Po zbutwiałych schodach - Anna Musiałowicz - ebook + audiobook

Po zbutwiałych schodach ebook i audiobook

Musiałowicz Anna

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Była stara i brzydka. Mijało się ją bez słowa, bo wtopiła się w okoliczny krajobraz pełen chaszczy, pyłu i kamieni, tak jakby zrodziła ją ziemia, a nie stworzyły ręce budowniczych. Skrywała w sobie sekrety, o których szeptano tylko pośród czterech ścian. Kamienica.

 

Po jej zbutwiałych schodach Anna Musiałowicz wprowadza nas w światy równoległe, gdzie czas przestaje mieć znaczenie, a losy lokatorów splatają się w przedziwnych okolicznościach. Co łączy wszystkich bohaterów? Co ich rozdzieli? I kim jest stary Ciesiółka - gospodarzem czy może tajemniczym strażnikiem tego miejsca?

 

Anna Musiałowicz - z wykształcenia pedagożka-resocjalizatorka. Z natury włóczykij. Jest współtwórczynią projektu Anushka&Betushka zajmującego się malowaniem na odzieży. W chwilach wolnych nawiedza zamki, grywa w szachy. Ma milion pomysłów na sekundę i przekuwa je w działanie. Zadebiutowała w 2016 roku i od tego czasu opublikowała kilkadziesiąt opowiadań w antologiach, czasopismach i podręcznikach RPG. Jest autorką powieści Diabeł zza okna (nominacja do nagrody KSIĄŻKA ROKU 2020 w plebiscycie portalu lubimyczytac.pl), Kuklany las (wyróżnienie w plebiscycie Brakująca Litera na Polską Książkę Roku) i Śnieg jeszcze czysty.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 192

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 43 min

Lektor: Roch Siemianowski
Oceny
4,3 (93 oceny)
48
27
17
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Bartuszkowa

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
wirnik

Dobrze spędzony czas

Sposób poprowadzenia narracji - pierwsza klasa!
00
senioritag

Nie oderwiesz się od lektury

A to ci dopiero historia! Uwielbiam takie klimaty.
00
MaximoRodriguez

Dobrze spędzony czas

Ciekawa, orginalna historia.
00
justynadomanska

Nie oderwiesz się od lektury

Ta książka żyje, oddycha, przenika nad swoimi spostrzeżeniami. Tak potrafi tylko Anna, która potrafiła z klatki schodowej stworzyć historię, którą czyta się z zapartym tchem. A przecież takich klatek schodowych są miliony i każda może swoją historię opowiedzieć. 😍
00

Popularność




Copyright © Anna Musiałowicz, 2024

Copyright © for Polish edition by Stara Szkoła Sp. z o.o., 2024

All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, udostępnianie i rozpowszechnianie całości lub fragmentów bez pisemnej zgody wydawnictwa zabronione.

Projekt okładki: Radosław Bączkowski, Quite Studio

Redakcja: Mirosław Śmigielski

Korekta: Ewa Żak

Wydawca:

Stara Szkoła Sp. z o.o.

Rudno 16, 56-100 Wołów

[email protected]

www.stara-szkola.com

ISBN: 978-83-67889-21-6

Opracowanie ebooka: Katarzyna Rek

Wstęp

Była stara i brzydka. Mijało się ją bez słowa, bo wrosła w krajobraz pełen chaszczy, pyłu, piachu i walających się wokół niej kamieni, jakby zrodziła ją ziemia, a nie stworzyły ręce budowniczych sprzed wieku. Tynk odpadał płatami, choć nad jednym z okien pozostały resztki ornamentów. Jakaś cherubinia twarz z ukruszonym nosem wśród kwiatowego akantu spoglądała spod półprzymkniętych powiek, jakby przespała fakt, że już dawno powinna podzielić los swych elewacyjnych braci. Spękać, oddać się wiatrom i deszczom, przyjąć słońca i śniegi, by wreszcie z cichym szelestem skruszeć, posypać się i złączyć z ziemią.

Tynk zapewne miał kiedyś żółtą barwę, dziś jego brudne resztki trzymały się czerwonej cegły, nieoporne na upływ czasu, choć uparte jak osioł. Gdyby tę kamienicę przyrównać do człowieka, przypominałaby zbyt szeroką w biodrach kobietę, która przycupnęła wśród dzikiej roślinności, zapadła się swym ciężarem w ziemię, zgarbiła, pochyliła jak żebraczka. Zszarzałe dachówki przywodziłyby na myśl siwe włosy, wypadające tu i ówdzie, zostawiające dziury jak rany, przez które nikt, kto zachował resztki rozumu, nie pragnąłby zajrzeć do wnętrza, w którym skrywało się tak wiele wspomnień radosnych i tych pełnych bólu, myśli wypowiedzianych i przemilczanych; do wnętrza, w którym wciąż tliło się życie, choć z zewnątrz wyglądało, jakby dawno temu umarło. Okna jak oczy patrzyły na świat, choć zaćma brudu pokryła niewybite szyby, a tam, gdzie spękane stalaktyty szkła dzwoniły przy najmniejszym podmuchu, tkwiły deski i kartony, niczym opaska na pustym oczodole. Nie pozostał żaden ślad po okiennicach. Były też drzwi jak usta: spękane, z wciśniętym kneblem dykty. Na wysokości około dwóch metrów tkwiła jaskrawożółta tabliczka z czerwonym napisem „Wstęp wzbroniony”. Poniżej, na kolejnej tabliczce, ciut większej, ale niemal nieczytelnej, powtórzono komunikat czarnymi literami, dodając „Grozi zawaleniem”. Trzecia informacja „Budynek przeznaczony do rozbiórki” odpadła i leżała wśród przerośniętej trawy, brzęcząc jedynie, gdy deszcz uderzał w metal.

Pośród trawy i zaniedbanych krzewów została wydeptana wąziutka ścieżka. Prowadziła na tył kamienicy, gdzie znajdowały się kolejne wejścia. Każdego ranka, dokładnie trzy minuty przed szóstą, w zamku zgrzytał klucz i pełne dziur drzwi, łatane kawałkami dykty, otwierały się. Równo o dwudziestej drugiej zamek zgrzytał ponownie, broniąc dostępu niepożądanym gościom. Jedyny lokator tego budynku pilnował porządku, nie zmieniając swoich zwyczajów od kilkudziesięciu lat.

Niewielu śmiałków się tu zapuszczało. Czasem ktoś przyszedł sprawdzić, czy stary Ciesiółka nadal żyje, ale facet miał się dobrze. Zresztą nikt tak naprawdę nie obawiał się o zdrowie lokatora, gdyż można go było regularnie zobaczyć w pobliskim sklepie spożywczym, a gdy nieopodal otwarto market znanej sieci, to właśnie tam, bo było taniej. Zawsze starannie ogolony, w wyprasowanej koszuli, kupował chleb, suchą krakowską, bo ją uwielbiał, oraz jakieś warzywo na śniadanie i kolację. Obiady jadał w barze mlecznym, gdzie miał wykupiony abonament. Nie lubił gotować. Zatem jeśli ktoś pojawiał się na posesji, to tylko po to, by sprawdzić, czy prawdą jest to, co się o kamienicy mówi. A mówiono wiele i niewiele, najciekawszą zaś sprawą stał się sam Ciesiółka, trwający jak kamień na swoim miejscu i nie pozwalający się przenieść do żadnego z mieszkań zastępczych w bliższej i dalszej okolicy, które oferowali mu urzędnicy, zaniepokojeni tym, że pewnego dnia kamienica po prostu złoży się jak domek z kart. Czy kierowała nimi troska o dobro Ciesiółki, czy o swoje stanowiska – nie warto wnikać. Faktem jest, że mężczyzna tkwił tam sam jak palec, zajmując jedno z osiemnastu mieszkań, które znajdowały się tu zgodnie z informacją na tablicy lokatorów. Nazwiska dawnych mieszkańców, wypisane kaligraficznym pismem, wyblakły, tusz zbrązowiał, ale wciąż można było przeczytać, że pod dwójką mieszkali Schultzowie, pod trójką Wiśniewscy, potem trzeba było się dobrze przyjrzeć, ale od numeru dwunastego nazwiska znów były dość czytelne. Tyle że od dawna nieaktualne.

Żeby spotkać się z Ciesiółką w jego mieszkaniu, należało najpierw nie przegapić kamienicy, która mimo że straszyła wyglądem, zdawała się niedostrzegalna. Po prostu szło się chodnikiem, zresztą całkiem niedawno zmodernizowanym, droga wiodła prosto i dopiero przy przystanku autobusowym stawało się jasne, że przeszło się za daleko. Mało kto trafiał do celu od razu i nie musiał wracać kilkudziesięciu metrów. Potem trzeba było znaleźć wąziutki przesmyk pomiędzy gałęziami, ale gdy już weszło się na podwórze z tyłu kamienicy, okazywało się, że jest tu całkiem przestronnie i czysto. Ciesiółka dbał o swój dom na tyle, ile mógł i potrafił. Naprzeciwko kamienicy stał budynek gospodarczy. Dawno temu mieścił się w nim wychodek, a ponadto do każdego z mieszkań przypisana była komórka, niegdyś funkcjonująca jako składzik na węgiel, a podobno jeszcze wcześniej – zanim postawiono ścianki wewnętrzne i wyodrębniono klitki – na zboże. Wszystkie pomieszczenia miały wiszące na naoliwionych zawiasach drzwi zamykane na kłódki, ale zapadniętego dachu Ciesiółka już nie ogarnął. Podwórze było zamiecione, a gruz i tynk odpadający od elewacji regularnie usuwany i składowany w specjalnie przeznaczonym do tego koszu przy budynku gospodarczym. Za nim stało wysokie betonowe ogrodzenie, broniące nie tylko dostępu, ale i widoku do strzeżonego osiedla, które wyrosło tu nie dalej niż dwadzieścia lat temu. W tamtych czasach kamienica stała praktycznie na obrzeżach miasta, dosłownie kilka metrów od tablicy informującej o wjeździe nawet nie tylko do miejscowości, ale i do ówczesnego województwa. Nikt by nie pomyślał, że w przeciągu tak krótkiego okresu wąską, brukowaną ulicę, przy której stał budynek, zastąpi czteropasmowa jezdnia, obok wybudują trzy markety, niewielki pasaż handlowy, a pola pełne złocistych łanów zarosną blokowiskami.

Do kamienicy z tyłu prowadziły dwa wejścia. Jedno było wiecznie otwarte. Znajdowały się przed nim betonowe schody z betonową poręczą, na której w latach dawnej świetności ustawiano pelargonie. Kiedy kilka lat temu bezdomni usiłowali zaanektować sobie klatkę schodową na noclegownię, drzwi z tego miejsca zniknęły. Ciesiółka nie lubił szemranego towarzystwa. Nikt nie znał prawdy, w jaki sposób przegonił niechcianych lokatorów. O Ciesiółce krążyły legendy i im bardziej niesamowitą historię o nim opowiadano, tym wiarygodniejsza się wydawała. W każdym razie drzwi usunięto raz na zawsze, a z tamtego wejścia ziała pustka, w którą nikt nie odważył się wstąpić.

Ciesiółka mieszkał w zamykanej części kamienicy na pierwszym piętrze w lokalu po lewej stronie. Już dotarcie do drzwi mieszkania nosiło znamiona przygody. Na klatce schodowej panował półmrok. W słoneczny dzień promienie przenikały jedynie przez wyrwy w dykcie zasłaniającej okno na półpiętrze. Nie warto więc było zamykać za sobą drzwi wejściowych, gdyż zza nich właśnie dobiegało najwięcej światła. Nie radziłbym wchodzić tu po zmroku bez latarki. Było wtedy czarno jak w dupie.

Początkowym etapem podróży do lokalu Ciesiółki było dotarcie do schodów. Tu czyhały pierwsze pułapki. Każdy krok wzniecał chmurę kurzu, tak gęstą, że niemal zalepiała oczy. Trudno było nie zakaszleć, co – wraz ze zgrzytem zawiasów – stanowiło informację, że ktoś wszedł do kamienicy. Ciesiółka już wiedział o tobie i daj Boże, aby cię oczekiwał albo zwyczajnie miał ochotę na towarzystwo. W przeciwnym razie na głowę niechcianego gościa mógłby spaść kawałek drewna – fragment krokwi czy innej belki, na tyle mały, by nie zrobić krzywdy, lecz na tyle wymowny, by zniechęcić do dalszej eksploracji. Tajemnicą jest to, czy spadającymi obiektami rządził przypadek, czy Ciesiółka, który mimo wieku i problemów ze wzrokiem cela miał jak nikt.

Gdy kurz opadł, nadchodził czas, by dojść do schodów. Nogi należało podnosić wysoko, gdyż spękane płytki podłogowe czasem stawały na sztorc, a gość ryzykował potknięcie i upadek. Lepiej nie myśleć, co faktycznie chrzęściło pod nogami, na pewno nie warto było na to upaść. Co ciekawe, Ciesiółka regularnie usuwał gruz, pył oraz wszelkie odłamki i inne śmieci. Niemal codziennie wynosił je w blaszanym wiadrze do pojemnika przy budynku gospodarczym, ale kamienica wciąż jakby rodziła je na nowo, budząc niepewność w tych, którzy chcieli wstąpić w jej progi. Czy można tu ugrzęznąć na zawsze?

Gdy udało się dotrzeć do schodów, ważne było, by przypadkiem nie podeprzeć się o drewnianą poręcz. Przy najmniejszym podmuchu wiatru wdzierającego się tu przez uchylone drzwi chybotała się na wszystkie strony. Na wpół przeżarta przez korniki dawno przestała zdobić, nie mówiąc już o funkcji, którą miała spełniać. Nie warto było też iść środkiem schodów. Te, zbutwiałe, uginały się pod stopami jak gąbka. Zatem najlepszym rozwiązaniem okazywało się trzymanie się ściany. Tam drewno było jeszcze twarde, a stopnie w miarę stabilne. Dotyk muru nie należał do przyjemnych. Pod palcami wyczuwało się wilgoć, a wyobraźnia podsuwała obrazy pokrywającej go pleśni i łażącego wszędzie robactwa.

Podobno ściany mają uszy, lecz nic nie mówi się o ich ustach. Jeśli jednak dobrze się wsłuchałeś, te tutaj szeptały między sobą.

Rozdział 1

Ciesiółka. Mieszkanie nr 4

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Jedno wydarzenie, jedna krótka, tragiczna chwila całkowicie odmienia życie małej Gabrysi. Po śmierci matki dziewczynka wychowuje się pod opieka nieczułego i zagubionego ojca, pogrążonej w starczych rozważaniach babki oraz krążących po domu... duchów.

Dorastanie na polskiej wsi pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku nie jest łatwe. O zapomniana przez rodzinę Gabrysie powoli zaczyna się upominać życie wraz ze swoimi odwiecznymi prawami, zwierzęcością i okrucieństwem.

Anna Musiałowicz stworzyła kolejna przejmująca opowieść, której główna bohaterka jest słowiańska wieś, daleka od sielskości, pełna demonów i przesądów, pokutujących w naszym społeczeństwie do dziś.

Gdy pięcioletni Maciek wraca z wycieczki do lasu, wydaje się matce nieswój. Czy coś się stało? Coś, o czym chłopiec nie chce rozmawiać?

Paweł idzie nocą przez las. Zna go jak własna kieszeń, lecz tym razem gubi drogę. Czy na zawsze?

W chatce pod lasem mieszka stara kobieta. Z jej ust wylatują muchy...

Anna Musiałowicz stworzyła baśniowa opowieść, która jest nieco przerażająca. Na polskiej scenie literackiej pojawia się bardzo obiecujący głos. I nawołuje do kuklanego lasu.

„Kuklany las to gęsta od znaczeń, pięknie napisana i przede wszystkim bardzo niepokojąca powieść, która zostaje z czytelnikiem na długo po zakończeniu lektury. Polecam.”

Anna Kańtoch

Dwunastoletnia Basia, jej starsza siostra Kasia oraz rodzice tworzą na pozór typową i szczęśliwą rodzinę. Jednak pod powłoką tak zwanej normalności skrywają się wzajemne pretensje, problemy i brak zrozumienia. Dojrzewająca Basia odkrywa w sobie talent plastyczny, lecz im bardziej próbuje żyć w zgodzie z własną naturą, tym usilniej

Czy tak młoda dziewczyna ma szansę ucieczki z życiowej pułapki? Czy jako społeczeństwo wykształciliśmy odpowiedni system pomocy dzieciom? Czy przepaść między córką a rodzicami jest możliwa do przeskoczenia?

Petra Dvořáková, jedna z najważniejszych czeskich pisarek współczesnych, bezkompromisowo porusza ważne tematy społeczne, ubierając je w świetną fabułę. Ta książka to lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy pragną znaleźć klucz do świata dziecięcych emocji.

Trybecz, pasmo górskie na Słowacji. Od dziesięcioleci krążą o nim legendy z powodu tajemniczych zaginięć. Niektóre ofiary zostały znalezione martwe. Niektóre zniknęły bez śladu. A jeszcze inne powróciły – ranne i niezdolne do życia. Igor zdobył tytuł magistra. Po pięciu latach wreszcie może zacząć karierę jako… robotnik budowlany. Na swojej pierwszej budowie odkrywa tajemniczy sejf. Znajduje w nim płyty gramofonowe sprzed kilkudziesięciu lat. Słyszy na nich głos człowieka, który przez ponad trzy miesiące błąkał się w górach Trybecza.

Legenda, mistyfikacja czy przerażająca rzeczywistość?

Świetna powieść najpopularniejszego słowackiego pisarza. Jozef Karika staje twarzą w twarz z legendą Trybecza.

Szczelina zdobyła najważniejszą słowacką nagrodę literacką ANASOFT LITERA w kategorii NAGRODA CZYTELNIKÓW!

Sasha ma dwanaście lat. Marzy o tym, by zostać królową śmiechu. By zostać Comedy Queen. Jej mama często mawiała, że niektórzy ludzie mają funny bones, czyli zabawne kości. Dzięki temu rozśmieszanie innych przychodzi im z łatwością. Tyle że mama Sashy już nie żyje.

Comedy Queen to cudowna opowieść o miłości, odwadze, tęsknocie i śmiechu. Wzruszająca, zabawna i doskonała. Jenny Jägerfeld jest w Szwecji uważana za współczesną Astrid Lindgren i nie ma w tym porównaniu ani odrobiny przesady. Przekonajcie się sami!

Najlepsza szwedzka powieść dla młodzieży ostatnich lat!

Nagroda dla najlepszej książki dla dzieci.

Nagroda Szwedzkiego Radia dla najlepszej ksiazki dla dzieci.

Nominacja dla najlepszej książki dla dzieci i młodzieży.

Ainika to raj. Hałaśliwy, niebezpieczny, chaotyczny, czasem nawet cuchnący, ale raj. Zwłaszcza w porównaniu z reszta kraju.

Siranuk ma winnice i swoje sekrety, Kira chce po prostu leczyć ludzi, a Tamasowi zależy wyłącznie na korzystaniu z władzy oraz benefitów z nią związanych. Ich życia są całkiem przyjemne i pełne możliwości. Do czasu.

Prawdziwa Rewolucja nadciąga ze stolicy wraz z nowa Siewczynią Sprawiedliwości, armia betonowych golemów i złowrogim bluszczem. Ainika ma stać się taka, jak reszta kraju – szara, milcząca oraz zamknięta.

Czy zmieni się w grobowiec swoich mieszkańców?

Agnieszka Osikowicz-Chwaja po raz kolejny oddaje w nasze ręce doskonała powieść pełna fantastyki. To kolejny po Pamięci lasu i Szeptach na wzgórzach tekst, w którym fantastyczne wizje autorki pozostają w bliskim związku ze światem rzeczywistym.

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Wstęp
Rozdział 1. Ciesiółka. Mieszkanie nr 4
Rozdział 2. Stara Wiśniewska spod siódemki
Rozdział 3. U Ciesiółki pod czwórką
Rozdział 4. Czorty spod szóstki
Rozdział 5. Kawa pod czwórką
Rozdział 6. Spadkobierca fryzjerki spod piątki