44,99 zł
Autorzy bestsellerowych Opowieści dla dzieci, które chcą uwierzyć w siebie powracają z nową książką.
Oto 35 opowiadań pokazujących wartości i dostarczających narzędzi, dzięki którym młodzi czytelnicy stawią czoła życiowym wyzwaniom. Ponadto będą mogli rozwijać swoją inteligencję emocjonalną, odkrywać talenty i je realizować.
Skierowane do całej rodziny historie inspirowane są najmądrzejszymi tradycjami ludzkości. Znaczenie akceptacji siebie, magia empatii, siła prostoty i inne klucze do osobistych umiejętności sprawią, że dzieci będą się rozwijać, a przede wszystkim będą szczęśliwsze.
To książka terapeutyczna, która wzmacnia poczucie własnej wartości, pomaga radzić sobie z frustracją i pokazuje drogę do samodoskonalenia – po prostu uczy, jak być szczęśliwym.
Książka dla dzieci w wieku 6+
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 105
Żyjemy w czasach, które podlegają nieustannym przemianom. Szczególnie dla najmłodszych życie w takiej niepewności przypomina żeglugę po niespokojnych wodach: trzeba wierzyć we własne umiejętności i – nade wszystko – wiedzieć, dokąd się zmierza.
Istnieje jednak kompas, który pomaga odnaleźć drogę niezależnie od różnych sytuacji, nawet gdy zdaje się nam, że zgubiliśmy kierunek. Jest to tak zwany kompas wartości.
Gdy jesteśmy pewni wyznawanych przez nas wartości, dużo łatwiej możemy stawiać czoła przeciwnościom losu, wyznaczać priorytety i podejmować właściwe decyzje w trakcie podróży przez życie, które tak często wystawia nas na próbę. Ponadto, kierując się wartościami, tworzymy silniejsze więzi z innymi i bardziej doceniamy to, co mamy. Nie ulega wątpliwości, że życzliwość, piękno, sprawiedliwość, solidarność i etyka pomagają wieść dobre i cudowne życie: nie tylko nam, ale także tym, z którymi wchodzimy w relacje. Ostatecznie szczęście ma wiele wspólnego z umiejętnością życia w zgodzie z wyznawanymi przez nas wartościami.
Napisanie tej książki było dla nas wielkim wyzwaniem, mając na uwadze zarówno doniosłość naszej misji, jak i entuzjastyczne przyjęcie Opowieści dla dzieci, które chcą uwierzyć w siebie przetłumaczonych na wiele języków i z dziesiątkami wznowień.
Gdy nasza wydawczyni zaproponowała nam stworzenie nowego zbioru opowiadań, zadaliśmy sobie pytanie: co takiego, zaraz po pewności siebie, jest najważniejsze dla dziewczynek i chłopców? Obaj doszliśmy do takich samych wniosków: poza właściwą samooceną to właśnie wartości są tym, co nie pozwala nam pobłądzić w chwilach niepewności i zagubienia. Ponadto pomagają uczynić nasze (i nie tylko nasze) życie lepszym i pozwalają osiągnąć prawdziwe i trwałe szczęście. Ugruntowane wartości są kluczem do lepszego życia, a jego jakość zależy od decyzji, jakie podejmujemy w odpowiedzi na stawiane przed nami wyzwania.
Nikt nie uczy nas sztuki życia, a my sami odkładamy tę naukę aż do momentu, gdy pojawią się trudności. Dopiero wtedy zastanawiamy się, co takiego zawiodło i co moglibyśmy zrobić lepiej, aby rozwiązać nasz problem lub zaoszczędzić sobie, często niepotrzebnego, cierpienia. Dlatego uważamy, że warto przekazać najmłodszym – i nie tylko! – zbiór opowiadań, które wskażą im, jak lepiej żyć. A do tego najlepsza będzie właśnie nauka przez pryzmat wartości.
To one są naszymi przewodniczkami i pozwalają nam czerpać z życia pełnymi garściami: odwaga, odpowiedzialność, dążenie do celu, pokora, ufność, oddanie, współpraca, prostota, akceptacja… każda z nich daje nam mądrość.
Książka, którą właśnie trzymasz w rękach, ma uczyć i inspirować: nie tylko nasze dzieci, ale także nas, dorosłych.
W trakcie lektury opowiadań pojawi się okazja do rozmowy z najmłodszymi, a nam właśnie o to chodzi: aby zawarte tutaj opowieści stanowiły zachętę do spojrzenia na życie z pozytywnej, kreatywnej i kompleksowej perspektywy.
Każda opowieść opatrzona jest refleksją, która pomoże wejść w rolę edukatora i porozmawiać z dziećmi i młodzieżą o tym, co naprawdę istotne i co nadaje naszemu życiu znaczenie.
Ogromnie się cieszymy, że możemy przekazać te opowiadania w twoje ręce. Były dla nas wielkim źródłem inspiracji i pozwoliły inaczej spojrzeć na życie – dały nam lekcję, jak zachować czujność podczas codziennej żeglugi po jego nieprzewidywalnych wodach.
I taki jest właśnie sens niniejszej książki. Mamy nadzieję, że jej lektura będzie dla ciebie taką samą przyjemnością, jaką dla nas było jej pisanie.
Serdeczności
Álex Rovira i Francesc Miralles
1
Przez pochopne osądy tracimy to, co w życiu najlepsze
Pewna mądra kobieta witała podróżnych w bramie wzniesionego pośrodku pustyni bogatego grodu. Spędzała tam długie godziny, kryjąc się pod palmą przed promieniami słońca i rozmyślając o życiu. To właśnie dlatego w tej oazie cywilizacji uważano ją za mędrczynię.
Pewnego ranka, tuż po świcie, do grodu dotarł przybysz z dalekiego kraju. Przemierzył przez pustynię setki kilometrów, aby poznać zwyczaje miejscowych. Zanim jednak przekroczył bramę, spytał kobietę:
– Droga pani, jacy są mieszkający tutaj ludzie?
Ona na to:
– Zanim odpowiem na to pytanie, chciałabym się czegoś dowiedzieć o ludziach mieszkających w krainie, z której pan pochodzi.
– Ech! – prychnął gniewnie. – Są leniwi, prymitywni, wszędobylscy, kłamliwi, zarozumiali i zadufani w sobie! Wyjechałem stamtąd, bo mieszkają tam sami głupcy, a teraz szukam dla siebie lepszego miejsca.
– Hm… No cóż, bardzo mi przykro, bo w tym mieście natrafi pan na podobnych ludzi.
Zaskoczony i zasmucony wędrowiec powiedział, że w takim razie pójdzie dalej w poszukiwaniu lepszego domu dla siebie.
Nawet nie wszedł do miasta.
Pod wieczór, gdy słońce zaczęło zachodzić, a kobieta chciała już wrócić do domu, przy wejściu do dzielnicy arabskiej zwanej medyną pojawił się pogodny młody chłopak.
Gdy zauważył siedzącą pod palmą kobietę, postanowił zaspokoić swoją ciekawość:
– Dobry wieczór! Rozumiem, że pani jest miejscowa?
Mędrczyni skinęła głową.
– Jestem antropologiem i już od jakiegoś czasu chciałem odwiedzić postawione pośrodku pustyni miasto – wyjaśnił z uśmiechem. – Czy może mi pani powiedzieć coś ciekawego o jego mieszkańcach? Jacy są?
– Oczywiście. Odpowiem na to pytanie, ale pod jednym warunkiem: najpierw pan opowie mi coś o mieszkańcach swojego miasta. Zgoda?
Bez chwili namysłu antropolog wykrzyknął z zapałem:
– To wspaniali ludzie! W większości są mili i lubią się dzielić. Oczywiście są też i tacy mniej pomocni, ale jeśli traktuje się ich dobrze i ze zrozumieniem, to nie robią nikomu krzywdy. Podsumowując, mieszkańcy mojego miasta są dobrymi ludźmi.
Na dźwięk tych słów kobieta wstała i uniosła ręce w geście powitania.
– Zapraszam do naszego miasta, drogi gościu. Poznasz tu tak wielu dobrych ludzi, jak w miejscu, z którego przybywasz. Witam serdecznie!
Powiedz mi, kim jesteś, a powiem ci, co odnajdziesz
Patrzymy na rzeczywistość przez pryzmat tego, jacy jesteśmy, nie poświęcając dość czasu, by dowiedzieć się czegoś o nowo poznanych osobach. Wyrabiamy sobie opinię na postawie naszych uprzedzeń.
Uprzedzenie to negatywne, często stereotypowe nastawienie wobec czegoś, z czym się spotykamy.
Podobno Churchill, spytany o to, co sądzi o Francuzach, odpowiedział: „Nie wiem… Jest ich wielu i nie poznałem wszystkich”.
Jeśli myślisz, że wiesz coś o danej osobie czy kulturze, choć nie udało ci się jej poznać, to nigdy nie odkryjesz, jaka jest naprawdę.
To krótkie opowiadanie trafia w sedno: każdy z podróżnych odnajdzie w mieście to, co tak naprawdę kryje w sobie. Pesymista doszuka się tego, co złe, podczas gdy ten, kto spogląda na świat przez różowe okulary, trafi na podobnych sobie ludzi.
Konstandinos Kawafis opowiada o podobnej sytuacji w jednym ze swoich najlepszych wierszy zatytułowanym Miasto [przekład Ireneusza Kani – dop. red.]:
Powiedziałeś: „Do innego przeniosę się kraju, nad inne morze. Na pewno jest gdzieś inne, lepsze od tego miasto. Tu, cokolwiek zrobię, będzie jak zapisany już wyrok”.
A poeta odpowiada: „Nie znajdziesz nowych miejsc, nad inne morza nie dotrzesz. Miasto pójdzie za tobą. (…) Tak, jakeś zrujnował swoje życie tutaj, w tym ciasnym kącie, zrujnowałeś je wszędzie”.
Do ciebie należy decyzja: jakie miasto pragniesz odnaleźć?
2
Nie chodzi o to, by spełniać marzenia, ale by dzięki nim się rozwijać
Jason od dziecka ćwiczył, by zostać łucznikiem na dworze. Zawsze podziwiał rycerzy stojących na blankach i bacznie obserwujących miasto. Trenował z wielkim zapałem, a gdy skończył piętnaście lat, stawił się przed dowódcą straży i powiedział:
– Panie, po odebraniu potrzebnych nauk pragnę nie tylko służyć na dworze, ale również stać się najlepszym łucznikiem na świecie. Co muszę zrobić, by to osiągnąć?
Dowódca, uważany za najbardziej doświadczonego łucznika w kraju, uśmiechnął się z zadowoleniem i odparł:
– Synu, jeśli chcesz się stać niezrównanym łucznikiem, najlepszym, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi, musisz obrać za cel księżyc. Kiedy jedna z twoich strzał wbije się w jego powierzchnię, będziesz mógł ogłosić się najlepszym z łuczników, gdyż jak dotąd nie udało się to żadnemu śmiałkowi. Uwierz mi, jeśli to osiągniesz, żaden człowiek nie zwątpi w twoje umiejętności.
Choć ta propozycja wydała mu się dziwna, młody łucznik podziękował za radę i postanowił nie tracić ani minuty. Ochoczo przygotował strzały, sprawdził giętkość łuku i napiął go. Następnie czekał, aż księżyc pojawi się nad horyzontem.
Każdej nocy aż do świtu można było zobaczyć fruwające ku niebu strzały. Jason się nie zniechęcał. Ćwiczył codziennie po zmierzchu, niezależnie od fazy księżyca: czy to pełnia, czy nów, czy go przybywało, czy ubywało.
Napinał łuk raz po raz, kierując strzały w stronę srebrnego globu. Młody łucznik trenował z tak wielkim oddaniem, że zyskał przydomek „księżycowy szaleniec” lub po prostu „lunatyk”.
I choć wszyscy mówili mu, że traci czas, Jason jakby był głuchy na przestrogi i drwiny. Dowódca gwardii postawił przed nim cel: miał zostać najlepszym łucznikiem na świecie, dlatego nie zamierzał poddawać się tylko dlatego, że inni go nie rozumieli.
W końcu po roku bezustannych treningów Jason dał za wygraną i udał się na spotkanie z mistrzem łucznictwa.
– Poniosłem porażkę, panie – rzekł z rezygnacją. – Wystrzeliłem w stronę księżyca tysiące strzał, ale wszystkie ostatecznie lądowały na ziemi.
Dowódca kiwnął głową ze zrozumieniem, po czym wskazał palcem odległe drzewo, na którym jakiś błyszczący punkt odbijał promienie słońca.
– Na tym drzewie wisi dzwoneczek – powiedział. – Będziesz w stanie trafić go strzałą? No, spróbuj, napnij łuk.
Jason posłusznie zrobił, co mu kazano, a strzała trafiła prosto w dzwoneczek, który zanim jeszcze grot wbił się w drzewo, wydał z siebie metaliczny szczęk.
Słysząc to, dowódca zaczął bić brawo młodemu łucznikowi.
– Już jesteś najlepszy na świecie. Nikt nie byłby w stanie trafić w tak odległy punkt. Starając się osiągnąć niemożliwe, stałeś się najlepszym, jak to tylko możliwe, łucznikiem.
3
Nieproszona pomoc może czasem bardzo zaszkodzić
Pewnego razu młody kowal zauważył, że mały motylek z całych sił próbował wydostać się z poczwarki, która zwisała z rosnącej na patio gałęzi morwy. Pod światło widać było zamkniętego w jedwabnym kokonie, przemienionego z gąsienicy motyla; owad przez cały poranek wił się, aby przebić ostrożnie utkaną przez siebie osłonkę.
Młodzieniec, zaniepokojony tym, że owad przez kilka godzin bezskutecznie próbował wydostać się na zewnątrz, postanowił mu pomóc i delikatnie przeciął kokon małym i ostrym nożykiem, aby motyl w końcu z niego wyszedł.
Kowal zaniemówił, gdy odkrył, że motyl nie umie rozwinąć skrzydeł. Zachowywał się niczym skrzydlata gąsienica: pełzał jak robak i nie potrafił latać.
Pełen dobrych chęci chłopak wyrządził mu nieodwracalną krzywdę: motylek potrzebował jeszcze kilku godzin, aby wydostać się z chroniącej go osłonki. Ten ostatni wysiłek był niezbędny do tego, aby jego ciałko nabrało siły pozwalającej mu rozwinąć skrzydła i odlecieć po uwolnieniu się z kokonu.
Tylko nasz własny wysiłek pomaga nam rozwinąć skrzydła
Jedwabniki przędą kokony, z których później wydostają się jako motyle. Proces ten jest bardzo skomplikowany, bo poczwarka musi mocno się natrudzić, aby swoimi dopiero co rozwiniętymi skrzydłami przebić jedwabną osłonkę, która chroniła ją w czasie metamorfozy.
Opowiadanie to jest oparte na prawdziwej historii: kilka lat temu przeprowadzono eksperyment, w którym sprawdzano, jakie konsekwencje niesie pomoc motylom podczas tego procesu. Gdy nadszedł moment uwolnienia, delikatnie przecinano skalpelem jedwabne kokony. Motyle zaczęły się ruszać, ale nie potrafiły latać. Nie nauczyły się tego, więc nie mogły zdobyć pożywienia i umarły. Ten eksperyment naukowy udowodnił, że wysiłek włożony przez motyle w wydostanie się z kokonu jest niezbędny do tego, by ich skrzydła odpowiednio się rozwinęły.
Na tej samej zasadzie, kiedy staramy się komuś pomóc w jego własnym procesie dojrzewania i przemiany, możemy być nadopiekuńczy lub robić za niego rzeczy, które powinien wykonać sam. Nie dajemy mu rozwinąć skrzydeł. Dlatego tak ważne jest, by zastanowić się, do jakiego stopnia nasza pomoc może w pewnych sytuacjach wyrządzić ukochanej osobie więcej szkody niż pożytku.
4
Największym darem jest umiejętność docenienia tego, co posiadamy
Pewna grupa znajomych, jak co niedzielę, zasiadła do obiadu przy dużym stole. Jako że bardzo się lubili i uwielbiali dbać o siebie nawzajem, na każde takie spotkanie przynosili ze sobą dania starannie przygotowane z najlepszych składników, jakie udało im się znaleźć we własnym ogrodzie.
Stół uginał się od kolorowych, przepysznych i cudownie pachnących naturalnych potraw: od upieczonego w domowym piecu chleba, poprzez wyciśnięte ze świeżo zerwanych owoców soki, aż po smakowite sałatki.
Zajadając się tymi prostymi, ale wspaniałymi smakołykami, przyjaciele rozmawiali o przykrościach, jakie spotkały ich w ciągu tygodnia.
Jedni żalili się, że musieli wcześnie wstawać do pracy. Inni, że codziennie zostawali w niej do późna. Jeszcze inni narzekali, iż przez prawie cały dzień padał deszcz, a i znalazł się taki, co marudził, że lato jeszcze nie nadeszło.
Nagle, pośród tych wszystkich jęków, jedna z uczestniczek spotkania powiedziała:
– Stół ugina się od dobrego jedzenia i pysznych napojów, a my mamy zdrowie, które pozwala nam się tym cieszyć w dobrym towarzystwie. Czy czegoś nam jeszcze brakuje?
– Może wygranej na loterii? – rzucił jeden z przyjaciół.
– Cóż… – odpowiedziała dziewczyna. – Chodzi mi o to, że gdyby zjawił się tu dżin z bajki, o co byście poprosili?
– Ach! – zakrzyknął ktoś inny. – O wszystko! Co tylko się da!
Rozległ się śmiech, ale dziewczyna nie ustępowała:
– Gdybyś miał wszystko, szybko byś się znudził. Posiadanie tylu rzeczy byłoby męczące! Mam pomysł: wyobraźcie sobie, że dżin może spełnić wasze trzy życzenia. Niech każdy po kolei powie, o co by poprosił, a potem wybierzemy najlepsze życzenie i postawimy jego autorowi obiad. Zgoda?
Wszyscy uznali, że to dobry pomysł. Niewiele myśląc, każdy zaczął wymieniać swoje trzy życzenia: nowy samochód, miłość aż po grób, dużo pieniędzy, tak by już nigdy nie pracować… Ktoś nawet pragnął międzynarodowej sławy.
Dziewczyna przysłuchiwała się z uwagą propozycjom swoich przyjaciół. W końcu przyszła jej kolej.
– Jakie jest twoje pierwsze życzenie?
– Mieć spokój i mądrość, potrzebne do tego, by dobrze wybrać pozostałe dwa życzenia.
Nie musiała mówić nic więcej. Wszyscy zdecydowali, że to właśnie jej życzenie wygrało konkurs, a pozostali biesiadnicy zaprosili ją na obiad.
Jednak w trakcie deseru ciekawość zwyciężyła i ktoś zapytał ją, jakie byłyby jej dwa pozostałe życzenia.
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę, po czym, zupełnie jak gdyby dżin już spełnił jej pierwszą prośbę, powiedziała:
– Drugie życzenie jest takie, żebym zdała sobie sprawę z tego, że mam już to, co w życiu najlepsze. A trzecie… żebym codziennie o tym pamiętała!
Dziękuję za to wszystko!
Uświadomienie sobie, jak wspaniałe jest życie i jak wielkie mamy szczęście, że otaczają nas ukochane osoby, daje nam największą radość.
Pewien lama opowiadał kiedyś historię o podróżniczce, która chciała dopłynąć żaglówką na bezludną wyspę na krańcu świata. Zebrała potrzebne pieniądze, wyruszyła w morze i po trzech miesiącach żeglugi dotarła w okolice tego dziewiczego miejsca. Jednak łódź zatonęła kilka mil od brzegu i pociągnęła na dno cały ładunek, a podróżniczka była zmuszona dopłynąć na wyspę o własnych siłach.
Nikt nigdy nie postawił tam nogi, więc kolejne lata spędziła, walcząc o przeżycie w samotności. I, choć już było na to za późno, zdała sobie sprawę z tego, co tak naprawdę dawało jej szczęście: ludzie i rzeczy, które zostawiła w domu, nie przywiązując do nich większej wagi. Żeby sobie to uświadomić, musiała rozbić się na krańcu świata.
Jak głosi popularne francuskie powiedzenie: „wdzięczność jest pamięcią serca”. Proponujemy następujące ćwiczenie: wyobraź sobie, że jesteś na bezludnej wyspie albo że wsadzono cię do więzienia w jakimś odległym kraju i nie wiesz, kiedy odzyskasz wolność. Za jakimi codziennymi sprawami, członkami rodziny czy przyjaciółmi będziesz tęsknić? To właśnie oni tworzą twój prywatny raj. I możesz nim się cieszyć tu i teraz!
5
Największym wyzwaniem jest odkryć, kim tak naprawdę jesteśmy
Wiele wieków temu pewien mistrz siedział na polanie w towarzystwie pięciu uczniów.
Był młodym uczonym, który zwiedził Wschód i Zachód, i mówiono, że posiadł wiedzę o ludzkich sekretach. Nauczył się wiele o tym, skąd biorą się miłość i nienawiść, zazdrość i podziw, strach i dobre uczynki, złość i wyrozumiałość.
Tamtego dnia słońce świeciło łagodnie, a las przywitał ich spokojem i wszechobecną zielenią. Mistrz poprosił swych uczniów, aby każdy z nich wymyślił jakieś ważne pytanie, na które on postara się odpowiedzieć.
Po kilku minutach namysłu i ciszy najstarszy z uczniów spytał:
– Mistrzu, czym dla ciebie jest zło?
Pozostali szeroko otworzyli oczy i zaczęli słuchać z zainteresowaniem.
– Każda rzecz, której nie potrzebujemy, może być zła i jest w stanie wyrządzić nam krzywdę – odparł mistrz. – Jeśli nie jesteśmy głodni, a mimo to się przejemy, to rozboli nas brzuch. Jak mawiał pewien grecki lekarz: „dawka czyni truciznę”.
Wtedy drugi uczeń postanowił spytać:
– A jaka jest najcenniejsza nauka, jaką możemy pobrać?
Mistrz spojrzał na otaczających go słuchaczy swoimi małymi, bystrymi oczami.
– Kto z was ośmieli się odpowiedzieć na to pytanie?
Po chwili wahania ten, który spędził przy mistrzu najwięcej czasu i był dobrym uczniem, powiedział:
– Myślę, że najważniejsze nauki możemy wynieść z książek. Gdyby komuś udało się nauczyć na pamięć treści wszystkich ksiąg, byłby najmądrzejszą osobą na świecie.
– Nie zgodzę się z tobą – wtrącił się inny, który kochał przyrodę. – Uważam, że najcenniejsze nauki możemy pobierać z natury, obserwując góry i łąki, kwiaty i drzewa, rzeki i morza. Ten, kto dobrze zna Ziemię i potrafi zrozumieć płynącą z niej mądrość, posiadł najcenniejszą wiedzę.
– Nieprawda – zaprotestował kolejny uczeń, który każdej nocy spędzał długie godziny przy teleskopie. – Najważniejsze nauki daje nam niebo, zrozumienie ruchu planet, gwiazd i galaktyk, bo jesteśmy tylko niewielką cząstką świata.
Dzięki tej różnicy opinii wywiązała się ożywiona dyskusja, w której nikt nie chciał ustąpić. W końcu mistrz, który przyglądał się swoim wychowankom z dobroduszną miną, podniósł rękę, żeby przemówić.
– Wszystkie dyscypliny, które wymieniliście, są dobre i cenne, i mogą przydać się nam w życiu. Istnieje jednak nauka, która je przewyższa i jest od nich ważniejsza: to wiedza o tym, co naprawdę jest konieczne do życia. Życie jest bardzo proste, tylko my, ludzie, lubimy je sobie komplikować. Jeśli chcecie być prawdziwie mądrzy, zadajcie sobie najpierw jedno pytanie: czego tak naprawdę potrzebuję, by żyć?
To, co jest naprawdę ważne
Bardzo często komplikujemy sobie życie, kupując rzeczy, których tak właściwie nie potrzebujemy, a robimy to tylko po to, by zaimponować innym. Otaczamy się przedmiotami, które piętrzą się w szafach, pokojach i graciarniach, i zapełniamy świat plastikiem, kartonami i pudłami zanieczyszczającymi goszczącą nas Ziemię.
Co tak naprawdę jest nam potrzebne do życia? Każdy będzie miał na to pytanie inną odpowiedź, ale być może najważniejsza jest świadomość, że nasze życie nie składa się z plastiku, nie otrzymujemy go w pudełkach, nie możemy go kupić w supermarkecie, butiku czy przez internet. Liczy się zdrowie, miłość, śmiech, radość, przyjaźń, nauka, umiejętność słuchania oraz powiedzenia „dziękuję” czy „przepraszam”. Często powinniśmy zadawać sobie pytanie: czy naprawdę tego potrzebuję? I jeśli szczera odpowiedź brzmi „tak”, to wszystko w porządku. Ale dzięki temu pytaniu uświadomimy sobie, że często pragniemy rzeczy, które są ledwie zamiennikami tego, co tak naprawdę chcemy mieć.
Czy rzeczywiście musimy wydawać pieniądze na odzież konkretnej marki lub nowy motocykl, czy po prostu chcemy być podziwiani i szanowani? Prawdziwa mądrość to zdolność wyboru tego, co istotne. Dlatego mistrz doskonale wie, że możemy być szczęśliwi, mając jedynie to, co niezbędne. Umiar jest wartością, która pozwala nam otaczać się rzeczami najbardziej potrzebnymi. A życie z umiarem może być bardzo szczęśliwe.
6
Czasami nasze wady są naszą największą zaletą
Pewien indyjski nosiwoda dźwigał na barkach dwa dzbany zawieszone na końcach długiego kija. Jeden z nich był nowy i nie gubił ani kropli na całej długiej trasie, jaka dzieliła studnię od domu gospodarza. Drugi zaś wyszczerbił się od długiego użytkowania i wyciekała z niego woda, przez co, gdy docierał do celu, zostawała w nim jedynie połowa nabranego płynu.
Nosiwoda wiedział o tym, ale nadal pogodnie wykonywał tę ciężką, lecz jakże potrzebną pracę.
Jednak pęknięte naczynie nie mogło pogodzić się ze swym losem. Wstydziło się, że jego towarzysz wypełniał swoje zadanie bez zarzutu, podczas gdy ono z powodu swoich wad dostarczało jedynie połowę tego, co powinno.
Pewnego dnia, po długim okresie posępnego milczenia, obtłuczony dzban postanowił porozmawiać z nosiwodą.
– Nie mogę dłużej siedzieć cicho. Muszę przeprosić cię za te wszystkie lata, gdy nie mogłeś na mnie liczyć.
– Dlaczego tak mówisz? Jestem bardzo zadowolony z twojej pracy, przyjacielu, i mam nadzieję, że wspólnie spędzimy jeszcze wiele lat.
Słysząc to, nowy dzban parsknął śmiechem, podczas gdy jego popsuty kompan ciągnął:
– Wiem, że chcesz mnie podnieść na duchu, nosiwodo, ale zdaję sobie sprawę, że przez moje wyszczerbienia zawsze przynosisz połowę wody i dostajesz zaledwie połowę tego, co mógłbyś zarobić.
Nosiwoda spojrzał na dzban ze współczuciem i odparł:
– Może i przynosisz jedynie połowę tego, co twój kompan, ale pozwól, że coś ci pokażę, zanim znowu zaczniesz się nad sobą użalać.
Mówiąc to, mężczyzna wyruszył w tę samą drogę, co zwykle, i wskazał palcem na ziemię:
– Popatrz, jakie piękne kwiaty wyrosły po twojej stronie ścieżki. Dzięki wodzie, którą wylewałeś, udało ci się zamienić tę suchą dróżkę w ogród, co bardzo mnie raduje i umila mi pracę.
Faktycznie, w trakcie spaceru wyszczerbiony dzban mógł zobaczyć piękne różnokolorowe kwiaty, którymi usłana była droga.
– Kiedy odkryłem twoje pęknięcia, zacząłem rozrzucać tu nasiona kwiatów. Reszta to twoja zasługa, a ten cud mógł się zdarzyć dzięki upuszczanym przez ciebie kroplom. Gdyby nie twoje niedoskonałości, nadal chodziłbym wysuszoną ścieżką.
Po tych słowach wyszczerbiony dzban już nigdy więcej nie czuł się smutny.
Niech żyje niedoskonałość!
Nosiwoda z opowiadania był mądrym człowiekiem. Kiedy odkrył, że dzban przecieka, wspaniałomyślnie postanowił posadzić na drodze kwiaty i tym samym stworzyć coś pięknego, co mogliby podziwiać wszyscy przechodnie. Dzięki temu zamienił wadę zużytego naczynia w korzyść dla siebie i innych.
Powyższa opowieść niesie jasne przesłanie: każdy z nas ma w sobie pęknięcia i wszyscy na swój sposób jesteśmy jak utłuczony dzban, ale możemy zamienić te „wady” w coś wartościowego.
U osób niewidomych wyostrzają się pozostałe zmysły. Ktoś, kto kiedyś cierpiał, lepiej rozumie cierpienie innych i może im skuteczniej pomóc. Popełnione błędy, upadki i poniesione klęski mogą dać nam mądrość potrzebną do tego, by przeprowadzić innych przez tę samą drogę.
W Stanach Zjednoczonych wpisywanie porażek do CV jest postrzegane jako dodatkowa wartość. Na przykład, jeśli ktoś doprowadził swoją firmę do bankructwa, wspomina o tym, bo uważa się to za ważne doświadczenie. To, co dany kandydat lub kandydatka przeżył w danej sytuacji, było cenną lekcją, która w przyszłości ustrzeże go przed popełnieniem tych samych błędów.
To właśnie dlatego bycie niedoskonałym jest naprawdę doskonałe!
7
Czasami długo szukamy tego, co mamy pod nosem
Nauczycielka historii poprosiła uczniów, by razem spisali listę siedmiu cudów świata. Po ich ustaleniu mieli wspólnie namalować na ścianie szkoły wielki mural z wybranymi obiektami.
Aby stworzyć listę, założyli nawet grupę na WhatsAppie. Wszystkim bardzo spodobał się ten pomysł, dlatego telefony szybko zaczęły wibrować od przychodzących wiadomości.
Prawie wszyscy byli zgodni, że wśród wymienionych cudów powinien znaleźć się Wielki Mur Chiński, czyli unikatowa, biegnąca wzdłuż dawnego cesarstwa budowla.
Tuż za nim uplasowały się piramidy w Kairze, symbol władzy faraonów. Do dziś pozostaje tajemnicą, jak mogły zostać wzniesione przez cywilizację, która nie znała koła.
I dalej: Pałac Tadż Mahal, największy w historii dar upamiętniający miłość, przy którego budowie pracowali najlepsi rzemieślnicy z całego Wschodu.
Kanał Panamski, imponujący cud techniki, w którego powstanie wielu wątpiło.
Sagrada Família w Barcelonie, najbardziej oryginalna świątynia na ziemi, której budowa, finansowana wyłącznie z datków, trwa nieprzerwanie od niemal stu czterdziestu lat.
Machu Picchu, peruwiańskie święte miasto Inków, z zagadkową architekturą i otaczającą je, zapierającą dech w piersiach przyrodą.
Spośród wszystkich uczestników rozmowy tylko jedna uczennica nie napisała ani jednej wiadomości. Była to Alba. Jej koledzy pomyśleli, że może nie wiedziała, co wybrać – w końcu na świecie jest tyle pięknych rzeczy! – albo że nie bardzo interesowała ją praca w grupie.
Kiedy nadszedł dzień prezentacji, nauczycielka spytała, jakie cuda świata wybrali jej uczniowie.
Wszyscy byli tak przejęci, że zaczęli przekrzykiwać się, by podać siedem ustalonych przez grupę miejsc i budynków.
Tylko Alba siedziała cicho, co nie umknęło uwadze nauczycielki.
– Nie zgadzasz się z tym wyborem? – spytała dziewczynkę. – A może masz inną propozycję? Nie wstydź się, powiedz, co myślisz. Jeszcze możemy zmienić listę tego, co namalujemy na murze.
Wszyscy patrzyli na Albę z ciekawością. Nikt nie rozumiał, dlaczego przez tyle dni nie brała udziału w dyskusji. W końcu dziewczynka wyszeptała:
– Bo… moja lista cudownych rzeczy jest zupełnie inna.
– To wspaniale! Jesteśmy ich bardzo ciekawi.
Alba wzięła głęboki wdech, nie ukrywając podenerwowania. Wyciągnęła z kieszeni kartkę papieru. Ostrożnie ją rozłożyła i zaczęła czytać:
– Dla mnie siedem cudów świata to:
móc widzieć,
móc słyszeć,
móc dotykać,
móc wąchać,
móc smakować,
móc się śmiać
i móc kochać.
W klasie zapadła długa cisza. W końcu nauczycielka zaczęła bić brawo i powiedziała:
– Masz rację, to wszystko jest prawdziwym cudem! Właściwie to te rzeczy są tak ważne, że z trudem je zauważamy, dopóki nie zaczyna ich nam brakować. Nie można tego wszystkiego zdobyć na nowo lub kupić za pieniądze. Myślę, że to właśnie te siedem cudów świata powinno znaleźć się na naszym muralu. Co wy na to?
I po raz pierwszy, odkąd nauczycielka postawiła przed nimi to zadanie, wszyscy byli zgodni.
Małe wielkie rzeczy
Jak cudownie jest wieść proste życie i mieć świadomość, że istnieją pewne drogocenne i niezastąpione rzeczy, za które nie możemy zapłacić. Na przykład niezbędne do życia powietrze, bez którego rozchorowalibyśmy się i prędko byśmy umarli.
Aby cieszyć się małymi wielkimi rzeczami, musimy otworzyć oczy, zacząć słuchać, poczuć zapach natury, spróbować odżywczych potraw, a także częściej się przytulać.
Terapeutka rodzinna Virginia Satir obliczyła, że „aby przeżyć, trzeba nam czterech uścisków dziennie. By zachować zdrowie, trzeba nam ośmiu uścisków dziennie. By się rozwijać, trzeba nam dwunastu uścisków dziennie”. Uściski nic nie kosztują, a są cenniejsze od najdroższych nawet prezentów. To samo możemy powiedzieć o śmiechu w gronie przyjaciół, bo dobry humor w połączeniu z miłością potrafi przegonić wszelkie zmartwienia.
Zastanów się nad ogromną wartością, jaką jest przebywanie w towarzystwie prawdziwych przyjaciół i przyjaciółek. Wiesz, jak ważne są zdrowie i dobre samopoczucie, a także możliwość doświadczania otaczającego cię świata?
Alba jest bystrą i mądrą dziewczynką, która nie bierze niczego za pewnik. Nie przestaje zachwycać się rzeczami, bez których – właśnie dlatego, że nie można ich kupić – życie byłoby ciężkie lub nie miałoby sensu.
8
Mniej „mieć”, a więcej „być”
Rodzina Marty mieszkała w dużym mieście, jednej z tych metropolii, które jak się wydaje, nigdy nie zasypiają. Ulice były wiecznie zatłoczone, a sklepy otwarte cały dzień i całą noc. W bloku Marty setki sąsiadów mijały się codziennie w czterech windach, ale ani ona, ani jej siostra Paula nie znały ich imion.
Marta zawsze była skromna i bardziej nieśmiała od swojej siostry. Lubiła czytać w domu, z kotem śpiącym na jej kolanach, i oglądać filmy przyrodnicze.
Paula była bardziej zarozumiała i przywiązywała większą wagę do pieniędzy. Zawsze gdy wychodziły na spacer z rodzicami, próbowała wymusić na nich zakup nowej koszulki czy gry.
Pewnej środy ich tata oznajmił, że w najbliższy weekend pojadą na wieś do rodziny jednego z jego kolegów z pracy. Paula i Marta nie posiadały się z radości. Obie chciały przeżyć przygodę.
W piątek wyjechali do położonej w górach wioski, gdzie czekali na nich bliscy przyjaciela ich ojca. Kiedy tam dotarli, okazało się, że była to skromna rodzina rolników, mieszkająca w niepozornym, ale ładnym domku.
Dziewczynki spędziły tam cały weekend, a w niedzielę po południu, tuż przed odjazdem, gospodarze ciepło się z nimi pożegnali. W drodze powrotnej rodzice spytali córki, czy podobał im się czas spędzony z nowymi przyjaciółmi.
– Dobrze się bawiłyście? – zapytała mama, przerywając ciszę i spoglądając ukradkiem na tatę.
Paula odpowiedziała cichym „no taaak…”, podczas gdy Marta, jak dotąd zamyślona i podziwiająca krajobraz, ożywiła się:
– Ten weekend był cudowny!
– Naprawdę? – ucieszył się tata. – A to dlaczego?
– Ponieważ mają tam dużo ładnych rzeczy.
– Jakich niby rzeczy? – odburknęła Paula z ironią. – Przecież w tym domu prawie nic nie było!
– Jak to nic? My mamy jednego kota, a oni sześć. Nasz basen jest zamknięty przez połowę roku i musimy dzielić go ze wszystkimi sąsiadami, a oni mogą kąpać się w rzece, cieszyć się czystą wodą i łowić ryby…
Rodzice się uśmiechnęli.
– Poza tym – ciągnęła – my potrzebujemy sztucznego światła, a u nich niebo jest tak czyste, że wystarczy im światło księżyca i gwiazd. Mają jedzenie z przydomowego ogródka, bez plastiku, i nie potrzebują mikrofalówki ani kuchenki, tylko drewno i ogień. My mamy taras, a oni mnóstwo miejsca, aż po horyzont. Na podwórku słychać muzykę ptaków, owadów i tych wszystkich zwierzątek, więc nie potrzebują odtwarzaczy ani głośników!
– Widzę, że jesteś pod wrażeniem – powiedział zadowolony tata.
– Tak! Podobało mi się też, że w ich domu nie było bram ani alarmów jak w mieście. Sąsiedzi dbają o siebie nawzajem i spotykają się, żeby porozmawiać i dobrze się bawić, bez telefonów, komputerów czy telewizora. To jest bardzo miłe, prawda, mamo?
Mama skinęła głową. Tata już miał coś powiedzieć, gdy wtrąciła się Paula:
– Nie rozumiem, czym się tak zachwycasz… Oni są biedni!
– Tak uważasz? – odpowiedziała mama. – Nie sądzę, żeby tęsknili za czymś, co każą nam kupować reklamy. I to jest prawdziwe bogactwo. Jeśli jesteś zadowolona z tego, co masz, i umiesz się tym cieszyć, to jesteś prawdziwą milionerką.
Prawdziwie bogaty jest ten, któremu niewiele potrzeba
Jedną z najpiękniejszych książek, jakie kiedykolwiek napisano, jest Mały Książę, autorstwa francuskiego pilota Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. Znajduje się w niej słynne zdanie: „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Przeczytane właśnie przez ciebie opowiadanie zaprasza do refleksji nad tym stwierdzeniem.
Wspominaliśmy już o wartości płynącej z prostoty: aby wieść szczęśliwe życie, nie powinniśmy przywiązywać się do rzeczy. Takie przywiązanie sprawia, że do osiągnięcia szczęścia potrzebujemy wielu przedmiotów. Ale to daje nam satysfakcję jedynie na krótką metę. Szybko nudzimy się nowymi nabytkami, samochód może się porysować lub zepsuć, a czasem nasz sąsiad kupuje sobie o wiele lepszy model telefonu. Ale to nie z tego powodu jest bardziej zrelaksowany od nas.
Czy rzeczywiście, aby poczuć szczęście, musimy wydawać pieniądze na rzeczy, których nie potrzebujemy? Nie możemy być szczęśliwi, ciesząc się po prostu z tego, co już mamy, i co dostajemy od natury? Czyż czułość i przyjaźń bliskich nam osób nie jest największym skarbem?
Uświadomienie sobie tego, co najważniejsze, i uwolnienie się od materialnych potrzeb to najprostsza droga do szczęścia. Antonio Machado powiedział, że „niemądrym jegomościom często się myli cena z wartością”. I miał rację: pewne zdarzenia, osoby czy doświadczenia wzbogacają naszą duszę dużo bardziej niż cokolwiek, co możemy kupić w sklepach.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki