52,99 zł
Baza wiedzy o tym, co każdy z nas powinien wiedzieć, a z jakiegoś powodu stanowi temat tabu
Mimo że stajemy się społeczeństwem otwartym, a seksualność inna niż hetero przestaje dziwić i szokować, to edukacja seksualna w Polsce pozostawia wiele do życzenia. Wciąż brakuje powszechnej świadomości o tym, że każdy z nas może kochać, kogo chce i jak chce, a także identyfikować się w dowolny sposób. Trudno też mówić o powszechnej akceptacji dla tego, co inne.
Naprzeciw tym trudnym tematom wychodzi Meg Krajewska, osoba niebinarna, która opracowała kompendium wiedzy dotyczącej ludzkiej tożsamości i seksualności. Uzupełniła je wywiadami z osobami transpłciowymi, aseksualnymi czy genderfluid, a także własnymi spostrzeżeniami i przemyśleniami. To pozycja obowiązkowa dla każdego, kto chciałby poszerzyć swoją wiedzę na temat płci – a przecież obecnie to niezbędne, by świadomie funkcjonować w społeczeństwie.
Przeważnie rodzice decydują się na poznanie płci dziecka już w trzecim miesiącu ciąży, podczas badania USG. Już wtedy w głowach rodziców zaczyna kreować się wizja, kim ta osoba będzie, na jaki kolor pomalować ściany, jakie ubranka będzie nosić ten mały człowiek i jak dać mu na imię. (…) Postępowanie według utartych schematów zakłada, że jeśli będzie to córeczka, to będzie pomagała mamie, a jeśli chłopiec, to zapewne przejmie kiedyś te same obowiązki co tata. Transpłciowości raczej nie bierze się pod uwagę, z jednej prostej przyczyny – bo nic się o niej nie wie. Kiedy po badaniu dowiadujemy się, że będziemy mieli córeczkę lub synka, nikt nie uświadamia nas, że to jedynie spekulacje na temat płci, a nie gwarantowana płeć dziecka.
Meg Krajewska
Jest absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Pracowała jako graficzka, designerka i redaktorka, a obecnie zajmuje się składem tekstu i przygotowywaniem publikacji do druku. Opiekuje się pieskami, uwielbia tańczyć i podróżować w nowe miejsca. Prowadzi warsztaty queerowe i działa na rzecz społeczności LGBTQ+.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 584
Nikt nie rodzi się hetero
Czym jest heteroseksualność? Warto pochylić się nad genezą tego słowa. Przedrostek hetero- zaczerpnięty jest z języka greckiego, w którym słowo to oznacza odmienność, rozmaitość, niejednorodność. Czyż nie brzmi to paradoksalnie? Weźmy teraz na tapet słowo heteronormatywność. Wydawałoby się, że normą w takim razie jest różnorodność. W rzeczywistości jest zupełnie na odwrót. Heteronormatywność widzi świat jako czarno-biały, a to bardzo wąska perspektywa. I nie chodzi tu o to, że teraz pojawiło się więcej nowych kolorów – możliwości. One istniały tak samo, jak istniała Australia, zanim pojawiła się na mapie świata. Z perspektywy wiemy już, że odkrycie i nazwanie wszystkich lądów na Ziemi było kwestią czasu. Tak samo, mam nadzieję, nauka o tożsamości człowieka stanie się w końcu wiedzą powszechną. Patrząc na to, jak długo zajęło ludzkości odkrywanie siebie, swojej tożsamości i różnorodności, postanowiłam dołożyć cegiełkę do budowania rzetelnej edukacji seksualnej i zwiększania świadomości innych. Być może Ty dołożysz kolejną?
Coraz więcej wiemy o zdrowym odżywianiu, o tym, jak negatywnie wpływa na nas stres, który odkłada się w organizmie niczym niechciane kilogramy. Coraz więcej mówi się o śnie i wyciszaniu dodatkowych bodźców na wieczór. Interesuje nas wszystko to, co dotyczy zdrowego stylu życia, ale zapominamy o tym, że zdrowie to nie tylko sfera fizyczna. Poza prawidłowym funkcjonowaniem naszego organizmu, jego układów i narządów ważne jest też nasze zdrowie psychiczne i seksualne. Mamy potrzeby, które musimy spełniać, by żyć, by być zdrowym i móc odczuwać szczęście. Chcemy wiedzieć, kim jesteśmy, i celu – takie pytania zadawano sobie jeszcze przed Talesem z Miletu. Niestety, w tym obszarze wciąż brakuje nam wiedzy. Temat tożsamości psychoseksualnej człowieka, który dotyczy każdej i każdego z nas, często jest pomijany w szkole i stosunkowo rzadko nadrabiany w domu. Wiedza o prawidłowym rozwoju i dojrzewaniu człowieka jest bardzo selektywna, często uproszczona i stereotypizująca, a niektóre jej sfery są wręcz demonizowane.
Przeważnie rodzice decydują się na poznanie płci dziecka już w trzecim miesiącu ciąży, podczas badania USG. Już wtedy zaczyna kreować się wizja, kim ta osoba będzie, na jaki kolor pomalować ściany, jakie ubranka będzie nosić ten mały człowiek i jak dać jemu/jej na imię. Jeszcze pół roku przed jego/jej planowanym przyjściem na świat zaczyna się budować tory, po których dana osoba ma jechać przez całe życie. Postępowanie według utartych schematów zakłada, że jeśli będzie to córeczka, to będzie pomagała mamie, a jeśli chłopiec, to zapewne przejmie kiedyś te same obowiązki co tata. Transpłciowości raczej nie bierze się pod uwagę, z jednej prostej przyczyny – bo nic się o niej nie wie. Kiedy po badaniu USG dowiadujemy się, że będziemy mieli córeczkę, nikt nie uświadamia nas, że to jedynie spekulacje na temat płci, a nie gwarantowana płeć dziecka.
Rodzice stawiają jeszcze jedną tezę. Wychowują swoje potomstwo tak, jakby było heteroseksualne. Przyjmują, choćby nieświadomie, że ich córka będzie miała kiedyś męża lub że ich syn będzie miał żonę, i w takiej konwencji wychowują dzieci. Można by pomyśleć, że przeważnie nie niesie to za sobą większych konsekwencji, ponieważ mają rację. Ale czy osób cis hetero naprawdę jest więcej? To, co możemy zaobserwować w dzisiejszym świecie, to kompulsywna heteroseksualność. Dzieciństwo osób, teraz identyfikujących się jako lesbijki, geje czy osoby biseksualne, przepełnione było heteroseksualnymi wzorcami. Nie sprawia to oczywiście, że są mniej lub bardziejhomo- czy biseksualne, jedynie utrudnia im zrozumienie siebie. Nie znając spektrum romantyczności i seksualności człowieka, nie potrafią sobie wyobrazić innego życia niż heteronormatywne. Powielają zatem wyznaczone kulturowo schematy, często nie wiedząc, co jest źródłem ich nieszczęścia. Represjonują własną tożsamość, wchodzą w związki heteroseksualne, w których niekiedy pozostają bardzo długo, robiąc krzywdę nie tylko sobie, ale wszystkim, których ta sytuacja dotyczy. Takie i inne osoby ukrywające się w szafie wliczane są w populację osób cis hetero, co przekłamuje obraz tak zwanej większości. Tu, znów, pojawia się brak wiedzy, że może być inaczej. Pary homoseksualne też mogą zakładać rodziny i żyć szczęśliwie.
Czasem trudno jest nam pogodzić się z prawdą. Jak już ją poznamy, to udajemy, że tak nie jest albo że ten problem nas nie dotyczy. Czyjś syn, mąż, tata może być gejem, ale nie nasz. Trzeba zdawać sobie sprawę z pewnych faktów, jak z tego, że nasza tożsamość płciowa i seksualna uwarunkowana jest genetycznie i nie da się jej zmienić. Tak mówi medycyna XXI wieku, tak podają Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) oraz Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (APA). Pokazują nam to także doświadczenie, nieudane próby „naprawiania” innych, klęska terapii konwersyjnych, rozpadające się rodziny i samobójstwa osób niepotrafiących wpisać się w społeczno-kulturowe, nierzadko religijne, ramy heteronormatywności.
Moim marzeniem jest zredefiniowanie pojęcia normy. Mówiąc o normie powszechnej, mówimy tylko o normie cis hetero. A co z homonormą, transnormą? Co z tymi wszystkimi ludźmi, którzy się w heteronomie nie mieszczą? Jak słusznie zauważa jedna z moich rozmówczyń, Michalina, ci ludzie nie są nienormalni. Jeśli za normę przyjmiemy wszystko, co stanowi większość, to dojdziemy do wniosku, że ludzie rudzi, niepełnosprawni, leworęczni i mówiący po estońsku są nienormalni. A to chyba dość bezsensowne założenie. Ośmielę się też stwierdzić, że większość uznałaby je za bezczelne. Dlaczego zatem większość nie powie tego samego w momencie, kiedy gwałcone są prawa gejów, lesbijek, osób panseksualnych? Nie zapominajmy o tym, że milczenie to też przyzwolenie na przemoc.
Książka ta pisana jest w duchu feministycznym, równościowym i wolnościowym. Pomoże Ci zrozumieć, czym jest płeć, jakie aspekty posiada i w jaki sposób jest determinowana. Pokaże Ci, jak wąskie jest dotychczasowe pojęcie normy oraz jak wiele możliwości skrywa ludzka romantyczność i seksualność. Moi bohaterowie odpowiadają na trudne, intymne pytania, które pomagają zrozumieć różne barwy świata, zaspokajają ciekawość tych, którzy chcieliby wiedzieć, ale boją się zapytać. Kim są, jak się identyfikują i jakie trudności ich spotykają? Co to znaczy być kobietą? Czy można kochać więcej niż jedną osobę? Czy można kochać więcej niż jedną płeć? Jaki związek ma seksualność człowieka z seksem? Przed Tobą żywa encyklopedia pojęć, baza wiedzy o tym, co każdy z nas powinien wiedzieć, a z jakiegoś powodu jest to przed nami ukrywane.
Podziękowania
Kieruję je do wszystkich, którzy byli moim wsparciem podczas pracy nad książką, oraz do tych, którzy wspierali mnie przez lata. Zacznę od tych ostatnich, niech ostatni będą pierwszymi! To był bardzo gorący okres w moim życiu i bez Was nie miałabym siły, by tę pracę wykonać. Projekt Nikt nie rodzi się hetero wykluł się w mojej głowie w 2019 roku i dużo dla mnie znaczy, ponieważ powstał z myślą o Was. Zależy mi na waszej przyszłości i pragnę, by była ona jak najlepsza.
Dziękuję mojej mamie, która kocha mnie taką, jaka jestem, i która zawsze była ze mnie dumna. To Ty sprawiłaś, że mam oczy szeroko otwarte i podniesioną głowę.
Mojemu przyjacielowi i ówczesnemu partnerowi – za krzyczenie na mnie, że w polskim alfabecie nie ma litery „x”, i za robienie mi niespodzianek takich jak lody z kanguskami.
Obecnej partnerce Joan – za wsparcie i zaangażowanie w moje projekty, takie jak ten.
Moim osobom przyjacielskim – za zaangażowanie i za pomoc w sytuacjach krytycznych. Za redagowanie pierwszych tekstów, poszukiwanie ludzi chcących ze mną porozmawiać oraz za czas poświęcony na wspólną pracę, choć każde z Was pracowało nad czymś innym.
Mojej promotorce Katarzynie Kasi i promotorowi Błażejowi Ostoja Lniskiemu. Za cenne rady i dodawanie mi skrzydeł. Mojej redaktorce, Alicji Ulanickiej-Kuryś, która była nie tylko świetnym wsparciem technicznym, lecz także psychicznym. Ani Wieluńskiej – za pomoc przy projektowaniu Spektrum, fontu, który powstał na rzecz tej książki.
Dominikowi Haak – za czujne oko, dobre serce i cenne komentarze!
Moim kochanym bohaterom i bohaterkom – za udzielenie mi wywiadu, napisanie kilku słów do czytelników_czek w formie biogramu oraz poświęcony mi czas. Dziękuję też za wasze zaufanie, odwagę oraz za te wszystkie wspaniałe historie, których miałam ogromny zaszczyt posłuchać. Wszystkim tu wymienionym jeszcze raz gorąco dziękuję. Bez Was to by się mogło nie udać.
1
Binarność – w kontekście płci jest to założenie, zgodnie z którym istnieją jedynie dwie, przeciwne sobie płcie – męska i kobieca. Dychotomia płci jest głęboko zakorzeniona w kulturze zachodniej, polega na rozróżnieniu męskości od kobiecości oraz na perforowaniu przypisanych im cech, zachowań i ról społecznych mieszczących się w granicach swojej płci, czyli mężczyzny albo kobiety. Binarne mogą być zarówno osobycis-, jak i transpłciowe, dążące do ideałów płci przez nich odczuwanej.
Niebinarność – stoi w opozycji do binarności i zakłada istnienie tożsamości wybiegających poza dwa bieguny – kobiecości i męskości, które są wobec siebie alternatywne, a nie przeciwne; wychodzi szeroko poza schemat damsko-męski, łamie stereotypy i nie zamyka się w sztywno określonych ramach.
Cispłciowość – sytuacja, w której występuje zgodność między tożsamością płciową danej osoby a płcią nadaną jej przy narodzinach – przeciwieństwo transpłciowości. Osoby cispłciowe stanowią ponad 93% populacji. Są to kobiety (cis kobiety), którym przypisano płeć żeńską przy narodzinach, a ich ciało od urodzenia rozwijało się według biologicznych kryteriów żeńskich, oraz mężczyźni (cis mężczyźni), którym przypisano płeć męską przy narodzinach, a ich ciało od urodzenia rozwijało się według biologicznych kryteriów męskich.
Interpłciowość – łac. inter oznacza „między”. Osoby interpłciowe rodzą się ze zróżnicowanymi cechami płciowymi. Mogą posiadać genitalia (jak i inne cechy płciowe) niewskazujące jednoznacznie na którąś z binarnych płci. Stanowią do 1,7% populacji. Gdy interpłciowość dotyczy drugorzędowych cech płciowych, można ją stwierdzić od razu po urodzeniu, jeżeli dotyczy ona cech pierwszorzędowych, może opóźnić to jej rozpoznanie do okresu dojrzewania – na przykład dochodzi do odkrycia interpłciowości wówczas, gdy osoba AFAB (zaklasyfikowana przy narodzinach do grupy kobiet) nie doświadczy w okresie dojrzewania miesiączki.
Transpłciowość – występowanie rozbieżności między tożsamością płciową a płcią nadaną przy narodzinach. Mówiąc o osobach transpłciowych, nie mówimy o zmianie płci, ponieważ ich płeć odczuwalna pozostaje taka sama od urodzenia, przez całe życie. To, co może się zmienić, to plastyka ciała, ich wygląd ogólny, mówimy więc o procesie korekty płci. To, kiedy i na ile osoba transpłciowa podejmie kroki w kierunku wykonania zabiegów z zakresu korekty płci (GAS – Gender Affirmation Surgeries), jest bardzo indywidualne i nierównomierne.
Trans kobiety – kobiety, których płeć została błędnie oznaczona w akcie urodzenia, przez co zmuszone były funkcjonować społecznie jako chłopcy co najmniej w pierwszych latach swojego życia. Osoby przechodzące tranzycję w kierunku żeńskim, identyfikujące się z binarną kobiecością.
Trans mężczyźni – mężczyźni, których płeć została błędnie oznaczona w akcie urodzenia, przez co zmuszeni byli funkcjonować społecznie jako dziewczynki co najmniej w pierwszych latach swojego życia. Osoby przechodzące tranzycję w kierunku męskim, które identyfikują się z binarną męskością.
LGBTQIAP+ – społeczność osób nieheteronormatywnych, skrót, który po rozwinięciu brzmi: Lesbijki, Geje, osoby: Biseksualne, Transpłciowe, Genderqueer, Interpłciowe, Aseksualne, Panseksualne, natomiast plus oznacza wszystkie pozostałe osoby nieheteronormatywne, których poprzedzające go litery nie reprezentują.
Queer – ang. dziwak; początkowo zwrot ten miał wydźwięk pejoratywny, używany w odniesieniu do osób homoseksualnych, zazwyczaj pasywnych gejów czy sfeminizowanych hetero mężczyzn. Konotacje tego słowa zaczęły się zmieniać w latach 90., kiedy zaczęto go używać do określenia tożsamości seksualnej lub płciowej innej niż heteroseksualna czy cispłciowa. Słowo to przeszło drogę od hańby, przez sarkazm, po dumę. Obecnie używane zamiennie wobec całego skrótowca LGBTQ+, jak i jako literka Q do nazwania osób genderqueer.
Tożsamość płciowa – poczucie przynależności do jakiejś płci – jednej z dwóch binarnych– lub poczucie tożsamości płciowej wyrażone poza wymiarem binarnym. Istnieje wiele określeń dotyczących identyfikacji płciowej. Płeć jest różnie definiowana i określana w zależności od kręgów kulturowych. Gdy płeć nadana przy urodzeniu jest zgodna z tożsamością płciową, mówimy o cispłciowości; kiedy ta zgodność nie zachodzi, mówimy o transpłciowości.
Mizoginia – to nieodparta niechęć do kobiet u osoby, niezależnie od jej płci. Niechęć do kobiecości nazywamy femmefobią i dotyczy najczęściej mężczyzn przejawiających cechy kobiece.
Tożsamość płciowa
Tu powiemy sobie nie tyle o cispłciowości, co o binarności ogółem. Zacznijmy od tego, co nazywamy płcią biologiczną, chromosomalną (genotypową), gonadalną, hormonalną oraz somatyczną (fenotypową).
Człowiek posiada kariotyp, czyli zestaw chromosomów. Chromosomem decydującym o płci jest allosom. W chromosomie mamy 22 pary autosomów i 23. parę allosomów. U każdego występuje, dziedziczony po matce, jeden chromosom X. Różnice mogą nastąpić przy drugim chromosomie, dziedziczonym po ojcu. Drugi chromosom X od ojca decyduje o płci biologicznej żeńskiej, co daje układ chromosomów XX. Z kolei chromosom Y determinuje płeć biologiczną męską, co daje łącznie parę chromosomów XY. Bardzo rzadko zdarza się nieprawidłowość chromosomalna, w wyniku której dochodzi do występowania dodatkowego chromosomu X lub Y. Kariotyp XXX to trisomia chromosomu X, a XYY nazywany jest zespołem Jacobsa. Inne anomalie, które łączy posiadanie co najmniej jednego dodatkowego chromosomu X, nazywamy zespołem Klinefeltera.
Płeć gonadalną można określić po około sześciu tygodniach ciąży, po występujących gonadach, czyli gruczołach rozrodczych produkujących męskie bądź żeńskie komórki rozrodcze – gamety. Na wcześniejszym etapie rozróżnienie płci gonadalnej nie jest możliwe. Gonada może przekształcić się w jądro tylko dzięki chromosomowi Y – jeśli tego chromosomu brak, z gonady uformowane zostaną jajniki. Tak zyskujemy jądra bądź jajniki, które są naszymi cechami płciowymi pierwszego rzędu.
Następnie z gamet powstają genitalia. I tak przechodzimy do płci genitalnej, opartej na narządach zewnętrznych. Pochwa, srom, łechtaczka, macica, jajowody, prącie, moszna, nasieniowody, gruczoł krokowy, pęcherzyki nasienne i najądrza świadczą o cechach płciowych drugiego rzędu. Nasze narządy płciowe wewnętrzne, zewnętrzne, nasza postura, piersi, owłosienie, wszystko to, co powstało w dalszym rozwoju, buduje naszą płeć somatyczną.
Płeć hormonalna, oczywiście, związana jest z hormonami. Odpowiadają one za rozwój naszego organizmu, zdrowie, wzrost, owłosienie, barwę głosu, cerę i w dużej mierze samopoczucie. Kontrolują nasz sen, odczuwanie lęku, strachu, wpływają na naszą wrażliwość.
Mimo że u każdego występują androgeny i estrogeny, kiedy w naszym organizmie przeważają androgeny, mówimy o płci hormonalnej męskiej, a kiedy estrogeny – o żeńskiej. Proporcje te można regulować dzięki terapii hormonalnej. Testosteronu, którego największa produkcja odbywa się w jądrach, o wiele mniej powstaje w jajnikach. Takich różnic jest znacznie więcej.
„Wiadomo, że niezależnie od płci podwyższony poziom androgenów związany jest z lepszymi wynikami w testach zdolności przestrzennych u osób dorosłych. Co więcej, im wyższy poziom estrogenu u kobiet, tym lepsze wyniki w testach zdolności werbalnych, a gorsze w testach zdolności przestrzennych (Grabowska, 2001)”1.
Hormony, świadczące o cechach płciowych trzeciego rzędu, mają duży wpływ na płeć metaboliczną. Spoczynkowa przemiana materii u biologicznych kobiet sprawia, że zużywają one o 3,6 proc. mniej tlenu niż biologiczni mężczyźni oraz mają o 6 proc. niższe stężenie potasu w surowicy krwi. Biologicznie kobiece serca biją szybciej, ich siła mięśniowa jest stosunkowo mniejsza, tak jak ich zdolność neutralizacji kwasu mlekowego w mięśniach po treningu2.
Po narodzinach dziecka nie wiemy jeszcze za dużo o tej małej istocie, poza wyglądem zewnętrznym. Dlatego to na jego podstawie ustala się płeć metrykalną na tak wczesnym etapie życia, zanim dojdzie jeszcze do rozwoju psychoseksualnego człowieka. To, czego nie widać od razu, a co determinuje naszą tożsamość płciową, to różnicowanie się płci mózgu. To on definiuje, kim jesteśmy.
To w nim zakodowana jest nasza tożsamość, czyli odczuwanie i przeżywanie płci. Seksuolog i psychiatra, dr n. med. Maciej Klimarczyk, opowiada na swoim kanale na Youtubie o różnicowaniu się płci mózgu, zaczynając od różnic damsko-męskich w binarnym podziale płci. „Najważniejszą strukturą mózgową odpowiedzialną za tożsamość płciową jest jądro łożyskowe prążka krańcowego. U mężczyzn jest ono o 40% większe i zawiera o ok. 70 neuronów więcej niż u kobiet. Kolejne struktury mózgowe różniące się między płciami to: dymorficzne płciowo jądro okolicy przedwzrokowej (dwa razy większe u mężczyzn), śródmiąższowe jądro przedniego wzgórza (trzy razy większe u mężczyzn). (…) Struktura w mózgu, która jest znacznie większa u kobiet niż u mężczyzn, to ciało modzelowate. A ponieważ ciało modzelowate jest odpowiedzialne za komunikację pomiędzy obiema półkulami mózgu, to oznacza, że kobiety mają lepszą komunikację wewnątrzmózgową. Kolejna różnica między mózgiem kobiety i mężczyzny jest taka, że przysadka mózgowa wydziela pewne hormony w cyklach miesięcznych, stąd miesiączki u kobiet. Cykliczność ta jednak nie jest powiązana z tożsamością płciową.
Jak przebiega różnicowanie się płci mózgu w życiu płodowym? Pierwotnie mózg zarodka jest żeński, zatem wszyscy na początku życia płodowego mieliśmy mózgi kobiece. Aby u płodów męskich mózg nabrał cech męskich, czyli uległ maskulinizacji, potrzebny jest testosteron. W dodatku musi on zadziałać w odpowiednim stężeniu i w odpowiednim czasie, czyli do 12. tygodnia ciąży. Jeśli do 12. tygodnia ciąży w organizmie płodu nie zostanie wytworzony testosteron w odpowiednim stężeniu, to maskulinizacja mózgu takiego płodu jest już niemożliwa. Niezależnie od tego, w jakim kierunku przebiegną dalsze etapy różnicowania się narządów płciowych wewnętrznych i zewnętrznych, mózg takiego człowieka będzie miał cechy żeńskie.
Jak przebiega maskulinizacja mózgu? Tutaj trzeba powiedzieć, że natura działa w sposób bardzo wysublimowany. Testosteron produkowany przez jądra płodów męskich przenika do mózgu, a później ulega tam przekształceniu do estrogenów, czyli hormonów żeńskich. Dopiero estrogeny działają bezpośrednio na tkankę mózgową, nadając jej cechy męskie. W związku z tym rodzi się pytanie, dlaczego u zarodków żeńskich mózg się nie maskulinizuje. Przecież jajniki płodów żeńskich wydzielają estrogeny, a te powodują maskulinizację mózgu. Otóż dlatego, że estrogeny wydzielane przez zarodek żeński łączą się z białkiem o nazwie alfa-fetoproteina i tworzą kompleks estrogen – alfa-fetoproteina, a ten nie przenika do mózgu, bo jest za duży. Przez to do maskulinizacji mózgu nie dochodzi.
Co to jest niebinarność płci? W myśleniu o płci posługujemy się systemem binarnym – podział na kobietę i mężczyznę. Ale biologia nie jest binarna. Zawsze będą istnieć osobniki pośrednie pomiędzy cechami zero-jedynkowymi i dzieje się tak w całym świecie ożywionym. Proces różnicowania się płci lub jakiekolwiek innej cechy jest tak skomplikowany, że nie jest możliwe, iż wszystkie zarodki przejdą go etap po etapie w taki sposób, że wynikiem będzie wykształcenie się binarnej cechy u 100% populacji.
Zaburzeń w procesie różnicowania się płci może być bardzo wiele. Jeśli nie będzie odpowiedniego stężenia hormonu, zabraknie jakiegoś czynnika transkrypcyjnego, nie dokona się maskulinizacja mózgu u osobnika o męskim kariotypie, to może nie dojść do wykształcenia się płci binarnej. Powstanie osobnik z cechami pośrednimi. Spotyka się ludzi z obojnaczymi gonadami, obojnaczymi narządami płciowymi. Może to dotyczyć również mózgu. (…) Ktoś odczuwa swoją tożsamość pośrednio, między kobietą a mężczyzną. Jeśli natomiast tożsamość psychiczna jest przeciwna do budowy ciała, czyli mózg o kobiecych cechach i tożsamości, a ciało męskie, lub odwrotnie, to stan taki nazywa się transpłciowością. Tożsamość płciowa takiej osoby wynika z budowy jej mózgu, a nie genitaliów”3.
Po łacinie inter oznacza „między”. Termin ten został wprowadzony do medycyny przez amerykańskiego genetyka Richarda Benedicta Goldschmidta w 1917 roku4.
Kiedy, na przykład, nasze gamety zamiast odbicia lustrzanego wykreują po jednej stronie jajnik, a po drugiej jądro, bądź nasze wewnętrze narządy będą męskie, a zewnętrzne damskie, albo na odwrót, wtedy mamy do czynienia z czymś pomiędzy żeńskimi, a męskimi biologicznymi cechami płciowymi. Statystyki mówią nam, że takie przypadki stanowią od 0,05% do 1,7% populacji. Mowa wtedy o osobach interpłciowych.
Mogą one borykać się z bezpłodnością, trudnościami podczas stosunku, wielokrotnie z bólem fizycznym, ale też psychicznym. Miewają wątpliwości wobec swej tożsamości płciowej, muszą znosić opresję lekarzy i polityków. Interpłciowość – jak wykazują szwedzkie badania Karolinska Institute5 – wiąże się z czterokrotnie wyższą częstotliwością prób samobójczych w porównaniu z populacją ogólną.
Osoby interpłciowe bywają po narodzinach poddawane tzw. zabiegom normalizującym, polegającym na korekcie genitaliów nowo narodzonego dziecka, aby przypominały jeden z dwóch binarnych zewnętrznych narządów rozrodczych. Operacje te nie należą do najprostszych, a tym bardziej do najczęstszych. Często skutkują nieprawidłowym gojeniem się, a potem rozwijaniem zmienionych narządów. Przysparza to niejednokrotnie dużo bólu i utrudnia codzienne życie. Dlatego osoby interpłciowe walczą o wprowadzenie zakazu tego typu zabiegów i pozostawienie im prawa wyboru do tego, co i kiedy będą chcieli w swoim ciele zmienić.
Badanie płci chromosomalnej (badanie kariotypu), wykazujące, czy jest się osobą interpłciową, jest bardzo często wymagane przez sąd od osoby transpłciowej chcącej podjąć się tranzycji prawnej. Należy zdawać sobie sprawę z tego, iż nie ma podstaw do przeprowadzenia takiego badania na życzenie sądu (swoją drogą, potrafi ono kosztować od 400 do nawet 700 pln)6.
Być cis albo trans to nie jest ani źle, ani dobrze. Po prostu inaczej. Zaskakujące jest to, jak dużo osób cis nie ma pojęcia, czym jest cispłciowość. Nieznajomość takich terminów zawdzięczamy niemalże zerowej edukacji seksualnej na poziomie szkolnym. Nikt z nas nie ma najmniejszego wpływu na to, czy urodzi się z chromosomami XX, czy XY, z pięknie wykształconą pochwą, w komplecie z nienagannie pracującymi jajnikami, z dorodnym penisem wiszącym nad moszną, czy z nie do końca wykształconą pochwą w zestawie ze świetnie pracującymi wewnętrznymi jądrami. Tak samo jak nie mieliśmy wpływu na nasze zdrowie i genitalia przy narodzinach, tak nie mieliśmy wpływu na to, jaką płeć będziemy odczuwać w naszych mózgach i kogo będziemy kochać.
Po krótkim wstępie na temat biologii czas na to, co towarzyszyć będzie nam do końca tej książki, czyli czwartorzędowe cechy płciowe. To znaczy, że będziemy mówić o płci metrykalno-prawnej, kulturowej, społecznej i psychicznej. Poza płcią biologiczną mamy też płeć odczuwalną w mózgu. Dotyczy ona naszej tożsamości płciowej. Niestety nie zawsze idzie to w parze. Kiedy nie dochodzi do żadnego dysonansu pomiędzy tym, jak wyglądamy, a tym, kim się czujemy, nasza płeć biologiczna nam nie przeszkadza i czujemy, że to, jak określają nas inni, pod względem płci, jest trafne, wtedy jesteśmy cispłciowi. U takich osób nie zachodzą dysforie płciowe. Występuje wtedy spójność pomiędzy płcią przypisaną przy urodzeniu a tożsamością płciową. Do takich osób należą moi pierwsi rozmówcy, Kamila i Bartosz. Natomiast kiedy wyżej opisana zgodność nie występuje, mówimy o transpłciowości.
Kim jest kobieta? Odpowiedzi jest cała gama. Dla jednych to samica posiadająca macicę, nosicielka chromosomu XX, ale nie zapominajmy, że tak jak płeć kulturowa zastała wytworzona przez kulturę i społeczeństwo, tak też płeć biologiczna jest kulturową interpretacją biologii pokierowaną społecznymi postawami i przekonaniami. Zatem płeć biologiczna jest produktem płci kulturowej, który niektórzy uważają za pierwotny, jedyny właściwy i niezmienny. W rzeczywistości oba te postrzegania płci są konstruktem społecznym, wytworzonym przez człowieka na swoją własną potrzebę. Dla mnie kobieta to osoba, która przede wszystkim czuje, że kobietą jest i kobietą chce być. Ciało nie ma z tym nic wspólnego. Prawdziwą kobietą nie jest tylko ta, która ma talię osy, długie włosy i macicę. Kobiety mogą mieć różne sylwetki, nosić różne ubrania i posiadać różne genitalia. Mogą być cispłciowe albo transpłciowe. Tak samo mogą różnić się poglądami, zainteresowaniami i ambicjami.
W oryginale dzieła Druga płeć autorki Simone de Beauvoir czytamy: „On ne naît pas femme: on le devient”7 (fr.), co po polsku oznacza: „Nikt nie rodzi się kobietą, tylko się nią staje”. Beauvoir powie nam też, że „Kobieta jest Prawdą, Pięknem, Poezją, jest wszystkim. Jeszcze raz – Wszystkim pod postacią Innego, Wszystkim, z wyjątkiem siebie”8.
Wytworzyliśmy sobie obiektywny konstrukt płci, w którym wszystko, co otacza dziewczynkę, jest różowe, jej zabawki to miniaturowa namiastka kuchni, ogrodu, przyszłego gospodarstwa domowego, gdzie kiedyś będzie spełniać się jako gospodyni i oczywiście – po odbytych na porcelanowych lalkach praktykach – jako matka. Nosić będzie przy tym spódnice, na zmianę z sukienkami. Stereotypizacja płciowa sięga jednak dużo dalej niż otaczanie dziewczynek kosmetykami od małego, jak pokazane to zostało w filmie Zbigniewa Libery Jak tresuje się dziewczynki (1987). Niniejsze dzieło to świetny punkt wyjściowy do zaobserwowania problemu stygmatyzowania płci. Pozwala zauważyć, jak nieświadomie uczymy dzieci konkretnych zachowań, zawężając im możliwości i ukierunkowując je już na etapie wczesnego dzieciństwa, nie znając jeszcze ich predyspozycji, przyszłych zamiłowań i pasji, dzięki którym będą mogły poczuć się spełnione. W samych zachowaniach dorosłych trudno dostrzec coś niewłaściwego, ponieważ jednym uderzeniem młotka muru nie rozbijemy. Chodzi tu o szereg zachowań powielany od pokoleń. Jak pisze Beauvoir: „Los kobiety służącej jest tak niewdzięczny ze względu na podział pracy, który skazuje ją całkowicie na to, co ogólne i nieistotne. Odzież i jedzenie są niezbędne do życia, ale nie nadają mu sensu; bezpośrednie cele gospodyni domowej to nie prawdziwe cele, lecz tylko środki, i odbijają się w nich tylko anonimowe projekty”9.
Poza materialnym światem kobiet, do którego należy konkretny rodzaj garderoby, biżuterii, obuwia, kosmetyków, a nawet samochodów, płci żeńskiej narzuca się również sposób poruszania się, siadania, stania, reagowania na bodźce, werbalizacji i odczuwania emocji. Są to wyuczone zachowania płciowe, role wytworzone przez społeczeństwo. Dziewczynka będzie taka, jak zostanie wychowana, będzie robić te rzeczy, na które dostanie przyzwolenie, najprawdopodobniej unikając tego, za co została skarcona. Ale czy to oznacza, że będzie szczęśliwa?
Jeśli będzie się to pokrywało z jej wewnętrznymi potrzebami i odczuciami, można przyjąć, że tak. Gorzej, jeżeli jej osobowość będzie zgoła inna, niż zatraceni w stereotypach opiekunowie by chcieli. Każdy z nas ma autonomiczny wrodzony temperament i o ile pewnymi aspektami osobowości możemy żonglować, tak ten pierwszy jest niezmienny.
W książce Twój psychologiczny autoportret prezesa Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego (APA) Johna M. Oldhama czytamy: „Osobowość jest jak talia kart. Karty są rozdawane w chwili poczęcia, a doświadczenia życiowe decydują o tym, które z nich zostaną wyłożone na stół, a zatem jaka będzie twoja rzeczywista natura. Twoje karty – czyli twój typ osobowości – będą w pełni odsłonięte u kresu dzieciństwa i przez resztę życia będziesz na swój indywidualny sposób prowadził nimi „grę w życie”10.
Jeśli nasza córka będzie energiczną ekstrawertyczką o typie osobowości „władczym”, będzie chciała przenosić góry i zdobywać szczyty. W kuchni może na to miejsca nie starczyć. Takie cechy jak wrażliwość, delikatność, melancholia czy zachowawczość są poza płcią. W istocie nie są one ani damskie, ani męskie. Dlatego też nie istnieje coś takiego jak męska kobieta, a przypisane mężczyznom odwaga, siła i decyzyjność są tak samo bezpłciowe. Niestety niezależność tych słów pozostaje zapomniana.
Ta genderyzacja przymiotników wynika w dużej mierze z historii. Jak moglibyśmy przypisywać kobietom władczość i decyzyjność, jeżeli przed 1893 rokiem żadna z nich nie miała nawet prawa do głosowania? Wtedy pierwsze do urny podeszły obywatelki Nowej Zelandii, bez posiadania jeszcze biernego prawa wyborczego. Nieco później (od 1895 roku) mieszkanki niektórych stanów Australii, posiadające już czynne jak i bierne prawo wyborcze. Inne Australijki musiały poczekać na to jeszcze siedem lat. W Europie pierwsze były Finki (1907), a ostatnie Szwajcarki (1971) i Liechtensteinki (1984).
Kamieniem milowym w emancypacji kobiet okazała się pierwsza wojna światowa. Silne zaangażowanie kobiet w opiekę nad rannymi cywilami i żołnierzami, praca w przemyśle zbrojeniowym, działanie w organizacjach paramilitarnych i pomocniczych zaowocowały w obrębie Środkowo-Zachodniej Europy. Polki otrzymały jednocześnie prawo wyborcze bierne i czynne w wydanym przez Józefa Piłsudskiego dekrecie, 17 dni po uzyskaniu przez Polskę niepodległości. W tym samym roku dostały je Brytyjki (1918), a dwa lata póżniej Amerykanki (1920), które walczyły o to już od 1848 roku, zapoczątkowując tym samym tak zwaną pierwszą falę ruchu sufrażystek. Feministki pierwszej fali walczyły też o równość w prawie cywilnym – zniesienie nakazu pozbycia się swojego majątku na rzecz męża, co uniemożliwiało im póżniej dziedziczenie przez uzyskanie opieki nad dziećmi w razie rozwodu. Kolejne postulaty dotyczyły edukacji i rynku pracy: prawo do studiowania na uczelniach wyższych i wykonywania takich zawodów jak lekarka i prawniczka, ówcześnie należących tylko do mężczyzn. Jeśli jesteśmy już przy regulacji pracy, to trzeba też wspomnieć o dyskryminacji kobiet w trakcie ciąży i tuż po niej. Postulaty sufrażystek z Królestwa Polskiego dotyczyły przede wszystkim równouprawnienia politycznego, a ich największą reprezentacją był Związek Równouprawnienia Kobiet Polskich (1907), z Pauliną Kuczalską Renszmit na czele11.
Niestety to, co zostało znacząco pominięte przez pierwszą falę, to sprawa kobiet homoseksualnych i afroamerykańskich. Szerzący się przede wszystkim w Ameryce rasizm nie ominął i feministek. Czarne kobiety czuły się wykluczone i niedocenione. Poddawane były przymusowej sterylizacji. Rasizm był dla nich wtedy bardziej opresyjny niż seksizm.
Kolor skóry to niejedyna rzecz dzieląca osoby identyfikujące się jako kobiety. W latach 60. i 70. powstała druga fala, nadając nazwę temu, co działo się wcześniej. Tak zapoczątkowana została metafora fal. Ominęła ona jednak Polskę, a dotyczyła głównie Ameryki i Europy Zachodniej. Kobiety nadal walczyły o równouprawnienie płci, dzieląc się tym razem na feministki liberalne, mające cierpliwość czekać na stopniowe zmiany reform prawnych, i na feministki radykalne, chcące rewolucji. Te drugie poświęcić mogły bardzo wiele. W ramach protestu przywiązywały się do drzew, urządzały strajki głodowe, posuwały się do bardziej radykalnych i odważnych ruchów, co stygmatyzuje wiele feministek do dziś.
To, co konsolidowało feministki drugiej fali, to chęć wolności, decydowania o swoim zdrowiu fizycznym i psychicznym oraz kontrolowania sytuacji zagrażającym ich życiu. Mowa oczywiście o prawie do aborcji.
Feminizm widocznie wpłynął na sztukę, co możemy zaobserwować w pracach Natalii LL, Ewy Partum czy słusznie zadającej pytanie Czy kobieta jest człowiekiem? (1973) Marii Pinińskiej-Bereś. Prawa kobiet stały się integralną częścią praw człowieka dopiero w 1993 roku, na Światowej Konferencji Praw Człowieka w Wiedniu. Oczywiście nie powstrzymało to gwałtów i przemocy wobec kobiet.
Akty przemocy domowej były bagatelizowane przez władzę, przez co kobiety najczęściej nawet nie podejmowały prób zgłaszania takich sytuacji. Wiele małżeństw było wymuszonych albo były one efektem handlu ludźmi. Mężczyźni mieli też jawne, obyczajowe przyzwolenie na seks przedmałżeński. Tak zwana słabsza płeć od zawsze była o wiele bardziej narażona na przemoc i gwałt.
Po drugiej fali nadeszła i trzecia. Była ona odpowiedzią na backlash, czyli ataki amerykańskiej Nowej Prawicy skierowane w kierunku feminizmu, zwiastujące im jego koniec. W mediach mówiono wtedy o postfeminizmie.
Feministkom jednak przez myśl nie przeszło rezygnować. Już druga fala znana była z podnoszenia świadomości kobiet, ale to trzecia spłodziła masę feministycznych publikacji, przelewając swoje nurty i idee na papier. Nacisk został położony na przemoc domową, molestowanie seksualne, równouprawnienie pod względem płac, prawa reprodukcyjne, anoreksję, bulimię i generalne postrzeganie kobiecego ciała. Moda nie znała rozmiarów wyższych niż europejski rozmiar 34. Oczekiwania społeczne i kulturowe wobec damskiej sylwetki czy aparycji od wieków są surowe i rygorystyczne. Tu ważną lekturą stał się Mit urody Naomi Wolf. Książka ta obniża temperaturę gorączki piękna i obsesji związanej z dążeniem do wyidealizowanych wzorców, prowadzących niejednokrotnie do depresji.
Idąc dalej, feministkom łatwiej było się komunikować, uspołeczniać i wspierać. Przez lata utworzyły one sieć organizacji wspierających kobiety w najtrudniejszych sytuacjach, placówki i instytucje pomagające samotnym matkom, ofiarom gwałtu lub przemocy. Internet przyspieszył organizowanie zbiórek i akcji feministycznych. Jedną z najbardziej znanych jest Third Wave Foundation.
Kobiety były – i nadal są – represjonowane i gwałcone nie tylko przez państwo, lecz także przez mężczyzn, w tym własnych mężów, naruszających podstawowe prawa człowieka o nietykalności cielesnej, wolności od poniżającego i nieludzkiego traktowania.
W dzisiejszej Polsce, w Kodeksie karnym czytamy art. 197 § 1: „Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12”. Stosunek seksualny z osobą poniżej 15. roku życia jest karalny, bez względu na to, czy osoba wyrażała na to świadomą zgodę, zainicjowała ten stosunek, czy była do niego zmuszana. Grozi za to od 3 do 15 lat więzienia.
Statystyki prowadzone przez Niebieską Linię – na którą mogą dzwonić osoby zastraszane bądź doświadczające przemocy – wskazują, że w Polsce, co roku, dochodzi do około 30 tysięcy gwałtów, co daje nam ponad 80 przypadków dziennie, choć odnotowanych przez policję jest ich mniej niż 2,5 tysiąca rocznie. Najczęściej dopuszczają się tego czynu mężczyźni, bez względu na płeć ofiary, a 72% odnotowań przypada na miasta i metropolie12.
Za tworzenie prawa i regulowanie ustaw prawnych najczęściej odpowiedzialne są osoby nieodczuwające zagrożenia i lęku przed gwałtem, co wpływa niekorzystnie na załatwianie takich spraw w praktyce. Często zachowania i wyobrażenia powinności w takiej sytuacji mijają się z rzeczywistymi potrzebami ofiar. Jest to przeżycie traumatyczne i przebieg procesu prawnego w takiej sprawie powinien być wysoce wrażliwy. Od 27 stycznia 2014 roku przestępstwo to jest ścigane z urzędu, nie na wniosek pełnoletniej ofiary, jak było ustanowione wcześniej. Najczęściej głównym dowodem w sprawie jest badanie lekarskie przeprowadzone w ciągu pierwszej doby od zdarzenia.
Kobiety XXI wieku propagują wyzwolenie, są wyedukowane, bardziej świadome swojego ciała i seksualności. Znajdują swoją reprezentacje praktycznie w każdej dziedzinie, wykładają na uniwersytetach, zasiadają w parlamencie, zakładają własne firmy. Choć wiele udało im się osiągnąć w patriarchalnym świecie, wciąż czeka je wiele pracy.
Najgorętszą obecnie sprawą dotyczącą praw kobiet jest prawo do aborcji, a przede wszystkim jego brak. Na świecie jest 1,5 mld kobiet, 40% z nich dotyczy zakaz aborcji. Głównie są to mieszkanki Afryki i Ameryki Południowej. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) co roku przeprowadza się na całym świecie 40–50 mln aborcji, z czego ok. 25 mln dokonuje się w warunkach niespełniających standardów medycznych, zagrażających życiu i zdrowiu kobiety.
Nieinwazyjną metodą przerwania ciąży jest aborcja farmakologiczna, np. doustne przyjęcie mifepristonu, mniej więcej w pierwszych dwóch miesiącach ciąży. Pośród zgonów spowodowanych komplikacjami położniczymi nielegalnie wykonane aborcje chirurgiczne stanowią 13%. To z kolei zmusza opresjonowane do uprawiania tzw. turystyki aborcyjnej, czyli dokonywania aborcji poza granicami państwa. Nierówność ekonomiczna kobiet sprawia, że niektóre z nich nie są w stanie zapewnić sobie bezpiecznej aborcji, wyjeżdżając za granicę. Aby do tego zabiegu doszło, muszą one korzystać z usług aborcyjnego podziemia. Jak szacuje Światowa Organizacja Zdrowia, każdy rok to kolejne 22 mln nielegalnie, a co najważniejsze, niebezpiecznie przeprowadzanych aborcji. W Polsce zabiegów legalnych wykonuje się rocznie ok. 750. Liczba ta nie wydaje się aż tak duża w zestawieniu z przypuszczalnie 7 tysiącami zabiegów nielegalnych13. Statystyki jasno wskazują, że prawne utrudnianie przerwania ciąży nie wpływa na to, ile aborcji faktycznie jest wykonywanych14.
W dwudziestoleciu międzywojennym zakaz aborcji charakterystyczny był dla reżimu faszystowskiego we Włoszech, Niemczech i Hiszpanii oraz władz totalitarnych w stalinowskim ZSRR czy Rumunii za czasów Nicolae Ceausescu. Feministki drugiej fali wywalczyły prawo do aborcji w Europie Zachodniej i USA w latach 70. Od tamtej pory liczba krajów przychylnych aborcji wciąż rosła. Obecnie aborcja na żądanie, czyli bez podania przyczyny, przysługuje obywatelkom całej Europy z wykluczeniem Irlandek, Polek i mieszkanek Malty. Jednak kryteria, które muszą spełnić Irlandki, aby poddać się takiemu zabiegowi, są mniej restrykcyjne.
Usunięcie ciąży w Polce nie stanowiło problemu od 1956 roku przez następne czterdzieści lat. Po 3 stycznia 1993 roku możliwe ono było jedynie w wyjątkowych przypadkach. Należała do nich ciąża będąca wynikiem gwałtu lub kazirodztwa, ciąża zagrażająca fizycznemu zdrowiu kobiety (nie włączając w to zdrowia psychicznego, co przysługiwało w innych krajach) bądź poważne uszkodzenie płodu.
Moje pierwsze studenckie wspomnienia to jesienne czarne protesty z 2016 roku, na których przedstawiałam się moim nowym koleżankom z roku. Nic tak nie integruje, jak walka we wspólnej sprawie. Polscy obywatele mieli przeciwstawne wizje dotyczące przerywania ciąży w swoim kraju. Jedni wnosili projekty obywatelskie liberalizujące prawo aborcyjne, inni chcieli je zaostrzyć. Trzy lata później złożono wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności z konstytucją przepisów dotyczących aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. To spotkało się z natychmiastową dezaprobatą Polek.
Ogólnopolski Strajk Kobiet, funkcjonujący już od 2016 roku, mówi o sobie: „Jesteśmy oddolnym, niezależnym ruchem społecznym wkurzonych kobiet i wspierających nas rozumnych mężczyzn”. Rozpoczęły się regularne protesty, tzw. Czarny Piątek, Czarny Poniedziałek. Hasła towarzyszące protestującym to „Aborcja jest OK”, „Aborcja bez granic”, „Moje ciało ≠ Twoja Religia”, „Moje ciało, nie twoja broszka”, „Demokracja jest kobietą” czy „Piekło kobiet”.
Piekło kobiet nawiązuje do felietonów Tadeusza Boya-Żeleńskiego (1929) o tym samym tytule. Sugeruje to regres Polski niemalże o stulecie i powrót do okrutnych regulacji prawnych, zakładających brak możliwości terminacji ciąży i surowe karanie nieprzestrzegających tego zakazu kobiet.
Po tym, jak Dziennik Ustaw opublikował wyrok Trybunału Konstytucyjnego z dnia 22 października 2020 roku o niekonstytucyjności części przepisu aborcyjnego, 28 października polska policja odnotowała 410 protestów, w których uczestniczyło ponad 430 tysięcy osób. Dwa dni później w samym centrum Warszawy znalazło się około 100 tysięcy protestujących.
Mało wspomina się o tym, że piekło kobiet w istocie nie dotyczy tylko czyichś matek, córek, żon, partnerek i zwolenników kobiet wolnych i postępowych, ale też ewentualnych przyszłych ojców, o różnej gotowości fizycznej, psychicznej i finansowej. Reprezentacja męska,na strajkach kobiet, w których uczestniczyłam, była dość pokaźna.
Głosy narażających swoje życie Polaków, zmuszonych wyjść na ulicę, by walczyć o podstawowe prawa kobiet – eksponując się tym samym na ostrą chorobę zakaźną układu oddechowego COVID-19 – nie zostały wysłuchane. Z dniem 27 stycznia 2021 roku wyrok Trybunału Konstytucyjnego o zaostrzeniu prawa aborcyjnego został opublikowany w Dzienniku Ustaw, a tym samym wszedł w życie.
Do państw o najbardziej restrykcyjnym prawodawstwie w obrębie terminacji ciąży należą Kamerun i Mali, gdzie kobiety karane są więzieniem, a nieprawidłowo wykonane zabiegi przerywające ciąże to czwarta najczęstsza przyczyna śmierci Afrykanek. Bezkonkurencyjny zostaje jednak Salwador, gdzie kobiety mogą zostać skazane nawet na pięćdziesiąt lat więzienia. Znane są tam też przypadki, gdzie po naturalnym poronieniu kobiety znajdujące się w szpitalu spotykają się z represjami, są przesłuchiwane, a nawet zabierane prosto do więzienia, jak opowiada latynoamerykanistka dr Joanna Gocłowska-Bolek15.
Organem utrudniającym zhumanizowanie prawa aborcyjnego od lat był Kościół katolicki. Pius IX ustanowił sankcję dotyczącą aborcji w postaci ekskomuniki w 1869. Przez lata Kościół delikatnie manewrował swoim podejściem do „piąte – nie zabijaj”, lecz potępienie dla aborcji bezpośredniej było twarde i niezmienne. Jan Paweł II uznawał ją za zabójstwo i grzech ciężki, a jego następcy mu wtórowali.
Nieempatyczna może zdawać się praktyka nauczania prowadzona przez kapłanów w temacie, w którym nie mają oni, i nigdy mieć nie będą, wiedzy empirycznej. Nie są oni bowiem w stanie doświadczyć lęku przed utratą życia podczas porodu, bólu porodowego i trudu związanego z wychowaniem własnego dziecka w niepełnosprawności bądź pochowania go tuż po jego narodzinach, dożywotniej żałoby po zmarłym niemowlęciu, samotnego rodzicielstwa czy rodzicielstwa w ogóle.
Jeśli jesteśmy już przy przykazaniach, to chciałabym zwrócić uwagę na występujące tam asymetrie rodzajowo-płciowe. W podręcznikach, pismach o charakterze urzędowym, instrukcjach czy Biblii używamy rodzaju męskiego. „Nie pożądaj żony bliźniego swego ani żadnej rzeczy, która jego jest” jest przykładem tego, jak patrzymy na świat z męskiej perspektywy, a do opisywania go nadużywamy rodzaju męskiego. Wpływa na to fakt, że rzeczowniki męskoosobowe pełnią funkcję podwójną – odnoszą się do mężczyzn, a przy okazji mają też znaczenie ogólne. Chrześcijaninem może być zarówno mężczyzna, jak i kobieta, podczas gdy chrześcijanki to jedynie kobiety.
To samo dotyczy liczby mnogiej. Kiedy mówimy o wiernych, podróżnikach, Polakach, Włochach, ludziach, korzystamy z gatunkowości rzeczowników męskoosobowych. Uprzywilejowanie rodzaju męskiego możemy zaobserwować również, porównując przymiotniki w dwóch rodzajach liczby mnogiej. Mądrzy, głupi, piękni, młodzi, czarni mogą być mężczyźni bądź ludzie, kiedy to mądre, głupie, piękne, czarne mogą być kobiety bądź zwierzęta czy przedmioty i inne pojęcia nieożywione. Nie powiemy też „Maja i Hubert siedziały na kanapie”, użyjemy do tego orzeczenia w formie męskoosobowej: „Maja i Hubert siedzieli na kanapie”, bo takiego używamy w odniesieniu do zbiorów mężczyzn i kobiet. To wszystko składa się na językową niewidzialność kobiet16.
Parę lat temu podpisywałam akt notarialny z notariuszem Moniką P., nie notariuszką. Takie zjawisko określamy luką leksykalną. Brak kobiecych odpowiedników zawodów, takich jak kierowca, czy stanowisk, takich jak prezes/prezydent/sekretarz stanu, wskazuje na marginalizację i niższy prestiż społeczny kobiet oraz na wieloletnie ograniczenia ich aktywności zawodowej. Problem ten dotyczy większości języków występujących na świecie. Kobieca reprezentacja jest tu wyraźnie dyskryminowana, a niektóre stanowiska w swojej żeńskiej formie mają wręcz konotacje negatywne, jak powstała od słowa doktor – doktorka, czy od słowa sekretarz – sekretarka. Ich często niesatysfakcjonujący kobiecy wydźwięk to kolejna pułapka społeczno-kulturowa, którą sami na siebie zastawiliśmy.
Formy męskie bardzo często uważane są za te podstawowe i nienacechowane. To od nich powstają wtórne formy żeńskie. Wiele imion damskich powstało od męskich oryginałów: Jan/Janina, Aleksander/Aleksandra, Adrian/Adrianna, Patryk/Patrycja itd. Imiona i nazwiska są świetnym odzwierciedleniem głęboko zakorzenionych stereotypów płciowych, gdzie dziewczynkom nadaje się imiona takie jak Jagoda, Róża czy Nadzieja, a chłopcom Władysław (od Władzy) czy Bożydar (od daru Boskiego). W Stanach Zjednoczonych popularnym zjawiskiem jest nadawanie synowi imienia po ojcu, z zaznaczeniem, że jest to Junior.
Nazwiska za to standardowo przyjmujemy po ojcu lub mężu, a odwrotne przypadki wciąż budzą refleksje. Nazwisko rodowe to nazwisko rodu, do którego przynależymy na podstawie pochodzenia ojcowskiego.
Kobietom towarzyszą też określenia wskazujące na ich stan cywilny, jak panna/pani, czego nie jesteśmy w stanie zaobserwować w przypadku mężczyzn. O stanie cywilnym kobiet mówią także formy ojcowskie lub odmężowskie, na przykład Zychowa (żona Zycha), Hubertowa (żona Huberta), profesorówna/inżynierówna (córka profesora/inżyniera), profesorowa/inżynierowa (żona profesora/inżyniera).
Na lingwistykę płci zwróciła uwagę druga fala feminizmu, której nie odpowiadał seksizm językowy. Jego przykładem jest pejoratywizacja rzeczowników żeńskoosobowych, czyli przekształcanie ich neutralnego wydźwięku w negatywny. Tak jak dziewka, która kiedyś była jedynie dziewczyną mieszkającą na peryferiach, teraz jest dziwką, dziewczyną, która zdradza i jest rozwiązła albo świadczy odpłatne usługi seksualne przy ulicy.
Kamila Olszewska
Jestem Kamila, mam 28 lat i pochodzę ze Szczecina. Od 9 lat żyję w Poznaniu, do którego przyjechałam, by w 2012 roku rozpocząć studia na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Jestem psycholożką, seksuolożką, edukatorką seksualną i feministką. Na co dzień przyjmuję w Centrum Terapii Haak w Poznaniu, gdzie pracuję z osobami dorosłymi i młodzieżą. Współpracuję także z WSCKZiU we Wrześni, gdzie prowadzę wykłady z zakresu psychologii.
Prywatnie jestem „mamą” niepełnosprawnego kociego istnienia o imieniu Antonina. Uwielbiam podróżowanie i majsterkowanie. W wolnych chwilach (czyli bardzo rzadko) czytam i gotuję. Większość swojego czasu poświęcam obecnie na rozwój osobisty i pracę zawodową, która daje mi ogrom radości i spełnienia.
Moim największym marzeniem, które planuję niebawem spełnić, jest wycieczka do Stanów Zjednoczonych.
Kim jestem i jak się identyfikuję? Ta identyfikacja okazuje się wcale nie taką prostą sprawą. Gdyby się nad tym pochylić, okazuje się, że nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Zastanawiałam się bardzo długo i powiem szczerze, że sama siebie zaskoczyłam. Zaskoczyłam się tym, że ta odpowiedź nie była jasna i dostępna w tamtym momencie. Zastanawiałam się nad samą tożsamością płciową i tym, jak się czuję, jak się określam i czym dla mnie jest bycie kobietą oraz co się z tym wiąże.
Identyfikuję się jako osoba nieheteroseksualna, może panseksualna, ale heteroromantyczna. Skąd w ogóle taki podział? Zaczęłam się nad tym zastanawiać przy okazji Twojego zaproszenia do wywiadu. Poszukiwałam odpowiedzi na pytanie: kim tak naprawdę jestem i czy to, kto mnie pociąga seksualnie i romantycznie, to jest jedna całość w kontekście mojej tożsamości. Doszłam do konkluzji, że w kwestii ekspresji romantycznej jest trochę inaczej niż w kwestii ekspresji seksualnej.
Czyli tworzysz związki z mężczyznami?
Tak. Jeżeli chodzi o związki i relacje typowo oparte na emocjach i uczuciach, takie, o których mogłybyśmy sobie powiedzieć w uproszczeniu: oparte na miłości, to będą to relacje z mężczyznami. Jeżeli chodzi o jakąkolwiek inną część stricte związaną z pociągiem seksualnym, to bardzo często zdarza mi się obejrzeć za każdą osobą, jeżeli jest ona dla mnie pociągająca, i nie ma w tym wypadku znaczenia, jakiej płci jest ten człowiek. Ostatnio nawet sama zadawałam sobie na ten temat pytania. Czy ja zwracam na to uwagę? Czy w jakiś sposób to kontroluję, testuję? Czy sprawdzam, czy osoba, za którą odwróciłam dziś na ulicy głowę, to kobieta lub mężczyzna? Nie. Kompletnie nie ma to dla mnie znaczenia. Ale wiem, że mężczyzna, jeśli chodzi o stworzenie relacji romantycznej, to u mnie jedyna możliwość. Nie jestem w stanie stworzyć relacji romantycznej z kobietą.
Co do Twojej tożsamości – zawsze wiedziałaś, że jesteś kobietą, czy kiedyś miałaś wątpliwości, podważałaś to?
To jest kwestia, co do której od początku nie miałam żadnych wątpliwości. Jak sięgam pamięcią do różnych wspomnień, to zawsze identyfikowałam się i po prostu czułam kobietą. W wymiarze społecznym, kulturowym i biologicznym. Moje ciało nigdy nie sprawiało mi żadnego problemu, jego budowa, fizjonomia – zawsze to było ze mną spójne. Chociaż pamiętam czasy, kiedy nie lubiłam siebie jako siebie, ale to raczej ze względu na to, że my, kobiety, mamy stawiane inne wymagania przez kulturę i społeczeństwo. Z biegiem czasu dotarło do mnie, że to moje zastanawianie się, poddawanie tego refleksji wynika raczej z nierealnych, zbyt wysokich oczekiwań, właśnie ze strony tych czynników. Zresztą sama wiesz, że kobiety deleguje się do nieco innych zadań. Od samego momentu narodzin, kiedy jest już pewne na poziomie biologicznym, że jesteś dziewczynką to przypisują cię do pewnych zadań. Jak masz córkę, to fajnie, bo z córką zawsze jest łatwiej – pomoże, posprząta, ugotuje, zajmie się młodszym rodzeństwem… I to była ta kwestia, która spowodowała, że miałam moment w życiu, jako młoda dziewczyna, w którym nie lubiłam tego, że jestem kobietą. Wszystkie kolorowe gazety, pamiętam jeszcze moje pierwsze czasopisma młodzieżowe, np. „Bravo”, to przecież tam były zawsze te wszystkie śmieszne sekspytania – czerpało się z nich trochę wiadomości na temat seksualności. Poza tym teraz też są jakieś takie czasopisma, a przynajmniej mam nadzieję, że są. Pamiętam, że tamte pytania od dziewczyn czy kobiet były inne niż te, które teoretycznie wysyłali chłopcy, panowie.
Pamiętam również, że kiedy przeglądało się te gazety, to było w okolicach szkoły podstawowej, narastała we mnie złość – dlaczego chłopcy mają tak łatwo? Mam młodszego brata, więc zaobserwowałam z biegiem lat to jak od niego mniej się wymaga, chociażby w kontekście obowiązków domowych. Poza tym chłopcom nie zwraca się uwagi w konkretnych sytuacjach, a od nas wymaga się pewnego schematu zachowania, wzorca. Dziewczynkom czegoś nie wypada, ale chłopcom już tak.
Czy masz w sobie jakieś cechy powszechnie uznawane w naszej kulturze za męskie?
Na pewno mam jakieś cechy, które powiedziałabym, że kulturowo i społecznie są przypisywane chłopcom. Są to, na przykład, język, którego używam w czasie wolnym, muzyka, której słucham. Bardzo lubię nosić spodnie, a to przecież takie chłopięce, bo „tylko sukienki są dla dziewczyn”. Dzisiaj przyszłam w sukience, bo wiem, rozumiem, czym jest kobiecość, i wcale nie musi być czymś, co jest obciążające, wymagające, wystrojone, chociaż do tego poczucia trzeba dorosnąć. Zdecydowanie częściej jako grupę rówieśniczą wybierałam chłopców. Z takich męskich cech – uwielbiam majsterkowanie. Na przykład siedzenie w domu i robienie napisów z neonów. Ostatnio kleiłam, wycinałam te wzory ręcznie, lutowałam przewody. To mi pomaga się uspokoić, wyciszyć, wyluzować. Często sięgam po takie zajęcia. Ostatnio jeszcze oklejałam sobie szafki w kuchni, zdejmowałam je, czasem wiercę w ścianie otwory na nowe półki. Powiedziałabym, że takie aktywności są bardziej męskim atrybutem w naszej kulturze.
Myślę sobie, że trudno by było, gdyby ktoś ze stuprocentową pewnością powiedział o sobie, że nie ma żadnych męskich cech, będąc kobietą, i oczywiście też w drugą stronę. Tak się nie da.
Czym wobec tego jest dla Ciebie kobiecość?
To było jedno z pytań, które sprawiło mi trudność. Miałam przy nim pustkę w głowie. Zastanawiałam się, czym ta kobiecość jest. Z jednej strony nie lubię takiego podziału na męskość i kobiecość. Z drugiej strony dzisiaj noszę sukienki, mogę powiedzieć, że fajnie jest być kobietą.
Cisza.
Odpowiem Ci inaczej. Kiedy myślę sobie „kobiecość”, to zaraz za tym w mojej głowie pojawiają się takie przymiotniki jak siostrzeństwo, równość, siła, opiekuńczość, macierzyństwo. Te słowa pojawiają się automatycznie.
Czy uważasz, że dychotomia płci jest potrzebna?
Uważam, że te podziały są po prostu krzywdzące. To właśnie przez nie jako młoda, dorastająca dziewczyna spotkałam się z dużą liczbą niemiłych, nieprzychylnych uwag, które sprawiły mi bardzo dużo przykrości. Stawiałam sobie za wysoko wymagania, względem samej siebie, bo przecież kobiety są takie zorganizowane, są w stanie robić mnóstwo rzeczy naraz, bo nasze mamy w tym wieku wychowywały czasem kilkoro dzieci, ogarniały dom, chodziły jeszcze do tego do pracy… Szkoda tylko, że to z biegiem lat się zmienia i trudno jest wymagać nadal tego samego.
Czym różni się tożsamość płciowa od performatywności płci?
To, co widzimy na zewnątrz, jest wyłącznie tym, co widzimy na zewnątrz. To, kim dana osoba jest – o to zwyczajnie należałoby zapytać.
Gdy się rodzimy, ktoś orzeka, jakiej jesteśmy płci, więc dziecko nie do końca ma szansę podjąć samodzielny wybór. Nie może samodzielnie zadecydować o swojej płci kulturowej i doborze ról społecznych, bo w momencie, w którym określasz dziecko podług tej dychotomii, uznajesz, że ktoś jest chłopcem, a ktoś inny dziewczynką, to za tym od razu idzie szereg oczekiwań ze strony społeczeństwa, wyobrażenia ze strony rodziców. Toteż często zdarza mi się słyszeć, w kontekście mojej pracy w gabinecie, że jeśli urodziła się córka, to jest kochaną księżniczką, że będzie taka jak babcia czy mama, że będzie, na przykład, świetną kucharką.
Tożsamość budujemy przez całe życie, od momentu kiedy się urodzimy i zostanie nam przypisana płeć metrykalna. W moim odczuciu każdy samodzielnie powinien to budować i sam wybierać, co mu bardziej pasuje, bez względu na zapis w dokumentach. Przez to, że jest to narzucone, dyktuje się pewnego rodzaju konkretne oczekiwania, których ja sama byłam ofiarą. Byłam dziewczynką i z automatu dochodziły do mnie wszystkie te komunikaty, że jak dziewczynka to księżniczka, jak księżniczka to trzeba ją ratować, bo księżniczki są takie wrażliwe, po prostu cały czas trzeba im dopomagać.
Mam jeszcze ciekawą opowieść w związku z tym, o kobietach, które wybierają zawody, które kulturowo są uznawane za męskie. Mój przyjaciel pracuje na statku i ostatnio rozmawialiśmy o tym, czy są kobiety, które wykonują zawód nawigatorki. Zawsze kiedy opowiadał o swojej pracy, to w tych opowieściach pojawiali się sami mężczyźni, aż nagle zjawiła się jakaś kobieta. Był bardzo zdziwiony, że dziewczyny też wybierają takie zawody, chociaż ja nie widzę w tym żadnego problemu. Wiemy jednak, jak jest u nas w Polsce… Nawet jeśli kobiety chcą wybrać taki rodzaj pracy, to wielokrotnie zdarza się, że utrudnia się im podjęcie takich czynności. Wracając – pamiętam tę narrację, że wszyscy zastanawiali się, czy ona jest jakimś „babochłopem”, czy z nią jest coś nie tak, że tutaj jest. Takie sytuacje wywołują moją niezgodę. Dlaczego jest tak, że kobietom nie wolno robić pewnych rzeczy, a dla mężczyzn jest to normalne, i w drugą stronę? To bardzo ograniczające.
Co sądzisz o obecnej sytuacji kobiet w Polsce?
Ostatnio jest ona bardzo dynamiczna. Nie chciałabym jednak określać jej jasno jako pozytywną albo negatywną, bo z jednej strony są wszystkie te sprawy niezbyt przyjemne, strajki kobiet, a z drugiej odbudowa więzi. W chwili strajkowania poczułam siostrzeństwo oraz to, że faktycznie jesteśmy w stanie, w imię wspólnych celów, zorganizować się, wbrew temu stereotypowemu przekonaniu, że gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść, i że jako grupa kobiet będziemy się zawsze między sobą kłócić, będziemy zawsze zawistne. Kiedy zaczęły się strajki, była pandemia, każdy z nas był trochę zagubiony w nowej rzeczywistości, tak naprawdę to ta kobiecość i kobieca siła nas zjednoczyły. To był moment zwrotny dla mojego poczucia bycia kobietą i bardzo ważne dla mnie doświadczenie. Wszystkie możemy wyjść na ulicę i trzymać się razem; kiedy działa nam się jakaś krzywda, stawałyśmy i walczyłyśmy. Pamiętam taką sytuację, kiedy zauważyłam, że dwie dziewczyny szły, trzymając się za rękę podczas strajku, i zostały napadnięte przez trzech zamaskowanych mężczyzn. Oczywiście to, że szły za rękę, nie ma tu najmniejszego znaczenia, bo sama tak chodzę z moimi przyjaciółkami, chociażby po to, żeby nie zgubić się w tłumie. Wracając – wszystkie razem stanęłyśmy w obliczu tego zagrożenia, tych atakujących mężczyzn. Pierwszy raz miałam wtedy poczucie, że jesteśmy siłą i jednością. Bez nas, kobiet, nie byłoby nic. Nie byłoby całego gatunku, człowieczeństwa. Tak samo jak bez trans kobiet nie ma feminizmu i to jest piękna rzecz, za którą dziękuję.
Czy doświadczyłaś dyskryminacji ze względu na swoją płeć?
Myślę, że trudno będzie znaleźć osobę, która szczerze przyzna, że nigdy jej nie doświadczyła. To jest straszna sprawa. Myślę, że każda z nas przez to przechodziła, zaczynając od szkoły podstawowej i końskich zalotów, podnoszenia spódniczek na przerwach, podglądania, jak się przebieramy na WF-ie. To jest nieprzyjemne i jest to także dyskryminacja właśnie ze względu na płeć.
Jako osoba dorosła wielokrotnie zmieniałam stronę ulicy, trasę w trakcie powrotu do domu, zawsze mam ze sobą gaz pieprzowy, zawsze mam włączoną aplikację lokalizacyjną w telefonie i zawsze przynajmniej jedna ważna dla mnie osoba wie, gdzie jestem. Te rzeczy nie biorą się znikąd. Wynikają z sytuacji, w których czujesz się nieustannie zagrożona i wiesz, że jeśli sama siebie jakkolwiek nie zabezpieczysz, to nigdy nie wiesz czy wrócisz bezpiecznie do domu, chociażby z wieczornych zakupów.
Jesteś z zawodu edukatorką seksualną.
Tak. Zaczęłam prowadzić zajęcia w szkołach. Edukuję też u siebie w gabinecie – codziennie, wielokrotnie. To może wydawać się dziwne, ale zdecydowana większość osób, które przychodzą do mnie ze swoją trudnością, którą chciałyby rozwiązać, wymaga edukacji z zakresu seksualności. To jest misja, którą sobie wybrałam, i chcę się nią przez resztę swojego życia zajmować, bo mamy tego niedobór.
Edukować trzeba wszystkich. To grono nie ogranicza się do dzieci, dorastającej młodzieży. Są to też dorośli, rodzice młodych osób, ludzie w średnim wieku. Zadają mi często bardzo podstawowe pytania, chociażby o antykoncepcję hormonalną albo czy to jest okej, że nie chcą czegoś robić. Na przykład kobieta mająca 10-letni staż małżeński pyta mnie, czy to jest w porządku, że czasem odmówi mężowi seksu. Pojawiają się również panie w sytuacji, kiedy chciałyby spróbować czegoś innego, ale pytają, czy to jest okej zainicjować coś takiego, bo przecież są kobietami, a kobietom nie wypada o takich rzeczach mówić otwarcie – o swoich potrzebach.
Czy przychodzą też do Ciebie osoby nieheteronormatywne? Z jakimi problemami najczęściej się zgłaszają?
Stres mniejszościowy, wieczne poczucie zagrożenia – to tak w dużym skrócie. Jeżeli chodzi o kwestie seksualne, wbrew pozorom wszystkie te problemy, czy osób heteronormatywnych, czy nieheteronormatywnych, są to problemy bardzo, ale to bardzo podobne. Tylko tamta grupa ma jedną podstawową i straszną rzecz dodatkowo – stres mniejszościowy, to że są dyskryminowani/dyskryminowane, i oprócz tych wszystkich trudności, z którymi przychodzą osoby heteronormatywne, tutaj dokładamy jeszcze jedną cegiełkę, dodatkowe obciążenie. Osoby takie przychodzą z traumami, napaściami, które przeżyły, zachowaniami agresywnymi ze strony innych ludzi. Myślę, że ich problemy nie są jakieś inne, egzotyczne czy niespotykane. One są naprawdę takie same, tylko dochodzi jeszcze jeden czynnik, dodatkowy wątek, o którym często zapominamy.
Będąc kobietami, bulwersujemy się, jeśli ktoś zagwiżdże za nami na ulicy. Nie lubimy, kiedy ktoś na nas gwiżdże, klaszcze – złościmy się wtedy. Jak pomyślę o osobach nieheteronormatywnych, to ich sytuacja jest jeszcze trudniejsza. Co musi czuć osoba związana z queerem, która idzie ulicą i zamiast gwizdnięcia czy mlaśnięcia spotyka się z agresją? Jako osoba hetero spotkasz jedną na dziesięć osób, która będzie w stosunku do ciebie agresywna. Dla osoby nieheteronormatywnej ta jedna osoba z dziesięciu będzie akceptująca. Nie jestem sobie w stanie tego nawet wyobrazić.
To, co nas łączy, to to, że jesteśmy ludźmi, a wszyscy ludzie mają jakieś trudności. Po prostu inny jest ich kontekst, sytuacja, w której się znajdujemy. Osoby nieheteronormatywne mają gorsze warunki egzystowania, i to wszystko przez nas. Reagujmy, nie pozwalajmy na to. Brak reakcji jest formą przyzwolenia. Niedbanie o te osoby to również forma agresji.
Kto znajduje się pod pojęciem „osoby z cipkami” albo „osoby z penisami”? Dlaczego używamy takich zwrotów?
Te pojęcia są w moim odczuciu bardzo potrzebne. Pamiętam tę trudność na początku, jak trudno było mi je wpleść w swoją narrację i zestaw słów, których używam. Trzeba było wyrzucić z głowy słowa „kobieta” i „mężczyzna” na rzecz „osoby z cipką”, „osoby z penisem”. Dzięki temu wszystkie osoby żyjące na świecie możemy pomieścić w tym pojęciu w sposób niedyskryminujący. Są to określenia bardziej inkluzywne. Jest to ukłon zwłaszcza w stronę osób transpłciowych. Dlaczego twoja cipka albo penis mają decydować o tym, czy identyfikujesz się jako kobieta lub mężczyzna? Genitalia to niejedyna rzecz, która decyduje o tym jakiej jesteś płci – ważne są też wymiary tej płci. Cieszę się, że te pojęcia coraz częściej zdarza mi się spotykać w przestrzeni publicznej.
Jaki wpływ na nasze zdrowie ma seks? Jak masturbacja albo jej brak wpływa na rozwój seksualny człowieka?
Seks wyrównuje ciśnienie, poprawia jakość naszego życia – poprawia dobrostan psychiczny, psychologicznie przyczynia się do budowania więzi, daje poczucie bliskości z drugim człowiekiem, co bardzo wpływa na jakość naszego samopoczucia. Seks sprawia też, że czujemy się kochani, atrakcyjni. Dotyczy wielu fizjologicznych kwestii, takich jak rozluźnienie, wyładowanie napięcia. Bardzo dużo idzie za tym korzyści. Poza tym dla osób, które chcą mieć dzieci, czują, że będą się w tym spełniać, seks jest niejako drogą do osiągnięcia tego celu. Właściwie już od zarania dziejów wiedzieliśmy, że seks może spełniać wiele funkcji, przybierać różne formy, ale przede wszystkim jest nam potrzebny dla zdrowia. Z seksem jest jak z każdą inną aktywnością fizyczną, o której mówimy w kwestii zachowania zdrowia.
Jeśli chodzi o masturbację, to możliwość uchronienia dzieci przed nią jest mitem, wbrew temu, co myślą sobie niektórzy rodzice. Chociaż świadomość jest już większa. Młodzi rodzice zdają sobie coraz częściej sprawę z tego, że dzieci w wieku niemowlęcym też się dotykają i też jest to jakąś formą masturbacji. Później, w wieku przedszkolnym lub wczesnoszkolnym dzieci także się przecież dotykają, i to wielokrotnie. Dlaczego? Bo to jest przyjemne. Dzieci muszą poznać swoje ciało, wiedzieć, jakie płyną z niego oznaki, czy one są przyjemne, czy też nie. Żeby umieć rozpoznawać, co jest przyjemne lub nieprzyjemne, musimy eksplorować. Zawsze więc tłumaczę, że jeśli mamy do czynienia z masturbacją, która ma na celu eksplorację, która ma być trochę taką podwaliną dla naszego dorosłego życia seksualnego, ale jednocześnie również dla naszego kontaktu z ciałem, to jest to rzecz nieunikniona. Wszystkie osoby alloseksualne – czyli odczuwające popęd seksualny – to robiły, robią i będą robić. Jedni częściej, inni rzadziej. Jedni tylko w określonych okresach w swoim życiu, a jeszcze inni przez całe jego trwanie. Wynika to z kwestii tego, na ile, kto i w jakim stopniu odczuwa potrzebę. Niektórzy w ogóle jej nie odczuwają. Należy pamiętać, że popęd seksualny jest indywidualną sprawą każdego człowieka.
Przede wszystkim pamiętajmy o tym, że nie można masturbacji demonizować, wypierać czy udawać, że tego nie ma. Nie wolno pozwolić, żeby dorastające dziecko skojarzyło masturbację z czymś co jest negatywne, złe, bo to może zaimplikować późniejsze problemy, różnego rodzaju trudności w dorosłym życiu, nie tylko dotyczące sfery seksualnej. Jeżeli będziemy wypierać coś, co po prostu istnieje, jakbyśmy wypierali głód albo inne pierwotne potrzeby, to może się to skończyć źle.
Solo seks jest super i ma bardzo dużo zalet. Solo seks jest też po to, żebyśmy my, osoby z cipkami, mogły osiągać orgazm. To jest bardzo ważne, bo raz, że solo seks jest formą wyładowania napięcia. A dwa, że masturbacja jest również kwestią niezależną od bycia w relacji. Nawet jeżeli jestem w relacji to nie jest żadną przeszkodą, barykadą do tego, żeby nadal być aktywnym w swoim solo seksie. Mówiąc więcej, pozwala on pokazać swojemu partnerowi, co nas satysfakcjonuje, co i w jaki sposób powinien robić, żeby nam obojgu było fajnie. Solo seks jest więc nie tylko dobry dla nas, lecz także dla naszych wszystkich potencjalnych partnerów seksualnych.
Masturbacja jest super i uprawiajmy ją wszyscy, z zachowaniem podstawowych zasad bezpieczeństwa. Trzeba to powtarzać młodzieży i dzieciom. I trzeba im uświadomić, że na masturbację jest odpowiednie miejsce, że jest to intymna sprawa, że nie można tego robić w sytuacji, kiedy narazilibyśmy inną osobę na ten widok, bo ta osoba może tego nie chcieć. Bardzo ważne żebyśmy o tym też pamiętali. Warto także wspomnieć o kontekście higieny, to też ma bardzo duże znaczenie.
Wydaje mi się również, że masturbacja to kwestia związana ze znajomością siebie jako człowieka. Dzięki takim zachowaniom wiem, co jak działa w moim organizmie, co za co odpowiada.
Jakie są mity związane z debiutami seksualnymi, czyli tak zwanym „pierwszym razem”?
Przede wszystkim mit związany z tym, jakoby debiut seksualny oznaczał odbywanie stosunku z penetracją. Co w takim razie z debiutami seksualnymi osób bez penisów? Kolejna kwestia dotyczy samego nazewnictwa. Bardzo cieszy mnie zmieniające się społeczne podejście – zaczynając od zmiany nazewnictwa z „utrata dziewictwa” na „debiut seksualny”. Pierwsza forma nawiązuje bardzo mocno do slut-shamingu – osoby, które doświadczyły utraty dziewictwa, jak sama nazwa wskazuje, coś utraciły, a co za tym idzie, implikuje się stwierdzenie, jakoby te osoby były „wybrakowane”, „brudne”. To bardzo nie w porządku, powielanie takich stereotypów jest bardzo niebezpieczne. Może powodować w osobach z cipkami wiele nieprzyjemnych emocji po odbyciu tego pierwszego stosunku, jak wiemy, często kluczowego dla dalszego kształtowania się naszej ekspresji seksualnej.
Kolejna ważna kwestia dotyczy oczywiście mitu, jakoby podczas debiutu seksualnego nie można było zajść w ciążę czy złapać jednej z infekcji przenoszonych drogą płciową. To oczywiście nieprawda – ryzyko jest zawsze takie samo. A więc antykoncepcja i jeszcze raz antykoncepcja! Wrócę jeszcze do tego, o czym wspomniałam już wcześniej. Świadoma i rzetelna edukacja seksualna to podstawa w walce z owymi mitami i stereotypami.
Czym jest orgazm i jakie mity są z nim związane?
Orgazm to ulubione słowo w naszych gabinetach, podczas konsultacji. Definicyjnie jest to subiektywnie odczuwany moment szczytowej przyjemności. Osoby z cipkami często zadają pytanie: „Skąd ja mam wiedzieć, kiedy mam orgazm?” albo „Czy to, co czułam, to był orgazm?”. Jako młoda dziewczyna kiedyś też zadałam sobie takie pytanie. Teoretycznie wiesz, że jest jakiś taki moment szczytowy, że jest superprzyjemnie, a potem przychodzi uczucie rozluźnienia, rozładowania. Za samym momentem szczytowym idą różne reakcje fizjologiczne, jak na przykład większa lubrykacja, ścisk mięśni pochwy i dna miednicy. Jest bardzo dużo kwestii, które będą nam o tym mówić. Zwiększa się ukrwienie narządów i zmienia się dzięki temu także ich kolor.
Co do mitów, trzeba tu zrobić podział. Orgazm dla osób z penisami to całkowicie inna bajka niż orgazm w kontekście osób z cipkami. Jeśli chodzi o osoby z penisami, pamiętajmy, że wytrysk i orgazm nie są tożsame. Nie muszą dziać się razem. Biologicznie to może działać osobno, jedno bez drugiego może się wydarzyć, a może być tak, że jedno i drugie jest razem w jednym momencie. Sam wytrysk może być spowodowany bardzo silnymi emocjami, pobudzeniem, ale nie musi łączyć się wtedy z osiągnięciem przyjemności. Może też wiązać się to z zaburzeniami gospodarki hormonalnej. Osiąganie orgazmu dla osób z penisami jest ułatwione dzięki ich budowie biologicznej.
Teraz przejdźmy do osób z cipkami. Orgazm, nieważne, czy jest łechtaczkowy, pochwowy, czy jakikolwiek inny – orgazm to orgazm i ma wam być przyjemnie, ma to was rozładowywać. Każdy z nich jest okej, jeśli jesteście usatysfakcjonowane. Ważne też jest, aby nie mówić o orgazmie osób z cipkami, jako że któryś z jego rodzajów jest fajniejszy, bardziej wartościowy, że to do niego powinno się dążyć. To mit, który urósł wokół orgazmu pochwowego. Dużo kobiet spotyka się z przekonaniem, że są gorsze, wybrakowane, skoro nie odczuwają tego typu przyjemności, a co za tym idzie, nie udało im się osiągnąć nadrzędnego celu. Nie. Orgazm może być nawet sutkowy, oralny, a właściwie też w każdej innej formie, jaką możemy sobie wyobrazić.
Tak jak wspomniałam, doświadczanie orgazmu nie jest proste dla osób z cipkami. W tym momencie masturbacja i poznanie własnego ciała, otwartość na wszystkie sygnały, które ono nam daje, to jest klucz do tego, żeby się tego orgazmu nauczyć.
Pamiętajmy o higienie psychicznej. My, osoby z cipkami, jeśli nie mamy przestrzeni w swojej głowie na to, żeby podejmować aktywność seksualną, to trudno jest wtedy z orgazmem. Jeżeli obraz mnie i mojego ciała jest dla mnie kłopotliwy, nie jestem w zgodzie ze swoim ciałem, wstydzę się go, to wówczas bardzo często zaczynają się kłopoty związane z osiąganiem przyjemności. Dlatego też zjawiają się u mnie w gabinecie osoby, które bardzo często nie doświadczają przez to satysfakcji, a co najgorsze – udają, bo traktują orgazm jako cel sam w sobie. Pamiętajmy, że seks to nie tylko orgazm i nie do tego powinniśmy dążyć. Samo poczucie bycia blisko z drugą osobą też jest super i też daje poczucie spełnienia i usatysfakcjonowania.
Mitem więc jest to, że zaczynając swoją aktywność seksualną,mamy na celu dążenie do orgazmu. Przyjęło się, że stosunek powinien zakończyć się orgazmem u każdego z partnerów. Podczas seksu myślimy wtedy nieustannie o tym, że powinniśmy mieć ten orgazm, że trzeba go osiągnąć, a co, jak jedna ze stron zrobi to szybciej? Zaczyna się wtedy presja.
Seks nie służy wyłącznie temu, żeby osiągać orgazmy. Ma dbać o naszą bliskość, nasze samopoczucie, o lepsze ukrwienie naszych narządów, stabilizację ciśnienia krwi, czyli po prostu o nasze zdrowie psychiczne i fizyczne.
Antykoncepcja często stosowana jest jako środek zapobiegający ciąży. W jakim jeszcze przypadku ją stosujemy i dlaczego jest ona równie ważna podczas odbywania stosunków seksualnych przez osoby transpłciowe lub homoseksualne, wśród których nie ma ryzyka zajścia w ciążę?
Poza ciążą mamy jeszcze wszystkie STI (Sexually Transmitted Infection), czyli infekcje przenoszone drogą płciową, takie jak wirusowe zapalenie wątroby typu B, wirusowe zapalenie wątroby typu C, HIV, kiła, rzeżączka, chlamydia i wiele innych. Te choroby, wbrew pozorom, nadal są wśród nas i należy o tym pamiętać. Chodzi tu przede wszystkim o nasze zdrowie, życie i o to, żeby seks był bezpieczny i można było z niego czerpać jak najwięcej radości. Chciałam bardzo mocno zaznaczyć jedną rzecz – można odbywać tyle kontaktów seksualnych, ile tylko się chce i z kim się chce, tylko pamiętajmy o tym, żeby dbać o swoje zdrowie oraz zdrowie innych potencjalnych partnerów. Wiadomo, że jeśli osoby pozostają w związkach stałych, w takim wypadku mogą zrobić badania, dzięki którym wiedzą, jaki jest stan rzeczy, i wtedy mogą względnie myśleć o tym, że te choroby ich nie dotyczą. Dlaczego mówię „względnie”? Bo pamiętajmy, że wejście do każdego miejsca takiego jak kosmetyczka, fryzjer, tatuażysta, dentysta itd. niesie za sobą ryzyko. Myślmy więc nie tylko o sobie, lecz także o innych osobach.
Istnieje mit, jakoby lesbijki nie mogły zarazić się wirusem HIV. Jak go skomentujesz?