Nawyki myślenia. Zaskakująca wiedza naukowa o opiniach, przekonaniach i perswazji - David McRaney - ebook + audiobook

Nawyki myślenia. Zaskakująca wiedza naukowa o opiniach, przekonaniach i perswazji ebook i audiobook

David McRaney

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

CO SPRAWIA, ŻE ROZSĄDNI I INTELIGENTNI LUDZIE WIERZĄ, IŻ ZIEMIA JEST PŁASKA?


I DLACZEGO NIEKTÓRZY NIGDY NIE ZMIENIAJĄ SWOICH PRZEKONAŃ?

Oto fascynujący przewodnik po współczesnej wiedzy neurobiologicznej i psychologicznej o formowaniu i aktualizowaniu opinii.

David McRaney pokazuje, jak budować więzi, być uważnym i dostrzegać potencjał do zmiany w innych i w sobie samym.

Autor bierze pod lupę najnowsze badania psychologów i neurobiologów, pokazuje granice rozumowania, siłę grupowego myślenia i rezultaty głębokiej agitacji. Z typowym dla siebie poczuciem humoru i naukowym zaciekawieniem, zabiera nas w pouczającą podróż wśród członków sekt, wyznawców teorii spiskowych i aktywistów politycznych, każąc nam kwestionować własne motywacje i przekonania.

Wielowątkowa narracja dziennikarska, której wnioski są zaskakujące i skłaniają do refleksji, daje przełomową wiedzę o rzadko spotykanych okolicznościach pozwalających na zmianę myślenia.

„W czasach, gdy zbyt wiele umysłów wydaje się zamkniętych, dostaliśmy mistrzowską analizę kroków, jakie należy podjąć, by je otworzyć”.
Adam Grant, autor Leniwego umysłu

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 436

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 50 min

Lektor: David McRaney
Oceny
4,0 (33 oceny)
15
11
2
2
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kingamly

Dobrze spędzony czas

można, ale nie trzeba
10
aniasas390

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
suwmiara

Nie oderwiesz się od lektury

Niezwykła i wciągająca lektura która pozwala zagłębić się w tajniki postrzegania światy. Pozwala zrozumieć jak dochodzi się do zmiany bardzo głęboko zakorzenionych silnych przekonań. Daje tylko czytelnikowi wgląd skąd biorą się zaskakujące czasem nieracjonalne postawy.
00
szpaczek_czyta1992

Nie oderwiesz się od lektury

⭐RECENZJA⭐ Od bardzo dawna było wiadome, że pozytywne myślenie, zmiana swoich przekonań, czy inne tego typu sprawy powodują, że nasze życie staje się troszkę łatwiejsze i ogólnie, dzięki temu jest nam lżej podejść do różnych tematów. Zaś negatywne niszczy nas, daje poczucie lęku, strachu i niepokoju, nakręca niepotrzebnie. Oczywiście nie jest to wszystko takie proste, trzeba chcieć coś zmienić i dążyć do tego. W książce ze zdjęcia "Nawyki myślenia" mamy wiele poruszonych tematów, które mogą nam pomóc zrozumieć niektóre nasze myśli. Bez wątpliwości nie ma tutaj od A do Z napisane, jak należy robić, żeby na przykład umieć zmienić swoje zdanie, które nie jest poprawne, jak nie trwać w tej upartości, jak umieć odpuścić. Jest wiele tematów poruszonych w tym poradniku, które zapewne mogą dać nam dużo do myślenia. Autor próbuje ukazać nam, dlaczego ludzie potrafią trzymać się swojego zdania, mimo iż życie i fakty mówią totalnie co innego. Pokazuje, jak należy robić, żeby mogło się zmienić t...
00
Amaterasu

Z braku laku…

Strasznie rozwlekla, przyklady sa ok, ale moznaby je skrócić, a efekt bylby ten sam
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pamięci Blake’a Parkera

Dziękuję, że stałeś się bratem dla jedynaka,

zawsze miałeś dla mnie nową opowieść

i nauczyłeś mnie wagarować z wszechświatem.

 

 

 

 

 

 

 

WSTĘP

 

 

 

 

 

Za chwilę rozpoczniemy wspólną podróż, która pozwoli nam zrozumieć, w jaki sposób ludzie zmieniają sposób myślenia. Pod koniec tej podróży będziecie w stanie nie tylko wykorzystać to, czego się dowiemy, by przekonać innych do zmiany myślenia, ale sami, mam nadzieję, też je zmienicie, bo tak właśnie było ze mną, i to w niejednym znaczeniu.

Po napisaniu dwóch książek o błędach poznawczych i logicznych, a potem po kilkuletnim prowadzeniu podcastu na te tematy zapadłem się w długotrwały, wygodny pesymizm, który być może i wy obecnie podzielacie. Na scenie, za mikrofonem i w artykułach często twierdziłem, że nie ma sensu próbować przekonać ludzi do zmiany zdania w kwestiach takich jak polityka, przesądy, teorie spiskowe – zwłaszcza gdy rozmowa dotyczy wszystkich trzech sfer równocześnie.

Zresztą kiedy ostatnio w ogóle próbowaliście zmienić czyjeś poglądy? I jak wam poszło? Dzięki internetowi mamy większy niż kiedykolwiek dotąd kontakt z ludźmi patrzącymi zupełnie inaczej na istotne dla nas problemy. Jest zatem spora szansa, że niedawno pokłóciliście się z kimś, kto miał inne zapatrywania i pewnie nie zmienił poglądów, kiedy przedstawiliście mu – waszym zdaniem – oczywiste dowody na to, że jest w błędzie. Ten ktoś pewnie zakończył dyskusję nie tylko w złości, ale bardziej niż kiedykolwiek dotąd przekonany, że ma rację, a wy się mylicie.

Dorastałem w stanie Missisipi i podobnie jak wiele osób z mojego pokolenia, toczyłem na co dzień takie debaty na długo, zanim internet otworzył nam drzwi do szerokiego świata niezgody. Bohaterowie filmów i seriali zdawali się z zasady nie zgadzać z dorosłymi, którzy twierdzili, że dla Południa wrócą jeszcze stare dobre czasy, że homoseksualizm to grzech, a ewolucja jest tylko teorią. Można by pomyśleć, że nasze rodziny utknęły w innej epoce. Niezależnie od tego, czy tematem był fakt naukowy, norma społeczna czy stanowisko polityczne, to, co moim przyjaciołom wydawało się oczywistością – idee docierające do nas z daleka – wytwarzało tarcia w domach i podczas rodzinnych wyjazdów, których większość z nas zaczęła unikać. Próby przekonania niektórych osób nie miały sensu.

Nasz cynizm nie był abstrakcyjny. W obszarze tak zwanego pasa biblijnego za naruszenie tabu trzeba było zapłacić konkretną stawkę, a od czasu do czasu każdy z nas musiał dokonać wyboru, jak – i kiedy – się postawić.

Pewnego lata, gdy byłem nastolatkiem, pracowałem jako doręczyciel u wujka, który w centrum naszego małego miasteczka założył kwiaciarnię za pieniądze zaoszczędzone podczas pracy ratownika medycznego. Kiedy właściciel lokalu zaczął go nękać, wujek wezwał na pomoc mojego ojca. Ten, po rozłączeniu się, chwycił kluczyki do samochodu i poprosił, żebym z nim pojechał, a potem popędziliśmy do kwiaciarni. Zaparkował, wkroczył między spierających się mężczyzn i jasno dał do zrozumienia, że jeśli zastraszanie się nie skończy, to będą kłopoty, po czym wrócił do samochodu. Pamiętam bardzo wyraźnie, że w drodze powrotnej nie odezwał się ani słowem, nie powiedział też nic przez resztę dnia i nigdy nie wspomniał o tym reszcie rodziny. Nie musiał mnie prosić o dyskrecję. Wiedziałem, dlaczego musimy to utrzymać w tajemnicy, i milczałem.

Jako nerd pasjonujący się nauką i science fiction stałem się jeszcze bardziej cyniczny, kiedy wyjechałem z domu i podjąłem pracę dla lokalnej prasy, a potem dla lokalnej telewizji w czasie, gdy zaczęły się pojawiać media społecznościowe. Zanim zostałem dziennikarzem naukowym, zajmowałem się między innymi moderowaniem profilu face­bookowego małej stacji informacyjnej WDAM-TV w Ellisville w Missisipi. Przez wiele lat część każdego dnia spędzałem na czytaniu przygnębiających komentarzy rozzłoszczonych widzów, którzy grozili, że zbojkotują stację, gdy jakikolwiek news naukowy podważał ich poglądy.

Zrozumiałem, do czego są zdolni nasi widzowie, kiedy meteorolog wyjaśnił na wizji, dlaczego globalne ocieplenie to fakt i że jest ono prawdopodobnie efektem emisji dwutlenku węgla wynikającej z działalności człowieka. Sekcja komentarzy utonęła w żółci, kiedy udostępniłem na face­bookowym profilu stacji linki do opinii ekspertów. Podobnie jak większość ludzi, sądziłem, że fakty przemówią same za siebie, jednak gniewni użytkownicy odpowiedzieli własnymi linkami, a ja przez całe popołudnie grałem w berka z faktami. Następnego dnia jakiś facet zaczepił jednego z pracowników stacji przebywających w terenie i zapytał, kto prowadzi nasz profil na Face­booku. Podali mu moje nazwisko, a on udał się do siedziby stacji, by zobaczyć się ze mną twarzą w twarz. Wyczuwając, że ten człowiek może być niebezpieczny, recepcjonistka zadzwoniła po szeryfa. Wściekły widz odjechał przed przybyciem policji, a miejscowe władze do końca tygodnia patrolowały parking pod siedzibą stacji. Ja jednak przez wiele miesięcy oglądałem się przez ramię, wchodząc do budynku i wychodząc z niego.

Kiedy wciąż jeszcze pracowałem w stacji i byłem ciekaw mechanizmów psychologicznych, jakie do tego wszystkiego prowadzą, zacząłem pisać na ten temat bloga. Blog przerodził się w kilka książek, potem w wygłaszane na całym świecie wykłady i w nową ścieżkę kariery. Zacząłem nagrywać podcast, w którym przyglądałem się wszystkim sposobom wykorzystywanym przez ludzi, by nie przyjmować do wiadomości dowodów i nie współczuć innym ludziom. Pod marką You Are Not So Smart (Nie jesteś aż taki mądry) wyspecjalizowałem się jako dziennikarz naukowy w rozumowaniu motywowanym. Całkiem nieźle zarabiałem na opowiadaniu ludziom, że nie ma sensu przekonywać innych do zmiany zdania.

Ale nigdy nie czułem się dobrze z tym pesymistycznym poglądem, zwłaszcza gdy zobaczyłem nagłą zmianę opinii na temat małżeństw jednopłciowych w całych Stanach Zjednoczonych. Zmiana ta w końcu dotarła także do mojego rodzinnego miasteczka. Dzięki niej mój wujek mógł zacząć żyć otwarcie jako gej, a moi przyjaciele LGBTQ nie musieli się bać, zamieszczając w sieci zdjęcia ze swoich ślubów.

Chociaż w 2012 roku większość kraju była przeciwna legalizacji małżeństw jednopłciowych, to już w kolejnym roku większość je popierała. Około 2010 roku liczba przeciwników zaczęła się kurczyć. Kiedy opinia większości zmieniła się o 180 stopni, kłótnie zniknęły. Zaledwie parę lat wcześniej moderowałem codzienne spory o to, czy małżeństwa jednopłciowe będą zagładą Ameryki i zniszczą jej rodzinne wartości. Pomyślałem: „Jak widać, ludzie mogą zmienić zdanie, i to szybko. Po co zatem w ogóle były te wszystkie kłótnie?”.

Szukałem naukowca mogącego odpowiedzieć mina pytanie, którego dotąd w ogóle sobie nie zadawałem, a które teraz nie dawało mi spokoju. Po co się spieramy? Jakiemu celowi to służy? Czy te internetowe kłótnie nam pomagają, czy robią nam krzywdę?

Zaprosiłem do swojego podcastu słynnego kognitywistę Hugo Merciera, eksperta od ludzkiego rozumowania i argumentacji. Wyjaśnił, że wskutek ewolucji konsensus – czasem w kwestii faktów, czasem dobra i zła, a czasem tego, co zjeść na obiad – osiągamy, biorąc się za łby. Grupy, którym lepiej wychodzi osiąganie konsensusu – zarówno opracowywanie, jak i ocenianie argumentów – łatwiej osiągają wspólne cele i żyją dłużej niż te, którym się to nie udaje. To sprawia, że jesteśmy wyposażeni we wrodzony mechanizm psychologiczny, który każe nam przekonywać innych do postrzegania sytuacji tak jak my, kiedy uważamy, że reszta naszej grupy jest w błędzie.

Mercier powiedział mi, że gdybyśmy nie mogli zmienić własnego zdania albo przekonać innych, to kłótnie nie miałyby sensu. Poprosił, bym wyobraził sobie świat, w którym wszyscy są głusi.

– Ludzie przestaliby rozmawiać – powiedział.

Fakt, że tak często się nie zgadzamy, nie jest błędem w ludzkim rozumowaniu – ta właściwość ma swoje uza­sadnienie. Aby zdobyć przykłady na to, jak spory doprowadziły do zwrotów w myśleniu, wystarczyło przejrzeć historię przemian w Ameryce.

Znalazłem książkę o opinii publicznej napisaną przez politologów Benjamina Page’a i Roberta Shapiro. Autorzy wyjaśniali, że odkąd na początku XX wieku pojawiły się badania sondażowe, niemal połowa znaczących zmian opinii w USA była – podobnie jak zmiana dotycząca małżeństw jednopłciowych – nagła[1]. Opinie dotyczące aborcji, wojny w Wietnamie, postawy względem rasy, kobiet, prawa do głosowania, palenia, marihuany czy wielu innych kwestii przez lata były stabilne. W każdym przypadku spory szerzyły się od małych grup do większych, od domowych izb do Izby Reprezentantów. Potem dochodziło do nagłego przerwania stagnacji. Kiedy następował zwrot w opinii publicznej, działo się to tak szybko, że gdyby ludzie weszli do wehikułu czasu i cofnęli się o kilka lat, wielu z nich pewnie kłóciłoby się z samymi sobą z takim samym ferworem, z jakim kłócą się o drażliwe kwestie dzisiaj.

Zacząłem postrzegać wahadło naszych niekończących się kłótni jako formę przerywanej równowagi. To termin zaczerpnięty z biologii. Kiedy istoty żywe mają możliwość zmiany, lecz nie mają do niej zbyt wielkiej motywacji, kolejne pokolenia pozostają raczej niezmienione. Ale kiedy zwiększa się parcie na to, by się przystosować, w odpowiedzi przyspiesza tempo ewolucji. W dłuższej perspektywie czasowej da się dostrzec pewien wzorzec: długie okresy identyczności przerywane okresami szybkich zmian. Gdy przyglądałem się historii zmian społecznych, rewolucji i innowacji, odnosiłem wrażenie, że dostrzegam ten sam wzorzec, i chciałem zrozumieć, z jakich mechanizmów psychologicznych on wynika.

Zastanawiałem się, co się dzieje w tych wszystkich mózgach przed zmianą poglądów i po niej. Co nas przekonuje i w jaki sposób? Co ma taką moc przełamywania oporu, że nie tylko zaczynamy postrzegać sytuację zupełnie inaczej, ale wręcz zastanawiamy się, jak to możliwe, że wcześniej jej w ten sposób nie widzieliśmy?

Jak osoba, która sprzeciwiała się „agendzie homoseksualnej”, może dziesięć lat później radośnie uczestniczyć w ślubie osób tej samej płci? Jak to się dzieje, że cały naród, który palił w samolotach i biurach, niedługo potem zakazuje palenia w barach i restauracjach oraz w programach telewizyjnych wyświetlanych w ciągu dnia? Co sprawia, że spódniczki się wydłużają i skracają, czemu brody to znikają, to się pojawiają? Dlaczego marihuana przestała być przepisem na obłęd, a zaczęła być przepisywana na jaskrę? Dlaczego nie zgadzasz się z osobą, która pisała twój pamiętnik z młodzieńczych lat, czemu nie masz takich samych celów i przekonań, czemu nie nosisz takiej samej fryzury jak osoba, która była tobą zaledwie dekadę temu? Co zmieniło twojezdanie? Jak dochodzi do zmiany zdania?

Chciałem zrozumieć psychologiczną alchemię olśnień – małych i dużych. Pomyślałem, że jeśli zdołam wyjaśnić tajemniczy mechanizm, który sprawia, że ludzie zmieniają przekonania na nowe lub pozostają przy starych – i dlaczego zmiana często następuje w formie eksplozji po długim okresie pewności – to będziemy mogli lepiej zmieniać myślenie, również własne. Tak zaczęła się obsesja, a z niej narodziła się książka, którą trzymacie w rękach.

Opowiada ona o tym, jak dochodzi do zmiany myślenia – i jak do niej doprowadzić – nie na przestrzeni setek lat, ale szybciej niż z pokolenia na pokolenie, nawet w niecałą dekadę, a czasami podczas jednej rozmowy. Na kolejnych stronach dowiemy się, co robimy źle, kiedy nasza perswazja jest nieskuteczna, i poznamy zadziwiające mechanizmy psychologiczne prowadzące do modyfikacji i aktualizacji przekonań, postaw i wartości; dowiemy się też, jak zastosować tę wiedzę do tego, co w naszym systemie przekonań wymaga zmiany czy to w jednym umyśle, czy w milionach.

Poznamy ekspertów, którzy badają takie kwestie, i spędzimy czas z ludźmi, którzy zmienili zdanie – czy to w niezwykłych momentach olśnienia, czy poprzez długą drogę ku zadziwiającemu uświadomieniu. W ostatnich rozdziałach dowiemy się, jak te kwestie łączą się ze zmianami społecznymi i prowadzą do nich, a w odpowiednich okolicznościach ogarniają całe narody w czasie krótszym niż trwanie jednego pokolenia. Zobaczymy, że tempo zmian jest odwrotnie proporcjonalne do stopnia naszej pewności i że pewność jest uczuciem: czymś pomiędzy emocją a nastrojem, że bardziej przypomina głód niż logikę. Perswazja, niezależnie od jej źródła, jest siłą, która dotyka tego uczucia.

Kiedy zagłębimy się w techniki, być może będziecie mieć wątpliwości, czy to aby na pewno jest etyczne. Nawet gdy czujemy, że nasze intencje są dobre, a fakty są po naszej stronie, perswazja może się zdawać formą manipulacji. Może jednak uspokoi was wiadomość, że naukowa definicja perswazji to zmiana czyjegoś zdania bez przymusu. Daniel O’Keefe, profesor w dziedzinie komunikacji, mówi, że perswazja jest „skutecznym celowym wysiłkiem mającym na celu wpłynięcie na stan umysłu drugiej osoby poprzez komunikację w warunkach, w których osoba przekonywana ma jakąś swobodę”[2].

Jeszcze konkretniej ujął to wiele lat temu psycholog Richard N. Perloff w swojej książce The Dynamics of Persuasion: możemy uniknąć przymusu, pozostając przy komunikacji symbolicznej, w postaci komunikatów mających na celu zmianę postaw albo przekonań drugiej osoby (albo jednego i drugiego) poprzez „dobrowolną akceptację” tych komunikatów. Jak twierdzi Perloff, przymus od perswazji różni się tym, że w tym pierwszym odwołujemy się do „poważnych konsekwencji”, by zachęcić kogoś do zachowania „zgodnego z wolą osoby wywierającej przymus, a zapewne sprzecznego z preferencjami osoby zmuszanej”. Perloff dodaje, że kiedy ludzie czują, iż mogą swobodnie odrzucić to, co się do nich mówi, mamy do czynienia z etyczną perswazją. Dopiero „kiedy odbiorca uważa, że nie ma wyboru i może tylko się przystosować, próbę wywarcia wpływu można uznać za przymus”[3].

Perswazja nie jest przymusem, nie jest też dążeniem do intelektualnego zwycięstwa nad oponentem z użyciem faktów i moralnej wyższości, nie jest to także debata, w której istnieje przegrany i zwycięzca. Perswazja to stopniowe prowadzenie, pomoc w lepszym rozumieniu własnego sposobu myślenia i tego, jak mógłby on pasować do przekazywanego komunikatu. Nie da się nikogo nakłonić do zmiany myślenia, jeśli ten ktoś tego nie chce; jak się przekonacie, techniki, które działają najlepiej, skupiają się raczej na motywacjach danej osoby, a nie na jej wnioskach.

Dowiecie się, że perswazja to pod wieloma względami przede wszystkim zachęcanie ludzi, by zrozumieli, że zmiana jest możliwa. Każda perswazja to autoperswazja. Ludzie zmieniają się albo odmawiają zmiany na podstawie własnych pragnień, motywacji i wewnętrznego dialogu, a gdy skupiamy się na tych elementach, dyskusja ma większe szanse, by doprowadzić kogoś do zmiany myślenia. Posłużę się tu słowami psychologa Joela Whalena: „Nie da się poruszyć struny, popychając ją – trzeba ją przyciągnąć”.

Dlatego tak ważne jest, by od razu otwarcie mówić o swoich intencjach. Dzięki temu nie tylko mamy stabilny etyczny grunt, ale też zyskujemy większe szanse na sukces. Jeśli tego nie zrobimy, ludzie sami dopowiedzą sobie nasze intencje. Ich przypuszczenia staną się w ich umyśle waszym „prawdziwym” stanowiskiem, a wtedy ryzykujecie, że rozmowa potoczy się inaczej, niż zamierzaliście. Jeśli są przekonani, że uważacie ich za naiwnych, głupich, mających urojenia, za członków złej grupy albo za złą osobę, to będą się opierać, a fakty będą bez znaczenia.

Kiedy zaczynałem, zastosowałem część tych technik w rozmowie z ojcem na temat pewnej teorii spiskowej, która wkradła się do jego poglądów politycznych. Debatowaliśmy o faktach przez długi czas. Wyczerpany, wziąłem głęboki wdech i zapytałem siebie, czego tak naprawdę chcę. Dlaczego chciałem, żeby ojciec zmienił zdanie?

Powiedziałem mu: „Kocham cię, ale po prostu martwię się, że ktoś cię wprowadza w błąd”. Debata zakończyła się w jednej chwili. Rozpoczęliśmy rozmowę o tym, komu w internecie można ufać. Ojciec zmiękł i przyznał, że jest otwarty na zmianę poglądów co do faktów, jednak nieufny co do ich źródła.

Kiedy zadałem sobie pytanie o to, dlaczego chcę, żeby zmienił zdanie, odpowiedź brzmiała: „Nie ufam jego źródłom i nie chcę, żeby on im ufał”. Dlaczego? „Bo ufam innym źródłom, które pokazują przeciwny pogląd, i chciałbym, żeby on im też zaufał”. Dlaczego? „Chcę, żebyśmy byli po tej samej stronie”. Dlaczego? Można drążyć aż do momentu, kiedy zacznie się rozmyślać o kwarkach i gluonach, ale ważne jest, byście przynajmniej powiedzieli o tym, dlaczego podważacie czyjeś poglądy – inaczej obie strony okopią się w myśleniu: „Ja mam rację i uważam, że ty się mylisz”.

Mam nadzieję, że to pytanie – Dlaczego chcę doprowadzić do zmiany myślenia? – zabierzecie ze sobą w podróż po kolejnych rozdziałach. Mam też nadzieję, że to pytanie rozwinie się, tak jak rozwinęło się dla mnie, w serię innych pytań.

Czytacie te słowa, bo i wy, i ja mamy moc, by zrezygnować z dawnych przekonań, zastąpić dawną ignorancję nową mądrością, zmienić postawę w świetle nowych dowodów i uwolnić się od przestarzałych dogmatów, szkodliwych tradycji i malejących korzyści z martwych postaw politycznych i praktyk. Zdolność rozumienia, że się mylimy, jest wpisana w chaos neuronów tkwiących w galarecie, która wypełnia każdą ludzką głowę. Ale kiedy, co i kogo powinniśmy próbować zmienić?

Co jest niebezpieczną ignorancją, co jest przestarzałym dogmatem? Co można uznać za szkodliwą tradycję, nieużyteczną postawę polityczną albo złą w skutkach praktykę? Jakie normy są na tyle szkodliwe, jakie przekonania na tyle niewłaściwe, że kiedy dowiemy się, jak zmieniać poglądy, powinniśmy wykorzystywać każdą okazję, by to robić? I najbardziej drażliwe z pytań: skąd mamy wiedzieć, kiedy to my mamy rację, a oni się mylą?

Ale też – co w ogóle oznacza „zmiana myślenia”?

Odpowiemy na wszystkie te pytania w dalszej części książki, lecz to nie od nich zaczęła się dla mnie ta podróż. Pojawiły się one później, po tym jak wyszła na jaw spora doza mojej własnej ignorancji. Dlatego uważam, że powinniśmy zadawać sobie te pytania już tutaj, zanim zaczniemy, i zabrać je ze sobą na czekające nas lekcje i rozmowy.

Zdolność zmiany zdania, aktualizacji założeń i rozpatrywania innych punktów widzenia to jedna z naszych największych zalet – wynikająca z ewolucji umiejętność, którą dostajemy za darmo wraz z każdym egzemplarzem ludzkiego mózgu. Wkrótce zrozumiecie, dlaczego, aby wykorzystać tę zaletę, musimy zamiast debat zacząć prowadzić rozmowy. W debatach są zwycięzcy i przegrani, a przecież nikt nie chce przegrywać. Jeśli jednak obie strony będą czuły, że mogą bezpiecznie przyglądać się swojemu rozumowaniu, zastanawiać nad własnym sposobem myślenia, badać własne motywacje, obie strony unikną bezcelowego dążenia do zwycięstwa w sporze.

Będziemy za to mogli wspólnie dążyć do odkrycia prawdy.

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

 

POSTPRAWDA

 

 

 

 

 

Zauważyłem Charliego Veitcha, gdy jechał windą spod wejścia na dworzec Manchester Piccadilly od strony London Road. Był ubrany w zieloną kraciastą bluzę z kapturem i niebieskie dżinsy, miał ze sobą plecak. Biała plama tuż nad skronią wyróżniała się na jego włosach, poza tym ułożonych w dość zwyczajną fryzurę. Na górze uśmiechnął się, pochylił i płynnie pokonał dzielący nas dystans.

Przywitał się w marszu i zmienił kierunek, by wejść w tłum przechodniów – jego ciało rozdzieliło kolumnę ludzi idących w przeciwnym kierunku. Charlie szedł z głową odwróconą w moją stronę i odpuścił sobie wstępy; szerokimi gestami uzupełniał opowieść o architekturze i historii miasta, gdzie razem ze swoją partnerką Stacey wychowywał teraz trójkę dzieci. Mówił, że dobrze się tu żyje, chociaż wciąż pracuje pod fałszywym nazwiskiem, żeby truthersi – poszukiwacze prawdy – go nie znaleźli.

Charlie jest wysoki, więc dotrzymanie mu tempa w marszu nie było łatwe. Czułem się, jakby mnie ciągnął, jakbym chwycił z tyłu jadący autobus, moje stopy wisiały w powietrzu jak w gagu Chaplina. Chciał się ze mną podzielić spostrzeżeniami o bezdomności, miejscowej scenie artystycznej i muzycznej, współczesnej kinematografii, podobieństwach i różnicach między Manchesterem a Londynem i Berlinem – wszystko to, zanim doszliśmy do trzecich świateł, które najchętniej pewnie by zignorował, tak jak pozostałe, gdyby nie panował tak duży ruch.

Chciałem poznać Charliego, bo kiedy zarabiał na życie, rozgłaszając teorie spiskowe, udało mu się osiągnąć coś niewiarygodnego, coś tak rzadkiego i niezwykłego, że zanim zacząłem pisać tę książkę, uważałem, że to niemożliwe – coś, co niemal zniszczyło mu życie.

Zaczęło się to w czerwcu 2011 roku, tuż przed dziesiątą rocznicą ataków z 11 września: Charlie wsiadł do samolotu British Airways na lotnisku Heathrow, zmierzającego do USA, by zobaczyć miejsce pamięci Ground Zero. Leciał razem z czwórką innych truthersów i w towarzystwie zespołu złożonego z operatorów kamery, montażystów i dźwiękowców, a także komika Andrew Maxwella, gospodarza programu telewizyjnego Conspiracy Road Trip. Maxwell i jego ekipa mieli wyprodukować cztery odcinki dla BBC, z których każdy miał dotyczyć innej grupy wyznawców teorii spiskowej: entuzjastów UFO, niewierzących w ewolucję, przekonanych o spisku w sprawie ataku terrorystycznego z 7 lipca 2005 roku w Londynie, oraz truthersów, czyli ludzi twierdzących, że oficjalna wersja wydarzeń z 11 września 2001 roku to kłamstwo[4].

Założeniem programu było wysyłanie takich ludzi w różne miejsca na świecie, gdzie mieli podróżować autobusem i poznawać ekspertów oraz naocznych świadków, mających przedstawić im niepodważalne dowody sprzeczne z ich przekonaniami – fakty. Następujące w efekcie dramaty stanowiły świetny materiał dla telewizji: kłótnie, frustracja po obu stronach zmontowana z wesołym podkładem muzycznym i z typowymi zabiegami reality show. Pod koniec każdego programu Maxwell, nasz gospodarz i przewodnik po świecie wyznawców teorii spiskowych, rozmawiał ze swoimi wycieczkowiczami, by sprawdzić, czy przedstawione im fakty w jakikolwiek sposób wpłynęły na ich przekonania. W tym właśnie tkwił haczyk. Ludzie nigdy się nie uginali. Zirytowany Maxwell każdą wycieczkę kończył, potrząsając głową i zastanawiając się, czego byłoby trzeba, by do nich dotrzeć.

Odcinek z udziałem Charliego był inny.

Razem z pozostałymi truthersami spędził dziesięć dni w Nowym Jorku, Wirginii i Pensylwanii. Zwiedzali miejsca katastrofy. Spotkali się z ekspertami od wyburzeń, materiałów wybuchowych, podróży powietrznych i prac budowlanych. Poznali rodziny ofiar. Spotkali się z przedstawicielami rządu, w tym jednym, który przebywał w Pentagonie, kiedy uderzył samolot, i pomagał w makabrycznym procesie sprzątania. Odwiedzili architektów World Trade Center. Poznali osobę, która była krajowym kierownikiem operacyjnym Federalnego Urzędu Lotnictwa w czasie, gdy doszło do ataków. Szkolili się nawet w symulatorze lotów pasażerskich i odbyli lekcje latania nad Nowym Jorkiem, lądowali jednosilnikowym samolotem bez wcześniejszego doświadczenia w pilotażu. Na każdym kroku swojej podróży poznawali ludzi, którzy albo byli wybitni w swojej dziedzinie, albo widzieli na własne oczy wydarzenia 11 września, albo stracili kogoś tamtego dnia[5].

Pomimo wysiłków Maxwella poszukiwacze prawdy się okopywali na swoich stanowiskach jeszcze bardziej przekonani, że to wszystko spisek. Uważali, że wysiłki podejmowane przez twórców programu tylko to potwierdzają. Wszyscy spierali się z Maxwellem, twierdzili, że są oszukiwani przez opłaconych aktorów albo że eksperci się mylą, albo że tak zwane fakty pochodzą z wątpliwych źródeł. Wszyscy – z wyjątkiem jednego.

Kiedy nagrywano program, Charlie był ważną postacią w społeczności truthersów. Od lat jego główne źródło dochodu stanowiła produkcja setek filmików na YouTubie na temat spisków i o treściach anarchistycznych – niektóre z nich wyświetlono ponad milion razy. Opowiadał fanom, że ogień, jaki płonął 11 września, nie byłby w stanie stopić stalowych belek World Trade Center, że walące się budynki zmieściły się idealnie w swoich obrysach, zatem musiało to być kontrolowane wyburzenie. Szukał powiązań między rządami, firmami, wojskami i tak dalej, by wskazać, kto naprawdę za tym wszystkim stoi. Regularnie wychodził na ulicę z megafonem w jednej ręce i kamerą w drugiej, pracowicie zbierając subskrybentów i pomagając ludziom „włączyć myślenie”.

Kiedy stało się to dla niego etatową pracą, Charlie podróżował po kręgach wywrotowców jako mówca, regularnie pojawiał się na festiwalach skierowanych do innych wyznawców teorii spiskowych, anarchistów i neohipisów szukających seksu, narkotyków i darmowego Wi-Fi. Zaprzyjaźnił się i nawiązał współpracę ze znanym na całym świecie, pozującym na patriotę Alexem Jonesem i poszukiwaczem podróżujących między wymiarami reptilian Davidem Icke’em.

Przez pięć lat wywiązywał się z przyjętego zadania, parę razy nawet został aresztowany. Zatrzymano go za podszywanie się pod funkcjonariusza policji, kiedy rosyjska telewizja wysłała go, by relacjonował szczyt G20 w Toronto i ujawnił machinacje dystopijnego nowego porządku na świecie. Później został aresztowany – o ironio – za spiskowanie w celu zorganizowania protestu podczas ślubu księcia Williama z Kate Middleton. W relacji z zatrzymania „The Telegraph”nazwał go „znanym anarchistą”[6].

Ulubieniec społeczności wyznawców teorii spiskowych, wschodząca gwiazda YouTube’a – Charlie postrzegał siebie jako nowego celebrytę-prowokatora. Niektórzy go nienawidzili. Inni uwielbiali. Spodziewał się, że podróż do Nowego Jorku pozwoli mu zyskać sławę, że dzięki temu wydarzeniu trafi do mainstreamu. Jednak kiedy już tam był – u szczytu sławy – zrobił coś niewiarygodnego i, jak się miało okazać, niewybaczalnego. Zmienił myślenie.

 

* * *

 

Przesiedzieliśmy w kawiarni Eastern Bloc kilka zmian klientów, jedzących, rozmawiających i śmiejących się. Charlie zdawał się tym karmić, podnosił głos, by postronne osoby mogły z łatwością usłyszeć, jak, otoczony chmurą dymu z papierosa American Spirit, wyjaśnia, dlaczego już nie jest truthersem.

Na początku nagrywania odcinka jego grupa poznała eksperta od wyburzeń Brenta Blancharda, który opowiedział jej, że kontrolowane wyburzenie wymagałoby udziału niezwykle licznej ekipy. Najpierw trzeba by wyburzyć wewnętrzne ściany wież World Trade Center, by odsłonić setki wewnętrznych kolumn, następnie każdą z nich wstępnie naciąć czymś w rodzaju wiertarek udarowych, a potem włożyć do środka materiały wybuchowe. Trzeba by było miesięcy, by robotnicy przygotowali wieże WTC do tak potężnego kontrolowanego wyburzenia. W tym czasie byłoby widać, jak ekipy wchodzą i wychodzą z budynku, jak chodzą na przerwy śniadaniowe, jak przesuwają sprzęt, usuwają gruz i odpady. Nie dałoby się tego ukryć.

Charlie zapytał: jeśli tak, to dlaczego budynki zmieściły się idealnie w swoich obrysach? Blanchard wyjaśnił, że tak nie było. Wykorzystał makietę z klocków lego, by pokazać Charliemu, że górna połowa została zburzona i zniszczyła wszystko poniżej w efekcie reakcji łańcuchowej, gdy wszystko się waliło. Gruz wyleciał na zewnątrz – wyjaśnił ekspert – a nie do środka obrysów budynków.

Charlie spytał: skoro źródłem eksplozji było paliwo lotnicze, nie materiały wybuchowe, a paliwo lotnicze nie osiąga takiej temperatury, by stopić stalowe belki, to jak budynki mogły runąć? Blanchard wyjaśnił, że stopienie stalowej konstrukcji nie było konieczne. Wystarczyło, by belki odrobinę się wygięły. Po wygięciu nie mogły już utrzymać ciężaru wyższych pięter, więc wyginały się jeszcze bardziej, do momentu kiedy nie zdołały już wytrzymać tak potężnego nacisku. Charlie się nie kłócił. Zarejestrował w pamięci wyjaśnienie Blancharda, sam nie wiedząc, co o nim sądzić.

Później grupa spotkała się z architektami World Trade Center, którzy cierpliwie wyjaśniali, że wieże były zaprojektowane tak, by wytrzymać uderzenie samolotu z epoki, w której powstały, a nie nowoczesnego odrzutowca pełnego paliwa, lecącego z pełną prędkością. Spotkali się z Alice Hoagland, która straciła syna, Marka Binghama – leciał on przejętym przez terrorystów samolotem, który rozbił się na polu pod Shanksville w Pensylwanii. Spotkali się z Tomem Heidenbergerem, wdowcem po Michelle, stewardesie w samolocie, który wbił się w Pentagon. Charlie zaczął wątpić, jego głowę wypełniła chmara kolejnych wątpliwości.

– Nagle to wszystko, a potem bam! – opowiadał Charlie o swoim olśnieniu.

Kurs latania, rysunki techniczne, architekci, eksperci od wyburzeń – wszystko to podkopywało jego pewność. Być może więc się mylił, ale to rodziny w żałobie były dla niego potwierdzeniem.

Po powrocie do hotelu Charlie z zaskoczeniem odkrył, że w swoim olśnieniu był osamotniony. Inni powiedzieli mu, że Hoagland była ofiarą prania mózgu przez FBI albo, co gorsza, że to opłacona aktorka zatrudniona przez BBC, mająca ich zmylić „krokodylimi łzami”. To był szok dla Charliego, który obejmował płaczącą Hoagland. Opowiadał, że poczuł nienawiść do swoich kolegów, myśląc sobie: „Jebane zwierzęta. Wy obrzydliwe jebane zwierzęta”.

Jeszcze przed zakończeniem podróży Charlie stał na Times Square i filmował własne wyjaśnienie tego, czego się dowiedział. Poznał ekspertów, którzy pokazali mu, jak łatwo jest sterować samolotem i wylądować nim z niewielkim doświadczeniem, jak trudno byłoby przeprowadzić kontrolowane wyburzenie i ukryć to przed wszystkimi, że budynki nie mogły przetrwać uderzenia nowoczesnego odrzutowca pełnego paliwa, i tak dalej.

– Sam nie wiem – skomentował, opowiadając o szcze­gółach.

Rozumiał, dlaczego tak wiele osób, w tym on sam, podejrzewało jakieś brudne sprawki. Kłamano o broni masowego rażenia w Iraku, z tych kłamstw wynikła wojna. Gniew był uzasadniony, obsesyjne dążenie do wyjaśnień – zrozumiałe.

– Nie jesteśmy naiwni – powiedział Charlie. – Jesteśmy poszukiwaczami prawdy w ruchu „Prawda o 11 września”, chcemy się tylko dowiedzieć, co naprawdę zaszło. To się nie mieści w głowie. Ta rzeczywistość, ten wszechświat naprawdę jest pełen zasłon dymnych, iluzji i ślepych zaułków, ale istnieje też prawdziwa droga: zawsze być wiernym prawdzie. Nie trzymać się na siłę religijnego dogmatu. Jeśli poznaje się nowe dowody, należy je przyjąć, nawet gdy pozostają one w sprzeczności z tym, w co wierzy lub chce wierzyć twoja grupa albo ty sam. Trzeba uszanować przede wszystkim prawdę, i ja to robię.

Tydzień później, po powrocie do domu, Charlie zmontował i zamieścił w sieci trzyipółminutowe wyznanie wraz z nagraniami z wyprawy. Zatytułował je: „Bez emocjonalnego przywiązania do teorii o 11 września – prawda jest najważniejsza”[7].

W opisie filmu wspomniał, że po pięciu latach wiary w teorię spiskową, po kilku występach w programie Alexa Jonesa, po tym jak promował społeczność truthersów na scenie i w telewizji, wierzył teraz, że „amerykańskie siły obronne dały się złapać z opuszczonymi spodniami. Nie wierzę, by istniał spisek na wysokich szczeblach władzy, który doprowadził do wydarzeń tamtego dnia. Tak, zmieniłem zdanie”. Całość podpisał: „Z szacunkiem dla prawdy – Charlie”. Sprzeciw był szybki i brutalny.

 

* * *

 

Najpierw ludzie zaczęli wysyłać e-maile, pytali, czy wszystko z nim w porządku, co zrobił mu rząd. W pierwszych dniach po publikacji inny wyznawca teorii spiskowej, Ian R. Crane, zamieścił na forum poszukiwaczy prawdy wiadomość, że – wedle słów znajomego producenta – Charliego zmanipulował psycholog blisko współpracujący z mentalistą Derrenem Brownem. To by wyjaśniało, dlaczego Charlie zamieścił ten filmik.

Zaczęły krążyć plotki, że Charlie od początku był agentem wysłanym przez FBI, CIA czy przez brytyjską Secret Service, by przeniknąć do szeregów truthersów – że był wtyczką mającą ich zdyskredytować. Prowadzący program radiowy Max Igan powiedział, że Charlie jest pierwszą osobą w ruchu, o której wiadomo, że zmieniła zdanie. To po prostu nie miało sensu. Komentatorzy strony internetowej programu pisali: „dorwali go” albo „Charlie, ile zapłaciły ci elity, żebyś siedział cicho?” i „to jakby z wiary w grawitację przeskoczyć do wiary, że ona nie istnieje”[8].

W sieci zaroiło się od kręconych w pośpiechu filmików z odpowiedziami, w których twierdzono, że Charlie został opłacony przez BBC. Aby wytłumaczyć swoje stanowisko, występował w internetowych talk show wyznawców teorii spiskowych. Opowiadał o tym, co mówili mu eksperci i dlaczego jest to tak przekonujące, ale inni poszukiwacze prawdy mu nie dowierzali. Charlie w kolejnych swoich filmikach błagał o przyzwoitość. Niedługo potem stało się jasne, że został ekskomunikowany. Nękanie ciągnęło się miesiącami. Zhakowano jego stronę internetową. Wyłączył komentarze pod filmikami. David Icke i Alex Jones zerwali z nim kontakty.

Odcinek Charliego z programu Conspiracy Road Trip w końcu został wyświetlony. Pod koniec Veitch powiedział Maxwellowi: „Muszę po prostu wziąć to na klatę, przyznać, że się myliłem, przyjąć to z pokorą i iść dalej”. Zanim nastąpiła emisja, truthersi uniemożliwili mu to ostatnie. Charlie opowiedział mi, że najpaskudniejszym momentem nękania była chwila, gdy ktoś odkrył, że Charlie ma niepubliczny kanał na YouTubie z nagraniami jego rodziny i innymi osobistymi treściami.

– Miałem tam filmik, w którym widać było moją siostrę i dwójkę jej małych dzieci. Odwiedzałem ich wtedy w Korn­walii, to piękny region Anglii, a jakiś dupek… – Charlie szukał właściwych słów. – Kanał nazywał się „Zabić Charliego Veitcha”, a facet Photoshopem wkleił nagość na ciała moich siostrzeńców. Wysłali to do mojej siostry.

Siostra zadzwoniła do Charliego zapłakana. Nie potrafiła zrozumieć, jak i dlaczego to się dzieje. Matka też dzwoniła. Ktoś znalazł jej adres e-mail i dostawała tysiące wiadomości, w tym jedną z dziecięcą pornografią z nałożonymi na film twarzami jej wnuków. Nadawca twierdził, że nagranie jest prawdziwe i że jego autorem jest Charlie. Skontaktowała się z synem, sądząc, że to prawda.

– Chcieli jego krwi, był dla nich jak trofeum – wyjaśniła jego partnerka Stacey Bluer, która dołączyła do nas przy śniadaniu. – Kiedy byłam w ciąży, zaczęłam dostawać mnóstwo wiadomości: „Twoje dziecko to diabelskie nasienie” i tego typu okropieństwa[9].

Alex Jones nagrał własny filmik. Siedział w ciemnym pokoju, z twarzą podświetloną czerwonym światłem, kamera filmowała jego oczy w zbliżeniu. Wyjaśnił, że wiedział, iż Charlie od początku był podwójnym agentem. Zakończył słowami, że jego fani powinni zachować czujność, bo ludzie tacy jak Charlie będą się dalej pojawiać i mogą twierdzić, że zmienili zdanie po tym, jak przez jakiś czas należeli do ruchu. Dla Charliego to był koniec. Poddał się i już nie próbował nikogo przekonać do tego, w co obecnie wierzył. Truthersi oficjalnie go wykluczyli, więc na dobre opuścił ich społeczność[10].

W kwietniu 2015 roku Charlie dostał swoją obecną pracę, której nie będę szczegółowo opisywać, by nie naruszyć jego anonimowości. Wiąże się ona ze sprzedażą nieruchomości na świecie.

– Jestem w tym bardzo dobry. Mogę dobrze zarobić – powiedział, dumny, że w końcu uciekł hejterom. – Trochę mi to zajęło, ale, koniec końców, sześć lat na YouTubie, gdzie ciągle wygłaszałem tyrady i elokwentnie opowiadałem o abstrakcyjnych pojęciach, to było niemal jak sześć lat treningu. Poza tym mam teraz bardzo grubą skórę. Myślę, że jestem bardzo dobrym sprzedawcą.

– A więc to, co można o tobie wygooglować, nie musi ci zniszczyć kariery – skomentowałem, myśląc o tym, jak niepokojące byłoby dla potencjalnego pracodawcy odnalezienie w Google informacji o Charliem Veitchu.

Charlie powiedział mi, że zamieścił na Face­booku zdjęcia swoich nowych wizytówek niedługo po zatrudnieniu i od razu ktoś wysłał do jego szefa wiadomość, że Charlie molestuje dzieci i jest kryminalistą. Wyjaśnił, że już wcześniej przyznał się do swojej przeszłości na YouTubie, ale nie opowiadał o nękaniu.

– Opowiedziałem szefowi to, o czym teraz rozmawiamy, całą moją życiową rewolucję. – Charlie, naśladując szefa, streścił jego reakcję: – „W porządku, Charlie. Ci ludzie to pizdy, prawdziwe pizdy”.

Potem Charlie zmienił nazwisko i dostał nowe wizytówki.

 

* * *

 

Z początku historia Charliego wydawała się paradoksalna. Charlie Veitch zmienił zdanie w obliczu przytłaczających dowodów. Jednak inni truthersi widzieli te same dowody, rozmawiali z tymi samymi ekspertami, obejmowali te same wdowy i wdowców i to wszystko jeszcze utwierdziło ich w przekonaniu, że ataki z 11 września to była robota kogoś z wewnątrz. Pomyślałem, że w grę musi wchodzić coś jeszcze, coś, co może miało niewiele wspólnego z samymi faktami.

Po pierwsze, po napisaniu poprzednich książek wiedziałem, że przekonanie o tym, iż same fakty ukażą każdemu tę samą wizję rzeczywistości, choć cieszy się uznaniem, jest mylne. Dziewiętnastowieczni filozofowie racjonalizmu twierdzili, że edukacja publiczna wzmocni demokrację, bo wyeliminuje wszystkie przesądy[11]. Benjamin Franklin pisał, że dzięki bibliotekom publicznym prości ludzie będą równie wykształceni jak arystokracja, co da ludowi moc głosowania zgodnie z własnym najlepszym interesem. Timothy Leary, psycholog, który propagował poszerzenie świadomości z wykorzystaniem psychodelików, a potem stworzył „cyberpunkowy manifest”, głosił, że komputery, a później internet usuną potrzebę istnienia strażników informacji i dadzą ludziom „moc źrenic” – demokratyczną siłę wynikającą z tego, że będą mogli karmić oczy tym, czym będą chcieli. Każdy z nich marzył o tym, że któregoś dnia wszyscy będziemy mieli dostęp do tych samych faktów i wtedy naturalnie wszyscy będziemy się zgadzać co do ich znaczenia.

W języku nauki nazywano to modelem deficytu informacji[12], o którym od dawna debatowali sfrustrowani uczeni. Kiedy kontrowersyjne wyniki badań na najróżniejsze tematy – od teorii ewolucji po zagrożenia związane ze stosowaniem benzyny ołowiowej – nie przekonywały szerszego grona odbiorców, naukowcy zastanawiali się, jak najlepiej przekształcić model, by fakty mówiły same za siebie. Kiedy jednak za fakty zaczęły mówić niezależne strony internetowe, a po nich media społecznościowe, później podcasty i YouTube – podważając przy tym autorytet specjalistów od faktów: dziennikarzy, lekarzy i dokumentalistów – w końcu zrezygnowano z modelu deficytu informacji[13]. W ostatnich latach doprowadziło to do swego rodzaju moralnej paniki.

Kiedy pisałem tę książkę pod koniec 2016 roku, słownik Oxford University Press uznał post-truth (postprawdę) za międzynarodowe słowo roku, wskazując na dwudziestokrotne zwiększenie częstotliwości jego użycia w sporach o referendum brexitowe i wybory prezydenckie w USA. W komentarzu do tego ogłoszenia „The Washington Post”pisał, że nie ma się czemu dziwić. Lamentował za to: „To już oficjalne: Prawda umarła. Fakty są passé”[14].

Przez całą drugą dekadę XXI wieku terminy takie jak „fakty alternatywne”królowały w publicznej świadomości i na całym świecie osoby, które dotąd nie były zorientowane w temacie, doskonale zaznajomiły się z pojęciami od dawna funkcjonującymi w psychologii, takimi jak bańka informacyjna czy efekt potwierdzenia. Dyrektor generalny Apple Tim Cook powiedział światu, że fake newsy „zabijają ludzkie umysły”[15]. Termin fake news mutował: najpierw był to nowy sposób na określanie propagandy, a w końcu zaczął odnosić się do wszystkiego, w co ludzie nie chcieli wierzyć. Fizyk Brian Greene, zajmujący się teorią strun, powiedział w związku z tym magazynowi „Wired”: „Amerykańska demokracja znalazła się teraz w bardzo dziwnym punkcie: atakowane są niektóre aspekty rzeczywistości, które jeszcze parę lat temu uznalibyśmy za niepodlegające debacie, dyskusji czy sporom”[16].

Media społecznościowe się przystosowały – zamiast zdjęć posiłków i niemowlaków zaczęły dominować spory o kontrowersyjne kwestie, które angażowały tym bardziej, im trudniejsze się stawały do rozwiązania. Rozpoczęła się nowa zimna wojna, oparta na precyzyjnie wycelowanej dezinformacji; minęło kilka miesięcy i szef Face­booka Mark Zuckerberg siedział przed amerykańskim Kongresem, by wyjaśnić, jak rosyjskie trolle zalewają newsfeed przez wykorzystanie „klikalnych” haseł – nie tyle by dezinformować, co aby nakręcać bezcelowe kłótnie utrudniające demokratyczną współpracę[17].

Gdy zbliżał się koniec dekady, felieton w „The New York Timesie”, zatytułowany „Era polityki postprawdy”, przekonywał, że sama demokracja jest teraz zagrożona, bo fakty „straciły zdolność wspomagania konsensusu”[18]. „The New Yorker” analizował, „Dlaczego fakty nie przekonują nas do zmiany zdania”[19], „The Atlantic” zapowiedział: „Ten artykuł nie zmieni twoich poglądów”[20], potem przyszła okładka magazynu „Time” w złowieszczej czerni i czerwieni, gdzie pogrubioną czcionką zadawano jedno pytanie zdające się podsumowywać moralną panikę wobec narastającego chaosu epistemicznego: „Czy prawda umarła?”[21].

Wszystko to nastąpiło jeszcze przed grupą QAnon, protestami pod hasłem „Stop the Steal” (których organizatorzy twierdzili, że wybory prezydenckie w USA zmanipulowano), przed atakiem na Kapitol, impeachmentem Donalda Trumpa, przed tym jak tłumy niszczyły słupy 5G, podejrzewając, że mogą emitować toksyczne promieniowanie, przed protestami w stolicach stanowych pod hasłem, że COVID-19 to oszustwo, przed pojawieniem się antyszczepionkowców COVID-owych i potężnymi protestami przeciw brutalności policji oraz systemowemu rasizmowi po śmierci George’a Floyda. W każdym przypadku w tym nowym ekosystemie informacyjnym rozpaczliwie staraliśmy się przekonać siebie nawzajem do zmiany zdania – czasem nagraniami wideo, czasem artykułami, czasem stronami z Wikipedii.

Kiedy dowiedziałem się o Charliem Veitchu, nie mogłem pozbyć się z głowy pytania: skoro żyjemy w świecie postprawdy, skoro fakty nikogo nie przekonują, jak wytłumaczyć to, że Charlie zmienił zdanie, kiedy poznał fakty? Dlatego wybrałem się do Manchesteru, aby go poznać. Kiedy wysłuchałem jego historii, ogarnęły mnie podobne wątpliwości do tych, które jego dopadły w Nowym Jorku.

Choć przy naszym pierwszym spotkaniu o tym nie wiedziałem, odpowiedź na pytanie, dlaczego fakty, które przekonały Charliego, nie trafiły do jego kolegów, miała ujawnić, czemu tak wiele osób opiera się pewnym faktom, a innym nie. Wrócimy zatem do jego historii po rozmowie z aktywistami, neurobiologami i psychologami, którzy pomogą nam zrozumieć, jak w ogóle kształtują się nasze przekonania, postawy i wartości oraz jak te konstrukty mentalne przekształcają się, mutują i zmieniają, gdy poruszamy się po świecie, ucząc się i doświadczając rzeczy podważających nasze z góry przyjęte opinie i otrzymaną od innych mądrość.

W świecie podłączonym do sieci – i od niedawna płaskim – gdzie mamy większe niż kiedykolwiek wcześniej szanse na rozmowę z ludźmi, którzy się z nami nie zgadzają, powszechny opór przeciw zmianie zdania – na różne tematy, od pytania o to, czy Bill Gates chce przy użyciu szczepionek wpuścić nam do krwi mikroczipy, przez wiarę lub niewiarę w globalne ocieplenie, po opinię o tym, czy film Pamiętnik to dobre kino – doprowadził nas do epoki niebezpiecznego cynizmu.

W tym nowym informacyjnym ekosystemie, gdzie każdy miał dostęp do faktów, które zdawały się potwierdzać jego poglądy, zaczęliśmy wierzyć, że żyjemy w różnych rzeczywistościach. Nabraliśmy przekonania, że do ludzi po drugiej stronie barykady jest równie trudno trafić jak do truthersów, którzy towarzyszyli Charliemu w Nowym Jorku. Ja też kiedyś myślałem w ten sposób, ale pisząc tę książkę, zmieniłem zdanie.

Wszystko to zaczęło się, kiedy wyruszyłem, by poznać zawodowych zmieniaczy myślenia z Los Angeles.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

 

 

 

 

PRZYPISY

 

 

 

 

 

[1] Benjamin I. Page, Robert Y. Shapiro, The Rational Public: Fifty Years of Trends in Americans’ Policy Preferences, Chicago 2005.

[2] Daniel J. O’Keefe, Persuasion: Theory and Research, Sage Publications, Newbury Park, CA 1990.

[3] Richard Perloff, The Dynamics of Persuasion, New York 2017.

[4] Stacja BBC usunęła z oficjalnej strony internetowej odcinek o 11 września. Jest on wciąż dostępny w sieci, w kilku portalach streamin­gowych.

[5] 9/11 Conspiracy Road Trip, seria Conspiracy Road Trip, BBC, 2011. https://www.bbc.co.uk/programmes/b014gpjx.

[6] Mark Hughes, Royal Wedding: Masked Anarchists Thwarted by Police, „The Telegraph”, 29 kwietnia 2011. https://www.telegraph.co.uk/news/uknews/royal-wedding/8483761/Royal-wedding-masked-anarchists-thwarted-by-police.html.

[7] Charlie Veitch, No Emotional Attachment to 9/11 Theories – The Truth Is Most Important, YouTube, 29 czerwca 2011. https://www.youtube.com/watch?v=ezHNdBE5pZc.

[8] Aodscarecrow, Why Charlie Veitch Changed His Mind on 9 11–1/3, YouTube, 1 lipca 2011. https://www.youtube.com/watch?v=SavpCQlu2GA.

[9] Wywiad ze Stacey Bluer, 7 marca 2016.

[10] Anti New World Order, Alex Jones Says He Knew Charlie Veitch Was an Operative a Year Ago, YouTube, 26 lipca 2011. https://www.youtube.com/watch?v=02ybVM8jmus.

[11] Wywiad z George’em Lowensteinem i Davidem Hagmannem, 3 kwietnia 2017.

[12] George Lakoff, The Political Mind: A Cognitive Scientist’s Guide to Your Brain and Its Politics, New York 2009, At the Instance of Benjamin Franklin: A Brief History of the Library Company of Philadelphia, Library Company. http://librarycompany.org/about/Instance.pdf; How to Operate Your Brain, reż. Joey Cavella i Chris Graves, wyk. Timothy Leary, Retinalogic, 1994.

[13] Paul McDivitt, The Information Deficit Model Is Dead. Now What? Evaluating New Strategies for Communicating Anthropogenic Climate Change in the Context of Contemporary American Politics, Economy, and Culture, „Journalism & Mass Communication Graduate Theses & Dissertations” 31 (2016). https://scholar.colorado.edu/jour_gradetds/31.

[14] ‘Post-truth’ Named 2016 Word of the Year by Oxford Dictionaries, „The Washington Post”, 16 listopada 2016. https://www.washingtonpost.com/news/the-fix/wp/2016/11/16/post-truth-named-2016-word-of-the-year-by-oxford-dictionaries/?utm_term=.f3bd5a55cb2f.

[15] Allister Heath, Fake News Is Killing People’s Minds, Says Apple Boss Tim Cook, „The Telegraph”, 10 lutego 2017. https://www.telegraph.co.uk/ technology/ 2017/ 02/ 10/fake-news-killing-peoples-minds-says-apple-boss-tim-cook.

[16] Nick Stockton, Physicist Brian Greene Talks Science, Politics, and… Pluto? „Wired”, 8 maja 2017, wyświetlono 4 marca 2022. https://www.wired.com/2017/05/brian-greene-science-becames-political-prisoner/.

[17] The Key Moments from Mark Zuckerberg’s Testimony to Congress, „The Guardian”, 11 kwietnia 2018. https://www.theguardian.com/technology/2018/apr/11/mark-zuckerbergs-testimony-to-congress-the-keymoments.

[18] William Davies, The Age of PostTruth Politics, „The New York Times”, 24 sierpnia 2016.

[19] Elizabeth Kolbert, Why Facts Don’t Change Our Minds, „The New Yorker”, 19 lutego 2017.

[20] Julie Beck, This Article Won’t Change Your Mind, „The Atlantic”, 13 marca 2017.

[21] „Time”, 3 kwietnia 2017.

 

Tytuł oryginału: HOW MINDS CHANGE

 

Copyright © 2022 by David McRaney

All rights reserved

 

Copyright for the Polish edition © 2024 by Grupa Wydawnicza FILIA

Wszelkie prawa zastrzeżone.

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2024

 

Projekt okładki: © Andrzej Komendziński

 

Redakcja: Anna Sidorek / Wydawnictwo JAK

Korekta: Barbara Gąsiorowska / Wydawnictwo JAK

Skład i łamanie: Andrzej Choczewski / Wydawnictwo JAK

Redaktor prowadząca: Małgorzata Ochab

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

eISBN: 978-83-8357-569-8

 

 

Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Seria: FILIA NA FAKTACH