9,90 zł
Bez zaufania życie byłoby koszmarem. Na pozór świetnie je znamy, ale rodzi wiele paradoksów. Zaufanie powinno być racjonalne i sprawdzone, ale nadmiar kontroli je niszczy. Pomaga radzić sobie z ryzykiem i niepewnością świata, ale zarazem czyni nas bezbronnymi, bo zdanymi na dobrą wolę innych ludzi. Zaufanie powinno rosnąć w miarę wzmacniania ludzkiej współpracy, ale stajemy się coraz bardziej nieufni. Spieramy się nawet, kto jest idealnym przykładem zaufania: serdeczny przyjaciel, solidny fachowiec czy wspólnik w korzystnych interesach? Proponuję koncepcję zaufania, która pozwala poradzić sobie z paradoksami, a także rzuca nowe światło na przyjaźń, wiarę religijną i troskę o samego siebie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 88
Z zaufaniem jest jak z czasem u św. Augustyna: wszyscy wiemy czym jest, dopóki nas nie zapytają. Jednak z zaufaniem sprawa jest nawet trudniejsza, bo o ile pojęcia czasu nie rozumiemy teoretycznie, ale umiemy się nim posługiwać, to zaufanie sprawia kłopoty nie tylko w teorii, ale również w praktyce.
Trudno sobie wyobrazić życie społeczne bez zaufania, które jest niezbędne dla współpracy i wzajemnego porozumienia. Świat pozbawiony ufności byłby okrutną dżunglą, niemożliwą do bezpiecznego zamieszkania. A jednak od wielu lat przestajemy ufać sąsiadom, gazetom i rządom, a mimo to współpraca między ludźmi wcale nie maleje. Czy zatem zaufanie jest naprawdę niezbędne dla życia społecznego? Wzrost nieufności wcale nie sprawia, że ludzie w życiu społecznym stają się bardziej rozsądni i ostrożni. Przeciwnie, miotają się między łatwowiernością a podejrzliwością. Kłopot z zaufaniem mamy nawet w relacjach osobistych, pomimo trudu naszych opiekunów, którzy od początku życia uczyli nas odróżniać ludzi godnych i niegodnych zaufania. Brak jednego, decydującego kryterium umożliwiającego opowiedzenie się po stronie ufności (nieufności) wynikać może z samego zakresu pojęcia zaufania, które jest ogromne i w różnych sferach naszego życia przyjmuje odmienne znaczenia.
Wydaje mi się jednak, że kłopot z zaufaniem nie polega na prostym pomieszaniu znaczeń, ale ma znacznie głębsze podłoże. Aby lepiej zrozumieć to pojęcie, skoncentruję się – używając narzędzi filozoficznych – na analizie zaufaniu między ludźmi, które wydaje się zaufaniem źródłowym.
1. Paradoksy zaufania
Badając codzienne doświadczenie zaufania zauważam, że z pozornie oczywistych intuicji lub twierdzeń można wyciągnąć przeciwstawne wnioski. Nazywam je paradoksami zaufania. Roztropność zaleca omijanie paradoksów, ale to wydaje się nieuchronne, skoro paradoksy pojawiają się w samym centrum doświadczeń zaufania. Proponuję zatem przeciwną metodę. Paradoksy wskazują na wrażliwe miejsca zaufania. Rozpoznamy dobrą teorię zaufania po tym, jak dobrze radzi sobie z rozwiązywaniem paradoksów. Zatem zacznę analizę zaufania od wskazania na podstawowe paradoksy.
Zaufanie powinno być uzasadnione, żeby nie wpaść w pułapkę łatwowierności. Choć czasem podziwiamy ludzi, którzy ufnie traktują innych, np. nieznajomych; to z drugiej strony oskarżamy ich często o skandaliczną naiwność (podobnie jak podziwiamy ryzykantów, ale krytykujemy ich w razie niepowodzenia). Jednak badając uzasadnienia zaufania – natrafiamy na dwa trudne paradoksy: racjonalności i kontroli.
Paradoks racjonalności
Zaufanie powinno być racjonalne, czyli oparte na rzetelnych racjach. Wydaje się zatem, że powinniśmy zachować dystans i obiektywizm, żeby poznać stopień wiarygodności drugiego człowieka. Lecz z drugiej strony zaufanie łączy się z emocjonalną bliskością. Ufamy komuś – bo jest bliski i czujemy się przy nim bezpiecznie, a nie dlatego, że wcześniej go uważnie sprawdziliśmy. Emocje nie muszą być irracjonalne. Przeciwnie – odgrywają ważną rolę w poznawaniu świata w perspektywie wartości. Rodzi się paradoks, bo zaufanie powinno być uzasadniane na dwa przeciwstawne sposoby – przez chłodną, obiektywną bezstronność albo emocjonalne zaangażowanie. Jednak utrzymanie obiektywnego dystansu i jednocześnie emocjonalnej stronniczości wydaje się niemożliwe[1].
Paradoks kontroli
Zaufanie nie może być przypadkowe, musi być jakoś sprawdzone. Powinienem być pewny tego, komu ufam. Jak zyskać tę pewność? Możemy korzystać z przeszłych doświadczeń – kto sprawdził się kiedyś, ten wydaje się dzisiaj godny zaufania. Można też wzmacniać pewność przez kontrolowanie zaufanego. Liczymy na jego osobiste zobowiązania, albo na oddziaływanie norm społecznych. Kontrola wydaje się zwiększać ufność (ilość kamer w Londynie sprzyja bezpieczeństwu mieszkańców).
A jednak kontrolowanie przyjaciół, np. przeszukiwanie konta poczty żony lub wysyłanie detektywa, żeby sprawdził jej program dnia – nie wzmacnia zaufania, a raczej świadczy o jego zaniku. Z jednej strony potrzeba gwarancji, żeby zaufać, ale z drugiej strony kontrola zaufanego pociąga za sobą przymus, który trudno pogodzić z zaufaniem.
To niestety nie kończy trudności z zaufaniem. Pojawiają się również kolejne, poważne paradoksy:
Paradoks aktywności
Zaufanie pozwala poznawać i oceniać wiarygodność innych ludzi, ale z drugiej strony zaufanie często przejawia się w działaniu. Ten oczywisty opis prowadzi do pojawienia się paradoksu. Uważne spojrzenie pokazuje bowiem, że zaufanie jako poznanie i zaufanie jako działanie mają przeciwstawne cechy. Poznanie powinno być odbiorcze i odsłaniać faktyczną wiarygodność. Tymczasem „czynne” zaufanie wymaga podjęcia decyzji i następującej po niej aktywności (dobrze znany jest eksperyment, który często stosuje się na próbach teatralnych – rzuć się w tył i licz na to, że grupa kolegów cię podtrzyma; eksperyment ma na celu wzmocnienie zaufania w grupie). W takich sytuacjach ludzie często wahają się i wątpią, zanim podejmą ryzyko zaufania. Okazuje się, że to odważne działanie staje się źródłem zaufania. Paradoks polega na tym, że zaufanie jest biernym poznaniem, które nie jest dowolne – czyli nie może być zmienione siłą woli; a jednocześnie bierze się z decyzji i działania.
Paradoks cząstkowości
Wiadomo, że zaufanie wymaga spełnienia pewnych kompetencji od tych, którym ufamy. Trzeba też zachować trzeźwość spojrzenia i pamiętać, że ludzie nie są doskonali i nikomu nie można ufać we wszystkim. Zatem zwrot „ufać komuś” byłby tylko skrótem precyzyjnej relacji „ufać komuś w czymś”[2]. Jednak w codziennym życiu znacznie częściej używamy globalnej formy „ufam komuś”.
Paradoks cząstkowości polega na tym, że uzasadnione zaufanie powinno być cząstkowe i oparte na rzeczywistych kompetencjach; a jednak nasze podstawowe związki oparte na zaufaniu ciążą w stronę globalności. Im mocniejsze zaufanie, tym bardziej wykracza poza szczegółowe określenia i poza przyjęte z zewnątrz „role społeczne”[3].
Paradoks wartości zaufania
Słyszymy hymny pochwalne pod adresem zaufania, ale zarazem przestrogi przed łatwowiernością. Jaką wartość ma zatem zaufanie? Jedni mówią, że zaufanie ma wartość relatywną – w bezpiecznym otoczeniu jest zaletą; we wrogim środowisku wadą, a nawet złem moralnym. Nadmiar zaufania szkodzi, bo prowadzi do łatwowierności i do stania się łatwą ofiarą dla oszustów. Niektórzy mówią, że zaufanie jest wartością, bo sprzyja współpracy między ludźmi, ale to wątpliwy argument, bo nie wszystkie rodzaje współpracy między ludźmi są wartościowe (np. współpraca gangu przestępców nie wydaje się specjalną wartością).
Inni uważają, że zaufanie jest ważne dla ludzkiego rozwoju, kształtowania spójnej jednostki i nawiązywania bliskich relacji z ludźmi. Zniszczenie zaufania jest często nazywane zdradą – czyli jest oceniane skrajnie negatywnie. Paradoks wartości polega na tym, że dla jednych zaufanie jest bezdyskusyjnie dobre i powinno wzrastać w sposób nieograniczony, ale zarazem dla drugich zaufanie jest dobre tylko warunkowo i nie powinno przekraczać stopnia, w jakim inny człowiek zasługuje na zaufanie.
Przypisy
[1] Gdy ktoś oskarża mojego przyjaciela – nie zachowuję badawczego dystansu, ale staram się wyjaśnić zachowanie przyjaciela w najlepszy dla niego sposób.
[2] Nawet serdecznemu przyjacielowi mogę nie ufać np. w prowadzeniu samochodu.
[3] Wydawałoby się, że marzenie o globalnym zaufaniu wynika tylko z pobieżnej analizy doświadczenia. Tymczasem można podać mocne argumenty przeciw „cząstkowości” zaufania. Miałoby ono dziwną formę – stanowiłoby wiązkę relacji dotyczących rozmaitych czynności i spraw. Tymczasem w codziennym życiu nie dokonujemy szczegółowych spisów „kompetencji”. Przypomina to portale randkowe, w których wymagania wobec partnera stają się z biegiem lat coraz bardziej skomplikowane i szczegółowe, co nie przekłada się na trwałość późniejszych związków. Można bronić cząstkowości – wskazując, że szacowania kompetencji dokonujemy automatycznie; a poza tym lwią część tego obowiązku przejmuje praktyka społeczna, która wyznacza kompetencje niezbędne dla policjanta, rzemieślnika czy ojca. Jednak nawet zaufanie oparte na pełnieniu roli społecznej wykracza poza ścisłe granice (żaden człowiek nie utożsamia się w pełni z rolą społeczną. Zaś w przypadkach bliskich relacji, trudno opisać poza ogólnymi sloganami, jaki zakres zaufania przydzielamy np. przyjacielowi czy ukochanej.