Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Noszenie dzieci
Przekrojowy poradnik odpowiedni dla tych rodziców, którzy zastanawiają się nad noszeniem, już noszą i chcieliby poszerzyć swoje umiejętności oraz tych, którzy — jak autorka — widzą w noszeniu głęboki, ogólnoludzki sens.
Napisana przez specjalistkę i wieloletnią trenerkę chustonoszenia - Martę Szperlich-Kosmalę, we współpracy z NATULI dzieci są ważne odpowiada na pytania, które codziennie zadają sobie rodzice małych dzieci:
Jakie daje rozwiązanie?
Odpowiedź, jaką dostarcza książka, jest prosta — dziecko chce być noszone!
Noszone dzieci płaczą mniej - tą prostą prawdę podpowiada nam nasza intuicja, potwierdzają ją także badania naukowe. Kiedy nasze dziecko płacze, bierzemy je na ręce. Dziecko chce być noszone, bo noszenie to bliskość. A bliskość to warunek przetrwania, zdrowia i rozwoju. Potrzebę bliskości posiadają dzieci urodzone teraz, miały ją również dzieci urodzone tysiące lat temu, a nawet wcześniej.
Noszenie to pierwotny i naturalny sposób opieki nad dzieckiem.
Z książki dowiesz się przede wszystkim rzeczy praktycznych:
Dowiesz się również, że:
Autorka:
Marta Szperlich-Kosmala — doradczyni noszenia dzieci polskiej Akademii Noszenia Dzieci i niemieckiej Trageschule. Propaguje noszenie jako sposób pielęgnacji niemowląt oraz rodzicielstwo oparte na wiedzy antropologicznej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 210
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wydawnictwo: Natuli
Wydawca: Michał Dyrda
Redakcja prowadząca: Anna Siudut-Stajura, Alicja Szwinta-Dyrda
Redakcja merytoryczna: Marta Alabrudzińska (Stowarzyszenie Edukatorów i Doradców Noszenia Dzieci SEDNO)
Redakcja językowa: Katarzyna Nowak
Korekta: Adrian Kyć
Ilustracje i projekt okładki: Kamila Loskot
Projekt typograficzny i skład: Bogumiła Dziedzic
E-book: Kagira
© Natuli / natuli.pl
© Marta Szperlich-Kosmala / Boska Nioska (fb.com/boskanioska)
Wydanie trzecie 2020
ISBN 978-83-66057-34-0
Wstęp
Noszenie – mamy to we krwiPamięci mojej Babci
To zabawne, jak działa ludzka pamięć. Czasami dopiero wtedy, gdy rodzi się nam dziecko, przypominamy sobie szczegóły z własnego dzieciństwa, do tej pory głęboko uśpione w podświadomości. Tak było w moim przypadku. Kiedy urodziłam pierwsze dziecko i spędzałam długie godziny, tuląc je w ramionach, zaczęły nawiedzać mnie wspomnienia z mojego dzieciństwa: babcia nosząca mnie po domu w kocu zawiązanym na biodrze. Widzę ten koc, z bardzo bliska spoglądam na uśmiechniętą twarz babci, słyszę piosenkę, którą nuci. Dostrzegam daleki i niewyraźny widok z okna. Ten sam, który towarzyszy teraz moim dzieciom. Wypełniają mnie błogość i szczęście. Wtulona w babcię zasypiam.
Ponad 30 lat później, kiedy na świecie pojawiają się moje dzieci, intuicyjnie wiem, co robić. Dzięki temu wspomnieniu czuję, że tym, czego najbardziej na świecie pragnie niemowlę, jest bliskość. Tak pojawiła się w moim rodzicielstwie chusta.
W odpowiednim czasie trafiłam na książkę Jean Liedloff W głębi kontinuum. To ona nadała kierunek mojemu rodzicielstwu, a potem także pracy. Poczułam potrzebę dzielenia się swoim doświadczeniem – w ten sposób zostałam doradczynią noszenia, „babą od chust”. W kulturach tradycyjnych to właśnie „baby” przekazywały wiedzę tajemną o porodach i pielęgnacji dzieci. Dziś ta wiedza, bazująca na dawnej mądrości, dostępna jest szerzej, dzięki czemu powstała nowa profesja, którą z pasją praktykuję – doradca noszenia.
W tej książce chcę przekazać nie tylko wiedzę dotyczącą noszenia dzieci, ale przede wszystkim to, że noszenie jest odpowiedzią na większość potrzeb małego dziecka. Co za tym idzie, nosząc, możemy rozwiązać większość problemów związanych z rodzicielstwem.
Nosząc, zapewniamy dziecku bliskość, dzięki czemu czuje się ono dobrze i jest spokojniejsze. Spokojniejsze dziecko mniej płacze, tym samym rodzicielstwo staje się mniej wymagające. Z kolei spokojne rodzicielstwo to łatwiejsze funkcjonowanie całej rodziny.Nosząc dziecko w chuście, zapewniamy sobie wolne ręce, czyli możliwość wykonywania codziennych czynności, a także życie towarzyskie. Wszak noszone dziecko można wszędzie ze sobą zabrać.Nosząc, dbamy o harmonijny rozwój dziecka we wszystkich obszarach, zarówno emocjonalnym, jak i ruchowym, a także optymalną, dostosowaną do możliwości dziecka stymulację.Nosząc, pomagamy dziecku, które ma katar, kaszel lub skoki rozwojowe. Dzięki temu możemy w miarę bezproblemowo przejść przez trudniejsze momenty rodzicielstwa.Nosząc, pobudzamy laktację i zmniejszamy prawdopodobieństwo wystąpienia depresji poporodowej.Noszenie dzieci jest zjawiskiem fenomenalnym i coraz lepiej rozumianym, ale nie do końca odkrytym. Wiemy już, jak wpływa na rozwój mózgu dziecka, jak wspiera naturalny rozwój postawy; rozumiemy, jak buduje więź między dzieckiem a rodzicem. Noszenie jednak, jak wszystkie zjawiska, które są dla ludzi zupełnie naturalne, kryje w sobie jeszcze mnóstwo zagadek. Z pewnością będą one odkrywane w miarę rozwoju nauki. Historia chusty i nosidła, czyli praktycznych narzędzi do noszenia dzieci, sięga początków naszego gatunku. Mimo to jakieś 150 lat temu zostały one niemal całkowicie wyrugowane z codziennego życia na rzecz wynalazku, jakim jest wózek. Obecnie za sprawą rosnącej wiedzy o rozwoju dziecka oraz świadomości, jak istotna jest więź między dzieckiem a opiekunem, noszenie – na rękach, w chuście bądź nosidle – stopniowo wraca do łask!
Ta książka nie powstałaby bez dwóch komponentów: ludzi i chusty. Wszystkim osobom zaangażowanym w pracę nad nią dziękuję za pomoc i wsparcie. Z kolei chusta nie tylko dała mi motyw przewodni, ale także umożliwiła napisanie tej książki… z maleńkim synkiem na plecach!
Przywróćmy noszeniu dzieci należne mu miejsce i traktujmy je jak normalność! Nośmy maluchy, bo się odzwyczają!
Na całym świecie opieka okołoporodowa przybiera różne formy. Każda kultura ma swoje uwarunkowania, zależne od miejsca i czasu, w jakim znajduje się dana cywilizacja. W krajach muzułmańskich istnieje zwyczaj, aby nowo narodzonemu dziecku podawać świeżo rozgniecionego w palcach daktyla. Gdzie indziej podczas połogu praktykuje się otulanie matki prześcieradłami namoczonymi w ziołach. W niektórych krajach podaje się świeżo upieczonej mamie gorący rosół z kury. Ortodoksyjny judaizm wymaga obrzezania chłopca w ósmej dobie życia. Wietnamczycy, tak jak kiedyś Słowianie, nadają dzieciom imiona tymczasowe, by zmylić złe duchy.
Bez względu na te rytuały jedna rzecz pozostaje wspólna w opiece nad niemowlęciem – noszenie go: na rękach, w chuście, nosidle. Ludzkie niemowlę należy bowiem do biologicznego typu noszeniaków, na dodatek aktywnych. Tak nazywamy grupę ssaków, które matka nosi na swoim ciele.
Jesteśmy ewolucyjnymi noszeniakami ze względu na nasze uwarunkowania gatunkowe i anatomiczne.
Historia osiadłego człowieka rolnika liczy już nawet kilkadziesiąt tysięcy lat. Z punktu widzenia ewolucji to nadal zbyt krótki okres, aby w naszym DNA dokonały się znaczące zmiany. Zatem genetycznie, czyli w najgłębszych obszarach naszego „ja”, jesteśmy wciąż koczownikami, którzy przemierzali ziemię w poszukiwaniu pożywienia i miejsca na tymczasowy obóz. Ich dieta była różnorodna, bo niemal każdego dnia jedli co innego, a umiejętności przetrwania w trudnych warunkach – imponujące. Nie bylibyśmy godni miana homo sapiens, gdybyśmy nie wspomagali się w noszeniu specjalnie do tego celu skrojonymi kawałkami skóry (ludy pierwotne) lub tkanin (współcześnie).
Dla poszczególnych gatunków natura wypracowała różne, wynikające z ich potrzeb warianty opieki nad potomstwem.
Ludzkie niemowlęta, które zaliczamy do noszeniaków, mają oczekiwania typowe dla swojej grupy. Traktując je inaczej, rozmijamy się z ich biologicznym uwarunkowaniem. Człowiek rodzi się jako noszeniak, aby być noszonym, a w przyszłości – nosić własne potomstwo.
Niemowlę jest noszeniakiem i zostało do tej roli odpowiednio „wyposażone”. Wskazuje na to budowa jego kręgosłupa, nóżek oraz odruchy niemowlęce.
Stosowne uwarunkowania widać także u matki: w obrębie miednicy kobiet w procesie ewolucji zaszły zmiany tak istotne, jak utworzenie widocznego zagłębienia nad biodrem, nazywanego talią, które jest dla dziecka wręcz wymarzonym miejscem do siedzenia.
W porównaniu z naszymi małpimi przodkami straciliśmy futro, zyskaliśmy natomiast pozycję wyprostowaną. Wpłynęło to na dalsze przekształcenia anatomiczne:
W obrębie miednicy kobietWąska talia i szeroka miednica (a właściwie wystający talerz kości biodrowej) umożliwiły nam wyprostowany chód i sprawiły, że choć nie możemy już nosić dzieci wczepionych w futro z przodu lub z tyłu, tak jak to robili nasi owłosieni przodkowie (np. małpy, które zresztą do dzisiaj tak noszą młode), niemowlę idealnie wpasowuje się w łuk w talii. Próbowaliście kiedyś nosić dziecko na biodrze? Zatem wiecie, o co chodzi. Zaskakujące jest to, że zazwyczaj, niezależnie od uwarunkowań kulturowych, nosimy dziecko na lewym biodrze. Ba, nawet osoby leworęczne preferują tę stronę3.
W kręgosłupie dziecka, w którym nie ma jeszcze krzywizn charakterystycznych dla kręgosłupa człowieka dorosłegoOdpowiednie noszenie dziecka na rękach czy w chuście pomaga wspierać fizjologiczną pozycję kręgosłupa oraz rozwój tej części układu ruchu.
W pozycji niemowlęcia, nazywanej fizjologiczną żabkąWystępuje w niej identyczne u ludzkiego niemowlęcia i gorylątka ułożenie kończyn: rączki przykurczone, nóżki zaś ugięte w kolanach i odwiedzione na boki (kształt litery M). Jedyna różnica między niemowlęciem goryla a człowieka polega na ułożeniu stóp. U ludzkiego dziecka podeszwy są skierowane do siebie, co pomaga utrzymywać się w pozycji na biodrze. Kilkumiesięczne niemowlę, które jest często noszone na rękach, przy podnoszeniu, gdy utraci kontakt z podłożem, ułoży nóżki tak, że wpasuje się w swoje miejsce w talii mamy.
W odwiedzeniu nóżek dziecka, czyli odsunięciu ich od tułowia pod określonym kątem (kształt litery M)Umożliwia to przyjęcie dogodnej pozycji na ciele matki i zapobiega dysfunkcji zwanej dysplazją stawów biodrowych. Polega ona na nieprawidłowym rozwoju początkowo chrzęstnych struktur panewki biodrowej niemowlęcia. Dzieje się to np. pod wpływem nienaturalnych nacisków (podczas ciasnego spowijania wyprostowanych nóżek dziecka, prostowania nóżek w stawach w tzw. wisiadle). W wyniku tych obciążeń kość udowa dziecka nie może osadzić się w panewce. Prawidłowe, czyli naturalne odwiedzenie nóżek, stanowi profilaktykę dysplazji.
W odruchu chwytnym dzieckaJest on bardzo silny nawet u najmniejszych noworodków. Niemowlęta małp aktywnie wczepiają się w futro matki dzięki odruchowi chwytnemu dłoni i stóp. Ludzkie niemowlę do około czwartego miesiąca życia mocno chwyta wszystko, co włoży się mu do rączki. Odruch chwytny zachował się również w nogach: trzymając dziecko na biodrze, wystarczy wykonać gwałtowny ruch, by zaobserwować, jak mocno wczepia się ono w nasze ciało. Natomiast podniesione niemowlę podkurcza nóżki i ręce, przybierając odruchowo pozycję żabki, odpowiednią do noszenia.
To nic, że niemowlę nie potrafi samo przyczepić się do matki – ewolucyjny proces rozwojowy wskazuje wyraźnie, że rozpoczynamy swoje życie jako aktywne noszeniaki. Dziecko może być noszone na biodrze, podtrzymywane ręką na plecach albo możemy się wspomóc w tym, do czego niemowlę przygotowała ewolucja, tak jak nasi koczowniczy przodkowie: korzystając z kawałka dostępnego materiału – chusty lub nosidła.
Ludzkie niemowlę jest anatomicznym noszeniakiem, na co wskazują jego budowa i umiejętności.
Noszenie w chuście jest tak stare jak nasz gatunek. Niektórzy antropologowie uważają nawet, że ów kawałek skóry lub materiału do przenoszenia dzieci umożliwił naszym przodkom ekspansję z Afryki przez Azję do Europy, zanim staliśmy się homo sapiens4. Nomadowie mogli przemieszczać się z miejsca na miejsce, nie czekając, aż najmłodsze dzieci w grupie podrosną na tyle, by iść wiele kilometrów na własnych nogach (czyli około czwartego roku życia). Z tego samego powodu skrócił się także okres pomiędzy kolejnymi ciążami, zwiększając nasz gatunek liczebnie.
Nie stało się to samoistnie. Postawa wyprostowana i zmiany w obrębie kości biodrowej kobiet stanowiły naturalne predyspozycje do noszenia dzieci. Utrudnienie w postaci utraty futra doprowadziło do powstania wynalazku – nosidła.
W kulturach, których byt zależał od nieustannej pracy dorosłych członków plemienia, noszenie stanowiło normę społeczną. Dzięki chuście lub nosidłom matka mogła wrócić do pracy wkrótce po porodzie i mieć noworodka blisko siebie. Chusta zapewniała dziecku stały kontakt z matką i dostęp do jej piersi zgodnie z zapotrzebowaniem, a całej wspólnocie harmonijne funkcjonowanie.
Powszechność nosidła bez względu na szerokość geograficzną i epokę stanowi wyraz zdolności adaptacyjnych gatunku ludzkiego. Antropolożka Sarah Hardy w książce Mother Nature opisuje nosidło jako jeden z pierwszych wynalazków ludzkości, który sprawił, że mogliśmy jednocześnie trzymać potomstwo, zdobywać albo przygotowywać jedzenie i wędrować.
Z dala od cywilizacji ciągłość tej tradycji została zachowana: matki i inni członkowie plemienia noszą swoje dzieci w chustach i nosidłach. Formy nosideł, jakie obserwujemy w obecnie żyjących kulturach tradycyjnych5, są wynikiem długotrwałej ewolucji kulturowej i poszukiwania optymalnych narzędzi codziennego użytku, podobnie jak współczesny kształt fotela wyewoluował z doświadczeń naszych przodków, którzy poszukiwali dla siebie komfortowego siedziska. W przypadku narzędzi do noszenia dzieci brano pod uwagę klimat, intensywność, rodzaj dostępnych materiałów i wykonywanej pracy.
W kulturach tradycyjnych dzieci są nieustannie noszone przez kogoś z plemienia.
Noszenie dzieci w chuście jest w niektórych kulturach tak mocno zakorzenione, że doczekało się swoich przedstawień w sztuce (starożytne figurki afrykańskie, m.in. ludów Joruba, Mangbetu, Mbala, figurki matek z ludu Dogon), co utwierdza nas w przekonaniu, że starożytne kobiety nosiły dzieci. Ten rodzaj kontaktu matki z dzieckiem ma prastarą tradycję.
Jean Liedloff, pisarka i autorka pojęcia „kontinuum”, przez wiele lat żyła wśród południowoamerykańskich Indian z plemienia Yequana6.
Poznawała zwyczaje tych Indian, ich codzienne życie i rytuały, stała się poniekąd częścią ich społeczności. Ze zdumieniem odkryła, że choć Yequańczykom obce są nasze zachodnie normy i nakazy moralne, to określenie „dzicy” – jak zwykliśmy o nich myśleć – jest dalekie od prawdy. W rzeczywistości są to ludzie mający duży szacunek dla integralności drugiego człowieka.
Możemy to zaobserwować w sposobie sprawowania opieki nad najmłodszymi członkami plemienia. Ich łagodne dzieci od urodzenia uczestniczą w życiu dorosłych, noszone wszędzie przez opiekuna, najczęściej w chuście lub na biodrze. Zaspokajanie wszystkich bieżących potrzeb dziecka (bliskości i pokarmu) oraz stopniowe włączanie go w życie wspólnoty – od biernej obserwacji z ramion mamy do adekwatnej do możliwości dziecka aktywności – buduje jego poczucie własnej wartości i przynależności.
Matka z plemienia Yequana wie, czego dziecko akurat potrzebuje, dlatego, że mając je stale przy sobie, uczy się kodu jego indywidualnych reakcji. Wie, kiedy jest głodne, kiedy mu gorąco lub moczy pieluchę, potrafi nawet rozpoznać moment, gdy maluszek zasypia na jej plecach. Niezwłoczne zaspokajanie potrzeb niemowlęcia stanowi jeden z elementów budowania więzi pomiędzy rodzicem a nim. Ta więź jest kluczowa dla rozwoju poczucia własnej wartości i szczęścia.
Obserwacja matek z plemienia Yequana pozwoliła Liedloff określić pierwotne potrzeby każdego człowieka. Przykład kultur tradycyjnych pokazuje bowiem, że chociaż nasz tryb życia znacząco się zmienił, jako gatunek nadal nosimy w sobie ten sam bagaż doświadczeń i oczekiwań co nasi koczowniczy przodkowie. Spojrzenie przez pryzmat kontinuum rzuca nowe światło na rodzicielstwo. Zaczęliśmy sobie na nowo zadawać istotne pytania i rewidować zasadność powszechnie panujących „metod wychowawczych”.
Nasze dzieci rodzą się z takimi samymi oczekiwaniami jak ich maleńcy przodkowie. Pragną bliskości opiekuna, ciepła, piersi mamy i bycia noszonymi (kołysanymi, bujanymi). I nie ma znaczenia, czy urodziły się w zachodnim świecie czy wśród ludów pierwotnych, współcześnie czy setki lat temu. Te potrzeby są uniwersalne, a bliskość i noszenie naturalnie wspierają rozwój mózgu dziecka.
Pojęcie „kontinuum” oznacza zatem ciągłość doświadczeń, oczekiwań, potrzeb, z którymi przyszliśmy na świat i które przekażemy naszym dzieciom.
Świadomość kontinuum oznacza dla nas, ludzi Zachodu, zmianę perspektywy (ludy pierwotne nigdy od swojego kontinuum nie odeszły). Zaczynamy patrzeć na dziecko z perspektywy już nie tylko historii pokoleniowej, ale historii całego gatunku ludzkiego, uniwersalnych potrzeb człowieka, które zaprogramowała w nas ewolucja. To one stanowią podpowiedź, w jaki sposób opiekować się dziećmi tak, by odpowiedzieć na ich integralne potrzeby, a tym samym zapewnić im zrównoważony rozwój.
Noszenie dzieci w kulturach tradycyjnych to wiedza pradawna, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Podczas gdy cały cywilizowany świat boryka się z kłopotami ze snem i napięciami u swoich dzieci, matki z kultury tradycyjnej nawet nie wiedzą, że coś takiego jak problem z niemowlęciem w ogóle jest możliwe. Ich dzieci stale zaspokajają potrzebę kontaktu fizycznego z opiekunem (m.in. dzięki noszeniu i spaniu blisko rodzica), są więc spokojne, płaczą mniej, ich fazy snu głębokiego są długie. Dzięki temu dziecko jest wypoczęte, rozluźnione i uważne.
Mimo że społeczności tradycyjne nie wiedzą nic o profilaktyce dysplazji stawów biodrowych, ich noszone dzieci nie cierpią na tę dolegliwość. Pozycja, jaką przyjmuje dziecko noszone na biodrze albo plecach, wspiera profilaktykę dysplazji, gdyż aktywnie sprzyja dojrzewaniu stawu biodrowego. Wady postawy w tych społecznościach to rzadkość7.
Noszenie dzieci to dziedzictwo kulturowe ludzkości, które skutkuje generacją szczęśliwych, spokojnych ludzi.
Samowie w zimnej Laponii używali (i nadal używają) wyściełanych drewnianych koszy zwanych komse. Na południu Europy, gdzie jest cieplej, bardziej popularne było noszenie dziecka przywiązanego do opiekuna niewielkimi skrawkami materiału. Dzieciom nie było w takich płachetkach za gorąco. Niekiedy bardzo przypominały one współczesne chusty do noszenia dzieci.
Tryb życia społecznościJeśli lud był osiadły, uprawiający ziemię (np. w Polsce), większą popularnością cieszyły się kosze z wikliny, które podczas prac w polu można było zawiesić na drzewie jak kołyskę. Natomiast w przypadku koczowników (np. Romów) częściej stosowano tkane, miękkie i mobilne nosidła, robione właściwie ze wszystkiego.
PrzeznaczenieRzadko kiedy tradycyjne chusty i nosidła służyły jedynie do noszenia dzieci – to marnotrawstwo! Można było w nich przynieść drewno lub chrust z lasu. Miękka chusta służyła także za koc lub okrycie wierzchnie.
W Polsce kobiety używały do noszenia chust wykonanych z płótna lub wełny. Także elementy codziennego stroju, np. zapaski (rodzaj fartucha), mogły być stosowane do noszenia dzieci oraz chrustu (oczywiście nie jednocześnie). Niewielka trójkątna hacka służyła do przenoszenia mniejszych niemowląt w pozycji leżącej, a następnie na biodrze. Natomiast w szerokiej szmacie dziecko było wygodnie noszone na plecach8.
W XIX wieku wraz z pojawieniem się wózka nosidła straciły na popularności. Jednak tradycja noszenia dzieci była żywa nawet w XX wieku, zwłaszcza na wsi.
Po wojnie kobiety zaczęły korzystać z tej tradycji w miastach, ale nosiły swoje dzieci jedynie w domu, gdyż wózek stał się wówczas wyznacznikiem statusu społecznego. Być może też nie chciały okazywać tak wyraźnie swoich wiejskich korzeni. Wszystko to sprawiło, że noszenie dzieci stało się rodzajem wiedzy tajemnej, przekazywanej w zamkniętym kręgu kobiet.
Historia dziecięcego wózka nie sięga aż tak daleko w dziejach naszego gatunku. Korzenie tego urządzenia można odnaleźć w XVIII-wiecznej Anglii. Książę Devonshire zlecił swojemu architektowi zaprojektowanie wymyślnego pojazdu na kółkach, aby mógł zabawiać dzieci podczas transportu. Wózek był ciągnięty przez kucyka albo psa. Prototyp pojazdu okazał się jednak niepraktyczny, nie znalazł więc naśladowców poza dworem księcia.
Dopiero w XIX wieku w USA opracowano projekt wózka zwanego po angielsku perambulator (w skrócie pram), który – z pewnymi zmianami – dotrwał do naszych czasów. Benjamin Crandall oraz jego syn Jesse Armous opracowali i opatentowali m.in. system hamowania. Innowacją była też możliwość popychania wózka przed sobą. Wynalazek ten szybko zdobył popularność w Europie.
Wózek to wynalazek XIX-wieczny.
Królowa Wiktoria, znana z surowego stosunku do ośmiorga swoich dzieci, zakupiła publicznie trzy takie urządzenia, tym samym sankcjonując ich użyteczność i ekskluzywność. Wózek był luksusem dostępnym wyłącznie dla najbogatszych. Kosztował krocie, ponadto był dość niewygodnym środkiem transportu (ciężki i mało zwrotny), więc żadna dama nie zadałaby sobie trudu, aby go pchać. Stanowił natomiast niezbędny element w rodzinie na tyle bogatej, by mogła sobie pozwolić na opłacenie niańki.
Zakup wózka był dla wielu rodzin miarą ich życiowego sukcesu. Zbiegło się to z innymi zmianami, jakie zachodziły w tym czasie w Europie: rewolucją przemysłową, rozpowszechnieniem cesarskiego cięcia (znów dzięki królowej Wiktorii, która w 1853 roku urodziła w ten sposób swoje siódme dziecko i bardzo to sobie chwaliła) oraz opracowaniem przez Nestlé formuły mleka modyfikowanego dla niemowląt.
Czasy rewolucji przemysłowej nie były dla matek łaskawe. Kobiety, mężczyźni, nawet dzieci pracowali ponad swoje siły. Nie było normowanego czasu pracy, zwolnień, urlopów, ubezpieczeń. Aby przeżyć i dać szansę przeżycia swoim dzieciom, robotnica musiała jeszcze w połogu wracać do pracy. Mleko modyfikowane, uniezależniając niemowlę od stałej obecności tylko jednej osoby, miało zapewnić matkom jak najszybszy powrót do fabryki. Dziecko mogło dostać jedzenie w butelce także od ciotki lub siostry pracującej kobiety.
Wśród arystokracji zmieniało się też podejście do wychowania dzieci, co – jak każda moda – wpływało również na klasy niższe. W stosunku do dziecka należało zachowywać odpowiedni dystans, także fizyczny, aby go nie rozpieścić. Miało to przygotować je do życia w trudnym, surowym, bezwzględnym świecie. Wynikało zatem z jak najlepszej woli rodziców.
W myśl tych teorii zapoczątkowanych w epoce wiktoriańskiej dziecko powinno rozpocząć edukację jak najwcześniej, a kontakt fizyczny należało ograniczyć do minimum, aby nie rozpuścić zanadto dzieci, które od początku winny być wychowywane według rządzących światem surowych reguł.
Apogeum tego trendu był rok 1946 i publikacja bestsellerowej książki Benjamina Spocka Dziecko. Pielęgnacja i wychowanie. Poradnik dla nowoczesnych rodziców. Za jej sprawą kobiety przestały uczyć się macierzyństwa od innych kobiet, oddając władzę w ręce mężczyzny, eksperta, jakim stał się dla nich doktor Spock.
Poglądy doktora Spocka ewoluowały o 180 stopni w ciągu kilkunastu lat. Mimo iż w nowych wydaniach poradnika posługiwano się innym, bardziej przyjaznym dzieciom językiem, zmiana poglądów na wychowanie, jaka dokonała się dzięki poprzednim publikacjom, była już faktem.
Pierwotne podejście doktora Spocka wynikało z rewolucji przemysłowej. Zbiegło się to z wykształceniem nowego modelu rodziny, w którym matka pracująca w fabryce przestała być już żywicielką rodziny. Teraz to mąż wychodził do pracy, matka zajmowała się dziećmi, a reszta rodziny (dziadkowie, ciotki, przyjaciółki) była daleko.
Pozostawione same sobie matki bezskutecznie próbowały pogodzić prace domowe z opieką nad niemowlęciem. Dlatego szybkie rezultaty metod treningowych Spocka, które pozwalały matkom odzyskać ich życiową sprawczość, zyskiwały coraz większą popularność. Tym bardziej że perspektywa działania „dla dobra dziecka i jego powodzenia w przyszłym, surowym świecie” stała się wystarczającym usprawiedliwieniem dla ignorowania płaczu i potrzeb dziecka.
Współczesne koncepcje rozwojowe, oparte na faktach naukowych, nie potwierdzają zasadności tych wytycznych. Zaspokajanie fundamentalnych potrzeb dziecka (takich jak głód, pragnienie, potrzeba bliskości, reakcja na zimno, ból), wyrażanych na najwcześniejszym etapie rozwoju niemal wyłącznie za pomocą płaczu, jest warunkiem jego zrównoważonego rozwoju. Wraz z rozwojem nauki dowiadujemy się coraz więcej na temat funkcjonowania mózgu dziecka, a tym samym – o szkodliwych konsekwencjach praktyk proponowanych przez doktora Spocka.
Okazuje się, że w krajach, w których młode matki mają silną więź z innymi kobietami, a głównym źródłem inspiracji i informacji w kwestiach wychowawczych pozostają doświadczone matki, koncepcja Spocka nie spotkała się z zainteresowaniem. Antidotum na „skuteczne zachodnie metody” było wsparcie w opiece nad dzieckiem, jakie otrzymywała matka od całego plemienia, oraz pozostanie wierną intuicji i naturalnej relacji z dzieckiem w większym stopniu niż odgórnie ustalonym wytycznym.
Wielki odwrót od Benjamina Spocka i powrót do noszenia dzieci nastąpił w 1972 roku w Niemczech (a w 1985 roku w USA). To wtedy Erika Hoffmann, inspirując się zdjęciami Meksykanek noszących swoje dzieci w szalu (rebozo) i kierując własnymi potrzebami jako matki czwórki dzieci (w tym bliźniaczek), opracowała nowe metody wiązania tkanego pasa materiału, tak by dostosować je do potrzeb Europejek i naszego surowego klimatu. Założyła pierwszą manufakturę w Niemczech, która pod nazwą Didymos (didymos z greckiego oznacza bliźnięta) istnieje do dziś.
Ten sposób pielęgnacji bardzo przypadł do gustu Niemkom, które – zajęte obowiązkami domowymi – mogły nadal sprawować pełnowartościową opiekę nad niemowlęciem.
Kilkanaście lat po innowacji Eriki Hoffmann na Hawajach urodziła się Fonda Garner. Jej rodzice po lekturze W głębi kontinuum Jean Liedloff zapragnęli mieć córkę stale przy sobie. Ojciec Fondy, Rayner, opracował prototyp chusty kółkowej: na jednym końcu dwumetrowego paska tkaniny wszył dwa kółka od karnisza, przez które przeciągnął drugi koniec. Chustę kółkową rozpropagowali w USA światowej sławy pediatra William Sears i jego żona. Znalazła uznanie na całym świecie i dla wielu rodziców jest chustą pierwszego wyboru ze względu na proste użytkowanie.
Obecnie tysiące szwalni na całym świecie szyją chusty przeznaczone do noszenia dzieci. Mamy także do wyboru setki wiązań. Rozwinął się również rynek nosideł – Zachód zaadaptował wiele modeli znanych chociażby w kulturach azjatyckich od pokoleń (meh dai, onbuhimo). Powstała profesja doradcy noszenia dzieci w chustach i nosidłach miękkich. Ów specjalista zapełnia lukę, jaką pozostawiła po sobie zapomniana tradycja przekazywania tej umiejętności z matki na córkę.
Coraz częściej zdajemy sobie sprawę, że wózek nie jest rozwiązaniem jedynym ani idealnym także z punktu widzenia fizjologii dziecka. Jeżeli jest ono ciasno zawinięte w rożek, a nóżki prostowane są na siłę, może to doprowadzić do zwichnięcia stawów biodrowych. Z kolei wielogodzinne przebywanie w pozycji na pleckach może pogłębiać asymetrię i powodować plagiocefalię.
Ale nie tylko. Rozwój nauki, badania nad mózgiem oraz znaczeniem więzi z opiekunem przynoszą coraz więcej zrozumienia dla potrzeb dziecka. Rodzice, być może zawiedzeni dyscyplinowaniem, któremu sami byli poddawani jako dzieci, chcą zawierzyć własnej intuicji. Stąd potrzeba fizycznej bliskości z dzieckiem i chustowy renesans – ponowne odkrycie chusty do noszenia.
Bez wątpienia współczesne wózki są przydatne, jednak warto zachować równowagę pomiędzy wygodą a potrzebami dziecka – potrzebami, które są niezmienne od początku istnienia naszego gatunku.
1 Istnieją badania, wedle których było to nawet 50 tysięcy lat temu. Zob. http://archeosudan.org/2018-rok-przelomu/ (data dostępu: 04.12.2018).
2 W książce posługujemy się określeniem „nosidło” w odniesieniu do miękkich nosideł, bez usztywnień, cechujących się ergonomią, zapewniających dziecku wygodę i bezpieczeństwo. W innych przypadkach (utwardzane plecy, wąski panel krokowy) będziemy używać określenia „wisiadło”.
3 K. Karenina, A. Giljov, J. Ingram, V.J. Rowntree, J. Malashichev, Lateralization of mother–infant interactions in a diverse range of mammal species, „Nature Ecology & Evolution” 2007, № 1.
4 C. Wall-Scheffler, Infant Carrying: The Role of Increased Locomotory Costs in Early Tool Development, „American Journal of Physical Anthropology” 2007, vol. 133, № 2, p. 841–846.
5 Te, które zyskały światową sławę, to: meksykańskie rebozo, chiński meh dai i japońskie onbuhimo.
6 Liedloff na podstawie swoich obserwacji napisała przełomową książkę W głębi kontinuum, która zmieniła nowożytne podejście do rodzicielstwa. Książka została przetłumaczona na wiele języków, w tym polski, i choć nie traktuje bezpośrednio o rodzicielstwie, jest ulubioną pozycją matek i ojców na całym świecie. Zob. J. Liedloff, W głębi kontinuum, tłum. C. Urbański, Warszawa 2010.
7 Jedynie u północnoamerykańskich i kanadyjskich Indian, którzy do noszenia dzieci używają cradleboards, czyli sztywnych nosideł z drewna, może się ono przyczyniać do wad postawy. Współczynnik dysplazji wynosi tam ok. 12%, podczas gdy w społecznościach używających miękkich nosideł lub chust – niewiele ponad 1%.
8 Zob. E. Kirkilionis, Dobrze nosić, tłum. J. Maksymowicz-Hamann, Warszawa 2013.
9 B. Spock, M.B. Rothenberg, Dziecko. Pielęgnowanie i wychowanie, tłum. E. Piotrowska, A. Piotrowski, Warszawa 1989, s. 206.
10 Tamże, s. 203.