Nie mów "Tak" - Lynn Painter - ebook
NOWOŚĆ

Nie mów "Tak" ebook

Painter Lynn

0,0

26 osób interesuje się tą książką

Opis

Dwoje miłosnych sceptyków zgadza się pracować razem jako profesjonalni zakłócacze ślubów. Ale los ma dla nich bardziej romantyczne plany…

Sophie Steinbeck, przyszła panna młoda, stoi przed ostatecznym dylematem: poślubić narzeczonego, który ją zdradza, aby nie narażać posady swojego ojca, albo zerwać z draniem. Do akcji wkracza Max, czarujący profesjonalista, i z odrobiną współczesnego heroizmu zakłóca ślub Sophie, wybawiając ją z opresji.

Już wkrótce Sophie i Max rozpoczynają niezwykłą współpracę jako zakłócacze ślubów, ratując inne osoby ze szponów niefortunnych małżeństw. Kiedy zostają zatrudnieni przez mężczyznę mającego ożenić się z byłą dziewczyną Maxa, Sophie spodziewa się, że jej wspólnik będzie zachwycony tym zleceniem i okazją do zemsty na kobiecie, która złamała mu serce. Zamiast tego wydaje się on jednak zmagać ze swoimi uczuciami do byłej ukochanej. Co gorsza, Sophie z zaskoczeniem odkrywa, że jest zazdrosna...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 301

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



TYTUŁ ORYGINAŁU:

Happily Never After

Redaktorka prowadząca: Marta Budnik

Wydawczyni: Joanna Pawłowska

Redakcja: Katarzyna Gańko

Korekta: Anita Keler

Ilustracje na okładce: Nathan Burton

Oryginalny projekt okładki: Colleen Reinhart

Opracowanie graficzne okładki: Wojciech Bryda

Wyklejka: © TWINS DESIGN STUDIO / Stock.Adobe.com

Copyright © 2024 by Lynn Painter

All rights reserved including the right of reproduction in whole or in part in any form.

This edition published by arrangement with Berkley, an imprint of Penguin Publishing Group, a division of Penguin Random House LLC.

Copyright © 2025 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Copyright © for the Polish translation by Natalia Laprus, 2025

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2025

ISBN 978-83-8371-854-5

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotował Jan Żaborowski

ROZDZIAŁ 1

W chwili, kiedy mój tata uniósł welon, pocałował mnie w policzek i oddał w ręce Stuarta, miałam ochotę zwymiotować.

A nie – najpierw chciałam uderzyć mojego pana młodego i zmyć z jego twarzy ten zadurzony uśmiech.

Dopiero potem zwymiotować.

Zamiast tego wsunęłam dłoń pod jego ramię i odwzajemniłam uśmiech, jak przystało na przykładną pannę młodą.

Pastor zaczął przemawiać – jego pogadanka o prawdziwej miłości przypominała jeden z nudnych wykładów TED talk – a moje serce biło jak oszalałe. Przysięgam, że czułam czterysta par oczu wypalających dziury w sukni ślubnej od Jacqueline Firkins, nie słysząc nic poza spanikowanym pulsem wybijającym rytm w moich żyłach i wybrzmiewającym mi w uszach.

Był już tam, siedział wśród gości? Wpadnie przez drzwi z krzykiem?

Boże, a co, jeśli się nie zjawi?

Fotograf klęczący po prawej robił zdjęcie mojej twarzy, gdy słuchałam kłamstw pastora Pete’a o miłości, więc wykrzywiłam usta w uśmiechu i próbowałam wykrzesać z siebie nowożeńską radość.

– Wyglądasz na bardzo zdenerwowaną – szepnął Stuart z cieniem uśmiechu.

Naprawdę nie wiem, jakim cudem nie walnęłam go w tym momencie prosto w krtań.

– Witajcie, kochani – zagrzmiał pastor, uśmiechając się promiennie. – Zebraliśmy się tu dzisiaj, by złączyć węzłem małżeńskim Sophie i Stuarta.

Wstrzymałam niespokojny oddech, podczas gdy pastor nadawał, nieuchronnie przybliżając ten moment. Coś w migoczących światełkach i zielonych gałęziach, które skrupulatnie wybraliśmy do dekoracji naszego grudniowego wesela, wydało mi się nagle krzykliwe, jakby duch bezdomnego z Ekspresu polarnego miał się zjawić na tyłach kościoła i wyśmiać moją głupotę.

I miałby słuszność.

Proszę, proszę, proszę – pomyślałam, a panika wezbrała mi w piersi. Z każdym słowem pastora czułam coraz większy niepokój.

Stuart, wielce wspierający narzeczony, ścisnął moją drżącą dłoń, a ja odwzajemniłam gest na tyle mocno, że spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

– Jeśli ktoś zna powód, dla którego ci dwoje nie mogą się połączyć węzłem małżeńskim, niech przemówi teraz lub zamilknie…

– Ja znam.

Wszyscy zebrani w przepastnej kaplicy wzięli gwałtowny wdech, a kiedy się odwróciłam, zobaczyłam podnoszącego się mężczyznę. Nie jego się spodziewałam. Był rosły, wysoki i nienagannie ubrany: grafitowy garnitur, biała koszula, szary krawat i pasująca do niego poszetka. Wyglądał jak dubler Henry’ego Cavilla, ale miał ciemniejsze włosy i bardziej przeszywający wzrok.

Poważnie, wyobraziłam sobie, że będzie to jakiś facet lubiący dobrą zabawę, jak Vince Vaughn w Polowaniu na druhny, ale ten mężczyzna bardziej pasował do… sali konferencyjnej.

– Proszę wybaczyć, że przerywam – oznajmił gładkim, głębokim głosem. – Ale ci dwoje absolutnie nie mogą zostać małżeństwem.

– Kto to jest? – syknął Stuart, mając czelność rzucić mi oskarżycielskie spojrzenie, kiedy niski pomruk przebiegł wśród ławek.

– Och, ona mnie nie zna, Stuarcie – wyjaśnił mężczyzna, nie zważając na swoje żenujące położenie. Uniósł jedną ciemną brew i dodał: – Ale za to moja przyjaciółka Becca zna ciebie.

Wzięłam gwałtowny wdech, a moja reakcja była szczera, mimo że wcześniej ją ćwiczyłam. Wiedziałam, że ten mężczyz­na się zjawi, ale nie spodziewałam się, że będzie w tym tak…

Dobry.

A był dobry. Sprawiał, że byłam w takim samym szoku jak dwa dni temu, gdy odkryłam Beccę w telefonie Stuarta.

– Słuchaj, kolego, nie wiem…

– Stuart. Zamknij się. – Mężczyzna spojrzał na swój nadgarstek i wygładził mankiet, jakby sam widok Stuarta go nudził. – Urocza Sophie zasługuje na kogoś o wiele lepszego niż ty. Zakładam, że większość z nas tutaj wie, że to nie pierwszy raz. W zeszłym roku była chyba Chloe?

– Nie wiem, kim jesteś, ale to stek bzdur. – Twarz Stuarta zrobiła się czerwona jak burak, gdy gniewnie wpatrywał się w mężczyznę. Następnie przeniósł spojrzenie na mnie. Przyjrzałam się jego obliczu, przypominając sobie, jak wyglądało, kiedy rozpaczliwie błagał mnie o wybaczenie w kwestii Chloe, a on miał tupet powiedzieć: – Wiesz, że to nieprawda?

Moje wnętrzności trawił ogień, kiedy udawał niewinnego.

– Skąd mam to wiedzieć? Czy to nie Becca pisała do ciebie w środku nocy, a ty wyjaśniłeś mi wtedy, że to pomyłka? – zapytałam.

– To była pomyłka – zapewnił z rozgorączkowanym spojrzeniem. – Ten facet ewidentnie próbuje zepsuć nasz dzień, a ty mu na to pozwalasz, Soph.

– Więc daj mi swój telefon – zażądałam spokojnie, a pastor Pete poluzował kołnierzyk.

– Co? – Zaczerwieniona twarz Stuarta wykrzywiła się w grymasie. Zerknął na zgromadzonych ludzi, jakby szukał w nich wsparcia.

– Skoro nie masz nic do ukrycia – zachęcił sprzeciwiacz, wciąż stojąc i przemawiając głębokim, spokojnym głosem, jakby cały ten cyrk to był jego chleb powszedni. – Po prostu daj jej telefon, Stuarcie.

– Przegiąłeś, chuju! – krzyknął Stuart, szarżując na mężczyznę.

Rozpętało się istne piekło, kiedy za nim ruszyli drużbowie, choć nie było jasne, czy chcieli go przytrzymać, czy podżegać nadciągającą burdę.

Nastąpiła kakofonia męskich wrzasków i kotłowanie się szarych garniturów.

– Stuart, nie! – zawołała jego matka.

Akurat gdy Stuart uderzył prosto w twarz mężczyznę sprzeciwiającego się naszemu ślubowi.

– O mój Boże – westchnęłam pod nosem sama do siebie, obserwując z niedowierzaniem, jak nieznajomy przyjął uderzenie i nawet nie drgnął, jakby w ogóle go nie poczuł.

Ojciec Stuarta spojrzał wprost na mnie.

– Jezu Chryste – rzucił głośno.

A pastor Pete najwyraźniej zapomniał, że mikrofon przy klapie jego marynarki był nadal włączony, bo sapnął i powiedział:

– Czy to, kurwa, jakieś żarty?

– Za wybawienie od Stuarta – oznajmiła Asha, unosząc kieliszek.

– Za wybawienie od Stuarta – powtórzyłam, odchylając głowę, by wypić tequilę Jose Cuervo.

Alkohol palił mnie w gardło – matko, nienawidzę tequili – ale chętnie przyjęłam jego oddziaływanie. Kręciło mi się w głowie od ślubnej porażki, desperacko szukałam jakiejkolwiek skutecznej odskoczni. Minęły cztery godziny od bójki podczas ceremonii i godzina, odkąd Stuart zabrał swoje rzeczy z apartamentu nowożeńców, ale miałam wrażenie, że to wszystko dopiero co się zdarzyło.

– Łaaa! – zakrzyknęła Asha, odstawiając z hukiem szklankę na stół.

Heh, wypiła jeden szot więcej i jest o wiele bardziej zrelaksowana.

Apartament nowożeńców miał w pełni zaopatrzony bar, który stał pomiędzy szklanymi drzwiami balkonowymi. Jesteśmy do niego przyrośnięte od chwili, gdy Stuart się zmył.

– Wciąż nie mogę uwierzyć, jak idealnie to wyszło – skomentowała Asha, kręcąc głową. – W sensie, technicznie rzecz biorąc, dostałyśmy dokładnie to, za co zapłaciłyśmy. Ale ten gość sprawił, że wszyscy w kościele znienawidzili niewiernego Stuarta i ci współczuli.

Niewierny Stuart. Doceniałam, że go demonizuje – w końcu tak robią przyjaciele – ale wciąż byłam zdruzgotana niewiernością Stu. Tak, zdradzał w przeszłości, więc nie wziął mnie zupełnie z zaskoczenia, ale całym sercem wierzyłam, że to był jednorazowy błąd i łyknęłam bajeczkę o długo-i-szczęśliwie jak pelikan.

Póki nie zobaczyłam jego telefonu dwa dni temu.

– Cieszę się, że wina za odwołane wesele spadła wyłącznie na Stuarta, a nie na mnie i moich rodziców – wyznałam, pochylając się na stołku, by wziąć z baru ciasteczko Twinkie.

Dopóki Asha nie wymyśliła swojego oryginalnego rozwiązania, byłam nieszczęśliwa, ale pogodzona z tym, że wyjdę za Stuarta i będę szukać sposobu na unieważnienie tego małżeństwa. Wiedziałam, że to zupełnie szalone decydować się w tych okolicznościach na ślub, ale to jedyna opcja, która gwarantowała, że mój ojciec nie zapłaci za ten nieudany związek.

Odpakowałam ciasteczko i potrząsnęłam głową, wciąż będąc w szoku.

– Nie wierzę, że ten plan zadziałał – zgodziła się Asha, sięgając za pudełko Twinkies po tequilę. – Dzięki Bogu za Sprzeciwiacza.

ROZDZIAŁ 2

Zapukałem do drzwi pokoju hotelowego i czekałem.

Tego momentu nie lubiłem najbardziej. Zazwyczaj panna młoda, która desperacko pragnęła wyjścia awaryjnego z własnego ślubu, już po fakcie była w emocjonalnej rozsypce, wstrząśnięta końcem tego, co wcześniej miała za początek reszty wspólnego życia z mężem. A ja nie byłem typem pocieszyciela. Poklepywanie po pleckach i podawanie chusteczek to nie moja bajka.

Chciałem tylko dostać moją kasę i zwinąć się stąd.

Tak w ogóle, kto w dzisiejszych czasach nie ma Venmo albo PayPala?

Usłyszałem hałas, zanim drzwi otworzyły się z hukiem.

– Sprzeciwiacz! – Szczerzyła się do mnie blondynka w koszulce z Red Hot Chili Peppers, która sięgała jej do kolan. – Jestem Asha. Rozmawialiśmy przez telefon, prawda?

Ach, tak. Najlepsza przyjaciółka panny młodej i kuzynka mojego kumpla z college’u.

– Czyli ty jesteś kuzynką Toma.

– Tak! – Znowu się uśmiechnęła, a ja zdałem sobie sprawę, że jest kompletnie zrobiona. – Wejdź!

Przytrzymała mi drzwi, a ja wszedłem za nią do środka, ewidentnie do apartamentu nowożeńców. Wielki salon, na lewo sypialnia, w której walało się pełno płatków róż, a na stoliku stał srebrny kubełek z butelką szampana.

Typowe.

Spojrzałem w prawo i zobaczyłem bar z otwartą butelką tequili na środku i dwoma kieliszkami obok.

Mniej typowe.

– Byłeś niesamowity – pisnęła, kręcąc przy tym głową, jakby nie mogła w to wszystko uwierzyć. Podeszła do baru i wzięła tequilę. – Tommy powiedział, że mam mu zaufać, ale nie miałam pojęcia, że okażesz się takim profesjonalistą.

Uśmiechnąłem się i podziękowałem pod nosem. Nigdy nie wiedziałem, jak reagować w takich sytuacjach. Nie byłem przecież dumny ze swojego występu. Nie byłem aktorem szukającym dobrych recenzji, do jasnej cholery.

Robiłem to okazjonalnie, dla kasy.

W tamtej chwili drzwi balkonu otworzyły się i panna młoda – Sophie – wbiegła do środka, zwracając się do Ashy:

– Potrzebuję jeszcze jednego.

Przynajmniej wyglądała jak panna młoda.

Była olśniewająca, gdy szła do ołtarza. Jej ciemne włosy, misternie upięte na głowie, akcentowały jej jasnobrązowe oczy i długą, powabną szyję. Wyobrażałem sobie, że każda kobieta chce wyglądać w dniu swojego ślubu właśnie tak.

Jednak teraz... Większość włosów zebrała w niedbały kok, ale długie zakręcone pasma okalały jej całą twarz, jakby dopiero co siłowała się z niedźwiedziem. Nie miała już żadnego makijażu, przez co bliżej jej było z wyglądu do nastolatki, a suknię ślubną zamieniła na koszulkę Chicago Bears i legginsy.

I… śniegowce.

Zatrzymała się gwałtownie, kiedy mnie zobaczyła. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

– Jesteś. Moim. Bohaterem.

Otworzyłem usta, żeby odpowiedzieć, ale przerwała mi uniesieniem palca.

– Daj mi sekundkę. Muszę zakończyć pewien projekt.

Obserwowałem z niedowierzaniem, jak Asha rzuca jej ciasteczko, a Sophie znika z powrotem na balkonie.

– Chcę wiedzieć? – zapytałem, wciąż wpatrując się w przesuwne drzwi.

– Twinkies nie uszkodzą lakieru volvo, więc to przestępstwo bez ofiar – oznajmiła, odwracając się, by spojrzeć na butelki z alkoholem stojące na półce za barem. – Tyle wiedzy ci wystarczy.

W tej chwili rozważałem wyjście, bo a) to ewidentnie nie moja sprawa i b) było już po siódmej i umierałem z głodu.

Ale gdy zobaczyłem, jak panna młoda robi zamach ręką i rzuca ciasteczkiem z balkonu jak profesjonalna rozgrywająca, uznałem, że zostanę jeszcze na moment.

– Chcesz coś do picia? – zapytała Asha, gotowa do nalania sobie tequili.

Zanim zdołałem odpowiedzieć, panna młoda wróciła do środka, oznajmiając:

– Musimy przerzucić się na coś innego.

– Co? Dlaczego? – zdziwiła się Asha z niezadowoloną miną. Chwyciła butelkę tequili i powiedziała: – Jose to nasz przyjaciel.

– Nie. – Panna młoda potrząsnęła głową, strząsnęła buty ze stóp i wyjaśniła: – O ile mam ochotę się spić, to nie chcę skończyć z głową w hotelowym kiblu. Chyba tak łapie się czerwonkę.

– No chyba nie – mruknąłem pod nosem.

– Może sznaps? – zaproponowała Asha.

– Wybiera Sprzeciwiacz – stwierdziła Sophie, a jej usta ułożyły się w lekki uśmiech, gdy przechyliła głowę i spojrzała w moją stronę. – Co powinnyśmy pić?

– Whiskey – odparłem, zastanawiając się, co zazwyczaj piła. Bo kiedy miała na sobie strój panny młodej, stawiałbym, że pije drinki cosmo albo kieliszek dobrego chardonnay. Jednak ta rzucająca ciasteczkami dziewczyna o szalonych oczach była dla mnie zagadką. – Chyba że schodzicie na coś lżejszego.

– Ani trochę – powiedziała, ściągając gumkę z włosów i rozpuszczając je. – Ale tequila za mocno uderza.

– Napij się z nami, Sprzeciwiaczu – rzuciła Asha, a raczej pisnęła. – Pizza jest w drodze.

– Po pierwsze musicie przestać mnie tak nazywać.

– Dlaczego? – zapytała Sophie, kładąc ręce na biodrach i ściągając brwi. – Przypomnij, jak masz na imię?

– Max – odparłem. – Parks.

– Max – powtórzyła, spoglądając na sufit, jakby skrywał opinię na temat mojego imienia. – To spoko imię i w ogóle, ale Sprzeciwiacz jest jednak z innego levelu.

– To brzmi, jakbym był jakimś niszowym superbohaterem.

Sophie prychnęła, zaśmiewając się lekko. Zauważyłem, że ma piegi, kiedy zmarszczyła nos.

– Jak prawnik, który utknął w radioaktywnych odpadach, co nie?

– Właśnie – potwierdziłem.

– Jaką whiskey, Sprzeciwiaczu? – zapytała Asha, wskazując na bar. – Pijesz z nami, prawda?

– Dziękuję, ale nie mogę…

– Oczywiście, że nie pije – skomentowała Sophie, przewracając oczami i siadając na stołku barowym. – To mężczyzna, jego pracą jest ciągłe zawodzenie nas. Po wsze czasy. Proszę, nalej mi szota, Ash.

– Nie nazwałaś mnie przed chwilą swoim bohaterem? – zapytałem, wsuwając ręce do kieszeni, a Sophie zignorowała mnie i sięgnęła po kieliszek. – Jakieś dwie minuty temu?

– Twoje czyny były heroiczne i jestem ci za nie wdzięczna – oznajmiła, wodząc idealnie pomalowanym paznokciem po brzegu kieliszka i odwracając się do mnie plecami. – Ale powiedziałam, co powiedziałam. Asha, kochanie, jeszcze jeden?

Coś w jej przemądrzałym tonie i tym, jak mnie zupełnie olała, sprawiło, że zdjąłem kurtkę, rzuciłem ją na sofę i chwyciłem za stołek obok Sophie.

– Razy dwa, proszę.

Panna młoda odwróciła się do mnie twarzą z uniesionymi brwiami.

– Zostajesz?

– Nie mogę zszargać męskiej reputacji, zawodząc cię, prawda? – zapytałem, biorąc kieliszek, który Asha mi podsunęła. – Za co pijemy?

Usta Sophie powoli wykrzywiły się w uśmiechu, kiedy unosiła swoją whiskey.

– Za wybawienia w ostatniej chwili.

Uniosłem swoją.

– Za wybawienia w ostatniej chwili.

ROZDZIAŁ 3

– Wszystko z nią dobrze? – zapytałam, odrywając wzrok od telewizora i zerkając na Sprzeciwiacza, który zarzucił pijaną Ashę na ramię i zaniósł ją do łóżka po tym, jak zasnęła na stołku barowym i prawie spadła z hukiem na ziemię.

Max cicho zamknął za sobą drzwi sypialni, kiwając głową.

– Już chrapie.

Nie wiedziałam, czy Sprzeciwiacz jest dobrą osobą, ale miło spędzało mi się z nim czas. Teraz wyglądał trochę inaczej: koszulę miał wyciągniętą ze spodni, zdjął krawat i buty. Zerował z nami drinki, jakby od zawsze był częścią naszej paczki.

Cóż, w zasadzie nie miałam żadnej paczki – Asha była moją jedyną przyjaciółką, a reszta druhen to znajome Stuarta.

Zerknęłam na film i przewróciłam oczami, kiedy Cameron Diaz zaczęła płakać w aucie.

– Tutaj traci rozum i stwierdza, że rzucenie wszystkiego dla faceta tylko dlatego, że doprowadził ją do łez, jest dobrym pomysłem.

Max opadł obok mnie na kanapę i oparł nogi o stolik kawowy.

– Stuart zepsuł ci frajdę z Holiday?

Odwróciłam głowę – obserwował mnie z rozbawieniem w oczach. Naprawdę miał przyjemną twarz, pomyślałam, odpowiadając:

– Matko, nie. Holiday zepsuło mi frajdę z Holiday.

– Nie jesteś fanką?

– Nienawidzę komedii romantycznych.

– Serio? – zapytał z uniesionymi brwiami.

– Są takie nierealistyczne, jakby napisane przez głupków działających pod wpływem choroby miłosnej objawiającej się nadzieją, którym ktoś sprzedał urojenia o romansie. – Czy ja bełkoczę? – Według mnie są częścią problemu.

Max wziął puszkę z orzeszkami ze stolika obok, ustawił ją sobie na brzuchu, po czym wrzucił jednego do ust.

– Czym jest ten problem, o którym mówisz? Miłość?

Przewróciłam oczami i wzięłam orzeszek.

– Miłość nie jest problemem. Problemem jest to, że społeczeństwo prezentuje ją jako jedyną rzecz, która ma w życiu znaczenie, podczas gdy ona nawet nie istnieje.

– Zapytałbym, kto cię skrzywdził – odparł Max, opierając głowę o zagłówek. Podrzucił orzeszek w powietrze i złapał go w locie ustami. – Ale wiem, co ci zrobił były narzeczony, znam więc odpowiedź.

– Stuart mnie nie skrzywdził. – Przegryzłam orzeszek i potrząsnęłam głową, wciąż rozżarzona z wściekłości z powodu tego wszystkiego, co się wydarzyło, przez moje wszystkie okropne decyzje. – Wkurzył mnie i miałam ochotę spuścić mu lanie przed ołtarzem, ale mnie nie skrzywdził.

Na te słowa Max uniósł brew.

– No weź. Wszystko gra.

– Ach, no wiem – odparłam i wyprostowałam się, gdy nasze oczy się spotkały. – Ale to prawda. Miałam sto procent pewności, że nie będzie mi wierny. Popełniłam błąd, myśląc, że na logikę małżeństwo może być dobrym pomysłem, ale zdrada Stu ani mnie nie zaskoczyła, ani nie zraniła.

Max przestał przeżuwać.

– Spodziewałaś się, że twój narzeczony cię zdradzi?

– Max, każda osoba, z którą kiedykolwiek byłam w jakiejś relacji, mnie zdradziła, począwszy od tego trębacza z aparatem, Jacka Snooka, w ósmej klasie.

Twarz Maxa przybrała litościwy wyraz, a ja uniosłam dłoń, żeby powstrzymać go przed odezwaniem się.

– I zanim powiesz coś miłego i pocieszającego, na przykład „byli idiotami”, wiedz, że nie odbieram tego personalnie. Wiem, że byli idiotami i że nie miało to nic wspólnego ze mną.

Max uniósł brwi, zachęcając mnie do ciągnięcia wywodu.

Kontynuowałam.

– Całe gadanie o Tym Jedynym to stek bzdur. Jedna osoba, z którą masz spędzić resztę swojego życia, długo i szczęśliwie, aż do śmierci? To nie ma najmniejszego sensu. To mit. Prawda jest taka, że każdy człowiek może zdradzić, jeśli zostanie postawiony w odpowiednich okolicznościach.

– Wow. – Max przechylił głowę i zmrużył oczy. – Ty naprawdę tak uważasz.

– Tak. – Lekko zmieniłam pozycję na kanapie. Z jakiegoś powodu czułam potrzebę wyjaśnienia mu tego wszystkiego. Nie znałam jego historii, ale fakt, że rujnował śluby dla pieniędzy, mógł oznaczać, że mnie zrozumie. – Mocno podejrzewam, że miłość to sztuczka mózgu, żeby sprzyjać prokreacji. Przetrwanie gatunku i takie tam. Serotonina i hormony wkraczają do akcji, ale wszystko to propaganda, żebyśmy ciągle szukali magii, która nie istnieje.

– Można prokreować bez miłości. A co z parami, które są szczęśliwe pięćdziesiąt lat po ślubie? – Też lekko obrócił swoje ciało, siedzieliśmy teraz twarzą w twarz na eleganckiej hotelowej kanapie. – Co z ludźmi, którzy nigdy się nie zdradzili? Jak to wyjaśnisz?

– Szczęście, charakter i ciężka praca. – Wzruszyłam ramionami i dodałam: – Moi dziadkowie tacy są, szczęśliwie trwają w małżeństwie od czterdziestu siedmiu lat. Ale rzecz w tym, że „prawdziwa miłość” to tylko etykietka, którą naklejamy na dobrze funkcjonujące związki, żeby podtrzymać ten mit.

– Mów dalej – zachęcił mnie Max z półuśmiechem, jakby moje teorie go bawiły.

– To trochę jak znalezienie dobrego przyjaciela albo dobrego współlokatora, do czego właśnie dążyłam ze Stuartem. Moi dziadkowie lubią się, dogadują i znaleźli sposób, żeby żyć razem wygodnie i budować wspólne życie. To cudowne, ale nie oznacza, że to „prawdziwa miłość”.

– A co to za różnica? – zapytał, pocierając dłonią brodę i posyłając mi intensywne spojrzenie, jakby nigdy w życiu nie usłyszał czegoś równie ciekawego.

– Różnica jest taka, że mogliby dojść do takiego porozumienia z kimś zupełnie innym, jeśliby chcieli. Nie są bratnimi duszami, są dwoma kompatybilnymi osobami, które znalazły sposób na wspólne życie. Co tak naprawdę wcale nie oznacza nic wyjątkowego.

– Hmm – skomentował z zaciśniętymi ustami, a ja nie byłam w stanie stwierdzić, czy ta reakcja wyrażała zgodę, czy sprzeciw. Nie przerywałam więc misji udowodnienia racji, o której myślę bez przerwy od całej akcji ze Stuartem.

– Na świecie jest siedem przecinek osiem miliarda ludzi – zaczęłam, potrząsając głową ze względu na absurdalność tej liczby. – Skąd możesz mieć pewność, że znalazłeś prawdziwą miłość swojego życia, skoro nie poznałeś nawet jednego procenta ludzi na ziemi? Mógłbyś mieć dokładnie tę samą relację co ze swoją partnerką z milionem innych osób ze względu na kompatybilność.

– Ma to sens – wymamrotał, choć podejrzewałam, że nie zgadza się ze mną w pełni. – Czyli uwzględniasz swoich dziadków w teorii o tym, że w każdym drzemie potencjał zdrady?

– Oczywiście – potwierdziłam, kiwając głową. – Nie chcę tego rozważać, bo fuj, ale nawet Don i Mabel zdradziliby, gdyby pojawiła się odpowiednia chemia i okazja.

Przymknął oczy.

– Hmmmm.

– Co to za „hmmmm”? – zachichotałam, uświadamiając sobie powagę naszej rozmowy w obliczu stanu upojenia. – Nie zgadzasz się?

– Tak szczerze… – odparł i jeszcze bardziej przymrużył oczy, spoglądając gdzieś ponad moim ramieniem, jakby był zamyślony. – Nie mam, kurwa, pojęcia.

ROZDZIAŁ 4

Czy się zgadzałem?

I tak, i nie.

– Nie wiem, czy zgadzam się w pełni, że miłość nie istnieje – odpowiedziałem, ostrożnie dobierając słowa, żeby nie zasmucić świeżo zdradzonej niedoszłej panny młodej. – Ale uważam, że miłość jest jak hazard, a większość ludzi odchodzi od stolika przegrana.

Byłem typem wyznającym zasadę ryzyka i nagrody, a doświadczenie nauczyło mnie, że ryzyko zdecydowanie nie było warte nagrody.

Nie, dziękuję.

– Dobra analogia – skomentowała Sophie, zmieniając pozycję tak, że teraz siedziała na zgiętych nogach. – Więc przegrałeś przy stole i dlatego to robisz? Tak narodził się Sprzeciwiacz?

Nie zamierzałem zdradzać Sophie szczegółów z mojego życia, bo nie znałem nawet jej nazwiska, do jasnej cholery, ale nie podobał mi się też komentarz o moich „narodzinach”. Nie byłem jakimś najemnikiem, który kompulsywnie rujnował śluby dla pieniędzy, motywowany chorą potrzebą zemsty.

– Po pierwsze, nie robię tego zbyt często. Pomogłem znajomej w kiepskiej sytuacji, a potem, pocztą pantoflową, dowiedziało się o mnie kilku znajomych i wyświadczyłem im przysługi.

– Opowiedz mi o wszystkim – zachęciła, szczerząc się i opierając głowę o zagłówek. – Ale najpierw idź po resztę pizzy, Maxxie.

– Nie tak mam na imię – odparłem, wstając. – Ale chcę mieć pewność, że zaklepię jeszcze jakiś kawałek, zanim ty się za wszystko zabierzesz, więc spełnię twoją prośbę. Ten jeden raz.

– Mądry chłopiec – skwitowała, kiedy podchodziłem do baru. – A teraz opowiedz mi o swoim pierwszym sprzeciwie.

Wracanie do tego myślami było surrealistyczne, bo nie znałem za dobrze tamtej panny młodej.

– Hannah była sekretarką, pracowaliśmy razem. Miła, ale dość cicha, skryta dziewczyna.

Wziąłem pudełko i przyniosłem do kanapy, gdzie Sophie klepała stolik, jakby kierowała ruchem pizzowym.

– Wychodziła za mąż za syna gubernatora, więc mimo że była introwertyczką, wszyscy w biurze wiedzieli, że będzie to wielkie weselisko.

– Ach – skomentowała Sophie, otwierając pudełko, gdy tylko je odłożyłem, po czym wzięła kawałek pepperoni. – Chodzi o tego gubernatora-łysego-dupka?

– Tak, tego – odparłem, zauważając, że Sophie zmarszczyła nos, jakby wiedziała wszystko na temat byłego gubernatora i nienawidziła go do szpiku kości. – Dwa dni przed ślubem wychodziłem z pracy po godzinach, koło ósmej, a Hannah siedziała w samochodzie na parkingu i płakała.

– O nie – przerwała mi Sophie z ustami pełnymi pizzy i wybałuszonymi oczami. – Co się stało?

Wyglądała totalnie jak dziecko, przez co miałem ochotę się roześmiać.

– Zadzwoniła do niej kobieta, która twierdziła, że spotyka się z jej narzeczonym. Najwyraźniej Dupek Junior zapomniał powiedzieć kochance, kim naprawdę jest i że jest w związku.

– Ohyda – uznała Sophie, kręcąc głową z wyrazem obrzydzenia na twarzy.

– Kobieta chciała ją ostrzec, żeby mogła odwołać ślub. Doprawdy, błysnęła klasą, ale Hannah stwierdziła, że nie może tego zrobić. Podobno Dupek Junior był mistrzem gaslightingu i za każdym razem, gdy kwestionowała cokolwiek w ich związku, kontaktował się z jej rodzicami, mówiąc, że przez tę paranoję „martwi się, że ma nawrót”.

Matko, na samo wspomnienie miałem ochotę walnąć go jeszcze raz. Usiadłem obok Sophie na kanapie.

– Nawrót?

– Wykorzystywał jej dawne problemy ze zdrowiem psychicznym. Hannah naprawdę jako nastolatka walczyła z depresją i powiedziała mu o tym, a on uznał, że ma zielone światło i może traktować ją, jakby była o krok od drastycznych rozwiązań, za każdym razem, gdy się z nim nie zgadzała.

– O mój Boże, nienawidzę go – skomentowała Sophie, przykładając butelkę Heinekena do ust.

– No nie? – Chwyciłem kawałek pizzy i odgryzłem kęs. – Więc wiedziała, że jeśli odwoła wesele, on przekona wszystkich, że oszalała. Pomijając już fakt, że jej rodzice byliby zażenowani i obwiniali ją za stratę tysięcy dolarów, które wydali na tę imprezę.

– Co za koszmar. – Sophie wzięła łyk piwa, po czym opuściła butelkę i powiedziała: – Więc…?

– Więc wtedy przeszliśmy od „co, jeśli ktoś inny odwołałby ślub”, przez „zadzwońmy do jego kochanki i wypytajmy o wszystkie szczegóły”, do „o cholera, to jest plan, zróbmy to”.

– Wkroczyłeś do akcji – szepnęła Sophie, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. – Ty bohaterze.

Zrzuciłem jej stopy ze stolika.

– Oj, cicho już.

– Mówię poważnie – zapewniała, wskazując na mnie szyjką butelki. – Autentycznie jesteś moim bohaterem. Mój tata pracuje dla ojca Stuarta, a z niego z kolei jest bezduszny fiut. Gdybym to ja odwołała ślub, bez wątpienia zwolniłby mojego tatę w mgnieniu oka w ramach zemsty. Taki z niego gość.

Nie wiedziałem, co na to odpowiedzieć, więc wziąłem kolejny kęs pizzy.

– Naprawdę zamierzałam wyjść za Stuarta, będąc w pełni świadoma, że będę to małżeństwo unieważniać albo rozwiodę się z nim w bliskiej przyszłości, bo nie mogłam pozwolić, żeby przeze mnie tata stracił pracę, w którą zainwestował trzydzieści lat.

– Nie ma nic gorszego niż brak wyboru w kwestii przyszłości – powiedziałem z przekonaniem. Nie mogłem wyobrazić sobie Sophie wychodzącej za tego gościa, dupka, który dwa razy ją zdradził. – Cieszę się, że mogłem pomóc.

– Jesteś samozwańczym stróżem porządku, Sprzeciwiaczu – oznajmiła, kończąc pizzę, po czym otrzepała ręce z okruszków. – Ratujesz życia skazane na pasmo nieszczęść, ślub za ślubem.

– No jasne, że tak. – Zaśmiałem się, bardziej pijany, niż planowałem być. – Jak strażak, tylko nie mam odwagi i nie pracuję w niebezpiecznych warunkach.

– Najdelikatniejszy z bohaterów – stwierdziła ze śmiechem.

Lubiłem ją. W sensie, nie znałem jej, więc na co dzień mog­ła być koszmarną towarzyszką, ale świetnie spędzało się z nią kilka pijackich godzin.

– Masz zasady? – zapytała.

Wzięła mnie z zaskoczenia, bo miałem, ale nie spodziewałem się, że będzie ją to ciekawiło.

– Tak w skrócie robię to tylko dla ludzi, którzy nie mają innego wyjścia i są o krok od poślubienia kogoś, kto ma na koncie jakieś udokumentowane występki. – Zacząłem zastanawiać się, która jest godzina. – Zasadniczo chodzi o zdrajców i dupków.

– Czy to lukratywne zajęcie? – spytała, zdzierając etykietę na butelce idealnie pomalowanym paznokciem. – Nie wiem nawet, ile Asha ci zapłaciła.

– Nie – odparłem. – Drobne, na waciki.

To kłamstwo.

Nie planowałem tego, ale dodatkowa praca pomału zaczęła przynosić zyski. Pomogłem Hannah, która potem nalegała, żebym wziął za tę przysługę pieniądze. Konkretne pieniądze.

Miesiąc później najlepsza przyjaciółka siostry Hannah odezwała się do mnie, prosząc o pomoc w wywinięciu się ze ślubu. Próbowałem odmówić, ale okazało się, że miałem słabość do ludzi, którzy byli skazani na przyszłość z palantem u boku. Świadomość, że byłem ich jedynym ratunkiem, naprawdę namieszała mi w głowie. Zwłaszcza kiedy w grę wchodził tekst: „póki śmierć nas nie rozłączy”.

Nie byłem w stanie odmówić. W ramach kompromisu zazwyczaj zatrzymywałem dla siebie takie sumy, które pozwalały pokryć wydatki związane z całym przedsięwzięciem, a resztę pieniędzy wpłacałem na szlachetne cele.

– Matko – westchnęła Sophie, gdy jej usta wykrzywiły się w uśmiechu. Była podpita, ale wyglądała młodzieńczo. – Co za pomysł. Założę się, że jest wystarczająco nieszczęśliwych prawie-żon i prawie-mężów, dzięki którym mógłbyś rozkręcić wielką karierę jako sprzeciwiacz, gdybyś chciał. Kurde, pewnie musiałbyś niektórym odmawiać, bo jedna osoba nie byłaby w stanie obskoczyć takiej liczby ludzi, którzy desperacko starają się uciec przed swoim małżeńskim przeznaczeniem.

– Może to twoje powołanie – stwierdziłem, próbując wyobrazić ją sobie, jak wykrzykuje „nie zgadzam się!”. Jakimś cudem wiedziałem, że byłaby w tym genialna. – Byłabyś świetną sprzeciwiaczką.

– Lubię swoją pracę – powiedziała, kładąc głowę na kanapie i zamykając oczy. – Ale to mogłaby być fajna odskocznia, całe to bycie sprzeciwiaczką u twojego boku, Sprzeciwiaczu.

– Nie wiem, czy użyłbym słowa „fajna” – skontrowałem, również pozwalając sobie na zamknięcie oczu.

– Zaufaj mi, Sprzeciwiaczu – zapewniła, sennie zaciągając głosem. – Byłoby fajnie.

Dalsza część w wersji pełnej