Tajemnica starego pałacu. Milioner z Gdańska - Katarzyna Majgier - ebook

Tajemnica starego pałacu. Milioner z Gdańska ebook

Katarzyna Majgier

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Po niezapomnianej podróży wehikułem czasu Magda i Wiktor starają się za wszelką cenę strzec tajemnicy Róży Niewiadomskiej.

Tymczasem do pałacu w Niewiadomicach przybywa January Trzmiel – wyjątkowo uzdolniony w łamaniu szyfrów syn milionera. Chłopak od razu zwraca uwagę na zabytkowego bazyliszka strzegącego wejścia do lochów.

Jak potoczą się losy wehikułu? Kto okaże się przyjacielem, a kto oszustem? Czy dzieciom uda się powstrzymać ciekawskiego ochroniarza i podejrzanego konserwatora zabytków?

Niezwykłe spotkanie z historią, tajemnice pilnie strzeżone, poszukiwania śladów przeszłości, szyfry i fascynujące zasady kryptologii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 228

Oceny
4,6 (7 ocen)
4
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jaszczula

Dobrze spędzony czas

Książka bardzo mi się podoba.mMam nadzieje że będą kolejne części
00
toper4532
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Dużo AdrenalinyDUŻO( ale najwięcej pod koniec)
00
dobrywieczorek

Nie oderwiesz się od lektury

Świetnie napisana powieść przygodowa dla młodzieży z wątkiem fantastycznym i kryminalnym.
00

Popularność




Karta tytułowa

Prolog

Jechali w milczeniu. Pochłaniały ich własne myśli, choć wszyscy marzyli o tym samym. Chcieliby teraz być w domu i spać jeszcze w ciepłych łóżkach.

Takie ponure, zimowe poranki najlepiej po prostu przespać. Niestety, na to mogą sobie pozwolić tylko zwierzęta i bardzo nieliczni ludzie.

Żołnierze do nich nie należą.

Samochód powoli wspinał się na wzgórze, zostawiając ślady kół w świeżym śniegu. Na szczycie majaczył ciemny zarys pałacu. Pośród bieli padającego śniegu i zimowego nieba, wydawał się ponury i złowrogi.

Strzelista wieża, zwieńczona dwiema niewielkimi wieżyczkami z okrągłymi oknami, przypominała głowę jakiegoś zwierzęcia o długiej szyi, wyglądającego spomiędzy wysokich sosen i dębów niczym z gniazda. Zwierzę zdawało się wypatrywać ofiar.

Im głębiej wjeżdżali pomiędzy ciemne pnie, im bliżej był ten dziwny budynek rodem ze starej powieści grozy, tym bardziej tęsknili za domem. Wspominali ciepło bijące z pieców kaflowych, zapach suszącej się przy nich bielizny, świeżego chleba i kawy, a nawet przypalonego mleka… Tak, teraz nawet przypalone mleko wydawało się miłym wspomnieniem. Gdy jest się daleko od domu, każda myśl przywołuje tęsknotę, szczególnie w niegościnnej okolicy, wśród gór pokrytych ciemnymi lasami i śniegiem, gdzie można było trafić na takie dziwaczne, odosobnione budynki.

Zatrzymali się przed bramą. Była niedomknięta, ale żeby samochód mógł wjechać, należało otworzyć ją na oścież. Kierowca sięgnął do klamki auta. Zamierzał wysiąść i otworzyć bramę, ale dowódca go powstrzymał.

– Wagner, ty otwórz! – nakazał siedzącemu z tyłu żołnierzowi.

Najwyraźniej nie chciał tracić czasu. Ktoś mógł zobaczyć samochód. W takich sytuacjach każda minuta miała znaczenie.

Wysoki, barczysty obersoldat* Wagner wysiadł i rozprostował się. Nie lubił samochodów. Nie były dostosowane do ludzi jego postury.

Otworzył bramę i poszedł dalej pieszo. Nikt nie nakłaniał go, by wrócił do auta.

Samochód podjechał pod frontowe wejście.

– Idziemy! – zakomenderował krótko dowódca, wysiadając. – Schmidt, ty zostajesz! – nakazał szoferowi. – Patrz, czy nie będzie próbowała uciec innym wyjściem…

Urwał, zanosząc się kaszlem. Zawsze tak się działo, gdy wychodził z ciepłego pomieszczenia na mroźne powietrze. Wyciągnął chusteczkę i próbował stłumić kaszel, zmierzając do pałacu.

Szofer wysiadł, stanął obok samochodu i rozejrzał się.

Pachniało mokrym śniegiem i dymem. Przypomniał mu się rodzinny dom w Wuppertalu. Takie zapachy unosiły się w powietrzu, gdy był dzieckiem i zimowym rankiem szedł do szkoły.

Na samo wspomnienie zatęsknił za tymi czasami, gdy jego największym zmartwieniem było nieodrobione zadanie domowe czy zniszczone ubranie, o które mama zrobi awanturę. Wiele by oddał, aby wrócić do dawnych czasów.

Od razu zawstydził się tych wzruszeń i odruchowo sięgnął po papierosa, ale nie wyciągnął go. Major Müller nie pozwalał im palić. Od tytoniowego dymu wzmagał się jego kaszel.

Schmidtowi brakowało papierosów. Uważał, że go uspokajają, więc tylko wypatrywał okazji, gdy przełożony spuści go z oka. Teraz czekał niecierpliwie, aż jego towarzysze znikną za bramą pałacu.

Obersoldat Wagner nacisnął dzwonek przy drzwiach. Odczekali chwilę, ale nikt nie otwierał. Wagner zadzwonił powtórnie, i jeszcze raz.

– Uciekła? – podsunął nieśmiało.

Nie nawykł do takiego niepewnego tonu. Od dziecka przerastał rówieśników i był przyzwyczajony, że nikt mu nie podskoczy. Jednak w wojsku trzeba schodzić z drogi przełożonym. Zwłaszcza takim jak major Müller.

– Ktoś musiałby ją ostrzec – uciął Müller, sugerując, że przecież nikomu z wtajemniczonych coś takiego nie przyszłoby do głowy.

Wagner zadzwonił jeszcze raz, po czym na znak dowódcy przestrzelił zamek. Nie był szczególnie mocny, co wręcz raziło w tak monumentalnym budynku. Od razu się rozleciał. Wagner pomyślał, że być może wystarczyłoby mocniej szarpnąć drzwi.

Weszli do środka.

Schmidt odprowadził ich wzrokiem, a gdy zatrzasnęła się za nimi brama pałacu, od razu zapalił papierosa.

*Obersoldat – niemiecki stopień wojskowy używany w latach 1939–1945, określający szeregowego żołnierza Wehrmachtu.

Gdzie jest Ewa?

Róża Niewiadomska siedziała w swoim laboratorium w pałacowej piwnicy. Patrzyła, jak środkowa część blatu stołu przechyla się w jej stronę. Pod spodem otwierał się tajny loch, w którym trzymała wehikuł czasu.

Pisała list do Ewy – jedynej poza nią osoby, która wiedziała o wynalazku i potrafiła z niego korzystać… No, przynajmniej obecnie… Oficjalnie Ewa była pomocą domową. Używała zmienionego nazwiska, od kiedy kilka lat temu była zmuszona opuścić Niemcy.

Róża musiała zostawić jej nowy kod otwierający loch, żeby w razie potrzeby Ewa też miała jak uciec. Nie mogła wpaść w ręce okupantów. Wraz z nią otrzymaliby wiedzę, której nie wolno było im przekazać.

Od kilku lat z przerażeniem i niedowierzaniem Róża obserwowała politykę Hitlera. Teraz, w ciągu kilku miesięcy Niemcy opanowały Polskę. W dużej mierze przyczynił się do tego rozwój przemysłu i technologii. Róża doskonale to wiedziała. Od lat odmawiała współpracy z niemieckimi zakładami zbrojeniowymi, zainteresowanymi wynalazkami jej ojca.

Słyszała też, co właśnie spotkało naukowców z Uniwersytetu Jagiellońskiego**. Ciągle była poruszona tym wydarzeniem.

Musiała uciekać, ale przerażała ją myśl o Ewie, która przecież też dużo wiedziała, a przy tym była jeszcze taka młoda. Róża była przekonana, że uciekną razem, ale tego ranka nie spotkała Ewy. Ani nawet poprzedniego wieczora. Dziewczyna pojechała do kogoś w odwiedziny i musiała wrócić bardzo późno.

Pani Genowefa, ich gospodyni i kucharka, na szczęście miała tego dnia wychodne i Róża nie musiała się o nią martwić.

Miała świadomość, że pewnego dnia po nią przyjdą, ale nie spodziewała się, że stanie się to tak szybko. Widok terenowego samochodu wjeżdżającego na wzgórze kompletnie ją zaskoczył.

Nie była na to przygotowana. Nie zadbała, aby mogły uciec razem z Ewą. Co więcej – dopiero co zmieniła szyfr do zamku otwierającego loch.

Teraz musiała go jakoś przekazać Ewie i zastanawiała się, jak napisać tekst, żeby ewentualni intruzi, którzy znajdą list, nie zrozumieli, o co w nim chodzi.

Doskonale pamiętała, że wiele lat później ten list znajdzie dwoje nastolatków i wszystko rozszyfrują. Choć od wizyty młodych podróżników w czasie minęły niemal cztery miesiące, ciągle nie mogła uwierzyć, że to zdarzyło się naprawdę…

Zza drzwi doszły ją obce głosy i zrozumiała, że Niemcy weszli do pałacu.

Powinna była założyć lepszy zamek. A najlepiej kilka… Wszystko zaniedbała. Na nic nie była przygotowana! Uświadamiała to sobie z rosnącym przerażeniem.

Pośród męskich głosów usłyszała kobiecy.

Ewa! – pomyślała i na chwilę poderwała się z krzesła.

Szybko jednak usiadła z powrotem. Przede wszystkim należało ratować wehikuł czasu.

Ewa na pewno coś wymyśli – próbowała się uspokoić. – Oficjalnie jest pomocą domową, nikt nie ma pojęcia, jak bardzo jest inteligentna, więc jest bezpieczna.

Drżącą ręką otworzyła pióro i zaczęła pisać:

Droga Ewo!

Wyruszam tam, gdzie mnie nie znajdą…

Pokrzykiwania dochodzące zza drzwi były coraz głośniejsze i brzmiały coraz groźniej. Wśród podniesionych męskich głosów usłyszała cichszy i spokojniejszy głos Ewy. A może tylko tak jej się wydawało?

Jest bezpieczna. Jest bezpieczna – powtarzała sobie. – Muszę ochronić laboratorium. Nie mogą dostać naszych wynalazków, zwłaszcza maszyny…

Z góry doszedł ją jakiś hałas.

Ewa też musi uciekać – pomyślała i zastanowiła się przez chwilę.

Gdybyś i Ty musiała wyjechać, klucze są tam, gdzie zwykle – napisała.

Klucze! – powtórzyła w myślach. – Będą szukać prawdziwych kluczy. Tylko jak napisać o oku?

Zapisała pierwszy pomysł, jaki przyszedł jej do głowy:

I zadbaj, żeby moje ptaszysko nie wpatrywało się w słońce.

– Ewa na pewno się domyśli – szepnęła, jakby chciała upewnić się, że tak właśnie się stanie.

Coś uderzyło w drzwi prowadzące do piwnicy.

Róża zerwała się na równe nogi.

List, który pisała, spadł pod stół.

Kobieta podbiegła do ściany. Jedną z cegieł można było wysunąć. Kiedy to zrobiła, loch powoli zaczął się zamykać.

Zapaliła słabe światło nad schodami i zgasiła lampy w laboratorium, które skryło się w ciemności. Lepiej, żeby go nie zauważyli. Postanowiła udać, że to zwyczajna piwnica, w której przechowuje się zapasy żywności i stare graty, jak wszędzie.

Przez chwilę się wahała.

Powinnam chronić laboratorium – podpowiadał jej zdrowy rozsądek.

Ale Róża miała także uczucia, a one nakazywały jej chronić Ewę.

**Sonderaktion Krakau – niemiecka akcja pacyfikacyjna skierowana przeciwko polskiemu środowisku naukowemu, przeprowadzona 6 listopada 1939 roku w Krakowie. Aresztowano wówczas 184 osoby, głównie profesorów i wykładowców Uniwersytetu Jagiellońskiego, a także Akademii Górniczej. Uwięzieni zostali w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen. Spośród aresztowanych część więźniów zmarła na skutek ciężkich warunków obozowych lub została zamordowana.

Poszukiwana

Odczekała, aż loch się zamknie i zniknie pod złożonym blatem stołu, i ruszyła z kluczami po schodkach do wyjścia z piwnicy.

Drżącymi rękami zaczęła otwierać trzy zamki. Te, które strzegły drzwi do piwnicy, były naprawdę solidne.

Takie właśnie powinny być w bramie! – wyrzucała sobie.

Najpierw zobaczyła słusznej postury żołnierza w watowanej kurtce. Nie sposób było go nie dostrzec. Niemal wypełniał sobą wejście.

Wydawał się zaskoczony jej widokiem.

Później zauważyła stojącego nieopodal oficera w długim skórzanym płaszczu.

Następnie jej wzrok padł na kobietę w futrze, która odezwała się jako pierwsza.

– Czy pani jest w domu? – spytała po niemiecku.

Potężny Niemiec może był nieco zaskoczony, ale na pewno nie tak, jak Róża. Rozglądała się wokół z niedowierzaniem.

Opuściła piwnicę, by ratować Ewę, tymczasem Ewy w ogóle tu nie było! Głos, który wzięła za jej, należał do blondynki w futrze, która powtórzyła:

– Czy – pani – jest – w domu?

Najwyraźniej podejrzewała, że Róża jej nie rozumie.

Co więcej: pytała o „panią”, więc najprawdopodobniej nie poznała jej. Tak jak towarzyszący jej żołnierze. Nie wiedzieli, kim jest! Pewnie nie mieli pojęcia, jak wygląda. I, zdaje się, wzięli ją za służącą. Zdarzyło się to Róży nie pierwszy raz. No cóż… najwyraźniej nie wyglądała na panią pałacu. Wcześniej uważała takie pomyłki za zabawne. Teraz okazało się, że to może być bardzo pożyteczne. Wręcz zbawienne!

– Pani – powtórzyła, udając dumę z tego, że przyswoiła niemieckie słowo. – Pani… – pokazała gestem w kierunku wyjścia. – Miasto! – powtórzyła, jakby z trudem przypominając sobie, że zna jeszcze takie słowo w tym obcym języku.

– Pani jest w mieście? – upewniła się blondynka w futrze.

– Pani miasto – powtórzyła Róża, przybierając niezbyt inteligentny wyraz twarzy.

– Pojechałaby do miasta tak wcześnie? – nie dowierzał oficer w długim płaszczu.

Róża popatrzyła na niego tępym wzrokiem. Nie mogli się domyślić, że ich rozumie.

– To całkiem podobne do niej – odezwała się kobieta w futrze. – Jak coś ją zajmie, potrafi siedzieć przez całą noc albo wstać przed świtem.

Róża zastanowiła się, skąd ta obca kobieta tyle o niej wie. Czyżby się znały? Całkiem możliwe. Ta Niemka kogoś jej przypominała…

– Ewa zawsze taka była – dorzuciła tymczasem blondynka.

Teraz Róża nie musiała już udawać, że nic nie rozumie. Choć biegle znała niemiecki, nie miała pojęcia, o czym rozmawiają intruzi.

– Możliwe, że jest w mieście – zgodził się oficer. – Ale możliwe, że ukrywa się gdzieś tutaj… – urwał, zanosząc się kaszlem, i sięgnął po chusteczkę.

– Przydałby się tłumacz – westchnęła jego towarzyszka.

Kiedy odwróciła się bokiem, jej twarz znów wydała się Róży znajoma.

Rosły żołnierz wyglądał, jakby się wahał, co zrobić. Najwyraźniej czekał, aż jego dowódca przestanie kaszleć i wyda rozkazy. Róża tymczasem nabrała pewności, że to nie po nią przybyli. Nie tylko jej nie rozpoznali – w ogóle ich nie interesowała! Szukali Ewy.

Tylko skąd, na litość boską, wiedzieli, gdzie jej szukać?!

Ktoś musiał ją wydać – pomyślała Róża i zrozumiała, że tak czy owak, ona też powinna uciec. Jeśli teraz ją zatrzymają, wkrótce dowiedzą się, kim jest.

Spojrzała na blondynkę i uśmiechnęła się przepraszająco, pokazując na migi, że coś myje, a następnie wskazała wejście do piwnicy. Chyba dostatecznie wyraźnie dała do zrozumienia, że tam sprząta?

Intruzi spojrzeli na siebie. Wykorzystując chwilę ich nieuwagi, szybko otworzyła drzwi do piwnicy i zamknęła je za sobą, zanim dopadł do nich wysoki żołnierz. Zdążyła przekręcić pierwszy klucz, gdy naparł na drzwi.

Uderzał w nie, kiedy przekręcała kolejny klucz, po czym doszły ją słowa dowódcy:

– Nie strzelaj! Lepiej mieć ją żywą!

Słyszała, że podchodzi do drzwi. Zamknęła więc także trzeci zamek.

– Wygląda na to, że nie tak łatwo znaleźć pani przyjaciółkę, panno von Brandt – dorzucił oficer. – A może ktoś ją ostrzegł?

Von Brandt? – Zastanowiła się Róża. – Kto to może być?

Szybko otworzyła loch, korzystając z mechanizmu awaryjnego. Jedna z płytek na podłodze pozwalała odblokować wejście powtórnie w ciągu pół godziny od zamknięcia.

Czekała, aż podłoga się rozsunie, nadal usiłując sobie przypomnieć, skąd może znać blondynkę w futrze.

Nic nie przychodziło jej do głowy.

Strażniczka tajemnicy

Słońce było już wysoko, gdy Magda obudziła się w swojej pałacowej komnacie.

Pomyślała, że wolałaby obudzić się w starym mieszkaniu, w niewielkim pokoiku, który dzieliła z denerwującym bratem. Żeby wszystko to, co wydarzyło się w ciągu ostatnich miesięcy, okazało się snem.

Uważnie przyjrzała się swojemu obecnemu pokojowi: sztukaterie na suficie, zasłony, komputer, ubrania pozostawione na krześle… Wyglądało na to, że wszystko jest na swoim miejscu. Mimo to nie czuła się przekonana.

Wstała i zaczęła wszystko dokładnie oglądać i sprawdzać.

Od dwóch dni głównie tym się zajmowała. Nieustannie upewniała się, czy wszystko jest na miejscu i nic się nie zmieniło.

Jej dziwne zachowanie zaczynało zwracać uwagę innych osób.

– Co tak patrzysz? – spytała poprzedniego wieczora mama, kiedy Magda sprawdzała, czy na pewno nic nie zmieniło się w jej wyglądzie.

– Tak… patrzę na twoje kolczyki… – Tylko to przyszło Magdzie do głowy, choć miała wrażenie, że podobnie odpowiedziała kilka godzin wcześniej.

– Aż tak ci się podobają? – uśmiechnęła się mama. – Myślę, że te są dla ciebie zbyt dorosłe, ale… jutro pojedziemy do miasta. Zajrzymy do salonu kosmetycznego i do jubilera – dodała z uśmiechem. – Kupimy ci piękne, dziewczęce kolczyki.

– Nie, nie! – zaprotestowała Magda.

Wolała nie opuszczać pałacu. Bała się, że ktoś może odkryć jego tajemnicę.

– Nie bój się, przekłuwanie uszu nie boli! – pocieszyła ją mama. – Teraz mają świetny sprzęt. Będziesz mieć kolczyki, o jakich inne dziewczynki mogą tylko pomarzyć!

– Ale ja nie chcę kolczyków! Chodziło mi o to, że… te mają ładny kolor… – plątała się Magda.

Dwa dni temu wróciła z podróży w czasie, która pozwoliła jej zrozumieć, jak łatwo można zmienić teraźniejszość, przenosząc się w przeszłość. Ciągle obawiała się, że to, co zrobiła przed drugą wojną światową, wpłynęło na czasy, w których żyje obecnie.

Świadomość tego, jak wiele można zmienić choćby całkiem przypadkowym, drobnym działaniem, zapierała jej dech. Nieustannie wszystko sprawdzała i oglądała. Na wszelki wypadek wolała też mieć oko na drzwi do piwnicy, a przynajmniej co jakiś czas upewniać się, czy na pewno nikt tam nie wszedł.

Przez te dwa dni rodzice na szczęście nie wspominali o piwnicy. Wyglądało na to, że pochłonięci nowym życiem, zapomnieli o swoich planach wobec tego pomieszczenia.

Pracująca dla nich obsługa pałacu: kamerdyner, pokojówki, kucharki i ochroniarze, również nie interesowała się piwnicą. Jednak w każdej chwili ktoś mógł tam zajrzeć…

Owszem, wehikuł był świetnie schowany w dodatkowym lochu pod posadzką piwnicy, o którego istnieniu nikt nie wiedział, ale… ona i Wiktor z sąsiedztwa jednak się dowiedzieli…Jeśli dwojgu nastolatkom udało się dotrzeć do wehikułu, każdy mógł to zrobić.

Myślała o tym, myjąc się w swojej własnej, eleganckiej łazience i wkładając „niedzisiejszą” sukienkę, jaką sprawiła jej mama.

Do niedawna zastanawiała się, skąd weźmie normalne ubrania, kiedy wakacje się skończą i trzeba będzie pójść do szkoły. I jak przekonać rodziców, żeby wysłali ją do zwyczajnej szkoły w okolicy, gdzie będzie prowadzić zwyczajne życie zwyczajnej dwunastolatki. Teraz jednak szkoła, ubrania i życie codzienne zeszły na tak daleki plan, że w ogóle o nich nie myślała. Przytłaczała ją odpowiedzialność za teraźniejszość, przyszłość i wehikuł.

Poprzedniej nocy prawie w ogóle nie spała i aż cztery razy wykradała się z pokoju, aby pójść do holu i sprawdzić, w którą stronę patrzy marmurowy bazyliszek na kominku. Jedyne oko potwora stanowiło tajny klucz do zamka strzegącego loch.

Magda dobrze wiedziała, że jeśli ktoś to odkryje, domyśli się, że w pałacu coś schowano, i zacznie tego szukać. I w końcu znajdzie wehikuł. Nie chciała do tego dopuścić.

Ostatniej nocy zmógł ją sen i od wczorajszego wieczora nie sprawdziła kominka i drzwi piwnicy. Pospiesznie się ubrała i pobiegła do holu.

Jednooki bazyliszek patrzył na przeciwległą ścianę, a stylizowane liście poniżej wyglądały jak zwykła ozdoba kominka.

Na pewno nikomu nie przyszłoby do głowy, że skrywają jakąś tajemnicę – przekonywała się Magda.

– Co tak stoisz? – spytał tato. – Chodź na śniadanie!

Sam dopiero podążał do jadalni, gdzie siedziała już mama z ilustrowanym magazynem w ręku.

– Popatrz, dziecko! – Podsunęła Magdzie okładkę, z której uśmiechały się jakaś kobieta z nastoletnią córką. Obie miały na sobie wieczorowe suknie i wyglądały w nich, jakby wybierały się na bal przebierańców.

– Musimy sprawić sobie takie sukienki! I takie zdjęcie na okładce! – dodała z uśmiechem, który jednak zaraz znikł z jej twarzy. – Nie wiem, po prostu nie wiem, dlaczego nikt jeszcze o nas nie napisał… – jęknęła. To ostatnio był jej największy problem. – Takie pieniądze! Takie życie! – wzdychała, wpatrując się z nieukrywaną dumą w chrupiące pieczywo na srebrnych paterach. – I co? I nic! Żadnych mediów! Żadnych zdjęć, okładek, wywiadów…

– Wszystko przyjdzie z czasem – uspokoił ją mąż. – Teraz są wakacje. Sezon ogórkowy. Ludzie na urlopach i nic się nie dzieje, więc gazety piszą o bzdurach! Trzeba poczekać, aż dziennikarze wrócą do pracy. Wtedy zaczną o nas pisać. Zwłaszcza kiedy dowiedzą się, że bywa u nas minister i inne ważne osoby…

– Minister… osoby… – mruknęła jego żona. – Nawet jeśli rzeczywiście zaczną u nas bywać, to co z tego, skoro świat nie będzie o tym wiedział?

Lubiła wyobrażać sobie koleżanki z dawnej pracy czytające w kolorowych magazynach o jej bajkowym nowym życiu. Chciała, żeby zobaczyły, jak daleko zaszła – bo swoją wygraną w grze losowej traktowała jak ważne osiągnięcie. Zależało jej, żeby zobaczyły, jak mieszka w pałacu, w którym ma prawdziwe antyki, srebra, porcelanę i marmury.

Jednak nie zaprosiłaby ich w odwiedziny. Uważała, że teraz należą do różnych sfer i nie wypada się z nimi zadawać. Wolała, aby o niej czytały, oglądały w telewizji, pokazywały swoim bliskim, chwaląc się, że ją znały.

Pani Czereśniak miała silne poczucie hierarchii społecznej. Była przekonana o wyższości bogatych ludzi nad „zwykłymi”, a tych „zwykłych” nad biednymi.

W „dawnym życiu”, jak nazywała czasy przed wielką wygraną, gdy była urzędniczką, uzależniała swój stosunek do interesantów od tego, do jakiej grupy społecznej jej zdaniem należeli. Tych, których uważała za lepszych od siebie, obsługiwała szybko i uprzejmie, ale jeśli ktoś wydał jej się od niej gorszy – nie mógł liczyć na dobre traktowanie.

Tymczasem jej mąż spojrzał na monumentalny zegar.

– Już prawie jedenasta! – zauważył zaskoczony.

Przez całe lata wstawali o szóstej. Wystarczyło kilka tygodni, by przestali opuszczać łóżko przed dziesiątą. Wylegiwali się coraz dłużej.

Panu Czereśniakowi ciągle wydawało się to pewnego rodzaju występkiem. Uważał wczesne wstawanie za przejaw siły i dyscypliny.

Prawdziwy mężczyzna powinien wcześnie wstawać – myślał.

Wstydziłby się przyznać do takiego trybu życia, jaki prowadził obecnie.

– O której musimy wyjechać? – spytała jego żona.

– Samolot przylatuje zaraz po pierwszej – przypomniał pan Czereśniak. – Wystarczy, jeśli wyjedziemy około dwunastej.

– Zadysponuj, żeby na dwunastą samochód był gotowy.

– Zadysponuj? – mruknęła Magda.

To, co wyprawiali rodzice, było żenujące. Udawali milionerów z brazylijskiego serialu. Owszem, byli teraz milionerami, ale nie z takiego serialu!

Magda miała poczucie, że pokojówki, szofer, kamerdyner i kucharka śmieją się za plecami z ich tonu i sposobu „zarządzania służbą”.

Niemal automatycznie zjadła dwa drożdżowe rogaliki i popiła je mlekiem, po czym wstała od stołu, żeby sprawdzić, czy na pewno nikt nie wszedł do piwnicy i nie odkrył tajemnicy bazyliszka.

– Magda! – zawołała mama. – Czy ty się dziś czesałaś?

– Tak – bąknęła, choć nie była tego pewna.

– Uczesz się jeszcze raz! – nakazała córce.

Zanim dotarła do pokoju, Magda zapomniała o tym poleceniu.

Najważniejsze, że drzwi do piwnicy były zamknięte, a zamki ukryte w kominku – nieruszone.

Arnold wraca

W ciągu ostatnich dwóch dni wszystko wokół Magdy było dokładnie takie, jak przed podróżą w czasie. Powinno ją to uspokoić, ale obawiała się, że jeszcze nie odkryła tego, co uległo zmianie.

Pamiętała, co zastali z Wiktorem po pierwszej podróży w czasie – zupełnie inny świat.

Sądziła, że teraz też coś musiało się zmienić, ale jak dotąd nie znalazła niczego takiego. Wszystko było zdumiewająco niezmienione. Chwilami zaczynała więc wątpić w całą tę przygodę.

Może to mi się tylko śniło? – zastanawiała się. – W książkach często tak się dzieje.

Postanowiła się upewnić, pytając Wiktora. Jeśli to wszystko rzeczywiście się wydarzyło, on też będzie to pamiętał.

Włączyła komputer, żeby napisać do niego, ale przyszło jej do głowy, że jeśli ktoś przeczyta ich korespondencję, pozna tajemnicę wehikułu.

Napisała więc tylko:

Masz czas? Możemy się spotkać?

Wysłała mail i od razu tego pożałowała. Nie chciała wychodzić z pałacu. Bała się na dłuższy czas stracić z oczu kominek i drzwi piwnicy.

Tymczasem jej rodzicom niezbyt się podobało, kiedy Wiktor do nich przychodził. Odkąd dowiedzieli się, że jest synem lekarki, tolerowali go, ale woleliby, żeby Magda przyjaźniła się z „takimi jak ona” – jak to określiła pani Czereśniak, co dziewczyna skwitowała pytaniem:

– Takimi, którzy też wygrali dużo pieniędzy w grze losowej?

Mamie się to nie spodobało.

Wyszła na balkon i spojrzała na wzgórze.

Żałowała, że nie zapamiętała szczegółów przed podróżą w czasie. Teraz miałaby pewność, że nic się nie zmieniło…

Obeszła i obejrzała po raz kolejny pokój, po czym popędziła do holu sprawdzić, czy tam też wszystko jest w porządku.

– Dziecko drogie, mówiłam ci, żebyś się uczesała! – zawołała na jej widok mama.

– Zaraz to zrobię! – obiecała Magda.

Pani Czereśniak przyjrzała się córce. Czemu tak bardzo się od niej różni? Ona od najmłodszych lat była elegantką. Magda w ogóle nie interesowała się modą i nawet teraz, gdy matka zaopatrzyła ją w eleganckie, pastelowe sukienki, nosiła je bez wdzięku.

– Pójdziemy do fryzjera – zdecydowała. – Zrobi coś z tymi twoimi włosami, a potem wstąpimy przekłuć ci uszy i…

– Nie, nie, nie! – zaprotestowała Magda. – Naprawdę nie chcę mieć kolczyków, a włosy… Włosy zapuszczam! – zawołała nerwowo. – Już idę się uczesać!

– Pospiesz się, bo za chwilę jedziemy.

– Dokąd jedziecie? – zdziwiła się.

Pani Czereśniak przewróciła oczami.

– Ty też jedziesz! – uświadomiła córce. – Wszyscy jedziemy po twojego brata. Wraca dziś z obozu. Zapomniałaś? Co się z tobą dzieje, dziecko?

Trudno odpowiedzieć na takie pytanie. Magda była tak pochłonięta niedawną przygodą, że powrót Arnolda umknął jej uwadze.

– Ja… – zaczęła, zerkając w stronę wejścia do piwnicy, a następnie na kominek. – Ja… zostanę w domu…

– Dlaczego?

– Bo… znowu boli mnie gardło – skłamała.

– Znowu? – Mama przyłożyła jej rękę do czoła. – Nie masz gorączki – orzekła. – Musi obejrzeć cię jakiś lekarz.

– Mama Wiktora jest lekarką – przypomniała jej Magda.

– Zadysponuję, żeby Jan się tym zajął – oznajmiła pani Czereśniak, odchodząc.

Magda nie była pewna, czy to oznacza, że zbada ją mama Wiktora, ale uznała, że prawdopodobnie może zostać w domu, i pobiegła do swojego pokoju.

Po drodze jeszcze raz rzuciła okiem na bazyliszka i wejście do piwnicy.

Ściany mają uszy

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Co się stało z Różą?

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Na cmentarzu

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Nowe plany Arnolda

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Tak żyją milionerzy

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Czarne owce

Rozdział dostępny w pełnej wersji

January Trzmiel junior

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Środki ostrożności

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Trzmiel w pałacu

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rodzinne tajemnice

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Nieznajomi w pociągu

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Samotny bogaty chłopiec

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Korba

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Turystka

Rozdział dostępny w pełnej wersji

W pałacu szukają pracowników

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Ile wie Wiktor?

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Bezpieczeństwo Trzmiela

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Kolejni kandydaci

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Konserwator z Warszawy

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Lokatorka

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Intuicja Trzmiela

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Niezwykłe zdolności

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Guwernantki i haker

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Podejrzani

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Co spotkało Zosię?

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Ochroniarz

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Notatki na marginesach

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Intruzi w piwnicy

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Narada na spacerze

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Pałac pełen tajemnic

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Pani Czereśniak zatrudnia eksperta

Rozdział dostępny w pełnej wersji

W pubie

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Trzmiel na tropie

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Ambicje pani Czereśniak

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Znajoma twarz

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Na wieży

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Zasada Kerckhoffsa i nowy mieszkaniec

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Magda i Trzmiel

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Panna von Brandt

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Pożar

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Epilog

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Katarzyna Majgier

Milioner z Gdańska

z serii: Tajemnice starego pałacu, tom II

© by Katarzyna Majgier

© by Wydawnictwo Literatura

Okładka: Monika Pollak

Redakcja: Agnieszka Hałubiec

Korekta i skład: Lidia Kowalczyk, Joanna Pijewska

Wydanie I

w Wydawnictwie Literatura

Łódź 2021

ISBN 978-83-8208-867-0

Wydawnictwo Literatura

91-334 Łódź, ul. Srebrna 41

[email protected]

tel. (42) 630-23-81

www.wydawnictwoliteratura.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik