Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Inwestycja w siebie nigdy nie przynosi strat.
Oto obowiązkowa lektura dla każdej kobiety, która pragnie zapewnić sobie stabilną przyszłość i niezależność finansową. Przekonaj się, że możesz przejąć całkowitą kontrolę nad swoimi finansami, dzięki czemu nie tylko poprawisz jakość życia, ale i zyskasz pełną swobodę i pewność siebie.
Z tej książki dowiesz się między innymi, jak:
• uwolnić się od wpływu innych na twoje decyzje finansowe,
• wyznaczać sobie realistyczne krótko- i długoterminowe cele i wytrwale do nich dążyć,
• oszczędzać pieniądze i czas, nie rezygnując z tego, co dla ciebie ważne,
• wystrzegać się przemocy finansowej,
• zabezpieczyć przyszłość swoją i bliskich,
• uwierzyć w słuszność swoich decyzji i odważnie podążać za marzeniami.
Możesz sądzić, że finanse „to nie twoja bajka”, ale ten poradnik udowodni ci, że ty także możesz nad nimi zapanować, a wolności, którą zyskasz dzięki temu, nikt ci nie odbierze.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 325
Wstęp
Pamiętam, jak w gimnazjum nauczycielka zapytała mnie, co jest moim największym marzeniem. Powiedziałam jej wtedy, że kiedyś napiszę książkę. I oto ona, dwadzieścia kilka lat później. To zabawne, jak układa się nam życie. Swoją niezależność budowałam na zgliszczach tego, co nie mogło już dłużej trwać. Dzisiaj patrzę wstecz z ogromną dozą współczucia dla samej siebie, ale też z podziwem dla tego, jak długą drogę przeszłam przez te kilkanaście lat dorosłości. To, co kiedyś jedynie mnie wydawało się możliwe, faktycznie się wydarzyło. Ta książka powstawała długo; najpierw dojrzewała we mnie, zanim przelałam wiedzę na papier. Jest dla mnie formą zamknięcia pewnego rozdziału w życiu kobiety dążącej do niezależności. Wszystkie porady, które w niej znajdziesz, zastosowałam w swoim życiu i dzięki nim zmieniłam nie tylko to, jak wygląda moja teraźniejszość, ale też to, jak planuję swoją przyszłość.
Co najcenniejszego daje niezależność? Wolność wyboru. Wiem, że to brzmi jak truizm, ale to prawda. Często słyszę, że mam takie świetne życie rodzinne, i codziennie z mężem mówimy sobie, że wspaniale jest budzić się rano obok siebie. Oboje jednak niesiemy swój bagaż, którego ciężar niejednego przygniótłby do ziemi. Dlaczego więc dajemy radę? Bo to wybór. Oboje jesteśmy niezależni finansowo i emocjonalnie, i uważam, że to właśnie dzięki temu zbudowaliśmy zdrowy związek. Sądzę, że to jest klucz do sukcesu: pewność siebie i świadomość swojego wkładu we wspólne życie, i – co jeszcze ważniejsze – odwaga, by odejść, kiedy to, co ktoś ci serwuje, przestanie ci smakować. Myśl o tym w ten sposób – to, co zrobisz dzisiaj, zaoszczędzi przyszłej tobie mnóstwo czasu i pieniędzy, ale przede wszystkim da ci spokój. Dlatego piszę o niezależności finansowej i emocjonalnej – to emocje tworzą twoją rzeczywistość. Jeśli ciągle się boisz i poddajesz temu strachowi, to nic się nie zmieni. Chcę ci pokazać – a sama przez wiele lat w to nie wierzyłam – że do odważnych świat należy. Zacznij zmianę, zanim będziesz gotowa, wszystkiego nauczysz się w trakcie. A ja przeprowadzę cię przez większość meandrów i zakamarków niezależności, jakie możesz napotkać.
Chcę pokazać ci na moim przykładzie, zwykłej dziewczyny z Polski, która postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce, że to możliwe. Można żyć po swojemu i w zgodzie ze swoimi wartościami. Chcę ci udowodnić, że nie jesteś swoją przeszłością – ona jest twoją lekcją, ale nie definiuje tego, kim jesteś. Przez wiele lat uważałam, że moje życie to tylko wychowywanie dzieci i bycie jak najlepszą żoną dla swojego męża. Potem myślałam o sobie jak o imigrantce, która musi jeszcze częściej udowadniać, że jest coś warta, bo inni obserwują każdy jej ruch (wcale nie obserwowali). Następnie przyjęłam narrację: „Wyszłam z przemocowego małżeństwa, mam zespół stresu pourazowego, co jest ze mną nie tak? Dlaczego nie mogę być taka jak inni? Zawsze zostaję w tyle”. Momentem przełomowym, choć niezbyt przyjemnym, bo mocno mnie zabolał, była kolacja z osobą, którą podziwiałam od lat. Siedziałam tam i czułam, że kompletnie nie pasuję do towarzystwa. Trwała ożywiona rozmowa, a ja w pewnym momencie powiedziałam coś o moim byłym mężu – nawet nie pamiętam, co to mogło być. Wtedy osoba, którą uważałam za autorytet, westchnęła, przewróciła oczami i zaczęła rozmawiać z kimś innym, nie zwracając już na mnie uwagi. Moje ego wtedy naprawdę ucierpiało. Dzisiaj nadal uważam, że jej zachowanie było nieuprzejme, ale czuję, że to ono dało mi motywację, by w końcu wyjść z roli ofiary. I nawet gdy już przestałam myśleć o sobie jak o ofierze, jeszcze długo czułam ból i miałam poczucie niesprawiedliwości, które powodowało, że nie mogłam pójść dalej. Zastanawiałam się, jak mogłam pozwolić się tak traktować przez tak wiele lat. Nie wiedziałam, że można inaczej, więc radziłam sobie tak, jak umiałam. Wiele razy w tej książce wspomnę o moim pierwszym małżeństwie, ponieważ stanowi ono ogromną część mojej historii. Bez lekcji, które z niej wyciągnęłam, nie miałabym dzisiaj tego, co mam.
Jeśli jesteś albo będziesz w podobnej sytuacji, gorąco zachęcam cię do skorzystania z pomocy terapeuty, który specjalizuje się w separacji i rozwodach, ponieważ pozwoli ci to poukładać sobie rzeczywistość na nowo. Zamknięcie tego rozdziału zajęło mi blisko cztery lata. Nie wiadomo, ile czasu zajmie to tobie – być może krócej niż mnie, a może dłużej. Daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz.
Znasz grę planszową Wsiąść do pociągu? Losuje się w niej połączenia między miastami i tworzy ich trasy. Podczas planowania masz prawo wymieniać połączenia i wybierać trasy już dobrze ci znane albo całkiem nowe. Czasem zdarzy się, że ktoś zablokuje odcinek, którym chciałaś jechać – wtedy albo wymyślasz nowe rozwiązania, albo skupiasz się na tej trasie, którą jesteś w stanie ukończyć. Uwielbiam tę grę i często z przyjaciółmi spędzamy długie wieczory przy kubku herbaty, układając nasze trasy. Te rozgrywki często nastrajają mnie filozoficznie. Pokazują, jak wiele razy musimy zmienić swoją drogę i czasem coś porzucić, aby móc lepiej się przyjrzeć innym ścieżkom i być może podążyć jedną z nich.
Napisałam dla ciebie książkę, którą sama chciałabym przeczytać te kilka lat temu, by zrozumieć, że można wziąć sprawy w swoje ręce i odnieść sukces na swoich zasadach. Lektura przyniesie ci najwięcej korzyści, jeśli będziesz odrabiała prace domowe. Przygotowałam dla ciebie dużo ćwiczeń i bibliotekę materiałów pomocniczych, takich jak autorskie arkusze kalkulacyjne, które znajdziesz na mojej stronie internetowej: www.annalukaszyn.pl w zakładce „Biblioteka zasobów”. Książka składa się z kilkunastu rozdziałów, których nie musisz czytać po kolei, ale każdy z nich jest przystankiem na trasie do punktu Niezależność Finansowa i Emocjonalna. Regularnie sprawdzaj, co już masz za sobą, a nad czym potrzebujesz jeszcze trochę popracować. Wszystko ułoży się dużo lepiej, niż jesteś sobie to w stanie wyobrazić. Najlepsze rzeczy czekają na nas po drugiej stronie strachu.
Rozdział 1
Czym jest niezależność finansowa i emocjonalna i od czego zacząć, żeby ją osiągnąć?
No właśnie, czym jest dla ciebie niezależność? Jak przeprowadzić audyt rzeczywistości, aby przekonać się, co można zrobić z tym, co się teraz posiada? Jak rozpoznać i ukoić swoje wewnętrzne dziecko, aby stało się kobietą spełnioną emocjonalnie? Jak przekuć własną wizję niezależności w rzeczywistość w zgodzie ze sobą i swoimi wartościami?
Niech twoje wybory odzwierciedlają twoje nadzieje, nie obawy.
Nelson Mandela
Najpierw zastanów się, co oznacza dla ciebie bycie niezależną. Może kiedy myślisz o niezależności, to od razu masz przed oczami bojowniczkę o wolność. Tylko czyją: swoją własną czy jakiejś większej grupy? A może twoim zdaniem niezależność jest czymś odległym, trudno osiągalnym? Może jest tylko przykładem do naśladowania? Może wreszcie według ciebie chodzi o sprawowanie kontroli nad życiem, emocjami oraz finansami? No właśnie… Niezależność niejedno ma imię i dla każdej z nas – dla ciebie i dla mnie – może wyglądać inaczej. Ba, nawet jedna osoba może całkiem inaczej definiować niezależność na różnych etapach swojego życia.
Kiedy pisałam pierwszy szkic tej książki, utożsamiałam niezależność z całkowitą kontrolą nad życiem, emocjami i finansami. Dzisiaj uznałabym ten rodzaj niezależności, w którym przeciwstawia się swoje JA całemu światu, za toksyczny. Obecnie łączę niezależność z wolnością wyboru i swobodnym, nieograniczonym byciem sobą wynikającym z akceptowania siebie i darzenia się szacunkiem. Uważam, że niezależność to umiejętność mówienia „nie” niewłaściwym znajomościom czy pojawiającym się niespodziewanie pilnym obowiązkom w pracy – że wiąże się z asertywnością i ochroną własnych granic. To także dojrzałość w kwestii oczekiwań i zrozumienia, co znajduje się w sferze naszej własnej odpowiedzialności, a co cudzej. To podejście do siebie z ciekawością, łagodnością, zaufaniem, ale i pewną dozą dyscypliny. To wiara we własne możliwości wynikająca z dotrzymywania złożonych sobie obietnic i dążenie do rozwoju. To danie sobie zgody na podejmowanie prób, na upadanie i podnoszenie się po porażkach. To również umiejętność proszenia o pomoc, a wreszcie – odpowiedzialność za swoje finanse, a także przygotowanie siebie i swoich bliskich na to, co może się wydarzyć, i zabezpieczanie ich na tę okoliczność.
Nie zawsze jednak myślałam w ten sposób. Przez wiele lat oddawałam kontrolę innym i było mi z tym dobrze. Pozwalałam, aby moje otoczenie podejmowało decyzje za mnie, w imię mojego dobra. Nie mam o to do nikogo pretensji. Wierzę głęboko, że inni postępują najlepiej, jak umieją, i tak, jak im na to pozwolimy. Dlatego swoje bóle, traumy i żal przepracowałam na terapii i tam ukoiłam te części siebie, które tego potrzebowały, a było ich sporo. Wiem, że nadal wymagają czasem pogłaskania i ukochania.
Była jesień 2018 roku, moje małżeństwo chyliło się już ku upadkowi, a ja podjęłam ostatnią próbę jego ratowania. Zapisałam nas na terapię dla par i dałam sobie wewnętrzną zgodę na to, że jeśli nic to nie da, odejdę. Wtedy jeszcze wierzyłam, że uda się posklejać nasz związek…
Pamiętam, jak tamtej jesieni przechodziłam obok lustra i spojrzałam na swoje odbicie. To, co wtedy ujrzałam, powraca do mnie po dziś dzień. Nie poznawałam samej siebie. Miałam trzydzieści dwa lata, a z lustra patrzyła na mnie zaniedbana kobieta w nieokreślonym wieku, o pustym spojrzeniu i ziemistej cerze. Wyglądałam na potwornie zmęczoną i przytłoczoną życiem. Moje ciało doprowadzone do ostateczności długotrwałym stresem i wieloma obowiązkami krzyczało „dość!”. W tamtym czasie przekonywałam samą siebie, że dużo osiągnęłam – studiowałam medyczny kierunek w obcym dla mnie języku, pracowałam na pełnych obrotach, mój dom lśnił czystością, a ja raz w tygodniu piekłam drożdżowe bułeczki. Ich szykowanie zajmowało mi za każdym razem około 4 godzin, ale czego się nie robi dla rodziny, prawda?
Spojrzałam wtedy na siebie i zadałam sobie pytanie, jak to możliwe, że doprowadziłam się do takiego stanu. Zaczęłam się też zastanawiać, kiedy się ostatnio śmiałam, tak szczerze, aż do bólu brzucha. I nie mogłam sobie przypomnieć. Podjęłam nieśmiałą próbę uśmiechu, ale wyglądało to groteskowo, a ja poczułam się głupio. W tamtym momencie zapytałam siebie, gdzie podziała się ta rozrywkowa dziewczyna, którą kiedyś byłam, gdzie to poczucie humoru, ten błysk w oku… Widok mojej własnej twarzy i myśli, które wywołał, mnie przeraziły, bo widzisz, jako młoda dziewczyna byłam duszą towarzystwa, tryskałam energią i sypałam żartami jak z rękawa. W dobrym towarzystwie mój czarny humor wręcz rozkwitał, a ja potrafiłam zrobić naprawdę dobry stand-up.
Nagle po raz pierwszy coś do mnie dotarło. Moja głowa jeszcze tego nie rozumiała, ale ciało zaczęło mi już wysyłać wyraźne sygnały – ból karku i ramion, problemy żołądkowe i ciągłe zmęczenie. Niezależnie od tego, ile spałam, i tak ciągle byłam wykończona. Uświadomiłam sobie, że te sygnały pojawiały się od dawna, ale je ignorowałam. Nie powinnam była tego robić… Minęło jeszcze kilka tygodni i w styczniu 2019 roku podjęłam decyzję, która zmieniła całe moje życie. Napęd do działania dał mi tłumiony latami gniew. Dzisiaj mówię, że to był „wkurw, który nigdy nie przeszedł”. Nie doceniamy energii kobiety, która ma dość bycia podnóżkiem. Nie doceniamy naszej złości, a to potężna moc, która, dobrze nakierowana, pozwala nam przenosić góry. Nie wstydź się swojego gniewu – daj mu dojść do głosu, a jego siła cię zaskoczy.
Moja niezgoda na otaczającą mnie rzeczywistość sprawiła, że znalazłam w sobie siłę, aby powiedzieć „dość”. Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam, ale decyzję mogłam podjąć dzięki temu, że coś posiadałam. Tym czymś były małe oszczędności i niewielki regularny dochód. Miałam wtedy około 1000 funtów osobistych oszczędności (mniej więcej 5000 zł) i stypendium z uczelni. Własne środki otworzyły mi drogę do finansowej wolności i niezależności i pozwoliły przetrwać najgorsze momenty mojego życia. Choćby z tego powodu nie mogę się zgodzić z powiedzeniem „Pieniądze szczęścia nie dają”.
Pieniądze dają spokój, wolność i możliwość decydowania o sobie. Nie są dla mnie celem samym w sobie, są jednak narzędziem, które wykorzystuję, żeby prowadzić spokojne, szczęśliwe życie na własnych zasadach, z uhonorowaniem wartości, które są mi bliskie, oraz relacji, które są dla mnie ważne. Dzięki pieniądzom mogę pomagać kobietom takim jak ty i pokazywać innym, że można wyjść z najgorszych opresji, opłakać straty i żyć spokojnie.
Chciałabym powiedzieć: „Nie mam pojęcia, jak do tego doszło” i zrzucić całą odpowiedzialność na innych, ale tak jak napisałam wcześniej, ludzie postępują tak, jak umieją i jak im na to pozwolimy. A ja pozwalałam na o wiele za dużo. Dlaczego? Z powodu różnych wcześniejszych doświadczeń. Moje pokolenie, dorastając, słyszało, że „dzieci i ryby głosu nie mają” oraz że grzeczne dziewczynki to te, które cicho i pokornie godzą się na wszystko, co im los przyniesie. Takie podejście było widoczne zarówno w domu, jak i w szkole, i z tego powodu zapisało się w moim wnętrzu. Siedziałam cicho i godziłam się na zbyt wiele. Jako dorosła kobieta przez wiele lat ulegałam gaslightingowi. To podstępna forma manipulacji polegająca na zaprzeczaniu rzeczywistości przez sprawcę i wytwarzaniu w ofierze przeświadczenia, że nie może ufać swojej percepcji. Pod jej wpływem zaczęłam nieustannie kwestionować swój ogląd spraw, czułam się głupia i bagatelizowałam swoje możliwości.
Po uświadomieniu sobie tego długo próbowałam zrozumieć, co było ze mną nie tak. Z czasem za dr. Bruce’em Perrym ujęłam to pytanie nieco inaczej: „Co mi się przydarzyło?”. Dzięki temu zdjęłam z siebie tę cholerną odpowiedzialność za wybory, których prawdopodobnie nie mogłam uniknąć. Bo jak rozpoznać wczesne sygnały przemocy emocjonalnej, kiedy cały świat wmawia ci usilnie, że tak wygląda każdy związek? Przecież to normalne, że o każdą pierdołę trzeba się wykłócać, że aby coś osiągnąć, musisz uciekać się do manipulacji, że ciche dni zmieniają się w tygodnie, że na myśl o tym, iż tak miałyby wyglądać kolejne lata, robi ci się słabo, że co kilka tygodni dostajesz jakiegoś badyla na pociechę, żebyś zachwyciła się romantyzmem tej sytuacji i już przestała się gniewać, bo nie ma o co. To typowe błędne koło przemocy.
Na podstawie moich obserwacji wypracowałam dualistyczną wizję kobiety niezależnej. Z jednej strony widziałam w swoim otoczeniu kobiety wojowniczki, takie, które nagle musiały zmierzyć się z rzeczywistością rodzinnej tragedii – na przykład przedwczesnej śmierci męża – i przejąć kontrolę nad rodziną, zarabianiem pieniędzy i wszystkim, co do tej pory było im obce. Z drugiej strony obserwowałam kobiety, które, co prawda, były niezależne w pracy, ale w domu wykonywały jedną nieodpłatną pracę za drugą. Kobieta na usługach rodziny, pracująca ponad siły – tak było zawsze i nikt się temu nie sprzeciwiał. Nikt nie podważał zastanej rzeczywistości. Należało się na nią zgodzić.
W domu rodzinnym obserwowałam moją mamę, kobietę petardę, która po trzydziestce poszła na studia zaoczne do miasta oddalonego od naszej miejscowości o kilka godzin drogi. W międzyczasie urodziła moją siostrę Olę, a dodatkowo w tamtym okresie rodzice budowali dom, w którym mieszkają do dzisiaj. Na wiele spraw brakowało jej jednak przestrzeni. Kiedy stawiamy na rozwój w jednej dziedzinie, to inna na tym cierpi i jest to nieuniknione.
Pod wpływem tych doświadczeń ugruntowało się we mnie przekonanie, że poświęcanie czasu na zarabianie pieniędzy rozbija więzi rodzinne. Teraz, jako dorosła osoba, myślę o tym inaczej. Widzę, że okres ciężkiej pracy i poświęceń przynosi wieloletnią stabilizację i szczęście całej rodzinie. Moi rodzice poradzili sobie te dwadzieścia lat temu i dzięki temu w trudnym dla mnie czasie wierzyłam, że i ja dam sobie radę. Kiedy zdecydowałam się na podjęcie studiów, a potem na rozstanie z byłym mężem, wiedziałam, że mogę liczyć na wsparcie bliskich mimo dzielącej nas odległości.
Zmiana rozumienia pojęcia niezależności wpłynęła na stan moich finansów i na moje podejście do pieniędzy. Przeszłam drogę od hulaszczego szastania przez nadmierną kontrolę aż do równowagi między odkładaniem a wydawaniem.
Kiedy miałam dziewiętnaście lat, wyprowadziłam się z domu rodzinnego do Warszawy. Wydawało mi się wtedy, że jestem już całkiem dorosła, i rzuciłam się na głęboką wodę. Jednocześnie czułam się dość bezpiecznie, ponieważ rodzice wspierali mnie finansowo. Miałam to szczęście, że opłacali mój czynsz za wynajęty pokój, a ja dorabiałam jedynie na domowe wydatki i różne zachcianki. Byłam dorosła, ale nadal pod ciepłym skrzydłem rodzicielskiej opieki. Niedługo potem wyszłam za mąż, na świecie pojawiły się nasze dzieciaki, a ja przestałam pracować na siedem lat. Myślę o sobie z tamtego okresu jak o kobiecie-dziecku: naiwnej, głupiutkiej i wiecznie czekającej na to, aż pojawi się jakieś remedium na moje błędy – jeśli nie uratuje mnie mąż, to zrobią to rodzice. I tak żyłam sobie, całkowicie zależna finansowo i emocjonalnie od innych. Jeśli nie zadbamy o swój rozwój, to decyzje finansowe będzie podejmować w naszym imieniu nasze wewnętrzne dziecko, a nie osoba dorosła. Dziecko będzie chciało się beztrosko bawić i wydawać, a nie brać odpowiedzialność za swoje decyzje. W związku z tym prawdopodobnie będzie unikać tematu finansów i mierzenia się z konsekwencjami swoich decyzji.
Przeprowadziliśmy się do mojego rodzinnego miasta i zamieszkaliśmy blisko rodziny, a ja miałam swoją bezpieczną, cichą i dość nudną codzienność. W tamtym czasie popadliśmy w długi. W najgorszym momencie byliśmy zadłużeni aż na 30 000 zł, choć do dziś nie potrafię sobie przypomnieć, dlaczego i na co wzięliśmy niektóre kredyty.
W tym okresie mojego życia w ogóle nie myślałam o niezależności, to pojęcie było mi całkowicie obce. Przyjęłam wtedy rolę żony i matki dzieciom na utrzymaniu męża, a moim hobby, dającym mi wytchnienie od codzienności, było oglądanie filmików na YouTubie. W 2011 roku to było coś nowego – całkowicie nowy poziom konsumpcjonizmu na nieznaną dotąd skalę. Wpadałam na wirtualną kawę do „koleżanki”, która opowiadała mi o swoim dniu, a przy okazji prezentowała zakupy i ubrania. Czułam więź z dziewczynami z internetu, których nigdy nie poznałam! Pokazywały mi przedmioty, kosmetyki czy relacje z wydarzeń, do których sama nigdy nie miałabym dostępu. Otwierały przede mną wrota do całkiem nowego świata. Niezależność pojmowałam wtedy nie jako oszczędności na koncie, ale jako to, co reprezentuję sobą wizualnie, kiedy spaceruję z wózkiem po mieście. Chcąc się rozgrzeszyć za częste zakupy ubraniowe, zaopatrywałam się w tanich second-handach, ale i tak w tamtym okresie przepuszczałam na ciuchy gigantyczne sumy. Kiedy dziś o tym myślę, to uważam, że śmiało można by za to kupić luksusowy samochód lub wybrać się na wakacje marzeń. Ja jednak nawet nie zauważyłam, kiedy wydałam tyle pieniędzy. Moim problemem było to, że żyłam życiem innych ludzi, ich wartościami oraz ich podejściem do pieniędzy, i stawiałam siebie w ich sytuacji, a nie brałam w ogóle pod uwagę tego, jak sama chcę żyć, czego sama pragnę i potrzebuję, co jest dla mnie ważne. Ostatecznie okazało się, że przeładowana szafa i dziesięć podkładów na półce – ba, nawet taki za kilkaset złotych – nie sprawiły, że poczułam się lepsza czy ładniejsza. Było wręcz odwrotnie. Świadomość braku pieniędzy dotkliwie dawała o sobie znać. Wiedziałam, że w razie jakiegokolwiek niespodziewanego zdarzenia życiowego znajdę się w sytuacji bez wyjścia. W swojej naiwności uznałam wówczas, że skoro ze mną wszystko jest mniej więcej OK i za moje wybory odpowiedzialni są inni – naprawdę tak wtedy myślałam – to pora zmienić kraj. Wpadłam na szalony pomysł emigracji do Szkocji. Uznałam, że w Polsce nie da się oszczędzać, nie da się żyć i czas zbierać manatki.
O dziwo, w Szkocji okazało się, że mimo iż pracuję na pełen etat i mamy dwie pensje, to nadal pod koniec miesiąca brakuje nam na podstawowe produkty. Musiały minąć jeszcze kolejne trzy lata, zanim przyznałam otwarcie przed sobą, że problem tkwi we mnie i w tym, jak zarabiam i wydaję pieniądze.
W kwietniu 2018 roku po raz pierwszy przeanalizowałam swój budżet. Dostaliśmy wtedy dość duży zwrot podatku, ale te pieniądze zniknęły jak kamfora. Nie miałam pojęcia, na co zostały wydane. Miałam tego dość. Nie uświadamiałam sobie jeszcze wtedy, że prowadzenie budżetu całkowicie zmieni moje życie, otworzy przede mną nieznane dotychczas możliwości i pozwoli mi się w końcu przeistoczyć z zalęknionej kobiety-dziecka w kobietę niezależną finansowo i emocjonalnie.
W tamtym czasie wspólny dochód mój i byłego męża, z którego musieliśmy utrzymać nas oboje oraz troje dzieci w wieku poniżej jedenastu lat, wynosił około 2000–2500 funtów miesięcznie. Dla porównania najniższa krajowa wynosiła około 1200–1300 funtów. Pamiętam swój szok, kiedy odkryłam, że na żywność dla pięcioosobowej rodziny wydałam w jednym miesiącu ponad 800 funtów, na ubrania i bibeloty do domu poszło kolejnych kilka stówek, a do tego miałam ustawionych w banku parę stałych zleceń, o których kompletnie zapomniałam. Połowę naszego dochodu wydawaliśmy na żywność, z której co najmniej 30% lądowało w koszu, co oczywiście pogarszało stan naszych finansów. To był pierwszy sygnał, że trzeba zmienić podejście do gospodarowania pieniędzmi.
Wystarczyło wprowadzić kilka drobnych korekt, by pojawiły się pierwsze oszczędności. Najpierw zajęłam się swoim budżetem na jedzenie – szybko zeszłam z 800 do 500, a potem, kiedy zostałam samotnym rodzicem, do 400 funtów na miesiąc. Mój dochód wynosił 1400 funtów, składały się na niego stypendium z uczelni z dodatkami dla samodzielnego rodzica oraz to, co zarobiłam w pracach dorywczych. Wydawałam więc około 400 funtów na jedzenie, a 600–700 funtów na rachunki (hipoteka/media itp.). Zmiana rutyny zakupowej była dla mnie małym krokiem, ale wykonawszy go, zyskałam sprawczość i kontrolę nad tym, co robię. Uświadomiłam sobie, że nie muszę czekać, aż skończę studia, by wieść dobre, spokojne życie, w którym nie martwię się o wypłatę. Po raz pierwszy też poczułam, że niezależność jest możliwa. Do tej pory słowo to pobrzmiewało mi w uszach ironicznie, pogardliwie, bo taki miało wydźwięk w moim otoczeniu, ale wraz ze zmianą rutyny nabrało dla mnie nowego znaczenia.
Zaczęłam systematycznie prowadzić budżet i po raz pierwszy dostrzegłam efekty swoich działań. Nie czułam, że sobie czegoś odmawiam – wręcz przeciwnie, wydawało mi się, że otworzył się przede mną całkiem nowy świat. Moja pewność siebie i zaufanie do siebie samej rosły z każdym dniem, a wraz z nimi pojawił się szacunek. W końcu miałam realny wpływ na to, jak wyglądają moje finanse.
Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego wcześniejsze próby zapanowania nad budżetem zawsze bardzo szybko kończyły się fiaskiem. Powodów było kilka. Przede wszystkim myślałam o budżecie jako o czymś, co odbiera mi wolność, i jak wiele z nas uważałam, że budżetowanie jest zajęciem tylko dla bogatych. Po co mi jakieś tabelki w Excelu, skoro nie starcza mi do wypłaty, mimo że żyję „oszczędnie”? Po co mam sobie jeszcze dodawać ograniczeń? Poza tym czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Potrafiłam znajdować wymówki bez końca.
Co się więc zmieniło? Zadziała się magia internetu. Któregoś dnia YouTube podpowiedział mi filmik, w którym Jordan Page pokazywała, jak robi tygodniowe zakupy spożywcze. To była zwykła, fajna babka z gromadką dzieci. Kompletnie różniła się od osób, które do tej pory oglądałam w internecie. Nie bała się mówić o swoich długach, problemach z kartami kredytowymi czy o sposobie robienia zakupów. Dla mnie jej filmy stały się powiewem świeżości i nadziei, że jeśli taka kobieta jak Jordan ogarnia budżet i wyszła z finansowych tarapatów, to i mnie się uda.
Mniej więcej rok później dowiedziałam się, że otaczanie się ludźmi, którzy są o kilka kroków przed nami, przynosi naukowo uzasadnione korzyści. Na podstawie wyników badań Icek Ajzen sformułował nawet teorię planowanego zachowania. Badał on relacje między pożądanym zachowaniem a czynnikami, które doprowadzają do jego urzeczywistnienia. Jednym z nich jest to, jak się samemu postrzega określony element zachowania – na przykład prowadzenie budżetu – i jak o tym elemencie myśli najbliższe otoczenie danej osoby. Im więcej ma się wsparcia w otoczeniu, tym szanse na sukces są większe. Zdaję sobie sprawę, że większość z nas na co dzień nie otrzymuje szczególnego wsparcia, dlatego też ważne jest, żebyśmy same poszukały dowodów na możliwość zajścia zmiany. I tu, cały na biało, wchodzi internet, a zaraz za nim – praca nad sobą. Wiem, że to brzmi jak coelhizm, ale musisz mieć świadomość, że droga do niezależności i praca nad budżetem będzie owocna tylko wtedy, kiedy stawisz czoła temu, co doprowadziło cię do miejsca, w którym obecnie się znajdujesz. Odpowiedź nie jest prosta, ale mam nadzieję, że z pomocą tej książki odkryjesz, jak własną drogą ruszyć ku niezależności.
Mówi się, że jesteś sumą pięciu osób ze swojego najbliższego otoczenia. Chciałabym, abyś na spokojnie i bez oceniania zastanowiła się, czy wybory, decyzje i wartości tych osób są ci bliskie. Czy zwróciłabyś się do nich po radę? Czy w ich towarzystwie czujesz się bezpiecznie i swojsko? Czy czujesz, że możesz być przy nich sobą, i masz przekonanie, że jeśli zrobisz coś nie tak, to usłyszysz od nich prawdę? A może jest wręcz przeciwnie? Pamiętaj, że twoje najbliższe otoczenie to nie tylko krewni czy znajomi z pracy. Wśród ludzi, z którymi przebywasz najwięcej, są również osoby, które oglądasz i śledzisz w internecie, bohaterowie seriali, które oglądasz wieczorami, i książek, które czytasz. Nawet fikcyjne postacie mają na ciebie ogromny wpływ. Zastanów się, kogo masz w obserwowanych na TikToku czy na Instagramie. Jak się czujesz po sesyjce scrollowania? Czy jesteś w trybie zombie i nie wiesz, co oglądałaś, ale masz ochotę na wydawanie pieniędzy, czy wręcz przeciwnie – czujesz, że świat leży u twoich stóp?
Bardzo często robię przegląd obserwowanych kont i niektóre z nich wyciszam. Jeśli zauważam, że kiedy oglądam zamieszczane przez kogoś treści, to wzbiera we mnie poczucie zazdrości albo zaczynam częściej kupować, po prostu przestaję to konto obserwować. Kilka tygodni temu całkowicie odcięłam się od mediów społecznościowych. Odinstalowałam wszystkie aplikacje na telefonie i zauważyłam u siebie nie tylko znaczne zmniejszenie ochoty na zakupy, ale też ogólną poprawę samopoczucia. Mimo że posiadam dość dużą wiedzę na temat ludzkich zachowań i motywacji, nadal bywam podatna na wpływy. Zmiana wymaga czasu i rodzi się w ciszy. Dlatego twoim pierwszym krokiem do niezależności powinno być właśnie wyciszenie się, abyś zdołała znaleźć w sobie odpowiedź na pytanie, co jest dla ciebie ważne.
Wczoraj rozmawiałam z córką o jej przyszłości. Maja ma czternaście lat i stoi właśnie przed wyborem swojej dalszej drogi życiowej. To bardzo wczesny wiek na takie decyzje, więc, co zrozumiałe, córka ma wiele obaw. Zapytałam ją, jak wyobraża sobie swoje życie za kilka lat i co chciałaby wtedy robić. Odpowiedziała, że chciałaby żyć spokojnie. Zapytałam więc, co oznacza dla niej spokojne życie. Nie wiedziała. W końcu spokój to spokój. Czemu się czepiasz, mamo?
Jak dojść do sedna tego, co jest ważne dla każdej z nas? Na czym oprzeć podejmowane przez siebie decyzje? Większość z nas, zapytana o to, jakimi wartościami kieruje się w życiu, zdoła wymienić ich kilka. Ale czy wiemy, dlaczego wybieramy akurat te wartości? Czy mamy pewność, że to nasze własne przekonania, a nie te wyniesione z domu rodzinnego? I, co najważniejsze, czy w ogóle żyjemy w zgodzie z nimi?
Określenie tego, co i dlaczego jest ważne dla ciebie, ma podstawowe znaczenie. Bez tego nie ruszysz z miejsca. To punkt wyjścia do zaprojektowania swojego niezależnego życia. Celowo używam słowa „projektowanie”, ponieważ dzięki niezależności stajesz się architektem i budowniczym swojego życia. Kiedy budujesz dom, stawiasz go na solidnych fundamentach. Dokładnie sprawdzasz, jakie materiały zostaną użyte i kto będzie wykonywał pracę. Koszty są ogromne, więc miesiącami szukasz w internecie informacji o najlepszych metodach, narzędziach i materiałach. W końcu to twój dom, ten wymarzony, musi więc mieć solidną podstawę. Pora zadbać tak samo o fundamenty własnej niezależności emocjonalnej i finansowej. Pomogą ci one podejmować decyzje w zgodzie z tym, jak chcesz żyć, pracować, spędzać wolny czas, kochać i być kochaną. Tymi fundamentami są twoje ciało i głowa. Zadbaj o nie najlepiej, jak umiesz, tak abyś miała solidną podstawę: mury, które obronią cię przed tym, co nieuniknione. Dzięki temu wyjdziesz z każdej potyczki zwycięsko. Pamiętaj, że nowe domy często powstają na gruzach starych posiadłości. Może warto zburzyć to, co było, i zacząć od nowa?
Od razu cię uprzedzam, że poniższe ćwiczenie nie jest łatwe, ale mimo to zdecydowanie warto je wykonać. Trudność polega na tym, że zmusza ono do postawienia swoich potrzeb i wartości na pierwszym miejscu, a dla większości z nas nie jest to normalny stan rzeczy. Zazwyczaj w naszym życiu priorytetowo traktujemy innych, a nie siebie. Odwrócenie tej hierarchii okazuje się często niekomfortowe. Jak to, najpierw ja, potem inni? Ano tak, najpierw ty. Dzięki temu ćwiczeniu odkryjesz lub przypomnisz sobie swój zestaw wartości, a w efekcie osiągniesz transformacyjny efekt. Będzie tak, jakbyś w trakcie gry w ciuciubabkę nagle zdjęła przepaskę z oczu.
Każda z wypisanych poniżej wartości jest ważna, niektóre są po prostu ważniejsze. Ważniejsze dla ciebie. Twoim zadaniem jest zapytanie siebie, co w tym momencie życia jest dla ciebie priorytetem. Nie zastanawiaj się zbyt długo, pamiętaj, że liczy się pierwsza myśl, zaufaj jej.
Wykonaj to ćwiczenie, kiedy jesteś sama. Przygotuj sobie kubek czegoś ciepłego i włącz przyjemną muzykę. Stopniowo wykreślaj te wartości, które nie są dla ciebie tak ważne jak inne. Na koniec zostaniesz ze swoim żelaznym zestawem pięciu wartości – to twój moralny kompas, twój kręgosłup.
Ćwiczenie wykonuj etapami:
1. Wykreśl 18 wartości.
2. Wykreśl kolejne 18 wartości.
3. Wykreśl 6 wartości.
4. Wykreśl 5 wartości.
Powinno ci zostać 5 wartości. Teraz, kiedy nie będziesz pewna kolejnych kroków w swoim życiu, będziesz mogła sprawdzić, czy są one zgodne z twoimi wartościami.
rodzina
szczodrość
harmonia
zaangażowanie społeczne
uczciwość
miłość
spokój
tolerancja
sukces
zabawa
sława
honor
pogoda ducha
duchowość
kreatywność
ojczyzna
spontaniczność
przyjaźń
odpowiedzialność
twórczość
praca
odwaga
wierność
dyskrecja
zaufanie
wiara
mądrość
radość
rutyna
otwartość
edukacja
doskonalenie
autentyczność
zaradność
skromność
zdrowie
czystość
pokora
luksus
ryzyko
rozwój
stabilizacja
pewność siebie
prawda
piękno
duma
szacunek
elastyczność
lojalność
empatia
pasja
niezależność
I jak? Gotowe?
Brawo! Zrobiłaś to, na co 99% osób nigdy się nie zdecyduje! Jestem z ciebie dumna.
W mojej żelaznej piątce są: szacunek, elastyczność, kreatywność, rodzina oraz sława. Znajomość tych wartości i wiedza o tym, co dla mnie ważne, pozwoliły mi na świadomą decyzję o zmianie miejsca zatrudnienia prawie rok temu. Pracowałam na oddziale w szpitalu, gdzie nie miałam nic do gadania w kwestii grafiku. Słyszałam: „Bierz to, co ci daję, albo tam są drzwi”. Działałam w systemie: trzy dniówki i następujące po nich trzy nocki. Zmęczenie odbierało mi chęć do zajmowania się moją drugą pasją, jaką było prowadzenie kiedyś bloga Po taniości, a dzisiaj autorskiego kanału @annalukaszyn. Moje dzieci praktycznie mnie nie widywały, z moim mężem Krzysiem w zasadzie mijaliśmy się w drzwiach. Bywało, że nie widzieliśmy się przez kilka dni, choć mieszkamy razem. Czułam, że moje granice nie są szanowane. Wiedziałam już wtedy dokładnie, czego chcę, i postanowiłam zająć się pełnoetatowo działalnością online. Ostatecznie z różnych powodów, częściowo niezależnych ode mnie, nie wyszło to tak, jak zakładałam, ale mój dom ma solidne fundamenty, więc otrzepałam się z kurzu i znalazłam pracę, która spełnia wszystkie moje warunki. Jestem szczęśliwa, bo pracuję w zgodzie ze swoimi wartościami. Gdybym ich nie znała, to prawdopodobnie nadal pracowałabym w szpitalu i byłabym coraz bardziej wypalona. Kocham moje dwa zawody i cieszę się, że właśnie dzięki odpowiedzeniu sobie na tych kilka trudnych pytań doszłam do miejsca, w którym jestem dzisiaj. Jestem kobietą emocjonalnie i finansowo niezależną. To jak? Przekonałam cię, że warto poznać swoje wartości i się nimi kierować?
A teraz wpisz swoje wartości w narysowane poniżej koła.
Moje 5 wartości to:
Następnie, patrząc na swoje wartości, odpowiedz na poniższe pytania:
1. Jak te wartości manifestują się w moim codziennym życiu? W jaki sposób je realizuję? ____________________________________
2. Co sprawia, że są one dla mnie ważne? Czy gdyby nie było ich w moim życiu, to byłoby ono trudne do zniesienia? Dlaczego? ____________________________________
3. Co się kryje za tymi wartościami? Dlaczego są one dla mnie ważne? ____________________________________
4. Jakie kroki podejmę, aby te wartości jeszcze lepiej odzwierciedlały się w moim życiu? ____________________________________
Jestem ciekawa, czy wybór wartości cię zaskoczył. Czy wspierają cię one w dążeniu do wolności i niezależności? Na kolejnej stronie znajdziesz miejsce na twoje refleksje.
____________________________________
____________________________________
____________________________________
____________________________________
____________________________________
Rozdział 2
Czym jest dla ciebie wolność finansowa?
Wolność sąsiadki czy dziewczyny z Instagrama nie jest twoją wolnością, a droga, którą ona podąża, jest usłana jej doświadczeniami, nie twoimi. Jak ułożyć sobie własny plan na życie? Jak oddzielić ziarno od plew i naprawdę poznać swoje potrzeby, by zaprojektować swoje bogate życie? I czym jest dla ciebie bogactwo? Czy to kieliszek prosecco wypity w jacuzzi, czy kawa o poranku?
W poprzednim rozdziale poprosiłam cię o zrobienie ćwiczenia, które pomaga określić swoje wartości. Jego wykonanie jest ogromnie ważne, ponieważ wartości, jakie wyznajesz, są fundamentem ciebie, twojego domu i życia, jakie dla siebie projektujesz. Często bywa tak, że doceniamy i próbujemy skopiować życie innej osoby, w ogóle nie biorąc pod uwagę tego, co dla nas samych jest ważne. Zastanów się, jak wygląda twoje życie, a jak to, do którego dążysz, i co ci w nim imponuje. Dlaczego chcesz je naśladować?
Widać to dobitnie zwłaszcza w dobie mediów społecznościowych. Nasi rodzice porównywali się tylko z osobami w najbliższym otoczeniu. Byli to ich sąsiedzi, rodzina oraz znajomi z pracy. Niemal wszyscy wywodzili się z podobnych środowisk i posiadali podobne wykształcenie i zaplecze materialne. Nie miało się wglądu w życie jakiegoś Johna z Ameryki, nie widziało się jego ogromnego domu czy jeszcze większego zadłużenia ani czy się z nim krył, czy nie. Dziś jest inaczej. Żyjemy w dobie rozbuchanych mediów społecznościowych, gdzie za kilkaset złotych można sfabrykować swoją codzienność, na przykład polecieć na dwa dni do Dubaju, przygotować serię filmików i zdjęć, a potem publikować swoje „życie na bogato” przez kolejne dwa tygodnie. Na Instagramie czy Facebooku jest miejsce tylko na sukcesy, ogromne sprzedaże i luksusy. Coraz częściej mówi się jednak o tym, że ludzie toną w długach, aby móc płacić za swój styl życia. Niedawno na TikToku wyświetliły mi się filmiki z podróbkami – dziewczyny chwaliły się na nich zakupami Chanel i YSL za mniej niż 100 zł. Zobacz, jak łatwo można zafałszować rzeczywistość. Pamiętaj, że twoja uwaga jest ogromnie cenną walutą, płać więc nią uważnie i nie wierz we wszystko, co widzisz.
Czym jest więc dla ciebie niezależność? Jak wygląda twoje wymarzone dobre, bogate życie? Czym tak naprawdę jest dla ciebie bogactwo? Dopóki nie odpowiesz sobie na te pytania, będziesz błądzić po omacku.
Kiedy pytam dziewczyny na Instagramie o ich pojęcie niezależności, zawsze w odpowiedziach pojawia się kilka słów kluczy: „spokój”, „wolność”, „możliwość podejmowania decyzji nie ze strachem, lecz z nadzieją na lepsze jutro”.
Jak wspomniałam w poprzednim rozdziale, moja osobista definicja niezależności zmieniała się w czasie, ale pewne określenia są ze mną od lat. Niezależność to dla mnie podejmowanie decyzji w zgodzie ze sobą i swoim wewnętrznym kompasem moralnym, bycie przykładem dla swoich dzieci i najbliższego otoczenia, a także oszczędności na koncie, które są moim zabezpieczeniem na niepewną przyszłość. Na głębszym poziomie niezależność jest więc dla mnie równoznaczna z poczuciem bezpieczeństwa i zaufaniem do samej siebie oraz swoich zasobów, oznacza traktowanie siebie z szacunkiem i otaczanie się miłością. Dzięki temu wiem, że kiedy najlepszy interes mój i mojej rodziny będzie tego wymagał, mogę odejść i nie oglądać się za siebie. Niezależność to w końcu takie zabezpieczenie finansowe, dzięki któremu nawet w najgorszym scenariuszu moje podstawowe potrzeby są zabezpieczone – mam dostęp do schronienia (mam gdzie mieszkać), pożywienia i ciepła.
Jaka jest twoja definicja niezależności? Co jest dla ciebie ważne w tej sferze? Kiedy czujesz się bezpiecznie?
Odpowiedz poniżej na te pytania.
____________________________________
____________________________________
____________________________________
Celem niezależności finansowej i emocjonalnej nie jest wbrew pozorom posiadanie większej ilości pieniędzy, lecz wolność wyboru w kwestii tego, co za ich pomocą osiągniesz. Jeśli bowiem nie umiesz zarządzać pieniędzmi, to ich ilość nie zrobi ci żadnej różnicy – i tak wszystko wydasz. Nagle pojawią się nowe potrzeby, na których realizację wcześniej nie mogłaś sobie pozwolić, i tak powoli dojdziesz znów do poziomu zero. Kontrola wydatków i sposobu wydawania pieniędzy jest niezmiernie ważna, bo tylko dzięki niej możesz być naprawdę niezależna.
Kiedy stanęłam do walki o swoją niezależność, znajdowałam się w takim punkcie życia, że musiałam walczyć o przetrwanie. Zrozumienie, że można funkcjonować inaczej i budować swoje życie świadomie, zgodnie ze swoim wewnętrznym planem, zajęło mi wiele lat. Prawda jest taka, że kiedy działasz w amoku, bo nagle okazuje się, że musisz zwijać manatki i uciekać w środku nocy, to dobrze jest mieć ogarnięte swoje zasoby, a mówiąc dokładniej, ich trzy rodzaje:
zasoby materialne
– ilość pieniędzy na koncie, a także wszystko, co materialne i co może ci pomóc w tej sytuacji (na przykład komputer, jeśli jest on twoim narzędziem pracy),
zasoby intelektualne
– wykształcenie, kursy, doświadczenie życiowe i zawodowe, umiejętności, które można wykorzystać i/lub spieniężyć,
zasoby społeczne
– znajomości, które mogą ci się przydać, osoby, do których możesz się zwrócić o pomoc.
W spadku po przemocowym małżeństwie została mi trauma, która – mimo że gruntownie przepracowałam ją na terapii – czasem daje o sobie znać. Wpadam wtedy w panikę i poddaję się czarnowidztwu, nie myślę racjonalnie, tylko emocjonalnie. Czuję to w ciele: pojawia się napięcie mięśni karku, uczucie ciężaru w brzuchu, ucisk w klatce piersiowej. Nauczyłam się już temu stanowi nie ufać. Po prostu czekam, aż przejdzie, i sięgam do „skrzynki z narzędziami”, czyli zasobów niematerialnych: idę na spacer, rozmawiam z mężem o tym, co się dzieje, i co najważniejsze, nie podejmuję żadnych decyzji finansowych, ponieważ moje wybory wynikałyby ze strachu, a ja musiałabym borykać się z ich konsekwencjami. Chcąc okiełznać narastające co jakiś czas emocje, nauczyłam się patrzeć na fakty i liczby. Dlatego tak lubię mieć rozpisany budżet w Excelu. Daje mi on poczucie bezpieczeństwa, a szybki rzut oka na kolumnę „Oszczędności” utwierdza mnie w przekonaniu, że mam wystarczające zasoby, aby spokojnie przeżyć kilka miesięcy, gdyby wydarzyło się coś niespodziewanego.
Nie zawsze tak było. Przez wiele lat nie pracowałam, poświęcając się wychowaniu dzieci i małżeństwu. Wskutek tego na rynek pracy wchodziłam z niczym: bez edukacji i umiejętności, za to z tykającym zegarem. Musiałam działać szybko. Głównym warunkiem sukcesu było dla mnie wybranie zawodu, który da mi poczucie bezpieczeństwa i pracę na całym świecie. Studia pielęgniarskie okazały się strzałem w dziesiątkę.
Nowy zawód stał się dla mnie portalem do nowego życia. Dzisiaj mogę stwierdzić, że w ciągu sześciu lat od podjęcia tej decyzji moja codzienność zmieniła się na lepsze. Zarabiam około czterech razy więcej niż wtedy, za to pracuję mniej, a do tego widzę zmianę na lepsze… w moich dzieciach. Zmiana, jaka zachodzi w tobie, rozchodzi się po otoczeniu jak kręgi na wodzie. Pracując nad własną niezależnością, zyskujesz zdolność, by zerwać z destrukcyjnymi zachowaniami i przekonaniami, które przejęłaś od swoich przodków. To, jak dzisiaj myślisz, ubierasz się i pracujesz, ile zarabiasz i jak wydajesz, oszczędzasz i inwestujesz, jest pokłosiem twojego wychowania. Wychowanie nie determinuje jednak twojej teraźniejszości. W pewnym momencie trzeba przestać zrzucać winę na innych, wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i spojrzeć na swoje zachowania ze świeżej perspektywy. Czy to, co dziś robię, mnie wspiera? Jeśli nic się nie zmieni, to gdzie będę za rok? Czy myśląc o tym, jestem szczęśliwa, czy przerażona?
Co jakiś czas wykonuję ćwiczenie, które nazywam życiowym remanentem. Patrzę na to, gdzie teraz jestem, i zastanawiam się, gdzie chcę być oraz jaki dystans dzieli te dwie przestrzenie.
Zastanów się nad tym także ty i zapisz swoje przemyślenia. Pamiętaj, że tylko szczerość niesie ze sobą możliwość zmiany.
____________________________________
____________________________________
____________________________________
Teraz przed tobą ćwiczenie z kołem życia. Dzięki niemu w kilka chwil przekonasz się, które obszary są już dość dobrze zaopiekowane, a nad którymi powinnaś jeszcze popracować i jak te sfery wpływają na siebie nawzajem. Na stronie obok znajdziesz dwa koła z wycinkami odpowiadającymi poszczególnym obszarom twojego życia. Każdy z wycinków jest dodatkowo podzielony na 10 części, tworząc 10-stopniową skalę satysfakcji, gdzie 1 oznacza: „jest bardzo źle”, a 10 – „jestem bardzo zadowolona”. Co ważne, pierwsze koło obrazuje sytuację obecną, drugie zaś – tę, do której dążysz.
Czy gdy pokolorowałaś pola na pierwszym rysunku, powstało kółko graniaste? Jeśli tak, odzwierciedla to brak równowagi pomiędzy poszczególnymi obszarami w twoim życiu. Patrząc na swoje koło, zastanów się też, co oznacza dla ciebie dana liczba na skali w każdym z obszarów, na przykład co to znaczy, że w obszarze „rodzina” zaznaczyłaś 5. Co się za tym kryje? Gdzie na tej skali chciałabyś być i co wtedy to będzie oznaczało?
____________________________________
Po czym poznasz, że osiągnęłaś oczekiwany poziom w poszczególnych obszarach? Jak się wtedy będziesz czuła? Jak będzie wyglądała twoja codzienność?
____________________________________
Który z tych obszarów ma największy wpływ na pozostałe? Dlaczego?
____________________________________
Dlaczego którymś obszarem chcesz się zająć jako pierwszym? Co ci to da?
____________________________________
Co zrobisz, aby przejść z poziomu na pierwszym kole do poziomu na kole drugim? Jakie konkretnie kroki podejmiesz?
____________________________________
Co ci może przeszkadzać w realizowaniu planu? Co z tym zrobisz? Co i kto może ci w tym pomóc?
____________________________________
W ciągu sześciu miesięcy od dzisiaj możesz znaleźć się w kompletnie innym miejscu finansowo, mentalnie i fizycznie.
Jeśli nic nie zrobisz, nic się nie zmieni!
Czas sprawdzić, jakie masz finansowe zasoby, i podliczyć obecny budżet – możesz w tym celu skorzystać z tabelek zamieszczonych na s. 43–44. Tabelki są dwie, proponuję bowiem, abyś wykonała to ćwiczenie dwukrotnie – do pierwszej tabelki wpisz tylko swój dochód, a do drugiej dochód swój i partnera, o ile razem prowadzicie gospodarstwo domowe. Podobnie postąp, odnosząc się do pozostałych kategorii.
Zacznij od wybrania miejsca, w którym będziesz mogła w ciszy i spokoju poświęcić się podliczeniom. Nalej sobie lampkę wina lub kubek ulubionej herbaty, załóż wygodny strój, przygotuj się jak do domowego spa. Dbanie o finanse domowe powinno kojarzyć ci się z przyjemnością. Zaproś do tego swojego partnera. Jeśli odmawia, to nic – pamiętaj, że kropla drąży skałę i dawaj po prostu dobry przykład.
Na początek wyjaśnijmy kilka pojęć!
Dochód stały
– twoje stałe wpływy na konto. Jeśli masz pracę z elastycznym dochodem, to jako stały dochód przyjmij średnią miesięczną wypłatę.
Dochód ekstra
– zwroty podatku, premie itp.
Wydatki stałe
– wszystkie koszty utrzymania i opłaty, które schodzą co miesiąc z konta: spożywka, transport, media, ogrzewanie, zajęcia dodatkowe, hipoteka lub czynsz.
Kredyty
– wszystkie płatności kredytowe oprócz hipoteki.
Oszczędności
– sumy, które zaoszczędzasz w miesiącu; jeśli korzystasz z opcji „zachowaj resztę” w banku lub masz drobniaki w słoiku, to nie zapominaj o tym.
Inwestycje
– lokaty, konta inwestycyjne, nieruchomości, złoto, monety – wszystko, co ma wartość inwestycyjną.
Dochód wspólny
– wspólne pieniądze twoje i partnera.
Przygotuj wyciągi ze swojego konta z ostatnich trzech miesięcy i z obecnego miesiąca do dnia, w którym przeprowadzasz analizę. Zachęcam cię do cofnięcia się o te kilka miesięcy, ponieważ pomoże ci to dostrzec zależności, które rządzą twoim budżetem. Bądź ze sobą brutalnie szczera! Koniec z małymi oszustwami i „zapominaniem”, że pewne zakupy w ogóle zrobiłaś. Jeśli nie masz wprawy w robieniu takich podliczeń, to za pierwszym razem sporządzenie analizy może ci zająć nawet dwie godziny, ale potem będzie to kwestia kilku minut raz na jakiś czas. Według mnie wyciągi najlepiej wydrukować, wtedy są bardziej przejrzyste i po prostu lepiej się na nich pracuje, choć to moja osobista preferencja.
Zwłaszcza dokonując podliczeń po raz pierwszy, uwzględnij wszystkie, nawet najdrobniejsze operacje. Dzięki temu zyskasz szerszy ogląd i przekonasz się, na co wydajesz niepotrzebnie drobne kwoty.
W tabeli „Budżet samodzielny” wpisz swoje dochody oraz obciążenia finansowe, jakie byś ponosiła, gdybyś płaciła za wszystko samodzielnie.
Budżet samodzielny
dochód stały
dochód ekstra
wydatki stałe
kredyty
oszczędności
inwestycje
suma
suma
suma
suma
suma
suma
W tabeli „Budżet wspólny” wpisz dochód swój i partnera oraz wszystkie wasze obciążenia finansowe.
Budżet wspólny
dochód stały
dochód ekstra
wydatki stałe
kredyty
oszczędności
inwestycje
suma
suma
suma
suma
suma
suma
Na początek wypisz dochody – osobno swoje, a osobno swojego partnera, zasiłki (jeśli takie pobieracie) oraz zysk z lokat. Jeśli pracujesz bez umowy albo na zlecenie, wpisuj tylko te kwoty, które fizycznie otrzymałaś, a nie te, na które czekasz. Zapisz również datę każdego wpływu – będzie ci to potrzebne później.
Teraz wypełnij kolumnę przeznaczoną na dodatkowe zarobki, czyli dochody ekstra – może dostałaś premię lub coś sprzedałaś?
Potem wydatki stałe. Wypisz, za co konkretnie płacisz i kiedy te pieniądze schodzą z konta. Nie pomiń niczego! Nie zapominaj o subskrypcjach. Zastanów się, czy jest jakiś rachunek, który dopiero może przyjść, albo taki, który może mieć inną wysokość (np. za prąd czy wodę). Czesne za przedszkole lub opłata za obiady szkolne dziecka to też rachunki. Kieszonkowe dzieci również stanowi stały wydatek.
Teraz czas na zakupy spożywcze. Jeśli zachowujesz paragony, sprawdź, co konkretnie kupujesz, ile wydajesz na słodycze, ile na alkohol, a może palisz papierosy. Jaką część twoich zakupów stanowią zachcianki, a jaką potrzeby? W moim budżecie w tej kategorii uwzględniam również chemię.
Dalej podlicz koszty transportu. Tutaj wpisuję wydatki na paliwo, bilet miesięczny, dojazdy do pracy i inne opłaty z tym związane, np. naprawy samochodu, ubezpieczenia, koszty eksploatacji itd.
Spisując wydatki, warto uwzględnić również takie kategorie, jak:
edukacja: kursy, szkolenia, książki,
dom: naprawy, remonty, ozdoby, meble,
rozrywka: wyjścia do restauracji, kina, książki do użytku prywatnego,
ubrania: podział na te dla dorosłych i dla dzieci (jeśli zakupy ubraniowe to twoje hobby, zrób na to oddzielną podkategorię),
dzieci: ubrania, zabawki, zajęcia dodatkowe, fryzjer, wydatki szkolne (np. zdjęcia, składki),
imprezy okolicznościowe: święta, urodziny, imprezy rodzinne,
wizyty związane z dbaniem o urodę: zabiegi u kosmetyczki, paznokcie, fryzjer,
kosmetyki: kolorowe i pielęgnacyjne (u mnie podstawowe artykuły higieniczne znajdują się w budżecie spożywczym razem z chemią),
hobby/mały biznes: opłata za hosting strony WWW, kupno materiałów,
zwierzęta: karma, weterynarz, strzyżenie, ubezpieczenie, szczepienia,
różne: wszelkie inne zakupy, dla których nie umiesz określić kategorii.
Nie bez powodu wypisałam tak dużo kategorii. Początkowo może ci się wydawać, że to zbyt wiele. Kiedy zaczynałam spisywać swoje wydatki, jeden mój miesięczny wyciąg liczył około 10 stron – tyle tam było transakcji! Lepiej to wszystko skategoryzować, bo pozwala to dokonać analizy.
Następnie wypisz wszystkie kredyty i zobowiązania, od najmniejszego do największego, razem z terminem, w którym schodzą z konta. Przy podanej racie miesięcznej dopisz, ile jeszcze zostało do spłacenia. Do tej kategorii należą też mandaty, długi komornicze, kary umowne, opłaty za karty kredytowe albo obsługę debetu.
Teraz zwróć uwagę na oszczędności. Warto przy zaoszczędzanej kwocie wpisać swój oszczędnościowy cel. Lepiej wtedy widać, ile już osiągnęliśmy z założonego planu. Jeżeli masz już fundusze celowe, potraktuj je jak rachunki. Zapisz, ile w danym miesiącu wpłaciłaś na dany cel, oraz kwotę, którą już masz odłożoną.
Fundusze celowe to genialny sposób na utrzymanie przejrzystych finansów i realizację planów. Eliminują one również moment zaskoczenia, gdy życie, jak zwykle, każe nam sięgać do portfela, bo coś „nagle wyskoczyło”. Od tego są właśnie fundusze! Oddalają niepokój związany z dużymi wydatkami. Poza tym jeśli duży wydatek podzielisz na kilka mniejszych, to twój cel wyda ci się dużo bliższy i łatwiejszy do osiągnięcia. Zanim przejdziemy do tworzenia funduszy, musisz sobie odpowiedzieć na pytanie: jakie fundusze są ci potrzebne? Odpowiedź będzie zależała od twojej sytuacji. Te, które zaproponuję, bazują na moich doświadczeniach.
Na koniec wypisz wszystko, co ma wartość inwestycyjną.
Teraz, po rozpisaniu budżetu, przejrzyj wszystkie kategorie i zastanów się, czy widzisz gdzieś niepotrzebne transakcje. Może poszłaś trzy razy po drobne zakupy do sklepu, mimo że mogłaś kreatywnie wykorzystać resztki z lodówki? Zastanów się, na czym mogłabyś zaoszczędzić. Może masz jakiś rachunek, który jest zbyt duży i łatwo możesz go zmniejszyć? Sprawdź swoje umowy na telefon, kablówkę, Netflix… dosłownie wszystko. Na rachunkach oszczędzam ponad 720 funtów rocznie, czyli 60 funtów miesięcznie. Tę kwotę przeznaczyłam na kieszonkowe dla dzieci. Jestem pewna, że i u ciebie uda się znaleźć podobne oszczędności.
Przyjrzyj się opłatom za kablówkę. Czy potrzebujesz właśnie takiego pakietu? Jeśli nie, zrezygnuj z niego lub zmień na tańszy. Jeśli chodzi o telefon, sprawdź swój abonament lub ofertę na kartę. Czy wykorzystujesz to, za co płacisz? Ja zrezygnowałam z płacenia za pakiet rozmów, z którego nigdy nie korzystałam, ponieważ zawsze piszę maile lub dzwonię za darmo przez WhatsApp. Dzięki temu na dwóch telefonach zaoszczędziłam ponad 30 funtów miesięcznie.
Prąd, woda, gaz, spółdzielnia – zadzwoń i zapytaj, czy dostawcy mogą ci zaoferować lepszą ofertę niż obecna. Jeśli jesteś w trudnej sytuacji, skontaktuj się ze spółdzielnią i spytaj, czy oferują zniżki lub zasiłki przeznaczone dla osób w kryzysie. Dobra wola i chęć pójścia na ugodę zawsze działają lepiej niż czekanie do ostatniej chwili. Kiedy podjęłam studia, dostałam 20% zniżki na podatek mieszkaniowy, który musiałam płacić co miesiąc. Później, gdy już mieszkałam sama z dziećmi, jako studentka byłam zwolniona z jego uiszczania. Dzięki temu w moim budżecie znalazło się dodatkowe 140 funtów miesięcznie. Te kwotę przeznaczałam na budowanie funduszu awaryjnego.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki