Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
"Nie jest pewne, czy ten dar był mu wrodzony. Co do mnie, to sądzę, że zjawił mu się niespodzianie. Trzeba dodać, że do trzydziestego roku życia był on sceptykiem i nie wierzył w potęgi cudowne. Tu muszę powiedzieć, że był to człowiek małego wzrostu, oczy miał czarne, świecące, czuprynę rudą, szczotkowatą, wąsy duże i piegi na twarzy. Nazywał się George Mac Fothering — nazwisko, które żadną miarą myśli o cudach nie podsuwa — i był urzędnikiem w firmie Gomshott. Nader wyrobiony w argumentacji słownej, właśnie w chwili, gdy dowodził niemożliwości cudów, otrzymał pierwszą wskazówkę o swej mocy nadzwyczajnej." (fragment) Tagi: po polsku, polskie, klasyka, opowiadanie
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 103
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Jeszcze w roku ubiegłym był niedaleko Siedmiu Zegarów mały, niezbyt estetyczny sklepik, a nad nim szyld malowany z napisem w pół zatartych żółtych literach: C. Cave, naturalista i handlarz starożytności. Wystawa tego sklepu była ciekawie urozmaicona. Widziałeś tam kły słoniowe, zbrakowane figury do gry w szachy, różne wyroby ze szkła, broń, dwie czaszki tygrysie, czaszkę ludzką, kilka małp (jedna z nich trzymała w ręku lampę) — wypchanych i zjedzonych przez mole, stare meble wyszłe z mody, jajo strusie upstrzone przez muchy, szklane akwarjum nadzwyczajnie brudne i zupełnie puste. Była też w witrynie, w chwili, gdy się ta historją zaczyna, jakaś masa kryształowa w formie jajka, pięknie wypolerowana.
Jajko to oglądały dwie osoby, które się zatrzymały przed wystawą: jeden, duchowny, wysoki i szczupły, drugi — młody człowiek, ubrany przyzwoicie, o bardzo czarnej brodzie i cerze ciemnej.
Młody człowiek ciemnocery żywo giestykulował i zdawało się, że pragnął namówić swego towarzysza do kupna tego przedmiotu.
W tym czasie p. Cave wyszedł z pozasklepia, żując resztkę chleba z masłem ze swej śniadaniowej herbaty. Gdy ujrzał obu panów i przedmiot ich zajęcia, stracił spokój ducha. Rzucając bojaźliwe spojrzenie poprzez ramię, wolno zamknął drzwi.
P. Cave był to starzec, mały, o bladej twarzy, ze szczególnemi wodnistoniebieskiemi oczami; włosy miał brudno-popielate, ubrany był w niebieski połatany surdut, głowę jego okrywał kapelusz jedwabny, na nogach miał pantofle haftowane, wielce zmiętoszone. Kupiec zaczął śledzić obu tych ludzi.
Tymczasem duchowny zagłębił rękę w kieszeń od spodni, przyjrzał się garści monety, którą wydobył i miły uśmiech pokrył jego usta. Pan Cave zdawał się jeszcze bardziej zmieszany, gdy ich ujrzał wchodzących do sklepu.
Duchowny bez żadnej ceremonji zapytał go wprost o cenę kryształowego jajka. Pan Cave rzucił niespokojnem okiem w stronę mieszkania za sklepem i odpowiedział.
— Pięć gwinei.
Usłyszawszy cenę, kupujący zwrócił się do swego towarzysza i do p. Cave i zaczął dowodzić, że cena zbyt wysoka. Zaczął się targować.
Wistocie była to cena znacznie wyższa od tej, jaką starożytnik zamierzał naznaczyć, gdy zawieszał jajo na wystawie; zaraz też zbliżył się do drzwi sklepu i otworzył je.
— Pięć gwinei, to moja ostatnia cena — mówił, jakby chcąc oszczędzić sobie nudnej i bezużytecznej rozmowy.
W tej chwili, w odchylonej zasłonie, okrywającej górną część oszklonej szafki u drzwi poza sklepem — ukazała się twarz kobieca i małe oczki ciekawie oglądały klijentów.
— Pięć gwinei, to moja ostatnia cena — powtórzył pan Cave z drżeniem w glosie.
Młodzieniec o ciemnej cerze, który dotąd był tylko widzem i przyglądał się przenikliwie panu Cave, naraz przemówił.
— Daj mu pięć gwinei.
Duchowny obrócił się ku niemu, by widzieć, czy mówi serjo, a gdy jego spojrzenia znowu spoczęły na panu Cave, zauważył, że twarz jego całkowicie pobladła.
— To znaczna suma — rzekł i, szukając w kieszeni, zaczął rachować swoje pieniądze.
Miał tylko 30 szylingów i musiał prosić o resztę swego towarzysza, z którym zdawał się być na stopie wielkiej poufałości. To dało panu Cave czas do zebrania myśli, zaczął więc z pewnem pomieszaniem tłumaczyć, że w rzeczywistości jajo kryształowe nie jest wcale do sprzedania. Kupujący oczywiście byli tem bardzo zdziwieni i pytali, dlaczego im nie powiedział tego odrazu.
Pan Cave niezbyt pewny siebie, zaczął bajać jakąś nieprawdopodobną historję, twierdząc, że nie może im sprzedać tego kryształu dzisiaj, bo rankiem był tu już pewien klijent, który zamówił ten przedmiot dla siebie.
Goście sądząc, że ta wymówka była podstępem kupieckim, aby jeszcze bardziej cenę podwyższyć, udali, że niby wychodzą. Ale w tej chwili rozsunęła się zasłona poza sklepem i weszła właścicielka małych oczek.
Była to kobieta korpulentna, o rysach pospolitych, młodsza i grubsza od pana Cave; szła ciężko naprzód, a twarz miała mocno czerwoną.
— Kryształ jest do sprzedania — twierdziła — a pięć gwinei, to cena dostateczna. Co ci się stało, panie Cave, że nie chcesz przyjąć tego, co dają ci panowie?
Kupiec, wielce rozdrażniony tą nagłą napaścią, rzucił swej żonie poprzez okulary spojrzenie pełne gniewu i zaczął bronić swego prawa co do prowadzenia interesów, tak, jak je sam rozumie. Nastąpił spór, który goście obserwowali; bawiło ich to i zajmowało, przyczem dopomagali pani Cave pytaniami i ironicznemi aluzjami.
Pan Cave sfukany, wytrwale powtarzał swoją niepewną historję o klijencie, który miał przyjść rano, w końcu rozdrażnienie jego stało się przykre. Upierał się z nadzwyczajną zawziętością.
Młody syn Wschodu zakończył ten osobliwy spór. Zaproponował, że wrócą za dwa dni, aby rzekomemu klijentowi dać czas do zdecydowania się.
— Ale wtedy — rzekł duchowny — jeżeli jajo jeszcze będzie niesprzedane, będziemy nastawali... Pięć gwinei.
Pani Cave uważała za swój obowiązek wytłumaczyć męża, że bywa on niekiedy trochę dziwaczny i gdy obaj klijenci opuszczali sklep, małżeństwo jeszcze się spierało.
Skoro zostali sami, pani Cave zainterpelowała męża ze szczególną wyniosłością. Biedny człowieczek, drżąc ze wzruszenia, mamrotał swoją bajkę, już to dowodząc, że miał innego nabywcę na widoku, już to, że jajo warto niewątpliwie piętnaście gwinei.
— A więc czemu żądałeś tylko pięć?
— Ach, do licha! Czy mi w końcu nie dasz prowadzić interesów, jak ja je rozumiem? — zakończył kupiec.
Pan Cave miał pasierba i pasierbicę, którzy z nim mieszkali, i gdy rodzina zebrała się przy obiedzie, chybiona tranzakcja stała się znowu przedmiotem dyskusji. I tak nikt z nich nie miał wysokiej opinji o metodach handlowych Jana Cave, ale ostatnia sprawa zdala się im szczytem warjacji.
— Jestem pewien, że on nieraz już odmówił sprzedaży tej skorupy — mówił pasierb, ciężki parobek osiemnastoletni.
— Ale pięć gwinei! — dodała pasierbica, młoda, dwudziestokilkoletnia, bardzo rozsądna osoba.
Odpowiedzi pana Cave były godne pożałowania: bełkotał bojaźliwie jakieś puste słowa, zapewniając ciągle, że wie, co robić należy.
Ledwie się skończył obiad, całe towarzystwo zeszło na dół, aby pomódz zamknąć sklep na noc. Kupcowi uszy płonęły, a w oczach za okularami błysnęły łzy udręczenia.
— Czemu do djabła — mówił sam do siebie — zostawiłem tak długo jajo w witrynie? Co za szaleństwo!
To go męczyło najbardziej; myślał też długo, ale bezskutecznie nad sposobem, w jakiby można było uniknąć sprzedaży jaja.
Po zamknięciu sklepu pasierbowie wystroili się i udali się do znajomych, żona poszła na górne piętro, by tam rozmyślać o zaletach handlowych jaja kryształowego, przyczem lubowała się w sekrecie mieszaniną ciepłej wody, cukru, cytryny i... innego dodatku.
Pan Cave pozostał w sklepie pod pozorem, że zamierza porobić małe ozdobne skały w starem akwarjum, ale w rzeczywistości miał inny utajony cel, który się wyjaśnił dopiero później.
Istotnie nazajutrz pani Cave spostrzegła, że jajo kryształowe wyjęte było z witryny i leżało poza stosem zbutwiałych książek, traktujących o łowieniu ryb za pomocą wędki. Przeniosła je natychmiast na miejsce widoczne w witrynie, ale nie robiła z tego powodu mężowi zbyt ostrych wyrzutów, gdyż właśnie męczyła ją okropna newralgja.
Dzień przeszedł nieprzyjemnie. Pan Cave, pomijając inne rzeczy, był tego dnia bardziej roztargniony, niż zwykle i nadzwyczaj wrażliwy. Po południu, w chwili gdy jego żona odbywała swą codzienną siestę, wyciągnął znowu kryształowe jajo z witryny.
Nazajutrz miał zamówione dostarczenie kilku świnek morskich do dysekcji w jednej z klinik szpitalnych, wyszedł więc załatwić ten sprawunek.
W czasie jego nieobecności, myśl pani Cave wróciła do kryształu i najlepszych sposobów użycia pięciu gwinei za nie ofiarowanych. Wymarzyła sobie bardzo miłe rzeczy, a między innemi suknię zieloną jedwabną dla siebie, a dla wszystkich wycieczkę do Richmond, gdy naraz zgrzyt klamki u drzwi wezwał ją do sklepu. Wchodzący był to nauczyciel ze szkoły ludowej, który przyszedł żalić się, że mu dotąd nie dostarczono żab, zamówionych jeszcze wczoraj.
Pani Cave nie lubiła tej szczególnej gałęzi handlu męża, to też biedak, który czynił swe reklamacje w sposób dość zadzierzysty, po krótkiej wymianie słów, dyplomatycznie wyszedł ze sklepu.
Wówczas spojrzenie pani Cave zwróciło się ku witrynie, gdyż widok jaja kryształowego stanowił dla niej pewność pięciu gwinei i urzeczywistnienie marzeń. Jakież było jej zdumienie, gdy nie zobaczyła go na swem miejscu! Zajrzała poza książki, gdzie je wczoraj znalazła — było pusto. Jajo zniknęło! Zaczęła go szukać gorączkowo po całym sklepie.
Gdy pan Cave o godzinie drugiej wrócił z parą świnek morskich, zastał sklep nieco w bezładzie, a żona jego, siedząc na ziemi, za kontuarem, w stanie ducha zupełnie zrozpaczonym, przerzucała materjały, służące do wypychania zwierząt. Twarz jej była purpurowa ze złości; gdy zobaczyła męża wchodzącego, z miejsca oskarżyła go, że ukrył przedmiot jej rozpaczy.
— Ukryłem, co? — zapytał pan Cave, nie patrząc na żonę.
— Jajo kryształowe.
Na to kupiec, na pozór strasznie zdumiony, poskoczył ku witrynie.
— Niema go już tam? Wielcy bogowie! cóż się z nim stało?
W tej samej chwili pasierb pana Cave, który właśnie dopieroco wrócił do domu, wyszedł z pokoju poza sklepem, upominając się głośno o obiad. Jako uczeń zakładu stolarskiego, znajdującego się na tej samej ulicy, stołował się w domu i oczywiście był rozgniewany, że obiad nie gotów.
Ale gdy się dowiedział o stracie jaja kryształowego, zapomniał o obiedzie i cały gniew jego zwrócił się przeciw ojczymowi.
Pierwsza ich myśl była z konieczności ta, że stary jajo ukrył, ale pan Cave energicznie temu przeczył: nie wiedział nic o losie jaja — na chybił-trafił rzucił te słowa — i tak zręcznie pokierował sprawą, że naprzód oskarżył swoją żonę, a potem pasierba, jakoby jedno z nich wzięło przedmiot sporu i sprzedało go na swoją korzyść. Rozpoczęła się dyskusja ostro-kwaśna, która zakończyła się u pani Cave atakiem nerwowym, zbliżonym do furji, skutkiem czego pasierb spóźnił się o pół godziny do warsztatu.
Pan Cave cofnął się do sklepu, zdala od wzruszeń pożycia małżeńskiego.
Wieczorem kwestję tę poruszono nanowo pod kierownictwem pasierbicy, ale z mniejszą namiętnością, a bardziej z punktu praktycznego. Obiad był przykry i ostatecznie rozprawa zakończyła się gwałtownie. Pan Cave doszedł pozornie do krańcowego rozdrażnienia — i wyszedł, trzasnąwszy drzwiami. Reszta rodziny, oczerniwszy i obgadawszy starca, ze swobodą, którą gwarantowała jego nieobecność, zaczęła przeszukiwać dom od piwnicy do poddasza, w nadziei, że znajdzie się kryształ, który znikł tak zagadkowo.
Nazajutrz dwaj klijenci, którzy jajo targowali, wrócili po nie. Pani Cave przyjęła ich prawie ze łzami w oczach. Dała im do zrozumienia, że nikt wyobrazić sobie nie może cierpień, jakie ona znosić musiała i znosi od męża w czasie swej kilkunastoletniej pielgrzymki małżeńskiej... i z miejsca stworzyła pełną fantazji opowieść o zniknięciu kryształu.
Duchowny i młody człowiek spojrzeli na siebie i zaznaczyli, że istotnie sprawa to nadzwyczajna; ponieważ jednak pani Cave zdawała się skłonną do opowiadania im w dalszym ciągu szczegółowej historji swego żywota, ruszyli ku wyjściu. Wówczas, czepiając się jeszcze jakiejś nadziei, pani Cave poprosiła duchownego o adres, aby mogła mu donieść, skoro jej uda się coś wydobyć z pana Cave. Adres dostała, ale go jakoś w roztargnieniu gdzieś położyła, że później już znaleźć nie mogła.
Wieczorem tego samego dnia rodzina doszła do kresu swoich wzruszeń, i pan Cave wyszedłszy z domu, jadł kolację w odosobnieniu, które stanowiło dlań miły kontrast po kłótniach dni poprzednich.
Przez jakiś czas stosunki w rodzinie były dość spokojne, ale ani jajo kryształowe, ani klijenci pytający o nie, już nie powrócili.
Teraz, bez żadnego obwijania w bawełnę, musimy wyznać, że pan Cave był kłamcą. Wiedział on doskonale, gdzie się znajduje jajo kryształowe, albowiem sam je oddał pod straż pana Jacoby Wace, asystenta - preparatora w St. Catharine's Hospital , na Westbourne-street. Jajo zostało umieszczone na etażerce i okryte kawałkiem czarnego aksamitu. Pan Cave zaniósł je do szpitala, ukryte w worku wraz ze świnkami i bardzo prosił młodego uczonego, aby czuwał nad tym skarbem.
Pan Wace uczuł z początku niejakie wątpliwości. Jego stosunek z panem Cave był dość osobliwy. Lubując się w ludziach dziwacznych, zapraszał kilka razy kupca do siebie na cygaro, przyczem rozwijał przed nim swoje wielce zabawne poglądy na życie wogóle, a na kobiety w szczególności. Pan Wace spotykał też i panią Cave, gdy zachodził do sklepu i wiedział, przez jakie udręczenia przechodził jej mąż. Zważywszy konsekwencje, zgodził się udzielić schroniska kryształowi. Pan Cave obiecał innym razem wyjaśnić przyczyny swego wyjątkowego przywiązania do jaja kryształowego — i mówił w sposób przekonywający o przymiotach, które w niem spostrzegał. Wrócił też tego samego wieczoru i opowiedział historję bardzo skomplikowaną.
Jajo kryształowe, mówił, dostało się w jego posiadanie wraz z innemi przedmiotami kupionemi na licytacji po śmierci jednego z kolegów, a nie znając jego istotnej wartości, oznaczył cenę na dziesięć szylingów. Trzymał je przez kilka miesięcy i myślał o zniżeniu ceny, gdy naraz zrobił nadzwyczajne odkrycie.