Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pejzaż myśli. Warszawa Chopina i początek polskiej nowoczesności Michała Kuziaka to kolejna pozycja w serii Chopin. Konteksty. Autor kreśli wciągającą opowieść o intelektualnej panoramie Stolicy, ukazując czynniki kształtujące otoczenie, w którym dorastał młody Fryderyk Chopin.
„Chcę zawrzeć kontrakt z czytelnikiem, by mógł się domyślić, co go czeka, jeśli zdecyduje się na lekturę tej książki. Ma ona prezentować Warszawę Chopina jako miasto życia intelektualnego i kulturowego. Uwzględniam te dwa wymiary razem, gdyż są one – zwłaszcza na początku XIX wieku – nierozłącznie i w wielu miejscach splecione ze sobą. […] Miasto to zatem zarówno realna, wyodrębniona i wyodrębniająca mieszkańców topografia, jak i swego rodzaju stan umysłu. Miasto stanowi pewną organizację czasu, przestrzeni, relacji, która przekłada się na specyficzne doświadczanie istnienia. Zderza się ono z cywilizacją w wymiarze społecznym […], instytucjonalnym czy w końcu technicznym […]. Powstaje w efekcie przestrzenna i myślowa – jak również afektywna – całość. Przedstawiam ją za pomocą użytej wyżej metafory mapy refleksji: dynamicznej, zróżnicowanej, poszukującej, niewolnej od sprzeczności i napięć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 265
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wstęp
Chcę zawrzeć kontrakt z czytelnikiem, by mógł się domyślić, co go czeka, jeśli zdecyduje się na lekturę tej książki. Ma ona prezentować Warszawę Chopina jako miasto życia intelektualnego i kulturowego. Uwzględniam te dwa wymiary razem, gdyż są one – zwłaszcza na początku XIX wieku – nierozłącznie i w wielu miejscach splecione ze sobą. Znakomicie widać to w biografiach wielu bohaterów mojego eseju. Przykładem niech będzie Kazimierz Brodziński, profesor literatury na Uniwersytecie Warszawskim, członek Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk, poeta, krytyk, twórca projektu tożsamościowego dla Polaków.
W zajmującym mnie mieście na początku XIX wieku mamy do czynienia ze swego rodzaju laboratorium, w którym powstaje polska nowoczesność. Jeden z jej wariantów. Specyficzny. Można nań patrzeć dialektycznie i widzieć zarówno jego skromność (zwłaszcza na tle ówczesnej Europy z jej ekspansją myślową, kulturową, ekonomiczną, polityczną, cywilizacyjną), jak i tkwiący w nim potencjał zmiany. Radykalnej, choć z różnymi ograniczeniami, o których będę tu pisał, przekształcającej polski świat. Na dodatek niejako siłowo – i to nie wyłącznie w związku z zaborami – wbrew tendencjom rozwojowym, które często były w nim uznawane za własne. Bez wątpienia początki polskiej nowoczesności powstają w skomplikowanych warunkach. I dobrze byłoby im się przyjrzeć. Do metafory laboratorium, pozwalającej zwrócić uwagę na prekursorski charakter opisywanych zjawisk, jeszcze powrócę.
Podstawą książki jest założenie istnienia, a raczej kształtowania się środowiska intelektualno-kulturowego, swoistego kosmosu – tygla, konstelacji – myśli. Środowiska bez wątpienia imponującego. To poniekąd ogród o rozwidlających się ścieżkach, o którym kiedyś pisał Jorge Luis Borges, labirynt odsłaniający różne możliwości, wobec których stanęła polskość na początku XIX wieku1. Pragnę podkreślić tę procesualność opisywanych zjawisk. Spotykamy się bowiem ze skądinąd częstą w polskiej kulturze ostatnich dwustu lat wielowymiarową sytuacją genezyjską, kiedy coś jest zakładane od początku – jej świadomość ujawnia się w wielu wspomnieniach z epoki2. Nie chcę przekonywać, że polski świat nowoczesny powstaje wówczas z niczego, choć byłoby to kuszące, jeśli zważy się na radykalne domknięcie historii I Rzeczypospolitej, które dokonało się za sprawą rozbiorów. Wcześniej zaistniało polskie oświecenie, instalowane przez Stanisława Augusta Poniatowskiego i grono jego współpracowników (część z nich będzie współtworzyć kosmos myśli Warszawy początku XIX stulecia, na co będę tu zwracał uwagę3), zwłaszcza ta część oświeceniowego projektu związana ze szkolnictwem i programem Komisji Edukacji Narodowej4. Było ono jednak krótkotrwałe, powierzchniowe, mało radykalne, splecione z polskim tradycjonalizmem5. Wyspowe. To zresztą ogólnie adekwatna metafora związana z polską nowoczesnością, i to w jej wielu historycznych odsłonach. Pozwala bowiem zwrócić uwagę nie tylko na wymienione wyżej cechy, ograniczające zasięg oddziaływania nowoczesności, lecz także na podatność na zatopienia.
U początków XIX wieku europejska nowoczesność proponuje dwie formuły modelujące świat społeczny: kulturę i cywilizację6. Za nimi idzie projekt pedagogiczny. Obie wyrastają z myślenia o ludzkiej autonomii. Cywilizacja wywodzi się z tradycji francuskiej, określa najwyższy etap rozwoju społeczeństwa w odniesieniu do rozwoju materialnego i naukowo-technicznego, na początku wspomnianego stulecia także do sztuki, obyczajów, moralności, tego, co przywykliśmy później określać mianem kultury. Wiązała się więc z wiarą w dokonujący się w historii postęp, połączony z kultem wynalazku technicznego i odkrycia naukowego, które mogły przyczynić się do zmiany życia człowieka – jednostkowego i społecznego. Kategoria cywilizacji pozwalała zarazem wyodrębnić formułę barbarzyństwa, warunkowanego przez deficyty wymienionych jakości. W Europie barbarzyństwo zostało poza tym skojarzone ze Wschodem, a więc również z ziemiami polskimi7. W miarę rozwoju XIX stulecia pojawił się dyskurs wskazujący na wielość cywilizacji (różnicowały się one m.in. w porządku narodowości), a samo pojęcie stopniowo zawęziło się do postępu związanego z rozwojem techniki i przemysłu. Jak widzimy, kategoria ta napawa optymizmem, wyraża przekonanie o możliwości, w zasadzie niczym nieograniczonej, udoskonalania rodzaju ludzkiego; realizacji zasad wolności, braterstwa i równości; rozwoju poznania i etyki. W efekcie – zapowiada powstanie szczęśliwego społeczeństwa. Optymizmowi temu będzie jednak towarzyszył narastający w miarę upływu czasu pesymizm, związany z rozczarowaniem cywilizacją europejską. Jednym z pierwszych bardziej znanych krytyków cywilizacji był Jean-Jacques Rousseau.
Kategoria kultury wywodzi się z kolei z niemieckiej tradycji oświeceniowej. Wyrasta z refleksji Immanuela Kanta, w której świat ludzki – świat rozumu, wolności i związanego z nią autonomicznego, uniwersalnego prawa moralnego – zostaje przeciwstawiony jako źródło wartości światu natury.
Ryszard Przybylski w słynnej książce poświęconej klasycyzmowi i (czyli) prawdziwemu końcowi Królestwa Polskiego wprowadził formułę „testamentu” na określenie depozytu myślowego i artystycznego, który przyszłości pozostawili twórcy oświeceniowi8. Władysław Smoleński w dawnej, wszakże ciągle wartej lektury książce, opisując ich pracę, użył metafory „przewrotu”. Miał się on dokonać w drugiej połowie XVIII wieku w umysłowości polskiej, wyzwalającej się spod władzy anachronicznej scholastyki9. Smoleński akcentował w ten sposób gwałtowność i radykalność polskiego oświecenia, zmieniającego świat dawnych Polaków. Dziś wiemy, że przesadził, obliczając siłę i zasięg jego oddziaływania – choć jeśli przyjmiemy wspomnianą wyżej perspektywę dialektyczną, możemy mówić o jego impecie. Zmiana ta dokonała się dzięki wpływom europejskim: lekturom dzieł filozoficznych i literackich, odkryciom nauki i techniki, a także dzięki podróżom, bezpośredniemu poznawaniu innego, nowoczesnego świata.
Pierwsze otwarcie testamentu oświeceniowców dokonało się w Warszawie po zakończeniu epopei napoleońskiej. Ściślej wypadałoby powiedzieć, że było to jego przypomnienie – w otwarciu testamentu uczestniczyli przecież także sami testatorzy. Chcę więc myśleć o Warszawie początków XIX wieku jako o swoistym pasie transmisyjnym testamentu polskiego oświecenia, podającym go dalej, zapewniającym jego trwanie, choć z bolesną przerwą, zerwaniem, które nastąpiło po klęsce powstania listopadowego. Wypada wszakże zauważyć, że to, co było progresywne pod koniec XVIII wieku, mogło okazywać swój konserwatywny wymiar na początku następnego stulecia. Ponadto przedstawiciele oświecenia często kończą rozczarowaniem wobec swojego światopoglądu, mającego również autokrytyczny wymiar.
Pisząc o kosmosie myślowym Warszawy, pytam o świat, w którym Chopin funkcjonuje w latach młodości, z którego może – ale, co oczywiste, nie musi – korzystać. O mapę myśli miasta artysty (to kolejna ważna dla mnie metafora, zakładam bowiem splot przestrzeni z refleksją), wpisującej się zarówno w porządek intelektualnej biografii artysty: tego, z czym, jak wiemy, zetknął się – w grę wchodzi zwłaszcza edukacja, którą możemy zrekonstruować – oraz takiej biografii jedynie i aż potencjalnej. Trzeba pamiętać, że oba te wymiary, zrealizowany i potencjalny, są w tym przypadku trudne do jednoznacznego rozgraniczenia. Przyjmuję więc, że piszę o impulsach myślowych i kulturowych, a także ich zapleczu – historycznym oraz instytucjonalnym, kształtujących atmosferę, w której dojrzewał Chopin. O związanym z nimi swego rodzaju kapitale, który mógł wpłynąć na formowanie się artysty. Wypada dodać – romantycznego artysty, co oznacza kogoś o szerokich horyzontach myślowych, żyjącego w rozwijającym się i zmieniającym świecie, wymagającym rozległych perspektyw i kształtującym je. Kogoś, kto łączy estetykę z własną egzystencją i z rzeczywistością dziejową.
Mamy do czynienia z młodym, edukującym się człowiekiem, który najpewniej sporo godzin spędza na ćwiczeniu gry na instrumencie10. Nie dysponuje więc dużą ilością wolnego czasu i nie korzysta ze wszystkich miejskich możliwości intelektualnych oraz kulturowych. Co oczywiste, nie zawsze znamy wszystkie impulsy, które rzeczywiście oddziaływały na twórcę – wiemy na przykład o jego zainteresowaniu teatrem11. Można jednak przyjąć, że Warszawa początku XIX wieku, choćby z racji roli odgrywanej przez obieg komunikacyjny wytworzony dzięki prasie, a także dzięki relacjom towarzyskim, zaznajamiała swoich mieszkańców z wieloma aspektami życia intelektualnego i kulturowego. Można też uznać, że nowoczesny kosmos myślowy Warszawy tego czasu kształtował nowoczesnego człowieka – mieszczanina, inteligenta, choć oczywiście, jak zobaczymy, kwestia ta jest bardziej skomplikowana i wiąże się również z krytycznym nastawieniem wobec nowoczesności, charakterystycznym dla konserwatyzmu.
Wizerunek Chopina, który wyłania się z jego listów, prezentuje go, co nie rodzi zaskoczenia, jako w szczególny sposób zainteresowanego życiem artystycznym miasta, zwłaszcza muzycznym, ale też, jak wspomniałem, teatrem, a także wystawami w ratuszu czy na uniwersytecie. To smakosz wydarzeń kulturalnych, ciekawy artystycznych nowin. Śledzi prasę, interesuje go recepcja jego własnych występów, jak również los ważnych postaci świata sztuki. Czytając listy, poznajemy (auto)biografię kształtującego się nowoczesnego artysty, człowieka estetycznego, ustanawiającego siebie jako żyjącego sztuką. Na myśl przychodzą pojawiający się w epoce, mający XVIII-wieczny niemiecki rodowód ideał wychowania estetycznego i związana z nim formuła Bildung, zakładająca kształtowanie osobowości pełnej, moralnej, uformowanej właśnie przez kontakt z kulturą i w ten sposób harmonizującej się ze społeczeństwem. Dbanie Chopina o wygląd pozwala też mówić o jego dandyzmie12.
Widać ponadto, że mamy do czynienia z Europejczykiem, podróżującym poza ziemie polskie, wychowanym w uniwersalnym modelu kultury europejskiej, w jej wariancie polskim, czerpiącym na początku XIX wieku inspiracje z Francji (tu bez wątpienia swoją rolę odegrało pochodzenie ojca Fryderyka), ale też coraz wyraźniej otwierającym się na Niemcy (państwa niemieckie – to w związku z muzyką i ruchem romantycznym) i Anglię (w tym przypadku inspirujący był rozwój gospodarczy, obserwowano rewolucję przemysłową i jej skutki, nie tylko bogactwo, lecz także biedę, co owocowało krytyką kapitalizmu).
Na początku XIX wieku – jak znakomicie pokazuje to Czesław Miłosz w Ziemi Ulro – dochodzi do wyodrębnienia się dwóch kultur: poetyckiej, umocowanej w wyobraźni, mieszczącej także religię i różne projekty duchowości, oraz naukowej, związanej z nowoczesnymi, racjonalistycznymi i empirycznymi procedurami poznawczymi, wiodącej do rozwoju cywilizacji instrumentalnej, nastawionej na użyteczność13. Pierwsza połowa stulecia upływa pod znakiem zmieszania tych dwóch kultur; osobnym wątkiem jest w związku z tym kwestia wyzwalania szkolnictwa spod władzy Kościoła, zainicjowana w oświeceniu, a także próby nadzorowania przez Kościół edukacji w czasach Królestwa Polskiego. Początkowo moim zamiarem było precyzyjne, niemal kartezjańskie, wydzielenie i uporządkowanie poszczególnych elementów wspomnianego wyżej kosmosu myśli: kolejnych zdarzeń, instytucji, idei, ludzi. Jednak warszawskie rozwidlające się ścieżki – jak napomknąłem, toutes proportions gardées – nowoczesności początku XIX wieku przecinają się i splatają. Niejednokrotnie łączą poezję z nauką. Nie sposób więc ich rozdzielić i opisać osobno.
Ostatecznie wydzieliłem nadrzędne formuły: „zdarzenia” (miasto), „instytucje”, „idee” (myśli), nie decydując się wszakże na konsekwentne wyodrębnianie różnych ich części. Czasem omawiane kwestie pojawiać się będą w różnych fragmentach książki, powrócą, oświetlane w odmienny sposób. Niekiedy podejmuję z pozoru arbitralne decyzje, kiedy chcę poruszyć dane zagadnienie. Najczęściej łącznikami – i przewodnikami po tych rozwidlających się i splątanych ścieżkach – są ludzie: Kazimierz Brodziński, Stanisław Staszic, Stanisław Kostka Potocki i inni. Ten ostatni, wychowanek Collegium Nobilium, poseł na Sejm Czteroletni, mason, pisarz związany z Iksami – klasycystycznymi krytykami teatralnymi – felietonista, entuzjasta sztuki i nauki (m.in. autor spolszczenia dzieła Johanna Winckelmanna O sztuce u dawnych, czyli Winkelmana Polskiego, klasyki neohellenizmu), minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego Królestwa Polskiego do 1820 roku, organizator szkolnictwa, reprezentant tendencji liberalnych i zwolennik pracy organicznej14 – to jedna z integralnych, działających na wielu polach postaci polskiego początku XIX wieku.
Pisząc o nowoczesności – i najczęściej wymiennie, choć to w istocie różne pojęcia, o modernizacji – mam na myśli szerokie rozumienie tego terminu, związane z rozwojem wiedzy i techniki, przemianami społecznymi i politycznymi, ekonomicznymi, obyczajowymi oraz mentalnymi, a także z formułą sztuki15. Mówiąc wprost – z radykalną zmianą wzoru życia, którą można obserwować u progu XIX stulecia, ale mającą swój początek jeszcze w wieku XVIII. Ze szczególnym nastawieniem na nowość, teraźniejszość i przyszłość. Na „odhamowanie”, które kusi nieograniczonym rozwojem, postępem, realizacją utopii16. W perspektywie filozoficznej wskazuje się na postępującą racjonalizację (i sekularyzację) świata, wyzwalanie się człowieka z różnych struktur tradycji i tworzenie przez niego własnej autonomii moralnej, opartej na rozumie, również na płynność, zmienność doświadczanej rzeczywistości. To wszystko, co Johann Wolfgang Goethe zapisał w Fauście, dając w ten sposób fundamenty mitu nowoczesnego człowieka, dostrzegając zresztą także mankamenty kondycji nowoczesnej, wynikające z tyranii rozumu podporządkowującego sobie to, co jednostkowe17. Nowoczesność oświeceniowa stawia sobie zarazem za cel uporządkowanie chaotycznego świata, stara się go zorganizować w zgodzie z zasadami rozumu18. Pragnie być w tym krytyczna. Do tego dochodzi dążenie do przekształcenia świata społecznego i politycznego. Zauważmy przy tym, że przyjęcie kategorii nowoczesności jako perspektywy patrzenia na Warszawę początku XIX stulecia sytuuje ją w horyzoncie długiego trwania, procesów, które zaczynają się w Europie w XVI wieku i trwają po dziś dzień19.
Tyle model. Rzeczywistość – zwłaszcza na ziemiach polskich, co będę chciał pokazać dalej w książce – była o wiele bardziej skomplikowana. Nowoczesność kształtowała się na tych terenach u początku XIX wieku w trudnych, mniej lub bardziej opresywnych, często pozainstytucjonalnych – albo w ramach instytucji poddanych obcej władzy – warunkach. Na gruzach dawnego państwa polskiego (sytuacja ta w szczególny sposób uruchamiała tęsknotę za przeszłością) i prób modernizacyjnych, podjętych w czasach oświecenia. Był też początek owego stulecia na ziemiach polskich momentem dotkliwego uświadomienia sobie przynależności do większych organizmów. Nie tylko państw zaborczych, lecz także europejskiego oraz światowego rynku ekonomicznego, kształtującego się globalnego kapitalizmu, w ramach którego coraz gorzej radziła sobie charakterystyczna dla tutejszej rzeczywistości gospodarka folwarczna. Wyzwaniem, często stanowiącym warunek przetrwania, okazało się więc też dostosowanie do wymogów „wieku kupieckiego i przemysłowego”. Do tego wypada dodać ogólnie konserwatywną (tradycjonalistyczną?)20 dyspozycję społeczeństwa szlacheckiego, znajdującego dla siebie światopoglądowe wsparcie w Kościele, oraz słabość mieszczaństwa.
Wszystko to sprawia, że początek polskiego XIX wieku to czasy mocno eklektyczne, stanowiące efekt fuzji – bądź napięcia – światopoglądu szlacheckiego (arystokratycznego – Królestwem Polskim rządzić będzie elita arystokracji) i kształtującego się światopoglądu mieszczańskiego. Mamy więc do czynienia z nowoczesnością niejasną, zmieszaną, w której splata się to, co ma rodowód oświeceniowy, z tym, co tradycyjne, dawne; to, co rodzime, polskie, z tym, co europejskie. Nauka i religijność. Idee liberalne, rewolucyjne i konserwatyzm oraz tradycjonalizm. Nowoczesny projekt edukacyjny, mający swoje źródła w pracach Komisji Edukacji Narodowej, i zarazem pisane przez lata Ziemiaństwo polskie Kajetana Koźmiana, proponujące model życia gospodarskiego, sięgające do renesansowych wzorców szlacheckich.
Jerzy Jedlicki, zajmując się modernizacją Królestwa Polskiego, pisał o nieudanej (z wielu powodów) próbie jego kapitalistycznej industrializacji. Pokazał on, jak na ziemiach polskich początku XIX wieku pod zaborem rosyjskim dzięki rządowemu protekcjonizmowi powstawał przemysł: górnictwo i hutnictwo, a także włókiennictwo21. Do kwestii tej autor powrócił w latach 80., rozważając szerszą sprawę – jakiej cywilizacji potrzebują Polacy? – i skupiając się na naszym stosunku do modernizacji, na jej ambiwalentnym traktowaniu. Znamienne i obudowane światopoglądowo, również odniesieniami do religii, okazały się opór wobec polityki industrializacyjnej Staszica oraz promowanie gospodarki opartej na rolnictwie jako podstawy modelu rozwojowego. Niechęć do modernizacji wykształciła się na ziemiach polskich, zanim w ogóle doszło do jakiejkolwiek modernizacji22.
Inwazja nowoczesności (użyję takiej militarnej metafory) stawała się jednak coraz bardziej widoczna w interesującym mnie czasie w Warszawie. I to w wielu dziedzinach życia. Tak, zwracając uwagę na przemiany salonowej konwersacji, pisał o tym zjawisku w swoich opowieściach biograficznych Wacław Berent: „Wraz z czasem odmieniła się moda. Odczuł to i Bogusławski. Po salonach konwersowano już nie o «tragediach narodowych» na teatrze ani, jak wrychle, o wesołych komediach pana Fredry, lecz o nauce i umiejętnościach, zwłaszcza o tych drugich, rozprawiając i z damami o purpurze z czerwca krajowego, o nowych metodach w farbiarstwie, o sposobach dobywania cukru z pszenicy lub kartofli”23. Jak odnotowuje pisarz, dawna ostoja świata arystokratycznego i właściwego dla niego modelu kultury elitarnej na początku XIX wieku stopniowo staje się sceną kształtującego się mieszczaństwa i jego dyskursów, również tych związanych z przemysłem.
Warszawa Chopina to skomplikowany oraz fascynujący tygiel intelektualny i kulturowy, w którym powstają podstawy polskiego XIX wieku. To miasto stanowiące ważny na ziemiach polskich ośrodek rozwoju myśli, promieniujący na resztę Królestwa. Na początku owego stulecia ciągle nie jest jeszcze przesądzony jego kształt, trwają spory dotyczące modelu cywilizacyjnego, dochodzi do konfrontacji – oczywiście w ograniczonym z powodu zaborów zakresie – postaw ideowych. Marceli Handelsman w książce poświęconej Adamowi Jerzemu Czartoryskiemu, rozważając kwestię wielkości i słabości pokolenia upadku I Rzeczypospolitej, zapowiadając los następnego pokolenia, pisał: „[...] zapadła końcowa katastrofa, która musiała jeszcze pogłębić sprzeczności w duszach tych, którzy rozwijać się mieli w ramach I i II rozbioru Polski. [...] A skutki dwoistości psychicznej życia, w której przyszło im dojrzewać, z zamknięciem ostatecznym, jak się w pierwszej chwili wydawać mogło, a w każdym razie nieodwracalnym, czegoś, co nie mogło już nigdy powrócić w dawnej postaci, te skutki obciążyły psychikę następnego pokolenia piętnem tragicznym XVIII stulecia”24. Zdaniem psychologizującego tu autora dziedzictwo klęski jednych, tych słabszych, doprowadziło do cynizmu, a dla innych stało się źródłem konfliktów, wywołało niezdecydowanie, chwiejność, hamletyzm. Wątek ten powróci w późniejszej korespondencji Zygmunta Krasińskiego, związanego z Warszawą poety polskiego romantyzmu, wielokrotnie rozważającego źródła własnej i polskiej słabości, przekonującego, że stoi za nią fatalne doświadczenie historii25.
Ujęcie, które tu proponuję – nawiązując zresztą do romantycznej metafory całości organizmu – zakłada, że człowiek jest nierozerwalnie i w wielowymiarowy sposób połączony z przestrzenią, w której egzystuje. Środowisko kształtuje człowieka, a ten z kolei stara się realizować swoją wolność i również je kształtować. Romantycy często kładli nacisk na tę ostatnią kwestię, próbując zaakcentować istnienie ludzkiej wolnej woli, m.in. Adam Mickiewicz tłumaczył w Collège de France relację między człowiekiem a środowiskiem26. Miasto to zatem zarówno realna, wyodrębniona i wyodrębniająca mieszkańców topografia, jak i swego rodzaju stan umysłu. Miasto stanowi pewną organizację czasu, przestrzeni, relacji, która przekłada się na specyficzne doświadczanie istnienia. Zderza się ono z cywilizacją w wymiarze społecznym (zasada stowarzyszenia Gesellschaft wypierająca dawną wspólnotę Gemeinschaft)27, instytucjonalnym czy w końcu technicznym (wspomnę choćby o oświetleniu miejskim, którego wprowadzenie zmieniło percepcję świata). Powstaje w efekcie przestrzenna i myślowa – jak również afektywna – całość. Przedstawiam ją za pomocą użytej wyżej metafory mapy refleksji: dynamicznej, zróżnicowanej, poszukującej, niewolnej od sprzeczności i napięć.
Występują w tym obszarze, jak już wspomniałem i jak będę to pokazywał, postaci wiodące, ważni aktorzy intelektualnej oraz kulturowej sceny miasta. Ich odnotowane wyżej powracanie w różnych konstelacjach zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię. Otóż mamy w Warszawie początku XIX wieku do czynienia z wyraźną formacją ojców założycieli (dominujących w ówczesnej patriarchalnej kulturze nad nielicznymi matkami założycielkami), kreujących polską nowoczesność na wielu jej polach i zarazem realizujących się w ramach wielu różnych aktywności: polityki, nauki, sztuki. Taka sytuacja wpływa na specyficzny – elitarny i odgórny – charakter polskiej modernizacji, co okazuje się jej cechą również dzisiaj.
Wmontowywane przeze mnie w różne fragmenty wywodu biografie ważnych postaci warszawskiej sceny myślowej początku XIX wieku mają go, z konieczności w sposób skrótowy, choć w różnym stopniu szczegółowości, urozmaicić, a także spersonalizować opowiadaną historię. Jedne z nich zadziwiają konsekwencją, inne zmiennością. Bohaterom książki przyszło żyć w ciekawych i pełnych wyzwań czasach, radzili sobie z nimi w różny sposób. Niektórzy z nich należeli do bezpośredniego kręgu Chopina – jako znajomi i przyjaciele rodziców, profesorowie czy znajomi samego artysty28, tym poświęcam więcej uwagi, zwłaszcza jeśli wyraźnie zaznaczyli swoją obecność w polskiej kulturze. Zajmują mnie przy tym postaci ze świata, który w sposób ahistoryczny można określić mianem humanistycznego.
Nie będę budował narracji wokół postaci, jak uczynił to w swojej poświęconej początkom Królestwa Polskiego świetnej książce Koniec świata szwoleżerów Marian Brandys, podobnie też, jak robi to w Iksach György Spiró29, stawiający bardziej na fabularyzację historii. Nie będę doszukiwał się ich motywacji psychologicznych czy wnikał w relacje interpersonalne. Zajmuje mnie coś, co wypada określić mianem biografii intelektualnej, kładącej nacisk na głoszone poglądy – muszę powtórzyć: w sposób skrótowy. Zwracam uwagę na pochodzenie – społeczne i narodowe – aktorów, a także czasem aktorek, początków polskiej nowoczesności, kształtującego się świata inteligencji; warto tu uwzględnić zróżnicowanie wyznań – zwłaszcza udział protestantów w owym świecie. Powstawał on jako zjawisko różnorodne, współtworzony przez przybyszów spoza Polski, poddający się procesom demokratyzacji, wielokulturowy.
Przyglądam się więc jednemu z początków polskiej nowoczesnej kultury miejskiej, scenie nowoczesności, która zmienia życie występujących na niej aktorów społecznych. Przyjęta przeze mnie perspektywa zakłada coś w rodzaju gęstego opisu, który ma na celu nie tylko samą rejestrację zjawisk, lecz także ich interpretację30. Nie tyle jednak chodzi mi o determinanty, zasady tamtego świata, ile o jego atmosferę, o konteksty, nadające znaczenia działaniom ludzi, które z kolei ów świat przekształcają. Mam na celu zbliżenie się do przeszłości, która jest dla nas obca, do jej skomplikowanych, niepowtarzalnych, indywidualnych procesów. W zasadzie mógłbym napisać, że ważne jest dla mnie tradycyjne zadanie pracy historyka: ułatwienie wczucia się w zupełnie inny od naszego, niedostępny nam już świat przeszłości, który pozostawił po sobie jedynie ślady.
Książka porusza się po obszarach znanych, lecz nieskładanych w taką jak proponowana tu całość, niepoddanych takiej konceptualizacji, zazwyczaj bowiem różne aspekty świata początku XIX wieku, np. myśl estetyczną i ekonomiczną, rekonstruowano osobno. Korzystam z archiwów poprzedników, począwszy od dawnych książek Kazimierza Władysława Wójcickiego31, co odnotowuję w przypisach; daję w nich także odniesienia do dalszej lektury. Nie pretenduję do odkrycia nowych faktów, choć sięgam do prasy warszawskiej zajmującego mnie okresu, a także do ówczesnej intymistyki. Opowiadać historię można na różne sposoby, uzyskuje się wtedy efekt wielu różnych historii. Dla mnie ważna jest przyjęta rama interpretacyjna, porządkująca spojrzenie na przeszłość kategoria nowoczesności. Kreślę związane z nią główne tendencje, poszukuję energii, która doprowadziła do eksplozji (to kolejna wykorzystywana przeze mnie metafora) związanej z nią kultury. O dawnych zdarzeniach staram się pisać współczesnym językiem.
Jerzy Topolski, znakomity poznański historyk, pisał kiedyś o dwóch strategiach pracy historyka: kreta i orła. Ta pierwsza wiąże się ze spoglądaniem na przedmiot badań z bliska, z zainteresowaniem konkretem i jego dokładnym doświadczaniem; to praktyka mikrohistorii. Druga natomiast polega na oglądzie z wysoka i z daleka. Chcę połączyć te dwie perspektywy – zderzając ze sobą archiwum historyka z ramą interpretacyjną teoretyka.
Czas początku XIX wieku, zwłaszcza w jego warszawskiej odsłonie, to jednak w moim przekonaniu nie tylko zamknięta już przeszłość. Stwierdzenie to może wydawać się ryzykowne. Chciałbym zwrócić uwagę na to, że rysujące się wówczas konflikty ideowe – przede wszystkim, owszem, odziedziczony po oświeceniu, ale nabierający szerszego wymiaru społecznego konflikt pomiędzy tradycjonalistami a modernizatorami czy konserwatystami a liberałami, opór wobec nowoczesności – zdają się trwać w naszej kulturze i życiu politycznym po dziś dzień. Jak przekonywała całkiem niedawno Ewa Thompson, stanowią one ciągle nieprzepracowany aspekt postkolonialny naszej kultury, dziedzictwo doświadczenia zaborów, sprawiające, że nie wierzymy we własne możliwości kulturowe i cywilizacyjne – zarówno jako tradycjonaliści obawiający się konfrontacji z cywilizacją europejską, jak i modernizatorzy pragnący zaprowadzić cywilizację europejską w miejsce własnej kultury32.
I jeszcze jedno w kontekście aktualizacyjnym. Otóż, jak często się przyjmuje, kształt odzyskanej przez Polskę w 1918 roku niepodległości miał zostać wypracowany w zaborze rosyjskim, w Warszawie. Dokonało się to w drugiej połowie XIX wieku, ale grunt pod ten proces był przygotowywany od początku stulecia, właśnie przez wielkie otwarcie kulturowe i intelektualne, o którym chcę tu pisać. To powstanie listopadowe, tragiczne również w tym wymiarze, zakończyło, czy może raczej: przerwało pewien etap pracy cywilizacyjnej i kulturowej, podejmującej dziedzictwo polskiego oświecenia; zerwało jej ciągłość, często też niestety skazując na zapomnienie bohaterów tamtych czasów. Jak pisał Fryderyk Skarbek: „Rzadko się zdarzyło w dziejach narodowych, aby jedno pokolenie doczekało się tego, iżby wypadki krajowe i instytucje z nich wynikłe stały się historią starożytną życia jego; aby po upływie lat kilkudziesiąt było już tylko pomnikiem lub wspomnieniem to, co w oczach tego pokolenia powstało i życie wieczne jako instytucja zapowiadało”33. Pisząc te słowa, autor jeszcze nie wiedział, że to nie ostatni taki przypadek w naszych dziejach narodowych.
Vous êtes Varsoviens...*
Kostkowi, z zachętą do Warszawy
Przypisy