Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
56 osób interesuje się tą książką
Chcielibyśmy wierzyć, że wolność i szczęście są nam dane raz na zawsze, ale czasem wystarczy przekroczyć magiczną granicą między Wschodem i Zachodem, żeby życie jednostki przestało cokolwiek znaczyć. Wymarzone egzotyczne wakacje Sofii zmieniają się w niekończący się koszmar przez jeden tylko nieostrożny krok…
Nagle trafia do świata, który sprowadza ją do roli bezwolnej zabawki bogatych mężczyzn. Nadzieja na ucieczkę szybko umiera, a kolejne dni wypełniają już tylko marzenia, żeby przestali przychodzić... A co, jeśli pojawi się ktoś, kto ją stamtąd uwolni? Czy okaże się księciem z bajki, czy może tylko kolejnym oprawcą? Czy miłość może naprawić coś, co wydaje się nieodwracalnie złamane?
***
Książka nie jest przeznaczona dla czytelników niepełnoletnich oraz szczególnie wrażliwych. Znajdują się w niej wątki przemocy fizycznej, psychicznej oraz opis próby samobójczej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 505
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright ©2024 by Greta Eden
Copyright ©2024 by Litera Inventa
Wydanie pierwsze, 2024
Redaktor prowadząca: Helena Leblanc
Redakcja: Ewelina Gałdecka
Pierwsza korekta: Agata Górzyńska-Kielak
Druga korekta: Kinga Rutkowska
Skład, łamanie, przygotowanie ebooka: Michał Bogdański
Projekt okładki: Agnieszka Makowska
ISBN: 978-83-67355-13-1
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej fragmenty nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autora lub wydawcy.
© All rights reserved
studio_litera.inventa@outlook.com
Książka nie jest przeznaczona dla czytelników niepełnoletnich oraz szczególnie wrażliwych.
Znajdują się w niej wątki przemocy fizycznej, psychicznej oraz opis próby samobójczej.
Oddychaj! To tylko zły dzień, a nie koniec świata.
Nie chcę tu być!
Ponownie rozejrzałam się po luksusowej poczekalni, której okna wychodziły na miasto. Kanapy i fotele ustawiono tak, że siedziałam tyłem do wejścia, ale za to mogłam się rozkoszować cudownym widokiem za szybą. Błękitne niebo bez ani jednej białej chmurki zachwycało kolorem. Park w oddali przyciągał wzrok soczystą zielenią.
Nie chcę tu być!
Przebierałam palcami po podłokietniku pod czujnym spojrzeniem Alessiego. Oblizałam usta, a potem wygładziłam nieistniejące zagniecenia na koszulce. Wytarłam spocone ze zdenerwowania dłonie o spodnie. Wsunęłam niesforne pasemko pod wsuwkę, ale wróciło na swoje miejsce. Takie drobne rzeczy wyprowadzały mnie z równowagi. Mój oddech przyśpieszył. Momentalnie poczułam wściekłość. Gwałtownym gestem ściągnęłam gumkę z włosów i wyszarpnęłam spinki. Zabolało, ale pozwoliło mi złapać oddech.
Ból był dobry.
Pozwalał mi poczuć, że znów żyję. Uzależniłam się od niego.
Przeczesałam palcami włosy i ponownie je spięłam, naiwnie myśląc, że rezultat, który osiągnę, będzie lepszy od poprzedniego.
Puls tętnił mi w uszach, przeładowując już i tak obciążone zmysły. Zamrugałam, jakby to mogło pomóc. Zanim sięgnęłam ponownie do gumki, Alessi złapał mnie za nadgarstek ze stanowczym: „Nie”. To Adam powinien tu dzisiaj być, nie on. O poranku okazało się jednak, że nie byłam dla niego tak ważna, jak mi się wydawało. Obudziłam się sama w łóżku, a Alessi rzucił tylko zdawkowo: „Interesy”.
Uwolniłam się z sapnięciem, podniosłam i podeszłam do okna. Spojrzawszy w dół, zastanawiałam się, jak długo spadałabym z trzydziestego piętra. Piętnaście sekund? Dwadzieścia? Czy uderzenie w beton zabolałoby? Czy śmierć byłaby natychmiastowa?
Podskoczyłam na dźwięk otwierających się drzwi. Ze strachem obejrzałam się przez ramię na mężczyznę, który się w nich pojawił.
– Sofia, dzień dobry, zapraszam.
Miał łagodny, ciepły głos, a aparycja uprzejmego, eleganckiego starszego pana z włosami przyprószonymi siwizną powinna zachęcać, ja jednak spięłam się na te słowa i nerwowo zerknęłam na drzwi wejściowe obok biurka recepcjonistki. Alessi siedział bez ruchu, ale mogłam się założyć, że gdybym postanowiła uciec, nie pokonałabym nawet połowy dystansu.
Zresztą dokąd miałabym pójść?
Oderwałam się od framugi. Z każdym krokiem serce w piersi waliło mi coraz głośniej. W głowie słyszałam tylko jedno słowo, powtarzane jak mantra: „Uciekaj!”. A jednak nie mogłam tego zrobić. Musiałam walczyć. Potrzebowałam walczyć. Każdy krok sprawiał mi fizyczny ból, ponieważ ciało nie chciało współpracować z mózgiem.
Mój terapeuta i psychiatra w jednym nie ponaglał. Stał nieruchomo, czekając, aż wejdę do środka, żeby mógł zamknąć drzwi. Zrobił to bezgłośnie, mając chyba w pamięci, jak panicznie zareagowałam na ich trzask w czasie naszego pierwszego spotkania. Dostałam wtedy ataku histerii i zamiast przeprowadzić sesję terapii, poświęcił godzinę na uspokajanie mnie. Byłam jak dzikie zwierzątko zapędzone w róg i niewidzące żadnego wyjścia. Teraz już wiedział, że musi się odsunąć, żebym w ogóle weszła do środka.
Usiadłam na fotelu i podrapałam się po nosie. Wyjrzałam za okno.
Jak długo trwa upadek z trzydziestego piętra?
– Miło cię widzieć – zagaił.
– Nie chcę tu być! – wyszeptałam, drapiąc się po dłoni. Sekundę później zaswędziała mnie skóra głowy, potem łydka, stopa. Drapałam się i denerwowałam jeszcze bardziej. Wszystko mnie swędziało.
Jesteś wariatką!, śmiał się mój wewnętrzny głos. Wariaci tak mają.
– Napij się wody – zasugerował. – Za każdym razem, kiedy poczujesz się zdenerwowana, napij się wody.
– Szklanka wody zamiast…? – wyrwało mi się, kiedy sięgałam po naczynie drżącą dłonią.
– Coś w tym stylu – przyznał. – To pozwoli zająć twoje ręce i odwróci uwagę.
Czy oczekiwał, że wypiję całą?
Gardło miałam tak ściśnięte, że ledwo udało mi się przełknąć łyk. Uporczywie wpatrywałam się w widok za oknem. Zimna woda w szklance chłodziła rozgrzane, spocone wnętrze dłoni.
– W końcu doczekaliśmy się słonecznej pogody.
Naprawdę? Będziemy pierdolić o pogodzie? Przecież nie ta kwestia cię interesuje! Chciałbyś wiedzieć, co wydarzyło się w Dubaju. Co sprawiło, że boję się własnego cienia.
– Wczorajszy wieczór był bardzo ciepły – dodał, kiedy się nie odezwałam. – Spędziłaś go w ogrodzie?
– Częściowo.
Siedziałam na skraju fotela, pochylona lekko do przodu. Oparłam stopę na palcach i nerwowo stukałam piętą o podłogę. Nie żeby to uspokajało, ale wprawiało w ruch, a on nieco rozładowywał napięcie.
– Dobrze spałaś?
Zacisnęłam dłoń na szklance, a drugą podrapałam się po ramieniu, zostawiając na nim trzy czerwone ślady. Odstawiłam naczynie na stolik obok fotela.
– Nie.
– Opowiesz mi, co ci się śniło?
– Nie pamiętam – rzuciłam na odczepnego.
Zapadło między nami krępujące milczenie.
– Sofia, jestem tutaj, żeby ci pomóc – powiedział łagodnie. – To bardzo ważne, abyśmy rozmawiali i usiłowali wspólnie zrozumieć emocje, których nie jesteś w stanie sama uporządkować.
– Nie chcę o tym rozmawiać! – zaprotestowałam gwałtownie.
– Skoro masz do dyspozycji mój czas, postarajmy się go pożytecznie wykorzystać.
– Ale ja nie chcę tu być! Sama sobie pomogę! Potrzebuję tylko czasu. Nie jestem wariatką, nie potrzebuję psychiatry.
– Nikt nie twierdzi, że jesteś wariatką. Wolałbym, żebyś nie używała takich stwierdzeń w odniesieniu do siebie. Trauma potrzebuje przepracowania i zamknięcia.
Miał rację. Sęk w tym, że nasza definicja „zamknięcia” się różniła.
Gdyby nie fakt, że Adam był jedną osobą, w której towarzystwie czułam się bezpiecznie, uciekłabym… Tylko że tak naprawdę nie miałam dokąd. Od paru miesięcy okłamywałam rodziców i siostrę, że pracuję w Monako. Wciskając im kit, że popsuła mi się kamera w telefonie, czekałam, aż sińce na twarzy przyblakną na tyle, żeby nie budzić podejrzeń, kiedy połączymy się na Skypie.
Od tygodnia rozważałam też inne wyjście z sytuacji niż ucieczka. Ile problemów by to rozwiązało! Zapewniłoby mi spokój i dało odetchnąć innym. W końcu mogliby przestać się martwić. Psychoterapeucie z pewnością nie o takie zamknięcie chodziło, ale dla mnie…
Mijały tygodnie, a ja nie czułam się lepiej sama ze sobą.
Każdego dnia walczyłam, by podnieść się z łóżka.
Ubrać.
Zjeść.
Być.
Każdy dzień kończyłam coraz bardziej zmęczona i zdemotywowana.
Być albo nie być. Oto jest… problem.
– Nie chcę tu być! – powtórzyłam dobitnie.
– Porozmawiajmy o czymś innym – zaproponował spokojnie, nie reagując na mój wybuch. – Obejrzałaś ostatnio jakiś ciekawy film?
Milczałam uparcie, choć w mojej głowie padały tysiące odpowiedzi. To nie tak, że nie chciałam z nim rozmawiać. Walczyłam, żeby coś z siebie wykrztusić, ale usta nie pozwalały wypowiedzieć żadnego słowa. Podczas gdy na zewnątrz spoglądałam na terapeutę z pustką w oczach, w środku dusiłam się od emocji i niewypowiedzianych słów.
Być albo nie być. Oto jest problem.
Nie być…
Byłam zmęczona i mentalnie wyczerpana, jak bateria, której została już tylko jedna migająca kreska i za chwilę przestanie funkcjonować.
Już wystarczy, już dość! Nie chcę tak dalej… Powiem mu i pogrążę się w kuszącym i tak potrzebnym mi niebycie. Przestać istnieć. Zasnąć i więcej się nie obudzić.
Powiedz mu, a będziesz mogła odejść ze świadomością, że ktoś wie… Wyrzuć to z siebie i droga otwarta… Powiedz!
Poczułam, jak napięcie znika, pozwalając moim ramionom się rozluźnić. Mój oddech zwolnił. Za oknem latawiec, poruszający się dotąd leniwie po niebie, poszybował w dół i zanurkował do wody. Czy to znak?
Wyrzuć to z siebie i droga wolna…
– Chce pan znać szczegóły? – spytałam, wpatrując się w krajobraz za oknem, gdzie dziecko usiłowało wydobyć latawiec z fontanny.
– Możesz też zacząć spisywać to, co pamiętasz – zaproponował.
Puściłam jego słowa mimo uszu.
– Ale takie szczegóły jak dwóch klientów, z których jeden oparł mnie o wannę, biorąc od tyłu, podczas gdy drugi w tym samym momencie włożył mi w odbyt wężyk do lewatywy, bo lubi, jak jest czysto? Albo taki, że kiedy lało mi się z tyłka do wanny, ten pierwszy posuwał brutalnie moje usta? Albo taki, że nie mogłam się bronić, bo miałam związane ręce? Takie szczegóły?
Spojrzałam na niego wyzywająco, ale w środku nie czułam nic. W końcu zapanował spokój, idealna cisza, której tak pragnęłam. Harmonia. Słowa popłynęły mi z ust, łącząc się w beznamiętne streszczenie mojej historii. Czterdzieści siedem dni tortur zawarte w pięćdziesięciu minutach. Ta opowieść musiała ujrzeć światło dzienne, żeby Adam zrozumiał podjętą przeze mnie decyzję.
– Pamiętam każdy sen – przyznałam cicho. – Ten z wczoraj nie różnił się zbytnio od poprzednich…
Zapatrzyłam się na park widoczny za oknem. Wydarzenia zatrzymane w czasie niczym fotografie przewijały się w mojej głowie. Czy będę potrafiła je opisać bez przeżywania od początku emocji, które wylewały się z każdej z nich?
Oblizałam usta, wbijając paznokcie we wnętrze dłoni…
– Każdy sen zaczynał się od otwarcia oczu, które powodowało niewyobrażalny ból. Czy jest pan sobie w stanie wyobrazić, że podniesienie się do pozycji siedzącej kosztowało mnie wtedy tyle wysiłku, że zwymiotowałam gwałtownie? Wiedziałam, że drzwi do mojej celi więziennej, jak nazywałam przydzielony pokój, w którym główną atrakcję stanowiło gigantycznych rozmiarów łóżko, nie są zamknięte. Nigdy nie były. Dopiero kiedy pierwszy raz spróbowałeś ucieczki, docierało do ciebie, że wcale nie muszą. Konsekwencje… – Głos mi się załamał, ale zmusiłam się do mówienia dalej. – Tak niewiele wystarczyło, żebym dygotała z przerażenia. W kompletnej ciszy łapałam się na tym, że nasłuchuję, czy nikt nie nadchodzi. Każde głośne kroki w korytarzu przyprawiały mnie o szybsze bicie serca już tylko tym, że przypominały inne. Tamte. Te, które wprowadzały ciało w stan lodowatej paniki. Zaczynałeś się modlić do Boga o litość. Żeby tylko nie zatrzymały się pod moimi drzwiami… Żeby tylko nie zatrzymały się pod moimi drzwiami… Niech idzie dalej, niech ktoś inny dzisiaj będzie jego ofiarą.
Urwałam i spojrzałam na terapeutę, ale jego twarz wyrażała tylko coś w rodzaju uprzejmego zaciekawienia. Nie zadawał pytań, jakby pozwalał, żebym po prostu wszystko z siebie wylała.
– Tamtej nocy nie miałam szczęścia – podjęłam opowieść. – Mój oprawca znęcał się nade mną niemal godzinę, zmuszając do kolejnych aktów seksualnych. Usiłowałam go ugryźć tylko raz, na samym początku. Pobił mnie do nieprzytomności, co nie przeszkadzało mu w tym, żeby mnie potem zgwałcić, a każdy ruch krzyczącego w agonii ciała stanowił dodatkową karę. Czym bardziej się broniłam, tym bardziej się podniecał. W końcu związał mi ręce za plecami. Wtedy już mógł wyrabiać ze mną, co chciał. Nie przeszkadzało mu, że zwymiotowałam na niego, gdy brutalnie wepchnął mi penisa do gardła. Roześmiał się i rozkazał go wylizać do czysta. Wymierzał mi policzek za policzkiem, szarpiąc za włosy, aż w końcu z odrazą spełniłam żądanie. Gęsta, słodka ślina wypełniała mi usta, powodując kolejne odruchy wymiotne. Oddychanie przez nos też nie pomagało. Byłam całkowicie zdana na jego łaskę. Bezwolna.
Zabrakło mi słów. Wcale nie miałam ochoty opowiadać dalej, celowo nurzać się we wspomnieniach, które i tak powracały do mnie każdej nocy. Ale musiałam. Adam miał prawo poznać całą historię. Żeby zrozumieć.
– Po wszystkim zostawił mnie brudną, cuchnącą wymiocinami, z rozmazanym makijażem spływającym po twarzy wraz ze łzami. Nie pragnęłam niczego poza tym, żeby umrzeć. Ale nawet takiej łaski mi nie okazano. Jęczałam z bólu, który rozdzierał każdą komórkę ciała. Wierzy pan w Boga? Ja tamtej nocy przestałam w niego wierzyć. Gdzie był Bóg, który powinien nas chronić?
Terapeuta milczał. Może nie chciał mi przerywać, a może zwyczajnie nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
– Następnego dnia zaciągnięto mnie pod prysznic i doprowadzono do porządku. Nakarmiono i przygotowano na wieczór. Bardzo szybko zrozumiałam, że odmawianie czegokolwiek kończy się bolesną, nieuchronną i wymierzaną bez zwłoki karą. Kroki w korytarzu zdawały się ostrzeżeniem, że nadchodzi gehenna. Przez pierwsze dni pobytu zatrzymywały się pod moimi drzwiami bardzo często. Ethan uwielbiał to, że mu się stawiam, i upadlał mnie raz za razem, przekraczając granice brutalności w tym, co można zrobić z kobiecym ciałem. Każda jego wizyta sprawiała, że poprzedni wieczór jawił się jako całkiem znośny, i zapowiadała, że kolejny przyniesie więcej bólu. Jeśli Szatan miałby ziemskiego reprezentanta, Ethan Ramirez byłby tą osobą, zgodzi się pan ze mną? A może to wszystko za mało?
Nie zgodził się, nie powiedział ani słowa, a ten jego brak reakcji zirytował mnie na tyle, że wylałam z siebie kolejne szczegóły.
– Katował mnie, upajając się moim strachem i łzami, aż do wieczora, w którym przestałam walczyć, drapać i gryźć. Usiadłam na klęczkach z dłońmi splecionymi za plecami i czekałam z zamkniętymi oczami na kolejną porcję upokorzenia. Bezwolnie jak marionetka pozwoliłam, by użył mojego ciała, i wykonywałam wszystkie polecenia bez zająknięcia i wahania. Zatykał mi nos, bestialsko atakując moje gardło penisem. Dusiłam się i parskałam, usiłując łapać oddech, ale ręce wisiały mi wzdłuż tułowia. Ciągnął za włosy, ustawiając głowę tak, by sprawić sobie większą przyjemność. Ślina i wymioty spływały mi po brodzie, kapiąc na piersi. Rozmazał je po skórze, sunąc w dół między nogi. Wepchnął we mnie trzy palce, a ja jedynie mrugnęłam, łapiąc krótki oddech i ciesząc się, że ból obezwładnia moje ciało i paraliżuje myślenie. Ból był dobry. Został moim przyjacielem i chronił przed ogarnięciem przez szaleństwo.
Ale czy rzeczywiście mnie przed nim uchronił?, pytał głos w mojej głowie. Ten sam, który kazał mi się zastanawiać, jaką prędkość rozwinęłoby moje ciało w drodze do ziemi z trzydziestego piętra. Ten sam, który od jakiegoś czasu nie dawał mi spokoju. Ale tego nie mogłam powiedzieć człowiekowi, który wpatrywał się we mnie uważnym wzrokiem profesjonalisty…
– Nie wolno mi było zamknąć oczu i pogrążyć się w rozpaczy. Musiałam patrzeć na oprawcę. W moim wzroku gościła pustka, a wyuczone jęki i posapywania pozwalały oszukać każdego klienta. Odcinałam się od rzeczywistości, pozwalając świadomości odpłynąć w nieznane. Oblivion1. Trzymałam się tego angielskiego słowa, które pozwalało mi się pogrążyć w cudownym chaosie. Moment wytchnienia. Fantazjowałam, że znajduję się na łodzi i z tego powodu jest mi niedobrze. To i tak lepiej niż być naćpanym za każdym razem. Wielokrotnie nerwowo obgryzałam skórki przy paznokciach. Gdybym popsuła manicure, Karolina wyładowałaby na mnie frustrację. Powinnam być idealna. Potrafiła głodzić dziewczyny przez kilka dni, jeśli czymś podpadły lub nie prezentowały się idealnie dla potencjalnego klienta. Nadzorczyni niewolników nie bała się wymierzyć siarczystego policzka czy też uderzyć szpicrutą, która zawsze wisiała jej u nadgarstka. Jedna z dziewczyn wyszeptała mi do ucha, że kiedyś zatłukła nią kobietę za jakąś głupotę. Gehenna trwała aż do pewnej nocy… – zawahałam się, czując pod powiekami łzy. Trzęsłam się wewnętrznie niczym liść na silnym wietrze.
Czy dam radę mówić dalej?
– Świetny początek, Sofia – pochwalił mnie terapeuta. Zamrugałam, zaskoczona, że w końcu się odezwał. Łzy popłynęły po policzku. Wróciłam do rzeczywistości. Spociłam się, a dłonie, poznaczone półksiężycami paznokci, drżały nieznacznie. – Uważam, że dzisiejsza sesja była bardzo udana – dodał. Oddech uwiązł mi w gardle. Oblizałam nerwowo usta. – Wrócimy do tego we wtorek, dobrze? Jeśli chcesz wyrzucić z siebie zdarzenia lub emocje, przelej je na papier, tak jak mówiłem.
Zostałam odprawiona.
Ze zdziwienia rozchyliłam usta, a potem zamknęłam je, nie wiedząc, co dopowiedzieć. Moje pięćdziesiąt pięć minut minęło i mogłam odejść. Dla tego człowieka byłam tylko kolejnym nazwiskiem na liście. Czy w ogóle obchodziło go, przez co przeszłam? Do czego zostałam zmuszona?
Czy kogokolwiek obchodziło?!
– Skończyliśmy, Sofia – usłyszałam stojącego w progu Alessiego.
– Tak, skończyliśmy – potwierdziłam, podnosząc się.
Wyrzuciłaś to z siebie i droga wolna… Możesz odejść.
Ostatnie sześć tygodni dało się we znaki wszystkim. Nieoczekiwanie pojawienie się Nicoli w naszym życiu okazało się równie zaskakujące jak prawda o tym, kim była. Siostrą Giovanniego. Cztery tygodnie do ślubu minęły jak z bicza strzelił. Miałam wcześniej do czynienia z matką Dariusa, ale mordercze zapędy Talii zawstydziłyby nawet antycznego Cezara. Nasza obecność na jej pogrzebie stanowiła podręcznikowy wręcz przykład hipokryzji. Staliśmy wszyscy w ciszy, udając, że nam przykro, kiedy najchętniej napilibyśmy się szampana.
Mia… Przez chwilę było mi jej nawet szkoda, ale nie trwało to długo. Nie miałam pojęcia, co się zadziało w głowie tej dziewczyny, wiedziałam tylko, że stała się ofiarą. Czy przypadkową? Wątpię. W życiu nie wybaczyłabym jej tego, że usiłowała otruć kota Nicoli. Kota! Na miłość boską… Jak trzeba być nieczułym, podłym i niewrażliwym, żeby chcieć zabić niewinnego zwierzaka. Jakim trzeba być? ZJEBANYM!
Ledwie sześć tygodni, a afera goniła aferę. Aresztowanie Nicoli przez intrygę Mii, nieudane przyjęcie w Cannes, otrucie kota, Cinnante raniący mnie nożem na progu kościoła. I wisienka na torcie tego pojebanego czasu – poronienie Nicoli. Jakby los się na nas uwziął.
Albo w końcu zdemaskował hierarchię mafijnych priorytetów.
Adam mnie okłamywał.
Ups! Nie, to należałoby sprostować. On tylko – jak zwykle! – trzymał mnie w niewiedzy, żeby mnie chronić. Czego jeszcze mi nie mówi? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi!
Po raz pierwszy miałam wrażenie, że wyspa jest moim więzieniem. Przestałam się czuć jak u siebie, a przecież dotąd Baleary stanowiły mój azyl, najbezpieczniejsze miejsce na świecie.
Czy to jeszcze był mój dom?
Potrzebowałam złapać oddech, odseparować się od tego całego gówna. I Nicoli też by to dobrze zrobiło. W mojej głowie pojawił się plan. Trzeba go teraz było tylko zrealizować.
Z wahaniem zapukałam do drzwi apartamentu Alessiego. Musiałam się skonsultować z moim ochroniarzem. Nie mogłam tak po prostu się spakować i wyjechać. Wiedziałam, że musi być u siebie, skoro ja spędzałam czas z Nicolą. Kiedy mi otworzył, na jego twarzy gościł uśmiech, a brak koszulki i wiszące nisko na biodrach spodenki powiedziały mi, że skorzystał z dnia wolnego i dobrze się bawił. Albo zabawiał. Jak kto woli.
– Chcę cię prosić o przysługę.
– Czy będę tego żałował? – spytał, krzyżując ramiona na piersi, i oparł się o framugę.
– Bardzo możliwe – odparłam niepewnie.
– Dawaj.
– Chcę zabrać Nicolę do Pragi. I nie chcę mieć ogona.
– Nie.
Nie musiał się zastanawiać. Odpowiedział twardo, tonem, z którym się nie dyskutuje, co było u niego czymś niezwykłym.
– Ponieważ?
Westchnął i pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Wiesz, kim ona jest i czyją jest żoną, a prosisz mnie o coś takiego?
– Przecież to tajemnica! – rzuciłam twardo, tupiąc nogą.
– Nie o to chodzi! – przerwał mi, unosząc rękę do góry, żeby powstrzymać moje kolejne słowa. – Ty to co innego. Możesz robić, co chcesz, ponieważ Adam ci pozwala, ale ona… Nie ma mowy, żeby pojechała gdziekolwiek bez przynajmniej jednego ochroniarza, a i to tylko wtedy, jeśli Darius wyrazi zgodę.
Rozchyliłam usta, uzmysławiając sobie, co znaczą słowa, które padły właśnie z jego ust. Nicola stanowiła na tyle ważną i wartościową dla rodziny osobę, że jakikolwiek samodzielny wypad stał się niemożliwy. Była priorytetem. Serce zacisnęło mi się boleśnie, a w oczach zakłuły łzy.
– Czy ty powiedziałeś właśnie to, co myślę?
– Pozwól, że doprecyzuję, żebyśmy się dobrze zrozumieli! – odparł twardo. – Możesz lecieć, ale ona zostaje.
– W porządku.
Zanim wróciłam do apartamentu na górze, stanęłam na półpiętrze i oparłam się ciężko o ścianę. Ostatnie kilka dni jawiło się nie tyle jako huśtawka nastrojów, co przejażdżka pieprzoną kolejką górską bez hamulców. Jeśli do tej pory wydawało mi się, że coś znaczyłam, musiałam w tej chwili zrewidować ten pogląd. Byłam przecież tylko zabaweczką faceta z mafii. Na tyle nieznaczącą, że wolno mi było robić, co chciałam.
Zakryłam twarz dłońmi. Gdyby przyznawano nagrody za naiwność, to zdobyłabym tytuł mistrzowski. Dopiero pojawienie się Nicoli uzmysłowiło mi, gdzie jest moje miejsce. Boże, ja pierdolę, jaka ja się okazałam łatwowierna i głupia! Adam dał mi to, czego potrzebowałam, ale zrobił to tylko dlatego, że w danej chwili mu pasowało. Okruszki podawane niczym tort… Tak naprawdę dostawały mi się tylko ochłapy z pańskiego stołu, przy którym w błogiej nieświadomości klęczałam.
Czułam się, jakby coś we mnie umarło. Przypomniały mi się wszystkie momenty, kiedy Adam mnie „chronił”, zatajając przede mną prawdę dla „mojego dobra”. Ponieważ nie jesteś niczym innym niż laską do ruchania, podpowiedział mi mózg. Nie uważał mnie za godną zaufania. Kim więc byłam? Przyjaciółką z bonusem, wartą pieprzenia, ale nie inwestowania uczuć. Nigdy nie stanę się niczym więcej niż dziwką kupioną w Dubaju. Jak telefon bez zasięgu. Jedyne, co możesz z nim zrobić, to grać w gry.
Wróciłam na górę.
– I co?
– Nie, jeśli nie zabierzesz ze sobą przynajmniej jednego ochroniarza. Ale ja mogę jechać.
Nicola wpatrywała się we mnie w milczeniu.
– Nie spodobała ci się ta odpowiedź.
Opadłam na sofę i popatrzyłam w sufit. Obręcz na moim sercu zaciskała się coraz mocniej. Czułam przemożoną potrzebę ucieczki. Wydostania się z tego miejsca.
Objęłam się ramionami.
– Uzmysłowiła mi coś, czego do tej pory nie rozumiałam.
Minęła długa chwila, zanim się znów odezwała.
– Że bardzo chciałabyś być mną, kiedy ja bardzo chcę być tobą?
– Mniej więcej – przyznałam.
Zamilkłyśmy obie, pogrążone we własnych myślach. Wieczorem nie wróciłam do apartamentu Alessiego, nie raczyłam nawet odpisać na jego SMS. Adam jak zwykle życzył mi słodkich snów. Nie byłam nawet warta tego, żeby mi powiedzieć, dokąd lecą z Dariusem. Przyłożyłam głowę do poduszki, a łzy same zaczęły mi płynąć po twarzy.
Czułam się rozbita na tysiące kawałków, bez żadnego pomysłu, od którego okrucha rozpocząć odbudowę. Błyszczały zawieszone w czarnej, gęstej próżni niczym klatki ze starego filmu opowiadającego o moim życiu. Przedzieranie się pomiędzy nimi przypominało spacer po ciemnym lesie, do którego nie dociera nawet poświata księżyca.
Rano wyglądałam jak zombi. Podkrążone oczy, ziemista cera.
Sięgnęłam po telefon i wysłałam SMS do Alessiego:
S: Gdzie jest Adam? Monako?
Odpowiedź przyszła po paru minutach.
A: Cannes. The Sinners.
No proszę, on nie miał problemów, żeby powiedzieć mi to, czego mój własny facet nie raczył.
S: Lecę do Pragi.
A: Sama?
S: Tak.
A: Daj znać, kiedy odebrać cię z lotniska.
Odłożyłam telefon na stolik pod bacznym spojrzeniem Nicoli. Nie do końca rozumiała moją motywację, ale ja nigdy nie podzieliłam się z nią swoją historią. Nie wiedziała, co mi się stało ani jak się poznaliśmy z Adamem. Nawet jeśli gdzieś w żarcikach padło hasło „dziwka z Dubaju”, nikt się nie śpieszył z wyjaśnianiem szczegółów. A to właśnie te detale były najważniejsze. To one sprawiły, że byłam teraz tym, kim byłam.
– Polecę do rodziców na kilka dni – rzuciłam cicho.
– Nie rób niczego głupiego – poprosiła, kiedy się żegnałyśmy.
I tak właśnie przez nikogo niepilnowana poleciałam do Barcelony, wypożyczyłam auto i pojechałam do Cannes. Potrzebowałam tej wycieczki, żeby zrozumieć własne myśli. Żeby poukładać sobie w głowie co dalej. Czułam się odarta ze złudzeń i zraniona do żywego. Kochałam Adama, ale wyglądało na to, że z jego strony to tylko fascynacja. Tak to właśnie odbierałam.
Rozmowa z Nicolą na balkonie uświadomiła mi, że może w niedalekiej przyszłości będę musiała patrzeć, jak Adam staje na ślubnym kobiercu z kimś innym. To nie kółko różańcowe, tylko mafia, w której liczyły się wpływy i znajomości. Nie zniosłabym roli tej drugiej, a pewnie tylko to by mnie czekało. Nawet gdyby to było małżeństwo z rozsądku… Nie potrafiłabym mu wybaczyć, że dotknął innej kobiety.
Chyba dotarliśmy do tego momentu związku, kiedy należało się zdecydować, co dalej. Nie zamierzałam się prosić ani błagać, żeby się ze mną ożenił. Przecież byliśmy ze sobą tak długo, że mógł mi się oświadczyć już wielokrotnie. I chociaż słowo „kocham” padło między nami parę razy, nie stanowiło dozgonnej obietnicy bycia razem. Było raczej pretekstem do żartów z tego, jak jest przereklamowane i nadużywane.
Małżeństwo nie wchodziło w grę z kilku innych powodów. Nie miałam odpowiedniej pozycji i byłam nikim. Jakąś tam przypadkową czeską laską porwaną w Dubaju. Adam zainteresował się mną, bo chciał mnie wykorzystać do realizacji tajemniczego planu, którym się nigdy ze mną nie podzielono. Tkwiłam więc między młotem a kowadłem: eskorty w kasynach uważały, że mi się udało, i szczerze mnie z tego powodu nienawidziły, podczas gdy kobiety, które spotkałam kilka razy na oficjalnych przyjęciach, uznawały mnie za tanią poszukiwaczkę złota i omijały jak parweniuszkę.
Quo vadis? Dobre pytanie!
Autostradą dojechałam do Cannes w niecałe sześć godzin. Przed dwudziestą drugą stanęłam na progu klubu, w którym przebywał Adam. Mogłabym użyć aplikacji, żeby odblokować drzwi, ale natychmiast otrzymałby powiadomienie, że tu jestem. A ja chciałam go zaskoczyć. Zignorowałam długi sznureczek czekających na wejście i od razu podeszłam do strefy VIP.
– Tu jest kolejka! – mruknęła z niezadowoleniem laska, której makijaż wyglądał tak, jakby zgwałciło ją pudełko kredek.
– Tak, dla ludzi takich jak ty – rzuciłam z pogardą, nawet się nie zatrzymując.
Ochroniarz – łysy, napakowany osiłek, którego tu wcześniej nie widziałam – spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. Wyglądałby jak dżin, który właśnie wyskoczył z butelki, gdyby tylko zdjął T-shirt. Miał nawet złoty kolczyk i odstające uszy. Zlustrował moje dżinsy i luźną koszulkę oraz twarz bez śladu makijażu, po czym kompletnie mnie zignorował.
– Powiedz Adamowi Alvarezowi, że Sofia chce się z nim zobaczyć.
Przeniósł na mnie zdegustowane spojrzenie.
– Serio?
– Serio, serio! – potwierdziłam.
– Myślę, że szef ma dziś w planach inną laskę.
Boże, poczułam się, jakbym dostała w twarz. Nie zostało mi nic innego, jak tylko zadzwonić do Adama. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, ale zanim go odblokowałam, w drzwiach pojawił się Fabi. Obrzucił mnie niezainteresowanym spojrzeniem, co dobrze wróżyło Oanie. Przeskanował wzrokiem całą kolejkę, ale chyba nie zobaczył tego, co chciał.
– Fabiano! – zawołałam głośno, kiedy odwrócił się, aby wrócić do środka. Spojrzał na mnie ponownie, tym razem uważniej. Dostrzegłam moment, kiedy zostałam rozpoznana. Dzięki Bogu! Zaczynałam się zastanawiać, czy nie noszę na co dzień zbyt mocnego makijażu, skoro bez niego stawałam się nierozpoznawalna.
A może bez warstwy kosmetyków w ogóle nie robiłam wrażenia? Stawałam się przeciętna jak guma do żucia? Gdybym zaginęła, nie mogliby użyć do poszukiwań żadnego zdjęcia z Facebooka, bo nikt nie potrafiłby mnie rozpoznać. Ekstra! Właśnie tego było mi trzeba, żeby mnie dobić…
– Sofia?
– No, tak jakby…
Dał znak, żeby ochroniarz otworzył bramkę.
– Znasz ją? – spytał z niedowierzaniem.
– Sofia, laska Adama!
– Serio?! – Brwi bramkarza podjechały do góry, tworząc na czole wraz ze zmarszczkami fale Dunaju.
Moja mina zrzedła jeszcze bardziej. Poczułam się jak ostatni śmieć.
– Serio! – odparł Fabi, wprowadzając mnie do środka. – Co ty tu robisz?
– Muszę pogadać z Adamem.
Mój ton musiał go zaniepokoić.
– Coś się stało?
Nie raczyłam odpowiedzieć. Poprowadził mnie na zaplecze. Wiadomo, nie nadawałam się do prezentacji w loży VIP. Nie dzisiaj. Nawet obcasy, w których chodziłam na co dzień, porzuciłam na rzecz zwykłych tenisówek. Zostawił mnie samą w gabinecie Patricka, informując, że Adam zaraz przyjdzie.
Zatrzymałam się na środku pomieszczenia i stałam jak ta sierota, miętoląc pomiędzy palcami brzeg koszulki. Zaczęłam nerwowo przeczesywać włosy palcami, ale przestałam, jak tylko dotarło do mnie, co robię. Starałam się zapanować nad oddechem, ale wnętrzności zaciskały mi się konwulsyjnie, powodując ból. Nic dobrego nie przyjdzie mi z tego, że zacznę płakać. Muszę być najbardziej beznamiętna, jak tylko potrafię. Inaczej nic z tego nie wyjdzie.
Zero emocji. Same informacje.
Dasz radę, Sofia!
Ale świat mi się wali na głowę…
Podskoczyłam nerwowo na dźwięk otwierających się drzwi.
– Co za niespodzianka! Alessi twierdził, że jesteś w Czechach – rzucił Adam, wchodząc do środka.
Zlustrował moje ubranie i jego brwi pojechały do góry. Cóż, wyglądałam dzisiaj jak kopciuszek. Tyle że nie będzie żadnego balu, żadnej matki chrzestnej, żadnych czarów. Jedynie ucieczka i to nie o północy. Chciał mnie przytulić, ale się odsunęłam.
– Coś się stało?
– Nie – zaprzeczyłam odruchowo.
Stało się coś już dawno. Obecna sytuacja była tylko konsekwencją wcześniejszych czynów. Nasz związek okazał się kłamstwem.
– Co tu robisz, Sofia? – zapytał czule, patrząc na mnie łagodnie. – Co się stało, kochanie?
Kochanie… Nie mów tak! Usiłuję z tobą zerwać, a ty… Chyba jednak nie jestem w stanie odegrać tak obojętnej, jak planowałam.
Przełknęłam ciężko, raz za razem wbijając paznokcie we wnętrze dłoni.
– Dodaję kolejny błąd do długiej listy poprzednich.
Nie spodobała mu się ta odpowiedź. Odwróciłam wzrok.
– Okej – odparł ostrożnie. – Cokolwiek to znaczy.
– Musimy porozmawiać.
To nie spodobało mu się jeszcze bardziej. Zerknął na zegarek.
– Mam dziesięć minut do spotkania z kontrahentem.
– Nie zabiorę ci aż tylu. Chcę się wycofać – wyrzuciłam z siebie, zanim przyszło mi do głowy zmienić zdanie. – Chcę wrócić do domu, do Pragi i mieć normalne życie.
Jego brwi podjechały do góry, twarz zmieniła się w pozbawioną emocji maskę. Gardło zacisnęło mi się boleśnie. Przestąpiłam z nogi na nogę, chowając dłonie do tylnych kieszeni dżinsów. Cisza się przedłużała.
Przysiadł na krawędzi biurka, wpatrując się we mnie intensywnie. Schował dłonie do kieszeni, a jego oczy pociemniały, jakby z trudem panował nad złością.
– Na tę rozmowę będziemy potrzebowali znacznie więcej niż dziesięć minut.
– Nie widzę takiej potrzeby – zaprzeczyłam natychmiast. – Ja już powiedziałam wszystko, co miałam do powiedzenia.
Nie chcę tu być!
Skrzyżował kostki, przyjmując na pozór swobodną postawę. Ale ja znałam Adama, pod tą lodową powierzchnią kotłowały się nieujarzmione emocje.
Przyjście tutaj było błędem… On mi nigdy nie pozwoli odejść. Powinnam uciekać…
– Wpadasz tu nagle, bez zapowiedzi, wyglądając jak siedem nieszczęść, jakby świat zawalił ci się na głowę, i oznajmiasz, że między nami koniec. Ot tak, po prostu, bez żadnego wytłumaczenia – podsumował twardo. – Ja uważam, że sytuacja wymaga porządnego, kurwa, uzasadnienia.
Dłonie zaczęły mi drżeć, w środku trzęsłam się jak galareta.
– Oboje wiemy, że zanosiło się na to od jakiegoś czasu – powiedziałam, siląc się na spokój. Znów nerwowo przeczesałam włosy palcami.
Westchnął. Nie był przyzwyczajony do tego, że nie chciałam mu powiedzieć, o co dokładnie chodzi. A ja nie chciałam się dzielić tym, co kryło się głęboko w mojej duszy. Że zapragnęłam czegoś, czego nigdy nie będę mieć, czego nigdy nie będę godna i o co nie chcę prosić.
– Czy to ma coś wspólnego z Nicolą i tym, kim jest?
– Tak i nie. – Uniósł brwi do góry i wykonał ręką gest zachęcający do dalszego mówienia. – Ta cała sytuacja po prostu… uzmysłowiła mi to, czego nie dostrzegałam przez ostatni rok. Czas przestać być naiwną, wrócić do domu i zająć się normalnym życiem. Było fajnie, ale się skończyło.
Jeszcze bardziej się spiął na te słowa.
– A jesteś naiwna, ponieważ…? – spytał ostrożnie, chociaż widziałam, że pod tą maską obojętności buzuje złość. Wydawał się zaskoczony moimi słowami, jakby się nie spodziewał, że kiedykolwiek zechcę zniknąć z jego życia.
– Daj spokój, Adam. – Westchnęłam, udając nonszalancję. – Stanowiłam świetną rozrywkę, ale najwyższy czas zamknąć ten rozdział i żyć dalej. Tak będzie lepiej i dla mnie, i dla ciebie.
Zmrużył oczy.
– Uważasz, że jestem gotowy, żeby pozwolić ci odejść?
– Tak – oznajmiłam pewnie.
Wyjął dłonie z kieszeni i splótł je na piersi.
– Kiedy zaczęliśmy być razem, uprzedziłem cię, że nie będzie odwrotu. Dałem ci wybór: mogłaś wsiąść w samolot i wrócić do domu albo zostać. Znałaś warunki – przypomniał twardo. – Wiedziałaś, co się zdarzy!
Logika zawodziła. Adam to nie Patrick. Czas na plan B.
– Nigdy nie chodziło o bycie razem – skontrowałam głosem obruszonej księżniczki. – Od początku jestem twoją własnością. A teraz chcę wrócić do domu. – Oblizałam usta, zanim wypaliłam: – Niewystarczająco odpracowałam to, ile cię kosztowałam?
– O to w tym wszystkim chodzi? O prawo własności? – zapytał, poirytowany.
Czy naprawdę nie potrafił połączyć kropek w całość?!
– Sofia! – rzucił ostrzegawczo. – Przecież odbyliśmy już tę rozmowę! Nie będę zgadywał, co ci chodzi po głowie, nie tak się umawialiśmy! Musisz zwerbalizować swoje myśli.
Właśnie ten moment wybrał sobie Fabi, żeby wejść do środka.
– Przyjechali.
– Potrzebuję paru minut.
Podniosłam się. Musiałam zakończyć tę rozmowę. Teraz, zaraz, zanim Adam zapewni sobie więcej czasu, żeby namówić mnie do zmiany zdania. Przestraszyłam się tego, ponieważ wiedziałam doskonale, jaki potrafił być przekonujący.
– Nie, nie potrzebujesz – odparłam. – Lecę do Pragi.
Jego brwi podniosły się w niemym wyzwaniu. Nie pozwoli mi stąd zniknąć. Nie, dopóki się nie upewni, że to on ma ostatnie słowo. Właśnie awansowałam z jego kobiety na zakładniczkę, którą należy trzymać pod kluczem, ponieważ jeszcze ze mną nie skończył.
Zostało mi tylko jedno wyjście.
– To nie powinno potrwać długo. Poczekaj tutaj – rozkazał.
Mierzyliśmy się chwilę spojrzeniami pod bacznym okiem Fabiego.
Nie tak to sobie zaplanowałam!
– Dobrze – westchnęłam, udając, że kapituluję. Otwarta wojna nie miała sensu. Nie z nim i nie w klubie, gdzie na każde skinienie miał swoich ludzi i ochroniarzy. – Pójdę do baru na drinka.
Spotkaliśmy się wzrokiem. Oboje wiedzieliśmy, że kłamię i ucieknę, jak tylko odwróci się do mnie plecami. A przynajmniej spróbuję, bo według niego brakowało mi umiejętności niezbędnych do wykiwania ich wszystkich. Minęłam Fabiego w drzwiach i ruszyłam w kierunku, z którego dobiegało dudnienie muzyki klubowej.
Czeka was niespodzianka, chłopaki – nowy poziom w grze „Sofia kontra profesjonaliści”.
– Nie pozwól jej wyjść – rzucił cicho Adam.
Nie dałam po sobie poznać, że usłyszałam jego słowa. Na szczęście w ukrywaniu się w tłumie byłam zdecydowanie lepsza niż oni. Kiedy Fabi zmierzał szybkim krokiem do frontowego wejścia, ja chyłkiem dotarłam do drzwi ewakuacyjnych. Przemierzyłam biegiem dwie przecznice, jakby goniło mnie stado diabłów, wsiadłam do wypożyczonego auta i skierowałam się do Nicei. Stamtąd złapałam samolot do Pragi.
Musiałam się wydostać z tej matni. Zrobić krok do tyłu, zaczerpnąć powietrza i przypomnieć sobie, kim jestem. Oraz zdecydować, co chcę dalej robić. Co jest ważne, a co stanowi jedynie wątek poboczny.
Pozwoliłem Sofii iść do baru, wiedząc, że będzie usiłowała wykiwać Fabiana przy pierwszej nadarzającej się okazji. Ze sporą szansą na powodzenie. Żeby mieć pewność, że nie spierdoli, trzeba by ją zamknąć w gabinecie Patricka, ale takie rozwiązanie nie wchodziło w grę. Musiała być naprawdę zdesperowana, skoro zadała sobie tyle trudu, by pojawić się na progu kasyna niespodziewanie i bez żadnej ochrony.
Sygnał alarmowy stanowił już sam jej ubiór: luźne dżinsy, koszulka i tenisówki. Tenisówki! U kobiety, która – gdyby tylko mogła – wykupiłaby wszystkie szpilki w okolicy. Ten minimalistyczny strój czynił ją niezauważalną w tłumie, ale ja nazwałbym go krzykiem rozpaczy. Chociaż dla mnie wyglądała po prostu bezbronnie i naturalnie. Pięknie. Moja bogini.
Miałem ochotę zniszczyć wszystko, co sprawiło, że była w takim stanie, oraz zabić tych, którzy się do tego przyczynili. Ale przede wszystkim pragnąłem wziąć ją w ramiona i ukoić. Musiałbym to jednak zrobić siłą, bo to, jak się cofnęła o krok, kiedy wyciągnąłem w jej stronę ręce, powiedziało mi wyraźnie, że działa w akcie desperacji i stoi na krawędzi rozpaczy. Nie chciałem bardziej utrudniać tej sytuacji, żeby przypadkiem nie zepchnąć jej w przepaść. Zachowywała się jak zaszczute zwierzątko, które zacznie gryźć w samoobronie, jeśli tylko zdecydujesz się je dotknąć.
W tych ślicznych piwnych oczach czaiły się strach, niepewność i chęć ucieczki. Wiedziałem jednak, że nie ucieknie daleko. Nie tym razem. Brno i Praga znajdowały się tylko parę godzin lotu stąd, a miałem pewność, że we własnym kraju będzie bezpieczna. Musiałem tylko jej zaufać, że sama nic sobie nie zrobi.
Wystarczyło jedno spojrzenie, żeby Patrick się domyślił, że coś jest nie tak. Uniósł brew w niemym pytaniu, ale czas na rozmowę znaleźliśmy dopiero po spotkaniu z ludźmi Delgada.
– Sofia chce odzyskać wolność – wypaliłem, kiedy za naszymi gośćmi w końcu zamknęły się drzwi.
– Ma całe pokłady wolności – odparł, opacznie zrozumiawszy moje słowa. – Robi, co chce i kiedy chce. Do tego stopnia, że ty, consigliere rodziny, pozwalasz swojej kobiecie poruszać się po Europie bez ochrony.
Przeczesałem włosy w bezsilnej frustracji. Sofia nie zdawała sobie sprawy z przywilejów, jakimi się cieszyła.
– Po pierwsze, taka z nas włoska mafia, jak z koziej dupy trąba, więc nie nazywaj mnie tak – odparłem ostrzej, niż początkowo zamierzałem. Brakowało mi już cierpliwości, nadszarpniętej przez Sofię i wykończonej przez upartego Javiera Delgada. – Po drugie, dostaję szału na samą myśl, że coś mogłoby się jej stać – warknąłem. – Ale nie mogę jej przecież związać.
– Nie chcesz – skontrował poważnie. – Ja nigdy nie pozwoliłbym mojej kobiecie podróżować bez ochrony.
Popatrzyłem na niego ze zniecierpliwieniem.
– Spróbuj sam z nią negocjować.
– Jest kobietą! – przypomniał.
– Co nie znaczy, że jest gorsza czy głupsza od nas!
– Tego nie powiedziałem. Pozwolisz jej odejść?
– Chyba trochę już na to za późno, nie sądzisz?
– Zawsze możesz się z nią ożenić – zaproponował ze wzruszeniem ramion.
Gdyby to rozwiązało problem! Patrick dobrze wiedział, że już jakiś czas temu kupiłem pierścionek zaręczynowy. Potem jednak pojawił się pierdolony Roberto Cinnante… Wyjebał nasz świat do góry nogami, przypominając nam wszystkim, jak kruche i niestabilne jest nasze życie. Mnie utwierdziło to w przekonaniu, że jestem gotowy poślubić Sofię, ale ona zaczęła dryfować w przeciwnym kierunku. Chciała uciec.
– Kurwa! – Splotłem dłonie na karku.
Nic nie szło tak, jak powinno.
– Sporo się ostatnio działo. Pozwól jej pomyśleć. Niech leci do rodziców.
Zerknąłem na niego spode łba.
– Nie znasz jej tak jak ja – rzuciłem z pasją, ale on wiedział, że źródłem mojej frustracji nie są jego słowa, a zachowanie mojej kobiety. – Jeśli pozwolę się rozwijać temu, co się dzieje teraz w głowie Sofii, mogę nie być w stanie jej sprowadzić z powrotem na właściwe tory.
– Nie zawrócisz kijem rzeki.
Ucisnąłem nasadę nosa.
– Załatwmy deal2 do końca i miejmy ten wieczór za sobą. Potem bardzo chętnie się najebię!
– Szefie… – Fabi stanął w drzwiach.
Wiedziałem, co za chwilę powie. W końcu była moją kobietą, dobrze ją znałem.
– Pozwól, że zgadnę. – Mój głos przepełniała ironia. – Kiedy ty myślałeś, że zamiast do baru pójdzie do frontowego wejścia, ona wyślizgnęła się od tyłu i zniknęła w mroku?
Mina Fabiego powiedziała nam wszystko. Patrick westchnął, z rozbawieniem kręcąc głową.
– Mam ją znaleźć? – zaproponował Fabi, starając się zamaskować tą propozycją swoją wpadkę.
– Nie – odparłem twardo. – Wiem, gdzie się wybiera.
– Wróci jak bumerang – skwitował Patrick.
Miałem ochotę gorzko się roześmiać. Narastało we mnie przeczucie, że tym razem nie będzie to takie proste. Przekroczyliśmy pewien most, a ja nie zdawałem sobie z tego sprawy. Nie było mowy, żebym pozwolił Sofii odejść. Była moja. Kochałem tę kobietę bardziej niż samego siebie, a momentami nawet bardziej niż organizację.
Patrick zdawał sobie z tego sprawę i za chuj nie rozumiał tego uzależnienia.
Miałem podły humor.
Sofia wyłączyła telefon i nie dało się w ten sposób zlokalizować miejsca jej pobytu, więc Fabi musiał odtworzyć całą trasę, jaką przebyła z Balearów. Z innych GPS-ów wiedziałem, że jest w Brnie u siostry. Nie musiałem jej pilnować, była tam całkowicie bezpieczna. Nie do końca wiedziałem jednak, co z nią zrobić. To był mój pierwszy związek, który nie polegał tylko na pieprzeniu. Z jednej strony chciałem do niej polecieć i zmusić do wytłumaczenia się, ale z drugiej czułem, że po ostatnich wydarzeniach musi złapać oddech i na nowo poukładać sobie wszystko w głowie.
Gdybym teraz za nią ruszył, wyznał, ile dla mnie znaczy i wręczył jej pierścionek, prosząc, żeby została moją żoną, skończyłoby się na karczemnej awanturze okraszonej wymówkami, że robię to, bo czuję się zobligowany i nie chcę, żeby uważała się za gorszą od Nicoli. I nie miałoby znaczenia, że dojrzałem do tego, by sformalizować nasz związek, jeszcze zanim obecna żona Dariusa całkiem niespodziewanie pojawiła się w naszym życiu. Sofia była jedyną kobietą, którą kochałem i którą zawsze będę kochać. Wszystkie eskorty wiedziały, że istnieje, jest moja i niepotrzebne mi są dodatkowe rozrywki.
Środa to chyba najbardziej niebiznesowy dzień. Taka czarna dziura tygodnia pomiędzy poprzednim weekendem a kolejnym. Kiedy byliśmy w klubie, parę dziewczyn postanowiło umilić nam czekanie na kontrahentów. Każdą z nich zdarzyło nam się już kiedyś pieprzyć, po to tu w końcu pracowały. Znaliśmy je z imienia. Kriti, w połowie Azjatka, była maleńka i drobna i lubiła brać w tyłek. Usiadła obok Dariusa, który dzisiaj miał ochotę upić się do nieprzytomności. Nicola nie raczyła odebrać od niego telefonu i nie odpisywała na SMS-y. Enzo na bieżąco zdawał mu relację, więc wiedział, co się z nią dzieje, ale nie o to chodziło.
Kriti postawiła sobie za cel umilenie czasu Dariusowi. Ku mojemu zaskoczeniu Darius uniósł dłoń z obrączką do góry i przekręcił tak, żeby widziała błyszczący metal, ale nie przerywała. W końcu złapał ją za nadgarstek z lodowatym „nie”. Spojrzała na mnie, ale przecząco pokręciłem głową. Też nie byłem zainteresowany. Żałosne, ale pewnie by mi nawet nie stanął. Musiałbym sobie wyobrażać, że jest Sofią, a tego nie chciałem.
– Wygląda na to, że będę miał pracowity wieczór – zażartował Patrick. – Skoro żaden z was nie ma ochoty, to może chociaż sobie popatrzycie.
Wpatrywałem się beznamiętnie w ten seks pokaz na żywo. Odkąd byliśmy razem z Sofią, trzymałem sprzęt na wodzy. Nie potrzebowałem naszych dziwek. Owszem, miło byłoby zasnąć po dobrym obciąganiu, ale wystarczyło, że zadzwoniłem do mojej kobiety, i albo miałem ją w swoim łóżku następnego wieczora, albo organizowaliśmy sobie sex-party na Skypie.
Ale nie dzisiaj i nie w najbliższym czasie.
Zaczynałem być seksualnie sfrustrowany. Kurwa, czego nie robiliśmy, żeby zadowolić swoje kobiety! Patrick natomiast nie miał ani skrupułów, ani zahamowań i chuj go obchodziło, kto patrzył, jak posuwa Kriti. Dziewczyny zaczęły się namiętnie całować. Tania pracowała nad łechtaczką koleżanki, ułatwiając naszemu szefowi zadanie.
Mój telefon zasygnalizował przychodzącą wiadomość. Nasi goście przybyli.
– Kończ – rzuciłem do Patricka, podnosząc się z miejsca. Darius wstał tuż po mnie. – Rozmawiałeś z Nicolą? – spytałem, ruszając do wejścia dla personelu.
– Nie chce ze mną gadać – przyznał. – Nie odbiera telefonu, nie odpisuje na SMS-y czy maile.
– Powiedz, żeby ją spakowali i wsadzili w samolot…
– Chyba siłą – mruknął.
– …upij do nieprzytomności, weź do łóżka i wyruchaj problemy z głowy! – poradziłem. Byłem pewny, że Enzo, chociaż bardzo ją lubił, nie odmówiłby wykonania rozkazu. – Wielokrotnie, intensywnie, jak potrafisz najlepiej. Na wszystkie sposoby, o których marzysz.
Szkoda, że sam nie potrafiłem posłuchać własnej rady. Kurwa!
– Tak zrobiłeś z Sofią na początku?
Otworzyłem nam drzwi do biura Patricka.
– Wziąłem ją siłą. Literalnie. – Spojrzał na mnie spod oka. – Nie byłem z tego dumny, ale w ten sposób udało się ją przełamać. Wiem, co sobie teraz myślisz. Że jestem chujem. Że po tym, co przeszła, to była ostatnia rzecz, której pragnęła. Ale bawiliśmy się w podkręcanie napięcia już od jakiegoś czasu, czułem zapach podnieconego ciała. Była gorąca i mokra, niemal z niej kapało. Nie chodziło o to, że nie chciała. Chodziło o to, że nie czuła się godna. Uważała się za zbrukaną, nieczystą. Wydawało jej się, że skoro została zgwałcona, nie zechcę się zanurzyć w tej słodkiej cipce. Nic bardziej błędnego. Miałem dosyć tego skakania wokół tematu. Problem leżał w jej głowie i zniszczeniu bariery, jaką sobie sama ustawiła.
– A gdyby, zamiast się przełamać, odsunęła się jeszcze bardziej?
– Istniało takie ryzyko, przyznaję. Bywa, że ofiary przemocy seksualnej w desperacji rzucają się w wir uprawiania seksu z każdym i gdziekolwiek albo wręcz przeciwnie, nigdy więcej nie chcą go uprawiać. Każdy przypadek jest inny. Żadna z tych opcji mi się nie podobała. Wszystko siedziało w jej mózgu, tylko ciało musiało zacząć współpracować. Więc tak, unieruchomiłem jej nadgarstki w jednej ręce, a drugą z premedytacją powoli masowałem łechtaczkę. I nie trzeba było zbyt długo nad nią pracować. Poddała się po trzydziestu sekundach, rozpływając się pod moją dłonią. Drugi orgazm dałem jej ustami. W pokoju nie było ani jednej powierzchni, na której bym jej nie wziął. Rano czułem się jak nowo narodzony bóg, a ona zasnęła wyczerpana z moją spermą zaschniętą na udach. Cudowny widok. – Wzdychając, podszedłem do barku. – Ale najpierw uświadom sobie, kurwa, że to ty musisz ją przeprosić. Bez względu na to, czyja jest wina.
– I kto to mówi – sarknął.
Uśmiechnąłem się przebiegle.
– Dam jej dwa tygodnie na przemyślenia.
– A potem? Jaki masz plan?
– Taki, że najpierw jestem jej facetem, a dopiero potem doradcą rodziny. Za każdym razem, jak o tym zapominam, coś się pierdoli – odparłem. Zaprzeczanie temu faktowi mieliśmy we krwi. – I nawet, kurwa, nie próbuj zaprzeczać, bo ci zwyczajnie jebnę.
Darius po skończonym spotkaniu zadzwonił do Enza, żeby mu przywiózł żonę do Cannes. Chociaż jeden z nas przestanie być seksualnie sfrustrowany… Mnie tymczasem musiała wystarczyć ręczna robota pod prysznicem do wspomnienia mięciutkiego i gorącego ciała Sofii. Zamknąwszy oczy, wyobraziłem sobie jej usta sunące po moim fiucie w powolnym rytmie.
Gdzieś tam w podświadomości sekretnie marzyłam, że spotkam Adama na mieście, padnę mu w ramiona i wszystko, co złe, odjedzie. Ależ ja byłam naiwna! Telefon milczał, bo wyłączyłam go zaraz po przylocie, a potem owinęłam w folię aluminiową. Za ten patent należałoby podziękować Alessiemu.
Od razu po wylądowaniu w Pradze złapałam pociąg do Brna, do siostry. Pracowała jako analityk w banku i płacili jej za to bajońską kasę. Posiadała własne mieszkanie w centrum i jak zawsze przyjęła mnie z otwartymi ramionami.
Wiedziała, że nie przyjechałam na urlop, tylko musiało się coś stać. Usiłowała wyciągnąć ze mnie szczegóły przy butelce wina, ale bezskutecznie. Próbowała też w klubie i po powrocie z niego, ale i wtedy jej się nie udało. Nie mogłam z nią o tym rozmawiać. Jedno pytanie pociągnęłoby za sobą kolejne i nim bym się obejrzała, wyznałabym jej wszystko, a tego nie chciałam. A już szczególnie, żeby dowiedziała się o wydarzeniach w Dubaju. I tak już za dużo powiedziałam w klubie. Cholerny alkohol rozwiązywał mi język.
– Co się stało w krainie wiecznego szczęścia? – zagaiła przy drugim kieliszku wina tego wieczoru.
– Kiedyś wszędzie widziałam jednorożce, a teraz węch mi mówi, że to, czym srają, to nie jest tęcza. Życie, siostro, życie… – bagatelizowałam, ale nie udało mi się jej przekonać.
– Przecież widzę, że jest coś nie tak.
– Pilnuj swojego nosa. Jak masz mnie już dość, pojadę do rodziców.
Westchnęła.
– Myślałam, że jak wyrzucisz z siebie, co się stało, poczujesz się lepiej.
Podwinęłam nogi i ułożyłam się wygodniej na sofie.
– Nie tym razem.
Dała spokój, ale jak ją znałam, nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
Brno, w którym mieszkała i pracowała moja siostra Ewa, było brudne, tłoczne i nie zachęcało do bliższego poznania, ale w końcu to druga największa betonowa dżungla w moich rodzinnych Czechach. Stolica Moraw udająca, że lata świetności nadal ma przed sobą. Tylko zabytki ratowały to miasto przed zapomnieniem.
Szwendałam się po Brnie jak japoński turysta, zwiedzając największe atrakcje. Co innego mogłabym robić dla zabicia czasu? Warte obejrzenia miejsca dało się policzyć na palcach obu rąk: pozostałości murów miejskich, katedra świętych Piotra i Pawła, którą prześmiewczo nazywałam domkiem Pawła i Gawła, kościół – jakżeby inaczej – świętego Jakuba z męską gołą dupą na elewacji, Stary Ratusz, teatr Mahenovo Divadlo, klasztor Kapucynów, twierdza Špilberk, Targ Kapuściany i rynek. W tej części Europy nie znałam miasta, którego najważniejszym rejonem nie byłby rynek.
Każdego dnia szukałam sobie zajęcia, podczas gdy Ewa pracowała. Adam i tak wiedział, gdzie jestem, więc nadal używałam swojej karty, żeby wydawać jego pieniądze. Wczoraj oglądałam Kamienicę pod Czterema Gburami (chętnie nadałabym im imiona pewnych gburów…), odwiedziłam brneńskiego smoka vel wypchanego krokodyla, by na koniec nie pogardzić Ogrodami Denisa, z których rozciągała się panorama miasta. Osobliwością tego miejsca, jak twierdził przewodnik oprowadzający w tym samym czasie grupę turystów, stanowił zegar, który od czasu oblężenia szwedzkiego w 1654 roku wybijał południe o godzinę wcześniej. W tej sposób generał Raduit de Souches oszukał najeźdźców.
– Ale jak się dali – skwitowała turystka pod czterdziestkę – to cóż, dobra nasza!
Znudzona widokami i bezczynnością wróciłam na Targ Kapuściany i zaszyłam się w jednej z kafejek. Czekając, aż siostra, która pracowała niedaleko, spotka się ze mną na lunchu, wpatrywałam się w ogromną, barokową fontannę Parnas, z której w zamierzchłych czasach sprzedawano karpie na Wigilię.
Trzymając się mojej nowej codziennej rutyny, wpychałam w siebie kolejny słodki deser, marny substytut koktajlu złożonego z fenyloetyloaminy, dopaminy, noradrenaliny, serotoniny, oksytocyny, wazopresyny oraz endorfin. W skrócie – seksu i orgazmów. Moje uzależnione od Adama receptory opioidowe doprowadzały mnie do szaleństwa. Nie bez powodu święty Walenty jest patronem nie tylko zakochanych, ale także chorych umysłowo. W zasięgu ręki miałam tylko dwa zamienniki seksu: alkohol albo słodycze. Postawiłam na to drugie. A że tyłek rósł mi od samego patrzenia na czekoladę? Trudno. I tak nie planowałam w najbliższym czasie nikomu go pokazywać.
Żałowałam jedynie, że słodycze nie działają na mnie tak kojąco jak Adam. Nasze rozstanie i wyjazd do Brna sprawiły, że w mojej głowie na nowo ożyły wspomnienia z Dubaju. Przeklęte miasto ciągle majaczyło gdzieś na obrzeżu moich myśli. Znowu nie mogłam spać, całymi nocami nasłuchiwałam kroków, a nie wzięłam ze sobą żadnych leków na uspokojenie.
Na moim telefonie wyświetliło się imię Nicoli. Ciekawe, jak jej poszło uwodzenie męża?
– Zadziałało? – Nie traciłam czasu na powitania.
– Tak! – przyznała z entuzjazmem.
– Jesteś mi dłużna. – Zaśmiałam się i wepchnęłam do ust łyżeczkę pełną kremu i bitej śmietany.
– Hmmm…
– Co hmmm?
– A mogłabym być jeszcze raz dłużna? – spytała nieśmiało.
Parsknęłam radośnie.
– Aż tak ci się spodobało bycie niegrzeczną dziewczynką?
– Czuję się jak idiotka – wyznała szeptem.
– Nie powinnaś.
– Dla ciebie to musi być strasznie trywialne, kiedy pytam cię o TE sprawy. Albo jak uwieść własnego męża…
Roześmiałam się.
– Kochanie, nic, co Adam robi ze mną w łóżku, nie jest trywialne. Jest wiele rzeczy, o których mogę ci opowiedzieć. I jeszcze więcej, na które mogę cię nakierować. – Zrobiłam małą pauzę na kawałek tortu. – Pamiętaj, że jak wszystko zawiedzie, ostatnią deską ratunku jest zrobienie mu laski. Jeśli jesteś w Cannes, przyślę do ciebie Kriti. Powie ci i, co ważniejsze, pokaże dokładnie, jak zrobić facetowi dobrze niczym profesjonalistka.
Cisza w słuchawce była wymowna. To jeszcze nie ten etap. Poza tym nie każda kobieta musiała być tak wyzwolona w sprawach intymnych jak ja. Może jednak odrobinę przesadziłam, sugerując, że mogłaby poprosić inną kobietę, do tego wielokrotną kochankę Dariusa, o instruktaż. Trochę szkoda, bo akurat Kriti prawdopodobnie wiedziała wszystko o jego mrocznych zachciankach. Zdążyłam jednak poznać Nicolę na tyle, żeby mieć pewność, że dziewczyna się rozhula. Pytanie brzmiało nie „czy?”, ale „kiedy?”.
– Jeszcze nie ten poziom? W takim razie idź do naszej sypialni. Powiem ci dokładnie, gdzie są gadżety potrzebne do kolejnej misji specjalnej. Ja bym to zrobiła w jego biurze, ale ty możesz się na niego zaczaić w sypialni. Albo będzie tańczył, jak mu zagrasz, albo i tak będzie zajebiście.
Słyszałam, jak przemieszczała się po domu.
– A jak u ciebie?
Wepchnęłam kolejną łyżeczkę do buzi.
– Jak na morzu. – Napiłam się kawy. – Szerokie horyzonty, ale nie ma dokąd płynąć. Więc po prostu dryfujesz bez celu przez wzbudzone fale, mimo że chce ci się rzygać…
– Aż tak dobrze?
– Nie chcę o tym rozmawiać – odparłam stanowczo.
Westchnęłam – nieznośny odruch bezwarunkowy, który wypracowałam przez te kilkanaście dni pobytu w Czechach – i podałam Nicoli przepis na kolejny wyczyn łóżkowy. Pewnie ją zszokowałam, ale w końcu chciała spróbować czegoś nowego. Po skończonej rozmowie zamówiłam jeszcze jeden kawałek ciasta orzechowego.
– Zajadamy smutki? – przywitał mnie radosny głos Ewy.
– Rekompensuję sobie brak seksu – odpaliłam.
– A dupa rośnie.
Z krzywym uśmiechem wepchnęłam do buzi kolejną łyżkę.
– Pierdol się – mruknęłam bez przekonania. – Moja dupa, mój problem.
Ewa zignorowała mój humor i zamówiła sobie to samo.
– Raczej problem twojego faceta, jak nie starczy mu siły, żeby cię podnieść.
Tym razem, zamiast odpowiedzieć, pokazałam jej środkowy palec.
– Jego strata – mruknęłam. – Poza tym przyganiał kocioł garnkowi.
Rzeczywiście siostra mogłaby iść ze mną w zawody o tytuł posiadaczki największego tyłka w rodzinie. Miała jeszcze szersze biodra niż ja. Zamiast jednak ukrywać się w workowatych ubraniach, zawsze podkreślała swoje ogromne cycki, małą talię i szerokie biodra. Pięćdziesiąt lat temu mogłaby robić za ikonę pin-up, w XXI wieku była uważana za grubą. Ale nie czuła się gruba, ja zresztą też nie. Parę kilo w tę czy we w tę nie robiło mi różnicy na tyle, by zrezygnować z jedzenia. Jeśli Adam nie potrafił tego zaakceptować, krzyżyk na drogę. Nie zamierzałam się głodzić, żeby sprostać czyimś wyobrażeniom. Nawet jeśli przez to faceci w mafijnej rodzinie uważali mnie za mniej atrakcyjną. Chuj im w dupę i oby mieli z tego powodu dużo radości.
Z nas dwóch to Ewka otrzymała od Boga ładniejsze usta. Zlitował się też nad nią, kiedy przyszło do przydzielania nam włosów. Podczas gdy moje nieujarzmione loki sterczały na wszystkie strony, u niej układały się w eleganckie fale. Żeby osiągnąć taki efekt, musiałabym spędzić pół dnia z lokówką w dłoni lub spać w wałkach na głowie. Ale nie Ewka. Za swoimi stu sześćdziesięcioma trzema centymetrami wzrostu wyglądała niczym mały leśny elf. Brakowało jej tylko zielonej czapeczki, którą zastąpiła uroczym kapelusikiem z woalką. Mogła nosić dowolnej wysokości szpilki, a większość facetów i tak okazywała się wyższa od niej.
Niesprawiedliwość losu w naszej rodzinie nie znała granic!
– Jak już się nażresz tego cukru, to może w końcu mi powiesz, co się nawywijało między tobą a Adamem? – zapytała, uśmiechając się jak wariatka i wściekle machając rzęsami. Ich też jej zazdrościłam. Grube, podkręcone, wymagały jedynie lekkiego pociągnięcia maskarą, żeby wyglądać, jakby wyszły spod ręki stylistki.
Nigdy nie wyznałam Ewie prawdy o „moim chłopaku”. Widziała jego zdjęcia, które starannie cenzurowałam, ale o naszym związku wiedziała niewiele. Nie przyznałam się, co mi się przydarzyło w czasie wycieczki do Dubaju. Wcisnęłam jej bajeczkę o pracy za granicą, z powodu której przez pół roku nie dałam rady przylecieć z powrotem do Pragi czy Brna, i o zepsutej kamerze w telefonie, przez którą nie mogliśmy się połączyć na Skypie. Ani ona, ani rodzice nigdy nie dociekali, a mnie kamień spadł z serca. Teraz było już za późno na wyjawienie prawdy. Nie mogłam tego zrobić. Nie po tych wszystkich kłamstwach.
– Do mojego kolorowego życia zakradła się rzeczywistość!
– O! – Wsadziła do buzi spory kawałek ciasta orzechowego. – Spadły ci z nosa różowe okulary? Pan idealny przestał być idealny? Dostrzegłaś, że jego kutas jednak jest nieco krzywy i wygina się jak wieża w Pizie? Znaczy się w piździe też się pewnie wygina, ale to część rytuału godowego. Tak musi być! – zapewniła poważnym tonem autorytetu medycznego, niczym w reklamie. – Wyginam śmiało ciało – dodała sugestywnie, poruszając brwiami.
Westchnęłam ciężko. Rzuciłam łyżeczkę na talerzyk i zapatrzyłam się na fasadę kościoła za nią. Ewka teatralnie upiła łyk smoothie, siorbiąc przy tym niemiłosiernie.
– Nie chcę o tym rozmawiać.
Przewróciła oczami.
– To oczywiste, ale jesteś moją siostrą i wkurwianie cię jest moim obowiązkiem na równi z tym, żeby skopać dupę twojemu facetowi bez względu na to, jaki jest duży i silny!
Nie było mowy, żebym wprowadziła Ewkę w świat portugalskiej organizacji przestępczej. Mogłam sobie wyobrazić, jak na jej widok zareagowaliby Marco albo Enzo. Fajnie byłoby mieć ją bliżej i przez chwilę cieszyłam się tą egoistyczną myślą, ale to, co musiałaby znosić… Odwołane albo przerwane randki, budzenie się samotnie w łóżku, porzucanie na progu pokoju hotelowego, znikanie w najmniej oczekiwanym momencie czy rozmowy cichnące na twój widok. Nie, zdecydowanie nie dla niej.
– Ewa… – zaczęłam prosząco.
– W porządku! – rzuciła z pretensją. – Ale ty stawiasz bilety do kina.
Zmarszczyłam brwi, bo przecież miała inne plany. A przynajmniej tak było jeszcze dziś rano. Dlatego właśnie poszłyśmy na lunch, a nie pobawić się wieczorem do klubu. Umówiła się z nowym vel starym fagasem, którego mi jeszcze nie przedstawiła, ale za to już mi o nim opowiadała. Dopiero teraz przyszło mi do głowy, że nawet nie wiedziałam, jak ma na imię.
– A randka?
Wzruszyła lekceważąco ramionami. Dałabym się nabrać, gdybym nie znała jej całe życie.
– Jakoś nie wyszło.
Spojrzałam na nią uważnie.
– Co jest?
Teraz ona odłożyła widelczyk i odsunęła talerzyk.
– To trzecia randka z rzędu, którą odwołuje – przyznała ze smutkiem.
– Żebyś ty wiedziała, ile ja mam na koncie spalonych randek – mruknęłam, usiłując ją pocieszyć.
Kiedy spotykasz się z facetem z mafii, każda randka może się okazać niewypałem. Nawet taka, na której już jesteś. Zwłaszcza taka i najczęściej taka, należałoby powiedzieć. Interesy ponad wszystko. Ale w normalnym życiu – a takie prowadziła Ewka – jeśli facet odwołuje trzy randki z kolei, to raczej stracił zainteresowanie. Nie chciałam tego mówić głośno.
– Ale wy jesteście w związku. – Przewróciła oczami. – Gdzie Rzym, a gdzie Krym. Mieszkacie ze sobą i sypiacie.
Teraz przyszła moja kolej na dogryzanie. Uśmiechnęłam się szyderczo niczym diablica z piekła rodem, pochylając nieco w jej stronę.
– Sugerujesz, że twoja cipka nie smakowała tak słodko, jak ci się wydawało?
Ewa zmrużyła tylko oczy, przyzwyczajona do mojego barwnego języka.
– Czy z tobą da się porozmawiać poważnie?
– Rozmawiamy poważnie – potwierdziłam. – Przespałaś się z nim, a potem odwołał trzy randki pod rząd. Tak się mają fakty. Może twoja cipka, wbrew obiegowym opiniom, nie smakuje jak cud, miód i orzeszki? A nawet jak andruty z wanilią? – zakpiłam. Posłała mi spojrzenie bazyliszka. – Więc pytam, czy miałaś wrażenie, że nie spodobałaś mu się w łóżku?
Zaczerwieniła się lekko.
– Nie, ale on wykonał większość roboty tamtej nocy.
– I bardzo dobrze. To mężczyzna ma udowodnić swoją wartość, a nie odwrotnie. Obciągnąć może każda laska. Jeśli zrobi to niewprawnie, facet chwyci ją za głowę i nią pokieruje. Z lepszym lub gorszym skutkiem, ale i tak osiągnie orgazm. Ale wylizać kobietę tak, żeby odleciała, nie jest łatwo. – Nachyliłam się do niej nad stolikiem i pokiwałam na nią łyżeczką niczym berłem. – Zapamiętaj, kochana, najważniejszą zasadę w życiu: „ty masz cipkę ze złota, a nie on złotego kutasa”, a wtedy wszystko będzie dobrze! Żeby zasłużyć na dobrego loda, trzeba najpierw odrobić pańszczyznę tam na dole.
Zgodnie z moimi przewidywaniami Ewa się roześmiała.
– Był dobry w tym, co robił – rzuciła z rozmarzeniem. – Zajebisty.
Widziałam, jak na chwilę odpływa, pogrążając się we wspomnieniach. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. A więc jednak kutas ze złota. Strzał w dziesiątkę.
– Zazwyczaj są dobrzy, bo przed nami „trenują”.
– Nie wkładaj mi tego do głowy – poprosiła, przewracając oczami. – Nie chcę wiedzieć o żadnej przede mną.
Postanowiłam zatem nie sugerować, że okazała się jednonocną przygodą na boku, na co wskazywałyby odwołane randki i dziwne zachowanie jej lowelasa. Chyba że chodziło o zdecydowanie bardziej prozaiczne przyczyny – w końcu niektórzy mają normalną pracę po osiem godzin dziennie. Facet mógł być po prostu zajęty.
– Nie jestem odpowiednio wyposażona, by cokolwiek ci wkładać, ale mogłabym podawać kieliszek za kieliszkiem! – zaproponowałam. – Za którymś się zrelaksujesz.
– Nie idę z tobą imprezować.
– W takim razie kupię ci wibrator, taki z motylkiem. Satysfakcja gwarantowana albo zwrot pieniędzy.
Facet siedzący przy stoliku obok parsknął śmiechem, wypuszczając nosem fontannę kawy.
– Kurwa, Sofia! – zganiła mnie, czerwieniąc się uroczo.
– No weź! – marudziłam. – Pójdziemy do Euphorii, zabawimy się.
– Czemu tam?
Rozumiałam pytanie, bo to najdroższy i najbardziej ekskluzywny klub w Brnie. Nie można było się tam dostać ot tak, z ulicy. Musiałeś mieć zaproszenie i specjalną aplikację. Goście byli prześwietlani i szczegółowo sprawdzani. I dokładnie o taki poziom bezpieczeństwa chodziło mojemu facetowi. To znaczy eksfacetowi.
– Adam zrobił mnie tam VIP-em.
Otworzyła na chwilę usta ze zdumienia. Chyba nie powinnam była tego mówić. Nie była naiwna, w którymś momencie doda dwa do dwóch i jeśli nie będę akurat w pobliżu, żeby wszystko wyjaśnić, wyjdzie jej… siedem nieszczęść. Niechcący zdradziłam kolejną informację: Adam był bogaty. I miał wpływy w takich miejscach, gdzie zwykły szary człowiek nie miał szans wejść.
– O proszę – mruknęła, zbiegając szczękę z podłogi. – Nie mówiłaś, że jest dziany – dodała, a ja lekceważąco wzruszyłam ramionami. – Masz ochotę zabawić się na jego koszt w ramach zemsty?
Może powinnam nadal okłamywać siostrę?
– Jest drugi po Bogu. Nie ma znaczenia, ile wydam, i tak niewiele go to obejdzie.
Gdyby spojrzeć na sytuację z racjonalnego punktu widzenia, nie powinnam korzystać z konta Adama, żeby nie ułatwić im wpadnięcia na mój trop. Miałam jednak świadomość, że Fabiano i tak mnie znajdzie. Wyłączenie telefonu czy owinięcie go w folię aluminiową stanowiło dla niego tylko drobną niedogodność. Nic, czego nie potrafiłby obejść.
Ale może w całej tej ucieczce chodziło o coś więcej? Może podświadomie chciałam, żeby Adam dowiedział się, gdzie jestem? Może w ten sposób krzyczałam do niego: „Jestem tutaj! Ocal mnie przed samą sobą… Znów…”.
– Nie mówiłaś mi o tym – powiedziała z wyrzutem.
Najlepszą obroną jest atak.
– A robi ci różnicę, że gość, który mnie posuwa, jest bogaty i wygląda jak grzech pożądania? – spytałam takim samym tonem. Nie chciałam wierzyć, że moja siostra stała się snobką. – Bo mi żadną. Gdyby był biedny jak mysz kościelna, też dałabym mu się przerżnąć wzdłuż i wszerz.
– Nie obchodzi mnie to – zaprzeczyła. – Po prostu jestem zaskoczona, bo o tym nie wspomniałaś.
– Bo to nie ma znaczenia! – Jezu, powinnam zamknąć mordę i przestać drążyć ten temat! – Idziemy wieczorem się pobawić! Obie tego potrzebujemy, Ewka – usiłowałam ją przekonywać. – Znajdziemy ci odpowiedniego partnera. Euphoria gwarantuje imprezowiczów z zarobkami wysoko ponad średnią krajową. Mamusia i tatuś będą wniebowzięci. Zawsze marzyli, że ich córeczki wyjdą bogato za mąż. No i oczywiście musi być kochający i wierny…
– Kochający i wierny… Brzmi jak opis psa, a nie faceta. Może lepiej sobie kupię spaniela?
– Raczej dobry wibrator. Nie wyobrażasz sobie, jakie cudeńka teraz produkują. Wytrzymują dłużej niż faceci – zachwalałam – i nie zmieniają natężenia ssania i wibracji, bo kondycja siada. Same plusy!
– I Adam pozwolił ci taki kupić?
Pogroziłam jej palcem.
– Błąd w rozumowaniu, droga siostro! A może sam mi go kupił? Może mam w sypialni wielką szafę, a w niej cały sklepowy asortyment, który wybraliśmy razem?
Parsknęła śmiechem.
– Który i tak nie pokrywa zapotrzebowania na słowo „kochający”…
– Jak i każdy facet, Ewka! Jak i każdy facet.
W mojej szafie zawsze znajdowała się mała czarna. Czasem niekoniecznie czarna, ale zawsze mała i skandalicznie obcisła. A wszystko dlatego, że cycki ogłupiały mężczyzn. Sprawiały, że dostawałam, co chciałam i kiedy chciałam. Drink od barmana? Żaden problem. Ulubiona piosenka? Od ręki. Przyciągałam facetów jak magnes. Każdy z nich myślał, że to on zaliczy darmowe ruchanie dziś wieczór, a ja pozwalałam im w to wierzyć, dopóki było mi to na rękę.
– Ty masz dzisiaj misję przelecieć jakiegoś faceta w kiblu czy się upić? – spytała mnie Ewa, po czym wzięła łyk drinka.
Ubrana w kończącą się przed kolanem sukienkę z głębokim dekoltem idealnie podkreślającym piersi wyglądała jak klasyczna piękność lat pięćdziesiątych z czarną kreską na powiece i matowymi czerwonymi ustami. Włosy zebrała na karku w ciasny węzeł, przygładzając je.
– Może obie, a może tylko jedną z nich… Kto wie?