Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
360 osób interesuje się tą książką
Co jest lepsze: gorzka wolność czy słodka niewola? Anja zadawała sobie to pytanie wiele razy, od kiedy została porwana i trafiła w ręce mafii.
Choć wiedzie na Balearach życie pełne luksusów, to ciągle złota klatka, a ona sama pozostaje tylko zabawką w rękach Patricka Alvareza-Talavery, który chce się nią posłużyć do realizacji jakiegoś niejasnego planu. Z biegiem czasu kobieta łapie się jednak na tym, że jej uczucia ewoluowały, a ucieczka przestała być wymarzonym celem. Tylko czy można się zakochać w potworze? I co zrobi ten potwór, kiedy się o tym dowie?
To nie kolejna odsłona historii Pięknej i Bestii, a życie to nie bajka. Kiedy Anja po raz kolejny boleśnie przekonuje się, że jej zdanie nic nie znaczy, upokorzona i zraniona obiecuje sobie, że nigdy więcej nie pokocha i nie będzie do nikogo należała… Tylko czy w jej wypadku to jest wykonalne?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 465
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2025 by Greta Eden
Copyright © 2025 by Projekt B przy współpracy z Litera Inventa
Wydanie pierwsze, 2025
Redaktor prowadząca: Helena Leblanc
Redakcja: Ewelina Gałdecka
Pierwsza korekta: Kinga Rutkowska
Druga korekta: Agata Górzyńska-Kielak
Skład i łamanie: Michał Bogdański
Projekt okładki: Melody M. Graphics Designer
Źródła obrazów: Michael/gudrun/vixenkristy/Adobe stock, Yury Dvorak/123rf
ISBN: 978-83-974408-1-4
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej fragmenty nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autora lub wydawcy.
Jesteś zbyt młoda, żeby uwierzyć, że nie spotka cię już nic dobrego.
Zatrzymaj się.
Oddychaj.
Pozwól łzom cię oczyścić!
Po akcji w Palermo odesłano mnie na Baleary. Dokładnie tak się czułam: jakbym została karnie zesłana do Alcatraz Majorka i odsiadywała wyrok. Tyle że nie bardzo wiedziałam za co, a sędzia nie kwapił się do wyjaśnień! Znosiłam jednak swój los z godnością, wróciwszy do przetestowanej już wcześniej przyjemnej rutyny, w której Patrick był mi potrzebny jak rybie rower!
Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że zasłonięcie faceta w kamizelce kuloodpornej to idiotyzm, ale zadziałałam odruchowo. Sęk w tym, że uzmysłowiłam sobie, jak mi na nim zależy, i przeraziła mnie intensywność własnych uczuć. Coraz częściej łapałam się na tym, że dobrze się bawię w roli „branki”. Nie żebym przymykała oczy na to, że facet, z którym sypiam, to gangster pierwszej wody. Ot, po prostu spychałam ten fakt na dno świadomości.
A nie taki był plan!
Miałam poznać wroga, odkryć jego słabości, wykorzystać je do uwolnienia się i spierdalać w podskokach do domu.
I to tyle z mojej misternej strategii!
Zaczęły we mnie kiełkować uczucia, których nie przewidziałam.
Przyznanie się do nich…
NIE!
Stanowczo nie!
Miałam kompletny mętlik w głowie. Z jednej strony Patrick mnie kupił i nie zrobił tego z dobroci serca. Z drugiej – okazywał mi czułość i dbał, żeby niczego mi nie brakowało – słowem ideał faceta, o którym się marzy podczas bezsennych nocy. Nie byłam naiwna, a życie nauczyło mnie już, że wyobrażenia to jedno, a rzeczywistość – drugie. Książkowi bad boye? Podziękuję. Ale czterdziestoletni facet o ugruntowanej karierze w… eee… międzynarodowej organizacji przestępczej? To właściwie stabilna posadka z furą kasy. Można by go w sumie określić mianem biznesmena, który osiągnął sukces, gdyby nie to, że kasyna stanowiły gigantyczne pralnie pieniędzy dla wielu mafijnych światków.
Żyć nie umierać, można by powiedzieć.
A jednak gdzieś z tyłu głowy zagnieździło mi się przeczucie, że to tylko gra w celu urobienia mnie. Szósty zmysł nie dawał spokoju. Mimo że nikt mnie nie wtajemniczał w „interesy”, nie byłam przecież ślepa i głucha. Ale cokolwiek się do tej pory wydarzyło, nie wiązało się z zakupem w Dubaju. Zapewne „to” dopiero nadchodziło.
W czarnym – ale chyba najbardziej prawdopodobnym – scenariuszu kończyłam ze złamanym sercem. Patrzenie na Sofię i Adama nie pomagało myśleć inaczej. Coraz częściej dochodziłam do wniosku, że jestem jej substytutem. Do czego mnie potrzebowali? Pytanie pozostawało otwarte. Żałowałam, że Patrick nie potrafił wyłożyć kawy na ławę i poprosić o pomoc. Nie miałam innego wyjścia, jak tylko czekać na rozwój wydarzeń i korzystać z każdego dnia.
Kiedy Patricka nie było w domu, centrum mojego wszechświata stanowiła altanka na tyłach ogrodu. Większość jej przestrzeni zajmowało ogromne drewniane łóżko z czterema słupkami w rustykalnym stylu, podpierającymi baldachim z białej, przezroczystej tkaniny. Obok stały stolik i pufy. Ten pierwszy przyciągnęłam bliżej już pierwszego dnia, by móc na nim ustawić owoce i szklankę. Na pufie układałam książkę, telefon i co tam jeszcze przytargałam z domu. Jak na przykład ręcznik kąpielowy, żeby od czasu do czasu móc się ochłodzić w basenie.
Moja mała cudowna rutyna.
Prysznic, książka, leki, czasem śniadanie. Dużo wody, napojów i owoców. I tylko ja. Od czasu do czasu zaglądała Lilly, jeśli nie pojawiałam się w kuchni po dokładki przysmaków, które wyczarowywała każdego dnia. Stanowczo oznajmiłam, że kiedy przebywamy same w domu, ma nie gotować tylko dla mnie, chyba że zamierza karmić ochroniarzy, bo ja z pewnością nie marzyłam o gorących posiłkach w tropikach. Czasem ledwo udawało mi się przetrwać dzień bez ukrywania się w klimatyzowanym domu, a co dopiero gdybym miała się opychać parującym makaronem z pesto czy chili con carne.
Baleary jawiły mi się zawsze jako miejsce wiecznie świecącego słońca, ale dzisiaj dla odmiany padało. Deszcz zdawał się cudownie ciepły, więc podreptałam boso po mokrej trawie do swojej kryjówki. Dźwięk uderzających o dach kropli sprawił, że zasnęłam. Obudził mnie chłód pełzający po skórze. Leżałam chwilę, wsłuchując się w deszcz. Nadal padało, ale już nie tak intensywnie.
Przekręciłam głowę na bok i dostrzegłam śpiącego za moimi plecami Patricka. Nie miał na sobie koszulki, tylko same spodnie treningowe. Zsunęłam się z materaca. Przeszłam na jego stronę łóżka i sięgnęłam po koc, który Lilly przyniosła wczoraj, kiedy zaczęło się ochładzać. Przykryłam go delikatnie, starając się go nie obudzić. Wyglądał tak… spokojnie.
Zamierzałam usiąść w fotelu i poczytać, ale nie zdążyłam się odwrócić, kiedy złapał mnie za dłoń, przyprawiając o palpitację serca.
– Hej – szepnęłam. Przez chwilę wpatrywał się we mnie zaspany, po czym zamknął oczy. – Śpij.
– Nie odchodź – poprosił sennie.
Przeszłam nad nim i ułożyłam się za jego plecami. Pociągnęłam za koc, żeby też skorzystać z ciepła, i ponownie zapadłam w drzemkę. Musiał być naprawdę zmęczony, bo kiedy przebudziłam się następnym razem i wyszłam z łóżka, nadal spał. Przełożyłam telefon Patricka na swoją stronę. Ułożyłam go na ręczniku, więc nawet kiedy wibrował przy przychodzącym połączeniu, nie było go słychać. Zakryłam go wkrótce, bo irytowało mnie to, że ekran migał z częstotliwością samolotów podchodzących do lądowania na Heathrow.
Ułożyłam sobie wygodnie poduchy pod plecy i sięgnęłam po książkę. Lilly zajrzała do nas, ale położyłam palec na ustach, nakazując jej milczenie. Popatrzyła uważnie najpierw na niego, a potem na mnie.
– Daj mu pospać – szepnęłam. – Zje, jak wstanie.
Zmarszczyła brwi.
– Wtedy może i dopadnie go głód, ale apetyt będzie miał nie na moje jedzenie… Nie da się żyć miłością – pouczyła matczynym tonem.
– Tlen jest ważniejszy. – Przewróciłam oczami, a ona pogroziła mi palcem.
Zostawiła talerz z ciasteczkami i ciastem marchewkowym dla mnie. Naprawdę doceniałam jej starania w pilnowaniu mojej diety cukrzycowej. Pochłaniałam kolejny kawałek, kiedy poczułam na sobie wzrok Patricka. Wpatrywaliśmy się w siebie dość długo.
– Hej. – Odgarnęłam mu kosmyk włosów z czoła.
Przekręcił się na plecy i potarł twarz dłońmi. Sięgnął za siebie na stolik. Zapewne po komórkę.
– Która godzina?
Wyjęłam jego telefon spomiędzy fałd ręcznika.
– Dochodzi czwarta – odparłam, podając mu to, czego szukał.
Wziął go do ręki, ważył chwilę i rzucił za siebie na stolik bez sprawdzania wiadomości. Zerknęłam przy okazji na swój. Bez niespodzianek: ani jednego powiadomienia. Nawet Sofia i Nicola o mnie zapomniały!
– Coś do jedzenia? Picia? – spytałam miękko.
Pogłaskałam go po głowie, więc znów zamknął oczy, a ja wróciłam do czytania. Kiedy jego oddech się wyrównał, przestałam to robić. Telefon znów zaczął mnie wkurzać, więc wylądował ponownie w ręczniku.
– Cholerstwo – mruknęłam.
Nałożyłam słuchawki i puściłam sobie ścieżkę dźwiękową z filmu. Podjadając truskawki, zatonęłam w lekturze. Adam zjawił się godzinę później. Na widok tej sielskiej sceny pokręcił głową z rezygnacją. Wypchnęłam go z altanki na taką odległość, żeby nie obudzić Patricka.
– Daj mu spokój – zażądałam, biorąc się pod boki.
Zmierzył mnie spojrzeniem, które pewnie miało mnie przestraszyć, ale i tak zastąpiłam mu drogę.
– Serio? – spytał, unosząc brwi z irytacją.
– Serio – odparłam tym samym tonem. – Świat się nie skończy, jeśli na jeden dzień zniknie i odpocznie. W dupie mam, czy ci się to podoba, czy nie.
Mierzyliśmy się spojrzeniami, ale w końcu odszedł, mamrocząc coś po portugalsku. Patrick obudził się, kiedy czytałam książkę, leżąc na boku zwrócona w jego stronę. Wcinałam przy tym kolejną porcję truskawek z bitą śmietaną.
Tak, wiem, dupa rośnie.
Zanurzyłam truskawkę w śmietanie i przesunęłam po jego wargach.
– Nie?
Nie zareagował, więc zjadłam ją sama, po czym pochyliłam się i zlizałam śmietanę z jego ust. Pocałowałam go delikatnie. Przesuwając wargami po jego, chwytałam raz górną, raz dolną między swoje, koniuszkiem języka obrysowałam ich kształt. Oderwałam się od niego i jakby nigdy nic sięgnęłam po kolejną truskawkę. Na talerzyku miałam też ananasa. Kiedy kropelka soku spadła na jego usta, oblizał wargi. Uśmiechnęłam się i wsunęłam mu soczysty kawałek do buzi. Na przemian jadłam truskawkę i karmiłam go ananasem. Wolną ręką głaskałam go po głowie.
– Ostatni – rzuciłam z przepraszającym uśmiechem.
Zerknęłam za siebie. Lilly zostawiła też winogrona i melony. Włożyłam zakładkę w książkę i odłożyłam ją na stolik. Zanim wstałam, palcem zebrałam resztę śmietany z miseczki i oblizałam.
– Chcesz coś jeszcze? – Odstawiłam naczynia na stolik.
– Jesteś piękna – szepnął.
Pociągnął mnie w dół, aż uklękłam na materacu. Najwyraźniej nadal był zaspany, bo bez makijażu, w białym topie, miękkim staniku bez fiszbin i spodniach od dresu nie mogłabym pretendować nie tylko do kandydowania na Miss World, ale nawet do bycia faworytką okolicznego kempingu.
– Pocałuj mnie.
Pochyliłam się i zrobiłam, o co prosił. Delikatnie. Spokojnie, jakbyśmy mieli cały czas świata. Całowaliśmy się bez pośpiechu, jakby to był nasz pierwszy pocałunek. Czułe muśnięcie warg bez krzty zachłanności. Oparłam się o jego bok i leżeliśmy zwróceni twarzami do siebie. Nie chodziło o namiętność, a o bliskość i zaufanie.
– Zawsze kiedy cię całuję, wydajesz z siebie ten sam dźwięk – szepnął. – A ja się zastanawiam, jakie jeszcze mogę z ciebie wydobyć, jeśli dotknę cię w innym miejscu?
Uśmiechnęłam się. Zdecydowanie jego mózg nadal funcjonował w oparach snu, inaczej nie serwowałaby mi tych ckliwych, romantycznych wynurzeń, które, choć tego nie chciałam, powodowały słodki ból w sercu. Prowadziliśmy ryzykowną grę, usiłując przechytrzyć tę drugą stronę w uwodzeniu i naginaniu do swojej woli. I Patrick zdecydowanie wygrywał.
– Lubię cię całować – powiedziałam cicho.
– Co jeszcze lubisz ze mną robić?
– Lubię, kiedy całujesz mój kark, obejmujesz w talii, przyciskasz do ściany, a także ten moment, kiedy się pochylasz, żeby mnie pocałować. – Opuszkami gładziłam linię jego szczęki. – Kiedy mnie przyciągasz do siebie i dominujesz. Twoje wędrujące po moim ciele ręce, wtulanie się w ciebie, kiedy wbijasz się we mnie podczas seksu. Jak pokazujesz, kto tu rządzi, i przejmujesz kontrolę w łóżku – ciągnęłam. Teraz on gładził mnie po twarzy i szyi. – Kiedy się ze mną drażnisz, obejmujesz od tyłu, mówisz, co zamierzasz ze mną zrobić, jak wrócimy do domu. Sprawiasz, że robię się mokra, kiedy pieścisz mój kark i ramiona, gdy jesteśmy w miejscu publicznym. Nie przeszkadza mi, że tracę kontrolę, a wręcz kręci mnie, że mi ją odbierasz. I zawsze chcę więcej…
Znów go pocałowałam. Po prostu nie mogłam się powstrzymać. Kiedy nasze usta się rozłączyły, zsunęłam się i przytuliłam do niego, a on okrył nas kocem. Długo leżeliśmy, ciesząc się ciszą, spokojem i bliskością.
Patrick przetarł twarz dłonią.
– Jak długo spałem?
– Jest siódma.
Westchnął. Odwrócił się, by sięgnąć po telefon.
– Jest na krześle przy wejściu, w ręczniku – poinformowałam. Zerknął na mnie pytająco. Przewróciłam oczami. – Irytował mnie i rozpraszał.
– Mogę sobie wyobrazić liczbę nieodebranych połączeń.
Wsparłam się na łokciu i spojrzałam na niego z góry.
– Adam przyszedł tu jakieś dwie godziny temu.
Musnął mój policzek kciukiem.
– Powinnaś była mnie obudzić.
– Potrzebowałeś snu.
Pocałował mnie delikatnie i wstał z łóżka. Opadłam na poduszki z westchnieniem, zamykając na chwilę oczy, żeby nie widział w nich rozczarowania. Wpatrywałam się z uporem w sufit, wyrzucając sobie od idiotek. Przecież wiedziałam, że organizacja będzie zawsze na pierwszym miejscu, nigdy nie stanę się priorytetem.
Takie chwile kradzionego spokoju złamią mi serce. Powinnam sobie powtarzać, że to nie jest prawdziwe. To tylko gra w udawanie, żeby osiągnąć cel.
– Muszę iść.
Nie odezwałam się, bo i po co? Drzwi otworzyły się, a potem zamknęły. Okręciłam się kocem i wróciłam do czytania. W końcu nie można zostawić głównej bohaterki książki w zawieszeniu tuż przed uprawianiem seksu. Włączyłam playlistę z iPhone’a. Pół godziny później zrobiło się już za ciemno na czytanie. Zebrałam swoje zabawki i pobiegłam do domu, po czym wróciłam po naczynia. Za drugim przejściem się nie śpieszyłam. Padało, ale deszcz był przyjemnie ciepły.
Żeby dostać się do sypialni, musiałam przejść przez hol do schodów, po drodze zahaczając o kuchnię. Zatopiona w ponurych myślach, nieszczególnie zwracałam uwagę na otoczenie, w efekcie czego wpadłam na kogoś, a naczynia jedno za drugim zaczęły spadać na kamienną podłogę. Starałam się je złapać, ale bezskutecznie. Skrzywiłam się na dźwięk rozbijanej porcelany. Mężczyzna, z którym się zderzyłam, wrzasnął coś, czego nie zrozumiałam, złapał mnie za ramiona i potrząsnął. Cudownie, tylko tego było mi trzeba! Przestraszyłam się, że trafiłam na jakiegoś intruza, i instynktownie uderzyłam go w splot słoneczny, tak jak mnie uczył Aiden. Facet cofnął się, ale niemal od razu wziął się w garść i dał mi w twarz z taką siłą, że poleciałam do tyłu i wylądowałam na tyłku. Przyłożyłam dłoń do policzka, wsłuchując się w jego wrzaski. Chociaż zaczęłam się już uczyć lokalnego języka, wyrzucał z siebie słowa tak szybko, że docierał do mnie jedynie niezrozumiały bełkot.
– Wszytko okej? – doszedł mnie z tyłu głos Adama.
Co za głupie pytanie! Przecież siedzę na podłodze pośrodku porozbijanych naczyń, a jakiś pajac z przerośniętym ego i syndromem damskiego boksera wywrzaskuje pewnie jakieś obelgi. Normalka, nie ma na co patrzeć!
– Jezu, nie śpiesz się tak z pomocą, bo dostaniesz zadyszki – sarknęłam, usiłując się podnieść na kolana. – Powiedz mu, żeby przestał się wydzierać. Nie wpadłam na niego specjalnie.
Panowie wymienili parę zdań. Było jedno słowo, które doskonale rozumiałam w tym języku: „dziwka”. Adam odpowiedział coś ostro, nie podnosząc nawet głosu. Facet odszedł, ale nadal nerwowo wymachiwał ramionami, a nawet mamrotał coś pod nosem.
– A on jaki ma problem? – spytałam nonszalancko, zbierając co większe skorupy.
– Co się stało? – Adam złapał mnie za ramię, powstrzymując przed sprzątaniem.
W przydymionym świetle korytarza mogło mu się wydawać, że zarumieniłam się z wysiłku albo zażenowania sytuacją, ale wiedziałam, jak do rana będzie wyglądać moja twarz. Wyswobodziłam się, bo w moim interesie leżało oddalić się stąd, i to w try miga, zanim czerwień po uderzeniu zmieni się w granat popękanych naczynek.
– Nic – skłamałam. – Muszę posprzątać, zanim ktoś na to stanie i zrobi sobie krzywdę. Zapewne byłabym to ja, bo tylko ja zasuwam tu na bosaka, więc się odwal i daj mi to ogarnąć. Zajmij się lepiej neandertalczykiem.
– Zostaw to Lilly.
Aż sapnęłam z oburzenia. Ta kobieta się nie rozdwoi.
– Nie. – Zbierałam dalej skorupy. – Ja narozrabiałam i ja posprzątam.
Przeczesał włosy z frustracją.
– Czemu jesteś tak cholernie uparta?
– Bo mogę, a ciebie to wkurza – przyznałam zgodnie z prawdą.
– Kurwa! – warknął.
Przesłałam mu swój specjalny, triumfalny uśmiech, którego szczerze nienawidził.
– Jak kreatywnie – sarknęłam.
Podreptałam do kuchni. Pod czujnym spojrzeniem gosposi wzięłam szczotkę i szufelkę.
– Na twoim miejscu – odezwała się Lilly – najpierw przyłożyłabym coś do policzka, żeby nie spuchł.
Ta kobieta zdecydowanie była zbyt spostrzegawcza, ale w kuchni, w odróżnieniu od korytarza, paliło się jasne światło.
– Za późno – wymamrotałam. – Mam skazę naczyniową. Kruchość naczyń krwionośnych.
– To lepiej się nikomu nie pokazuj. – Odebrała mi szczotkę i szufelkę. – I posmaruj to czymś szybko.
– Mogę sama… – zaprotestowałam.
– Nie możesz – odparła, wskazując na moje bose stopy.
– Nic mi nie będzie. Czemu wszyscy traktują mnie tutaj, jakby brakowało mi piątej klepki? – westchnęłam niecierpliwie.
Obrzuciła mnie zirytowanym spojrzeniem sugerującym, że dokładnie tak jest.
– Weź lód z zamrażarki i idź na górę. I to szybko, chyba że chcesz mieć okazję zobaczyć, co się dzieje w tym domu z mężczyzną, który bije kobiety.
Jakby to kogoś obchodziło!
– Ha! – mruknęłam, wzruszając ramionami. – Adam nie wydawał się zbytnio przejęty.
Wydawała się zaszokowana na tyle, żeby odwrócić się w wejściu do kuchni.
– Po tym, co się przydarzyło Sofii? Niemożliwe.
– No dobrze – przyznałam. – Przyszedł, jak już siedziałam na podłodze.
– Wie, co się stało?
– A ma to znaczenie?
Lilly wydawała się zrezygnowana. Pokręciła głową z dezaprobatą i podreptała przed siebie.
– Proszę, nie mów nikomu – zawołałam za nią.
Zaczęła coś mamrotać pod nosem. Przyłożyłam opatrunek lodowy, ale niewiele to pomogło. Zanim poszłam spać, siniec zmienił kolor na purpurowy. Cudownie. Posmarowałam obite miejsce żelem arnikowym. Ciekawe, czy Patrick znów gdzieś wyjedzie bez pożegnania i nie będzie go przez kilka dni?
Zmęczona zasnęłam, nim pojawił się w łóżku. Poranek nadszedł zdecydowanie za szybko.
– Co ci się, kurwa, stało?! – Wściekły głos wdarł się brutalnie w cieplutki kokon snu.
Skrzywiłam się, uchylając powiekę. Patrick wpatrywał się we mnie z furią. A miałam taki przyjemny sen z nim w roli głównej… Szkoda, że po przebudzeniu zamiast pieszczot czekało mnie starcie z rozgniewanym facetem. Ja to mam szczęście! Jeden wczoraj, drugi dzisiaj. Może się zaraził wścieklizną od tamtego neandertalczyka?
– Czemu krzyczysz? – wyszeptałam.
Przekręciłam się na bok i zakryłam kocem, ale odwrócił mnie na plecy. Nadzwyczaj delikatnie ujął moją twarz tak, by przyjrzeć się sińcowi.
– Zakładam, że żel z arniki zbytnio nie pomógł? – wymamrotałam, zduszając ziewnięcie.
Widziałam, jak bierze głęboki oddech, usiłując zapanować nad sobą.
– Co. Ci. Się. Kurwa. Stało?! – wyskandował.
Wiedziałam, że jest wściekły nie na mnie, ale na tego, kto mnie skrzywdził. Najwyraźniej nie dowiedział się o tym wcześniej, co by oznaczało, że Adam nie dostrzegł śladu uderzenia na mojej twarzy.
– Nic, mam słabe naczynia krwionośne.
Z frustracją przeczesał włosy palcami.
– Naprawdę mam ochotę tobą potrząsnąć.
– Naprawdę uważasz, że coś by to dało? – siliłam się na sarkazm.
– Czemu jesteś taka uparta?
Pochylił się nade mną. Pewnie chciał mnie onieśmielić, ale przestałam się go bać już dawno temu. Nie był w stanie mnie fizycznie skrzywdzić, to wiedziałam na sto procent od incydentu po przyjęciu. Opadł niżej na przedramiona, więżąc mnie pod swoim ciałem.
– Bo cię to wkurza – wyznałam z satysfakcją. – A muszę mieć jakąś rozrywkę.
– Właściwie – zmienił odrobinę pozycję nade mną – to mnie niesamowicie kręci, kiedy mi się stawiasz.
Ujęłam jego głowę w swoje dłonie.
– No to będziesz cały czas w ekstazie!
Bardziej poczułam, niż zobaczyłam, że się uśmiecha, zanim mnie pocałował. Mężczyźni byli tacy łatwi w manipulacji, zwłaszcza kiedy zmagali się z poranną erekcją. Potem ich zaspokojony i naładowany energią mózg funkcjonował na mniejszej ilości testosteronu, czyniąc ich mniej zaborczymi, a bardziej rozsądnymi. W teorii. Mojej. Do tego sprawdzonej w praktyce w poprzednich związkach. Postanowiłam zatem wykorzystać własne ciało, żeby go trochę „wyciszyć”.
Miałam właśnie dojść, a całe moje ciało zastygło w oczekiwaniu na falę przyjemności, kiedy Patrick oderwał usta i zapytał spokojnie, jakby cała gra wstępna zupełnie go nie podnieciła:
– Co się stało?
Jęknęłam przeciągle, sfrustrowana, że orgazm uciekł mi sprzed nosa. Przymknęłam oczy, rozchylając usta i ocierając się sugestywnie o jego dłoń wciąż tkwiącą między moimi udami. Co prawda pieścił mnie, ale nie w taki sposób, żebym doszła. W myślach pogratulowałam mu podzielności uwagi oraz taktyki, ale ja też nie byłam amatorką.
– Wejdź we mnie – błagałam, sterując jego dłonią. – Muszę poczuć cię w sobie.
Usłyszałam rzucone na wydechu soczyste przekleństwo i już wiedziałam, że przegrał.
Czy może, że oboje wygraliśmy?
Bez wysiłku przekręcił mnie na bok. Boże, ile on miał siły! I jak mnie to niesamowicie kręciło, że nie bał się tej siły używać w sypialni. Pieściłam dłońmi każdy dostępny skrawek opalonej skóry, czując pod palcami twarde mięśnie. Wsuwał się do środka powoli, centymetr po centymetrze. Świadomie zacisnęłam na nim mięśnie, a on w odpowiedzi chwycił mocniej moje biodro.
– Doprowadzasz mnie do szału – wymruczał.
Gdybym do tej chwili nie stała się rozedrganym kłębkiem nerwów, zorientowanym tylko na odczuwanie, pewnie sarknęłabym: „I kto to mówi?”. Niestety w obecnym stadium podniecenia byłam w stanie tylko jęknąć, poddając się pieszczotom zdolnych palców, które gładziły łechtaczkę.
Po dłuższym czasie leżałam wyczerpana, delektując się cudowną błogością krążących w żyłach endorfin. Zaczynałam przysypiać, kiedy usłyszałam jego cichy głos.
– Po Ethanie przyrzekłem sobie, że nigdy więcej nie spotka cię nic złego – przyznał. – A teraz coś stało ci się w moim domu. Czy wiesz, jak się czuję?
Echa niedawnych przyjemności natychmiast znikły, ustępując miejsca wyrzutom sumienia. Boże, ten facet potrafił manipulować jeszcze lepiej niż ciężarna kobieta na hormonalnym haju. Nie chciałam wyznać prawdy, to trzeba było mnie wziąć pod włos!
– Nic się nie stało – skłamałam po raz kolejny.
– Jak możesz tak mówić?
Westchnęłam z rezygnacją.
– Bo w sumie to moja wina. I ja zaatakowałam pierwsza – wyznałam.
Wpatrywał się we mnie intensywnie. Chciałam odwrócić wzrok, ale mi nie pozwolił.
– Nie, patrz na mnie – rozkazał ostro. – Nie jesteś w stanie kłamać, kiedy patrzysz mi w oczy.
– Interesujące, ale nieprawdziwe! – zaprzeczyłam, na co uniósł brwi. – Nieważne… Wracając do tematu. W skrócie: on mnie złapał, ja zareagowałam i uderzyłam, jak uczył Aiden, on mi oddał. Koniec historii.
Zacisnął zęby, a w jego oczach pojawiły się iskry furii.
– Kto? – wycedził.
– Facet.
– Jak wyglądał?
Mam mu podać rysopis jak w Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie?
– Dwie nogi, dwie ręce…
– Przestań! – rozkazał gniewnie, prawie mną potrząsając. – Potraktuj to poważnie.
– Nie zamierzam. – Westchnęłam z rezygnacją. – Nawet gdybym uważała, że zrobił to specjalnie, i tak nie przybiegłabym się poskarżyć.
Zmarszczył brwi.
– Dlaczego?
Musiał być naprawdę wściekły, skoro nie zadawał precyzyjnych pytań, prowokując mnie do podsycania buzujących emocji.
– Dlaczego nie przybiegłabym się poskarżyć czy dlaczego nie traktuję tego poważnie?
– I jedno, i drugie – wycedził przez zęby.
Ciekawe, czy wyjdzie z tego druga runda gniewnego seksu?
– Za duża jestem, żeby się skarżyć, no i sama zaczęłam. W ramach kary chciałam posprzątać, bo rozumiesz, nabałaganiłam przez swoją nieuwagę, to mogłam i posprzątać. – Chciał coś powiedzieć, ale uciszyłam go, kładąc dłoń na jego ustach. – Nie, Lilly nie powinna mi usługiwać. Jestem już dużą dziewczynką i sama sobie wiążę buty, to mogę też ogarnąć bajzel, który robię. A po drugie, to ja mam traumę po Ethanie, to ja uderzyłam pierwsza, to ja się przestraszyłam, kiedy mnie złapał. Może po prostu chciał mi pomóc. Adam nas rozdzielił.
Widziałam, jak w jego oczach przemykają różne emocje. Mogłam sobie tylko wyobrazić, jak jego mózg rozwija prędkości nadświetlne, analizując dane. Moment, w którym wszystko złożyło się w całość, zbiegł się z mocnym zaciśnięciem szczęki.
– Nie chciał.
Odsunął się ode mnie i usiadł na skraju łóżka.
– Słucham?
– Teraz już wiem, kto to był, i z całą pewnością nie chciał ci pomóc.
Podniosłam się, okrywając prześcieradłem.
– Wiesz, jakim jest człowiekiem, a jednak wpuszczasz go do swojego domu, w którym jestem ja… – zawiesiłam znacząco głos. Wyszłam spod pościeli i naciągnęłam na siebie koszulkę. – Dzięki, Patrick. Teraz już z całą pewnością nie masz prawa nic mu zrobić.
– Nie miało go tam być! I nie byłoby, gdybym nie spał.
Przez chwilę mnie zatkało po tym oświadczeniu.
– O! To teraz ja jestem ta zła, bo pozwoliłam ci spać? To świetnie! – fuknęłam. – Sama sobie najwyraźniej zasłużyłam.
Złapał za skraj mojej koszulki, ale szybko rozpięłam guziczki z przodu i została mu w ręku. Minęłam go łukiem i poszłam do łazienki.
– Jeszcze z tobą nie skończyłem – zawołał za mną.
– Ja z tobą tak – mruknęłam ze złością, zatrzaskując z pasją drzwi do łazienki i blokując zamek. – Odwal się.
Po sekundzie namysłu otworzyłam zamek, bo to gówno i tak by go nie powstrzymało.
Jak tylko zniknęła za drzwiami, wziąłem do ręki telefon.
– Już jadę – przywitał się ze mną Marco.
– Mam dla ciebie inne zadanie. – Z łazienki doszedł mnie szum wody. – Znajdź Sala i spotkajmy się w Oblivionie. Wyciągnij od Fabiego albo Aidena nagranie z domu, z wczorajszego wieczoru.
Jak zawsze nie zadawał zbędnych pytań.
– Za godzinę?
– Dwie. Może zjem śniadanie z moją „ofiarą”.
– Chyba losu – zażartował.
– Obejrzyj zapis z kamer. Ja z pewnością tak zrobię, zanim przyjadę.
– Mam się nim zająć?
– Nie. Zostawiam sobie tę przyjemność. – Rozłączyłem się z nim.
Rozważałem przez chwilę, czy bardziej mam ochotę znów się z nią kochać, czy zajebać tego chuja, który pozostawił ślad na jej ślicznej twarzy. Najpierw rzeczy najważniejsze. Czyli żądza krwi. Mój kutas wydawał się na razie usatysfakcjonowany, za to bestia we mnie domagała się zemsty. W pokoju ochrony zastałem tylko jednego z ludzi Aidena. Przywitał się ze mną uprzejmie.
– Kto siedział wczoraj wieczorem na monitorach?
– Jay.
– Znajdź nagrania z Anją po siódmej wieczorem, wejście od altany po tej godzinie. Sama cię poprowadzi – poprosiłem.
Zaczął przeskakiwać między plikami z różnych sekcji domu. Parę minut później znalazł, co chciałem. Widziałem, jak Sal uderzył ją w twarz. Moja bestia ryknęła głośno. Zacisnąłem dłonie w pięści. Ochroniarz aż sapnął.
– Co za skurwiel!
– Mnie bardziej interesuje, jakim cudem Jay tego nie widział. – Chłopak pobladł nieznacznie na te słowa.
– Może założył, że Adam się tym zajął, skoro tam był?
– To jest akurat pierwsze pytanie, które mam zamiar zadać.
Pozostawiłem w domyśle, któremu z nich. Nie musiałem nawet dzwonić po Adama. Dołączył do nas, zamykając za sobą drzwi.
– Co jest?
Spojrzałem na niego ponuro.
– Odtwórz to jeszcze raz – rozkazałem ochroniarzowi.
– Kurwa! Nie widziałem tego! – warknął Adam, kiedy nagranie się skończyło. – Ja pierdolę, zajebię gościa.
– Za późno! Teraz ja się nim zajmę – powiedziałem śmiertelnie poważnie.
Przeczesał włosy palcami, zanim się odezwał.
– Zachowywała się, jakby nic się nie stało! Kurwa, zajebałbym go na miejscu! – Podparł się pod boki. – Czemu ona jest tak uparta?
– Bo może, a ciebie to wkurwia.
Spojrzał na mnie, przymrużając oczy.
– Dokładnie to powiedziała wczoraj.
Jakoś nie osłabiło to mojego gniewu. Byłem wściekły na Adama, bo nie zareagował, ale zdawałem sobie sprawę, że nie widział, co się naprawdę stało. Znalazł się na miejscu, kiedy ona siedziała już na tyłku. A potem zrobiła wszystko, żeby nie zobaczył jej twarzy. Uparta bestyjka. Nie wiem, na co liczyła? Że się nie dowiem?
– Kto siedział na monitorach?
– Jay – odparł ochroniarz natychmiast.
– Znajdź go! – warknął Adam. – Sal?
– Wysłałem po niego Marca – odparłem.
– Oblivion?
Pokiwałem głową.
Anji nie było przy stole. Lilly wskazała na altankę. A więc postanowiła znów się ukrywać i udawać obrażoną. Zjedliśmy z Adamem w ciszy. Dojazd do klubu zajął nam niecałe pół godziny. Marco stał oparty o bar, bębniąc palcami po blacie.
– Widziałem nagranie. Co za kutas! Zaprosiłem go już na dół.
Sal siedział przywiązany do krzesła na środku naszego pokoju przesłuchań. Dałem znak, żeby zdjąć mu knebel.
– Co jest, kurwa? – wrzucił z siebie ze złością. – Tak traktujecie wspólników?
– Wiesz, czemu tu jesteś? – Usiłowałem opanować w sobie potrzebę przefasonowania mu ryja.
– Gdybym, kurwa, wiedział, tobym nie pytał – niemal z siebie wypluł.
– To nie ma nic wspólnego z interesami. Wpuściłem cię do swojego domu – zacząłem grobowym głosem – a ty podniosłeś rękę na kobietę, która w nim przebywała.
– To tylko jakaś pierdolona służąca!
Żaden z nich nie zdążył zareagować, kiedy zaserwowałem mu pierwszy cios. Chyba się go nie spodziewał. W ciszy rozległ się dźwięk przestawianej chrząstki, a krew trysnęła ze złamanego nosa. Facet zawył, jakbym go obdzierał ze skóry. Co za pizda! Spodziewałem się po nim czegoś więcej, w końcu był wysłannikiem rodziny Delgada.
– Może Delgado pozwala damskim bokserom ukrywać się w jego szeregach – warknąłem. – Chuj mnie to obchodzi. Ale kiedy dotykasz mojej kobiety… – zawiesiłem głos. Strach w jego oczach wskazywał, że w końcu zatrybił. – Mojej kobiety! – ryknąłem. – W moim domu!
– To tylko kobieta! – odszczeknął.
Facet miał IQ marchwi i zero instynktu samozachowawczego!
– Nie dość, że damski bokser, to jeszcze głupi jak but – doszły mnie wypowiedziane z politowaniem słowa Marca.
Facet nie rozumiał zasad. Miałem w dupie, czy Delgado pozwala swoim ludziom maltretować kobiety. Ta jedna należała do mnie! I nikomu nie wolno jej dotykać. Zacząłem go okładać pięściami, usiłując ostudzić palące emocje. Już dawno nie czułem takiej przyjemności z ręcznej roboty. Nieważne, że obtarte kostki bolały.
W końcu Adam odciągnął mnie do tyłu.
– Kurwa, zabijesz go – warknął. – Zostaw coś dla nas.
Strząsnąłem z siebie jego dłonie. Stanął między mną a tym pojebem, popychając mnie do tyłu. Facet wydawał z siebie bolesne jęki.
– Czy teraz moja kolej? – zapytał mrocznie Marco, prostując się.
– Czy żonę Delgada też byś uderzył? – spytał Adam zwodniczo spokojnym głosem.
– Nie była oznaczona! – bełkotał Sal, próbując się bronić.
– I to ci pewnie uratuje dzisiaj życie.
Drzwi się otworzyły. Do środka weszli Aiden i Jay. Twarz tego drugiego była w nieco lepszej formie niż Sala. Poruszał się dość sztywno, czyli Aiden się nie opierdalał. Mogłem się ostatecznie na to zgodzić, bo to jego człowiek. On powinien się z nim rozprawić. Nie żeby mnie to satysfakcjonowało, ale odbiję sobie na Adamie, jak tylko skończymy. Marco wyciągnął nóż.
– Sal, to twój szczęśliwy dzień. Wiesz, dlaczego? – Złapał go za włosy i wyprostował brutalnie. – Miałeś kupę szczęścia, że uderzyłeś ją lewą ręką, skoro jesteś praworęczny.
Bez dalszego gadania odciął mu najmniejszy palec u lewej ręki. Ja bym skurwielowi odjebał całą dłoń. Facet zawył jak zarzynane prosię. Naprawdę, kurwa, żałosne. Jay wyglądał, jakby miał się pochorować, ale pod moim spojrzeniem wyprostował się natychmiast. Nadal był blady jak ściana. Ludzie od Aidena potrzebują więcej wprawy.
– Zabierz to gówno sprzed moich oczu, zanim, kurwa, zmienię zdanie i go po prostu odjebię – wycedziłem do Aidena, po czym zwróciłem się do Sala. – Wypierdalaj z mojej wyspy!
– Dopilnujemy jego bezpiecznej podróży – zapewnił Aiden.
Zostawiliśmy ich i przenieśliśmy się parę drzwi dalej, do siłowni.
– Wszyscy wypierdalać! – zawołał Marco.
Dwóch ludzi, którzy byli na macie, przerwało pojedynek. Nikt nie śmiał dyskutować z wyraźnie podminowanym egzekutorem. Zwłaszcza że my dwaj staliśmy z tyłu. Zdjąłem koszulkę. Choć było już na to trochę za późno, Marco rzucił mi owijki.
– Zostawię was, żebyście sobie upuścili nieco pary – stwierdził i zamknął za sobą drzwi.
Adam chyba nie spodziewał się mojego pierwszego ciosu, który niemal posłał go na matę. Podniósł się szybko. Otarł kącik ust i zlizał krew. Na jego twarzy pojawił się demoniczny uśmiech.
– Może zasłużyłem na jednego.
– Serio?! – warknąłem, nacierając na niego z tłumioną dotąd wściekłością.
Nasza „pogadanka” trwała niemal godzinę, ale mogłem po niej wyjechać spokojniejszy, wiedząc, że będzie miał Anję na oku. I to bardziej niż dotychczas.
W tak ogromnym domu pewnie potrafiłabym się ukrywać przez tydzień i nikogo nie spotkać. Na Adama wpadłam w kuchni dopiero dwa dni później. Zignorowałam go i podeszłam do ekspresu.
– Pijesz za dużo kawy – gderała Lilly, krzątając się po kuchni. Jeśli sądzić po zapachu unoszącym się w powietrzu, robiła słodkie bułeczki cynamonowe.
– Mówią, że ludzie składają się w osiemdziesięciu procentach z wody. Ja mam osiemdziesiąt procent kawy we krwi, grupa A…rabica mocno palona! Codziennie muszę uzupełniać niedobory.
Adam parsknął śmiechem. Usiadłam z filiżanką przy stole. Przecież nie odmówię sobie gorącej bułki prosto z piekarnika!
– Kot ci odgryzł język? – zagaiłam, bo bycie ignorowaną zaczynało mi działać na nerwy.
Odwrócił się do mnie, a ja zastygłam w bezruchu. Na policzku miał ogromnego sińca. Filiżanka brzęknęła o blat, kiedy odstawiłam ją energicznie.
– A tobie co się, kurwa, stało? – wypaliłam nieco za głośno.
Milczał chwilę, mieszając kawę w kubku.
– Ty.
Nie takiej enigmatycznej odpowiedzi się spodziewałam.
– Ja? – spytałam z niedowierzaniem. Zatrybiłam dopiero po chwili. – A to podły…
Sięgnęłam po swój telefon, ale zabrał mi go z ręki.
– Zanim wykonasz to połączenie, posłuchaj.
Ze złością skrzyżowałam ramiona pod piersiami i zaczęłam tupać stopą.
– Owszem, ja i Patrick daliśmy sobie po razie – oświadczył, a ja przewróciłam oczami. – I on wygląda teraz zdecydowanie lepiej, ale przyznać mu trzeba, że naprawdę był wściekły i musiał odreagować, a mnie zabrakło uważności. Pech, że naszego regularnego sparingpartnera nie było akurat w pobliżu.
Nie czułam się przekonana.
– I będziesz mi usiłował wmówić, że to, co mam na policzku, nie ma z tobą nic wspólnego?
Teraz on zaplótł ramiona na piersi.
– Ma. Ewidentnie przeoczyłem oczywiste – przyznał. – To moja rola, żebyś była cała i zdrowa. Tak samo jak poprzednio pilnowałem jego pleców za każdym razem, kiedy odwracał się tyłem do wrogów. Prawdę mówiąc, byłem równie wkurwiony jak on, kiedy mi powiedział, a potem pokazał, co się stało.
Te wyjaśnienia tylko podsycały mój gniew. Nie byłam jakąś cholerną księżniczką na ziarnku grochu, żeby mnie trzeba było ratować z opresji!
– Powiem to drugi i mam nadzieję ostatni raz: to ja zaatakowałam pierwsza – wycedziłam. – W skrócie: on mnie złapał, ja zareagowałam, uderzyłam, oddał. Koniec historii.
– Kurwa! – wyrzucił z siebie z frustracją. – Nie ma wytłumaczenia dla faceta, który bije kobietę.
Powiedział facet w mafii.
– Naprawdę chcesz, żebym uwierzyła, że jeśli cię uderzę, nie oddasz mi? – powątpiewałam.
– Nie jestem damskim bokserem – zaprzeczył.
– Zgadzam się, ale zaskoczeni ludzie różnie reagują.
Zaśmiał się niewesoło. Trochę, jak mi się wydawało, z zakłopotaniem.
– Wierz lub nie, ale Sofia serwuje mi różne akcje.
Pokręciłam głową z rezygnacją.
– Nie chcę wiedzieć. Czy mogę teraz do niego zadzwonić?
Podał mi telefon.
– Nie odbierze.
– Ponieważ?
– Jest zajęty. Wróci za parę dni, a tam, gdzie jest, nie wolno mieć telefonu.
– A gdyby coś się stało?
– W sprawie życia lub śmierci wiem, jak go złapać, ale opierdalanie go nie podchodzi nawet pod kategorię „pilne”.
– Może dla ciebie – mruknęłam. – Jego żona też będzie w kategorii „na później”?
Zanim zdążył dopowiedzieć, złapałam dwie bułki i poszłam do altany.
Sofia pojawiła się na Balearach następnego dnia. Złapała mnie za podbródek, żeby obejrzeć siniec.
– Czyżby dogoniły cię konsekwencje własnych czynów? – zakpiła. Wysunęłam się z jej uścisku. – Adam ma ładnego do kompletu – dodała.
– No i? – spytałam defensywnie. – Kazałam się Patrickowi odwalić i powiedziałam jasno, że to jego wina. To on wpuścił do swojego domu tego neandertalczyka. Chcesz robić sceny? To idź do Patricka. O ile go znajdziesz, bo ode mnie telefonu nie odbiera! Zaczynam podejrzewać, że się przede mną ukrywa. Taka jestem straszna! – Rozłożyłam ramiona. – Jakbym była księżniczką w wieży strzeżonej przez smoka, to rycerze ratowaliby smoka.
– Wiedziałam, że lubię cię nie bez powodu. – Przytuliła mnie. – Powiedz cioci Sofii, co się naprawdę stało.
Czuły gest sprawił, że miałam ochotę się rozpłakać.
– Przestraszyłam się – wyszeptałam.
– Czemu nic nie powiedziałaś Adamowi?
– Obie wiemy, jak się tu dostałam. W hierarchii stoję dość nisko.
Spojrzała na mnie z zaskoczeniem.
– Chyba nie znasz swojej wartości.
– Jasne, oświeć mnie. Gdzie na drabinie jest kobieta kupiona z burdelu w Dubaju…
Przewróciła oczami.
– Ty idiotko – mruknęła z gniewnym westchnięciem.
– Komplementy… – sarknęłam.
Złapała mnie mocno za ramiona, spoglądając gniewnie w oczy.
– Naprawdę z ciebie idiotka! – zawołała, potrząsając mną. – Nikomu nie wolno cię tknąć. Jest Patrick, a potem ty. Wszyscy w domu to wiedzą. Nawet Ethan to wie.
– Jasne! I dlatego jestem tu uwięziona? W pieprzonym Alcatraz Majorka?
Otworzyła usta ze zdumienia.
– Normalna jesteś? – spytała z powątpiewaniem.
– Obie wiemy, że odpowiedź na to pytanie brzmi „nie”!
– Serio tak myślisz? Ubieraj się – rozkazała. – Jedziemy do miasta!
– Ale po co? – Zerknęłam na moje szorty i koszulkę. – Jestem ubrana.
– Chyba na wybory Miss Przyczepy Kempingowej na Alasce – ironizowała.
– Nie potrzebuję drogich ubrań, żeby ładnie wyglądać!
Pogłaskała mnie po głowie.
– Ale one sprawiają, że czujesz się ze sobą lepiej. W tej chwili wyglądasz jak bezdomna.
– Co tak jakby jest prawdą? – Obejrzałam ją od stóp po czubek głowy. – A ty jak wysokiej klasy dobrze opłacana dama do towarzystwa.
Okręciła się niezbyt przejęta moją wredną opinią.
– I to też jest prawda – przyznała. – Ale nigdy, przenigdy nie mów tego w obecności Adama. Nie spodoba ci się jego reakcja. – Postukała palcem po ustach w zamyśleniu. – Zróbmy deal.
Układy z Sofią to zawsze śliski temat.
– Już się boję.
– Ja wybiorę ci kilka ciuchów, a ty kilka dla mnie – zaproponowała. Przerażająca perspektywa. – W zależności od tego, kto będzie organizował daną rozrywkę, ten ubiera drugą osobę?
Dobra, na to mogłam się zgodzić.
– Brzmi sensownie.
– Moje włosy są dzisiaj do dupy – oświadczyła. – Ale to nic, włożę coś z głębokim dekoltem, żeby się wyrównało.
– Ja mam za to ogromnego sińca na policzku, więc nie ma znaczenia, w co się ubiorę!
Położyła dłoń na sercu.
– Do zatuszowania tego mankamentu masz mnie! Nie takie sińce maskowałam.
– Nie chcę mieć skorupy z pudru na twarzy – zaprotestowałam słabo, kiedy ciągnęła mnie za sobą na drugie piętro, do ich sypialni.
– Spoko! Zrobimy tak, że nikt się nie domyśli, ale za to włożysz coś ładnego.
– Z twojej czy z mojej szafy? – dociekałam. – Bo jak z twojej, to pas na całej linii!
– Weź nie psuj zabawy! – udawała obruszoną.
– Czy ty w ogóle masz w szafie coś, co nie podkreśla cycków albo tyłka?
– Mam fajny tyłek i jeszcze lepsze cycki, które pomagają mi odciągnąć uwagę od mojej zupełnie powalonej osobowości. Ludzie skupiają się na tym, co widzą, i zostawiają mnie w spokoju. – Posadziła mnie przed toaletką. – Daj mi się tym zająć.
Godzinę później patrzyłam na swoje odbicie w lustrze i musiałam obiektywnie przyznać, że Sofia zrobiła genialną robotę, co znów zmusiło mnie do przemyśleń, ile razy musiała tuszować własne siniaki?
– Gdzie się tego nauczyłaś?
– Pomagam czasem w schronisku, które zapewnia spokojny kąt maltretowanym kobietom – odparła, zaskakując mnie totalnie. – Wiem, jak trudno patrzy się na własne odbicie, kiedy dostrzegasz dowody zbrodni kogoś innego dokonanych na tobie. Mogę pomóc chociaż na tyle, żeby popatrzyły w lustro z nadzieją.
Ta wypowiedź złapała mnie za serce. W odruchu przytuliłam ją do siebie mocno, a potem pozwoliłam się ubrać. O dziwo sukienki Sofii pasowały na mnie prawie idealnie.
Wylądowaliśmy w nieznanej mi wcześniej, uroczej, niewielkiej restauracji z przepysznym jedzeniem. Sądząc po zażyłości Alessiego z obsługą, doszłam do wniosku, że bywali tu z Sofią regularnie. Wręcz nieprzyzwoicie się objadłam i mogłam tylko żałować, że dałam się skusić na dopasowaną sukienkę. Zresztą na stroju kuszenie się nie skończyło, ponieważ Sofia zamówiła deser. Trajkocząc jak najęta, zabawiała pytaniami nie tylko mnie, ale i Alessiego, u którego pierwszy raz zobaczyłam ludzkie oblicze. Kiedy po skończonym posiłku podniosłam się od stołu, od razu zrobił to samo. Spojrzałam na niego wymownie.
– A ty gdzie?
– Wychodzimy?
– No chyba ty! Ja idę tylko do toalety i nie potrzebuję eskorty ani trzymania za rękę.
Opadł na krzesło bez słowa, chociaż czułam na sobie jego niezadowolone spojrzenie. Załatwiłam potrzebę i wyszłam z kabiny. Otaczała mnie cisza, co było dość dziwne, bo w restauracji było sporo gości, a damski kibel jest jak Mekka: każda musi się tu pojawić przynajmniej raz. Rozejrzałam się i dostrzegłam mężczyznę opartego o zamknięte drzwi wejściowe. Spięłam się nieznacznie, niepewna, co zrobić. Zmarszczyłam brwi, kiedy nie wykonał żadnego ruchu. Mogłam zacząć wrzeszczeć, żeby zwrócić uwagę obsługi, ale byliśmy obok gwarnej kuchni, więc szanse, że ktoś mnie usłyszy, oceniłam na coś pomiędzy „słabe” a „żadne”. Pozostało mi go onieśmielić zachowaniem lodowatej księżniczki, a ostatecznie sprawdzić, czy lekcje samoobrony na coś się zdadzą.
– Jesteś w złej toalecie – oznajmiłam spokojnie, odkręcając wodę w kranie i przyjmując taktykę, że najpierw spróbuję „po dobroci”, chociaż ze strachu pot wystąpił mi na czoło.
– Przeciwnie: jestem w odpowiednim miejscu i czasie – zapewnił. Nerwowo rozejrzałam się za czymś, co mogłoby posłużyć za broń. – Zanim zaczniesz świrować i wpędzisz nas oboje w kłopoty, przedstawię się. Nick Buchannan, pracuję dla Interpolu.
Tę nazwę słyszałam mimochodem już nie raz. Trzeba by mieć zerowe IQ, żeby iść na współpracę z policją czy jakimikolwiek służbami, będąc kochanką szefa mafii. Dość już widziałam przez ostatnie tygodnie, żeby dojść do wniosku, że nawet sama rozmowa stanowi dla mnie śliski grunt. W toalecie nie zamontowano kamer, więc w przypadku konfrontacji mielibyśmy słowo przeciwko słowu.
– Cokolwiek masz mi do powiedzenia, nie jestem zainteresowana – odparłam defensywnie.
– Od dawna szukamy kogoś do współpracy. – Zupełnie zignorował moje słowa.
Spotkaliśmy się wzrokiem w lustrze.
– Pomyłka w adresie – oznajmiłam dobitnie.
Ewidentnie rozbawiłam go swoimi odpowiedziami.
– Mamy mało czasu, więc do rzeczy. Nie chciałabyś wrócić do Polski? Do domu? Do rodziny? Chyba że podobało ci się w burdelu w Dubaju? Lubisz, jak ktoś cię porywa i gwałci?
Tego się nie spodziewałam! Aż rozchyliłam usta, zdumiona jego bezpośredniością. Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy, a serce przyśpiesza. Zastygłam z ręcznikiem papierowym w ręku.
– Naprawdę dasz się kupić mafii? – dodał. Oblizałam usta, po czym wypuściłam drżący oddech. – Nie wyglądasz na taką.
Te cztery słowa sprawiły, że zdenerwowanie przeszło we wściekłość. Mrużąc oczy, przechyliłam głowę na bok i splotłam ramiona na piersi.
– O! A jak „takie” wyglądają?
– Jak twoja towarzyszka przy stoliku – odpalił. Brwi podskoczyły mi do góry. Co innego, jak ja obrażam Sofię, nazywając ją obsypywaną złotem damą do towarzystwa, a co innego, jak obraża ją jakiś kutasina z Interpolu! – Oni mają w dupie swoje kobiety. To taka ozdoba i nic poza tym.
Facet nie miał pojęcia, o czym mówi. Patrick był zaborczy jak diabli. Niczego mi nie odmawiał, o ile w jego mniemaniu nie było to niebezpieczne lub nie stawiało go w złym świetle. Adam nie raz, nie dwa dawał publicznie dowody, że Sofia jest jego kobietą. A co działo się za zamkniętymi drzwiami? Przecież ci dwoje zachowywali się czasem jak para nastolatków na hormonalnym haju. Słowa agenta sprawiły, że otrząsnęłam się z zaskoczenia. Może i dużo wiedział o mnie, ale niewiele o organizacji, którą potencjalnie miałabym dla niego szpiegować.
– Zapomniałeś dodać: „I nigdy się w tobie nie zakocha”.
Uśmiechnął się arogancko.
– To też. Jak mu się znudzisz, znajdzie sobie nową.
– Zupełnie jak w normalnym życiu – skontrowałam, podchodząc do niego bliżej.
– Wiesz, co się dzieje z kobietami, które porzucają? – spytał, tarasując mi drogę. – Lądują dwa metry pod ziemią. Jesteś ładna i inteligentna. Połącz kropki!
Odrobinkę przesadził z tym „ładna”. Odrobinkę.
– A ty niewystarczająco uroczy, że mnie skusić. – Przechyliłam głowę na bok. – Poza tym skierowałeś kroki do złej osoby, skoro kobiety są tak bezużyteczne, jak twierdzisz… Nic nie wiem.
Stanął bokiem, pozwalając mi sięgnąć do klamki. Zanim jednak otworzyłam drzwi, oparł się o nie ciężko, uniemożliwiając mi wyjście. Dreszcz strachu przemknął mi po plecach. Czy Alessi naprawdę przybiegłby mi z pomocą? Czy usłyszy, kiedy zawołam?
– Nie masz pojęcia, ile może usłyszeć postronna osoba. Potrzebuję tylko kilku informacji…
Szarpnęłam za drzwi, próbując je otworzyć. Parsknęłam, kręcąc głową.
– Działasz w akcie desperacji? Jeśli mnie nie wypuścisz, Alessi ruszy tyłek od stołu, a tego z pewnością nie chcesz – zablefowałam. – Po co wam kolejna skarga za nagabywanie?
Wyprostował się i pozwolił mi wyjść. Wygładziłam sukienkę i wróciłam do stolika, starając się przywołać na twarz wyraz radosnego rozleniwienia starty bezpowrotnie przez kmiota z Interpolu. Odetchnęłam głęboko, przyklejając na usta kpiący uśmiech.
– Jeszcze jeden deser? – spytała Sofia. – Albo kawa?
– Możemy już jechać do domu? – Spojrzałam na nią prosząco.
– Jasne. – Skinęła na kelnera, który natychmiast ruszył w jej kierunku.
Agent Interpolu minął nasz stolik, jakby nigdy nie składał mi w toalecie propozycji współpracy. Powiodłam za nim spojrzeniem ze zmarszczonym czołem. Alessi przymrużył oczy, wędrując wzrokiem między mną a jego oddalającymi się plecami.
– Tylko do toalety? – mruknął, wstając, i rzucił banknoty na rachunek.
Nie miałam pojęcia, o co chodzi! Przecież nie odezwałam się słowem! Może wiedział, kto to jest? Ta myśl sprawiła, że zbladłam, a potem się zaczerwieniłam. Może lepiej, jak sama powiem Patrickowi o tej sytuacji, zanim Alessi dorobi do tego jakieś niestworzone historie, a ja nie będę miała się jak bronić?
Wyciągnęłam telefon z torebki i wysłałam Patrickowi SMS.
Anja: Zadzwoń. Musimy porozmawiać!
Obym brzmiała na wystarczająco zdesperowaną, żeby najpierw skontaktował się ze mną, a dopiero potem z Alessim. W głowie tworzyłam scenariusze, co mogłoby się stać, gdybym zgodziła się na taką współpracę, a potem została zdemaskowana. Kulka w łeb jak nic. Czy Patrick pomyśli sobie, że jestem gotowa na wszystko, żeby wrócić do Polski?
Ponieważ milczałam w drodze do domu, w którymś momencie Sofia dotknęła mojej dłoni.
– W porządku?
– Tak, po prostu… – zawahałam się, patrząc na Alessiego.
– Jeden z „tych” dni?
Pokiwałam głową, wracając spojrzeniem do krajobrazu za oknem. Adama nie było nigdzie w pobliżu, Marca również, a Patrick nie odpisał. Ba! Nawet nie odczytał mojej wiadomości. Zaczęłam się tym stresować. Rozmowa z agentem Interpolu mogła zostać uznana za zdradę. Nie czułam się z tym komfortowo.
Gmerając w szafie w poszukiwaniu czegoś na przebranie, wybrałam numer Marca. Odebrał po którymś dzwonku, wyraźnie rozbawiony.
– Gdzie jesteś? – spytałam nagląco.
– Tęsknisz?
Zignorowałam jego słowa.
– Wiesz, gdzie jest Adam?
Mój zaniepokojony ton głosu musiał w końcu wywołać odpowiednią reakcję.
– Co się stało? Alessi jest z wami?
– Jest, ale… hmm…
– Nie ufasz mu? – W jego głosie brzmiało niedowierzanie.
Przeczesałam nerwowo włosy palcami.
– Nie tak jak tobie czy Adamowi – przyznałam szeptem, mimo że w pomieszczeniu znajdowałam się sama. – Muszę z tobą porozmawiać. Albo z Adamem. Wysłałam Patrickowi SMS, ale nawet go nie odczytał.
– Co się stało?
– Nie przez telefon.
Doszło mnie zirytowane westchnienie.
– Sprawdzę, o której ląduje samolot Patricka. Poczekaj. – Wsłuchiwałam się w ciszę po drugiej stronie, czując, jak wali mi serce i znów robi mi się gorąco z emocji. – Nie masz szczęścia, dopiero w środę wieczorem.
– Nieee – zawołałam półgłosem, siadając na podłodze. – Nie.
– Anja, porozmawiaj z Alessim.
– Nie – rzuciłam gwałtownie. Muszę przestać panikować, bo Marco gotów mnie dostarczyć jak walizkę do miejsca, gdzie obecnie przebywał Patrick. Uspokój się, wariatko. – Nie, w porządku – dodałam spokojniej. – Poczekam.
Rozłączyłam się. Wyszłam z sypialni, kierując nerwowe kroki na półpiętro. Oparłam się o ścianę naprzeciwko schodów w oczekiwaniu, aż moja współlokatorka z góry łaskawie zejdzie, a potem usiadłam na podłodze, podciągając nogi do piersi. Sofia znalazła mnie w takiej pozycji parę minut później.
– W porządku?
– Nie – powiedziałam bezgłośnie.
Usiadła obok i objęła mnie ramieniem.
– Co jest?
– Usiłowałam się dodzwonić do Patricka, ale nie mogę go złapać.
Położyła mi głowę na ramieniu.
– Adam poleciał do niego rano, a Marco jest w Palermo? – gdybała.
– Wiem – przyznałam z desperacją w głosie, uderzając lekko głową o ścianę.
– Alessi jest na miejscu – zaproponowała.
– On jest twoim ochroniarzem, a ja…
W jej oczach pojawiły się iskry rozbawienia.
– Nie ufasz mu?
– Nie czuję się z nim… komfortowo. Nie od tej kłótni po aferze z kasą.
Oparła ponownie głowę na moim ramieniu.
– A ze mną?
Milczałam, chwilę ściskając telefon w dłoni.
– To nie jest zabawne, Sofia – wydusiłam.
– Co się stało?
Zacisnęłam konwulsyjnie powieki.
– W łazience restauracji był facet. Powiedział, że jest z Interpolu.
– Ożeż ty, orzeszku! – wyrwało się Sofii. Podniosła głowę, a ja oparłam swoją o jej ramię. – Czego chciał?
– Złożyć mi ofertę.
– I to cię tak przeraziło? – Pogładziła mnie po policzku.
Potaknęłam bez słów.
– Powiedział… że nie mam co liczyć na szczęśliwe zakończenie, a jedyna możliwość wyjścia z tego to… sześć stóp pod ziemią. – Nie mogłam się zmusić do użycia słowa „śmierć”. – Więc w sumie mogłabym się na coś przydać, skoro Patrick jeszcze nie znalazł sobie nowej dupy.
– Kurwa! Uroczy gość. Widzę, że miał dla ciebie ofertę specjalną – sarknęła.
– Wszyscy wiedzą, że wciąż walczę z Patrickiem, i nawet po tych miesiącach mogę powiedzieć, że jestem rozdarta pomiędzy lojalnością wobec niego… czy tam czymkolwiek, co jest między nami… a niewiedzą, co dalej ze mną będzie. Nadal nie mam pojęcia, jaki Patrick ma co do mnie plan, bo przecież nie trzyma mnie tutaj dlatego, że dobrze daję dupy – przyznałam szeptem. – A co, jeśli pomyśli, że się zgodziłam być kapusiem?
– Ty i Patrick całkiem nieźle się dogadujecie. Dlaczego uważasz, że jest w tym drugie dno? – spytała szeptem.
– Nie wiem. – Te słowa były prawie bezgłośne. – Czuję, że jestem zabawką, a to jest klatka. Przecież się we mnie nie zakocha. On jest gdzieś tam, ja jestem tutaj. Spędzamy ze sobą niewiele czasu. Jestem mu do czegoś potrzebna, ale jeszcze nie wiem do czego! On mi nie ufa na tyle, żeby powiedzieć mi prawdę, a ja… Ja obawiam się, że gdybym ją poznała, pewnie zrobiłabym wszystko, żeby uciec, bo przecież to nie może być nic dobrego, nie? Czasem… po prostu… czuję się samotna.
Pogłaskała mnie po kolanie.
– Nie znam odpowiedzi na wszystkie pytania, Anja. – Zamilkła na chwilę, a potem zasugerowała: – A może, gdybyś częściej odwiedzała rodzinę i znajomych, byłoby ci… łatwiej?
– Musiałabym kłamać. Co miałabym im powiedzieć? Udawać jak poprzednim razem? To popieprzone. – Zakryłam twarz dłońmi.
– Niechętnie, ale się zgadzam.
Siedziałyśmy w ciszy przez chwilę.
– Kiedy lecisz do domu… nie jesteś zmęczona kłamstwami? – zapytałam w końcu.
Parsknęła smutno.
– Staram się nie kłamać. Trzymać jak najbliżej prawdy. No i jest jeszcze Ewa.
– Ale… – Spojrzałam jej w oczy. – Nie chciałabyś polecieć do domu z Adamem?
– Byliśmy razem na weselu Ewy.
– Wiesz, o co mi chodzi…
– Wyjść za mąż, mieć dwójkę dzieci, dom z ogrodem i psa? – Ton był ironiczny, ale w oczach błyszczały łzy. – Marzenia są dla frajerów, jak powiedział Herkules w bajce Disneya.
Na dźwięk kroków obie skierowałyśmy głowy w stronę schodów i zobaczyłyśmy blond czuprynę Alessiego.
– Wy dwie potraficie doprowadzić świętego do białej gorączki – oznajmił, chowając telefon do kieszeni. – Pakować się, ale już! – rozkazał, udając groźny ton. – Obie, na tydzień.
Sofia pisnęła przeciągle i rzuciła mu się na szyję. Spojrzałam na to z mieszaniną niesmaku i pobłażliwości.
– O której wylatujemy?
– Samolot czeka.
Sofia pobiegła w stronę swojej sypialni. Alessi zmierzył mnie badawczym spojrzeniem, które śmiertelnie mnie zaniepokoiło. Zachęcił gestem, żebym się ruszyła, a kiedy zamykałam drzwi, stał na korytarzu.
Miałam złe przeczucia.
Marco odebrał nas z lotniska. Otworzył mi drzwi do BMW i wsiadł po drugiej stronie. Miałam nadzieję, że będziemy mogli porozmawiać, ale za kierownicą już siedział Demetrio. I to skutecznie zamknęło mi usta. Ja i Demetrio nie byliśmy wrogami, ale najlepszymi przyjaciółmi też nie! Jeśli mogłam uniknąć jego towarzystwa, schodziłam mu z drogi.
– Muszę z tobą pogadać – rzuciłam nagląco do Marca, patrząc na niego wymownie i wskazując oczami Demetria.
– Wiem.
– Czemu nie mogę jechać z Sofią? – Obejrzałam się na auto za nami.
– Względy bezpieczeństwa.
– Jaka wygodna wymówka – wymamrotałam do siebie pod nosem.
Dojechaliśmy do willi w totalnej ciszy. Nie grało nawet radio, ale nic mnie to nie obchodziło. W głowie tworzyłam scenariusze tego, co się może stać, kiedy dotrzemy na miejsce. Nie podziwiałam nawet krajobrazu za oknem.
Monako było chłodniejsze niż Baleary. Moje ciało pokryła gęsia skórka, i to nie tylko z powodu temperatury. Cała ta sytuacja była idiotyczna. Zachowanie Marca i Demetria świadczyło, że coś jest nie tak. Obaj przyprawiali mnie o dreszcze niepokoju. BMW, które zabrało Sofię, stało już zaparkowane przed wejściem. Ciekawe, czy zrobili to celowo? Dywersja? Rozdzielić i przesłuchać osobno?
Robiło mi się coraz zimniej. Z każdym krokiem mój instynkt coraz głośniej krzyczał, że powinnam uciekać. A jednak potulnie szłam za moim ochroniarzem, a pochód zamykał Demetrio. Nerwowo wytarłam dłonie o pośladki, drzwi otworzyły się i doszedł nas gwar rozmów. Rozpoznałam głosy Alessiego i Dariusa. Marco wpuścił mnie przodem, a rozmowa natychmiast ucichła. Ekstra! Tego mi było trzeba! Zatrzymałam się tuż za drzwiami, ale kiedy dotknął moich pleców, niemal podskoczyłam i odsunęłam się poza zasięg jego rąk.
Żołądek zacisnął mi się ze strachu. Cała szóstka w komplecie. Tyle testosteronu, że można zemdleć z radości! Gdybym nie była przerażona, podziwiałabym widok. A było na czym zawiesić oko. Każdy z nich był inny, a jednak każdy z nich prezentował się niesamowicie męsko i na swój własny sposób roztaczał aurę władzy. Z pewnością każdy zawrócił w głowie niejednej kobiecie. Wszyscy razem stanowili balsam dla oczu, zwłaszcza ubrani tak elegancko jak teraz.
W innych okolicznościach zapewne doceniłabym tę jakże różnorodną kolekcję męskich wdzięków. Adam opierał się o framugę okna, Darius stał obok niego. Alessi siedział na jednym fotelu, a na drugim Aiden. Patrick zajmował miejsce za biurkiem. Podniósł się, a ja nie wiedziałam, czy okaże się moją bezpieczną przystanią, czy katem. Sześć do jednego. Byłam bez szans. I na sto procent miałam za mały dekolt, żeby go rozproszyć.
Im bliżej Patrick podchodził, tym bardziej wyłamywałam drżące palce.
– Nie zrobiłam nic złego – wyszeptałam niemal prosząco.
Nie odezwał się słowem, ale ujął moją twarz w dłonie i mnie pocałował. Oparłam palce w zgięciu jego łokci, gdzie kończyły się podwinięte rękawy granatowej koszuli. Całował mnie, aż całkiem nie uległam i nie zaczęłam oddawać się przyjemności.
– W porządku? – spytał, szukając czegoś w moich oczach. Pieszczotliwie przesunął palcem po zamaskowanym makijażem sińcu.
– Nie – odparłam, przymykając powieki. – Czemu oni są tu w komplecie?
– Nie patrz na nich.
– Nie da się! Wyglądacie jak święta inkwizycja na chwilę przed rozpoczęciem procesu. Brakuje wam tylko czerwonych wdzianek i krzyży na piersiach.
Wyrwało mu się zduszone parsknięcie. Pociągnął mnie do sofy i posadził tyłem do wszystkich poza nim i Markiem, który oparł się przedramionami na oparciu fotela, splatając palce.
– Opowiedz, co się dzisiaj wydarzyło w restauracji.
Wbiłam paznokcie w skórę wnętrza dłoni.
– Byliśmy na obiedzie. Ja, Sofia i Alessi. Poszłam do łazienki.
Chciałam zerknąć na Alessiego, ale Patrick mi nie pozwolił.
– Nie patrz na nich – polecił cicho.
– Jak wyszłam z kabiny, drzwi tarasował facet, który przedstawił się jako Nick Buchannan. Powiedział, że jest z Interpolu. Wiedział o Dubaju, jak się nazywam, o mojej rodzinie… O tobie.
Nie wydawał się zaskoczony tymi słowami. Ani tym bardziej zły czy oburzony.
– Czego chciał?
– Powiedział, że komuś takiemu jak ja łatwo byłoby usłyszeć przypadkiem coś, czego on mógłby użyć. – Zerknęłam na własne dłonie, skubiąc skórki. – Chyba nie ma pojęcia, że dziewięćdziesiąt procent czasu spędzam sama – dodałam z nutą pretensji.
– Co mu powiedziałaś?
Zmarszczyłam brwi i przymrużyłam oczy. Czy on sugeruje…?
– Żartujesz, prawda? – Przeczesałam włosy palcami.
Zaczynał mnie wkurzać. Może i kupił mnie w Dubaju, może nie wszystko jest idealne, może i seks jest zajebisty, może i chciałabym wrócić do domu, a może i nie, ale, do diabła!, nie miałam samobójczych zapędów. Pierwsze zaskoczenie zastąpił gniew.
– Anja – rzucił ostrzegawczo Marco, kiedy się nie odezwałam.
PARANOJA!
Opadłam do tyłu na poduszki i skrzyżowałam buntowniczo ramiona na piersi. Przeniosłam spojrzenie między Markiem a Patrickiem. Byłam wściekła nawet za samą sugestię.
– Obaj, kurwa, żartujecie? Prawda?
– Nie znalazłaś się tutaj z własnej woli… – zaczął Marco.
– Przytargałeś mnie tutaj w kajdanach? – odparowałam z rosnącą wściekłością, po czym spojrzałam na Patricka. – A ty pewnie musisz mnie brać siłą za każdym razem? Że też tak sprawnie to robisz, że nie mam śladów na nadgarstkach – ironizowałam.
– Bądź poważna przez chwilę – wtrącił się Adam.
Aż sapnęłam z oburzenia, odwracając się.
– Będę – warknęłam, mierząc go wściekłym spojrzeniem, po czym powiodłam wzrokiem po całej szóstce. – Tak szybko jak wy też zaczniecie. Zachowujecie się, jakbym była co najmniej upośledzona i nie rozumiała konsekwencji oraz logiki przyczynowo-skutkowej. Nie jestem idiotką, Adam. Zamknęliście mnie w klatce. Co prawda złotej, ale nadal klatce. Niby mogłabym sobie polatać na sznurku, ale za dużo zachodu. Gdybym się jakoś cudem wydostała, gdzie bym poszła? Musiałabym się ukrywać całe życie. – Przeniosłam oczy z powrotem na Patricka. – Doskonale zdaję sobie sprawę, że to nie jest łzawy romans i nie skończy się na „żyli długo i szczęśliwie”. W najlepszym wypadku będę miała szczęście, jeśli kiedyś wrócę do Polski. Rozumiem też wiele innych kwestii, ale współpraca z Interpolem to ostatnia rzecz – wyrzuciłam z siebie z pasją – jaką bym zrobiła, żeby odzyskać wolność, bo tak naprawdę wszyscy wiemy, że byłaby to kolejna klatka, o wiele gorsza niż ta teraz. Nie wiem, co jest bardziej obraźliwe: to, że ten kmiot uznał, że mogłabym się zgodzić, czy to, że wy – podkreśliłam to słowo – tak pomyśleliście.
– To nie jest coś, co możemy ot tak pominąć – odparł Adam.
– Niczego takiego nie zasugerowałam! – Wstałam gwałtownie i odwróciłam się w jego stronę. – Jeśli nie zrozumiałeś, co powiedziałam, to specjalnie dla ciebie wersja uproszczona: mam w dupie Interpol – rzuciłam ze złością. – Ale czuję się urażona do żywego, bo pomyśleliście, że mogłabym przyjąć jakąkolwiek ich ofertę.
– Musieli spróbować – odezwał się Patrick spokojnie. – Interpol usiłuje od jakiegoś czasu zwerbować kogoś z naszej organizacji.