Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wraz z Natą przenieś się do świata magii!
Dalszy ciąg przygód Naty. Tym razem dziewięciolatka staje przed szansą odzyskania magicznych talentów swoich przodkiń. Bez wahania wyrusza w pełną niebezpieczeństw podróż z kimś, komu nie powinna zaufać. Tajemnicę powierza jedynie najlepszemu przyjacielowi, Piotrkowi. Mimo to wścibskiemu kotu Lukrecjuszowi udaje się zwęszyć pewien trop, który umknął czterem czarownicom. Trzykrotki znów będą miały ręce pełne roboty, a fryzjerka Natalia zostanie zmuszona do porzucenia bezpiecznego życia i ponownego zmierzenia się z magią. Czy Nacie uda się wydostać z tarapatów, a może raz na zawsze będzie musiała pożegnać się z marzeniem o zostaniu prawdziwą czarownicą?
Niezwykła opowieść pełna fascynujących przygód, którą dopełniają fenomenalne ilustracje Anety Fontner-Dorożyńskiej. Okraszona humorem i napisana lekkim językiem wciągająca historia o wpadaniu w tarapaty w świecie magii, w którym nic nie jest takie, jakim się wydaje…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 171
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Mili i Tomka
oraz
dla Leny i Nicolasa
Lukrecjusz jednym zgrabnym ruchem przeskoczył przez płot i bezszelestnie ruszył w stronę pierwszego z trzech domów stojących na wzgórzu. Już miał się wślizgnąć do środka przez uchylone okno, kiedy coś przykuło jego uwagę i zatrzymało go na werandzie. Im dłużej przyglądał się rzeczom niedbale rozrzuconym na ławce, tym bardziej był pewien, że wśród nich widzi nie kolejną, futrzaną poduszkę, ale... innego kota. Co prawda nie takiego jak on, czarnego i – nie bójmy się tego słowa – dystyngowanego, ale swoje zupełne przeciwieństwo: śnieżnobiałą kotkę. Lukrecjusz przyglądał się nieznajomej dłuższą chwilę, jakby wypatrując na jej idealnie zadbanym futerku jakiegokolwiek innego koloru. Jeszcze nigdy nie spotkał kota, który nie miałby żadnej łatki czy chociaż malutkiej plamki w innym odcieniu. Oczywiście oprócz swojego odbicia w lustrze. Czerń jego futra była doskonała, ani jeden włosek nie miał innego koloru.
Nieznajoma wydawała się zupełnie ignorować jego obecność. Czyściła sobie łapki z takim zapałem, jakby to była najważniejsza czynność na świecie. Lukrecjusz nie byłby oczywiście sobą, gdyby jako pierwszy nie zagaił.
– Czy my się znamy? – zapytał. – Bo jakoś sobie nie przypominam...
Kotka podniosła na chwilę pyszczek, jakby pytanie Lukrecjusza zupełnie jej nie zaskoczyło, i rzuciła niedbale:
– Suzanne Charlotte Genevieve Nouvelle.
– Jaka znowu Suzanne Char... i tak dalej? – zaciął się Lukrecjusz.
– Tak się nazywam. Dla przyjaciół i cudzoziemców po prostu Suzi. Właśnie przyjechałam z Paryża i czekam na swoją scenę. Obiecano mi, że pojawię się już w pierwszym rozdziale!
– Z tego, co słyszałem... – Ogon Lukrecjusza zaczął nerwowo się kiwać to w jedną, to w drugą stronę. – A zazwyczaj jestem bardzo dobrze poinformowany. Nadęta arystokratka z Paryża miała się pojawić dopiero w trzecim tomie przygód niesamowitego kota Lukrecjusza, Naty, Trzykrotek i... całej reszty towarzystwa – dokończył lekceważąco.
– Niesamowitego kota Lukrecjusza? – Suzanne wydawała się wyraźnie rozbawiona. – Z tego, co wiem, nie było cię nawet w tytule pierwszej części, jesteś postacią drugoplanową!
– Drugoplanową? Byłem na okładce! – Lukrecjusz zjeżył futro na grzbiecie. – Ktoś cię chyba źle poinformował! To ja pomogłem Natalii, mamie Naty, pokonać złego czarownika, co – jak wszyscy wiemy – skończyło się dla niego więzieniem i odebraniem czarodziejskich mocy!
Teraz włosy na karku miała zjeżone również biała kotka.
– Z tego, co czytałam, padłeś nieprzytomny, kiedy ten cały Wojnowski rzucił tobą o ścianę, a Natalia, najlepsza ze wszystkich czarownic, pokonała go potężną magią, ratując również twoje futro!
– No nie wytrzymam! – zawołał Lukrecjusz. – A kto znał zaklęcie otwierające drzwi? Bez niego Trzykrotki w ogóle nie dostałyby się do budynku! Kto uratował sytuację w zakładzie fryzjerskim? Kto jako jedyny, od samego początku, miał na oku podstępnego Pafnucego Burzyńskiego? Radzę przeczytać jeszcze raz pierwszy tom, zanim będziesz próbowała wepchnąć się do drugiej części moich niesamowitych przygód! – wyrzucał z siebie Lukrecjusz, akcentując słowo „moich”.
– Twoich przygód? Niech no spojrzę na tytuł kolejnej części... Co prawda mam tu tylko pierwszy rozdział, ale tyle wystarczy: Nata i pechowa wiedźma! Hm... Jesteś wiedźmą czy jesteś pechowy? Bo nie wiem, które z tych określeń odnosi się do ciebie...
– Czarne koty nie przynoszą pecha! To tylko głupie przesądy! Ile razy mam tłumaczyć, że... – zapieklił się Lukrecjusz, ale szybko przerwał, jakby nagle dotarło do niego, że biała kotka tylko z niego żartuje.
Zwęził oczy w szparki.
– A skoro już mowa o pierwszym rozdziale... czy widzisz w nim siebie? – wycedził złośliwie.
Suzanne zaczęła nerwowo przeglądać leżące przed nią luźne, zniszczone kartki.
– No nie... – wyjąkała wyraźnie zawiedziona.
– Aha! – zawołał triumfalnie kot. – A czy znajdujesz w nim eleganckiego, przystojnego, inteligentnego, czarującego czarnego kota? – zapytał.
– Widzę irytującego, dogadującego kocura, który wtrąca się w każdy dialog – odpowiedziała gniewnie Suzanne.
Wyraźnie uspokojony i znów pewny siebie Lukrecjusz postanowił puścić te słowa mimo uszu.
– Zatem zmykaj, najlepiej z powrotem do Paryża! I czekaj tam na trzeci tom. Nie mam czasu dłużej z tobą rozmawiać! Nata oczywiście już narozrabiała, ale Trzykrotki jeszcze nic o tym nie wiedzą. Muszę lecieć, nie może mnie przecież ominąć taka awantura!
Nie czekając na odpowiedź, Lukrecjusz zniknął za uchylonym oknem.
– Do zobaczenia wcześniej niż myślisz, wstrętny zarozumialcu – rzuciła za nim urażona Suzanne i z wyraźnym ociąganiem powlekła się w stronę furtki.
Leniwy, sierpniowy dzień powoli dobiegał końca. Dopiero, kiedy zrobiło się już prawie zupełnie ciemno, Trzykrotki zdecydowały się porzucić hamaki w ogrodzie. Paulina ostrożnie zdjęła z włosów delikatną pajęczynę, którą niewielkich rozmiarów pająk tkał sobie na jej włosach przez cały dzień. Odłożyła ją na krzew jałowca i wprawnymi rękoma poprawiła włosy. Z siwych zmieniły się najpierw w rude, a potem w ciemnokasztanowe, jakby ich właścicielka nie mogła się zdecydować na żaden kolor. Druga z sióstr Trzykrotek, Patrycja, machnęła niedbale ręką w stronę sporej górki ogryzków po jabłkach, które uzbierała pod hamakiem. Jeden po drugim bezszelestnie odfrunęły w stronę kubła stojącego przed garażem.
– Niewątpliwym plusem wyjazdu dzieci jest to, że już nie musimy się ukrywać z czarami przed Piotrkiem – powiedziała wyraźnie zadowolona.
– Ja tam widzę więcej plusów – wszedł jej w słowo Lukrecjusz, podnosząc się ze swojego miejsca pod hamakiem Pauliny. – Nareszcie nikt mi nie przerywa drzemek!
Kot przeciągnął się niespiesznie i ruszył w stronę domu, żeby jak zwykle być pierwszy w kuchni. Było to jego ulubione miejsce. Kiedy siostry miały do niego jakąś sprawę, mogły w ciemno obstawiać, że najprawdopodobniej znajdą go w pobliżu lodówki.
Trzecia z sióstr, Pelagia, poprawiła na nosie zbyt duże okulary w czerwonych oprawkach i złożyła gazetę, którą dopiero skończyła czytać.
– Musisz koniecznie przejrzeć dzisiejsze wiadomości – zwróciła się do Pauliny.
– Coś ciekawego? – zainteresowała się siostra.
– Raczej dziwnego! – wyjaśniła Pelagia, wstając z hamaka. – Było włamanie do Muzeum Średniowiecza. Złodzieje zostawili wszystkie najcenniejsze rzeczy, nawet koronę wysadzaną kamieniami szlachetnymi, a zabrali... starą, zardzewiałą klatkę, która leżała w piwnicy! – wyjaśniła.
Paulinie aż oczy zaświeciły się z ekscytacji. Uwielbiała takie historie! Jako wierna czytelniczka kryminałów i wszelkich historii o detektywach od wielu lat należała do Klubu Detektywów Amatorów. Wzięła od Pelagii gazetę, obiecując sobie, że przeczyta ją jeszcze przed snem. Wreszcie trzy czarownice zgodnie ruszyły na kolację w stronę pierwszego domu. Dom należał do Pelagii. Siostry przez całe życie mieszkały blisko siebie, choć oddzielnie. Przy ich bardzo różnych charakterach i temperamentach było to najlepsze rozwiązanie.
– Właściwie to wciąż mam ochotę na lody – powiedziała Pelagia, wyciągając z samopieca pucharek pokaźnych rozmiarów.
Jako szczęśliwa posiadaczka magicznego piekarnika i całkowitego braku talentów kulinarnych Pelagia mogła wyciągać z samopieca, co tylko chciała. A tak się akurat składało, że przez całe lato były to lody w różnych smakach. Pozostałe siostry lubiły żartować, że te smakołyki to uczciwa nagroda dla wszystkich, którzy cali i zdrowi przejdą przez przedpokój Pelagii. Ilość rzeczy leżących na podłodze, wiszących lub po prostu opartych o ścianę spokojnie zmieściłaby się w kilku domach. Pewnego dnia zaprzyjaźniony z siostrami listonosz Artur tak niefortunnie zaplątał się w linki źle złożonego namiotu (tak, też tam leżał!), że musiał czekać aż dwie godziny, zanim nieświadoma niczego gospodyni wróci z sąsiedniego domu i go uwolni. Od tej pory, nawet kiedy drzwi były szeroko otwarte, wolał czekać na zewnątrz.
– Dla mnie czekoladowe – podchwyciła temat Paulina. – Dopóki temperatura nie spadnie poniżej trzydziestu stopni, nie zamierzam żywić się niczym innym...
Zanim Paulina zdążyła dokończyć zdanie, jej lody były już nałożone. Dwie rzeczy były u niej niezmienne: miłość do książek i lodów czekoladowych. Zawsze zamawiała tylko ten smak, nawet w słynnej meksykańskiej lodziarni, która szczyciła się wyrobem lodów w osiemdziesięciu jeden smakach! (Podczas tamtej pamiętnej podróży Lukrecjusz niemal oszalał ze szczęścia, gdy mógł zamówić lody o smaku kiełbasek, chociaż w ofercie były również tak pociągające propozycje jak lody fasolowe i ziemniaczane).
– Najchętniej jabłkowe, chociaż możesz też dorzucić gałkę sorbetu malinowego – powiedziała Patrycja, przyglądając się z uwagą kotu siedzącemu na parapecie.
Obie siostry podążyły za jej wzrokiem, dopiero teraz zdając sobie sprawę z niecodzienności tej sytuacji. Lukrecjusz już dawno powinien stać przy samopiecu i domagać się lodów we wszystkich możliwych smakach, z polewą, posypką i bitą śmietaną. Tymczasem intensywnie wpatrywał się w okno.
– Co tam zobaczyłeś? – zainteresowała się Paulina.
– Jakaś czarownica wylądowała przed furtką i zaciera ślady swojego przybycia – poinformował kot.
– Jakim cudem cokolwiek tam widzisz? – zdziwiła się Patrycja, podchodząc bliżej okna i wbijając wzrok w ciemność.
Lukrecjusz spojrzał na nią z politowaniem.
– Doprawdy, po czterystu latach życia na tym świecie mogłabyś wreszcie przestać się dziwić, że koty świetnie widzą w ciemnościach.
– Dlaczego uważasz, że to czarownica? – zapytała Paulina, również zbliżając się do okna.
– Przyleciała na miotle, wystrojona w długą pelerynę, więc to raczej nie jest listonosz – powiedział kot, ponownie odwracając się w stronę okna.
– A skąd wiesz, że zaciera ślady? – Dołączyła do nich Pelagia, chociaż według niej wszystko po tamtej stronie szyby było po prostu czarne.
– Co wy byście beze mnie zrobiły? – Lukrecjusz westchnął teatralnie. – Wiem to dlatego, że schowała miotłę i pelerynę, potem wyczarowała sobie walizkę na kółkach, a teraz przebiera się w jakieś inne ciuchy. Najwyraźniej zamierza udawać, że przyjechała wieczornym pociągiem!
Trzykrotki były coraz bardziej zaintrygowane. Po co jakaś czarownica miałaby ukrywać przed nimi, kim jest? Nie miało to żadnego sensu. Zanim siostry zdążyły zadać kolejne pytanie, Lukrecjusz zeskoczył z parapetu.
– Zamawiam dużą porcję śmietankowych, zanim przegadacie z Natalią resztę wieczoru! – zawołał.
– Z Natalią?! – wykrzyknęły jednocześnie Trzykrotki, znowu odwracając się do ciemnego okna.
– No i za wcześnie się wygadałem – jęknął kot. – Teraz będę musiał sam wyjąć pucharek z samopieca, a to nie wróży dobrze ani mojemu futerku, ani waszej podłodze. Ale same chciałyście!
Zgodnie z przewidywaniami kota Trzykrotki zupełnie przestały zwracać na niego uwagę. Ruszyły w stronę drzwi, żeby przywitać niespodziewanego gościa. Dokładnie w tej samej chwili dało się słyszeć głośne pukanie, a potem oczywiście hałasy przebijania się przez korytarz zawalony różnymi rzeczami. Potykając się o wrotki, piłki, buty narciarskie, drewniane skrzynki i inne niepotrzebne rzeczy, cztery czarownice nareszcie dotarły do kuchni, przekrzykując się nawzajem.
– Nie planowałam dzisiaj przyjeżdżać, ale klientki odwołały wszystkie jutrzejsze wizyty w zakładzie fryzjerskim. W przyszłym tygodniu chciałam jeszcze pomalować kuchnię, jednak stwierdziłam, że załatwię to czarami – rzuciła beztrosko Natalia, strzepując z siebie resztki świątecznych dekoracji, które spadły na nią w przedpokoju.
Trzykrotki spojrzały po sobie zaskoczone, jednak Natalia tego nie zauważyła.
– Widzę, że jecie lody – powiedziała, patrząc na Lukrecjusza, który wylizywał niemal pustą już miseczkę. – Czy znajdą się malinowe?
– Dla ciebie pewnie tak, ja musiałem sam sobie nałożyć – parsknął Lukrecjusz. – Ale chętnie skorzystam z dokładki – oznajmił, odwracając się w stronę Pelagii, która właśnie szykowała olbrzymią porcję lodów dla Natalii.
– Hm... wspaniałe... – mruknęła Natalia, oblizując łyżeczkę. – Nata już pewnie śpi o tej porze? – zapytała, podnosząc wzrok na siostry.
– No tak... – odezwała się niepewnie Paulina, zerkając na Patrycję i Pelagię. – Pewnie jest tak jak mówisz – dodała. – Całe lato trudno było ją zagonić wieczorem do łóżka, ale w końcu od czego są wakacje.
– Od błogiego wylegiwania się w słońcu, w ciszy i spokoju – wtrącił kot, wyraźnie akcentując słowa „cisza” i „spokój”. – Co, jak się zapewne domyślasz, przy dwójce dzieci, która odwiedziła nas tego lata, nie było najłatwiejsze.
Natalia roześmiała się głośno. Robiła to w niemal identyczny sposób jak jej córka, chociaż z wyglądu raczej nie były do siebie podobne. Jedynie wielkie zielone oczy zdradzały ich pokrewieństwo.
– Na szczęście dla ciebie, już niedługo koniec wakacji. Rodzice Piotrka za kilka dni wyjeżdżają służbowo, więc teraz ja przez dwa tygodnie będę miała dzieci pod dachem – powiedziała.
– Czymże są dwa tygodnie wobec dwóch miesięcy? – parsknął pytająco kot.
Natalia nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo w tej samej chwili do kuchni weszła lama Łucja i od razu nadstawiła kark do głaskania.
– O, Plucja, jaka szkoda, że spóźniłaś się na lody... – rzucił Lukrecjusz. – Ale może jutro będziesz miała więcej szczęścia – dodał, uciekając przed lamą zdenerwowaną jego złośliwościami.
Tylko kot nazywał lamę Plucją, bo tylko jego próbowała opluć po każdym kolejnym psikusie.
– Widzę, że między nimi wciąż po staremu – zauważyła Natalia. – Myślałam, że wspólna akcja przeciwko Wojnowskiemu poprawiła ich relacje.
– Poprawiła, ale na krótko. – Pokiwała głową Patrycja. – Lukrecjusz nie wytrzymał długo tej nagłej przyjaźni i kiedy tylko wróciliśmy do domu, znowu zaczęło się podkradanie Łucji jedzenia.
– No cóż, można się było tego spodziewać. Lukrecjusz chyba już nigdy się nie zmieni – powiedziała Natalia, podnosząc się z krzesła.
– Bo jestem już tak idealny, że bardziej się nie da! – miauknął kot, przebiegając ponownie przez kuchnię. Za nim popędziła lama, usiłując napluć mu na głowę.
– W każdym razie – dokończyła Natalia – ja jutro zamierzam przesiedzieć cały dzień w ogrodzie, nie zważając na to, czy jakiekolwiek dzieci i zwierzęta spróbują mi w tym przeszkodzić. To gdzie będę spać?
– Możesz zająć pokój na piętrze. Tam będzie ci najwygodniej – powiedziała Pelagia i zaprowadziła ziewającą Natalię na górę.
Kiedy tylko wróciła, siostry nareszcie mogły wyrzucić z siebie wszystkie pytania, które od czasu pojawienia się niespodziewanego gościa, kłębiły im się po głowach.
– Natalia zachowuje się tak, jakbyśmy się jej spodziewały! – Pierwsza oczywiście wypaliła Patrycja.
– Może przegapiłyśmy jakiś list albo w inny sposób wysłaną wiadomość? – zastanawiała się gorączkowo Paulina.
– Lepiej się do tego nie przyznawajmy! Po prostu zachowujmy się tak, jakbyśmy wiedziały o jej przyjeździe, i nie będzie żadnej afery! W końcu teraz to i tak już niczego nie zmieni – zauważyła przytomnie Patrycja.
– Wyglądała na zmęczoną. Dobrze, że spędzi u nas kilka ostatnich dni lata – dodała Pelagia.
– Tylko dlaczego przyjechała bez Naty? – nie mogła się nadziwić Paulina. – Może wysłała ją na kolonie albo coś w tym rodzaju?
– Może Nata wolała zostać z Piotrkiem i jego rodziną? Słyszałyście przecież, że potem chłopak ma mieszkać u Natalii. A dzieciom po dwóch miesiącach mogło już się znudzić na wsi.
– Możliwe, chociaż wydawało mi się, że Nata wyjeżdżała stąd bardzo niechętnie, a Piotrek był wręcz zły, że wracają wcześniej, niż było to zaplanowane...
– No, ale skoro miała ją odwiedzić ta przyjaciółka z Paryża, nic dziwnego, że Natalia chciała przedstawić jej Natę – zauważyła Pelagia.
– Jednocześnie to trochę dziwne, że Dagny przyjechała tylko na trzy dni, nie uważacie? – dodała Patrycja.
– Rzeczywiście... Jutro ją o to spytamy. Nie wiem jak wy, ale ja idę czytać moją gazetę. Dobranoc! – powiedziała Paulina i ruszyła w kierunku drzwi.
Następnego dnia Natalia spała najdłużej ze wszystkich. Trzykrotki zdążyły już zjeść nie tylko pierwsze i drugie śniadanie, lecz także wykąpać się w rzece i wrócić z zakupami z wiejskiego sklepiku. Kiedy Natalia nareszcie pojawiła się na werandzie, zaczynały już myśleć o planach obiadowych.
– Chyba bardzo zaspałam – oznajmiła, przeciągając się. – Gdzie Nata? Mówiłyście jej, że przyjechałam, czy będzie miała niespodziankę?
Na te słowa Trzykrotki gwałtownie zerwały się ze swoich miejsc. Cała przedpołudniowa atmosfera beztroski natychmiast gdzieś się ulotniła. Natalia również znieruchomiała, zaskoczona zachowaniem sióstr.
– Coś się stało? – zapytała.
– Właściwie mogłybyśmy spytać cię o to samo – odpowiedziała ostrożnie Pelagia. – Dlaczego uważasz, że Nata wciąż jest z nami? Przecież odprowadziłyśmy ją i Piotrka na pociąg cztery dni temu! Dokładnie tak, jak prosiłaś w liście...
– Prosiłam? – wyjąkała Natalia, czując, że jeżeli nie oprze się natychmiast o ścianę, to zaraz upadnie. Przed oczami zrobiło jej się zupełnie ciemno. – Nie wysyłałam do was żadnego listu, w którym byłaby mowa o wsadzaniu Naty w pociąg. Jedyny list, jaki napisałam, zapowiadał, że wkrótce do was przyjadę. Dostałyście go?
Teraz Trzykrotkom zrobiło się ciemno przed oczami.
– Nie, dlatego byłyśmy wczoraj zaskoczone, że się u nas pojawiłaś – powiedziała słabym głosem Pelagia.
– Co było w liście, który rzekomo wysłałam? – zapytała powoli i wyraźnie Natalia, ważąc każde słowo.
– Napisałaś, że przyjeżdża Dagny z Paryża, i chciałabyś przedstawić jej Natę. Poprosiłaś, żebyśmy wsadzili dzieci do porannego pociągu, a ty będziesz na nich czekać na stacji w Mieścinie Małej. No i tak zrobiłyśmy!
– Żadna Dagny do mnie nie przyjechała. – Natalia złapała się za głowę. – Nigdy nie wysyłałam takiego listu. Czy rozpoznałyście mój charakter pisma? – zapytała.
– Był napisany na komputerze, nie wydawał nam się podejrzany – powiedziała z wyraźnym zakłopotaniem Pelagia.
– Natychmiast wracam do domu! Może Nata tam jest albo u Piotrka? – rzuciła gorączkowo Natalia. – Mam nadzieję, że to tylko jakaś kolejna głupia zabawa. Nie ruszajcie się stąd, na wypadek gdyby Nata nagle się pojawiła. Dam znać, kiedy tylko się czegoś dowiem! – zakończyła i nie dbając o żadne pozory, wskoczyła na miotłę i wzbiła się wysoko w niebo.