Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Maur Othello, dowódca weneckiej armii, żeni się z Desdemoną. Jego chorąży Jago pod wpływem frustracji sugeruje Othellowi, że Desdemona go zdradza. Choć nic nie potwierdza tych zarzutów, w Othellu budzi się zazdrość, która daje początek tragicznym wydarzeniom.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 116
OTHELLO, szlachetny Maur w służbie Państwa Weneckiego
BRABANTIO, senator wenecki, ojciec Desdemony
CASSIO, namiestnik Othella
JAGO, chorąży Othella
RODERIGO, szlachcic wenecki
DOŻA WENECJI
Senatorowie
MONTANO, zarządca Cypru przed Othellem
GRATIANO, brat Brabantia
LODOVICO, krewny Brabantia
Błazen, w służbie Othella
DESDEMONA, córka Brabantia, żona Othella
EMILIA, żona Jagona
BIANCA, kurtyzana
Żeglarz, Goniec, Herold, Oficerowie, Szlachta, Muzykant i Służba
Miejsce: Akt I w Wenecji; Akty II–V na Cyprze
Wenecja. Ulica.
Wchodzą JAGO i RODERIGO.
Roderigo
Zamilcz, nie wmówisz mi tego. Jak mogłeś,
Sakiewką moją rządząc jak swą własną,
Tak mnie pokrzywdzić, Jago, wiedząc o tym.
Jago
Na Krew Najświętszą, nie chcesz mnie wysłuchać.
Jeśli przyśniła mi się choć rzecz taka,
Wzgardź mną.
Roderigo
Wmawiałeś we mnie, że go nienawidzisz.
Jago
Brzydź się mną, jeśli nie jest tak: W tym mieście
Trzech możnych ludzi w pas mu się kłaniało,
By mnie uczynił swoim namiestnikiem,
A, na mą wiarę, wiem, jak mam się cenić
I godny jestem tego stanowiska.
Lecz on, wiedziony pychą w swych zamiarach,
Wywinął im się napuszoną mową,
Pełną straszliwych wojennych określeń
I w końcu
Orędownikom mym odmawia, mówiąc:
„Sam już wybrałem swego oficera”.
A kim okazał się on?
Z pewnością wielki jest to matematyk,
Ów Michał Cassio, z rodu Florentyńczyk,
Rozmiłowany aż do opętania
W pewnej niewieście pięknej; nigdy dotąd
Nie powiódł w pole żadnego oddziału,
A więcej nie wie o wojennych sprawach
Niż prządka, jeśli nie liczyć teorii
Z ksiąg, w których owi konsulowie w togach
Umieją radzić jak on po mistrzowsku;
Zwykłe gadulstwo i brak doświadczenia
To cała jego żołnierka; a jednak
Został wybrany, panie, a ja, który
Na Rodos, Cyprze i w innych krainach,
Tak chrześcijańskich, jak pogańskich, dałem
Dowody męstwa, na które sam patrzył,
Wiatr utraciłem w żaglach, a skradł mi go
Ten nędzny rachmistrz, pomocnik w kantorze.
Wnet namiestnikiem jego został, ja zaś,
Strzeż Bóg, chorążym jego czcigodności.
Roderigo
Niebiosa! Wolałbym być jego katem.
Jago
Cóż, nie ma rady, to przekleństwo służby,
Że wyniesienie dać może poręka
Albo przychylność, nie prawo starszeństwa
Dawne, gdzie każdy drugi był dziedzicem
Pierwszego; a więc sam tu osądź, panie,
Czy jest przyczyna sprawiedliwa, abym
Miłował Maura.
Roderigo
Więc bym mu nie służył.
Jago
O panie, bądź spokojny.
Służę mu, aby za wszystko odpłacić:
Każdy nie może być panem, a także
Każdy pan służby nie może mieć wiernej.
Wielu dostrzeżesz pokornych nicponi,
Gnących kolana i rozmiłowanych
W wiernym służalstwie i więzach niewoli;
Człek taki trwoni czas jak osioł pański
Za obrok tylko, by iść precz na starość;
Chłosta na takich uczciwych nicponi!
Są bowiem inni, którzy przybierają
Kształty zewnętrzne i maskę oddania,
Lecz serca własne chowają dla siebie
I służąc panom swym tylko pozornie,
Zyski z nich ciągną piękne, a gdy w końcu
Podbiją płaszcz swój bogato, składają
Hołd sami sobie; tak, ci mają dusze;
Wyznaję, jestem jednym z nich – gdyż, panie,
Pewne to jak twe imię, Roderigo,
Że będąc Maurem, nie byłbym Jagonem,
Służąc mu, służę, lecz sobie jedynie.
Niech świadczy Niebo: miłość i powinność
Nie dla mnie; pozór ich wiedzie do celu.
Więc jeśli moje uczynki ujawnią
To, co się dzieje w głębi, i ukażą
Kształt serca mego, a ja je położę
Na własnej dłoni, aby gołębice
Mogły je dziobać: nie jestem, czym jestem.
Roderigo
Jakże nad losem włada grubousty,
Że mu to uszło!
Jago
Ojca jej przywołaj,
Obudź w nim wściekłość, niechaj w pościg ruszy,
Zatruj tamtemu radość, wzburz jej krewnych,
A choć w klimacie sprzyjającym żyje,
Plagę much ześlij. Szkaluj go otwarcie
I połącz jego uciechę z udręką,
By odmieniła się, straciwszy barwę.
Roderigo
Oto dom ojca jej. Zawołam głośno.
Jago
Uczyń tak, wydaj głos przerażający
I wrzeszcz straszliwie, jak ów, który ujrzał
Pożar przypadkiem zaprószony nocą
W ludnej stolicy.
Roderigo
Hej, ho, Brabantio, signor Brabantio, ho!
Jago
Zbudź się, Brabantio! Złodzieje, złodzieje!
Wejrzyj na dom twój, córkę twą i sakwy!
Złodzieje, złodzieje!
BRABANTIO pojawia się w oknie.
Brabantio
Czemu wrzeszczycie tak straszliwie? Jaką
Sprawę tu macie, wy tam?
Roderigo
Signor, czy cała twa rodzina w domu?
Jago
Zamknięte wszystkie drzwi?
Brabantio
Dlaczego pytasz?
Jago
Na rany boskie, okradziono ciebie.
Niechaj wstyd każe ci narzucić szaty;
Pękło twe serce, straciłeś pół duszy:
Teraz, tak, teraz właśnie, pewien czarny,
Stary tryk parzy się z twą białą owcą.
Wstań, wstań i uderz w dzwon, aby przebudzić
Obywateli chrapiących, inaczej
Diabeł cię dziadkiem uczyni! Powiadam,
Wstań!
Brabantio
Cóż to? Czyście zmysły postradali?
Roderigo
Najczcigodniejszy panie, czy znasz głos mój?
Brabantio
Nie. A kim jesteś?
Roderigo
Zwą mnie Roderigo.
Brabantio
Tym gorzej witam.
Wzbroniłem ci się u drzwi moich wieszać.
Słyszałeś, jak ci uczciwie odrzekłem,
Że nie dla ciebie jest ma córka; teraz
Pełen szaleństwa, spity po wieczerzy,
W zuchwałość dziką zbrojny, tu przybyłeś
Mącić mój spokój?
Roderigo
O panie, panie –
Brabantio
Bądź pewien, że gniew mój
I stanowisko mają moc, byś za to
Gorzko zapłacił.
Roderigo
Cierpliwości, panie.
Brabantio
Cóż mi tu prawisz o rabunku? Przecież
Jestem w Wenecji, a dom mój nie stoi
W miejscu odludnym.
Roderigo
Czcigodny Brabantio,
Proste i czyste serce mnie przywiodło.
Jago
Na rany boskie, panie, jesteś jednym z tych, którzy nie chcą służyć Bogu, gdy diabeł o to prosi. Ponieważ przybyliśmy, by oddać ci przysługę, bierzesz nas za łotrów; chcesz, by córkę twą pokrył arabski koń, chcesz, by wnuki twe rżały do ciebie; będziesz miał wierzchowce za kuzynów i zwiążesz się węzłami krwi z dzianetami.
Brabantio
Cóż za plugawogęby hultaj z ciebie!
Jago
Jestem tym, panie, który przybył, by oznajmić ci, że córka twoja i Maur sprzęgli się teraz w zwierzę o dwu grzbietach.
Brabantio
Jesteś nicponiem.
Jago
Jesteś senatorem.
Brabantio
Odpowiesz za to. Znam cię, Roderigo.
Roderigo
Panie, odpowiem, za co zechcesz. Jednak
Pytam, czy z twoją to wolą i zgodą
(Jak to dostrzegłem po części) twa piękna
Córka wśród nocy głębokiej i martwej
Zbiegła pod strażą nie gorszą, nie lepszą
Niźli najęty gondolier, łotr zwykły,
By wpaść w lubieżny uścisk tego Maura?
Jeśli wiesz o tym i sam zezwoliłeś,
Krzywdzi cię nasza bezczelna zuchwałość.
Lecz jeśli nie wiesz, moja obyczajność
Mówi, że krzywdzi nas twoja przygana.
Nie wierz, że mógłbym, wzgardziwszy grzecznością,
Igrać z godnością twoją tak beztrosko.
Córka twa (jeśli jej nie zezwoliłeś,
Powtarzam) wielce się sprzeniewierzyła,
Wiążąc powinność swą, urodę, rozum
I los z wędrownym cudzoziemcem, który
To tu, to ówdzie błąka się po świecie.
Sprawdź to niezwłocznie. Jeśli jest w komnacie
Lub w twoim domu, wówczas spraw, by spadła
Państwa naszego sprawiedliwość na mnie
Za to oszustwo.
Brabantio
Hej, skrzesać tu ognia!
Podać mi świecę, zwołać wszystkich ludzi;
To wydarzenie sen mój przypomina,
A podejrzenie spokój mi odbiera.
Światła, powiadam, światła!
Znika w górze.
Jago
Żegnaj, muszę
Już cię opuścić; nie byłoby dobrze
Ani stosownie, zważywszy mą służbę,
Gdybym miał świadczyć (a będę, zostawszy)
Przeciw Maurowi; dobrze znam to państwo.
Choć mu przyganę czyn ten może przynieść,
Nie mogą wygnać go, gdyż jest wybrany
Głosem powszechnym na wojnę cypryjską,
Trwającą właśnie, a choćby dać chcieli
W zamian swe dusze, lepszego nie znajdą
Dla osiągnięcia tam swoich zamierzeń.
Choć nienawidzę go jak mąk piekielnych,
Jednak konieczność życiowa mnie zmusza,
Bym wzniósł chorągiew i godło miłości,
Które doprawdy będzie tylko godłem.
Jeśli go znaleźć pragniesz bez błądzenia,
Poprowadź pościg stąd prosto Pod Strzelca;
Będę tam przy nim. A teraz mi żegnaj.
Wychodzi.
Wchodzi BRABANTIO w nocnej szacie,
a z nim Słudzy niosący pochodnie.
Brabantio
Nazbyt prawdziwe jest to zło; zniknęła,
A nienawistny czas może mi przynieść
Gorycz jedynie. Powiedz, Roderigo,
Gdzie ją widziałeś? (Nieszczęsną dzieweczkę!)
Z Maurem tym, mówisz? (Któż zechce być ojcem?)
Jak ją poznałeś? (O, jakże mnie zwiodłaś,
Nad rozum ludzki!) Cóż ci rzekła? Dajcie
Świec więcej, krewnych mych wszystkich przebudźcie!
Czy ślub już wzięli? Jak ci się wydaje?
Roderigo
Szczerze mówiąc, sądzę, że tak.
Brabantio
Nieba, uciekła, lecz jak? Krew zdradziecka!
Odtąd, ojcowie, nie wierzcie umysłom
Córek swych, patrząc na ich czyny; czyżby
Nie było czarów, niszczących istotę
Czystej młodości? Powiedz, Roderigo,
Czy nie czytałeś o tym?
Roderigo
O tak, panie.
Brabantio
Wezwijcie brata mego. Gdybyś wziął ją!
Jedni tą drogą, inni tamtą! Nie wiesz,
Gdzie ją wraz z Maurem możemy pochwycić?
Roderigo
Sądzę, że wiem, gdzie go przydybać, panie;
Zechciej wziąć silną straż i ruszyć ze mną.
Brabantio
Proszę cię, prowadź, każdy dom poruszę:
Większość rozkazów mych słucha. Do broni!
Wezwać straż nocną. Naprzód, Roderigo;
Wdzięczność ma zechce dorównać twym trudom.
Wychodzą.
Przed domem Pod Strzelcem.
Wchodzą OTHELLO, JAGO i Służba z pochodniami.
Jago
Choć mi kazało wojenne rzemiosło
Zabijać ludzi, jednak me sumienie
Zabrania ludzi mordować z rozmysłem;
Brak mi podłości, która by usłużyć
Mogła w potrzebie. Dziewięć albo dziesięć
Razy pragnąłem pchnąć go tu, pod żebra.
Othello
Dobrze się stało.
Jago
Nie, gdyż paplał podle,
A tak nikczemnie i wyzywająco
Przeciw czci twojej,
Że odrobina mej bogobojności
Z trudem to zniosła. Powiedz jednak, panie,
Czy ożeniłeś się na dobre? Bowiem
Możesz być pewien, że ów magnifico
Wielce lubiany jest i tak jak książę
Głos ma podwójny. Rozwiedzie on ciebie
Lub cię okiełzna i da zaznać cierpień,
Którymi prawo (a może je zmusić)
Da mu cię spętać.
Othello
Niechaj się sprzeciwia.
Usługi, które oddałem Signorii,
Zakrzyczą jego skargi. Nie wie o tym –
O czym opowiem, gdy dojdę do wniosku,
Że przechwałkami zdobywa się godność –
Iż się wywodzę z królewskiego rodu,
A me zasługi, nie zdejmując czapki,
Mogą rozmawiać z tym wyniosłym losem,
Który mi przypadł; albowiem wiedz, Jago:
Gdybym nie kochał gładkiej Desdemony,
Nigdy bym mojej wolności bez granic
Nie dał ogrodzić za wszystkie mórz skarby.
Lecz spójrz, zbliżają się tu jakieś światła.
Jago
To rozjuszony ojciec z przyjaciółmi.
Najlepiej zrobisz, wchodząc.
Othello
Nie, zostanę.
Muszą odnaleźć mnie. Moje przymioty,
Me prawo do niej i czystość mej duszy
Najlepiej świadczyć będą. Czy to oni?
Jago
Na Janusa, sądzę, że nie.
Wchodzą CASSIO, Oficerowie i Ludzie z pochodniami.
Othello
Słudzy książęcy wraz z moim przybocznym.
Niech noc wam sprzyja, moi przyjaciele!
Jakie nowiny?
Cassio
Książę cię pozdrawia,
Mój generale, prosząc, byś się stawił
Spiesznie, najspieszniej, chociażby w tej chwili.
Othello
O cóż tam idzie, jak sądzisz?
Cassio
Wnioskuję,
Że to wieść jakaś przyniesiona z Cypru.
Sprawa jest pilna, galery wysłały
Dwunastu gońców kolejno tej nocy,
A jeden wpadał na pięty drugiemu.
Wstawszy, przybyli na obrady liczni
Senatorowie; są w pałacu doży;
Wezwano ciebie pospiesznie, a kiedy
Nie znaleziono cię na twej kwaterze,
Senat rozesłał trzy różne oddziały,
By cię odszukać.
Othello
Dobrze, że ty właśnie
Mnie odnalazłeś. Wejdę tu na słowo
I ruszam z wami.
Wychodzi.
Cassio
Cóż on tutaj czyni,
Powiedz, chorąży?
Jago
Tej nocy posiadł lądowy galeon:
Jeśli mu prawo przyzna ową zdobycz,
Będzie już odtąd na zawsze bogaczem.
Cassio
Nie mogę pojąć.
Jago
Ożenił się.
Cassio
Z kimże?
Wchodzi OTHELLO.
Jago
Z… Kapitanie, idziesz?
Othello
Idę z wami.
Cassio
To inny oddział, który szukał ciebie.
Wchodzą BRABANTIO, RODERIGO i inni, niosący światła i zbrojni.
Jago
Oto Brabantio, generale; strzeż się,
Idzie w zamiarach złych.
Othello
Hej wy tam, stójcie!
Roderigo
Signor, to Maur.
Brabantio
Chwytać go, złodzieja!
Dobywają broni z obu stron.
Jago
Pragnę ci stanąć, panie Roderigo.
Othello
Skryjcie do pochew miecze, bo je rosa
Rdzą może pokryć. Mój dobry signorze,
Sędziwość twoja większy posłuch wzbudzi
Niźli twój oręż.
Brabantio
Nędzny złodzieju, gdzie skryłeś mą córkę?
Choć potępiony, czar rzuciłeś na nią;
Niech świadczy każda rozumna istota
(Jeśli w łańcuchy magii jej nie skuto),
Czy dziewczę kruche tak, piękne, szczęśliwe
I tak przeciwne małżeństwu, gardzące
Najbogatszymi i utrefionymi
Ulubieńcami całego narodu,
Mogłoby (drwinę ogółu ściągając)
Uciec spod pieczy bliskich na to łono
O barwie sadzy, do takiej istoty
Jak ty, by trwożyć się, a nie radować?
Niech mnie świat sądzi, jeśli nie jest jasne,
Że ją poddałeś swym nikczemnym czarom,
W kruchą jej młodość godząc odwarami
Lub minerałem, który mąci rozum.
Chcę, by rozważył to sąd, gdyż rzecz taka
Prawdopodobna jest i wiarygodna.
Pojmany pójdziesz, oskarżam cię bowiem,
Że świat znieważasz, uprawiając sztuki
Wzbronione ludziom, wyjęte spod prawa.
Bierzcie go; jeśli zechce się opierać,
Sam będzie winien.
Othello
Powstrzymajcie dłonie,
Wy, moi ludzie, i wy, pozostali.
Gdybym chciał walczyć, sam wiedziałbym o tym,
Bez podpowiadań. Dokąd mam się udać,
By odpowiedzieć na twe oskarżenie?
Brabantio
Wprost do więzienia, do chwili, gdy prawo
W stosownym czasie wezwie cię przed sędziów,
Byś odpowiedział.
Othello
A jeśli usłucham,
Jak się pogodzi z tym doża, którego
Wysłańcy stoją tu u mego boku,
Aby wraz ze mną udać się do niego
Niezwłocznie w sprawie państwowej?
Urzędnik
To prawda,
Najczcigodniejszy signorze; nasz doża
Zwołał swą radę i z pewnością posłał
Także po waszą szlachetność.
Brabantio
Co? Jak to?
Doża zwołuje radę pośród nocy?
Wziąć go. Błahostką nie jest moja sprawa,
Doża i każdy z mych braci w senacie
Musi to odczuć jako własną krzywdę.
Gdy czynów takich nie zechcemy sądzić,
Pogańscy słudzy będą nami rządzić.
Wychodzą.
Sala rady.
Wchodzą DOŻA i Senatorowie, zasiadają wokół stołu otoczonego Służbą.
Doża
W wieściach tych ładu i składu zbyt mało,
By dać im wiarę.
Pierwszy Senator
To prawda; są sprzeczne;
List mój wymienia sto i siedem galer.
Doża
Mój sto czterdzieści.
Drugi Senator
W moim jest ich dwieście.
Lecz choć niezgodne są ich wyliczenia
(Gdyż tam, gdzie liczyć nie można dokładnie,
Zwykle rozbieżność dostrzegamy), jednak
Wszystkie nam mówią o flocie tureckiej,
Która posuwa się w kierunku Cypru.
Doża
Tak, trzeba przyjąć podobną możliwość.
Błąd w obliczeniu mnie nie uspokaja
I skłonny jestem wierzyć w zagrożenie
Zawarte w wieściach.
Żeglarz
na zewnątrz
Hej tam! Hej tam! Hej tam!
Urzędnik
To goniec z galer.
Wchodzi ŻEGLARZ.
Doża
Cóż tam, co przynosisz?
Żeglarz
Turek kieruje się teraz ku Rodos,
To mi polecił przekazać rządowi
Signor Angelo.
Doża
Cóż o tej zmianie powiecie?
Pierwszy Senator
To sprzeczne
Z rozsądkiem. – Jest to tylko gra pozorów,
By na fałszywy trop nas wpędzić. Myślmy
O wadze, jaką Turek przywiązuje
Do Cypru, wówczas pojmiemy bez trudu,
Że jest cenniejszy dlań znacznie niż Rodos,
Gdyż łatwiej zdobyć Cypr, źle umocniony
I pozbawiony wszelkich sił obronnych,
Które zebrano na Rodos. Myśl o tym
Niechaj przepędzi inną myśl, że Turek
Tak nieroztropny jest, by chciał na końcu
Wziąć najważniejsze i rzucił zysk łatwy,
Ważąc się przy tym na niebezpieczeństwo,
Które mu nie da najmniejszej korzyści.
Doża
Nie, to rzecz pewna; nie zmierza ku Rodos.
Urzędnik
Oto i wieści nowe.
Wchodzi Goniec.
Goniec
Otomanowie, o najczcigodniejsi,
Ster skierowali wprost ku wyspie Rodos
I połączyli się tam z drugą flotą –
Pierwszy Senator
Tak jak sądziłem. Ilu ich, jak sądzisz?
Goniec
Trzydzieści żagli i sterują znowu
Na powrót; teraz zmierzają otwarcie
W kierunku Cypru; a signor Montano,
Wasz zaufany, najmężniejszy sługa,
Wraz z wieścią służby wierne wam przesyła
I prośbę, aby chciano mu dać wiarę.
Doża
A więc to Cypr, z pewnością.
Czy nie ma w mieście Marka Luccicosa?
Pierwszy Senator
Jest obecnie we Florencji.
Doża
Niezwłocznie pismo do niego wyprawcie.
Pierwszy Senator
Oto Brabantio wchodzi z mężnym Maurem.
Wchodzą BRABANTIO, OTHELLO, CASSIO, JAGO, RODERIGO i Urzędnicy.
Doża
Mężny Othello, musimy niezwłocznie
Wysłać cię przeciw wrogim Otomanom.
do Brabantia
Nie było cię tu; witaj mi, signorze;
Zabrakło rady nam twej i pomocy.
Brabantio
I mnie twej. Wybacz mi, wasza łaskawość,
Nie stanowisko me ni wieść o radzie
Kazały wstać mi z łoża; nie dbam także
O sprawy państwa, bowiem ból mój własny
Porwał mnie, kiedy wszelkie tamy zburzył,
A zatopiwszy wszystkie inne troski,
Trwa nieprzerwanie.
Doża
Jak to? Co się stało?
Brabantio
O, córka moja –
Wszyscy
Czy zmarła?
Brabantio
Tak, dla mnie.
Gdyż ją zelżono, skradziono, zmieniono
Z pomocą leków i zaklęć nabytych
Od szarlatanów. Nie mogłaby przecież
Natura zbłądzić tak niewiarygodnie
(Nie będąc chromą, ślepą lub bez zmysłów),
Gdyby nie sztuka czarnoksięska.
Doża
Ktokolwiek spełnił ów czyn tak nikczemny,
Twą córkę z samą sobą rozłączając,
A wraz i z tobą, temu sam odczytasz
Z praw księgi krwawej gorzkie słowa, zgodnie
Z ich skutkiem, choćby to nasz syn rodzony
Zawinił tobie.
Brabantio
Dzięki ci pokorne,
Wasza łaskawość. Oto jest ów człowiek,
Maur, który przybył, jak można przypuszczać,
Wezwany tutaj umyślnie przez ciebie
W sprawach państwowych.
Wszyscy
Wielce nas to smuci.
Doża
do Othella
Cóż ze swej strony pragniesz odrzec na to?
Brabantio
Nic, może tylko potwierdzić.
Othello
Najpotężniejsi, czcigodni signorzy,
Najszlachetniejsi i najbardziej prawi
Panowie moi. Jest prawdą najszczerszą,
Że wziąłem sobie córkę tego starca;
Jest prawdą, że ją poślubiłem. Cała
Głębia i obszar mojego występku
Dotąd sięgają, lecz nie dalej. W mowie
Nieokrzesany jestem i nie umiem
Słów wyszukanych składać wśród pokoju,
Od chwili bowiem, gdy to moje ramię
Lat ukończyło siedem, aż do czasu,
Gdy wytchnąć mogło przed niecałym rokiem,
Moc swą oddało czynom w szczerym polu.
Żyłem w namiocie, więc niewiele mogę
O wielkim świecie powiedzieć, prócz tego,
Co jest związane ze zgiełkiem bitewnym,
Dlatego sprawy mej nie przyozdobię,
Kiedy przemawiać będę w swej obronie.
Jednak (za waszym godnym przyzwoleniem)
Przedstawię prosto, bez ozdób, historię
Całą miłości mej; jakie to leki
I jakie czary, zaklęcia, moc magii
(Gdyż o te czyny jestem oskarżony)
Dały mi zdobyć córkę jego.
Brabantio
Panna,
Która nie znała nigdy zuchwałości,
Cicha, nieśmiała tak, że ją rumieniec
Oblewał, gdy się musiała poruszyć:
I ona właśnie, na przekór naturze,
Latom, ojczyźnie, godności, wszystkiemu,
Miałaby kochać to, na widok czego
Lęk ją przejmował? Tylko sąd omylny
I całkowicie bez wartości mógłby
Uznać, że zbłądzić może doskonałość
Przeciw Natury prawom; a więc trzeba
Uwierzyć w praktyk piekielnych knowanie
Jako przyczynę. Twierdzę więc ponownie,
Że mocą mikstur nad krwią władających
Lub lekiem, który umocnił zaklęciem,
Zyskał wpływ na nią.
Doża
Twierdzenie to nie jest
Dowodem; trzeba bardziej pewnych świadectw.
Zbyt cienko przędziesz szatę twych przypuszczeń
I oskarżenia wspierasz na pozorach.
Pierwszy Senator
Lecz powiedz, Othello,
Czyżbyś wbrew woli lub w drodze podstępu
Zatruł i posiadł uczucie tej panny,
Czy też użyłeś próśb pełnych słodyczy,
By złączyć duszę jej z twoją?
Othello
Upraszam,
Przywiedźcie damę z domostwa Pod Strzelcem
I niechaj sama powie o mnie ojcu;
Jeśli uznacie mnie za nikczemnika
Po wysłuchaniu jej, niech wasza ufność
I urząd, który mam od was, zostaną
Mi odebrane, a wasz wyrok weźmie
Życie me.
Doża
Przywieść tutaj Desdemonę.
Dwaj lub trzej Słudzy kierują się ku drzwiom.
Othello
do Jagona
Chorąży, prowadź ich, znasz dobrze drogę.
Wychodzą Słudzy i Jago.
A nim nadejdzie, pragnę tak uczciwie,
Jak wobec Niebios grzechy me wyznaję,
Przedstawić uszom waszym, tak dostojnym,
Jak miłość damy tej pięknej zyskałem,
A ona moją.
Doża
Opowiedz o tym, Othello.
Othello
Ojciec jej lubił mnie, zapraszał często,
O dzieje moje pytał nieustannie,
Chciał rok po roku znać je: bitwy, szturmy,
Przygody, których doznałem.
Przebiegłem wszystko, od mych lat chłopięcych
Aż po dzień, w którym prosił o wspomnienia.
O najstraszliwszych mówiłem przypadkach,
O przejściach ciężkich na lądzie i morzu,
O unikaniu śmierci nieuchronnej
Podczas ucieczki przez wyłomy murów;
O wrogu, który mnie pojmał i sprzedał
W niewolę; o mym stamtąd wybawieniu;
Przy tym o losach wszystkich mych podróży;
O wielkich grotach i martwych pustyniach,
Urwiskach, skałach, górach niebotycznych.
Mówiłem także – tak to przebiegało –
O kanibalach jedzących się wzajem,
Antropofagach i ludziach z głowami,
Które poniżej ramion wyrastają.
Pragnęła o tym słuchać Desdemona,
A gdy ją sprawy domowe odwiodły,
Wracała prędko, by łapczywym uchem
Chwytać opowieść mą; gdy to dostrzegłem,
Wykorzystałem sprzyjającą chwilę,
Kiedy gorąco, z serca poprosiła,
Bym opowiedział jej całe me dzieje,
Które zna dotąd jedynie w okruchach,
Lecz nie w całości. Zgodziłem się chętnie
I łzy roniła często z mej przyczyny,
Słysząc o ciosach, które młodość moja
Musiała znosić. Gdy kończyłem mówić,
Westchnień tysiącem za trud mi płaciła
I zaklinała się, że „to przedziwne”,
„Najprzedziwniejsze”, „smutne”, „najsmutniejsze”.
Pragnęła tego nie słyszeć, a przy tym
Pragnęła, by ją Niebiosa stworzyły
Takim człowiekiem jak ja; dziękowała,
Mówiąc, że jeśli któryś z mych przyjaciół
Kocha ją, niechaj go tylko nauczę
Tak opowiadać, a tym ją zdobędzie.
To napomknienie dało mi przemówić:
Miłość wzbudziły w niej niebezpieczeństwa,
Które przebyłem, we mnie – jej współczucie.
Takich to czarów użyłem jedynie.
Oto nadchodzi, niech sama zaświadczy.
Wchodzą DESDEMONA, JAGO i Słudzy.
Doża
I moją córkę zdobyłby, tak mówiąc. –
Dobry Brabantio,
Tę trudną sprawę przyjmij w dobrej wierze;
Złamany oręż lepiej służy ludziom
Niż gołe ręce.
Brabantio
Proszę, niech przemówi.
A jeśli miała udział w tych zalotach,
Niech zguba spadnie na mnie, zanim spadnie
Me potępienie na niego! Więc zbliż się,
Ma dobra panno. Któremu z obecnych
Szlachetnych panów winnaś okazywać
Twe posłuszeństwo?
Desdemona
Mój szlachetny ojcze,
Me obowiązki są tu podzielone;
Tyś dał mi życie i mnie wychowałeś,
A wychowanie i życie mnie uczą,
Jak mam czcić ciebie; jesteś panem całej
Mej powinności, gdyż jestem twą córką.
Lecz jest tu mąż mój, a więc posłuszeństwo
Podobne temu, które moja matka
Ofiarowała ci, stawiając ciebie
Przed swoim ojcem, winnam, chcę to wyznać,
Maurowi, panu memu.
Brabantio
Dość. Bóg z tobą.
Wasza łaskawość, racz przejść do spraw państwa.
Lepiej wziąć cudze dziecko niż mieć własne.
Zbliż się tu, Maurze:
Oto oddaję ci z serca całego
To, co już wziąłeś, a co całym sercem
Pragnąłbym ustrzec przed tobą. Gdy mowa
O tobie (skarbie mój), cieszę się w duszy,
Że nie mam dziecka innego, gdyż twoja
Ucieczka pewnie by mnie nauczyła
Tyranii, każąc mi je zakuć w dyby.
Skończyłem, panie mój.
Doża
Pozwól, bym w twoim
Imieniu mówił i rzucił sentencję,
Która o stopień lub krok może zbliżyć
Owych kochanków do twych łask.
Gdy leku zbrakło, także troska mija,
A kres nadziei niepokój zabija.
Nad przeszłą szkodą płakać i zawodzić
To prosty sposób, by znów sobie szkodzić.
Gdy los odbiera nam coś niepowrotnie,
Cierpliwość ranę zagoi stokrotnie.
Kto drwi ze straty, złodzieja okrada;
Sam siebie łupi, kto po stracie biada.
Brabantio
Niechaj więc Turek nas Cypru pozbawi,
Nie będzie straty, gdy nas to rozbawi.
Sentencję taką ów najłatwiej znosi,
Któremu ona uciechę przynosi;
Lecz mało zniesie ów, kto wiele straci:
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki