Nie umarłam. Od krzywdy do wolności - Szewczyk Tośka - ebook

Nie umarłam. Od krzywdy do wolności ebook

Szewczyk Tośka

4,6

Opis

Są książki, które ściskają gardło, wyciskają łzy, niemal tak jak spotkania. Ta jest właśnie taka. Jeśli nie spotkaliście nigdy osoby skrzywdzonej w Kościele, nie zetknęliście się z ranami wykorzystania seksualnego i wtórnej stygmatyzacji, koniecznie przeczytajcie te strony.

Tomasz Terlikowski

Tośka jest jak linoskoczek przechodzący po cienkiej linie rozciągniętej między dwoma drapaczami chmur. Tyle że on robi to dobrowolnie. A ją sprawca wykorzystania wstawił na linę bez pytania i bez żadnego zabezpieczenia. Tośka balansuje, nie umarła, udaje się jej iść po tej linie. Poznajcie jej życie, poznajcie nasze życie.

Robert Fidura, twórca określenia „nieumarli”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 135

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (30 ocen)
24
2
2
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
tomasz77713

Z braku laku…

,
00
franczak1301

Nie oderwiesz się od lektury

Trudna, gorzka książka... mimo wszystko, a może właśnie dlatego polecam.
00
zharkawik

Z braku laku…

nie wiem. na początku zapowiadało się bardzo, bardzo dobrze. miałam nadzieję na głębsza refleksję dotyczącą przemocy w kościele, a niestety jest to spowiedź głęboko wierzącej osoby, która zostaje w kościele. przeczytałabym to jako wpis na blogu, ale nie jako książkę. oczywiście szacunek dla autorki za podzielenie się historią.
01

Popularność




Tośka Szewczyk

Nie umarałam

Od krzywdy do wolności

PrzedmowaZbigniew Nosowski

Biblioteka „Więzi”Tom 391Warszawa

Zbigniew Nosowski

Tośka Szewczyk i jej walka – o siebie i o Kościół

„To książka o tym, jak nie umarłam” – pisze Tośka Szewczyk. Nawiązuje tym samym do określenia, którego autorem jest Robert Fidura. Słowem „nieumarli” nazwał on osoby, które doświadczyły wykorzystania seksualnego w dzieciństwie lub bardzo młodym wieku.

Fidura podkreśla w ten sposób, że przemoc seksualna to zabijanie młodego człowieka na raty i po kawałku, to zabijanie takiej części duszy, której nie da się zastąpić żadną protezą. Że „życie po” to stałe zmaganie się z poczuciem inności, wstydu, brudu, z tajemnicą, z osamotnieniem, z lękiem przed relacjami i bliskością.

Jest to ciężar dosłownie nie do zniesienia. Ale zdarza się też, że nieumarli stają się dla innych źródłem nadziei. Tak, właśnie nadziei! Choć koszmary wracają do nich w najmniej oczekiwanych momentach.

W ostatnich latach mam wiele okazji do spotkań i głębokich rozmów z osobami skrzywdzonymi wykorzystaniem seksualnym we wspólnocie Kościoła. Uczę się od nich zmartwychwstawania – ciągłego podnoszenia się, choć sił stale brakuje. Uczę się od nich tego, że nadzieja może się odradzać jak Feniks z popiołów. Uczę się od nich, że walka o sprawiedliwość nie jest dążeniem do zemsty, lecz przywracaniem właściwego ładu świata.

Autorka tej książki, występująca pod pseudonimem Tośka Szewczyk, to jedna z moich – naprawdę wielkich – bohaterek. Jest pełna bólu, ale jeszcze bardziej pełna poczucia własnej odzyskanej godności. „Jestem dla was zwykłą kartką papieru, na której spisano zeznania” – notuje swoje uczucia, gdy po raz kolejny kościelni urzędnicy nie udzielają jej żadnej informacji o przebiegu procesu kanonicznego w sprawie księdza, który ją wykorzystał.

Ale ona na pewno nie jest kartką papieru. Nie pozwala, by tak ją traktowano. „Nawet jeśli postrzega się mnie w kategoriach małego szkodnika, jestem córką Boga. A pewnych rzeczy córce Boga po prostu się nie robi”.

Tośka nie jest ofiarą, a raczej: JUŻ nie jest ofiarą. „Był w moim życiu czas, kiedy bardzo potrzebowałam być nazwana «ofiarą» – właśnie dlatego, że moja głowa miała problem z rozróżnieniem, kto komu zrobił krzywdę”. Ale gdy już z tym sobie poradziła, to słowo „ofiara” zastąpiła określeniem „wolny człowiek”.

Autorka książki nawiązała kontakt z Wydawnictwem „Więź” w momencie, gdy postępowanie kanoniczne, które wszczęto na jej wniosek, wydawało się zmierzać ku aktowi sprawiedliwości. Zgodnie uznaliśmy, że przesłanie, jakie proponuje, jest bardzo ważne w dzisiejszej Polsce. Choć nasz kraj wstrząsany jest kolejnymi informacjami o dawnych i nowych skandalach seksualnych z duchownymi w roli głównej, to głos osób wykorzystanych – które powinny znajdować się w centrum tej debaty – jest wciąż mało słyszany, a bywa też nierozumiany.

Początkowo wydawało mi się, że będzie to książka z happy endem. Później okazało się jednak, że zakończenia tej historii wciąż nie widać, a wcale nie wiadomo, czy będzie ono szczęśliwe, przynajmniej w wymiarze prawnym. W odczuciu Tośki proces kanoniczny stał się jej dokrzywdzaniem przez kościelnych funkcjonariuszy. Wściekła poszła do biskupa. „Usłyszałam, że to, co przechodzę w związku z procesem, powinnam potraktować jako moją ofiarę dla dobra Kościoła”. Zareagowała jak córka Boga: „Poprosiłam, żeby nie składał mnie w ofierze wbrew mojej woli”.

W rzeczywistości jednak Tośce w książce nie chodziło najbardziej o ten kanoniczny happy end. Przy okazji jednej z naszych rozmów dowiedziałem się, że pomysł na jej pisanie zrodził się, gdy przeczytała komentarz Aleksandra Bańki po ujawnieniu przemocy duchowej, psychicznej, fizycznej i seksualnej w dominikańskim duszpasterstwie akademickim. Pod wpływem opisów działań Pawła M. katowicki filozof stwierdził, że Ewangelia jest obezwładniana przez przestępstwa seksualne. W odpowiedzi na każde słowo Dobrej Nowiny wystarczy przywołać historie skrzywdzonych – i one w dyskursie publicznym unieważniają wszystko, cokolwiek pozytywnego Kościół próbuje dzisiaj ­powiedzieć.

Wtedy po raz pierwszy Tośce błysnęło w głowie, że jej historia może być dla kogoś błogosławieństwem. Bo przecież ona doświadczyła i niszczącej mocy wykorzystania seksualnego, i wyzwalającej mocy Ewangelii. Postanowiła więc opowiedzieć ludziom o Bogu, który nawet z takiej krzywdy może uzdrowić. Według autorki Ewangelia pozostaje Dobrą Nowiną, a Boga można odnaleźć w Kościele – On tej wspólnoty nie opuścił.

Jest w Tośce wiele złości. Zastanawia się, jak tę intensywną emocję ukierunkować. Ma świadomość, że winą za postawy dominujące w Kościele obarczać należy nie tylko konkretne osoby. Jej zaczepne pytania ujawniają sedno problemu: „gdzie jest system, żebym mogła na niego nawrzeszczeć? Gdzie struktura ma ten tyłek, w który tak bardzo chciałabym kopnąć?”.

Tośka ma ostry język i silną wolę. Niezmiennie deklaruje, że dalej będzie walczyć. O swoją podmiotowość podczas procesu kanonicznego, o nadzieję dla innych ofiar. Ale będzie też walczyć o Kościół, który uważa za swój dom i w którego życie intensywnie się angażuje. Jej zależy na Kościele – to znaczy kocha go takiego, jaki jest, a jednocześnie chce go głęboko zmienić, nastawić na słuchanie osób skrzywdzonych.

Opisane tu wydarzenia sporo Tośkę kosztowały. Opowiada ona czytelnikom o swoich chorobach ciała, emocji i ducha. Wiem, że również pisanie tej książki było dla niej procesem bolesnym, okupionym nie tylko łzami – bo przecież rany są wciąż niezagojone. Nie mam jednak wątpliwości, że warto było ten trud podjąć.

Dzięki znakomitej formie literackiej tej książki można wniknąć w tajniki duszy autorki. Czytelnik znajduje się jakby w głowie Tośki, wśród kłębiących się tam myśli, cudzych głosów, w dusznej atmosferze osaczenia. Porusza opowieść o tym, jak będąc nastolatką, czuła się bita przez księdza podczas kazania – przez jego słowa i spojrzenia.

Czytając Tośkę, można lepiej zrozumieć mechanizmy duchowego uwodzenia i obezwładniania woli młodej dziewczyny przez charyzmatycznego duszpasterza. Jej książka pomaga pojąć, dlaczego wtedy nie była zdolna powiedzieć: „Nie”, dlaczego potem winą obarczała siebie samą, a dziś nadal mówi: „cała zbudowana jestem ze znaków zapytania”.

Warto wziąć do ręki tę pozycję nie dlatego, że są tu jakieś sensacyjne opisy wykorzystania seksualnego albo wyjątkowe narzekanie na kościelną hierarchię. Tę książkę dobrze przeczytać, żeby od Tośki Szewczyk nauczyć się dojrzałości.

Dzięki Tośce możemy również uzyskać przynajmniej częściowy wgląd w to, co dzieje się między osobą wykorzystaną a Bogiem. Tośka w Niego głęboko wierzy. Wierzy wiarą wypróbowaną, bo „wtedy” czuła się całkowicie przez Boga opuszczona. Dziś jednak odkryła, gdzie On wtedy był, i odczuwa wcale nie opuszczenie, lecz bliskość Boga. Liczne tego przykłady znajdziemy na kartach tej książki.

Przejmująco opisuje autorka doświadczenie zrujnowanej świątyni. Właśnie na tych gruzach pojawia się jednak u niej ufność: „Gdy walą się fundamenty, Sprawiedliwy odbudowuje świątynię. Paradoksalnie doświadczam, że robi to właśnie w swoim Kościele”.

O odrodzenie Kościoła autorka książki walczy nie tylko tą publikacją, lecz także swym codziennym zaangażowaniem w jego wspólnoty. Nie ma wielkich złudzeń, ale jeśli dom został zrujnowany, to ktoś przecież musi go odbudować. „Chciałabym tylko, żeby wszystko było na swoim miejscu. A to wszystko stoi na ­głowie”.

Czytajmy Tośkę i inspirujmy się nią! Ona nie umarła. My też nie musimy tkwić w naszych małych otchłaniach, nawet jeśli to inni nas tam wepchnęli. Ona walczy o Kościół, aby rzeczywiście był domem dla niej i dla takich jak ona. My też możemy, wraz z nią, krok po kroku stawiać na nogi Kościół, który teraz stoi na głowie.

Na końcu książki Tośka umieszcza listy adresowane do różnych grup osób. Są tam m.in.krzywdziciel, wykorzystana kobieta, wykorzystany mężczyzna, ksiądz „zza ściany”, który nic nie słyszał, młodzi ludzie ze wspólnot religijnych, a wreszcie kościelni urzędnicy: biskupi, delegaci ds.ochrony dzieci i młodzieży, pracownicy sądów. Warto, żeby czytelnicy tej publikacji przekazywali ją takim osobom. Niech usłyszą, co ma im do powiedzenia Tośka Szewczyk.

A gdybym ja miał napisać najkrótszy list do Tośki, to zawarłbym w nim trzy słowa: Dziękuję! Jesteś błogosławieństwem!

Zbigniew Nosowskiredaktor naczelny kwartalnika „Więź”, współzałożyciel Inicjatywy „Zranieni w Kościele”

Drogi Czytelniku,

w tej książce spotkasz się z cierpieniem. Podczas jej pisania, kiedy musiałam zetknąć się ze swoimi ranami (które po niemal dziesięciu latach terapii wciąż mają się całkiem nieźle), towarzyszyło mi mnóstwo niespodziewanych objawów: bóle mięśni, głowy, brzucha, nudności, zawroty głowy. Pojawiły się obniżony nastrój, lęk, myśli samobójcze, anhedonia. To było jedno z trudniejszych doświadczeń w moim życiu.

Piszę o tym, ponieważ zdaję sobie sprawę, że Ty też mogłeś/mogłaś doświadczyć w życiu cierpienia. W związku z tym lektura tej książki również w Tobie może pootwierać rany, o których już dawno zapomniałeś/zapomniałaś.

Jeśli tak właśnie będzie – wyciągnij rękę po pomoc. Psychoterapia i – jeśli trzeba – farmakoterapia są sprawdzonymi sposobami na wyjście z depresji, stanów lękowych, PTSD. Twoje życie nie kończy się w tej ciemnej dolinie. Pozwól specjaliście, żeby towarzyszył Ci w drodze do światła.

Można tak zacząć książkę

Długo na mnie patrzył. W końcu podszedł, musnął policzek, ramię. Pachniał calvinem kleinem. Był wrzesień – za oknem na drzewach liście radośnie podrygiwały w takt ciepłego wiatru. Jedną ręką złapał mnie za głowę, drugą przycisnął do ściany. Pocałował. Pierwszy raz w życiu pocałował mnie mężczyzna... a liście nadal tańczyły figlar­nie na powitanie nadchodzącej jesieni.

Dobrze brzmi. Można tak zacząć książkę. Tylko jeszcze ustalmy fakty. On miał jakieś trzydzieści pięć lat, a ja kilka­naście. On był księdzem, a ja byłam zaangażowana w działanie wspólnoty. A w to okno patrzyłam nie dlatego, że było romantycznie. Patrzyłam na te cholerne liście ze strachu, sparaliżowana od stóp do głów tym, co się dzieje... żegnając się z wolnością, którą przynosi ciepły jesienny wiatr. Liście były wolne i mogły tańczyć. Ja właśnie stawałam się własnością. Po powrocie do domu próbowałam, jak tylko mogłam, zmyć z siebie pierwszy w życiu pocałunek. I tylko pies wiedział o wszystkim. Tylko jemu powiedziałam. Jak się okazało, przez następne dwa lata miał usłyszeć o wiele więcej.

Nie dowiesz się, jak mam na imię, co dziś robię, jak mnie znaleźć. Nie zobaczysz tu mojego zdjęcia. Czemu nie mówię, kim jestem? Boję się. Przede wszystkim o rodzinę, którą kocham. Nie, nigdy im nie powiedziałam. Nigdy nie mieliśmy takich relacji, żebym czuła, że mogę się na to zdecydować. Nie chcę, żeby się dowiedzieli. Nie chcę też, żeby dręczył ich ktokolwiek opisany w tej historii. Ani w ogóle – ktokolwiek. Jeśli z jakiegoś powodu potrzebujesz się ze mną skontaktować, napisz na adres [email protected]. Jeśli uznam, że to bezpieczne, odpiszę. Ale nie szukaj mnie na siłę, wbrew mojej woli. Dość już w moim życiu pogwałcania wszelkich granic.

A może dzięki temu, że nie wiesz, kim jestem, będziesz mógł wpisać w tę historię swoje własne imię? A jeśli tak – kim będziesz? Ofiarą, katem, świadkiem? Będziesz aktywny czy pasywny? Uciekniesz, uderzysz, odwrócisz wzrok, pomożesz?

Nieumarli... tak o nas mówi Robert Fidura. Trafnie. Biorę to. To książka o tym, jak nie umarłam. O tym, jak dora­stałam w Kościele – domu pełnym patologii. O tym, jak i na co się nie zgadzam w swoim – spóźnionym o kilkanaście lat – nastoletnim buncie. I o tym, że wracam. Wracam, żeby zaopiekować się tamtą dziewczynką sprzed lat. I żeby odzyskać dom, który tak zażarcie próbowano mi zabrać.

Podobno nie ma nic gorszego niż wściekła kobieta. Sprawdźmy.

© Copyright by Tośka Szewczyk, Warszawa 2023© Copyright for Foreword by Zbigniew Nosowski, Warszawa 2023

Redakcja – Ewa KiedioKorekta – Ewa Buczek

Projekt okładki, przygotowanie wersji elektronicznej – Marcin Kiedio

ISSN 0519-9336ISBN 978-83-66769-59-5

Towarzystwo „WIĘŹ”ul.Trębacka 3, 00-074 Warszawa, tel. 22 827 29 17

Zapraszamy do naszej księgarni internetowej – www.wydawnictwo.wiez.plZamówienia hurtowe – [email protected]