Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Bł. Anna Katharina Emmerich (1774–1824) - mistyczka i wizjonerka, obdarzona stygmatami, beatyfikowana przez Jana Pawła II w 2004 r. Jej szczegółowe wizje, spisane przez Klemensa Brentano, obejmują kilkadziesiąt tomów. Dotyczą życia Jezusa, Maryi, Józefa i ich krewnych oraz Apostołów. Na podstawie jej widzeń odnaleziono m.in. domek Maryi w Efezie.
Wizje zawarte w niniejszym tomie obejmują początek działalności Pana Jezusa i Jego pierwsze cuda. Pasjonujące, szczegółowe opisy i uzupełnienia dobrze znanych historii pozwolą czytelnikowi przenieść się w samo centrum ewangelicznych wydarzeń. Będzie mógł on lepiej poznać losy Jana Chrzciciela i Łazarza, oczyma wyobraźni zobaczy chrzest Jezusa w Jordanie i kuszenie Go na pustyni, będzie świadkiem powołania pierwszych Apostołów, cudu w Kanie Galilejskiej i wskrzeszenia córki Jaira, a także przysłucha się rozmowie z Samarytanką przy studni.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 422
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Na postawie tłumaczenia ks. Władysława Rakowskiego,
wyd. II, Mikołów 1927.
Opracowanie redakcyjne: Małgorzata Sękalska, Strefa Słowa
Redakcja: Anna Dziadzio
Korekta: Anna Dąbrowska
Opracowanie graficzne: Edycja
Okładka: Anna Dąbrowska-Filip
© Copyright by Wydawnictwo M, Kraków 2020
ISBN 978-83-8043-698-5
Wydawnictwo M
31-002 Kraków, ul. Kanonicza 11
tel. 12-431-25-50; fax 12-431-25-75
e-mail: [email protected]
www.wydawnictwom.pl
Dział handlowy: tel. 12-431-25-78; fax 12-431-25-75
e-mail: [email protected]
Księgarnia wysyłkowa: tel. 12-259-00-03; 721-521-521
e-mail: [email protected]
www.klubpdp.pl
KonwersjaEpubeum
Zainteresowanie widzeniami błogosławionej Anny Kathariny Emmerich (1744–1824) wzrosło znacząco po sukcesie filmu Pasja Mela Gibsona. Jego przejmujące, obrazowe, realistycznie oddane sceny powstały właśnie w oparciu o zapisy z jej wizji. Objawienia te zostały zebrane w obszernym dziele zatytułowanym Żywot i Bolesna Męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa i obejmowały nie tylko szczegóły z męki Jezusa, ale całego Jego ziemskiego życia, a także życia Jego Matki i pozostałych krewnych.
Chociaż to właśnie treść objawień, których doświadczyła Anna Katharina Emmerich, budzi największe zaciekawienie, Kościół wyniósł ją na ołtarze ze względu na jej świętość i heroiczność życia.
Urodziła się 8 września 1774 roku w Flamschen koło Coesfeld w Westfalii. Była piątym z dziewięciorga dzieci ubogich rolników Bernarda i Anny Emmerichów. Choć nie cieszyła się dobrym zdrowiem, od najmłodszych lat pomagała w pracach domowych, opiekowała się młodszym rodzeństwem, pracowała w polu.
Od dziecka była osobą bardzo pobożną i upartą. Z ogromną powagą podchodziła do spraw wiary. Cechowała się ponadto wesołym usposobieniem i nadzwyczajną inteligencją. Jeszcze jako nastolatka Katharina podjęła decyzję o wstąpieniu do klasztoru i została augustianką. W wyniku sekularyzacji jej rodzimy klasztor został zamknięty i Anna Katharina musiała wraz z innymi siostrami opuścić go. Została przyjęta jako gosposia w domu jednego z księży, ale wkrótce choroba przykuła ją do łóżka i nie była w stanie kontynuować służby. Wtedy doświadczyła widzeń Maryi, która zapewniała ją, że ta choroba nie zmierza ku śmierci. Gdy poczuła się lepiej, przeprowadziła się do Dülmen, gdzie spotkała swojego przyszłego spowiednika – ojca Limberga, dominikanina. Zapadła ponownie na zdrowiu. Po kilkunastu latach spędzonych w łóżku otrzymała stygmaty – najpierw znamię korony cierniowej, a potem również znaki na rękach i na nogach. Mimo choroby i ran troszczyła się o najuboższych, szyjąc dla nich ubrania, przyjmowała rzesze ludzi, którzy przychodzili, by wypowiedzieć przed nią swoje kłopoty i prosić ją o modlitwę.
Przez cały ten okres towarzyszyły jej liczne wizje. Zainteresował się nimi pisarz Clemens Brentano, który postanowił je spisać. Anna Katharina relacjonowała mu swoje widzenia w rodzimym dialekcie westfalskim, on zaś zapisywał je w języku niemieckim. Następnie czytał wizjonerce to, co napisał, a wszystkie proponowane zmiany dawał jej do pełnego zatwierdzenia; dopiero wtedy wprowadzał je do pism. Powstało w ten sposób czterdzieści tomów szczegółowych scen uzupełniających relację Nowego Testamentu oraz opisujących życie Maryi Panny.
Po śmierci mistyczki pojawiły się jednak wątpliwości, czy Clemens Brentano rzeczywiście wiernie spisał jej słowa, czy może też ubarwił bądź zniekształcił treść objawień. Z tego właśnie powodu dzieło Żywot i Bolesna Męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa nie było brane pod uwagę podczas procesu beatyfikacyjnego siostry Kathariny (została beatyfikowana 3 października 2004 roku przez św. Jana Pawła II).
Wszystkie pisma błogosławionej są niewątpliwie wyrazem jej szczerej wiary i oddania Jezusowi. Zapis jej wizji nacechowany jest pobożnością i sposobem wyrażania się charakterystycznymi dla epoki, w której żyła. Wszystkie części cyklu wizji Nauczanie i cuda Chrystusa Pana: Początki znaków, Podróże misyjne, Znaki Królestwa Bożego spisane są z podziwu godną starannością, zawierają bardzo szczegółowe przykłady nauczania i cudów Jezusa Chrystusa. Są one przede wszystkim wyrazem duchowości błogosławionej. Dzieła zawierają wiele opisów miejsc, osób, podróży, przypowieści i znaków Chrystusa, o których Nowy Testament nawet nie wspomina. Mają one głównie wartość duchową, a nie historyczną, i nie należy ich traktować jako równorzędne dopełnienie Ewangelii i innych pism nowotestamentowych.
Mogą nam one pomóc wejść w świat duchowy mistyczki i niejako jej oczyma patrzeć na życie Jezusa, dzielić jej odkrycia i fascynacje. A wszystko po to, by przemienić nasze myślenie, sposób patrzenia i słuchania, aby nasze słowa, nasze zachowanie i całe nasze życie stawały się na wzór naszego Mistrza. Aby się do Niego jeszcze bardziej zbliżyć, zrozumieć, otworzyć na Jego działanie w naszym życiu.
Objawienia prywatne miały miejsce już w starożytności, notowane były także w kolejnych wiekach, a w ciągu ostatnich lat pojawiło się aż przeszło czterystu wizjonerów, którzy powoływali się na otrzymane od Boga osobiste widzenia. Nieliczne z nich zyskały aprobatę Kościoła. Nawet jeśli zostały uznane, nie są przedmiotem jego wiary. Od czasów apostolskich nie zaistniały bowiem żadne wizje, które dodałyby cokolwiek istotnego do Objawienia, które dokonało się w Jezusie Chrystusie (Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 67). Wszystko, co Bóg miał ważnego do powiedzenia człowiekowi, zostało zawarte w Biblii i przekazane nam przez Tradycję Kościoła. Kościół, uwzględniając różne typy wrażliwości duchowej, zachęca do lektury pobożnych pism. Wiele z nich może autentycznie pobudzić naszą wiarę i przyczynić się do pozytywnej przemiany życia.
Jezus podążał z Kafarnaum przez Nazaret do Hebronu. Droga prowadziła przez cudną okolicę Genezaret, obok ciepłych, położonych u stoku góry potoków Emaus, na szlaku prowadzącym z Magdali do Tyberiady, mniej więcej godzinę drogi za Tyberiadą. Łąki pokrywała wysoka, gęsta trawa. U stóp wzniesienia wśród figowców, palm daktylowych i drzew pomarańczowych rozsiane były domy i namioty. Tuż przy drodze odbywała się jakaś ludowa zabawa. Mężczyźni i kobiety bawili się w oddzielnych gromadach i współzawodniczyli o owoce. Pod drzewem figowym, pomiędzy mężczyznami, Jezus zobaczył Natanaela, zwanego także Chasedem. Gdy ten, walcząc z pokusą zmysłową, wzrokiem swym gonił radosne niewiasty, Chrystus, który właśnie obok niego przechodził, spojrzał nań uważnie. Natanael poczuł w tym momencie głębokie wzruszenie, chociaż nie znał Jezusa, i pomyślał sobie: „Ten człowiek ma przenikliwe spojrzenie”. Czuł, że nieznajomy jest kimś więcej niż zwyczajnym człowiekiem. Przeszyty na wskroś wzrokiem Chrystusa, opanował się, zwyciężył pokusę i odtąd stał się dla siebie o wiele surowszy. Zdaje mi się, że widziałam również Neftalego, zwanego Bartłomiejem, i że jego także Jezus poruszył swoim spojrzeniem.
Z dwoma przyjaciółmi młodości Jezus szedł dalej do Hebronu, położonego w Judei, lecz żaden z nich nie pozostał Mu wiernym; oddalili się od Niego. Dopiero po zmartwychwstaniu, gdy Pan Jezus zjawił się na górze Thebez w Galilei, znowu nawrócili się i przyłączyli do wiernych.
W Betanii Jezus nauczał w domu Łazarza. Mężczyzna ten wyglądał na znacznie starszego od Niego; zdaje mi się, że było między nimi jakieś osiem lat różnicy. Majątek Łazarza był wielki, posiadał on bardzo wielu ludzi, rozległe pola i ogrody. Marta miała swój własny dom, podobnie jak jej siostra, Maria, która żyła wyłącznie dla siebie; Magdalena zaś zamieszkiwała zamek w Magdali. Łazarz już od dłuższego czasu żył w przyjaźni ze Świętą Rodziną, wspierał Maryję i Józefa, również hojnymi datkami. Dla wiernych od początku do końca czynił bardzo wiele. Woreczek z pieniędzmi, którymi Judasz rozporządzał, a także pierwsze urządzenie gminy zawdzięczano właśnie jego hojności.
Z Betanii Jezus chodził także do Świątyni Jerozolimskiej.
Ojciec Łazarza zwał się Zarah albo Zerah i pochodził ze znakomitej rodziny egipskiej. Mieszkał w Syrii na pograniczu Arabii, utrzymując stosunki z pewnym królem syryjskim. Uznając jego wielkie zasługi dla obrony kraju, cesarz rzymski obdarzył go dobrami leżącymi w okolicy Jeruzalem i w Galilei. Był jakby księciem, przy tym bardzo bogatym; powiększył zaś swój majątek przez poślubienie Żydówki o imieniu Jesabel, która pochodziła z rodu faryzeuszów. Przyjął także religię żydowską, prowadząc życie pobożne i surowe na wzór krewnych żony. Należała do niego również część miasta na górze Syjon, po tej stronie, gdzie u stoku góry kotliną płynie potok. Z tej jednak posiadłości większą część Łazarz oddał na potrzeby świątyni; pozostała mu jeszcze dawna posiadłość rodzinna. Leżała ona tam, gdzie apostołowie szli do Wieczernika, ten jednak do niego już nie należał. Zamek w Betanii był otoczony podwójnym wałem i naprawdę wielki, obejmował wiele ogrodów, tarasów, studni. Rodzina Łazarza znała proroctwo Anny i Symeona, dlatego oczekiwała Mesjasza. Już w młodzieńczych latach Jezusa zaprzyjaźniła się ona ze Świętą Rodziną, jak to często bywa, że ludzie pobożni wysokiego rodu chętnie żyją w przyjaźni z pobożnymi ubogimi.
Rodzice Łazarza mieli piętnaścioro dzieci, z których sześcioro umarło bardzo wcześnie. Z pozostałych tylko czworo dożyło czasów Chrystusa: Łazarz, o dwa lata od niego młodsza Marta, po niej Maria, uważana za obłąkaną, o dwa lata młodsza od Marty, wreszcie Maria Magdalena, o pięć lat młodsza od Marii obłąkanej. O tej ostatniej Pismo nie wspomina ani nie bierze jej w rachubę, jednak Bóg o niej pamiętał. Od rodziny trzymała się jednak zawsze z dala i na uboczu. Obdarzona niezwykłą urodą najmłodsza z sióstr już od dzieciństwa odznaczała się słusznym wzrostem i postawą niczym dorosła panna. Głowę miała zaprzątniętą figlami i psotami. W siódmym roku życia zmarli jej rodzice. Z powodu surowego życia, jakie prowadzili, nienawidziła ich. Była niezmiernie próżna, łakoma, dumna, uległa i zarozumiała. Nie potrafiła być stała i wierna, lecz lgnęła do tego, co jej najwięcej schlebiało. Przy tym okazywała się rozrzutna i hojna (raczej z politowania niż z potrzeby ducha), dobrotliwa i lgnąca do rzeczy zewnętrznych oraz błyskotek. Jej złemu wychowaniu winna była nieco jednak i sama matka, która nadto ją rozpieściła.
Matka i mamka zepsuły Magdalenę, zbytnio jej dogadzając i zabierając ją wszędzie ze sobą (aby podziwiano jej figle i psoty), to znowu przesiadując z pięknie wystrojoną w oknie. Właśnie to ostatnie najwięcej przyczyniło się do jej zepsucia. Widziałam ją w oknie, jak też na tarasie domu, siedzącą na wspaniałych dywanach i wezgłowiach. W takiej okazałości i przepychu można ją było również zobaczyć z ulicy. Z domu wynosiła potajemnie mnóstwo przysmaków, by je potem rozdawać dzieciom w ogrodzie zamkowym. Już w dziewiątym roku życia rozpoczęła miłostki.
W miarę jak rosła w przymioty i talenty, wzrastał dla niej podziw i rozgłos. Nie miała spokoju w domu i zawsze coś ciągnęło ją do licznego i wesołego towarzystwa, w którym z przyjemnością przebywała. Przy tym była uczona i pisywała na małych rolkach pergaminu różne zdania o sprawach miłosnych; widziałam, jak przy tym rachowała na palcach. Sentencje te rozsyłała między wielbicieli-ulubieńców, zyskując przez to sławę i podziw.
Nie zauważyłam jednak, aby kogoś rzeczywiście kochała lub aby ktoś ją kochał. Była to tylko próżność, miękkość, ubóstwianie siebie, zaufanie swojej urodzie. Dla rodzeństwa swego stawała się zmartwieniem; wstydziła się go i pogardzała nim z powodu prostego życia.
Przy podziale dóbr rodzicielskich przypadł jej losowo bardzo piękny zamek w Magdali. Jako dziecko często tu przybywała z rodzicami, czując do tego miejsca jakąś szczególną sympatię. Miała niespełna jedenaście lat, kiedy z wielkim przepychem, ze sługami i niewolnicami, przeniosła się do nowego domostwa.
Magdala należała do miejsc warownych i obejmowała kilka zamków, publicznych budowli, wielkie aleje i ogrody. Położona była o osiem godzin drogi na wschód od Nazaretu, mniej więcej trzy godziny od Kafarnaum, a półtorej godziny na południe od Betsaidy; blisko milę drogi od jeziora Genezaret. Zajmowała wyżynę i część doliny rozciągającej się w kierunku ku jezioru i drogi okrążającej jezioro. Jeden z zamków należał do Heroda, który w żyznej okolicy Genezaretu posiadał jeszcze większy zamek. W Magdali przebywała także załoga żołnierzy tetrarchy, i oni to przyczyniali się do zepsucia tamtejszych obyczajów. Oficerowie załogi przebywali również z samą Magdaleną. Oprócz wojska znajdowało się w Magdali około dwustu ludzi, po większej części urzędników, dozorców budowli i służby. Synagogi tu nie było; uczęszczano więc do Betsaidy.
Zamek Magdaleny był wspanialszy i wyższy od innych. Z jego dachu można było zobaczyć powierzchnię Jeziora Galilejskiego aż po drugi brzeg i dalej. Pięć dróg prowadziło do Magdali, a na każdej z nich, w oddaleniu pół godziny pieszo od właściwej warowni, stała wieża wzniesiona nad sklepieniem i rodzaj strażnicy do śledzenia. Wieże te nie łączyły się wcale z sobą, a okolica, jaką otaczały, pełna była ogrodów, pól i pastwisk. Magdalena posiadała własne pola i trzody, miała czeladź złożoną z parobków i służących; całe jednak gospodarstwo, jako bezładnie zarządzane, podupadało.
Poniżej wzgórza, na którym wznosiła się Magdala, była wąska i prawie dzika dolina, przez którą płynął do jeziora mały strumyk. W dolinie tej przebywało dużo zwierzyny, napływającej do kotliny z trzech pustyń, schodzących się tutaj. Herod zwykł tu polować. Obok zamku w okolicy Genezaret posiadał on także swój zwierzyniec.
Okolica Genezaretu zaczyna się między Tyberiadą a Tarycheą, o cztery godziny drogi od Kafarnaum, i ciągnie od jeziora na trzy godziny w głąb kraju; z południowej strony okrąża Tarycheę aż do miejsca, gdzie wypływa Jordan. Z tą okolicą łączy się rozkoszna dolina, z utworzonym przez potok jeziorkiem w okolicy Betulii; inne jeszcze wody ze źródeł przepływają tędy do jeziora. Potok ten tworzy kilka wodospadów i pięknych stawów w okolicy obejmującej całe szeregi ogrodów, zamków, zwierzyńców, alei, sadów owocowych i winnic, wskutek czego przez cały rok okryta jest ona różnego rodzaju kwieciem i owocem. Bogacze kraju, szczególnie jerozolimscy, mają tu swoje posiadłości. Prawie cały teren zapełniają budynki, zdobią plantacje, cieniste chodniki, zielone labirynty i piramidalnie utworzone pagórki z krętymi ścieżkami. Rozleglejszych miejsc w okolicy nie ma. Tutejsi mieszkańcy są w większości ogrodnikami i dozorcami dóbr lub pasterzami licznych trzód owiec i kóz, przy tym chowają także różnego rodzaju rzadkie zwierzęta i ptaki. Nie ma w okolicy żadnego bitego gościńca, za to przecinają ją dwie drogi: jedna od jeziora, druga od Jordanu.
Przyszedłszy do Hebronu, Jezus zostawił tam swych towarzyszy, mówiąc, że chce odwiedzić przyjaciela. Zachariasz i Elżbieta już nie żyli. Zdążał On ku pustyni położonej na południu, między Hebronem a Morzem Martwym. Droga do niej prowadziła najpierw przez wysoką górę o białych kamieniach, a następnie przez piękną palmową dolinę. Tam to szedł Jezus. Był On najpierw w jaskini, gdzie Elżbieta zaprowadziła Jana, następnie przeszedł przez małą rzeczkę, przez którą dawniej i Jan przechodził. Widziałam, jak w samotności, modląc się, czynił przygotowania do nauczycielskiego zawodu. Z pustyni powrócił znowu do Hebronu, wszędzie niosąc pomoc. I tak nad Morzem Martwym dopomógł ludziom, którzy żeglowali na tratwie zbudowanej w kształcie namiotu. Prócz ludzi znajdowało się tam bydło i pakunki. Jezus skinął na nich i zsunął im z brzegu na statek belkę, pomagając tym sposobem wysiąść na brzeg; później zaś udzielił im pomocy przy naprawie tratwy. Ludzie ci nie mogli pojąć, kim jest spotkany człowiek, ponieważ, mimo że odzieniem swym wcale się nie wyróżniał, to Jego pełna powagi postawa dziwnie jakoś pociągała i wzruszała obecnych. Początkowo myśleli, że to Jan Chrzciciel, który wtedy już przebywał w okolicach Jordanu, jednak wkrótce spostrzegli, że to pomyłka – Jan był bowiem bardziej opalony i surowszy z postaci.
W Hebronie Jezus świętował szabat i zostawił tu swoich towarzyszy podróży. Odwiedzał chorych, niosąc im słowa pociechy, pomagał im, dźwigał ich, przenosił, ścielił im łoże – nie widziałam jednak, aby kogoś uzdrawiał. Jego zjawienie się sprawiało na wszystkich miłe wrażenie. Zbliżał się także do opętanych, którzy w Jego obecności się uspokajali; szatanów jednak nie wypędzał. Gdzie tylko przechodził, wszędzie niósł pomoc, skoro widział taką potrzebę. Upadłych podnosił, pragnących pokrzepiał, podróżnych przeprowadzał przez kładki na strumykach. Wszyscy podziwiali pielgrzyma tak pełnego miłości.
Z Hebronu przybył do miejsca, gdzie Jordan wpływa do Morza Martwego. Przeprawiwszy się przez niego, podążył wschodnim jego brzegiem ku Galilei. Widziałam, jak przebywał między Pellą a okolicą Gerazy. Robił małe wycieczki i wszędzie niósł pomoc. Odwiedzał dotkniętych chorobą, nawet trędowatych – pocieszał, usługiwał im, zachęcał do modlitwy, podawał środki lecznicze, będąc przez wszystkich podziwianym. Zdarzyło się, że w jednym miejscu lud, znając proroctwo Symeona i Anny, pytał Go, czy to nie On jest owym Mesjaszem przepowiedzianym przez proroka. Zwykle towarzyszył Mu kochający tłum, idący za Nim z jednego miejsca do drugiego. Opętani przez czarta zachowywali się spokojnie w Jego obecności.
Był także nad brzegiem rwącej rzeczki Hieromaks, która poniżej Morza Galilejskiego wpływa do Jordanu, niedaleko owej stromej góry, z której na Jego rozkaz wpadło w morze stado wieprzów. Przy rzece stał cały rząd małych chatek z gliny, niby pasterskich, zamieszkanych przez ludzi trudniących się budowaniem statków. Ludzie ci nie mogli dać sobie rady; Jezus więc przyszedł do nich i chętnie pomagał. Widziałam, jak dźwigał belki i sam przy nich pracował, wskazując różne ułatwienia i korzyści, a napominając wśród pracy do miłości i cierpliwości.
Następnie widziałam Jezusa w Dotain, miejscowości bardzo rozległej, położonej w kierunku północno-wschodnim od Seforis. Znajdowała się tam synagoga. Tamtejsi ludzie byli dobrzy, lecz bardzo zaniedbani. Tam Abraham posiadał niegdyś pastwiska dla swych zwierząt ofiarnych; tam Józef strzegł owiec ze swymi braćmi, w tej okolicy też został sprzedany. Mimo że miejsce to miało niewielu mieszkańców, jego żyzne pola i liczne pastwiska rozciągały się aż do Morza Galilejskiego. Znajdował się tam wielki dom, zamieszkiwny przez opętanych przez czarta. Gdy Jezus tam zawitał, nieszczęśliwcy ci z wściekłości bili się na zabój. Nikt nie mógł ich poskromić, lecz Jezus przybliżył się do chorych i rozmawiał z nimi, a ci ucichli zupełnie. Napomniani, odeszli spokojnie, każdy do rodzinnych stron. Mieszkańcy Dotain, nadzwyczaj tym zdziwieni, nie chcieli Chrystusa od siebie puścić i zaprosili Go na gody weselne, na których, jako obcy, był wielce poważany. Rozmawiał uprzejmie i z mądrością, a nowożeńcom dawał napomnienia. Oni to później, przy zjawieniu się Jego w Thebez, przystąpili do Jego uczniów.
Skoro Jezus znów przybył do Nazaretu, odwiedził znajomych swoich rodziców, wszędzie jednak chłodno Go przyjęto. Odmówiono Mu wstępu do synagogi, gdzie chciał nauczać. Przemawiał zatem w miejscach publicznych wobec wielu ludzi, saduceuszów i faryzeuszów, przedstawiając im Mesjasza zupełnie inaczej, niż sobie każdy z nich wyobrażał. Jana Chrzciciela nazywał On głosem na puszczy. Z okolicy Hebronu przyszło razem z Nim dwóch młodzieńców, ubranych w powłóczyste szaty i przepasanych jak kapłani, nie zawsze jednak trwali u Jego boku. Tutaj też Jezus świętował szabat.
Widziałam potem, jak Jezus i Maryja, Maria Kleofasowa, rodzice Parmenasa, w ogóle około dwudziestu osób, opuścili Nazaret i szli znowu do Kafarnaum. Mieli także ze sobą osły z pakunkami. Dom w Nazarecie pozostał wysprzątany i schludny. Był tak dokładnie uprzątnięty i zasłany wewnątrz kobiercami, że przedstawiał mi się jak kościół. Stał opustoszały. Domkiem tym zaopiekował się trzeci mąż Marii Kleofasowej, zarządzający domem Anny, jak również jej synowie. Maria Kleofasowa z najmłodszymi swymi synami, Józefem, Barsabą i Szymonem, mieszkała bardzo blisko owego domku, który Lewi udostępnił Panu. Rodzice Parmenasa również mieszkali niedaleko.
Stąd Jezus szedł dalej, z miejsca na miejsce, zatrzymując się szczególnie tam, gdzie przebywał Jan, który już powrócił z pustyni. Chodził do synagogi i nauczał, pocieszał chorych i pomagał im. Zdarzyło się, że gdy w pewnej małej miejscowości mówił o chrzcie Janowym, nadchodzącym Mesjaszu i o pokucie, zaczęli szemrać i pogardzać Nim. Niektórzy nawet szeptali: „Przed trzema miesiącami żył jeszcze Jego ojciec, cieśla, wtedy z nim przy warsztacie pracował, a teraz, zwiedziwszy nieco obcych krajów, przychodzi znowu nas uczyć swej mądrości”.
Jezus był także w Kanie, gdzie odwiedził swych krewnych i nauczał. Dotychczas nie szedł z Nim jeszcze żaden z późniejszych uczniów. Zdawał się On dopiero poznawać ludzi i na gruncie przez Jana w nich przygotowanym (chrzest) budować dalej. Z jednej miejscowości do drugiej towarzyszył Mu niekiedy jakiś poczciwy człowiek.
Raz widziałam czterech mężów, a między nimi późniejszych apostołów, jak w okolicy między Samarią i Nazaretem czekali na Jezusa, stojąc w cienistym miejscu przy gościńcu. Chrystus nadchodził w towarzystwie pewnego mężczyzny. Mężowie ci wyszli Mu naprzeciw, opowiadając, jak Jan ich ochrzcił, przepowiadając zarazem bliskie nadejście Mesjasza. Mówili Mu również o ostrej mowie Jana do żołnierzy, z których prorok kilku ochrzcił – jednak dodał, że mógłby z takim samym skutkiem ochrzcić kamienie z Jordanu. Potem poszli z Jezusem dalej.
Stąd Chrystus skierował swe kroki na północ, wzdłuż Morza Galilejskiego. O Mesjaszu mówił już wyraźniej i jaśniej; opętani wołali za Nim w niektórych miejscowościach. Z jednego wygnał czarta i nauczał po szkołach.
Wkrótce spotkało Go sześciu mężów wracających ze chrztu Jana; znajdował się między nimi Lewi, zwany później Mateuszem, i dwaj synowie wdów spokrewnionych z Elżbietą. Znali oni Jezusa z opowiadania, domyślali się więc w Nim Tego, o którym Jan mówił, nie byli jednak co do tego pewni. Mówili Mu o Janie, o Łazarzu i jego siostrach, w tym o Magdalenie, która według nich zapewne także była opętana przez czarta. Wtedy mieszkała ona już na zamku w Magdali. Mężowie ci szli dalej za Jezusem, podziwiając Jego mowy. Ci, którzy przychodzili do Jana z Galilei, często opowiadali mu o wszystkim, co o Jezusie wiedzieli i słyszeli. Ci zaś, którzy przychodzili z Ainon, z miejsca, gdzie Jan chrzcił, opowiadali Jezusowi o Janie.
Stąd szedł Chrystus brzegiem jeziora do ogrodzonego miejsca, gdzie stało pięć łodzi. Na brzegu znajdowało się wiele domków zamieszkanych przez rybaków. Właścicielem tego miejsca połowu był Piotr, znajdujący się wtedy wraz z Andrzejem w chacie. Jan i Jakub, wraz ze swym ojcem Zebedeuszem i kilku innymi, byli na łodziach. Na środkowej łodzi przebywał ojciec żony Piotra i trzej jego synowie. Imiona ich wszystkich znałam, lecz teraz wyszły mi już z pamięci. Ojca nazywano także Zelotes, a to z tej przyczyny, że raz prowadził z Rzymianami spór o prawo żeglugi na jeziorze i wygrał – odtąd otrzymał to imię. Ogółem na łodziach było około trzydziestu osób.
Jezus, przechodząc ścieżką nadbrzeżną pomiędzy chatkami a łodziami, rozmawiał z Andrzejem i z innymi. Czy z Piotrem także mówił, tego nie wiem. Oni Go dotychczas jeszcze nie znali. Mówił z nimi o Janie i o bliskim nadejściu Mesjasza. Andrzej po swoim chrzcie został uczniem Jana. Jezus obiecał im, że znowu do nich przyjdzie.
Jezus zwrócił się teraz od jeziora ku górom Libanu, a to głównie z powodu różnych pogłosek i pewnego zamieszania. Wielu uważało Jana za Mesjasza, inni mówili, że jest nim Ten, na którego Jan wskazuje.
Jezusowi towarzyszyło od sześciu do dwunastu młodzieńców, a po drodze jedni odchodzili, drudzy przychodzili, i tak liczba ich wciąż się zmieniała. Słuchali pilnie Jego nauki i nieraz domyślali się, że zapewne On jest Tym, na którego Jan wskazuje. Jezus nie miał bliższej relacji z żadnym z nich; umiał być w ich towarzystwie odosobnionym, a jednak rzucał ziarno, przygotowując żniwo. Wszystkie Jego podróże w tej okolicy miały związek z wędrówkami i czynami proroków, głównie Eliasza, i stanowiły ich spełnienie.
Przeszedłszy z towarzyszami wyżynę Libanu, Jezus ujrzał nad morzem miasto Sydon. Widok z góry był niewypowiedzianie piękny. Wyglądało ono jakby leżało tuż nad wodą, chociaż w rzeczywistości do morza było ze trzy kwadranse drogi. Sydon to wielka i ludna miejscowość. Domy wyglądały tu z góry jak łodzie, gdyż na płaskich dachach stało mnóstwo drągów i rusztowań, obwieszonych różnymi barwnymi tkaninami, a pomiędzy budynkami przewijały się tłumy pracującego ludu. Widziałam, jak wykonywano tam rozmaite błyszczące naczynia. Wokół miasta leżało wiele małych wiosek. Ziemia była wszędzie bardzo urodzajna, na każdym kroku w oczy rzucało się mnóstwo owoców. Wokół niektórych drzew urządzone były siedziska, na inne zaś wiodły schody, tak że między gałęziami, jak w altanie, mogło się usadowić całe towarzystwo. Równina między górami a morzem, na której leży miasto, nie była zbyt rozległa.
Miasto zamieszkiwali Żydzi i poganie zajmujący się handlem zamiennym. Bałwochwalstwo kwitło. Z tego miasta pochodziła właśnie królowa Jezebel, która tak srodze prześladowała Eliasza. Idąc do niego, Pan Jezus nauczał w małych wioskach. Ucząc w cieniu drzew, opowiadał o Janie, nakłaniał do chrztu i pokuty.
W mieście przyjęto Jezusa miło, podobnie jak i za pierwszym Jego pobytem. Tu nauczał w szkole, przepowiadając rychłe wystąpienie Mesjasza i nakłaniając do porzucenia bałwochwalstwa. Zostawiwszy swoich towarzyszy w Sydonie, sam udał się do miejscowości bardziej oddalonej od morza, a zwróconej ku południowi, aby tam modlić się na osobności.
Miejscowość ta, opasana grubymi murami, i do tego z jednej strony otoczona lasem, posiadała wiele winnic. To Sarepta, gdzie niegdyś uboga wdowa żywiła Eliasza. Od tego czasu mieszkańcy – tak Żydzi, jak i poganie – zachowali następujący zabobonny zwyczaj: w izdebkach urządzonych w murach miasta pozwalali mieszkać pobożnym wdowom i byli przekonani, że to ich ustrzeże od wszelkich niebezpieczeństw oraz zachowa miasto od wszelkiej nieprawości. Teraz mieszkali tam jacyś starcy. Żyli oni tu jak pustelnicy, chcąc uczcić przez to Eliasza i zachować dawny zwyczaj. Czas spędzali na rozmyślaniu, tłumaczeniu proroctw i błaganiu Boga o zesłanie Mesjasza. Jezus zatrzymał się u jednego z nich, w miejscu, gdzie niegdyś mieszkała owa wdowa. Nauczał ich o Mesjaszu i o chrzcie Jana. Pobożni to ludzie, ale mieli wiele błędnych pojęć; wyobrażali sobie na przykład, że Mesjasz ma przyjść jako potężny, bogaty król. Jezus często wychodził stąd do pobliskiego lasu, aby modlić się na osobności. Nauczał starszych w synagodze, a często pouczał i dzieci. Czasem wędrował po okolicy i napominał ludzi, aby unikali stosunków z poganami, których znajdowała się tu wielka liczba. Zwykle chodził sam, czasem tylko miał wkoło siebie miejscowych ludzi. Często widzę Go, gdy na pagórku lub pod drzewem naucza mężczyzn i kobiety.
Wciąż mi się zdaje, jakby teraz był maj, ponieważ tam, w Ziemi Obiecanej, zboże w porze drugiego żniwa wygląda tak, jak u nas właśnie w maju. Zboża nie żną tutaj zupełnie nisko przy ziemi, ucinają tylko mniej więcej na łokieć z góry, a resztę zostawiają. Ściętego zboża nie młócą, tylko układają w snopy na ziemi i tłoczą walcem ciągnionym dwoma wołami. Zboże jest bardzo suche, więc wykrusza się łatwo. Czynność ta odbywa się pod gołym niebem lub pod słomianym dachem, opartym na czterech słupach.
Z Sarepty Jezus udał się w kierunku północno-wschodnim do miejscowości położonej obok wielkiego pola bitwy, na którym przeniesiony duchem Ezechiel miał widzenie, że kości poległych powstały z ziemi, przyoblekały się w ciało, a następnie ożywały pod tchnieniem lekkiego wietrzyka. Otrzymałam wyjaśnienie, że zgromadzenie się i przyobleczenie w ciało tych martwych szczątków spełniło się przez chrzest i naukę Jana, zaś ożywienie ciał przez tchnienie wietrzyka oznaczało odkupienie przez Jezusa i Zesłanie Ducha Świętego. Ludzi tu zamieszkałych Jezus pocieszał w ich smutku i przygnębieniu i objaśniał im znaczenie widzenia Ezechiela.
Potem szedł jeszcze dalej na północ – w stronę, gdzie Jan przebywał najpierw po powrocie z puszczy. Znajdowała się tu mała osada pasterska, w której niegdyś dłuższy czas przebywała Noemi wraz ze swą córką Rut. Pozostawiła po sobie tak miłe wspomnienie, że jeszcze teraz ludzie o niej mówili; później mieszkała przy Betlejem. W tej okolicy, nieco powyżej, Jakub miał swoje pole. Jezus nauczał tu bardzo gorliwie. Zbliżał się jednak czas, kiedy uda się do chrztu drogą przez Samarię. Osadę tę przecina rzeczka, za którą hen, w górze, znajdowała się studnia Jana. Od studni tej prowadziła bardzo stroma droga na dół, ku polu bitwy Ezechiela. Podobna ona była do drogi, po której szli pierwsi rodzice wypędzeni z raju. Im niżej schodzili, tym mniejsze były drzewa i bardziej skarłowaciałe. Wreszcie znaleźli się wśród gęstych zarośli i krzaków, a wszystko dokoła wydało im się dzikie, zeszpecone. Raj pozostał za nimi gdzieś w niedostępnych wyżynach, aż wreszcie zniknął im z oczu przysłonięty górą zdającą się wyrastać z ziemi.
Zbawiciel wraca teraz z osady do Sarepty, a podąża tą samą drogą, którą niegdyś szedł Eliasz od potoku Kerit do Sarepty. Po drodze naucza tu i ówdzie, a minąwszy Sydon, przybywa do Sarepty. Stąd uda się niedługo na południe dla przyjęcia chrztu. W Sarepcie święci jeszcze szabat.
Po szabacie Jezus wyruszył z Sarepty drogą prowadzącą do Nazaretu. Znów nauczał. Czasem miał towarzyszy, niekiedy szedł sam, zawsze boso. Tylko gdy zbliżał się do jakiejś miejscowości, wkładał na nogi sandały. Przeszedłszy przez doliny ciągnące się koło Karmelu, doszedł do drogi, która prowadziła do Egiptu, a potem zwrócił się na wschód.
Matka Boża, Maria Kleofasowa, matka Parmenasa i dwie inne niewiasty także podążały z nim do Nazaretu. Szli tam również Serafia (Weronika), Joanna, żona Chuzy i syn Weroniki, który później należał do grona uczniów. Szli zobaczyć się z Marią, z którą znali się z dorocznych pielgrzymek do Jerozolimy.
Maryja i Józef, podobnie jak i inne pobożne rodziny, w trzech miejscach odprawiali doroczne nabożeństwa: w Świątyni Jerozolimskiej, w Betlejem pod drzewem terebintowym i na górze Karmel. Rodzina Anny wstępowała na górę Karmel zwykle w maju, wracając z Jerozolimy. Była tam studnia i grota Eliasza, urządzona jak kaplica. W rozmaitych porach roku przychodzili tu nabożni Żydzi prosić Boga o zesłanie Mesjasza. Niektórzy z nich osiedlali się w tym miejscu na stałe; później czynili tak również chrześcijanie.
W pewnym leżącym po zachodniej stronie góry Tabor miasteczku Jezus uczył w szkole o chrzcie Jana. Miał koło siebie pięciu towarzyszy, między nimi byli późniejsi uczniowie. Rada Jerozolimska rozesłała przez posłańców listy do wszystkich ważniejszych miejscowości, gdzie znajdowały się szkoły i urzędy, z poleceniem, aby bacznie przyglądali się temu, o którym Jan Chrzciciel mówi, że jest Mesjaszem i że od Niego przyjmie chrzest. Na tego niech uważają i donoszą o wszystkich jego czynnościach, gdyż, jeśli to jest Mesjasz, to nie potrzebuje przyjmować chrztu od Jana. Uczynili to z niechęci ku Niemu, gdy się dowiedzieli, że to jest Ten, który jako dwunastoletni chłopiec nauczał w świątyni. Posłańcy z tymi listami przybyli także do Gazy, miasta położonego o cztery mile od Hebronu, niedaleko morza. Tu niegdyś wywiadowcy Aarona i Mojżesza znaleźli ogromne winogrona. Od miasta aż do morza ciągnął się szereg namiotów, w których wystawione były na sprzedaż najrozmaitsze tkaniny i jedwabie.
W towarzystwie uczniów Jezus nauczał tu i ówdzie aż do miejsca, gdzie znajdowała się studnia Jakuba. Tu obchodził szabat. Gdy wracał z towarzyszami do Nazaretu, wyszła Mu naprzeciw Najświętsza Panna. Zobaczywszy jednak, że nie idzie sam, wróciła się, nie przywitawszy Go. Podziwiam Jej zaparcie się. Zaraz po przybyciu Jezus nauczał w szkole, przy czym święte niewiasty także były obecne.
Na drugi dzień Jezus przemawiał znowu wobec wielkiego tłumu w synagodze. Towarzyszyło mu pięciu uczniów i około dwudziestu dawniejszych towarzyszy z lat młodzieńczych. Nie było przy tym świątobliwych niewiast. Słuchacze mruczeli niezadowoleni i mówili między sobą, że może teraz chce zająć opuszczone miejsce Jana i, chrzcząc ludzi, zechce uchodzić za równego jemu. Do tego Mu jednak, jak mówili, dużo brakuje. Jan wychował się na puszczy, ale Jezusa znają dobrze; nie uda Mu się więc przewodzić nad nimi.
Jezus udał się z Nazaretu do Betsaidy, gdzie jeszcze kilku mężów chciał pozyskać dla nowej nauki. Święte niewiasty i inni towarzysze Jezusa pozostali w Nazarecie. Nim odszedł, był w domu swojej Matki, gdzie również zebrali się Jego przyjaciele. Tu oświadczył im, że odchodzi teraz, aby ucichła niechęć, jaka przeciw Niemu powstała. Później jednak wróci. Był wtedy przy Nim Amandor, syn Weroniki, następnie syn jednej z trzech wdów spokrewnionych z Jezusem – zdaje mi się, że nazywał się Sirach – i pewien krewny Piotra, jeden z późniejszych uczniów Jezusa.
Przybywszy do Betsaidy, Chrystus podczas szabatu wygłosił w synagodze naukę, w której wymownymi słowami przedstawiał potrzebę rychłego przyjęcia chrztu i czynienia pokuty. Jeśli nie przyjmą chrztu z rąk Jana, to przyjdzie czas, że wołać będą „biada”, ale okaże się, że jest za późno. Między licznie zgromadzonym ludem w synagodze, prócz Filipa, nie widziałam, jak mi się zdaje, żadnego z późniejszych uczniów. Inni apostołowie z Betsaidy i okolicy obchodzili szabat gdzie indziej. Przebywali w miejscu połowu ryb, niedaleko Kafarnaum. Podczas nauki Jezusa w Betsaidzie prosiłam gorąco Pana Boga, aby ci ludzie się nawrócili i dali się ochrzcić; wtedy to miałam widzenie, jak Jan, jako gotujący drogę Jezusowi, oczyszczał ludzi z brudu grzechu. Pracował gorliwie, z natężeniem i siłą. Skóra, którą był okryty, spadała mu na przemian z jednego ramienia na drugie. Musiała to być tylko wyobraźnia, gdyż widziałam, jak niektórzy z tych, których chrzcił, zrzucają jakby łuskę, z innych wychodziły czarne kłęby pary, a na wielu spadały jasne, świecące obłoki.
Także w Kafarnaum Jezus nauczał w szkole. Ze wszystkich stron schodziły się tłumy. Byli także obecni Piotr, Andrzej i wielu innych, którzy już przyjęli chrzest z rąk Jana.
Później widziałam Jezusa nauczającego tłumy o dwie godziny drogi od Kafarnaum na południe. Miał tylko trzech uczniów przy sobie. Późniejsi apostołowie, którzy słuchali Jego nauk w Kafarnaum, wrócili do swej pracy na jeziorze, nie czekając, aż Jezus się z nimi rozmówi. Tu nauczał On również o chrzcie Jana i o spełnionej obietnicy. Potem przeszedł przez dolną Galileę, idąc na południe w kierunku Samarii, nauczając po drodze tu i ówdzie. Szabat obchodził w pewnej szkole położonej między Nazaretem a Seforis. Były tam obecne święte niewiasty z Nazaretu, a także małżonka Piotra oraz żony kilku innych późniejszych apostołów.
Miejscowość ta składała się tylko z kilku domów i szkoły. Od dawnego domu Anny oddzielało ją jedynie pole. Z późniejszych apostołów przybyli słuchać Jezusa: Piotr, Andrzej, Jakub Młodszy, Filip i wszyscy uczniowie Jana. Filip pochodził z Betsaidy, był dosyć wykształcony i należał do pisarzy Prawa. Jezus nie zatrzymywał się tu dłużej – nic nie jadł, tylko ciągle nauczał. Apostołowie obchodzili szabat prawdopodobnie gdzieś w pobliskiej miejscowości (Żydzi często udają się gdzie indziej na czas szabatu), a potem przyszli tu, słysząc o obecności Jezusa. Chrystus nie mówił z nimi jeszcze o żadnych ważniejszych sprawach.
Stąd Jezus z trzema uczniami udał się przez góry do Seforis, które było oddalone od Nazaretu o cztery godziny drogi. Tu przebywał w gościnie u ciotecznej babki, nazwiskiem Maraha, najmłodszej siostry Anny. Miała ona córkę i dwóch synów, którzy nosili długie, białe suknie. Synowie nazywali się Arastaria i Koharia; obaj później należeli do grona uczniów Chrystusa.
Najświętsza Panna, Maria Kleofasowa i inne niewiasty także tam zdążały. Jezusowi umyto nogi, a następnie odbyła się uczta. Nocował On w domu Marahy, który dawniej był własnością rodziców Anny. Seforis to wielkie miasto. Istniały tu trzy sekty: faryzeusze, saduceusze i esseńczycy, a także znajdowały się trzy szkoły. Miasto to ucierpiało przez częste wojny, a dzisiaj prawie nie ma po nim śladu.
Jezus przebywał tu przez kilka dni, nauczając i wzywając do chrztu z rąk Jana. W tym samym dniu nauczał w dwóch synagogach, w jednej wyższej i większej i w drugiej mniejszej. W pierwszej obecni byli faryzeusze – niechętni Chrystusowi, szemrali przeciwko Niemu. Niewiasty również słuchały Jego słów. W mniejszej, należącej do esseńczyków synagodze, nie było miejsca dla kobiet. Tu przyjęto Go chętnie.
Gdy Jezus uczył w szkole saduceuszów, stała się rzecz nadzwyczajna. Było w Seforis bardzo wielu opętanych, obłąkanych i wariatów. Uczono ich w szkole znajdującej się obok synagogi, ale w naukach i nabożeństwie przeznaczonych dla zdrowych ludzi musieli i oni brać udział. Wówczas stawali z tyłu, w osobnej kruchcie, i przysłuchiwali się nauce. Pomiędzy chorymi stali dozorcy z kańczugami; każdy miał dozór nad pewną liczbą opętanych, w zależności od stopnia zagrożenia. Widziałam ich, zanim jeszcze Jezus przyszedł do szkoły, jak podczas nauki saduceuszów wykrzywiali twarze i popadali w konwulsje, a dozorcy biciem znowu ich uspokajali. Gdy Jezus przyszedł, z początku byli spokojni, ale po chwili to jeden, to drugi zaczął wykrzykiwać: „To jest Jezus z Nazaretu, urodzony w Betlejem, któremu oddali cześć Mędrcy ze Wschodu, a Matka Jego jest u Marahy. On teraz rozpoczyna nową naukę. Tego ścierpieć nie można”. W ten sposób przywoływali ci opętańcy całe życie Jezusa i to wszystko, co się dotychczas z Nim działo. Przekrzykiwali się w taki sposób, że bicze stróżów okazywały się daremne. Naraz podnieśli krzyk wszyscy razem i powstało ogólne zamieszanie. Wtedy Jezus nakazał, aby ich przyprowadzono do Niego przed synagogę i posłał dwóch uczniów do miasta, aby znaleźli wszystkich tych, którzy popadli w podobne nieszczęście. Wkrótce stanęło koło Niego więcej niż pięćdziesięciu nieszczęśników, a wokoło nich mnóstwo widzów. Ale szaleńcy ci nie przestawali krzyczeć. Wtedy rzekł Jezus: „Duch, który przez was mówi, jest z piekła i niech na powrót tam wróci”. I w tej samej chwili uspokoili się wszyscy i zostali uzdrowieni, a wielu z nich widziałam, jak upadli na twarz przed Jezusem.
Uzdrowienie to wywołało rozruchy w mieście. Jezus i Jego uczniowie byli w wielkim niebezpieczeństwie, a zamieszanie wzrastało tak dalece, że Mistrz został zmuszony do ucieczki – w nocy miasto opuścili także trzej Jego uczniowie, w tym synowie Marahy, Kaharia i Arastaria, oraz świątobliwe niewiasty. Matka Jezusa była w wielkim smutku i trwodze, bo po raz pierwszy widziała swego Syna tak prześladowanego. Umówili się, że spotkają się za miastem pod drzewami, aby stamtąd udać się do Betulii. Większa część z tych uzdrowionych przez Jezusa przyjęła chrzest z rąk Jana, a byli to przeważnie ci, którzy potem przystali do Chrystusa.
Betulia to miasto, przy którego oblężeniu Judyta zgładziła Holofernesa. Leży na górze, po stronie południowo-wschodniej od Seforis, wskutek czego rozciąga się stamtąd rozległy widok. Niedaleko stąd, w Magdali, był nowy dom Magdaleny, która wówczas opływała w dostatki. W Betulii również znajdował się zamek, a miejscowość obfitowała w studnie.
Jezus i jego uczniowie zajęli gospodę przed Betulią. Tu przyszła do Niego Maryja i święte niewiasty. Słyszałam, jak Maryja prosiła Syna, aby zaprzestał tu nauczania, bo bardzo boi się, aby znów nie powstały rozruchy. Ale Jezus odpowiedział, że wie, co ma spełniać. Maryja znów rzekła do Niego: „Może teraz przyjmiemy chrzest z rąk Jana?”. A Jezus odpowiedział Jej z powagą: „Po co teraz mamy przyjmować chrzest? Czy potrzebny jest? Będę jeszcze obchodził i zgromadzał, i powiem, jeżeli będzie potrzeba iść do chrztu”. Maryja zamilkła, podobnie jak w Kanie, i poszła z towarzyszkami do Betulii. Widziałam, że te święte niewiasty przyjęły chrzest dopiero po Zielonych Świętach, przy sadzawce w Betsaidzie.
Jezus uczył w szabat w synagodze – przyszło wielu ludzi z okolicy, aby Go usłyszeć. Również tu, w Betanii, widziałam wielu obłąkanych i opętanych. Uspokojeni od napadów, a nawet uzdrowieni siedzieli przy drogach przed miastem i na ulicach, którymi przechodził Jezus. Widząc to, ludzie nieraz mówili: „Ten człowiek musi mieć taką moc, jaką mieli dawni prorocy, gdyż na sam Jego widok ci nieszczęśliwi uspokajali się”. Czuli, że im pomógł, chociaż nic na nich nie uczynił. Dlatego poszli do Niego do gospody, aby Mu podziękować. On uczył i zachęcał do chrztu; mówił bardzo surowo, zupełnie na sposób Jana. Mieszkańcy Betulii cenili bardzo Jezusa i Jego uczniów, dlatego nie godzili się na to, aby mieszkał poza miastem – wielu nawet sprzeczało się o to, u kogo ma mieszkać. Ci zaś, którzy nie mogli już Jezusa mieć u siebie, chcieli przynajmniej mieć jednego z pięciu Jego uczniów. Oni jednakże pozostali przy Jezusie, a Ten przyrzekł mieszkańcom kolejno przyjmować u nich gościnę. Ale cóż, kiedy ta ich troska o Jezusa i miłość dla Niego nie były zupełnie bezinteresowne, co też Chrystus zarzucał im w swoich naukach w synagodze. Mieli zaś ten uboczny cel: przez zatrzymanie u siebie nowego proroka chcieli zjednać dla swego miasta pewne poważanie, które stracili przez handle, stosunki i pomieszanie z poganami. Nie było więc w nich czystego umiłowania prawdy.
Gdy Jezus opuścił Betulię, widziałam Go uczącego w dolinie pod drzewami. Towarzyszyło Mu tylko pięciu uczniów i może ze dwadzieścia osób. Święte niewiasty już przed Jezusem poszły drogą do Nazaretu. Opuścił Betulię, bo zanadto był otoczony ludźmi. Zeszło się bowiem z okolicy bardzo wielu chorych i opętanych, a On nie chciał teraz jeszcze tak otwarcie występować jako uzdrawiający. Idąc dalej, miał Morze Galilejskie za sobą. Miejsce, gdzie teraz uczył, było dawnym miejscem nauczania esseńczyków albo proroków, wzniesione i pokryte murawą, otoczone wkoło małymi groblami, które służyły do odpoczynku i przysłuchiwania się. Przy Jezusie było ze trzydzieści osób.
Wieczorem widziałam Go, jak z towarzyszami przybył do małej miejscowości z synagogą, oddalonej godzinę drogi od Nazaretu, w której przebywał, zanim poszedł do Seforis. Tutejszy lud przyjął Go bardzo chętnie, umieszczając w pewnym okazałym domu z podwórzem. Jemu i uczniom umyto nogi, zdjęto suknie podróżne, wytrzepano je, oczyszczono i przygotowano ucztę. Tu Jezus uczył w synagodze. Niewiasty były w Nazarecie.
Na drugi dzień Jezus udał się o dwie mile dalej, do miasta lewitów Kedesz albo Kizjon.
I tutaj szło za nim chyba z siedmiu opętanych, którzy jeszcze wyraźniej niż owi w Seforis wykrzykiwali Jego posłannictwo i historię życia. Wyszli Mu naprzeciw kapłani i młodzieńcy w długich, białych sukniach, ponieważ kilku z Jego otoczenia wyprzedziło Go do miasta.
Tu jednak nie uzdrawiał opętanych, gdyż kapłani zamknęli ich w pewnym domu, aby nie przeszkadzali innym. Dopiero później, po swoim chrzcie, wyleczył ich. Tu wprawdzie przyjmowano i obsługiwano Jezusa bardzo uprzejmie, ale gdy zaczął nauczać, pytali Go, jakim prawem to czyni, skąd ma takie posłannictwo, skoro przecież jest synem Józefa i Maryi. Ale Jezus odpowiedział wymijająco, że Ten, który Go posłał, i którego jest Synem, objawi się przy Jego chrzcie. I wiele jeszcze o tym mówił, ucząc o chrzcie Jana na podwórku w owej miejscowości. Tu, podobnie jak koło Tebes, miejsce do nauczania przygotowane zostało na pagórku, lecz nie pod gołym niebem, tylko pod namiotem czy szopą pokrytą sitowiem.
Stamtąd Jezus szedł przez pasterską okolicę, gdzie po drugim dniu Paschy uzdrowił trędowatego, a następnie nauczał w rozmaitych miejscowościach. Na szabat zaś przybył ze swoimi uczniami do Jizreel, miejscowości składającej się z ogrodów, starych budynków i wieżyc. Przez środek zaś prowadziła główna droga, zwana królewską. Wielu z Jego otoczenia wyprzedziło Go, On zaś szedł, zdaje mi się, w towarzystwie trzech osób.
W tej miejscowości mieszkali ludzie, którzy ściśle przestrzegali praw żydowskich. Nie byli to esseńczycy, ale tak zwani nazarejczycy. Ślubowali oni przez krótszy lub dłuższy czas żyć we wstrzemięźliwości od różnych rzeczy. Posiadali wielką szkołę i kilka domów. Młodzieńcy mieszkali w osobnym niż dziewice domu. Małżeństwa też ślubowały na dłuższy czas wstrzemięźliwość; w tym czasie mężczyźni mieszkali w budynkach obok młodzieńców, kobiety zaś w samym domu dziewic. Wszyscy chodzili ubrani na szaro lub biało. Przełożony nosił długą, szarą suknię, u dołu której wisiały białe pompony i frędzle. Miał szary pas z białym napisem, wokół jednego ramienia nosił przepaskę zrobioną z kręconej, grubo splecionej materii biało-szarego koloru, tak mocnej, jak skręcona serweta. Wisiał przy niej krótki koniec z frędzelkami. Miał także rodzaj kołnierzyka lub płaszczyka, podobnie jak Argos, esseńczyk, lecz był szarego koloru i zamiast z przodu zapinał się z tyłu (był jakby pospinany lub sznurowany). Z przodu na płaszczyku widniała błyszcząca tarcza. Na ramionach wisiało coś na kształt wąskiej klapy. Wszyscy nosili pękatą, czarną, błyszczącą, wysoką czapkę; na jej czole wypisane były słowa, a w górze nad głową trzy kabłąki łączyły się w gałkę lub jabłko (białe i szare). Ludzie ci nosili długie, gęste, kędzierzawe włosy i brody. Namyślałam się, kogo pomiędzy apostołami znałam im podobnego. Wreszcie przypomniałam sobie, iż Pawła z czasu, kiedy jeszcze prześladował chrześcijan. Należał on do nazarejczyków i później go między nimi widziałam. Nie strzygli włosów aż do ukończenia ślubów, a potem obcinali je i wrzucali w ogień na znak ofiary; w ofierze składano także gołębie. W wypełnianiu ślubu mogli się nawzajem wyręczać. Jezus święcił z nimi szabat.
Jizreel oddzielone jest od Nazaretu górami. Niedaleko stąd znajduje się studnia, przy której odpoczywał Saul ze swym wojskiem.
W szabat Jezus uczył o chrzcie Jana. Mówił także, że ich pobożność jest chwalebna, ale przesada staje się niebezpieczna; że drogi do zbawienia są różne, a odosobnianie w zgromadzeniu łatwo przeradza się w sektę; że z dumą i pogardą spoglądają na tych biednych braci, którzy nie mogą się z nimi równać i od mocniejszych powinni doznawać pomocy. Ta nauka była tu bardzo na miejscu, gdyż na obrzeżach miejscowości żyli ludzie, którzy pomieszali się z poganami i pozostawali bez kierownictwa i zachęty – nazarejczycy odłączyli się od nich. Jezus także odwiedzał ich w mieszkaniach i uczył o chrzcie.
Następnego dnia Chrystus udał się na ucztę do domu nazarejczyków. Omawiano tam sprawę obrzezania w stosunku do chrztu. Po raz pierwszy słyszałam Jezusa rozprawiającego o obrzezaniu, ale Jego słów nie jestem w stanie dokładnie powtórzyć. Mówił, że prawo to ma swą podstawę, lecz podstawa ta ustanie, gdy lud Boży pochodzić będzie nie cieleśnie z pokolenia Abrahama, ale duchowo z chrztu Ducha Świętego.
Bardzo wielu z nazarejczyków zostało chrześcijanami, jednakże tak zawzięcie trzymali się prawa żydowskiego, że niektórzy pragnęli pomieszać judaizm z chrześcijaństwem. Tym samym popadli w herezje.
Gdy Jezus wyszedł z Jizreel, szedł przez pewien czas ku wschodowi, a następnie obok góry leżącej między Jizreel a Nazaretem skierował się do Nazaretu. W odległości dwóch godzin drogi od Jizreel zatrzymał się w miejscowości, w której znajdowało się kilka domów stojących po obu stronach głównej ulicy. Mieszkali tu sami celnicy i kilku ubogich Żydów w namiotach oddalonych od głównego traktu. Droga z mieszkaniami celników była odgrodzona kratami, u wejścia i na końcu zamknięta. Mieszkali tu bogaci celnicy, którzy dzierżawili wiele ceł w kraju i odnajmowali je znów niższym celnikom, czyli poborcom (takim niższym celnikiem był Mateusz, tylko w innej miejscowości). Tutaj zwykle mieszkała Maria, siostrzenica Elżbiety. Sądzę, że owdowiawszy, przeniosła się do Nazaretu, a następnie do Kafarnaum. Jest to ta sama, która była obecna przy śmierci Maryi.
Tędy szła droga komunikacyjna łącząca Syrię, Arabię i Sydon z Egiptem. Przewożono tu na wielbłądach i osłach ogromne paki z białym jedwabiem w kłębkach jak len, z delikatnymi, białymi i pstrymi materiami, wielkie, grube, długie zwoje kobierców, a nawet korzenie. Gdy karawana przybyła do okręgu celnego, zamykano go, zdejmowano paki i wszystko przeszukiwano. Płacono podatek towarem lub pieniędzmi, które były przeważnie trójkątne lub czworoboczne: żółte, białe lub czerwonawe sztuki z wybitą jakąś figurką, z jednej strony wklęsłą, a z drugiej wypukłą. Oprócz tego były jeszcze inne monety. Widziałam na przykład wyryte na nich małe wieżyczki, dziewicę, także dziecię w czółenku. Takie małe, ładne, złote krążki, jakie królowie ofiarowali przy żłobie, zauważyłam jeszcze tylko u kilku cudzoziemców, którzy przybyli do Jana Chrzciciela.
Wszystkich celników łączyło jakby sprzysiężenie – jeżeli jeden z nich oszukał kogoś bardziej niż inni, to jednak dzielili wszystko między siebie. Byli bogaci i żyli wygodnie. Domy ich otaczały podwórza, ogrody i mury. Przypominali mi naszych bogatych gospodarzy ze swoimi zagrodami. Żyli zupełnie dla siebie i nikt się z nimi nie zadawał. Mieli także swoją szkołę i nauczyciela.
Jezus z towarzyszami został przez nich gościnnie przyjęty. Widziałam, że przychodziło tu wiele niewiast, między nimi, jak mi się zdaje, była i żona Piotra. Jedna z nich rozmawiała z Jezusem, potem odeszły. Może przychodziły lub szły do Nazaretu z jakimś zamówieniem lub zleceniem dla Matki Jezusa. On był na przemian u jednego, to znów u drugiego celnika i uczył ich w szkole. Wyrzucał im szczególnie to, że często oszukiwali podróżnych, żądając od nich więcej ponad należne cło. Wstydzili się bardzo i nie mogli pojąć, skąd Jezus to wie. Byli bardziej pokorni i przyjmowali Jego naukę chętniej niż inni Żydzi. Nakłaniał ich do przyjęcia chrztu.
Jezus opuścił miejscowość celników po całonocnym tam nauczaniu. Wielu chciało obdarzyć Go podarunkami, ale On niczego nie przyjął. Niektórzy poszli za Nim; chcieli iść do chrztu. Przechodził tego dnia koło Dotain, obok domu obłąkanych, gdzie za pierwszym wyjściem z Nazaretu uspokoił szalonych i opętanych. Gdy tamtędy szedł, wywoływali oni Jego imię i gwałtem domagali się wypuszczenia. Jezus więc rozkazał dozorcom wypuścić ich – On sam będzie za wszystko odpowiadał. Gdy to uczyniono, zaraz się uspokoili, zostali bowiem uzdrowieni i poszli za Nim. Pod wieczór Jezus przybył do Kislot, miasta leżącego u stóp góry Tabor, zamieszkałego przeważnie przez faryzeuszów. Słyszeli o Nim i gorszyli się tym, że szli za Nim celnicy, których oni uważali za zbrodniarzy, znani już opętańcy i wiele innych osób z ludu. Jezus poszedł do miejscowej szkoły i uczył o chrzcie Jana, a zwracając się do swoich towarzyszy, przestrzegał ich, aby dobrze się zastanowili, nim pójdą za Nim, czy potrafią to wszystko wykonać – niech nie myślą, że ścieżka, którą On podąża, jest wygodna. Opowiedział im także kilka przypowieści o budowaniu. Jeżeli ktoś chce gdzieś wybudować sobie dom, to musi się także zastanowić i przemyśleć, czy właściciel ziemi go tam ścierpi; dlatego najpierw muszą się pojednać i czynić pokutę. Gdy ktoś chce budować wieżę, to musi najpierw obliczyć koszty. Uczył jeszcze wielu takich rzeczy, które nie podobały się faryzeuszom. Dlatego nie tyle słuchali, ile raczej pilnowali Go. Widziałam, jak namawiali się między sobą, aby na Jego cześć wyprawić ucztę i podczas niej podchwytywać Go w mowie.
W rzeczy samej urządzili Mu ją w publicznym budynku. Stały tam trzy stoły obok siebie – po prawej i po lewej zapalone były lampy, a nad środkowym stołem, przy którym Jezus siedział wraz z kilkoma uczniami i faryzeuszami, znajdował się zwykły otwór w powale. Przy obu bocznych stołach znajdowali się towarzysze Jezusa. W mieście tym panował dawny obyczaj gościnności, zgodnie z którym na ucztę wyprawianą obcemu spraszano również ubogich, zupełnie zapomnianych. Gdy Jezus zasiadł do stołu, zaraz zapytał faryzeuszów, gdzie są ubodzy i czy nie mają oni prawa udziału w uczcie. Faryzeusze byli zakłopotani i tłumaczyli się, że to już od dawna wyszło ze zwyczaju, ale Jezus posłał swoich uczniów: Arastarię, Koharię, synów Marahy, Kolaję, syna wdowy Seby, aby z miasta sprowadzili biednych. Faryzeusze wielce się tym zgorszyli, a w mieście zrobiło to wielkie wrażenie. Wielu bowiem ubogich leżało już i zasypiało, i widziałam, jak uczniowie kazali im wstawać z łóżek. Sceny te w chatach i grotach przedstawiały mi się bardzo pociesznie. Ubodzy przybyli. Jezus i Jego uczniowie przyjęli ich i posługiwali im, a potem wygłosił On bardzo piękną naukę. Widać było rozgoryczenie faryzeuszów, ale nie mogli nic uczynić, bo Jezus miał słuszność, a lud się radował; słowem – było wielkie poruszenie w mieście. Po skończonej uczcie ubodzy zabrali sobie jeszcze resztki jedzenia do domu, a Jezus, pobłogosławiwszy im pokarmy i pomodliwszy się z nimi, wezwał ich do przyjęcia chrztu z rąk Jana.
Dłużej nie chciał się jednak zatrzymywać w mieście i dlatego w nocy wyszedł stamtąd ze swoimi uczniami. Wielu z Jego otoczenia pozostało, wskutek poprzedniego upomnienia, inni zaś poszli przygotować się do chrztu Jana.