Obsesja. Uwikłani. Tom 2 - Laurelin Paige - ebook + audiobook

Obsesja. Uwikłani. Tom 2 ebook i audiobook

Laurelin Paige

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

14 osób interesuje się tą książką

Opis

TRYLOGIA EROTYCZNA PRZEZ WIELU OKREŚLANA JAKO LEPSZA OD GREYA

Jesteś moja. A ja jestem twój. A to oznacza, że jestem z tobą związany pod każdym względem i w każdej sytuacji. Na dobre i na złe. Jeśli tego nie widzisz, to nie mamy szans...”

Do tej pory Alayna Withers wchodziła z mężczyznami w związki, przez które popadała w chorobliwe obsesje. Teraz jednak, kiedy swe serce otworzył przed nią zabójczo przystojny miliarder Hudson Pierce, czuje ogromną determinację, aby zniszczyć wszelkie przeszkody stojące na drodze ku ich szczęściu i wreszcie stworzyć stabilny związek oparty na głębokim uczuciu.

Problem jednak polega na tym, że nie tylko Hudson skrywa mroczne tajemnice.

Przeszłość powoli zaczyna wciągać tych obojga w skomplikowaną sieć nieporozumień, które w końcu doprowadzą do zburzenia długo budowanego zaufania i poczucia bezpieczeństwa. Alayna w desperacji zwróci się o pomoc do Celii – kobiety, która kiedyś sporo namieszała w życiu Hudsona – nie wiedząc jednak, jakie będą tego konsekwencje...

To pierwszy związek, w którym Alaynie uda się uporać z własnymi problemami.

Wszystko jednak wskazuje na to, że o serce Hudsona zawalczy ktoś jeszcze...

Każda strona opowieści o Hudsonie i Laynie tchnie elektryzującą zmysłowością!

- Kristen Proby, bestsellerowa autora „New York Timesa”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 411

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 46 min

Lektor: Laurelin Paige
Oceny
4,5 (1540 ocen)
994
353
140
50
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dziara83

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam ksiazki Laurelin Paige
00
paumok

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja !
00
gaga1405

Nie oderwiesz się od lektury

świetna
00
GracjanaLasota

Nie oderwiesz się od lektury

polecam gorąco
00
Iwonka873105

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam serdecznie
00

Popularność




Okładka

Karta tytułowa

Zatrzymałam się przed wejściem do wieżowca Park Avenue i patrzyłam na nazwę budynku wyrytą w kamieniu. The Bowery. Jordan zdążył odjechać od krawężnika znajdującego się za mną. Pewnie uznał za bezpieczne zostawić mnie z odźwiernym, który już trzymał dla mnie drzwi otwarte, podczas gdy ja stałam jak przykuta, pogrążona w rozmyślaniach. To się działo naprawdę. To był duży krok – ogromny krok – wejść do życia Hudsona dalej niż ktokolwiek inny wcześniej. Oczywiście, byłam podekscytowana. Kochałam tego faceta. Lecz czy na pewno go znałam? Czy rzeczywiście mogłam darzyć miłością człowieka, o którym wiedziałam tak mało? Jego adres do tej pory stanowił dla mnie tajemnicę. Poznałam go zaledwie dwie minuty temu – gdy jego szofer przywiózł mnie pod wejście wieżowca. A co znajdę wewnątrz tego budynku? Co kryło się w środku Hudsona Pierce’a, pod maską, którą tak umiejętnie nosił? Miałam wrażenie, że ujrzałam prawdziwego Hudsona, jakbym była jedyną osobą na świecie, której się to przytrafiło. Jednak w istocie zaledwie dotknęłam powierzchni. Było jeszcze tyle do odkrycia, tyle jeszcze musiałam się dowiedzieć o tym młodym magnacie biznesu, który zdobył moje serce. Wiedziałam również, że Hudson ma swoje sekrety. Co prawda, porzucił gierki na emocjach i zamiłowanie do manipulowania kobietami, jeszcze zanim mnie poznał, lecz istniała możliwość, że jego dawne nawyki powrócą. Podobnie jak moje. Najbardziej paraliżował mnie właśnie strach o to. Że znów popadnę w obsesję. Tyle związków już zepsułam ciągłym śledzeniem i nieuzasadnioną zazdrością. Wiedziałam jednak, że jeśli spieprzę ten – to mnie zniszczy. Całe szczęście do tej pory z Hudsonem czułam się normalnie. Czy będę w stanie to utrzymać? Czas pokaże.

Portier przyglądał mi się z zaniepokojonym wyrazem twarzy, jakby rozważał, czy powinien dalej trzymać drzwi dla tej niezdecydowanej wariatki, czy może je już puścić. Uspokoiłam go z uśmiechem:

– Wejdę za minutkę.

Odwzajemnił mój uśmiech ze skinieniem głowy i zamknął drzwi, a ja wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w stronę ostatniego piętra, gdzie z pewnością mieścił się apartament Hudsona. Nawet nie wiedziałam, pod którym numerem mieszka. Obudził się już? Wypatrywał mnie z okna? Czy mógł z góry widzieć, jak stoję przed wejściem i się waham? Zapewniał, że będzie jeszcze spał, ale to w ogóle nie dodawało mi odwagi, żeby się wreszcie ruszyć. Nie mogłam mieć pewności, że na mnie czekał, i nie chciałam, żeby podejrzewał wątpliwości z mojej strony. Ponieważ nie wątpiłam. Nie w niego. Wątpiłam jedynie w siebie. Nie byłam pewna, czy to udźwignę. Czy udźwignę nas. Jednak, szczerze, skoro pozwoliłam wykiełkować moim nadziejom – nadziejom, że w końcu uda mi się być w związku z drugą osobą bez popadania w chorobliwe lęki i obsesyjne zwyczaje, jak to bywało w przeszłości – to te wątpliwości były właściwie błahostką.

Zrobiłam krok w stronę wejścia, a odźwierny uśmiechnął się do mnie i ponownie otworzył przede mną drzwi. W środku inny mężczyzna siedział za biurkiem recepcji przed windami.

– Pani Withers? – zapytał, zanim zdążyłam się przedstawić. Nie powinno było mnie to zaskoczyć. Przecież Hudson powiedział, że zostawi dla mnie klucz w portierni, a zegar wskazywał trzecią trzydzieści w nocy. Kim innym mogłam więc być?

Przytaknęłam.

– Pan Pierce zostawił tu dla pani klucz. Obydwie windy po lewej stronie zawiozą panią do apartamentu. Wystarczy włożyć klucz do panelu, kiedy pani wejdzie.

– Dziękuję.

Winda przyjechała od razu, kiedy nacisnęłam guzik. Ręce mi się trzęsły, gdy w kabinie wkładałam klucz do panelu, i cieszyłam się, że ochroniarz już mnie nie widzi. Jazda na górę była szybka, lecz czas i tak mi się dłużył. Kiedy tylko udało mi się zdusić moje obawy, ich miejsce zajęło ogromne pragnienie. Chciałam się już znaleźć w przestrzeni Hudsona, w jego ramionach. Marzyłam, żeby być już z nim, i nawet ta minuta, którą zajęła mi podróż windą, okazała się zbyt długą rozłąką. Wreszcie drzwi kabiny się rozsunęły, a moim oczom ukazał się mały hol. Wyszłam, skręciłam w jedyną możliwą stronę i znalazłam się w przedsionku. Było bardzo cicho, lecz mogłam usłyszeć tykanie zegara gdzieś w pobliżu. Paliło się tylko kilka świateł. Uznałam, że sypialnie muszą znajdować się po lewej stronie, ponieważ po mojej prawej otworzył się wielki salon z oknami od ziemi aż po sufit. Mimo przemożnego pragnienia, by najpierw znaleźć Hudsona, weszłam do salonu przyciągnięta przepięknym widokiem na panoramę miasta. Zanim jednak zdążyłam podejść bliżej, zaświeciła się lampa, a ja ujrzałam Hudsona siedzącego w fotelu. Zlękłam się i otworzyłam usta. Nie zdołałam ich zamknąć, kiedy mierzyłam wzrokiem tego nieziemsko przystojnego mężczyznę ubranego jedynie w bokserki. Widok jego doskonale wyrzeźbionej klatki piersiowej sprawił, że przyspieszyło mi serce, jeszcze zanim mój wzrok napotkał jego szare oczy migające spomiędzy brązowych kosmyków, które opadały mu na czoło. Nigdy przedtem nie widziałam go w bokserkach i – cholera – sporo straciłam. Znów uderzyła mnie świadomość, jak mało o nim wiem. Tym razem jednak ta myśl wcale mnie nie przeraziła. Wręcz przeciwnie – podekscytowała mnie. Tyle jeszcze było do odkrycia w tym mężczyźnie, a ja poczułam gotowość, żeby rzucić się w wir poznawania. Mimo wszystko podniecenie nie przyćmiło niepewności i poczucia pewnego dyskomfortu. Znajdowałam się na nowym terytorium, w nowej sytuacji. Nie wiedziałam, co robić dalej. Było jasne, że Hudson czuje się podobnie. Jedną ręką mocno ściskałam torebkę, a drugą bezwiednie wczepiłam się w materiał mojej niebieskiej, rozkloszowanej krótkiej sukienki, która wyglądała jednocześnie elegancko i seksownie. Takie ubrania zawsze nosiłam do Sky Launch – klubu, w którym pracowałam jako asystentka menedżera. Nocnego klubu, którego właścicielem był Hudson. Miejsca, w którym go poznałam. Przez myśl przemknęło mi wspomnienie tego wieczoru, kiedy siedział na końcu baru. Od razu mnie zachwycił. Wiedziałam wtedy, że powinnam uciekać jak najdalej. Ale tego nie zrobiłam. A teraz nie mogłabym być bardziej zadowolona z tej decyzji.

Teraz jego widok zapierał mi dech w piersiach równie mocno, jak wtedy, za pierwszym razem. Z nieśmiałym uśmiechem przerwałam ciszę:

– Nie śpisz.

– Pomyślałem, że na ciebie poczekam, żebyś nie poczuła się zagubiona.

– Ale powinieneś odpocząć.

Tryb życia i harmonogram dnia prezesa Pierce Industries, spółki obracającej miliardami dolarów, różniły się od mojego w klubie. Co ja wyprawiałam? Przychodzić do niego w środku nocy, kiedy musi wstać o szóstej? Jakim cudem nasze tak odmienne życia kiedykolwiek miały się zgrać? Nie, nie powinnam myśleć w ten sposób. Tak jakbym chciała odmówić sobie szczęścia. A mnie i Hudsonowi odrobina szczęścia w końcu się należała.

Obiekt mojego pożądania wstał i podszedł do mnie. Podniósł moją rękę, która trzymała torebkę.

– Spałem. Ale teraz wstałem.

Ten mały gest, prosty dotyk wystarczyły, żeby uciszyć moje nerwy tak, by zagłuszyło je kołatanie mojego serca. To, jak na mnie działał, zadziwiało mnie i obezwładniało w tak piękny, zachwycający sposób.

Wyjął mi z dłoni torebkę i poszedł odłożyć ją na stół. Brak kontaktu z jego ciałem spowodował, że powrócił niepokój, a pod jego wpływem z moich ust wylał się potok bezsensownych zdań.

– Nigdy w życiu nie byłam w prawdziwym apartamencie. Nie licząc twojego gniazdka na poddaszu.

Poddasze nad jego biurem. Miejsce, w którym pieprzył mnie do nieprzytomności. Na szczęście półmrok panujący w pokoju ukrył moje rumieńce.

– To mieszkanie jest piękne, H.

– Przecież właściwie go nie obejrzałaś – odparł i tym razem wcale się nie skrzywił na dźwięk absurdalnej ksywki, którą dla niego wymyśliłam. Może już się przyzwyczajał?

– Ale to, co widzę… – rozejrzałam się po przestronnym salonie, zwracając uwagę na ozdobne detale przy całej prostocie stylu – jest niesamowite.

– Cieszę się, że ci się podoba.

– Zupełnie nie to, czego się spodziewałam. Myślałam, że będzie podobne do poddasza.

Poddasze było pełne czerni i skór, męskie i silne. To miejsce z kolei było jasne, lekkie. Można było to zobaczyć nawet w słabym świetle lampy i księżyca.

– Alayno.

Dźwięk mojego imienia w jego ustach przyprawił mnie o gęsią skórkę. W jaki sposób wciąż udawało mu się rozpalać mnie jednym słowem? Tak łatwo wzbudzać we mnie podniecenie?

– Meble także są całkiem inne.

Trema pchała mnie to mówienia. Podeszłam do białej sofy i pogładziłam drogą tapicerkę.

– Ale tutaj wystrój to również dzieło Celii, tak?

Jego głos stwardniał.

– Tak.

Celia Werner, jego przyjaciółka z dzieciństwa i była narzeczona. Cóż, niezupełnie, ale praktycznie tak. Po co przywołałam jej imię? Chciałam wszystko zepsuć? Celia była stałym źródłem spięć w naszym związku, odkąd Hudson zatrudnił mnie, żeby przekonać swoją matkę, że jesteśmy parą. Sophia Pierce – przekonana, że jej syn nie jest zdolny do miłości – uznała, że zeswatanie go z córką zaprzyjaźnionego małżeństwa Wernerów będzie dla niego doskonałym rozwiązaniem. Nawet jeśli on nic do niej nie poczuje, ona utrzyma go w pionie – z dala od jego uzależnień.

Tyle tylko, że – jak się okazało – Hudson potrafił kochać. I kiedy przeprowadzaliśmy nasz fortel, obdarzył uczuciem mnie. Mimo wszystko z Celią wciąż łączyła go jakaś więź, co wzbudzało moją zazdrość. Podeszłam do okien i spróbowałam zmienić temat.

– Ten widok…

– Alayno.

Przycisnęłam twarz do szyby i zapatrzyłam się w świat daleko pode mną.

– …jest cudowny.

Hudson stanął za moimi plecami. Mogłam poczuć jego ciepło, chociaż nawet jeszcze mnie nie dotknął.

– Alayno, spójrz na mnie.

Odwróciłam się do niego powoli. Delikatnie uniósł mi brodę, zmuszając mnie, żebym spojrzała mu w oczy.

– Denerwujesz się. Niepotrzebnie. Chcę, żebyś tu była.

Jego słowa były pocieszeniem, którego potrzebowałam. Ugasiły moje obawy jak koc tłumiący ognisko.

– Jesteś pewien?

Uspokoiłam się, ale chciałam usłyszeć zapewnienie.

– Nigdy nie przyprowadziłeś tutaj kobiety, prawda? Czy to nie jest dziwne?

Pogładził kciukiem mój policzek, jego pieszczoty pobudziły moją skórę.

– Rzeczywiście, nie przyprowadziłem tu wcześniej żadnej kobiety, ale to nie jest dziwne. Chcę twojej obecności tutaj. Jestem całkowicie pewien.

Ekscytowała mnie świadomość, że byłam pierwszą dziewczyną, która przekroczyła próg jego mieszkania. Pierwszą kobietą, z którą chciał się tutaj kochać.

– Ja też. To znaczy ja też jestem pewna, że chcę tu być.

Palił mnie wzrokiem. Mogłam przepaść na zawsze i to mnie przeraziło.

Próbowałam przeciągnąć tę rozmowę, zyskać chwilę, żeby się pozbierać. Zerknęłam w stronę pomieszczenia połączonego z salonem.

– A co tam jest? Jadalnia?

– Oprowadzę cię rano.

Drugą dłonią ujął moją twarz, a nasze oczy znów się spotkały.

– Oprowadzisz mnie rano – powtórzyłam. – Ale nie teraz.

– Nie, nie teraz. Teraz chcę cię przywitać w moim domu.

Wtedy połączył usta z moimi, przez co zakręciło mi się w głowie, a obraz zaczął się rozmazywać. Przyssał się do mnie mocno, zanim wsunął mi do ust język, zupełnie burząc moją równowagę. Zapragnęłam tylko owinąć rękami jego szyję i trwać tak do utraty tchu. Hudson zdjął z mojej twarzy jedną rękę, żeby opleść mnie ramieniem w pasie i przyciągnąć bliżej. Przez cienki materiał bokserek czułam już na swoim udzie jego wzwód. Jego palce wplątały się w moje włosy. Przycisnęłam się do niego biustem. Potrzebowałam poczuć go każdą partią mojego ciała. W gardle Hudsona uwiązł jęk, który zawibrował pod powierzchnią naszego pocałunku i wzniecił iskrę pożądania w moim brzuchu. Przesunęłam się, pragnąc znaleźć się jeszcze bliżej, niecierpliwa, by opleść go nogami. Nie odrywając ust od moich, powiedział:

– Jest jedno pomieszczenie, które chcę ci pokazać jeszcze dzisiejszego wieczoru.

– Mam nadzieję, że mówisz o sypialni.

– Tak jest.

W mgnieniu oka wziął mnie na ręce i ruszył w stronę przedsionka, z którego przyszłam. Właśnie w ten sposób na mnie działał. Niósł mnie, jak rzeka niesie patyk. Byłam jak gałąź w rwącym potoku, a on – jak prąd – mógł mnie porwać, dokądkolwiek zechciał. Byłam na jego łasce. Obiecał, że nie będzie próbował na mnie swoich gierek, że nigdy nie spróbuje mnie kontrolować. Lecz to była obietnica nie do spełnienia. Czy tego chciał, czy nie – zawsze mu ulegałam. Ale mnie nie przeszkadzało to ani trochę.

Całował mnie całą drogę przez korytarz, aż znaleźliśmy się pod drzwiami pokoju, który musiał być główną sypialnią.

Wciąż skupiona wyłącznie na nim zdołałam tylko zarejestrować, że kładzie mnie na ogromnym łóżku. Po jednej stronie – lewej – leżała skotłowana pościel. To była jego strona. Świadomość, że znalazłam się w prywatnej przestrzeni Hudsona, miejscu, w którym jeszcze niedawno spał, sprawiła, że wewnątrz mojego, i tak spragnionego do bólu ciała poczułam nagłe ukłucie potrzeby. Chciałam go na mnie i we mnie, a nie stojącego nade mną z opadającymi powiekami. Ale on miał swoje tempo, którego nie było sensu kwestionować. Chociaż był dominującym kochankiem, Hudson zawsze skupiał się na moich potrzebach i zawsze zajmował się mną, jak potrafił najlepiej. I – Boże – wiedział najlepiej, jak mnie zaspokoić, jak nasycić moje ciało, aż stawało się wiotkie i jakby bezkostne. Wiedział, jak mnie pobudzać i jak mnie kochać, nawet wtedy, gdy ja sama tego nie wiedziałam.

Hudson przesunął rękę wzdłuż mojej nogi aż do kostki i rozpiął pasek mojego sandałka z taką delikatnością, że aż coś mnie ścisnęło w środku. Powtórzył to samo z drugim butem, a potem ukląkł nade mną, żeby pocałować mnie lekko. Wyciągnęłam się do niego, pragnąc więcej, on jednak się odsunął.

– Ostatnim razem było szybko. Teraz będę się tobą delektował.

Rzeczywiście, ostatni raz – na nowej sofie w biurze menedżerskim w Sky Launch – był szybki i pełen napięcia. Był przerwą i odpoczynkiem w środku kłótni. Co prawda, nie miałam wtedy żadnych zastrzeżeń, ale bycie smakowaną brzmiało równie niesamowicie.

Hudson wyznaczał szlak wilgotnymi pocałunkami, aż dotarł do rąbka mojej sukienki. Z szelmowskim błyskiem w oku podniósł materiał ponad linię mojej talii i pocałował mnie dokładnie w centrum mojego pożądania. Z gardła wydarł mi się jęk rozkoszy, a on tylko cicho się zaśmiał. Wsunął palce za gumkę moich majtek, zwinnym ruchem zdjął je ze mnie i odrzucił gdzieś na bok. Oparł sobie moją nogę na ramieniu i po chwili znów zachłannie lizał i ssał wrażliwy kłębek pomiędzy moimi udami. Już traciłam świadomość w upojeniu, kiedy wsunął we mnie dwa palce. Wwiercał się nimi we mnie, aż doprowadził mnie do orgazmu. Nie było trudno. Jeszcze cała drżałam, gdy wspiął się na mnie i zaczął znów zachłannie całować. Ciche dźwięki, które wydawał, zaspokajając mnie, mój smak na jego języku i penis, który wbijał mi się w udo – wystarczyło pół minuty, żebym znów była gotowa na wycieczkę na szczyt ekstazy.

Wyciągnęłam rękę do jego bokserek i potarłam go przez materiał. Hudson oderwał usta od moich z jękiem zadowolenia. Nie przestając go dotykać, odsunęłam go lekko, żeby przewrócić się na jego stronę.

– Często nosisz bokserki?

– Tylko do łóżka.

– Podobają mi się. Nigdy cię w takich nie widziałam.

Wsunęłam rękę w otwór w szortach i zachwyciłam się, jak zwykle, jedwabistą, promieniującą ciepłem skórą na jego grubym penisie.

– To dlatego, że gdy idę do łóżka z tobą – jego głos załamał się na chwilkę, gdy musnęłam dłonią czubek – nie wkładam niczego.

– Och, tak. To podoba mi się jeszcze bardziej.

Nadeszła moja kolej, żeby zsunąć bokserki z jego silnych nóg. Ani na moment nie mogłam oderwać wzroku od jego imponującej erekcji. Gdy tylko szorty znalazły się na podłodze, Hudson znów przyciągnął mnie do siebie.

– Lubię, kiedy jesteś naga.

Kiedy to mówił, podwijał już moją sukienkę.

– I właśnie teraz powinnaś być naga.

– Nie będę się sprzeciwiać.

Usiadłam, żeby łatwiej było mu pozbyć się mojego ubrania. Odrzucił gdzieś sukienkę i od razu zabrał się za rozpinanie biustonosza. Gdy uwolnił moje piersi, jego gorący penis zawisł na chwilę nad moim wejściem, zanim zanurzył się w środku. Zagłębiał się, rozciągał i wypełniał mnie tak, jak potrafił tylko on. Hudson odwrócił się na bok, pociągając mnie za sobą, a ja oplotłam go nogą, żeby mógł wejść we mnie jeszcze głębiej. Zapowiadał, że zamierza się mną delektować, lecz najwyraźniej albo zmienił zdanie, albo po prostu nie mógł się powstrzymać, bo całą swoją pasję uwalniał w gwałtownych pchnięciach. Za każdym razem, kiedy we mnie wchodził, uderzał w mój czuły punkt, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Zbliżał się kolejny orgazm. Kiełkował w samym środku mnie, potem zaciskał mi uda i wędrował coraz niżej, aż do skulonych palców stóp. Hudson nie przerywał szturmu, aż sam, jęcząc z wysiłku, dotarł na szczyt.

Wciąż we mnie, osunął się na łóżko i wziął mnie w ramiona, żeby obsypać mnie pocałunkami. To był niezwykle czuły gest jak na tego pełnego rezerwy mężczyznę, w którym się zakochałam. Rozpłynęłam się w jego słodyczy.

– Czy mówiłem już, jak bardzo się cieszę, że jesteś? – zapytał, przerywając co chwilę, żeby mnie całować.

Te słowa znaczyły dla mnie wszystko. To musiał być sposób, w jaki Hudson wyznaje miłość. Nie zdobył się, żeby powiedzieć mi to wprost, ale wcale tego nie oczekiwałam. W końcu to było dla niego zupełnie nowe uczucie. Chociaż przyznał to już dzisiaj. Kiedy oznajmiłam mu, że wiem, że się we mnie zakochał. Nie wystraszył się, gdy powiedziałam, że ja zakochałam się w nim. Mimo to nie łudziłam się, że nasz związek będzie usłany różami. Wszystko po kolei. Małymi krokami. To, że powiedział cokolwiek o swoich uczuciach, stanowiło taki krok. A fakt, że chodziło o uczucia wobec mnie, liczył się dla mnie jak dwa kroki. Pogładziłam go po włosach, gdy pochylił głowę, żeby dotknąć ustami mojej szyi.

– Coś wspominałeś. A jeśli nawet nie, to raczej się domyśliłam – dla pewności poruszyłam znacząco brwiami, żeby Hudson zrozumiał, że mam na myśli to, co wydarzyło się przed chwilą. – Ale możesz mi to mówić tak często, jak tylko chcesz.

„I na tyle różnych sposobów, na ile chcesz”, dodałam w myślach.

Hudson pochylił się nade mną i wysysał na skórze drogę ku moim piersiom. Oczywiście, nadchodziła runda druga.

– Cieszę się, że tu jesteś, skarbie.

Ścisnął mi zębami sutek, a potem złagodził ukąszenie muśnięciem języka. Wzięłam głęboki oddech, delektując się mieszanką przyjemności i bólu, kiedy Hudson obdarzył tą samą pieszczotą moją drugą pierś. Słowo, którym się do mnie zwracał – „skarbie” – dryfowało mi w głowie, gdy lizał moją skórę. Mówił do mnie w ten sposób od czasu naszego pierwszego zbliżenia prawie dwa tygodnie temu. Naprawdę tylko tyle? I naprawdę zaledwie tydzień wcześniej spotkałam go po raz pierwszy w klubie, nie wiedząc jeszcze, że to ten Hudson Pierce? Zdawało mi się, że upłynęła cała wieczność. A to czułe słówko, zarezerwowane dla mnie, od samego początku miało szczególne znaczenie. Przecież dopiero co się poznaliśmy. Może wcale nie miało tak dużej wartości, jaką mu przypisywałam? Chociaż moje ciało drżało już od żaru Hudsona, ciekawość wzięła górę.

– Dlaczego właściwie tak mnie nazywasz?

– Ponieważ jesteś skarbem – odparł, nie podnosząc nawet wzroku sponad mojego biustu.

– Ale zacząłeś tak do mnie mówić, zanim jeszcze mogłeś to wiedzieć.

– Nieprawda – powiedział, unosząc się na łokciu i opierając głowę na dłoni. – Wiedziałem to od pierwszej chwili, gdy cię zobaczyłem.

Przez moment pomyślałam, że ma na myśli spotkanie w barze – podczas mojej wieczornej zmiany, kiedy ja też zobaczyłam go po raz pierwszy. Jednak po sekundzie uświadomiłam sobie, że przecież dwa tygodnie wcześniej wypatrzył mnie na uczelnianym sympozjum, jeszcze przed obroną dyplomu. Dowiedziałam się o tym dużo później, a sam Hudson niewiele mi zdradził na temat swojej wizyty w szkole Sterna. Również oparłam się na łokciach i z niecierpliwością czekałam na dalszą część historii.

– Stałaś na scenie – mówił dalej, wodząc dłonią w zagłębieniu mojej talii, aż do biodra. – Na początku prezentacji się denerwowałaś. Potrzebowałaś paru minut, żeby złapać rytm w przemówieniu. Lecz kiedy już opanowałaś tremę, byłaś zachwycająca. Ale nie miałaś o tym pojęcia. Nawet nie przyszło ci do głowy, że aula była wypełniona ludźmi, z których każdy zatrudniłby cię po chwili rozmowy. I całe szczęście. Bo ja obserwowałem ich, obserwowałem ciebie i wiedziałem. Wiedziałem, że od razu dostrzegli twój potencjał. Błyskotliwość. Wyczucie. Rękę do biznesu. Tylko żaden z nich nie zauważył, jaki niespotykany, drogocenny klejnot przed nimi stoi. Skarb.

Łzy zaczęły mi się zbierać w kącikach oczu. Nikt nigdy nie patrzył na mnie w ten sposób. Nikt nawet nie próbował. Ani moi rodzice, zanim zginęli, ani mój brat Brian, ani żaden z mężczyzn, z którymi kiedykolwiek się spotykałam albo za którymi szalałam. Nikt.

– Kocham cię, Hudson.

Te słowa wyrwały mi się, zanim zdążyłam się zastanowić, zanim zdołałam się przestraszyć, że Hudson znów się wścieknie – tak jak za pierwszym razem, gdy wyznałam mu uczucie. Zresztą i tak nie byłabym w stanie ich zatrzymać. Teraz już ciągle były blisko, niebezpiecznie balansując na skraju moich warg. Mogły z nich skapnąć w każdej chwili. A skoro chcieliśmy, żeby nasz związek się udał, musieliśmy się z tym oswoić. Cały czas patrzyłam mu w oczy i czekałam, aż przemyśli moje wyznanie. Nagle pociągnął mnie na siebie i obejmując jedną ręką mój kark, trącił mnie nosem w nos.

– Możesz mi to mówić tak często, jak tylko zechcesz – odparł, powtarzając moje wcześniejsze słowa.

– Taki mam zamiar – chciałam powiedzieć, ale wyszedł z tego tylko niewyraźny pomruk wewnątrz jego ust. Resztę emocji wyrażaliśmy już za pomocą języków, rąk, ciał i na wiele innych sposobów, które nie wymagają mówienia.

Następnego ranka obudziłam się, wyczuwając w pokoju jakiś ruch. Otworzyłam oczy i ujrzałam Hudsona poprawiającego krawat przed lustrem szafy. Stał tyłem do mnie. Jeszcze nie włożył marynarki, więc mogłam zobaczyć jego naprężone plecy. Boże, ten facet był stworzony do noszenia garniturów. A równie dobrze mógłby nie mieć na sobie nic. Nie byłam wybredna. Napotkał w lustrze mój wzrok i uśmiechnął się lekko.

– Dzień dobry.

– Dobry. Podziwiam widoki.

– Ja też.

Zarumieniłam się i naciągnęłam kołdrę, żeby zakryć moje nagie ciało. W sypialni było jakoś za jasno jak na porę, której się spodziewałam.

– Która godzina? – rozejrzałam się w poszukiwaniu zegarka, lecz żadnego nie znalazłam.

– Prawie jedenasta.

Hudson uporał się z krawatem w srebrny wzorek, który podkreślał kolor jego oczu, i otworzył szufladę. Wyjął z niej parę skarpetek.

Jedenasta? Hudson zazwyczaj był w pracy już przed ósmą.

– Dlaczego ciągle tu jesteś? Czy do tej pory nie powinieneś był już zarobić z pół miliona dolarów?

– Pół miliarda – odparł z kamienną twarzą, siadając na łóżku obok mnie. – Ale nie potrzebują mnie teraz. Odwołałem poranne spotkania.

– Kiedy to zrobiłeś? – zapytałam oczarowana tym, w jaki sposób wkłada skarpety. Widok ubierającego się mężczyzny nie powinien być aż tak seksowny, tymczasem mój brzuch już się naprężył, a kobiece partie – ożywiły.

– Wczoraj wieczorem. Zanim przyjechałaś.

– Sprytne zagranie.

Zaprosił mnie na noc do swojego apartamentu na początku mojej wieczornej zmiany w Sky Launch i chociaż przez cały czas nie mogłam wygonić z głowy ekscytującej myśli o czekającej nas wspólnej nocy, w pracy nie było mowy o jakichkolwiek przygotowaniach. Nie miałam przy sobie nawet ubrań na zmianę czy szczoteczki do zębów. Nie wpadłam na to, że Hudson mógł poświęcić czas, żeby przygotować się na moją wizytę. Ale oczywiście poświęcił. Był bardzo dobrze zorganizowanym facetem, potrafił planować z dbałością o szczegóły. Przez nasze dwie tury uprawiania miłości nie położyliśmy się spać wcześniej niż o szóstej. Odwołanie porannych zajęć w pracy było rzeczywiście rozsądnym posunięciem z jego strony.

Ziewnęłam i rozprostowałam ramiona, przez co kołdra opadła, odsłaniając mój biust. Hudson, ubrany, stał nade mną i mierzył mnie wzrokiem, aż oczy zaczęły mu zachodzić mgłą.

– Szlag, Alayno, sprawiasz, że mam ochotę odwołać także popołudnie. A nie mogę tego zrobić.

– Przepraszam – uśmiechnęłam się i wcale nie miałam poczucia winy.

Hudson był w stanie doprowadzić mnie do gorączki nawet z drugiego końca zatłoczonej sali, więc miło było wiedzieć, że też miałam nad nim chociaż odrobinę władzy.

– Słuchaj, muszę wstać. Czy to też będzie dla ciebie zbyt… rozpraszające?

Zmrużył oczy, wyszedł na chwilę i wrócił z kremowym szlafrokiem.

– Trzymaj.

I tak włożyłam go dopiero po wygramoleniu się z łóżka.

– Jesteś nikczemną kobietą – powiedział, obserwując, jak owijam się szlafrokiem.

– I to we mnie uwielbiasz.

Nie potwierdził, tylko skinął głową w stronę zamkniętych drzwi.

– Tam jest łazienka. W jednej z szuflad powinno leżeć opakowanie nowych szczoteczek do zębów. Rozejrzyj się i bierz, co ci będzie potrzebne.

– Dzięki.

W drodze do łazienki pogładziłam go po policzku.

To nie był upojny poranek pełen przytulania, jak ten, który spędziliśmy w Marble Shores, letniej rezydencji jego rodziców w Hamptons. Ale to cały Hudson – powściągliwy i poukładany. Skupiony na wychodzeniu do pracy, a mimo to całkiem gościnny.

Znalezienie szczoteczki nie sprawiło mi większego kłopotu – jak powiedział, jedna z szuflad była ich pełna. Kiedy szorowałam zęby, coś mnie jednak zastanowiło. Po co mu taki zapas? Żeby zawsze być przygotowanym, gdyby potrzebował nowej? A może wychodził z założenia, że szczoteczki do zębów powinny być jednorazowe. W każdym razie – mógł sobie na takie myślenie pozwolić. A może trzymał ich całą szufladę dla ewentualnych gości? Kobiet, które mogłyby u niego nocować, jeśli chodzi o ścisłość. Mogłam sobie wmówić, że to tylko moja paranoja, gdyby nie to, że nie chodziło tylko o szczoteczki. Kiedy dokładniej się rozejrzałam, dostrzegłam w łazience Hudsona kwiatowy dezodorant stojący z brzegu umywalki, obok niego krem do twarzy w komplecie z butelką damskiego balsamu do ciała. I szlafrok – damski – który właśnie miałam na sobie. Skąd on go wytrzasnął?

Przeszedł mnie zimny dreszcz. Mimo konsternacji, że mam na sobie czyjąś garderobę, zacisnęłam mocniej pasek od szlafroka. Czyjąś – należącą do innej kobiety. Do innej kobiety w życiu Hudsona.

Okej, okej. Nie ma powodów do paniki. Może faktycznie przede mną jakaś inna dziewczyna gościła w apartamencie Hudsona. Trudno. W porządku. Nie byłam tym zachwycona, ale w porządku. Po prostu miałam nadzieję, że w tym wypadku mnie nie okłamywał. Ale dlaczego skłamał?

Otworzyłam butelkę balsamu i przysunęłam do nosa. Pachniał świeżo i jakoś znajomo… Zaraz, zaraz – czy to przypadkiem nie zapach, którego używała Celia? Nie, jestem śmieszna. Co za idiotyczna myśl. Ewidentnie wpadłam w paranoję. Ta świadomość nie pomogła mi jednak pozbyć się uczucia chorej złości kiełkującego w moich wnętrznościach. Uczucia, które swego czasu było mi bardzo bliskie. Siły napędowej prowokującej w przeszłości większość moich niezdrowych zachowań, do których nie chciałabym wracać.

Musiałam się uspokoić i konstruktywnie wybrnąć z sytuacji. Zmusiłam się, żeby policzyć do dziesięciu. Pomiędzy każdą cyfrą powtarzałam sobie jak mantrę poradę, którą otrzymałam na terapii: „Jeśli masz wątpliwości, wyraź je na głos”. Jeden, jeśli masz wątpliwości, wyraź je na głos. Dwa, jeśli masz wątpliwości, wyraź je na głos.

Taa, łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić.

Zanim dotarłam do czwórki, mantra zmieniła się w: „Jeśli masz pieprzone wątpliwości”. Owszem – miałam. Ale taką miałam skłonność we wszystkich związkach. Szybko wysnuwałam wnioski, które często były bezpodstawne i oderwane od rzeczywistości. Zostawanie w pracy po godzinach oznaczało nową dziewczynę. Tajemnicze telefony – zdradę. Nie pytałam, tylko od razu tworzyłam swoje teorie. I oskarżałam.

Ale nie tym razem. Teraz musiało być inaczej. Chociaż pewne dowody wskazywałyby na to, że Hudson mnie okłamał, nie mogłam od razu uznać tego za fakt. Najpierw musiałam go zapytać.

Umyłam twarz i wtarłam w nią krem z nadzieją, że te zabiegi i zwlekanie trochę ostudzą moje emocje przed rozmową z Hudsonem. Osuszyłam delikatnie twarz ręcznikiem, przekonałam samą siebie, że już się pozbierałam, i ruszyłam w stronę drzwi, zgarniając po drodze kosmetyki jako dowód.

Cóż, może i zbieranie dowodów miało więcej wspólnego z atakiem niż sposobem sprowokowania rozmowy, jednak dopóki nie zaczęłam nimi rzucać, uznawałam, że robię postępy.

Kiedy wyszłam z łazienki, Hudsona nie było w sypialni, więc urządziłam sobie wędrówkę po mieszkaniu. Znalazłam go dopiero w kuchni. Miał już na sobie marynarkę. Stał przy stole, czytając gazetę, i popijał coś z kubka. Gdy weszłam, podniósł wzrok i powiedział:

– Zrobiłem ci…

– Dlaczego trzymasz te wszystkie rzeczy?

Chociaż mu przerwałam, w moim pytaniu słychać było ciekawość, a nie oskarżenie. Przynajmniej taką miałam nadzieję.

– Jakie rzeczy?

– Takie.

Postawiłam buteleczki na blacie przed nim. Dobra, jednak to bardziej przypominało solidny opieprz.

– A poza tym masz multum szczoteczek do zębów i ten damski szlafrok. Po co ci damski szlafrok?

Zanim odpowiedział, zmrużył oczy i wziął łyk napoju.

– Nie tylko szlafrok. Mam jeszcze kilka elementów kobiecej garderoby w dodatkowej szafie w mojej sypialni.

To mi nie pomaga.

Panika, którą – jak mi się wydawało – stłumiłam, wezbrała i podchodziła mi do gardła, utrudniając mi wykrztuszenie choćby słowa.

– Powiedziałeś, że nigdy przedtem nie było tu żadnej kobiety.

– Czyżbym wyczuwał nutkę zazdrości?

Błysk w jego oku do reszty mnie rozjuszył.

– Wyczuwasz znacznie więcej niż pieprzoną nutkę. Całą masę podejrzeń. No, kurde, H. W taki sposób nie zaczyna się związku. Skoro była tu kobieta – i mam teraz na sobie czyjeś ubrania – powinnam o tym wiedzieć.

Piekły mnie oczy, jednak udało mi się utrzymać wzrok wbity w Hudsona. On tylko odstawił kubek i zwrócił się do mnie całym ciałem. Opierałam się ręką o stół, czekając na jego wyjaśnienia. Co powie? Jeśli zdecyduje się wyjawić mi prawdę, jeśli ja zdecyduję się mu uwierzyć – to może albo nas zbudować, albo zniszczyć.

– Są twoje, Alayno.

– Co takiego?

Tego się nie spodziewałam.

– Kupiłem je dla ciebie. Oprócz szczoteczek. Szczoteczki kupuje mi moja gospodyni, żebym zawsze miał zapas na podróż. Ubrania i kosmetyki są twoje.

Moje?

Nie, to niemożliwe.

Z trudem przełknęłam ślinę.

– Kiedy je kupiłeś?

Czyżby już wcześniej planował mnie zaprosić i się przygotował? Czy to jeszcze element naszego przedstawienia, którym próbowaliśmy przekonać jego matkę, że jesteśmy parą? Na wypadek gdyby ktoś zajrzał mu do szafy?

– Wczoraj wieczorem, po wyjściu z klubu.

Wczoraj wieczorem.

– Ale była już prawie ósma.

Opuścił Sky Launch, kiedy ja miałam zacząć zmianę. To niewykonalne, żeby w tak krótkim czasie cokolwiek zorganizować.

– Ale jak…

– Wiem, jak to wygląda – przerwał mi. – Pewnie wciąż jest metka, gdybyś… – Sięgnął do kołnierza szlafroka i wyjął metkę. – Widzisz?

Wyciągnął ją w moją stronę. Pod rozmiarem widniała cena – dość ekstrawagancka jak na szlafrok. Zerknęłam jeszcze raz na kosmetyki. Buteleczki były pełne, zupełnie nieużywane. Nie zauważyłam tego w ferworze emocji. Wciąż jednak miałam wiele pytań.

– Dlaczego? Jak…?

– Dlaczego? Ponieważ wiedziałem, że dzisiaj nie będziesz miała co włożyć, a nie chciałem, żebyś przeżywała w moim domu jakiś „marsz wstydu”. Poza tym doszedłem do wniosku, że będziesz chciała zmyć ten klubowy makijaż i trochę się odświeżyć. A jeśli chodzi o to, w jaki sposób… Mam od tego ludzi.

– Masz ludzi. – Przeczesałam palcami włosy.

Napięcie w moich ramionach powoli ustępowało, w miarę jak przetwarzałam to, co mi powiedział. Zostawił mnie w pracy, a potem rozpoczął przygotowania. Bo zawsze był przygotowany. Odwołał poranne spotkania w pracy. Zorganizował dla mnie ubrania. Mimo późnej godziny był w stanie jeszcze coś załatwić. Bo miał od tego ludzi.

– Mirabelle? – zapytałam.

Siostra Hudsona, Mira, była właścicielką butiku. Znała moje wymiary, wiedziała, w czym wyglądałabym dobrze.

– Tak – przytaknął, przechylając głowę. – I inni.

„Inni”, pewnie tacy jak ci, którym polecił wypranie i dostarczenie mi w ciągu kilku godzin mojej bielizny, kiedy któregoś razu zostawiłam ją w jego biurze. Tacy jak Jordan, który w każdej chwili był gotowy dokądś mnie podwieźć albo skądś odebrać. Tak. Wiedziałam, że pracują dla niego „inni”.

– Och. – W momencie, w którym udało mi się złożyć w całość elementy układanki, ogarnęła mnie mieszanina uczuć.

Poczułam ulgę, że moja zazdrość okazała się bezpodstawna, i zachwyt, że z takim namysłem Hudson przygotował wszystko na moją wizytę. Poza tym poczułam wzruszenie – chciał, żeby nasz związek się udał. Bo czyż takie przygotowania nie świadczą o chęci pokazania szczerych i dobrych zamiarów? Po chwili jednak zrobiło mi się głupio i niezręcznie. I strasznie wstyd. Zareagowałam przesadnie i chociaż nie wariowałam tak, jak to się wiele razy zdarzało w przeszłości, i tak czułam w sobie ziarno tamtego szaleństwa. To mnie przeraziło. A jeszcze bardziej – że Hudson też je zobaczył.

Opuściłam wzrok na dłonie, którymi nerwowo skręcałam pasek szlafroka.

– Fajnie mieć ludzi – wymamrotałam. – Też bym chciała.

Głupie, bezsensowne słowa. Tylko to byłam w stanie z siebie wydusić.

Hudson uniósł delikatnie moją brodę, żebym spojrzała mu w oczy.

– Pragnę cię.

Wyraz jego twarzy… Mój wybuch w ogóle nie zrobił na nim wrażenia. Innych mężczyzn odstraszały nagłe oskarżenia. A Hudson? Nie tylko nie było w nim śladu przerażenia. Wręcz zdawał się mnie pożądać. Jakby moja paranoja była czymś podniecającym.

– Masz mnie – szepnęłam.

Hudson wyjął mi z rąk pasek szlafroka i rozplątał supeł.

– Chcę cię mieć teraz.

Chwycił moje piersi, zaczął je pieścić i drażnić kciukami sutki.

– Och, chcesz mnie. Pragniesz.

– Mhm.

Odwrócił mnie tak, że plecami opierałam się o krawędź stołu. Popchnął mnie w dół i wylądowałam twardo na blacie. Przez głowę przemknęłam mi myśl, że musimy uważać, bo zaraz rozleję kawę i rozbiję kosmetyki.

– I to natychmiast.

Pieprzyć kawę. Niech się rozlewa.

Hudson przesunął mnie tak, że leżałam na krawędzi stołu, i zepchnął buteleczki na bok. Leżałam przed nim rozłożona, rozchylony szlafrok odsłaniał większość moich intymnych partii. Wzrok Hudsona stał się mroczny, gdy powoli wodził dłońmi wzdłuż mojego ciała, od brzucha po piersi i z powrotem. Po chwili ręce zsunęły się niżej – do źródła mojej żądzy.

– Mógłbym patrzeć na twoją cipkę cały dzień.

Jego palce wślizgnęły się pomiędzy moje fałdki i okrążyły wejście.

– Czy przypadkiem nie powinieneś teraz gdzieś być?

Mój głos nie brzmiał jak mój. Był zachrypnięty, zdesperowany, pełen potrzeby. A poza tym – co ja, do diabła, wyprawiałam? Wcale nie chciałam, żeby już wychodził. I nie chciałam, żeby przestawał. Boże, proszę, niech on nie przestaje!

– Powinienem. Dlatego musimy się pospieszyć – powiedział i zaczął rozpinać spodnie. – Ale nie wyjdę bez pieprzenia na dzień dobry.

Westchnęłam głośno w oczekiwaniu. Podparłam się na łokciach i patrzyłam, jak Hudson opuszcza spodnie i majtki na tyle, żeby uwolnić swojego sztywnego penisa. To był widok, który nie mógł mi się znudzić. I był cały mój, tylko mój.

Nagle do głowy przyszło mi kolejne zmartwienie.

– Twoja gosposia nie wpadnie nagle do mieszkania, prawda?

– Przychodzi zawsze we wtorki i piątki, a – o ile się nie mylę – mamy środę.

Chwycił mnie za kostki i zgiął moje nogi.

– A zresztą, nawet gdyby weszła, przejęłabyś się tym?

Pchnął.

– Nie – wysapałam.

W tamtym momencie nie obchodziło mnie nic poza mężczyzną przede mną. Mężczyzną we mnie. Mężczyzną, który mnie chciał. W swoim domu i w swoim łóżku. Chciał mnie w swoim życiu mimo moich wad.

Hudson wsuwał się we mnie i wycofywał, solidny kuchenny stół cały się trząsł od jego pchnięć. Nabrał gwałtownego tempa, chyba mówił poważnie, że musi się spieszyć. Mogłam być pewna, że dojdzie szybko. Jeszcze mocniej zacisnął uchwyt na moich kostkach i przycisnął mi zgięte kolana do klatki piersiowej. Dzięki temu mógł wejść we mnie jeszcze głębiej.

– Dotknij się, skarbie – wydyszał, przerywając z wyraźnym trudem. – Dojdźmy razem.

Bez wahania zaczęłam masować łechtaczkę, dorównując Hudsonowi tempem. Robiłam to już wcześniej – oglądał, jak zabawiam się ze sobą dla jego przyjemności. Bardzo go to nakręcało, sądząc po tym, jak szybko potem osiągał szczyt. Mnie zresztą też. Nie było nic gorętszego, niż widzieć na jego twarzy rozkosz i czuć jego rosnące podniecenie, kiedy wiłam się i jęczałam pod własnym dotykiem. Wkrótce poczułam skurcze, raz po raz zaciskałam się na nim.

– To jest to, Alayno. – Wykrzywił twarz. – O, szlag… To jest… to… – powiedział łamiącym się głosem i doszedł, wsuwając się we mnie głęboko.

Moja ręka opadła bezwładnie na stół, ciało miałam odrętwiałe.

– I jak było? – zapytał, wyjmując członek.

Doskonale znał odpowiedź. Zboczeniec chciał usłyszeć, jak mówię to na głos.

– Możesz pieprzyć mnie na dzień dobry, kiedy tylko zechcesz – uśmiechnęłam się.

– Mógłbym to robić każdego ranka.

Hudson sięgnął za siebie po papierowy ręcznik, a ja udawałam, że nie odczytuję z tego stwierdzenia miliona znaczeń. Wytarł się i włożył z powrotem spodnie. Uniósł brwi i wykonał gest w moją stronę. Przez moment pomyślałam, że może wie, co mi chodzi po głowie – że spędzanie z nim każdego poranka oznaczałoby mieszkanie z nim, że to przecież za wcześnie. Do tej pory nigdy nie uznałam, że na coś w związku może być za wcześnie. Byłam maniakalną wariatką i nie można było się ode mnie uwolnić. A teraz nie wiedziałam, jak poradzić sobie z taką propozycją. W końcu jednak zorientowałam się, że Hudson po prostu pyta, czy ja też nie potrzebuję ręcznika.

– Wskoczę pod prysznic. – Cholera, przecież nie powiedział, że mogę zostać. – Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko – dodałam.

Czy to było z mojej strony nie na miejscu – pytanie, czy mogę siedzieć wygodnie w jego mieszkaniu, podczas gdy on będzie w pracy? Bo aż do tej chwili to właśnie miałam w planach.

Hudson wyciągnął do mnie rękę, żeby pomóc mi zejść ze stołu. Okrył mnie szlafrokiem i zawiązał pasek.

– Absolutnie nie mam nic przeciwko. Chcę, żebyś została. Miałem nadzieję, że też zechcesz.

Co oznaczało mniej więcej tyle, że w łazience znajdę również damski szampon i odżywkę do włosów.

Telefon Hudsona zawibrował, a on wyjął go z kieszeni marynarki, żeby odczytać wiadomość.

– Mój kierowca już czeka. Zdaje się, że wykorzystałem czas, który planowałem przeznaczyć na oprowadzanie cię po apartamencie.

– Ups… – Wzruszyłam ramionami.

– Będziesz musiała pozwiedzać sama – powiedział i zaczął myć ręce w zlewie.

– Pozwalasz mi tu węszyć? Chyba nie rozumiesz jednej rzeczy – jestem szpiclem.

– Nie wątpię – zaśmiał się. – Ale nie mam nic do ukrycia. Myszkuj do woli. Skorzystaj z siłowni. Zdrzemnij się. W lodówce jest jedzenie. Bierz, co zechcesz. Pracujesz od dwudziestej?

– Tak.

Przestało mnie już zaskakiwać, że Hudson tak dokładnie zna mój grafik. Przywykłam. To akurat było coś, co sama miałam w zwyczaju – zapamiętywałam rozkład zajęć faceta, właściwie to wyszukiwałam wszelkie szczegóły z jego życia. W pewnym sensie fajnie było choć raz znaleźć się po drugiej stronie.

– Dobrze. Postaram się wrócić do domu przed osiemnastą.

Do domu. Powiedział to w taki sposób, jakby to było nasze wspólne miejsce. Znów poczułam ukłucie lęku w klatce piersiowej.

– Zjemy razem kolację, zanim wyjdziesz.

– Mam nadzieję, że to nie ja mam ją ugotować?

– Nie wygłupiaj się. Kucharz się tym zajmie.

Skinęłam głową. Na myśl o luzie, z jakim Hudson podchodzi do naszego związku, poczułam łaskotanie w brzuchu.

– Aha, i książki do biblioteki powinny dzisiaj dotrzeć. Tutaj jest domofon – wskazał na ścianę obok włącznika światła. – Drugi w korytarzu przy windach i jeszcze trzeci – w sypialni. Kiedy zadzwoni ochrona, możesz potwierdzić dostawę i wtedy ochroniarz ich wpuści.

– Jasne.

Ufać mi w kwestii domofonów i ochrony… z minuty na minutę sprawa stawała się poważniejsza.

– Zaraz, zaraz… Powiedziałeś „książki”?

– Tak, zamówiłem kilka. Sama stwierdziłaś, że biblioteka to twoje ulubione miejsce w tym domu.

– A, tak. Racja.

To był element naszego teatrzyku dla matki Hudsona. Nie wierzyła, że kiedykolwiek byłam w jego apartamencie. I słusznie – bo nie byłam. Żeby mnie zagiąć, zapytała o mój ulubiony zakątek w tym mieszkaniu. Odpowiedziałam, że biblioteka. Dla mnie jako zagorzałej czytelniczki był to oczywisty wybór. Nie omieszkałam zwierzyć się Sophii z mojej miłości do książek. Tyle że w bibliotece Hudsona nie było żadnych książek… Przynajmniej wtedy.

– Wciąż czuję się trochę wyrolowana. A kiedy zdążyłeś to zrobić?

Tamta rozmowa odbyła się w niedzielę, podczas naszej wizyty w Hamptons, u jego rodziców. W dniu, w którym po raz pierwszy powiedziałam na głos, że się zakochuję. I dzień przed tym, jak Hudson zostawił mnie samą ze swoją rodziną i poleciał na pilne spotkanie biznesowe, żeby ratować przed sprzedażą jedną ze swoich spółek, Plexis.

– W poniedziałek wieczorem, kiedy nocowałem w hotelu. Po transakcji z Plexis.

W jego głosie można było wyczuć nutkę rozczarowania, kiedy wymawiał nazwę swojego przedsiębiorstwa. Nagle mnie również zrobiło się przykro.

– Co się stało?

Chciałam powiedzieć, że nic, lecz w głowie wciąż odbijała mi się echem mantra, by mówić na głos o swoich obawach.

– To głupie. Ale byłam przekonana, że nie zadzwoniłeś do mnie, bo nie miałeś czasu. A okazuje się, że miałeś.

Hudson napisał mi wtedy tylko krótki SMS. Nie odzywał się do mnie ponad dobę. Myślałam, że między nami koniec. Byłam zrozpaczona. A teraz dowiaduję się, że zamiast do mnie zadzwonić, zamawiał sobie książki?

– Tak jak mówiłam, to głupie.

Hudson przyciągnął mnie do siebie i objął.

– Starałem się nie być z tobą. Jednak w nocy nie zmrużyłem oka, bo cały czas o tobie myślałem. – Pocałował mnie w czoło, gdy zmarszczyłam brwi. – Powiedz mi, co się dzieje tam w środku?

– To tylko…

Jak miałam opisać lawinę emocji, które targały mną tamtego ranka? Szczególnie ten rosnący strach, że wszystko, co wydawało się zbyt piękne, by było prawdziwe, zazwyczaj okazywało się nieprawdziwe. Wzięłam drżący wdech.

– Hudson, zrobiłeś zwrot o 180 stopni, jeśli chodzi o mnie i ciebie. Jeszcze przed chwilą tak ci zależało, żeby łączył nas tylko seks. A teraz... kim ty jesteś?

Przestraszyłam się. Zaczęłam wątpić w szczerość jego uczuć. Zastanawiałam się, czy aby na pewno się mną nie bawił.

Hudson wziął moją twarz w obie dłonie i utkwił we mnie swoje intensywnie szare spojrzenie.

– Nie rób tego.

Otworzył szerzej oczy, upewniając się, czy go słucham.

Słuchałam.

– Jestem tym samym człowiekiem, Alayno. Człowiekiem, który realizuje wszystkie swoje plany i poświęca się im bez reszty. Powiedziałem sobie, że nie mogę cię mieć, więc nie pozwoliłem sobie nawet spróbować.

– Ale teraz sobie pozwoliłeś.

Powiedziałam to jak stwierdzenie, ale w rzeczywistości zadałam pytanie.

– Tak. I będę realizował ten plan z takim samym poświęceniem jak każdy inny. A nawet z większym. Ponieważ ten plan to ugoda.

Przycisnął swoje czoło do mojego.

– To jest plan, od którego powinienem był zacząć.

Poczułam ucisk w gardle.

– Plan z większym potencjałem korzyści. Niezbadanych, niezgłębionych korzyści.

Rozchylił wargi i pochylił się, żeby mnie pocałować. To był słodki i łagodny pocałunek, który trwał zdecydowanie zbyt krótko.

– Muszę iść. Zostawmy resztę na później.

– Zawsze.

Odprowadziłam go do przedsionka. Hudson wyjął z szafy teczkę i zanim wszedł do windy, jeszcze raz pocałował mnie w czoło. Staliśmy wpatrzeni w siebie, dopóki nie zamknęły się drzwi kabiny.

Gdy tylko odjechał, oparłam się ciężko o ścianę w holu. O mój Boże, czy to się dzieje naprawdę? Naprawdę miałam się rozgościć w apartamencie mojego chłopaka – milionera? Czułam się jak Kopciuszek. Albo Julia Roberts w Pretty Woman. Czy Hudson naprawdę chciał mnie w swoim życiu, czy ja już do reszty zwariowałam? Zwariowałam. Ze szczęścia.

Z piskiem popędziłam do salonu i rzuciłam się na sofę. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie upojny poranek. Pobudkę w łóżku Hudsona, gorący seks na kuchennym stole… Jednak tym, na czym skupiłam się najbardziej, były jego słowa.

„Chciałbym cię pieprzyć na dzień dobry każdego ranka”.

„Będę w domu przed osiemnastą”.

„Nie mogłem przestać o tobie myśleć”.

„Niezbadany potencjał”.

Po kilku minutach uśmiechania się tak szeroko, że rozbolały mnie policzki, w moje myśli znów zaczęły się wdzierać wątpliwości. Jak zwykle. Czy to naprawdę było możliwe, żeby Hudson całkowicie się zmienił w ciągu zaledwie jednej nocy? Może nawet nie był świadomy tego, co robi, i bezwiednie manipulował mną i moimi emocjami? A może – tak jak ja – kompletnie nie wiedział, „jak się robi związek”, i zachowywał się tak, jak myślał, że powinien. Mimo że to oznaczało pośpiech. Ale możliwe też, że to wszystko było całkiem szczere. Bo ja na przykład zupełnie na serio czułam do niego te wszystkie rzeczy. Chciałam być z nim każdego dnia, cały czas. Byłam gotowa na tego rodzaju poświęcenie i zaangażowanie, chociaż nie powiedziałabym tego jeszcze dwa dni temu.

Ale ja to ja. Rzucałam się w wir, zbyt szybko się przywiązywałam. Ale może z Hudsonem było podobnie?

Usiadłam i rozejrzałam się po pokoju. Poważnie mówiłam, że jestem szpiegiem, i normalnie od razu zaczęłabym niuchać. Jednak tym razem nie czułam takiej potrzeby. Marzyłam za to o orzeźwiającym prysznicu. Lepiłam się jeszcze po poprzednim wieczorze, nie wspominając o poranku.

Wróciłam do głównej sypialni. Po drodze spostrzegłam zamknięte drzwi, prowadzące zapewne do biblioteki oraz drugiej sypialni. Weszłam do garderoby, z której Hudson przyniósł mi szlafrok. Była prawie pusta. Na jednym wieszaku wisiało kilka sukienek, które nadawałyby się do klubu, kilka par szortów, jeansów i spodni dresowych, kilka koszulek. Jedna z szuflad była do połowy otwarta, więc wysunęłam ją do końca i odkryłam majtki i staniki. Był tam też peniuar. Już wiedziałam, w czym Hudson chciałby mnie widzieć wieczorem. Westchnęłam uradowana i ruszyłam do łazienki. Tym razem nie ominęłam zamkniętych drzwi, które dostrzegłam po drodze. Zerknęłam do środka. Okazało się, że była za nimi kolejna garderoba – wypełniona ubraniami Hudsona. Weszłam i przesunęłam dłonią po wiszących w równym rzędzie garniturach. W jakiś absurdalny sposób cieszyłam się widokiem tych ciuchów. Wydawało mi się to tak osobiste, tak intymne. Jakbym, będąc wewnątrz jego szafy, znajdowała się w środku jego życia. Odwróciłam się powoli, pławiąc się w tej metaforze. Czułam ciepło. Czułam się całkowicie na swoim miejscu.

Wzięłam długi, gorący prysznic. W moim mieszkaniu już dawno skończyłaby się ciepła woda, zanim wreszcie wyszłam z luksusowej kabiny Hudsona. Otuliłam się ręcznikiem, a na włosach zawinęłam turban i wyszłam z łazienki, żeby wybrać jakieś ubrania z mojej szafy.

Mojej szafy.

Lecz kiedy znalazłam się w sypialni, usłyszałam dochodzące z głównej części apartamentu głosy i stukanie obcasów o marmurową podłogę w przedpokoju. To nie mogła być gospodyni. Po pierwsze, nie pracowała tego dnia i byłaby sama. Po drugie, raczej nie włożyłaby szpilek. Może Hudson zapomniał mi o czymś powiedzieć. Na przykład, że jego matka wpada w odwiedziny. Boże, czy właśnie ona zniszczy mi ten dzień? Przygryzłam wargę. Telefon zostawiłam w torebce, która z kolei leżała w salonie, więc nie miałam jak zadzwonić do Hudsona albo napisać do niego z pytaniem, czy się kogoś spodziewa. Łypnęłam na interkom. Zadzwonić po ochronę? Ktokolwiek to był, najwidoczniej nie miał problemu z ochroniarzami na dole. I ktokolwiek to był – miał klucze. A sądząc po wysokim głosie i obcasach, była to kobieta.

Przylgnęłam plecami do ściany i wychyliłam się zza framugi, żeby spojrzeć na korytarz. Stała do mnie tyłem. Miała na sobie jasnoniebieską letnią sukienkę i kierowała mężczyzn z pudłami w stronę biblioteki. Zdradziły ją blond włosy, związane w luźny kok na karku.

To była kobieta, z którą Hudson dorastał. Utrzymywał, że był ojcem jej dziecka, choć nie był. Z którą zgodnie z życzeniem matki miał się ożenić.

To była Celia Werner.

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Karta redakcyjna

TYTUŁ ORYGINAŁU: Found in You

Redaktor prowadząca: Beata Piecychna

Redakcja: Anna Gumowska

Korekta: Justyna Tomas

Zdjęcie na okładce: Tom Barnes & Gennifer Albin

Projekt graficzny okładki: Łukasz Werpachowski

Skład: [email protected]

© 2013 by Laurelin Paige

All rights reserved, including the right to reproduce this book or portions thereof in any form whatsoever.

Copyright © 2016 for Polish edition by Wydawnictwo Kobiece, an imprint of ILLUMINATIO Łukasz Kierus

Copyright © for Polish translation by Monika Pianowska

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2016

ISBN 978-83-65170-18-7

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

www.wydawnictwokobiece.pl

Wydawnictwo Kobiece E-mail: [email protected] Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stroniewww.wydawnictwokobiece.pl

Plik opracował i przygotował Woblink

www.woblink.com