Niezależność finansowa i emocjonalna dla kobiet - Łukaszyn Anna - ebook + książka

Niezależność finansowa i emocjonalna dla kobiet ebook

Łukaszyn Anna

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Inwestycja w siebie nigdy nie przynosi strat.

Oto obowiązkowa lektura dla każdej kobiety, która pragnie zapewnić sobie stabilną przyszłość i niezależność finansową. Przekonaj się, że możesz przejąć całkowitą kontrolę nad swoimi finansami, dzięki czemu nie tylko poprawisz jakość życia, ale i zyskasz pełną swobodę i pewność siebie.

Z tej książki dowiesz się między innymi, jak:

• uwolnić się od wpływu innych na twoje decyzje finansowe,

• wyznaczać sobie realistyczne krótko- i długoterminowe cele i wytrwale do nich dążyć,

• oszczędzać pieniądze i czas, nie rezygnując z tego, co dla ciebie ważne,

• wystrzegać się przemocy finansowej,

• zabezpieczyć przyszłość swoją i bliskich,

• uwierzyć w słuszność swoich decyzji i odważnie podążać za marzeniami.

Możesz sądzić, że finanse „to nie twoja bajka”, ale ten poradnik udowodni ci, że ty także możesz nad nimi zapanować, a wolności, którą zyskasz dzięki temu, nikt ci nie odbierze.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 325

Oceny
4,3 (16 ocen)
8
6
1
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Pierr-e

Nie oderwiesz się od lektury

Każda kobieta powinna przeczytać tę książkę.
00
mac163

Nie oderwiesz się od lektury

Zwłaszcza rozdział o porównywaniu! Rewelacja.
00
ewakotas

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa, dużo wiedzy, ciężko się oderwać.
00
agamar7372

Nie oderwiesz się od lektury

Super dla kobiet, które potrzebują wstępnej lektury, żeby określić swoje finansowe cele w życiu, żeby zacząć walczyć o swoje.
00

Popularność




Wstęp

Wstęp

Pamię­tam, jak w gim­na­zjum nauczy­cielka zapy­tała mnie, co jest moim naj­więk­szym marze­niem. Powie­dzia­łam jej wtedy, że kie­dyś napi­szę książkę. I oto ona, dwa­dzie­ścia kilka lat póź­niej. To zabawne, jak układa się nam życie. Swoją nie­za­leż­ność budo­wa­łam na zglisz­czach tego, co nie mogło już dłu­żej trwać. Dzi­siaj patrzę wstecz z ogromną dozą współ­czu­cia dla samej sie­bie, ale też z podzi­wem dla tego, jak długą drogę prze­szłam przez te kil­ka­na­ście lat doro­sło­ści. To, co kie­dyś jedy­nie mnie wyda­wało się moż­liwe, fak­tycz­nie się wyda­rzyło. Ta książka powsta­wała długo; naj­pierw doj­rze­wała we mnie, zanim prze­la­łam wie­dzę na papier. Jest dla mnie formą zamknię­cia pew­nego roz­działu w życiu kobiety dążą­cej do nie­za­leż­no­ści. Wszyst­kie porady, które w niej znaj­dziesz, zasto­so­wa­łam w swoim życiu i dzięki nim zmie­ni­łam nie tylko to, jak wygląda moja teraź­niej­szość, ale też to, jak pla­nuję swoją przy­szłość.

Co naj­cen­niej­szego daje nie­za­leż­ność? Wol­ność wyboru. Wiem, że to brzmi jak tru­izm, ale to prawda. Czę­sto sły­szę, że mam takie świetne życie rodzinne, i codzien­nie z mężem mówimy sobie, że wspa­niale jest budzić się rano obok sie­bie. Oboje jed­nak nie­siemy swój bagaż, któ­rego cię­żar nie­jed­nego przy­gnió­tłby do ziemi. Dla­czego więc dajemy radę? Bo to wybór. Oboje jeste­śmy nie­za­leżni finan­sowo i emo­cjo­nal­nie, i uwa­żam, że to wła­śnie dzięki temu zbu­do­wa­li­śmy zdrowy zwią­zek. Sądzę, że to jest klucz do suk­cesu: pew­ność sie­bie i świa­do­mość swo­jego wkładu we wspólne życie, i – co jesz­cze waż­niej­sze – odwaga, by odejść, kiedy to, co ktoś ci ser­wuje, prze­sta­nie ci sma­ko­wać. Myśl o tym w ten spo­sób – to, co zro­bisz dzi­siaj, zaosz­czę­dzi przy­szłej tobie mnó­stwo czasu i pie­nię­dzy, ale przede wszyst­kim da ci spo­kój. Dla­tego piszę o nie­za­leż­no­ści finan­so­wej i emo­cjo­nal­nej – to emo­cje two­rzą twoją rze­czy­wi­stość. Jeśli cią­gle się boisz i pod­da­jesz temu stra­chowi, to nic się nie zmieni. Chcę ci poka­zać – a sama przez wiele lat w to nie wie­rzy­łam – że do odważ­nych świat należy. Zacznij zmianę, zanim będziesz gotowa, wszyst­kiego nauczysz się w trak­cie. A ja prze­pro­wa­dzę cię przez więk­szość mean­drów i zaka­mar­ków nie­za­leż­no­ści, jakie możesz napo­tkać.

Chcę poka­zać ci na moim przy­kła­dzie, zwy­kłej dziew­czyny z Pol­ski, która posta­no­wiła wziąć sprawy w swoje ręce, że to moż­liwe. Można żyć po swo­jemu i w zgo­dzie ze swo­imi war­to­ściami. Chcę ci udo­wod­nić, że nie jesteś swoją prze­szło­ścią – ona jest twoją lek­cją, ale nie defi­niuje tego, kim jesteś. Przez wiele lat uwa­ża­łam, że moje życie to tylko wycho­wy­wa­nie dzieci i bycie jak naj­lep­szą żoną dla swo­jego męża. Potem myśla­łam o sobie jak o imi­grantce, która musi jesz­cze czę­ściej udo­wad­niać, że jest coś warta, bo inni obser­wują każdy jej ruch (wcale nie obser­wo­wali). Następ­nie przy­ję­łam nar­ra­cję: „Wyszłam z prze­mo­co­wego mał­żeń­stwa, mam zespół stresu poura­zo­wego, co jest ze mną nie tak? Dla­czego nie mogę być taka jak inni? Zawsze zostaję w tyle”. Momen­tem prze­ło­mo­wym, choć nie­zbyt przy­jem­nym, bo mocno mnie zabo­lał, była kola­cja z osobą, którą podzi­wia­łam od lat. Sie­dzia­łam tam i czu­łam, że kom­plet­nie nie pasuję do towa­rzy­stwa. Trwała oży­wiona roz­mowa, a ja w pew­nym momen­cie powie­dzia­łam coś o moim byłym mężu – nawet nie pamię­tam, co to mogło być. Wtedy osoba, którą uwa­ża­łam za auto­ry­tet, wes­tchnęła, prze­wró­ciła oczami i zaczęła roz­ma­wiać z kimś innym, nie zwra­ca­jąc już na mnie uwagi. Moje ego wtedy naprawdę ucier­piało. Dzi­siaj na­dal uwa­żam, że jej zacho­wa­nie było nie­uprzejme, ale czuję, że to ono dało mi moty­wa­cję, by w końcu wyjść z roli ofiary. I nawet gdy już prze­sta­łam myśleć o sobie jak o ofie­rze, jesz­cze długo czu­łam ból i mia­łam poczu­cie nie­spra­wie­dli­wo­ści, które powo­do­wało, że nie mogłam pójść dalej. Zasta­na­wia­łam się, jak mogłam pozwo­lić się tak trak­to­wać przez tak wiele lat. Nie wie­dzia­łam, że można ina­czej, więc radzi­łam sobie tak, jak umia­łam. Wiele razy w tej książce wspo­mnę o moim pierw­szym mał­żeń­stwie, ponie­waż sta­nowi ono ogromną część mojej histo­rii. Bez lek­cji, które z niej wycią­gnę­łam, nie mia­ła­bym dzi­siaj tego, co mam.

Jeśli jesteś albo będziesz w podob­nej sytu­acji, gorąco zachę­cam cię do sko­rzy­sta­nia z pomocy tera­peuty, który spe­cja­li­zuje się w sepa­ra­cji i roz­wo­dach, ponie­waż pozwoli ci to poukła­dać sobie rze­czy­wi­stość na nowo. Zamknię­cie tego roz­działu zajęło mi bli­sko cztery lata. Nie wia­domo, ile czasu zaj­mie to tobie – być może kró­cej niż mnie, a może dłu­żej. Daj sobie tyle czasu, ile potrze­bu­jesz.

Znasz grę plan­szową Wsiąść do pociągu? Losuje się w niej połą­cze­nia mię­dzy mia­stami i two­rzy ich trasy. Pod­czas pla­no­wa­nia masz prawo wymie­niać połą­cze­nia i wybie­rać trasy już dobrze ci znane albo cał­kiem nowe. Cza­sem zda­rzy się, że ktoś zablo­kuje odci­nek, któ­rym chcia­łaś jechać – wtedy albo wymy­ślasz nowe roz­wią­za­nia, albo sku­piasz się na tej tra­sie, którą jesteś w sta­nie ukoń­czyć. Uwiel­biam tę grę i czę­sto z przy­ja­ciółmi spę­dzamy dłu­gie wie­czory przy kubku her­baty, ukła­da­jąc nasze trasy. Te roz­grywki czę­sto nastra­jają mnie filo­zo­ficz­nie. Poka­zują, jak wiele razy musimy zmie­nić swoją drogę i cza­sem coś porzu­cić, aby móc lepiej się przyj­rzeć innym ścież­kom i być może podą­żyć jedną z nich.

Napi­sa­łam dla cie­bie książkę, którą sama chcia­ła­bym prze­czy­tać te kilka lat temu, by zro­zu­mieć, że można wziąć sprawy w swoje ręce i odnieść suk­ces na swo­ich zasa­dach. Lek­tura przy­nie­sie ci naj­wię­cej korzy­ści, jeśli będziesz odra­biała prace domowe. Przy­go­to­wa­łam dla cie­bie dużo ćwi­czeń i biblio­tekę mate­ria­łów pomoc­ni­czych, takich jak autor­skie arku­sze kal­ku­la­cyjne, które znaj­dziesz na mojej stro­nie inter­ne­to­wej: www.anna­lu­ka­szyn.pl w zakładce „Biblio­teka zaso­bów”. Książka składa się z kil­ku­na­stu roz­dzia­łów, któ­rych nie musisz czy­tać po kolei, ale każdy z nich jest przy­stan­kiem na tra­sie do punktu Nie­za­leż­ność Finan­sowa i Emo­cjo­nalna. Regu­lar­nie spraw­dzaj, co już masz za sobą, a nad czym potrze­bu­jesz jesz­cze tro­chę popra­co­wać. Wszystko ułoży się dużo lepiej, niż jesteś sobie to w sta­nie wyobra­zić. Naj­lep­sze rze­czy cze­kają na nas po dru­giej stro­nie stra­chu.

Rozdział 1. Czym jest niezależność finansowa i emocjonalna i od czego zacząć, żeby ją osiągnąć?

Roz­dział 1

Czym jest nie­za­leż­ność finan­sowa i emo­cjo­nalna i od czego zacząć, żeby ją osią­gnąć?

No wła­śnie, czym jest dla cie­bie nie­za­leż­ność? Jak prze­pro­wa­dzić audyt rze­czy­wi­sto­ści, aby prze­ko­nać się, co można zro­bić z tym, co się teraz posiada? Jak roz­po­znać i ukoić swoje wewnętrzne dziecko, aby stało się kobietą speł­nioną emo­cjo­nal­nie? Jak prze­kuć wła­sną wizję nie­za­leż­no­ści w rze­czy­wi­stość w zgo­dzie ze sobą i swo­imi war­to­ściami?

Niech twoje wybory odzwier­cie­dlają twoje nadzieje, nie obawy.

Nel­son Man­dela

Naj­pierw zasta­nów się, co ozna­cza dla cie­bie bycie nie­za­leżną. Może kiedy myślisz o nie­za­leż­no­ści, to od razu masz przed oczami bojow­niczkę o wol­ność. Tylko czyją: swoją wła­sną czy jakiejś więk­szej grupy? A może twoim zda­niem nie­za­leż­ność jest czymś odle­głym, trudno osią­gal­nym? Może jest tylko przy­kła­dem do naśla­do­wa­nia? Może wresz­cie według cie­bie cho­dzi o spra­wo­wa­nie kon­troli nad życiem, emo­cjami oraz finan­sami? No wła­śnie… Nie­za­leż­ność nie­jedno ma imię i dla każ­dej z nas – dla cie­bie i dla mnie – może wyglą­dać ina­czej. Ba, nawet jedna osoba może cał­kiem ina­czej defi­nio­wać nie­za­leż­ność na róż­nych eta­pach swo­jego życia.

Kiedy pisa­łam pierw­szy szkic tej książki, utoż­sa­mia­łam nie­za­leż­ność z cał­ko­witą kon­trolą nad życiem, emo­cjami i finan­sami. Dzi­siaj uzna­ła­bym ten rodzaj nie­za­leż­no­ści, w któ­rym prze­ciw­sta­wia się swoje JA całemu światu, za tok­syczny. Obec­nie łączę nie­za­leż­ność z wol­no­ścią wyboru i swo­bod­nym, nie­ogra­ni­czo­nym byciem sobą wyni­ka­ją­cym z akcep­to­wa­nia sie­bie i darze­nia się sza­cun­kiem. Uwa­żam, że nie­za­leż­ność to umie­jęt­ność mówie­nia „nie” nie­wła­ści­wym zna­jo­mo­ściom czy poja­wia­ją­cym się nie­spo­dzie­wa­nie pil­nym obo­wiąz­kom w pracy – że wiąże się z aser­tyw­no­ścią i ochroną wła­snych gra­nic. To także doj­rza­łość w kwe­stii ocze­ki­wań i zro­zu­mie­nia, co znaj­duje się w sfe­rze naszej wła­snej odpo­wie­dzial­no­ści, a co cudzej. To podej­ście do sie­bie z cie­ka­wo­ścią, łagod­no­ścią, zaufa­niem, ale i pewną dozą dys­cy­pliny. To wiara we wła­sne moż­li­wo­ści wyni­ka­jąca z dotrzy­my­wa­nia zło­żo­nych sobie obiet­nic i dąże­nie do roz­woju. To danie sobie zgody na podej­mo­wa­nie prób, na upa­da­nie i pod­no­sze­nie się po poraż­kach. To rów­nież umie­jęt­ność pro­sze­nia o pomoc, a wresz­cie – odpo­wie­dzial­ność za swoje finanse, a także przy­go­to­wa­nie sie­bie i swo­ich bli­skich na to, co może się wyda­rzyć, i zabez­pie­cza­nie ich na tę oko­licz­ność.

Nie zawsze jed­nak myśla­łam w ten spo­sób. Przez wiele lat odda­wa­łam kon­trolę innym i było mi z tym dobrze. Pozwa­la­łam, aby moje oto­cze­nie podej­mo­wało decy­zje za mnie, w imię mojego dobra. Nie mam o to do nikogo pre­ten­sji. Wie­rzę głę­boko, że inni postę­pują naj­le­piej, jak umieją, i tak, jak im na to pozwo­limy. Dla­tego swoje bóle, traumy i żal prze­pra­co­wa­łam na tera­pii i tam uko­iłam te czę­ści sie­bie, które tego potrze­bo­wały, a było ich sporo. Wiem, że na­dal wyma­gają cza­sem pogła­ska­nia i uko­cha­nia.

Kiedy uświadomiłam sobie, że nie mam nad swoim życiem żadnej kontroli?

Była jesień 2018 roku, moje mał­żeń­stwo chy­liło się już ku upad­kowi, a ja pod­ję­łam ostat­nią próbę jego rato­wa­nia. Zapi­sa­łam nas na tera­pię dla par i dałam sobie wewnętrzną zgodę na to, że jeśli nic to nie da, odejdę. Wtedy jesz­cze wie­rzy­łam, że uda się poskle­jać nasz zwią­zek…

Pamię­tam, jak tam­tej jesieni prze­cho­dzi­łam obok lustra i spoj­rza­łam na swoje odbi­cie. To, co wtedy ujrza­łam, powraca do mnie po dziś dzień. Nie pozna­wa­łam samej sie­bie. Mia­łam trzy­dzie­ści dwa lata, a z lustra patrzyła na mnie zanie­dbana kobieta w nie­okre­ślo­nym wieku, o pustym spoj­rze­niu i zie­mi­stej cerze. Wyglą­da­łam na potwor­nie zmę­czoną i przy­tło­czoną życiem. Moje ciało dopro­wa­dzone do osta­tecz­no­ści dłu­go­trwa­łym stre­sem i wie­loma obo­wiąz­kami krzy­czało „dość!”. W tam­tym cza­sie prze­ko­ny­wa­łam samą sie­bie, że dużo osią­gnę­łam – stu­dio­wa­łam medyczny kie­ru­nek w obcym dla mnie języku, pra­co­wa­łam na peł­nych obro­tach, mój dom lśnił czy­sto­ścią, a ja raz w tygo­dniu pie­kłam droż­dżowe bułeczki. Ich szy­ko­wa­nie zaj­mo­wało mi za każ­dym razem około 4 godzin, ale czego się nie robi dla rodziny, prawda?

Spoj­rza­łam wtedy na sie­bie i zada­łam sobie pyta­nie, jak to moż­liwe, że dopro­wa­dzi­łam się do takiego stanu. Zaczę­łam się też zasta­na­wiać, kiedy się ostat­nio śmia­łam, tak szcze­rze, aż do bólu brzu­cha. I nie mogłam sobie przy­po­mnieć. Pod­ję­łam nie­śmiałą próbę uśmie­chu, ale wyglą­dało to gro­te­skowo, a ja poczu­łam się głu­pio. W tam­tym momen­cie zapy­ta­łam sie­bie, gdzie podziała się ta roz­ryw­kowa dziew­czyna, którą kie­dyś byłam, gdzie to poczu­cie humoru, ten błysk w oku… Widok mojej wła­snej twa­rzy i myśli, które wywo­łał, mnie prze­ra­ziły, bo widzisz, jako młoda dziew­czyna byłam duszą towa­rzy­stwa, try­ska­łam ener­gią i sypa­łam żar­tami jak z rękawa. W dobrym towa­rzy­stwie mój czarny humor wręcz roz­kwi­tał, a ja potra­fi­łam zro­bić naprawdę dobry stand-up.

Nagle po raz pierw­szy coś do mnie dotarło. Moja głowa jesz­cze tego nie rozu­miała, ale ciało zaczęło mi już wysy­łać wyraźne sygnały – ból karku i ramion, pro­blemy żołąd­kowe i cią­głe zmę­cze­nie. Nie­za­leż­nie od tego, ile spa­łam, i tak cią­gle byłam wykoń­czona. Uświa­do­mi­łam sobie, że te sygnały poja­wiały się od dawna, ale je igno­ro­wa­łam. Nie powin­nam była tego robić… Minęło jesz­cze kilka tygo­dni i w stycz­niu 2019 roku pod­ję­łam decy­zję, która zmie­niła całe moje życie. Napęd do dzia­ła­nia dał mi tłu­miony latami gniew. Dzi­siaj mówię, że to był „wkurw, który ni­gdy nie prze­szedł”. Nie doce­niamy ener­gii kobiety, która ma dość bycia pod­nóż­kiem. Nie doce­niamy naszej zło­ści, a to potężna moc, która, dobrze nakie­ro­wana, pozwala nam prze­no­sić góry. Nie wstydź się swo­jego gniewu – daj mu dojść do głosu, a jego siła cię zasko­czy.

Moja nie­zgoda na ota­cza­jącą mnie rze­czy­wi­stość spra­wiła, że zna­la­złam w sobie siłę, aby powie­dzieć „dość”. Wtedy jesz­cze o tym nie wie­dzia­łam, ale decy­zję mogłam pod­jąć dzięki temu, że coś posia­da­łam. Tym czymś były małe oszczęd­no­ści i nie­wielki regu­larny dochód. Mia­łam wtedy około 1000 fun­tów oso­bi­stych oszczęd­no­ści (mniej wię­cej 5000 zł) i sty­pen­dium z uczelni. Wła­sne środki otwo­rzyły mi drogę do finan­so­wej wol­no­ści i nie­za­leż­no­ści i pozwo­liły prze­trwać naj­gor­sze momenty mojego życia. Choćby z tego powodu nie mogę się zgo­dzić z powie­dze­niem „Pie­nią­dze szczę­ścia nie dają”.

Pie­nią­dze dają spo­kój, wol­ność i moż­li­wość decy­do­wa­nia o sobie. Nie są dla mnie celem samym w sobie, są jed­nak narzę­dziem, które wyko­rzy­stuję, żeby pro­wa­dzić spo­kojne, szczę­śliwe życie na wła­snych zasa­dach, z uho­no­ro­wa­niem war­to­ści, które są mi bli­skie, oraz rela­cji, które są dla mnie ważne. Dzięki pie­nią­dzom mogę poma­gać kobie­tom takim jak ty i poka­zy­wać innym, że można wyjść z naj­gor­szych opre­sji, opła­kać straty i żyć spo­koj­nie.

Dlaczego doprowadziłam się do ruiny finansowej i emocjonalnej i jak z tego wyszłam?

Chcia­ła­bym powie­dzieć: „Nie mam poję­cia, jak do tego doszło” i zrzu­cić całą odpo­wie­dzial­ność na innych, ale tak jak napi­sa­łam wcze­śniej, ludzie postę­pują tak, jak umieją i jak im na to pozwo­limy. A ja pozwa­la­łam na o wiele za dużo. Dla­czego? Z powodu róż­nych wcze­śniejszych doświad­czeń. Moje poko­le­nie, dora­sta­jąc, sły­szało, że „dzieci i ryby głosu nie mają” oraz że grzeczne dziew­czynki to te, które cicho i pokor­nie godzą się na wszystko, co im los przy­nie­sie. Takie podej­ście było widoczne zarówno w domu, jak i w szkole, i z tego powodu zapi­sało się w moim wnę­trzu. Sie­dzia­łam cicho i godzi­łam się na zbyt wiele. Jako doro­sła kobieta przez wiele lat ule­ga­łam gasli­gh­tin­gowi. To pod­stępna forma mani­pu­la­cji pole­ga­jąca na zaprze­cza­niu rze­czy­wi­sto­ści przez sprawcę i wytwa­rza­niu w ofie­rze prze­świad­cze­nia, że nie może ufać swo­jej per­cep­cji. Pod jej wpły­wem zaczę­łam nie­ustan­nie kwe­stio­no­wać swój ogląd spraw, czu­łam się głu­pia i baga­te­li­zo­wa­łam swoje moż­li­wo­ści.

Po uświa­do­mie­niu sobie tego długo pró­bo­wa­łam zro­zu­mieć, co było ze mną nie tak. Z cza­sem za dr. Bruce’em Per­rym uję­łam to pyta­nie nieco ina­czej: „Co mi się przy­da­rzyło?”. Dzięki temu zdję­łam z sie­bie tę cho­lerną odpo­wie­dzial­ność za wybory, któ­rych praw­do­po­dob­nie nie mogłam unik­nąć. Bo jak roz­po­znać wcze­sne sygnały prze­mocy emo­cjo­nal­nej, kiedy cały świat wma­wia ci usil­nie, że tak wygląda każdy zwią­zek? Prze­cież to nor­malne, że o każdą pier­dołę trzeba się wykłó­cać, że aby coś osią­gnąć, musisz ucie­kać się do mani­pu­la­cji, że ciche dni zmie­niają się w tygo­dnie, że na myśl o tym, iż tak mia­łyby wyglą­dać kolejne lata, robi ci się słabo, że co kilka tygo­dni dosta­jesz jakie­goś badyla na pocie­chę, żebyś zachwy­ciła się roman­ty­zmem tej sytu­acji i już prze­stała się gnie­wać, bo nie ma o co. To typowe błędne koło prze­mocy.

Na pod­sta­wie moich obser­wa­cji wypra­co­wa­łam duali­styczną wizję kobiety nie­za­leż­nej. Z jed­nej strony widzia­łam w swoim oto­cze­niu kobiety wojow­niczki, takie, które nagle musiały zmie­rzyć się z rze­czy­wi­sto­ścią rodzin­nej tra­ge­dii – na przy­kład przed­wcze­snej śmierci męża – i prze­jąć kon­trolę nad rodziną, zara­bia­niem pie­nię­dzy i wszyst­kim, co do tej pory było im obce. Z dru­giej strony obser­wo­wa­łam kobiety, które, co prawda, były nie­za­leżne w pracy, ale w domu wyko­ny­wały jedną nie­od­płatną pracę za drugą. Kobieta na usłu­gach rodziny, pra­cu­jąca ponad siły – tak było zawsze i nikt się temu nie sprze­ci­wiał. Nikt nie pod­wa­żał zasta­nej rze­czy­wi­sto­ści. Nale­żało się na nią zgo­dzić.

W domu rodzin­nym obser­wo­wa­łam moją mamę, kobietę petardę, która po trzy­dzie­stce poszła na stu­dia zaoczne do mia­sta odda­lo­nego od naszej miej­sco­wo­ści o kilka godzin drogi. W mię­dzy­cza­sie uro­dziła moją sio­strę Olę, a dodat­kowo w tam­tym okre­sie rodzice budo­wali dom, w któ­rym miesz­kają do dzi­siaj. Na wiele spraw bra­ko­wało jej jed­nak prze­strzeni. Kiedy sta­wiamy na roz­wój w jed­nej dzie­dzi­nie, to inna na tym cierpi i jest to nie­unik­nione.

Pod wpły­wem tych doświad­czeń ugrun­to­wało się we mnie prze­ko­na­nie, że poświę­ca­nie czasu na zara­bia­nie pie­nię­dzy roz­bija więzi rodzinne. Teraz, jako doro­sła osoba, myślę o tym ina­czej. Widzę, że okres cięż­kiej pracy i poświę­ceń przy­nosi wie­lo­let­nią sta­bi­li­za­cję i szczę­ście całej rodzi­nie. Moi rodzice pora­dzili sobie te dwa­dzie­ścia lat temu i dzięki temu w trud­nym dla mnie cza­sie wie­rzy­łam, że i ja dam sobie radę. Kiedy zde­cy­do­wa­łam się na pod­ję­cie stu­diów, a potem na roz­sta­nie z byłym mężem, wie­dzia­łam, że mogę liczyć na wspar­cie bli­skich mimo dzie­lą­cej nas odle­gło­ści.

Zmiana rozu­mie­nia poję­cia nie­za­leż­no­ści wpły­nęła na stan moich finan­sów i na moje podej­ście do pie­nię­dzy. Prze­szłam drogę od hulasz­czego sza­sta­nia przez nad­mierną kon­trolę aż do rów­no­wagi mię­dzy odkła­da­niem a wyda­wa­niem.

Kiedy mia­łam dzie­więt­na­ście lat, wypro­wa­dzi­łam się z domu rodzin­nego do War­szawy. Wyda­wało mi się wtedy, że jestem już cał­kiem doro­sła, i rzu­ci­łam się na głę­boką wodę. Jed­no­cze­śnie czu­łam się dość bez­piecz­nie, ponie­waż rodzice wspie­rali mnie finan­sowo. Mia­łam to szczę­ście, że opła­cali mój czynsz za wyna­jęty pokój, a ja dora­bia­łam jedy­nie na domowe wydatki i różne zachcianki. Byłam doro­sła, ale na­dal pod cie­płym skrzy­dłem rodzi­ciel­skiej opieki. Nie­długo potem wyszłam za mąż, na świe­cie poja­wiły się nasze dzie­ciaki, a ja prze­sta­łam pra­co­wać na sie­dem lat. Myślę o sobie z tam­tego okresu jak o kobie­cie-dziecku: naiw­nej, głu­piut­kiej i wiecz­nie cze­ka­ją­cej na to, aż pojawi się jakieś reme­dium na moje błędy – jeśli nie ura­tuje mnie mąż, to zro­bią to rodzice. I tak żyłam sobie, cał­ko­wi­cie zależna finan­sowo i emo­cjo­nal­nie od innych. Jeśli nie zadbamy o swój roz­wój, to decy­zje finan­sowe będzie podej­mo­wać w naszym imie­niu nasze wewnętrzne dziecko, a nie osoba doro­sła. Dziecko będzie chciało się bez­tro­sko bawić i wyda­wać, a nie brać odpo­wie­dzial­ność za swoje decy­zje. W związku z tym praw­do­po­dob­nie będzie uni­kać tematu finan­sów i mie­rze­nia się z kon­se­kwen­cjami swo­ich decy­zji.

Prze­pro­wa­dzi­li­śmy się do mojego rodzin­nego mia­sta i zamiesz­ka­li­śmy bli­sko rodziny, a ja mia­łam swoją bez­pieczną, cichą i dość nudną codzien­ność. W tam­tym cza­sie popa­dli­śmy w długi. W naj­gor­szym momen­cie byli­śmy zadłu­żeni aż na 30 000 zł, choć do dziś nie potra­fię sobie przy­po­mnieć, dla­czego i na co wzię­li­śmy nie­które kre­dyty.

W tym okre­sie mojego życia w ogóle nie myśla­łam o nie­za­leż­no­ści, to poję­cie było mi cał­ko­wi­cie obce. Przy­ję­łam wtedy rolę żony i matki dzie­ciom na utrzy­ma­niu męża, a moim hobby, dają­cym mi wytchnie­nie od codzien­no­ści, było oglą­da­nie fil­mi­ków na YouTu­bie. W 2011 roku to było coś nowego – cał­ko­wi­cie nowy poziom kon­sump­cjo­ni­zmu na nie­znaną dotąd skalę. Wpa­da­łam na wir­tu­alną kawę do „kole­żanki”, która opo­wia­dała mi o swoim dniu, a przy oka­zji pre­zen­to­wała zakupy i ubra­nia. Czu­łam więź z dziew­czy­nami z inter­netu, któ­rych ni­gdy nie pozna­łam! Poka­zy­wały mi przed­mioty, kosme­tyki czy rela­cje z wyda­rzeń, do któ­rych sama ni­gdy nie mia­ła­bym dostępu. Otwie­rały przede mną wrota do cał­kiem nowego świata. Nie­za­leż­ność poj­mo­wa­łam wtedy nie jako oszczęd­no­ści na kon­cie, ale jako to, co repre­zen­tuję sobą wizu­al­nie, kiedy spa­ce­ruję z wóz­kiem po mie­ście. Chcąc się roz­grze­szyć za czę­ste zakupy ubra­niowe, zaopa­try­wa­łam się w tanich second-han­dach, ale i tak w tam­tym okre­sie prze­pusz­cza­łam na ciu­chy gigan­tyczne sumy. Kiedy dziś o tym myślę, to uwa­żam, że śmiało można by za to kupić luk­su­sowy samo­chód lub wybrać się na waka­cje marzeń. Ja jed­nak nawet nie zauwa­ży­łam, kiedy wyda­łam tyle pie­nię­dzy. Moim pro­ble­mem było to, że żyłam życiem innych ludzi, ich war­to­ściami oraz ich podej­ściem do pie­nię­dzy, i sta­wia­łam sie­bie w ich sytu­acji, a nie bra­łam w ogóle pod uwagę tego, jak sama chcę żyć, czego sama pra­gnę i potrze­buję, co jest dla mnie ważne. Osta­tecz­nie oka­zało się, że prze­ła­do­wana szafa i dzie­sięć pod­kła­dów na półce – ba, nawet taki za kil­ka­set zło­tych – nie spra­wiły, że poczu­łam się lep­sza czy ład­niej­sza. Było wręcz odwrot­nie. Świa­do­mość braku pie­nię­dzy dotkli­wie dawała o sobie znać. Wie­dzia­łam, że w razie jakie­go­kol­wiek nie­spo­dzie­wa­nego zda­rze­nia życio­wego znajdę się w sytu­acji bez wyj­ścia. W swo­jej naiw­no­ści uzna­łam wów­czas, że skoro ze mną wszystko jest mniej wię­cej OK i za moje wybory odpo­wie­dzialni są inni – naprawdę tak wtedy myśla­łam – to pora zmie­nić kraj. Wpa­dłam na sza­lony pomysł emi­gra­cji do Szko­cji. Uzna­łam, że w Pol­sce nie da się oszczę­dzać, nie da się żyć i czas zbie­rać manatki.

O dziwo, w Szko­cji oka­zało się, że mimo iż pra­cuję na pełen etat i mamy dwie pen­sje, to na­dal pod koniec mie­siąca bra­kuje nam na pod­sta­wowe pro­dukty. Musiały minąć jesz­cze kolejne trzy lata, zanim przy­zna­łam otwar­cie przed sobą, że pro­blem tkwi we mnie i w tym, jak zara­biam i wydaję pie­nią­dze.

W kwiet­niu 2018 roku po raz pierw­szy prze­ana­li­zo­wa­łam swój budżet. Dosta­li­śmy wtedy dość duży zwrot podatku, ale te pie­nią­dze znik­nęły jak kam­fora. Nie mia­łam poję­cia, na co zostały wydane. Mia­łam tego dość. Nie uświadamia­łam sobie jesz­cze wtedy, że pro­wa­dze­nie budżetu cał­ko­wi­cie zmieni moje życie, otwo­rzy przede mną nie­znane dotych­czas moż­li­wo­ści i pozwoli mi się w końcu prze­isto­czyć z zalęk­nio­nej kobiety-dziecka w kobietę nie­za­leżną finan­sowo i emo­cjo­nal­nie.

W tam­tym cza­sie wspólny dochód mój i byłego męża, z któ­rego musie­li­śmy utrzy­mać nas oboje oraz troje dzieci w wieku poni­żej jede­na­stu lat, wyno­sił około 2000–2500 fun­tów mie­sięcz­nie. Dla porów­na­nia naj­niż­sza kra­jowa wyno­siła około 1200–1300 fun­tów. Pamię­tam swój szok, kiedy odkry­łam, że na żyw­ność dla pię­cio­oso­bo­wej rodziny wyda­łam w jed­nym mie­siącu ponad 800 fun­tów, na ubra­nia i bibe­loty do domu poszło kolej­nych kilka stó­wek, a do tego mia­łam usta­wio­nych w banku parę sta­łych zle­ceń, o któ­rych kom­plet­nie zapo­mnia­łam. Połowę naszego dochodu wyda­wa­li­śmy na żyw­ność, z któ­rej co naj­mniej 30% lądo­wało w koszu, co oczy­wi­ście pogar­szało stan naszych finan­sów. To był pierw­szy sygnał, że trzeba zmie­nić podej­ście do gospo­da­ro­wa­nia pie­niędzmi.

Wystar­czyło wpro­wa­dzić kilka drob­nych korekt, by poja­wiły się pierw­sze oszczęd­no­ści. Naj­pierw zaję­łam się swoim budże­tem na jedze­nie – szybko zeszłam z 800 do 500, a potem, kiedy zosta­łam samot­nym rodzi­cem, do 400 fun­tów na mie­siąc. Mój dochód wyno­sił 1400 fun­tów, skła­dały się na niego sty­pen­dium z uczelni z dodat­kami dla samo­dziel­nego rodzica oraz to, co zaro­bi­łam w pra­cach doryw­czych. Wyda­wa­łam więc około 400 fun­tów na jedze­nie, a 600–700 fun­tów na rachunki (hipo­teka/media itp.). Zmiana rutyny zaku­po­wej była dla mnie małym kro­kiem, ale wyko­naw­szy go, zyska­łam spraw­czość i kon­trolę nad tym, co robię. Uświa­do­mi­łam sobie, że nie muszę cze­kać, aż skoń­czę stu­dia, by wieść dobre, spo­kojne życie, w któ­rym nie mar­twię się o wypłatę. Po raz pierw­szy też poczu­łam, że nie­za­leż­ność jest moż­liwa. Do tej pory słowo to pobrzmie­wało mi w uszach iro­nicz­nie, pogar­dli­wie, bo taki miało wydźwięk w moim oto­cze­niu, ale wraz ze zmianą rutyny nabrało dla mnie nowego zna­cze­nia.

Zaczę­łam sys­te­ma­tycz­nie pro­wa­dzić budżet i po raz pierw­szy dostrze­głam efekty swo­ich dzia­łań. Nie czu­łam, że sobie cze­goś odma­wiam – wręcz prze­ciw­nie, wyda­wało mi się, że otwo­rzył się przede mną cał­kiem nowy świat. Moja pew­ność sie­bie i zaufa­nie do sie­bie samej rosły z każ­dym dniem, a wraz z nimi poja­wił się sza­cu­nek. W końcu mia­łam realny wpływ na to, jak wyglą­dają moje finanse.

Zaczę­łam się zasta­na­wiać, dla­czego wcze­śniej­sze próby zapa­no­wa­nia nad budże­tem zawsze bar­dzo szybko koń­czyły się fia­skiem. Powo­dów było kilka. Przede wszyst­kim myśla­łam o budże­cie jako o czymś, co odbiera mi wol­ność, i jak wiele z nas uwa­ża­łam, że budże­to­wa­nie jest zaję­ciem tylko dla boga­tych. Po co mi jakieś tabelki w Excelu, skoro nie star­cza mi do wypłaty, mimo że żyję „oszczęd­nie”? Po co mam sobie jesz­cze doda­wać ogra­ni­czeń? Poza tym czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Potra­fi­łam znaj­do­wać wymówki bez końca.

Co się więc zmie­niło? Zadziała się magia inter­netu. Któ­re­goś dnia YouTube pod­po­wie­dział mi fil­mik, w któ­rym Jor­dan Page poka­zy­wała, jak robi tygo­dniowe zakupy spo­żyw­cze. To była zwy­kła, fajna babka z gro­madką dzieci. Kom­plet­nie róż­niła się od osób, które do tej pory oglą­da­łam w inter­ne­cie. Nie bała się mówić o swo­ich dłu­gach, pro­ble­mach z kar­tami kre­dy­to­wymi czy o spo­so­bie robie­nia zaku­pów. Dla mnie jej filmy stały się powie­wem świe­żo­ści i nadziei, że jeśli taka kobieta jak Jor­dan ogar­nia budżet i wyszła z finan­so­wych tara­pa­tów, to i mnie się uda.

Mniej wię­cej rok póź­niej dowie­dzia­łam się, że ota­cza­nie się ludźmi, któ­rzy są o kilka kro­ków przed nami, przy­nosi naukowo uza­sad­nione korzy­ści. Na pod­sta­wie wyni­ków badań Icek Ajzen sfor­mu­ło­wał nawet teo­rię pla­no­wa­nego zacho­wa­nia. Badał on rela­cje mię­dzy pożą­da­nym zacho­wa­niem a czyn­ni­kami, które dopro­wa­dzają do jego urze­czy­wist­nie­nia. Jed­nym z nich jest to, jak się samemu postrzega okre­ślony ele­ment zacho­wa­nia – na przy­kład pro­wa­dze­nie budżetu – i jak o tym ele­men­cie myśli naj­bliż­sze oto­cze­nie danej osoby. Im wię­cej ma się wspar­cia w oto­cze­niu, tym szanse na suk­ces są więk­sze. Zdaję sobie sprawę, że więk­szość z nas na co dzień nie otrzy­muje szcze­gól­nego wspar­cia, dla­tego też ważne jest, żeby­śmy same poszu­kały dowo­dów na moż­li­wość zaj­ścia zmiany. I tu, cały na biało, wcho­dzi inter­net, a zaraz za nim – praca nad sobą. Wiem, że to brzmi jak coel­hizm, ale musisz mieć świa­do­mość, że droga do nie­za­leż­no­ści i praca nad budże­tem będzie owocna tylko wtedy, kiedy sta­wisz czoła temu, co dopro­wa­dziło cię do miej­sca, w któ­rym obec­nie się znaj­du­jesz. Odpo­wiedź nie jest pro­sta, ale mam nadzieję, że z pomocą tej książki odkry­jesz, jak wła­sną drogą ruszyć ku nie­za­leż­no­ści.

Jak możesz sama sobie pomóc? Twój punkt wyjścia

Mówi się, że jesteś sumą pię­ciu osób ze swo­jego naj­bliż­szego oto­cze­nia. Chcia­ła­bym, abyś na spo­koj­nie i bez oce­nia­nia zasta­no­wiła się, czy wybory, decy­zje i war­to­ści tych osób są ci bli­skie. Czy zwró­ci­ła­byś się do nich po radę? Czy w ich towa­rzy­stwie czu­jesz się bez­piecz­nie i swoj­sko? Czy czu­jesz, że możesz być przy nich sobą, i masz prze­ko­na­nie, że jeśli zro­bisz coś nie tak, to usły­szysz od nich prawdę? A może jest wręcz prze­ciw­nie? Pamię­taj, że twoje naj­bliż­sze oto­cze­nie to nie tylko krewni czy zna­jomi z pracy. Wśród ludzi, z któ­rymi prze­by­wasz naj­wię­cej, są rów­nież osoby, które oglą­dasz i śle­dzisz w inter­ne­cie, boha­te­ro­wie seriali, które oglą­dasz wie­czo­rami, i ksią­żek, które czy­tasz. Nawet fik­cyjne posta­cie mają na cie­bie ogromny wpływ. Zasta­nów się, kogo masz w obser­wo­wa­nych na Tik­Toku czy na Insta­gra­mie. Jak się czu­jesz po sesyjce scrol­lo­wa­nia? Czy jesteś w try­bie zom­bie i nie wiesz, co oglą­da­łaś, ale masz ochotę na wyda­wa­nie pie­nię­dzy, czy wręcz prze­ciw­nie – czu­jesz, że świat leży u two­ich stóp?

Bar­dzo czę­sto robię prze­gląd obser­wo­wa­nych kont i nie­które z nich wyci­szam. Jeśli zauwa­żam, że kiedy oglą­dam zamiesz­czane przez kogoś tre­ści, to wzbiera we mnie poczu­cie zazdro­ści albo zaczy­nam czę­ściej kupo­wać, po pro­stu prze­staję to konto obser­wo­wać. Kilka tygo­dni temu cał­ko­wi­cie odcię­łam się od mediów spo­łecz­no­ścio­wych. Odin­sta­lo­wa­łam wszyst­kie apli­ka­cje na tele­fo­nie i zauwa­ży­łam u sie­bie nie tylko znaczne zmniej­sze­nie ochoty na zakupy, ale też ogólną poprawę samo­po­czu­cia. Mimo że posia­dam dość dużą wie­dzę na temat ludz­kich zacho­wań i moty­wa­cji, na­dal bywam podatna na wpływy. Zmiana wymaga czasu i rodzi się w ciszy. Dla­tego twoim pierw­szym kro­kiem do nie­za­leż­no­ści powinno być wła­śnie wyci­sze­nie się, abyś zdo­łała zna­leźć w sobie odpo­wiedź na pyta­nie, co jest dla cie­bie ważne.

Wczo­raj roz­ma­wia­łam z córką o jej przy­szło­ści. Maja ma czter­na­ście lat i stoi wła­śnie przed wybo­rem swo­jej dal­szej drogi życio­wej. To bar­dzo wcze­sny wiek na takie decy­zje, więc, co zro­zu­miałe, córka ma wiele obaw. Zapy­ta­łam ją, jak wyobraża sobie swoje życie za kilka lat i co chcia­łaby wtedy robić. Odpo­wie­działa, że chcia­łaby żyć spo­koj­nie. Zapy­ta­łam więc, co ozna­cza dla niej spo­kojne życie. Nie wie­działa. W końcu spo­kój to spo­kój. Czemu się cze­piasz, mamo?

Jak dojść do sedna tego, co jest ważne dla każ­dej z nas? Na czym oprzeć podej­mo­wane przez sie­bie decy­zje? Więk­szość z nas, zapy­tana o to, jakimi war­to­ściami kie­ruje się w życiu, zdoła wymie­nić ich kilka. Ale czy wiemy, dla­czego wybie­ramy aku­rat te war­to­ści? Czy mamy pew­ność, że to nasze wła­sne prze­ko­na­nia, a nie te wynie­sione z domu rodzin­nego? I, co naj­waż­niej­sze, czy w ogóle żyjemy w zgo­dzie z nimi?

Okre­śle­nie tego, co i dla­czego jest ważne dla cie­bie, ma pod­sta­wowe zna­cze­nie. Bez tego nie ruszysz z miej­sca. To punkt wyj­ścia do zapro­jek­to­wa­nia swo­jego nie­za­leż­nego życia. Celowo uży­wam słowa „pro­jek­to­wa­nie”, ponie­waż dzięki nie­za­leż­no­ści sta­jesz się archi­tek­tem i budow­ni­czym swo­jego życia. Kiedy budu­jesz dom, sta­wiasz go na solid­nych fun­da­men­tach. Dokład­nie spraw­dzasz, jakie mate­riały zostaną użyte i kto będzie wyko­ny­wał pracę. Koszty są ogromne, więc mie­sią­cami szu­kasz w inter­ne­cie infor­ma­cji o naj­lep­szych meto­dach, narzę­dziach i mate­ria­łach. W końcu to twój dom, ten wyma­rzony, musi więc mieć solidną pod­stawę. Pora zadbać tak samo o fun­da­menty wła­snej nie­za­leż­no­ści emo­cjo­nal­nej i finan­so­wej. Pomogą ci one podej­mo­wać decy­zje w zgo­dzie z tym, jak chcesz żyć, pra­co­wać, spę­dzać wolny czas, kochać i być kochaną. Tymi fun­da­men­tami są twoje ciało i głowa. Zadbaj o nie naj­le­piej, jak umiesz, tak abyś miała solidną pod­stawę: mury, które obro­nią cię przed tym, co nie­unik­nione. Dzięki temu wyj­dziesz z każ­dej potyczki zwy­cię­sko. Pamię­taj, że nowe domy czę­sto powstają na gru­zach sta­rych posia­dło­ści. Może warto zbu­rzyć to, co było, i zacząć od nowa?

Od razu cię uprze­dzam, że poniż­sze ćwi­cze­nie nie jest łatwe, ale mimo to zde­cy­do­wa­nie warto je wyko­nać. Trud­ność polega na tym, że zmu­sza ono do posta­wie­nia swo­ich potrzeb i war­to­ści na pierw­szym miej­scu, a dla więk­szo­ści z nas nie jest to nor­malny stan rze­czy. Zazwy­czaj w naszym życiu prio­ry­te­towo trak­tu­jemy innych, a nie sie­bie. Odwró­ce­nie tej hie­rar­chii oka­zuje się czę­sto nie­kom­for­towe. Jak to, naj­pierw ja, potem inni? Ano tak, naj­pierw ty. Dzięki temu ćwi­cze­niu odkry­jesz lub przy­po­mnisz sobie swój zestaw war­to­ści, a w efek­cie osią­gniesz trans­for­ma­cyjny efekt. Będzie tak, jak­byś w trak­cie gry w ciu­ciu­babkę nagle zdjęła prze­pa­skę z oczu.

Każda z wypi­sa­nych poni­żej war­to­ści jest ważna, nie­które są po pro­stu waż­niej­sze. Waż­niej­sze dla cie­bie. Twoim zada­niem jest zapy­ta­nie sie­bie, co w tym momen­cie życia jest dla cie­bie prio­ry­te­tem. Nie zasta­na­wiaj się zbyt długo, pamię­taj, że liczy się pierw­sza myśl, zaufaj jej.

Wyko­naj to ćwi­cze­nie, kiedy jesteś sama. Przy­go­tuj sobie kubek cze­goś cie­płego i włącz przy­jemną muzykę. Stop­niowo wykre­ślaj te war­to­ści, które nie są dla cie­bie tak ważne jak inne. Na koniec zosta­niesz ze swoim żela­znym zesta­wem pię­ciu war­to­ści – to twój moralny kom­pas, twój krę­go­słup.

Ćwi­cze­nie wyko­nuj eta­pami:

1. Wykreśl 18 war­to­ści.

2. Wykreśl kolejne 18 war­to­ści.

3. Wykreśl 6 war­to­ści.

4. Wykreśl 5 war­to­ści.

Powinno ci zostać 5 war­to­ści. Teraz, kiedy nie będziesz pewna kolej­nych kro­ków w swoim życiu, będziesz mogła spraw­dzić, czy są one zgodne z two­imi war­to­ściami.

rodzina

szczo­drość

har­mo­nia

zaan­ga­żo­wa­nie spo­łeczne

uczci­wość

miłość

spo­kój

tole­ran­cja

suk­ces

zabawa

sława

honor

pogoda ducha

ducho­wość

kre­atyw­ność

ojczy­zna

spon­ta­nicz­ność

przy­jaźń

odpo­wie­dzial­ność

twór­czość

praca

odwaga

wier­ność

dys­kre­cja

zaufa­nie

wiara

mądrość

radość

rutyna

otwar­tość

edu­ka­cja

dosko­na­le­nie

auten­tycz­ność

zarad­ność

skrom­ność

zdro­wie

czy­stość

pokora

luk­sus

ryzyko

roz­wój

sta­bi­li­za­cja

pew­ność sie­bie

prawda

piękno

duma

sza­cu­nek

ela­stycz­ność

lojal­ność

empa­tia

pasja

nie­za­leż­ność

I jak? Gotowe?

Brawo! Zro­bi­łaś to, na co 99% osób ni­gdy się nie zde­cy­duje! Jestem z cie­bie dumna.

W mojej żela­znej piątce są: sza­cu­nek, ela­stycz­ność, kre­atyw­ność, rodzina oraz sława. Zna­jo­mość tych war­to­ści i wie­dza o tym, co dla mnie ważne, pozwo­liły mi na świa­domą decy­zję o zmia­nie miej­sca zatrud­nie­nia pra­wie rok temu. Pra­co­wa­łam na oddziale w szpi­talu, gdzie nie mia­łam nic do gada­nia w kwe­stii gra­fiku. Sły­sza­łam: „Bierz to, co ci daję, albo tam są drzwi”. Dzia­ła­łam w sys­te­mie: trzy dniówki i nastę­pu­jące po nich trzy nocki. Zmę­cze­nie odbie­rało mi chęć do zaj­mo­wa­nia się moją drugą pasją, jaką było pro­wa­dze­nie kie­dyś bloga Po tanio­ści, a dzi­siaj autor­skiego kanału @anna­lu­ka­szyn. Moje dzieci prak­tycz­nie mnie nie widy­wały, z moim mężem Krzy­siem w zasa­dzie mija­li­śmy się w drzwiach. Bywało, że nie widzie­li­śmy się przez kilka dni, choć miesz­kamy razem. Czu­łam, że moje gra­nice nie są sza­no­wane. Wie­dzia­łam już wtedy dokład­nie, czego chcę, i posta­no­wi­łam zająć się peł­no­eta­towo dzia­łal­no­ścią online. Osta­tecz­nie z róż­nych powo­dów, czę­ściowo nie­za­leż­nych ode mnie, nie wyszło to tak, jak zakła­da­łam, ale mój dom ma solidne fun­da­menty, więc otrze­pa­łam się z kurzu i zna­la­złam pracę, która speł­nia wszyst­kie moje warunki. Jestem szczę­śliwa, bo pra­cuję w zgo­dzie ze swo­imi war­to­ściami. Gdy­bym ich nie znała, to praw­do­po­dob­nie na­dal pra­co­wa­ła­bym w szpi­talu i była­bym coraz bar­dziej wypa­lona. Kocham moje dwa zawody i cie­szę się, że wła­śnie dzięki odpo­wie­dze­niu sobie na tych kilka trud­nych pytań doszłam do miej­sca, w któ­rym jestem dzi­siaj. Jestem kobietą emo­cjo­nal­nie i finan­sowo nie­za­leżną. To jak? Prze­ko­na­łam cię, że warto poznać swoje war­to­ści i się nimi kie­ro­wać?

A teraz wpisz swoje war­to­ści w nary­so­wane poni­żej koła.

Moje 5 war­to­ści to:

Następ­nie, patrząc na swoje war­to­ści, odpo­wiedz na poniż­sze pyta­nia:

1. Jak te war­to­ści mani­fe­stują się w moim codzien­nym życiu? W jaki spo­sób je reali­zuję? ____________________________________

2. Co spra­wia, że są one dla mnie ważne? Czy gdyby nie było ich w moim życiu, to byłoby ono trudne do znie­sie­nia? Dla­czego? ____________________________________

3. Co się kryje za tymi war­to­ściami? Dla­czego są one dla mnie ważne? ____________________________________

4. Jakie kroki podejmę, aby te war­to­ści jesz­cze lepiej odzwier­cie­dlały się w moim życiu? ____________________________________

Jestem cie­kawa, czy wybór war­to­ści cię zasko­czył. Czy wspie­rają cię one w dąże­niu do wol­no­ści i nie­za­leż­no­ści? Na kolej­nej stro­nie znaj­dziesz miej­sce na twoje reflek­sje.

____________________________________

____________________________________

____________________________________

____________________________________

____________________________________

Rozdział 2. Czym jest dla ciebie wolność finansowa?

Roz­dział 2

Czym jest dla cie­bie wol­ność finan­sowa?

Wol­ność sąsiadki czy dziew­czyny z Insta­grama nie jest twoją wol­no­ścią, a droga, którą ona podąża, jest usłana jej doświad­cze­niami, nie two­imi. Jak uło­żyć sobie wła­sny plan na życie? Jak oddzie­lić ziarno od plew i naprawdę poznać swoje potrzeby, by zapro­jek­to­wać swoje bogate życie? I czym jest dla cie­bie bogac­two? Czy to kie­li­szek pro­secco wypity w jacuzzi, czy kawa o poranku?

W poprzed­nim roz­dziale popro­si­łam cię o zro­bie­nie ćwi­cze­nia, które pomaga okre­ślić swoje war­to­ści. Jego wyko­na­nie jest ogrom­nie ważne, ponie­waż war­to­ści, jakie wyzna­jesz, są fun­da­men­tem cie­bie, two­jego domu i życia, jakie dla sie­bie pro­jek­tu­jesz. Czę­sto bywa tak, że doce­niamy i pró­bu­jemy sko­pio­wać życie innej osoby, w ogóle nie bio­rąc pod uwagę tego, co dla nas samych jest ważne. Zasta­nów się, jak wygląda twoje życie, a jak to, do któ­rego dążysz, i co ci w nim impo­nuje. Dla­czego chcesz je naśla­do­wać?

Widać to dobit­nie zwłasz­cza w dobie mediów spo­łecz­no­ścio­wych. Nasi rodzice porów­ny­wali się tylko z oso­bami w naj­bliż­szym oto­cze­niu. Byli to ich sąsie­dzi, rodzina oraz zna­jomi z pracy. Nie­mal wszy­scy wywo­dzili się z podob­nych śro­do­wisk i posia­dali podobne wykształ­ce­nie i zaple­cze mate­rialne. Nie miało się wglądu w życie jakie­goś Johna z Ame­ryki, nie widziało się jego ogrom­nego domu czy jesz­cze więk­szego zadłu­że­nia ani czy się z nim krył, czy nie. Dziś jest ina­czej. Żyjemy w dobie roz­bu­cha­nych mediów spo­łecz­no­ścio­wych, gdzie za kil­ka­set zło­tych można sfa­bry­ko­wać swoją codzien­ność, na przy­kład pole­cieć na dwa dni do Dubaju, przy­go­to­wać serię fil­mi­ków i zdjęć, a potem publi­ko­wać swoje „życie na bogato” przez kolejne dwa tygo­dnie. Na Insta­gra­mie czy Face­bo­oku jest miej­sce tylko na suk­cesy, ogromne sprze­daże i luk­susy. Coraz czę­ściej mówi się jed­nak o tym, że ludzie toną w dłu­gach, aby móc pła­cić za swój styl życia. Nie­dawno na Tik­Toku wyświe­tliły mi się fil­miki z pod­rób­kami – dziew­czyny chwa­liły się na nich zaku­pami Cha­nel i YSL za mniej niż 100 zł. Zobacz, jak łatwo można zafał­szo­wać rze­czy­wi­stość. Pamię­taj, że twoja uwaga jest ogrom­nie cenną walutą, płać więc nią uważ­nie i nie wierz we wszystko, co widzisz.

Niezależność – twoja definicja

Czym jest więc dla cie­bie nie­za­leż­ność? Jak wygląda twoje wyma­rzone dobre, bogate życie? Czym tak naprawdę jest dla cie­bie bogac­two? Dopóki nie odpo­wiesz sobie na te pyta­nia, będziesz błą­dzić po omacku.

Kiedy pytam dziew­czyny na Insta­gra­mie o ich poję­cie nie­za­leż­no­ści, zawsze w odpo­wie­dziach poja­wia się kilka słów klu­czy: „spo­kój”, „wol­ność”, „moż­li­wość podej­mo­wa­nia decy­zji nie ze stra­chem, lecz z nadzieją na lep­sze jutro”.

Jak wspo­mnia­łam w poprzed­nim roz­dziale, moja oso­bi­sta defi­ni­cja nie­za­leż­no­ści zmie­niała się w cza­sie, ale pewne okre­śle­nia są ze mną od lat. Nie­za­leż­ność to dla mnie podej­mo­wa­nie decy­zji w zgo­dzie ze sobą i swoim wewnętrz­nym kom­pa­sem moral­nym, bycie przy­kła­dem dla swo­ich dzieci i naj­bliż­szego oto­cze­nia, a także oszczęd­no­ści na kon­cie, które są moim zabez­pie­cze­niem na nie­pewną przy­szłość. Na głęb­szym pozio­mie nie­za­leż­ność jest więc dla mnie rów­no­znaczna z poczu­ciem bez­pie­czeń­stwa i zaufa­niem do samej sie­bie oraz swo­ich zaso­bów, ozna­cza trak­to­wa­nie sie­bie z sza­cun­kiem i ota­cza­nie się miło­ścią. Dzięki temu wiem, że kiedy naj­lep­szy inte­res mój i mojej rodziny będzie tego wyma­gał, mogę odejść i nie oglą­dać się za sie­bie. Nie­za­leż­ność to w końcu takie zabez­pie­cze­nie finan­sowe, dzięki któ­remu nawet w naj­gor­szym sce­na­riu­szu moje pod­sta­wowe potrzeby są zabez­pie­czone – mam dostęp do schro­nie­nia (mam gdzie miesz­kać), poży­wie­nia i cie­pła.

Jaka jest twoja defi­ni­cja nie­za­leż­no­ści? Co jest dla cie­bie ważne w tej sfe­rze? Kiedy czu­jesz się bez­piecz­nie?

Odpo­wiedz poni­żej na te pyta­nia.

____________________________________

____________________________________

____________________________________

Celem nie­za­leż­no­ści finan­so­wej i emo­cjo­nal­nej nie jest wbrew pozo­rom posia­da­nie więk­szej ilo­ści pie­nię­dzy, lecz wol­ność wyboru w kwe­stii tego, co za ich pomocą osią­gniesz. Jeśli bowiem nie umiesz zarzą­dzać pie­niędzmi, to ich ilość nie zrobi ci żad­nej róż­nicy – i tak wszystko wydasz. Nagle poja­wią się nowe potrzeby, na któ­rych reali­za­cję wcze­śniej nie mogłaś sobie pozwo­lić, i tak powoli doj­dziesz znów do poziomu zero. Kon­trola wydat­ków i spo­sobu wyda­wa­nia pie­nię­dzy jest nie­zmier­nie ważna, bo tylko dzięki niej możesz być naprawdę nie­za­leżna.

Kiedy sta­nę­łam do walki o swoją nie­za­leż­ność, znaj­do­wa­łam się w takim punk­cie życia, że musia­łam wal­czyć o prze­trwa­nie. Zro­zu­mie­nie, że można funk­cjo­no­wać ina­czej i budo­wać swoje życie świa­do­mie, zgod­nie ze swoim wewnętrz­nym pla­nem, zajęło mi wiele lat. Prawda jest taka, że kiedy dzia­łasz w amoku, bo nagle oka­zuje się, że musisz zwi­jać manatki i ucie­kać w środku nocy, to dobrze jest mieć ogar­nięte swoje zasoby, a mówiąc dokład­niej, ich trzy rodzaje:

zasoby mate­rialne

– ilość pie­nię­dzy na kon­cie, a także wszystko, co mate­rialne i co może ci pomóc w tej sytu­acji (na przy­kład kom­pu­ter, jeśli jest on twoim narzę­dziem pracy),

zasoby inte­lek­tu­alne

– wykształ­ce­nie, kursy, doświad­cze­nie życiowe i zawo­dowe, umie­jęt­no­ści, które można wyko­rzy­stać i/lub spie­nię­żyć,

zasoby spo­łeczne

– zna­jo­mo­ści, które mogą ci się przy­dać, osoby, do któ­rych możesz się zwró­cić o pomoc.

W spadku po prze­mo­co­wym mał­żeń­stwie została mi trauma, która – mimo że grun­tow­nie prze­pra­co­wa­łam ją na tera­pii – cza­sem daje o sobie znać. Wpa­dam wtedy w panikę i pod­daję się czar­no­widz­twu, nie myślę racjo­nal­nie, tylko emo­cjo­nal­nie. Czuję to w ciele: poja­wia się napię­cie mię­śni karku, uczu­cie cię­żaru w brzu­chu, ucisk w klatce pier­sio­wej. Nauczy­łam się już temu sta­nowi nie ufać. Po pro­stu cze­kam, aż przej­dzie, i się­gam do „skrzynki z narzę­dziami”, czyli zaso­bów nie­ma­te­rial­nych: idę na spa­cer, roz­ma­wiam z mężem o tym, co się dzieje, i co naj­waż­niej­sze, nie podej­muję żad­nych decy­zji finan­so­wych, ponie­waż moje wybory wyni­ka­łyby ze stra­chu, a ja musia­ła­bym bory­kać się z ich kon­se­kwen­cjami. Chcąc okieł­znać nara­sta­jące co jakiś czas emo­cje, nauczy­łam się patrzeć na fakty i liczby. Dla­tego tak lubię mieć roz­pi­sany budżet w Excelu. Daje mi on poczu­cie bez­pie­czeń­stwa, a szybki rzut oka na kolumnę „Oszczęd­no­ści” utwier­dza mnie w prze­ko­na­niu, że mam wystar­cza­jące zasoby, aby spo­koj­nie prze­żyć kilka mie­sięcy, gdyby wyda­rzyło się coś nie­spo­dzie­wa­nego.

Nie zawsze tak było. Przez wiele lat nie pra­co­wa­łam, poświę­ca­jąc się wycho­wa­niu dzieci i mał­żeń­stwu. Wsku­tek tego na rynek pracy wcho­dzi­łam z niczym: bez edu­ka­cji i umie­jęt­no­ści, za to z tyka­ją­cym zega­rem. Musia­łam dzia­łać szybko. Głów­nym warun­kiem suk­cesu było dla mnie wybra­nie zawodu, który da mi poczu­cie bez­pie­czeń­stwa i pracę na całym świe­cie. Stu­dia pie­lę­gniar­skie oka­zały się strza­łem w dzie­siątkę.

Nowy zawód stał się dla mnie por­ta­lem do nowego życia. Dzi­siaj mogę stwier­dzić, że w ciągu sze­ściu lat od pod­ję­cia tej decy­zji moja codzien­ność zmie­niła się na lep­sze. Zara­biam około czte­rech razy wię­cej niż wtedy, za to pra­cuję mniej, a do tego widzę zmianę na lep­sze… w moich dzie­ciach. Zmiana, jaka zacho­dzi w tobie, roz­cho­dzi się po oto­cze­niu jak kręgi na wodzie. Pra­cu­jąc nad wła­sną nie­za­leż­no­ścią, zysku­jesz zdol­ność, by zerwać z destruk­cyj­nymi zacho­wa­niami i prze­ko­na­niami, które prze­ję­łaś od swo­ich przod­ków. To, jak dzi­siaj myślisz, ubie­rasz się i pra­cu­jesz, ile zara­biasz i jak wyda­jesz, oszczę­dzasz i inwe­stu­jesz, jest pokło­siem two­jego wycho­wa­nia. Wycho­wa­nie nie deter­mi­nuje jed­nak two­jej teraź­niej­szo­ści. W pew­nym momen­cie trzeba prze­stać zrzu­cać winę na innych, wziąć odpo­wie­dzial­ność za swoje czyny i spoj­rzeć na swoje zacho­wa­nia ze świe­żej per­spek­tywy. Czy to, co dziś robię, mnie wspiera? Jeśli nic się nie zmieni, to gdzie będę za rok? Czy myśląc o tym, jestem szczę­śliwa, czy prze­ra­żona?

Co jakiś czas wyko­nuję ćwi­cze­nie, które nazy­wam życio­wym rema­nen­tem. Patrzę na to, gdzie teraz jestem, i zasta­na­wiam się, gdzie chcę być oraz jaki dystans dzieli te dwie prze­strze­nie.

Zasta­nów się nad tym także ty i zapisz swoje prze­my­śle­nia. Pamię­taj, że tylko szcze­rość nie­sie ze sobą moż­li­wość zmiany.

____________________________________

____________________________________

____________________________________

Teraz przed tobą ćwi­cze­nie z kołem życia. Dzięki niemu w kilka chwil prze­ko­nasz się, które obszary są już dość dobrze zaopie­ko­wane, a nad któ­rymi powin­naś jesz­cze popra­co­wać i jak te sfery wpły­wają na sie­bie nawza­jem. Na stro­nie obok znaj­dziesz dwa koła z wycin­kami odpo­wia­da­ją­cymi poszcze­gól­nym obsza­rom two­jego życia. Każdy z wycin­ków jest dodat­kowo podzie­lony na 10 czę­ści, two­rząc 10-stop­niową skalę satys­fak­cji, gdzie 1 ozna­cza: „jest bar­dzo źle”, a 10 – „jestem bar­dzo zado­wo­lona”. Co ważne, pierw­sze koło obra­zuje sytu­ację obecną, dru­gie zaś – tę, do któ­rej dążysz.

Czy gdy poko­lo­ro­wa­łaś pola na pierw­szym rysunku, powstało kółko gra­nia­ste? Jeśli tak, odzwier­cie­dla to brak rów­no­wagi pomię­dzy poszcze­gól­nymi obsza­rami w twoim życiu. Patrząc na swoje koło, zasta­nów się też, co ozna­cza dla cie­bie dana liczba na skali w każ­dym z obsza­rów, na przy­kład co to zna­czy, że w obsza­rze „rodzina” zazna­czyłaś 5. Co się za tym kryje? Gdzie na tej skali chcia­ła­byś być i co wtedy to będzie ozna­czało?

____________________________________

Po czym poznasz, że osią­gnę­łaś ocze­ki­wany poziom w poszcze­gól­nych obsza­rach? Jak się wtedy będziesz czuła? Jak będzie wyglą­dała twoja codzien­ność?

____________________________________

Który z tych obsza­rów ma naj­więk­szy wpływ na pozo­stałe? Dla­czego?

____________________________________

Dla­czego któ­rymś obsza­rem chcesz się zająć jako pierw­szym? Co ci to da?

____________________________________

Co zro­bisz, aby przejść z poziomu na pierw­szym kole do poziomu na kole dru­gim? Jakie kon­kret­nie kroki podej­miesz?

____________________________________

Co ci może prze­szka­dzać w reali­zo­wa­niu planu? Co z tym zro­bisz? Co i kto może ci w tym pomóc?

____________________________________

Jakie masz zasoby?

W ciągu sze­ściu mie­sięcy od dzi­siaj możesz zna­leźć się w kom­plet­nie innym miej­scu finan­sowo, men­tal­nie i fizycz­nie.

Jeśli nic nie zro­bisz, nic się nie zmieni!

Czas spraw­dzić, jakie masz finan­sowe zasoby, i pod­li­czyć obecny budżet – możesz w tym celu sko­rzy­stać z tabe­lek zamiesz­czo­nych na s. 43–44. Tabelki są dwie, pro­po­nuję bowiem, abyś wyko­nała to ćwi­cze­nie dwu­krot­nie – do pierw­szej tabelki wpisz tylko swój dochód, a do dru­giej dochód swój i part­nera, o ile razem pro­wa­dzi­cie gospo­dar­stwo domowe. Podob­nie postąp, odno­sząc się do pozo­sta­łych kate­go­rii.

Zacznij od wybra­nia miej­sca, w któ­rym będziesz mogła w ciszy i spo­koju poświę­cić się pod­li­cze­niom. Nalej sobie lampkę wina lub kubek ulu­bio­nej her­baty, załóż wygodny strój, przy­go­tuj się jak do domo­wego spa. Dba­nie o finanse domowe powinno koja­rzyć ci się z przy­jem­no­ścią. Zaproś do tego swo­jego part­nera. Jeśli odma­wia, to nic – pamię­taj, że kro­pla drąży skałę i dawaj po pro­stu dobry przy­kład.

Na począ­tek wyja­śnijmy kilka pojęć!

Dochód stały

– twoje stałe wpływy na konto. Jeśli masz pracę z ela­stycz­nym docho­dem, to jako stały dochód przyj­mij śred­nią mie­sięczną wypłatę.

Dochód eks­tra

– zwroty podatku, pre­mie itp.

Wydatki stałe

– wszyst­kie koszty utrzy­ma­nia i opłaty, które scho­dzą co mie­siąc z konta: spo­żywka, trans­port, media, ogrze­wa­nie, zaję­cia dodat­kowe, hipo­teka lub czynsz.

Kre­dyty

– wszyst­kie płat­no­ści kre­dy­towe oprócz hipo­teki.

Oszczęd­no­ści

– sumy, które zaosz­czę­dzasz w mie­siącu; jeśli korzy­stasz z opcji „zacho­waj resztę” w banku lub masz drob­niaki w sło­iku, to nie zapo­mi­naj o tym.

Inwe­sty­cje

– lokaty, konta inwe­sty­cyjne, nie­ru­cho­mo­ści, złoto, monety – wszystko, co ma war­tość inwe­sty­cyjną.

Dochód wspólny

– wspólne pie­nią­dze twoje i part­nera.

Przy­go­tuj wyciągi ze swo­jego konta z ostat­nich trzech mie­sięcy i z obec­nego mie­siąca do dnia, w któ­rym prze­pro­wa­dzasz ana­lizę. Zachę­cam cię do cof­nię­cia się o te kilka mie­sięcy, ponie­waż pomoże ci to dostrzec zależ­no­ści, które rzą­dzą twoim budże­tem. Bądź ze sobą bru­tal­nie szczera! Koniec z małymi oszu­stwami i „zapo­mi­na­niem”, że pewne zakupy w ogóle zro­bi­łaś. Jeśli nie masz wprawy w robie­niu takich pod­li­czeń, to za pierw­szym razem spo­rzą­dze­nie ana­lizy może ci zająć nawet dwie godziny, ale potem będzie to kwe­stia kilku minut raz na jakiś czas. Według mnie wyciągi naj­le­piej wydru­ko­wać, wtedy są bar­dziej przej­rzy­ste i po pro­stu lepiej się na nich pra­cuje, choć to moja oso­bi­sta pre­fe­ren­cja.

Zwłasz­cza doko­nu­jąc pod­li­czeń po raz pierw­szy, uwzględ­nij wszyst­kie, nawet naj­drob­niej­sze ope­ra­cje. Dzięki temu zyskasz szer­szy ogląd i prze­ko­nasz się, na co wyda­jesz nie­po­trzeb­nie drobne kwoty.

W tabeli „Budżet samo­dzielny” wpisz swoje dochody oraz obcią­że­nia finan­sowe, jakie byś pono­siła, gdy­byś pła­ciła za wszystko samo­dziel­nie.

Budżet samo­dzielny

dochód stały

dochód eks­tra

wydatki stałe

kre­dyty

oszczęd­no­ści

inwe­sty­cje

suma

suma

suma

suma

suma

suma

W tabeli „Budżet wspólny” wpisz dochód swój i part­nera oraz wszyst­kie wasze obcią­że­nia finan­sowe.

Budżet wspólny

dochód stały

dochód eks­tra

wydatki stałe

kre­dyty

oszczęd­no­ści

inwe­sty­cje

suma

suma

suma

suma

suma

suma

Na począ­tek wypisz dochody – osobno swoje, a osobno swo­jego part­nera, zasiłki (jeśli takie pobie­ra­cie) oraz zysk z lokat. Jeśli pra­cu­jesz bez umowy albo na zle­ce­nie, wpi­suj tylko te kwoty, które fizycz­nie otrzy­ma­łaś, a nie te, na które cze­kasz. Zapisz rów­nież datę każ­dego wpływu – będzie ci to potrzebne póź­niej.

Teraz wypeł­nij kolumnę prze­zna­czoną na dodat­kowe zarobki, czyli dochody eks­tra – może dosta­łaś pre­mię lub coś sprze­da­łaś?

Potem wydatki stałe. Wypisz, za co kon­kret­nie pła­cisz i kiedy te pie­nią­dze scho­dzą z konta. Nie pomiń niczego! Nie zapo­mi­naj o sub­skryp­cjach. Zasta­nów się, czy jest jakiś rachu­nek, który dopiero może przyjść, albo taki, który może mieć inną wyso­kość (np. za prąd czy wodę). Cze­sne za przed­szkole lub opłata za obiady szkolne dziecka to też rachunki. Kie­szon­kowe dzieci rów­nież sta­nowi stały wyda­tek.

Teraz czas na zakupy spo­żyw­cze. Jeśli zacho­wu­jesz para­gony, sprawdź, co kon­kret­nie kupu­jesz, ile wyda­jesz na sło­dy­cze, ile na alko­hol, a może palisz papie­rosy. Jaką część two­ich zaku­pów sta­no­wią zachcianki, a jaką potrzeby? W moim budże­cie w tej kate­go­rii uwzględ­niam rów­nież che­mię.

Dalej pod­licz koszty trans­portu. Tutaj wpi­suję wydatki na paliwo, bilet mie­sięczny, dojazdy do pracy i inne opłaty z tym zwią­zane, np. naprawy samo­chodu, ubez­pie­cze­nia, koszty eks­plo­ata­cji itd.

Spi­su­jąc wydatki, warto uwzględ­nić rów­nież takie kate­go­rie, jak:

edu­ka­cja: kursy, szko­le­nia, książki,

dom: naprawy, remonty, ozdoby, meble,

roz­rywka: wyj­ścia do restau­ra­cji, kina, książki do użytku pry­wat­nego,

ubra­nia: podział na te dla doro­słych i dla dzieci (jeśli zakupy ubra­niowe to twoje hobby, zrób na to oddzielną pod­ka­te­go­rię),

dzieci: ubra­nia, zabawki, zaję­cia dodat­kowe, fry­zjer, wydatki szkolne (np. zdję­cia, składki),

imprezy oko­licz­no­ściowe: święta, uro­dziny, imprezy rodzinne,

wizyty zwią­zane z dba­niem o urodę: zabiegi u kosme­tyczki, paznok­cie, fry­zjer,

kosme­tyki: kolo­rowe i pie­lę­gna­cyjne (u mnie pod­sta­wowe arty­kuły higie­niczne znaj­dują się w budże­cie spo­żyw­czym razem z che­mią),

hobby/mały biz­nes: opłata za hosting strony WWW, kupno mate­ria­łów,

zwie­rzęta: karma, wete­ry­narz, strzy­że­nie, ubez­pie­cze­nie, szcze­pie­nia,

różne: wszel­kie inne zakupy, dla któ­rych nie umiesz okre­ślić kate­go­rii.

Nie bez powodu wypi­sa­łam tak dużo kate­go­rii. Począt­kowo może ci się wyda­wać, że to zbyt wiele. Kiedy zaczy­na­łam spi­sy­wać swoje wydatki, jeden mój mie­sięczny wyciąg liczył około 10 stron – tyle tam było trans­ak­cji! Lepiej to wszystko ska­te­go­ry­zo­wać, bo pozwala to doko­nać ana­lizy.

Następ­nie wypisz wszyst­kie kre­dyty i zobo­wią­za­nia, od naj­mniej­szego do naj­więk­szego, razem z ter­mi­nem, w któ­rym scho­dzą z konta. Przy poda­nej racie mie­sięcz­nej dopisz, ile jesz­cze zostało do spła­ce­nia. Do tej kate­go­rii należą też man­daty, długi komor­ni­cze, kary umowne, opłaty za karty kre­dy­towe albo obsługę debetu.

Teraz zwróć uwagę na oszczęd­no­ści. Warto przy zaosz­czę­dza­nej kwo­cie wpi­sać swój oszczęd­no­ściowy cel. Lepiej wtedy widać, ile już osią­gnę­li­śmy z zało­żo­nego planu. Jeżeli masz już fun­du­sze celowe, potrak­tuj je jak rachunki. Zapisz, ile w danym mie­siącu wpła­ci­łaś na dany cel, oraz kwotę, którą już masz odło­żoną.

Fun­du­sze celowe to genialny spo­sób na utrzy­ma­nie przej­rzy­stych finan­sów i reali­za­cję pla­nów. Eli­mi­nują one rów­nież moment zasko­cze­nia, gdy życie, jak zwy­kle, każe nam się­gać do port­fela, bo coś „nagle wysko­czyło”. Od tego są wła­śnie fun­du­sze! Odda­lają nie­po­kój zwią­zany z dużymi wydat­kami. Poza tym jeśli duży wyda­tek podzie­lisz na kilka mniej­szych, to twój cel wyda ci się dużo bliż­szy i łatwiej­szy do osią­gnię­cia. Zanim przej­dziemy do two­rze­nia fun­du­szy, musisz sobie odpo­wie­dzieć na pyta­nie: jakie fun­du­sze są ci potrzebne? Odpo­wiedź będzie zale­żała od two­jej sytu­acji. Te, które zapro­po­nuję, bazują na moich doświad­cze­niach.

Na koniec wypisz wszystko, co ma war­tość inwe­sty­cyjną.

Teraz, po roz­pi­sa­niu budżetu, przej­rzyj wszyst­kie kate­go­rie i zasta­nów się, czy widzisz gdzieś nie­po­trzebne trans­ak­cje. Może poszłaś trzy razy po drobne zakupy do sklepu, mimo że mogłaś kre­atyw­nie wyko­rzy­stać resztki z lodówki? Zasta­nów się, na czym mogła­byś zaosz­czę­dzić. Może masz jakiś rachu­nek, który jest zbyt duży i łatwo możesz go zmniej­szyć? Sprawdź swoje umowy na tele­fon, kablówkę, Net­flix… dosłow­nie wszystko. Na rachun­kach oszczę­dzam ponad 720 fun­tów rocz­nie, czyli 60 fun­tów mie­sięcz­nie. Tę kwotę prze­zna­czy­łam na kie­szon­kowe dla dzieci. Jestem pewna, że i u cie­bie uda się zna­leźć podobne oszczęd­no­ści.

Przyj­rzyj się opła­tom za kablówkę. Czy potrze­bu­jesz wła­śnie takiego pakietu? Jeśli nie, zre­zy­gnuj z niego lub zmień na tań­szy. Jeśli cho­dzi o tele­fon, sprawdź swój abo­na­ment lub ofertę na kartę. Czy wyko­rzy­stu­jesz to, za co pła­cisz? Ja zre­zy­gno­wa­łam z pła­ce­nia za pakiet roz­mów, z któ­rego ni­gdy nie korzy­sta­łam, ponie­waż zawsze piszę maile lub dzwo­nię za darmo przez What­sApp. Dzięki temu na dwóch tele­fonach zaosz­czę­dzi­łam ponad 30 fun­tów mie­sięcz­nie.

Prąd, woda, gaz, spół­dziel­nia – zadzwoń i zapy­taj, czy dostawcy mogą ci zaofe­ro­wać lep­szą ofertę niż obecna. Jeśli jesteś w trud­nej sytu­acji, skon­tak­tuj się ze spół­dziel­nią i spy­taj, czy ofe­rują zniżki lub zasiłki prze­zna­czone dla osób w kry­zy­sie. Dobra wola i chęć pój­ścia na ugodę zawsze dzia­łają lepiej niż cze­ka­nie do ostat­niej chwili. Kiedy pod­ję­łam stu­dia, dosta­łam 20% zniżki na poda­tek miesz­ka­niowy, który musia­łam pła­cić co mie­siąc. Póź­niej, gdy już miesz­ka­łam sama z dziećmi, jako stu­dentka byłam zwol­niona z jego uisz­cza­nia. Dzięki temu w moim budże­cie zna­la­zło się dodat­kowe 140 fun­tów mie­sięcz­nie. Te kwotę prze­zna­cza­łam na budo­wa­nie fun­du­szu awa­ryj­nego.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki