Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W starym domu na peryferiach straszy. Ktoś widział tam zjawy, ponoć jakąś dziewczynę zaatakował tam wampir. Duchy są niebezpieczne – nigdy nie wiadomo, czy nie wciągną do swojej bandy kolejnej niewinnej duszyczki. Co kilkadziesiąt lat ktoś zaczyna mieszkać w domu i… też zamienia się w ducha! Są duchy dzieci, duchy zwierząt – nikt nie może czuć się bezpieczny.
Mimo to znajdują się kolejni śmiałkowie, którzy z ciekawością zaglądają do starego domu. Podobno tamtejsze duchy mają teraz pod opieką jakieś dziecko, żywe, zwyczajne dziecko! Ponoć któremuś z nich udało się wrócić do ludzkiej postaci! Mówią, że… A może to tylko plotki?
Galeria barwnych postaci – blisko dwustuletniej nastolatki-grafomanki, jej wujków, skłóconych bliźniaków-dżentelmenów, pełnej pretensji żony jednego z nich i jej synka, który trwa wciąż w swym „najpiękniejszym okresie życia” i ma już tego szczerze dość. Jakie ścieżki doprowadzą ich do… Ścieżki i jej niezwykłej niani? Czy zdołają pokonać działanie eliksiru? I co na to wszystko koszmarnie współcześni Państwo $?
Naprawdę wspaniała zabawa literacka! A zarazem chwile refleksji: jak zmieniają się obyczaje, sztuka, moda – a co pozostaje niezmienne?
Dorota Koman
(ze strony Cała Polska czyta dzieciom)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 191
Katarzyna Majgier
Niedokończony eliksir nieśmiertelności
© by Katarzyna Majgier
© by Wydawnictwo Literatura
Ilustracje: Katarzyna Kołodziej
Korekta: Lidia Kowalczyk, Joanna Pijewska
Wydanie I
pierwsze w Wydawnictwie Literatura
ISBN 978-83-8208-032-2
Wydawnictwo Literatura, Łódź 2022
91-334 Łódź, ul. Srebrna 41
tel. (42) 630-23-81
www.wydawnictwoliteratura.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Weronika Panecka
Dom, który wyglądał jak bardzo wysoki i chudy ktoś w brudnym płaszczu aż do ziemi i w wysokim, spiczastym kapeluszu, bardzo zakurzonym
rzy drodze za Miastem stał stary dom. Wyglądał na tak zaniedbany, że mógł wydawać się opuszczony, choć zdarzają się zamieszkane domy w znacznie gorszym stanie.
Grube mury poszarzały, ale nie ma czemu się dziwić – dom stał przy ruchliwej drodze. Przejeżdżające nią samochody wzbijały pył, który osiadał na ścianach.
Ogród był zarośnięty i zachwaszczony, ale kto w dzisiejszych czasach ma czas na dbanie o ogród? Furtkę przed domem pokryła rdza, a skrzynka na listy zwisała smętnie, chwiejąc się na wietrze i wydając przy tym nieprzyjemne zgrzyty i pojękiwania, ale nikt nie przysyłał tam żadnych listów, więc nikomu to nie przeszkadzało.
Obok skrzynki leżała tabliczka, której od strony ulicy nie było widać, odkąd się przewróciła. A szkoda, bo na tabliczce widniał napis: „Na sprzedaż”.
Być może, gdyby było ją widać z ulicy, znaleźliby się chętni? Pomimo że dom wyglądał posępnie i miał w sobie coś, co napawało lękiem…
Mały chłopiec, którego rodzina przejeżdżała kiedyś tamtędy, wyjrzał przez okno samochodu i powiedział:
– Ten dom wygląda jak bardzo wysoki i chudy ktoś w brudnym płaszczu aż do ziemi i w wysokim, spiczastym kapeluszu, bardzo zakurzonym.
Jednak nikt go nie słuchał, bo rodzice chłopca byli pochłonięci kłótnią o to, gdzie powinna leżeć deska do krojenia chleba.
Później chłopcu śnił się po nocach bardzo wysoki i chudy ktoś w brudnym płaszczu aż do ziemi i w wysokim, spiczastym kapeluszu, bardzo zakurzonym. Bał się tego kogoś, ale rodzice nie chcieli go słuchać.
– Jesteśmy zmęczeni, a jutro musimy wcześnie wstać. Idź do łóżka! – złościli się, kiedy ich budził.
Od tamtej pory minęło wiele lat. Chłopiec dorósł i ma własne dzieci, ale nadal często śni mu się bardzo wysoki i chudy ktoś w brudnym płaszczu aż do ziemi i wysokim, spiczastym kapeluszu, bardzo zakurzonym. Wtedy budzi się przestraszony, ale nikomu nie opowiada o tych snach.
Poza tym zachowuje się jak normalny, dorosły człowiek. Tyle tylko, że gdy jego dzieci budzą go w nocy, bo śni im się coś, czego się boją, nie złości się na nie, bo rozumie, jak straszne mogą być sny.
Pewnego dnia w tajemnicy udał się nawet do psychoanalityka i opowiedział mu o koszmarnych snach i o domu, jaki w dzieciństwie zobaczył z okna samochodu. Miał nadzieję, że psychoanalitycy rozumieją takie rzeczy, ale ten, na którego trafił, nigdy nie miewał koszmarnych snów. Znał je tylko z książek. Powiedział więc, że strasznych snów na pewno nie wywołał widok posępnego domu, tylko kłótnia rodziców, oraz że ma to związek z deską do krojenia chleba.
Człowiek, który kiedyś, jako mały chłopiec, przestraszył się wysokiego domu, zrozumiał, że musi sobie sam poradzić z koszmarami. Ale na wszelki wypadek wyrzucił deskę do krojenia chleba i zaczął kupować krojone pieczywo.
A jednak, deska do krojenia chleba była zupełnie niewinna.
Gdyby rodzina chłopca zajrzała do domu w dniu, kiedy obok niego przejeżdżali, wszyscy uciekliby stamtąd z wrzaskiem i mieli koszmary senne do końca życia.
O ile w ogóle weszliby do środka…
Bo każdy, kto znał okolicę i zauważyłby ich na ganku, przestrzegłby ich, że o tym domu krążą straszne opowieści…
iele lat wcześniej do bram starego domu załomotał zmęczony jeździec na jeszcze bardziej zmęczonym koniu. Odzież miał przemoczoną deszczem i potarganą wiatrem, ale uszytą na miarę z drogich tkanin, więc widać było od razu, że to człowiek zamożny. Albo zbój, który takiego obrabował.
W tamtych czasach ludzie chętnie pomagali innym, nawet obcym, więc gospodarze udzielili mu gościny. Pożyczyli mu suche ubrania, poczęstowali ciepłą strawą i pozwolili się wyspać, ale przybysz zerwał się jeszcze przed świtem, by wyruszyć w dalszą drogę. Zanim jednak to się stało, do bram zapukali żołnierze.
– To niebezpieczny bandyta – powiedzieli. – Najbardziej poszukiwany człowiek w całym kraju!
Właściciele domu przestraszyli się i pozwolili żołnierzom schwytać obcego, co wcale nie było takie proste. Tajemniczy człowiek w czarnym płaszczu biegał nadzwyczaj szybko, nie zawahał się nawet wyskoczyć z okna na piętrze!
Niestety na dole, pod samym oknem, czekał dowódca żołnierzy, który od razu go pojmał i zabrał do więzienia, w którym człowiek ten spędził resztę życia. Tam zmuszano go, aby zdradził pewną tajemnicę, ale milczał.
Próbowano odnaleźć jego wspólników, ale wyglądało na to, że nigdy ich nie miał. Ludzie, u których go pojmano, nie wiedzieli nawet, jak się nazywa. Nie mieli pojęcia, kim był przybysz, i zaklinali się, że nie dał im nic na przechowanie.
Pytano jednak niewłaściwe osoby i dlatego nikt nie dowiedział się, że było zupełnie inaczej. Że tuż przed zatrzymaniem tajemniczy przybysz znalazł sobie wspólnika, którego nikt by o to nie podejrzewał.
Był to synek gospodarzy, który słysząc hałas, obudził się i wyjrzał ze swojego pokoju.
Zobaczył uciekającego człowieka w czarnym płaszczu.
– Ciii… – powiedział tamten i wbiegł do pokoju chłopca, który od razu zrozumiał, o co chodzi.
Sam też nieraz się tam chował, kiedy coś przeskrobał, a zdarzało mu się to kilka razy dziennie.
– Wejdź do kufra – poradził chłopiec.
Sam zawsze się tam krył, ale nieznajomy nie zmieściłby się do kufra.
– Umiesz dochować tajemnicy? – spytał malca.
Ten pokiwał głową.
Przybysz wyciągnął malutką butelkę i wręczył ją dziecku.
– Schowaj to dobrze – nakazał. – I nikomu o tym nie mów. Nigdy! I pamiętaj, nie pij tego – to trucizna!
– Działa na robaki? – zainteresował się chłopiec.
– Nie otwieraj tego – powtórzył przybysz stanowczo. – Ta mikstura nie jest jeszcze gotowa. Obiecujesz, że nie otworzysz?
Wtedy jednak do pokoju wpadli żołnierze i przybysz musiał wyskoczyć przez okno.
Nikt nie zauważył buteleczki w rękach chłopca, który od razu poszedł ukryć ją wśród swoich skarbów – za kamieniem, w ścianie domu.
Nikomu nie przyszło do głowy, by spytać go, czy przybysz czegoś u niego nie zostawił ani czy z nim nie rozmawiał. Malec dochował więc tajemnicy bez trudu.
Jednak chłopiec nie byłby sobą, gdyby nie otworzył buteleczki i nie sprawdził, czy trucizna działa na robaki. Tak, to było bardzo okrutne wobec robaków, ale w tamtych czasach kompletnie nie dbano o takie sprawy.
Buteleczka była bardzo mała, więc ostrożnie wylał tylko jedną kroplę. Od razu pojawiła się zainteresowana mucha, a chłopiec pozwolił jej się poczęstować. Mucha wzleciała do góry, stając się coraz bardziej przezroczysta.
A więc tak wygląda ktoś otruty… – pomyślał chłopiec.
Starannie zamknął buteleczkę i poszedł ukryć ją w swoim schowku.
Tymczasem do kropli przyleciały kolejne muchy…
Kilka lat później chłopiec siedział nad lekcjami, które zadał mu prywatny nauczyciel. Chłopiec nie lubił się uczyć i wcale się z tym nie krył. Uważał, że to strata czasu.
Od trzech lat nie mógł nauczyć się pisać, o liczeniu nie wspominając. Bo choć z liczeniem pieniędzy, kamyków i innych przydatnych mu rzeczy chłopiec nie miał problemów, nic nie rozumiał z zadań matematycznych. Nawet tych najprostszych.
Zwykle siedział nad nimi i ziewał, bo w ogóle go nie interesowały. Tak było tamtego popołudnia, kiedy nagle na kartce jego zeszytu wylądowała przezroczysta mucha.
Chłopiec wpatrywał się w nią osłupiały. Powoli dochodził do wniosku, że przygoda z tajemniczym człowiekiem, o którym opowiadano jako o bandycie, i buteleczką, schowaną za kamieniem, wcale nie zakończyła się tak, jak mu się wydawało…
Może tylko wydawało mu się, że tamta mucha stała się przezroczysta? Może istnieje gatunek przezroczystych much? Bo przecież żadna mucha nie żyje tak długo!
Tymczasem przezroczysta mucha chodziła po jego zeszycie.
– Proszę pana, czy istnieją przezroczyste muchy? – spytał nauczyciela.
– Przezroczyste muchy?! – oburzył się tamten. – Zamiast rozwiązywać zadania, zadajesz głupie pytania!
– A jak długo może żyć mucha? – Chłopiec nie dawał za wygraną.
– Na litość boską! – huknął nauczyciel. – To lekcja matematyki, a nie nauka o muchach!
Chłopiec zrozumiał. Jego nauczyciel nie miał pojęcia, jak długo żyją muchy. Gdyby wiedział, od razu zacząłby o tym opowiadać. Zawsze tak robił, gdy miał okazję się powymądrzać.
Może to duch muchy? – pomyślał uczeń.
Słyszał co nieco o duchach. W tamtych czasach prawie każdy twierdził, że jakiegoś widział. Uważano, że są to dusze potępione, pokutujące za grzechy. Chłopiec przypomniał sobie jednak, że robactwo nie ma duszy – tak go uczono. Ale może muchy mają?
– Czy muchy mają duszę? – spytał nauczyciela.
Ten nie wytrzymał i spuścił mu lanie (bo, niestety, bicie dzieci było wówczas czymś, co robili niemal wszyscy dorośli, uważano bowiem, że to pomaga dzieciom wyrosnąć na porządnych ludzi). Na szczęście nie bardzo bolesne.
Mimo to chłopiec zainteresował się muchami i tym, jak działają na nie i na inne stworzenia różne substancje. Szybko doszedł do wniosku, że od swojego nauczyciela nie dowie się niczego, co go interesuje, i postanowił pójść do szkoły.
Nieoczekiwanie zabrał się do nauki i okazało się, że wcale nie jest tak kiepskim uczniem, jak dotychczas uważano. Wprost przeciwnie – miał wielkie zdolności. Wcześniej nikt ich nie zauważał, bo chłopca nauka nie interesowała, więc w czasie lekcji myślał o niebieskich migdałach i zastanawiał się, jak szybko je skończyć i wyrwać się z domu.
Kiedy odkrył, że przyroda i matematyka są ciekawe, a łacina przydatna, zaczął wręcz pochłaniać wiedzę. Choć do niedawna miał problemy z rozróżnieniem liter, teraz błyskawicznie nauczył się ich, przeczytał wszystkie książki, jakie były w domu, i zaczął prosić rodziców o nowe. Potem przekonał ich, że ma głowę nie od parady i że warto wysłać go do szkół.
– Może jeszcze będą z niego ludzie? – cieszyli się rodzice.
Ich syn skończył studia (co wtedy było rzadkością) i wrócił do domu jako poważany, wykształcony człowiek.
Oczywiście przez cały czas dbał o powierzoną mu buteleczkę. W czasie studiów dowiedział się, że mężczyzna, którego kiedyś pojmano w jego domu, nie był zbirem, mordercą ani innym przestępcą, tylko słynnym alchemikiem, który podobno wynalazł eliksir nieśmiertelności. Niestety, nie chciał się nim podzielić z władzami, więc ogłosili go oni przestępcą i sprawili, że zginął jak przestępca, a eliksir gdzieś przepadł.
Młody uczony zrozumiał, jak wielki skarb mu powierzono, i zaczął studiować alchemię. Pamiętał, że tajemniczy człowiek, który dał mu buteleczkę, powiedział, że eliksir nie jest jeszcze gotowy i może być niebezpieczny. Postanowił więc dokończyć pracę nad miksturą.
Po powrocie do domu w jednym z pokojów urządził sobie pracownię i przeprowadzał kolejne eksperymenty.
Najpierw tajemniczym eliksirem poczęstował mysz, która złapała się w pułapkę i była ledwie żywa. Mysz, tak jak kiedyś muchy, zaczęła robić się coraz bardziej przezroczysta. Potem – przezroczysta, ale zupełnie zdrowa – uciekła.
Tego wieczora koty zaczęły dziwnie się zachowywać. Przez kilka dni raz po raz któryś podskakiwał i uciekał w popłochu. Wkrótce w domu nie było już żadnego.
– Co się dzieje? – zastanawiali się mieszkańcy. – Koty uciekły. Nigdy nie słyszeliśmy o czymś takim! Podobno gdy ze statku uciekają szczury, statek tonie, ale koty?!
Tylko młody uczony domyślał się, co może być powodem nagłej ewakuacji kotów. Postanowił naprawić swój błąd i znaleźć myszy godnego naturalnego wroga. Wybrał się na poszukiwanie jakiegoś kociego niedobitka.
Po okolicy włóczył się stary, chudy, wyliniały kocur. Na dodatek czarny. Podejrzewano, że przynosi pecha, więc nie miał łatwego życia. Normalnie zapewne już wkrótce dobiegłoby ono końca, tymczasem jednak miało jeszcze długo potrwać…
Kot, jak wszystkie inne, uciekł, ale młody naukowiec znalazł go w lesie nieopodal, zabrał ze sobą i poczęstował kroplą eliksiru na kawałku mięsa. Z kotem stało się to, co wcześniej z muchą (oraz trzema innymi, których niegdyś chłopiec nie zauważył) i z myszką. Stał się przezroczysty i uciekł, przenikając przez ścianę.
Gdy jakiś czas później młody naukowiec znowu zauważył przezroczystą muchę, zrozumiał, co się dzieje.
Po wypiciu eliksiru obiekt badań prawdopodobnie staje się nieśmiertelny, ale też nie jest do końca żywy. Jest raczej nieumarłym… – napisał w swoim dzienniku.
Zdecydował, że jeśli zapadnie na jakąś chorobę lub ulegnie wypadkowi, wypije resztę z buteleczki i stanie się kolejnym nieumarłym.
Pech chciał, że naukowiec rzeczywiście uległ wypadkowi. W czasie przejażdżki spadł z konia tak nieszczęśliwie, że zginął na miejscu.
A buteleczka leżała schowana w zrobionym przez niego osobiście, nowym sekretnym schowku – pod kafelkiem podłogi jego pokoju.
I tam pozostała przez następne sto lat.
starym, wysokim domu mieszkała czteroosobowa rodzina: dwóch braci bliźniaków, Edgar i Gerard, oraz żona Gerarda, Leokadia, i ich mały synek Artur.
Panowie Edgar i Gerard wyglądali jednakowo. Odróżnić ich umieli kiedyś tylko rodzice, a teraz tylko pani Leokadia i Artur. Obaj uważali jednak, że bardzo się różnią, bo na każdy temat mieli odmienne zdanie i o wszystko się kłócili. Potrafili to robić całymi godzinami. Choć tak naprawdę nawet myśleli identycznie, za nic w świecie nie chcieli się do tego przyznać, bo już w dzieciństwie znudziło im się bycie takimi samymi.
Największą tajemnicą pani Leokadii było to, że gdy obaj bracia zaczęli się do niej zalecać, nie potrafiła zdecydować, który podoba jej się bardziej. Obaj byli przecież dokładnie tacy sami!
W końcu wybrała losowo – rzucając monetą, ale nigdy nikomu o tym nie powiedziała.
Rodzina była zamożna i jej członkowie nie musieli co rano wstawać do pracy. Sprzątaniem, gotowaniem, zakupami i innymi przyziemnymi sprawami zajmowała się służba.
Bracia spędzali dni, sprzeczając się o wszystko, co przyszło im do głowy, a pani Leokadia wymyślała menu i wybierała jak najlepsze herbaty i ciastka na spotkania z przyjaciółmi i sąsiadami. Lubiła organizować przyjęcia i herbatki, które wzbudzały zachwyt całego miasteczka. Była z tego niezwykle dumna.
Czasami także opiekowała się małym Arturem, choć na ogół pozostawiała to niani.
Pewnego dnia, gdy niania miała wychodne, panią Leokadię niespodziewanie odwiedziła przyjaciółka. Rozmawiały w ogrodowej altance, a tymczasem synkiem opiekowali się ojciec i stryj. Chłopiec był już na tyle duży, że bawił się sam, ale lubił psocić, więc należało mieć go na oku.
Surowi panowie nakazali dziecku bawić się cicho i nie przeszkadzać im. Sami czytali książki, których wtedy używano tak, jak teraz telewizji – do zajęcia się czymś, kiedy nie chce się nic robić.
Nagle zauważyli przemykającą przez pokój mysz.
Przezroczystą mysz.
– Popatrz, mysz! I to… jakaś dziwna! – zauważył pan Edgar.
– Cóż dziwnego może być w myszy? – odparł pan Gerard, który nawet gdyby mysz stała przed nim, prześwitując na wylot, nie zgodziłby się ze swoim bratem za nic w świecie.
– Wygląda, jakby była przezroczysta – powiedział pan Edgar.
– Przezroczysta?
– Owszem. Mysz wydaje się przezroczysta.
– Dlaczego mysz miałaby być przezroczysta? Myszy nie są przezroczyste.
– Toteż właśnie dlatego mnie to zdziwiło.
– Jak mogło zdziwić cię coś, czego nie mogłeś zobaczyć?
– Ależ zobaczyłem…
– Przezroczystą mysz? Przecież to niemożliwe…
I tak kłócili się, aż minęła godzina. Potem następna.
Tymczasem mały Artur już dawno opuścił salon, w którym sprzeczali się ojciec i stryjek. Poszedł się bawić w nieużywanym pokoju ze starą podłogą, zrobioną z kafelków, po których, jak właśnie odkrył, bardzo dobrze toczyły się szklane kulki.
Bawił się tak, aż zauważył, że na jednej z płytek kulki lekko podskakują, a sama płytka wydaje wtedy głuchy dźwięk.
Podszedł do płytki, popukał w nią, nacisnął i nagle… okazało się, że pod spodem znajduje się…
– Skrytka! – ucieszył się Artur.
Sam miał w domu niejedną skrytkę, ale żadna nie była tak fantastyczna jak ta. Od razu postanowił schować tu wszystkie swoje szklane kulki i połamane żołnierzyki (takimi zabawkami bawiły się wtedy bogate dzieciaki).
Ale to jeszcze nie było wszystko! Tajemne schowki, jak wiadomo, służą do przechowywania skarbów, a jeśli się znajdzie czyjś schowek, to znaczy, że znalazło się także jego skarby. Takie zasady panowały wśród kolegów Artura.
– Ciekawe, czyje to skarby? – zastanawiał się chłopiec, rozwijając ze starego materiału tajemniczy przedmiot. – Mamy, taty czy wujka Edgara?
Prawdę mówiąc, żadna z tych osób nie wydawała mu się wystarczająco ciekawa, żeby w ogóle mieć jakieś skarby.
W zawiniątku była mała buteleczka.
– Ciekawe, co to jest? – zastanowił się. – Może jakiś napój, który piją dorośli, a mnie nie chcą dać? Na przykład rum?
Otworzył buteleczkę i spróbował łyk.
– O fuj! Co za paskudztwo! – skrzywił się z obrzydzeniem, wycierając usta.
Ze złością zakręcił buteleczkę i wcisnął ją z powrotem do schowka, starannie go maskując. Nie chciał, żeby ktoś odkrył jego małą tajemnicę.
Ciągle czuł paskudny smak, więc pobiegł do kuchni przepłukać usta.
Panowie Edgar i Gerard nadal sprzeczali się o przezroczystą mysz oraz o wiele innych rzeczy, które przy okazji im się przypomniały. Zawsze tak robili.
Nagle pomiędzy nimi przemknął przezroczysty chłopiec.
– Doprawdy, Gerardzie, Artur wygląda dziś jakoś niecodziennie – zauważył pan Edgar.
Pan Gerard, który ze zdumieniem powiódł wzrokiem za synkiem, nie mógł się z tym zgodzić.
– Co jest niezwykłego w wyglądzie Artura? – spytał. – Moim zdaniem wygląda zupełnie zwyczajnie.
– Czy nie masz wrażenia, że jest nieco… – Tu pan Edgar zastanowił się przez chwilę. – Przezroczysty?!
– Przezroczysty?! Na miłość boską, drogi bracie, jakim sposobem widzisz dziś tyle przezroczystych istot? Najpierw mysz, teraz Artura?!
Tymczasem Artur wpadł do kuchni i chciał nalać sobie wody do kubka, ale stało się coś dziwnego. Kiedy próbował wziąć dzbanek do ręki, ten nadal stał na miejscu. Jego ręka przenikała przez dzbanek.
Zdumiony Artur przyjrzał się swojej dłoni i zobaczył, że jest ona całkowicie przezroczysta!
To bardzo dziwne – pomyślał. – Zapytam tatę i stryjka, dlaczego tak się dzieje – postanowił. – Chociaż… może lepiej nie? Nie powinienem im mówić o schowku, bo zabiorą skarby. A to przecież moje skarby, to ja je znalazłem! No i na pewno nie powiem im, że wypiłem coś z tej butelki, bo będą się gniewać!
Wszedł do pokoju, w którym siedzieli jego tata i stryjek, i nieśmiało odchrząknął, chcąc w uprzejmy sposób przerwać ich kłótnię. Były to czasy, kiedy dzieci nie mogły przeszkadzać dorosłym w rozmowach.
Bliźniacy spojrzeli w jego stronę i aż podskoczyli.
– Duch! – zawołali równocześnie. Po czym z przyzwyczajenia zwrócili się jeden do drugiego: – Jaki znowu duch? Duchy nie istnieją!
Artur machnął ręką i wyszedł.
Zaszokowani bliźniacy przestali się sprzeczać. Każdy z osobna przemyślał sprawę i obaj doszli do wniosku, że coś musiało im się przywidzieć. Poszli poszukać Artura. Jednak nigdzie nie mogli go znaleźć, dopóki znowu nie pojawił się, prześwitując na wylot.
– Nie wiecie przypadkiem, czemu jestem taki przezroczysty? – spytał.
Nie wiedzieli, jak mu to wytłumaczyć.
W ogóle nie wiedzieli, jak to wytłumaczyć.
A kiedy zobaczyła go pani Leokadia, zrobiło jej się słabo i zalała się łzami.
– Moje biedne dziecko! – płakała.
Bliźniacy próbowali ją pocieszyć, tłumacząc jej, że trudno stwierdzić z całą pewnością, czy Artur umarł, skoro dopiero co był zupełnie zdrowy. No i nigdzie nie ma jego martwego ciała, więc dlaczego ten przezroczysty Artur miałby być duchem?
Niestety, nic jej nie przekonało.
Uznała, że synek musiał wymknąć się z domu i ulec jakiemuś wypadkowi. Poszukiwano go przez cały tydzień, a potem uznano za zaginionego. Rodzina przestała go szukać i pogrążyła się w żalu. Wszystkich jednak trochę pocieszało, że duch Artura ciągle bryka po domu i można z nim porozmawiać.
Teraz nikt nigdy na niego nie krzyczał i za nic go nie karano. Artur mógł psocić do woli, a wszyscy tylko się uśmiechali. Chłopiec był zachwycony!
Zwłaszcza gdy odkrył, że może przenikać przez ściany i odwiedzić wszystkie miejsca, do których rodzice zabraniali mu chodzić. Nawet piwnicę i strych.
W oba te miejsca przez całe lata znoszono niepotrzebne graty, więc Artur znalazł tam więcej skarbów, niż kiedykolwiek marzył, że w ogóle może znaleźć.
Nowe życie bardzo mu się podobało. Tym bardziej, że nie musiał chodzić do szkoły i rodzice nie znaleźli mu nauczyciela, czego obawiał się, odkąd usłyszał o tych planach.
Czasami mama, tato albo stryjek usiłowali zmusić go, aby usiadł do nauki i poznał pozostałe literki i działania inne niż dodawanie, ale Artur ani myślał. Prześlizgiwał się przez ręce usiłującej go zatrzymać rodziny i śmigał przez ściany – prosto na strych albo do piwnicy, gdzie zaszywał się za barykadą z gratów, przez którą nikt poza nim nie zdołałby się przedrzeć.
Mógł robić, co tylko zechciał, i nikt mu niczego nie zabraniał.
Przestał rosnąć, nie chorował, nie ulegał wypadkom i nic mu nie groziło.
Artur stał się wiecznym dzieckiem.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej