Otwarty umysł, otwarte serce. Kontemplacyjny wymiar Ewangelii - Thomas Keating - ebook

Otwarty umysł, otwarte serce. Kontemplacyjny wymiar Ewangelii ebook

Keating Thomas

5,0

Opis

Kiedy naprawdę kochasz siebie, dostrzegasz, że twoje prawdziwe ja

to Chrystus, który objawia się w tobie

 

Na kartach Ewangelii Jezus zachęca, byśmy modlili się w ukryciu naszego serca, gdzie możemy spotkać się z Ojcem patrzącym na nas z miłością. Modlitwa głębi jest szczególnym rodzajem takiego spotkania i otwiera nas na kontemplacyjny wymiar Dobrej Nowiny.

Ojciec Thomas Keating, trapista, założyciel i duchowy przewodnik Ruchu Odnowy Kontemplacyjnej, daje nam jedno z najlepszych wprowadzeń do praktyki modlitwy głębi. Tłumaczy w nim, czym jest, a czym nie jest prawdziwa kontemplacja, oraz krok po kroku przeprowadza czytelnika przez jej etapy. Przekonuje, że praktykując ją, mamy szansę nie tylko lepiej poznać Boga, ale przede wszystkim samych siebie. W wewnętrznej ciszy Duch Święty dotyka naszych dusz i leczy nasze najgłębsze rany, a Jego obecność rodzi w nas owoce pokoju i radości.

 

Poddajemy się powabom wewnętrznej ciszy, uspokojenia i pokoju. Nie staramy się o żadne odczucia, nad niczym nie rozmyślamy. Nie wkładając w to wysiłku, zagłębiamy się w tę obecność, pozwalając, by wszystko inne odeszło. Ona wie o mnie wszystko – zna wszystkie moje słabości, zranienia – a mimo to kocha mnie nieskończenie. Jest obecnością leczącą, umacniającą, odświeżającą.

 

 

Thomas Keating (1923–2018) – trapista, który podjął dzieło odnowy tradycji kontemplacyjnej w Kościele. Autor wielu książek traktujących o życiu duchowym, które stanowią cenną pomoc formacyjną dla osób chcących praktykować modlitwę głębi.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 205

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Thomas Keat­ing OCSO

Ot­warty umysł,ot­warte serce

Kon­tem­placyjny wy­miar Ewan­gelii

tłu­macz: Wo­j­ciech Drążek

CZĘŚĆ I

Rozdział 1

Wy­mi­ary mod­litwy kon­tem­placyjnej

Mod­litwa kon­tem­placyjna jest świ­atem, w którym Bóg może zrobić wszys­tko. We­jście w ten świat jest wielką przy­godą. Jest ona ot­war­ciem się na nieskończoność, a stąd na nieskończone możli­wości. Nasze pry­watne, stworzone przez nas światy up­adają, a wewnątrz nas i wokół nas po­jawia się nowy świat i to, co niemożliwe, staje się powszed­nim doświad­czeniem. Jed­nakże w codzi­ennym biegu zdar­zeń świat, który ta mod­litwa odkrywa, po­zostaje prawie nieza­uważalny.

Życie i wzrost chrześ­cijański opi­erają się na wi­erze w naszą fun­da­ment­alną dobroć, w ist­ni­enie, które wraz z jego tran­scend­ent­nym po­tenc­jałem zostało nam przekazane przez Boga. Ten dar ist­ni­enia to nasze prawdziwe ja. Kiedy otwi­eramy się poprzez wiarę, rodzi się w nas Chrys­tus; w ten sposób On i nasze prawdziwe ja stają się jed­noś­cią. Nasze prze­budzenie na obecność i dzi­ałanie Ducha jest dokonującym się w nas zmartwych­wst­awaniem Chrys­tusa.

Każda prawdziwa mod­litwa opi­era się na przekonaniu o obecności Ducha w nas oraz o Jego ciągłym i niez­a­wodnym natch­ni­eniu. W tym sen­sie każda mod­litwa jest mod­litwą w Duchu. Jed­nakże wydaje się stosowniejsze, by za­rezer­wować określe­nie „mod­litwa w Duchu” dla tego typu mod­litwy, w którym natch­ni­enie Ducha jest przekazy­wane naszemu duch­owi bez­pośred­nio, z pomin­ię­ciem naszych włas­nych re­fleksji czy ak­tów woli. Innymi słowy, Duch modli się w nas, a my wyrażamy na to zgodę. Tradycyjnym określe­niem takiej mod­litwy jest „kon­tem­placja”. Mod­litwa kon­tem­placyjna mieści się w ramach ży­cia kon­tem­placyjnego. Taka mod­litwa jest doświad­czeniem lub serią doświad­czeń, które wiodą do trwałego zjed­noczenia z Bo­giem. Określe­nie „życie kon­tem­placyjne” ozn­acza stan trwałego zjed­noczenia z Bo­giem, w którym osoba jest nieus­tan­nie za­równo w mod­litwie, jak i w dzi­ałaniu pod wpły­wem Ducha Święt­ego. Mod­litwa głębi za­początkowuje pro­ces, który prowadzi do jed­ności z Bo­giem.

Korzeniem mod­litwy jest wewnętrzna cisza. Możemy uważać, że mod­litwą są myśli lub uczu­cia wyrażane słowami, ale to je­dynie jedna z jej form. Według Ewag­ri­usza „mod­litwa jest porzu­ceniem myśli”5. To twi­er­dzenie za­kłada obecność myśli. Mod­litwa głębi jest nie tyle brakiem myśli, ile brakiem przy­wiąz­ania do nich. Jest ona ot­war­ciem umysłu i serca, ciała i emocji – całego naszego ist­ni­enia – na Boga, Os­tateczną Ta­jem­nicę, prowadzącym poza słowa, myśli i uczu­cia – poza wszys­tko, co jest psy­cho­lo­giczną treś­cią danej chwili. W mod­litwie głębi nie negujemy tego, co się po­jawia w naszej świado­mości, ani tego nie tłu­mimy; po prostu przyjmujemy wszys­tko, co ją wypełnia, i przekraczamy to, ale nie poprzez wysiłek, lecz pozwala­jąc ode­jść wszys­tkiemu, co się po­jawia.

Według kat­ech­izmu z Bal­timore „mod­litwa to wzniesi­enie umysłu i serca do Boga”. Uży­wa­jąc tej starożyt­nej for­muły, trzeba pam­iętać, że to nie my dokonujemy tego aktu. Bez względu na rodzaj mod­litwy wzniesi­enie umysłu i serca do Boga za­wsze jest dziełem Ducha. W mod­litwie in­spirow­anej przez Ducha pod­da­jemy się stru­mi­eniowi, który nas un­osi w górę, a my porzu­camy wszelką re­fleksję. Re­fleksja jest dobrym wstępem do mod­litwy, ale sama nie jest mod­litwą. Mod­litwa to nie tylko ofi­arow­anie Bogu ak­tów wewnętrz­nych – to ofi­arow­anie siebie sa­mych, takimi, jacy jesteśmy.

Dzi­ałanie Ducha można porównać do wprawnej opiekunki, która uczy dzieci ad­op­tow­ane przez bog­atą rodz­inę, jak mają się zachow­y­wać w nowym domu. Jak bez­domny za­brany z ulicy i siedzący za za­stawionym stołem w el­eg­anck­iej jadalni, tak i my po­trze­bujemy wiele czasu, by się nauczyć w prak­tyce właś­ciwych manier. Nasze niskie pochodzenie ujawnia się, kiedy kładziemy brudne nogi na stole, tłuczemy chińską por­celanę, a jed­zona zupa kapie nam z ust. Przys­wo­jenie sobie war­tości panują­cych w naszym nowym domu wymaga głębokich zmian w post­awach i zachow­a­niach. Dlat­ego też na początku postę­pow­anie naszej opiekunki i jej ciągłe „nie tak” może nam się wydawać surowe. Mimo wszys­tko jej ci­er­pliwa, kory­gująca praca jest pełna zachęty: opiekunka nigdy nie potępia, nie os­ądza, ale za­wsze zaprasza nas do zmi­any ży­cia. Mod­litwa głębi to wyk­ształ­cenie, które przekazuje nam Duch.

Nasze uczest­nictwo w tym pro­cesie edukacji tradycja chrześ­cijańska nazywa za­par­ciem się siebie. Jezus pow­iedział: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Mk 8,34). Za­parcie się naszego ja to porzu­cenie do­tych­cza­sow­ych sposobów dzi­ałania naszego in­telektu i woli, czyli tych władz ludzkich, które są w nas na­jgłęb­sze. Może to wymagać nie tylko porzu­cenia zwycza­j­nych myśli w cza­sie mod­litwy, ale również tych na­jbardziej poboż­nych re­fleksji i dążeń, które zwyk­liśmy trak­tować jako konieczny ele­ment drogi do Boga.

Naturą ludzkiego umysłu jest up­raszczanie wszys­tkiego, czym się on za­jmuje; w ten sposób po­je­dyn­cza myśl streszcza wielkie bogactwo re­fleksji. Wów­czas sama myśl staje się obecnoś­cią, ak­tem uważności bardziej niż ak­tem zro­zu­mi­enia. Jeśli tę za­s­adę za­stosujemy do os­oby Jezusa, to zobaczymy, że taki rodzaj uważności nie wyklucza niczego z Jego ludzkiej natury. Kier­ujemy swoją uwagę na obecność Jezusa, byt bosko-ludzki, nie za­jmując się poszczególnymi cechami Jego os­oby.

Mod­litwa głębi jest częś­cią pro­cesu, który rozwija się nie poprzez jakąś strategię, ale poprzez os­obistą relację. Jed­nocześnie pewna doza up­orządkow­ania w przestrzeni mod­litwy i stylu ży­cia danej os­oby przyspiesza ten pro­ces, podob­nie jak zrównoważona di­eta i ak­ty­wność fizyczna po­maga młodym os­iągnąć dojrz­a­łość.

Jednym z pier­wszych efek­tów mod­litwy głębi jest ujaw­ni­enie się siły tego, co kryje się w nieświado­mości. Przyn­osi to dwa różne stany psy­cho­lo­giczne – doświad­czenie duch­ow­ego po­cieszenia związ­anego z poczu­ciem os­obist­ego roz­woju oraz doświad­czenie ludzkiej sł­abości poprzez up­okar­za­jące sam­o­pozn­anie. Ter­min „sam­o­pozn­anie” jest tu uży­wany w tradycyjnym zn­aczeniu jako uświadomi­enie sobie ciem­nej strony swo­jej osobowości. Uwolni­enie tych dwóch rodza­jów nieświadomej en­er­gii musi być zrównoważone przez ugruntow­ane postawy pow­i­erz­ania się Bogu oraz troski o in­nych. W prze­ciwnym ra­zie, kiedy człow­iek doznaje duch­ow­ego po­cieszenia, łatwo może popaść w pychę, a kiedy jest przyg­nieciony po­jawiającą się świado­moś­cią swo­jego duch­ow­ego ubóstwa, może pod­dać się zniechę­ceniu albo nawet popaść w rozpacz. Kulty­wow­anie postaw pow­i­erz­ania się Bogu oraz służby na rzecz in­nych jest nieza­stą­pi­onym sposobem sta­bil­iz­a­cji umysłu w spotkaniu z emoc­jon­al­nie naład­ow­anymi myślami sam­ow­y­wyższenia lub sam­o­poniżenia.

Post­awa pow­i­erz­ania się Bogu rozwija się wraz z os­obistym zaangażow­aniem w prak­tykę duch­ową, którą kulty­wujemy z miłości do Boga. Służba jest wyjś­ciem do in­nych ludzi jako por­uszenie serca po­wodow­ane współczu­ciem. To neut­ral­izuje głęboko ukrytą tend­encję, by za­j­mować się sobą, swoją drogą duch­ową i postępami na niej. Post­awa służby innym rozwija się, kiedy człow­iek stara się robić wszys­tko ze względu na Boga i prak­tykować współczucie wobec in­nych ludzi, poczyna­jąc od tych, z którymi żyje. Bezwar­unkowe zaak­ceptow­anie każdej os­oby jest wypełni­eniem przykazania „miłości bliźniego jak siebie samego” (por. Mk 12,31). Jest to prak­tyczny sposób wza­jem­nego dźwigania swoich ciężarów (por. Ga 6,2). Nieo­sądz­anie dru­giego nawet w ob­liczu prześlad­ow­ania jest wypełni­eniem przykazania, by kochać się wza­jem­nie tak, jak Chrys­tus nas umiłował (por. J 13,34), i oddawać życie za przy­ja­ciół (por. J 15,13).

Postawy pow­i­erz­ania się Bogu i służby na rzecz in­nych tworzą dwa brzegi kanału, przez który en­er­gie zgro­mad­zone w nieświado­mości mogą się bezpiecznie uwolnić, nie zata­piając psychiki w chaotycz­nych emoc­jach. Kiedy te en­er­gie płyną w sposób up­orządkow­any między brzegami poświę­cenia i służby innym, wtedy un­oszą nas na wyższe poziomy duch­owej wrażli­wości, zro­zu­mi­enia i bez­in­teresownej miłości.

Te dwie sta­bil­izujące postawy przy­go­towują nasz układ ner­wowy i ciało do przyję­cia oczyszcza­jącego i uświęca­jącego świ­atła Ducha. Uzdal­nia nas ono do rozezn­ania myśli i emocji w mo­mencie, w którym się rodzą, zanim zami­enią się w przy­wiąz­anie lub swego rodzaju przymus wewnętrzny. Wraz ze wzrostem tej wolności coraz łatwiej porzu­camy zniewala­jące myśli i prag­ni­enia i rośnie nasza zdol­ność do we­jś­cia w przestrzeń mod­litwy wewnętrznej z uspoko­jonym umysłem.

Wolność od przy­wiąz­ania jest celem tego, co nazy­wamy za­­par­ciem się siebie. Postawą, która uderza w sam korzeń sys­temu fałszy­wego ja, jest wolne od przy­wiązań pode­jście do rzeczy­wis­tości. Fałszywe ja to wielka iluzja, zbiór na­by­tych wzor­ców myślenia, schem­atów emoc­jon­al­nych utrwalo­nych w mózgu i układzie ner­wowym. Podob­nie jak w pro­gramie kom­puterowym dzi­ałają za każdym razem, kiedy sytu­acje ży­ciowe wciskają odpow­ied­nie guziki. Fałszywe ja dla real­iz­a­cji swoich mis­ter­nych planów po­trafi posłu­gi­wać się nawet moty­wacją re­li­gijną. Prawdziwe postawy re­li­gijne pochodzą od Boga, a nie z fałszy­wego ja. Duch leczy korzenie ego­centryzmu i staje się źródłem naszych świado­mych zachowań. Aby możliwe było spon­tan­iczne dzi­ałanie zgodne z natch­ni­eniem Ducha, a nie pod wpły­wem fałszy­wego ja, konieczne jest wymazanie starego, zapro­gramow­anego sposobu dzi­ałania i za­stąpi­enie go nowym. „Prak­tykow­anie cnót” to tradycyjne określe­nie pro­cesu wymazy­wania starych pro­gramów i za­pisy­wania now­ych, opar­tych na war­tościach Ewan­gelii.

Źródłem kon­tem­placji jest Jezus w wy­mi­arze boskim. Wszys­tko, co dostrzegamy z rzeczy­wis­tości Boga, to odblask Jego obecności, a nie On sam. Kiedy Boże świ­atło doci­era do ludzkie­­go umysłu, dzieli się na wiele as­pek­tów, podob­nie jak zwykłe świ­atło, które przechodząc przez pryzmat, dzieli się na wiele barw widma. Nie ma nic złego w dostrzeganiu róż­nych as­pek­tów Os­tatecznej Rzeczy­wis­tości, ale byłoby błę­dem identy­fikow­anie ich z nieo­siągalną świ­atłoś­cią.

Duch przemawia do nas przez Pismo Święte i codzi­enne wydar­zenia. Re­fleksja nad tymi dwoma źródłami os­obist­ego doświad­czenia oraz elim­in­acja starych naw­yków, emoc­jon­al­nych pro­gramów obiecują­cych szczęście przy­go­towuje psychikę do słuch­ania z coraz więk­szą wrażli­woś­cią. Duch za­czyna wtedy przemawiać do naszej świado­mości z tego głębokiego źródła w nas sa­mych, czyli z naszego prawdzi­wego ja. Jest to kon­tem­placja we właś­ciwym zn­aczeniu tego słowa.

Możemy to zobaczyć na przykładzie przemi­eni­enia na górze Tabor. Jezus za­b­rał ze sobą trzech apostołów, na­jlepiej przy­go­tow­a­nych na przyjęcie łaski kon­tem­placji, to jest tych, którzy zrobili na­jwięk­sze postępy w przemi­anie swego serca. Bóg zbliżył się do nich przez zmysły, w postaci wizji na górze. Na­jpi­erw byli wys­traszeni i zach­wyceni. Piotr chciał tam po­zostać na za­wsze. Nagle os­łonił ich obłok, za­kry­wa­jąc wizję i po­zostawiając tylko puste, wyciszone zmysły, ale uważne i czujne. Pad­nięcie twarzą na ziemię właś­ciwie oddaje stan ich umysłu. To była post­awa ad­or­acji, wdz­ięczności i miłości w jednym akcie. Głos z nieba prze­budził ich świado­mość tak, że pozn­ali obecność Ducha, który za­wsze przemawiał w ich wnętrzu, ale którego aż do tej chwili nie byli zdolni słyszeć. Ich ot­warte wnętrza zostały napełnione świet­laną obecnoś­cią Bożą. Za dotknię­ciem Jezusa powró­cili do zwycza­jnego postrzegania i zobaczyli Go takim, jaki był wcześniej, ale mieli przemi­enioną świado­mość wiary. Nie był już dla nich zwykłym człow­iekiem. Duch połączył ich władze pozn­aw­cze i wykon­aw­cze, a wewnętrzne i zewnętrzne słowo Boże stało się jednym. Dla tych, którzy os­iągnęli taką świado­mość, życie jest nieus­tannym ob­jawieniem Boga. Słowa Pisma i litur­gii, które słyszą, są potwi­er­dzeniem tego, co pozn­ali przez mod­litwę, przez kon­tem­plację.

Rozdział 2

Pier­wsze kroki w mod­litwie głębi

Począwszy od II Soboru Watykańskiego, Koś­ciół rzym­skokatol­icki zachęca kato­lików, by żyli pełnią chrześ­cijańskiego ży­cia, nie oczekując, że księża, za­kon­nicy lub ktokolwiek inny zrobi to za nich. Ozn­acza to po­trzebę twór­czego i odpow­iedzi­al­nego pode­jś­cia świeckich do budow­ania struk­tur, które umożli­wią im życie kon­tem­placyjnym wy­mi­arem Ewan­gelii w codzi­en­ności w świecie.

Zjed­noczenie z Bo­giem jest celem wszys­tkich chrześ­cijan. Zostaliśmy ochrzczeni i mamy wszys­tko, co po­trzebne, by wzrastać jako ludzie i jako dzieci Boże. Zmi­ana stanu ży­cia nie jest do tego konieczna.

Parę lat temu prowadz­iłem kon­fer­encję dla róż­nych or­gan­iz­a­cji świeckich. Były wśród nich takie, które za­j­mowały się sprawami małżeństw, sprawami soc­jalnymi, in­sty­tuty świeckie oraz nowe wspól­noty. W tym, co mówiłem, opi­er­ałem się na duch­o­w­ości mon­astycznej, ale zami­ast uży­wać słowa „mon­astyczny”, mówiłem „chrześ­cijański”. Więk­szość słuchaczy utożsami­ała się z tym tradycyjnym nauczaniem, ponieważ odpowiadało to ich os­obistemu doświad­czeniu.

Prak­tyki duch­owe za­równo na Wschodzie, jak i na Zachodzie opi­erają się na za­łożeniu, że jest coś, co można zrobić, aby za­początkować drogę zjed­noczenia z tym, co boskie, jeśli zostan­iemy dotknięci i po­jawi się świado­mość, że taki stan zjed­noczenia ist­nieje. Mod­litwa głębi jest dy­s­cypliną opra­cow­aną po to, by usuwać przeszkody w drodze do pełnego roz­woju mod­litwy kon­tem­placyjnej. Jej proste za­sady są bliskie współczes­nej men­tal­ności, w której ważne są in­struk­cje: „Jak to zrobić?”. Jest to sposób wydoby­cia z za­k­ur­zo­nych kart przeszłości na świ­atło dzi­enne współczes­ności za­sad kon­tem­placji, które można znaleźć w nauczaniu chrześ­cijańskich mis­trzów duch­o­w­ości.

Mod­litwa głębi nie jest tylko met­odą – to jed­nocześnie prawdziwa mod­litwa, w której wyrażamy przyz­wole­nie na obecność Boga i na Jego dzi­ałanie w naszym wnętrzu. Na­jważniejszą pod­stawą bib­lijną tej mod­litwy jest mądroś­ciowe pow­iedzenie Jezusa za­p­isane w Ewan­gelii wg św. Mateusza 6,6: „Gdy chcesz się mod­lić, we­jdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukry­ciu. A Oj­ciec twój, który widzi w ukry­ciu, odda to­bie”.

Abba Iz­aak w dziewiątym rozdziale Kon­fer­encji Kas­jana6 in­ter­pretuje ten tekst jako zaproszenie do wewnętrznej ciszy i ot­war­cia na Boże zam­ieszkiwanie w nas. Mod­litwa głębi jako met­oda odpowiada dwóm pier­wszym krokom, o których mówi Jezus – porzu­ceniu zgiełku zewnętrz­nych okoliczności oraz porzu­ceniu wewnętrznego hałasu naszych myśli i uczuć, sym­bol­izow­anemu przez zamknięcie przed nimi drzwi. To, co Jezus nazy­wał mod­litwą w ukry­ciu, wydaje się odpowiadać temu, co później tradycja chrześ­cijańska nazy­wała kon­tem­placją. Z pewnoś­cią są to trzy kroki, które prowadzą ku głęb­szym pozio­mom ciszy. Krok trzeci dokonuje się, kiedy nasza świado­mość łączy się z uta­jonym Bo­giem w skrytości, w której On przebywa i na nas czeka.

W mod­litwie głębi wyco­fujemy swoją uwagę ze zwykłego przepływu myśli. Mamy tend­encję do identy­fikow­ania się z tym właśnie stru­mi­eniem myśli. Jest w nas jed­nak głęb­szy poziom – poziom duch­owy. Mod­litwa głębi otwi­era świado­mość na ten głęb­szy poziom naszego ist­ni­enia; można by go porównać do stru­mi­enia lub rzeki, na której un­oszą się wszys­tkie nasze wspom­ni­enia, obrazy, uczu­cia, doświad­czenia wewnętrzne i świa­do­mość rzeczy zewnętrz­nych. Niek­tórzy ludzie tak mocno utożsamiają się ze swoim zwykłym przepły­wem myśli i uczuć, że tracą świado­mość źródła, z którego wszys­tkie te przed­mioty men­talne się wyłaniają. Podob­nie jak łodzie lub inne obiekty un­oszą się na pow­i­erzchni rzeki, nasze myśli i uczu­cia też muszą na czymś spoczy­wać. Tym czymś jest wewnętrzny stru­mień świado­mości, który jest naszym udzi­ałem w Bożym ist­ni­eniu.

Poziom duch­owy nie jest oczy­wisty dla zwykłej świado­mości – po­trzebne jest pewne dzi­ałanie, aby rozwinąć tę świado­mość. To właśnie ten poziom świado­mości dotyka w nas tego, co na­jbardziej ludzkie. War­tości, które tam zna­jdziemy, są wspan­i­alsze niż to, co się un­osi na pow­i­erzchni naszej psychiki. Świado­mość tego głębokiego poziomu mu­simy w sobie odświeżać każdego dnia. Jak codzi­en­nie po­trze­bujemy poży­wienia, odpoczynku, snu, tak samo po­trze­bujemy mo­mentów wewnętrznej ciszy, ponieważ one przyn­oszą nam na­jgłęb­szy rodzaj pokrzepi­enia.

Mod­litwa głębi to pełne przyz­wolenia pod­danie się Bogu. Droga duch­owa to nie wędrówka do jakiegoś miejsca, ponieważ Bóg cały czas jest obecny w nas. Chodzi zatem o poz­wole­nie naszym zwykłym myślom, by stały się je­dynie tłem, by nie za­j­mowały naszej uwagi, kiedy płyną w stru­mi­eniu świado­mości, tak by nasza uwaga była ski­erow­ana na sam stru­mień, który je un­osi. Jesteśmy jak człow­iek, który siedzi na brzegu rzeki i ob­ser­wuje przepły­wa­jące łodzie. Jeśli celowo skupimy się na rzece zami­ast na łodziach, nasza zdol­ność do ig­norow­ania przepły­wa­ją­cych myśli wzrasta i po­jawia się pew­ien rodzaj uwagi ogól­nej, który możemy nazwać duch­ową uważnoś­cią.

W kon­tekście met­ody mod­litwy głębi myślą jest wszys­tko, co po­jawia się na wewnętrznym ekranie świado­mości. Może to być myśl, wyo­brażenie, re­fleksja, odczucie cielesne, uczucie, obraz, wspom­ni­enie, plan, hałas z zewnątrz, poczucie pokoju, a nawet komunikacja duch­owa. Wszys­tko zatem, co zostaje za­rejestrow­ane na wewnętrznym ekranie świado­mości, z punktu widzenia met­ody mod­litwy głębi nosi nazwę „myśl”. Omawiana met­oda za­kłada porzu­cenie w cza­sie mod­litwy każdego rodzaju myśli, nawet tych na­jbardziej poboż­nych.

Pro­ces porzu­cania myśli można wspo­magać. Przyjmij możli­wie wy­godną pozycję, tak aby nie myśleć o swoim ciele. Unikaj takiej, która utrud­nia krążenie krwi, bo za­czniesz myśleć o to­war­zyszącym temu dys­kom­forcie. Wybierz miejsce stosunkowo ciche, aby nie przeszkadz­ały nagłe odgłosy lub nad­mi­erny hałas. Jeśli nie można znaleźć takiego miejsca w domu, wybierz porę dnia, kiedy za­kłó­cenia są na­jm­niejsze. Ponieważ mamy tend­encję  do myślenia o tym, co widz­imy, na­jlepiej zamknąć oczy. Poprzez wycofanie zwykłej ak­ty­wności zmysłów można za­paść w stan głębokiego odpoczynku, a wtedy nagły dźwięk lub za­kłó­cenie, na przykład dźwięk tele­fonu, może być wstrząsem. Jeśli uży­wasz budzika lub minut­nika do wyzn­aczenia czasu mod­litwy, to ustaw cichy dźwięk lub na­kryj zegar poduszką. W mi­arę możli­wości sta­raj się wye­lim­inować odgłosy zewnętrzne, gdyby jed­nak nie było to w ogóle możliwe, nie den­er­wuj się. Zden­er­wow­anie jest emoc­jon­al­nie naład­ow­aną myślą i jest bardzo praw­do­podobne, że zburzy wszelki wewnętrzny spokój, do jakiego się zbliżasz. Na mod­litwę wybierz czas, kiedy jesteś w pełni przytom­ny i czujny. Dobrą porą jest wczesny ranek, zanim roz­poczną się wszys­tkie codzi­enne prace.

Kiedy już wybrałeś stosowny czas oraz miejsce na krześle lub inną w mi­arę wy­godną postawę, kiedy zamknąłeś oczy, wybierz święte słowo, które wyraża twoją in­tencję – postawę ot­war­cia się, przyz­wolenia i pod­dania się Bogu. Święt­ego słowa nie wypo­wiadaj ustami, nie uży­waj strun głosow­ych. Niech to będzie jedno słowo, o jed­nej bądź dwóch sylabach, które według ciebie wyrażą twoje pełne przyz­wole­nie na Bożą obecność. Przy­wołaj je w swo­jej świado­mości, kiedy za­czynasz mod­litwę, a po­tem za każdym razem, kiedy uświadom­isz sobie, że za­jmujesz się swoimi myślami.

Święte słowo nie jest sposobem dot­ar­cia tam, gdzie chcesz się znaleźć. Ono po prostu potwi­er­dza i ukier­unkowuje twoje prag­ni­enie całkow­itej zgody na Bożą obecność i w ten sposób tworzy at­mos­ferę sprzy­ja­jącą roz­wo­jowi uni­wersal­nej świado­mości, do której dąży nasza duch­owa natura. Twoim za­daniem nie jest tłu­mi­enie myśli, bo to jest niemożliwe. Zwykle myśl po­jawia się już po up­ły­wie pół minuty wewnętrznej ciszy lub nawet szy­b­ciej, chyba że dzi­ałanie łaski będzie tak silne, że zatop­isz się w Bogu. Mod­litwa głębi to nie przy­cisk, który włącza Bożą obecność, ale raczej sposób, by pow­iedzieć: „Oto jestem”. Następny krok należy do Boga. Jest to sposób na całkow­ite oddanie się do Bożej dys­pozycji, pod­porządkow­anie się na­jwięk­szemu prag­ni­eniu Boga, by ci się oddać całkow­icie.

Może zn­any ci jest gest złożo­nych rąk z pal­cami ski­erow­anymi ku górze. Jest on sym­bolem zebra­nia wszys­tkich władz ludzkich danej os­oby i ski­erow­ania ich ku Bogu. Święte słowo ma podobne za­danie, cho­ciaż jest gestem bardziej wewnętrznym niż widzi­alnym. Święte słowo pow­inno być wprowad­zone bez żad­nego wysiłku: niech po­jawi się jak każda inna spon­tan­iczna myśl, która nie wymaga stara­nia.

Święte słowo jest drogą porzu­cenia wszys­tkich zwycza­j­nych myśli, jak również zaangażow­ania w te bardziej in­teresujące, które po­jawiają się w stru­mi­eniu świado­mości. Dzieje się tak nie poprzez bez­pośred­nie atakow­anie myśli, ale poprzez potwi­er­dz­anie swo­jej postawy zgody na obecność Boga i Jego wewnętrzne dzi­ałanie. Takie odnawianie przyz­wolenia umac­nia wolę i kiedy już stanie się nat­ur­alne, wyt­worzy at­mos­ferę, w której można całkow­icie albo w zn­acznej mierze ig­norować nieunikniony przepływ myśli.

Jeśli den­er­wuje cię to, że spędzasz jakiś czas na czymś, co wy­gląda jak nic ni­erobi­enie, pomyśl, że nikt nie waha się pójść spać na sześć czy osiem godzin każdej nocy. Prak­tykow­anie tej mod­litwy nie ma nic wspól­nego z nic ni­erobi­eniem, ale jest bardzo sub­telną formą ak­ty­wności. Dopóki wola trwa w postawie przyz­wolenia wobec Boga poprzez powrót do święt­ego słowa przy każdym zaangażowaniu w myśli, jest to wys­tar­cza­jąca ak­ty­wność, by po­zostać przytomnym i czujnym.

Dwadzieś­cia-trzy­dzieści minut to min­im­alny czas po­trzebny więk­szości ludzi, by ugruntować wewnętrzną ciszę i wyjść poza pow­i­erzchowne myśli. Możesz mieć prag­ni­enie, by ten czas przedłużyć. Doświad­czenie po­może ci określić odpow­ied­nią ilość czasu. Kiedy skończy się czas, który sobie wyzn­aczyłeś, możesz powró­cić do zwykłych myśli. To może być dobry mo­ment na roz­mowę z Bo­giem; możesz mieć prag­ni­enie, by posłużyć się jakąś słowną, cicho wypo­w­iedzi­aną mod­litwą lub za­cząć pla­nować swój dzień. Daj sobie jakieś dwie minuty, zanim ot­worzysz oczy. Wycofanie się ze zwykłego używa­­nia zmysłów zewnętrz­nych i wewnętrz­nych przen­osi w głębokie duch­owe skupi­enie, więc nagłe ot­warcie oczu może być irytujące.

Wraz z roz­wo­jem wrażli­wości na duch­owy wy­miar two­jego ist­ni­enia poprzez codzi­enną prak­tykę tej mod­litwy może się w to­bie po­jawić świado­mość Bożej obecności w cza­sie zwykłej ak­ty­wności. Możesz poczuć wezwanie, by wewnętrznie zwró­cić się ku Bogu, zu­pełnie nie wiedząc dlaczego. Twoja duch­owa wrażli­wość rozwija się i umożli­wia odbiór syg­nałów ze świ­ata, które wcześniej były nieza­uważane. Bez zam­ierzonego rozmyślania o Bogu możesz uzmysłowić sobie Bożą obecność w trakcie wykony­wania codzi­en­nych za­jęć. To doświad­czenie przy­po­m­ina sytu­ację, kiedy do czarno-bi­ałego telewizora doda się ko­lor. Obraz przed­stawia to samo, ale jest o wiele bog­at­szy, bo został dodany nowy wy­miar, którego wcześniej nie było widać. Ko­lor był częś­cią obrazu, ale ponieważ nie było właś­ciwego nar­zędzia, by go wydobyć, po­zost­awał niewidoczny.

Mod­litwa głębi jest sposobem dostro­jenia się do tego po­­zio­­mu rzeczy­wis­tości, który jest za­wsze obecny i do uczest­nictwa w którym jesteśmy zaproszeni. Po­trzebna jest odpow­ied­nia dy­s­cyplina, aby ogran­iczyć przeszkody na drodze do tej roz­szerzonej świado­mości.

Omawiając mod­litwę głębi, nie za­jmuję się met­od­ami uspoko­jenia ciała, umysłu czy układu ner­wowego, jak choćby ćwiczenia oddechowe, joga, tai-chi lub jog­ging. Takie met­ody przy­dają się do re­lak­sacji, a my skupiamy się na relacji w wi­erze. Relacja ta wyraża się w codzi­ennym poświęcaniu czasu na prak­tykę ot­war­cia się przed Bo­giem, w tak poważnym trak­towaniu Boga, by spotykać Go codzi­en­nie; opuszczenie spotkania staje się nie do pomyślenia, chyba że z bardzo poważ­nych po­wodów, a ponieważ spotkanie nie wymaga żad­nego wysiłku ani myślenia, jest możliwe nawet w cza­sie choroby.

Za­s­ad­niczą dys­pozycją w mod­litwie głębi jest wyrażanie Bogu zgody. Prak­tyka chrześ­cijańska może być pod­sumow­ana jednym słowem – ci­er­pli­wość. W Nowym Test­a­mencie ci­er­pli­wość ozn­acza, że oczekuje się na Boga nawet przez długi czas, po­zosta­jąc na miejscu, nie popada­jąc w znudzenie ani zniechę­cenie. To post­awa sługi z Ewan­gelii, który czeka, mimo że pan się spóźnia i wraca dopiero po północy. Kiedy wreszcie po­jawia się w domu, czyni sługę zwi­erzch­nikiem nad całym swoim do­mostwem. Jeśli poczekasz, Bóg się ukaże, cho­ciaż może to być dłu­gie oczekiwanie.

Pon­iżej przytaczamy na­jczęś­ciej za­dawane py­tania na temat mod­litwy głębi.

Wydaje mi się, że ta prak­tyka wiedzie mnie donikąd. Czy próba opróżni­ania umysłu to coś dobrego?

Nie próbuj opróżniać umysłu; to nie jest ani zdrowe, ani na­­wet możliwe. Za­wsze pow­inna się dokony­wać de­likatna ak­ty­wność – czy to przy­wołanie święt­ego słowa, czy to prosta świado­mość Bożej obecności. Kiedy doświad­czasz wewnętrznej ciszy, in­tencja jest wciąż obecna w bardzo sub­telny sposób. Nie można doś­wiad­czać wewnętrznego spoczynku w Bogu, gdyby za­b­rakło dzi­ałania tej in­tencji. Można mieć wrażenie, że nie ma żad­nego wysiłku, ponieważ jest to tak proste. Jed­nocześnie samo nauczenie się tej met­ody mod­litwy wymaga czasu, toteż nie ma po­wodu do niepokoju, jeśli od czasu do czasu przeży­wasz coś, co in­ter­pretujesz jako pustkę. Jeśli za­uważasz taką pustkę, to również w formie myśli, więc spoko­jnie wróć do święt­ego słowa.

Co zrobić, gdy się zori­entuję, że usypiam?

Jeśli za­pa­dasz w drzemkę, nie prze­jmuj się tym wcale. Dziec­­ko w rami­on­ach rod­z­ica również co jakiś czas usypia, ale rod­zic się tym nie niepokoi, kiedy dziecko odpoczywa spoko­jnie i od czasu do czasu otwi­era oczy.

Byłam za­dzi­wiona, jak szybko minął czas; czy to naprawdę było dwadzieś­cia minut?

Kiedy czas mija szybko, to jest znak, że nie za­j­mowaliśmy się myśle­niem zbyt wiele. Nie ozn­acza to jed­nak, że mod­litwa by­ła wtedy na­jlepsza. Byłoby czymś ni­erozważnym ocen­iać jakość mod­litwy na pod­stawie odczuć, które jej to­war­zyszą. Cza­sem myśli mogą cię bom­bardować w cza­sie mod­litwy, a jed­nak taka mod­litwa może przynieść wiele korzyści i być miła Bogu. Twoja czujność mo­gła być wtedy o wiele więk­sza, niż ci się wydaje. W każdym ra­zie nie da się praw­idłowo ocenić, jak się rzeczy mają, na pod­stawie jed­nego okresu mod­litwy. Zami­ast tego spróbuj przyjrzeć się owo­com tej mod­litwy w swoim ży­ciu. Jeśli stajesz się człow­iekiem ci­er­pli­wszym w stosunku do in­nych, wy­ro­zu­mi­alszym dla siebie, jeśli mniej lub ciszej krzyczysz na dzieci, a nar­zekania członków rodz­iny na twoje go­tow­anie już tak bardzo cię nie bolą – to wszys­tko są znaki, że nowy sys­tem war­tości za­czyna w to­bie dzi­ałać. Jeśli nie po­jaw­iły się prawie żadne myśli w cza­sie mod­litwy, to i świado­mość up­ływu czasu staje się bardzo słaba. Takie doświad­czenie pokazuje nam, jak względne jest samo poczucie czasu. Nie każdy z naszych okresów mod­litwy będzie wydawał się krótki – niek­tóre będą się wydawały bardzo dłu­gie. Następstwo okresów wyciszenia i zmagania jest częś­cią całego pro­cesu, jest uszlachet­ni­eniem naszych władz in­tuicyj­nych, umożli­wiającym uświadomi­enie sobie głęb­szych po­ziomów ciszy w coraz bardziej ugruntow­any sposób.

Jeśli jestem śpiący lub bardzo zmęczony, czy wtedy mam mniej myśli?

Ogól­nie mówiąc, tak, dopóki nie za­czniesz śnić. W klaszt­orze wsta­jemy bardzo wcześnie i wtedy można być lekko otu­man­ionym. To, jak się wydaje, jest częś­cią naszej konkret­nej met­ody – jesteś tak zmęczony, że po prostu nie możesz myśleć. Po całodzi­en­nej ciężkiej pracy możesz mieć to samo doświad­czenie wieczorem. To może być pew­ien rodzaj pomocy, ale tylko wtedy, kiedy po­zostajesz dostatecznie przytomny, żeby nie popaść w przyjemną drzemkę. Nie ob­winiaj się jed­nak, jeżeli rzeczy­wiście za­śniesz; może po prostu po­trze­bujesz dod­atkowego odpoczynku. Z dru­giej strony posta­raj się wybrać taki czas, w którym jesteś na­jbardziej uważny, aby w pełni doświad­czyć mod­litwy głębi, a nie wciąż wal­czyć z opada­jącą głową. Jeśli za­śniesz, to po prze­budzeniu kontynuuj mod­litwę przez kilka minut, żeby uniknąć poczu­cia por­ażki. Ten rodzaj ak­ty­wności, który to­war­zyszy mod­litwie głębi, jest tak prosty, że łatwo jest za­s­nąć, jeśli nie utrzymujemy wymaganej, sub­tel­nej ak­ty­wności, która sprowadza się do by­cia czujnym. Jednym ze sposobów na to będzie powracanie z jak na­jwięk­szą ła­god­noś­cią do święt­ego słowa. Jezus upom­inał swoich uczn­iów, by „czuwali i mod­lili się”; to właśnie robimy w mod­litwie głębi. Czuwanie jest wys­tar­cza­jącą ak­ty­wnoś­cią, by zachować uważność. Mod­le­nie się jest ot­wi­er­aniem się i pozwalaniem na obecność i dzi­ałanie Boga w nas.

Mod­litwa głębi o wiele bardziej jest kwestią in­tencji niż ćwiczeniem uwagi. Zro­zu­mi­enie tej różnicy może trochę po­trwać. Pod­czas mod­litwy głębi nie poświęcamy uwagi żad­nej treści, którą niesie myśl, ale raczej wzbudzamy in­tencję jako wolę pójś­cia w kier­unku tego, co stanowi nasz na­jgłęb­szy poziom ist­ni­enia, gdzie jak wi­erzymy, przebywa Bóg. Ot­warcie na Boga dokonuje się dz­ięki czys­tej wi­erze, a nie za pomocą myśli czy uczuć. Jest to jak de­likatne pukanie do drzwi. Nie wal­isz z całych sił, krzycząc: „Otwi­erać w imię prawa! Żądam, aby mnie wpuszczono!”. Tych drzwi nie sfor­sujesz. Otwi­erają się je­dynie z dru­giej strony. Świętym słowem wyrażasz postawę: „Oto jestem i czekam”. To spotęgow­ane oczekiwanie. Nic niezwykłego się nie wydarzy, a jeśli nawet, to wszys­tko, co trzeba zrobić, to ła­god­nie powró­cić do święt­ego słowa, tak jakby nic się nie wydar­zyło. Nawet gdybyś miał wizję lub słyszał sekretne głosy, pow­inieneś powró­cić do święt­ego słowa. To właśnie jest is­tota tej met­ody.

Kiedyś za­uważyłem, że to­war­zyszy mi post­awa wyczekiwania. Wte­­­­­­dy też zro­zu­mi­ałem, że jed­nak świadomie oczekuję, by się coś wy­­­d­­­ar­zyło.

Mod­litwa ta za­kłada, że nie masz żad­nych oczekiwań. To ćwiczenie, w którym pozwalasz ode­jść wszys­tkiemu i uczysz się, jak to robić bez wysiłku. „Próbow­anie” jest myślą, dlat­ego mówimy: powróć do święt­ego słowa z jak na­jwięk­szą de­likat­noś­cią. Wysiłek za­kłada, że chcesz coś os­iągnąć i to staje się celem, którego os­iąg­nięcie przen­osi cię w przyszłość; tym­cza­sem celem tej met­ody mod­litwy jest sprowadzić cię do chwili obecnej. Oczekiwania również odnoszą się do przyszłości, gdyż i one są myślami.

Oder­wanie umysłu od zwykłych pro­cesów myślenia można je­dynie zain­ic­jować, podob­nie jak się wyciąga korek z wanny. Woda spływa sama – nie mu­s­isz jej popychać, pozwalasz jej tylko odpłynąć. Coś podob­nego robisz w tej mod­litwie – pozwalasz, by ten zwycza­jny ciąg myśli uchodził z ciebie. Czekanie na Boga bez oczekiwania czegokolwiek i bez wkładania w to żad­nego wysiłku jest zu­pełnie wys­tar­cza­jącą ak­ty­wnoś­cią.

A co z uczu­ciami? Czy też pow­in­niśmy poz­wolić im ode­jść?

Tak. W ro­zu­mi­eniu mod­litwy głębi to również są myśli, po­­dob­nie jak każda inna forma per­cep­cji. Nawet re­fleksja, że nie mam żad­nych myśli, również jest myślą. Mod­litwa głębi jest ćwiczeniem, w którym pozwalamy ode­jść wszys­tkim per­cep­cjom, ale nie wypychamy ich na siłę i nie den­er­wujemy się na nie, tylko pozwalamy, by odeszły same. To umożli­wia stopniowe wyrobi­enie duch­owej czujności, która jest pełna pokoju, cicha i wolna od wszelkiego wysiłku.

Czy głęb­sza uwaga ma związek z mniejszą liczbą myśli?

Tak. Możesz nawet nie mieć żad­nych myśli – jesteś wtedy na na­jgłęb­szym możli­wym poziomie. Zanika wtedy poczucie czasu, bo on jest mi­arą przepły­wa­ją­cych rzeczy. Jeśli nic nie przepływa, po­jawia się doświad­czenie, jakby czasu w ogóle nie było, i to jest cudowne doświad­czenie.

A co pow­in­niśmy zrobić z hałasem zewnętrznym?

Na­jlepszy sposób radzenia sobie z hałasem, który jest poza naszą kon­trolą, to nie stawiać mu żad­nego oporu, ale poz­wolić, żeby trwał, aż wybrzmi. Rzeczy zewnętrzne nie są żadną przeszkodą w mod­litwie – tak tylko może się nam wydawać. Przez ak­cept­ację wszys­tkich za­kłóceń zewnętrz­nych, na które nie masz żad­nego wpływu, możesz doznać przeło­mowego pozn­ania, że nawet pośród na­jwięk­szego hałasu można doświad­czać uważności. Przeszkody zewnętrzne nie są czymś negaty­wnym; je­dyną rzeczą, która ma negaty­wne kon­sek­wencje, jest opuszczenie codzi­en­nego czasu mod­litwy – to je­dyna rzecz, której koniecznie trzeba się wys­trzegać. Nawet jeśli twoja mod­litwa wydaje się wypełniona hałasem i czujesz się całkiem przegrany, po prostu ją kontynuuj.

Czy jest możliwe, by ktoś, kto jest bardzo zabie­gany przez cały dzień, stał się kon­tem­platykiem?

Tak. Nie mówię, że ktoś, kto nic in­nego nie robi, tylko przez cały dzień za­łatwia różne sprawy, stanie się kon­tem­platykiem. Z dru­giej strony, będąc is­totą ludzką, masz już wszys­tko, co po­trzebne do kon­tem­placji. Cokolwiek by mówić, to właśnie wszy­scy będziemy robić w niebie! Wprawdzie niek­tóre style ży­cia bardziej sprzy­jają roz­wo­jowi postaw kon­tem­placyj­nych, ale ta met­oda mod­litwy sprawdza się dobrze w zwycza­jnym ży­ciu, jeśli tylko przy niej wytrwasz.

Czy można pow­iedzieć osobom, z którymi podróżujemy: „Zamie­­­rzam  teraz oddać się medytacji”?

Jasne; mogą się nawet ucieszyć, że będą mieć kilka chwil spokoju.

Kiedy świadomie staram się pozwalać myślom, by przepły­wały, okazuje się, że za­jmuję się swoimi obrazami Boga. Te myśli mają formę obrazów. Czy to również są myśli, które trzeba porzu­cać?

W kon­tekście tej met­ody każdy rodzaj obrazów jest myślą. Każda per­cep­cja, która po­jawia się w jakimś zmyśle, w wyo­braźni, pam­ięci lub umyśle, jest myślą, zatem w jakiejkolwiek formie się po­jawi, pozwól jej ode­jść. Wszys­tko, co po­jawia się na ekranie świado­mości, włącza­jąc w to myśli o sobie, w końcu ode­jdzie. Jest to kwestia przyz­wolenia na to, by wszys­tko odchodz­iło; resztą w naszym imi­eniu za­jmie się czas.

Moim sposobem kon­centrow­ania się na Bogu jest za­zwyczaj jakiś ob­­raz. Jeśli usunę ten obraz, to mam kło­pot, by zro­zu­mieć, na czym po­winienem się kon­centrować. Czy mam skupiać się po prostu na słowie, które powtar­zam?

Nie kieruj uwagi na żadną szczególną myśl, nawet na święte słowo. Święte słowo, o którym powiemy więcej w następnym rozdziale, jest je­dynie sposobem przy­wró­cenia in­tencji, ot­war­tości i zgody wobec Boga, gdy za­jmą cię myśli. Nie ma po­trzeby ciągłego powtar­z­ania święt­ego słowa. Cisza wewnętrzna jest czymś, czego w nat­ur­alny sposób lub­imy doświad­czać. Niczego nie trzeba wymuszać, bo to wprowadza kole­jną myśl, a każda z nich jest tylko przeszkodą w dojś­ciu tam, gdzie chcesz się znaleźć.

Niek­tórym osobom łatwiej jest powracać wewnętrznie do jakiegoś obrazu niż do słowa. Jeśli wolisz obraz, wybierz taki, który jest bardzo ogólny, bez żad­nych szczegółów, na przykład wewnętrzne wejrzenia na Boga tak, jakbyś patrzył na ko­­­goś, kogo kochasz, ale kogo nie możesz zobaczyć, usłyszeć ani dotknąć.

Uświadom­iłem sobie, że uży­wam obrazów, żeby nie pod­dać się odczu­ciu spadania.

Niek­tóre os­oby, kiedy się wyciszą, czują się jak nad brze­giem prze­paści, ale nie prze­jmuj się – nie ma ryzyka up­adku. Wy­­­obraźnia w ob­liczu niezn­anego popada w kon­ster­nację. Tak przy­wykła do obrazów, że uwolni­enie się od tego rutynowego sposobu myślenia to niełatwe za­danie. Po­trzeba prak­tyki, by poczuć się kom­for­towo w tej mod­litwie.

Przypisy koń­cowe

1 Tłu­maczenie, ze względu na następujący po nim ko­ment­arz, według tek­stu angiel­skiego (przyp. tłum.).

2 Tego wyrażenia używa Bib­lia Tysiąc­lecia; w wer­sji angiel­skiej „czysta cisza” (przyp. tłum.).

3 Tłu­maczenie z wer­sji angiel­skiej, niezwykle pop­ularnej i wielok­rot­nie cytow­anej w pub­likac­jach angiel­sko­języcz­nych (przyp. tłum.)

4 Ten i dalsze cytaty bib­lijne są za­czerpn­ięte z Bib­lii Tysiąc­lecia, wyd. 5, Pal­lot­tinum, Poznań 2003 (przyp. tłum.).

5 Ewag­ri­usz z Pontu, O mod­litwie, 70, tłum. zbior., Kraków 1998, s. 263.

6 Jan Kas­jan, Roz­mowy z Ojcami, t. 1, Roz­mowy I–X, Tyniec 2002, s. 414.

SPIS TREŚCI

Mod­litwa do Ducha Święt­ego

(par­a­fraza hymnu Veni Sancte Spir­itus)

CZĘŚĆ I

Rozdział 1

Wy­mi­ary mod­litwy kon­tem­placyjnej

Rozdział 2

Pier­wsze kroki w mod­litwie głębi

Rozdział 3

Święte słowo jako sym­bol

Rozdział 4

Wędrówki wyo­braźni

Rozdział 5

Rodzenie się duch­owej uważności

Rozdział 6

Sub­tel­niejsze rodzaje myśli

Rozdział 7

Oczyszczanie nieświado­mości

Rozdział 8

Rekolekcje z in­tensy­wną prak­tyką mod­litwy głębi

Rozdział 9

Met­oda mod­litwy głębi – pod­sumow­anie

Rozdział 10

Czym mod­litwa głębi nie jest?

Rozdział 11

Przegląd chrześ­cijańskiej tradycji kon­tem­placyjnej

Rozdział 12

Wskazówki odnośnie do ży­cia chrześ­cijańskiego, wzrostu i przemi­any

DOD­ATKI

Dod­atek 1

Prak­tyki po­maga­jące wprowadzić w życie rezultaty mod­litwy głębi

Dod­atek 2

Wezwania mod­litewne

Dod­atek 3

Coty­god­niowe spotkania grupy mod­litwy głębi

Dod­atek 4

Met­oda mod­litwy głębi – mod­litwa przyz­wolenia

Dod­atek 5

Ruch Odnowy Kon­tem­placyjnej

Dod­atek 6

Sym­bo­l­ika logo Ruchu Odnowy Kon­tem­placyjnej

Dod­atek 7

Słownik po­jęć

Nota o autorze

Tytuł ory­gin­ału: Open Mind, Open Heart. The Con­tem­plat­ive Di­men­sion of the Gos­pel

© 1986, 1992 by St. Be­ne­dict’s Mon­as­tery

Twen­ti­eth An­niversary Edi­tion © 2006 by St. Be­ne­dict’s Mon­as­tery

This trans­la­tion of title, num­ber of edi­tion is pub­lished by ar­range­ment with Blooms­bury Pub­lish­ing Plc.

© Wydawn­ictwo WAM, 2024

Opieka redak­cyjna: Joanna Pak­uza

Korekta: Mal­wina Kozłowska

Pro­jekt okładki: Paweł Har­lender / Stu­dio Inigo

Skład: Dawid Ad­rjanczyk

ePub e-ISBN: 978-83-277-4261-2

Mobi e-ISBN: 978-83-277-4262-9

WYDAWN­ICTWO WAM

ul. Ko­per­nika 26 • 31-501 Kraków

tel. 12 62 93 200

e-mail: wam@wydawn­ict­wowam.pl

DZIAŁ HAND­LOWY

tel. 12 62 93 254-255

e-mail: han­del@wydawn­ict­wowam.pl

KSIĘGAR­NIA WYSYŁKOWA

tel. 12 62 93 260 • fax 12 629 34 96

www.wydawn­ict­wowam.pl