Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Druga Rzeczpospolita bez makijażu
Pasjonująca opowieść o cudach i ułomnościach wyśnionej przez pokolenia Niepodległej
,,— Zresztą wszędzie to samo. Radość, szalona radość z odzyskanego śmietnika.
— Który my w salon przemienimy — uśmiechnął się Barcz, podając rękę”.
(z powieści Juliusza Kadena-Bandrowskiego pt. Generał Barcz)
Wymarzony moment odzyskania niepodległości był czasem dumy i patriotycznego zapału, ale nie tylko. Nasi rodacy bywali, podobnie jak my dzisiaj, zdezorientowani, pełni obaw o przyszłość i zażenowani panującym bałaganem oraz miałkością politycznych sporów.
11 listopada 1918 roku skończył się czas niewinności, „snów o bezgrzesznej” Rzeczpospolitej. Danina krwi została złożona, przyszedł czas na pot i łzy. Ale również na radość, dumę i satysfakcję.
Włodzimierz Mędrzecki od ponad czterdziestu lat studiuje dzieje Drugiej Rzeczypospolitej. Od pierwszej książki, poświęconej Wołyniowi w okresie międzywojennym i wydanej w 1988 roku, stara się weryfikować piękne mity i mroczne legendy dwudziestolecia. Wciąga nas w pełną autentyzmu opowieść o trudnych początkach, mrówczej pracy i sukcesie, jakim była Polska Odrodzona. Przygląda się nowoczesnemu państwu tworzonemu na gruzach imperiów zaborczych, społeczeństwu będącym konglomeratem wielu narodowości, religii, a także gospodarce – elementom nowoczesności i zacofania, wielkiemu kryzysowi 1929–1935 oraz kwestiom, które wciąż pozostają aktualne, jak szara strefa czy obciążenia podatkowe. Ukazuje też proces ewolucji od demokracji do dyktatury, popieranej (przynajmniej do czasu) przez dużą część społeczeństwa. Nie zapomina o zmianach uwarunkowań międzynarodowych Polski Niepodległej, za sprawą których zabiegi polskiej polityki zagranicznej nie mogły zapobiec najgorszemu – skoordynowanej agresji zbrojnej ze wschodu i zachodu zapoczątkowanej 1 września 1939 roku.
Książka pokazuje, że Polska i Polacy zdołali przetrwać kataklizm drugiej wojny światowej i komunizmu w dużej mierze za sprawą dorobku lat 1918–1939.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 579
WSTĘP
W 1923 roku ukazała się jedna z najgłośniejszych powieści politycznych okresu międzywojennego, Generał Barcz pióra Juliusza Kadena-Bandrowskiego. Autor, legionista i oddany zwolennik Józefa Piłsudskiego, przedstawił w niej interpretację procesu formowania się polskiej państwowości, co prawda kreując rzeczywistość literacką, ale o łatwo czytelnych dla ówczesnego odbiorcy odniesieniach do prawdziwych bohaterów i wydarzeń 1918 i 1919 roku. Centralną postacią był generał Barcz, niemal dokładne odwzorowanie Piłsudskiego, a jednym z ważnych bohaterów alter ego autora – legionista i dziennikarz Rasiński.
Na początku listopada Rasiński trafia do Przemyśla, w którym Polacy przygotowują się do odbicia z rąk ukraińskich centrum miasta, leżącego na przeciwległym, wschodnim brzegu Sanu.
„Pierwsze strzały od razu upoiły Rasińskiego.
Plutony piechoty polskiej podbiegały już pod most.
– Dobra, dobra – wrzeszczał ktoś niesamowicie – z tyłu idzie nasza pancerka!!
Istotnie, na pagórkach, wśród rudej fali jesiennego lasu, kwitły białe kity lokomotyw.
– Już idzie...
Nagle od strony mostu wypadli kolejarze z krzykiem w czarnych prostokątach otwartych ust...
– Zderzenie!! Zderzenie!!! Naszego pancernika widzą – dyszał kolejarz. – Puszczają lokomotywy naprzeciw... Jedyny tor... Zderzenie... Ktoś do wekslu!!
– Któryś z panów oficerów – wyfrunęło jak z procy spod hełmu dowódcy.
Rzecz polegała na tym, by w chwili gdy lokomotywy miną most, skręcić je za pomocą zwrotnicy na ślepy tor. Rasiński machinalnie podciągnął spodnie i wyskoczył na plant.
– Po co? Po co? Kretynie – wyrzucał sobie, zbijając obcasy na kamieniach.
Nic na razie nie słyszał, tak potężne prażenie karabinów maszynowych darło się z obu brzegów.
Ledwie myśli niektóre... O domu... Dla Ojczyzny... Żeby się tchórze byczyć mogły...
Za sobą, przez skowyt szarpiących się nad głową drutów rozróżniał już teraz tętent szyn... Na przodzie jeszcze nic... Jeszcze nic...
Rzeka ostro zacina, powietrze puste, wielkie niebo...
Lepiej przed siebie patrzeć – nisko. Dokoła zwrotnicy... Z pobliża jej uprzystępniać się jęły oczom Rasińskiego mnogie, potoczne nicości tego błahego miejsca. Żwir siwy, światłem dnia pomiernie przesypany, gwóźdź zardzewiały, puszka od sardynek otwarta, strzęp gazety z zupełnie czytelnym nagłówkiem. Kawałek brudnej tasiemki.
Spoczęła w Rasińskim kojąca myśl, że taki śmietnik podręczny wszędzie leży, że nic bez niego nie masz.
Gdy z tamtego brzegu wjechały na most lokomotywy...
Biały jak płótno stał na szynach, ściskając w mokrych od potu dłoniach rękojeść zwrotnicy.
Z obu stron zbliżał się łoskot coraz potężniejszy... Już z tyłu grzały oddechy pancernika.
Aż w huku i zgrzytach żelastwa Rasiński rzucił się naprzód, przekręcił raz, drugi i obie maszyny spocone, sapiące zjechały w bok, zaś pociąg pancerny ruszył naprzód.
– Chamy, cholery, chamy!!! Mój śmietnik!!! – krzyczał Rasiński, gdy z pociągu po tamtej stronie wybuchły białe purchawy dymu, a piechota ruszyła ku rzece pod czarne, głośną palbą trzeszczące łuki mostu.
I szczęśliwy, ni to ze wzoru tanich, wiecznych przeznaczeń, wyskoczył spomiędzy tego miejsca szyn, śmieci, niedopałków i sardynek. Pędził za piechotą.
– Chamy, cholery, śmietnik!!! – wołał dumny ze swoich, chciwy śmierci nieprzyjaciela. – Chamy, cholery, śmietnik!...
[...] Wszystkie rozmowy z oficerami utwierdziły Barcza w przekonaniu, że nic się nie zmieniło przez cały ten czas. Powstanie – entuzjazm – spisek. Przebrnąwszy stepy krwawego entuzjazmu od Petersburga do Podwołoczysk, marzył właśnie o czym innym... O gładkich, pełnych chirurgicznej prostoty ramach. Twarz mu się zsiadła w martwym uśmiechu.
– No a zresztą co słychać, Rasiński?
– Zresztą – krzyknął Rasiński wesoło, nie mogąc się nie pochwalić tylko co przeżytym epizodem... – Zresztą wszędzie to samo... Radość – szalona radość z odzyskanego śmietnika...
– Który my w salon przemienimy – uśmiechnął się Barcz, podając rękę”[1].
ROZDZIAŁ 1
POWRÓT NA MAPĘ
Po raz pierwszy uroczyste państwowe obchody 11 listopada jako święta upamiętniającego odrodzenie Polski zorganizowano dopiero po przewrocie majowym. Na początku listopada 1926 roku prezes Rady Ministrów Józef Piłsudski wydał okólnik, który ustanawiał 11 listopada dniem wolnym od pracy. W uzasadnieniu tej decyzji czytamy: „W dniu 11 listopada państwo polskie obchodzić będzie 8 rocznicę zrzucenia jarzma niewoli i uzyskania pełnej, faktycznej niezawisłości. Data powyższa winna pozostać w stałej pamięci społeczeństwa i utrwalić się w umysłach młodego pokolenia, które w zaraniu swego życia powinno odczuwać doniosłość i uroczystość tego pamiętnego dnia”[1]. Ostatecznie pełnię urzędowego majestatu Święto Niepodległości nabrało mocą uchwały sejmowej dopiero 23 kwietnia 1937 roku.
Decyzja Piłsudskiego o uczynieniu 11 listopada najważniejszym świętem państwowym wynikała z dwóch przesłanek. Pierwszą była chęć ostatecznego rozstrzygnięcia sporów o to, które z kolejnych wydarzeń jesieni 1918 roku miało dla powstania niepodległej Polski przełomowe znaczenie. W grę mogło wchodzić wiele dni, począwszy od 28 października, kiedy to w Krakowie powołano do życia Polską Komisję Likwidacyjną (z formalną siedzibą we Lwowie), która 31 października ogłosiła przejęcie pełni władzy nad Galicją – byłym już zaborem austriackim. 7 listopada pod kierownictwem Ignacego Daszyńskiego uformował się i wydał swój manifest Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej. Z kolei 10 listopada szef niemieckich władz okupacyjnych Królestwa Polskiego, generał Hans Hartwig von Beseler, przekazał pełnię swej władzy Radzie Regencyjnej Królestwa Polskiego. I to właśnie z rąk Rady Regencyjnej 11 listopada Józef Piłsudski otrzymał dowództwo nad siłami zbrojnymi Królestwa Polskiego.
Józef Piłsudski (1867–1935) urodził się w położonym kilkadziesiąt kilometrów na północny wschód od Wilna Zułowie, w osiadłej tam od dawien dawna rodzinie ziemiańskiej. Studiował medycynę, ale treścią jego życia okazała się polityka. W 1887 roku został skazany na kilkuletnie zesłanie w związku z udziałem w przygotowaniach do zamachu na cara Aleksandra III. Po powrocie przystąpił do tworzącego się właśnie niepodległościowego nurtu polskiego ruchu socjalistycznego i po 1914 roku był jednym z jego najważniejszych przywódców. W okresie rewolucji 1905 roku na czele Organizacji Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej podjął próbę zainicjowania zrywu powstańczego. W obliczu jej niepowodzenia rozpoczął w 1908 roku przygotowania kadr przyszłej armii polskiej, jaka miała powstać podczas spodziewanego wielkiego konfliktu międzynarodowego. Rok 1914 potwierdził rachuby Piłsudskiego. Szkoleni przez kilka lat w ramach Związku Walki Czynnej i Strzelca ochotnicy weszli w skład Pierwszej Kompanii Kadrowej, a następnie Pierwszej Brygady Legionów Polskich. Wychodząc z założenia, że głównym przeciwnikiem niepodległości Polski pozostaje Rosja, w pierwszych latach wojny Piłsudski współpracował z Austro-Węgrami i Niemcami. Równolegle od 1914 roku tworzył też jednak konspirację stricte niepodległościową w postaci Polskiej Organizacji Wojskowej oraz budował zaplecze polityczne. W 1917 roku, uznawszy, że szanse państw centralnych na zwycięstwo maleją i to raczej Anglia i Francja będą decydować o kształcie powojennej Europy, zerwał współpracę z Niemcami. Uwięzienie komendanta Pierwszej Brygady w efekcie kryzysu przysięgowego (odmowy złożenia przysięgi na wierność cesarzom Niemiec i Austrii przez żołnierzy Legionów Polskich) w lipcu 1917 roku nie powstrzymało aktywności jego współpracowników. W latach 1917–1918 szybko rozwijała się POW, a uznające przywództwo polityczne Piłsudskiego ugrupowania lewicy i centrum zdobywały szerokie poparcie społeczne. W oczach prawicy, zwłaszcza sprawującej rządy w Królestwie Polskim, Piłsudski jawił się jako polityk mający duży autorytet wśród mas ludowych, a jednocześnie reprezentant postawy państwowotwórczej i odpowiedzialnej, co wykazał w latach 1914–1917. Przekonanie, że jest zdolny do pokierowania biegiem spraw państwowych oraz powstrzymania radykalizacji nastrojów społecznych, zdecydowało o tym, że Rada Regencyjna właśnie w jego ręce postanowiła złożyć losy kraju. Piłsudski nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. Okazał się bardzo sprawnym organizatorem prac nad budową nowego państwa i jego sił zbrojnych, a jednocześnie zdołał sprawić, że nieuniknione konflikty społeczne i polityczne nie osiągnęły natężenia zagrażającego stabilności ładu państwowego.
Trzeba jednak pamiętać, że pełnię władzy cywilnej Piłsudski uzyskał dopiero 14 listopada, także z rąk regentów, którzy zadeklarowali: „Kierując się dobrem Ojczyzny, postanawiamy Radę Regencyjną rozwiązać, a od tej chwili obowiązki nasze i odpowiedzialność względem narodu polskiego w Twoje ręce, Panie Naczelny Dowódco, składamy do przekazania Rządowi Polskiemu”[2]. Tego też dnia Józef Piłsudski powierzył misję tworzenia rządu Ignacemu Daszyńskiemu, a 18 listopada desygnował nowego premiera w osobie Jędrzeja Moraczewskiego. Ostatnią datą, która z powodzeniem mogła stanowić symboliczny moment odrodzenia państwowości, był 22 listopada, kiedy światło dzienne ujrzał dekret o najwyższej władzy reprezentacyjnej Republiki Polskiej. Przewidywał on stanowisko tymczasowego naczelnika państwa, który w charakterze głowy państwa miał wraz z rządem przygotować i przeprowadzić wybory do Sejmu Ustawodawczego.
Każde z wymienionych wydarzeń październikowych i listopadowych było ważne, ale żadne z nich nie miało jednoznacznie większej roli od pozostałych. Co więc zadecydowało o wyborze 11 listopada? Wydaje się, że wydarzenie, do którego doszło poza krajem, a mianowicie tego właśnie dnia podpisane zostało zawieszenie broni na ostatnim froncie pierwszej wojny światowej. Zakończenie działań wojennych czyniło ów dzień uroczystym także w wymiarze międzynarodowym i pozwoliło łatwiej zaakceptować jego świąteczny charakter licznej grupie tych, którzy nie uważali, że Józef Piłsudski i jego działalność miały szczególne znaczenie dla odbudowy Niepodległej. Dla znacznej części polskiej opinii publicznej rzeczywistym wskrzesicielem Polski był Roman Dmowski.
Roman Dmowski (1864–1939) urodził się w Warszawie, tam spędził dzieciństwo i młodość. Jako uczeń i student rosyjskiego Uniwersytetu Warszawskiego uczestniczył w konspiracji patriotycznej. Początkowo pozostawał w kręgu romantycznych tradycji powstańczych, jednak niepowodzenie, jakim zakończyły się warszawskie obchody stulecia wybuchu powstania kościuszkowskiego, radykalnie zmieniło jego poglądy. Wypracował „Program Wszechpolski”, który zakładał zaangażowanie w pracę narodową wszystkich grup społecznych, od arystokracji po robotników rolnych, przy czym praca narodowa miała być prowadzona jednocześnie we wszystkich państwach zaborczych. Nie rezygnując z niepodległości jako celu ostatecznego, kładł nacisk na pracę organiczną, służącą wzmocnieniu potencjału narodowego oraz podnoszącą poziom uświadomienia narodowego mas ludowych. Dążył do wykorzystywania legalnych działań, łącznie z uczestnictwem w oficjalnym życiu politycznym Rosji carskiej, ale nie unikał konspiracji. Koordynatorem polityki swego obozu politycznego uczynił tajną Ligę Narodową, do której zapraszał nie tylko polityków, lecz także działaczy społecznych ze wszystkich ziem polskich. Za pośrednictwem LN kierował między innymi Tajną Organizacją Nauczycielską oraz wydawaniem i kolportażem trójzaborowego pisma dla ludu „Polak”. W opublikowanej w 1903 roku książce Myśli nowoczesnego Polaka stworzył podbudowę ideową swego ruchu, która może być uznana za polski wariant święcącego triumfy w całej Europie nowoczesnego nacjonalizmu. W ciągu ponad trzydziestu lat aktywności politycznej Dmowski stworzył silny ruch polityczny, zrzeszający przedstawicieli wszystkich grup społecznych w trzech zaborach i mający poparcie większości polskiej opinii publicznej. Jego spoiwem był nacjonalizm, który integrował ludzi wizją niepodległości i solidarnej wspólnoty narodowej, ale też wezwaniami do aktywnej obrony przed wrogami zewnętrznymi i wewnętrznymi: Niemcami, wszelkiego rodzaju rewolucjonistami oraz Żydami.
W latach 1905–1908 Dmowski wypracował nową strategię geopolityczną, której fundamentem było uznanie Niemiec za śmiertelne zagrożenie dla tożsamości narodowej Polaków. W tej optyce Rosja stawała się mimowolnym obrońcą polskich interesów narodowych. Dlatego też po wybuchu pierwszej wojny światowej nawoływał Polaków do lojalności wobec caratu. Dopiero rewolucja 1917 roku i pogrążenie się Rosji w wojnie domowej sprawiły, że jego głównym celem stało się uzyskanie wsparcia dla idei niepodległej Polski ze strony przywódców ententy. Z perspektywy Dmowskiego i jego zwolenników o wiele większe od działań piłsudczyków znaczenie dla odbudowy Rzeczypospolitej miało pozytywne nastawienie do sprawy polskiej prezydenta Stanów Zjednoczonych, przywódców francuskich i brytyjskich oraz zachodniej opinii publicznej. W listopadzie 1918 roku Roman Dmowski przebywał w Paryżu, co wobec szybkiego pojawienia się Józefa Piłsudskiego w Warszawie wyeliminowało go z rozgrywki o objęcie przywództwa nad krajem. Nie wezwał też swoich zwolenników do otwartej konfrontacji z lewicą powołaną do władzy przez naczelnika państwa. Zdecydował się na kompromis w postaci rządu Ignacego Jana Paderewskiego oraz prawa do reprezentowania Polski w czasie konferencji pokojowej w Paryżu.
Nie ulega zresztą wątpliwości, że właśnie decyzje polityczne mocarstw, ujęte między innymi w przemówieniu premiera Wielkiej Brytanii Lloyda George’a z 5 stycznia i w orędziu prezydenta USA Thomasa Woodrowa Wilsona z 8 stycznia 1918 roku, miały kluczowe znaczenie dla powrotu Polski na mapę Europy. Nie było więc przypadkiem, że aż do przewrotu majowego listopadowe dni, owszem, pamiętano, ale raczej jako moment zakończenia Wielkiej Wojny i kolejny etap skomplikowanego procesu odbudowy państwowości. Za najważniejsze święto państwowe uznawano wówczas, podobnie jak przed 1914 rokiem, rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja i starano się jej obchodom zapewnić odpowiednią rangę. Już w czerwcu 1919 roku Sejm Ustawodawczy podjął stosowną uchwałę w tej kwestii. I tak dochodzimy do drugiej przesłanki wprowadzenia dnia 11 listopada do państwowego kalendarza patriotycznego niemal natychmiast po przewrocie majowym. Nieważne, który z listopadowych dni uznano by za najważniejszy, łatwo było wykreować Józefa Piłsudskiego na centralną postać świętowanej w takiej formule rocznicy odrodzenia państwa. Niezależnie bowiem od rzeczywistej roli w procesie odzyskiwania przez Polskę niepodległości to on znalazł się w listopadzie 1918 roku w Warszawie, objął funkcję naczelnika państwa, nadzorował prace pierwszych rządów i bezpośrednio kierował sprawami tworzenia sił zbrojnych.
Od listopada 1926 roku cały aparat państwowy, znajdujący się w rękach sanacji, z pełnym oddaniem angażował się w organizację obchodów 11 listopada. Nie było instytucji państwowej, która nie uczestniczyłaby w przygotowywaniu uroczystości. Jednostki wojskowe organizowały przemarsze i parady, uczniowie szkół wszystkich szczebli brali udział w uroczystych nabożeństwach i akademiach. Polskie Radio przez kilka dni nadawało podniosłą muzykę i materiały sławiące czyn legionowy oraz dokonania Ziuka, Komendanta, Wskrzesiciela Państwa, Naczelnika i Pierwszego Marszałka Polski w jednej osobie. 11 listopada był jednym z najważniejszych instrumentów tak zwanego wychowania państwowego i szkoły patriotyzmu, ale też polityki historycznej obozu sanacyjnego.
Z perspektywy obchodzonej niedawno setnej rocznicy odzyskania niepodległości trzeba stwierdzić, że kiedy polityczny wymiar sporu o udział poszczególnych obozów politycznych i ich przywódców w odrodzeniu Rzeczypospolitej stracił swą aktualność, zwłaszcza w czasie drugiej wojny światowej, 11 listopada stał się na pewien czas świętem ogólnonarodowym. Starali się temu przeciwdziałać komuniści. Już w 1945 roku powolna komunistom Krajowa Rada Narodowa zniosła święto listopadowe i proklamowała obchody Narodowego Święta Odrodzenia Polski na cześć ogłoszonego 22 lipca 1944 roku manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, który uznawano za akt założycielski Polski Ludowej. Nie zmieniło to faktu, że polska emigracja polityczna oraz antykomunistyczna część opinii publicznej w Polsce nadal celebrowały 11 listopada. Od połowy lat siedemdziesiątych opozycja demokratyczna organizowała w kraju publiczne obchody Święta Niepodległości. Uczestnicy „nielegalnych zgromadzeń” byli poddawani represjom i szykanom, aż do wyrzucenia z pracy czy pozbawienia wolności włącznie.
Przywrócenie święta państwowego 11 listopada przez Trzecią Rzeczpospolitą ogół społeczeństwa przyjął jako jeden z symboli powrotu do normalności. Niebawem chichot historii sprawił jednak, że owo święto znów stało się źródłem gorących sporów. Organizowane 11 listopada w Warszawie przez Stowarzyszenie Marsz Niepodległości manifestacje są okazją do prezentowania w przestrzeni publicznej haseł, poglądów i zachowań ksenofobicznych, szowinistycznych i rasistowskich. Wywołuje to sprzeciw i protesty środowisk liberalnych, demokratycznych i lewicowych. Święto Niepodległości ponownie raczej utrwala i pogłębia istniejące w społeczeństwie polskim podziały, niż integruje.
Z perspektywy z górą stu lat oraz doświadczeń dziejowych XX i XIX wieku jest oczywiste, że wydarzenie takiej rangi jak utworzenie w środku Europy dużego państwa liczącego 388 tysięcy kilometrów kwadratowych i ponad 27 milionów mieszkańców nie mogło być efektem czynu i woli jednostek, choćby najwybitniejszych. Powyższa uwaga nie oznacza w żadnym razie próby odbierania ogromnych zasług w dziele odbudowy państwowości polskiej Piłsudskiemu, Dmowskiemu, Paderewskiemu, Witosowi, Daszyńskiemu i wielu innym politykom, działaczom oraz fachowcom z różnych dziedzin. Jednakże podobnie jak niezwykły talent Adama Małysza potrzebował całego sztabu anonimowych często pracowników, tak zdolności przywódcze i organizacyjne Piłsudskiego czy skuteczność polityczna Dmowskiego mogły przynieść efekty jedynie dzięki potencjałowi tworzonemu przez całą polską wspólnotę polityczną.
11 listopada 1926 roku Józef Piłsudski wygłosił przez radio przemówienie upamiętniające rocznicę odzyskania niepodległości. Mówił wówczas: „Razu pewnego zobaczyłem gromadkę dzieci, schyloną i skurczoną nad jakimś przedmiotem. Patrzyłem zdumiony, co na brudnym, śmietnistym podwórzu one widzieć mogły, i dojrzałem małą żabkę. Żabka, w błocie utytłana, zabrudzona, w piachu wywalana, skakała niezgrabnie na długich nogach i wyłupiastymi oczkami łyskała na dzieci. Zapytałem dzieciaka – na co wy tu patrzycie? Na to mi jeden chłopak odpowiedział, że przecież była taka żabka na świecie, co – on sam o tym czytał – na śmietnisku skakała, a nagle przez czary i dziwy wyjechała złocista kareta – ogromna kareta, w sześć rumaków wielkich zaprzężona. [...] Panie pudła z karety wyjmują i, o czary! i, o dziwy! – z żabki robi się nagle cud dziewica, cud dziewczyna – o przepięknych oczach i liczku! [...] Żabę brudną, na dziewczynę cudną przez czary zmienioną, wsadzają do karety i jedzie ona na białe, na wielkie pałace i sale. W pałacach i salach posadzki świecą jak lustra, i w lustrze takim dziewczyna cudnej swej piękności się przygląda, a złe dziewczęta, z zazdrości zżółkłe, gwarzą i szepcą o niej, jako o złej i przewrotnej dziewuszce. A panie złe i macochy złe rzeczy do ucha sobie szepcą. Są więc czary i dziwy, kiedy dziewczę jest szczęśliwe. Powiadają, że bajek na świecie nie ma!...
Tak mi chłopak mówił i czekał, żeby z żabki cud dziewica wyskoczyła i karoca na śmietnisko zjechała. Sam nie wiem, czy to bajki prawdziwe, ale że są czary i dziwy, kiedy ktoś jest bardzo szczęśliwy, to jest prawdą. To ja sam na własne uszy słyszałem, na własne oczy widziałem, własnymi palcami dotykałem takich czarów i dziwów, że doprawdy aż opowiadać strach. [...] Był kiedyś listopadowy dzień, jasny, kiedyś roczków niewiele, a działy się wtedy czary i działy się dziwy...”[3].
Przytoczone słowa powinny stanowić obowiązkowy przedmiot pogłębionej refleksji dla wszystkich, którzy podejmują rozważania nad splotem procesów i okoliczności prowadzących do odrodzenia się państwa polskiego. Wydarzenie to, niezależnie od przesłanek i uwarunkowań dających się określić i opisać metodą naukową, pozostaje faktem wymykającym się jakiejkolwiek spójnej, zwartej i zamkniętej interpretacji. Co jednak nie zwalnia historyków od próby porządkowania kosmosu zdarzeń, przypadków, czarów i dziwów.
Podobnie jak o upadku Rzeczypospolitej szlacheckiej decydowały na równi wewnętrzne, rozwijające się przez pokolenia procesy rozkładowe oraz czynniki zewnętrzne w postaci trwającego przez dziesięciolecia wzrostu potęgi agresywnych sąsiadów, tak na odrodzenie Polski złożyło się wiele rozmaitych przesłanek. Dają się one podzielić na dwie główne grupy, jak się wydaje, równie istotne. P i e r w s z a t o p r z e s ł a n k i w e w n ę t r z n e. W 1918 roku okazaliśmy się jako wspólnota polityczna zdeterminowani do walki o odzyskanie niepodległego bytu i jego utrwalenie za cenę krwi i największych wyrzeczeń materialnych, a także, co nie mniej istotne, kompetentni do zbudowania państwa na solidnych podstawach. D r u g a t o p r z e s ł a n k i z e w n ę t r z n e. Narody, nawet liczniejsze od polskiego i także zdolne do samodzielnego bytu, przez wiele dziesięcioleci były pozbawione, a niekiedy są nadal, możliwości realizacji swych ambicji, przede wszystkim za sprawą braku akceptacji na forum międzynarodowym. Niezwykle korzystny z punktu widzenia polskich interesów układ wydarzeń w okresie pierwszej wojny światowej złamał potęgę wszystkich trzech zaborców i otworzył bramy do stworzenia zupełnie nowej mapy politycznej Europy Środkowo-Wschodniej. Jednocześnie idea powrotu Polski na ową mapę zyskała akceptację mocarstw decydujących o konstelacji politycznej Europy po wojnie.
Rola niepodległościowego czynu zbrojnego dla odzyskania niepodległości była i jest podkreślana nieprzerwanie na wszystkich płaszczyznach komunikacji społecznej. Bo też nie budzi wątpliwości fakt, że bez Legionów, polskich formacji zbrojnych na wschodzie, Błękitnej Armii generała Józefa Hallera czy Polskiej Organizacji Wojskowej nieporównanie mniej dobitnie wybrzmiewałyby polskie argumenty za niepodległością, a poza tym brakowałoby kuźni kadr dla przyszłej armii i kandydatów do służby niepodległej już Rzeczypospolitej.
Przyjęcie w Poselstwie RP w Kairze z okazji Święta Niepodległości (1933).
Nie można jednak lekceważyć trwającej przez całą wojnę pracy u podstaw. Już przed wielu laty Janusz Pajewski podkreślał ogromną rolę, jaką w procesie odbudowy państwa polskiego odegrały działania prowadzone w ramach Królestwa Polskiego, ignorowane często przez ówczesnych, ale też wielu późniejszych publicystów i historyków[4]. Królestwo Polskie powołano do życia nie z sympatii do Polaków, ale w oczekiwaniu na ich wdzięczność i aktywne wsparcie wysiłku wojennego państw centralnych. Na mocy Aktu 5 listopada 1916 roku, wydanego przez cesarzy Niemiec i Austrii, utworzono zależny od „dobroczyńców”, ale jednak odrębny byt państwowy. Ostatecznie zaborcy wiele na tym posunięciu nie zyskali. Polacy nie ruszyli tłumnie do wojskowych formacji ochotniczych ani też nie zaczęli dobrowolnie pracować na rzecz gospodarki wojennej czwórprzymierza. Za to skoncentrowali się na wykorzystaniu zwiększonych możliwości działania na rzecz rozwoju potencjału narodowego. Od końca 1916 roku rozpoczęła się budowa systemu prawnego nowego państwa, polskiego aparatu administracyjnego, sądownictwa, systemu oświaty etc. Zaczęto prowadzić politykę społeczną i kulturalną uwzględniającą polskie interesy narodowe. Niezwykle ważnym aspektem działań prowadzonych przez polskie władze Królestwa Polskiego były szeroko zakrojone prace nad przygotowywaniem rozwiązań na przyszłość – czas po zakończeniu wojny. Dotyczyło to zarówno projektów rozwiązań prawnych, jak i formowania kadr państwowych. Profesor Witold Kamieniecki, zastępca dyrektora Departamentu Spraw Politycznych Tymczasowej Rady Stanu Królestwa Polskiego, wspominał: „O właściwej polityce zagranicznej w ówczesnych warunkach wojennych podczas okupacji nie mogło być oczywiście mowy, ale tworzyliśmy kadry przyszłego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, przyszłych placówek dyplomatycznych, szkoliliśmy przyszłych konsulów, łagodziliśmy antagonizmy partyjne, roztaczaliśmy opiekę nad jeńcami i uchodźcami”[5]. Przykładem tytanicznej pracy o fundamentalnym dla przyszłości znaczeniu, a jednocześnie świadectwem potencjału tkwiącego w polskich elitach narodowych może być dorobek Departamentu Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego Rady Stanu, zwłaszcza w odniesieniu do upowszechnienia oświaty i szkolnictwa elementarnego. Latem i jesienią 1918 roku na całym terenie Królestwa Polskiego prawie wszystkie dziedziny życia publicznego (z istotnymi wyjątkami, na przykład gospodarki żywnościowej zarządzanej przez władze okupacyjne) znajdowały się w gestii aparatu państwowego pozostającego w rękach Polaków.
ŹRÓDŁA ILUSTRACJI
Narodowe Archiwum Cyfrowe: s. 18.
PRZYPISY
WSTĘP
ROZDZIAŁ 1. POWRÓT NA MAPĘ