskich wybrzeżach Amalfi.

No cóż, kiedy jedni właśnie odkrywają nowe cele w życiu, inni realizują te, które już od dawna mieli zaplanowane. Pojechałam na jedną z budów Steva, żeby pokazał mi oferty sprzedaży ziemi, a także lokalizacje, które co prawda nie były na sprzedaż, ale były atrakcyjne z punktu widzenia naszej inwestycji.Ojca Franka i Karren faktycznie poznałam na obiedzie u Bess, na który zaprosiła nas, kiedy przyjechałyśmy z Margott do Oakland, ale byłam wtedy zajęta sprawami firmowymi i prawie go nie pamiętałam. Kiedy mężczyzna podszedł do mnie i się przywitał przyjrzałam mu się uważnie. Steve Shine nie mógłby się wyprzeć swojego syna nawet wówczas, gdyby testy DNA wykazały brak pokrewieństwa. Miałam przed sobą idealną kopię Franka, tylko o jakieś dwadzieścia kilka lat starszą. To co jeszcze różniło ojca od syna, to pewnego rodzaju nostalgia na twarzy i łagodniejsze spojrzenie zielonych oczu.

Po krótkiej naradzie wybraliśmy trzy oferty, z czego dwie były w części przemysłowej Oakland. Ich zaletą była bliskość portu i łatwość w transporcie po kraju i za granicę. Natomiast ceny nieruchomości przyprawiały mnie o lekki zawrót głowy. Trzecia oferta była dość nietypowa jak na lokalizację fabryki. Ziemia była stosunkowo tania, ale położona nieopodal wzgórz przy leśnej części Redwood Road, z której zjeżdżało się w szeroką drogę gruntową, na końcu której znajdowało się gospodarstwo rolne. Niecały kilometr za gospodarstwem, właściciel sprzedawał trzy hektary równej ziemi, z przeznaczeniem na zabudowę mieszkalną lub na przemysł lekki. Patrzyłam na zdjęcia, które przedstawiały prawie sielski widok. W otoczeniu było mnóstwo zieleni, drzew i krzewów, a ponieważ nieruchomość położona była na wysokim wzgórzu, w oddali widać było panoramę Oakland. Jedynym mankamentem tego miejsca był daleki i niewygodny dojazd do centrum miasta i do portu. Nasze samochody dostawcze musiałyby przejechać przez drogę gruntową i część dzielnic mieszkalnych. I zapewne ta niedogodność obniżała znacznie cenę w stosunku do pozostałych ofert.

– O ile cena za ten grunt jest niższa? - zapytałam Steva, który przeglądał prospekty z ofertami nieruchomości.

– O około jedną trzecią niż przy porcie i będzie można jeszcze ponegocjować. Z podanych informacji wynika, że właścicielowi zależy na szybkiej sprzedaży, jakieś sprawy rodzinne, które muszą być szybko załatwione.

– Kuszące. W takim razie jadę zobaczyć te dwie parcele przy dokach w porcie, a jutro na Reddwood Road. Mogę liczyć na twoje towarzystwo?