Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W Jaskini Obłazowej w Kotlinie Orawsko-Nowotarskiej odkryto ludzkie kości i bumerang wykonany z ciosu mamuta. Znalezisko to liczy około trzydziestu tysięcy lat, moglibyśmy więc ogłosić światu, że najstarszym bumerangiem na świecie rzucał Polak. Problem w tym, że Polska jako państwo liczy sobie niewiele ponad tysiąc lat, a i do tej tezy wielu historyków miałoby zastrzeżenia. Niemniej jest to historyczny bagaż, którego nie można lekceważyć. Co tak naprawdę łączy Polaków, na czym opiera się narodowa tożsamość i skąd się wzięła? Te pytania stawia sobie Tomasz Ulanowski, sięgając w przeszłość znacznie dalej niż do symbolicznego roku 966.
Autor rekonstruuje nasz rodowód na podstawie najnowszych badań. Przepytuje paleontologów, archeologów, historyków, genetyków, antropologów i językoznawców, dzięki którym wkraczamy do świata zagadek i tajemnic sprzed tysięcy lat. Niestety odpowiedzi nie są jednoznaczne. Pewne jest tylko jedno: wszyscy jesteśmy dziećmi ewolucji, która toczy się nieprzerwanie od czterech miliardów lat, a każdy Polak to mieszaniec, potomek wiecznego tułacza, który wyszedł z Afryki i zrządzeniem losu znalazł się właśnie tu.
„Interesowały mnie odpowiedzi na pytania: Skąd przyszliśmy? Gdzie jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Zupełnie nie chciałem napisać książki o tym, że na naszą biologiczną naturę nakładamy różne kulturowe maski, które przejmują albo przynajmniej próbują przejąć nad nami kontrolę i mówią nam, jak mamy żyć. Myślę sobie jednak, że o tym tak naprawdę jest ta książka.” Tomasz Ulanowski
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 232
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Projekt okładki Łukasz Piskorek / Fajne Chłopaki
Projekt typograficzny Robert Oleś / d2d.pl
Copyright © by Tomasz Ulanowski, 2020
Opieka redakcyjna Jakub Bożek
Redakcja Ewa Charitonow
Korekta Katarzyna Juszyńska, Iwona Łaskawiec
Redakcja techniczna Robert Oleś / d2d.pl
Skład Ewa Ostafin / d2d.pl
Skład wersji elektronicznej d2d.pl
ISBN 978-83-8049-991-1
Żyjącym
Widzi pan, według mnie możliwe są trzy postawy wobec tego absurdalnego życia. Najpierw postawa mas, hoi polloi, które nie chcą przyjąć do wiadomości, że życie to jeden wielki żart. Tacy nie śmieją się z niego, lecz pracują, gromadzą, przeżuwają, defekują, kopulują, rozmnażają się, starzeją i umierają jak woły zaprzężone do pługa, tak samo głupi, jak w dniu narodzin. Taka jest znakomita większość. Dalej ma pan tych, którzy, jak ja, wiedzą, że życie to żart, i mają odwagę się z niego śmiać, na wzór taoistów albo tego pańskiego Żyda. Są wreszcie tacy, i, jeżeli moja diagnoza jest trafna, pan do nich należy, którzy wiedzą, że życie to żart, ale cierpią z tego powodu1.
Jonathan Littell
13,8 mld lat temu
Wielki Wybuch, narodziny Wszechświata
4,6 mld lat temu
Narodziny Układu Słonecznego
4 mld lat temu
Powstanie życia na Ziemi
3,7 mld lat temu
Mikroorganizmy zaczynają czerpać energię z fotosyntezy
2,45 mld lat temu
Katastrofa tlenowa. W atmosferze gwałtownie rośnie stężenie tlenu
1,2 mld lat temu
Narodziny pierwszych eukariotów, organizmów mających jądro komórkowe, przodków dzisiejszych zwierząt i roślin
575–541 mln lat temu
Najstarsze skamieniałości zwierząt
541 mln lat temu
Eksplozja kambryjska. W osadach masowo pojawiają się skamieniałości dużych organizmów wielokomórkowych
420 mln lat temu
Pierwsze rośliny naczyniowe
390 mln lat temu
Najstarsze tropy zwierząt na lądzie (odkryte w Górach Świętokrzyskich)
252 mln lat temu
Największe z pięciu (choć obecnie trwa szóste) wielkich wymierań w historii życia na Ziemi. Według szacunków wyginęło wtedy blisko 90 procent gatunków
20 mln lat temu
Uformowanie się subkontynentu europejskiego
7–5 mln lat temu
Rozejście się linii ewolucyjnych człowieka i szympansa
3,3 mln lat temu
Najstarsze narzędzia (Kenia)
1,8 mln lat temu
Najstarsze szczątki Homo erectus (Dmanisi, Gruzja)
1 mln lat temu
Najstarsze ogniska (Afryka)
770–550 tys. lat temu
Rozejście się linii ewolucyjnych neandertalczyków i ludzi współczesnych
500 tys. lat temu
Najstarsze ślady ludzkiej (Homo erectus) działalności w Polsce
430 tys. lat temu
Najstarsze szczątki neandertalczyków (Hiszpania)
315 tys. lat temu
Najstarsze szczątki Homo sapiens (Maroko)
210 tys. lat temu
Człowiek współczesny stawia pierwsze, jeszcze nieśmiałe kroki poza Afryką. I to od razu w Grecji
130–115 tys. lat temu
Być może najstarsze ludzkie szczątki – neandertalskiego dziecka – na terenie dzisiejszej Polski (Jaskinia Ciemna w Ojcowskim Parku Narodowym)
74 tys. lat temu
Erupcja superwulkanu Toba na Sumatrze. Jak szacują uczeni, kataklizm przetrwało ledwie 10 tysięcy ludzkich par
60 tys. lat temu
Większa fala ludzi współczesnych wypływa z Afryki i rozlewa się po świecie
54–49 tys. lat temu
Homo sapiens i Homo neanderthalensis uprawiają seks (prawdopodobnie już na Bliskim Wschodzie)
45 tys. lat temu
Łowcy-zbieracze z gatunku Homo sapiens zasiedlają Europę
39 tys. lat temu
Erupcja superwulkanu Pola Flegrejskie (w pobliżu dzisiejszego Neapolu). Ostatnie ślady neandertalczyków w Europie pochodzą sprzed wybuchu
20 tys. lat temu
Szczyt ostatniego zlodowacenia. Połowa Polski pod lądolodem o grubości kilku kilometrów, z Tatr spływa ponad 50 lodowców
9 tys. lat temu
Do europejskich łowców-zbieraczy dołączają anatolijscy rolnicy (seks)
5 tys. lat temu
Kolejna fala migracji Homo sapiens do Europy. Tym razem z eurazjatyckich stepów nadjeżdżają pasterze z kultury grobów jamowych (seks!)
3–2 tys. lat temu
Wspólny przodek jednej czwartej mężczyzn żyjących w dzisiejszej Polsce
966 r. (?)
Chrzest księcia Polan Mieszka I
Lata 1005–1010
Bolesław Chrobry bije swój słynny denar z napisem Princes Polonie
1138 r.
Na mocy testamentu Bolesława Krzywoustego Polska zostaje podzielona na dzielnice
1385 r.
Unia w Krewie
1795 r.
Trzeci i całkowity rozbiór Rzeczypospolitej Obojga Narodów
1918 r.
Niepodległość Polski
Lata 1918–1939
Narodowości zamieszkujące Polskę: Polacy – 69 procent, Ukraińcy – 14, Żydzi – 9, Białorusini – 3, Niemcy – 2
1945 r.
Konferencja jałtańska
Lata 1945–2020
Narodowości zamieszkujące Polskę: Polacy – 97 procent
Jakiś czas temu moją rodzinę poruszył skandalik sprzed prawie wieku. Okazało się, że dziadek łobuz uwiódł swoją młodą macochę (a może to ona uwiodła jego?) i jeden z moich stryjecznych dziadków był tak naprawdę moim stryjem. Trawiąc tę zmianę w familijnych konfiguracjach, niektórzy krewni byli nią zaciekawieni lub rozbawieni, inni próbowali jej nie zauważać.
Jak pokazuje wiele historii rodzinnych, życie ma w nosie konwenanse. Ma również w nosie jednostki funkcjonujące wedle wymyślonych przez społeczeństwo norm kulturowych – tego wirtualnego naskórka cywilizacji, który z większymi czy mniejszymi sukcesami usiłuje sterować kośćcem i mięśniami biologii oraz chemicznymi układami zarządzającymi życiem człowieka. I który łatwo można z siebie zrzucić – kiedy już człowiek zda sobie sprawę z tego, że czasem lepiej chodzić na pasku biologii i chemii niż cudzych pomysłów na życie.
Ba, życie ma w nosie nie tylko jednostki, ale nawet całe gatunki. Biolodzy szacują, że od jego narodzin blisko cztery miliardy lat temu Ziemia pozbyła się już przeszło dziewięćdziesięciu dziewięciu procent gatunków, które kiedykolwiek na niej mieszkały.
My ciągle należymy do jednego procenta szczęśliwców.
Nasza ludzka perspektywa – oglądana w ostatnich sekundach życia na Ziemi – jest jednak zwodnicza. Sprawy, które wielu z nas wydają się ważne: Bóg, Honor, Ojczyzna, Naród, Święty Mikołaj czy Korporacja, to ledwie wirtualna rzeczywistość, którą tworzymy, żeby jakoś oswoić fakt, że nie jesteśmy wieczni, nic nie znaczymy, a nasze życie nie ma sensu, choć ma cel. Że kiedy nie będzie już Polski i Polaków, a nawet gatunku Homo sapiens, to na naszej dziś planecie będzie żyć coś innego. A potem i to coś trafi szlag.
Jak kamienie, przez Boga rzucane na szaniec!2
Juliusz Słowacki
– Miałem ledwie dwadzieścia dwa lata, byłem studentem biologii i oto natknąłem się na coś, co zupełnie nie pasowało do ówczesnego stanu wiedzy. Oczywiście nie uwierzyłem w to, co zobaczyłem.
Zarośnięta twarz doktora Grzegorza Niedźwiedzkiego uśmiecha się do mnie z ekranu komputera. Wydarzenie, o którym ten polski paleontolog, pracujący obecnie na uniwersytecie w Uppsali, opowiada, miało miejsce w 2002 roku. Zmieniło nie tylko jego życie, lecz także naszą wiedzę o tym, kiedy i gdzie życie wyszło z morza na ląd i stanęło pewnie na czterech łapach. Dzięki Niedźwiedzkiemu wiemy, że stało się to co najmniej 390 milionów lat temu w miejscu, w którym dziś piętrzą się Góry Świętokrzyskie. Można więc żartobliwie powiedzieć, że życie wyszło z oceanu pod Kielcami.
– Od dawna myszkowałem w kamieniołomie w Zachełmiu, jeszcze jako uczeń technikum geologicznego w Kielcach – opowiada uczony. – Szukałem tak zwanego pstrego piaskowca, skał z pogranicza okresów geologicznych zwanych permem i triasem, sprzed blisko 252 milionów lat. To wtedy nastąpiło największe wymieranie w historii Ziemi. Szacuje się, że wyginęło aż 90 procent ówczesnych gatunków. Byłem nim zafascynowany. Ale ponieważ pstrego piaskowca jest w Zachełmiu niewiele, znudzony i zmęczony, bo był to gorący dzień, poszedłem poszperać w sporo starszych skałach dewońskich, w których, jak wszyscy mówili, nie było skamieniałości i szkoda było na nie czasu. W pewnym momencie zobaczyłem spory blok dolomitu, czyli skały zbudowanej z węglanu wapnia i magnezu, w którym był pięknie odciśnięty trop, wypełniony skamieniałym mułem. Duży, wielkości męskiej dłoni, z dobrze widocznymi palcami. Pomyślałem sobie, że to jakiś żart.
Skamieniałości fascynowały go już w dzieciństwie. Wychował się w Piotrowicach pod Lublinem. Do szkoły miał trzy kilometry i traf chciał, że droga do niej prowadziła obok miejsca, w którym na powierzchnię Ziemi wyglądały skały ze schyłkowej kredy, sprzed 72–66 milionów lat. Geolodzy nazywają takie miejsce wychodnią. Wracając do domu, Grzesio wypatrywał więc morskich skamielin: amonitów, belemnitów, małżów, ślimaków. Kolekcjonował je, nie do końca wiedząc, co zbiera. W zdobywaniu wiedzy na ich temat pomagał mu starszy brat, dzisiaj biofizyk pracujący w USA.
I tak oto przypadek – bo przecież gdyby wychował się nad morzem, równie dobrze mógłby marzyć o karierze biologa morskiego – sprawił, że Niedźwiedzki zapragnął zostać geologiem. Pojechać w Góry Świętokrzyskie i odnaleźć trylobita, jednego z pierwszych morskich zwierzaków. Jak mówi, w szkole podstawowej niczego nie pragnął bardziej. Stąd pomysł na pięcioletnie technikum geologiczne.
W wieku czternastu lat, tuż po ośmioklasowej podstawówce, opuścił zatem robotniczy dom i zamieszkał w internacie oddalonym o dwieście kilometrów od rodzinnej miejscowości. Jeszcze w technikum odkrył w Górach Świętokrzyskich pierwsze tropy dinozaurów.
– Zakochałem się wtedy w dinozaurach – opowiada. – Tylko one się dla mnie liczyły. W czwartej klasie wiedziałem już, że chcę być paleontologiem. Zacząłem pisać listy, odręczne, nie mejle!, do naukowców z Państwowego Instytutu Geologicznego w Warszawie.
Jak mówi, szkoła w Kielcach była fantastyczna i wyposażyła go w solidną wiedzę geologiczną. Tak solidną, że kiedy zaczął już studiować geologię na Uniwersytecie Warszawskim – na którą dostał się bez egzaminu, bo w 2000 roku pracą o świętokrzyskich dinozaurach wygrał w Amsterdamie konkurs młodych naukowców zorganizowany przez Unię Europejską – straszliwie się nudził. Na drugim semestrze poszedł więc do dziekana, żeby powiedzieć, że chce przełożyć sesję i pojechać na staż do bazy londyńskiego Królewskiego Towarzystwa Geograficznego na Seszelach (staż był częścią amsterdamskiej nagrody). Usłyszał jednak, że albo nauka, albo egzotyczne wycieczki. I zrozumiał, że studia geologiczne nie są dla niego.
– Wybrałem egzotyczną wycieczkę i w 2001 roku pojechałem na miesiąc na Seszele – śmieje się. – I to był kolejny przełom w moim życiu. Zobaczyłem rafy koralowe, las deszczowy, mrowie owadów, roślin. Tropikalna różnorodność życia mnie zauroczyła. Postanowiłem, że przeniosę się na biologię.
Jak postanowił, tak i zrobił, choć nie obyło się bez problemów. Na pierwszym roku okazało się, że jako jedyny nie wie, o czym mówią wykładowcy. W kieleckim technikum lekcje biologii ograniczały się do paleontologii i ochrony środowiska, musiał więc teraz samodzielnie nadrobić cztery lata biologii licealnej.
Ale rok po Seszelach znów biegał po Górach Świętokrzyskich.
– Jeszcze w szkole mnie uczono, że życie wyszło na ląd w późnym dewonie, więc trop, który znalazłem, zupełnie nie pasował do tego, co już wiedziano. Ten kawał skały z wczesnego dewonu, jak później potwierdziliśmy, miał wyraźny odcisk stopy z dobrze widocznymi pięcioma palcami, które jakby pośliznęły się w błocie. Przyglądałem się mu i mówiłem sobie: „Nie, to nie może być przecież trop czworonoga. To światło sobie ze mnie żarty stroi”.
Niedźwiedzki odpuścił, ale kiedy pięć lat później na uniwersytecie w Uppsali słuchał wykładu profesora Pera Ahlberga, paleobiologa, specjalisty od ewolucji czworonogów, dowiedział się, że czworonogi mogły wyewoluować wcześniej, niż się uważa.
– Wtedy żaróweczka zaświeciła się w mojej głowie – śmieje się dzisiaj.
Ciągle ostrożny pomyślał, że może udało mu się odnaleźć tropy jakiegoś praczworonoga. Tetrapodomorfa, formy przejściowej między rybami a płazami.
– Wróciłem więc do Zachełmia i znalazłem kolejny odcisk łapy, piękny, z detalami. Nawet ślady poduszek palcowych było widać. A potem okazało się, że tych tropów jest więcej. Złożyłem to wszystko w manuskrypt, który chciałem wysłać do „Acta Palaeontologica Polonica”. No, przyznaję, miałem niewielkie ambicje. Ale zanim tekst trafił do redakcji, posłałem go do Pera Ahlberga. Chciałem się dowiedzieć, czy w ogóle warto zawracać tym odkryciem głowy redaktorom jakiegokolwiek czasopisma. Wciąż byłem żółtodziobem. Per długo nie odpowiadał; tak przynajmniej mi się wydawało, bo czekałem na mejl od niego w napięciu. Minęło kilka dni i wreszcie dostałem odpowiedź.
– I co profesor napisał?
– Że to wielkie odkrycie! Że znalazłem najstarszego czworonoga świata i że trzeba uderzać z tym do najlepszego pisma naukowego. I że on może pomóc. Byłem oszołomiony. Spodziewałem się raczej krytyki i wątpliwości. Robiłem wtedy doktorat w Zakładzie Paleobiologii i Ewolucji na Wydziale Biologii Uniwersytetu Warszawskiego i byłem nauczony, że „mam się zachowywać”. Naukowcy z Polski, z którymi wcześniej rozmawiałem o swoim znalezisku, traktowali je jako ciekawostkę. „Coś tam studenci znaleźli w Górach Świętokrzyskich”.
Tuż przed publikacją w 2010 roku w „Nature”3 (redakcja jednego z dwóch najważniejszych periodyków naukowych na świecie dała zdjęcie znalezionego w Polsce najstarszego tropu czworonoga na okładkę) Niedźwiedzki z kolegą i jednym ze współautorów artykułu, Piotrem Szrekiem, zdołali przeciągnąć trzystukilogramowy kamienny blok z cennym tropem do dźwigu, który zapakował go na ciężarówkę.
– Bałem się, że ktoś go zniszczy albo ukradnie – opowiada naukowiec. – Targaliśmy go na porzuconej w kamieniołomie starej oponie. Lokalsi patrzyli na nas, jakbyśmy trenowali do konkursu strongmanów.
Kilka tygodni po rozmowie z doktorem Niedźwiedzkim idę obejrzeć ten kluczowy dla prehistorii Polski kawałek skały. Spodziewam się, że spoczywa w godnym miejscu, niczym słynny kamień z Rosetty, na który natyka się każdy, kto wchodzi do przepastnego holu Muzeum Brytyjskiego w Londynie. Wszak najstarszy znany nauce ślad bytności zwierząt na lądzie wart jest – chyba? – co najmniej takiego uhonorowania, jak staroegipski zabytek. Z powodu wyrytej w dwóch językach i trzech transkrypcjach treści dekretu kapłanów z Memfis, wydanego w 196 roku przed naszą erą, pomógł on naukowcom w odczytaniu hieroglifów.
Nic z tego. Kawał dolomitu z Zachełmia z odciśniętym tropem sprzed 390 milionów lat leży sobie nie niepokojony przez zwiedzających w suterenie Państwowego Instytutu Geologicznego w Warszawie, w pokoiku doktora Piotra Szreka. Wśród innych kawałków skał, które zwykle zalegają w gabinetach geologów czy paleontologów.
Laik nigdy nie dopatrzyłby się w nim tropu zwierzęcia. Doktor Szrek śmieje się i mówi, że wielokrotnie jedli z Niedźwiedzkim drugie śniadanie na skałach, na których dopiero później – przy odpowiednio padających promieniach słonecznych – dostrzegli ślady łap.
Pytam go, gdzie była Polska, kiedy po kawałku jej obecnego terytorium kroczył posuwiście jeden z pierwszych tetrapodów.
– Pod równikiem – odpowiada. – Terytorium dzisiejszych Gór Świętokrzyskich, których jeszcze zresztą nie było, leżało w okolicy zwrotnika Koziorożca.
Obszar, który teraz uważamy za Polskę, był wtedy częściowo zalany przez ciepłe tropikalne morze4. Wchodził w skład superkontynentu nazywanego przez geologów Laurosją albo Euroameryką – który powstał podczas wcześniejszej kolizji Laurencji (w jej skład wchodziła spora część Ameryki Północnej, wraz z Grenlandią) i Bałtyki (Skandynawia i Europa Środkowo-Wschodnia). Dzisiejszy Dolny Śląsk nie był nawet jego częścią, a ledwie archipelagiem wysp na ówczesnym oceanie. W podobnym położeniu znajdowała się, nawiasem mówiąc, obecna Europa Zachodnia.
Jak to możliwe?
Od połowy XX wieku wyjaśnia to teoria zwana tektoniką płyt, która dla geologii jest tym, czym teoria ewolucji Karola Darwina dla biologii.
Zgodnie z nią, chodząc po ulicach Warszawy czy ścieżkach Puszczy Białowieskiej, nie stąpamy wcale po twardym gruncie. Kołyszemy się raczej na płytach tektonicznych, które niczym oceaniczne lodowe kry dryfują po rozpalonych i płynnych skałach płaszcza ziemskiego. Kry litosfery zderzają się ze sobą i podważają wzajemnie, ocierają o siebie albo rozchodzą. Stąd wulkany, trzęsienia ziemi, góry i kapryśny charakter kontynentów, a także część zmian klimatycznych – bo lądy nie tylko wędrują, ale przy okazji zmieniają także trasy prądów morskich, które rozprowadzają ciepło z tropików w stronę rejonów polarnych. A dzisiejsza Europa i Polska są ledwie kamieniami rzuconymi na szaniec ziemskiej paleogeografii.
Skamieniałości, których Grzegorz Niedźwiedzki wypatrywał jako dziecko, a także te szukane później z Piotrem Szrekiem, są zatem pozostałościami po pradawnych morzach i lądach – których od milionów lat już nie ma.
Obaj naukowcy zgodnie podkreślają, że „ich” czworonóg z Gór Świętokrzyskich nie mógł być pierwszym zwierzęciem, które wyszło z oceanu. Że żył już raczej na terenie słodkowodnych rozlewisk – może wśród jezior, a może i rzek. Ale dopóki badacze nie odkryją tropów – a najlepiej kości – jeszcze starszego czworonoga, ten „nasz” będzie uznawany za pierwszego.
Co jednak działo się z Polską przez ostatnie 390 milionów lat?
Powoli wędrowała na północ, żeby w końcu zająć miejsce między Niemcami a Rosją.
Zanim to się stało, ówczesne superkontynenty Laurosja i Gondwana (skupiająca Amerykę Południową, Afrykę, Półwysep Arabski, Madagaskar, Indie, Antarktydę i Australię) ścisnęły wyspy, które dotąd dryfowały między nimi. Wszystko to zbiło się w jeden, jeszcze bardziej superowy superkontynent, nazywany przez geologów Pangeą. Tak wyglądała geografia Ziemi blisko 320 milionów lat temu, w okresie karbońskim.
Formowaniu się Pangei towarzyszyły silne ruchy górotwórcze. To wtedy na terenach leżących w okolicy równika, wcześniej zalanych przez ocean, powstały też rozległe torfowiska i tropikalne lasy, które miliony lat później stały się pokładami węgla, w tym fedrowanego obecnie na Górnym Śląsku, który tak lubimy nazywać polskim czarnym złotem.
W okresie permskim, około 290 milionów lat temu, południową część dzisiejszej Polski znaczyły pryszcze wulkanów. To, co z nich pozostało, jest do dziś widoczne na Dolnym Śląsku i w Małopolsce.
Nic jednak nie jest wieczne (oprócz zmiany). W okresie jurajskim, 180 milionów lat temu, Pangea rozpękła się na północną Laurazję i południową Gondwanę. Polska znajdowała się już wtedy w zasadzie na swoim miejscu, choć prawie całą jej powierzchnię zalewało morze.
Subkontynent europejski, mniej więcej taki, jaki znamy obecnie, lecz z inną linią brzegową, uformował się dopiero 20 milionów lat temu, już w erze kenozoicznej i okresie zwanym neogenem.
– Gdzie byli Polacy dwadzieścia milionów lat temu? – pytam profesora Bogusława Pawłowskiego, kierownika Katedry Biologii Człowieka na Uniwersytecie Wrocławskim. Profesor się śmieje.
Znamy się od lat, jeszcze zanim napisaliśmy wspólnie książkę Nagi umysł5. Przegadaliśmy jak Polak z Polakiem długie godziny. Siedzę w profesorskim gabinecie na tym samym co zawsze obrotowym i mocno wytartym foteliku rodem z PRL-u.
Uczony urzęduje w dziupli na parterze dawnego konwiktu jezuickiego świętego Józefa (późniejszego Domu Steffensa), okazałego barokowego budynku postawionego w połowie XVIII wieku w pruskim wówczas Breslau. Gdy go odwiedzam, znajdujący się niedaleko Rynku budynek na Kuźniczej 35 jest remontowany. Katedra Biologii Człowieka ma niedługo wynieść się do innego kampusu, daleko od centrum. Szkoda mi tych surowych, ale pięknych wnętrz i zakręconego korytarza, w którym można obejrzeć ludzkie czaszki (a może tylko ich repliki?) oraz sprawdzić, czy mieścimy się we właściwych siatkach centylowych ludzkiego wzrostu.
Profesor Pawłowski jest jak zwykle elegancko i kolorowo ubrany. Ze śmiechem przyznaje, że w ogóle nie wie, co na siebie wkłada. O jego ubiór dba żona. Zestaw na kolejny dzień badacz biologii człowieka znajduje co rano na wieszaku (moja żona Anita uznała to za przejaw idealnej symbiozy małżeńskiej. „Ty byś nigdy mi na to nie pozwolił” – popatrzyła z wyrzutem, kiedy wyjawiłem jej tajemnicę barwnej wytworności profesora).
– Oczywiście, dwadzieścia milionów lat temu nie było nie tylko Polaków, ale i ludzi. – Uczony nie przestaje się śmiać. – Nie było jeszcze szympansów, goryli ani orangutanów.
– Ale naczelne już były? – pytam, zaniepokojony losem rzędu ssaków, do którego należymy.
– Były, były. Istnieją od przeszło sześćdziesięciu milionów lat. Tyle że bardziej prymitywne niż te, które znamy współcześnie. A małpy człekokształtne, czyli grupa, z której wywodzi się człowiek, pojawiły się dopiero nieco ponad dwadzieścia milionów lat temu. Objętość ich mózgów nie przekraczała jednak tej, którą dysponują obecnie żyjące szympansy. Była mniej więcej trzykrotnie mniejsza od objętości mózgu przeciętnego Homo sapiens.
– A gdzie żyli ci nasi antenaci?
– Nasi najstarsi bezpośredni przodkowie, a więc ci należący już do rodzaju Homo, który pojawił się blisko dwa miliony lat temu, mieszkali w Afryce. Tam też wyewoluował Homo sapiens, którego najstarsze znane dziś ślady mają około trzystu piętnastu tysięcy lat i pochodzą z Maroka. Choć za kolebkę naszego gatunku ciągle uważa się płaskowyże Afryki Wschodniej. A według najnowszych badań może nią być Afryka Południowa6.
Większość dzisiejszych populacji nie pochodzi wyłącznie od populacji żyjących w tych samych miejscach dziesięć tysięcy lat temu. […] Mieszanie się populacji to fundament ludzkiej natury7.
David Reich
– Można żartem powiedzieć, że odkryliśmy kości pierwszych Polaków. – Profesor Paweł Valde-Nowak, szef Instytutu Archeologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, blado się uśmiecha.
Jego ekipa odkopała w Jaskini Ciemnej w Ojcowskim Parku Narodowym dwa paliczki, czyli kości palców, pochodzące sprzed 130–115 tysięcy lat. Znajdowały się w warstwie osadów pełnej artefaktów kultury mustierskiej z tak zwanego interglacjału eemskiego, ostatniego ocieplenia epoki plejstoceńskiej. Leżały wśród krzemiennych noży i odłupków. Współpracujący z profesorem antropolodzy wstępnie przyjęli, że należały do cztero-, może pięcioletniego neandertalskiego dziecka. Albo dzieci. I że zostały nadtrawione przez kwasy żołądkowe jakiegoś ptaszyska.
– Przez blisko dekadę, poczynając od 2007 roku, dokopaliśmy się aż do wapiennego dna Jaskini Ciemnej, wybierając z niej osady sięgające siedmiu metrów – opowiada archeolog. – To katorżnicza praca, jak w kopalni, czasem niebezpieczna. Dzieliliśmy obszar wykopalisk na metry oraz półmetry kwadratowe i wybieraliśmy z nich warstwy o grubości do pięciu centymetrów. Składowaliśmy je w pojemniku, który na linach zawieszonych na australijskich bloczkach żeglarskich zjeżdżał sto metrów w dół, w Dolinę Prądnika. To było wielkie wyzwanie techniczne. – Kręci głową. – Bloczki się nagrzewały, liny paliły. Do tego jeszcze w 1985 roku wprowadziłem w polskiej archeologii zasadę pełnego szlamowania osadów. Co oznacza, że wszystko, co naruszamy łopatką, ląduje na sitach, których najmniejsze oczka mają średnicę dziesiątych części milimetra. Przepłukując wybrane osady, jesteśmy w stanie wyłapać najdrobniejsze nawet artefakty i kosteczki!
– Taras Jaskini Ciemnej badano już na początku XX wieku – ciągnie. – Znaleziono tam nawet neandertalskie artefakty. Ale nikt przed nami nie kopał w samej komorze jaskini. Poza tym dzięki tak dokładnemu sitkowaniu osadów dzisiaj znajduje się artefakty i szczątki także na starych hałdach powykopaliskowych! Na przykład na tych pochodzących ze znajdującej się również w Ojcowskim Parku Narodowym Jaskini Maszyckiej, którą rozkopano już w XIX wieku. Metody pracy archeologicznej bardzo się zmieniły. Przecież my bezpowrotnie niszczymy wykopywane przez nas osady, musimy więc dokładać wszelkich starań, żeby przebadać je dokładnie. Dopiero wysuszoną mieszaninę artefaktów i kości przewozimy do laboratorium, gdzie jest przeglądana. Większe skarby możemy, oczywiście, znaleźć już na miejscu wykopalisk. Drobiazgi wpadają nam w oko dopiero potem. Tak było również w przypadku szczątków z Jaskini Ciemnej. Znalazła je Katarzyna Zarzecka-Szubińska, absolwentka naszego instytutu, obecnie doktorantka w Zakładzie Paleozoologii Uniwersytetu Wrocławskiego. To jej wydały się podejrzane. Zabrałem je do Brna, gdzie miałem umówione spotkanie z wybitnym antropologiem profesorem Erikiem Trinkausem z Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis w USA.
Profesor Valde-Nowak zawiózł do Czech także ząb znaleziony w Jaskini Ciemnej w osadach sprzed 50–40 tysięcy lat, wśród artefaktów kultury mikockiej, charakterystycznej również dla neandertalczyków. Amerykański uczony potwierdził, że jest to ząb ludzki.
– Dolny siekacz – uściśla profesor. – Blisko korzenia ma typową dla neandertalczyków bruzdę wykałaczkową, uszkodzenie powstałe na zębach wtedy, kiedy są długo wykorzystywane jako „trzecia ręka” lub przestrzeń między nimi jest ciągle czyszczona źdźbłem trawy czy struną ze zwierzęcych jelit. Profesor Trinkaus zwrócił też uwagę na uszkodzenia dwóch pozostałych kosteczek. Na brak śladów pogryzienia i na wytrawienia, co wskazuje, że przeszły przez układ pokarmowy ptaka. Te kości wyglądają jak rzeszoto, soki trawienne pozbawiły je całkowicie kolagenu. Dlatego nie możemy ich poddać analizie genetycznej.
Co się wydarzyło w Jaskini Ciemnej przeszło sto tysięcy lat temu? – zastanawiam się, słuchając tej opowieści. Czy neandertalskie dziecko (bądź dzieci) mogło zostać zaatakowane przez kruka albo orła i zabite? Czy rodzice je zaniedbali? A może zostało pożarte już po śmierci, kiedy padlinożerca rozgrzebał jego grób?
Naukowcy nie mają pojęcia.
W trakcie rozmowy profesor odbiera telefon. Współpracownik informuje go, że mikrotomografia komputerowa, skan laserowy i trójwymiarowy wydruk modeli paliczków w skali dziesięć do jednego potwierdziły, że szczątki należą do człowieka. A nie na przykład do niedźwiedzia jaskiniowego.
– No to świetnie, znakomicie, genialnie! – Archeolog wyraźnie się rozpromienia. – Znalezienie takich cudów to prawdziwe szczęście – mówi uradowany. – Już wiele razy doświadczyłem podobnych emocji, choćby w 1985 roku, kiedy w Jaskini Obłazowej w Kotlinie Orawsko-Nowotarskiej odkryłem kości ludzkie i bumerang wykonany z ciosu mamuta, najstarszy na świecie, sprzed około trzydziestu tysięcy lat. Ale prawdziwe zwroty akcji w życiu archeologa zdarzają się wtedy, kiedy okazuje się, że odkrył nie to, co miał nadzieję odkryć – przyznaje. – Miałem ostatnio w ręku szczątki sprzed blisko czterdziestu tysięcy lat, które wydawały mi się fragmentem czaszki albo neandertalczyka, albo człowieka współczesnego, bo znaleźliśmy je w warstwie osadów, których datowanie wskazywało na czasy współwystępowania obu gatunków. Kiedy jednak wysłałem je na badania genetyczne do profesora Johannesa Krausego, jednego z szefów niemieckiego Instytutu Nauk o Historii Człowieka imienia Maxa Plancka w Jenie, okazało się, że to czaszka niedźwiedzia jaskiniowego. Bardzo to przeżyłem.
Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.
Motto
1 Jonathan Littell, Łaskawe, przeł. Magdalena Kamińska-Maurugeon, Kraków 2008, s. 300.
Coś się zaczyna
2 Juliusz Słowacki, Testament mój, wolnelektury.pl, bit.ly/2BN67Rx, dostęp: 28.10.2019.
3 Grzegorz Niedźwiedzki et al., Tetrapod trackways from the early Middle Devonian period of Poland, „Nature”, vol. 463, 7.01.2010.
4 Trond H. Torsvik, L. Robin M. Cocks, Earth History and Palaeogeography, Cambridge 2017, s. 140.
5 Bogusław Pawłowski, Tomasz Ulanowski, Nagi umysł. Dlaczego jesteśmy, jacy jesteśmy. Ludzka natura bez złudzeń, Warszawa 2016.
6 Eva K. F. Chan et al., Human origins in a southern African palaeo-wetland and first migrations, nature.com, go.nature.com/2MX07w9, dostęp: 28.10.2019.
I Wodzu, prowadź na Europę!
7 David Reich, Who We Are and How We Got Here. AncientDNAand the New Science of the Human Past, Oxford 2018, s. xxv (jeśli nie podano inaczej, cytaty w tłumaczeniu autora).
WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.
czarne.com.pl
Wydawnictwo Czarne
@wydawnictwoczarne
Sekretariat i dział sprzedaży:
ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice
tel. +48 18 353 58 93
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
Dział promocji:
ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa
tel. +48 22 621 10 48
Skład: d2d.pl
ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków
tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]
Wołowiec 2020
Wydanie I