Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Trzynaście lat temu mieszkańcy Łodzi żyli w strachu. Mężowie drżeli o życie swoich żon, rodzice zamykali w domach córki. Nieuchwytny, przebiegły i bezwzględny morderca, któremu media nadały pseudonim Trzynaście, długo igrał z policją, w końcu jednak popełnił błąd… Łodzianie odetchnęli z ulgą. Przeszłość jednak nie pozwala o sobie zapomnieć. Dochodzi do kolejnego morderstwa, które do złudzenia przypomina zbrodnie Trzynastki. Czy w mieście grasuje naśladowca? Jaki związek z Trzynastką ma kobieta, którą przed trzynastoma laty uznano za zaginioną? A może za sznurki pociąga człowiek od lat zamknięty w więzieniu, który teraz niespodziewanie poprosił o spotkanie z komisarz Rudnicką?
Kolejne śledztwo łódzkich śledczych zaprowadzi ich do skrywanych przez lata tajemnic. Komisarz Rudnicka i sierżant Wolski zrobią wszystko, by odkryć prawdę. Za wszelką cenę.
Kinga Wójcik - urodziła się w 1994 roku w Tomaszowie Mazowieckim. Z wykształcenia jest politologiem. Ukończyła Wydział Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego. Jej "Poryw" i "Spektakl" otwierają serię z komisarz Rudnicką w roli głównej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 446
Copyright © Kinga Wójcik, 2021
Projekt okładki
Paweł Panczakiewicz
Zdjęcie na okładce
© Adrian Britton/Arcangel Images
Redaktor prowadzący
Anna Derengowska
Redakcja
Joanna Habiera
Korekta
Grażyna Nawrocka
ISBN 978-83-8234-594-0
Warszawa 2021
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Mojej Siostrze, Patrycji
PROLOG
Wsobotnie październikowe przedpołudnie komisarz Lena Rudnicka stała w holu zakładu karnego przy Beskidzkiej w Łodzi i czekała, aż strażnik siedzący za biurkiem wyda zgodę na widzenie. Klawisz kręcił głową, stękał i mruczał pod nosem, przerzucając papiery. Nie ma pani na liście, orzekł w końcu, nie powinienem naginać przepisów. Komisarz posłała mu jeden ze swoich ujmujących uśmiechów. Jak zwykle to wystarczyło.
– Dobra, proszę wejść – rzucił. – Jasiek! Zaprowadź panią komisarz!
Jasiek okazał się znacznie młodszy od kolegi. Mundur miał świeży, prawie nowy, maszerował energicznym krokiem, demonstrując władzę, jaką dysponuje strażnik więzienny. Nowy, pomyślała Rudnicka, pracuje tu nie dłużej niż kilka miesięcy.
Szczęknęły kraty, przeszli korytarzem prowadzącym do sali widzeń. Pomieszczenie było nieduże, przypominało stołówkę z porozstawianymi po kątach stolikami, tyle że zamiast bufetu w centralnym punkcie znajdowało się wysokie okno, przez które strażnicy obserwowali wnętrze. Ścienny zegar wskazywał dziesiątą trzydzieści siedem.
Człowiek, z którym miała spotkać się Lena, już na nią czekał. Więzień z numerem trzynaście. Mężczyzna o bladej twarzy i niedogolonych policzkach wyglądał, jakby nie jadł od kilku dni. Więzienny uniform, za duży o kilka rozmiarów, wisiał na wychudłym ciele. Mężczyzna siedział ze splecionymi na blacie dłońmi, wodząc wzrokiem za komisarz Rudnicką, jak gdyby chciał zapamiętać każdy jej ruch. Gdy usiadła naprzeciwko, spojrzał jej prosto w oczy.
– Antoni Dunaj – powiedziała. – Kto by pomyślał?
Mężczyzna uśmiechnął się ponuro.
– Zmizerniałeś – ciągnęła komisarz. – W pudle kiepsko karmią?
– Cieszę się, że przyjęła pani moje zaproszenie – odparł. – To wiele dla mnie znaczy.
Antoni Dunaj miał łagodny, wręcz melodyjny głos. Gdyby jego życie potoczyło się inaczej, mógłby starać się o posadę filmowego lektora.
– Przedwczesna radość. Na fanfary nadejdzie pora, nigdy nie wiadomo, co wyniknie z naszej pogawędki.
– Konkretna z pani babka.
– Do rzeczy. Wyjaśnij mi, po jaką cholerę tarabaniłam się tu przez pół miasta w sobotni poranek.
– Przyjechała pani z własnej woli.
– Nie – uściśliła. – Z ciekawości.
Dunaj odchylił się na oparcie. Z jego twarzy nie schodził uśmiech. Zachowywał się jak na spotkaniu z dawno niewidzianą znajomą, chociaż widzieli się po raz pierwszy w życiu. Lena miała przeczucie, że nie ostatni.
Wpatrywał się w nią badawczo. Być może spodziewał się kogoś zupełnie innego. Może wyobrażał sobie Rudnicką jako doświadczoną policjantkę w wojskowych spodniach i o krótko ściętych włosach, tymczasem siedziała przed nim kobieta po trzydziestce – jego zdaniem zbyt młoda na stopień komisarza. Antoni jednak nauczył się, że nie wolno oceniać ludzi po wyglądzie, dlatego postanowił dać policjantce szansę.
– Powiesz wreszcie, po cholerę mnie tu ściągnąłeś? – burknęła.
– Oczywiście. – Uniósł otwarte dłonie i zaraz położył je splecione na blacie. – Pozwoli pani, że opowiem pewną historię. Dawno temu żył sobie człowiek. Prowadził dosyć nudne i przewidywalne życie. Miał nudną rodzinę, nudną pracę. Każdy dzień tego człowieka wyglądał dokładnie tak samo i był tak samo nudny. Człowiek przeklinał swój los, sądził, że inni mają lepiej od niego, że każdy napotkany na ulicy człowiek prowadzi lepsze życie. Sąsiadom zazdrościł nowego samochodu, kolegom z pracy zazdrościł premii, zazdrościł ludziom, których mijał na ulicy i tym, obok których siadał w tramwaju. Wydawało mu się, że Bóg specjalnie umieścił go w tak beznadziejnym ciele i skazał na tak nieszczęśliwy żywot. Zastanawiał się, czy Bóg wymierzał mu jakąś karę. Być może w poprzednim życiu wyrządził wiele złego, dlatego teraz został skazany na takie męki. Aż wreszcie nadszedł dzień, który odmienił wszystko. Nagle ten człowiek znalazł się na ustach całego kraju. Zyskał szacunek, którego nigdy nie miał…
– Stop – przerwała komisarz. – Co to za brednie?
– Proszę pozwolić mi dokończyć.
– Nie przyszłam tutaj wysłuchiwać durnych historyjek.
Wstała.
– Niech pani usiądzie i da mi chwilę.
– Dwie minuty – odparła Lena, siadając ponownie na krześle. – I ani sekundy dłużej. Przebywanie w tym miejscu źle na mnie działa. Czuję, że zaraz rozboli mnie głowa, i nie wiem, czy to wina tego miejsca, czy twojego trucia. A może jednego i drugiego.
– To miejsce ma zły wpływ nie tylko na panią.
– Gadaj.
– Pani wie, kim jestem, prawda?
Rudnicka przekrzywiła głowę.
– Siedzi przede mną człowiek skazany za trzynaście brutalnych zbrodni – odparła. – Ostatnią z nich popełniłeś trzynaście lat temu. Zostałeś skazany, zresztą słusznie, na dożywocie.
– Słyszałem, że jest pani dobrym śledczym.
– A to ciekawe. Gdzie słyszałeś?
– Tutaj. – Powiódł wzrokiem po ścianach. – Mówią, że jeśli sprawę prowadzi suka Rudnicka, to pozamiatane.
– Uznam to za komplement.
– Dlatego poprosiłem panią o spotkanie.
Dunaj zadzwonił do niej wczorajszego popołudnia, kiedy wychodziła z komendy. Wyświetlił się napis „numer nieznany”, co kazało jej sądzić, że skazany nie skorzystał z oficjalnego więziennego telefonu. Rudnickiej to nie dziwiło. Była pewna, że w więziennych murach krąży wiele nielegalnych komórek.
Zanim Rudnicka zgodziła się na spotkanie z Dunajem, zasięgnęła opinii znajomego klawisza. Chciała wiedzieć, czy się zmienił. To, co usłyszała, mocno ją zaskoczyło. Ponoć uchodził za wzorowego więźnia. Nie sprawiał żadnych problemów, chodził na zajęcia i pracował w więziennej kuchni. Podobno na początku miał parę utarczek z innymi osadzonymi. Zaliczył kilka bójek. Najwyraźniej niektórym współwięźniom nie spodobała się jego sława.
– Siedzę tu już trzynasty rok – powiedział. – Życie w więzieniu nie należy do najprzyjemniejszych.
– Siedzisz tu z konkretnego powodu.
Pokiwał głową.
Komisarz starała się wyczytać coś z jego twarzy, ale Dunaj nie zdradzał żadnych emocji. Ruchy miał spokojne i przemyślane, jakby długo przygotowywał się do tej rozmowy. Starał się zrobić dobre wrażenie na policjantce. Na tyle, na ile dobre wrażenie może zrobić ktoś, kto dostał dożywocie. Lena nie dała się nabrać na jego sztuczki. Spotkała w życiu wielu zwyrodnialców i wiedziała, że potrafią grać na uczuciach i emocjach drugiego człowieka.
– Ale chyba nie masz tutaj tak źle, co? – spytała. – Jako seryjny możesz liczyć na szacunek kumpli spod celi. W końcu jesteś sławny.
– Wolne żarty – prychnął. – Czym jest szacunek tych ludzi? Pedofilów i morderców? Kpi pani ze mnie, pani komisarz.
Trzynaście lat temu Antoni Dunaj zyskał sławę. Głównie dzięki mediom, które zwęszywszy sensację, zjechały do Łodzi. Każda stacja chciała mieć materiał dotyczący Dunaja. Filmowano rozmowy z ofiarami, groby ofiar, nagabywano prowadzących śledztwo. Dziennikarze ścigali się w domysłach na temat tożsamości mordercy. W studiach zasiadali eksperci analizujący wszystkie aspekty popełnionych zbrodni. Nie wiadomo, który z dziennikarzy po raz pierwszy użył tego określenia. Zaraz podchwycili je wszyscy, także policjanci. Antoni Dunaj trafił do panteonu polskich seryjnych morderców. Zyskał pseudonim Trzynaście, ponieważ przy każdej ofierze zostawiał bukiet trzynastu róż. Zanim go ujęto, odebrał życie trzynastu kobietom.
– Tracę cierpliwość – warknęła komisarz i zabębniła palcami o blat. – Więc powiesz, po jaką cholerę mnie tutaj ściągnąłeś, albo wychodzę i więcej się nie zobaczymy.
– Ma pani rację – przyznał. – Telefon do pani nie był łatwą decyzją, ale uważam, że nadszedł odpowiedni moment, by wyznać prawdę.
– Jaką prawdę?
– Dostałem dożywocie.
– Wszyscy o tym wiedzą.
– Proszę, żeby jeszcze raz przejrzała pani akta sprawy.
– Niby po co?
– Popełniono błąd.
– Doprawdy?
Antoni Dunaj milczał przez chwilę.
– Jestem niewinny – oznajmił.
Lena uśmiechnęła się z powątpiewaniem.
– Skazano nieodpowiedniego człowieka – zapewnił.
– Zdajesz sobie sprawę, że gdyby posadzić tutaj któregokolwiek z twoich kumpli, zamieszkujących ten przybytek, mówiliby dokładnie to samo? – zapytała. – Wy wszyscy jesteście niewinni.
– Proszę przejrzeć akta. Podobno jest pani dobry śledczym.
– Po trzynastu latach przypomniało ci się, jak było naprawdę?
– Sprawy zabrnęły zbyt daleko.
– Jakie sprawy?
– Nie czas, by o nich mówić. Musi pani uwierzyć mi na słowo.
– Nic nie muszę – odparła. – A poza tym twoje słowo jest gówno warte.
Dunaj pokiwał głową, jakby spodziewał się takiej reakcji.
– Nie mogę powiedzieć pani nic więcej – odparł. – Jeszcze nie teraz.
– W co ty grasz, Dunaj?
– Chcę, aby człowiek, który zamordował tamte kobiety, został skazany.
– Jest tylko jeden problem.
Antoni zmarszczył brwi.
– Jaki? – spytał.
– Przyznałeś się do winy. Trudno z tym polemizować.
– Miałem powody.
W sali widzeń zapadła cisza. Rudnicka postanowiła się zbierać. Nic tu po niej. Zmarnowała tylko czas. Cholerny świr sądzi, że uda mu się wyjść z więzienia, ale używa w tym celu prymitywnych sposobów.
– Ja tutaj zostanę – powiedział, jakby czytał jej w myślach. – Nie chcę, żeby wyciągnęła mnie pani z więzienia. Kiedy prawda wyjdzie na jaw, ja i tak tutaj zostanę. Proszę mi wierzyć.
– Jaka prawda? O czym ty mówisz?
– Muszę chronić bliskich. Nie mogę powiedzieć nic więcej.
– Przed chwilą mówiłeś, że jesteś niewinny.
– Jestem niewinny w sprawie, w której zostałem skazany.
Kątem oka dostrzegła strażnika. Kręcił się zdecydowanie zbyt blisko stolika, przy którym siedzieli. Podsłuchiwał.
– Niedługo się zacznie – dodał Antoni.
– Co? Co się zacznie?
– Minęło trzynaście lat.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI