Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czym Nick Carter zasłużył na tytuł najsławniejszego detektywa Ameryki? Prowadzący podwójne życie prywatny detektyw z niezrównanym zapałem tropi niebezpiecznych przestępców, aby oczyścić Amerykę z plugastwa i zbrodni, czym zaskarbia sobie wdzięczność społeczeństwa. Postać Nicka Cartera rzeczywiście osiągnęła wielką sławę, pojawiając się w filmach na całym świecie, radiu i komiksach.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 94
Nick Carter. Najsławniejszy detektyw Ameryki, Tom 1
Człowiek z hebanową ręką
Warszawa 2016
W biurze szefa policji
– Oto człowiek, którego ścigam – a właściwie tylko jego bilet wizytowy!
Z tymi słowy wszedł sławny detektyw Nick Carter do prywatnego gabinetu szefa policji w Chicago i podał mu bilet wizytowy ze złoconym brzegiem i z następującym napisem:
Książę Yet Klomb
Bangkok, Syjam
– No proszę, książę, to chyba nietrudno go będzie znaleźć! – odezwał się na to ze znaczącym uśmiechem szef policji. – Tego rodzaju osobistości zwykłe podróżować w otoczeniu swego dworu, w najmniej dwadzieścia osób, mają nawet przybocznych trabantów, służbę, która za nimi nosi wachlarze i parasole, i Bóg wie co jeszcze!
– Ten, którego ja mam na myśli, podróżuje sam.
– W takim razie musi to być jakieś nędzne książątko.
– Zgadzam, się z panem. Lecz za to jest on królewskim złodziejem!
– Co, złodziejem? – zapytał zdumiony szef policji.
– Nie inaczej! Opuszczając Bangkok, zabrał on z sobą w pośpiechu i roztargnieniu przypadkiem pozostawioną w salonach szkatułę z cudownymi brylantami, z pałacu kuzyna swego, króla Syjamu.
– Hm, takie nieporozumienia zachodzą i w najlepszych rodzinach! A czy przynajmniej jego książęcej mości o długich palcach opłaciło się to roztargnienie i ten pośpiech?
– Well, poseł syjamski, który był u mnie z polecenia jego królewskiej mości i sprawę tę oddał w moje ręce, oświadczył mi, że skradzione klejnoty są częściowo unikatami w całym świecie i że ich wartość wynosi, najniżej ceniąc, dwieście tysięcy szterlingów.
– Co pan mówi? To na nasze pieniądze okrągły milion dolarów – odpowiedział szef policji, z lekka poświstując.
– W takim razie ma pan rację, ten człowiek jest królewskim złodziejem i właściwie nie dziwię mu się wcale, że woli podróżować sam i nie życzy sobie, ażeby mu przeszkadzano. Więc on zaszczycił New York swoją obecnością?
– Tak jest, ale, jak to się samo przez się rozumie, w najściślejszym incognito. A nim mu zdołano oddać należące mu się książęce honory, wyjechał już z New Yorku do Chicago, zabierając szkatułę.
– I tu również musiał on zachować jak najściślej swoje incognito – dorzucił, śmiejąc się, szef policji – bo nikt mi nie doniósł o jakiejkolwiek wizycie egzotycznego księcia. A kiedy miał tu przybyć?
– Mniej więcej przed miesiącem.
– Ciekawym, w jaki sposób udało mu się przemycić szkatułę z brylantami przez całe szeregi naszych urzędników celnych?
– Na to już nie mogę panu dać odpowiedzi, kochany przyjacielu. W każdym razie powiodło mu się widocznie zamydlić oczy tym panom i wywieść ich w pole – odpowiedział detektyw, wzruszając ramionami.
– Zatem musi to być wyrafinowany ptaszek.
– Naturalnie, że musi być wyrafinowany, bo inaczej przecie nigdy by mu się nie było udało uciec ze swojej ojczyzny Syjamu z taką milionową zdobyczą.
– Złe widoki, przyjacielu. Miał w każdym razie miesiąc do zatarcia śladów.
– Tak, jak się sprawa na oko przedstawia, pościg nie miałby żadnych widoków – przerwał mu Carter. – Ale jedno może nam przyjść w pomoc, a mianowicie to, że sprzedaż tej zdobyczy będzie połączona dla księcia-złodzieja z wielkimi trudnościami. Brylanty nie tak łatwo dadzą się sprzedać, a tym mniej w takich ilościach!
– No, on też nie będzie taki nieostrożny, ażeby zechciał się pozbyć od razu całej zawartości swojej szkatuły.
– Naturalnie, że nie! Przypuszczam atoli, że kamienie są już inaczej oszlifowane, a największe zapewne podzielone. To jednak nie zdoła go uchronić przed wykryciem, a to dlatego, że między najdroższymi ze zrabowanych klejnotów są niebieskie brylanty wyjątkowej rzadkości i nadzwyczajnej wielkości; te więc może on tylko sprzedać tak, jak są. Jeśli przeto teraz nie uda się nam go schwytać, to w każdym razie przy sprzedaży tychże znajdziemy go z całą pewnością.
– Czy pan sądzi, że ów książę obecnie jeszcze bawi w Chicago?
– Przypuszczam.
– Hm, nie wiem, co o tym sądzić? Moim zdaniem taki Syjamczyk powinien zwracać na siebie uwagę publiczności nawet w tak wielkim mieście jak nasze; więc nie potrafi się chyba ukryć.
– Tak, lecz w tym wypadku odgrywa wielką rolę ubranie chińskie – wtrącił detektyw z naciskiem – przecież w Chicago dosyć widzimy kosookich synów niebieskiego państwa, bardzo więc trudne by było wyszukanie naszego księcia w takim przebraniu.
– A szczególnie jeszcze, jeżeli włada dobrze językiem angielskim.
– I w rzeczywistości włada nim dość dobrze.
– A czy może ma jakiekolwiek osobiste oznaki, które by ułatwiły ewentualne jego wykrycie?
– Tak, nie ma prawej ręki.
– Sapristi! – zawołał zdumiony szef policji. – Całej ręki nie ma? No, to już od razu wpada w oczy.
– Przed laty odcięto mu prawą rękę za udział w pewnym sprzysiężeniu przeciw królewskiemu kuzynowi. Od tego czasu nosi rękę hebanową, którą sobie kazał zrobić, aby ukryć swoje kalectwo przed ludźmi.
– Poczekaj pan sekundę... czarna prawa ręka? Z hebanu? – mruknął szef policji, patrząc na detektywa w zamyśleniu. – Eureka! – zawołał potem nagle i aż skoczył z krzesła w wielkim wzruszeniu.
– Czy pan przypadkiem słyszał coś o takiej osobistości? – zapytał Nick Carter pełen oczekiwania.
– Tak, jest. Raportowano mi o obcym przyjezdnym z drewnianą ręką – odparł szef policji.
– Kiedy to mogło być?
– Ostatniego poniedziałku.
– A dziś mamy czwartek; gdzie widziano wówczas tego obcokrajowca?
– W jednym z zakładów pogrzebowych na Clark Street.
Zelektryzowany tą wiadomością detektyw podniósł się.
– Czy umarłego? – zapytał.
Szef policji skinął głową potakująco.
– Na co umarł ten człowiek?
– Na paraliż serca, tak przynajmniej brzmiało lekarskie poświadczenie śmierci.
– A co się stało z trupem?
– Jakiś przyjaciel zmarłego podjął się sprawić mu pogrzeb.
– Lecz przyjaciel ten nie był chyba Syjamczykiem, co?
– Nie, Amerykaninem.
– A jak się nazywa?
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.