9,99 zł
Szejk Sajid Badawi zostaje opiekunem młodziutkiej Liny, która nie ma rodziców ani własnego domu. Wysyła Linę do szkoły w Szwajcarii, by zdobyła wykształcenie. Gdy Lina wraca po kilku latach, jest piękną kobietą. Sajid jest nią oczarowany, lecz wie, że nie są sobie przeznaczeni. Jednak zanim się rozstaną, proponuje jej, żeby przez tydzień była gościem specjalnym w jego pałacu…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 145
Tłumaczenie:Zbigniew Mach
O północy trzech mężczyzn równym krokiem przemierzało lśniące białym kararyjskim marmurem korytarze pałacu emira. Przeszli salę posiedzeń Wielkiej Rady ze ścianami obwieszonymi bogato zdobionymi lancami, mieczami i starymi muszkietami. Obok nich zawieszono mieniące się jaskrawymi kolorami bojowe proporce – niemal gotowe na kolejne wezwanie do broni.
Minęli kilka okazałych sal bankietowych i salę przyjęć. Potem – ocienione rzeźbionymi kolumnami dziedzińce, gdzie oprócz odgłosu ich kroków słychać było tylko delikatny plusk ogrodowych fontann.
Mężczyźni przeszli przez wysadzane ćwiekami średniowieczne wrota prowadzące do pomieszczeń haremu, które od miesięcy stały puste. Jeszcze tylko kręta droga wiodąca przez skalne korytarze cytadeli do skarbca i lochów.
W końcu dotarli do korytarza prowadzącego do prywatnych komnat emira.
Zdali meldunki. Szejk Sajid Badawi patrzył na nich w milczeniu.
– Na razie to wszystko, panowie. Możecie odejść – odezwał się po chwili.
– Najjaśniejszy panie, ale nasze rozkazy…
– Zmieniły się dziś wieczorem. Halark nie jest już na krawędzi wojny. – Emir obrócił się na pięcie.
Prawie nie wierzył własnym słowom. Przez większość jego życia emirat nieustannie znajdował się w cieniu wojny. Przede wszystkim – choć nie tylko – z sąsiednim królestwem Dżejrut. Dlatego właśnie każdego mężczyznę w Halark już od młodości szkolono w obronie kraju. Posiadali broń i byli gotowi umrzeć za ojczyznę.
Myślał o latach wypełnionych nieustannym napięciem. Niekończących się konfliktach granicznych i ofiarach starć. O straconych szansach na inwestycje w podniesienie poziomu życia mieszkańców, bo całą energię i fundusze kierowano na zbrojenia.
Zacisnął usta. Jeśli nawet nie osiągnął niczego innego, to on, nowy emir Halark, doprowadził państwo do pokoju. Będzie cieszył się później, gdy sytuacja się ustabilizuje. Ale teraz marzył tylko o jednym – po raz pierwszy od trzech dni przyłożyć głowę do poduszki. I zasnąć. Zapomnieć o wszystkim.
– Najjaśniejszy panie, naszym obowiązkiem jest cię chronić. Całą noc spędziliśmy na straży – jeden z mężczyzn wskazał głową na długi zwieńczony łukami korytarz.
– Pałacu strzegą rozmieszczeni wokół wasi podwładni i najbardziej nowoczesna technologia bezpieczeństwa – odparł Sajid.
Jego wuj, zmarły niedawno emir, nie szczędził wydatków na ochronę i wygodne życie, a także na wojsko.
Szkoda, że nie był tak rozrzutny, gdy chodzi o zwykłych mieszkańców.
Trzej wojskowi stali jednak w miejscu. Sajid poczuł wzbierającą w nim złość.
– To mój rozkaz – warknął i zmrużył oczy. Mężczyźni zbledli.
Szybko się jednak opanował. Straż wypełniała jedynie swój obowiązek. Jeszcze całkiem niedawno odmowa wykonania rozkazów spotkałaby się z okrutną karą.
– Widzę i doceniam waszą postawę, ale wymogi dotyczące naszego bezpieczeństwa ulegają zmianom. Główny dowódca wkrótce was o nich poinformuje. Na razie jednak proszę, byście wrócili do swojej kwatery. – Odwrócił się, nie czekając na odpowiedź. – To wszystko – rzucił jeszcze, oddalając się korytarzem wyłożonym misterną mozaiką. Mężczyźni odmaszerowali.
Wreszcie. Cisza i spokój. Wciągnął w płuca chłodne i orzeźwiające nocne powietrze płynące z pobliskiego dziedzińca. Po raz pierwszy od kilku dni był sam. Mógł się rozluźnić.
Jeszcze wieczorem świętował z przywódcami wszystkich klanów, gubernatorami regionów, dowódcami wojskowymi i ich podwładnymi. Uroczyste i gwarne obchody osiągnięcia porozumienia miały monumentalny charakter. Na równinie za murami miasta zgromadziły nie niezliczone tłumy. Powietrze przenikał zapach tradycyjnych potraw. Rozlegające się raz po raz serie karabinowych wystrzałów wskazywały, że radosne świętowanie trwa bez przerwy. Skończy się zapewne o świcie.
Po śmierci wuja nie miał ani chwili czasu dla siebie. Nieustannie przeglądał dokumenty i spotykał się z dyplomatami uzgadniając ostatnie szczegóły. Historyczny układ pokojowy musiał być zapięty na ostatni guzik. Chodziło o gwarancje graniczne, swobodny przepływ obywateli, a nawet – w przyszłości – kwestie handlu i wspólnego rozwoju Halark oraz Dżejrutu.
Zwolnił kroku i uśmiechnął się do siebie. Dopiero teraz poczuł, jak opuszcza go ogromne napięcie.
Cieszył się, że mieszkańcy świętują. Robiłby teraz to samo, gdyby nie czuł się wyczerpany długimi negocjacjami z władcą Dżejrutu, szejkiem Husajnem i powstrzymywaniem zapędów co bardziej wojowniczych własnych generałów. Ich zachowanie mogło prowadzić do prowokacji lub wybuchu fali przemocy. Niektórzy sądzili, że mimo jego reputacji człowieka czynu łatwo uda się im przekonać go do planów wojny opracowanych jeszcze przez zmarłego emira. Jednak dla Sajida liczyli się przede wszystkim krajanie, a nie starzy wojskowi pozerzy, dla których życie ludzkie nie miało żadnej wartości.
Doszedł do swoich prywatnych komnat i z ulgą zamknął za sobą wysokie zdobione drzwi.
Przeszedł przez gabinet, salę medialną, ogromny, wspaniale urządzony salon i równie okazale zaprojektowany pokój jadalny. Jeszcze krok i znalazł się w sypialni. Jego wzrok od razu padł na wielkie wabiące jedwabnym posłaniem łoże. Zdobiona srebrno-błękitnymi państwowymi barwami narzuta była do połowy odwinięta. Zamknął oczy i wyobraził sobie, że już na nim zasypia. Górny żyrandol był wyłączony, ale lekko przyciemnione umieszczone w ścianach ozdobne lampki swoim miękkim światłem jeszcze bardziej kusiły go do snu.
Podszedł do łoża i przystanął. Przez chwilę miał zamiar położyć się na nim, tak jak stał. Zasnąłby w mgnieniu oka.
Ruszył jednak do łazienki. Najpierw prysznic.
Idąc, rozbierał się. Wraz z każdą zrzucaną ręcznie szytą częścią garderoby ustępowało napięcie. Zdjął przez głowę koszulę z najlepszej egipskiej bawełny. Unosząc do góry ręce, poczuł rześkie nocne powietrze owiewające tors. Ulga!
Miał właśnie zdjąć pierwszy półbut wykonany na zamówienie przez znaną londyńską pracownię, gdy coś przykuło jego uwagę. Znieruchomiał z nogą uniesioną w górze. Co się dzieje?
Przez całe życie szkolił się na wojownika. Wyuczona czujność kazała mu teraz mieć się na baczności.
Coś jest nie tak. Był tego pewien, zanim jeszcze zdążył pomyśleć.
Miałby za swoje, gdyby – po zwolnieniu straży – nagle znalazł się w niebezpieczeństwie we własnych komnatach. Dobre epitafium: „…tak zginął najmłodszy i najkrócej żyjący emir w historii Halark, szejk…”.
Szybko rozluźnił całe ciało. Zdjętą koszulą kilka razy owinął dokoła lewą rękę. Warstwy ochronne nie zatrzymają kuli, ale choć trochę utrudnią atak sztyletem. Nawet nie spojrzał na długą bliznę ciągnącą się od nadgarstka daleko za łokieć – dowód, że sztylet użyty przez wyszkolonego zamachowca może być groźną bronią.
Wolno wciągnął nosem powietrze – chciał wyczuć najmniejszy obcy zapach. Przymrużonymi oczyma wpatrywał się w zaciemnioną dalszą część sypialni.
Żadnego ruchu. Może coś mu się przywidziało ze zmęczenia.
Odwrócił się w stronę łoża.
Zesztywniał. Ręka machinalnie sięgnęła po umieszczony w pochwie u boku ceremonialny, ostry jak brzytwa sztylet.
– Ktoś ty? Co tu robisz? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Z cienia za łożem wyłoniła się drobna postać. Jej zarys jeszcze dodatkowo pomniejszał ogromny szal owinięty wokół ramion i głowy.
Postać natychmiast pokłoniła się w milczącym geście posłuszeństwa.
Wszystkie jego zmysły krzyczały: bądź czujny! Co by się stało, gdyby nie zauważył przybysza? Zamachowiec poczekałby, aż emir odwróci się plecami pod prysznicem i wtedy zadał śmiertelne pchnięcie nożem?
Może jednak nie powinien rezygnować z systemów bezpieczeństwa wprowadzonych przez zmarłego emira.
Wuj był wprawdzie człowiekiem obsesyjnie podejrzliwym, ale i przebiegłym. Paranoicy najczęściej bywają inteligentni.
– Podejdź! – rozkazał.
W jednej chwili postać lekkim krokiem podeszła ku niemu. Zdziwiła go płynność jej ruchów.
– Najjaśniejszy panie… – usłyszał miękki i łagodny szept, który niemal pieścił jego skórę jak szept kochanki.
Postać wyprostowała się i zdjęła okrywający ją szal.
Patrzył z niedowierzaniem.
Jego prywatność naruszyła… zwykła tancerka? Potrząsnął głową. Musi być bardzo zmęczony…
Kobiety w tym kraju nie ubierają się w ten sposób. Noszą skromne stroje. Niektóre zasłaniają włosy, a wszystkie – swoje ciała.
Inaczej niż ta, która teraz stała przed nim.
Luźno zwisająca spódnica fałdami opadała z idealnie krągłych bioder. Przez przeźroczystą tkaninę wyraźnie widział jej długie smukłe nogi. Przesunął wzrokiem i przez swobodne rozcięcie w spódnicy dostrzegł udo w kolorze miodowego brązu.
Spojrzał na odsłonięty brzuch wspaniale wpływający w rzeźbę bioder. Jego oczy skierowały się ku górze bez rękawów uszytej z lśniącego cienkiego jak papier materiału. Przylegał do niej tak ściśle, jakby stanowił drugą skórę. Delikatny dekolt odkrywał górną część kuszących wzrok niedużych jędrnych piersi falujących wraz z przyśpieszonym oddechem.
Poczuł suchość w gardle. Wyprostował ręce, a po chwili zacisnął dłonie w pięści.
Targały nim sprzeczne uczucia.
Kazać jej się natychmiast okryć – nie taka była jego pierwsza reakcja! – czy dotknąć tego kusząco zmysłowego ciała?
Przyciągnąć ją i przylgnąć do niej, by zanurzyć się w rozkoszy, jaką to aksamitne i ciepłe ciało zdawało się obiecywać mężczyźnie zmęczonemu tygodniami pracy nad osiąganiem tego, co wielu uznawało za niemożliwe. Najpierw – odciąganiu wuja od myśli o najeździe na Dżejrut. Później – po jego śmierci – szukaniu sposobów zapewnienia pokoju między tradycyjnie wrogimi państwami.
Nie spuszczał z niej wzroku. Patrzył na twarz emanującą niezwykłym powabem, wdziękiem i urokiem. Ciemne rozpuszczone włosy opadały falami na ramiona. Znów spojrzał na piersi sterczące wysoko i radośnie pod misterną tkaniną bluzki.
W myśli porównał jej skórę do miękkiego chińskiego jedwabiu, który, gdy go dotykasz opuszkami placów, wyzwala niemal zmysłową przyjemność.
Jak stary emir Sajid był człowiekiem silnych i gorących namiętności. Nie szczędził sobie przyjemności, ale inaczej niż on odczuwał dumę, że potrafi panować nad zmysłami i pożądaniem. Widział, jak niepohamowane zaspokajanie własnych popędów może zniszczyć mężczyznę. Nie miał ochoty iść śladem wuja. Brał przykład z ojca, księcia i wojownika, który kierował się niewzruszonym kodeksem moralnym. Człowieka, który potrafił przekształcić typowo męski apetyt na zaspokajanie własnych potrzeb w potężną motywację do ochrony i służby własnym obywatelom.
– Spójrz na mnie! – Jego głos zabrzmiał rozkazująco, ale całym ciałem czuł, że jest teraz wystawiony na ciężką próbę.
Stojąca przed nim kobieta była nie tylko wyjątkowo piękna, ale i młoda – zbyt młoda, by przebywać w jego sypialni…
– Kim jesteś?
– Lina Rahman, najjaśniejszy panie. – Dziewczyna znowu skłoniła się głęboko. Tym razem jednak zdążył jeszcze na nią spojrzeć. Jej piersi omal nie wyskoczyły z lśniącej bluzki. Mimo zmęczenia poczuł dreszcz podniecenia.
– Nie rób tego!
Zmieszana zaczerwieniła się i zamrugała powiekami.
– Czego, najjaśniejszy panie?
– Pokłonów.
Uniosła brwi ze zdziwieniem.
– Jesteś emirem, najjaśniejszy panie. To byłby brak szacunku…
– Sam decyduję, co wypada. – Uuniósł rękę do karku i zaczął rozcierać napięte mięśnie.
– Tak, najjaśniejszy panie.
– Nie nazywaj mnie też w ten sposób – rzucił szorstkim tonem.
Wuja cieszyły takie tytuły, bo nieustannie przypominały mu, że jest panem i władcą. Jednak Sajid zbyt często słyszał te słowa wypowiadane przez tłum potakiwaczy różnej maści czy dworskich pochlebców. I zawsze go one drażniły.
Dałby wszystko, by móc zwyczajnie po ludzku porozmawiać z kimś od serca. Bez wiecznych pokłonów i pochlebstw.
Przypomniał sobie ciężkie negocjacje z Husajnem nazywanym przez mieszkańców Dżejrutu Żelazną Pięścią, który nikomu się nie kłaniał i nie schlebiał. Nigdy nie spotkał tak twardego negocjatora i równie świetnego żołnierza. Jednak mimo ciążącej na nich obu odpowiedzialności podczas pracy nad ostatecznym kształtem porozumienia Sajida wyraźnie motywowała postawa jego adwersarza.
Pod rządami zmarłego emira mieszkańcy Halark bali się głośno wyrażać własne zdanie. Pałac był pełen doradców, którzy zamiast doradzać bez strachu i chęci uzyskania przychylności, myśleli tylko o tym, jak potakiwać władcy.
Również i to zamierzał zmienić.
– Według twojego życzenia… panie.
„Pan” brzmiało nieco lepiej niż „Najjaśniejszy Pan”. W końcu – do diabła z tym… Czuł się za bardzo zmęczony…
– Kim jesteś i co tu robisz?
– Mam ci służyć, panie, i spełniać każde życzenie.
Przez chwilę pomyślał, że chciałby pieścić to pachnące snem i różami ciało. Pokusa była tak silna, że aż zrobił krok do tyłu. Lina zesztywniała ze strachu, co uświadomiło mu napięcie, jakie dotąd starała się ukrywać.
– Kto cię przysłał?
– Brat mojego ojca. W geście dobrej woli dla starego emira.
Gest dobrej woli! Takim narodem rządził jego wuj! Kobiety traktowano jak towar. Wróciły stare wspomnienia. Czekało go mnóstwo pracy, by wprowadzić kraj w dwudziesty pierwszy wiek.
– On nie żyje.
Gdy wuj zachorował na raka prostaty i stał się impotentem, nałożnice z haremu jego poprzednika wysłano z powrotem do domów. Co więc robi tu ta dziewczyna?
– Wiem, naj… panie. Zmarł wkrótce po moim przyjeździe. Nigdy go nie widziałam. Proszę przyjąć moje kondolencje.
– Dziękuję.
Nie odczuwał ani smutku, ani straty z powodu śmierci wuja. Starzec źle rządził krajem. Ponadto był typem brutalnego, małostkowego i rozwiązłego sybaryty.
– Teraz jednak jesteś wolna. Możesz robić, co chcesz. Nie jesteś tu na nic potrzebna.
Ich spojrzenia się spotkały. Dostrzegł strach w jej fiołkowych oczach?
– O, nie. Źle mnie zrozumiałeś, panie. To znaczy… oczywiście nie źle… tylko…
Potrząsnęła głową. Pukiel włosów miękko opadł jej na ramię, a poprzez piersi aż do samej talii. Nie mógł oderwać wzroku.
– Nie mogę opuścić pałacu, panie. Wszystko zostało ustalone. Po śmierci emira należę do ciebie.
Tytuł oryginału: Inherited for the Royal Bed
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2018
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2018 by Annie West
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie Ekstra są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 9788327647184