Odrodzenie. Slay Quartet. Tom 4 - Laurelin Paige - ebook + audiobook
BESTSELLER

Odrodzenie. Slay Quartet. Tom 4 ebook i audiobook

Laurelin Paige

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Już nie była jego ptaszyną. Stała się feniksem, który odrodził się z popiołów.

Celia i Edward pokonali wspólnie wiele przeszkód. Choć to, co połączyło ich na początku, było podszyte mrocznymi intencjami, teraz ich relacja stała się naprawdę głęboka. Wspólnie dokonana zemsta okazał się dokładnie tak słodka, jak sądzili, ale jej niszczycielska moc zwróciła się również przeciw nim. Teraz, kiedy wszystkie krzywdy zostały już odpłacone, mogą skupić się na sobie. Chyba że zostało coś jeszcze, co nie pozwala zaznać spokoju.

Celia jest nową osobą. Otrzymała szansę, by otworzyć się na miłość. Jednak Edward od tak dawna żyje przeszłością, że nie wie, czy potrafi w końcu zostawić ją za sobą. Będzie musiał podjąć najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. Czy tym dwojgu poturbowanym przez los ludziom uda się zbudować rodzinę, jakiej nigdy nie mieli?

Stawka jest niewiarygodnie wysoka. Czy diabeł odnajdzie w sobie dość siły, aby okazać słabość?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 324

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 55 min

Lektor: Laurelin Paige
Oceny
4,7 (226 ocen)
168
42
13
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jagonia1975

Nie oderwiesz się od lektury

fantastyczny, zamykający wszystkie wątki happy and Ciężko było mi "sięgnąć" po Celię, ale uwierzcie mi- warto.
20
agusna

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
zysa1

Nie oderwiesz się od lektury

Cała seria rewelacyjna 🤩🤩🤩
00
czarna2707

Nie oderwiesz się od lektury

Najgorsza z serii i mniej mroczna
00
ursa29

Nie oderwiesz się od lektury

polecam wszystkie cztery tomy
00

Popularność




Dla Amy „Vox” Libris, która zawsze mi powtarza, że moje słowa są błogosławieństwem, zwłaszcza wtedy, kiedy się boję,

Prolog

Celia

Na pięć miesięcy przed końcem Zemsty (#3)

Edward objął mnie od tyłu, czym utrudnił mi próbę zawiązania paska od szlafroka.

– Jak na kogoś, kto spędził większą część tygodnia na wyspie rozkoszy, okropnie się do mnie kleisz. – Przechyliłam głowę, żeby go zachęcić do wtulenia się w moją szyję.

Skubnął zębami odsłoniętą skórę.

– Tydzień w tyglu seksu, a ja sypiałem samotnie w swojej chacie. Lepiej mi uwierz, że wróciłem wygłodniały.

– No to bierz szybko prysznic, żeby móc się mną zająć.

– Na pewno nie dołączysz?

Był już prawie nagi, zostawił tylko bokserki, a ciepło jego skóry w połączeniu z twardością ciała sprawiało, że w dole mojego brzucha kłębiło się pożądanie.

Miałam jednak w głowie mętlik i potrzebowałam kilku minut na uporządkowanie go, zanim całkowicie się zatracę w rozpuście.

– Jeśli do ciebie dołączę, nie zdołasz się umyć – powiedziałam, by zachęcić go do działania obietnicą tego, co nastąpi potem.

– Jest to bardzo prawdopodobne, ptaszynko. – Odwrócił mnie ku sobie i pocałował namiętnie, składając mi własne przyrzeczenie, a następnie odsunął się gwałtownie. – Pospieszę się.

– Będę tutaj.

Podeszłam do umywalki, by przystąpić do cowieczornego rytuału demakijażu i nakładania kosmetyków nawilżających. Przyglądałam się w lustrze mężowi, który ściągnął bieliznę i wszedł do przeszklonej kabiny prysznicowej. Jego widok był ucztą dla oczu i podziwiałam go z całą uwagą do chwili, gdy wir moich myśli zaczął mnie wciągać i w końcu mu uległam.

Edward powiedział, że wrócił wygłodniały. Zważywszy na to, jak wysoce cenił szczerość, czułam się niemal dziwnie, słysząc kłamstwo w jego oświadczeniu. Nie należało bynajmniej do jawnych kłamstw, a powody nim kierujące nie były dla mnie niezrozumiałe. Kłamał dla mnie. Przydawał tej wyprawie romantyzmu. Nie chciał, abym musiała się zastanawiać nad tym, dlaczego tam kiedyś bywał, o zboczeniach, z którymi musiał się tam stykać. Nie chciał, żebym musiała wspominać wuja Rona i chore czyny, jakim jemu podobni się oddawali.

I chociaż byłam Edwardowi wdzięczna za jego pragnienie chronienia mnie, tarcza działała tylko na powierzchni. Zwalniała mnie z obowiązku rozmowy o tym. Mogłam unikać pytań, które napierały na krawędzie mego umysłu niczym rozgrzane żelazko i chciały rozprasować zmarszczki wyobraźni równie okropne jak rzeczywistość.

Unikanie rozmowy na ten temat oznaczało jednak, że te zjadliwe myśli pozostaną we mnie niczym nasiona sumaka jadowitego, które wykiełkują, kiedy upadną na odpowiedni grunt.

Trudno jest się pozbyć starych zwyczajów, więc instynktownie chciałam, by ten grunt był jałowy. Pragnęłam się zamknąć. Popaść w odrętwienie. Pracowałam nad tym, co wuj mi zrobił, ale mimo że przycinałam i wyrywałam wspomnienia, nie mogłam pozbyć się ich całkowicie. Ich nasionka pozostawały we mnie i kiełkowały nieoczekiwanie w słońcu, a mną wstrząsała chęć, by się wycofać.

Reakcja „uciekaj albo walcz” to zabawne zjawisko. Większość ludzi, którzy mnie znali, stwierdziłaby bez zająknienia, że jestem wojowniczką w każdym przypadku. I ja bym się tak określiła w czasach przed Edwardem. Co za ironia, że to on pokazał mi błąd w tym założeniu, bo przecież tak często zmuszał mnie do walki. Bez wątpienia poradziłam sobie z wieloma zagrożeniami, wystawiając rogi i uciekając się do ciętych wypowiedzi.

Prawda zaś wyglądała tak, że jeśli zagrożenie było poważne, jeżeli niosło duże pokłady emocjonalnego bólu, w ogóle nie walczyłam. Uciekałam. Jak ptaszek, którego Edward od zawsze we mnie widział, porzucałam czucie i wznosiłam się ku szaremu niebu odrętwienia. Nabyłam tę umiejętność – nie osiągnęłam w niej perfekcji samodzielnie. Nadal pamiętałam dokładnie dzień, w którym błagałam przyjaciela, by stał się moim mentorem, w którym rosnący we mnie chłopczyk postanowił przyjść na świat o wiele za wcześnie. Wtedy ciąża trwała już prawie dwadzieścia tygodni. Jeden dzień później, a urodziłabym martwe dziecko, a nie poroniła płód. Określenie nie ma znaczenia, bo rezultat i tak był taki sam – moje niegdyś pełne życia łono opustoszało i w tym momencie wypełnił mnie ból.

„Naucz mnie, Hudsonie – powiedziałam, gdy po wybudzeniu się z przygnębiającego snu zobaczyłam przy sobie Hudsona. Nie mogłam znieść nawet igły od kroplówki wbitej w grzbiet dłoni, a jego gry, zwane przez niego eksperymentami, przywoływały mnie niczym szeptane obietnice magicznego uzdrowienia. – Eksperymentuj ze mną”.

„Słucham? Dlaczego chcesz, żebym…? Już nie przeprowadzam eksperymentów na ludziach, których znam”.

„Nie przeprowadzaj eksperymentów na mnie – poprawiłam go. – Tylko ze mną. Chcę się dowiedzieć, jak to robisz. Ucz mnie”.

„Nie. To absurd”.

„Proszę”. Błagałam go nie tylko słowami. Przysuwałam się do niego całym ciałem, jakby był moim mesjaszem. Jedynym, który zdoła mnie uwolnić od cierpienia.

„Nie”. Mimo to ściągnął brwi, jakby to rozważał. „Dlaczego?”

„Bo chcę taka być”.

„Jaka?”

„Jak ktoś wyzuty z uczuć”.

Zlitował się nade mną i mnie uczył. I to tak skutecznie, że nie-czucie stało się moją drugą naturą. I nawet po tym, jak Edward założył mi niewidzialną obrożę i zmusił, żebym stała mocno na nogach, nawet wtedy, gdy ból stawał się zbyt silny, odruch wciąż się we mnie odzywał, a ja musiałam oddychać głęboko i się skupiać, żeby nie zacząć szarpać smyczy i tęsknić za szarym niebem odrętwienia.

Dzisiaj to pragnienie było szczególnie silne, stanowiło nasilającą się melodię przewodnią dudniącą w moich tętnicach, jakby chciało zatopić mnóstwo wspomnień związanych z tym, jak Ron mnie szykował. Wspomnień dotyczących huśtawki, kąpieli, pierwszych orgazmów. Uwagi nieznajomych, ich oczu, dłoni, ust. Odrazy i niedowierzania malujących się na twarzy ojca, kiedy próbowałam mu powiedzieć. Zatrzepotałam skrzydłami. Wiatr mnie wzywał.

Głęboki wdech.

I wydech.

Poczuj tę emocję, znajdź kotwicę, zostań na ziemi.

Wyrzuciłam brudny mokry wacik i instynktownie przyłożyłam dłonie do brzucha, by mieć pewność, że oddycham głęboko, z przepony. Ból przychodził do mnie jak fala przypływu na suchym skrawku lądu, ale zaczął się powoli cofać, a na brzegu zostało niedawno poznane pragnienie, by zastąpić jedną emocję inną. Pełnię cierpienia pełnią radości.

Chciałam mieć dziecko.

Edward się na nie zgodzi, ale wyłącznie na swoich warunkach, a ja na te warunki nie mogę przystać. Żywił zbyt głębokie przeświadczenie, że aby uwolnić mnie spod brzemienia smutku, trzeba zrównoważyć karmę. Przypuszczałam, że w pewnym sensie podzielałam jego przekonanie, za to inaczej sobie wyobrażaliśmy dochodzenie do równowagi. On chciał, aby ludzie, którzy w przeszłości mnie skrzywdzili, cierpieli z powodu swoich grzechów. Ja natomiast chciałam patrzeć przed siebie i zastąpić ból przeszłości szczęściem przyszłości.

Jeszcze się o to pokłócimy. Obiecał mi to. Po tym, jak się rozprawi z Ronem, a to nastąpi szybko, jeśli wszystko dobrze pójdzie. Tyle że Edward gra nieczysto. Uprawia nieczystą grę i zawsze wygrywa, więc tym razem obiecałam sobie, że odpowiem na to równie nieczystym zagraniem. Naprawdę widziałam w tym akt miłości. Potrzebował, bym rzuciła mu wyzwanie, a ja chciałam to zrobić.

Dlatego kiedy wyszedł spod prysznica i owinął się ręcznikiem, zastawiłam pułapkę.

– Umówiłeś na wtorek pielęgniarkę, która ma mi zrobić zastrzyk antykoncepcyjny, ale ja mam w tym samym czasie spotkanie ze sprzedawcą i nie mogę go przesunąć.

Edward pilnował moich zastrzyków od czasu, gdy zamieszkałam na Amelie i byłam jego więźniem. Teraz zajmował się wieloma moimi sprawami tak samo jak wtedy, bo to lubił, a i mnie sprawiało to przyjemność, dlatego nie poczyniłam automatycznego założenia, że tę konkretną kwestię nadal kontroluje ze względu na brak zaufania do mnie.

I miałam się o tym za chwilę przekonać.

– Nie ma sprawy. Poproszę Charlotte o zmianę terminu.

– Dziękuję.

Po chwili milczenia odwróciłam się do niego.

– Czy Charlotte mogłaby mnie umówić na badanie ginekologiczne? Powinnam sobie zrobić cytologię i tak dalej. Lekarz będzie mógł mi przy okazji zrobić zastrzyk.

Uniósł brew i przez ułamek sekundy wydawało mi się, że nabrał podejrzeń.

– Nawet się nie zorientowałem, że czas leci tak szybko. Ależ oczywiście, że musisz się badać raz w roku. Każę cię natychmiast umówić. Przepraszam, że sam o tym nie pomyślałem.

Odwróciłam się znowu twarzą do lustra i uśmiechnęłam się do jego odbicia.

– Zrobiłbyś to – zapewniłam go. – Nie biczuj się tak. Pozwól mi się cieszyć tym rzadkim zwycięstwem, że pomyślałam o czymś jako pierwsza.

Znowu mnie objął, a zapach jego żelu do mycia ciała sprawił, że kolana się pode mną ugięły.

– Tak. Ciesz się zwycięstwem. Wiem, jak bardzo potrzebujesz tych chwil.

Podobało mi się, że potrafił się z siebie śmiać, i zachichotałam razem z nim, mimo że cieszyłam się z zupełnie innego powodu. Bo chociaż zamierzałam się udać do lekarza, wiedziałam, że zmiana zakresu badania znacząco ułatwi zatuszowanie tego, że nie zamierzałam przyjąć zastrzyku.

Zdobędę dziecko tak samo, jak Edward swoją zemstę. I zrobię to na własnych warunkach. Żadna przeszkoda nie okaże się zbyt wielka do pokonania, nawet jeżeli będzie nią mój mąż. Wiedziałam, że gdy zajdę w ciążę, Edward zmieni zdanie. Zniszczę go tak, jak on zniszczył mnie, i dzięki temu oboje staniemy się lepsi.

Gdy tym razem spojrzałam mu w oczy w lustrzanym odbiciu, poczułam odmienną chęć zerwania się do lotu, jakbym rozkładała skrzydła, szykując się do podążania ku czemuś, a nie do ucieczki. Niebo nade mną nie było poszarzałe ani apatyczne, tylko słoneczne i bezchmurne. Już nie byłam ptaszynką Edwarda. Stałam się Feniksem, który odrodził się z popiołów.

1

Edward

Ręka kogoś w garniturze przytrzymała drzwi windy, gdy się do niej zbliżałem.

– Dziękuję – powiedziałem z wdzięcznością, wsiadając do zatłoczonej kabiny, zanim zdążyłem się zorientować, kim jest ten usłużny mężczyzna. – Ach, Pierce. Edward Fasbender. Miło mi, że możemy się wreszcie spotkać.

Podałem rękę Hudsonowi Pierce’owi, prezesowi Pierce Industries. Widzieliśmy się już kilka razy przelotnie, może nawet raz lub dwa uścisnęliśmy sobie dłonie, ale nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy. A mieliśmy sporo do obgadania i dlatego właśnie umówiłem się z nim na szesnastą.

Zerknąłem dyskretnie na zegarek. Czyżbym dotarł za wcześnie?

Piętnasta czterdzieści siedem. Może wracał z lunchu.

Hudson z uśmiechem przyjął moją dłoń, chociaż oczy mu nie poweselały. Niekoniecznie z tego powodu, że był zimny, lecz dlatego, że się pilnował. Ludzie zajmujący takie stanowiska muszą się tak zachowywać, żeby przeżyć w brutalnym środowisku, w jakim funkcjonują. Przypuszczam, że miałem podobnie surowe oblicze.

– Również się cieszę z tej okazji – odparł. – Muszę jednak stwierdzić, że gdybym wiedział, że to dla ciebie trzymam windę, pozwoliłbym drzwiom się zamknąć. Zanimbyś dotarł na górę, zdążyłbym wejść do gabinetu i nie miałbyś pojęcia, jak późno przyszedłem dziś do biura.

Stoik, ale z umiejętnością śmiania się z siebie. Szanuję tę cechę u rywala, jeśli tym właśnie ma być. Miałem nadzieję to zweryfikować przed opuszczeniem jego biura.

– Mogę po drodze wstąpić do toalety, jeśli chcesz. I udawać, że cię nie widziałem.

– To nic nie da. Przecież i tak obaj będziemy znali prawdę. Muszę zaakceptować, że pierwsze wrażenie już wywarłem. Przepraszam na moment. – Wyciągnął komórkę i wybrał numer z początku listy, co sugerowało, że często do tego kogoś dzwonił. – Patricio, to ja. Jadę już na górę. Z Edwardem Fasbenderem. Czy możesz zadbać o świeżą kawę i… – Zerknął na mnie, uniósłszy brew. – I wodę na herbatę?

Pokręciłem głową.

– Może być kawa.

– Herbaty nie trzeba. Zaraz się zobaczymy.

Drzwi się otworzyły i połowa pasażerów wysiadła. Winda znów ruszyła.

– To nie było złe pierwsze wrażenie – oznajmiłem, gdy Hudson włożył telefon z powrotem do kieszeni i przesunął się na wolne miejsce. – Przytrzymałeś windę dla nieznajomego.

– Dziwię się, że miałem dość energii. – Twarz mu się rozluźniła i dostrzegłem wreszcie człowieka pod jego maską. Miał cienie pod oczami, powieki mu ciążyły. – Bliźniaki – rzucił w ramach wyjaśnienia. – Pojechałem na lunch do domu, w nadziei na drzemkę. Mają dopiero miesiąc i się nie wstrzeliłem. Chyba się jeszcze nie zdarzyło, żeby obaj spali równocześnie przez godzinę. To dlatego na twoją piątkową galę wysłałem brata. Ja mógłbym tam robić za zombie.

Nikt nie jest tak zmęczony jak rodzic noworodka. W przypadku Hagana i Genevieve oszczędzono mi tego. Bo byłem beznadziejnym ojcem, który zostawił wychowanie dzieci żonie i opiekunce. Żądanie Marion, bym sypiał w oddzielnym pokoju, tylko podtrzymało mój zdystansowany styl rodzicielski – płacz dziecka dobiegający z głośnika elektronicznej niańki nie zakłócał mojego snu.

Mimo to zmęczenie mnie nie omijało. Rozlewało się po domu jak zaraza. Dobrze je pamiętałem i teraz poczułem w ciele letarg, jakby za sprawą pamięci mięśni.

– Niewiele straciłeś. – Aukcję charytatywną urządziłem ze względu na Celię, żeby odwrócić jej myśli od prasowej wrzawy wokół aresztowania wuja, a także, by zaprezentować jej nazwisko w dobrym świetle. – Dostrzegłem Chandlera. Nie miałem okazji z nim porozmawiać, ale moja córka owszem. Przypuszczam, że była to raczej towarzyska pogawędka, a nie konkretna dyskusja.

– Znając mojego brata, też tak podejrzewam.

Nie miałem pewności co do swoich odczuć związanych z tym, że moja córka zgadała się z kimś z Pierce’ów, ale doszedłem do wniosku, że przynajmniej miała jakieś zajęcie. Hagan nalegał, żebym ją zabrał do Stanów w czasie naszej agresywnej akcji przeciw Werner Media, na co przystałem, choć niechętnie. Może Genevieve skupi się na tym chłopaku, zamiast próbować się angażować w coś, co finalnie przekształci się w podrzynanie gardeł.

– Co do braku snu, mogę sobie tylko wyobrażać, jak to jest. Gratuluję i współczuję – powiedziałem szczerze. – Moja żona jest w ciąży i umieram ze strachu przed nadchodzącym okresem permanentnego wyczerpania od momentu, gdy mnie poinformowała o swoim stanie. W tej chwili cieszę się, że w drodze jest tylko jedno dziecko. Chyba nie miałbym siły na więcej.

– Znajduje się ją, gdy jest potrzebna. Nawet jeśli oznacza to późne przybycie do biura w środę. – Wyprostował się, a z jego oblicza zniknęło zmęczenie, ukryte ponownie pod maską profesjonalizmu. – Przyjmijcie, proszę, moje gratulacje. Właśnie się dowiedziałem, że Celia spodziewa się dziecka.

Domyślałem się, jakie ta wiadomość miała znaczenie dla Hudsona. Przecież przy okazji pierwszej ciąży Celii wziął ojcostwo na siebie, by ukryć, że to jego ojciec zapłodnił moją żonę. Prawdopodobnie ulżyło mu, kiedy poroniła, bo zwolniła go ze zobowiązania, ale jeśli był porządnym człowiekiem – a tak przypuszczałem – prawdopodobnie miał wyrzuty sumienia w związku z tym, że w ten sposób odbierał tak bolesną dla Celii stratę.

Wieść, że znowu zaszła w ciążę, pewnie osłabiła to poczucie winy, jeśli go całkowicie nie usunęła.

Korzystniejsze dla negocjacji byłoby, gdyby jednak je odczuwał, ale nic już nie mogłem na to poradzić.

– Jest w czwartym miesiącu.

– Na pewno jest zachwycona.

– Oboje jesteśmy – skłamałem. Bo przecież właśnie należy mówić w takich okolicznościach. Nie do pomyślenia, żeby ktoś narzekał w związku z oczekiwaniem dziecka. A pokazanie komukolwiek, że inaczej to postrzegam, świadczyłoby o mojej słabości. Ludzie władzy nie mają niechcianych dzieci. Pozbywają się ich albo kobiet, które noszą je w łonie.

Prawdę mówiąc, nie chciałem się nikogo pozbywać.

Celia była moja na wieki, pomimo naszego sporu na temat ciąży.

I nie chodziło również o to, że nie chciałem jej dziecka. Mój sprzeciw budziła otoczka. Podstęp. Oszustwo. Sekrety, którymi nie chciała się podzielić. Nasze ogólnikowe rozmowy. Odrobina chłodu, która dzieliła co noc nasze ciała w łóżku w Park Hyatt.

Rozdźwięk w małżeństwie przenikał do każdego aspektu mojego życia. Z upływem tygodni stawałem się coraz bardziej złośliwy. Brutalny. Prowokujący. Ona przekonywała mnie do powrotu do Londynu zaraz po zakończeniu akcji charytatywnej. Ja upierałem się, by zostać w Stanach. Nie dawała mi tego, czego potrzebowałem, żeby kontynuować zemstę na przeszłości. Nie godziłem się zarzucić dążenia do tej zemsty. Chciała pozwolić, by firmę ojca poprowadził ktokolwiek, kogo Hudson Pierce wybierze. A ja pragnąłem zostać tym, kogo on wskaże.

Ona będzie miała swoje dziecko. Ja też powinienem dostać to, czego pragnę. I dążyłem do tego z determinacją.

Winda znów się zatrzymała, a gdy drzwi się zamknęły, w środku zostaliśmy tylko my dwaj. Napędzany myślami o Celii i niezgodą krążącą w moich żyłach, odwróciłem się do swojego potencjalnego wroga.

– Nie zamierzam marnować czasu, Hudsonie. Wiesz z moich e-maili, na czym mi zależy. Powierzenie mi firmy powinno być oczywistą decyzją.

Otworzył usta, ale je zamknął. Niemal widziałem, jak jego mózg intensywnie pracuje, być może zastanawiając się nad wymówką. Usiłował się zorientować, co wiem na temat jego większościowych udziałów.

Zdawał sobie sprawę z tego, że wiem, iż je posiada, i że Warren Werner nie ma o tym pojęcia. Wyraźnie go o tym poinformowałem w swojej korespondencji. Nie wyjawiłem tylko, że znam powód, dla którego je posiada. Byłem ciekaw, czy sam poruszy tę kwestię. Rzucanie oskarżeń pod adresem czyjejś żony wymaga odwagi, ale jest też nieczystym zagraniem. Jeżeli zdecyduje się ujawnić wypełnioną manipulacjami przeszłość Celii, będę pod wrażeniem. Zaimponuje mi też, jeśli postanowi nadal pomijać tę kwestię. Jakikolwiek jego wybór wiele mi o nim powie. Zorientuję się, kogo mam przeciwko sobie. I pomoże mi to przygotować broń.

– Mam wiele szacunku dla Warrena i firmy, którą kierował – odezwał się w końcu tonem, w którym nie było już swobody. Wszedł w tryb biznesmena. Skupionego i bystrego. – Dobrze byłoby widzieć, że Werner Media dalej podąża w tym kierunku. Rozumiem też pragnienie utrzymania firmy w rękach rodziny. Brakuje mi jednak pewności co do tego, czy kierujesz się szlachetnymi motywami.

Imponujące. Nie wspominając o Celii nawet słowem, zasugerował, jakie są jej intencje, i równocześnie zakwestionował moje intencje. Miał wprawę, to nie ulegało wątpliwości.

– W takim razie muszę się bardziej postarać przekonać cię do mojego biznesplanu. – Z tym nie miałem problemu. W naszej wymianie wiadomości przedstawiłem mu pięcio- i dziesięcioletni plan. Poprosił o dodanie kilku celów. Cześć z nich była zupełnie niedorzeczna, ale i tak je uwzględniłem. Plan był solidny.

To, czego Hudson potrzebował, będę musiał mu dać na boku. Za zamkniętymi drzwiami. I będzie to sprawa tylko między nami dwoma.

Drzwi windy się otworzyły. Poszedłem za nim korytarzem do recepcji ze ścianami z matowego szkła. Hudson się zatrzymał i przywitał z kobietą siedzącą za biurkiem.

– Kawa jeszcze się parzy – poinformowała go. – Zaraz ją przyniosę.

– Dziękuję, Patricio – Odwrócił się do mnie, dając mi znak, żebym szedł za nim. Pchnął masywne drewniane drzwi, za którymi znajdował się luksusowy gabinet. – Martwi mnie nie to, co zamierzasz zrobić z Werner Media – rzucił przez ramię. – Ale to, jak to wpłynie na Pierce Industries.

Zamiast zaprowadzić mnie do części z wygodnymi kanapami, usiadł na ogromnym fotelu ustawionym za imponującym drewnianym biurkiem, wyraźnie podkreślając swą pozycję króla. Cała władza należała tu do niego i zależało mu, żebym o tym wiedział.

Zagotowałem się z zazdrości. Rzadko bywałem w sytuacji, w której to nie ja zajmowałem tron. Nawet jeśli odda mi wodze Werner Media, i tak nie będziemy sobie równi. On wciąż będzie miał większość udziałów.

Też je zdobędę. Pewnego dnia. Jakimś sposobem. Jestem cierpliwy.

Na razie musiałem zaakceptować niższą pozycję. Zająłem fotel naprzeciwko niego.

– Mogę cię zapewnić, że Accelecom nie jest zainteresowany podejmowaniem jakichkolwiek wrogich działań wobec twojej firmy. Przystałem na wszystkie twoje warunki, Hudsonie. Nasze stanowisko powinno być oczywiste.

Rzucił okiem na niechlujny stos dokumentów na biurku i ściągnął brwi, jakby zirytowany tym, że któraś z jego rzeczy nie była w idealnym stanie. Wyrównał papiery, szybko powiódł wzrokiem po pokoju i zatrzymał go na czymś za mną.

Spojrzałem w to miejsce i zobaczyłem zwykłą szafę na wierzchnie okrycia. Gdy ponownie do niego się odwróciłem, całą uwagę skupiał na mnie, jakby już zapomniał o tym, co go zdekoncentrowało.

Odebrałem to jako zachętę, by mówić dalej.

– Co jeszcze możemy zrobić, by udowodnić, że działamy w dobrej wierze?

Złączył dłonie czubkami palców, odchylił się w fotelu i zaczął się zastanawiać.

Szczęka mi drgnęła, bo dotarło do mnie, że czas dokonać wyboru. Mogę tu siedzieć i wysłuchiwać listy bezzasadnych żądań albo przejść do rzeczy.

– Będę szczery – powiedziałem i się pochyliłem. – Wiem doskonale, jak udziały Werner Media znalazły się w twoich rękach. Celia mi powiedziała.

Jego oczy otworzyły się odrobinę szerzej.

– Powiedziała ci wszystko?

– Tak. – Przynajmniej na temat Hudsona Pierce’a mówiła otwarcie.

Istniał jednak ktoś jeszcze z jej przeszłości, kogo trzymała w sekrecie, tajemniczy mężczyzna, którego w dziennikach nazywała A. Wykorzystał ją do podłego bawienia się niewinnymi ludźmi dla czystej rozrywki. To ten człowiek nauczył ją manipulacji, bycia zimną i wyzutą z uczuć.

Nie przekonałem Hudsona.

– Jestem ciekaw, co konkretnie powiedziała.

Był ostrożny, ale rozumiałem, że kieruje nim także ciekawość. Mnie również interesował jego związek z moją żoną. Chętnie bym poznał jego wersję wydarzeń. Chciałbym się dowiedzieć, czy usprawiedliwiał to, jak ją zwodził, zanim przespał się z jej przyjaciółką. Czy weźmie na siebie całą odpowiedzialność za to, że wskoczyła do łóżka jego ojca, czy może zrzuci winę na nią. W szczególności frapowało mnie to, jak się dowiedział o jej grach i z jakiego konkretnie powodu uznał, że musi się zabezpieczyć na wypadek, gdyby chciała zaatakować jego i jego rodzinę.

Prawdę mówiąc, nie zdziwiłbym się, gdyby w swojej wersji przedstawił Celię w dużo gorszym świetle. Wiedziałem, jaką niegdyś była kobietą. I jaką kobietą nadal potrafiła być, o ile nie doświadczała odpowiedniej troski i opieki.

Poczułem ukłucie winy. Ostatnio kiepsko się wywiązywałem z troszczenia się o nią. Panowała między nami silna wrogość i chęć troszczenia się o nią pochłonęły płomienie tej animozji.

Owszem, wymigiwałem się od obowiązków. Ale przyszedłem tu z jej powodu. Dla niej. Skupiłem się na tym i stąpałem ostrożnie, mówiąc o jej złych uczynkach.

– Opowiedziała mi o tym, jak żerowała na niewinnych ludziach z jej otoczenia. Jasne jest, że próbowała też grać tobą, a to wymagało od ciebie podjęcia działań służących ochronie. Być może moje słowa nic dla ciebie nie znaczą, ale zapewniam cię, że ona nie jest już tą osobą, którą była, gdy musiałeś wykonać ten ruch, a ja ponad wszelką wątpliwość nie jestem mężczyzną, który pozwoliłby żonie na takie zachowanie w przyszłości.

Przyjrzał mi się zmrużonymi oczami. Jego oblicze zdradzało, że kalkulował ryzyko związane z zaufaniem mi.

– Jesteś pewien, że się tobą teraz nie bawi?

W końcu zagrała mną, prawda? Chociaż zajście w ciążę podstępem nie powinno się liczyć. To się wpisywało w charakter naszych negocjacji. Nasze gierki wydałyby się chore każdemu, kto by je oglądał.

Zatem nic z tego nie miało związku z tą rozmową.

– Zapewniam cię, że w pełni zasłużyłem na to, w jaki sposób się obecnie mną bawi, i z radością to przyjmuję. I z tego względu nie jest zainteresowana bawieniem się tobą.

– Rozumiesz jednak, że nie mogę ci ślepo ufać. Możesz uprawiać jakąś grę wspólnie z nią. Albo być człowiekiem zaślepionym przez piękną kobietę. Celia, jaką znałem, nigdy by nie zaakceptowała mężczyzny, który jej na cokolwiek „pozwala”. Twoja wiara w pełną kontrolę nad kobietą, w której zawsze widziałem smoczycę, budzi moje wątpliwości.

– Smoczycę? – Zaśmiałem się szorstko. Próbowała mnie przekonać do tej wizji. Na próżno. – Nic z tych rzeczy. Jest ptaszynką. I może budzić trwogę tylko u robaka w ziemi. – Spoważniałem. – Rozumiem jednak twoje trudne położenie. Uważam jednak, że jest ono kolejnym powodem, żebym to ja pokierował Werner Media. Stracisz władzę nad nią w chwili, gdy Warren opuści stanowisko. Jeżeli to ja go zastąpię, znowu będziesz miał nad nią kontrolę.

Przytaknął.

– Chyba że we dwoje wymyśliliście sposób na wykończenie mnie od środka. Zainwestowałem w firmę dużo pieniędzy. Jej powodzenie leży w moim interesie.

– Proszę. Nawet gdybym zrujnował Werner Media, nie zniszczę ciebie. Pierce Industries to solidne przedsięwzięcie.

– O ile nie znajdziesz sposobu na zniszczenie obydwu firm.

Nie planowałem niczego takiego, jednak, jeśli się to okaże konieczne, tak właśnie zrobię. Niewykluczone, że dostrzegał to w moich oczach, ale nie byłem wcale pewien, czy to źle. Jeżeli wydawało mu się, że jestem jego przeciwnikiem, miał więcej powodów, by mieć mnie na oku. „Wrogów trzymaj blisko” i tak dalej.

Pozwoliłem, by milczenie było odpowiedzią, i dałem mu czas na jej strawienie.

– Żadne moje słowa nie pozwolą ci się zdecydować – odezwałem się po chwili. – Mogę ci zaoferować wyłącznie solidny bisnesplan i zapewnić cię, że zależy mi na sukcesie Werner Media, a także, że jestem w pełni przekonany, że wspólnie z potęgą Accelecomu firma może się wznieść na poziom, o jakim nigdy nie myślałeś.

Milczał, a potem się uśmiechnął.

– Lubię tego rodzaju pewność siebie u swoich prezesów – przyznał. – Będę jednak potrzebował więcej czasu, by podjąć decyzję. Nie jesteś jedynym kandydatem, któremu się przyglądam.

Nie pozwoliłem, by moja twarz wyrażała rozczarowanie. To była standardowa wypowiedź. Nie musiała wcale oznaczać, że nic nie wskórałem. Że nie nakierowałem go w pożądaną stronę.

Sekundę później utwierdził mnie w moim przekonaniu.

– Chwilowo wysunąłeś się na prowadzenie. Przedyskutujmy więc kolejny poziom. Perspektywy prezentowane przez ciebie wydają się ambitne w porównaniu z tymi, które sam zarysowałem. Chciałbym się przyjrzeć uważniej rozbieżnościom.

– Możesz osiągnąć tylko to, o czym marzysz – odparłem z zadowoleniem w głosie. – Z przyjemnością uzasadnię różnice. Chętnie wykażę, gdzie twojemu zespołowi zabrakło wyobraźni.

– Bardzo mnie to interesuje. Mógłbyś? – Wstał i dał mi znak, bym uczynił to samo. – Moja doradczyni finansowa może ci zaprezentować swoje przewidywania. Jej gabinet znajduje się na tym piętrze. Zaprowadzę cię tam.

Podszedłem za nim jak Księżyc podążający za dnia za Słońcem. Mogło się wydawać, że on zajmuje wiodącą pozycję. Ale przecież Słońce rządzi tylko przez część doby. Wszyscy wiedzą, że wraz z nastaniem nocy tron należy do Księżyca.

2

Celia

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18

TYTUŁ ORYGINAŁU:

Rising (Slay Quartet Series #4)

Redaktorki prowadzące: Ewelina Kapelewska, Ewa Pustelnik

Wydawczyni: Joanna Pawłowska

Redakcja: Jolanta Olejniczak-Kulan

Korekta: Małgorzata Denys

Projekt okładki: Laurelin Paige

Opracowanie graficzne okładki: Marta Lisowska

RISING © Laurelin Paige 2020

Copyright © 2021 for the Polish edition by Niegrzeczne Książki

an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Copyright © for the Polish translation by Agnieszka Patrycja Wyszogrodzka-Gaik, 2021

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2021

ISBN 978-83-67014-04-5

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

Wydawnictwo Kobiece

E-mail: [email protected]

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie

www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek