Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nadszedł czas, aby diabeł odebrał swoją zapłatę
Celia nie tak wyobrażała sobie swoje życie po ślubie. Edward Fasbender uwięził ją na wyspie, na której wszystko należy do niego. Teraz dziewczyna jest całkowicie zdana na tego nieobliczalnego i niebezpiecznego mężczyznę. Pycha każe Edwardowi wierzyć, że Celia w pełni podporządkuje się jego woli, kobieta jednak zaplanowała własną grę. Będzie próbowała targować się z samym diabłem. Nie przewidziała tylko dwóch rzeczy: po pierwsze – że pożądanie do tego mężczyzny całkowicie pozbawi ją zmysłów, a po drugie – że jej mąż planuje bardzo szybko zostać wdowcem.
Edward powiedział, że ją złamie. Nie przestanie, dopóki nie osiągnie swego celu. To starcie charakterów musi doprowadzić do upadku. Jedyną szansą na ocalenie jest pozwolić się zniszczyć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 393
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Candi i Melissy, mistrzyń pocieszających słów, które życzliwie, ale pewnie
Edward
Nigdy nie rzucałem czczych gróźb. Jeżeli wyrażałem zamiar wyrządzenia komuś krzywdy, zawsze byłem gotów poprzeć słowa czynem.
I byłem gotowy zamordować Celię.
Tyle że nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji o realizacji groźby.
A raczej podjąłem ją i nabrałem wątpliwości.
Nie zaliczam się do ludzi, którzy miewają wątpliwości. Zawsze dotrzymywałem zobowiązań wobec siebie i innych. Zawsze. W ten sposób wygrzebałem się z głębokiej nędzy, wzrosłem z niczego i wbrew wszystkiemu. Decydowałem i działałem. Sprawa zamknięta.
Zawsze napotykałem przeszkody do pokonania. Każdy cel wart tego, by go osiągnąć, wiązał się z jakimś nieprzewidzianym utrudnieniem, objawiającym się zwykle w najmniej odpowiednim momencie. Na tym polega postęp: kilka kroków do przodu, krok do tyłu. Najważniejsze, by nie utknąć w miejscu po potknięciu. Trzeba złapać oddech, odzyskać równowagę i przeć naprzód.
Celia Werner okazała się czymś więcej niż zwykłym kamieniem na drodze. Przez nią nie tylko straciłem rytm i się potknąłem. Była jak skalna półka krusząca się w moich dłoniach, a im mocniej wbijałem palce w kamień u jej stóp, tym bardziej się lękałem, że spadnę.
Niewykluczone, że już do tego doszło.
Błędem było to, że się z nią pieprzyłem. W uścisku jej orgazmu, kiedy była bezbronna i autentyczna, nie mogłem nie dostrzec tego, co było między nami potencjalnie możliwe. Wbrew temu, jak lubiłem działać, nie wysondowałem wcześniej jej psychiki, nie zburzyłem jej zapór, nie zniszczyłem jej, a mimo to udało mi się przemknąć, dostać za fasadę, za którą się nie broniła. A autentyczność tego, co tam zastałem, mnie przytłaczała.
To nie miało tak wyglądać.
Miałem plan. Snułem go od lat. Wydawał się nierealny, a mimo to udało się go wykonać, jakby nawet gwiazdy wierzyły w moją zemstę. Celia przyjęła moje niedorzeczne oświadczyny. Była zadowolona z intercyzy. I nie podjęła najmniejszego działania, by zmienić warunki testamentu i funduszu.
To szło zbyt gładko. Każda napotkana na drodze przeszkoda dawała się łatwo pokonać. Kiedy ona zmieniała kierunek, podążałem za nią. Bez wysiłku. To była łatwizna. Przynajmniej pod względem logistycznym. Wiedziałem, że będzie ostra, przebiegła i gwałtowna. Przygotowałem się na to.
Nie wiedziałem jednak, że mi się to spodoba.
Że ona mi się spodoba.
Podobała mi się? Trudno by mi było to zaakceptować, ale nie mogłem zaprzeczyć, że coś się działo. Coś surowego i wymykającego się kontroli, a jednocześnie wyraźnego, coś zupełnie niepodobnego do tego, co nauczyłem się czuć przez blisko trzy dekady, które upłynęły od śmierci rodziców.
Tylko ze względu na to, jak by to wpłynęło na przyszłość mojego planu, nie chciałem uznać, że była to miła odmiana, niemniej nie mogłem zaprzeczyć, że była to odmiana. I jeśli miałbym być szczery, musiałbym przyznać, że mi odpowiadała.
Zanim ją poznałem, wypełniała mnie jedynie czerń. Nie dlatego, że nic nie czułem – czułem wręcz za dużo. Zbyt silny gniew, zbyt silny żal, zbyt silne cierpienie, zbyt silną miłość. Za dużą odpowiedzialność.
Za dużo wszystkiego.
Te poszczególne nadmiary mieszały się ze sobą, aż nie dało się odróżnić jednego od drugiego, podobnie jak nie da się rozróżnić kolorów na przypominającym błoto obrazku namalowanym akwarelami przez nadgorliwe dziecko.
Właśnie tak wyglądały moje emocje – jak błoto. Ciemne. Wręcz atramentowe. Czarna dziura. Czarne dziury często uważa się za wielkie obszary nicości, tymczasem jest wręcz przeciwnie. Są najgęstszymi obiektami we wszechświecie. Zasysają otaczające je życie. Rozrywają wszelką materię, która się do nich zbliży, za sprawą swojego ogromnego przyciągania.
Oto jak wyglądało moje wnętrze przed nią.
Moje emocje miały masę.
Moje emocje cechowało ciążenie.
Moje emocje mogły doprowadzić drugą osobę do upadku.
Celia
Bzdura.
Wytknęłam mu to.
– Bzdura.
Chociaż słowa, które popłynęły z ust Edwarda, zabrzmiały przerażająco – „Moja ptaszynko, zamierzam cię zabić” – były tylko słowami. Oczywiście nie chciał tego zrobić. Chciał mnie wytrącić z równowagi, to wszystko.
Przyglądał mi się przez moment, a gniew, jaki w nim szalał jeszcze chwilę temu, przekształcił się w coś innego. Coś spokojniejszego, bardziej opanowanego, choć równie zaciekłego.
Nie odrywając ode mnie wzroku, usiadł na fotelu za biurkiem.
– Rozumiem, dlaczego postanowiłaś mi nie wierzyć.
– Bo dramatyzujesz i rzucasz nonsensowne groźby? Tak. W świetle tego wydajesz się dość niewiarygodny.
Niemal tak samo niewiarygodny jak fakt, że stałam przed nim półnaga, umazana jego spermą, bo zaledwie kilka minut przed wygłoszeniem złowrogiej deklaracji pieprzył mnie dziko i zawładnął moim ciałem.
Byłam tym zachwycona. Nawet bolesnym i intensywnym laniem, które poprzedzało pieprzenie.
Jemu też się to podobało. Nie miałam co do tego wątpliwości. Może nienawidził siebie za to, że mu się podobało, niemniej z jakiegoś nieznanego mi powodu nie udawał zaangażowania.
Przez co ta głupia groźba wydawała się bardziej krzywdząca niż przerażająca.
– Jeśli żałujesz, że się ze mną pieprzyłeś, nie ma sprawy. Lecz zachowaj się jak dorosły człowiek. Dziecinne zagrywki nie są w twoim stylu.
Wyciągnęłam ze stojącego na biurku pudełka garść chusteczek i wytarłam lepką maź z pleców najdokładniej, jak mogłam, po czym wsunęłam na siebie majtki. Zbiłam chusteczki w kulkę i rzuciłam mu na kolana.
Może dziecinne zagrywki były w moim stylu? Oko za oko i tak dalej.
Zacisnęłam zęby, splotłam ręce na piersiach i odwzajemniłam jego spokojne spojrzenie.
Edward pozwolił, by zwinięte chusteczki stoczyły się z jego kolan na podłogę, i nawet na nie nie zerknął, kiedy odchylił się w fotelu. Usta powoli wygięły mu się w uśmiechu.
– Nieustannie mnie fascynujesz, ptaszynko. Muszę ci to przyznać. I nie mylisz się. Dziecinne zagrywki nie są w moim stylu. I właśnie z tego względu nie powinnaś wątpić, że nie żartowałem.
Zatem zamierzał przy tym trwać. Jakie to niedojrzałe.
Chyba że mówił poważnie.
Dreszcz przebiegł mi po plecach. Otrząsnęłam się. Próbował mnie przestraszyć. Uda mu się wygrać tylko wtedy, gdy mu na to pozwolę.
Najlepiej będzie ignorować jego taktykę i skupić się na tym, co mi dał: dopuścił mnie do siebie.
– Dlaczego mnie tak nazwałeś? – Znałam odpowiedź, ale mogłam się przecież mylić. To przezwisko mogło być zbiegiem okoliczności.
– Właśnie ci powiedziałem, że zamierzam cię zabić, a ty się bardziej przejmujesz tym, jak cię nazwałem. Doprawdy fascynujące.
Był dobry, musiałam to przyznać. Często przeciągałam rozgrywkę ponad miarę, ale nigdy z takim zaangażowaniem.
I nie tak przekonująco.
– Przestań. Nie mówisz poważnie.
Edward przekrzywił lekko głowę.
– Doprawdy?
– Doprawdy. Próbujesz mnie przestraszyć. – W ustach mi jednak zaschło i pociły mi się dłonie, mimo że stałam w samym bikini w klimatyzowanym pokoju.
– To działa?
Tak.
– Nie – rzuciłam w odpowiedzi. – Wkurzyłeś mnie.
Uśmiechnął się szerzej.
– To jest nas dwoje.
Nie musiał mi tego mówić. Wściekł się, jeszcze zanim weszłam do tego pomieszczenia. Zasłużyłam na to, bo przecież prowokowałam go przez cały dzień i flirtowałam jawnie z jego pracownikami. W rezultacie dostałam to, czego chciałam – jego. W sobie. Wyzwolonego i niepohamowanego.
Powtarzałam sobie, że go pragnę, by wygrać Grę, lecz kłamałam. Po prostu go pragnęłam, a zdobywszy go, łaknęłam jeszcze więcej i po raz pierwszy od lat – od dekady – dostrzegałam dla siebie przyszłość nieskoncentrowaną na uprawianiu gier, które Hudson nauczył mnie rozgrywać tak dobrze, niezwiązaną z kłamstwami i manipulacją.
Pragnęłam Edwarda, niemniej było boleśnie jasne, że bez względu na to, jak bardzo on by to pragnienie odwzajemniał, nie zamierzał sobie na to pozwolić.
Bałam się, owszem. I byłam wkurzona. Ale nade wszystko zraniona.
Pamiętałam tę emocję. Pamiętałam odrzucenie. I tego rodzaju ból.
Wolę już uprawiać Grę.
– Dlaczego mnie tak nazwałeś? – ponowiłam pytanie surowszym tonem, jakbym mogła czegokolwiek żądać.
Sprawił, że znowu czułam. Nie musiałam tego uznawać. Umiałam być pusta. I mogłam do tego wrócić.
Edward uniósł zgiętą nogę i oparł kostkę na udzie. Jeszcze nigdy nie przyjął przy mnie tak swobodnej postawy, a jego nonszalancja tylko nasiliła moje skrępowanie.
– Dlaczego nazwałem cię tak teraz czy wcześniej?
„Wcześniej”. To takie ogólnikowe. Nazwał mnie ptaszynką dwukrotnie podczas tej rozmowy, więc mógł mieć na myśli pierwszy raz tego wieczoru, a nie to, jak się do mnie zwrócił po wyjściu z Open Door. Przyjął sprytną taktykę, niczego nie zdradzał. To ja miałam się przyznać, że byłam tam owego wieczoru, albo darować sobie temat.
Brałam to pod uwagę przez zaledwie kilka sekund. Chociaż nie lubiłam być zapędzana w ten sposób w kozi róg, musiałam poznać odpowiedź.
– Jak mnie rozpoznałeś?
Podczas erotycznej imprezy nie byłam idealnie przebrana i widziałam go tam, ale raczej przesadą było przypuszczać, że ktoś się zorientował, kim jestem. Ufarbowałam włosy. Nigdy nie miałam na sobie podobnej kreacji. Założyłam maskę całkowicie zakrywającą twarz. Maskę z piórami przypominającą głowę smoka, którą Edward mylnie uznał za ptasią.
Najprawdopodobniej nie był to błąd, ale działanie mające na celu utarcie mi nosa.
Mimo to wierzyłam, że kiedy umniejszał mi tym przydomkiem, robił to jako nieznajomy. Odkrycie, że przez cały czas znał moją tożsamość, było prawdziwym ciosem zadanym mojej samoocenie.
Przyglądał mi się, pocierając zarost na brodzie – w stylu Van Dyke’a, zapuszczony zgodnie z moją sugestią – i przez pełną napięcia chwilę myślałam, że może zaprzeczy i stwierdzi, że nie wie, o czym mówię. To by było w jego stylu, prawda? Skłonić mnie do wyznań, a potem ich nie uznać.
Nawet jeśli przemknęło mu to przez myśl, to nie zrealizował tego zamiaru.
– Według mnie lepszym pytaniem jest to – odezwał się – jakim cudem trafiliśmy na tę samą imprezę.
Serce mi zamarło, a potem zabiło dwukrotnie tak mocno, że poczułam to wyraźnie w klatce piersiowej. Nie tylko wiedział, że to byłam ja – wiedział również, że się tam pojawię.
Przeraziło mnie to.
I podekscytowało.
I wydawało się niemożliwe. Skąd, u diabła, wiedział? Pozwoliłam sobie zgadywać.
– Kazałeś mnie śledzić.
– Ja? – Ściągnął brwi, jakby usiłował przypomnieć sobie wydarzenia tamtego wieczoru. Ale dawał występ… – Wydaje mi się, że przyszedłem pierwszy.
– W takim razie domyśliłeś się, że tam będę. Jakoś. – Wyrzuciłam ręce do góry, zmęczona tym przeciąganiem liny.
Być może w odpowiedzi na moje zniecierpliwienie rzucił mi kość. Trop.
– Jak to się stało, że trafiłaś na tę imprezę?
– Dostałam zaproszenie.
– Od kogo?
– Od… – O kurwa.
Szybko przeanalizowałam, które wydarzenia doprowadziły do mojej obecności na przyjęciu tamtego wieczoru. Dowiedziałam się od Blanche, że Edward lubi zboczone imprezki, zaczęłam szukać takiej, w której mógłby wziąć udział, i robić rozeznanie na forach dla perwersów pod anonimową nazwą użytkownika.
Odpowiedziała mi tylko jedna osoba, która zaprosiła mnie na cotygodniową imprezę podziemnej organizacji Open Door. Wahałam się z przyjęciem zaproszenia w obawie, że wpłata wpisowego może naprowadzić kogoś na mój numer konta bankowego, ale nawet przez moment nie przejmowałam się nieznajomym, który mnie zaprosił.
Czy FeelslikePAIN to Edward?
Musiałam usiąść.
Pożałowałam tego, kiedy opadłam na fotel naprzeciwko biurka. Mój tyłek już doszedł do siebie, ale pozycja siedząca obudziła piekące wspomnienie lania.
Za nic nie dam tego po sobie poznać.
– To niemożliwe – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, znosząc jakoś ból. – To nie mogłeś być ty. Nie mogłeś się domyślić, że ta użytkowniczka to ja.
– Jesteś pewna?
Oparłszy łokieć na podłokietniku, powiodłam palcami po czole.
– To nudne, Edwardzie. Mógłbyś mi to po prostu powiedzieć?
Usta mu drgnęły, co podpowiedziało mi, że moje zniecierpliwienie go bawiło, a to tylko nasiliło moją irytację. Oczywiście. On z pewnością to wiedział.
Gwałtownie się pochylił do przodu, oparł łokcie na biurku, złożył dłonie i splótł wszystkie palce z wyjątkiem wskazujących skierowanych w moją stronę.
– A może to ty byś mi coś powiedziała? – zwrócił się do mnie z szelmowską miną. – Jak się czułaś, kiedy mnie obserwowałaś tamtego wieczoru?
– O co pytasz? – Podstępna, rozemocjonowana, przebiegła? O to mu chodzi?
– Jak się czułaś, patrząc, jak dotykam inną kobietę? Doprowadzam inną do orgazmu na twoich oczach.
Równocześnie ścisnęło mnie w żołądku i poczułam mrowienie między nogami. Wbrew mojej woli wspomnienia wybiły się na pierwszy plan w moim umyśle. Siedział naprzeciwko mnie, nie odrywając ode mnie wzroku, i pomagał siedzącej mu na kolanach kobiecie doprowadzić się do orgazmu.
– Sasha – powiedziałam bezmyślnie. – Miała na imię Sasha.
Skupienie się na tej informacji było bezpieczniejsze od udzielenia mu odpowiedzi. Samo pytanie sprawiło, że zapłonęła mi twarz. Nie dlatego, że było upokarzające – czemu nie można zaprzeczyć – ale dlatego, że zarówno tamto wspomnienie, jak i bezpośredniość dociekań Edwarda mnie podniecały, ku mojej złości.
– Jej imię nie ma znaczenia. Liczy się tylko to, że nie była tobą. Powiedz mi, jak się czułaś.
„Nie była tobą”. Te słowa podziałały na mnie jak policzek.
Uszczypliwy komentarz obudził też żywe emocje z tamtego wieczoru. Byłam wtedy bezbronna. Czułam się obnażona, mimo że miałam przebranie.
Okazało się, że nieskuteczne, o czym jednak wówczas nie wiedziałam.
Na samą myśl, co on mógł dostrzec w tamtej chwili, ścierpła mi skóra.
Za nic nie zamierzałam dzielić się z nim tamtymi uczuciami. Były zbyt osobiste. Zbyt prawdziwe. A ja pod jego bacznym spojrzeniem nie miałam się za czym ukryć.
– Nie będę o tym rozmawiać – oznajmiłam, wstałam i odwróciłam się, by wyjść.
– Siadaj, Celio.
Polecenie zabrzmiało ostro i złowrogo, było jak słowne lasso, które oplotło moją klatkę piersiową i mnie unieruchomiło. Od drzwi dzieliło mnie zaledwie kilka kroków. Ucieczka była tak blisko.
A ja nie mogłam uciec.
Nie miałam problemu, by się mu sprzeciwić. Mogłam to zrobić i teraz. Bez trudu.
Tyle że choć przez całą rozmowę udawałam zblazowaną, to się bałam. Bardziej, niż chciałabym przyznać nawet przed samą sobą. Niekoniecznie wierzyłam, że mnie zabije.
Ale…
A co, jeśli się myliłam?
Z wysoko uniesioną brodą wróciłam na fotel i skrzywiłam się, gdy pośladki zetknęły się z siedziskiem.
– Proszę. Usiadłam. Ale tylko dlatego, że udzielisz mi odpowiedzi. Jak się domyśliłeś, że byłam tą osobą z forum? I dlaczego chciałeś, żebym uczestniczyła w tej imprezie?
Edward wyprostował się w fotelu i spojrzał na mnie zmrużonymi oczami. Wejrzał we mnie.
– Powiem krótko – oznajmił władczo – twoja pozycja nie pozwala ci żądać, bym odsłonił przed tobą karty. To ty powinnaś pokazać swoje, a jeśli mnie to usatysfakcjonuje, może postanowię pokazać ci część moich.
Przełknęłam głośno ślinę.
Chociaż oblicze miał idealnie niewzruszone, dłonie leżące na biurku zacisnął w pięści i nie mogłam pozbyć się podejrzenia, że bardzo się stara kontrolować wściekłość.
– A teraz odpowiedz na moje pytanie.
– Jeśli to zrobię, odpowiesz na moje? – Mój głos zabrzmiał słabo. Nie bez powodu, przecież właśnie mi powiedział, że to on tu rządzi, a ja mam przestać mu się sprzeciwiać, bo inaczej…
Chyba miałam niemały problem z uznawaniem władzy.
To zaś chyba bawiło Edwarda. Warga mu drgnęła, jakby starał się nie uśmiechnąć.
– Być może. Nie odpowiem jednak na nic, o co zapytasz, dopóki nie będę zadowolony z tego, co od ciebie usłyszę.
– Nic – rzuciłam z uporem. – Nic nie czułam.
– Jeśli nie zamierzasz być szczera, możesz równie dobrze wyjść, choć w ten sposób nie tylko zakończysz tę rozmowę, ale i stracisz jakiekolwiek perspektywy na rozmowę w przyszłości.
Nie wiedziałam, czy chodziło mu o to, że zechce ze mną porozmawiać tylko tym razem, czy że janie będę mogła już nigdy rozmawiać.
W każdym razie znów wpadłam w jego pułapkę.
– To było seksowne – odparłam z wyraźnym rozdrażnieniem. – Okej? To, jak jej dotykałeś.
– I?
Jezu Chryste, był niemożliwy.
– I sprośne.
– I?
– Sama nie wiem… – Pokręciłam głową i usiłowałam się domyślić, co chciał usłyszeć. – Niepokojące.
– I…?
– Podłe. Manipulatorskie. Ekscytujące. Nie czytałam „Poradnika, jak zadowolić Edwarda Fasbendera”, więc jeżeli chcesz, żebym powiedziała coś innego, to będę potrzebowała podpowiedzi.
– Zależy mi na twojej szczerości. – Ton jego głosu zdradzał, że jego cierpliwość się wyczerpywała.
Cóż, moja również. A szczerość? Od dawna nie była moją najmocniejszą stroną, podobnie jak emocje.
Zobaczywszy moje wahanie, postanowił dalej naciskać.
– Zamknij oczy, Celio, i przestań tak usilnie się starać. Wyobraź sobie, że dotykam jej w tej chwili. Całuję ją. Przytykam usta do jej piersi. Moje dłonie są na jej cipce. W niej. Powiedz mi, co myślisz.
Zamknęłam oczy i widziałam wszystko, jakby się działo tu i teraz. Czułam, jak skręca mnie w żołądku, jak krew szumi mi w uszach. Poczułam ukłucie zazdrości.
Otworzyłam usta i pozwoliłam, by słowa popłynęły:
– Chcę, żebyś to mnie tak dotykał.
Wyznawszy to, pojęłam, że jakichkolwiek odpowiedzi by mi udzielił, jeśli w ogóle wykonałby jakikolwiek ruch w tej swojej głupiej, popieprzonej grze, nie będzie to miało znaczenia.
Bo już przegrałam.
Usłyszałam, że fotel się przesunął, a gdy otworzyłam oczy, Edward nie siedział już za biurkiem. Łatwo go było znaleźć. Podszedł do oddalonego o kilka kroków minibaru. Od razu wiedziałam, że bursztynowego koloru trunek, który nalał z karafki do szklanki, to brandy.
Napełnił szklankę na dwa palce i podszedł z nią do mnie.
– To było dobre – powiedział, podsuwając mi alkohol. – Było trudno?
Wyznać, że go pragnę?
Od wielu tygodni jawnie starałam się go uwieść. Udawało mi się przy tym przekonywać samą siebie, że robię to tylko po to, by wygrać. Teraz gdy przejrzał mój plan i zrezygnowałam z Gry, sytuacja się zmieniła. Zrobiło się trudno. Poczułam się słaba.
Nie podobało mi się to.
– Nienawidzę cię – rzuciłam i wyrwałam mu naczynie z ręki. Byłam pewna swoich słów, wygłosiłam je zajadle, mimo że nie czułam silnych emocji od lat. Przystawiłam szklankę do ust i pociągnęłam długi łyk. Byłam głodna i nie miałam ochoty na alkohol, ale przecież Edward nalał mi go i podał, co znaczyło, że według niego tego potrzebowałam, a ja nie miałam siły się z nim o to sprzeczać.
I może rzeczywiście tego potrzebowałam.
Nie odsunął się ode mnie. Podniósł rękę i musnął kostkami dłoni mój policzek. Gest był tak zaskakujący, że niemal się wzdrygnęłam.
– Poczujesz się lepiej, jeśli ci powiem, że też wolałbym wtedy dotykać ciebie, moja ptaszynko?
Moja skóra zapłonęła, bynajmniej nie od alkoholu. To również budziło moją niechęć – jak moje ciało na niego reagowało. Jak rozpalałam się od jego dotyku, jak jego słowa budziły motyle w moim brzuchu i przyspieszały bicie serca, jak moje narządy wewnętrzne nie przejmowały się tym, że on był ześwirowanym na punkcie kontroli dupkiem lub (przypuszczalnie) pragnął mojej śmierci.
Cóż, nie byłam swoim ciałem.
Odsunęłam się od jego dłoni i objęłam się wolną ręką, drugą trzymając szklankę blisko ust – w ten sposób osłoniłam się żałośnie.
– Przestań mnie tak nazywać. Nie jestem twoim niczym.
– Au contraire. Jesteś moją żoną. – Okrążył mnie i ruszył w stronę swojego fotela. Natychmiast zabrakło mi jego ciepła.
Albo zabrakło go mojemu ciału.
Bo ja chciałam, żeby znajdował się ode mnie jak najdalej. Dobrze, że odgradzało nas biurko. Bardziej raczej się na razie nie oddali. Do czasu, aż uzna, że rozmowa go znudziła, i pozwoli mi odejść.
Skoro już zostałam zmuszona, by tu pozostać, zamierzałam wykorzystać tę sytuację.
– Skąd wiedziałeś, że osoba z forum to ja? – powtórzyłam swoje wcześniejsze pytanie. – Nawet jeśli znałeś mój adres IP, nikt ze strony nie powinien mieć do niego dostępu.
Nad naszymi głowami przetoczył się głośny łoskot piorunu. Zerknęłam przez okno: błyskawice oświetlały grubą warstwę chmur i smugi ulewnego deszczu.
Burza zaskoczyła mnie tak bardzo, że niemal nie usłyszałam odpowiedzi Edwarda.
– …jest zablokowany. Zainstalowałem jednak na twoim laptopie oprogramowanie, które rejestrowało całą twoją aktywność.
Słucham?
Skupiłam na nim całą uwagę.
– Jakim cudem…?
Szybko przeczesałam umysł w poszukiwaniu odpowiedzi. Jak udało mu się dobrać do mojego laptopa? Kto by…
– Blanche – wypaliłam, a jej imię zabrzmiało w moich ustach jak przekleństwo. – Wykorzystałeś Blanche Martin. Przysłała mi e-mail ze zdjęciami, a ja, głupia, je ściągnęłam. Powinnam się była domyślić! Co za korzystny zbieg okoliczności, że pojawiła się u mnie w tym samym czasie co ty.
Głupia, głupia, głupia!
– Niezły pomysł, ale nie. To nie Blanche. Rzeczywiście, był to dziwny zbieg okoliczności. Kiedy zobaczyłem cię z nią w Orsay, pomyślałem, że masz nade mną przewagę.
Ulżyło mi, że Blanche nie okazała się błędem. Wciąż nie wiedziałam, jak się włamał do mojego laptopa, a teraz jeszcze się przekonałam, że mimo rozmowy z Blanche brakowało mi pewnej wiedzy.
– Co mnie ominęło? Nie potrafiła powiedzieć mi nic poza tym, że słyszała pogłoski o twoim zamiłowaniu do perwersyjnych imprez.
– Zastanawiałem się, czy to ona podsunęła ci pomysł szukania mnie na forach.
– Wiele dobrego z tego wynikło. – Dotarło do mnie, że odsłoniłam więcej, niż chciałam. – I nie szukałam ciebie. Kto powiedział, że cię szukałam?
Wyraz jego twarzy dowodził, że nie da się oszukać.
– Zdaje się, że na podstawie tego skrawka informacji opracowałaś cały plan, jak mnie pokonać. Szukałaś w internecie wiedzy na temat dobrowolnych i niedobrowolnych praktyk seksualnych w małżeństwie oraz dotyczących tego aktów prawnych, z czego wnioskuję, że zamierzałaś wykorzystać moje skłonności seksualne do swoich celów.
Miałam przesrane i o tym wiedziałam.
Nigdy nie odpuszczałam sobie niczego wtedy, kiedy powinnam, dlatego trwałam przy swojej niewinności, tak jak on przy stwierdzeniu, że mnie zabije.
– To daleko idące wnioski. W dodatku narcystyczne, nie sądzisz? Nie wszystko kręci się wokół ciebie.
– W jakim innym celu miałabyś wykorzystać te informacje?
– Może robiłam rozeznanie dla przyjaciółki? Albo pisałam mroczny romans?
– Na pewno. – Usta mu drgnęły, jakby usiłował się nie uśmiechnąć. – Ani trochę nie liczyłaś na to, że się do mnie dobierzesz. Sprawdźmy, co wylądowało w twoim cyfrowym notatniku… „Żony molestowane w ramach praktyk seksualnych bez obopólnej zgody mają silne podstawy do unieważnienia intercyzy”.
Spieprzyłam sprawę koncertowo.
Policzki mnie piekły. Pociągnęłam kolejny łyk trunku w nadziei, że jego palący smak usunie gorycz upokorzenia związanego z porażką.
– Ciekawi mnie tylko, jakie masz wyobrażenia na temat mojego zachowania w sypialni, Celio. I czuję się obrażony twoim przypuszczeniem, że nie respektuję w związku zasady obopólnej zgody.
– No cóż… – Nigdy nie zastanawiałam się nad zgodą. Prawda nie miała znaczenia w moich Grach. – Twoje słowo przeciwko mojemu.
– Aha! A więc tak to zamierzasz rozegrać. Zatem miałem rację.
Kopnęłam się w myślach. Ciągle zdradzałam więcej, niż się dowiadywałam. Musiałam to zmienić.
Aby odzyskać pewność siebie, skierowałam rozmowę z powrotem na temat informacji, których naprawdę potrzebowałam.
– Skoro to nie Blanche umożliwiła ci dostęp do mojego laptopa, to kto?
Pokręcił głową.
– Pora, żebym się dowiedział czegoś od ciebie.
Znaczące wywrócenie oczami.
– Chyba wiesz już o mnie wszystko. Do czego jeszcze mnie potrzebujesz?
– A od czego zaczęła się ta rozmowa?
Dreszcz przebiegł mi po plecach. „Zamierzam cię zabić”. Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Wiedział, jak odpowiedzieć na niegrzeczne stwierdzenie, musiałam mu to przyznać. I chociaż to było niedorzeczne, jego taktyka działała. Bałam się go. Do tego stopnia, że odczuwałam dyskomfort.
Ale skąd to równoczesne podniecenie?
I jak udało mu się dobrać do laptopa?
– Renee. – Odpowiedź spadła na mnie jak tona cegieł i popłynęła gwałtownie z moich ust. – Mój Boże. Pomogła ci Renee.
– Mówisz, jakbym wynajął płatną morderczynię. To wcale tak nie wyglądało. – Błysk w jego oku podpowiadał mi, że był bardzo zadowolony… albo z siebie, albo z tego, że rozwiązałam zagadkę. Nie byłam pewna.
Niemniej zachęciło mnie to, by podążać tym tropem.
– Nakłoniłeś ją, żeby wgrała coś na mój laptop.
– Nie. Po prostu umożliwiła mi dostęp do niego. I sam zrobiłem, co było trzeba.
Cholera. Serio? Renee? Pracowała dla mnie od lat. Nigdy nie byłyśmy sobie szczególnie bliskie, ale sądziłam, że łączyła nas przyzwoita relacja szefowa–pracownica.
– Po prostu ci go dała? Bez żadnych pytań? Wiedziała, co z nim zrobiłeś?
Nie byłam tak naiwna, by zdrada miała mną wstrząsnąć, ale mimo wszystko to odkrycie było dla mnie zaskoczeniem.
Edward machnął ręką, zbywając moje pytanie.
– To nieistotne.
– Dla ciebie może nie, ale dla mnie owszem. – Zobaczywszy, jak wzrusza ramionami, naciskałam dalej. – Zapłaciłeś jej? To dlatego odeszła?
Znowu mi się przyglądał, gdy zastanawiał się nad odpowiedzią albo czy w ogóle jej udzielić.
– Nie zachowałem się niemoralnie – odrzekł wreszcie. – Zaproponowałem jej lepszą ofertę i z niej skorzystała.
– Czy przespałeś się z nią? – To była kolejna myśl, którą wygłosiłam tuż po tym, jak powstała w mojej głowie. Zaskoczył mnie ucisk w klatce piersiowej, który temu towarzyszył.
Edward pochylił się gwałtownie do przodu.
– Obchodzi cię to?
Zadałam pytanie, więc jasne, że mnie to obchodziło, i cokolwiek bym teraz rzekła, on i tak już to wiedział. Odniósł zwycięstwo, ja zaś poczułam porażkę jeszcze dotkliwiej.
Tym bardziej że wciąż nie znałam odpowiedzi, a niewiedza mnie niepokoiła. Niemal tak samo jak wizja Edwarda dotykającego Renee dłońmi, ustami, kutasem.
Zdusiłam nagłą chęć rozpłakania się. Byłam pewna, że właśnie poniosłam porażkę, a do tego nie przywykłam. Nawet nie wiedziałam, jak przegrywać. Jak się zachowywać, co mówić.
I nie chciałam przegrać.
Odwróciłam głowę w stronę okien, za którymi burza smagała świat strugami deszczu.
– Po co było to wszystko? Dlaczego chciałeś zobaczyć, co mam w komputerze? Dlaczego cię to obchodziło? Chciałeś mnie przekonać do przyjęcia oświadczyn? – Skierowałam uwagę z powrotem na niego i czekałam na odpowiedź.
– Zrobiłbym wszystko, co konieczne, by pchnąć cię w tym kierunku. – Powieki zrobiły mu się ciężkie. – Powinnaś wiedzieć, że byłem gotów zrobić znacznie więcej.
Oddech uwiązł mi w gardle. Niemożliwe, by chciał to powiedzieć uwodzicielsko. Na pewno nie. A mimo to poczułam ostre ukłucie pożądania w dole brzucha.
Moja reakcja mówiła o mnie więcej niż jego stwierdzenie o nim. Mówiła coś, czego nie chciałam wiedzieć.
Zmusiłam się do skupienia.
– To wszystko po to, by dobrać się do Werner Media? Masz własną firmę. Dlaczego firma ojca jest dla ciebie taka ważna?
– Po prostu jest.
Tym razem to ja mu się przyjrzałam. Jego błękitne oczy stężały tak samo jak szczęka. Jego mimika nie zdradzała nic oprócz determinacji. Mogłam bez końca szukać na jego twarzy czegoś więcej.
Mogłam bez końca sobie życzyć, żeby coś więcej ujawnił.
I było to strasznie głupie, że się tym przejmowałam. Głupie i irytujące.
Założyłam nogę na nogę i uniosłam brodę w ramach sprzeciwu wobec niego i swoich uczuć.
– Na próżno się starałeś. Chyba oszalałeś, skoro sądzisz, że spróbowałabym nakłonić ojca, aby przekazał ci stery w firmie.
– Jakbyś w ogóle kiedykolwiek miała taki zamiar…
Bez względu na to, co mówiłam, zawsze miał nade mną przewagę. Jego ruch zawsze był lepszy od mojego.
Choć szczerze mówiąc, żaden z jego motywów nie miał sensu.
– Skoro nigdy nawet nie podejrzewałeś, że przekonam ojca, by wyznaczył ciebie na swojego następcę, to po co włożyłeś tyle wysiłku w to, żeby mnie poślubić?
– Sądzę, że już ci to wyjaśniłem. – Znowu odchylił się w fotelu, spokojny i opanowany.
Zastanowiłam się nad tą odpowiedzią, groźbą. Byłam pewna, że nie mówił poważnie, bo kto tak robi? Kto bierze za żonę kobietę o znaczącej pozycji, a potem ją morduje?
Skoro naprawdę nigdy nie wierzył, że mogę zwiększyć jego szanse u ojca, a mimo to dołożył wszelkich starań, żebym za niego wyszła, to co miał nadzieję zyskać? Co planował?
Istniała tylko jedna logiczna odpowiedź, mimo że nie sposób było w nią uwierzyć.
– Nie możesz mnie zabić – powiedziałam głosem spokojniejszym, niż się czułam. – Ludzie się zorientują.
– Tego się spodziewam. – Edward podniósł wieczne pióro z biurka i obracał je w zamyśleniu. – Zaplanowałem pierwszorzędny pogrzeb. Przypuszczam, że weźmie w nim udział wielu ludzi, mimo że zostanie zorganizowany w Londynie. Chwilowo nie mam czasu lecieć do Stanów. Rodzice na pewno tak by woleli, ale oni już nie podejmują decyzji. Zapewniam cię, że to będzie udane wydarzenie. Nawet zarezerwowałem ci miejsce na rodzinnej działce obok moich rodziców.
Nie. On nie mówił poważnie. Nawet przez moment.
Lecz równocześnie żołądek mi się zacisnął, a żółć podeszła do gardła, bo nawet jeśli blefował, odmalowywał przede mną okropnie chory scenariusz.
Nie zamierzałam go słuchać ani minuty dłużej.
Wstałam i popatrzyłam na niego gniewnie.
– Chory z ciebie dupek, wiesz? Zboczony wariat. Nie muszę tego wysłuchiwać. – Odstawiłam szklankę z brandy na jego biurko i odwróciłam się na pięcie w stronę drzwi, tym razem zdecydowana wyjść.
– Pozwoliłem ci odejść? – Jego głos zagrzmiał w pokoju tak gwałtownie jak piorun na zewnątrz, a coś w jego tonie, coś, co wcześniej tylko lekko zaznaczył, wyraźnie sugerowało, że nie należy mu się sprzeciwiać.
Sfrustrowana odwróciłam się twarzą do niego.
– Czego ode mnie chcesz?
Stał. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że był ode mnie o wiele wyższy. I silniejszy. Oto znajdowaliśmy się tu sami w czasie burzy i byłam bezradna, jeśli tylko sobie tego życzył.
A życzył sobie tego bardzo.
– Siadaj – polecił, a szparki jego oczu rzucały mi wyzwanie, bym się mu sprzeciwiła.
Niechętnie zrobiłam dwa kroki w stronę fotela. Zatrzymałam się jednak, bo przypomniałam sobie, w jakim stanie jest mój tyłek.
– Wolałabym stać, jeśli nie masz nic przeciwko.
– Mam. – Błysk jego zębów zdradził, że dobrze wiedział, dlaczego chciałam stać. I że z tego właśnie powodu życzył sobie, żebym usiadła.
Zawahałam się.
– Siadaj – powtórzył tak opanowanym tonem, że w moich żyłach zaczął krążyć strach.
Usiadłam i tym razem skrzywiłam się otwarcie.
Edward nadal stał i patrzył na mnie z góry z zuchwałym uśmiechem.
Podobało mu się to. Lubił, gdy odczuwałam dyskomfort. Ból. Zdradziły go błysk w oku i podły uśmieszek. Tak bardzo mu się to podobało.
Na podstawie koloru jego twarzy pozwoliłabym sobie nawet powiedzieć, że go to podniecało.
Być może poczułabym coś w związku z tym, gdybym nie była tak wstrząśnięta. I przerażona.
– Chcesz zgarnąć udziały ojca – powiedziałam cienkim głosem coś oczywistego, żeby mieć czas na zastanowienie się. – O to tu chodzi. Jak zabicie mnie miałoby do tego doprowadzić? To są jego udziały. Nie moje.
– Tak było. Lecz się zmieniło dziewięć dni temu, w dniu naszego ślubu. Teraz należą do ciebie.
Żołądek mi się zacisnął i poczułam, jak blednę. Zupełnie o tym zapomniałam. Jak to możliwe?
– Nikt o tym nie wie – niemalże szepnęłam.
Wbił kostki dłoni w biurko, opierając się na nich.
– W tej dziedzinie też zrobiłem rozeznanie, skarbie.
Ojciec wprowadził tę zmianę w funduszu powierniczym przed wieloma laty, kiedy mu się wydawało, że wyjdę za Hudsona Pierce’a. Znalazł jakąś głupią lukę w prawie pozwalającą nie zapłacić podatku. Jego udziały miały zostać przepisane na mnie w dniu mojego ślubu. Nie spodziewał się utraty kontroli w Werner Media przed przejściem na emeryturę – miała to zagwarantować intercyza.
W intercyzie nie wspomniano jednak o tym, co się stanie w razie mojej śmierci.
O Boże.
On nie blefował. Zamierzał wprowadzić słowa w czyn. Naprawdę chciał mnie zabić.
Było jednak coś, o czym Edward nie wiedział, a co unieważniało cały jego plan. Nie miał pojęcia, że Hudson Pierce potajemnie posiadał więcej udziałów od mojego ojca. Nie wiedział o tym nawet tata. Jeżeli Edwardowi zależało na przejęciu kontroli w Werner Media, zabicie mnie zbliży go do tego, ale nie zapewni mu pozycji, którą chciał osiągnąć.
Czy jeżeli powiem mu o tym teraz, pojmie bezużyteczność swojej intrygi i puści mnie wolno?
Możliwe.
Ale to też wykaże, że jestem nic niewarta. A teraz, skoro już groził mi śmiercią, nie mógł pozwolić, bym odeszła – wyciągnęłabym wobec niego konsekwencje. Miałam przesrane, jeśli nie znał prawdy, i podwójnie przesrane, jeżeli ją znał.
Położyłam dłonie na kolanach, świadoma, że się trzęsą. Liczyłam tylko na to, że nie widział, jak bardzo.
– To… co? Wrócisz z tego miesiąca miodowego jako singiel?
Milczał tyle, ile trzeba, by wykonać jeden oddech.
– Taki był plan.
– A teraz?
– Teraz jestem gotów go renegocjować.
Poczułam przypływ nadziei, zanim wróciłam na ziemię.
– Nie możesz mi zaproponować nic, co nakłoniłoby mnie do przepisania udziałów na ciebie. Możesz mi grozić do woli. Nie przekażę firmy ojca w ręce jego nemezis. – Wówczas, jeśli Edward by tego nie zrobił, zabiłby mnie ojciec.
– Zapomnij na moment o udziałach. – Swobodnie odrzucił temat, jakbyśmy rozmawiali o pościeli, a nie moim życiu. – Porozmawiajmy o tym, co zamierzałaś mi zrobić. Chciałaś mnie oskarżyć o przestępstwo seksualne, a w tym celu musiałabyś znieść to wszystko, co lubię robić w sypialni. Domyślam się, że wciąż nie wiesz, jak dokładnie wyglądają moje preferencje.
– Och. – Trudno mi było się skupić na czymkolwiek innym niż moje trudne położenie, więc koncentrowałam się na wysiłku. Sypialnia. Jego upodobania. Prawdę powiedziawszy, nie wiedziałam, co robił z kochankami, niemniej czy istota tego nie była oczywista? – Mam pewne podejrzenia.
– Nie wątpię – odparł protekcjonalnie. – Powiem ci jednak, żebyś miała pewność. Lubię widzieć kobietę doszczętnie złamaną.
Pokręciłam głową.
– Cokolwiek to znaczy, nie mam wątpliwości, że bym to zniosła.
Cofnął ręce z biurka i wsunął je do kieszeni. Ponownie się wyprostował, by nade mną górować.
– Sprawdźmy to – rzucił.
– Nie wiem, do czego zmierzasz. – Zaczynała mnie boleć głowa i doskwierał mi brak jedzenia. Musiałam to zakończyć.
Edward zaczął wyłuszczać sprawę.
– Oto co proponuję. Chcesz żyć? W takim razie pozwól się zniszczyć.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
TYTUŁ ORYGINAŁU:
Rivalry (Slay Quartet Series #1)
Redaktorka prowadząca: Ewelina Kapelewska
Wydawczyni: Milena Buszkiewicz
Redakcja: Justyna Yiğitler
Korekta: Ewa Popielarz
Projekt okładki: Laurelin Paige
Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski
Zdjęcie na okładce: ©
RIVALRY © Laurelin Paige 2019
Copyright © 2021 for the Polish edition by Niegrzeczne Książki
an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus
Copyright © for the Polish translation by Agnieszka Patrycja Wyszogrodzka-Gaik, 2021
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2021
ISBN 978-83-66815-87-2
Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:
www.facebook.com/kobiece
Wydawnictwo Kobiece
E-mail: [email protected]
Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie
www.wydawnictwokobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek