Niebo za tymi drzwiami - Marcin Janicki - ebook

Niebo za tymi drzwiami ebook

Marcin Janicki

4,6

Opis

"Hospicjum to życie sekunda po sekundzie (...), gdzieś pośrodku, między niebem a ziemią. Niebo jest tuż za progiem, za tymi drzwiami, jutro, pojutrze, za chwilę. (...)" Historia miłości, która rozkwitła, choć nie dane jej było rozwinąć skrzydeł... "Cierpienie nie uszlachetnia, ani własne, ani cudze. Cierpienie wyostrza zmysły, sprawia, że człowiek przestaje udawać, przestaje bawić się w chowanego z samym sobą i innymi, więcej widzi."

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 61

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (7 ocen)
5
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Redakcja

Marta Stęplewska

 

Korekta

Zofia Smęda

 

Projekt okładki

Artur Falkowski

 

Imprimi potest

ks. Piotr Filas SDS, prowincjał

l.dz. 137/P/2010

Kraków, 8 kwietnia 2010

 

© 2010 Wydawnictwo SALWATOR

 

 

ISBN 978-83-7580-831-5

Skład wersji elektronicznej

Monika Lipiec /Woblink

Wydawnictwo SALWATOR

ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków

tel. (12) 260-60-80, faks (12) 269-17-32

e-mail: [email protected]

www.salwator.com

Wstęp

 

Marcinie…

 

Odkąd się pojawiłeś, odkąd wszedłeś w moje życie, bardzo śmiało i pewnie, mimo wszelkich wahań i pytań dokonałam odkrycia, że byłam samotna i muszę być odważna. Od pierwszej chwili, gdy cię pokochałam, tęsknotę za Tobą niosłam w sobie jako coś nienazwanego i niedoświadczonego nigdy wcześniej. Szukałam odwagi, ale wciąż bardziej się bałam.

Twoje słowa są ważne, ważne jest wszystko, co mówiłeś. Ważny był dla mnie każdy Twój oddech, każdy uśmiech, każda łza, każdy ból, każdy dotyk i pocałunek, każda rana. Obawiam się słów, nie lubię nazywać, ale Twoje pytanie co wieczór: „A porozmawiasz ze mną?” nauczyło mnie słuchać i odkrywać w słowach tajemnicę, nauczyło mnie patrzeć z uwagą i cierpliwością, nauczyło dostrzegać szczegóły i milczeć. Do ciebie, Marcinie, wypowiadałam słowa nie jak pewniki – coś, co wiedziałam – to było tylko to, co czułam, co musiałam powiedzieć. To były słowa jak zaklęcia, oboje wypowiadaliśmy myśli, w które chcieliśmy wierzyć. Wielu ważnych rzeczy nie zdążyłam Ci powiedzieć, bo to ja nie miałam siły.

Odkąd się pojawiłeś w moim życiu, nauczyłeś mnie inaczej patrzeć na ludzkie ciało, na wysiłek, na ból. Ludzkie ciało, z całym jego pięknem i brzydotą, które są takimi tylko w naszych ludzkich oczach, z całym jego cierpieniem, ranami, bliznami, stało się dla mnie świętością. Dotykając Twoich ran, czułam, że się modlę, i tak było od pierwszej chwili do ostatniej. Podziw dla Ciebie, Twoje piękno, Twoje oczy, usta, Twoje silne ramiona, zachwyt Tobą – młodym, wciąż jeszcze silnym mężczyzną o cudownym uśmiechu, były zawsze pomieszane we mnie z modlitwą, pewnym rodzajem zamyślenia nad Tobą. Nic nie było łatwe i wszystko było tajemnicą, niespodzianką. Każda chwila dawała poczucie tęsknoty za następną, która mogła nie nadejść nigdy. Im więcej Cię poznawałam, im więcej byłeś, tym bardziej za Tobą tęskniłam i stawałam się uważniejsza i milcząca w sobie, żeby nie przegapić nic z Ciebie, żadnego Twojego gestu, słowa, myśli, reakcji. Z każdą minutą, sekundą Twój świat stawał się moim światem, którego uczyłam się jak dziecko od pierwszego „A”. Wsłuchiwałam się w Ciebie, uczyłam się Ciebie na pamięć, szukałam w sobie Twoich myśli. Twój oddech, bicie Twojego serca i Twój ból wyznaczały granice mojego bycia, działania, śmiechu, łez. Cała moja uwaga była skupiona na Tobie, w Tobie, co sprawiało, że całą resztę świata, ludzi, zdarzenia dostrzegałam jakby przez pryzmat Twojego widzenia, odczuwania.

Nie wiem, czy było to dobre – wiem, że w tym momencie było mi dane, a ja mogłam to przyjąć lub odrzucić.

Wiem, że lubiłeś ludzi, tak po swojemu, mając zawsze dla nich uroczy uśmiech, dobre słowo, żart. Chciałeś być naprawdę, czuć smak życia, więc ten Twój uśmiech był trochę pobłażliwy. Dawałeś nam prawo do bycia śmiesznymi, nieuważnymi, bo sam potrafiłeś słuchać innych, gdy oni mówili o sobie. Potrafiłeś być dla ludzi. Ci, którzy widzieli Ciebie w prawdzie, w całości, byli nieliczni i bardzo odważni. Kochałeś ich i cieszyli Cię, dawali odwagę i siłę życia, dopełniali Twój świat. To było ważne jak poranne pukanie do drzwi, w których pojawiały się dobre i uważne oczy człowieka…

 

 

Piszę dla ciebie o tych wszystkich, bez których moje życie nie tylko nie byłoby piękne, ale nawet możliwe.