Rezydencja w Anglii - Annie West - ebook

Rezydencja w Anglii ebook

Annie West

3,8
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Jonas Devenson odkrywa, że z jego konta skradziono pieniądze. Ślady prowadzą do Silvii Ruggiero, kochanki jego nieżyjącego już ojca. Nieoczekiwanie jednak do kradzieży przyznaje się jej córka Ravenna. Jonas, któremu Ravenna się podoba, wpada na pomysł, żeby odpracowała dług. Zabiera ją do swojej rezydencji w Anglii…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 138

Oceny
3,8 (26 ocen)
8
7
9
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Annie West

Rezydencja w Anglii

Tłumaczenie: Natalia Wiśniewska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Obawiam się, że ostatni audyt wykazał pewne… nieprawidłowości.

Jonas spojrzał na swojego dyrektora finansowego, który usiadł naprzeciwko niego po drugiej stronie dużego, lśniącego biurka. Charles Barker był najlepszy w swoim fachu, dlatego jego zdenerwowanie całkowicie zaskoczyło Jonasa.

– To coś poważnego?

Baker potrząsnął głową.

– W świetle ogólnych zasad… to nie… – odparł bez przekonania, wiercąc się na krześle.

– Wyrzuć to z siebie, Charles – zirytował się Jonas.

Baker uśmiechnął się słabo, po czym postawił przed Jonasem swój laptop.

– Zwróć uwagę na dwie ostatnie linijki.

Jonas omiótł wzrokiem pozycje dotyczące przelewów. Jeden z nich opiewał na kilka tysięcy funtów, a drugi na znacznie wyższą kwotę. Przy żadnym z nich nie widniały jednak szczegółowe informacje o transakcjach.

– Co to takiego?

– Pieniądze wycofane z twojego konta inwestycyjnego.

Jonas spochmurniał.

– Ktoś włamał się na moje konto?

– Obawiam się, że tak, ale zdołaliśmy namierzyć sprawcę. – Jak było do przewidzenia, Barker najpierw rozwiązał problem, zanim przyszedł z nim do Jonasa. – Na pewno pamiętasz, że to konto zostało pierwotnie założone w ramach spółki rodzinnej?

Jak Jonas mógłby o tym zapomnieć? W końcu ojciec dołożył wszelkich starań, by stwarzać pozory, że to on stoi za sterami firmy. Prawda była jednak taka, że nie odnieśliby sukcesu, gdyby nie smykałka do interesów Jonasa oraz jego nieustające dążenie do bycia najlepszym. Ostatecznie ich drogi się rozeszły.

– Pamiętam – mruknął pod nosem.

Baker kolejny raz zmienił pozycję na krześle.

– Do wyprowadzenia tych pieniędzy użyto jednej ze starych książeczek czekowych, które dawno temu powinny zostać zniszczone. Co więcej, na czekach widnieje podpis twojego ojca…

– Rozumiem. – Jonas wyjrzał przez okno, wspominając mężczyznę, którego od lat nie nazywał ojcem. Już w dzieciństwie zrozumiał bowiem, jakim człowiekiem był Piers Deveson. Nigdy nie świecił przykładem i nie obchodził go honor rodziny. Nic dziwnego, że w końcu znalazł sposób, by podstępnie dobrać się do pieniędzy Jonasa. – A więc to Piers…

– Nie – zaprotestował Barker, siadając prosto. – Mamy powody podejrzewać, że nie stoi za tym twój ojciec. Popatrz na to.

Jonas przyjrzał się uważnie kartkom, na których widniały kserokopie wspomnianych czeków. Bez wątpienia podpisu nie złożył na nich sam Piers Deveson. Chociaż był zbliżony do oryginału, został sfałszowany.

– Zwróć uwagę na daty – dodał Barker. – Druga wypłata została zlecona dzień po śmierci twojego ojca.

Jonas skinął głową. Doskonale pamiętał ten dzień, chociaż było to już jakiś czas temu. Nie poczuł wtedy absolutnie nic; jego serce wypełniała pustka. Bardzo go to zaskoczyło, bo chociaż Piers był czarną owcą w swojej rodzinie, Jonas spodziewał się, że utrata rodzica poruszy w nim jakąś wrażliwą strunę. Nic takiego nie miało jednak miejsca.

– Zatem nie zrobił tego mój ojciec – odezwał się spokojnym, opanowanym głosem, chociaż w środku trząsł się z emocji.

– Nie, ale namierzyliśmy osobę, która sfałszowała podpis. Nazywa się Silvia Ruggiero i miesza w Paryżu pod tym adresem. – Barker podał mu kolejną kartkę papieru z danymi wspomnianej kobiety.

– Ach tak – mruknął Jonas, rozsiadając się wygodnie. – Więc lafirynda mojego ojca sądzi, że może żerować na jego rodzinie nawet po jego śmierci…

Doskonale pamiętał Silvię Ruggiero, jej zgrabną sylwetkę, błyszczące zielone oczy i ciemne włosy. Kiedy pracowała jeszcze jako pokojówka w domu rodzinnym Jonasa, jeden z jego kolegów nazwał ją prawdziwą seksbombą i miał absolutną rację.

Nie to było jednak najważniejsze. To dla niej ojciec porzucił rodzinę i wyjechał do Paryża, gdzie razem zamieszkali w luksusowym apartamencie.

Po tym ciosie matka Jonasa nie zdołała się już podnieść. Cztery miesiące później przedawkowała leki. Odebrała sobie życie z powodu mężczyzny, który nią pogardzał i nigdy nie traktował jej tak, jak na to zasługiwała.

Powodowany gniewem, który zawładnął nim pod wpływem wspomnień, zmiął kartkę z adresem. Rzadko dopuszczał emocje do głosu. Zwykle wolał działać, niż marnować czas na zmaganie się z uczuciami. Właśnie z tego powodu nie zemścił się na Piersie, tylko wykreślił go ze swojego życia. Przez sześć lat odrzucał wszelkie próby nawiązania kontaktu, które podejmował jego ojciec. Ale ta kobieta posunęła się za daleko. Skoro miała czelność pogrywać z nim w ten sposób, musiała zmierzyć się z konsekwencjami.

– Sam się tym zajmę, Charles – powiedział Jonas, uśmiechając się ponuro. – Nie musisz zgłaszać kradzieży. To sprawa osobista.

Zrozpaczona Ravenna przetrząsała apartament, biegając pomiędzy podróbkami pozłacanych krzeseł à la Ludwik XV i chińskimi parawanami. Chociaż mieścił się przy Place des Vosges, czyli pod jednym z najbardziej luksusowych adresów Paryża, nieraz razem z matką cierpiały tutaj głód i chłód. I kiedy było naprawdę źle, matka wymieniała drogie antyki na bezwartościowe podróbki, które obecnie stanowiły jedyne wyposażenie apartamentu. Zresztą robiła to z błogosławieństwem Piersa, któremu zależało na jej szczęściu.

Po śmierci ukochanego Silvia straciła dawny blask i bardzo się postarzała. Ravenna ledwo ją poznała, kiedy przyleciała do niej wkrótce po śmierci Piersa. Chociaż sama nie przepadała za tym człowiekiem, wiedziała, jak wielkim uczuciem darzyła go matka.

Żeby oszczędzić matce dodatkowych cierpień, wysłała ją do Włoch, gdzie na pewien czas zatrzymała się u znajomego, a sama zajęła się sprawami związanymi z apartamentem. Obawiała się, że lada dzień wierzyciele upomną się o swoje należności, zmuszając ją tym samym do spieniężenia wszystkiego, co jej zostało po matce.

Wzdychając, ponownie skupiła uwagę na stojących przed nią bibelotach. Ponieważ sama nie znała się na antykach, umówiła się z fachowcem, który miał jej pomóc oddzielić tandetne podróbki od cennych przedmiotów. Może jednak nie będzie musiała pozbywać się wszystkiego. Może wystarczy sprzedać kilka z tych pretensjonalnie wyglądających mebli, żeby pozbyć się długów.

Jonas po raz drugi nacisnął guzik przy domofonie. Kiedy już zaczął się zastanawiać, czy aby nie popełnił błędu, przyjeżdżając do Paryża, nie zbadawszy wcześniej sytuacji, usłyszał zdyszany kobiecy głos:

– Słucham?

– Przyszedłem na spotkanie z panią Ruggiero.

– Pan Giscard? Zapraszam na górę.

Jonas wszedł do przestronnego holu w całości wyłożonego marmurem. Zignorował windę i energicznym krokiem pokonał kilka pięter, żeby ostatecznie stanąć przed drzwiami prowadzącymi do miłosnego gniazdka swojego ojca. Z trudem zdusił obrzydzenie i przywołał spokój na twarz.

Chwilę później stanęła przed nim młoda kobieta. Z całą pewnością nie była tą, z którą zamierzał się spotkać, dlatego bez słowa minął ją i ruszył w głąb apartamentu.

– Ty nie jesteś panem Giscard! – rzuciła oskarżycielskim tonem, który sprawił, że przystanął i spojrzał na nią.

– Istotnie – odparł, wodząc wzrokiem po szczupłym, chociaż niepozbawionym krągłości ciele. Potem poświęcił chwilę jej twarzy. Miała szerokie ponętne usta, zgrabny nos, wydatne kości policzkowe i gęste, długie rzęsy okalające niezwykle jasne oczy. Chociaż nie nazwałby jej pięknością, miała w sobie coś urzekającego.

– Więc z kim mam do czynienia? – zapytała, unosząc głowę.

Jonas ściągnął brwi, zastanawiając się, dlaczego jego serce bije szybciej, niż powinno.

– Szukam pani Ruggiero. Pani Silvii Ruggiero. – Z trudem oderwał spojrzenie od jej krótko przystrzyżonych włosów.

– Nie był pan umówiony – powiedziała ostro.

– Ma pani rację. – Uśmiechnął się ponuro. – Ale Silvia na pewno mnie przyjmie.

Młoda kobieta zablokowała mu wejście do salonu, energicznie kręcąc głową.

– Jest pan ostatnią osobą, z którą chciałaby się spotkać – warknęła niespodziewanie.

– A więc poznaje mnie pani…

– Potrzebowałam chwilę, żeby wszystko sobie przypomnieć, ale tak, poznaję pana. – Po jej twarzy przemknęły emocje, których nie potrafił rozszyfrować.

– A kim pani jest? – Jonas był przyzwyczajony do tego, że ludzie rozpoznawali go dzięki zdjęciom w gazetach czy w telewizji, ale miał niejasne przeczucie, że z tą kobietą musiał się już kiedyś spotkać. Coś w jej zachowaniu i wyglądzie przywołało niewyraźne wspomnienia z jego pamięci.

– Kimś, o kim najwyraźniej łatwo zapomnieć – odparła, wykrzywiając usta w grymasie. – Ale to i tak bez znaczenia. Silvia wyjechała, więc się z panem nie spotka.

– W takim razie zaczekam, aż wróci. – Zrobił krok w jej stronę, ale ona się nie odsunęła. Była równie uparta jak on. Lecz bez względu na wszystko Jonas nie zamierzał zostawić tej sprawy niezałatwionej. – Muszę omówić z nią kwestie niecierpiące zwłoki.

Chrząknęła nerwowo, przestępując z nogi na nogę.

– Równie dobrze może je pan omówić ze mną. – Odwróciła się i ruszyła do salonu, licząc, że mężczyzna ruszy za nią.

Przez ułamek sekundy Jonas jak zahipnotyzowany obserwował, jak dziewczyna kołysze biodrami, po czym potrząsnął głową, wściekły na siebie, że rozprasza się w takiej chwili. Zanim zajął miejsce naprzeciwko niej, przyjrzał jej się uważnie. Jej napięte ciało wyraźnie sugerowało, że z każdą chwilą denerwowała się coraz bardziej. Kimkolwiek była, musiała działać w zmowie z Silvią Ruggiero, dlatego Jonas ani trochę jej nie ufał.

– Dlaczego miałbym omawiać sprawy osobiste z nieznajomą? – zapytał, spoglądając na pozłacany zegar wiszący na wytapetowanej ścianie. Wyglądało na to, że wszystko w tym mieszkaniu było przesadnie zdobione. Zauważył także, że autentyczność wielu antyków można by poddać w wątpliwość. Cały ten blichtr i patyna doskonale pasowały do jego ojca.

– Nie jestem nieznajomą – odparła szorstko. – Nazywam się Ravenna. Jestem córką Silvii.

Ravenna patrzyła, jak jego twarz zastyga w grymasie niedowierzania. Właściwie mogła się spodziewać takiej reakcji. W końcu była niezgrabnym dzieckiem, miała zdecydowanie za długie nogi i ręce i za duży nos w stosunku do reszty twarzy. Często, kiedy pojawiała się w towarzystwie swojej pięknej matki, słyszała niewybredne komentarze. Najłagodniejsze z nich brzmiały: „Wcale nie jesteście do siebie podobne” albo „Bardzo się od siebie różnicie”. Na szczęście czas działał na jej korzyść.

Mimo wszystko sądziła, że Jonas ją pozna. Z drugiej strony sama ledwo dostrzegała w nim miłego młodego mężczyznę, który okazał jej dużo serca, kiedy pewnego dnia znalazł ją zrozpaczoną w stajni. Sprawiał wtedy wrażenie znacznie łagodniejszego i bardziej wyrozumiałego człowieka. Bardzo jej wtedy zaimponował, a nawet na moment skradł jej serce.

Kto by przypuszczał, że wyrośnie na takiego gbura?

Tylko jego seksapil pozostał niezmienny. Chociaż twarz straciła młodzieńczy wygląd, nadal sprawiała wrażenie, jakby została wyrzeźbiona z marmuru. Kiedy przyglądała się jego arogancko zadartemu nosowi, silnie zarysowanej szczęce, ciemnym włosom i szerokim ramionom, była pewna, że niejedna kobieta straciła dla niego głowę. Ale chociaż nie mogła odmówić mu urody, nie potrafiła zaakceptować jego bezczelnego zachowania.

Zrobiła głęboki wdech, zanim spojrzała mu prosto w oczy.

– Czego pan chce od mojej matki? – zapytała, sadowiąc się wygodnie. Założyła nogę na nogę, a ręce oparła na podłokietnikach. Próbowała przyjąć zrelaksowaną pozę.

– Proszę powiedzieć mi tylko, kiedy ona wróci – odparł, z trudem kontrolując złość, która wyzierała z jego oczu.

– Jeśli nie potrafi pan rozmawiać spokojnie, to może pan wyjść od razu. – Ravenna zerwała się na równe nogi. Nie zamierzała dłużej tolerować rozpieszczonego synalka Piersa, zwłaszcza że nie była w najlepszej kondycji psychicznej.

Nie czekając na jego reakcję, ruszyła do drzwi. Przystanęła jednak na dźwięk jego głosu.

– Sprawa, którą muszę omówić z pani matką, jest bardzo osobista.

Odwróciła się wolno w kierunku nieproszonego gościa. Jego oczy błyszczały złowieszczo, a usta miał ściągnięte w cienką kreskę. Wyglądał groźnie i nieprzejednanie. Ravenna miała pewność, że jej matka nie byłaby teraz w stanie stawić mu czoła. Musiała więc chronić ją za wszelką cenę.

– Moja matka opuściła Paryż. Może pan porozmawiać wyłącznie ze mną.

Kręcąc głową, Jonas ruszył w jej stronę. Przystanął dopiero pół kroku przed nią. Właściwie znalazł się tak blisko, że czuła bijące od niego ciepło.

– Gdzie ona jest? – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Muszę to wiedzieć teraz.

Ravenna zacisnęła pięści tak mocno, że paznokcie wbiły jej się w dłonie.

– Nie jestem pańską służącą. – Z trudem zachowywała opanowanie. Wiedziała przecież, że ten mężczyzna przysporzył Silvii wielu zmartwień, gdy odmówił pojednania ze swoim ojcem. – Nie ma pan nade mną żadnej władzy i nie może mi rozkazywać.

Atmosfera stała się tak napięta, że można by ją ciąć nożem.

– To prawda – warknął gniewnie. – Ale mam władzę nad pani matką.

– Jak mam to rozumieć?

– Silvia wpakowała się w poważne tarapaty – wyjaśnił zmienionym głosem, przesadnie słodkim, lecz równie przerażającym. – I nie spocznę, póki nie poślę jej do więzienia.

ROZDZIAŁ DRUGI

Świat zawirował Ravennie przed oczami i instynktownie wyciągnęła rękę, żeby się czegoś chwycić.

Ostatnie miesiące ciężko ją doświadczyły, dlatego groźba Jonasa Devesona wywarła na niej tym większe wrażenie. Nienawiść w jego oczach zwyczajnie ją przeraziła. Wiedziała, że ten człowiek nie żartował i jeśli zamierzał posłać jej matkę do więzienia, nic nie mogło go powstrzymać.

Oszołomiona spojrzała na swoje palce, wczepione kurczowo w klapę marynarki mężczyzny, i czym prędzej cofnęła rękę.

– Wszystko w porządku? – zapytał nagle troskliwym głosem, a jego twarz złagodniała.

Odwróciła się od niego i podeszła do okna. Ale gdy kolejny raz zakręciło jej się w głowie, chwyciła się jednej z ciężkich, złotych zasłon.

– Ravenno?

Spojrzała na niego zdumiona, że zwrócił się do niej po imieniu. Co więcej, wymówił je tak, jakby naprawdę przejmował się jej losem, podobnie jak wiele lat temu, kiedy pocieszał ją w stajni. Dorastanie wśród rówieśników, którzy wiecznie z niej kpili, nie było łatwe, a nie miała nikogo, komu mogłaby się wyżalić. Jonas wysłuchał jej cierpliwie, okazał wiele zrozumienia i sprawił, że zrobiło jej się lżej na sercu.

Mimo wszystko nie mogła pozwolić, żeby uśpił jej czujność.

– Od kiedy jesteśmy na ty?

– Daj spokój. Lepiej powiedz, czy dobrze się czujesz.

Chociaż na niego nie patrzyła, wiedziała, że do niej podszedł.

– Na tyle dobrze, na ile może się czuć człowiek, który właśnie usłyszał, że jego matka ma trafić za kraty.

Przez moment przyglądała się widokowi za oknem. Place des Vosges był elegancki i symetryczny. Całe to miejsce, wraz z przepięknym ogrodem, wyglądało tak, jakby nic nie mogło zmącić jego spokoju. Ale Ravenna wiedziała, że niczego nie można brać w życiu za pewnik.

Niechętnie spojrzała na Jonasa i zdała sobie sprawę, że mężczyzna przygląda jej się uważnie.

– O co oskarżasz moją matkę? – zapytała z trudem.

– Mam niepodważalne dowody, że popełniła przestępstwo – odparł wymijająco. – Nie przyjechałbym tutaj, gdyby było inaczej…

Serce Ravenny zamarło. Nie zamierzała jednak okazać strachu.

– A więc w końcu znalazłeś sposób, żeby zniszczyć kobietę, którą pogardzałeś przez lata, tylko dlatego że zakochała się w twoim ojcu. – Jej oczy zapłonęły gniewnie, gdy skrzyżowała ręce na piersi. – Pamiętaj jednak, że chociaż nie ma już przy niej Piersa, który mógłby ją bronić, ona nie jest sama.

– Mam przez to rozumieć, że znalazła sobie nowego opiekuna? Tak szybko? To chyba jakiś nowy rekord.

Ravenna zamachnęła się, lecz Jonas był szybszy. Zanim jej dłoń trafiła w gładko ogolony policzek, chwycił mocno jej nadgarstek. W efekcie znalazła się tak blisko niego, że poczuła intensywny męski zapach z delikatną nutą cytrusów. Odurzył ją niczym wyborne wino i z trudem opanowała drżenie.

Zrozumiała, że stanowił zagrożenie nie tylko z powodu tego, co planował względem Silvii. Dlatego z tym większą determinacją spróbowała wyrwać się z jego uścisku – na próżno. Idealnie skrojony garnitur skrywał wielką siłę, z którą nie mogła się mierzyć. Nigdy wcześniej nie była tak bardzo świadoma fizycznej przewagi mężczyzny nad kobietą. Panika napięła jej nerwy jak postronki.

– Nikomu nie pozwolę podnosić na mnie ręki – wycedził przez zaciśnięte zęby, nie odrywając od niej wzroku.

– Nikomu nie pozwolę obrażać mojej matki – odcięła się.

Chociaż miał nad nią niekwestionowaną przewagę, nie zamierzała poddać się bez walki.

– Czyli znaleźliśmy się w impasie.

Nagle wydało jej się, że Jonas przyciągnął ją bliżej. A może to ona się do niego przysunęła? Tak czy inaczej, musiała wspiąć się na palce, kiedy pociągnął w górę jej rękę.

– Może więc przestaniesz zgrywać macho? – Zrobiła pauzę, zanim dodała: – Chyba że koniecznie musisz coś udowodnić.

Odetchnęła z ulgą, kiedy ją puścił, ale zanim wróciła do rozmowy, odsunęła się od niego na bezpieczną odległość.

– Wyjaśnijmy sobie jedno – powiedziała z naciskiem. – Moja matka kochała twojego ojca.

– Oczekujesz, że w to uwierzę? – Jonas uśmiechnął się pogardliwie. – Jestem już trochę za duży na takie bajki. Dobrze wiem, że Silvia próbowała jedynie usidlić bogatego kochanka, który mógłby ją później utrzymywać. Nie znam nikogo, kto by w to wątpił.

– Moja matka nigdy…

Uniósł dłoń, żeby uciszyć Ravennę.

– Mój ojciec był od niej znacznie starszy, a do tego miał żonę i dzieci. Wiódł wygodne życie, a ludzie go szanowali. Naprawdę myślisz, że rzuciłby to wszystko, gdyby nie omamiła go podstępna naciągaczka?

– Czyli nie wierzysz w miłość?

– W jaką miłość? Domyślam się, że Silvia zaspokajała jego najbardziej podstawowe potrzeby. Pewnie kochał ją tak samo jak wszystko inne, co weszło w jego posiadanie. – Na moment zatrzymał wzrok na obrazie Cézanne’a, który był tylko wspomnieniem po oryginale sprzedanym kilka lat wcześniej. Prychnął pogardliwie, wzruszając ramionami. – A twoja matka musiała traktować go jako źródło utrzymania. Nie łączyło ich nic poza zamiłowaniem do życia w luksusie i pogardą dla ciężkiej pracy.

– Wystarczy! Nie zamierzam słuchać tych ociekających jadem oszczerstw!

Jonas zmarszczył czoło.

– Nie jesteś już małą dziewczynką, Ravenno. Nie możesz udawać, że nie dostrzegasz prawdy.

– Daj spokój. – Uniosła rękę, żeby go uciszyć. – Wygląda na to, że nie dojdziemy do porozumienia w tym temacie, więc nie ma sensu go kontynuować. Przejdź więc lepiej do sedna i wyjaśnij, co takiego zrobiła moja matka.

Jonas oddychał wolno, tłumiąc potężną furię, która próbowała przejąć nad nim kontrolę. Rzadko tracił panowanie nad sobą. Właściwie słynął z tego, że nawet w najtrudniejszych sytuacjach potrafił zachować spokój. Partnerzy biznesowi cenili jego zrównoważenie, rzetelność i niezawodność.

Ale tym razem ręce drżały mu z emocji.

– Słucham – powiedziała zniecierpliwiona Ravenna.

Jej głos przyciągnął jego uwagę. Kiedy na nią spojrzał, pomyślał, że nigdy nie rozpoznałby w niej młodej zapłakanej dziewczyny, którą była, kiedy widział ją po raz ostatni. Chociaż nie wyglądała wtedy tak atrakcyjnie jak teraz, pamiętał, że spodobały mu się jej usta i olśniewające oczy, a także niski, zmysłowy głos. Pomyślał wówczas, że to nieoszlifowany diament, który w przyszłości rozbłyśnie pełnym blaskiem.

I oto stała przed nim, w pełni dojrzała i hipnotyzująca. Była seksowna, smukła, elegancka i potwornie pyskata, co tylko dodawało jej uroku. Jonas wciąż musiał się upominać, żeby oderwać od niej wzrok. Pierwszy raz w życiu zaczął się zastanawiać, co by się stało, gdyby się dał porwać chwili.

– Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – zapytała, pstrykając palcami przed jego twarzą.

Jonas przeklął w duchu, że kolejny raz się zdekoncentrował.

– Chcesz wiedzieć, co zrobiła twoja matka? – zapytał, odsuwając na bok niedorzeczne myśli. – Ukradła pieniądze. Moje pieniądze.

Z satysfakcją obserwował, jak Ravenna szeroko otwiera oczy ze zdumienia. Chociaż tak uparcie broniła matki, prędzej czy później będzie musiała zwątpić w jej niewinność, zważywszy na dowody, którymi dysponował.

Dobrze pamiętał, jak przyłapał kiedyś Silvię w garderobie swojej matki. Stała przed lustrem, przykładając do dekoltu drogą kolię z szafirów i pereł. Na jego widok zamiast poczuć się zawstydzona, tylko się roześmiała i wyjaśniła, że żadna kobieta nie mogłaby się temu oprzeć. Potem odłożyła biżuterię na toaletkę jak gdyby nigdy nic i zajęła się poprawianiem poduszek.

– To niemożliwe – usłyszał w odpowiedzi. Głos Ravenny brzmiał szorstko i niepewnie. – Ona nigdy by tego nie zrobiła.

– Czyżby? – Kolejny raz rozejrzał się po pokoju i zaczął się zastanawiać, ile z elementów umeblowania było podróbką. Najwyraźniej pozbyli się co cenniejszych przedmiotów, kiedy zaczęło być krucho z pieniędzmi. – To jak wytłumaczysz fakt, że podrobiła podpis mojego ojca na czekach, które nie miały prawa znaleźć się w jej posiadaniu?

– Dlaczego uważasz, że to ona?

– Bo nikt inny nie miał do nich dostępu. Jestem pewien, że Piers pilnował ich jak oka w głowie. Pewnie książeczka czekowa nadal schowana jest gdzieś tutaj…

– Nawet o tym nie myśl – ostrzegła go Ravenna, patrząc, jak wodzi wzrokiem dookoła. – Nie pozwolę ci tutaj węszyć. Poza tym nawet gdybyś ją znalazł, skąd pewność, że to nie sam Piers podpisał czeki?

– A stąd, że ostatni czek został zrealizowany dzień po jego śmierci.

– Kłamiesz – powiedziała ledwo słyszalnym szeptem.

– Możesz mi nie wierzyć, ale taka jest prawda. – Drażniła go jej ślepa wiara w niewinność matki. Właściwie nawet jej tego zazdrościł, bo w jego rodzinie próżno było szukać dowodów podobnej lojalności. Niemniej wyciągnął z kieszeni ksero sfałszowanych czeków, które następnie jej podał. – Proszę, sama zobacz.

W przeciwieństwie do swojego ojca Jonas nigdy nie kłamał i był z tego dumny. Już jako dziecko przysiągł sobie, że nigdy nie stanie się taki jak Piers.

Zrozumiał, że także Ravenna dostrzegła prawdę, ponieważ zbladła i zaczęła drżeć na całym ciele. Właściwie zrobiło mu się jej żal. Nie ponosiła przecież winy za grzechy swojej matki.

Mimo wszystko, odkąd przekroczył próg tego apartamentu, zachowywał się właśnie tak, jakby uważał ją za współodpowiedzialną przestępczego procederu Silvii. Gdy zdał sobie z tego sprawę, poczuł nieprzyjemny skurcz żołądka. Potraktował ją niesprawiedliwie.

– Może usiądziesz? – zapytał pospiesznie.

Ale ona nie odpowiedziała. Stała ze spuszczoną głową, nie odrywając wzroku od kartki papieru, którą ściskała w dłoniach.

– Ravenno? – Przysunął się do niej, żeby się lepiej przyjrzeć jej twarzy.

Wtedy podniosła głowę i ich spojrzenia się spotkały.

– Jesteś w błędzie – powiedziała dziwnym głosem. – Moja matka nie ma nic wspólnego z tymi czekami.

– Nie możesz zaprzeczać, skoro masz w rękach dowód przestępstwa.

– Owszem, to dowód przestępstwa… ale mojego. To ja wzięłam twoje pieniądze.

Tytuł oryginału: An Enticing Debt to Pay

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2013

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Łucja Dubrawska-Anczarska

© 2013 by Annie West

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2015, 2016

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-2270-9

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.