Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
42 osoby interesują się tą książką
Knut jest pisarzem w późnym, ale nadal średnim wieku – tyle że ostatnią powieść, która odniosła prawdziwy sukces, wydał dwadzieścia lat temu. Od dłuższego czasu czuje się wypalony. Kolejne książki przechodziły bez echa, ostatnia próba napisania powieści skończyła się źle: redaktor nie był pod wrażeniem, książki więc nigdy nie opublikowano. Teraz jednak Knut dostrzega wreszcie szansę na powrót w światła reflektorów: otrzymał zaproszenie na prestiżowy festiwal literacki, wprawdzie w ostatniej chwili, w zastępstwie kogoś innego, ale jednak… nie zapomnieli o nim. Jako wsparcie zabiera z sobą swego przyjaciela i sąsiada Franka, który akurat przeżywa zawód miłosny… a Knut naprawdę potrzebuje przyjaciela, bo jednym z pozostałych uczestników dyskusji jest nowy mąż jego byłej żony, a kolejną panelistką pewna młoda pisarka, która w swojej ostatniej powieści autobiografi cznej uczyniła z Knuta obiekt kpin i złośliwych plotek, ponieważ opisała ich spotkanie jako przykład sytuacji „Me Too” (on pamięta to inaczej…).
W swojej najnowszej powieści Nina Lykke pokazuje nam z typowym dla siebie sarkastycznym poczuciem humoru ostro zarysowany portret uprzywilejowanej wyższej klasy średniej, elity świata literackiego, w której wszystko jest dozwolone – o ile trzymasz się niewypowiadanych głośno, z góry ustalonych w tej grupie zasad. No bo przecież: nie jesteśmy tu dla przyjemności.
„Nie jesteśmy tu dla przyjemności” to druga po „Ostatnim stadium” wydana przez Pauzę powieść norweskiej pisarki Niny Lykke. Nominowana do Nagrody Księgarzy w 2022, w tym samym roku zdobyła także Nagrodę Literacką Riksmålsforbundet, a prawa do przekładów sprzedano już do kilkunastu krajów.
Wycinki z prasy skandynawskiej:
„Bardzo zabawna powieść o człowieku kultury powalonym na łopatki.”
*
„Lykke wchodzi w umysł znieważonego pisarza - samca alfa.”
*
„Portret człowieka, który jest albo dziadersem, albo łajdakiem, albo gnidą, albo mówi prawdę prosto w oczy – a najprawdopodobniej wszystko naraz.”
*
„Diabelnie dobra powieść o często pogardzanej kulturze białego mężczyzny.”
*
„Obnażanie próżności wyższej klasy średniej.”
*
„Biały, sfrustrowany mężczyzna dostaje szału… rzecz mroczna, zabawna i wprawiająca w zakłopotanie.”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 346
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału Vi er ikke her for å ha det morsomt
Przekład Karolina Drozdowska
Redakcja Ewa Pawłowska
Korekta Marcin Grabski, Anna Gądek
Projekt okładki i stron tytułowych Tomasz Majewski
VI ER IKKE HER FOR Å HA DET MORSOMT
Copyright © Nina Lykke
First published by Forlaget Oktober AS, 2022
Published in agreement with Oslo Literary Agency and Book/Lab Literary Agency
All rights reserved.
Copyright © for the Polish translation by Karolina Drozdowska, 2025
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Pauza, 2025
Zdjęcie autorki na okładce Copyright © Agnete Brun
This translation has been published
with the financial support of NORLA.
Skład i łamanie Dariusz Ziach
ISBN 978-83-974063-6-0 (EPUB); 978-83-974063-6-0 (MOBI)
Wydawnictwo Pauza
Warszawa 2025
Wydanie pierwsze
Wydawnictwo Pauza
ul. Meksykańska 8 m. 151
03-948 Warszawa
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Dla mojej rodziny:
Heidi, Ivara i Nilsa
Nie ma czegoś takiego jak spokój ducha.
Człowiek żyje w stresie, a potem umiera.
Późnym popołudniem Knut – który o tej porze doby porzuca już zazwyczaj wszelkie próby pisania – siedzi i ogląda na YouTubie filmik o raku jądra. Wybrał go, bo wywołuje on dyskomfort przypominający trochę ten, który niosą w sobie próby pisania. A to daje złudne poczucie, że robi się coś produktywnego. Jednak w chwili, gdy Knut ma się już zabrać za samobadanie i zacząć szukać guzków, rozbrzmiewa piknięcie informujące o nowym mailu.
„Zaproszenie do udziału w panelu” – głosi tekst w polu tematu, nadawcą są organizatorzy Festiwalu Literackiego w Lillehammer.
„Kontaktujemy się z niewielkim wyprzedzeniem, ale mimo wszystko mamy nadzieję, że będzie mógł Pan przyjechać. Temat rozmowy to Niewierność w życiu i literaturze, a Pan poruszał tę kwestię w wielu swoich książkach. Organizatorzy zapewniają honorarium (w wysokości zgodnej ze stawkami minimalnymi Związku Literatów), ponadto pokrywają, rzecz jasna, koszty dojazdu, noclegu i wyżywienia”.
Festiwal ma się zacząć za nieco ponad tydzień, co oznacza, że zaproszono Knuta w zastępstwie. Jakiś inny autor wycofał się w ostatniej chwili, wywijając numer, który zdarzało się wywijać i Knutowi w czasach jego największej świetności. „Dziękuję za miłe zaproszenie, przyjadę z przyjemnością” – potrafił odpisać, a następnie paść rażony „nagłą chorobą”, zaledwie kilka dni przed wydarzeniem. Bo mu się jednak nie chciało albo dlatego, że naszła go ochota, by zrobić tego dnia coś innego.
Ale minęło już wiele czasu, odkąd Knut został gdziekolwiek zaproszony i mógł cokolwiek odwołać. Ostatnio uczestniczył w literackim wydarzeniu, jeśli można to tak nazwać, pewnego razu minionej zimy, kiedy odwiedził salę lekcyjną pełną ospałych i niezainteresowanych nastolatków w jednym z liceów na obrzeżach Oslo.
W Lillehammer publiczność będzie składać się z dorosłych ludzi, którzy nie tylko przyjdą tam dobrowolnie, ale wręcz zapłacą za bilet, a może nawet przeczytają przed przybyciem chociaż jedną z jego książek. W Lillehammer ponadto czeka go obfitość jedzenia i napojów wyskokowych, więc Knut, który w tym roku nie dostał stypendium i przeżył ostatnie miesiące na chrupkim pieczywie, jajkach i sardynkach, zaczyna odpisywać na mail przed doczytaniem go do końca.
„Serdeczne dzięki za zaproszenie! Bardzo chętnie...”.
Ale zaraz opada z powrotem na biurowe krzesło. T y l k o s p o k o j n i e.
Knut, który zbliża się do sześćdziesiątki, zaczął ostatnio przemawiać sam do siebie, tak jak przemawia do mieszkańców domu opieki, w którym dorabia sobie na dyżurach.
„A teraz wstaniemy. Wypijemy sobie kawkę. Musimy się teraz uspokoić”.
Studiuje więc dalej ostrożnie treść tego maila, by się dowiedzieć, kto jeszcze będzie brał udział w panelu, a następnie wygląda przez okno na białe niebo i drzewa na podwórzu, po czym sprawdza nazwiska ponownie. Możliwe przecież, że źle spojrzał – ale nie. Widnieją tam jej dane osobowe, zapisane czarno na białym.
Jest jedną z trojga pisarzy, którzy mają dyskutować o „niewierności w życiu i literaturze”. Tyle tematów do wyboru, a to będzie właśnie ten.
I jakby tego jeszcze było mało: trzecim uczestnikiem będzie Terje, obecny mąż byłej żony Knuta, naszego bohatera, który idzie teraz do kuchni i nalewa sobie pełną szklankę wody. Ma świadomość, że organizatorzy nie pomyśleli o nim w pierwszej kolejności, najpewniej nie w drugiej ani trzeciej. Pewnie jakiś asystent przypomniał sobie o nim w ostatniej chwili. „A co z tym typem, który napisał tamtą książkę... no wiecie, tym, co pisał o swoim rozwodzie...”.
– Nie pisałem o swoim rozwodzie – mówi Knut głośno.
Robi wdech przez nos i wydech przez usta, tak jak pokazywano to w filmiku na YouTubie.
Opróżnia szklankę z wodą, wstawia ją do zlewu i wysuwa szufladę z torebkami foliowymi. Zeszłej jesieni, kiedy rozpętało się jego prywatne piekło, zaczął oglądać krótkie filmiki z poradami i trikami gwarantującymi poprawę jakości życia. Dotyczyły one różnych spraw: od ćwiczeń oddechowych po właściwe ustawianie suchych produktów spożywczych w szafkach i składanie ubrań tak, by zajmowały jak najmniej miejsca. Nauczył się na przykład, jak składać reklamówki w małe dekoracyjne trójkąty, i zdarza się, że po prostu wysuwa szufladę, by pooglądać schludnie poukładane w niej foliówki.
Ale dziś to nie pomaga i Knut zatrzaskuje szufladę, po czym zaczyna krążyć po mieszkaniu bez żadnego celu.
Czy oni tam, w tym Lillehammer, w ogóle nie nadążają za rzeczywistością? I przede wszystkim: czy oni tam w ogóle czytają książki?
Chociaż może lepiej, że nie połączyli z sobą wątków – dobry znak. Bo czyż nie to właśnie było celem jego taktyki spod znaku never complain, never explain: by nikt nie zwrócił uwagi na jego zupełnie fikcyjny eksces opisany w tej tak zwanej historii autobiograficznej o s n u t e j n a f a k t a c h, stworzonej przez osobę, obok której Knut już wkrótce ma zasiąść na scenie festiwalowej w Lillehammer, by rozmawiać o „niewierności w życiu i literaturze”.
Knut przystaje przy oknie w salonie. Ulicą w dole przechadzają się ludzie. Knut często tu stoi, patrzy na nich i się zastanawia, dokąd idą, do czego się tak spieszą. Każda z tych osób wygląda tak, jakby dźwigała jakiś ciężar. Ich twarze zastygły w skupieniu i trosce.
Knut jest trybikiem w maszynie, tak samo jak oni wszyscy. Ale dawne poczucie, że przebywa poza społeczeństwem, zaczęło w nim teraz znów pęcznieć i nie chce go opuścić. Knut pamięta ten stan z czasów, gdy był jeszcze mały, a wszystko to wróciło nagle ostatniej jesieni: podejrzenie, że wszyscy inni rozumieją coś, czego on nie rozumie. Że gdzieś istnieje jakaś wielka i fundamentalna tajemnica, którą poznali w s z y s c y p o z a n i m.
Niedawno zaczęło do niego docierać, że wkrótce znów będzie musiał wyjść do ludzi, że się zwyczajnie bez tego nie obędzie. Konto oszczędnościowe sczyszczone do zera, zaczął już nawet korzystać z karty kredytowej.
Pozostaje tylko kwestią czasu, kiedy znów będzie musiał zadzwonić do domu opieki i zgłosić gotowość do pracy.
Po każdym takim dyżurze Knut myśli: Nigdy więcej. Ale zawsze wraca. Ostatnio pracował tam zeszłego lata i – co oczywiste – zmieniło się wielu mieszkańców. Jednym z nich był mężczyzna cierpiący na przedwczesną demencję, zaledwie rok starszy od Knuta. Żartowali sobie w świetlicy, że niedługo to na niego przyjdzie czas i to jemu ktoś będzie zmieniał pieluchy.
Knut śmiał się ze wszystkimi. W trakcie porannej toalety, pomagając mieszkańcom się ubierać, lubił zerkać w lustro, by móc w cichości ducha skonstatować różnicę między sobą a nimi: on – wysoki, ubrany na biało, i ta szara zgarbiona istota, której asystował.
Ale pewnego popołudnia zeszłego lata, gdy jak zwykle spieszył korytarzami, usłyszał nagle muzykę. Przystanął, bo była to ta sama muzyka z lat siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych, której sam lubił słuchać, a gdy uświadomił sobie, że dźwięki dochodzą z pokoju mężczyzny z przedwczesną demencją, po raz pierwszy naprawdę go uderzyło, że równie dobrze mógłby tam siedzieć on sam.
Dobrze się dogadywał z tym człowiekiem, który okresowo potrafił bez problemu rozmawiać na różne tematy, jak każda inna osoba. Aby podtrzymać iluzję równości, Knut nawet czasem z nim żartował, przyznał się, że jest spłukanym pisarzem, i wyznawał, że zazdrości „pewnym ludziom, którzy żyją na koszt gminy i którym podsuwa się posiłki pod nos”.
Oczywiście tak naprawdę pod żadnym względem nie zazdrościł temu facetowi, błądzącemu nocami po całym ośrodku w poszukiwaniu swojego dawnego życia. I nie postrzegał go też jako kogoś równego sobie. Aż do dnia, w którym stanął w korytarzu i usłyszał, jak z pokoju mężczyzny płyną dźwięki Enjoy the Silence Depeche Mode.
Knut odbębnił wszystkie dyżury, do których wzięcia się zobowiązał, ale potem już nie odbierał telefonów z domu opieki, gdy próbowano się z nim kontaktować.
A teraz sam będzie musiał zadzwonić, wie to od połowy marca, kiedy się okazało, że nie dostał w tym roku stypendium. Ale się przed tym wzdraga, a honorarium z Lillehammer umożliwiłoby mu odłożenie tej decyzji o jakiś kolejny tydzień.
W Lillehammer będzie mógł zresztą poczuć, że na nowo uczestniczy w życiu kulturalnym. Może odbije się od dna i znajdzie nowe siły do pisania.
Wynegocjować nową umowę i móc tym samym poprosić wydawcę o zaliczkę, oto jego jedyna nadzieja. Bo choć jego książki już się za dobrze nie sprzedają, to część nakładu zawsze jest wykupowana przez Radę Kultury, a co najważniejsze – nowa książka byłaby sygnałem dla wszystkich komisji stypendialnych, że Knut A. Pettersen wrócił do gry, Knut A. Pettersen wciąż działa, nie ma demencji, jeszcze nie umarł.
Zazwyczaj poszedłby w tym momencie do Franka. Ale Frank, najbliższy sąsiad i przyjaciel Knuta, zszedł się właśnie znowu z M, swoim sekretnym kochankiem, z którym na zmianę się schodzą i rozchodzą – dlatego też jest niedostępny.
Knut idzie do kuchni, gdzie przystaje i patrzy na niewielki stojak z winami. Gdy Frank ponownie schodzi się z M, żonatym, pochodzącym z Pakistanu ojcem trojga dzieci, zawsze przestaje pić, w związku z czym „oddaje” swój stojak z winami Knutowi. Knut mówi, że przechowa go do następnej rundy, na co Frank zawsze odpowiada, że następnej rundy nie będzie, ale gdy M wraca do swojej rodziny w Lørenskog – której tak naprawdę nigdy nie zostawił – Frank niezmiennie oddycha z ulgą, przyjmując z powrotem stojak z winami, choć z reguły na tym etapie nie ma już na nim zbyt wielu butelek.
Zakazany i sekretny związek Franka i M trwa od wielu lat i już dawno odnalazł swój stały rytm: schodzą się na dwa czy trzy tygodnie, rozchodzą się na kolejne trzy lub cztery. A ponieważ od ich ostatniego powrotu do siebie mija dopiero tydzień, Knut będzie mógł zacząć liczyć na Franka dopiero za jakieś siedem do czternastu dni.
Rozważa, czyby nie otworzyć jednej z butelek. Ale nie lubi pić sam. Łatwo wtedy zrobić coś głupiego, na przykład rozkręcić kłótnię na Facebooku albo nawiązać kontakt z kimś, z kim się nie powinno nawiązywać kontaktów.
Od wyprowadzki Hanne – i Selmy, jej córeczki – minął już rok, a po ich odejściu Knut obiecał sobie, że już nigdy nie zamieszka z żadnym innym człowiekiem. Ponadto za każdym razem, gdy słyszy, jak starszy pan z mieszkania piętro wyżej ciągnie po schodach swojego wiekowego upasionego golden retrievera, dodaje do tego postanowienia w myślach: ...i z żadnym zwierzęciem.
Wygląda na podwórze, by znaleźć tam jakiś punkt zaczepienia, ale widzi tylko srokę, która siedzi na drzewie i się w niego wgapia.
Od ostatniej jesieni Knut siedział na ogół w domu, jeśli nie liczyć odwiedzin u Franka. Zupełnie jakby każdego dnia tracił coraz więcej jakiejś tolerancji, którą musiał wcześniej mieć. Zaczął się irytować wyglądem i zachowaniem ludzi do tego stopnia, że wychodzenie na ulicę jest już dla niego sporym wyzwaniem. Nie może na przykład znieść, że inni tak się wloką po chodniku. Czy zawsze byli tacy ślamazarni? Albo że grupki pieszych idą czwórkami i nie chcą przepuścić biednego człowieka (Knuta), zmuszając go tym samym do zejścia na jezdnię.
Najprawdopodobniej po prostu zaczął się starzeć. Możliwe też, że to kwestia hormonów. Tylko dlaczego ludzie spacerują chodnikiem czwórkami i zajmują całą przestrzeń dla siebie? I czemu dorosłe osoby wkładają spodnie, w których są wycięte dziury? Nie takie z normalnymi i naturalnymi uszkodzeniami, powstającymi w uczciwym i porządnym procesie prania czy zwyczajnego noszenia – bo takie rzeczy nosiło się w latach osiemdziesiątych, gdy Knut był młody – ale właśnie z wielkimi kwadratowymi otworami wyciętymi umyślnie i precyzyjnie z a p o m o c ą n o ż y c z e k. No i czemu ludzie już się normalnie nie ubierają, tylko przebywają w przestrzeni publicznej, zarzuciwszy na siebie łachy przypominające piżamę – te pytania są niczym ślepe uliczki, w które Knut zapuszcza się wiele razy w ciągu dnia. Wszystko, o czym myśli, prowadzi go ostatnio do takich zaułków, w których się później miota niczym rozwścieczona pszczoła.
Knut jednak otwiera butelkę czerwonego wina. Chcąc zemścić się na Franku i jego snobizmie, sięga po szklankę, z której właśnie pił wodę, i napełnia ją po brzegi. Następnie wypija wszystko w czterech czy pięciu wielkich łykach, jakby to drogie czerwone wino było po prostu lekarstwem, które należy przełknąć. Znów napełnia szklankę, a w końcu butelka jest już pusta.
Po wyprowadzce Hanne i Selmy Frank jest jego jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym. Knut podejrzewa, że ich przyjaźń bazuje na lenistwie, bo Frank mieszka zaledwie dwa kroki od niego. Za każdym razem, gdy sąsiad przepada w odmętach sekretnego romansu, Knut sobie powtarza, że czas odświeżyć starsze znajomości, by mieć jakąś grupę wsparcia przy kolejnym Frankowym zniknięciu. Ale zanim zdąży się z kimkolwiek skontaktować, sąsiad powraca do jego życia.
Mógłby wyjść, po prostu wyjść z mieszkania jak normalna osoba i usiąść w kawiarni czy pubie. Zacząć z kimś rozmawiać, być uprzejmym człowiekiem w przestrzeni publicznej. Ale nigdy nie wiadomo, kogo się spotka. Knut powinien ponadto w ogóle unikać otwierania ust, bo jedyną rzeczą, o której chce rozmawiać, jest to, o czym n i e w o l n o m u rozmawiać. Musi cały czas zachowywać najwyższą ostrożność, jakby świat za oknem zmienił się w wielki balon wypełniony gównem, mogący w każdej chwili eksplodować.
Knut ze szklanką w dłoni wychodzi na klatkę i puka do Franka, ale oczywiście nikt mu nie otwiera. Gdy Frank jest pochłonięty M, zachowuje się zupełnie tak, jakby odchodził do jakiejś sekty. Nie da się z nim rozmawiać, w ogóle nie sposób normalnie się z nim porozumiewać.
Knut otwiera laptopa i zaczyna sprawdzać, kto jeszcze wybiera się do Lillehammer. Spędził w końcu kilka dekad w norweskim światku literackim, wszędzie widuje pełno znajomych twarzy.
Kiedy był tam ostatnio? Chyba wtedy, gdy wyszła jego ostatnia książka – prawie siedem lat temu. Powieść spotkała się z letnim przyjęciem, podobnie jak dwie inne pozycje wydane po Sławnej Książce.
Sławna Książka – która wcale nie nosi takiego tytułu, po prostu Knut ją tak nazywa – była jego trzecią z kolei publikacją. Ukazała się ponad dwadzieścia lat temu i stała się przełomem w jego karierze. Sprzedała się tak doskonale, że Knut mógł zrezygnować z połówki etatu korektora w gazecie i kupić to właśnie mieszkanie.
W programie festiwalu napisano, że jego była żona, Lene, będzie czytać fragmenty swojej ostatniej książki na spotkaniu autorskim w parku. Poza Frankiem jest to jedyna osoba, z którą rozmowę Knut rozważa obecnie jako możliwą. Problem w tym, że nie sposób pogadać z nią w cztery oczy. Gdy Knut do niej dzwoni, to Terje – o którym on nadal myśli jako o „nowym mężu Lene”, mimo że są małżeństwem już od ponad dziesięciu lat – zawsze się gdzieś kręci i dlatego można mówić tylko o rzeczach mających jakiś związek z Lukasem, ich synem, a i to jeszcze w możliwie najbardziej neutralny i niekonfliktogenny sposób.
Jesienią Frank też był bez reszty pochłonięty związkiem z M, a Knut, desperacko łaknąc rozmowy z kimś, komu mógłby zaufać, kręcił się w okolicy, w której Lene korzysta z przestrzeni coworkingowej, i gdy wpadł na nią drugiego czy trzeciego dnia, udawał, że jest tam przypadkiem. Zaprosił ją do pubu i po kilku piwach opowiedział całą historię. Najpierw wspomniał o niej tylko w jakimś wtrąconym zdaniu, przy okazji dyskusji na inny temat.
– No właśnie, a tak w ogóle, czytałaś ostatnią książkę...? Bo wiesz, napisała tam o mnie zupełnie niedorzeczną historię.
A potem pokręcił głową i wyszczerzył zęby, zupełnie jakby był ponad to wszystko. No i to Lene, która książki nie czytała, zaczęła wypytywać i drążyć, właśnie tak, jak on to sobie obmyślił, i to ona się wzburzyła – z czym też się liczył – a sam siedział przy pubowym stoliku i do oczu napływały mu łzy.
– Musisz coś z tym zrobić – powiedziała Lene. – Nie możesz jej pozwalać na takie numery.
– A co ja mogę – odparł Knut. – Cokolwiek bym zrobił, będzie tylko gorzej. Ona sprzeda więcej książek, a mnie przypnie się łatkę molestatora już po wsze czasy. To się właśnie stanie.
– Jesteś człowiekiem tak dalekim od definicji molestatora, jak to tylko możliwe – oświadczyła Lene.
– Czy mogłabyś nie wspominać o tym Terjemu... – poprosił Knut, gdy się rozchodzili.
Lene mu to obiecała, ale w małżeństwie nigdy nic nie wiadomo. A on musi teraz wystąpić na scenie festiwalowej z Terjem i Autorką od Autofikcji – jak nazywa ją w skrytości ducha.
Ale czy na pewno musi? Mógłby po prostu nie odpisać na ten mail. Kolejny trik, którego używał w swoim czasie: nie odpowiadać.
Knut nie wie, co począć. Potrzebuje kogoś, kto potrafi słuchać. U Franka może przynajmniej wygłaszać długie tyrady, a sąsiad, który jest projektantem graficznym i pracuje z domu, siedzi w tym czasie przed ekranem komputera, tworząc kolejne strony internetowe, plakaty i okładki książek.
Knut bardzo chętnie by do niego zaszedł i po raz kolejny opowiedział swoją wersję wydarzeń, po raz kolejny wyśpiewał refren powtarzany raz za razem przez całą zimę, opowieść o tym, co wydarzyło się na pewnym zebraniu Norweskiego Związku Literatów niemal dokładnie trzy i pół roku temu.
Przy czym – zaznaczmy – chodzi tu o to, co wydarzyło się n a p r a w d ę, w odróżnieniu od wydarzeń opisanych w książce Autorki od Autofikcji, książce, która, według słów samej Autorki, przedstawia wyłącznie rzeczywistość, b e z u p i ę k s z e ń. Ale jak można utrzymywać, że przedstawia się rzeczywistość, jednocześnie wypisując o ludziach najpodlejsze kłamstwa? I jeszcze wymieniając tych ludzi z nazwiska? Innym osobom Autorka nadała pseudonimy, pozmieniała nawet imiona własnym dzieciom.
– A mnie przedstawiła wraz z pełnymi danymi z paszportu, z nazwiskiem i w ogóle. Zupełnie jakbym nie miał uczuć. Jakbym był figurką z papieru, klaunem, kimś, z kim można robić, co się tylko chce, bez żadnych konsekwencji.
Knut siedzi przy biurku i mamrocze sam do siebie.
W ostatnim czasie myślał o tej historii trochę mniej. Zaczęła się pojawiać w jego myślach zaledwie jakieś dwadzieścia czy trzydzieści – już nie kilkaset – razy w ciągu doby. Ale teraz wszystko wróciło, i to ze zdwojoną siłą.
Jak na razie ten piątek wypełniało mu parzenie kawy, otwieranie i zamykanie okien, googlowanie samego siebie, bulwersowanie się artykułem o czymś, o czym już zapomniał, obserwowanie jakiejś kłótni na Facebooku, której też już nie pamięta, jedzenie chrupkiego pieczywa, picie kolejnych kaw, a potem ten lęk, że ma raka, bo popołudniami zakradają się do niego dzienne zmienniczki kompulsywnych myśli budzących go koło trzeciej nad ranem: Leżymy tu sobie sami, a tymczasem koniec już blisko. Wcześniej zdarzało mu się jeszcze jakoś wykorzystywać te myśli, które potrafiły odtwarzać się w jego głowie jak zapętlone – wiele z jego książek zaczyna się w ten właśnie sposób – ale teraz wpędzają go one tylko w bezsenność.
Nie zrobił tego dnia nic konkretnego poza tym, że się rozpłakał, co nastąpiło, gdy w pewnym momencie przed południem trafił w sieci na filmik o psie z trzema nogami. Sposób, w jaki psiak kuśtykał przez ulicę – niewzruszony i bez krzty użalania się nad sobą – sprawił, że łzy zaczęły płynąć same z siebie, a ten stan ducha, podobnie jak oglądanie materiału o raku jąder, przypominał trochę pracę, może dlatego, że siedzenie przed ekranem i zalewanie się łzami, które kapią na klawiaturę, to coś, co wielu kolegów Knuta ma w zwyczaju robić podczas pisania. Tak przynajmniej gdzieś kiedyś przeczytał.
Szklanka niedługo będzie pusta. Oto udało mu się w krótkim czasie wypić całą butelkę wina. Ale Knut w ogóle nie czuje żadnego działania alkoholu, może tylko tyle, że miękną mu kolana.
Idzie do kuchni i rozważa, czyby nie otworzyć kolejnej butelki. Dochodzą do niego w tym momencie odgłosy z kuchni Franka, którą ma za ścianą. Dźwięk niesie się w tej kamienicy tak, że słychać wręcz, jak Frank wzdycha, co zdarza się zresztą właśnie teraz, a Knut zamiera i słucha tych westchnień oraz człapiących kroków sąsiada, po czym uśmiecha się szeroko, bo wie, co to oznacza.
Związek Franka i M kończy się i się zaczyna w coraz krótszych interwałach. Ostatnio potrwał zaledwie dziesięć dni, a tym razem – nie dłużej niż tydzień. Frank rzadko nadąża z uzupełnianiem wina, bo romans rusza na nowo. A Knut nie ma czasu tego wina dopić przed ich kolejnym rozstaniem.
Tym razem na stojaku zostało pięć pełnych butelek, Knut wynosi to wszystko na klatkę schodową.
Puka do drzwi, ale Frank nadal nie otwiera.
– Halo! – krzyczy Knut przez szparę na listy. – Wiem, że tam jesteś!
Żadnej reakcji. Ponieważ Knut nie ma siły zanosić stojaka z powrotem do siebie, siada na wycieraczce, opierając się plecami o drzwi Franka.
Coś, co można by nazwać życiem towarzyskim, Knut prowadził ostatnio w okresie, gdy nadal mieszkały z nim Hanne i Selma. W tamtym czasie non stop przychodzili do nich goście na proszone obiady i przyjęcia, ale okazało się, że wszyscy ci ludzie byli przyjaciółmi Hanne, zniknęli bowiem razem z nią. Knut zaglądał na Facebooka, próbując sobie przypomnieć, kogo zna, odnaleźć stare przyjaźnie z czasów sprzed Hanne, lecz jak na razie nie udało mu się tam odszukać nikogo, z kim miałby jakąś szczególną ochotę się spotkać. Zadowala się uniesionym kciukiem albo wściekłą lub płaczącą buźką jako reakcją na coś, co umieściła na swoim „wallu” ta czy inna osoba. Mimo to próbował napisać bardziej osobiste wiadomości do paru ludzi, ale działo się wtedy to, co dzieje się za każdym razem, gdy Knut usiłuje tworzyć literaturę: pisze i kasuje, redaguje, zmienia i wycina, aż w końcu wszystko mu się rozłazi. Obecnie jest tak, że wszystko, co pisze, zmienia się w kłamstwo, gdy tylko wstukiwane litery wyskakują na ekranie. Zupełnie jakby tracił umiejętność posługiwania się językiem.
Knut pamięta, że kiedyś, w każdym razie przed zeszłoroczną jesienią, poruszał się w świecie, rozmawiał z ludźmi i pisał, czyli miał coś do powiedzenia, tyle tylko, że za żadne skarby nie może sobie przypomnieć, co było tak ważne, by non stop to z siebie wyrzucać. Nie potrafi też odnaleźć leżącego u źródeł tego wszystkiego zaangażowania, zarówno potrzeby wyrażania swoich myśli, jak i potrzeby istnienia w przestrzeni publicznej.
– Zaprosili mnie do Lillehammer – mówi przez szparę na listy. – I zgadnij, z kim będę siedział przy stole prezydialnym!
Frank wychodzi w końcu do przedpokoju. Knut widzi tylko jego nogi, sąsiad ma na sobie jak zwykle spodnie od garnituru zaprasowane w kant. Frank pracuje z domu, a mimo to zawsze nosi spodnie od garnituru i białą koszulę, nigdy dżinsy, nigdy T-shirty. Jego brzuch jest ponadto płaski i twardy, a pod białą koszulą widać wyrzeźbione mięśnie. Knut próbuje sobie czasami wyobrazić, jak to jest być gejem. „Może wszystko byłoby wtedy prostsze – mawia czasem do Franka, żeby go podrażnić. – Kobiety są przecież takie skomplikowane”. „Znalazłbyś sobie wtedy po prostu inny powód do narzekań” – odpowiada mu zazwyczaj Frank.
– Z kim będziesz siedział przy stole prezydialnym?
– Wpuść mnie do mieszkania.
– Nie. M mnie znów zablokował, nie mam na nic siły. Dajcie mi wszyscy spokój.
– Kieliszek wina dobrze ci zrobi. Przyniosłem stojak. Zostało jeszcze kilka butelek. Szybko ci tym razem poszło, szybciej niż zazwyczaj.
Frank nie odpowiada, ale też nie odchodzi, a Knut podejmuje kolejną próbę.
– No dobra. Zablokował cię. Ale zobaczysz, wróci w czwartek. Ten albo kolejny.
– Z kim będziesz siedział przy stole prezydialnym?
– Otóż wyobraź sobie, że z...
Knut nie jest w stanie wypowiedzieć jej imienia.
– Z tą, która o tobie napisała?
– Tak.
W końcu Frank otwiera drzwi.
– Pięć minut. A potem spadasz.
[...]
Wydawnictwo Pauza powstało jesienią 2017 roku
na Saskiej Kępie w Warszawie. Zrodziło się z pasji –
do czytania i dobrej prozy zagranicznej.
Pauza specjalizuje się w literaturze z wyższej półki,
która wciąga, pochłania, wywołuje emocje.
Czytelnicy znajdą u nas znane i nagradzane książki
z całego świata, ale też mocne debiuty literackie.
Nie jesteśmy tu dla przyjemności to osiemdziesiąta piąta książka
Wydawnictwa Pauza.
Wcześniej ukazały się:
2018
Legenda o samobójstwie – David Vann
Pierwszy bandzior – Miranda July
Nasz chłopak – Daniel Magariel
Historia przemocy – Édouard Louis
Tirza – Arnon Grunberg
2019
Pasujesz tu najlepiej – Miranda July
O zmierzchu – Therese Bohman
Piękna młoda żona – Tommy Wieringa
Czekaj, mrugaj – Gunnhild Øyehaug
Floryda – Lauren Groff
Przyjaciel – Sigrid Nunez
Madame Zero i inne opowiadania – Sarah Hall
Mój rok relaksu i odpoczynku – Ottessa Moshfegh
Brud – David Vann
Koniec z Eddym – Édouard Louis
2020
Zgiń, kochanie – Ariana Harwicz
Linia – Elise Karlsson
Nocny prom do Tangeru – Kevin Barry
Ta druga – Therese Bohman
Dorośli – Marie Aubert
Turbulencje – David Szalay
Nikolski – Nicolas Dickner
Fauna Północy – Andrea Lundgren
Witajcie w Ameryce – Linda Boström Knausgård
Pełnia miłości – Sigrid Nunez
Przejście – Pajtim Statovci
Niebieska Księga z Nebo – Manon Steffan Ros
Dziennik upadku – Michel Laub
2021
Halibut na Księżycu – David Vann
Zabierz mnie do domu – Marie Aubert
Utonęła – Therese Bohman
Koniec dnia – Bill Clegg
Sempre Susan. Wspomnienie o Susan Sontag – Sigrid Nunez
Tęsknota za innym światem – Ottessa Moshfegh
Ostatnie stadium – Nina Lykke
Niepoprawna mnogość – zbiór opowiadań pod redakcją Lucy Caldwell
Wyznanie – Domenico Starnone
Za otrzymane łaski – Valeria Parrella
Trzymam wilka za uszy – Laura van den Berg
Kto zabił mojego ojca – Édouard Louis
Archiwum zagubionych dzieci – Valeria Luiselli
2022
Komodo – David Vann
Londyn – David Szalay
Wyspa kobiet – Lauren Groff
Wizyta – Katharina Volckmer
Ostatni wywiad – Eshkol Nevo
Strega – Johanne Lykke Holm
Intymności – Lucy Caldwell
Coś nie tak. Kobiecość i wstręt – Eimear McBride
Pomniejsi wędrowcy – Eimear McBride
Dla Rouenny – Sigrid Nunez
Zmagania i metamorfozy kobiety – Édouard Louis
2023
Odmawiam myślenia – Lotta Elstad
Elmet – Fiona Mozley
Mleko krew żar – Dantiel W. Moniz
Urugwajka – Pedro Mairal
Andromeda – Therese Bohman
2023
Czy muszę odchodzić? – Yiyun Li
Wcale nie jestem taka – Marie Aubert
Fatum i furia – Lauren Groff
Nędza – Andrzej Tichý
Długa odpowiedź – Anna Hogeland
W lasach ludzkiego serca – Antje Rávik Strubel
Zmiana – Édouard Louis
Dostatek – Jakob Guanzon
Lapvona – Ottessa Moshfegh
Ptaki – Samanta Schweblin
2024
Słabsi – Sigrid Nunez
Eileen – Ottessa Moshfegh
Ostatni dzień na Ziemi – David Vann
Szczegóły – Ia Genberg
Fuga – Lauren Groff
Miałam tak wiele – Trude Marstein
Soho – Fiona Mozley
Zaproszona – Emma Cline
System – Amanda Svensson
Niewidzialni – Pajtim Statovci
Psychiatrzy i masażyści – Arnon Grunberg
Na czworakach – Miranda July
Dzikie bezkresy – Lauren Groff
Lot – Lynn Steger Strong
2025
Śmierć w jej dłoniach – Ottessa Moshfegh
Metry na sekundę – Stine Pilgaard
Gdzie indziej – Yan Ge