Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Opowieści pielgrzyma są praktycznym wprowadzeniem do Modlitwy Jezusowej. Autor opisuje w nich przeżycia XIX-wiecznego pielgrzyma, wędrującego po sanktuariach na terenie całej Rosji, który dzielił się z napotkanymi osobami doświadczeniem tej modlitwy. Polega ona na nieustannym przyzywaniu Imienia Jezus, a jej celem jest doświadczenie Bożej obecności i uwielbianie Boga w każdym momencie naszego życia. Dzięki prostocie i przystępności książka szybko zyskała ogromną popularność, została przetłumaczona na wiele języków i należy już do klasyki duchowości. Została też wspomniana w powieści Bracia Karamazow F. Dostojewskiego.
Opowieści pielgrzyma są na tyle przekonywującym świadectwem doświadczeń mistycznych, że przyczyniły się do rozpowszechnienia Modlitwy Jezusowej na całym świecie.
Niniejsze wydanie to przekład pełnego tekstu oryginału, obejmuje fragmenty pomijane dotąd we wcześniejszych publikacjach.
We wstępie ks. prof. Józef Naumowicz opisał też najnowsze badania nad dziełem oraz nad ich autorem Arsenijem Trojepolskim.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 407
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Spis treści
Wstęp
1. Historia odkrycia tekstu i jego autora
Rękopis z Góry Athos i jego wydania
Rękopis z Pustelni Optyńskiej
Identyfikacja autora
Arsenij Trojepolski i jego pisma
Tytuł książki
Układ pisma i rola ojca duchowego
Ramy chronologiczne wędrówki i tożsamość pielgrzyma
Lektury poszukiwacza modlitwy
2. Droga pielgrzyma drogą modlitwy serca
Geografia wędrówki
Droga duchowa – poszukiwanie modlitwy nieustannej
Etapy modlitwy pielgrzyma
Droga miłości do ludzi i świata
Jak naśladować modlitwę pielgrzyma
Opowieści pielgrzyma
Zamiast przedmowy
Opowieści podczas pierwszego spotkania
1. Przedstawienie się
2. Przyczyna poszukiwania modlitwy
3. Niepraktyczność usłyszanych kazań
4. Poszukiwanie doświadczonego nauczyciela
5. Znalezienie nauczyciela i jego pogląd na temat kaznodziejów
6. Pouczenie, jak nabyć wewnętrzną modlitwę
7. Praktyczna nauka modlitwy i jej skutki
8. Ciąg dalszy pielgrzymowania oraz nabycie Dobrotolubija
9. Osiągnięcie celu
Opowieści podczas drugiego spotkania
10. Pragnienie samotności
11. Podróż na Syberię, doznanie modlitwy serca i płynącej z niej rozkoszy
12. Zbójecki napad i ograbienie
13. Nieoczekiwany zwrot ukradzionych książek
14. Opowiadanie kapitana o cudownej sile Ewangelii
15. Cudowna siła modlitwy Jezusowej
16. Dobrotolubije odkrywa i uświadamia sprawy tajemne
17. Rozmowa ze strażnikiem leśnym, poszukującym zbawienia
18. Zamknięcie się w ziemiance oraz ujrzenie we śnie starca, który przedstawił sposób lektury Dobrotolubija
19. Zastosowanie przeczytanych i poznanych prawd na temat modlitwy wewnętrznej oraz jego wspaniałe skutki
20. Ciąg dalszy pielgrzymowania
21. Napad wilka i obronienie się przed nim dzięki czotkom starca
22. Rozmowa z nauczycielem i pisarzem na noclegu
23. Mieszkanie w kaplicy oraz nauczenie dziewczyny modlitwy Jezusowej
24. Ciąg dalszy pielgrzymowania, oddanie pod sąd i pokrzepiające ujrzenie starca we śnie
25. Choroba i uzdrowienie, poznanie rządcy i wyleczenie jego żony
26. Przybycie do Irkucka, otrzymanie listu polecającego w celu wyjazdu do Jerozolimy
Opowieści podczas trzeciego spotkania
27. Miejsce urodzenia, sieroctwo i wychowanie
28. Wejście w dorosłość
29. Zubożenie i pobożne życie
30. Śmierć małżonki
31. Przyczyna pielgrzymowania
Opowieści podczas czwartego spotkania
32. Nieoczekiwany towarzysz
33. Pogląd na temat wspominania wydarzeń
34. Przykładna i pobożna rodzina
35. Ukazanie się dusz po śmierci
36. Niewidomy nauczony wewnętrznej modlitwy Jezusowej
37. Ciąg dalszy podróży i pokusa na stacji
38. Pobożny kapłan
39. Cudowna moc i dobroczynność Jezusowej modlitwy, których doświadczyła pielgrzymująca kobieta
40. Młodzieniec nauczony nieustannej modlitwy Jezusowej
Opowieści podczas piątego spotkania
41. Powrót z Odessy
42. Zdumiewające wydarzenie przy taborze
43. Goszczący pielgrzymów mieszczanin Jewreinow
44. Pouczenie o tym, że Bóg oddaje stukrotnie
45. O opiece i miłosierdziu Matki Bożej
46. Pasterz cudownie nauczony modlitwy Jezusowej
47. Pouczenie, jak się spowiadać
48. Skutki przystąpienia do Świętych Tajemnic
49. Spotkanie ze staroobrzędowcem
50. Rozmowa ze starcem z Góry Athos o wielkości i intonacji Jezusowej modlitwy
51. Pogląd na temat Żydów
52. Spotkanie z żołnierzem w pobliżu Poczajowa i jego objawienie o mękach piekielnych
53. Nieoczekiwany towarzysz i objaśnienie Ewangelii
Opowieści podczas szóstego spotkania
54. Cudowne wydarzenie związane z księgą Ewangelii
55. Tajemnica zbawienia, polegająca na częstej modlitwie
Tajemnica zbawienia, odkrywana dzięki nieustannej modlitwie
56. Dowody, że wszyscy i wszędzie mogą się modlić
57. Jakim sposobem utrzymywać Bożą obecność podczas zajęć powodujących rozproszenie
58. Sprzeciw wobec ustnej i częstej modlitwy Jezusowej oraz obalenie go
59. O potędze modlitwy
60. Środki i sposoby pobudzające gorliwość do modlitwy
61. Czy można pragnąć rozkoszy i nagród płynących z cnoty
Opowieści podczas siódmego spotkania
62. O ułudzie, czyli zaślepieniu
63. O braku widzeń na modlitwie
64. O przygnębieniu
65. O korzyściach płynących z milczenia
66. O modlitwie za żywych i zmarłych bliźnich
67. Forma modlitwy
Trzy klucze do wewnętrznego skarbca Odnalezione w duchowych bogactwach świętych Ojców
Klucz pierwszy
Klucz drugi
Klucz trzeci
Nauki świętych ojców o wewnętrznej modlitwie serca
A. Zbiór pierwszy
1) Pouczenie św. Symeona Nowego Teologa
2) Pouczenie św. Grzegorza Synajskiego
3) Pouczenie Nicefora Mnicha
4) Pouczenie Ignacego i Kaliksta
B. Zbiór drugi
1) Rozdziały Hezychiusza z Jerozolimy, kapłana
2) Rozdziały Filoteusza Synajskiego
3) Rozdziały Teoleptosa Metropolity (Dobrotolubije cz. 2, k. 44–50)
4) Maksymy Barsanufiusza Wielkiego i Jana
C. Mowa bardzo pożyteczna o abbie Filemonie
Zestawienie nauk ojców
Z łaski Bożej jestem człowiekiem, chrześcijaninem; z uczynków – wielkim grzesznikiem, z powołania – bezdomnym pielgrzymem najniższego stanu, tułającym się z miejsca na miejsce. A oto mój majątek: na plecach torba sucharów, za pazuchą święta Biblia – i to wszystko.
W dwudziestą czwartą niedzielę po uroczystości Trójcy Świętej1 poszedłem do cerkwi na liturgię, aby się pomodlić. Czytano właśnie z księgi Apostoła2 List do Tesaloniczan, perykopę 273, która zawierała słowa: „Nieustannie się módlcie”. Maksyma ta osobliwie utkwiła mi w pamięci i zacząłem rozmyślać: „Jak można się nieustannie modlić, skoro każdy człowiek musi się zajmować również innymi sprawami, aby podtrzymywać życie?”. Sprawdziłem w Biblii i na własne oczy ujrzałem to samo, co usłyszałem – mianowicie że trzeba nieustannie się modlić (1 Tes 5,16), modlić się w duchu w każdym czasie (Ef 6,18), podnosić ręce w modlitwie na każdym miejscu (1 Tm 2,8). Myślałem i myślałem, ale nie umiałem znaleźć rozwiązania.
„Co robić?” – pomyślałem. „Gdzie szukać kogoś, kto mi to wytłumaczy? Pójdę po cerkwiach, które słyną z dobrych kaznodziejów, a nuż usłyszę tam dla siebie wyjaśnienie”.
I poszedłem. Słyszałem wiele bardzo dobrych kazań o modlitwie, ale wszystkie zawierały nauki o modlitwie w ogóle: że modlitwa istnieje, że jest konieczna i jakie przynosi owoce; ale o tym, jak dojść do dobrej modlitwy, nikt nie mówił. Było kazanie o modlitwie w duchu i o modlitwie nieustannej; ale jak osiągnąć taką modlitwę, nikt nie pokazał. Nie zdołałem więc uzyskać tego, czego pragnąłem, dzięki słuchaniu kazań. Dlatego, ponieważ się ich nasłuchałem, a mimo to nie zdołałem pojąć, jak się nieustannie modlić, przestałem słuchać publicznych kazań, a za to postanowiłem z Bożą pomocą poszukać doświadczonego, znającego się na sprawie rozmówcy, który mi wyjaśni, o co chodzi w nieustannej modlitwie, zgodnie z moim natarczywym pragnieniem, by to zrozumieć.
Długo się błąkałem po różnych miejscach; nieustannie czytałem Biblię, a także wypytywałem, czy jest gdzieś może jakiś nauczyciel spraw duchowych czy pobożny i doświadczony przewodnik. Po jakimś czasie ktoś mi powiedział, że w pewnej wsi mieszka już od dawna pan troszczący się o swoje zbawienie. Ma on w domu cerkiew, nigdzie nie wyjeżdża i ciągle modli się do Boga, a także nieustannie czyta budujące książki. Gdy to usłyszałem, już nie szedłem, ale biegłem do tej wsi; dotarłem tam i poszedłem do ziemianina.
– Z jaką sprawą do mnie przychodzisz? – spytał.
– Słyszałem, że jest pan człowiekiem pobożnym i rozumnym; dlatego proszę, w imię Boże, aby raczył mi pan wytłumaczyć, co oznaczają słowa w księdze Apostoła: „Nieustanniesię módlcie”, i w jaki sposób można nieustannie się modlić. Chcę się tego dowiedzieć, a w żaden sposób nie mogę tego pojąć.
Pan pomilczał, spojrzał na mnie badawczo i powiedział:
– Nieustanna, wewnętrzna modlitwa jest to nieprzerwane kierowanie ducha ludzkiego ku Bogu. Żeby osiągnąć sukces w tym słodkim ćwiczeniu, trzeba jak najczęściej prosić Pana, by nauczył nas nieustannie się modlić. Módl się więcej i gorliwiej, a modlitwa sama ci odsłoni, jak może być nieustanna; do tego potrzeba czasu.
Gdy to powiedział, polecił mnie nakarmić, zaopatrzył na drogę i pożegnał. Ale nie wyjaśnił.
Poszedłem dalej. Wciąż myślałem i czytałem, rozważałem to, co ten pan mi powiedział, a mimo to nie mogłem tego pojąć; a ogromnie pragnąłem to zrozumieć, tak że nawet nie mogłem w nocy spać. Po przejściu jakichś dwustu wiorst doszedłem do dużego miasta, stolicy guberni. Zobaczyłem klasztor. Zatrzymałem się w zajeździe i usłyszałem, że w klasztorze tym jest bardzo dobry przełożony, pobożny i chętnie podejmujący pielgrzymów. Udałem się do niego. Przyjął mnie gościnnie, polecił, bym usiadł, i zaczął mnie częstować.
– Święty ojcze! – powiedziałem. – Nie potrzebuję poczęstunku, ale chcę od ojca otrzymać pouczenie duchowe, w jaki sposób mogę się zbawić.
– Jak to, jak się zbawić? Zachowuj przykazania i módl się do Boga, a osiągniesz zbawienie!
– Słyszę, że trzeba nieustannie się modlić, ale nie wiem, jak to uczynić, i nie umiem nawet zrozumieć, czym jest nieustanna modlitwa. Proszę cię, mój ojcze, o wytłumaczenie.
– Nie wiem, mój drogi bracie, jak ci to dokładniej wytłumaczyć. Ej! Poczekaj, mam książeczkę, w której jest to wyjaśnione.
Przyniósł Duchową naukę człowieka wewnętrznego św. Dymitra z Rostowa3.
– Masz, czytaj na tej stronie.
Zacząłem czytać:
– „Słowa z księgi Apostoła: «Nieustannie się módlcie» należy rozumieć w ten sposób, że dotyczą modlitwy powstającej w umyśle; umysł bowiem może być zawsze nakierowany na Boga i nieustannie do Niego się modlić”. Proszę mi wytłumaczyć, w jaki sposób umysł może być zawsze nakierowany na Boga, nie odrywać się i nieustannie się modlić.
– Jest to bardzo trudne; no chyba że sam Bóg komuś tego udzieli – powiedział przełożony. I nie wytłumaczył.
Przenocowałem u niego. Rano podziękowałem za serdeczne przyjęcie i ruszyłem w dalszą drogę, sam nie wiedząc dokąd. Smuciłem się, że nie umiem tego pojąć, i dla pociechy czytałem Biblię.
Szedłem tak jakieś pięć dni szerokim traktem; a w końcu, pod wieczór, dogonił mnie staruszek przypominający z wyglądu duchownego.
Na moje pytanie odpowiedział, że jest schimnichem4 z pustelni odległej o jakieś dziesięć wiorst, w bok od szerokiego traktu, i zaprosił mnie, żebym zaszedł wraz z nim do ich pustelni, mówiąc:
– Przyjmujemy pielgrzymów, umożliwiamy im odnalezienie spokoju i żywimy ich razem z pobożnymi pątnikami w domu gości.
Jakoś jednak nie miałem ochoty do niego zachodzić i odpowiedziałem na jego zaproszenie tak:
– Spokój mój nie zależy od mieszkania, lecz od duchowej nauki; i nie gonię za jedzeniem, bo sucharów w torbie mam dużo.
– A jakiego rodzaju nauki szukasz i czego nie możesz zrozumieć? Przyjdź, przyjdź do nas, mój drogi bracie; są u nas doświadczeni starcy, którzy mogą udzielić duchowego pokarmu i wprowadzić na prawdziwą drogę, w świetle słowa Bożego i rozstrzygnięć świętych ojców.
– Zatem, ojczulku, jakiś rok temu na liturgii usłyszałem w księdze Apostoła przykazanie: „Nieustannie się módlcie”. Nie mogąc tego pojąć, zacząłem czytać Biblię. I tam również w wielu miejscach znalazłem Boże polecenie, żeby nieustannie się modlić: zawsze, w każdym czasie i na każdym miejscu; nie tylko przy wszystkich zajęciach, nie tylko czuwając, lecz nawet we śnie. „Ja śpię, lecz serce me czuwa” (Pnp 5,2). Bardzo mnie to zdziwiło i nie mogłem zrozumieć, jak do tego dojść i jakimi sposobami. Obudziło się we mnie silne pragnienie połączone z ciekawością, i ani we dnie, ani w nocy nie opuszczało ono mojego umysłu. Zacząłem więc chodzić od cerkwi do cerkwi i słuchać kazań o modlitwie; ale choć wielu ich wysłuchałem, w żadnym nie otrzymałem nauki, jak nieustannie się modlić; we wszystkich mówiono tylko o przygotowaniu się do modlitwy, o jej owocach i tak dalej. Nie uczono natomiast, jak nieustannie się modlić i co oznacza taka modlitwa. Często czytałem Biblię i sprawdzałem w niej to, co usłyszałem; ale mimo to nie mogłem uzyskać wiedzy, której pragnąłem. I tak nadal żyję w niezrozumieniu i niepokoju.
Starzec przeżegnał się i zaczął mówić:
– Dziękuj Bogu, umiłowany bracie, że odsłonił w tobie nieprzeparte pragnienie poznania nieustannej modlitwy wewnętrznej. Uznaj, że kryje się w tym Boże wezwanie, i uspokój się, skoro przekonałeś się, że do tej chwili trwało próbowanie zgody twojej woli na głos Boży, oraz zdołałeś zrozumieć, że niebiańskiego światła nieustannej modlitwy wewnętrznej nie osiąga się mądrością tego świata ani zewnętrzną ciekawością, lecz przeciwnie, uzyskuje się ją dzięki ogołoceniu ducha i czynnej praktyce w prostocie serca. Dlatego nie dziwi mnie wcale, że nie mogłeś usłyszeć o istotnych sprawach dotyczących modlitwy ani poznać nauki, jak dojść do jej nieustannego trwania. Prawdę powiedziawszy, chociaż o modlitwie mówi się niemało kazań i istnieje wiele nauk rozmaitych pisarzy na jej temat, ale ponieważ wszystkie te rozważania są oparte w większości na spekulacjach czy też przypuszczeniach naturalnego rozumu, zamiast na czynnej praktyce, to więcej uczą o właściwościach modlitwy niż o istocie samego jej przedmiotu. Jeden snuje piękne rozważania o konieczności modlitwy, inny – o jej mocy i dobroczynnym wpływie, trzeci o środkach pozwalających dojść do doskonałej modlitwy, czyli o tym, że modlitwa potrzebuje gorliwości, uwagi, ciepła serca, czystości myśli, pojednania z wrogami, pokory, skruchy itd. A czym jest modlitwa w ogóle? I jak nauczyć się modlić? Na te pytania, choć są zasadnicze i najbardziej konieczne, bardzo rzadko można u współczesnych kaznodziejów znaleźć dokładne objaśnienia; są one bowiem trudniejsze do pojęcia niż wszelkie ich, wymienione wyżej, rozważania oraz wymagają poznania mistycznego, a nie tylko szkolnej uczoności.
A już najbardziej godne ubolewania jest to, że marna, naturalna mądrość przymusza do mierzenia tego, co Boże, miarą ludzką. Wiele ich rozważań o sprawach modlitwy jest całkowicie fałszywych, ponieważ myślą oni, że modlitwa wypływa ze środków przygotowawczych oraz wysiłków ascetycznych, zamiast sądzić, że to modlitwa rodzi wysiłki ascetyczne i wszelkie cnoty. W takim wypadku owoce czy też skutki modlitwy uznają oni błędnie za środki i metody prowadzące do niej, powodując osłabienie mocy modlitwy. I dzieje się to całkowicie wbrew Pismu Świętemu, ponieważ apostoł Paweł poucza o modlitwie w takich słowach: „Zalecam więc przede wszystkimmodlić się” (1 Tm 2,1). Tutaj płynie pierwsze pouczenie z maksymy Apostoła o modlitwie, że stawia on sprawę modlitwy nad wszystkimi innymi: „Zalecam więc przede wszystkimmodlić się”. Istnieje wiele dobrych rzeczy, którymi powinien zajmować się chrześcijanin, ale sprawa modlitwy powinna być stawiana przed nimi wszystkimi, ponieważ bez niej nie może się dokonać żadna inna dobra rzecz. Nie można bez modlitwy odnaleźć drogi ku Panu, pojąć prawdy, ukrzyżować ciała z namiętnościami i pożądaniami, rozpalić serca światłem Chrystusowym ani osiągnąć zbawczego zjednoczenia bez wcześniejszej częstej modlitwy. Mówię: częstej, gdyż zarówno doskonałość, jak i poprawność modlitwy leży poza naszymi możliwościami, jak mówi też św. Paweł: „O co modlić się, jak należy, nie wiemy” (Rz 8,26). W efekcie w zasięgu naszych możliwości znajduje się tylko częstość i stałość modlitwy; są one zatem środkiem do osiągnięcia jej czystości, będącej matką wszelkiego duchowego dobra. Zdobądź matkę, a wyda ci dzieci – mówi św. Izaak Syryjczyk5. Naucz się początków modlitwy, a łatwo zdobędziesz wszystkie cnoty. Ale o tym właśnie ludzie słabo obeznani z praktyką oraz mistycznymi naukami świętych ojców mało wiedzą i niewiele mówią.
Tak rozmawiając, nie wiadomo kiedy, doszliśmy prawie do samej pustelni. Aby nie utracić towarzystwa tego mądrego starca i szybciej uzyskać spełnienie pragnienia, powiedziałem do niego pośpiesznie:
– Uczyń mi tę łaskę, najszlachetniejszy ojcze, i wyjaśnij, na czym polega nieustanna modlitwa wewnętrzna oraz jak się jej nauczyć. Widzę, że ojciec szczegółowo zna te sprawy z własnego doświadczenia.
Starzec przyjął moją prośbę z miłością i zaprosił mnie do siebie:
– Wejdź teraz do mnie, a dam ci księgę świętych ojców, z której z Bożą pomocą możesz dokładnie i szczegółowo pojąć tę modlitwę i się jej nauczyć.
Weszliśmy do celi i starzec zaczął do mnie mówić:
– Nieustanna wewnętrzna modlitwa Jezusowa jest to nieprzerwane, nigdy nieustające wzywanie boskiego imienia Jezusa Chrystusa ustami, umysłem i sercem, połączone z wyobrażaniem sobie Jego ciągłej obecności i proszeniem Go o przebaczenie: podczas wszelkich zajęć, na każdym miejscu, w każdym czasie, nawet we śnie. Zawiera ona takie słowa: „Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną!”. Jeśli ktoś przyzwyczai się do takiego wzywania, to zacznie odczuwać wielkie pocieszenie, a także potrzebę ciągłego odmawiania tej modlitwy, tak że nie będzie już się umiał bez niej obejść i będzie ona sama się w nim rozlewać. Czy teraz rozumiesz już jasno, czym jest nieustanna modlitwa?
– Bardzo jasno, mój ojcze! W imię Boże naucz mnie, jak do niej dojść! – krzyknąłem z radością.
– O tym, jak nauczyć się tej modlitwy, można przeczytać w tej książce. Nosi ona tytuł Dobrotolubije6 i zawiera pełną, szczegółową naukę o nieustannej modlitwie wewnętrznej autorstwa dwudziestu pięciu świętych ojców. Jest tak wzniosła i pożyteczna, że uważa się ją za głównego i najpierwszego nauczyciela w kontemplacyjnym życiu duchowym, i jak mówi czcigodny Nicefor7, „bez trudów i potów prowadzi do zbawienia”.
– Czyżby ta książka była wznioślejsza i świętsza od Biblii? – zapytałem.
– Nie, nie jest wznioślejsza i świętsza od Biblii, ale zawiera jasne objaśnienia tego, co w Biblii jest ujęte w zakryty i niełatwy do pojęcia, bo zbyt wzniosły dla naszego krótkowzrocznego umysłu, sposób. Podam ci przykład: słońce jest największym, najwspanialszym i najdoskonalszym ciałem niebieskim, ale nie można go obserwować i oglądać zwykłym, pozbawionym ochrony wzrokiem. Żeby móc oglądać tego wspaniałego króla ciał niebieskich, zachwycać się nim i przyjmować jego płomienne promienie, potrzebne jest, jak wiadomo, sztuczne szkło, choć jest ono miliony razy mniejsze i mętniejsze od słońca. I tak Pismo Święte jest wspaniałym słońcem, a Dobrotolubije – tym niezbędnym szkłem. A teraz słuchaj – przeczytam, jak można się nauczyć nieustannej modlitwy wewnętrznej.
Starzec otworzył Dobrotolubije, odszukał pouczenie św. Symeona Nowego Teologa8 i zaczął czytać: „Usiądź w milczeniu i samotności, pochyl głowę i zamknij oczy; ciszej oddychaj, spoglądaj w wyobraźni we wnętrze serca, sprowadź umysł, to znaczy myśli, z głowy do serca. Oddychając, mów: «Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną» – cicho ustami lub tylko w myślach. Staraj się odpędzać myśli, zachowuj spokój i cierpliwość, i czyń to jak najczęściej”.
Potem starzec wszystko mi wyjaśnił, pokazał na przykładzie, a dalej przeczytaliśmy z Dobrotolubija nauki św. Grzegorza Synajskiego9 oraz czcigodnych Kaliksta i Ignacego10. Wszystko, co przeczytaliśmy w Dobrotolubiju, starzec wyjaśnił mi dodatkowo własnymi słowami. Z zachwytem wszystkiego uważnie słuchałem, pochłaniałem w pamięci i starałem się jak najdokładniej wszystko zapamiętać. Tak przesiedzieliśmy całą noc i, nie kładąc się wcale spać, poszliśmy na jutrznię.
Przy pożegnaniu starzec mnie pobłogosławił i powiedział, żebym w okresie uczenia się modlitwy przychodził do niego na spowiedź i szczere wyznania, gdyż samorzutne zajmowanie się sprawami wewnętrznymi bez kontroli nauczyciela jest niełatwe i mało owocne.
Stojąc w cerkwi, czułem w sobie płomienną żarliwość, żeby możliwie jak najpilniej przestudiować nieustanną modlitwę wewnętrzną, i prosiłem Boga, żeby mi w tym pomógł. Potem zacząłem się zastanawiać: „Jak będę chodzić do starca po radę czy na spowiedź i wyznania? Przecież w domu gościnnym nie wolno mieszkać dłużej niż przez trzy dni11, a koło pustelni nie ma kwater”… W końcu dowiedziałem się, że w odległości około czterech wiorst leży wioska. Poszedłem tam poszukać dla siebie miejsca i na moje szczęście Bóg wskazał mi dogodne miejsce. Nająłem się na całe lato u chłopa do pilnowania ogrodu, z tym że będę mógł w tym ogrodzie mieszkać samotnie w szałasie. Chwała Bogu! – znalazłem spokojne miejsce. Tak zacząłem mieszkać i uczyć się wewnętrznej modlitwy zgodnie z tym, co mi pokazano, a także zachodzić do starca.
Przez tydzień pilnie zajmowałem się w mojej ogrodowej samotni poznawaniem nieustannej modlitwy, dokładnie według tego, co mi objaśnił starzec. Z początku rzecz szła dość pomyślnie. Potem poczułem wielki ciężar, lenistwo, nudę, dopadał mnie sen i zaczęła mnie nachodzić chmara rozmaitych myśli. Ze smutkiem udałem się do starca i opowiedziałem mu o mojej sytuacji. On życzliwie mnie powitał i zaczął mówić:
– Umiłowany bracie, jest to wojna wydana ci przez świat ciemności, który niczego w nas się tak nie lęka jak modlitwy serca i dlatego wszelkimi sposobami stara się ci przeszkodzić i oderwać cię od poznawania modlitwy. Zresztą wróg działa nie inaczej, jak tylko z woli i dopustu Bożego, i tyle, ile potrzeba dla naszego dobra. Widać potrzeba ci jeszcze wypróbowania pokory, dlatego jest za wcześnie, abyś z nieumiarkowanym zapałem próbował się dostawać w wyższe obszary serca, bo mógłbyś popaść w duchowe łakomstwo. Przeczytam ci, co mówi o takim przypadku pouczenie z Dobrotolubija.
Starzec odszukał naukę czcigodnego Nicefora mnicha i zaczął czytać:
– „Jeśli pracując trochę, nie zdołasz wejść do krainy serca, tak jak ci objaśniono, to uczyń to, co ci powiem, a z Bożą pomocą znajdziesz to, czego szukasz. Wiesz, że zdolność wypowiadania słów znajduje się u każdego człowieka w krtani. Odpędzając myśli (możesz to uczynić, jeśli zechcesz), pozwól jej nieustannie mówić: «Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną!» i zmuszaj się wciąż do wypowiadania tych słów. Jeśli przez jakiś czas będziesz to czynił, to dzięki temu bez wątpienia otworzy się przed tobą wejście do serca. Doświadczenie to potwierdza”. Słyszysz zatem, czego uczą święci ojcowie w takim wypadku – dodał starzec. – Dlatego powinieneś teraz z ufnością przyjąć ten nakaz i, ile tylko zdołasz, odmawiać ustną modlitwę Jezusową. Spójrz, masz tu czotki12, odmawiaj na nich na początek choćby po trzy tysiące modlitw dziennie. Stoisz czy siedzisz, chodzisz czy leżysz, nieustannie mów: „Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną!” – niegłośno i bez pośpiechu. I koniecznie odmawiaj ją w ciągu dnia dokładnie trzy tysiące razy, niczego samemu nie dodając ani nie odejmując. Bóg pomoże ci dzięki temu dojść także do nieustannego działania serca.
Z radością przyjąłem polecenie starca i poszedłem do siebie. Zacząłem wiernie i dokładnie wypełniać to, czego mnie nauczył. Przez dwa dni było to trudne, ale potem stało się tak łatwe i upragnione, że kiedy nie mówiłem tych modlitw, zaczynałem czuć potrzebę, żeby znowu odmawiać modlitwę Jezusową, i odmawianie jej stało się wygodniejsze i łatwiejsze, inaczej niż poprzednio, kiedy musiałem się przymuszać.
Oznajmiłem to starcowi. Nakazał mi odprawiać co dzień już sześć tysięcy modlitw i powiedział:
– Zachowuj spokój i staraj się tylko jak najwierniej odmawiać nakazaną liczbę modlitw, a Bóg okaże ci łaskę.
Przez cały tydzień odmawiałem codziennie w moim samotnym szałasie po sześć tysięcy modlitw Jezusowych, nie troszcząc się o nic ani nie zwracając uwagi na myśli, niezależnie od tego, jaką walkę toczyły; lecz starałem się tylko o dokładne wykonanie polecenia starca. I co się okazało? Tak się przyzwyczaiłem do tej modlitwy, że jeśli nawet na krótki czas ją przerywałem, czułem, że mi czegoś brakuje, jak gdybym coś stracił. Zacznę modlitwę – i znowu w tej samej chwili robi mi się lekko i przyjemnie. Kiedy spotykałem kogoś, to nawet nie miałem już chęci do rozmowy, lecz stale chciałem przebywać w samotności i się modlić; tak przyzwyczaiłem się do modlitwy w ciągu tygodnia.
Po dziesięciu dniach od naszego ostatniego spotkania starzec sam przyszedł mnie odwiedzić. Objaśniłem mu mój stan, a on mnie wysłuchał i powiedział:
– Zatem przyzwyczaiłeś się już do modlitwy. Bądź jednak uważny, podtrzymuj i umacniaj ten nawyk, nie trać na próżno czasu i z Bożą pomocą postanów koniecznie odmawiać modlitwę dwanaście tysięcy razy dziennie. Przebywaj w swojej samotni, wstawaj trochę wcześniej, kładź się trochę później, a co dwa tygodnie przychodź do mnie po radę.
Zacząłem postępować tak, jak polecił mi starzec, i pierwszego dnia ledwo, ledwo zdołałem późnym wieczorem skończyć moją liczącą dwanaście tysięcy modlitw normę. Na drugi dzień odmawiałem je już łatwo i z przyjemnością. Najpierw przy bezustannym wymawianiu modlitwy odczuwałem zmęczenie czy jakby odrętwienie języka oraz pewien ścisk w szczękach, zresztą przyjemny, a potem lekki i delikatny ból na podniebieniu. Później poczułem niewielki ból w kciuku lewej ręki, którym przebierałem czotki, oraz rozognienie całej dłoni, rozchodzące się aż do łokcia i wywołujące bardzo przyjemne uczucie. Ale wszystko to jakby pobudzało i przymuszało do większego zaangażowania w modlitwę. Tak przez pięć dni wiernie wykonywałem po dwanaście tysięcy modlitw, a wraz z nawykiem pojawiła się też przyjemność i chęć.
Pewnego razu, wcześnie rano, modlitwa jakby mnie obudziła. Zacząłem czytać poranne modlitwy, ale język nie mówił ich wprawnie i czułem, że pragnienie samo pociąga mnie do modlitwy Jezusowej. Kiedy ją zacząłem, poczułem się tak lekko i przyjemnie, a język i usta jakby same ją wymawiały bez przymuszania! Cały dzień przeżyłem radośnie i czułem się jakby oderwany od wszystkich innych rzeczy, jak gdybym przebywał na jakiejś innej ziemi. Wczesnym wieczorem z łatwością skończyłem dwanaście tysięcy modlitw. Miałem wielką ochotę dalej odmawiać modlitwę, ale nie śmiałem przekroczyć polecenia starca. W ten sposób w kolejnych dniach przyzywałem dalej imienia Jezusa Chrystusa łatwo i chętnie.
Potem poszedłem do starca na szczerą rozmowę i wszystko mu szczegółowo opowiedziałem. Wysłuchał mnie i zaczął mówić:
– Chwała Bogu, że pojawiło się u ciebie pragnienie i lekkość modlitwy. Jest to rzecz naturalna, przychodząca z częstym ćwiczeniem i wysiłkiem, podobnie jak w przypadku maszyny, która po popchnięciu czy nadaniu siły kołu zamachowemu długo chodzi samoczynnie, a żeby przedłużyć jej poruszanie się, trzeba to koło smarować i popychać. Czy widzisz, jak doskonałymi zdolnościami miłujący ludzi Bóg wyposażył nawet zmysłową naturę człowieka i jakie mogą pojawiać się odczucia nawet poza stanem łaski, w nieoczyszczonej zmysłowości i grzesznej duszy, jak już sam tego doświadczyłeś? A jak nadzwyczajnie, zachwycająco i rozkosznie zaczynamy się czuć, kiedy Pan raczy przed kimś odkryć dar samoczynnej duchowej modlitwy i oczyścić jego duszę z namiętności? Stan ten jest niewyobrażalny i odkrycie tej tajemnicy modlitwy stanowi przedsmak rozkoszy niebiańskiej na ziemi. Tego dostąpią ludzie szukający Pana w prostocie pełnego miłości serca! Teraz ci pozwalam: odmawiaj tę modlitwę, ile tylko chcesz, jak najwięcej. Cały czas poza snem staraj się poświęcać na modlitwę i już bez liczenia przyzywaj imienia Jezusa Chrystusa, pokornie powierzając się woli Bożej i od Boga oczekując pomocy. Wierzę, że cię nie zostawi i przygotuje ci drogę.
Przyjąłem to pouczenie i całe lato spędziłem na nieustannej ustnej modlitwie Jezusowej, żyjąc w wielkim spokoju. Kiedy spałem, często śniło mi się, że się modlę. A w ciągu dnia, jeśli zdarzyło mi się z kimś spotkać, wszyscy bez wyjątku wydawali mi się tak mili, jak gdyby byli krewnymi, chociaż się nimi nie zajmowałem. Myśli same całkiem ucichły i o niczym nie myślałem oprócz modlitwy, w którą mój umysł zaczynał się wczuwać, a w sercu samoczynnie pojawiało się niekiedy ciepło oraz odczucie pewnej przyjemności. Kiedy zdarzało mi się przyjść do cerkwi, to długie i odprawiane w samotności nabożeństwo wydawało mi się krótkie i nie męczyło mnie już tak jak dawniej. Mój samotny szałas wydawał mi się wspaniałym pałacem i nie wiedziałem, jak dziękować Bogu za to, że takiemu nieszczęsnemu grzesznikowi jak ja przysłał takiego zbawiennego starca i nauczyciela.
Niedługo jednak cieszyłem się pouczeniami mego życzliwego i opromienionego Bożą mądrością starca. W końcu lata zmarł – a ja, żegnając się z nim we łzach, podziękowałem mu za ojcowskie nauki dla mnie nieszczęsnego i wyprosiłem sobie u niego na błogosławieństwo czotki, na których zawsze się modlił. Tak zostałem sam. W końcu lato się skończyło i w ogrodzie zebrano plony. Nie miałem już gdzie mieszkać. Chłop rozliczył się ze mną, zapłacił dwa ruble za stróżowanie i napełnił torbę sucharami na drogę. I znowu zacząłem wędrować po różnych miejscach; ale już nie z taką biedą szedłem jak wcześniej; przyzywanie imienia Jezusa Chrystusa przynosiło mi w drodze radość i wszyscy ludzie byli dla mnie lepsi; wydawało się, jak gdyby wszyscy zaczęli mnie miłować.
Pewnego razu zacząłem myśleć, co zrobić z pieniędzmi za pilnowanie ogrodu i po co mi one. Ej, stój! Starca już nie ma, nie ma mnie kto uczyć; kupię sobie Dobrotolubije i zacznę się z niego uczyć wewnętrznej modlitwy. Przeżegnałem się i poszedłem, modląc się. Dotarłem do pewnego gubernialnego miasta i zacząłem pytać w sklepach o Dobrotolubije. Znalazłem w jednym miejscu, ale chcieli trzy ruble, a miałem tylko dwa; targowałem się i targowałem, ale kupiec ani trochę nie chciał opuścić, a w końcu powiedział:
– Idź sobie do tej cerkwi i zapytaj starostę cerkiewnego; ma taką książkę, bardzo starą, może obniży cenę do dwóch rubli.
Poszedłem i rzeczywiście za dwa ruble kupiłem Dobrotolubije, całkiem wyświechtane i zetlałe. Ucieszyłem się. Naprawiłem jakoś tę książkę, obszyłem materiałem i włożyłem do torby razem z moją Biblią.
Teraz tak chodzę i nieustannie odmawiam modlitwę Jezusową, która jest mi droższa i słodsza od wszystkich rzeczy na świecie. Przechodzę czasem w ciągu dnia siedemdziesiąt wiorst, a nawet więcej, ale nie czuję, że idę; czuję tylko, że się modlę. Kiedy łapie mnie silny chłód, zaczynam z większym natężeniem odmawiać modlitwę i cały się szybko zagrzewam. Jeśli zaczyna mnie ogarniać głód, częściej przyzywam imienia Jezusa Chrystusa i zapominam, że chciało mi się jeść. Kiedy choruję, przychodzi łamanie w plecach i nogach, zaczynam wczuwać się w modlitwę i już nie czuję bólu. Gdy ktoś mnie obrazi, od razu przypominam sobie, jak słodka jest modlitwa Jezusowa; a wówczas zniewaga i gniew przechodzą i o wszystkim zapominam. Stałem się jakby pozbawiony rozumu; niczym się nie martwię, nic mnie nie wciąga ani na nic nie patrzę z niepokojem i chciałbym cały czas spędzać sam jeden w odosobnieniu. Tylko jednego pragnąłbym z przyzwyczajenia: żeby nieustannie odmawiać modlitwę, a kiedy tym się zajmuję, to jest mi bardzo wesoło. Bóg wie, co się ze mną dzieje. Oczywiście wszystko to ma charakter zmysłowy czy też – jak mówił zmarły starzec – naturalny i powstaje dzięki nawykowi; ale prędko zacząć nauki i przyswajania modlitwy duchowej w głębi serca jeszcze nie śmiem z powodu mej niegodności i głupoty. Czekam na godzinę, kiedy przyjdzie wola Boża, ufając w modlitwę zmarłego starca mojego.
Tak więc, mimo że nie doszedłem jeszcze do nieustającej samoczynnej modlitwy duchowej w sercu, jednak – chwała Bogu – jasno teraz rozumiem, co oznacza usłyszane przeze mnie powiedzenie z księgi Apostoła: „Nieustannie się módlcie”.
1 W Kościele prawosławnym cykl roczny czytań niedzielnych rozpoczyna się po święcie Zesłania Ducha Świętego na Apostołów, czyli Pięćdziesiątnicy nazywanej także niedzielą Trójcy Świętej, dlatego też niedziele w roku liturgicznym są numerowane jako pierwsza, druga itd. po Pięćdziesiątnicy.
2 „Apostoł” – nazwa księgi liturgicznej zawierającej teksty nowotestamentowe poza czterema Ewangeliami i Apokalipsą. Zaznaczone są w niej czytania apostolskie na każdy dzień roku.
3 Św. Dymitr z Rostowa (1651–1709) – rosyjski biskup Rostowa i Jarosławia, wybitny hagiograf, teolog, założyciel rostowskiej szkoły gramatycznej, w której nauczano języków starożytnych, języka cerkiewnosłowiańskiego, filozofii oraz wersyfikacji. Jest autorem całego cyklu Żywotów świętych oraz wspomnianego w tekście dzieła o modlitwie Jezusowej, którego pełny tytuł brzmi: Człowiek wewnętrzny, zamknięty w izdebce serca swego, który uczy się i modli w tajemnicy.
4 Schimnich – mnich, który złożył śluby wieczyste, obiecując całkowite wyrzeknięcie się świata. Śluby wieczyste wielkiej schimy składali dawniej pustelnicy, którzy nie prowadzili życia cenobitycznego.
5 Św. Izaak Syryjczyk (ok. 640–700) – święty asceta, pisarz syryjski, który twórczość swoją poświęcił opisaniu ascezy wschodniochrześcijańskiej, nazwanej później hezychazmem. Przynależy do syryjskiej szkoły ascetycznej, która rozwijała wcześniejszą tradycję monastycyzmu egipskiego i synajskiego. W swoich dziełach skupiał się na analizie różnych stanów sprawiedliwości oraz grzeszności, a także na sposobach chrześcijańskiej naprawy i samodoskonalenia.
6Dobrotolubije – jest to tytuł tłumaczenia greckiej Filokalii, która na język cerkiewnosłowiański została przetłumaczona przez św. Paisjusza Wieliczkowskiego w 1793 roku. W latach siedemdziesiątych XIX wieku Teofan Zatwornik dokonał tłumaczenia Filokalii na język rosyjski, a w skład jego wydania weszły teksty, których nie było w wersji cerkiewnosłowiańskiej. „Filokalia” oznacza „umiłowanie piękna”, którym ma być wewnętrzne spotkanie człowieka z Bogiem w nieustannej modlitwie. Dobrotolubije to zbiór traktatów ascetycznych różnych autorów z okresu między IV a XV stuleciem, który po raz pierwszy w języku greckim wydano w 1782 roku.
7 Św. Nicefor Hezychasta – żyjący w XIII wieku mnich z Góry Athos, jeden z twórców Filokalii. Rozwijał naukę o czujności (z gr. nepsis) serca i samokontroli umysłu, która skierowana była do osób niedoświadczonych w modlitwie. Niedoświadczony umysł charakteryzuje się tendencją do błądzenia i popadania w wyobraźnię. Opisał także metodę oddychania podczas praktyki modlitewnej.
8 Św. Symeon Nowy Teolog (949–1022) – bizantyński mnich, nauczyciel życia duchowego, a w szczególności praktyk modlitwy Jezusowej. Z jego imieniem wiąże się odrodzenie tradycji hezychastycznej w Bizancjum w X wieku. Święty Symeon w swych pismach podkreślał, iż w życiu człowieka wierzącego najważniejsze jest nawiązanie z Bogiem bezpośredniej relacji w doświadczeniu mistycznym. Jest on także autorem hymnów mistycznych, krótkich utworów poetyckich, które, jak sam powiada, są najlepszym środkiem wyrażania doświadczenia duchowego. Zgodnie z tradycją, Filokalia przypisała mu anonimowy traktat Metoda świętej modlitwy i uwagi, który tutaj jest cytowany.
9 Św. Grzegorz Synajski (1280–1346) – odnowiciel tradycji hezychastycznej w XIV wieku w Bizancjum. Rozwinął naukę o boskiej światłości, którą modlący się człowiek może dostrzec podczas duchowego zjednoczenia z Bogiem.
10 Św. Kalikst II Ksantopulos (zm. 1397) i Ignacy Ksantopulos (zm. 1423–1429) – bracia, bizantyńscy mnisi hezychaści, autorzy wspólnego traktatu ascetycznego Pouczenia hezychastom w stu rozdziałach, który porusza kwestię metody modlitewnej hezychastów. Został on przetłumaczony na język rosyjski przez Teofana Zatwornika i wydany w piątym tomie Dobrotolubija w 1899 roku. Pierwszy z braci, Kalikst, pełnił funkcję patriarchy konstantynopolitańskiego w 1397 roku.
11 W klasztorach Góry Athos oraz innych dużych ośrodkach pątniczych istnieje zasada, że osoby świeckie mogą przebywać w klasztorze trzy dni. Jest to związane z ograniczeniami lokalowymi i dużą ilością pielgrzymów, którzy chcą pobyć w klasztorze, pomodlić się i porozmawiać z mnichami. Z drugiej strony jest to także metoda, pozwalająca klasztorom uniknąć problemów z osobami, które postanowiły żyć na ich koszt. Takie osoby pod pretekstem pomocy dla potrzebującego spędzały życie na wędrowaniu od klasztoru do klasztoru, otrzymując darmowe lokum oraz wyżywienie. Poza tym reguła ta pozwala kontrolować liczebność gości w klasztorze oraz umożliwia zachowanie spokoju życia klasztornego.
12 Czotki – sznur modlitewny wykorzystywany do odmawiania modlitwy Jezusowej. Nazwa pochodzi od rosyjskiego czasownika sczitat’, czyli liczyć. Czotki służą do odliczania reguły modlitewnej i pełnią funkcję narzędzia do liczenia. Pojawiły się już w czasach św. Bazylego Wielkiego, który poradził, by mnisi, którzy nie potrafią czytać, jak również ci, którzy nie mogą uczestniczyć w nabożeństwach, odmawiali określoną liczbę modlitw. W języku greckim czotki to komboskion, czyli węzeł, co odnosi się do sposobu ich wykonania, czyli do związanych z wełnianego sznurka węzełków w różnej ilości (30, 33, 50, 100).
Święty Symeon Nowy Teolog ukazuje sposób wchodzenia w serce, przedstawiając trzeci sposób modlitwy:
Trzeci sposób modlitwy jest naprawdę cudowny i nieopisany, a dla tych, którzy go nie znają z doświadczenia, nie tylko jest trudny do pojęcia, lecz wydaje się wręcz nieprawdopodobny. I w rzeczy samej w naszych czasach ten sposób modlitwy można spotkać u nielicznych, kiedy ulegną w nich unicestwieniu wszelkie podstępy i chytrości używane przez demony, aby pociągnąć umysł do wielu rozmaitych myśli. Ponieważ wtedy umysł, wolny od wszelkich rzeczy, ma odpowiedni czas, żeby bez żadnych przeszkód badać myśli przynoszone przez demony, odpędzać je z wielką łatwością i czystym sercem wznosić modlitwy do Boga.
Następnie autor ten przedstawia warunki konieczne do takiej modlitwy, mianowicie doskonałe posłuszeństwo i czuwanie nad czystością sumienia, zarówno wobec Boga, jak i ludzi, oraz w stosunku do rzeczy, i zachęca do czynienia wszystkiego tak, jak byśmy znajdowali się przed obliczem Boga, po czym kontynuuje: postępując w taki sposób, wyrównujesz dla siebie prawdziwą i nieprowadzącą na manowce ścieżkę do trzeciego sposobu modlitwy, który wygląda tak: niech umysł strzeże serca, kiedy się modli, niech kieruje się ku jego wnętrzu, nie oddalając się, i niech stamtąd, z głębi serca, wznosi modlitwy do Boga.
Na tym to wszystko polega: pracuj tak aż do chwili, gdy skosztujesz Pana. Kiedy zaś w końcu tam, we wnętrzu serca, umysł skosztuje i poczuje, jak dobry jest Pan, wtedy już nie będzie chciał oddalać się z miejsca, w którym leży serce; wówczas powie, jak św. Piotr: „Dobrze, że tu jesteśmy” (Mt 17,4), i już zawsze będzie spoglądać do wnętrza serca i kierować się tam bez wychodzenia, odpędzając wszelkie myśli wsiewane przez diabła.
Dla tych, którzy nie rozumieją nic z tej rzeczy i jej nie znają, wydaje się ona w większej części trudna i uciążliwa. Ale ci, którzy skosztowali rozkoszy, jaką w sobie zawiera, i nacieszyli się nią w głębi serca, wołają wraz ze św. Pawłem: „Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej” (Rz 8,35). Dlatego nasi święci ojcowie, słysząc Pana mówiącego, że „z serca pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa. To właśnie czyni człowieka nieczystym” (Mt 15,19–20), oraz że w innym miejscu Ewangelia nakazuje nam oczyszczać „wnętrze kubka, żeby i zewnętrzna jego strona stała się czysta” (Mt 23,26), opuścili wszelkie inne duchowe zajęcia i zaczęli pracować tylko nad tym jednym, tzn. strzeżeniem serca, mając pewność, że wraz z nim łatwo zdobędą każdą cnotę, a bez niego nie zdołają osiągnąć żadnej. Wszyscy oni w tym przede wszystkim się ćwiczyli i o tym pisali. Kto chce, niech czyta ich pisma – niech przeczyta, co napisał o tym Marek Asceta, co powiedział Jan Klimak, czcigodny Hezychiusz, Filoteusz Synajski, abba Izajasz, Barsanufiusz Wielki i inni.
Jeśli chcesz się nauczyć to czynić (tzn. wchodzić w serce i w nim przebywać), to opowiem o tym.
Musisz zachowywać przede wszystkim trzy rzeczy: brak troski o cokolwiek, nawet o rzeczy uczciwe, a nie tylko nieuczciwe i marne, czyli innymi słowy o obumarcie dla wszystkiego; całkowicie czyste sumienie, tak aby w niczym cię nie potępiało, oraz doskonały brak przywiązań, żeby twoja myśl nie skłaniała się do żadnej rzeczy. Potem usiądź samotnie w jakimś samotnym i cichym miejscu, zamknij drzwi, oderwij umysł od wszelkich doczesnych i marnych rzeczy, pochyl głowę na piersi i w ten sposób zatrzymuj uwagę we wnętrzu siebie (nie w głowie, lecz w sercu), zwracając tam również umysł i cielesne oczy oraz powstrzymując nieco oddech – utrzymując tam umysł i starając się wszelkimi sposobami odnaleźć go w miejscu, gdzie leży serce, tak aby po osiągnięciu tego umysł twój już całkiem tam przebywał. Z początku odkryjesz tam wewnątrz niejaką ciemność i sztywność; ale potem, jeśli będziesz nieustannie dniem i nocą kontynuować tę pracę uwagi, dostąpisz nieustannej radości. Umysł, ćwicząc się w tym, wybierze miejsce serca, a wtedy natychmiast zobaczy tam we wnętrzu rzeczy, jakich nigdy nie widywał i nie znał. Od tego momentu, gdyby z jakiejkolwiek strony pojawiła się czy pokazała jakaś myśl, to zanim wejdzie do wnętrza i zostanie pomyślana czy wyobrażona, umysł natychmiast przepędzi ją stamtąd i unicestwi imieniem Jezusowym, tzn. „Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną”. Od tego też czasu umysł zacznie odczuwać gniew na demony, odpędzać je i zwyciężać. A inne rzeczy, które zwykle idą w ślad za tym działaniem, sam z Bożą pomocą z doświadczenia poznasz, strzegąc uwagi i trzymając się Jezusa, tzn. Jego modlitwy: „Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną!”.
Święty Grzegorz Synajski przedstawia naukę o wewnętrznej modlitwie w sercu oraz sposobie przyzwyczajenia się do niej w trzech paragrafach na temat milczenia i modlitwy, zamieszczonych w pierwszej części Dobrotolubija, s. 112–119. Oto skrócony wyciąg z nich:
Po przyjęciu ducha życia w Jezusie Chrystusie powinniśmy w czystej modlitwie w sercu na wzór cherubinów rozmawiać z Panem; ale nie rozumiejąc majestatu, zaszczytu i chwały łaski odrodzenia ani nie troszcząc się o wzrost duchowy dzięki wypełnianiu przykazań, ani nie mogąc wznieść się do stanu kontemplacji umysłowej, oddajemy się zaniedbaniu, a wskutek tego grzęźniemy w nawykach namiętności i zapadamy się w przepaść nieczułości i mroku. Bywa nawet tak, że w ogóle mało pamiętamy o istnieniu Boga, a o tym, jacy powinniśmy być jako dzieci Boże według łaski, zupełnie nie wiemy. Wierzymy, ale nie czynną wiarą, a po duchowym odnowieniu we chrzcie nie przestajemy żyć na sposób cielesny. Jeśli czasem nawet wyrazimy skruchę i zaczniemy wypełniać przykazania, to czynimy to tylko zewnętrznie, a nie duchowo. I do tego stopnia odzwyczajamy się od życia duchowego, że jego przejawianie się w innych uznajemy za nieprawość i pobłądzenie. Tak do samej śmierci trwamy w śmierci duchowej, żyjąc i postępując nie w Chrystusie, i nie odzwierciedlając twierdzenia, że to, co zrodzone z ducha, musi być duchowe.
Jednak w tym czasie to, co przyjęliśmy w świętym chrzcie w Jezusie Chrystusie, nie ulega zniszczeniu, lecz zostaje zakopane, jak jakiś skarb w ziemi. A rozsądek i wdzięczność wymagają zatroszczenia się o to, aby go odsłonić i ukazać jawnie. Jak to uczynić?
Umożliwiają to następujące dwie metody: po pierwsze, dar ten odkrywany jest dzięki bardzo wytężonemu wypełnianiu przykazań, tak że na ile wypełniamy przykazania, na tyle dar ten odsłania swoją jasność i blask; po drugie, może się ujawnić i odsłania się w nieustannym przyzywaniu Pana Jezusa czy też, co jest tym samym, nieustannej pamięci o Bogu. Pierwszy środek jest potężny, jednak drugi potężniejszy, tak że nawet ten pierwszy otrzymuje od niego swoją pełną moc. Dlatego jeśli szczerze pragniemy odsłonić ukryte w nas nasienie łaski, śpieszmy się szybciej przywyknąć do tego ostatniego ćwiczenia serca i nosić w sercu tylko tę jedną sprawę modlitwy, bez widzenia i bez wyobrażeń, aż rozgrzeje nam serce i rozpali je do niewysłowionej miłości ku Panu.
Działanie tej modlitwy w sercu odbywa się na dwa sposoby. Czasami przodem idzie umysł, przylegając nieustanną pamięcią do Pana w sercu, a czasami działanie modlitwy, uruchomione wcześniej ogniem radości, przyciąga umysł do serca i angażuje go do wzywania Pana Jezusa i pobożnego trwania przed Nim. W pierwszym wypadku działanie modlitwy, po obniżeniu namiętności dzięki wypełnianiu przykazań, zaczyna się odsłaniać w cieple serca na skutek usilnego przyzywania Pana Jezusa; w drugim zaś duch przyciąga umysł do serca i ustawia go tam w głębi, powstrzymując od zwykłego wędrowania. Wskutek tych dwóch rodzajów modlitwy i umysł bywa raz czynny, a raz kontemplacyjny: w działaniu z pomocą Bożą pokonuje namiętności, a w kontemplacji ogląda Boga, na ile jest to dostępne dla człowieka.
Czynna modlitwa umysłu i serca dokonuje się tak: usiądź na stołku wysokim na jedną piędź, sprowadź umysł z głowy do serca i przytrzymaj go tam; a stamtąd wołaj umysłem i sercem: „Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną”! Powstrzymuj przy tym również oddech, tak aby spokojnie oddychać, gdyż może to rozpraszać myśli. Jeśli dostrzeżesz pojawiające się myśli, nie zwracaj na nie uwagi, nawet gdyby były proste i dobre, a nie tylko próżne i nieczyste. Zamykając umysł w sercu oraz często i cierpliwie przyzywając Pana Jezusa, szybko zniszczysz i wytępisz takie myśli, zwyciężając je w niewidzialny sposób Boskim imieniem. Święty Jan Klimak mówi: „Uderzaj w wojowników Imieniem Jezusowym; innej, mocniejszej od niego broni nie ma ani na niebie, ani na ziemi”.
Kiedy w takim trudzie umysł opadnie z sił, a ciało i serce rozbolą od wytężonego podejmowania częstego przyzywania Pana Jezusa, wtedy wstań i śpiewaj albo ćwicz się w rozmyślaniu o jakimś miejscu Pisma, czy też z własnej pamięci na temat śmierci, albo też zajmij się czytaniem, pracą ręczną czy czymkolwiek innym.
Kiedy podejmiesz to dzieło modlitwy, to powinieneś wtedy czytać tylko książki, w których ukazane są nauki o życiu wewnętrznym, czujności i modlitwie, a mianowicie Drabinę, słowa Izaaka Syryjczyka, dzieła ascetyczne Maksyma Wyznawcy, Symeona Nowego Teologa, Hezychiusza, Filoteosa Synajskiego i tym podobne. Wszelkie inne pisma odłóż na ten czas – nie dlatego, jakoby miały być niedobre, lecz ponieważ nie będzie to dla ciebie odpowiedni moment, by się nimi zajmować przy obecnym usposobieniu i dążeniu, bo mogą odrywać umysł od modlitwy. Czytaj niewiele, ale pogłębiając i przyswajając.
Lecz nie porzucaj też modlitwy ustnej. Jedni zachowują obszerny zestaw modlitw, inni zupełnie odkładają modlitewnik, modląc się do Pana tylko modlitwą umysłową. A ty wybierz złoty środek: nie wybieraj wielu modlitw, bo to prowadzi do zamętu, ale też nie porzucaj ich w ogóle, na wypadek niemocy i rozluźnienia. Jeśli widzisz, że modlitwa działa w tobie i nie przestaje sama się wznosić w sercu, to nie porzucaj jej i nie bierz modlitewnika. Byłoby to pozostawieniem Boga we wnętrzu, wyjściem stamtąd, po czym nawiązywaniu z Nim rozmowy z zewnątrz. Ludzie, w których modlitwa jeszcze nie rodzi się sama, potrzebują dużo ustnej modlitwy, a nawet bez miary, tak aby nieustannie trwać w odmawianiu licznych i różnorodnych modlitw, aż od takiej bolesnej pracy modlitewnej rozgrzeje się serce i rozpocznie się w nim działanie modlitwy. Kto zaś skosztuje w końcu tej łaski, ten powinien odmawiać modlitwy ustne w pewnej ilości, a dłużej trwać na modlitwie umysłowej, jak nakazywali ojcowie. W razie wystąpienia wewnętrznej niemocy trzeba odmawiać modlitwy ustne lub czytać pisma ojców. Zbyteczne jest używanie wioseł, kiedy wiatr wydął żagle, lecz są potrzebne wtedy, gdy wiatr ucichnie i łódź się zatrzyma.
Potężny oręż przeciwko wrogom posiada ten, kto na modlitwie podtrzymuje płacz pełen żalu, żeby nie wpaść w zarozumialstwo wskutek radości otrzymywanej na modlitwie. Ten, kto strzeże takiego smutku pomieszanego z radością, uniknie wszelkiej szkody. Prawdziwą, a nie złudną modlitwą wewnętrzną jest taka modlitwa, w której ciepło pochodzące z modlitwy Jezusowej zapuszcza ogień w ziemię serca i wypala namiętności jak ciernie. Ocienia ona duszę radością i pokojem i nie przychodzi z prawa czy lewa, czy nawet z góry, lecz jak źródło wody wytryskuje z serca, z życiodajnego Ducha. Ją tylko miłuj i pragnij osiągnąć w sercu, pilnując zawsze, aby umysł był wolny od złudzeń. Z nią nie bój się niczego, ponieważ Ten, który powiedział: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się!” (Mt 14,27), sam jest z nami.
Nicefor Mnich swoją naukę o wchodzeniu w serce przedstawia w paragrafie o czujności i strzeżeniu serca (Dobrotolubije, część pierwsza s. 36–43).
Wy, którzy pragniecie w dotykalny sposób przyjąć do serca ogień niebiański i poznać z doświadczenia królestwo niebieskie, obecne w waszym wnętrzu, przyjdźcie, a podam wam naukę niebiańskiego życia, czy może lepiej sztukę, która bez pracy i potu wprowadza tego, kto ją realizuje, do przystani wolnej od namiętności. Wskutek upadku wyszliśmy na zewnątrz; powrócimy zaś do siebie, odwracając się od tego, co zewnętrzne. Pojednanie z Bogiem i bliskość Jego będą dla nas niemożliwe, jeśli najpierw nie wrócimy do siebie i nie wejdziemy z zewnątrz do środka. Tylko życie wewnętrzne jest życiem prawdziwie chrześcijańskim. Poświadczają to wszyscy ojcowie.
Pewien brat zapytał abbę Agatona: „Co jest ważniejsze, wysiłek cielesny czy strzeżenie serca?”. Starzec odpowiedział: „Człowiek podobny jest do drzewa; wysiłek cielesny – to liście, a strzeżenie serca to owoc. A skoro według Pisma każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, zostaje wycięte i w ogień wrzucone, to oczywiste, że powinniście całą swą troskę kierować na owoc, tzn. na strzeżenie serca. Jednakże potrzebujemy również odzienia z liści, tzn. wysiłku cielesnego”.
Święty Jan Klimak mówi: „Zamykaj drzwi celi przed ciałem, drzwi ust przed językiem i drzwi wnętrza przed złymi duchami. Przebywając na wysokości (tzn. skupiając uwagę na sercu), obserwuj, jak potrafisz, jacy złodzieje przybywają, aby wejść do winnicy twego serca i ukraść grona, oraz ilu ich jest. Kiedy dozorca (tzn. skupiający uwagę na sercu) się zmęczy, to wstanie i się pomodli, a potem znowu usiądzie i mężnie zabierze się za tą samą pracę (tzn. uważanie na serce oraz modlitwę)”.
Święty Makary Wielki uczy: „Główna praca ascety polega na tym, żeby wejść w serce, a następnie prowadzić tam bitwę z szatanem i z nim wojować, walcząc z pochodzącymi od niego myślami”.
Święty Izaak Syryjczyk pisze: „Postaraj się wejść do twego wewnętrznego skarbca, a ujrzysz skarb niebiański. Drabina do królestwa niebieskiego ukryta jest wewnątrz ciebie, tzn. w twoim sercu. A więc obmyj się z grzechu i skup się w swoim sercu: tam znajdziesz stopnie, po których będziesz mógł wchodzić wzwyż”.
Oto, co powiedział Jan z Karpatos: „W modlitwach potrzeba wielkiego wysiłku ascetycznego oraz trudu, aby dostąpić stanu wolności od zamętu myśli. Jest to drugie niebo serca, w którym mieszka Chrystus, jak mówi apostoł: «Czyż nie wiecie, że Chrystus mieszka w was?» (1 Kor 3,16)” [W PŚ: Duch Boży].
A oto słowa św. Symeona Nowego Teologa: „Od chwili, kiedy człowiek został wygnany z raju i oddalił się od Boga, diabeł z demonami uzyskał możliwość swobodnego, niewidzialnego zaburzania we dnie i w nocy siły myśli każdego człowieka. Umysł nie może się przed tym zabezpieczyć inaczej, jak ciągle pamiętając o Bogu. Kto będzie miał wpojoną pamięć o Bogu, ten może powstrzymywać siłę myśli od błąkania się”.
Podobnie uczą wszyscy święci ojcowie. To najwznioślejsze ze wszystkich działanie niemal wszyscy przejmowali, ucząc się od innych. Bardzo rzadko zdarzało się, że otrzymywali je i otrzymują wprost od Boga bez nauki, dzięki gorącu swej wiary. Potrzeba zatem szukać nauczyciela znającego się na tej rzeczy. Lecz jeśli nie ma takiego nauczyciela, to wezwij Boga na pomoc ze skruszonym sercem i łzami, po czym zrób, co ci powiem.
Wiadomo, że oddech wprowadza powietrze przez płuca do serca. A więc usiądź, po czym skup umysł i wprowadź go drogą, którą przebywa oddech, do wnętrza. Przymuś go, żeby razem z wdychanym powietrzem zszedł aż do samego serca, i zatrzymaj go tam, nie pozwalając mu wyjść, gdyby chciał. A trzymając go tam, nie pozwalaj mu być próżnym, lecz daj mu następujące święte słowa: „Panie, Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną!”. Niech powtarza je dzień i noc. Staraj się przyzwyczaić się do przebywania we wnętrzu z wyznaczoną modlitwą i czuwaj, aby umysł nie wychodził stamtąd szybko, gdyż z początku będzie bardzo słabnąć od takiego uciskającego zamknięcia we wnętrzu. Ale kiedy się przyzwyczai, przebywanie tam będzie dla niego wesołe i radosne i sam zapragnie tam pozostać. Jak człowiek, który powrócił do domu z obcego kraju i nie posiada się z radości na widok żony i dzieci, tak umysł, który zjednoczył się z sercem, napełnia się niewysłowioną radością i weselem.
Jeśli zdołasz wejść do serca drogą, którą ci pokazałem, to złóż Bogu dziękczynienie i trzymaj się zawsze tej czynności, a ona nauczy cię rzeczy, o jakich nawet nie myślałeś. Jeśli zaś mimo długiego wysiłku nie zdołasz wejść do krainy serca sposobem, który ci pokazałem, to uczyń, co ci jeszcze powiem, a z Bożą pomocą znajdziesz to, czego szukasz. Wiadomo, że zdolność wysławiania się (wewnętrzne słowo – słowa, jakimi rozmawiamy same ze sobą) mieści się w piersiach człowieka: bo to tam, w piersi, mówimy ze sobą i naradzamy się, kiedy milczą usta, tam odmawiamy modlitwy (gdy czynimy to z pamięci, w myślach), tam prowadzimy śpiew psalmów i każdą inną rozmowę ze sobą. Tej też zdolności, po oderwaniu od niej wszelkich myśli, pozwól nieustannie mówić: „Panie, Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną”, i przymuś się do tego jednego wołania we wnętrzu zamiast wszelkiego innego. Wytrzymaj cierpliwie przy tej czynności tylko przez jakiś czas, a bez wątpienia otworzy się dzięki niej przed tobą wejście do serca; poznaliśmy to sami z doświadczenia.
Wraz z tym ogromnie pożądanym i radosnym wejściem w serce oraz jego stróżem – uwagą, przybędzie do ciebie również cała mnogość cnót: miłość, radość, pokój, cierpliwość, łagodność itd.
Mnisi Kalikst i Ignacy Ksantopulos prezentują swoje nauki o wewnętrznym działaniu serca w całych Stu rozdziałach, zamieszczonych w Dobrotolubiju (część druga, s. 56–131). Oto ich główne, potrzebne nam treści:
Początkiem życia według Boga jest gorliwość oraz wszelkie pilne starania o życie zgodne ze zbawiennymi przykazaniami Chrystusowymi; końcem zaś – ujawnienie się w doskonałości tego, co ukształtowała w nas łaska Boża we chrzcie, czy też, co znaczy to samo, „porzucenie dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz… i przyobleczenie człowieka nowego” (Ef 4,22–23), tzn. Pana Jezusa Chrystusa, jak mówi świątobliwy Paweł: „Dzieci moje, oto ponownie w bólach was rodzę, aż Chrystus w was się ukształtuje” (Ga 4,19).
Kiedy przyjmujemy chrzest – mówi św. Jan Chryzostom – wówczas dusza nasza, oczyszczona przez Ducha Świętego, świeci mocniej od słońca. Jak czyste srebro wystawione na promienie słońca samo także wydaje promienie, choć nie z natury, lecz dzięki oświetleniu słońcem, tak dusza oczyszczona we chrzcie przyjmuje promienie chwały Ducha i sama wewnętrznie staje się chwalebna. Lecz niestety! Chwała ta, niewysłowiona i straszliwa, tylko przez jeden czy dwa dni w nas przebywa, a potem ją gasimy, ściągając burzę ziemskich trosk i uczynków pełnych namiętności.
Na darmo przyjmujemy doskonałą Bożą łaskę w Boskich łonach, tzn. świętej chrzcielnicy. Jeśli później ukryliśmy ją pod mrokiem ziemskich trosk i namiętności, to możemy ją na nowo przywrócić i oczyścić skruchą i wypełnianiem Boskich przykazań, oraz ujrzeć jej ponadnaturalną światłość. Dzieje się tak na miarę wiary każdej osoby oraz żaru jej zapału do życia według wiary, a w największym stopniu dzięki błogosławieństwu Pana Jezusa Chrystusa. Święty Marek mówi: „Chrystus, ten doskonały Bóg, udzielił przyjmującym chrzest doskonałej łaski Ducha Świętego, która nie wymaga od nas niczego poza tym; odsłania się zaś w nas i ujawnia w miarę wypełniania przykazań, aż dojdziemy do miary wielkości według Pełni Chrystusa” (Ef 4,13).
Tak więc, skoro początkiem i źródłem zbawiennego działania jest życie według przykazań Pana, a końcem i owocem – przywrócenie udzielonej nam pierwotnie we chrzcie doskonałej łaski Ducha, która w nas trwa, ale jest pogrzebana pod namiętnościami, i na nowo odsłania się dzięki wypełnianiu Bożych przykazań, to trzeba nam zapragnąć tego spełniania przykazań, aby móc oczyścić i wyraźniej ujrzeć istniejący w nas dar Ducha. Uczeń spoczywający na piersi Pana, Jan, mówi, że ten, kto spełnia przykazania Pańskie, przebywa z Panem, a Pan z nim. Sam zaś Pan ukazuje to jeszcze pełniej, mówiąc: „Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie… Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać” (J 14,21.23).
Ścisłe wypełnianie zbawiennych przykazań jest dla nas niemożliwe bez Pana Jezusa Chrystusa, jak mówi On sam: „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5), i jak wyznał Apostoł: „Nie ma w żadnym innym zbawienia” (Dz 4,12). Jest On dla nas drogą, prawdą i życiem. Dlatego też nasi sławni przewodnicy i nauczyciele, z żyjącym w nich przeświętym Duchem, pouczają nas mądrze aby przed jakąkolwiek inną czynnością pomodlić się do Pana i bez wahania prosić Go o miłosierdzie dla siebie, jak również, aby Jego prześwięte i najsłodsze imię nieustannie mieć i zawsze nosić w sercu, umyśle i ustach, z nim nieustannie żyć, spać, czuwać, chodzić, jeść i pić. Ponieważ jak wówczas, gdy nie ma w nas takiego przyzywania, gromadzi się w nas wszystko, co złe i zgubne, tak kiedy ono w nas jest, wszystko, co przeciwne, jest odpędzane, nic, co dobre, nie maleje, i nie ma niczego, czego byśmy nie mogli uczynić, jak powiedział sam Pan: „Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity” (J 15,5).
Tak więc uznajmy naszą niemoc, złóżmy całą ufność w Panu i umiłujmy przykazania do tego stopnia, że będziemy woleli raczej oddać życie, niż naruszyć którekolwiek z nich, po czym wszelkie nasze starania skierujmy na to, żeby nabrać nawyku i umocnić się w nieustannym przyzywaniu zbawiennego imienia Pana, które niszczy wszelkie zło i stwarza wszelkie dobra. Żeby zaś ułatwić ten wysiłek, święci ojcowie ukazali pewną oddzielną czynność, nazywając ją sztuką, a nawet sztuką nad sztukami. Prezentujemy tutaj naturalną sztukę godnego podziwu Nicefora, jak wchodzić do wnętrza serca drogą oddechową, która ogromnie pomaga w skupieniu myśli.
Jej zasada jest następująca: usiądź w samotnym miejscu i skup umysł, po czym wprowadź go drogą oddechową do serca i zatrzymując tam uwagę, wołaj nieustannie: „Panie, Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną!”. Tak postępuj do momentu, aż przyzywanie to zakorzeni się w sercu i stanie się nieustanne.
Tak uczyli wszyscy święci ojcowie. Święty Chryzostom mówi: „Błagam was, bracia, nigdy nie przestawajcie wypełniać tej reguły modlitewnej”. W innym zaś miejscu: „Każdy, czy je, czy pije, siedzi czy odprawia nabożeństwo, podróżuje czy czyni cokolwiek innego, powinien nieustannie wołać: «Panie, Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną», a imię Pana Jezusa Chrystusa, schodząc w głębię serca, poskromi węża zgubnego, duszę zaś zbawi i przywróci do życia. Trwaj nieustannie w przyzywaniu imienia Pana Jezusa, aby serce pochłonęło Pana, a Pan serce, i aby tych dwoje stało się jednym”. I jeszcze: „Nie oddzielajcie serca waszego od Boga, lecz zachowujcie w nim zawsze pamięć o Panu naszym Jezusie Chrystusie, aż imię Pana umocni się we wnętrzu serca, i o niczym innym nie myślcie poza tym, żeby Chrystus został w was wywyższony”. Święty Jan Klimak mówi: „Niech pamięć o Jezusie złączy się z twoim oddechem”. A św. Hezychiusz pisze: „Jeśli pragniesz zakrywać wstydem obce myśli i nieustannie zyskiwać czujność serca, to niech modlitwa do Pana Jezusa przylgnie do twego oddechu, a w ciągu niewielu dni ujrzysz, że twoje pragnienie zostanie spełnione”.
Wiedzmy, że jeżeli nauczymy nasz umysł, aby razem z oddechem schodził do serca, to zauważymy również, że schodząc tam, staje się zjednoczony i nagi, i trzyma się tylko pamięci o Panu naszym Jezusie Chrystusie i przyzywania Go. I przeciwnie, kiedy wychodzi stamtąd i wybiega do przedmiotów zewnętrznych, to wbrew chęci dzieli się na liczne wyobrażenia i wspomnienia. Doświadczeni w tych sprawach ojcowie nakazują również, że w celu zachowania tej prostoty i jedności umysłu ten, kto zapragnął nabyć nawyk czujności umysłu w sercu, niech przebywa w cichym i niezbyt jasnym miejscu, zwłaszcza na początku tego dobrego wysiłku, ponieważ widzenie zewnętrznych przedmiotów w naturalny sposób powoduje rozpraszanie się myśli. Kiedy zaś milczące i ciemne miejsce ukrywa przed nami rzeczy zewnętrzne, myśl przestaje się rozpraszać i łatwiej zbiera się w sobie, jak mówi Bazyli Wielki: „Umysł, który nie wybiega do świata na skutek pociągania go uczuciami, powraca do siebie”.
Zauważ, że istota tego wysiłku polega na jednomyślnym, gorliwym, czystym i wolnym od błąkania się przyzywaniu z wiarą Pana naszego Jezusa Chrystusa, a nie tylko na schodzeniu do serca drogą oddechową i przebywaniu w cichym i ciemnym miejscu. Wszystko to, jak również inne podobne rzeczy, wynaleźli ojcowie nie w innym celu, jak dlatego, że widzieli w tym pewną pomoc w skupianiu myśli i ich powrocie do siebie z ich zwykłego błąkania się. A z nawyku zachowywania skupienia i obserwowania siebie rodzi się też nawyk czystej i wolnej od błąkania się modlitwy umysłowej w sercu.
Wiedz również to, że wszystkie te ułatwiające położenia ciała są zalecane, regulowane szczegółowymi zasadami i uznawane za potrzebne do momentu osiągnięcia czystej i wolnej od błąkania się modlitwy w sercu. Kiedy zaś dzięki upodobaniu i łasce Pana naszego Jezusa Chrystusa to osiągniesz, to wtedy porzucisz liczne i różnorodne czynności i będziesz trwać ściślej, niż można wypowiedzieć, zjednoczony z jedynym Panem w czystej i wolnej od błąkania się modlitwie serca, nie potrzebując tych ułatwień.
Jeśli zatem pragniesz dzięki samemu działaniu dostąpić życia w Jezusie Chrystusie, to postaraj się dojść do tego, żeby w każdym czasie, o każdej porze i przy każdym zajęciu w czysty sposób i bez błąkania się modlić się w sercu do Pana, abyś w taki sposób z wieku niemowlęcego mógł dojrzeć do „człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa” (Ef 4,13). Nie zapominaj przy tym, że kiedy czasami będzie do ciebie z własnej chęci przychodzić czysta modlitwa, to pod żadnym pozorem nie powinieneś jej niszczyć przepisanymi modlitwami ustnymi. Jak uczy Filemon: „Czy w nocy, czy we dnie zechce Pan, byś poczuł czystą i wolną od błąkania się modlitwę, to pozostaw wówczas swój zestaw modlitw i, ile tylko możesz, staraj się z całej siły przylgnąć do Boga, a on oświeci twoje serce duchowym działaniem”.
Kiedy zaś dostąpisz tego, że modlitwa będzie w twym sercu przebywać bez opuszczania go, to wtedy, jak mówi Izaak Syryjczyk, osiągnąłeś kres wszystkich cnót i stałeś się mieszkaniem Ducha Świętego; wtedy modlitwa nie będzie ustawać, czy siedzisz, czy chodzisz, czy jesz, czy pijesz, czy cokolwiek innego czynisz. Nawet w głębokim śnie miłe wonie modlitwy będą wznosić się z serca bez wysiłku, a jeśli nawet modlitwa zamilknie we śnie, to we wnętrzu będzie zawsze w ukryciu pełnić świętą służbę, nie przerywając biegu.
1) Uwaga jest to nieprzerywane żadnymi myślami milczenie serca, w którym ono zawsze, bez przerwy i nieustannie Chrystusem Jezusem, Synem Bożym i Bogiem, i tylko Nim samym oddycha, Jego przyzywa, z Nim mężnie staje do walki z wrogami i Jemu, mającemu władzę odrzucania grzechów, spowiada się ze swoich przewinień (rozdz. 5).
2) Czujność jest to twarde tkwienie i trwanie umysłu u drzwi serca, tak że widzi podchodzenie obcych myśli, tych złodziei i rabusiów, słyszy, co mówią i czynią ci niszczyciele oraz jaki obraz kreślą i przedstawiają demony, próbując za jego pomocą wciągnąć umysł w złudę i go omamić. Jeśli będziemy trudzić się, by pokonać te ich działania, to ukażą nam ono jasno sztukę walki umysłowej (rozdz. 6).
3) Sposoby osiągania czujności: pierwszy to bezustanne szukanie złudy lub podstępu; drugi – ciągłe utrzymywanie serca w głębokim milczeniu i wolności od wszelkich myśli oraz modlitwa; trzeci – nieustanne pokorne wzywanie na pomoc Pana Jezusa Chrystusa; czwarty – zachowywanie w duszy nieustannej pamięci o śmierci; piąty, najskuteczniejszy ze wszystkich – spoglądanie tylko ku niebu, w niczym nie ceniąc ziemi (rozdz. 14–18).
4) Ten, kto walczy w swym wnętrzu, w każdej chwili potrzebuje następujących czterech działań: pokory, największej uwagi, przeciwstawiania się myślom oraz modlitwy. Pokory – żeby podczas bitwy z przeciwnikami, pysznymi demonami, zawsze mieć w pobliżu serca pomoc Chrystusową, ponieważ Pan nienawidzi pysznych. Uwagi– żeby zawsze utrzymywać serce opróżnione z wszelkich myśli, choćby nawet wydawały się dobrymi.Przeciwstawiania się– żeby, kiedy tylko ostrym wzrokiem umysłu pojmie, kto przyszedł, natychmiast z gniewem przeciwstawić się złemu zgodnie ze słowami: „i dam odpowiedź tym, którzy mnie znieważają – dusza moja spoczywa tylko w Bogu” (Ps 119,42; 62,2). Modlitwy – aby po przeciwstawieniu się natychmiast z głębi serca wołać ku Chrystusowi „w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8,26). I wtedy sam walczący zobaczy, jak na imię Jezusa, przed którym zgina się wszelkie kolano, wróg ze swą złudą się rozwieje jak proch na wietrze czy zniknie jak dym (rozdz. 20).
5) Kto nie ma modlitwy wolnej od myśli, ten nie ma oręża do bitwy, tej modlitwy – mówię – która by nieustannie działała w najgłębszych tajniach duszy i przyzywaniem Pana Jezusa Chrystusa chłostała i paliła walczącego skrycie wroga (rozdz. 21).
6) Powinieneś ostrym i wytężonym spojrzeniem umysłu spoglądać do wnętrza, by rozpoznawać wchodzących. Kiedy tylko rozpoznasz, natychmiast przeciwnym słowem zmiażdż głowę węża, i razem z tym błaganiem wołaj ku Chrystusowi. A otrzymasz wtedy doświadczenie niewidzialnej Boskiej obrony (rozdz. 22).
7) Jeśli z pokorną myślą, pamiętając o śmierci, upokarzając się, przeciwstawiając się myślom i przyzywając Jezusa Chrystusa, zawsze przebywasz w swym sercu i z tym orężem codziennie podążasz drogą umysłu – ciasną, ale radosną i pełną pocieszeń, to dojdziesz do świętych kontemplacji i zostaniesz oświecony przez Chrystusa poznaniem głębokich tajemnic, „w Nim zaś wszystkie skarby mądrości i wiedzy są ukryte” (Kol 2,3). Ponieważ w Chrystusie Jezusie odczujesz, że w twoją duszę zstąpił Duch Święty, za sprawą którego człowiek otrzymuje oświecenie, „by z odsłoniętą twarzą wpatrywać się w jasność Pańską” (rozdz. 29) (2 Kor 3,18).
8) „Diabeł jak lew ryczący krąży”ze swymi zastępami, „szukając, kogo pożreć” (1 P 5,8). Niech zatem nigdy nie ustaje w nas uwaga serca, czujność, przeciwstawianie się myślom oraz modlitwa do Chrystusa Jezusa, Boga naszego. Lepszej bowiem pomocy od Jezusowej nie znajdziesz przez całe życie, ponieważ tylko On, jedyny Pan, jako Bóg zna zasadzki, obejścia i podstępy demonów (rozdz. 39).
9) Jak widzialna sól osładza chleb i każde pożywienie, chroni mięso od gnicia i zachowuje na długo w dobrym stanie, tak pojmuj też umysłowe strzeżenie rozkoszy umysłowej i godnego podziwu działania w sercu. Ponieważ również ono w Boży sposób osładza zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego człowieka, przepędza smród złych myśli i utrzymuje nas w stałości ku dobremu (rozdz. 87).
10) W jakiej mierze czujnie słuchasz umysłu, w takiej też będziesz z gorącym pragnieniem modlić się do Jezusa; i w jakiej mierze niedbale pilnujesz umysłu, w takiej też oddalisz się od Jezusa. I jak to pierwsze mocno oświeca atmosferę umysłu, tak to ostatnie, tzn. unikanie czujności oraz słodkiego przyzywania Jezusa, zazwyczaj całkiem ją zaciemnia (rozdz. 90).
11) Nieustanne przyzywanie Jezusa z gorącym pragnieniem, pełnym rozkoszy i radości, sprawia, że atmosfera serca dzięki największej uwadze napełnia się przyjemną ciszą. Natomiast sprawcą całkowitego oczyszczenia serca jest Jezus Chrystus, Syn Boży i Bóg, Sprawca i Stwórca wszelkiego dobra. Ponieważ On sam mówi: „Ja, Pan, czynię to wszystko” (Iz 45,7) (rozdz. 91).
12) Z nieustannego pamiętania i przyzywania Pana naszego Jezusa Chrystusa rodzi się pewien stan Boży, jeśli tylko nie będziemy zaniedbywać ciągłej umysłowej modlitwy do Niego i nieustannego czuwania, jako jedynej nieustępliwie koniecznej pracy. I naprawdę zawsze powinniśmy mieć jedną i w ten sam sposób dokonywaną pracę – przyzywanie Jezusa Chrystusa, Pana naszego; z gorącym sercem wołając do Niego, aby pozwolił nam do siebie przystąpić i kosztować Jego imienia. Częste wykonywanie jest bowiem matką wprawy, tak w odniesieniu do cnót, jak i wad; a potem rządzi już nawyk, jak również natura. Kiedy umysł dojdzie do takiego stanu, wtedy sam już wyszukuje swoich przeciwników, jak pies myśliwski zająca w krzakach; ale ten szuka go po to, by go pożreć, tamten – aby zwyciężyć i rozegnać (rozdz. 97).
13) Wielce doświadczony w tych sprawach wielki Dawid mówi do Pana: „Panowanie moje dla Ciebie zachowam” (Ps 58,10). Tak więc zachowanie w nas panowania nad sercem i milczeniem umysłu, z którego rodzą się wszystkie cnoty, zależy od pomocy Pana, który dał nam przykazania i odpędza od nas, jeśli nieustannie Go wzywamy, niewłaściwą niepamięć, która najbardziej niszczy milczenie serca, jak woda ogień. Dlatego nie pozwalaj wskutek zaniedbania, by na twoją zgubę ogarniał cię sen, lecz chłostaj przeciwników imieniem Jezusa. To najsłodsze imię niech przylgnie do twego oddechu, a wtedy poznasz pożytek płynący z milczenia (rozdz. 100).