9,99 zł
Cat Dubois zgodziła się podczas przyjęcia udawać swoją bliźniaczo podobną przyrodnią siostrę, księżniczkę Amelie. To dla Cat trudne zadanie. Nie wychowała się w pałacu, nie nawykła do noszenia sukienek i obcasów. Nie to jednak okazało się największym wyzwaniem. Nie wiedziała, że gościem honorowym na przyjęciu będzie najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego w życiu spotkała, książę Alex. I że ona – jako Amelie – ma się z nim zaręczyć…
Druga część miniserii ukaże się w lipcu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 148
Tłumaczenie:Katarzyna Panfil
Cat przeskoczyła nad niskim murkiem, upajając się radością z parkouru. Oddychała szybko, ale ruchy odmierzała precyzyjnie, gdy wraz z Paolem przebiegała przez opuszczony magazyn.
Podskoczyła i odbiła się od ściany, nabierając rozpędu, a potem uchwyciła się krawędzi ramy wybitego świetlika. Chwiejnie się podciągnęła i wdrapała na dach. To tam z okrzykiem triumfu minął ją Paolo.
Przebiegł przez dach i z łomotem zbiegł po pustej klatce schodowej. Cat, odbijając się od schodów, ścian i balustrady, niemal dogoniła go przed ogrodzeniem, które wyznaczyli sobie na metę.
- Dziś ja wygrałem – wysapał.
Cat skinęła głową, opierając dłonie na kolanach.
- Wbitka wyszła ci bezbłędnie – pochwaliła.
- Dzięki. – Uśmiechnął się i ruszyli do wyjścia. - Podwieźć cię?
- Nie, dziękuję. Idę na siłownię.
Z zewnątrz zrujnowana, ale doskonale wyposażona siłownia, do której chadzali, była tuż za rogiem. Cat chciała zajrzeć do dzieciaków, które trenowała w chwilach wolnych od pracy. Były zbuntowanymi nastolatkami, tak jak ona kiedyś…
Poszła skrótem, uliczką w kształcie litery L, rozmyślając o nastolatkach i ich drażliwej dumie. Co nie usprawiedliwiało faktu, że straciła kilka sekund, zanim dostrzegła niebezpieczeństwo. W tej części Nowego Jorku lśniąca limuzyna mogła dziwić. Ale Cat powinna była natychmiast zauważyć wysokiego mężczyznę z wybrzuszeniem pod kurtką, który oderwał się od ściany.
Poruszał się jak profesjonalista. Ale ona również. Kiedy chciał ją złapać, uchyliła się, chwyciła go za nadgarstek i wykorzystała jego pęd, by rzucić nim o ziemię. Klęcząc między jego łopatkami, odebrała mu pistolet.
- Pani Dubois!
Odwróciła się. Przy otwartych drzwiach limuzyny stał szczupły mężczyzna w ciemnym garniturze.
- Pani Dubois, bardzo proszę. Chcę tylko porozmawiać.
Mężczyzna nie mówił po angielsku, ale w jej ojczystym dialekcie – modyfikacji francuskiego. Lampki alarmowe w jej głowie rozżarzyły się jeszcze bardziej.
- Kim pan jest? – Przesunęła się nieco, by napastnik znajdujący się pod nią mógł oddychać, i przytrzymała dłonią jego nadgarstek.
Mężczyzna z limuzyny podszedł bliżej.
- Jestem ambasadorem St. Galli w USA. Mam dla pani ofertę pracy. Czy mogę pokazać moje dokumenty akredytujące?
Zbliżył się powoli i Cat odczytała jego legitymację. Była autentyczna.
Wsuwając pistolet za pasek, wstała.
- Jeśli chciał pan porozmawiać, to po co było go wysyłać? – Wskazała wysokiego mężczyznę, który podnosił się z ziemi.
- Powiedziano mi, że być może nie ucieszy pani kontakt z St. Galli, a ja musiałem mieć pewność, że mnie pani wysłucha. Jego zadaniem było doprowadzenie pani do samochodu, żebyśmy mogli porozmawiać.
Ochroniarz wyprostował się i poruszył na próbę ramieniem, a potem pokiwał głową.
- Taktyczny błąd. Wiedziałem, że jest pani jedną z nas, ale nie spodziewałem się… – Wzruszył ramionami, a potem się skrzywił.
- Nie interesuje mnie praca w St. Galli.
Cat opuściła swoją rodzinną wyspę po pogrzebie matki. Miała wtedy osiemnaście lat. Nic jej tam nie trzymało po stracie jedynej osoby, która kiedykolwiek ją kochała, jedynej, którą kochała ona sama.
- Jest ktoś, kto może panią skłonić do zmiany zdania. Premier czeka na rozmowę.
Wzrok Cat powędrował w stronę przyciemnionych szyb limuzyny.
- Mam go na linii. Proszę mi pozwolić zaoferować pani rozmowę na osobności w moim samochodzie.
Zła i zdezorientowana, Cat nie była w ugodowym nastroju. Ale wygrała ciekawość i oto siedziała sama w pojeździe, spoglądając na ekran i szczupłą, sprytną twarz premiera, pana Barthe’a. Wyglądał na zszokowanego.
- Na Boga, pani wygląda zupełnie jak ona! Widziałem zdjęcia, ale…
Skóra Cat ścierpła. Ogarnęło ją uczucie, jakby ją kąsały tysiące mrówek. Nie odczuwała go od lat, ale powróciło wraz z pragnieniem zemsty, pogłębiając bolesne wspomnienia z całego życia.
- O kim pan mówi? – Tak jakby nie wiedziała…
- O królewnie Amelie. – Potrząsnął głową. - Podobieństwo jest zadziwiające.
Cat milczała. Nauczyła się, że nie było właściwie nic, co mogłaby powiedzieć. Gdy była dzieckiem, to podobieństwo narażało ją na drwiny i oskarżenia. Nawet po tych wszystkich latach i wobec oceanu dzielącego ją od ojczyzny dławiła się z poczucia bezsilności.
- Pani Dubois, mam dla pani ważne, poufne zadanie.
- Zawsze jestem dyskretna. – Było to konieczne, skoro zajmowała się osobistą ochroną sław. - Ale nie jestem zainteresowana.
- Chodzi o dobro kraju.
Jej kraj mógł się wypchać. Pierwsze osiemnaście lat życia, które w nim spędziła, było udręką…
- Nadal nie jestem zainteresowana.
- Nawet jeśli kontaktuję się z panią z polecenia Lambisa Evangelosa?
Lambis? Był najlepszy w branży. Spotkali się w Chicago, kiedy pracowała z Afrą, słynną piosenkarką. Cat schlebiało jego zainteresowanie i propozycja, że zatrudni ją natychmiast, gdy tylko się do niego zgłosi.
Ale pracować w St. Galli? Zadrżała.
- Sugeruję panu poszukać kogoś innego. Jest wielu innych ochroniarzy.
Zniżył głos:
- Potrzebujemy pani specjalnych… atutów. Pan Evangelos zasugerował, żebyśmy zwrócili się do pani, gdybyśmy kiedykolwiek potrzebowali dublerki dla królewny Amelie.
Cat wyprostowała się, jej puls przyśpieszył.
- Czy królewna jest w niebezpieczeństwie? – Jej głos był niewytłumaczalnie ochrypły. Nigdy nie poznała królewny, ale i tak czuła się z nią związana.
- Nie… nie w niebezpieczeństwie. Chociaż sytuacja jest delikatna.
- Jaka sytuacja?
- Królewna… wyjechała. – Przerwał, jakby ważył słowa. - Nie jesteśmy pewni, kiedy wróci. Ważne jest, by w międzyczasie pojawiła się na małym pałacowym przyjęciu. To wydarzenie musi się odbyć: dla narodu i dla samej królewny.
Cat zrobiła wielkie oczy.
- Chce pan, żebym udawała królewnę Amelie? Nie mówi pan poważnie! – Kiedy dorastała, wszyscy porównywali ją z królewną. Ta kobieta była czarująca, elegancka, pełna wdzięku i spełniona w sferach, w których Cat taka nie była. Nosiła klejnoty i eleganckie stroje. Cat miała alergię na wysokie obcasy i nigdy w życiu nie miała na sobie długiej sukni.
- Śmiertelnie poważnie. – Ton jego głosu ją zmroził. – Nie musiałaby pani spotykać się z nikim, kto dobrze ją zna. Musiałaby pani tylko zjawić się na przyjęciu, trochę porozmawiać, a potem się ulotnić.
- To niemożliwe.
- Nawet za bardzo szczodre wynagrodzenie? – Barthe wymienił taką sumę, że Cat wytrzeszczyła oczy.
Dzięki tym pieniądzom mogłaby spełnić swoje marzenie. Praca w osobistej ochronie była ciekawym zajęciem, ale nie mogła wykonywać go do emerytury. W zeszłym roku została ranna, gdy ratowała Afrę przed samochodem prowadzonym przez szalonego stalkera. Długo trwało, zanim wróciła do dawnej sprawności fizycznej.
Cat nie miała żadnych innych kwalifikacji. Ale mogłaby pracować z dziećmi, przekierowywać ich negatywną energię w wysiłek fizyczny i dawać im nadzieję na przyszłość. Wiele oddałaby za to, by móc stworzyć dla nich takie centrum.
- Połowa pieniędzy płatna z góry, połowa po zakończeniu zlecenia.
Cat uniosła wzrok, napotykając stalowe spojrzenie, które dostrzegło jej chwilową słabość.
- Na pierwszy rzut oka mogę wyglądać jak królewna, ale nią nie jestem. Wszyscy by to zauważyli.
- To żaden problem. Przybędzie pani do pałacu z odpowiednim wyprzedzeniem i zostanie nauczona wszystkiego, czego trzeba. – Przerwał, przyglądając się jej zaciętym rysom. - Niech pani spojrzy na to jako na szansę poznania, jak żyje uprzywilejowana część ludzkości.
Ile razy w dzieciństwie zastanawiała się, jak to jest być Amelie? Żyć dostatnim życiem bogatego, kochanego dziecka, uwielbianego przez ojca i naród? To była fantazja, do której się uciekała, kiedy rzeczywistość stawała się nie do zniesienia. Zostawiła to za sobą lata temu, ale ku jej zdumieniu resztki tej tęsknoty wciąż w niej tkwiły.
- Podwoję stawkę.
Cat zrobiła jeszcze większe oczy. Kwota była absurdalnie wysoka. Co się, u licha, dzieje?
- Czy… królewna jest bezpieczna?
- Nie mam prawa o tym mówić. Ale zgadzając się, ogromnie jej pani pomoże.
Cat nie potrzebowała wdzięczności królewny Amelie. Mogłaby też poradzić sobie bez tych pieniędzy, choć na taką sumę musiałaby pracować dobrych kilka lat… Powrót do rodzinnego kraju oznaczałby zdradę przysięgi, którą złożyła sobie w osiemnaste urodziny – przysięgi, by nigdy nie oglądać się wstecz.
Ale coś powstrzymało ją przed odmową. Ewentualność, że Amelie naprawdę jej potrzebuje? Albo to, że ona sama, przyrodnia siostra z nieprawego łoża, miałaby wreszcie możliwość odkryć, jak wyglądałoby jej życie, gdyby została uznana przez ojca?
Nie, to było coś znacznie więcej. Nie chodziło o ciekawość. To było pragnienie, ukryte głęboko w niej, by nawiązać relację z rodziną, której nigdy nie poznała. By znaleźć sposób na poznanie rodzeństwa.
Do tego ten niepokój o przyrodnią siostrę, której nigdy nie spotkała…
- Proszę mi wysłać umowę do wglądu.
Alex przeciągnął się, wyglądając na lazurowe głębiny Morza Śródziemnego.
Nie chciał tu przyjeżdżać. Gdyby mógł uniknąć świętowania na St. Galli, zrobiłby to, zwłaszcza że jego matka podchwyciła nieprzemyślaną sugestię, że królewna Amelie będzie dla niego idealną żoną.
Miał tylko trzydzieści dwa lata, był królem zaledwie od trzech lat. Miał ważniejsze rzeczy na głowie niż ożenek, bez względu na to, co uważali jego doradcy.
Nie planował porzucać kariery pilota, którą uwielbiał, po to, by rządzić Bengarią. Pięści Alexa zacisnęły się na błyszczącym relingu jachtu.
Na tronie powinien zasiadać jego kuzyn, Stefan. Tyle że zginął w wypadku, a na jego miejscu znalazł się ojciec Alexa. Mężczyzna, którego matactwa i dwulicowość doprowadziły Bengarię na skraj bankructwa. Po jego śmierci Alex powoli wyciągał kraj z ekonomicznego zastoju, ale chociaż Bengaria zaczynała się odradzać, nie dziwiło go zbytnio, że wszyscy chcieli, by poślubił Amelie, królewnę z bogatej i dostatniej St. Galli.
Westchnął i przeczesał włosy dłońmi. Zgodził się na tę wizytę, by uczcić pięćset lat przyjaźni między ich państwami, a następnie wrócić do domu i poinformować, że Amelie nie jest kobietą dla niego.
Teraz, gdy wczesne słońce ogrzewało jego nagie plecy i gdy miał w perspektywie trochę wolnego od obowiązków, poczuł lekkość, której nie odczuwał, odkąd porzucił latanie. Te kilka dni stanowiło jego pierwsze wakacje od trzech lat.
Przeszedł się po pokładzie, ciesząc się rejsem, gdy rozległ się krzyk. Obrócił się, by spojrzeć w stronę brzegu.
Kolejny krzyk. Plusk.
W oddali dostrzegł wywrócony kajak, niezdarnie machające ramiona, głowę zanurzającą się pod wodą.
- George! – Przebiegł wzdłuż pokładu. - Spuszczaj szalupę! Tam ktoś tonie. – Bo ci ludzie nie pływali. Jeden unosił się w pobliżu kajaka, a drugi bezradnie taplał się zaledwie kilka metrów od niego.
Alex dał nura i popędził w ich stronę. Jeśli się pośpieszy, może zdoła ocalić jedno życie, a może i oba.
Zbliżywszy się na kilka metrów, dostrzegł trzecią głowę kołyszącą się w wodzie, ale uświadomił sobie z ulgą, że ta kobieta umie pływać. Trzymała jakiegoś chłopca pod brodą, wynosząc jego twarz nad powierzchnię, i płynęła w kierunku kajaka.
- W porządku? – sapnął.
Uniosła głowę i jego wzrok zderzył się z błyszczącą zielenią koloru górskich łąk.
- Będzie w porządku – powiedziała przez zaciśnięte zęby – kiedy on przestanie mi utrudniać.
Nastolatek machał chudym ramieniem, próbując chwycić ją za głowę.
Alex ruszył w ich stronę, ale już spacyfikowała chłopaka, mówiąc mu stanowczo, żeby leżał spokojnie i pozwolił jej robić swoje. Widząc, że sytuacja jest opanowana, zwrócił się w stronę kajaka, przy którym kolejna ciemna głowa kołysała się niebezpiecznie nisko w wodzie.
Przeklinając pod nosem, podpłynął szybko i podciągnął ciało nastolatka wysoko za ramiona, aż ten zaczął kaszleć wodą. Nie było szans na odwrócenie kajaka z bezwładnym ciężarem w rękach. Zamiast tego popchnął dzieciaka wysoko – tak wysoko, że ułożył go rozciągniętego na kadłubie, z ramionami opadającymi na drugą stronę.
Kiedy już go zabezpieczył, odwrócił się i zobaczył, że drugi pływak z powodzeniem doholował do niego drugiego chłopca.
- Pomogę ci.
Kobieta pokiwała głową i przytrzymała kajak, gdy Alex wciągał chłopaka na kadłub obok jego towarzysza.
- Wszystko będzie dobrze - usłyszał, jak kobieta uspokaja chłopców. Zdążyła podpłynąć z drugiej strony kajaka i tam czuwała nad ich bezpieczeństwem.
Alex dołączył do niej i poczuł ulgę, widząc, że dzieciaki oddychają, choć nieco ciężkawo.
W oddali usłyszał silnik.
- Pomoc jest już w drodze. To szalupa z mojego jachtu.
Skinęła głową, całą uwagę poświęcając nastolatkom, tymczasem wzrok Alexa zawiesił się na jej wysokich kościach policzkowych, prostym nosie i pełnych ustach. Piękna syrena.
Nagle odwróciła głowę. Ich spojrzenia się spotkały.
- Co?
- Nic. – Potrząsnął głową. - Łatwiej będzie przenieść ich na szalupę od drugiej strony. Pomogę George’owi, jeśli możesz tu zostać i ich uspokoić.
- Oczywiście. – W jej głosie usłyszał zaśpiew, który powiedział mu, że angielski nie jest jej pierwszym językiem. Zastanawiał się, jak jego imię zabrzmiałoby w jej ustach.
Alex opłynął kajak. Jej oczy to raz, jej głos to dwa… Czy naprawdę tak wiele czasu minęło, odkąd był z kobietą?
Przegonił tę myśl, gdy George wyłączył silnik i gdy zajęli się razem umieszczaniem dzieci na pokładzie. I znów jego złotowłosa syrena skutecznie ułatwiła im to zadanie.
- Tutaj. – Skinął na nią, gdy tamci znaleźli się na małej łodzi. - Pomogę ci.
- Nie ma potrzeby. – Uśmiechnęła się do niego, a jego puls eksplodował.
Trzy. Najpierw jej oczy, potem głos. Ale ten uśmiech przewyższał resztę. Przemienił chłodną, sprawną, obojętną syrenkę w kuszącego morskiego duszka. Ten uśmiech był czystym figlarstwem, a on poczuł twarde i pilne napięcie w podbrzuszu.
Zanim Alex się zorientował, co zamierza, położyła ręce na krawędzi szalupy i z łatwością się na nią podciągnęła.
Został nagrodzony widokiem opinających się pod zmoczonym T-shirtem kształtnych piersi, szczupłej talii i wystających spod luźnych szortów długich, kształtnych nóg w kolorze bladego złota.
Cztery. Alex chwycił się łodzi, ciężko oddychając. Mimo zimnej wody, jego reakcja nie nastąpiła tym razem nisko w podbrzuszu, ale jeszcze głębiej, pobudzając okolice pachwiny. Zawsze miał słabość do wspaniałych nóg.
- Potrzebujesz pomocy? – Pochyliła się, gotowa podać mu dłoń, z tym swoim uśmiechem tańczącym na krawędzi warg.
W tej chwili Alex wiedział, że gdyby wciąż był tamtym impulsywnym facetem, którym był kiedyś – beztroskim i nieskrępowanym przez koronę – otoczyłby ramieniem jej szyję i przyciągnął ją blisko. Całowałby ją, póki nie przycisnęłaby tych małych, zręcznych dłoni do jego klatki piersiowej i nie błagałaby go o więcej.
A on by jej to dał.
- Poradzę sobie.
Podciągnął się i dopiero gdy jej oczy się zaokrągliły, przypomniał sobie, że zanurzył się w morzu nagi. Jako że załoga jachtu zeszła na ląd, a na pokładzie był tylko on z George’em, nie kłopotał się ubieraniem, kiedy się obudził.
Przez ułamek za długo trzymała spuszczony wzrok, sprawiając, że jego krew w odpowiedzi spłynęła w dół.
Jej oczy szybko spojrzały w jego oczy.
- Zgaduję, że nie spodziewałeś się towarzystwa. – Jej usta drgnęły.
Pięć. Większość kobiet, które ostatnio spotykał, nie miała poczucia humoru. Tęsknił za tym. W swoim dawnym życiu był częścią zgranego zespołu, w którym humor ułatwiał wykonywanie wymagającej pracy.
- Planowałem poranną kąpiel, ale nie taką…
Przeszedł na drugi koniec małej łódki. Był w pełni świadomy, że ten ruch przyciąga jej wzrok do jego pleców i pośladków. Ale to było lepsze niż pokazywanie jej się z tym, co mogło zbyt łatwo przemienić się w pełną erekcję.
Skulił się przy burcie łodzi, wskazując George’owi, by uruchomił silnik. Jeden z dzieciaków miał rozcięcie na skroni, na jachcie będzie można je opatrzyć. Ku jego uldze wydawało się, że z minuty na minutę ich stan się poprawia.
Zanim wszyscy znaleźli się na jachcie, Alex wiedział, że będzie z nimi dobrze. Wyciągnął apteczkę i zostawił ją w sprawnych rękach George’a, a sam zszedł pod pokład, by się wysuszyć i ubrać.
Kiedy zakładał stare dżinsy i koszulkę, Alex przypomniał sobie dokładnie, jak się poczuł, gdy wzrok syreny opadł na jego klatkę piersiową, przystanął na moment, a potem przesunął się dalej – w dół do jego brzucha i do krocza. Mrowienie na jego skórze stanowiło wstęp do czegoś, na co nie mógł sobie pozwolić.
Czas był zupełnie nieodpowiedni.
Podobnie jak miejsce. I osoba.
Wystarczyło sobie wyobrazić skalę komplikacji, gdyby posłuchał swojego instynktu i wdał się z nią w romans tutaj, z dala od pałacu! Zwłaszcza gdy tak wielu ludzi w obu krajach liczyło na królewskie wesele…
Alex wzdrygnął się i zapiął dżinsy. Małżeństwo nie wchodziło w grę.
- O, jest już Alex – powiedział George, a Cat spojrzała w górę. Alex, właściciel stylowego jachtu, podszedł do nich. Poruszał się swobodnie i łatwo, jakby nie spoczywały na nim żadne troski. Stanowczo był to chód pewnego siebie mężczyzny. I seksownego.
Jego wysokie, wysportowane ciało było mocne i prężne, i, ach, jakże atrakcyjne – z mocnymi udami i muskularnymi przedramionami oraz klasyczną męską sylwetką, która zwężała się poniżej szerokich ramion. Nagle przypomniał jej się węzeł jego zaokrąglonych, doskonałych mięśni pośladkowych, które miała okazję zobaczyć, kiedy odchodził. Cat zmusiła się, by skupić uwagę znów na bandażu, który zabezpieczała.
- W porządku, to powinno wystarczyć.
- Dobra robota, Cat. – George, kapitan jachtu, zamknął apteczkę.
- Cat?
Powolne przeciąganie głosek przypominało końcówki palców schodzące w dół jej kręgosłupa.
- Alex, to jest Cat. Cat, to Alex.
- Miło cię poznać… Cat.
Podniosła wzrok, żeby odczytać ciekawość marszczącą jego szeroką brew. Poruszenie nozdrzy przywróciło ten jakby rzeźbiony, patrycjuszowski nos do życia, a jego ciemnoniebieskie oczy zwęziły się, gdy się jej przyglądał.
- Miło cię poznać, Alex. – Zachowała obojętny ton. Fakt, że najwyraźniej osuszył ręcznikiem swoje czarne włosy i nie zadał sobie trudu, by je rozczesać, nie powinien napełniać jej taką pokusą. Pokusą, by dotknąć jego uroczo potarganych włosów…
Alex zatrzymał się przed nią.
- Może pójdziesz się wysuszyć, a my tymczasem zajmiemy się chłopcami i przyrządzimy coś ciepłego do picia? Na dole, druga kabina po lewej. Jest tam prysznic i zostawiłem ci czyste ubrania, które możesz założyć, dopóki twoje nie wyschną.
Cat już miała odmówić, ale potem uznała, że to nie jest dobry pomysł. George może ją odstawić na brzeg szalupą, tak by nie musiała płynąć z powrotem wpław. Poczuje się lepiej, nie wyglądając jak zmokła kura.
- Dziękuję. – Posłała uśmiech jemu i chłopcom i zeszła na dół.
Znalazła kabinę, którą jej wskazał, i szybko weszła do wyłożonej marmurem łazienki. Rozebrała się i wzięła prysznic, związując włosy opaską znalezioną w szafce. Były w niej też ubrania. Skąpe czarne bikini i obszerna biała koszula.
Cat zmarszczyła brwi. Ale jej szorty były przemoczone, a mokry T-shirt zanadto przylegał do ciała.
Bikini leżało zaskakująco dobrze i Cat przez chwilę poczuła irytację, że Alex miał na jachcie damskie kostiumy i że tak dobrze trafił z rozmiarem. Wsunęła ręce w rękawy koszuli i podwinęła je na łokciach, z ulgą stwierdzając, że koszula zakrywa jej uda. Cat nie umknęło to, jak oczy Alexa lśniły, gdy ją obserwował.
W innych okolicznościach mogłaby być zainteresowana. Ale nie teraz, nie tutaj, nie gdy wykonuje pracę stanowiącą największe wyzwanie jej życia.
Cat się wzdrygnęła. Od początku miała złe przeczucia co do tej umowy. Ale dopiero gdy została umieszczona w znakomitych gościnnych apartamentach, sąsiadujących z apartamentami królewny Amelie, dotarło do niej, jak bardzo wykracza to poza jej możliwości. Jedyne, co mają wspólnego, to krew królewskiego ojca.
Ale nikt nie uwierzy, że Cat to Amelie, choćby przez chwilę.
Zapinając koszulę tak wysoko, jak tylko się dało, odwróciła się do wyjścia i chwyciła swoje mokre ubranie. Powie premierowi, że nie może tego zrobić. Prawdopodobnie będzie jej wdzięczny – dama dworu, która próbowała nauczyć ją etykiety, obyczajów i tym podobnych rzeczy, jasno dała jej do zrozumienia, że Cat nie nadaje się do tej roli.
Cat zdecydowanym krokiem wyszła na pokład, ale okazało się, że jest pusty. Wszyscy zniknęli, podobnie jak szalupa – zauważyła to, przechodząc na tyły statku. Prysznic musiał zagłuszyć dźwięk silnika.
- Tutaj jesteś. – Ten głęboki, aksamitny głos otarł się o jej skórę jak pieszczota. - Kawa czy zimny sok?
- Ani jedno, ani drugie, dziękuję. Pora na mnie. – Spojrzała na swój wodoodporny zegarek. Było jeszcze wcześnie.
Przytłoczona przez wątpliwości, dzisiejszej nocy niewiele spała i gdy tylko zaczął się brzask, poszła pobiegać po prywatnym terenie pałacu.
Odwróciła się i przyłapała spojrzenie Alexa utkwione w jej gołych nogach. Powoli, tak powoli, że musiał to robić celowo, uniósł wzrok z jej stóp na kolana, potem na uda, zatrzymując się na brzegu koszuli, a potem tak dokładnie sondował jej ciało, że zorientowała się, że koszula prześwituje.
- To twoje typowe zachowanie wobec kobiet? – Uniosła podbródek. Postanowiła zignorować dreszczyk podniecenia, który uczuła wobec jego widocznego uznania.
Potrząsnął głową, a jego usta lekko uniosły się w jednym kąciku.
- Nie. Dla ciebie robię wyjątek. – Rozciągnął usta w pełnym uśmiechu, który zawrotnie przyśpieszył jej puls. Powinna być wściekła za tak seksistowską postawę, ale jakoś trudno jej było utrzymać gniew. - Odwdzięczam ci się. Ty też dobrze mi się przyjrzałaś.
Spojrzał na nią wyzywająco, a Cat zacisnęła zęby. Napatrzyła się na nagą i niesamowitą męskość i faktycznie nie była skora odwracać wzroku. Nie mogła z tym polemizować.
- Gdzie są pozostali?
- George zawozi ich do obozu rekreacyjnego na wybrzeżu. Okazuje się, że zabrali kajak bez pozwolenia. Teraz przyszło im do głowy, że personel może się niepokoić, gdzie są.
- Więc jak dostanę się na ląd? Czy jest tu inna łódź?
Alex pokręcił głową.
- Tylko szalupa. Ale George’owi nie zajmie to długo. W międzyczasie zrobię śniadanie.
- Naprawdę muszę wrócić na ląd.
- Cóż. – Przechylił głowę, jakby oceniając jej siły. - Możesz popłynąć na wyspę wpław. Ale znów się zamoczysz. Lepiej się odpręż i pozwól, że coś ci ugotuję.
Cat odwróciła się, obliczając odległość do brzegu. Zdążyła przebiec dziesięć kilometrów, zanim zrzuciła buty i rzuciła się w morze, by pomóc chłopcom. Ale łatwo da radę wrócić wpław. Nie było powodu, by tu pozostać – nie teraz, gdy podjęła decyzję, by zrezygnować i raz na zawsze odciąć się od St. Galli.
Z niedowierzaniem uświadomiła sobie, że waha się jedynie ze względu na stojącego za nią mężczyznę. Nigdy jeszcze nie odczuwała pociągu w tak piorunujący sposób. Iskierki humoru w tych oszałamiających oczach i bezpośrednia postawa Alexa podobały jej się równie mocno, jak jego męskie ciało. Nawet ciemny zarost ocieniający tę twardą szczękę sprawiał, że chciała go dotknąć.
Cat odwróciła się i odkryła, że podszedł bliżej – wciąż był boso, więc stąpał cicho. Znajdował się od niej zaledwie na odległość ramienia. Połączenie tego półuśmiechu z cytrusową nutą i zapachem ciepłej męskiej skóry oraz pewność, że on też czuł iskrzenie, przykuło ją do miejsca. Widać to było w rozszerzeniu źrenic i w lekkim ruchu jego nozdrzy. Pochylił się ku niej, jakby popchnięty przez tę samą niepowstrzymaną potrzebę bliskości. A jednak jej nie dotknął.
Powietrze między nimi wibrowało. Cat zaschło w gardle.
Nagle Alex się cofnął, a powietrze uciekło z jej płuc ze świstem.
- To jak, zjadasz śniadanie? Robię doskonałe naleśniki. – Jego uśmiech był niewymuszony, intensywność zniknęła z jego twarzy. Jednak jego oczy były czujne. Przy całej swojej otwartości i swobodzie pozostawał świadomy jej najdrobniejszego ruchu. Niczym drapieżnik przyglądający się swojej zdobyczy.
To nie leżało w jej naturze, ale tak łatwo byłoby pozytywnie zareagować na ten erotyczny zew. Wyśmiać propozycję śniadania i ulec urokowi tego spojrzenia koloru indygo. Choć raz w życiu nie być ostrożną, ale zanurzyć się w gorący, parny, w pełni satysfakcjonujący romans.
Ale to było niezgodne z jej charakterem.
W dodatku musiała uciekać od klaustrofobicznych ograniczeń pałacu i roli, którą zaakceptowała.
- Przykro mi - powiedziała, nie zadając sobie trudu, by ukryć żal – ale nie mogę zostać.
Upuściła swoje mokre ubranie i złapała rąbek koszuli, którą miała na sobie, zdjęła ją przez głowę, a następnie rzuciła Alexowi. Złapał ją jedną ręką, przytrzymując przy klatce piersiowej.
Nie spuścił wzroku z jej twarzy, ale wiedziała, że jest świadomy każdej linii jej ciała. Czuła to – od podeszw stóp po sterczące sutki. I wszędzie pomiędzy.
- Muszę iść. – Zmusiła się do oderwania od niego wzroku, odwróciła się, podniosła ramiona i zanurkowała w czyste głębiny lazurowego morza.
Tytuł oryginału: His Majesty’s Temporary Bride
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2017
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2017 by Annie West
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2019
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe. Harlequin i Harlequin Światowe Życie Ekstra są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 9788327643100
Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.