50,00 zł
Pseudonauka zwana eugeniką – zaistniała w wielu krajach w ostatnich latach XIX i na początku XX wieku. Najbardziej entuzjastycznie doktryna ta została przyjęta w Niemczech, gdzie stosowanie teorii eugenicznej spotkało się z wyjątkową przychylnością władz. Była postrzegana jako odpowiedź na wszystkie pozornie nierozwiązywalne problemy zdrowotne i społeczne ludzkości i promowana jako substytut ortodoksyjnych przekonań religijnych. Program zrodzony z często sprzecznych opinii rozpoczął się, pod rządami nazistów, od przymusowej sterylizacji tysięcy obywateli Niemiec, następnie przekształcił się w masowe mordowanie najbardziej bezbronnej ludności, by ostatecznie ewoluować w obejmującą cały kontynent politykę eksterminacji tych, którzy nie pasowali do nazistowskiego wyobrażenia świata. Postęp tej barbarzyńskiej polityki przeszedł kolejne etapy rozwoju. Od praktycznego zastosowania eutanazji przez organizację zwaną akcją T4 – i ośrodki zagłady, które ta instytucja zrodziła – po akcję „Reinhardt” i Holokaust. Jak to się stało? Jaki to miało wpływ na współczesne społeczeństwo? Jakie cechy i losy jednostek przyczyniły się do wprowadzenia tej morderczo nieludzkiej quasi-religii? Melvyn Conroy udziela wyczerpujących i złożonych odpowiedzi.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 1125
Melvyn Conroy, Nazi Eugenics. Precursors, Policy, Aftermath
Copyright © 2017 by ibidem-Verlag / ibidem Press, Stuttgart, Germany
All rights reserved.
Copyright © 2021 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga
Copyright © 2021 for the Polish translation by Violetta Dobosz
(under exclusive license to Wydawnictwo Sonia Draga)
Projekt graficzny okładki: Anna Slotorsz/ artnovo.pl
Ilustracja użyte na okładce: Narodowe Archiwum Cyfrowe (domena publiczna)
Źródła fotografii zamieszczonych w książce podawane są bezpośrednio pod fotografiami. Wydawnictwo informuje, że dołożyło wszelkich starań, by dotrzeć do wszystkich właścicieli praw.
Redakcja: Piotr Chojnacki
Korekta: Edyta Malinowska-Klimiuk, Aneta Iwan
ISBN: 978-83-8230-093-2
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl
WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.
ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice
tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28
e-mail:[email protected]
www.soniadraga.pl
www.facebook.com/WydawnictwoSoniaDraga
E - wydanie 2021
Dla Bernice – in memoriam
Dla Doreen
Zazwyczaj nie uświadamiamy sobie, w jak wielkim stopniu to, czy jesteśmy traktowani jak cywilizowany, przyzwoity, autonomiczny podmiot moralny, zależy od tego, czy potrafimy się prezentować jak taki podmiot i tak postępować. Jest to na tyle istotne, że jeśli odbierzemy innym ludziom możliwość prezentowania się i postępowania w ten sposób, sprawimy, że łatwiej będzie ich traktować jak istoty nie do końca ludzkie.
– John Sabini1
Jeden sąd jest nad katem – kat swojej ofiary nie uważa za człowieka i sam przestaje być człowiekiem, zabija w sobie człowieka. Sam sobie jest katem, a ofiara jego pozostaje na wieki człowiekiem, żeby nie wiem jak ją mordował.
– Wasilij Grossman2
© Institut für Zeitgeschichte, München–Berlin/Kartographie Peckmann, Ramsau/Ursula Wilms
Praca nad tą książką okazała się przede wszystkim bardzo potrzebną odskocznią w niezwykle stresującym okresie mojego życia. Lektura tekstów źródłowych, poszukiwanie informacji i pisanie na poruszane w niej tematy większości osób może się wydać dość niezwykłą reakcją na traumatyczne przeżycie. A jednak mnie to pomogło, zapewniając bodziec do działania, którego tak potrzebowałem w wielu trudnych dniach.
Zdaję sobie teraz sprawę, że w gruncie rzeczy był to rodzaj terapii, za sprawą której mogłem się skupić na czymś innym niż bieżące problemy. Gdy zaczynałem tę pracę, z pewnością nie spodziewałem się, że ostatecznie jej owoc zostanie wydany drukiem. To, że się tak stało, zawdzięczam radom, namowom i wsparciu wielu osób, wśród nich zaś niemałą grupę stanowili autorzy publikacji, na których w znacznej mierze się opierałem. Ponieważ nie sposób zmieścić tu słowa wdzięczności dla każdego z nich z osobna, korzystając z okazji, pragnę podziękować wszystkim za ich wiedzę i fachowość. Dostarczyli mi inspiracji, lecz jeśli nie zaznaczono inaczej, autorem wszystkich opinii wyrażonych w niniejszej książce jest piszący te słowa.
Chociaż podziękowania należą się wszystkim, to chciałbym w szczególny sposób wspomnieć o kilku koleżankach i kolegach, bez których wkładu ta książka w żadnym razie by się nie ukazała.
Valerie Lange i Florian Bölter z wydawnictwa ibidem okazali się niezwykle pomocnymi i uważnymi redaktorami. Poprowadzili mnie przez zawiłości przemiany mojego maszynopisu w gotową publikację, wykazując się przy tym ogromną uprzejmością i życzliwością, a także nieograniczoną cierpliwością niezbędną podczas zmagań z tak długim i złożonym tekstem.
Joyce Field i Lance Ackerfeld z organizacji JewishGen od lat pozostają moimi przyjaciółmi i przez cały ten czas mogłem liczyć na ich bezcenne rady i wsparcie, jednak nigdy nie były mi one tak potrzebne jak podczas pisania tej książki. Do JewishGen wprowadził mnie doktor Robin O’Neil i to właśnie prowadzone przez niego bez wytchnienia bezcenne badania nad dojrzewaniem pomysłuAktionReinhardt i tragicznym losem galicyjskich Żydów skłoniły mnie do bardziej wnikliwego przyjrzenia się historycznemu tłu problemu, który przez większość życia budził moje głębokie zainteresowanie.
Zawsze mogłem też liczyć na życzliwość i uczynność doktora Dicka de Mildta, którego publikacje stanowią niezastąpione źródło wiedzy dla każdego zainteresowanego tematem i który pomógł mi przebrnąć przez zawiłości systemów prawnych Niemiec i Austrii. Doktor Tudor Georgescu uprzejmie zgodził się przeczytać pierwszą wersję mojego maszynopisu i udzielił mi cennych wskazówek. Mogę się uważać za szczęściarza, że tak wybitny naukowiec wziął na siebie tak odpowiedzialne zadanie. Natasha Neary podjęła się sporządzenia indeksu, uwalniając mnie od powinności, która spędzała mi sen z powiek.
Profesora Matthew Feldmana od lat cenię jako przyjaciela i wielce utalentowanego naukowca, z którym dane mi było współpracować przy wielu okazjach. Jego wiara w ten projekt często przewyższała moją, a determinacja i pokładane we mnie niezachwiane zaufanie sprawiły, że ta książka ostatecznie ukazała się drukiem. Mam nadzieję, że poprzez to podziękowanie za jego ogromny wkład pracy choć w części zdołam wyrazić swoją głęboką wdzięczność.
Na koniec chciałbym wspomnieć o Bernice i Doreen, do których dziś i zawsze wędrują moje myśli i bez których miłości i poświęcenia nic nie było i nie jest możliwe.
Melvyn Conroy
marzec 2017
Eugenika to religia przyszłości, która czeka na swoich proroków.
– Nikołaj Konstantinowicz Kolcow3
Chyba żadna inna doktryna nie zdobyła tak szybko zwolenników i tak szybko ich nie straciła jak pseudonauka, która zyskała nazwę „eugeniki”, szeroko dyskutowana w Europie i w Stanach Zjednoczonych przez 100 lat, od połowy XIX do połowy XX wieku. Jednoznaczne zdefiniowanie nowej teorii okazało się niełatwe, podobnie jak niełatwe było wprowadzenie jej w życie, przynajmniej do czasu, gdy do władzy doszedł Adolf Hitler, polityczny eugenik tak radykalny i ekstremalny w swych poglądach, że nawet najbardziej zapalony pionier inżynierii społecznej nie byłby w stanie sobie tego wyobrazić.
Przez wieki społeczeństwa postrzegały osoby z niepełnosprawnościami jako istoty ułomne. Zamiast spotykać się z życzliwością i współczuciem, które dziś uważamy za im należne, były traktowane jak obywatele drugiej kategorii. W Stanach Zjednoczonych na przykład do połowy XX wieku ludzi z niepełnosprawnościami wbrew ich woli internowano, sterylizowano i pozbawiano dostępu do edukacji, transportu publicznego, zatrudnienia – odmawiano im nawet prawa głosu w wyborach4. Zrodzony z przekonań religijnych antysemityzm miał jeszcze dłuższą i znacznie bardziej brutalną historię, ale choć stanowiący jego istotę zlepek obojętności i okrucieństwa był czymś przerażającym, to i tak wydaje się niczym w zestawieniu z postawą nazistów i tym, jak traktowali ludzi, których ich reżim uznał za „bezwartościowych” lub „rasowo niższych”.
Rzekomo naukowy rasizm, z którego po czasie wyrosła względnie czytelna teoria eugeniczna, występował w życiu społecznym od dawna. W epoce oświecenia zaczęto wprawdzie doceniać rozum oraz wierzyć w wolność i równość dla wszystkich, jednak znaleźli się i tacy, którzy głosząc podstawowe prawa człowieka, chętnie by je doprecyzowali. Sądzili bowiem, że jeśli wszyscy ludzie są równi, to z pewnością niektórzy są równiejsi od innych. Część pionierów kierunku, który z czasem stał się znany jako darwinizm społeczny i z którego później zrodziła się eugenika, broniła niewolnictwa; inni jego wyznawcy wierzyli, że kobiety są intelektualnie gorsze od mężczyzn i dlatego nie zasługują na takie same przywileje jak mężczyźni; jeszcze inni głosili poglądy, które dziś zostałyby uznane za jawnie rasistowskie, przy czym padały nawet sugestie, że inteligencja Murzyna równa jest tej, którą można zaobserwować u papugi5. Te opinie wydają się jednak najmniej szokujące na tle rozmaitości innych teorii głoszonych przez część dziewiętnasto- i dwudziestowiecznych „naukowców”, o czym w dalszej części książki.
Błędem byłoby więc zakładać jednorodność wśród wyznawców tej świeckiej religii. Podobnie jak w przypadku jej tradycyjnego odpowiednika, religii ortodoksyjnej, istniało wiele odłamów, takich jak lamarkizm (organizm może przekazać cechy nabyte w trakcie życia osobniczego swojemu potomstwu), darwinizm (organizmy wszystkich gatunków powstają i rozwijają się za sprawą doboru naturalnego polegającego na dziedziczeniu drobnych zmian, które zwiększają zdolność osobnika do konkurowania, przetrwania i reprodukcji), weismanizm (wszystkie cechy dziedziczne są przekazywane przez komórki rozrodcze, a cechy nabyte nie mogą być dziedziczone) czy mendelizm (zbiór zasad dotyczących przekazywania potomstwu cech dziedzicznych przez organizmy rodzicielskie). Wszystkie te odłamy jednak coś łączyło – wszystkie zakładały bezsporność dziedziczenia. Wiara we wpływ – bądź brak wpływu – środowiska na przekazywanie cech organizmom potomnym zależna była od przekonań danego wyznawcy, jednak ten podstawowy dogmat nie budził najmniejszych wątpliwości6.
Eugenikę postrzegano jako „naukową” debatę, nowy rodzaj wiary, w ramach której można było zaproponować każdą teorię, każdej teorii się sprzeciwić, każdą przedyskutować albo poprzeć. Wierni mogli w niej znaleźć wszystko, czego szukali, bo niewiele prawd absolutnych towarzyszyło temu nowemu kultowi. Jej głosicielom nie sposób było zarzucić kłamstwo, tak samo zresztą jak głosicielom każdej innej religii, którzy obiecywali piekło bądź niebo czekające na gorliwego wyznawcę w przyszłości, bo on sam mógł się naocznie przekonać o ich istnieniu dopiero po śmierci – wtedy miało się bowiem okazać, czy ofiarne i pobożne życie mu się opłaciło, czy też było zupełnie bezcelowe. Podobnie eugenicy mogli jedynie ofiarować wizję przyszłości bez biedy, chorób i ciemnoty. Eugenika nie proponowała – bo nie mogła – rozwiązania dla problemów dnia dzisiejszego, a jedynie dla tych, które miały się pojawić. Korzyści z wprowadzenia jej w życie mogły docenić dopiero kolejne pokolenia. Ale jakiż świat te pokolenia odziedziczyłyby po żyjących przed nimi prorokach (gdyż eugenika miała się ostatecznie stać świecką religią obiecującą spełnienie utopijnej mrzonki o „naukowo” stworzonym idealnym społeczeństwie): świat, w którym choroby, zbrodnie i aspołeczne zachowania zostałyby wyplenione na zawsze! Taka wizja była bardzo kusząca, choć zupełnie nierealna.
Niewielu orędowników nowo zrodzonej idei higieny społecznej było humanitarystami, zwłaszcza tam, gdzie humanitaryzm stał – ich zdaniem – w sprzeczności z podstawą nowej wiary – doborem naturalnym. W 1910 roku węgierski lekarz József Madzsar stwierdził: „Pomoc społeczna w takiej formie, w jakiej ją dzisiaj widzimy, stanowi tym większe zagrożenie, iż zazwyczaj staje na przeszkodzie wyginięciu osobników, którzy są dla społeczeństwa najbardziej uciążliwi i niebezpieczni, i przyczynia się do ich rozmnażania”7. Używając słów, w których pobrzmiewały echa wcześniejszych o 15 lat wypowiedzi Adolfa Josta, pisał: „Jeśli państwo ma prawo pozbawić swych obywateli wolności, a nawet życia, to niewątpliwie ma też prawo ich ubezpładniać, zwłaszcza gdy można tego dokonać bez jakichkolwiek nieprzyjemnych skutków dla zainteresowanego”8. Jak wielu innych, Madzsar posunął się jeszcze dalej. Jego zdaniem należało dążyć nie tylko do ograniczenia liczby ludzi uznanych za niedoskonałych, lecz także do zwiększenia populacji tych, których uważano za najlepszych. Ilość miała być równie ważna jak jakość. Dlatego też w eugenice, jak twierdził, nie chodziło jedynie o higienę społeczną i dziedziczenie, ale, co ważniejsze, o politykę. „Religia eugeniki ukształtuje się w sferze ideologii – skonstatował. – Zakaże ona wszelkich form sentymentalnej dobroczynności, które mają szkodliwy wpływ na gatunki; wzmocni więzi pomiędzy najbliższymi, a także miłość wobec rodziny i wobec własnej rasy. Krótko mówiąc, eugenika to mężna, dająca wielką nadzieję religia odwołująca się do najszlachetniejszych uczuć leżących w naszej naturze”9.
Ta nowoczesna religia pozyskiwała zwolenników wśród przedstawicieli każdej dziedziny nauki – wśród lekarzy, biologów, genetyków, socjologów, antropologów, psychologów, ekonomistów. Lista była długa, imponująca i nie ograniczała się do członków społeczności naukowej czy akademickiej. Znajdowali się na niej także dziennikarze i politycy, którzy jednym głosem z naukowcami, podobnie jak Pangloss z Wolterowskiego Kandyda, twierdzili, że wszystko będzie najlepsze na tym najlepszym ze światów. Trudno im było oprzeć się tak idyllicznej wizji. A jednak przekazywanie najwartościowszych według eugeników genów z jednego cyklu życiowego na następny w niekończącym się procesie ulepszania rasy nie stanowiło jeszcze kompletnego rozwiązania problemu. Jak zauważył Madzsar, aby osiągnąć eugeniczną nirwanę, należało też zapobiegać przenoszeniu wadliwego materiału genetycznego przez element uznany za społecznie i rasowo gorszy. I to właśnie przeszczepienie tych poglądów w ich pozytywnej i negatywnej formie na grunt nazistowskich Niemiec stanowi przedmiot niniejszego opracowania.
Alfred Ploetz, lekarz, biolog, eugenik, założyciel powołanego w 1905 roku Niemieckiego Towarzystwa Higieny Rasowej (Deutsche Gesellschaft für Rassenhygiene, pierwszej eugenicznej organizacji na świecie)10, człowiek, który wywarł decydujący wpływ na nazistowską doktrynę, nie miał wątpliwości, że przyszłość rasy jest ważniejsza niż zdrowie jednostki11. Ta myśl stała się jednym z głównych założeń narodowego socjalizmu. Jak zauważył Telford Taylor w mowie wstępnej przed norymberskim procesem lekarzy, reprezentowała ona „ten złowieszczy nurt niemieckiej filozofii, który propagował nadrzędną rolę państwa i całkowite podporządkowanie jednostki”12. Także dziś część zapalonych entuzjastów eugeniki, i to niekoniecznie popierających nazizm, daje się uwieść podobnej ideologii, choć dla większości racjonalnie myślących ludzi takie fundamentalistyczne teorie zostały raz na zawsze pogrzebane wraz z narodowym socjalizmem. Nazizm skierował je na drogę dyskryminacyjnej i rasistowskiej biopolityki, gdzie prędzej czy później by trafiły, bo takie było ich przeznaczenie, jeszcze zanim sir Francis Galton po raz pierwszy użył określenia „eugenika”13. W swojej pracyInquiries into Human Faculty and its Development (O ludzkich zdolnościach i ich rozwoju) z 1883 roku Galton napisał, że poszukiwał
krótkiego słowa na określenie dziedziny nauki zajmującej się ulepszaniem gatunku, która w żadnym razie nie ogranicza się do kwestii świadomego łączenia w pary, lecz – zwłaszcza w przypadku człowieka – bierze też pod rozwagę wpływy, choćby i najbardziej odległe, wszelkich czynników mogących zapewnić najbardziej pożądanym rasom bądź odmianom krwi szansę na to, by szybciej wzięły górę nad tymi mniej pożądanymi, jakiej w innym przypadku by nie miały14.
Pomimo tego dość alarmującego wprowadzenia, niniejsza książka nie jest wystąpieniem przeciwko eugenice, higienie społecznej, bioetyce czy jakiejkolwiek dziedzinie biomedycyny w takim kształcie, jaki przyjęły one w postnazistowskim świecie, gdzie pewne ich aspekty stały się częścią codziennego życia. Odkładając na bok teologiczną dyskusję, wiele osób zgodziłoby się, że pewne dzisiejsze zastosowania eugeniki – spośród których najlepszym przykładem jest chyba projekt poznania genomu ludzkiego – stanowią cenne źródło wiedzy naukowej. Także badania nad komórkami macierzystymi, nad przyczynami i ewentualnymi sposobami leczenia pewnych chorób genetycznych mogą się okazać zbawienne i przynieść ulgę w cierpieniu wielu ludziom. Niektóre obecne zastosowania eugeniki, jak na przykład doustna antykoncepcja, zrewolucjonizowały współczesny styl życia. Z drugiej strony część działań z zakresu inżynierii genetycznej, jak na przykład klonowanie, wciąż jest trudna do zaakceptowania. Różnica między przytoczonymi zastosowaniami a eugeniką w jej pierwotnym kształcie polega, rzecz jasna, na tym, że te pierwsze to owoc realnych dociekań naukowych, nie zaś tylko zbiór abstrakcyjnych, często szkodliwych teorii. A jednak, jak dobitnie przekonuje Michael Burleigh: „Zasadniczo niemożliwe jest prowadzenie dyskusji na temat aborcji, inżynierii genetycznej, zapłodnienia in vitro, negatywnej czy pozytywnej eugeniki, na temat eutanazji, przeszczepu organów, psychiatrii, sterylizacji osób z niepełnosprawnością umysłową czy też leczenia aspołecznych bądź skłonnych do przemocy jednostek tak, żeby ktoś z dyskutantów nie odniósł się do historii nazistowskich Niemiec, zazwyczaj traktując to odniesienie jako argument przeciwko wymienionym zjawiskom”15. Podobne obawy wyrażają też inni komentatorzy:
Rozwój nowych technologii genetycznych skutkuje tworzeniem licznych porównań między niewyobrażalnymi potwornościami popełnionymi niegdyś w imię eugeniki do tego, co się może wydarzyć w przyszłości. Większość ludzi kojarzy eugenikę z przymusową sterylizacją, rasizmem, restrykcyjną polityką imigracyjną i nazistowskimi obozami koncentracyjnymi. Istnieje niebezpieczeństwo, że opinia publiczna […], przyglądając się nowej genetyce, uzna ją po prostu za rzecz nie do przyjęcia właśnie z powodu przeszłości. Historia eugeniki w XX wieku każe wierzyć, że taka obawa jest uzasadniona, i należy mieć ją na uwadze16.
A jednak czy można odmówić racji matce trójki dzieci cierpiących na niedokrwistość sierpowatokrwinkową, która w 1983 roku podczas konferencji na temat terapii genowej zaprotestowała: „Jestem zła, że ktoś ośmiela się odmawiać moim dzieciom prawa do podstawowego leczenia genetycznego choroby genetycznej. Uważam takie osoby za prymitywnych moralizatorów”17. Przeszłość nie zawsze może służyć za wzór dla przyszłości.
Podstawowy problem towarzyszący postępowi nauki daje się też wyrazić inaczej. Historia ruchu eugenicznego wskazuje, że nie można z góry zakładać, iż ulepszenia w sferze opieki zdrowotnej czy podniesienie standardu życia zawsze będą służyć ogółowi. Utopijny ideał społeczeństwa wolnego od chorób, biedy czy przestępczości dla eugeników od zawsze pozostaje ten sam. Jednak eugenika z natury jest elitarna i ma na celu wyhodowanie genetycznie nieskazitelnej populacji. Nie każdy może i – zgodnie z często wygłaszanym przez eugeników poglądem – nie każdy powinien być beneficjentem tego postępu. Co zaś począć z tymi, którzy prześlizgną się przez sito, co ze wszystkimi nieuchronnymi, nieuniknionymi genetycznymi wpadkami? Jeśli ideałem, do którego należy dążyć, jest perfekcja, to co zrobić z tymi, którzy nie z własnej winy zupełnie doskonali nie są? Miarą prawdziwej siły społeczeństwa jest to, w jakim stopniu chroni swoich najsłabszych członków. A co w historii miała im do zaoferowania eugenika? I co zaoferuje im w przyszłości? To właśnie te pytania i odpowiedzi na nie mogą wywoływać niepokój.
Obszerna część niniejszej pracy jest poświęcona znaczeniu, jakiego pod rządami narodowego socjalizmu, po niemal 100 latach filozoficznej debaty, w trakcie której eugenika nierozerwalnie splotła się z rasizmem, nabrało słowo „eutanazja”. Przedmiotem rozważań nie będzie tocząca się dyskusja o eutanazji jako takiej, gdyż na jej temat każdy zapewne ma własne zdanie; zamysłem autora było raczej ukazanie, co pojęcie to oznaczało w praktyce w czasach Trzeciej Rzeszy. Użycie cudzysłowu jest tutaj konieczne, by uzmysłowić czytelnikowi, że mowa jest nie o „łaskawej śmierci” zadawanej ze współczucia czy empatii wywołanej ludzkim cierpieniem, które to znaczenie zazwyczaj przypisujemy eutanazji, ale o zabijaniu słabych i bezbronnych w ramach realizacji założeń napędzanej rasizmem ideologii w połączeniu z pragmatyzmem i ekonomiczną potrzebą, bo do tego właśnie rzecz się sprowadziła w ujęciu nazistów. Tak naprawdę nie byłoby nadużyciem podstawienie w całym tekście zamiast wyrazu „eutanazja” określenia „morderstwo”.
Książka ta nie jest także rozprawą na temat historii ruchu eugenicznego – należy ją raczej traktować jako próbę zaprezentowania tła dla nazistowskiej ideologii i ukazania, w jaki sposób ta ideologia wchłonęła koncepcje eugeniki i higieny rasowej, do czego to doprowadziło i jak wpłynęło na sposób myślenia oraz losy niektórych jej orędowników i propagatorów. Zagadnienie to przez minionych 30 lat było dogłębnie, niczym pod mikroskopem, badane przez niemieckich naukowców. Grupa znamienitych autorów wzbogaca też literaturę w innych językach i w dalszej części książki można znaleźć liczne odwołania do owoców ich trudu. Ponieważ jednak niemożliwe jest, aby dwie osoby podeszły do danego problemu w identyczny sposób, autor żywi nadzieję, że dzięki zaproponowanemu układowi treści czytelnik będzie mógł spojrzeć na proponowany temat z nieco innej perspektywy. Na początku została pokrótce przedstawiona historia dojrzewania nazistowskiej ideologii eugenicznej, co ma umożliwić lepsze zrozumienie skutków jej wprowadzenia w życie. Pierwsze trzy rozdziały próbują pokazać sposób myślenia o problemach będących przedmiotem zainteresowania eugeniki i higieny rasowej pod koniec XIX i w pierwszym czterdziestoleciu XX wieku, głównie w Niemczech, gdyż narodowi socjaliści wcielili w życie – niestety w ekstremalnej postaci – to, o czym wielu przed nimi od dawna tylko nauczało.
Rozdział czwarty dotyczy funkcjonowania tego sposobu myślenia w Niemczech od 1933 roku, gdy nastąpiło Machtergreifung (przejęcie władzy przez nazistów), do 1939 roku (początek programu „eutanazji” i wybuch drugiej wojny światowej), ze szczególnym uwzględnieniem kwestii sterylizacji. W rozdziale piątym opisane jest stosowanie „eutanazji” przez powołaną do tego organizację – T4, a w kolejnym zaprezentowano niektóre z ośrodków, gdzie dokonywano uśmiercania. Rozdział siódmy pokazuje działania podejmowane po oficjalnym zakończeniu programu, w okresie tak zwanej dzikiej eutanazji, znanej także pod bardziej właściwą nazwą „eutanazji zdecentralizowanej”. W rozdziale ósmym omówiono akcję „eutanazji” więźniów obozów koncentracyjnych, znaną pod kryptonimem „14f13”, w dziewiątym zaś rolę, jaką zdobyte na tym polu doświadczenie odegrało w planowanej eksterminacji Żydów w ramach Aktion Reinhardt. Rozdział dziesiąty pokazuje zaangażowanie Heinricha Himmlera w wiele eugenicznych przedsięwzięć, jedenasty to próba analizy powojennych procesów sądowych i różnych sposobów postrzegania opisanych zjawisk i wydarzeń, a w dwunastym przedstawione zostały wnioski.
Wreszcie zamieszczony na końcu obszerny dodatek prezentuje krótkie noty biograficzne niektórych osób zaangażowanych od strony teoretycznej bądź praktycznej w program eugeniczny. Ponieważ przedstawienie opisywanych wydarzeń w ścisłym porządku chronologicznym nie jest ani możliwe, ani konieczne, niektóre treści będą się w sposób nieunikniony zazębiały. Choć powinno z nich jasno wynikać, że biorąc pod uwagę ówczesny Zeitgeist, Szoabyłokoniec końców logiczną konsekwencją nazistowskich poglądów na eugenikę i ich zastosowania w praktyce (mimo iż w żadnym razie nie była to jedyna przyczyna ludobójstwa), to pamiętać należy, że tekst ten nie koncentruje się na Zagładzie. Niemniej motyw ogromnej roli, jaką odegrała eugenika w doprowadzeniu do tamtej tragedii, będzie często powracał, nawet jeśli wyczerpujące omówienie planu eksterminacji Żydów z Europy i nie tylko – nazwanego Aktion Reinhardt dla upamiętnienia zlikwidowanego niedługo przed jego wprowadzeniem w życie szefa Reichssicherheitshauptamt (RSHA)18– wykracza poza zakres niniejszej pracy.
Od wielu lat historycy toczą burzliwą dyskusję na temat z jednej strony zasadności dokonywania moralnej oceny wydarzeń historycznych, a z drugiej – czyhających przy tym pułapek. W 1895 roku lord Acton pouczał swoich słuchaczy: „nie pozwólcie żadnej osobie ani rzeczy uniknąć osądu historii”19. Jednak słychać też głosy, że obowiązkiem historyka jest jedynie epistemologiczne prezentowanie suchych faktów, tak by czytelnik sam mógł ocenić je pod względem moralnym. Jak to ujął Richard Evans: „Osąd moralny, jeśli nawet został dokonany, stanowi raczej uboczny skutek badań, nie jest zaś integralnym elementem związanej z nimi teorii czy metodologii”20. W niniejszej książce jednak, choć dołożono starań, by uniknąć uproszczeń polegających na ujmowaniu treści w kategorie dobra i zła, to ze względu na poruszany w niej temat wyrażenie osądów moralnych było nie tylko nieuniknione, lecz także niezbędne. Przede wszystkim zastosowanie nazistowskiej eugeniki w praktyce stanowiło bowiem odwrócenie się od powszechnie przyjętego zbioru zasad moralnych, które zwyczajnie nie mogą być ignorowane. I to dlatego w tym opracowaniu górę bierze opinia lorda Actona.
Na koniec jeszcze kilka uwag. Jak zauważył Henry Friedlander, taki termin jak „niepełnosprawność”, czy to intelektualna, czy fizyczna, nie był znany ani przed rządami nazistów, ani w ich trakcie. Zamiast niego w odniesieniu do osób niepełnosprawnych powszechnie posługiwano się brzmiącymi dziś odrażająco i niewłaściwie określeniami, takimi jak „idiota”, „matołek”, „kaleka” czy „ograniczony umysłowo”21. Podobnie Romów i Sinti określano wspólnym mianem „Cyganów”, które nie dość, że mylne, to z czasem zyskało negatywne zabarwienie. W trosce o spójność tekstu tam, gdzie było to uzasadnione, ówczesna terminologia została zachowana, przy czym nie miało to na celu obrażenia niczyich uczuć.
Doświadczenie pokazuje, że w tego rodzaju pracy źródłem problemu często bywają daty i liczby. Dane w materiałach źródłowych nierzadko różnią się między sobą, i to znacząco. Tam, gdzie precyzyjne informacje okazały się niedostępne, oraz w przypadkach, gdy konkretne liczby nie znajdowały potwierdzenia w innych źródłach (a czasem nawet wówczas, gdy potwierdzenie udało się znaleźć), czytelnik spotka się z użyciem takich słów jak „około”, „w przybliżeniu”, „na początku” czy „pod koniec”. Problematyczne bywają również imiona i nazwiska – Artur/Arthur, Walter/Walther itp. W takich sytuacjach zastosowana została najczęściej spotykana pisownia.
Książka ta nie powstałaby, gdyby nie możliwość korzystania z nadzwyczajnego dobrodziejstwa, jakim dla każdego studenta czy badacza jest obecnie internet, dzięki któremu od przytłaczającej ilości szczegółowych informacji na dany temat dzieli nas jedno kliknięcie myszki. Narzędzie to niewiarygodnie wprost zwiększyło dostępność wiedzy, choć cynicy mogą twierdzić, że przysłużyło się również szerzeniu ignorancji, gdyż w cyberprzestrzeni znajduje się ogrom treści, które należałoby uznać za kontrowersyjne, mylące czy też zwyczajnie niezgodne z prawdą albo celowo wprowadzające w błąd. Dlatego też podczas korzystania z internetu należy stosować takie same kryteria jak podczas szukania danych w jakichkolwiek innych źródłach. Wydaje się jednak oczywistością, że nie jest możliwe, aby każdy odbiorca z osobna sprawdzał ich wiarygodność z oryginalnymi dokumentami dotyczącymi interesującej go sprawy. Pod tym względem internet nie różni się od innych materiałów źródłowych. Szukając informacji na dany temat, większość z nas w mniejszym lub większym stopniu polega na tłumaczeniu i interpretacji – czy to w sensie dosłownym, czy przenośnym – utalentowanych jednostek, w których uczoności pokładamy nasze zaufanie. Z tego powodu przeprosiny za korzystanie z materiałów dostępnych w internecie byłyby tu nie na miejscu, zwłaszcza że zdobycie ich w inny sposób byłoby niezmiernie trudne albo wręcz niemożliwe. Dane z nich pochodzące zostały sprawdzone tak samo pieczołowicie, jak by to miało miejsce w przypadku korzystania z bardziej tradycyjnych źródeł.
Na koniec wypada wspomnieć, że w niektórych przypadkach dokonano drobnej redakcji dosłownych cytatów, co zwykle miało na celu korektę interpunkcji lub gramatyki, zadbano jednak przy tym, by cytowane fragmenty nie straciły pierwotnego sensu. Jeśli tak się stało, to wina za to – podobnie jak za wszelkie inne ewentualne błędy – leży po stronie autora.
Gdyby na ulepszenie ludzkiej rasy poświęcić choć dwudziestą część kosztów i wysiłków poświęcanych ulepszeniu ras koni i bydła, jakąż to plejadę geniuszy moglibyśmy stworzyć! Sprowadzilibyśmy na świat proroków i najwyższych kapłanów cywilizacji z taką samą skutecznością, z jaką za sprawą łączenia się w pary kretynów mnożymy idiotów.
– Francis Galton (1865)22
W dzisiejszym społeczeństwie eugenika stosowana nie jest dłużej utopią, a tym bardziej nie będzie nią w społeczeństwie przyszłości.
– Jenő Vámos (1911)23
W 1859 roku Karol Darwin opublikował O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego czyli o utrzymaniu się doskonalszych ras w walce o byt, czym wywołał kontrowersje, które zwłaszcza w świecie teologii judeochrześcijańskiej nigdy tak naprawdę nie ucichły24. Z czasem jego dzieło przyniosło niezamierzone przez autora zgubne skutki, mimo że nie zostały w nim zawarte żadne teorie rasowe. Już sama sugestia, że mógłby chcieć poprzeć podobne idee, przeraziłaby Darwina, który był niezwykle tolerancyjny. W rzeczywistości jego rozprawa zawierała bardzo niewiele bezpośrednich odniesień do Homo sapiens, a jej głównym tematem była ewolucja innych form życia zwierzęcego i roślin25.
Długo przed tym, jak Darwin wstrząsnął posadami wierzeń religijnych, trwała z pozoru naukowa dyskusja dotycząca rozwoju cech człowieka. W latach dwudziestych XIX wieku z tej dyskusji wyłoniła się tak zwana teoria rekapitulacji. Przyjmowała ona, że okres dzieciństwa wśród przedstawicieli rasy białej jest odpowiednikiem okresu dzikości bądź barbarzyństwa w rozumieniu ewolucjonizmu. W związku z tym dorośli przedstawiciele stojących „niżej” grup musieli być mentalnie i emocjonalnie na poziomie dzieci i nastolatków płci męskiej rasy białej. Ta pseudonaukowa teoria nie odnosiła się wyłącznie do ras innych niż biała. Do „niższych” grup można było zaliczyć – i zaliczano – także osoby aspołeczne, przestępców, kobiety i przedstawicieli każdego nielubianego przez definiujących owe „niższe” grupy narodu. Z czasem myśl ta ustąpiła pola ideom darwinizmu, ale wpływ takiego rozumowania na późniejszych teoretyków eugeniki wydaje się oczywisty26.
Dwa lata przed ukazaniem się Darwinowskiego O powstawaniu gatunków, w 1857 roku, francuski psychiatra Bénédict Augustin Morel opublikował swoje niezwykle wpływowe dzieło zatytułowane Traité des dégénérescences physiques, et intellectuelles et morales de l’espèce humaine (Traktat o zwyrodnieniach fizycznych, intelektualnych i moralnych gatunku ludzkiego), w którym przedstawił teorię „degeneracji”. Morel zasugerował, że wiele nieprawidłowości, zarówno fizycznych, umysłowych, jak i moralnych, jest wynikiem jednego procesu: wyradzania się, czyli degeneracji. Doszedł do wniosku, że większość chorób to skutek dziedzicznych zaburzeń, których nie da się wyleczyć. Przyzwolenie na to, by osoby cierpiące na takie zaburzenia płodziły potomstwo, stwarzało zagrożenie dla dziedzicznej wartości narodu. Przyczyną owych przypadłości było, zdaniem Morela, spożywanie nadmiernych ilości alkoholu, palenie tytoniu i opium. Morel uważał, że u jednostek osłabionych brakiem powściągliwości w stosowaniu używek i zbytnim folgowaniem innym apetytom rozwinęły się choroby obniżające ich wartość dziedziczną. To zwyrodnienie było przekazywane kolejnym potomkom i kumulowało się z czasem tak, że każda zdegenerowana linia kończyła się mniej więcej na czwartym pokoleniu, w którym dzieci rodziły się jako bezpłodne imbecyle.
Teoria degeneracji była na tyle uniwersalna, że w prosty sposób wyjaśniała przyczyny najrozmaitszych chorób. Nawet jeśli ich objawy z pozoru się różniły, to według Morela stanowiły jedynie odmienne przejawy tego samego problemu: zdegenerowanej dziedziczności. Trudno przecenić wpływ tej teorii na rozwój myśli eugenicznej, gdyż jak pisał Morel: „Na uwadze mamy nie jednostkę, pojedynczą istotę ludzką, ale społeczeństwo jako całość, dlatego chcąc sprostać tak ważnemu zadaniu, musimy przedsięwziąć odpowiednie środki”27. To jedno zdanie mogło stać się przyczyną wszystkiego, co nastąpiło.
Wojna na słowa wywołana przez tezę Darwina rozgorzała z nową mocą, gdy w 1871 roku ukazało się jego kolejne dzieło, O pochodzeniu człowieka, w którym ujął w ramy swojego ewolucyjnego paradygmatu fizyczny, intelektualny i moralny rozwój rodzaju ludzkiego28. Zbiór czerpiących z idei Darwina teorii, określony później mianem darwinizmu społecznego, głosił, że konkurencja w społeczeństwie na poziomie jednostek, między grupami wewnątrz narodu i między narodami jest jednym z fundamentalnych procesów ewolucji biologicznej i społecznej29. Silniejsze jednostki czy grupy miały przetrwać i rozkwitać nawet po zniknięciu słabszych. Stało się to uzasadnieniem dla imperializmu i rasizmu przy jednoczesnym odwrocie od reform i liberalizmu. Choć nowy kierunek socjologiczny nosił imię Darwina, to nigdy nie ograniczał się do konkretnej interpretacji wyłącznie jego pism, ale czerpał też z prac wielu innych, w tym filozofa, socjologa i politologa Herberta Spencera, demografa i ekonomisty politycznego Thomasa Malthusa, a także, co chyba najważniejsze, biegłego w wielu dziedzinach uczonego Francisa Galtona.
Spencer twierdził, że gatunki ewoluują przez proces doboru naturalnego, a przetrwanie danego organizmu może być zapewnione jedynie przez usuwanie najsłabszych przedstawicieli i działania na rzecz najsilniejszych. Jego zdaniem, zdefiniowanych później przez eugeników „gorszych” przedstawicieli gatunku należało wykluczać z populacji, aby umożliwić „wartościowym” jednostkom jak najlepsze wykorzystanie potencjału społeczeństwa w dążeniu do rozwoju i szczęścia. Co więcej, całkowicie dopuszczalne było wykorzystywanie „gorszych” w charakterze swego rodzaju niewolniczej siły roboczej dla zapewnienia dobrobytu „wartościowych”. Stąd wystarczył już tylko niewielki krok, by zasugerować, że dążenie do unicestwienia najsłabszych przedstawicieli społeczeństwa jest nie tylko czymś naturalnym, lecz także nadzwyczaj pożądanym. Przetrwać mieli – i powinni – tylko najsilniejsi30. Spencer w bezwzględnych słowach ujął to tak: „Jeśli są na tyle doskonali, by żyć, niech żyją. Jeśli nie są wystarczająco doskonali, umierają i tak jest najlepiej”31.
Darwinizm społeczny ze swym odniesieniem darwinowskiej „walki o przetrwanie” do świata ludzi przyczynił się z kolei do narodzin „nauki” nazwanej eugeniką. W praktyce oba te pojęcia dla opinii publicznej z czasem zaczęły znaczyć to samo, a jednak, choć miały ze sobą wiele wspólnego, nie były synonimami32. Nazwa „eugenika” określająca system poglądów pozbawionych jakichkolwiek podstaw naukowych została ukuta przez Galtona, kuzyna Karola Darwina, który posłużył się greckim słowem eugenes oznaczającym dobre urodzenie bądź pochodzenie. Galton zdefiniował eugenikę jako „naukę o ulepszaniu rodzaju ludzkiego przez udoskonalone rozmnażanie”33. A dokładniej miała to być „nauka zajmująca się wszystkim, co może wpłynąć na poprawę i rozwój wrodzonych cech rasy”34.
Takie rozumienie Spencerowskiej wiary w „przetrwanie najsilniejszych”, przekonania, które z czasem legło u podstaw ideologii nazistowskiej, miało swoje logiczne następstwa35. Antonimem tego pojęcia stała się dysgenika definiowana jako postępujące na drodze ewolucji osłabienie bądź genetyczna deterioracja danej populacji organizmów uwarunkowana czynnikami środowiskowymi, często będąca skutkiem wadliwego funkcjonowania mechanizmu doboru naturalnego bądź wystąpienia selekcji negatywnej. Węgierski zoolog István Apáthy uważał, że:
Celem eugeniki jest zwrócenie uwagi na fakt, że każdy porządek społeczny, każdy zwyczaj, a także styl życia i moralność godzące w dobór najlepszych jednostek godzą tak naprawdę w przyszłość całego społeczeństwa, nad ocalenie przyszłych pokoleń przedkładając przyjemność chwili i wyłączny dobrostan pokolenia obecnego36.
Albo jak na przełomie XIX i XX wieku zauważył amerykański socjolog i darwinista społeczny William Graham Sumner:
Sentymentaliści zawsze srodze się oburzają na koncepcję przetrwania najsilniejszych, będącą owocem wolności. Jeśli nie podoba się nam przetrwanie najsilniejszych, to alternatywą dla niego jest wyłącznie przetrwanie najsłabszych. Jeżeli A, osobnik słaby, skazany jest na to, by zginąć, a ktoś zainterweniuje, zmuszając B, osobnika silnego, do tego, by go ocalił i zachował przy życiu, wówczas oczywiście A przetrwa i będzie żył kosztem B, który będzie przez niego ograniczany i hamowany. Taki proces spowalnia zatem rozwój społeczeństwa i uwstecznia je, zamiast popychać naprzód37.
Tak więc podstawowym założeniem ruchu eugenicznego było to, że ograniczenie „gorszym” możliwości rozmnażania się („eugenika negatywna”) przy jednoczesnym zapewnieniu jak najlepszych warunków prokreacji osobnikom „lepszym” („eugenika pozytywna”) korzystnie wpłynie na społeczeństwo. Według Galtona stworzenie doskonalszych obywateli przez lepszy dobór przyszłych rodziców miało być oczywistym i nieuniknionym skutkiem stosowania zasad pozytywnej eugeniki, którą propagował:
Wśród dzieci bez trudu możemy zaobserwować ogromną różnorodność charakterów. Jedne są z natury hojne i szczere, inne zaś skąpe i podstępne; jedne są ciepłe i kochające, inne chłodne i bezduszne; jedne są potulne i cierpliwe, inne pewne siebie i uparte; część z nich ma iście anielskie usposobienie, ale co najmniej drugie tyle bardziej przypomina diabły. Podobnie jak […] dobieranie w kolejnych pokoleniach w pary mężczyzn i kobiet o podobnych, rzadko występujących talentach, mogłoby doprowadzić do stworzenia nadzwyczaj uzdolnionej rasy, tak zastosowanie jeszcze surowszych kryteriów doboru odnoszących się do ich usposobienia moralnego poskutkowałoby moim zdaniem równie znaczącą poprawą wrodzonego usposobienia potomnych38.
Co do eugeniki negatywnej, Galton nie proponował żadnych radykalnych rozwiązań. Jednostki gorsze – „odpad”, jak je sam określał – miały być zniechęcane do zawierania małżeństw i rozmnażania się bądź też miały się na ten krok decydować jak najpóźniej. Dzięki temu z czasem jednostki najlepsze miały rosnąć w siłę i rozkwitać przy jednoczesnym spadku liczby „odpadów” aż do ich zupełnego wyeliminowania. Galton proponował stworzenie programu finansowych bodźców, które zachęciłyby element pożądany do rozmnażania się39, jednak pytanie, jak zniechęcić do tego jednostki niepożądane, pozostawało bez odpowiedzi. Wydaje się, że gdy chodzi o eugenikę, zarówno pozytywną, jak i negatywną, Galton nie brał pod uwagę żadnych form przymusu. Uważał, że społeczeństwo samo rozwiąże te problemy, gdy tylko głoszone przez niego teorie zyskają uznanie i w sposób bardziej dopracowany i zdecydowany zostaną wprowadzone w życie.
Oczywistym i dość palącym problemem były niewątpliwie definicje. Co oznaczało „lepsi” i „gorsi”? I kto miał o tym zdecydować? Na te pytania, rzecz jasna, nie udało się (tak jak nie udaje się dziś) udzielić satysfakcjonującej odpowiedzi, choć najbardziej zaangażowanym eugenikom wydawała się ona oczywista. „Wartościowe” życie reprezentowała rasa czy klasa społeczna, do której należeli oni sami, bądź też taka, z którą sympatyzowali; życie „bezwartościowe” oznaczało wszystkich pozostałych. W 1880 roku Robby Kossman, niemiecki zoolog, który z czasem został profesorem medycyny, zwięźle wyraził eugeniczny punkt widzenia:
Daje się zauważyć, że z darwinowskiego punktu widzenia obowiązująca obecnie sentymentalna koncepcja podkreślająca wartość życia człowieka jako jednostki bardzo tę wartość zawyża, przez co hamuje postęp całej ludzkości. Gatunek ludzki, podobnie jak każda inna zbiorowość ze świata zwierzęcego, jeśli tylko ma ku temu sposobność, musi dążyć do coraz wyższej doskonałości przez niszczenie słabiej obdarzonych pożądanymi cechami osobników, tak aby lepiej obdarzone jednostki zyskały przestrzeń dla rozwoju swojego potomstwa. […] W interesie gatunku leży tylko zachowywanie życia bardziej doskonałego kosztem mniej doskonałego40.
Powyższy cytat zawiera kilka elementów, które w przyszłości złożyły się na typowo nazistowską ideologię: jednostka jest niczym, naród (Volk) jest wszystkim, a miarą wartości człowieka jest wyłącznie jego wkład w życie społeczności. Judeochrześcijańska etyka opierająca się na wierze w nienaruszalność życia znalazła się w odwrocie, a kapitalnego znaczenia nabrała maltuzjańska koncepcja ograniczania wzrostu populacji41. Jednak między teorią Malthusa a jej eugeniczną interpretacją istniała zasadnicza różnica. Malthus opowiadał się za niczym nieograniczaną regulacją urodzeń, która miała umożliwić lepsze gospodarowanie zasobami planety. Według higienistów rasowych było to niebezpieczne uproszczenie – tym, co się naprawdę liczyło, był wysoki przyrost naturalny wśród genetycznie „wartościowych” przy proporcjonalnie niskim wskaźniku urodzeń wśród genetycznie „bezwartościowych”. Dlatego naziści zaproponowali i wdrożyli dobór hodowlany, kierując się pragnieniem ekspansji i zwiększenia geopolitycznej potęgi, nie zaś altruizmem czy humanitaryzmem. To nie cisi i pokorni mieli posiąść ziemię, ale dziedzicznie wartościowi. Właśnie w związku z tym nazistowscy teoretycy medycyny odcinali się od idei Malthusa, nierzadko w sposób bardzo zdecydowany42. W Niemczech pod rządami narodowych socjalistów „wartościowi” byli zachęcani do płodzenia potomstwa, „bezwartościowych” zaś siłą przed tym powstrzymywano. Wyrazem tej dychotomii był między innymi Honorowy Krzyż Niemieckiej Matki (Das Ehrenkreuz der Deutschen Mutter), odznaczenie ustanowione w 1938 roku i przyznawane wielodzietnym „aryjskim” matkom spełniającym określone kryteria w zakresie cech dziedzicznych. Promując w ten sposób dzietność kobiet uznanych za genetycznie wartościowe, reżim sterylizował jednocześnie dziesiątki tysięcy innych, postrzeganych jako biologicznie nic niewarte. Niesprawiedliwe byłoby zrzucenie całej winy wyłącznie na Galtona, jednak sytuacja ta w swej istocie była logiczną – jeśli nawet trudną do przewidzenia – konsekwencją stawianych przez niego tez.
Prawdziwe zagrożenie, jakie niosło ze sobą takie rozumowanie, objawiło się dopiero wtedy, gdy eugeniczne teorie zaczęły być stosowane w praktyce przez volkistowskie ruchy szerzące się pod koniec XIX i na początku XX wieku w Stanach Zjednoczonych i wielu krajach Europy. Na podstawie wyników wątpliwej wartości testów na inteligencję, którym poddawani byli amerykańscy rekruci, w 1923 roku psycholog Carl Brigham napisał w książce zatytułowanej A Study of American Intelligence (Studium amerykańskiej inteligencji), że spadek inteligencji u amerykańskich mężczyzn to w znacznej mierze skutek imigracji „gorszych” ras43. Eugenika zaczęła się nierozłącznie wiązać z rzekomymi problemami rasowymi. Naturalista Zsigmond Fülöp, węgierski redaktor dzieł Darwina, trafnie oddał ówczesny sposób rozumowania: „Eugenika stanowi zastosowanie teorii Darwina w odniesieniu do społeczeństwa wpływające na poprawę jakości danej rasy, zwłaszcza jej cech społecznych”44.
Łatwo było sypać jak z rękawa takimi pojęciami, ale co dokładnie mieli na myśli eugenicy, mówiąc o „rasie” czy „przymiotach społecznych”? Choć początkowo przyznawano, że dojście do jakichkolwiek w pełni akceptowalnych wniosków będzie z natury rzeczy trudne, to w 2002 roku American Psychological Association (Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne) podjęło próbę zdefiniowania nie tylko rasy, lecz także etniczności i kultury. Ustalono wówczas, że „rasa powinna być uważana za pojęcie raczej z dziedziny socjologii niż biologii. Jest to zatem kategoria, do której inni przypisują jednostkę na podstawie cech fizycznych, takich jak kolor skóry czy wygląd włosów, oraz zbiór powstałych w związku z tym stereotypów i uogólnień”. Etniczność, jak zasugerowano, to „przyjęcie charakterystycznych dla danej grupy tradycji i obyczajów związanych z kulturą miejsca swojego pochodzenia oraz towarzyszące temu poczucie przynależności”. Kultura zaś to „ucieleśnienie światopoglądu w nabytych i przekazywanych wierzeniach, wartościach i obyczajach, na które składają się również tradycje duchowe i religijne. Obejmuje ona także styl życia ukształtowany przez działające na grupę siły historyczne, ekonomiczne, ekologiczne i polityczne”45. Usiłowanie stworzenia tych definicji potwierdziło tylko, że próby ustanowienia kryteriów dla tych z zasady niedefiniowalnych pojęć muszą się wiązać z trudnościami. Ale i tak wątpliwe jest, by wielu teoretyków eugeniki starało się te kwestie drobiazgowo analizować. Szczególnie „rasa” mogła przybrać takie znaczenie, jakie tylko postanowił nadać jej mówca czy pisarz, dlatego w 1956 roku możliwe było napisanie przez Winstona Churchilla, który w młodości był wielkim zwolennikiem eugeniki, książki o Brytyjczykach zatytułowanej The Island Race (Wyspiarska rasa), jak gdyby naród ów posiadał jakieś szczególne cechy rasowe. Prawie 30 lat później Margaret Thatcher uznała, że może powtórzyć słowa swojego bohatera, i zasugerowała, iż mieszkańcy Falklandów są, tak jak Brytyjczycy, „wyspiarską rasą”, niewłaściwie posługując się słowem, które już wtedy było uważane za bezużyteczne, a w dodatku, po doświadczeniach z nazizmem, miało bardzo złe konotacje46.
Problemu nie stanowi zresztą wyłącznie semantyka. Jak zauważył wybitny genetyk Richard Lewontin:
Należałoby przestać mówić o wielkich rasach, ponieważ stosowanie tego określenia wywołuje wrażenie, że grupy te bardzo różnią się między sobą w istotnych kwestiach – nie tylko pod względem koloru skóry, który przecież nie ma większego znaczenia poza jakimś trudnym do określenia aspektem estetycznym, ale też pod względem tego, co naprawdę ważne: charakteru, inteligencji, zachowania, skłonności do rywalizowania bądź jej braku i tak dalej. Badania dostarczyły dowodów, że nie istnieją żadne godne uwagi różnice w tych aspektach, dlatego powinniśmy zaprzestać mówienia o rasie47.
Ale, rzecz jasna, nie zaprzestaliśmy. Jednak o ile wciąż nie jesteśmy skłonni wyrzec się pojęcia „rasy” czy innych jego lingwistycznych wariacji i często posługujemy się nim jako swego rodzaju skrótem zastępującym bardziej precyzyjną terminologię, o tyle dla eugeników ten absolutnie błędny termin stanowił kamień węgielny ich światopoglądu.
Możliwe, że jak mawiano, „każdy Niemiec miał swoje własne wyobrażenie rasy”, ale pewne jest, że tożsamość rasowa była dla nazistów problemem, z którym nigdy się w sposób satysfakcjonujący nie uporali. Dla części rzekomych „ekspertów” podział na rasy brał się z cech fizycznych, podczas gdy inni odrzucali tę koncepcję jako „nienaukową”, gdyż niewiele było osób, które można by uznać za całkowicie czyste rasowo. Reżim sam się gubił, usiłując znaleźć rozwiązanie dla tego narzuconego sobie problemu, i był konsekwentny jedynie we własnej niekonsekwencji, gdyż z wyłączeniem Żydów, wobec których stosowano definicję prawną, podejście do spraw tożsamości narodowej i rasowej było w poszczególnych regionach podlegających nazistowskiej hegemonii bardzo różne – w niektórych miejscach okazywało się skrajnie rygorystyczne, w innych zaś wręcz przeciwnie. Tak jak w przypadku wielu innych kwestii związanych z eugeniką, dużo zależało od samego twórcy definicji „rasy”, ponieważ istniejące wytyczne były dość nieprecyzyjne i „eksperci” rzadko zgadzali się co do tego, jakie kryteria należy stosować48. Krótko mówiąc, nazistowska polityka rasowa pozostaje jak na razie najlepszym przykładem absurdalności prób identyfikowania pod tym kątem czy to narodów, czy poszczególnych osób i głoszenia wyższości zalet rzekomo przyrodzonych jednej rasie nad zaletami innej.
W jednym ze swoich wystąpień w 1904 roku Galton zauważył, że eugenika jest traktowana jak nowa religia. Powiedział: „Rzeczywiście ma ona mocne podstawy do tego, by stać się ortodoksyjną religią przyszłości, gdyż współdziałając z naturą, dąży do tego, by ludzkość tworzyły najsilniejsze rasy. Tego, czego natura dokonuje w sposób ślepy, powolny i bezwzględny, człowiek może dokonać rozważnie, szybko i w duchu życzliwości”49. Galton, tak jak Lincoln Steffens nieco później i w innych okolicznościach, z przekonaniem mógłby powiedzieć: „Ujrzałem przyszłość – i wiem, że się sprawdza”. Dalej stwierdził jednak, że społeczeństwo nie jest jeszcze gotowe, by zaakceptować eugenikę. Miało to być możliwe dopiero, „gdy zgromadzona zostanie dostateczna ilość dowodów, tak by prawdy, na których się ona [eugenika] opiera, stały się oczywiste dla wszystkich. Ten moment jeszcze nie nadszedł”50. Innymi słowy, konieczne było najpierw przekonanie społeczeństwa do ogromnych korzyści, jakie przyniesie ta nowoczesna wiara, i dopiero wówczas można było zacząć wprowadzać w życie jej zasady. Co więcej, nowa teologia miała postawić na głowie tradycyjną etykę religijną, a także zasadę wolności, równości i braterstwa zawartą w Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela, gdyż Galton nie okazał się ani żarliwym chrześcijaninem, ani demokratą, kiedy napisał:
Oczywistą drogą życiową inteligentnych ludzi – ośmielę się powiedzieć, że również ich religijnym obowiązkiem – jest podążanie w stronę, w którą popycha ich natura, czyli ku ulepszeniu rasy. […] Jednak [demokracja] posuwa się dalej, zakładając, że wszyscy ludzie jako jednostki społeczne mają taką samą wartość, są tak samo zdolni do głosowania i temu podobnych. To przekonanie jest bezsprzecznie błędne i nie może przetrwać51.
Pretekstem dla snucia eugenicznych teorii stały się problemy stwarzane przez tak zwanych ograniczonych umysłowo (było to całkowicie niewłaściwe określenie obejmujące wszystko, od niepełnosprawności umysłowej przez alkoholizm po rozwiązłość seksualną i inne zachowania uznane za antyspołeczne)52. Osoby takie, nazywane idiotami, imbecylami, kretynami czy degeneratami, były wykorzystywane dla propagowania koncepcji, że istnieje wyraźny związek między niską inteligencją a niemoralnością i przestępczością. Za przyczynę problemów społecznych tamtych czasów uważano dziedziczne ograniczenie umysłowe, a towarzyszące mu ubóstwo miało być skutkiem dziedzicznej degeneracji. Stąd płynął wniosek, że „nie wszyscy przestępcy są ograniczeni umysłowo, ale wszystkie osoby ograniczone umysłowo są co najmniej potencjalnymi przestępcami. I nikt chyba nie jest w stanie zaprzeczyć, że każda ograniczona umysłowo kobieta jest potencjalną prostytutką”53.
Przekonanie to miało zasięg globalny. Amerykański prezydent Theodore Roosevelt wyraził jedynie powszechnie panującą opinię, gdy napisał: „Pewnego dnia zdamy sobie sprawę, że najważniejszym, nieuniknionym obowiązkiem dobrego przedstawiciela pożądanego ludzkiego typu jest pozostawienie po sobie na tym świecie krwi z jego krwi i że nie mamy żadnego interesu we wspomaganiu przetrwania obywateli typu niepożądanego”54. Kilka lat później Calvin Coolidge, ówczesny amerykański wiceprezydent, oświadczył: „Ameryka musi pozostać amerykańska. Prawa biologii pokazują […], że rasa nordycka ulega deterioracji na skutek mieszania się z innymi rasami”55. Amerykański psycholog Henry Goddard uważał za oczywiste, że żadnej umysłowo ograniczonej osobie nie powinno być wolno wstępować w związek małżeński ani mieć dzieci. Co więcej, obowiązkiem „inteligentnej” części społeczeństwa było egzekwowanie tej zasady. Oliver Wendell Holmes, współczesny Goddardowi wybitny amerykański prawnik, stwierdzał, że:
Byłoby lepiej dla całego świata, gdyby zamiast czekać na egzekucję zdegenerowanego potomstwa za popełnione przez nie przestępstwa albo też zamiast pozwalać mu ginąć śmiercią głodową z powodu jego własnego imbecylizmu, społeczeństwo mogło powstrzymać tych, którzy są wyraźnie nieprzystosowani, przed przedłużaniem gatunku. Zasada dopuszczająca obowiązek szczepień jest na tyle uniwersalna, że może objąć także wycięcie jajowodów. Trzy pokolenia imbecyli wystarczą56.
W O pochodzeniu człowieka Darwin pisał: „Osoby słabe i chorowite, mające jakieś defekty fizyczne albo upośledzone umysłowo, nie powinny doprawdy zawierać ślubów małżeńskich. […] To też każdy, kto na tym polu pracuje, wielkie przynosi ulgi społeczeństwu”57. W wiktoriańskiej Wielkiej Brytanii z małżeństwem, rzecz jasna, zawsze wiązała się prokreacja. Darwin natomiast, jeśli nawet nie postulował dobrowolnej sterylizacji, to przynajmniej zachęcał do wstrzemięźliwości. Inne równie jak on znane osobistości gotowe były pójść dalej. Winston Churchill jako minister spraw wewnętrznych nawoływał do przeprowadzania „prostych zabiegów chirurgicznych (sterylizacji), tak by osoby gorsze mogły swobodnie żyć wśród innych, nie powodując większych niedogodności”, i pisał do ówczesnego premiera Herberta Asquitha: „Jestem przekonany, że wzrost liczby ludzi ograniczonych umysłowo, który dokonuje się teraz w sztucznie zawyżonym tempie, nie hamowany przez żadne z dawniejszych ograniczeń ze strony natury, a wręcz napędzany przez cywilizowane warunki życia, stanowi ogromne zagrożenie dla rasy”58. W 1903 roku Herbert G. Wells pisał:
Gdybyśmy byli w stanie zapobiec posiadaniu potomstwa przez gorszy typ ludzki albo gdybyśmy potrafili go do tego zniechęcić, a zamiast tego pobudzić i zachęcić do rozmnażania się i zwiększania swojej liczebności typ lepszy, wówczas podnieślibyśmy ogólny standard życia gatunku. Wniosek ten jest tak oczywisty, tak łatwy do wysnucia, że przypuszczalnie w każdej epoce rozbrzmiewały zdumione głosy pytające, dlaczego się tego nie robi59.
Rok wcześniej Wells propagował eugenikę, jeszcze mniej przebierając w słowach:
Obywatele Nowej Republiki […] wnikną w ciemne miejskie zaułki i wydobędą z mroku wszystkie siedliska stwarzające hołocie dogodne warunki do rozrodu; będą tworzyć prawo własności w taki sposób, że czarni, żółci, a także biali z nizin społecznych nie będą się mogli nigdzie na stałe osiedlać […], a rodzenie dzieci przestanie być atrakcyjną perspektywą dla bezrobotnej biedoty. […] Rzecz taka, likwidacja słabych i ulegających zmysłom, jest możliwa. Zgodnie z zasadami, które zapewne pobudzą do działania dominujące klasy tych nowych czasów, będzie ona w przyszłości dozwolona, a także – nie wątpię w to prawie wcale – metodycznie planowana i przeprowadzana60.
Nie tylko Wells i Churchill troszczyli się o przyszłość Anglosasów. Nie były też słowa Wellsa jedynie głosem złowieszczego proroka wołającego na pustyni. Podczas wykładu wygłoszonego dla Eugenics Education Society (Eugeniczne Towarzystwo Edukacyjne)61 w 1910 roku George Bernard Shaw powiedział:
Powinniśmy za swój obowiązek uznać uśmiercanie wielu z tych, których obecnie pozostawiamy przy życiu, pozostawianie zaś przy życiu wielu takich, których obecnie zabijamy. Powinniśmy się wyzbyć wszelkich zastrzeżeń wobec kary śmierci. […] Polityka eugeniczna doprowadzi nas z czasem do powszechnego wykorzystania komór śmierci. Wiele osób będzie musiało stracić życie po prostu dlatego, że zajmowanie się nimi to marnotrawienie czasu innych62.
Obrońcy Shawa sugerują, że pisarz, głosząc te uwagi, uciekł się do ironii, że zareagował satyrą na zasady upowszechniane przez bardziej radykalnych eugeników, jednak w 1934 roku z pewnością już nie żartował, gdy pisał:
W chwili kiedy spojrzymy na to uczciwie, nieuchronnie dojdziemy do wniosku, że społeczność ma prawo ustalić cenę za możliwość życia w jej gronie. […] Jeśli ludzie są zdatni do życia, to niech żyją w przyzwoitych, ludzkich warunkach. Jeśli zaś do życia zdatni nie są, należy ich w przyzwoity, ludzki sposób uśmiercić. Czy to takie niezwykłe, że niektórzy z nas skłonni są upatrywać w komorze śmierci rozwiązania problemów z ciężkimi przypadkami, które ciągną ogół w dół do swojego poziomu, jedynego rozwiązania, jakie w nowoczesnych populacjach stworzy poczucie pełnej społecznej odpowiedzialności?63
„Komora śmierci”, zrozumiałe samo przez się określenie tak często występujące w eugenicznej debacie przełomu XIX i XX wieku, już pięć lat po wygłoszeniu tych uwag miało znaleźć zastosowanie nie tylko w teoretycznej dyskusji, lecz także w praktyce.
Doskonałą ilustracją skrajnego dogmatyzmu często cechującego ówczesne myślenie są uwagi Brytyjczyka Roberta Reida Rentoula, członka Royal College of Surgeons (Królewskiego Kolegium Chirurgów), General Medical Council of Education (Rady Kształcenia Medycznego), Medico-Legal Society (Towarzystwa Medyczno-Prawniczego) i Society for the Study of Inebriety (Towarzystwa Badań nad Nietrzeźwością) – człowieka bezsprzecznie uważanego za wybitnego lekarza. W swojej książce z 1906 roku zatytułowanej Race Culture; or Race Suicide? (A Plea for the Unborn) (Ogłada rasy czy samobójstwo rasy? Apel w imieniu nienarodzonych) napisał: „Nie należy nawoływać do małżeństw obywateli brytyjskich z obcymi. Część z nas wie, jakie potworności rodzą się ze związków białych z czarnymi […]. Z punktu widzenia hodowli rasy trudno jest zrozumieć działania tych, którzy propagują naturalizację obcokrajowców”64.
W książce zatytułowanej Heredity and Eugenics in Relation to Insanity (Obłąkanie w świetle dziedziczności i eugeniki), wydanej w 1912 roku przez Brytyjskie Towarzystwo Eugeniczne, Frederick Walker Mott, naczelny patolog rady hrabstwa Londyn, nie pozostawił złudzeń, że nieodłącznym elementem współczesnej mu myśli eugenicznej jest rasizm: „Cudzoziemscy Żydzi i irlandzcy katolicy mają duże rodziny, ponieważ ich religia nie zezwala w tym względzie na wprowadzanie żadnych ograniczeń. […] 25 procent naszej populacji, złożonej głównie ze wspomnianych wyżej słabych ludzkich typów, wydaje na świat 50 procent naszych dzieci i jeśli tak będzie dalej, musi to doprowadzić do degeneracji”65. W wydanej w 1927 roku pracy jego rodaka Charlesa Wicksteeda Armstronga The Survival of the Unfittest (Przetrwanie najsłabszych) pobrzmiewają całkiem wyraźne echa Protokołów mędrców Syjonu. Stwierdziwszy najpierw, że „Anglia posiada najwspanialszą ludzką odmianę na świecie, lecz obecnie robi wszystko, by ją zniszczyć”, Armstrong zdołał spleść bolszewizm i antysemityzm w jedną teorię godną samego Hitlera: „Iście diabelska strategia rosyjskich Żydów zakłada wykorzystanie z czasem całych azjatyckich zasobów ludzkich i bogactw dla osiągnięcia jednego celu – wzniecenia światowej rewolucji, czyli zdławienia cywilizacji”66. A gdy zapomniany obecnie brytyjski eugenik Anthony Mario Ludovici w kilku wydanych między wojnami książkach zaczął propagować nie tylko przymusową sterylizację, lecz także dzieciobójstwo, kazirodztwo i w gruncie rzeczy „eutanazję” – „Nadeszła pora, by uznać konieczność przemocy i poświęcenia i świadomie wybrać te części świata bądź narodu, albo też konkretne jednostki, które należy złożyć w ofierze” – stało się oczywiste, że higiena rasowa zyskała poklask nie tylko w Niemczech67.
Oczywiste jest także to, że wszystkie te pomysły – sterylizacja „gorszych”, sugestia czy wyrażona wprost myśl, żeby usuwać ich ze społeczeństwa, zakaz zawierania małżeństw przez osoby uznawane za nieodpowiednie lub niewarte życia, bezpośrednie łączenie upośledzenia umysłowego z przestępczością, rasizm jako główna idea polityczna – były typowe dla znacznej części eugenicznej argumentacji i wszystkie przeniknęły do ideologii nazistowskiej. Zsigmond Fülöp pytał: „Czy musimy inicjować eugeniczną politykę społeczną albo, inaczej rzecz ujmując, czy istnieje potrzeba stworzenia ludzkiej odmiany, która będzie fizycznie i psychicznie silniejsza i bardziej wartościowa od obecnej? Odpowiedź na to pytanie może być tylko twierdząca”68. Nie później jak w roku 1935 francuski noblista, chirurg Alexis Carrel, uznał za stosowne napisać, że „zakład eutanazyjny, zaopatrzony w gazy właściwe, pozwoliłby nimi [przestępcami i szaleńcami] rozporządzić w sposób ludzki i oszczędny”69. Było to jawne nawoływanie do utworzenia proponowanych już wcześniej „komór śmierci”. Wstęp do niemieckiego wydania Człowieka – istoty nieznanej Carrela z 1936 roku z entuzjazmem odnosił się do polityki nazistów: „W Niemczech rząd podjął energiczne kroki przeciwko mnożeniu się upośledzonych, chorych psychicznie i przestępców. Byłoby rozwiązaniem wprost idealnym, gdyby każda taka istota została zniszczona, o ile okaże się, że jest niebezpieczna”70. Nic więc dziwnego, że Carrel stał się ulubionym eugenikiem Francji Vichy, a ostatnio był tak chętnie cytowany przez Jean-Marie Le Pena, byłego przewodniczącego skrajnie prawicowego francuskiego Frontu Narodowego.
Można przyjąć, że na światową popularność eugeniki w pierwszej połowie XX wieku wpłynęła kombinacja wielu czynników – był to czas, w którym wielkim uznaniem cieszyli się uczeni i sama nauka, a jej nowa dziedzina sankcjonowała utrwalany przez wieki schemat nierówności oraz uprzedzeń klasowych i rasowych, zwracając jednocześnie uwagę na domniemane wady systemu opieki społecznej. Co więcej, nowa ideologia wskazywała drogę ucieczki od wiktoriańskiej koncepcji uwarunkowań środowiskowych jako czynnika determinującego ludzkie zachowanie. Jeśli każde społeczeństwo było nękane przez biedę, przestępczość, prostytucję, alkoholizm i choroby, a wszystkie te bolączki były, jak zakładano, uwarunkowane genetycznie, to chimera eugeniki teoretycznie podsuwała rozwiązanie tych nierozwiązywalnych w innych okolicznościach problemów71. A jednak nielogiczność zrównania przez Galtona hodowli zwierząt czy roślin i ludzi była uderzająca. Rodzaj ludzki, który intelektualnie stać na nieporównanie więcej niż jakąkolwiek inną formę życia, nie jest tylko jeszcze jednym gatunkiem ssaka. I gdyby Galton rozejrzał się wokół siebie, spostrzegłby z bolesną wyrazistością, że dobieranie w pary atrakcyjnych, zdrowych, naukowo uzdolnionych rodziców wcale nie gwarantuje spłodzenia genetycznie lepszego ani nawet równie jak oni dobrego potomstwa. Takie działanie wcale nie zwiększało prawdopodobieństwa uzyskania pożądanego rezultatu. Zdrowi rodzice też miewali chore dzieci. Co do postulatów zachowania rzekomej rodowodowej czystości danej rasy, to zrodziły się one wyłącznie z uprzedzeń i nie miały nic wspólnego z nauką. Pewne jest tylko to, że każde społeczeństwo, które próbowałoby wprowadzić w życie teorie Galtona i jego zwolenników, koniec końców przystałoby na popełnianie zbrodniczych czynów przeciwko tym jego członkom, których uznano by za „niezdatnych” do rozmnażania, a nawet życia.
Co dają ludzkości tysiące kalek, które rodzą się co roku, co dają jej głusi, niemi i kretyni, wszyscy ci dziedzicznie ułomni, których utrzymuje się sztucznie przy życiu i chowa, aż osiągną dorosłość? […] Jak ogromną ilość cierpienia i bólu wywołuje przygnębiający widok takich ludzi u nieszczęśników, którzy sami są chorzy, jak niewyobrażalnie wiele smutków i zmartwień przysparzają własnym rodzinom, jak bardzo nadwyrężają prywatne zasoby i finanse państwa, żyjąc kosztem zdrowych! Iluż z tych strat, ileż cierpienia można by uniknąć, gdyby ktoś wreszcie podjął decyzję o uwolnieniu absolutnie nieuleczalnie chorych od ich nieopisanego cierpienia za pomocą dawki morfiny.
– Ernst Haeckel (1904)72
Wśród najbardziej zagorzałych niemieckich zwolenników Darwina i Galtona byli Ernst Haeckel (kolejny uczony biegły w wielu dziedzinach), wspomniany już wcześniej Alfred Ploetz i lekarz Wilhelm Schallmayer. Choć mogli się czasem różnić co do interpretacji, to wszyscy trzej wraz z wieloma innymi wpływowymi darwinistami wyznawali jedno wspólne credo: każde dające się zaobserwować zdarzenie, czy to o charakterze religijnym, etycznym, czy jakimkolwiek innym, podlega dyktatowi nauki. Wszystko da się wyjaśnić w kategoriach prostych związków przyczynowo-skutkowych i wszechobecnych praw natury73. W związku z tym w ich doktrynie nie było miejsca dla Boga czy boskiej interwencji.
Haeckel nazwał swoją filozofię monizmem i mówiąc w skrócie, twierdził, że Homo sapiens nie jest odseparowany od reszty natury ani się na jej tle niczym nie wyróżnia. Na wszystko – na całą przyrodę nieożywioną i każdą formę życia, w tym człowieka – można spojrzeć z punktu widzenia materii, energii i metafizyki. Formy organiczne różnią się od materii nieorganicznej tylko stopniem zorganizowania. Podczas gdy Darwin sugerował, że wszelkie życie może pochodzić od jednego organizmu, Haeckel wysnuł teorię, że powstało ono z materii nieożywionej74. Poglądy Haeckla na większość tematów uznano by dzisiaj za dość radykalne. Był za pozbywaniem się przestępców (zabijanie ich uważał za „dobry uczynek na rzecz lepszej części społeczeństwa”75), a także za usuwaniem z łańcucha dziedziczności osób umysłowo i fizycznie chorych76. Podobnie jak wielu innych eugeników, postęp dokonujący się w medycynie traktował z lekceważeniem:
Udoskonalona sztuka lekarska dzisiejszych czasów, która chociaż zawsze jeszcze nie jest w stanie rzeczywiście wyleczać chorób, celuje jednak teraz więcej aniżeli kiedykolwiek w przedłużaniu życia na długie lata przy chorobach chronicznych. Prawie wszystkie takie choroby jak gruźlica (suchoty), zołzy (skrofuły), kiła (przymiot), następnie wiele chorób umysłowych, są w wysokim stopniu dziedzicznymi i przechodzą zawsze od słabych rodziców albo na niektóre, albo też i na wszystkie ich dzieci. Czym dłużej słabi rodzice prowadzą za pomocą sztuki lekarskiej nędzne swe istnienie, tym liczniejsze potomstwo odziedziczy te niewyleczalne choroby, tym większa liczba osobników będzie zarażoną w następnych pokoleniach, dzięki „medycznemu doborowi”77.
Haeckel jako fanatyczny rasista wierzył, że eksterminacja na tle rasowym jest po pierwsze nieunikniona, a po drugie korzystna dla procesu ewolucji. Utrzymywał, że „żadna rasa o kręconych włosach nie osiągnęła niczego o historycznym znaczeniu”78. W wydanych w 1868 roku Dziejach utworzenia przyrody pisał, że Europejczycy opanowują cały glob i prędzej czy później skażą inne rasy na wymarcie. Stwierdzenie to w ówczesnej sytuacji geopolitycznej mogło wydawać się słuszne, jednak wniosek, że „nawet gdyby te ludy obficiej się rozmnażały aniżeli biała rasa, zawsze jednak, czy pierwej, czy później, ulegną one tej ostatniej w walce o byt”79, okazał się na szczęście mniej trafny. Co do tego, czy Haeckel był, czy nie był antysemitą, istnieją mocne argumenty przemawiające tak za jednym, jak i za drugim80. Jeśli weźmiemy pod uwagę czasy, w których żył, należałoby raczej zapytać, do jakiego stopnia uległ antysemityzmowi. Był zasadniczo przeciwnikiem wszelkich ortodoksyjnych religii i nosił w sobie głęboko zakorzenioną i dość powszechną wśród Niemców awersję do Ostjuden (dosłownie „wschodnich Żydów”, czyli Żydów pochodzących ze wschodniej Europy, na przykład z Rosji czy z ziem polskich), przy czym uważał – po części słusznie – że niechęć tę podzielali zasymilowani Żydzi niemieccy. Jednak wypowiedź taka jak ta: „Prowadząc wnikliwą analizę antropologiczną osobowości Chrystusa […], dochodzimy do wniosku, że cechy wyróżniające jego szlachetny charakter […] z pewnością nie są cechami semickimi, zdają się przynależeć raczej do wyższej rasy aryjskiej” wskazuje na bynajmniej nie przelotny flirt z antysemickim rozumowaniem81. Ponieważ Haeckel sam z wyglądu był archetypicznym „Aryjczykiem”, jego wydany w 1899 roku Zarys filozofii monistycznej musiał wywrzeć olbrzymi wpływ na niemiecką myśl eugeniczną.
Aż do śmierci Haeckla w 1919 roku założona przez niego w 1906 roku Liga Monistów w znaczący sposób oddziaływała na ruch eugeniczny. Jej związek z nazizmem budzi jednak wątpliwości. Z jednej strony znany jest pogląd, że była wroga narodowym socjalistom, co przejawiało się w jej sprzeciwie wobec nazistowskiego ograniczania wolności jednostki: „Haeckel wraz z Ligą Monistów propagował liczne reformy społeczne i idee będące dla Hitlera istnym przekleństwem, takie jak prawa dla homoseksualistów, feminizm czy pacyfizm”82. Z drugiej strony prezentowana jest całkiem odmienna opinia:
Dla każdego, kto się przyjrzy początkom volkizmu w Niemczech i jego kształtowaniu się przez trzy, może cztery dekady poprzedzające pierwszą wojnę światową, będzie oczywiste, że Haeckel odegrał poważną, znaczącą i w gruncie rzeczy decydującą rolę w powstaniu i dalszym rozwoju tego ruchu. Pod wrażeniem Haeckla i zwolenników stworzonego przez niego monizmu pozostawała imponująca liczba najbardziej wpływowych pisarzy, propagandzistów i orędowników volkizmu. W czasach rozwoju rasizmu, eugeniki rasowej, germańskiego chrześcijaństwa, kultu przyrody i antysemityzmu Haeckel i moniści stanowili ważne źródło wiedzy i inspiracji dla wielu różnych koncepcji, które z czasem wspólnie trafiły pod sztandar narodowego socjalizmu83.
Niewątpliwym faktem pozostaje natomiast to, że po dojściu do władzy naziści zdelegalizowali Ligę Monistów. Wydaje się prawdopodobne, że zacytowane powyżej dwie sprzeczne opinie świadczą jedynie o skłonności Hitlera do asymilowania najróżniejszych politycznych czy etycznych teorii, byleby tylko zgadzały się z jego światopoglądem. Nazizm był, rzec można, ideologią typu „szwedzki stół” – bierz z każdej z serwowanych koncepcji, ile tylko chcesz. Nie ma bowiem najmniejszych wątpliwości, że niektóre z idei monistów – eugenika, eutanazja i rasizm – zajęły w narodowym socjalizmie poczesne miejsce. Jeśli weźmiemy pod uwagę panujący wówczas klimat społeczny, trudno to uznać za przypadek84. Z pewnością jednak politycznej sympatii nazistów – ani komunistów – nie przysporzyły Haecklowi stwierdzenia takie jak to:
Co, u licha, wspólnego ma teoria ewolucji z socjalizmem? Zostało już po wielokroć udowodnione przez przedstawicieli obu stron, i to dawno temu, że te dwie teorie tak do siebie pasują jak ogień i woda. […] Socjalizm domaga się równych praw, równego podziału obowiązków i dóbr, równego dostępu do przywilejów dla wszystkich obywateli; teoria ewolucji, stojąc do niego w zupełnej opozycji, dowodzi, że zrealizowanie tego żądania jest absolutną niemożliwością i że w zorganizowanych w zgodzie z prawami natury społecznościach ludzkich, podobnie jak u zwierząt niższego stopnia rozwoju, ani prawa, ani obowiązki, ani dobra, ani przywileje nigdy nie były równo dzielone pomiędzy wszystkich jej członków i nigdy to miejsca mieć nie może85.
Wpływom teorii Haeckla uległ za to między innymi Friedrich Ratzel, który jako młody dziennikarz w latach siedemdziesiątych XIX wieku spędził sporo czasu w Stanach Zjednoczonych, na Kubie i w Meksyku. Początkowo studiował zoologię, ale po powrocie do Niemiec zaczął wykładać geografię, by z czasem objąć jej katedrę najpierw na Uniwersytecie Technicznym w Monachium, a następnie na Uniwersytecie Lipskim. Pod koniec XIX wieku Ratzel stworzył koncepcję Lebensraum (przestrzeni życiowej), według której podbój pozaeuropejskich lądów przez białą rasę i wyparcie z nich (albo i całkowite wytępienie) ludów autochtonicznych, co wydawało się nieuchronnym następstwem takiego podboju, stanowi naturalną konsekwencję Darwinowskiej „walki o byt” i odwiecznego dążenia ludzkości do ekspansji terytorialnej. Zdaniem Ratzla właśnie ten migracyjny impuls popychał naprzód historię człowieka. Rasa, która mu nie ulegała, narażała się na zdominowanie przez inne, lepiej przygotowane do walki o przetrwanie. Inaczej rzecz ujmując, polityka imperializmu była nie tylko właściwa, ale wręcz konieczna. Ewentualne zniknięcie z powierzchni globu podbitych, „niższych” ras nie miało znaczenia; ich eksterminację można było usprawiedliwić pojęciem zaczerpniętym z darwinizmu społecznego i twierdzeniem, że jest to doskonały przykład „przetrwania najsilniejszych”86. Pod tą opinią cesarz Wilhelm II, a potem Adolf Hitler gotowi byli się podpisać obiema rękami.
Pod silnym wpływem Haeckla pozostawał również Alfred Ploetz87, który choć sprzeciwiał się nazistom, zanim ci doszli do władzy, to z czasem zaczął ich gorliwie popierać. Ważną rolę w rozwoju Ploetza odegrał też szwajcarski psychiatra August Forel, którego nazywano dziadkiem niemieckiego ruchu eugenicznego88. Jako wczesny orędownik eugeniki Forel twierdził, że choroby psychiczne nie tylko podlegają dziedziczeniu, lecz także wzmagają się wraz z rozwojem cywilizacji, czym wywarł silny wpływ na wielu innych eugeników, w tym Ernsta Rüdina, przyjaciela Ploetza ze studiów, a przez pewien czas także jego szwagra89. W pracy z 1885 roku na temat zakładów dla umysłowo chorych Forel pisał: „Pozostawię bez odpowiedzi pytanie, czy najlepszym i najbardziej humanitarnym wyjściem nie byłoby pozbyć się tak odrażających okazów ludzkiego umysłu przez bezbolesną śmierć”90. Uważał, że sterylizacja obłąkanych to ofiara złożona narodowi, porównywalna z tą, którą składa żołnierz w czasie wojny91, a ze względu na swoje rasistowskie poglądy był cytowany przez Houstona Stewarta Chamberlaina: