Nata i czarownice. Złodziej kryształów - Anna Andrusyszyn - ebook

Nata i czarownice. Złodziej kryształów ebook

Andrusyszyn Anna

5,0

Opis

Finał przygód Naty! Nata i Trzykrotki jadą do Francji, gdzie mieszka babcia Naty – Matylda Bernard. Matylda odkrywa, że ktoś ukradł pamiątki po ojcu Naty, Thomasie. Wśród nich była Niezapominajka – tajemniczy projekt Thomasa. By Niezapominajka nie trafiła w niepowołane ręce, Thomas podzielił ją na kawałki kryształów i ukrył. Matylda wspólnie z Natalią – matką Naty, postanawiają odszukać kryształy. Po piętach depcze im tajemnicza postać, która zamierza przejąć magię zaklętą w Niezapominajce. Jednak to od Naty będzie zależała przyszłość świata czarodziejów… Niezwykła seria, pełna fascynujących przygód, które dopełniają fenomenalne ilustracje Anety Fontner-Dorożyńskiej. Wspólnie z Natą wkrocz do świata magii, w którym nic nie jest takie, jakie się wydaje…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 176

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tekst: Anna An­dru­sy­szyn
Ilu­stra­cje: Aneta Font­ner-Do­ro­żyń­ska
Re­dak­tor pro­wa­dząca: Ju­lita Gęb­ska
Re­dak­cja: Alek­san­dra Wie­to­cha
Ko­rekta: Ka­ta­rzyna Ma­li­now­ska
Opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki i skład: Mał­go­rzata Ćwie­luch
© Co­py­ri­ght for text by Anna An­dru­sy­szyn-Woj­ta­sik, 2024 © Co­py­ri­ght for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Zie­lona Sowa Sp. z o.o., War­szawa 2024
All ri­ghts re­se­rved
Wszyst­kie prawa za­strze­żone. Prze­druk lub ko­pio­wa­nie ca­ło­ści albo frag­men­tów książki moż­liwe jest tylko na pod­sta­wie pi­sem­nej zgody wy­dawcy.
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-82999-61-7
Wy­daw­nic­two Zie­lona Sowa Sp. z o.o. 00-807 War­szawa, Al. Je­ro­zo­lim­skie 94 tel. 22 379 85 50, fax 22 379 85 51wy­daw­nic­two@zie­lo­na­sowa.plwww.zie­lo­na­sowa.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla Mili i Tomka

oraz dla Ma­rysi,

która wy­my­śliła po­stać Zo­fii Luf­czyk

Nata­lia Ko­czek skoń­czyła pracę i ro­zej­rzała się po sa­lo­nie fry­zjer­skim. Przez chwilę ob­ser­wo­wała, jak grze­bie­nie i no­życe same ukła­dają się na swo­ich miej­scach, fo­tele do­su­wają się do sto­li­ków, a ścięte włosy zni­kają w ko­szu na śmieci. Opa­dła na zie­loną sofę i przy­mknęła oczy. W po­miesz­cze­niu sły­chać było ci­chy szum wia­tra­ków przy­jem­nie chło­dzą­cych po­wie­trze. Po­mimo póź­niej pory upał nie od­pusz­czał, na ze­wnątrz wciąż było bar­dzo go­rąco. My­śli Na­ta­lii po­pły­nęły w stronę ko­la­cji, którą za­mie­rzała wy­cza­ro­wać po po­wro­cie do domu. Ra­cu­chy z so­lidną por­cją lo­dów śmie­tan­ko­wych były do­kład­nie tym, o czym te­raz ma­rzyła. Nie­spiesz­nie się pod­nio­sła, żeby za­mknąć ol­brzy­mie, wy­cho­dzące na ogród okno, jed­nak na pa­ra­pe­cie wy­lą­do­wała wrona. Na­ta­lia gwał­tow­nie cof­nęła ręce.

– Nie spo­dzie­wa­łam się two­jej wi­zyty – po­wie­działa za­sko­czona.

Wrona roz­po­starła skrzy­dła i po­fru­nęła w stronę sofy. Po­krę­ciła łeb­kiem, jakby pró­bo­wała coś z niego strzep­nąć, i prze­mie­niła się w Ma­tyldę Ber­nard, bab­cię Naty. Cza­row­nica od­gar­nęła na plecy dłu­gie, białe włosy, wy­gła­dziła suk­nię i po­pra­wiła prze­krzy­wiony ka­pe­lusz. Spoj­rzała w stronę Na­ta­lii, wciąż sto­ją­cej przy oknie.

– Mu­simy po­roz­ma­wiać, ko­rzy­sta­jąc z oka­zji, że Nata jest u Trzy­kro­tek i przy­je­dzie do mnie do­piero za kilka dni – wy­ja­śniła.

– Co masz na my­śli? Czy coś się stało? – za­py­tała Na­ta­lia, przy­sia­da­jąc na jed­nym z fo­teli.

– Nie­mało... Od czego by tu za­cząć... Po śmierci mo­jego syna długo nie wcho­dzi­łam do jego sta­rego po­koju. Kiedy po­sta­no­wi­łam wresz­cie go upo­rząd­ko­wać, od­kry­łam, że zo­sta­łam okra­dziona. Po­kój za­sta­łam zu­peł­nie pu­sty, znik­nęły wszyst­kie pa­miątki. Przez długi czas są­dzi­łam, że to ty za­bra­łaś rze­czy Tho­masa... – Ma­tylda za­wie­siła głos.

Na­ta­lia tylko za­ci­snęła usta i ni­czego nie po­wie­działa. Je­żeli w ten dziwny spo­sób Ma­tylda pró­bo­wała ją prze­pro­sić, to Na­ta­lia nie za­mie­rzała ni­czego jej uła­twiać.

Cza­row­nica kon­ty­nu­owała:

– W końcu Suzi prze­ko­nała mnie, że to nie może być prawda, dla­tego zde­cy­do­wa­łam się was od­szu­kać.

– Tak, Su­zanne jest wy­bit­nie in­te­li­gentną kotką – przy­znała Na­ta­lia. – Kiedy przed laty ucie­ka­ły­śmy z Natą do Mie­ściny Ma­łej, mia­ły­śmy tylko to co na so­bie i jedną starą fo­to­gra­fię w kie­szeni płasz­cza. Nie mam żad­nej in­nej pa­miątki po Tho­ma­sie.

Ma­tylda ski­nęła głową na znak, że jej wie­rzy, i mó­wiła da­lej:

– Po­cząt­kowo po­my­śla­łam, że zło­dzie­jem mu­siał być ktoś, kto chciał prze­jąć jego ma­giczne wy­na­lazki. Tho­mas miał wiele po­my­słów, nie­które z nich tylko opi­sał, inne zre­ali­zo­wał. Nie­dawno jed­nak wy­da­rzyło się coś jesz­cze, co spra­wiło, że za­czę­łam po­now­nie za­sta­na­wiać się nad całą sprawą. Prze­glą­da­łam wła­śnie stare książki, kiedy z jed­nej z nich wy­padł list. Tho­mas przy­słał mi go za­le­d­wie ty­dzień przed śmier­cią. Przed laty jego treść wy­dała mi się kom­plet­nie nie­zro­zu­miała, cha­otyczna i dziwna. Styl zu­peł­nie nie pa­so­wał mi do mo­jego syna, który za­wsze bar­dzo sta­ran­nie do­bie­rał słowa. Wło­ży­łam list do książki i za­po­mnia­łam o nim na dłu­gie lata. Do­piero te­raz, kiedy znowu go prze­czy­ta­łam, zro­zu­mia­łam, że coś mi umknęło. Zresztą, sama zo­bacz. 

Ma­tylda się­gnęła do kie­szeni czar­nej sukni i po­dała Na­ta­lii starą, po­żół­kłą kartkę, na któ­rej było na­pi­sane:

Nie mogę jesz­cze wró­cić do domu

i nie wiem, kiedy to się zmieni.

Ele­onora bar­dzo mi po­maga

z te­ma­tem, o któ­rym ci wspo­mi­na­łem,

ale po­wi­nie­nem też od­wie­dzić

przy­ja­ciela ze szkoły w Lil,

o któ­rym kie­dyś ci mó­wi­łem.

Może on bę­dzie mógł mnie wes­przeć

i szyb­ciej skoń­czę swój naj­waż­niej­szy pro­jekt.

Na­ta­lia wciąż o ni­czym nie wie,

ale na pewno się ucie­szy.

Jesz­cze mu­szę zro­bić ostat­nie za­kupy,

które cią­gle mi umy­kają.

A więc wy­bacz, od­wie­dzę cię wkrótce w Try­bu­nale.

5 ca­łu­sów, Tho­mas

Serce Na­ta­lii za­częło ło­mo­tać. Od razu roz­po­znała sta­ranne pi­smo ojca Naty, jed­nak treść li­stu rów­nież jej wy­dała się dzi­waczna. I nie­bie­ski atra­ment. Od kiedy znała Tho­masa, za­wsze pi­sał czar­nym pió­rem. Twier­dził, że inne ko­lory atra­mentu go roz­pra­szają, przez co mylą mu się cy­fry. Spoj­rzała na Ma­tyldę.

– Zga­dzam się z tobą, to dziwny list. Na pewno zo­stał na­pi­sany przez Tho­masa, cho­ciaż ko­lor atra­mentu się nie zga­dza – po­wie­działa.

– Też na to zwró­ci­łam uwagę... Czy­ta­łam ten list wiele razy, od przodu, od tyłu, co dru­gie słowo. Co­raz moc­niej na­ra­stało we mnie po­dej­rze­nie, że Tho­mas chciał mi prze­ka­zać ja­kąś ukrytą wia­do­mość, któ­rej przed laty nie za­uwa­ży­łam. I rze­czy­wi­ście, spójrz na wszyst­kie pierw­sze li­tery słów, od któ­rych za­czyna się każda li­nijka. – Ma­tylda za­wie­siła głos.

Na­ta­lia spu­ściła wzrok i od­czy­tała słowo, które two­rzyły:

Nie­za­po­mi­najka

– To nie­moż­liwe – wy­szep­tała. – Tho­ma­sowi ni­gdy nie udało się po­łą­czyć nie­bie­skich krysz­ta­łów, cho­ciaż... – urwała, pa­trząc Ma­tyl­dzie pro­sto w oczy.

– ...cho­ciaż to wy­ja­śnia­łoby wszystko, co się po­tem stało – do­koń­czyła za nią Ma­tylda. –Wy­gląda na to, że przez te wszyst­kie lata się my­li­ły­śmy. Tho­mas do­koń­czył pracę, którą uwa­żał za naj­waż­niej­szą w swoim ży­ciu. Nie­za­po­mi­najka ist­nieje, a ukryta w niej ma­gia nie prze­pa­dła. W tym li­ście zo­stały ukryte wska­zówki, jak ją od­na­leźć. Dla­tego zo­stał tak dziw­nie na­pi­sany!

Na­ta­lia spoj­rzała po­now­nie na kartkę. Prze­czy­tała ta­jem­ni­czo brzmiący tekst kilka razy, za­nim po­now­nie coś po­wie­działa. 

– Na­pi­sał, że jesz­cze o ni­czym nie wiem, ale na pewno się ucie­szę... To też by się zga­dzało – za­uwa­żyła.

– Spójrz na pod­pis. Moim zda­niem on rów­nież jest pod­po­wie­dzią. Nie­za­po­mi­najki mają pięć płat­ków. Tyle samo było ma­gicz­nych krysz­ta­łów, które chciał po­łą­czyć ze sobą ni­czym płatki kwiatu i scho­wać w Nie­za­po­mi­najce to, co naj­waż­niej­sze... Je­śli mu się udało, wy­po­wie­dział za­klę­cie, a po­tem ukrył krysz­tały.

– Ale gdzie? – za­py­tała Na­ta­lia. – Jak od­czy­tać te za­gadki?

– Jedną z nich już roz­wią­za­łam, była dla mnie naj­ła­twiej­sza. Zło­dziej słusz­nie my­ślał, że Tho­mas zo­sta­wił u mnie je­den z krysz­ta­łów, dla­tego mnie ob­ra­bo­wał. Nie wie­dział jed­nak o pew­nej rze­czy. Kiedy Tho­mas był mały, trudno go było rano do­bu­dzić, więc wy­sy­ła­łam do jego po­koju wró­bla o imie­niu Lu. Ten stu­kał ma­łego Tho­masa dziób­kiem w czoło. Tho­mas za­wsze po­wta­rzał, że Lu daje mu ca­łusy na dzień do­bry. Pięć ca­łu­sów to pięć krysz­ta­łów, ale też wska­zówka, że je­den z nich jest w gnieź­dzie Lu. – Ma­tylda znowu się­gnęła do kie­szeni i wy­jęła z niej za­wi­niątko, które roz­ło­żyła na ko­la­nach.

Oczom za­sko­czo­nej Na­ta­lii uka­zał się prze­piękny błę­kitny krysz­tał w ko­lo­rze nie­za­po­mi­na­jek.

– Nie wi­dzia­łam go od lat – wy­szep­tała wzru­szona.

Ma­tylda pod­nio­sła się i po­dała go Na­ta­lii.

– Mu­sisz go do­brze ukryć. U mnie nie jest już bez­pieczny, po­nie­waż w li­ście była wska­zówka do­ty­cząca dru­giego krysz­tału, wy­raź­nie wska­zu­jąca na mnie.

– Co masz na my­śli? – za­py­tała Na­ta­lia, po­spiesz­nie ob­wią­zu­jąc z po­wro­tem krysz­tał i cho­wa­jąc go do kie­szeni.

– Spójrz na za­koń­cze­nie li­stu. Tho­mas na­pi­sał, że nie może wró­cić do domu, ale od­wie­dzi mnie w Try­bu­nale. Wtedy by­łam już jego Prze­wod­ni­czącą. Są­dzę, że drugi krysz­tał ukrył w ko­lek­cji ka­mieni, miesz­czą­cej się w skarbcu Try­bu­nału. Tho­mas znał ją bar­dzo do­brze. Jako na­uko­wiec miał spe­cjalną prze­pustkę i mógł ko­rzy­stać z za­so­bów skarbca. Uwa­żam, że na ra­zie krysz­tał jest tam bez­pieczny, dla­tego po­win­ny­śmy się sku­pić na po­szu­ki­wa­niu po­zo­sta­łych.

Na­ta­lia spoj­rzała po­now­nie na list.

– Wspo­mniał o Ele­ono­rze, za­tem trzeci krysz­tał jest w szkole w Lil! – od­ga­dła z ła­two­ścią Na­ta­lia.

– Po­win­ny­śmy spraw­dzić ten trop – zgo­dziła się z nią Ma­tylda. – Nie by­łam jesz­cze u Ele­onory, naj­pierw przy­le­cia­łam do cie­bie. Ko­lejne za­gadki są trud­niej­sze...

– Tho­mas wspo­mina o przy­ja­cielu ze szkoły... Kogo mógł mieć na my­śli? – za­częła się za­sta­na­wiać Na­ta­lia.

– Znam trzech przy­ja­ciół z mło­do­ści Tho­masa, a za­su­ge­ro­wał on, że po­win­nam wie­dzieć, o kogo cho­dzi – po­wie­działa Ma­tylda. – Za­pi­sa­łam więc na­zwi­ska, które przy­szły mi do głowy. – Cza­row­nica po­now­nie się­gnęła do kie­szeni i wy­jęła z niej małą kartkę.

Na­ta­lia prze­bie­gła wzro­kiem po za­pi­sa­nych na­zwi­skach, które wy­glą­dały zna­jomo.

– Dwóch pierw­szych bę­dzie naj­ła­twiej od­na­leźć, ale trze­ciego nie wi­dzia­łam od lat. Po­dobno żyje gdzieś w Mrocz­nych Gó­rach i rzadko kon­tak­tuje się ze świa­tem. Mu­simy jed­nak od­wie­dzić ich po ko­lei, je­den z nich po­wi­nien mieć czwarty krysz­tał – po­wie­działa Na­ta­lia. – Tylko co z pią­tym, ostat­nim?

– To za­sta­na­wia mnie naj­bar­dziej...Tho­mas wspo­mina o za­ku­pach, które musi zro­bić, a które cały czas mu umy­kają. Miał kilka swo­ich ulu­bio­nych skle­pi­ków, jed­nak nie wiem, w któ­rym mógł ukryć krysz­tał. Je­śli ty od­wie­dzisz trzech przy­ja­ciół, ja spraw­dzę skle­pi­ka­rzy – za­pro­po­no­wała.

Na­ta­lia po­ki­wała głową na znak, że się zga­dza. Jej ręka wciąż do­ty­kała kie­szeni, w któ­rej był je­den z krysz­ta­łów. Ma­tylda po­de­szła do okna.

– Roz­pocznę po­szu­ki­wa­nia od razu. Mam na­dzieję, że zdą­żymy od­na­leźć całą Nie­za­po­mi­najkę, za­nim coś złego sta­nie się Na­cie – po­wie­działa wy­raź­nie zmar­twiona.

– Do­póki wszy­scy są­dzą, że jest zwy­czajną dziew­czynką, a ja trzy­mam się z dala od świata cza­ro­dzie­jów, jest bez­pieczna – do­dała twardo Na­ta­lia.

– Oba­wiam się, że to się zmie­niło. Kra­dzież pa­mią­tek po Tho­ma­sie nie była przy­pad­kiem. Z mo­jego domu nie zgi­nęło nic in­nego, cho­ciaż były tam rze­czy o du­żej war­to­ści. Je­stem pewna, że ktoś do­wie­dział się o Nie­za­po­mi­najce i pró­buje po­now­nie po­łą­czyć krysz­tały. Do­piero kiedy od­zy­skamy ukrytą w nich ma­gię, Nata bę­dzie znowu bez­pieczna – za­uwa­żyła Ma­tylda.

Na­ta­lia zmarsz­czyła brwi. Nie po­do­bało jej się to, co usły­szała, jed­nak nie mo­gła się z tym nie zgo­dzić.

Ma­tylda ob­ró­ciła się do­okoła wła­snej osi i znowu przy­brała po­stać wrony. Za­ma­chała skrzy­dłami i wy­fru­nęła z sa­lonu.

Na­ta­lia za­mknęła okno i jesz­cze raz spoj­rzała na li­stę. Pstryk­nęła pal­cami. W jej ręce po­ja­wiła się ta­bliczka ze sło­wami wy­pi­sa­nymi ozdob­nym pi­smem:

Po­wie­siła ta­bliczkę na klamce i do­kład­nie za­mknęła za sobą drzwi.

Cho­ciaż Nata z Piotr­kiem uwiel­biali spę­dzać czas w Mio­tlej Gó­rze, nie mo­gli się do­cze­kać wy­jazdu do Fran­cji. Ca­łymi dniami prze­sia­dy­wali nad rzeką, pla­nu­jąc wy­ma­rzone wa­ka­cje i wszyst­kie rze­czy, które będą ro­bić wspól­nie z So­fiją. Spa­ko­wani byli już ty­dzień przed za­koń­cze­niem roku szkol­nego. Nata co­dzien­nie za­glą­dała do wa­lizki, wie­lo­krot­nie się upew­nia­jąc, że wszystko za­brała.

Trzy dni przed po­dróżą Trzy­krotki spo­tkały się w kuchni Pe­la­gii, żeby omó­wić ostat­nie szcze­góły i zjeść ko­la­cję wy­cza­ro­waną w sa­mo­piecu. Pe­la­gia za­zwy­czaj przy­go­to­wy­wała coś nie­ty­po­wego: za­pie­kankę z kwia­tów po­lnych, grzyby z so­sem tru­skaw­ko­wym czy pi­sta­cjowy omlet z ro­dzyn­kami. Nata z Piotr­kiem bar­dzo ostroż­nie pró­bo­wali tych nie­ty­po­wych dań i za­zwy­czaj pro­sili jed­nak o na­le­śniki, które byli w sta­nie jeść nie­mal co­dzien­nie. Pe­la­gia z ra­do­ścią wy­cza­ro­wy­wała je na swo­jej ma­gicz­nej pa­telni.

Na ta­ler­zach Pe­la­gii i Pau­liny wła­śnie wy­lą­do­wał go­rący gru­szecz­nik z so­lidną por­cją lo­dów mię­to­wych.

Spóź­niona Pa­try­cja sta­nęła na progu kuchni.

– Mu­si­cie coś zo­ba­czyć!

Sio­stry spoj­rzały na Pa­try­cję zdu­mione, nie­chęt­nie od­ry­wa­jąc się od je­dze­nia. Na­wet lama Łu­cja wle­piła w nią swoje wiel­kie oczy, pod­no­sząc pysk znad ta­le­rza, na któ­rym le­żał ol­brzymi ka­wał pach­ną­cego cia­sta. Jej mina mó­wiła: „Se­rio? Wła­śnie te­raz, kiedy mam przed no­sem coś tak wspa­nia­łego?”.

– Do­piero na­ło­ży­ły­śmy so­bie de­ser – za­pro­te­sto­wała Pau­lina.

– I nie dziwi was, że Lu­kre­cjusz nie wsa­dził jesz­cze w niego nosa? – za­py­tała Pa­try­cja, prze­chy­la­jąc głowę.

Rze­czy­wi­ście, brak Lu­kre­cju­sza w kuchni, kiedy wła­śnie upie­kło się cia­sto, był do­syć dziwny. Za­in­try­go­wane cza­row­nice pod­nio­sły się z krze­seł i ru­szyły za Pa­try­cją. Łu­cja za­wa­hała się przez chwilę, chap­snęła cały ka­wa­łek cia­sta na­raz i po­pę­dziła za nimi, stu­ka­jąc ko­py­tami.

Sio­stry prze­szły przez ko­ry­tarz i ostroż­nie uchy­liły nie­do­mknięte drzwi nie­wiel­kiego po­koju, na środku któ­rego stała sofa. Me­bel był w ca­ło­ści przy­kryty ko­lo­ro­wymi po­dusz­kami i ko­cami. Przy­po­mi­nał bar­dziej po­sła­nie baj­ko­wej księż­niczki na ziarnku gro­chu niż... ko­cie le­go­wi­sko. Nie­dawno Lu­kre­cjusz zde­cy­do­wał się prze­nieść do domu Pe­la­gii, żeby być bli­żej – jak to okre­ślił – cał­kiem nie­źle za­opa­trzo­nej kuchni. Przez lata miesz­kał u Pau­liny, jed­nak co­dzienne krą­że­nie mię­dzy do­mami sióstr, żeby re­gu­lar­nie opróż­niać lo­dówkę Pe­la­gii ze sma­ko­ły­ków, prze­stało mu od­po­wia­dać.

Trzy­krotki przez chwilę mil­czały za­sko­czone, przy­glą­da­jąc się, jak czarny ko­cur wrzuca do wa­lizki ko­lejne rze­czy: po­duszkę, książki, chipsy, pa­rówki, mleko w kar­to­nie, cia­steczka i ba­tony. Liczba pro­duk­tów spo­żyw­czych, zgro­ma­dzo­nych w sto­ją­cej pod oknem szafce, była do­prawdy im­po­nu­jąca. Naj­wy­raź­niej Lu­kre­cjusz zno­sił je tu­taj już od ja­kie­goś czasu.

– Co ty ro­bisz? – wy­ją­kała zdu­miona Pau­lina.

Ko­cur wy­glą­dał na za­sko­czo­nego. Ewi­dent­nie przy­ła­pano go na czymś, co chciał ukryć, jed­nak już po kilku se­kun­dach od­zy­skał pew­ność sie­bie.

– Pa­kuję się! To chyba oczy­wi­ste! – Prych­nął i do­dał: – Plu­cja, na­wet nie pró­buj tu wcho­dzić, nie znaj­dziesz tu ni­czego dla lam! – ostrzegł.

Łu­cja, zwana przez kota Plu­cją, za­mru­gała i za­trzy­mała się na progu, strzy­gąc uszami.

– No tak... ale dla­czego się pa­ku­jesz? – do­py­ty­wała Pau­lina.

– Prze­cież wy­jeż­dżamy za kilka dni! Czy tylko ja o tym pa­mię­tam? Chcę mieć pew­ność, że ni­czego nie za­po­mnia­łem! Plu­cja, wi­dzę to ko­pyto, do tyłu z nim! Znasz za­sady, to mój te­ren!

Łu­cja była już jedną nogą w po­koju, jed­nak po chwili wa­ha­nia zde­cy­do­wała się wy­co­fać. Od nie­dawna mię­dzy nią a ko­tem obo­wią­zy­wał długo ne­go­cjo­wany przez Trzy­krotki pakt o nie­agre­sji i nie­wcho­dze­niu do po­koi, które zaj­mo­wało każde z nich. Lama nie chciała być pierw­sza, która go zła­mie, cho­ciaż miała pewne po­dej­rze­nia co do uczci­wo­ści dru­giej strony...

Sio­stry wpa­try­wały się w kota z nie­do­wie­rza­niem. Lu­kre­cjusz nie cier­piał wy­jeż­dżać. Był do­ma­to­rem, ja­kiego świat nie wi­dział! Na każdą, na­wet naj­krót­szą po­dróż trzeba go było długo na­ma­wiać, a po­tem i tak je­chał ob­ra­żony i nie­szczę­śliwy. Sa­bo­to­wał wszyst­kie przy­go­to­wa­nia, a pa­ko­wa­nie od­kła­dał na ostat­nią chwilę. Uda­wał cho­rego, ran­nego i umie­ra­ją­cego, żeby tylko ni­g­dzie nie po­je­chać. Raz na­wet sfin­go­wał swoje po­rwa­nie i wy­pra­wił do Trzy­kro­tek nie­świa­domą ni­czego Łu­cję z żą­da­niem okupu przy­kle­jo­nym do jej fu­tra. Sio­stry są­dziły, że rów­nież tym ra­zem będą mu­siały użyć pod­stępu, żeby za­brać Lu­kre­cju­sza do Fran­cji. Miały już na­wet przy­go­to­wany plan. Na kilka dni przed wy­jaz­dem spo­dzie­wały się wszyst­kiego, ale nie tego, że Lu­kre­cjusz do­bro­wol­nie za­cznie się pa­ko­wać! Kot wpa­try­wał się w nie wy­cze­ku­jąco.

– No? Długo bę­dzie­cie tu stały? Czy na­prawdę wi­dok kota wkła­da­ją­cego swoje rze­czy do wa­lizki jest taki dziwny? Suzi też już się spa­ko­wała i ja­koś nikt nie robi z tego sen­sa­cji – za­uwa­żył.

Cza­row­nice nie wie­działy, co na to od­po­wie­dzieć, więc wy­co­fały się do kuchni. Cho­ciaż nie po­wie­działy tego przy ko­cie, to były zgodne, że na­leży do­kład­nie zba­dać całą sprawę.

– Co o tym są­dzi­cie? – za­py­tała Pau­lina, kiedy z po­wro­tem usia­dły przy stole.

– On coś knuje, to wię­cej niż pewne – za­wy­ro­ko­wała Pa­try­cja.

Lama tylko par­sk­nęła i po­ki­wała głową. Cho­ciaż nie była ga­da­ją­cym zwie­rzę­ciem jak Lu­kre­cjusz, ro­zu­miała bar­dzo wiele z tego, o czym mó­wią cza­row­nice. Na wszelki wy­pa­dek od­wró­ciła łeb i do­kład­nie obej­rzała fu­tro, żeby spraw­dzić, czy ni­czego tam nie przy­kle­jono.

– Do­brze by­łoby się do­wie­dzieć, o co cho­dzi, za­nim wsią­dziemy do po­ciągu – za­uwa­żyła Pe­la­gia. – Po­tem może być już za późno na od­krę­ce­nie pew­nych spraw...

– My­śli­cie, że na­prawdę za­mie­rza do­bro­wol­nie z nami po­je­chać? – za­py­tała Pa­try­cja.

– Je­żeli tak, a wszystko na to wska­zuje, na pewno ma w tym ja­kiś in­te­res... – za­uwa­żyła Pau­lina.

– Mu­simy za­py­tać Suzi, może ona coś wie? Wi­dzie­li­ście ją? – za­py­tała Pe­la­gia.

– Zdaje się, że po­szła z Natą i Piotr­kiem nad rzekę. Nie­długo po­winni wró­cić – wy­ja­śniła Pau­lina.

Biała kotka, w prze­ci­wień­stwie do Lu­kre­cju­sza, wszę­dzie cho­dziła za dziećmi. Cza­row­nice miały wra­że­nie, że stale pil­nuje Naty, co było im bar­dzo na rękę.

– Chyba już ich wi­dzę – po­wie­działa Pe­la­gia, pa­trząc w stronę okna.

Tym­cza­sem Lu­kre­cjusz, jak gdyby ni­gdy nic, po­ja­wił się w kuchni i skie­ro­wał pro­sto w stronę lo­dówki.

– Chip­so­żercy nad­cią­gają! I wy się dzi­wi­cie, że cho­wam za­pasy... – rzu­cił wy­ja­śnia­ją­cym to­nem, a po­tem wsko­czył na lo­dówkę i wsa­dził łapę mię­dzy nią a ścianę.

– Te­raz tam wszystko zno­sisz? – jęk­nęła Pe­la­gia.

– Dy­wer­sy­fi­ka­cja ry­zyka! Im wię­cej schow­ków, tym le­piej. Miesz­ka­nie z dwójką dzieci to trudny czas dla ta­kiego sma­ko­sza jak ja – za­uwa­żył.

Łu­cja prych­nęła, co nie umknęło uwa­dze Lu­kre­cju­sza. Po­ka­zał jej ję­zyk, chwy­cił chipsy i po­spiesz­nie wy­biegł z kuchni.

Kiedy tylko dzieci do­tarły do domu i ra­zem z Suzi zja­dły ko­la­cję, Trzy­krotki za­częły wy­py­ty­wać kotkę.

Nata z Piotr­kiem, cho­ciaż nic nie ro­zu­mieli z jej miau­cze­nia, przy­glą­dali się temu z du­żym za­in­te­re­so­wa­niem. Dziew­czynka miała na­dzieję, że jej bab­cia, która była słynną ba­daczką ma­gicz­nych zwie­rząt, bę­dzie po­tra­fiła spra­wić, aby Nata też mo­gła je ro­zu­mieć. Z ni­kim nie po­dzie­liła się jesz­cze tym ma­rze­niem, bo chciała naj­pierw sama wy­py­tać o to Ma­tyldę. Poza tym była nie­mal pewna, że nie spodo­ba­łoby się to jej ma­mie, która na wszel­kie kon­takty Naty z ma­gią re­ago­wała nie­mal aler­gicz­nie.

– Wiesz, co knuje Lu­kre­cjusz? – za­py­tała Pau­lina, przy­su­wa­jąc swoje krze­sło do pa­ra­petu, na któ­rym roz­sia­dła się Suzi.

Kotka prze­stała czy­ścić fu­terko i spoj­rzała na nią z za­cie­ka­wie­niem.

Nata z Piotr­kiem rów­nież za­częli się uważ­nie przy­słu­chi­wać temu, co mó­wiły Trzy­krotki.

– To za­leży, o co py­tasz. Na pewno stale kom­bi­nuje, jak prze­jąć wła­dzę na świa­tem i wszyst­kimi lo­dów­kami albo zo­stać dy­rek­to­rem fa­bryki pa­ró­wek... Ostat­nio pró­bo­wał też prze­trans­por­to­wać łóżko Pau­liny do domu Pe­la­gii, bo po­dobno jest wy­god­niej­sze niż jego sofa...

– No nie wie­rzę! – obu­rzyła się Pau­lina.

Pa­try­cja nie dała się zbić z tropu i do­pre­cy­zo­wała:

– Ra­czej cho­dziło mi o jego plany zwią­zane z na­szą po­dróżą... Wspo­mi­nał ci coś?

Kotka po­krę­ciła głową.

– Prze­cież wie­cie, że je­stem ostat­nią istotą, z którą po­dzie­liłby się swo­imi se­kre­tami, na­wet Łu­cja mnie wy­prze­dza pod tym wzglę­dem. Ale... – Tu kotka ta­jem­ni­czo za­wie­siła głos. – Udało mi się co nieco pod­słu­chać...

– A co kon­kret­nie? – Te­raz rów­nież Pa­try­cja przy­su­nęła swój sto­łek bli­żej pa­ra­petu.

– Nie uwie­rzy­cie... – za­częła.

– Za­pew­niam cię, że uwie­rzymy! Nie ma ta­kiego nu­meru, któ­rego Lu­kre­cjusz nie byłby w sta­nie wy­wi­nąć, żeby tylko unik­nąć po­dróży – wtrą­ciła Pa­try­cja.

– Ale on chce je­chać! I na­wet jest już umó­wiony na spo­tka­nie z ja­kąś osobą w Lil!

– W Lil? – zdzi­wiły się Trzy­krotki.

– Tak, prze­cież Lil leży na na­szej tra­sie do Fran­cji. Czy przy­pad­kiem same nie roz­wa­ża­ły­ście, żeby się tam za­trzy­mać?

– Tak, my­śla­łam o tym – przy­znała Pau­lina. – Chcia­łam od­wie­dzić dawną zna­jomą, już wiele razy jej to obie­cy­wa­łam. Na­sza wy­prawa do Fran­cji jest mi bar­dzo na rękę, ale nie zdą­ży­łam wspo­mnieć Lu­kre­cju­szowi, że chcia­ła­bym za­trzy­mać się tam na je­den dzień!

– Naj­wy­raź­niej on za­pla­no­wał to już za cie­bie. Nie wiem, co za­mie­rza, czy ze­psuć po­ciąg, czy zmor­do­wać ma­szy­ni­stę, ale na pewno chce wy­siąść w Lil.

Trzy­krotki za­mil­kły.

Nata, która zro­zu­miała tylko część tej roz­mowy, wy­ko­rzy­stała chwilę ci­szy, żeby do­py­tać.

– Co to jest Lil?

– To mia­sto za­miesz­kałe tylko przez cza­ro­dzie­jów. Znaj­duje się mniej wię­cej w jed­nej trze­ciej na­szej drogi do Fran­cji. Dzięki ma­gii lu­dzie nie znają jego po­ło­że­nia i sami nie po­tra­fi­liby się do niego do­stać – wy­ja­śniła Pau­lina.

Na­cie aż za­świe­ciły się oczy.

– By­ły­ście tam kie­dyś?

– O tak, wie­lo­krot­nie! Wszy­scy cza­ro­dzieje by­wają tam od czasu do czasu, żeby za­ła­twić różne sprawy. Przez kilka lat pra­co­wa­łam w tam­tej­szej bi­blio­tece, ale to stare dzieje, sprzed po­nad dwu­stu lat! – wy­ja­śniła Pau­lina.

– Czyli za­trzy­mamy się tam po dro­dze? – Nata aż wstrzy­mała od­dech z prze­ję­cia.

Pau­lina po­ki­wała głową.

– Na to wy­gląda.

– Je­żeli jed­no­dniowy przy­sta­nek w Lil ma być ceną na­szego spo­koju na tych wa­ka­cjach, to z chę­cią na to przy­stanę – zgo­dziła się z nią Pe­la­gia.

– A nie mar­twi was, co knuje Lu­kre­cjusz? – za­py­tała czuj­nie Pa­try­cja.

– Mar­twi – od­parła z za­dzi­wia­ją­cym spo­ko­jem Pau­lina. – Ale oba­wiam się, że nie do­wiemy się ni­czego wię­cej, je­żeli z nim nie po­je­dziemy i same się nie prze­ko­namy. Poza tym, je­żeli cho­dzi tylko o wi­zytę w Lil, to z chę­cią po­zwolę mu na ta­kie knu­cie!

– Skoro on się już spa­ko­wał, pora zro­bić to samo – pod­su­mo­wała Pe­la­gia i sio­stry za­częły dys­ku­to­wać o tym, co trzeba za­brać.

Do­piero tuż przed pół­nocą wszy­scy opu­ścili kuch­nię Pe­la­gii. Pra­wie wszy­scy, bo Suzi już dawno usnęła na pa­ra­pe­cie, a Łu­cja pod sto­łem.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki