Nikola Tesla. Zapomniany geniusz - Shannon Patrick - ebook + audiobook

Nikola Tesla. Zapomniany geniusz ebook i audiobook

Shannon Patrick

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Nikola Tesla był niedocenionym za życia geniuszem elektrotechniki. Jednym z najwybitniejszych umysłów nowożytnego świata, autorem ponad 300 patentów i twórcą przeszło 120 wynalazków, które przyczyniły się do dynamicznego rozwoju inżynierii elektrycznej i innych gałęzi nauki w XX wieku. Bez niego nieznane byłyby m.in. elektrownie wodne, prąd zmienny, prądnica, pilot do telewizora, roboty przemysłowe ani radio. Jego życie kryje również wiele tajemnic. Podobno wymyślił promienie potrafiące strącać samoloty z odległości kilkuset kilometrów, bezprzewodową transmisję prądu, potrafił kontrolować pogodę… O tajemniczych urządzeniach, które demonstrował jedynie wybranym osobom, do dzisiaj krążą legendy. Sam twierdził, że pomysły zawdzięcza trójwymiarowym wizjom, które stają mu przed oczami. Jeszcze w 1919 roku mówił: „Świat nie jest gotowy na moje projekty”.


Dlaczego więc ten fascynujący, zasłużony i zarazem niedościgniony umysł umarł w samotności i ubóstwie, z opinią ekscentryka, dziwaka i mrocznej, nieco demonicznej osoby, podejrzanej o współpracę z siłami nadprzyrodzonymi? Przez dziesiątki lat był praktycznie zapomniany przez świat, który zawdzięcza mu tak wiele. Od niedawna powraca do zbiorowej pamięci dzięki kilku filmom, wielu publikacjom i samochodowi marki Tesla, model S.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 549

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 16 godz. 49 min

Lektor: Jacek Dragun
Oceny
4,6 (80 ocen)
51
24
5
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Jaj0229dbpw

Nie oderwiesz się od lektury

Najlepsza biografia Tesli jaka czytałem.
00

Popularność




Redakcja

Maria Kania

Projekt okładki

Maksym Leki

Ilustracja na okładce i stronach tytułowych

© lantresman / Wikimedia Commons

Redakcja techniczna, skład i łamanie

Damian Walasek

Opracowanie wersji elektronicznej

Grzegorz Bociek

Korekta

Urszula Bańcerek

Wydanie I, Chorzów 2020

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA

41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3 C

tel. 600 472 609

[email protected]

www.videograf.pl

Dystrybucja: LIBER SA

01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21

tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12

[email protected]

dystrybucja.liber.pl

© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2018

ISBN 978-83-7835-778-0

Teraźniejszość jest ich.

Przyszłość, dla której pracuję, należy do mnie.

Nikola Tesla

Poświęcamy tak wiele czasu na sprawy pilne, że nie starcza go nam na sprawy ważne.

Iwonie w podzięce za anielską cierpliwość

Autor

Wprowadzenie

Odszedł z tego świata w samotności i ubóstwie, twierdząc do końca, że jako jedyny na całym świecie poznał prawdziwą naturę elektryczności. Zmarł o godzinie 22:30, w pokoju numer 3327 taniego hoteliku New Yorker na Manhattanie. Był 7 stycznia 1943 roku, prawosławne Boże Narodzenie. Na zewnątrz dął zimny wiatr, który porywał z chodnika drobiny śniegu i wzbijał je w górę. Wirowały w powietrzu, rozpraszając światła latarń. Temperatura, wedle prognozy nowojorskiego radia, spadła tej nocy do–8 stopni Celsjusza. Badający ciało sądowy ekspert nazwiskiem H.W. Wembly orzekł, że przyczyną śmierci była zakrzepica tętnicy wieńcowej. Zmarł we śnie, a ekspert nie stwierdziłżadnych podejrzanych okoliczności.

Leżał na łóżku, z rozrzuconą wokół grzywą śnieżnobiałych włosów. Spod krzaczastych brwi starca, uformowanych płytko w literę V, wyzierały czarne, niesamowite oczy. Przez bez mała osiemdziesiąt sześć lat uwielbiał straszyć ludzi swym niezwykłym wyglądem. Niektórzy twierdzili nawet, że jest obłąkany, ale tego ranka na jego twarzy malował się wyłącznie spokój. Jednym wydawał się dziwakiem i samotnikiem, innym – geniuszem. Byli tacy, którzy uważali go za szarlatana i fałszerza, ale też i tacy, którzy okrzyknęli go czarodziejem, wizjonerem, prorokiem i największym uczonym wszech czasów.

Nigdy nie uwolnił się od podejrzeń o współpracę z siłami nadprzyrodzonymi. Ta opinia uniemożliwiła mu pozyskanie środków na realizację wielu nowatorskich planów. Jeszcze na początku dwudziestego wieku skonstruowany według jego pomysłu ogromny transformator, tak zwaną Wieżę Wardenclyffe na wyspie Long Island, mieszkańcy pobliskiej wsi Shoreham określali jako „wynalazek diabła”. 4 lipca 1917 roku eksplozja dynamitu rozniosła wieżę w drobny mak. Czarodziej z Wardenclyffe – jak go czasami nazywano – utracił swój czarodziejski zamek. Urządzenie, które miało odmienić świat i zapewnić ludziom darmową energię, wylądowało na złomowisku niczym nikomu niepotrzebne śmieci… W swojej pracy zawsze kierował się rozumem i poszanowaniem zdobyczy nauki, ale jego śmiałe wizje zdecydowanie wyprzedzały czasy, w których żył.

W momencie śmierci miał ogrom długów i opinię mrocznej, demonicznej postaci. Być może na nią zasługiwał, przede wszystkim jednak był niedocenionym za życia geniuszem elektrotechniki, jednym z największych umysłów w historii nauki, autorem przynajmniej trzystu patentów i twórcą przeszło stu dwudziestu pionierskich wynalazków, które zrewolucjonizowały nasz świat. Wiele przyczyniło się do dynamicznego rozwoju inżynierii elektrycznej i innych ważnych dziedzin nauki i techniki w dwudziestym wieku, a część jego prac i pomysłów do dziś znajduje zastosowanie w astronautyce, motoryzacji, wojskowości, medycynie i wielu innych obszarach wiedzy. Wniósł ogromny wkład w rozwój elektrotechniki, elektromagnetyzmu, radiotechniki, informatyki, robotyki, fizyki cząstek… Długo by wymieniać.

Pozostawił światu między innymi innowacyjną prądnicę prądu zmiennego, silnik elektryczny, turbinę talerzową, elektrownię wodną, dynamo rowerowe, baterie słoneczne, autotransformator, świetlówkę, rezonansową cewkę wysokonapięciową. Skonstruował radio oraz urządzenia sterowane falami radiowymi. Przyczynił się do rozwoju energetyki słonecznej i wodnej oraz robotyki, forsował koncepcję bezprzewodowego oświetlenia i transmisji danych. Bez niego mogłoby nie być pilotów do telewizora, jak również telefonii komórkowej.

Niektórzy wiążą nazwisko Tesli z głośnym Eksperymentem Filadelfijskim, przeprowadzonym (podobno) 23 października 1943 roku na amerykańskim okręcie wojennym USS Eldridge, stacjonującym w Bazie Sił Morskich USA w porcie Filadelfia, i zakończonym tragedią. Według spekulacji, eksperyment miał dowieść istnienia i zbadać właściwości jednobiegunowego pola magnetycznego. Jednolitą teorię pola, stanowiącą podstawę eksperymentu, opracował Albert Einstein w latach 1925–1927. Jedną z cennych z punktu widzenia wojska właściwości takiego nieznanego współczesnej fizyce pola byłoby odchylanie promieni światła nawet o kilka procent, co z kolei miałoby umożliwić ukrycie obiektu znajdującego się w obszarze jego działania.

Skutki eksperymentu z biegiem czasu obrosły legendą. Podobno okręt otoczony został szarą mgłą, a następnie stał się całkowicie niewidoczny, czemu towarzyszył oślepiający błysk światła i… teleportacja. Według pewnych przekazów, został odnaleziony kilkaset kilometrów dalej. Znaczna część załogi rzekomo poniosła śmierć, zaginęła lub zapadła na choroby umysłowe.

Istnieje hipoteza, która zakłada, że tak zwaną katastrofę tunguską spowodował nie kto inny, lecz właśnie Nikola Tesla. Według tej koncepcji tajemnicza eksplozja w rosyjskiej tajdze miała nastąpić w wyniku przesłania energii na odległość, do czego wykorzystano nadajnik w Wardenclyffe.

30 czerwca 1908 roku. W dolinie rzeki Podkamienna Tunguska, siedemset pięćdziesiąt kilometrów na północ od Irkucka, wstawał świt. Nagle rozległ się huk, pojawił się grzyb ognia i dymu, a za nim przewracająca wszystko fala gorąca. Ludzie byli przekonani, że nadszedł koniec świata.

Wybuch nastąpił daleko od osiedli ludzkich, a mimo to wyrządził wielkie szkody. Zdarzenie zanotowały sejsmografy oddalone o tysiąc kilometrów od miejsca eksplozji, a jeszcze czterdzieści osiem godzin później świadkowie twierdzili, że chmura pyłu w atmosferze rozświetliła nocne niebo w… Londynie. Prawie sześć tysięcy kilometrów od miejsca wybuchu (w linii prostej).

Pierwsza ekspedycja pojawiła się w dolinie rzeki dopiero trzynaście lat później. To, co zobaczyli badacze, przerosło ich najśmielsze oczekiwania. W samym środku gęstej tajgi, na obszarze dwóch tysięcy kilometrów kwadratowych nie ostało się ani jedno drzewo. Wszystkie zostały poprzewracane i wyglądały jak wysypane z pudełka zapałki. Obliczono później, że siła wybuchu musiała być równoważna detonacji od dwudziestu do czterdziestu milionów ton trotylu. Oznacza to, że tysiąckrotnie przekraczała moc bomby, którą Amerykanie zrzucili w 1946 roku na Hiroszimę. Co ciekawe, po owej potężnej eksplozji nie powstał w ziemi żaden lej, choć jego średnica winna wynieść około kilometra.

Do dziś dnia jest to jedno z bardziej tajemniczych wydarzeń minionego stulecia. Każdy popularny naukowiec – nie mówiąc już o dziennikarzach – miał swoją hipotezę tego, co stało się na Syberii. Ciekawość międzynarodowej społeczności podsycił fakt, że pierwsza ekspedycja badawcza nie znalazła żadnych jednoznacznych śladów mocno przemawiających za którąkolwiek teorią. A tych było bez liku: tłumacząc zjawisko, mówiono o eksplozji nieznanej bomby, awarii UFO, uderzeniu w Ziemię komety, planetki lub meteorytu lodowego (za czym przemawiałyby współczesne zdjęcia satelitarne),wreszcie o tajemniczym działaniu sił tektonicznych i o wyziewach gazów bagiennych.

Tak się składa, że w czasie gdy Robert Peary podjął w 1908 roku próbę zdobycia bieguna północnego, Tesla zmagał się z największymi kłopotami finansowymi. Czuł się niedoceniony i zdradzony przez sponsorów. Będąc na dnie rozpaczy, wynalazca zapragnął podjąć ostatni wysiłek w celu udowodnienia światu, iż jego prace nie są iluzją, dlatego też (być może) skierował wiązkę swych promieni w poprzek trasy, jaką podążał amerykański polarnik. Jeśli chciał zwrócić na siebie uwagę, nie było lepszej okazji; oczy całego świata z uwagą śledziły siedemsetsiedemdziesięciopięciokilometrową marszrutę Pearego z bazy na wyspie Ellesmere’a aż do bieguna północnego. Gdyby Tesla, niczym czarnoksiężnik, stopił przed Pearym lód poprzez naciśnięcie jednego przycisku w swoim urządzeniu, jego imię z miejsca przeszłoby do historii. Być może jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. Serb pomylił się w obliczeniach albo też raz wyzwolonej energii nie dało się już okiełznać…

Jeśli nakreślimy na mapie linię łączącą Long Island, gdzie mieścił się nadajnik Tesli, i biegun północny, odkryjemy, że miejsce katastrofy tunguskiej odległe jest od wyspy Ellesmere’a, skąd wyruszył Peary, o zaledwie dwa stopnie! A zatem byłaby to niewielka pomyłka w obliczeniach, w praktyce zmieniająca jednak wszystko.

W liście do redakcji „New York Timesa”, datowanym na 21 czerwca 1908 roku, Nikola Tesla napisał, że w przyszłości działania wojenne powinny być prowadzone z użyciem fal elektrycznych, które miałyby się stać bardzo skutecznym narzędziem destrukcji. Dziewięć dni później rosyjską tajgą wstrząsnęła niewyobrażalna eksplozja…

Czy mógł ją spowodować jeden człowiek – dziwak i ekscentryk, Nikola Tesla? Na to pytanie, jak i na wiele innych, zapewne nigdy nie znajdziemy odpowiedzi.

Są i tacy, którzy twierdzą, że słynny naukowiec wymyślił wehikuł czasu i aparat do fotografowania myśli… Z pewnością to zbyt daleko idące wnioski, ale jego duży wkład w rozwój wielu kierunków nauki jest oczywisty. Zagadką pozostaje także teoria pola torsyjnego, za pomocą której można ponoć udowodnić między innymi istnienie prędkości szybszych od światła. Trudno przy tym nie zauważyć, że Tesla prowadził swoje badania dla dobra ludzkości, a nie z prymitywnej chęci zysku czy ulotnej sławy.

Będę usatysfakcjonowany, jeśli ktoś powie, że dzięki mojej pracy przyczyniłem się do zadowolenia i szczęścia drugiego człowieka – napisał w swej autobiografii.

Ilu wynalazków nie zdążył opatentować? Tego nie dowiemy się nigdy. Większość jego notatek (głównie w formie mikroskopijnych szkiców tworzonych na przypadkowych skrawkach papieru i serwetek) spłonęła podczas pożaru jego nowojorskiego laboratorium w 1895 roku. Nie było zresztą tych zapisków tak wiele. Jak sam przyznał w swojej krótkiej autobiografii, eksperymenty przeprowadzał przede wszystkim we własnej wyobraźni. Zmieniał swoje wyobrażenia dopóty, dopóki wszystkie elementy do siebie nie pasowały. Wówczas przekucie pomysłu w czyn stawało się jedynie formalnością.

Eksperyment zawsze wychodził tak, jak sobie zaplanowałem – twierdził.

Jego niezwykłe i przewrotne życie było pasmem przeplatających się zwycięstw i klęsk. Historia Tesli dobitnie pokazuje, że mimo wspaniałych perspektyw nie zawsze otrzymuje się uczciwą zapłatę. Wielokrotnie bywał oszukany i wyzbyty z godności, wielokrotnie też upadał i się podnosił, a jedyną jego siłą napędową były marzenia i pasja. Okradano go z pomysłów, których sam nie był w stanie zamienić w finansowy sukces. Mógł zostać milionerem, jednak zmarł w biedzie i samotności, pozostawiając nam jednocześnie spadek w postaci odkryć, które do dziś napędzają świat.

Już za życia budził kontrowersje i przyciągał uwagę dziennikarzy. Genialny wynalazca osiągnął krótkotrwałą popularność w pierwszej i drugiej dekadzie dwudziestego wieku. Zainteresowały się nim wtedy media i świat nauki, spekulowano nawet o przyznaniu mu Nagrody Nobla w 1915 roku. Jego prace dotyczące zastosowania prądu zmiennego wszelkimi sposobami próbował dyskredytować Thomas Edison, a Guglielmo Marconi opatentował wynalazek radia, choć w swojej pracy oparł się na bezczelnie „ściągniętych” od niego patentach. To właśnie jedna z tych historii, które potwierdzają, że odpowiednio długo powtarzane kłamstwo może zostać uznane za prawdę. Guglielmo Marconi – znany większości jako zdobywca Nagrody Nobla za wynalezienie radia – wykorzystał pomysły Tesli do opracowania swojego wynalazku. Dopiero w 1943 roku Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych przyznał prawa patentowe właściwej osobie. Tylko… kto o tym pamięta?

Po śmierci uczonego jego gwiazda zaczęła jednak przygasać. W zbiorowej świadomości o wiele wyraźniej zapisali się inni wynalazcy tamtej epoki, jak Edison, Marconi czy Alexander Graham Bell. Dopiero od niedawna można zaobserwować wielki wzrost zainteresowania postacią tego niezwykłego ekscentryka,„odpowiedzialnego”za wiele przełomowych wynalazków.

Skromny syn prawosławnego prezbitera, zwykły chłopak z serbskiej wioski, krnąbrny student, współpracownik, a później wielki rywal Thomasa Edisona. Hazardzista, inżynier i nie zawsze odnoszący sukcesy przedsiębiorca. Geniusz, wariat i cierpiący na liczne fobie dziwak. Umysł porównywalny do Leonarda da Vinci. Władca piorunów, ojciec i pionier elektryczności. Oto Nikola Tesla – wielki wizjoner i jeden z najbardziej fascynujących wynalazców w historii techniki. Człowiek, którego zahipnotyzował prąd – jego obsesja, mania i natręctwo – dzięki czemu oświecił świat spowity dotychczas tlącym się płomieniem lampy naftowej, zapoczątkowując tym samym prawdziwą elektryczną rewolucję.

Elektryczność, jako zjawisko fizyczne, istniała już od zarania dziejów. Podstawowe budulce naszego świata zawierają w sobie naładowane cząsteczki elementarne, obdarzone ładunkiem elektrycznym. Fenomen elektryczności statycznej znany był już starożytnym Grekom sześćset lat przed naszą erą, natomiast nowsze badania eksperymentalne przeprowadzono w siedemnastym i osiemnastym stuleciu.

Nagromadzenie dużej ilości ładunku elektrycznego manifestuje się zwykle wyładowaniem – gwałtownym i krótkotrwałym przepływem ładunku w postaci prądu o wysokim napięciu. Generowanie prądu elektrycznego w sposób ciągły było nierealne aż do początku dziewiętnastego wieku. W 1800 roku włoski fizyk Alessandro Volta napisał do przewodniczącego Towarzystwa Królewskiego w Londynie, Josepha Banksa list, w którym objaśnił konstrukcję urządzenia zdolnego do wytwarzania elektryczności w sposób ciągły. Był to tak zwany stos Volty lub, inaczej, ogniwo chemiczne złożone z ułożonych na przemian cynkowych i srebrnych płytek, oddzielonych warstwami papieru nasączonego wodnym roztworem soli kuchennej.

Naukowcy szybko zrozumieli, jak potężne narzędzie uzyskali dzięki temu odkryciu. Angielski chemik i fizyk Humphry Davy rozwinął konstrukcję stosu Volty (nazwanego później baterią), dzięki czemu w ciągu ośmiu lat zdołał metodami elektrolitycznymi wyodrębnić nowe pierwiastki: sód, potas, magnez, wapń, stront oraz bar. Obecnie trudno wyobrazić sobie życie bez elektryczności, która jest powszechnie wykorzystywanym nośnikiem energii. Stosujemy ją wszędzie – od najprostszych urządzeń, takich jak żelazko i lampa, przez telewizor i komputer, aż po silniki montowane w ekologicznych samochodach.

Powszechnie uważa się, że to on „wynalazł” dwudziesty wiek. To nieprawda. Dwadzieścia jeden to poprawny numer stulecia, którego prekursorem był Nikola Tesla.

Trudno znaleźć drugiego wynalazcę, którego życiorys obrósł tak wieloma mitami i został tak bardzo przeinaczony, jak ma to miejsce w jego przypadku. Właśnie ta wybuchowa mieszanka stworzyła nieobaloną do dziś legendę Tesli. Choć większość jego pomysłów nigdy nie doczekała realizacji, położył podwaliny pod przyszłość, dla której – jak sam twierdził – tworzył.

Tesla już od wczesnego dzieciństwa podróżował w czasie i przestrzeni. Za sprawą tej niezwykłej przypadłości śnił na jawie, odwiedzając fantastyczne miasta oraz kraje. W wydanym przez czasopismo „Electrical Experimenter” w 1919 roku autobiograficznym cyklu wspomnień My Inventions pisał:

Żyłem tam, spotykałem ludzi, nawiązywałem przyjaźnie oraz znajomości i, co wydać się może niewiarygodne, były mi one równie drogie jak te z normalnego życia.

Ze wspomnianych „podróży” przywoził niezliczone projekty, które opracowywał w najdrobniejszych wręcz detalach i których zwykle nie przenosił na papier, ponieważ nie cierpiał rysować, a jeśli już musiał, kreślił schematy małe jak znaczki pocztowe.

Nadawanie realnego kształtu surowej idei, jak to się zwykle czyni, nie jest, jak utrzymuję, niczym więcej niż stratą energii, pieniędzy i czasu – twierdził.

Za tę rzadko spotykaną umiejętność Tesla – swoją drogą cierpiący na liczne nerwice natręctw – zapłacił bardzo wysoką cenę. Wyostrzone do granic możliwości zmysły były źródłem udręki: dźwięk dorożki wprawiał jego ciało w drżenie, gwizdek przejeżdżającej w oddali lokomotywy sprawiał fizyczny ból, a mrugające światło miażdżyło czaszkę.

Życie Tesli było pełne tajemnic, ciężkiej pracy i tak niezwykłych pomysłów, że jego poczynaniom pilnie przyglądało się FBI. Badaniami naukowca interesowali się także amerykańscy wojskowi, ponieważ pracował nad bronią wykorzystującą promienie laserowe i cząsteczkowe oraz infradźwięki. Podobno opracował metodę wytwarzania tajemniczych promieni, potrafiących strącać samoloty z odległości ponad dwustu mil. (Tesla uważał, że jego broń uniemożliwi w przyszłości wojny, bo jeśli państwa będą dysponować tak straszliwym orężem, jakikolwiek atak stanie się niemożliwy). W 1937 roku zaproponował podobno dostarczenie swojego systemu uzbrojenia największym mocarstwom, lecz jego oferta nie wywołała oczekiwanego entuzjazmu. Wyjątkiem był (podobno) Związek Sowiecki, który miał jakoby zapłacić mu dwadzieścia pięć tysięcy dolarów za wstępne plany.

Spora część dokumentów dotyczących genialnego wynalazcy została odtajniona dopiero przed kilkoma laty, na mocy ustawy o swobodnym dostępie do informacji. Raporty te poświadczają między innymi, że agenci Federalnego Biura Śledczego chodzili za nim krok w krok. Niektórzy sugerują, że ich głównym zadaniem było zbieranie wyrzucanych przez niego serwetek, na których notował różne rzeczy.

Wiele akt dotyczących tej sprawy do dziś otoczonych jest klauzulą najwyższej tajności. Podejmowane na przestrzeni wielu lat przez wielu ludzi tropy wiodły zwykle na manowce. Ktoś zresztą bardzo się postarał, żeby tak było. Rezultatem rozlicznych badań i śledztw są jedynie mniej lub bardziej wiarygodne teorie. Być może Tesla zabrał tajemnicę swej superbroni do grobu?

Mówi się też, że wynalazł urządzenie czerpiące energię Wszechświata. Można by to uznać za fantastykę naukową, gdyby nie fakt, że po jego śmierci z pokoju hotelowego zniknęły wszystkie zapiski i notatnik z napisem „sprawy rządowe”, a administracje państwowe do tej pory nie udostępniają materiałów Tesli.Jeszcze w roku 1980Margaret Cheney, podczas zbierania materiałów do biografii wynalazcy1, prosiła liczne agendy – powołując się na ustawę o wolności informacji – o dostęp do jego archiwum. Początkowo rząd uporczywie zaprzeczał, jakoby posiadał te papiery, później Departament Obrony przyznał, iż je ma, lecz odmówił autorce wglądu do nich, zasłaniając się względami bezpieczeństwa narodowego.

1Margaret Cheney,Tesla:Man Out of Time, A Touchstone Book, New York 2001.

Zwolennicy teorii spiskowych uważają, że wiele tajnych wynalazków stworzonych przez USA w drugiej połowie dwudziestego wieku mogło powstać na bazie jego notatek. Z pewnością rozpoczął też debatę nad tak tajemniczymi zagadnieniami, jak kontrola pogody, broń energetyczna czy bezprzewodowa transmisja prądu. Szereg jego koncepcji zostało po śmierci wynalazcy utajnionych przez rząd Stanów Zjednoczonych i w fazę realizacji weszło całkiem niedawno. Przykładem może tu być bomba elektromagnetyczna, nazywana często bombą E, rzekomo użyta przez US Army podczas wojny w Afganistanie.

Bomba elektromagnetyczna wywołuje impuls elektromagnetyczny o dużej mocy, unieruchamiający urządzenia elektroniczne. Wykorzystuje zjawisko znane już od 1962 roku, kiedy to podczas detonacji bomby wodorowej o mocy 1,4 megaton nad środkowym Pacyfikiem, na wysokości trzydziestu kilometrów zostały zniszczone wykorzystywane w pobliżu instalacje satelitarne. Doprowadziło to również do blokady łączności radiowej na oceanie przez około pół godziny (zakłócona była nawet praca stacji radiowych oddalonych o tysiąc dwieście kilometrów od miejsca eksplozji). Jak się okazało, wywołana w czasie wybuchu uderzeniowa fala elektromagnetyczna wzbudziła duże prądy – indukowane w antenach, kablach elektrycznych i elementach metalowych – niszczące wszystkie niezabezpieczone podzespoły elektroniczne. Późniejsze obliczenia wykazały, że pojedynczy wybuch jądrowy o mocy stu kiloton na wysokości stu dziesięciu kilometrów może wygenerować niszczący „elektronikę” impuls elektromagnetyczny na powierzchni równoważnej połowie terytorium Stanów Zjednoczonych. Okazało się też, że do wygenerowania impulsu elektromagnetycznego (IEM) o tak dużej mocy wcale nie jest konieczna bomba atomowa. Z tych powodów broń E zaliczana jest do broni konwencjonalnej, a nie jądrowej. Skutki, jakie może przynieść jej zastosowanie, pozwalają na zakwalifikowanie do grona broni masowego rażenia, razem z bronią atomową, biologiczną i chemiczną.

Broń E okryta jest wielką tajemnicą. Jak dotąd nikt jeszcze oficjalnie nie przyznał się do jej posiadania, chociaż specjaliści z krajów zachodnich twierdzą stanowczo, że mają ją przynajmniej Stany Zjednoczone i Rosja. Nie jest również pewne, czy ktoś z tej broni już skorzystał.

Dużo zamieszania wprowadziła książka Information Warfare, w której Winn Schwartau opisał tajne rakiety amerykańskie użyte podczas wojny z Irakiem. Miały one spowodować zakłócenia systemów łączności przez zastosowanie fali elektromagnetycznej. Tymczasem Amerykanie wykorzystali tam kilka rakiet Tomahawk z ładunkiem specjalnie uformowanego włókna węglowego. Pociski grafitowe, rozsypane nad liniami i instalacjami energetycznymi, powodowały zwarcia i uciążliwe zaciemnienie w Bagdadzie. Również te zakłócenia zostały niesłusznie przypisane broni E. W 2003 roku „The Guardian” podał, że w czasie pierwszych dni ataku na Irak na lotniczej rakiecie manewrującej AGM-86 Cruise zastosowano głowicę bojową E. Podobno decyzja o użyciu tego rodzaju uzbrojenia była podyktowana chęcią zapobieżenia stratom wśród ludności cywilnej, obok siedlisk której rozmieszczono stanowiska obrony przeciwlotniczej. Podejrzewając najgorsze, w czasie wojny w Zatoce Perskiej niektórzy dziennikarze w Bagdadzie owijali swój sprzęt elektroniczny w folię aluminiową, chcąc go uchronić przed nową bronią elektromagnetyczną, którą jakoby mieli stosować Amerykanie. Jednak to, co wtedy było tylko plotką, może stać się już wkrótce rzeczywistością. Wtedy niektórzy wojskowi uzyskają środek, który w danym miejscu i czasie skutecznie wyłączy patrzącą im na ręce telewizję.

Poczucie zagrożenia zwiększyła prezentacja Winna Schwartaua, przeprowadzona w styczniu 1999 roku. Stosując przenośny generator silnej fali elektromagnetycznej, zniszczył on podczas konferencji w Waszyngtonie dwa stojące w odległości kilku metrów komputery. Później unieruchomiono w ten sam sposób samochód. Od razu zostało to wykorzystane przez kilka firm, które dzisiaj oferują na rynku systemy pozwalające policji zatrzymywać samochody i łodzie kierowane przez przestępców.2

2Za: Maksymilian Dura,Bomba elektromagnetyczna – coraz realniejsze zagrożenie,https://nt.interia.pl/technauka/news-bomba-elektromagnetyczna-coraz-realniejsze-zagrozenie,nId,1706767 [dostęp: 1.01.2020].

Tesla był człowiekiem niezwykłym, a jego wpływ na rozwój technologiczny w dwudziestym wieku jest tak wielki, że trudno porównać go do jakiegokolwiek innego wynalazcy. O dziesiątki lat wyprzedził swoje czasy, chociaż współcześni mu naukowcy nie byli w stanie w pełni zrozumieć jego odczytów. Patrzyli jak zahipnotyzowani, gdy przedstawiał efekty wizualne swoich doświadczeń niczym poeta zakochany w czystym tańcu płomieni i świateł. Jego naukowe twierdzenia miały uzasadnienie właśnie w doświadczeniach, które przeprowadzał osobiście i powtarzał przynajmniej po dwadzieścia razy. Naukowy świat nie akceptował jego teorii promieni kosmicznych, ale po trzydziestu latach doktor Robert A. Millikan je potwierdził. Wizjonerskie tezy wynalazcy wstrząsały całymi obszarami nauki. Przewidział istnienie sztucznej promieniotwórczości na długo przed Marią Skłodowską-Curie, odkrył mikroskop elektronowy zanim Ernst Ruska i Max Knoll skonstruowali pierwszy egzemplarz orazzdjęcia rentgenowskie na kilka lat przed Wilhelmem Roentgenem.

Trzej laureaci Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki – Robert Millikan, Arthur Compton i James Franck – oświadczyli wspólnie, że Tesla był jednym z największych umysłów, jakie znał świat, człowiekiem, który utorował drogę wielu ważnym technicznym zdobyczom naszych czasów. Trudno sobie wyobrazić, jak wyglądałby świat bez jego odkryć, ale jeszcze trudniej jest wyobrazić sobie sytuację, kiedy wszystkie pomysły naukowca zostałyby wcielone w życie. Gdyby spotkał na swojej drodze więcej przyjaciół niż wrogów i gdyby więcej ludzi żyjących w jego epoce go rozumiało.

Nikola Tesla do dzisiaj przyciąga zwolenników różnorodnych teorii spiskowych, którzy uważają, iż wiele jego wynalazków jest dotąd skrzętnie ukrywanych przez amerykański rząd, bo stały się one kiedyś śmiertelnym zagrożeniem dla korporacji czerpiących zyski ze sprzedaży prądu. Jego zuchwałe zapowiedzi darmowej energii dla każdego wprawiły podobno w panikę ludzi z Wall Street. Kiedy był u szczytu swoich możliwości twórczych, nagle wszyscy sponsorzy, którzy zarobili krocie na jego wynalazkach, wycofali się z finansowania eksperymentów. Za pomocą rozmaitych intryg usiłowali zepchnąć go na margines świata nauki.

Ostatnimi laty powstało o nim wiele publikacji, filmów dokumentalnych i reportaży, jednak rzadko kto kojarzy go bezpośrednio z jego dokonaniami i odkryciami. Dopiero wiele lat po śmierci wynalazca doczekał się także niezliczonych upamiętnień i honorów. Dziś Stany Zjednoczone z dumą rozprawiają o zasługach Tesli, przypisując sobie największą rolę w ochronie jego talentu, widząc w nim zresztą bardziej Amerykanina niż Serba. Pozostaje więc zapytać: dlaczego ten fascynujący, zasłużony i zarazem niedościgniony umysł umierał w nędzy i zapomnieniu?

Próbie odpowiedzi na to pytanie, a także przedstawieniu sylwetki tego niezwykłego człowieka, służy niniejsza publikacja.

Ostatnimi laty pamięć o Nikoli Tesli stopniowo odżywa w zbiorowej świadomości, on sam zaś odzyskuje należne mu miejsce w panteonie największych wynalazców. Ważne jest jednak, by pamiętać go za rzeczywiste, a nie wyimaginowane dokonania. Mitologizacja prowadzi bowiem do sytuacji, w której tracimy z oczu prawdziwego człowieka i zapominamy o jego rzeczywistych zasługach.