Odważ się robić wielkie rzeczy. I ty możesz pracować w NASA - Artur Chmielewski, Ewelina Zambrzycka-Kościelnicka - ebook + audiobook

Odważ się robić wielkie rzeczy. I ty możesz pracować w NASA ebook

Artur Chmielewski, Ewelina Zambrzycka-Kościelnicka

4,2

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Czy chcesz robić naprawdę wielkie rzeczy? Badać inne planety, wysyłać łaziki na Marsa, a sondy kosmiczne na skraj Układu Słonecznego, lądować na pędzących w przestrzeni kometach? Jeśli tak, ta książka jest właśnie dla ciebie! Artur Chmielewski, inżynier pracujący od lat w NASA, zdradza w niej, co zainspirowało go, by sięgać gwiazd, i jak funkcjonuje instytucja, która wysłała człowieka na Księżyc i każdego dnia mierzy się z największymi wyzwaniami, jakie potrafimy sobie wyobrazić. W tej fascynującej podróży, prowadzącej z Kalifornii aż po rubieże Układu Słonecznego i jeszcze dalej, Arturowi towarzyszy Ewelina Zambrzycka-Kościelnicka z Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk, dziennikarka i pasjonatka badań kosmosu. Jeśli tylko masz odwagę marzyć o wielkich rzeczach, przyłącz się do nich bez wahania. Marzenia mogą zaprowadzić cię dalej, niż myślisz!

Artur Bartosz Chmielewski– naukowiec, pracownik należącego do NASA Jet Propulsion Laboratory, absolwent Uniwersytetu Michigan i Uniwersytetu Południowej Kalifornii, gdzie ukończył mechanikę i informatykę. Uczestniczył w wielu brawurowych projektach NASA, których celem było rozwijanie technologii wykorzystywanych w trakcie misji sond kosmicznych. Brał udział w misjach Galileo, Ulysses, Cassini-Huygens. Był kierownikiem misji Rosetta, podczas której dokonano udanego lądowania na jądrze komety 67P/Czuriumow-Gierasimienko. Artur Chmielewski jest synem Henryka Jerzego Chmielewskiego – Papcia Chmiela, autora cyklu komiksów „Tytus, Romek i A’Tomek”.

Ewelina Zambrzycka-Kościelnicka– dziennikarka zajmująca się tematyką popularnonaukową, rzeczniczka Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk. Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego. Związana m.in. z pismami „National Geographic” i „Focus” oraz weekendowym magazynem „Gazety Wyborczej”. Współautorka książek Kosmiczne wyzwania. „Jak budować statki kosmiczne, dogonić rakietę i rozwiązywać galaktyczne problemy”, napisanej z Arturem Chmielewskim, i „Człowiek – istota kosmiczna” (z Grzegorzem Broną).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 129

Oceny
4,2 (13 ocen)
7
2
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
piotrekk153

Nie oderwiesz się od lektury

Doskonała lektura
10
aniasci

Nie oderwiesz się od lektury

Świetnie napisana, ciekawa, podzielona na krótkie rozdziały.
00

Popularność




Jestem synem Papcia Chmiela, autora komiksów, których bohaterami byli Tytus, Romek i A’Tomek. Podejrzewam, że zainteresowałem się kosmosem, czytając trzecią księgę ich przygód, opisującą właśnie wyprawę w kosmos. Gdy tata miał 98 lat, sporządził dla mnie rysunek, nieco przypominający okładkę tego komiksu. Tym razem zamiast A’Tomka, w skafandrze astronauty znalazłem się ja sam. Okładka była pierwszym, a wspomniany rysunek ostatnim kosmicznym dziełem Papcia Chmiela!

Wstęp

Nazywam się Artur Bartosz Chmielewski i jestem menedżerem misji kosmicznych w Jet Propulsion Laboratory, w skrócie – JPL, Centrum NASA. Jestem też synem Papcia Chmiela, rysownika, autora komiksów i człowieka, który swoim humorem i wyobraźnią sprawił, że szary i brzydki PRL nie wydawał się taki straszny. Przynajmniej w chwilach, gdy otwierało się kolejne księgi przygód Tytusa, Romka i A’Tomka.

Wybrałem inną drogę niż mój tata. On potrzebował abstrakcji, mi bliższa była precyzja fizyki i matematyki. On tworzył bajeczne światy pełne lunaszków i wannolotów, ja wolałem badać ten istniejący, używając do tego statków kosmicznych i lądowników. Łączyły nas za to wyobraźnia i poczucie humoru. A chociaż tata był dumny z tego, że buduję sondy kosmiczne, przygotowuję misje kosmiczne i opracowuję przełomowe technologie, to jednak zawsze chciał, abym zrobił coś kreatywnego w sensie artystycznym – najlepiej takiego, co można by było wziąć do ręki, jak komiks lub książkę.

Dlatego ta książka jest hołdem dla Papcia Chmiela, dla mojego taty.

W pisaniu wsparła mnie Ewelina Zambrzycka-Kościelnicka. Jak w dobrym zespole, połączyliśmy nasze pomysły, wiedzę i charaktery. Ewelina jest dziennikarką naukową, ale pracuje też w Centrum Badań Kosmicznych PAN. Wspólnie opowiemy ci 42 historie z mojego kosmicznego życia i pracy w NASA. A dlaczego 42? To już sam musisz wykombinować!

Artystyczna wizja początku podróży sondy Galileo.

1

Widziałem, jak komandosi celują z karabinów do mojego kolegi, młodego inżyniera z JPL. Widziałem jego twarz na chwilę przed tym, jak położyli go na ziemi z rękoma za plecami. Wszystko dlatego, że się spóźnił.

Kiedy wysyłaliśmy z NASA do Kennedy Space Center na Florydzie wartą półtora miliarda dolarów sondę Galileo, miała obstawę lepszą niż prezydent Stanów Zjednoczonych. Jechała w naczepie ciężarówki, otoczona wojskowym kordonem. Obok niej siedzieli komandosi, każdy z bronią w ręku. Żeby uniknąć potencjalnej pułapki na liczącej cztery tysiące kilometrów drodze, trasa była wyznaczana losowo przez komputer – samochody nie jechały najprostszą drogą. Gdy konwój dojeżdżał do jakiegoś miasta, komputer rozkazywał kierowcy na przykład: „A teraz skręcisz w prawo”. Kierowca nigdy nie wiedział, jak długo będzie podążać jedną trasą.

W tym ogromnym konwoju mieli się też znaleźć czterej inżynierowie. Tak na wszelki wypadek, gdyby doszło do jakiejś nieprzewidzianej sytuacji podczas długiej drogi z Zachodniego Wybrzeża na Wschodnie. Kłopot polegał na tym, że na miejscu zbiórki stawiło się ich tylko trzech. Ale gdy konwój już ruszył, wszyscy zobaczyliśmy, jak Oak Grove, główną aleją wiodącą do JPL, pędzi żółty samochód. Pędzi bez opamiętania w kierunku ciężarówki, która przewoziła ważącą niemal dwie i pół tony sondę Galileo. Może chce się rozbić i nas wszystkich wysadzić? Albo w środku siedzą terroryści i myślą, że mogą przejąć radioaktywny pluton? Oczywiście zasilany radioaktywnym plutonem nuklearny generator prądu był transportowany oddzielnie, ale terroryści nie musieli o tym wiedzieć.

Nawet nie wiem, kiedy komandosi otoczyli samochód i wyciągnęli kierowcę na jezdnię. Sekundę później leżał już na ziemi, nie mogąc się ruszać, i chyba tylko my wiedzieliśmy, że wojskowi właśnie obronili sondę Galileo przed jednym z jej głównych inżynierów – Howardem. Howard, który miał być czwartym inżynierem w konwoju, po prostu się spóźnił i widząc sznur odjeżdżających aut, wcisnął gaz do dechy. Zamierzał zaparkować swój samochód tuż przy alei wjazdowej i w ostatniej chwili zająć swoje miejsce w konwoju. Zamiast tego napędził wszystkim, również sobie, niezłego stracha.

Statek kosmiczny Galileo. Złoto bardzo dobrze przewodzi prąd, dlatego tak chętnie używamy go w sondach kosmicznych. Ta wielka antena miała przesyłać na Ziemię dane zbierane przez Galileo. Kłopot w tym, że się nie otworzyła i wszystkie te terabajty danych z misji udało się przesłać na Ziemię dzięki małej, pomocniczej antenie. Ogromna czarna tuba na górze to generator nuklearny.

2

Zanim sonda Galileo trafiła do mieszczącego się na przylądku Canaveral Centrum NASA, trafiłem tam ja. Któregoś dnia, gdzieś pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, wezwał mnie do siebie szef JPL i oznajmił, że wysyła mnie na Florydę. „Cudownie, pogram sobie w tenisa na ceglastych kortach przy pięknej słonecznej pogodzie!” – to była pierwsza myśl, jaka pojawiła mi się wówczas w głowie. A musisz wiedzieć, że jestem zapalonym tenisistą. Nie takim, który komentuje mecze Igi Świątek czy Rafaela Nadala przed telewizorem i twierdzi, że wie lepiej niż oni, jak powinni grać. Ja naprawdę gram. Gram dużo, często i z całą moją rodziną. To moja ogromna pasja.

Zostałem wysłany do Kennedy Space Center na Florydzie, dlatego że pracowałem przy generatorach prądu sond Galileo i Ulysses. Chociaż pluton-238, który był źródłem ciepła dla generatora, jest uznawany za stosunkowo mało radioaktywny, to jest bardzo toksyczny. Umówmy się, z pierwiastkami promieniotwórczymi po prostu nie ma zabawy. Należało dołożyć wszelkich starań, by sonda bezpiecznie znalazła się poza Ziemią. Było to tym ważniejsze, że właśnie przeżyliśmy ogromną tragedię, która na wiele lat wstrzymała rozwój programów kosmicznych.

Dwudziestego ósmego stycznia 1986 roku miliony widzów zgromadzonych przed telewizorami na całym świecie i tysiące tych, którzy osobiście przybyli w okolice Kennedy Space Center, zobaczyło, jak prom kosmiczny Challenger rozpada się na kawałki siedemdziesiąt trzy sekundy po starcie. Zginęła cała siedmioosobowa załoga. Również nauczycielka Christa McAuliffe, która miała przeprowadzić pierwszą lekcję z kosmosu. Świat wstrzymał oddech. A my wszyscy, inżynierowie, naukowcy i specjaliści zajmujący się kosmosem, poczuliśmy, że zawiedliśmy.

Przez prawie trzy lata ze stanowiska w Kennedy Space Center nie wystartował żaden wahadłowiec. Nie odpalono żadnej rakiety. A na swoją kolej już czekała sonda Galileo, nad którą pracowaliśmy przez dziesięć lat! Naukowcy związani z misją drżeli na myśl o tym, co się stanie, jeśli sonda nie zostanie wysłana. Obawiali się też tego, że kolejny prom ulegnie katastrofie. Należało dopracować każdą najmniejszą procedurę. Powtarzać ją do znudzenia, sprawdzić każdą możliwość, a nawet przewidzieć to, co nie może się wydarzyć. Właśnie dlatego trafiłem na Florydę – znalazłem się wśród ludzi, których zadaniem było zapobieżenie katastrofie.

NIE MOŻESZ SIĘ POMYLIĆ, BO TWOJA POMYŁKA MOŻE ZAWAŻYĆ NA ŻYCIU MIESZKAŃCÓW MIAMI BEACH, KTÓRZY CHCĄ SPOKOJNIE SPAĆ NIEZALEŻNIE OD TEGO, CZY WAHADŁOWIEC STARTUJE, CZY NIE.

Przez trzy lata byłem pochłonięty obliczeniami prawdopodobieństwa wypadku przy starcie. Generator przeszedł dodatkowe testy. Był już wtedy najbezpieczniejszym urządzeniem tego typu kiedykolwiek skonstruowanym przez człowieka! Pluton był przechowywany w osłonie z kilku najbardziej wytrzymałych materiałów znanych inżynierom. Aby sprawdzić odporność obudowy, testowaliśmy ją w ogromnych piecach, wysadziliśmy w powietrze, a nawet strzelaliśmy do niej pociskami, by sprawdzić trwałość kanistra po uderzeniu szrapnela.

Jeżeli to wygląda jak świetna zabawa, to uwierz mi, wcale tak nie jest. Jest to ciężka praca, w ramach której każdy test musi być uzasadniony i odpowiednio przygotowany, a także zatwierdzony przez komisję, składającą się z najmądrzejszych ludzi, jakich zatrudnia NASA. Wypytują o wszystko: „Skąd wiesz, że taki pocisk ma podobną masę do szrapnela?”, „Jak obliczyłeś prędkość szrapnela?”, „Jak obliczyłeś parametry rotacji po stopieniu się obudowy?”.

Naciśnięcie spustu karabinu i wystrzelenie do pustej obudowy generatora poprzedzają setki wyliczeń, symulacji, testów, a także selekcje materiałów. Przy tym wszystkim cały czas ciąży na tobie ogromna odpowiedzialność. Nie możesz się pomylić, bo twoja pomyłka może zaważyć na życiu mieszkańców Miami Beach, którzy chcą spokojnie spać niezależnie od tego, czy wahadłowiec startuje, czy nie. Często więc budziłem się o trzeciej w nocy i rozważałem kolejne stadia potencjalnej eksplozji wahadłowca…

W końcu obudowa przeszła wszystkie testy. To był kawał świetnej inżynierskiej roboty. Właśnie dlatego sądziłem, że sama procedura startu rakiety pójdzie już jak z płatka. But boy, was I wrong…

Wszystkie promy kosmiczne były wystrzeliwane z przylądka Canaveral znajdującego się przy pięknej Cocoa Beach.

Copyright © by Artur B. Chmielewski

& Ewelina Zambrzycka-Kościelnicka, 2023

Copyright © for the Polish edition by Prószyński Media, 2023

Projekt okładki

Prószyński Media

Ilustracje

Zbyszek Larwa

Zdjęcia

archiwum Artura B. Chmielewskiego,

NASA, JPL, ESA, ILC Dover, Prószyński Media

Filmy wideo

Piotr Niemczewski, NASA

Redaktor prowadzący

Adrian Markowski

Redakcja

Renata Bubrowiecka

Korekta

Sylwia Kozak-Śmiech

ISBN 978-83-8352-514-3

Warszawa 2023

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI