Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
CHRIS MATHESON – amerykański reżyser filmowy i scenarzysta. Wraz z Edem Salomonem współtworzył scenariusz do komedii science fiction pt. Bill i Ted ratują wszechświat, filmu Wyobraź sobie, z Eddiem Murphym w roli głównej oraz produkcji Mama i tata ocalają świat.
Opis
Czy Biblijny Bóg przeżywa wzloty i upadki? Czy bywa niekonsekwentny? Biblia zawiera pewne wskazówki dotyczące osobowości Boga. Jest on mściwy i opiekuńczy zarazem, wszechmocny i bezsilny, kapryśny i przewidywalny, kochający i nienawistny. Nikt dotychczas w pełni nie wyjaśnił dlaczego Bóg jest postacią pełną sprzeczności. Nikt też, w satysfakcjonujący sposób, nie wytłumaczył jaka jest jego relacja nie tylko z aniołami, Szatanem i Jezusem, ale również z dziełem stworzenia. Być może jest irracjonalny i stanowi zagadkę nawet dla samego siebie?
Pełna absurdalnego humoru historia, w której Bóg okazuje się być zgoła inny od chrześcijańskich wyobrażeń. Alternatywna interpretacja Biblii widziana oczami ateisty.
„Połowa osób czytając tę książkę zaśmieje się głośno, z pewnością Chris Matheson jest genialnym i zakręconym szydercą; druga połowa zaśmieje się cicho mając pewność, że będzie się smażył w piekle.” – Ed Samomon, scenarzysta filmu Faceci w czerni
Kurt Vonnegut i Douglas Adams w jednej osobie. - Dana Gould
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 196
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Chris Matheson
Biblijna komedia o miłości (i nienawiści)
Oparte na prawdziwych wydarzeniachBiblii
Dla S
Bóg siedzi sam jeden w ciemności. Od jak dawna tu jest? Wydaje się jakby od zawsze. Czy rzeczywiście od zawsze? Skąd się tu wziął? Kto go tu umieścił? Czy on sam się tu znalazł? Kiedy to zrobił? Wokół niego: Nic. Otchłań bez światła. Tylko on, siedzący w ciemności. Siedział? Stał? Kim był? Zaraz… Naprawdę był sam? Co to był za dźwięk? Spoglądając w dół, w ciemność, coś sobie uświadomił.
Pod nim znajdowała się woda (Rdz 1, 2); zimna, pusta, całkowicie pozbawiona życia. Było w niej coś upiornego. Skąd ona się tam wzięła? Czy to on ją stworzył, a potem o tym zapomniał? Czy jednak jej nie stworzył? A jeśli nie on – to w takim razie kto? Pewnie to był on – nie mógł sobie jednak tego przypomnieć. Jeśli jednak stworzył wodę (oczywiście, że on tego dokonał!), to dlaczego wykreował tylko tyle rzeczywistości i nic poza tym? Dlaczego cały czas siedział w ciemności, nad tą wodą, praktycznie od zawsze? Nie wiedział dlaczego – po prostu… siedział, i już. Teraz jednak, z niewiadomego powodu, Bogu przyszło coś na myśl: chciał widzieć.
Jak miałby to zrobić? Bóg spróbował klaskać. Nic się nie stało. Spróbował głośno odchrząknąć, potem zamknąć mocno oczy i znów je otworzyć. Nic nie zadziałało. Czyżby utknął tu na zawsze, siedząc w ciemnościach z bezświetlną wodą kłębiącą się pod nim, nie mając zupełnie nic do roboty? Wydawało się to okropne, „piekielne”, jak to później określi.
Bóg wpadł na pomysł.
Powie na głos, czego sobie życzy. Nigdy wcześniej nic nie mówił. Pomyślał, co chce powiedzieć. „Światło, poproszę”? Nie, to wydawało się słabe, brakowało w tym powagi. „Włączcie światła”? Być może mocniejsze, ale do kogo miałby wystąpić z takim żądaniem? „Ja chcę światła”? Zbyt dziecinne.
Bóg przesiedział w ciemnościach przez kolejny szmat czasu. Jak długo? Nie wiedział, czas jeszcze nie istniał. Wtedy go olśniło. Tkwił pochylony, z głową w dłoniach, wsłuchując się w wodę poniżej, wpatrując się przez palce w otaczającą go atramentową czerń, gdy nagle uświadomił sobie, że wie dokładnie, co ma powiedzieć.
– Niechaj się stanie światłość! – zawołał.
I stała się światłość (Rdz 1, 3).
Bóg był zachwycony. Potrafił to zrobić, potrafił sprawić, że się coś dzieje, stworzyć taką rzeczywistość, na jaką miał ochotę. Była to dla niego niezwykła chwila. Przez głowę przeleciała mu nieproszona myśl: „Czy tam wcześniej był już ktoś, kto zareagował na moje polecenie?”. Niemożliwe, był Bogiem, był sam.
– Oczywiście mówiłem do siebie, sobie rozkazując stworzenie światła, tak, to ma sens! – powiedział do siebie Bóg.
Teraz, kiedy już nastała jasność, Bóg mógł się rozejrzeć dokoła. Niewiele, w zasadzie coś w rodzaju wielkiej nicości. Praktycznie pustka, wyjątkiem była woda poniżej i, cóż… on. Wcześniej obmacał się w ciemności, nigdy jednak siebie nie widział. Teraz przyglądał się sobie. Miał dwie mocne nogi, muskularny tułów, szczupłe ręce. Dotykał swojej twarzy – oczu, nosa, ust, uszu, włosów. Czy on się takim uczynił, „stworzył” siebie – czy zawsze był taki? Nie wiedział. Jeśli sam siebie stworzył, nie mógł sobie przypomnieć, jak tego dokonał – ale musiało tak być. Bo jeśli nie, to w takim razie kto to zrobił? Było to niepokojące pytanie; nie chciał się nad nim zastanawiać.
Inna niepokojąca rzecz: penis, który mu dyndał między nogami. Co to tam robi? Jest brzydkie, pomyślał Bóg. Nie ma mowy, żeby on sam sobie coś takiego wybrał – wydawało mu się to monstrualne. Dotknął go. Penis zareagował. Bóg zmarszczył brwi i gwałtownie cofnął swoją potężną dłoń. To coś było odrażające, uznał. Być może w pewien sposób fascynujące, ale złe – wzbudzające pewne odczucia, które wydawały się jakieś… niecne. A te wiszące, oklapnięte jądra poniżej? Odrażające. (Bóg nie odkrył wtedy jeszcze swojego tyłka. Gdy to zrobił, nie był zadowolony).
Nic nawet nie mówiąc, Bóg pomyślał: „Muszę być okryty”, i natychmiast spowiła go biała szata, osłaniając jego ciało i zakrywając obraźliwe części. No, tak lepiej. Teraz mógł kontynuować. Przez dłuższy czas zastanawiał się, co ma teraz zrobić, a następnie znów wypowiedział coś na głos. „Niechaj się stanie niebo!” – rozkazał, bo z tego, co się zorientował, woda pod nim unosiła się jakby w przestrzeni, a to mu się nie podobało (Rdz 1, 8). Następnie Bóg zażądał lądu. Musiał mieć możliwość pochodzenia sobie, by użyć swoich mocnych nóg, a nie tylko siedzenia wysoko na niebie. Ląd był niezbędny. I stał się ląd (Rdz 1, 9).
Choć Bóg zadowolony był z tego, co się działo, to jednak istniała jakaś cząstka jego samego, która zastanawiała się, dlaczego tak długo czekał, żeby to zrobić; dlaczego siedział tam w ciemnościach przez mniej więcej wieczność, nie robiąc nic. Teraz, gdy zdał sobie sprawę ze swojej własnej mocy, wydawało się to głupie. „Mogłem to zrobić na samym początku” – pomyślał. (Bóg miał skłonność do samokrytyki, czasem dość surowej. Problem ten będzie go dręczył przez dłuższy czas, który miał dopiero nadejść).
Bóg ucieszył się na widok suchego lądu, wyglądał on jednak jakoś tak pusto. Nic na nim nie było – był szarobrązowy, spowity martwą ciszą. Przechadzając się po nim, nie odnosiło się wrażenia, że może tu być przyjemnie. Jak mógłby go ulepszyć? Bóg wpadł na świetny pomysł. „Stworzę rzeczy, które będą żywe” – pomyślał. „Rzeczy, na które ciekawie będzie popatrzeć, które będą coś robić”. Zaczął mu się klarować pomysł stworzenia istoty podobnej do niego, nie tylko żywej, ale również świadomej – zdolnej do myślenia, zdolnej go pojąć, zdolnej go poznać i go kochać.
Zacznie jednak od czegoś prostego. „Niechaj powstaną rośliny!” – rozkazał. W mgnieniu oka ląd został usiany pięknymi, w pełni uformowanymi drzewami owocowymi (Rdz 1, 12). Bóg spoglądał na nie z uznaniem. I wiedział Bóg, że były dobre. Później, w chwili zwątpienia, skrytykuje sam siebie za to, że stworzył drzewa przed stworzeniem słońca. Na razie jednak Bóg, spoglądając na te cudowne liście, majestatyczne pnie i soczyste owoce, odczuwał dumę. „Drzewom nie sposób się oprzeć” – pomyślał w duchu. To podsunęło mu kolejny pomysł, który odłożył sobie na później – będą się one nadawały na doskonały test.
Bóg spojrzał w dół na swoje dzieło i się uśmiechnął. Po chwili jednak uśmiech zaczął powoli zanikać. Biorąc pod uwagę wszystkie jego moce, jak również fakt, że cokolwiek rozkazał, to to coś zaczynało istnieć, kawałek suchej ziemi i kilka drzew wydawały się raczej skromnym osiągnięciem.
„Niechaj się stanie więcej światła” – rozkazał Bóg i… no cóż, jak to opisać? Najpierw powoli, potem coraz szybciej, aż zaczęło to wręcz przyprawiać o zawrót głowy, niebo zaczęło się rozświetlać gwiazdami, dosłownie bilionami gwiazd – a tak naprawdę bilionami bilionów, czyli w gruncie rzeczy powstał cały wszechświat (Rdz 1, 14–15). Bóg nie miał zamiaru stworzyć czegoś aż tak wielkiego. Chodziło mu o wszechświat o średnicy kilkunastu tysięcy kilometrów, a nie o coś tak ogromnego, nieporęcznego. Być może, gdy powiedział: „Niechaj się stanie więcej światła!”, był za mało precyzyjny. Może powinien był być bardziej konkretny: „Niechaj się stanie tysiąc świateł więcej!”, lub coś w tym stylu. Teraz jednak było za późno. Wszechświat był ogromny, wypełniony gwiazdami, galaktykami i planetami. Prawdopodobnie był cały usiany życiem, pomyślał Bóg, ale szybko doszedł do wniosku, że nie ma to dla niego żadnego znaczenia. To, co się działo w pozostałej części wszechświata, nic a nic Boga nie obchodziło.
Interesował go tylko jeden świat. Ziemskie stworzenia, które go poznają i będą mu posłuszne, były głównymi obiektami – jedynymi obiektami. Już się nad nimi zastanawiał – jak one go będą kochać i jak on będzie je testował. (Obleją ten test, już o tym zdecydował. To było w porządku; ekscytował go pomysł ukarania ich za to).
Więc stworzył wszechświat za duży, no i co z tego? Był to dowód na to, jaki jest potężny. Stworzył także słońce i księżyc, i bardzo mu się one podobały (Rdz 1, 16). Ten cholerny samokrytyczny głos pojawi się w jego głowie dopiero później: „Najpierw stworzyć ziemię i jabłonie, a dopiero potem zbudować wokół nich wszechświat – prawdziwy bystrzacha z ciebie, Boże”. Nienawidził tego głosu.
Ziemia spoczywała na swoim miejscu, usiana drzewami owocowymi, które teraz miały dostęp do światła słonecznego, które pomagało im rosnąć, i widział Bóg, że to było dobre. Pomijając jednak drzewa, panowała cisza i spokój. Drzewa i rośliny nic nie robiły. Z całą pewnością nie były zdolne do kochania go, co było – i teraz Bóg to zrozumiał – wszystkim, czego naprawdę pragnął. Drzewa i rośliny były, no tak, „żywe”… ale przy tym takie nudne. One jedynie sterczały, nie robiąc nic.
Bóg postanowił zapełnić wodę żywymi, aktywnymi stworzeniami. Nazwał je „rybami”. Postanowił zapełnić powietrze latającymi stworzeniami, które nazwał „ptakami” (Rdz 1, 20). Na początku ptaki spodobały się Bogu, ale szybko zirytowały go ich hałaśliwe, skrzeczące głosy. Szczególnie te bystre, jak wrony i papugi, działały mu na nerwy. „Zamknijcie. Te. Dzioby” – powtarzał w myślach, słysząc ich świergotanie. Za jakiś czas z radością każe je wszystkie zabić. Bóg uznał, że ryby są w porządku – nie robiły niczego, co by mu przeszkadzało. Tego dnia Bóg stworzył jeszcze kilka potworów morskich (Rdz 1, 21).
Bóg przemówił do ptaków i ryb, witając je na ziemi i obdarzając zmysłem orientacji przestrzennej – czyli w zasadzie sprawiając im prezent na dobry początek. Zastanawiał się chwilę, co powiedzieć, aż uznał, że wie, jak uderzyć w odpowiednią strunę: „Bądźcie płodne i rozmnażajcie się!” – powiedział im (Rdz 1, 22). Wydawało się to doskonałym przesłaniem… do czasu, gdy znów rozległ się ten cholerny samokrytyczny głos: „To są ryby i ptaki, one cię nie rozumieją, wiesz przecież o tym, co nie?”. Bóg nie znosił tych chwil, gdy nachodziły go takie myśli. Potrafiły zepsuć cały niezwykle produktywny dzień. Wcześniej planował stworzyć więcej żywych rzeczy, ale zamiast tego poszedł spać. „A poza tym – okłamywał sam siebie – wciąż jestem zmęczony po wczorajszym stworzeniu całego wszechświata, tych wszystkich bilionów gwiazd…”.
Tytuł oryginału: The story of God
Przełożył: Dariusz Jamrozowicz
Redakcja: Dagmara Walczak
Projekt okładki, loga serii: MEGADESIGN Maciej Łukasik | www.megadesign.pl
Skład: WDR PROGRES | www.wdrprogres.pl
ISBN epub 978-83-7967-253-0
Copyright © Chris Matheson All rights reserved
Copyright © for the Polish translation by Dariusz Jamrozowicz
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Stapis, 2023
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując jej część, rób to jedynie na użytek osobisty. Szanujmy cudzą własność i prawo. Więcej na www.legalnakultura.pl
Polska Izba Książki
Wydawnictwo STAPIS ul. Floriana 2a 40-288 Katowice tel. +48 32 206 86 41, +48 32 259 75 74 www.stapis.com.pl