Poczta Polska w Gdańsku - Schenk Dieter - ebook

Poczta Polska w Gdańsku ebook

Schenk Dieter

0,0

Opis

[PK] 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.

Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.

 

Książka dostępna w zasobach:

Miejska Biblioteka Publiczna w Skierniewicach
Biblioteka Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 452

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



POCZTA POLSKA W GDAŃSKU

Dzieje pewnego niemieckiego zabójstwa sądowego

Książka została wydana dzięki pomocy finansowej następujących instytucji i firm:

P.P.U.P. POCZTA POLSKA

Bank

Pocztowy S.A.

Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej

Stiftung für Deutsch-Polnische Zusammenarbeit

Telekomunikacja Polska S.A. Dyrekcja Okręgu w Gdańsku

Bank Pocztowy S.A. w Bydgoszczy

Urząd Wojewódzki w Gdańsku

Urząd Miejski w Gdańsku

Dieter Schenk

POCZTA POLSKA W GDAŃSKU

Dzieje pewnego niemieckiego zabójstwa sądowego

Słowo wstępne

Horst Ehmke

Przełożyli i przypisami opatrzyli

Wanda Tycner i Janusz Tycner

POLNORD

WYDAWNICTWO -OSKAR-

Gdańsk 1999

Tytuł oryginału niemieckiego DIE POST VON DANZIG Geschichte eines deutschen Justizmords

Okładkę i stronę tytułową projektował ZYGMUNT GORNOWICZ

Zamieszczone fotografie pochodzą ze zbiorów Muzeum Poczty i Telekomunikacji we Wrocławiu ODDZIAŁ W GDAŃSKU

ISBN 83-86181-44-3

Copyright © 1995 by Rowohlt Verlag GMBH, Reinbek bei Hamburg © Copyright for the Polish translation by Wanda Tycner i Janusz Tycner.

Warszawa 1999

Powstanie tej książki poparł w ramach projektu badawczego Uniwersytet im. Filipa Łaskawego, landgrafa Hesji, w Marburgu (Wydział Nauk Społecznych i Filozofii - Instytut Nauk Politycznych - pod kierownictwem prof. dr R. Kilhnla)

Książka poświęcona jest wszystkim, którzy związani byli z Pocztą Polską w Gdańsku

„Cóż, gdyby zażądano ode mnie udziału w obronie Poczty Polskiej, gdyby na przykład ów mały, zwinny doktor Michoń odniósł się do mnie nie jak dyrektor, lecz jak komendant wojskowy Poczty i zaprzysięgając mnie przyjął na służbę Polski, nie zabrakłoby mojego głosu: dla Polski i polskiej gospodarki, rosnącej dziko, a jednak wciąż wydającej owoce, chętnie zamieniłbym szyby wszystkich domów po przeciwnej stronie Placu Heweliusza, okna domów na Sukienniczej, oszklone fasady Tartacznej łącznie z komisariatem policji i, sięgając dalej niż kiedykolwiek przedtem, pięknie wypucowane szyby Podwala Staromiejskiego i Rycerskiej w czarne, sprzyjające przeciągom dziury, narobiłbym zamieszania wśród ludzi z Heimwehry, także wśród przypatrujących się cywilów. Mój głos zastąpiłby kilka ciężkich karabinów maszynowych, już na początku wojny kazałby uwierzyć w cudowną broń, a mimo to nie ocaliłby Poczty Polskiej”.

Oskar Matzerath w Blaszanym bębenku Güntera Grassa (tłumaczenie Sławomira Błauta)

Przedmowa

Poczta gdańska, a ściślej: niemiecki atak na Pocztę Polską w Wolnym Mieście Gdańsku na początku napaści Hitlera na Polskę, należy we wspomnieniach starszej generacji do obrazu najwcześniejszych godzin drugiej wojny światowej. Jest on znacznie bardziej wyrazisty w pamięci Polaków niż w naszej pamięci niemieckiej. Dla młodszych pokoleń obrona Poczty Polskiej stała się przeżyciem literackim dzięki powieści Guntera Grassa Blaszany bębenek.

Dieter Schenk szkicuje w swojej książce sposób, w jaki wydarzenia polityczne od chwili przejęcia władzy w Niemczech przez nazistów zmierzały ku wojnie. Autor, były dyrektor w Federalnym Urzędzie Kryminalnym, kreśli przebieg krótkiej, lecz zaciętej walki o Pocztę z dokładnością znawcy kryminalistyki. Już w pierwszym dniu wojny staje się widoczne, jak rozbudzone przez nazistów stare nacjonalistyczne ideologie rozpętują barbarzyństwo, które ta wojna miała zgotować całej Europie.

Opowieść Dietera Schenka odbieram jako przygnębiającą, ponieważ pozostaje w jaskrawej wręcz sprzeczności ze wspomnieniami, jakie wyniosłem, będąc wówczas dwunastoletnim dzieckiem. W moim mieszczańskim gdańskim domu rodzinnym dzień 1 września 1939 roku powitano wprawdzie z niepokojem, bo był to dzień, w którym rozpoczęła się wojna, ale i z radością z powodu „powrotu Gdańska do Rzeszy". Moi rodzice nie byli zwolennikami nazistów, ale ojciec był przeciwnikiem Traktatu Wersalskiego, który - między innymi - oddzielił Gdańsk od Niemiec i uczynił go „ Wolnym Miastem ".

Opis krótkiego boju przy gdańskim Placu Heweliusza , sporządzony przez Dietera Schenka, wprowadza nas we właściwy temat książki: ukazuje, jak odniósł się do tego wydarzenia niemiecki sąd wojskowy i jak potoczyły się późniejsze kariery dwóch głównych sprawców -prawników, najpierw w państwie Hitlera, a później w Republice Federalnej Niemiec.

Zginęło kilku polskich urzędników pocztowych. Dyrektora Poczty zastrzelono w chwili, kiedy razem z jednym z kolegów wyszedł ze zburzonego budynku z białą chustą w dłoni. Trzydziestu ośmiu, którzy pozostali przy życiu, postawiono przed niemieckim sądem wojskowym i skazano na śmierć jako „partyzantów”. W całym mieście szalał wtedy nazistowski terror skierowany przeciwko Polakom i Żydom. Skazanych, po ogłoszeniu wyroku, rozstrzelano na terenie jednej z gdańskich strzelnic i tam też pośpiesznie pogrzebano. Szczątki odnaleziono dopiero w 1991 roku.

Dieter Schenk wykazuje, że sądownictwo wojskowe nie było właściwe do osądzenia polskich pocztowców. Ponadto nie wolno było sądzić pocztowców jako „partyzantów”. Gdańskie wyroki to po prostu zabójstwo sądowe. Po ogłoszeniu wyroku oskarżyciel w tym procesie robił karierę jako sędzia wojskowy na różnych arenach drugiej wojny światowej. Sędzia przewodniczący gdańskiemu kompletowi orzekającemu został jednym z trzydziestu pięciu prokuratorów generalnych Trzeciej Rzeszy. Karierom obydwu towarzyszyły kolejne wyroki śmierci. Odpowiedzialność prokuratora generalnego rozciągała się na setki takich wyroków, odpowiedzialność sędziego sądów polowych w randze podpułkownika - na kilkadziesiąt.

Nazistowskie sądownictwo wojskowe skazało na śmierć Polaka, który nielegalnie zabił świnię oraz pewnego złodzieja, który ukradł skórzaną kurtkę z akcji pomocy zimowej. Wydało także wyroki śmierci za przehandlowanie dziesięciu opon z magazynów Wehrmachtu bułgarskim cywilom oraz na młodego żołnierza pewnego batalionu karnego, który ukrywał się, bo został brutalnie pobity przez kryminalistów.

1 Niem. Heveliusplatz, obecnie: Plac Obrońców Poczty Polskiej.

Kariery obydwu prawników odpowiedzialnych za gdański wyrok potwierdzają wszystko, co już wiemy z prowadzonych po wojnie prac badawczych na temat roli wymiaru sprawiedliwości w nazistowskim państwie i o nazistowskim sądownictwie wojskowym w czasie drugiej wojny światowej. Ale opis szczegółowy ukazuje zjawisko ogólne w sposób jeszcze bardziej przerażający. Dwaj dobrzy prawnicy, wywodzący się z solidnych mieszczańskich domów - obaj nie byli fanatycznymi nazistami - służyli hitlerowskiemu reżimowi terroru wedle najlepszej wiedzy, sumienia i bez widocznych skrupułów. Czy wystarczyła do tego jedynie ambicja i wola zrobienia kariery? A może ich niemieckona-rodowe wyobrażenia o istocie męskości oraz o roli, jaką wymierzanie sprawiedliwości odgrywa w życiu mężczyzny, były aż tak bliskie definicji „narodu panów”, że pozwoliło im to bez głębszego zastanowienia oddać się na usługi reżimu? A może odpowiedzialność ponosiło także wychowanie w duchu prawniczego pozytywizmu ? A może przytakiwali oni takim powiedzeniom, jak to, którym sprostytuował się politycznie nawet tak wybitny myśliciel, jak Carl Schmitt12: „Niemiecki stróż prawa jest teraz współpracownikiem Fuhrera. Narodowosocjalistyczne prawo, zamiary i wola Fuhrera mogą zostać rozpoznane i mogą być przestrzegane jedynie przez narodowych socjalistów ”?

Twierdzono, że nazistowscy prawnicy byli tylko „sympatykami” reżimu, jednymi z milionów innych „sympatyków”. Tego rodzaju mniemanie prowadzi jednak do bagatelizowania politycznej odpowiedzialności sądownictwa, bo tylko dzięki takim „sympatykom” system w ogóle mógł funkcjonować.

Analiza roli, jaką dwaj prawnicy Trzeciej Rzeszy odgrywali po wojnie w Republice Federalnej, potwierdza „tylko” to, co już jest po-wszechnic wiadome. Ale i tutaj szczegóły są bardzo przygnębiające. Dotyczy to zresztą nie tylko tych dwóch prawników, którzy także w Republice Federalnej byli „dobrymi prawnikami”. Podejmując ponownie pracę w sądownictwie nie ujawnili oni całej prawdy o swojej przeszłości, w rzeczy samej byli bowiem nadal przekonani, że zawsze tylko wypełniali swój obowiązek, i jako Niemcy, i jako prawnicy. Przez denazyfikację - jedno z najbardziej nieroztropnych przedsięwzięć aliantów - przeszli gładko, i to nie tylko dzięki „świadectwom moralności ”, wystawianym przez dawnych kolegów. Nikt ich nawet nie zagadnął o pracę w nazistowskim sądownictwie oraz w sądach wojskowych. Kurt Schumacher34 nie bez powodu powiedział swego czasu, że denazyfikację przeprowadza się w sposób, w jaki przerywa się buraki: „ Wyrzuca małe, duże zostawia. Są przydatniejsze. ”

Ostatni rozdział książki, gdy spojrzeć nań pod kątem sądownictwa Republiki Federalnej, jest najsmutniejszy. Późno, bardzo późno zaskarżono wyroki, wydane na obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku, późno wszczęto postępowania. I tylko wszczęto, nigdy nie poprowadzono energicznie i ciągle od nowa umarzano. Także i ta metoda - nieścigania przestępstw - jest w zasadzie znana. Określano ją mianem „cichej amnestii”. Zestawiona jednak ze szczegółowym opisem konkretnych faktów przywodzi na myśl głębokie westchnienie Maxa Liebermanna?: „Nie sposób aż tyle zjeść, ile chciałoby się potem wyrzygać ”.

Jak to wszystko było możliwe? Odpowiedź musi być zróżnicowana. Najpierw władzę sądowniczą w Zachodnich Niemczech sprawowały sądy alianckie. Upłynąć musiały lata, zanim sądownictwo Republiki Federalnej mogło podjąć pracę. Centralna Placówka ds. Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu rozpoczęła działalność w roku 1958, a już w 1960 upływał okres ścigania zabójstw popełnionych w czasach narodowego socjalizmu. Wiele materiałów dowodowych, dotyczących tych zbrodni, zostało do tego czasu zniszczonych, inne odnaleziono lata, a nawet dziesiątki lat później. Także osądzenie, zgodnie z prawem karnym, indywidualnego udziału w nazistowskim terrorze nie zawsze było sprawą prostą. Wielkiej liczbie wszczętych dochodzeń towarzyszyła dużo mniejsza liczba aktów oskarżenia, a spośród tych ostatnich zaledwie część prowadziła do wyroków skazujących.

Tego rodzaju wyniki w niemałej mierze spowodowała „samoamnestia”, uprawiana przez część wymiaru sprawiedliwości, który skrył się za zasadą niezawisłości sądów. Niechęć do ścigania „ludzi z własnego grona" nie ograniczała się jednak tylko do wymiaru sprawiedliwości. Dotyczyła także pracowników administracji publicznej. Gwałtowna debata, która przez ponad dziesięć lat toczyła się w sprawie zniesienia przedawnienia zbrodni hitlerowskich5 - jako były federalny minister sprawiedliwości przypominam ją sobie dokładnie -pokazała, że dążenie do zapomnienia tych zbrodni, do zakończenia rozliczeń z przeszłością, a co najmniej do pozostawienia spraw w spokoju nie leżało wyłącznie w interesie samych zainteresowanych. Odzwierciedlało również stan ducha wielkiej części ówczesnego społeczeństwa niemieckiego.

Teraz już wszyscy niemal zbrodniarze hitlerowscy nie żyją. Takie są fakty. Określanie ich mianem „biologicznej amnestii" uważam za cynizm. Powinniśmy dziś bowiem sami siebie zapytać: dlaczego zachod-nioniemiecka demokracja tak względnie dobrze potrafiła sobie poradzić z obciążeniem, jakim niewątpliwie było wcielanie nazistowskiej elity do administracji, sądownictwa, mediów i gospodarki? Także na to pytanie odpowiedź musi być zróżnicowana. W nazistowskich Niemczech żyli nie tylko aktywiści i w różny sposób zaangażowani sympatycy nazizmu. Żyli w nich także ludzie, którzy stawiali opór, choć rzeczywistego ruchu oporu nie było. Istniała również ważna z politycznego punktu widzenia emigracja i niemała „ emigracja wewnętrzna ".

I co niemniej istotne: po wojnie następowały nie tylko powroty z emigracji, ale i ocknięcie się oraz odwrót od nazistowskiej ideologii ze względów moralnych i racjonalnych, zwłaszcza w pierwszym okresie, zanim jeszcze antykomunizm stał się alibi, usprawiedliwiającym własne postępowanie w przeszłości. I już samo tylko dostosowywanie się do nowych stosunków miało działanie stabilizujące; tego zjawiska również nie można nie doceniać. W końcu zaś także sukcesy gospodarcze i polityczne drugiej niemieckiej republiki w znaczący sposób przyczyniły się do tego, że proces zwykłego dostosowywania przekształcił się w akceptację. Ze zjawiskiem pomijania milczeniem nazistowskiej przeszłości rodziców rozprawiło się nieco później nowe pokolenie, dorastające już w warunkach demokracji.

Ówczesne pytania nadal są jednak aktualne. Jak powinna się obchodzić młoda demokracja z ludźmi, którzy przez dziesiątki lat panowania reżimów totalitarnych bądź dyktatorskich służyli im lub, tylko jako „sympatycy", czerpali z nich korzyści? Republice Federalnej staraliśmy się „systematycznie" rozprawiać z przeszłością: z jednej strony odgrywając farsę denazyfikacji, z drugiej - ścigając przestępców. Rezultaty okazały się mało przekonujące.

Włosi rozprawili się ze swoją faszystowską przeszłością krótko i krwawo, jakkolwiek w różnych regionach bywało różnie. Duce, jak wiadomo, powieszono głową w dół na jednym z mediolańskich placów. Był to ostatni akord walki włoskiego ruchu oporu, walki niewolnej od porachunków osobistych. Z punktu widzenia wymogów sprawiedliwości i to nie było zbyt przekonujące, ale oczyściło atmosferę polityczną znacznie bardziej skutecznie niż nasza systematyczna gorliwość.

W obliczu współczesnych francuskich kontrowersji wokół roli Re-sistance nie mam odwagi powiedzieć tego samego o obrachunku z reżimem Vichy i innymi kolaborantami. Demokracja hiszpańska, nie chcąc wywoływać duchów wojny domowej sprzed kilku dziesięcioleci, w ogóle nie rozliczyła się z tymi, którzy stanowili podporę reżimu Franco. W 1977 roku ogłoszono w Hiszpanii amnestię generalną. W Portugalii stało się inaczej. Juz „rewolucja goździków” rozprawiła się z resztkami reżimu Salazar a w daleko idący sposób.

Problem ciągle prezentuje się podobnie: młode demokracje zdane są w dużej mierze na stare kadry, muszą więc integrować sympatyków starych reżimów; w samych Niemczech było siedem milionów członków NSDAP . Patrząc wstecz, można by więc powiedzieć: właściwiej byłoby niczego nie zapominać i niczego nie przemilczać, ale rezygnować z masowych procedur kontrolnych, w polityce ścigania zaś od początku skoncentrować się na ciężkich przypadkach, a nie, jak się to działo, na stopniowym upływie okresów przedawnienia.

Teraz, po zjednoczeniu Niemiec, wprowadzić trzeba do demokracji dwa miliony byłych członków SED67. I w tym wypadku wszystko to, co tu zostało powiedziane, zachowuje szczególną ważność, ponieważ reżim SED, mimo przestępstw, które popełnił, nie może być stawiany na jednej płaszczyźnie z nazistowskim systemem terroru. I w tym wypadku nie wolno niczego zapomnieć i niczego przemilczać, archiwa muszą pozostać otwarte. Pora jednak, aby ustawodawca ograniczył ściganie z mocy prawa do najcięższych przypadków.

Horst Ehmke8

Wstęp

To, że dojdzie do wojny, oczywiste było późnym latem 1939 roku nie tylko dla Polaków, obywateli Wolnego Miasta Gdańska. W tym mieście nad Bałtykiem istniały instytucje i urzędy znajdujące się w suwerennej władzy państwa polskiego, na przykład Komisariat Generalny RP, Dyrekcja Kolei oraz Poczta Polska. We wszystkich tych instytucjach, w porozumieniu z Wojskiem Polskim, dla którego zbliżająca się napaść niemiecka nie nadchodziła niespodziewanie, podjęto przygotowania do obrony.

Gdy 1 września 1939 roku, o godzinie 4.45, okręt liniowy „Schleswig-Holstein” oddał pierwszy strzał w kierunku Westerplatte, bazy przeładunkowej amunicji dla Polski w porcie gdańskim, i tym samym rozpoczęła się druga wojna światowa, jedna z niemieckich jednostek policyjnych usiłowała zająć budynek Poczty Polskiej przy Placu Heweliusza. Powitał ją grad kul; urzędnicy Poczty działali zgodnie z rozkazem, którego nie odwołano. Wprawdzie polskie dowództwo wojskowe zmieniło strategię, ale gdańscy pocztowcy nic o tym nie wiedzieli. Wychodzili z założenia, że Poczty muszą bronić tak długo, aż Wojsko Polskie przyjdzie im z odsieczą. Swoją rozpaczliwą i beznadziejną walkę z przeważającymi siłami przeciwnika prowadzili przez cały długi dzień.

Opór pocztowców, którzy uważali się za polskich patriotów, oraz historia późniejszych wydarzeń, to temat niniejszej książki. Rekonstruuje ona przebieg brutalnych wypadków, jakie miały miejsce 1 września 1939 roku w gmachu Poczty Polskiej. Obrońców Poczty, którzy zdołali przeżyć szturm i zdobycie budynku, wzięto do niewoli i postawiono przed niemieckim sądem wojennym. Trzydziestu ośmiu urzędników skazano na śmierć i stracono jako rzekomych „partyzantów”. Dalsza historia tych wydarzeń, sięgająca głęboko wczasy Republiki Federalnej Niemiec, rozpoczyna się od sądowego zabójstwa.

Odpowiedzialni za nie są dwaj niemieccy prawnicy. Oskarżycielem w procesie, który wytoczono urzędnikom Poczty Polskiej, był dr Hans-Werner Giesecke, sędzią - dr Kurt Bodę. Obaj zrobili godne uwagi kariery w nazistowskim wymiarze sprawiedliwości; Giesecke jako sędzia w osławionym sądownictwie wojskowym, a Bodę jako jeden z trzydziestu pięciu nazistowskich prokuratorów generalnych. Obaj ponoszą odpowiedzialność nie tylko za śmierć trzydziestu ośmiu urzędników Poczty Polskiej. Ponoszą ją także za wiele innych wyroków śmierci. Później, już jako pracownikom wymiaru sprawiedliwości Republiki Federalnej Niemiec, nie przeszkodziło im to w awansach na wysokie stanowiska. W książce tej znajdzie się miejsce na obszerne potraktowanie i tego rozdziału historii; historii, która rozpoczęła się walką o Pocztę w Gdańsku.

Bodę i Giesecke gładko przeszli przez tak zwaną denazyfikację, zostali przyjęci do pracy w sądownictwie, protegowano ich i awansowano. Dochodzenia prokuratorskie przeciwko obu tym krwawym prawnikom umarzano dziewięć razy, uniemożliwiając tym samym jakiekolwiek ściganie.

Przebieg wydarzeń, a zwłaszcza procesu przeciwko obrońcom Poczty Polskiej wiąże się w istotny sposób ze szczególną sytuacją historyczną Gdańska. Gdy proces się rozpoczynał, oskarżonych, jako byłych przedstawicieli polskich władz, zdołano już wykreować na wrogów państwa niemieckiego.

Gdańsk od stuleci stanowił kość niezgody. W roku 1148 był - jako Kdance - stolicą księstwa pomorskiego. W 1308 razem z Pomorzem przeszedł pod panowanie Krzyżaków, w 1361 przystąpił do Hanzy. W 1464 wyzwolił się spod panowania Krzyżaków i po drugim Pokoju Toruńskim (1466) stał się „wolnym miastem” pod zwierzchnictwem Polski. Podczas polskiej wojny sukcesyjnej został w 1734 roku zdobyty przez Rosjan. Po drugim rozbiorze Polski, w 1793, został zaanektowany przez Prusy. W 1807, dzięki Napoleonowi, znów stał się „wolnym miastem”, ale w 1814 wszedł ponownie w skład Prus. W latach 1816-1824 oraz 1878-1919 był stolicą pruskiej prowincji Prusy Zachodnie, a między 1920-1939 Wolnym Miastem.

Wolne Miasto Gdańsk, które zagwarantować miało Polsce swobodny dostęp do morza, utworzone zostało na mocy Traktatu Wersalskiego, który równocześnie zdecydował o oddzieleniu Prus Wschodnich od Rzeszy Niemieckiej polskim korytarzem. Ostatni Wysoki Komisarz Ligi Narodów w Gdańsku, Carl Jacob Burckhardt9, uważał tę decyzję za lekkomyślną. Było to, jego zdaniem, postanowienie, które stworzy sytuację nie do utrzymania, wywoła bowiem nieuchronnie niezłomny opór znaczących kręgów patriotycznie nastawionej ludności niemieckiej.

Miasto liczyło 410 000 mieszkańców, w 96 procentach Niemców. W miarę istniejących możliwości zachowywali się oni tak, jak gdyby oddzielenie od Rzeszy w ogóle nie miało miejsca i odmawiali zgodnego współżycia z polską mniejszością. Przez więcej niż dwa dziesięciolecia akceptowali tylko jedno hasło: „Heim ins Reich!”, a więc „Chcemy powrotu do Rzeszy!”

W 1920 roku pieczę nad Wolnym Miastem zaczęła sprawować Liga Narodów, która też wyznaczyła Wysokiego Komisarza. Rozstrzygał on w pierwszej instancji wszystkie spory między Gdańskiem a Polską. Ostatnią instancją była Rada Ligi Narodów (w latach 1922-1933 zgłoszono 106 sporów). Przedmiotem jednego z nich stała się - dla przykładu - liczebność załogi składnicy amunicji na Westerplatte. Ustalono, że będzie to dwudziestu oficerów i sześćdziesięciu sześciu żołnierzy; Polacy potajemnie zwiększyli ten kontyngent.

Zgodnie z konstytucją z lat 1920/22 najwyższą władzą wykonawczą Wolnego Miasta Gdańska był Senat, odpowiedzialny przed parlamentem - Volkstagiem (Zgromadzeniem Ludowym). Urzędnikiem najwyższej rangi był prezydent Senatu (premier).W roku 1922 Wolne Miasto zostało połączone unią celną i gospodarczą z Polską, która docelowo dążyła do włączenia Wolnego Miasta w skład swego terytorium. W roku 1933, gdy narodowi socjaliści uzyskali większość w Volkstagu, napięcie między Polską a Niemcami zaczęło w widoczny sposób rosnąć.

Dla hegemonialnych dążeń Hitlera Gdańsk i problem korytarza miały wielkie znaczenie. Tak długo jednak, jak Liga Narodów stanowiła w polityce międzynarodowej liczący się czynnik, ruch narodowosocjalistyczny rozwijał się w Gdańsku wolniej i w sposób pozornie bardziej legalny niż w Rzeszy; nie mniej był skuteczny. Pod przywództwem gauleitera Alberta Forstera10, faworyta Hitlera, któremu gauleiter oddany był wręcz niewolniczo, narodowi socjaliści stopniowo, do 1933 roku, podporządkowali sobie wszystkie dziedziny życia publicznego przy pomocy swoich kadr partyjnych oraz dzięki wpływom, jakie mieli w administracji, na politykę personalną i sądownictwo. W dwóch ostatnich latach poprzedzających wojnę pozwolili sobie, także w Gdańsku, na ostateczne zrzucenie maski. Żydzi zostali brutalnie wypędzeni, Polakom otwarcie grożono i stosowano wobec nich szykany. Ze względów taktycznych przygotowania do wojny prowadzone były w ostatnich miesiącach tajnie. Z wypadków gdańskich propaganda niemiecka uczyniła jedną z przyczyn wybuchu drugiej wojny światowej.

Celem tej książki jest udokumentowanie wydarzeń, jakie miały miejsce w Gdańsku 1 września 1939 roku, oraz ich następstw. Rzecz dotyczy dwóch, przerażających pod wieloma względami, typowych niemieckich karier prawniczych sprzed 1945 roku i po nim. Dotyczy również zjawiska solidarności byłych narodowych socjalistów, ułatwiających sobie nawzajem wstępowanie do służby publicznej. Jest to także książka o kastowym sposobie myślenia ludzi reprezentujących ten sam zawód, sposobie, który tak skutecznie zapobiegał ściganiu winnych z mocy prawa. Wszystkie te zjawiska prześledzić można dokładnie w niezliczonych tomach akt. W czasach nazistowskich bowiem nie tylko z niemiecką precyzją uruchomiono straszliwą machinę zniszczenia, ale i działanie tej machiny szczegółowo opisywano, w czym widać podobieństwa do metod, jakimi posługiwała się Państwowa Służba Bezpieczeństwa byłej NRD.

Materiały archiwalne autor niniejszej książki otrzymywał gdzieniegdzie dopiero po uporczywych zabiegach, zwłaszcza gdy chciał uzyskać wgląd w akta personalne, denazyfikacyjne i wojskowe. Przyczyną tego była ciągle jeszcze rozpowszechniona indywidualna niechęć, maskowana argumentami o konieczności chronienia danych osobowych, ujawniająca się przede wszystkim wtedy, gdy udostępnienie akt nie służy pogrążaniu podobnych historii w niepamięci (a więc i przebaczeniu). Jednak tylko w pojedynczych wypadkach dysponenci niektórych dokumentów skutecznie blokowali pracę nad tą książką; i zawsze były to osoby o określonej politycznej proweniencji. Pewne akta były niekompletne, przy innych manipulowano. W przeważającej jednak mierze autor uzyskiwał pomoc i spotykał się z życzliwością, zarówno w archiwach starych, jak i nowych krajów związkowych (landów) Republiki Federalnej, a szczególnie w Polsce. Chęci do współpracy nie wykazał natomiast „Bund der Danzi-ger”11, mający swoją siedzibę w Lubece i nie mogący sobie odmówić do dziś używania zaimka dzierżawczego w tytule wydawanego czasopisma „Unser Danzig”12.

Wydarzenia, jakie miały miejsce w Gdańsku w dniu 1 września 1939 roku, można dokładnie zrekonstruować na podstawie akt znajdujących się w dwudziestu archiwach - w Polsce i w Niemczech, w Izraelu i w Stanach Zjednoczonych. Akta te jednak nie mówią nic o cierpieniach i żałobie ludzi, którym zamordowano ojców, mężów i przyjaciół. Rodziny obrońców Poczty Polskiej - ofiar narodowych socjalistów, niejednokrotnie zabiorą głos na kartach tej książki. Zgodziły się one mówić o swoim życiu - i zrobiły to po niemiecku, w języku sprawców. Należy im się za to podziękowanie szczególne.

1

Pozytywizm prawniczy - kierunek w prawoznawstwie, panujący w drugiej połowie XIX i w początkach XX w. Pozytywiści, budując pojęcia prawne, nie uwzględniają związków prawa z podłożem społeczno-ekonomicznym, ograniczają się do formalnych i strukturalnych zagadnień systemu prawa i normy prawnej. Odrzucają też programowo wszelkie momenty socjologiczno-historyczne, psychologiczne i wartościujące, traktując prawo jako dogmat.

2

Carl Schmitt (1888-1985); prawnik, specjalista w dziedzinie prawa państwowego i międzynarodowego, w 1. 1921-45 profesor na uniwersytetach w Greifswaldzie, Bonn, Kolonii, Berlinie. Od 1933 r. w NSDAP. W 1. 1933-36 czołowy teoretyk nazistowskiego prawa.

3

Kurt Schumacher (1895-1952), niemiecki działacz socjaldemokratyczny; w 1. 1933— 45 więziony w obozach koncentracyjnych. Od 1946 r. przewodniczący SPD (Socjaldemokratycznej Partii Niemiec) w zachodnich strefach okupacyjnych Niemiec, a następnie w RFN.

4

Max Liebermann (1847- 1935), niemiecki malarz i grafik, przedstawiciel realizmu, później impresjonizmu, współzałożyciel Secesji Berlińskiej, malował pejzaże, portrety, uprawiał malarstwo rodzajowe.

5

Ustawa z 30 maja 1956 r. o zniesieniu prawa okupacyjnego w RFN stanowiła, że 20-letni bieg przedawnienia rozpoczyna się w dniu kapitulacji Niemiec, a więc 8 maja 1945 r. i kończy 8 maja 1965 r. Pod naciskiem światowej opinii publicznej Bundestag uchwalił 25 marca 1965 r. poprawkę do tej ustawy, która de facto przedłużyła okres nieprzedawnienia zbrodni hitlerowskich do końca 1969 r. Znów jednak nacisk światowej opinii publicznej spowodował, że 26 czerwca 1969 r. Bundestag uchwalił poprawkę do kodeksu karnego; umożliwiała ona ściganie zbrodniarzy hitlerowskich podejrzanych o zabójstwa do końca 1979 r. Po raz trzeci - znów pod tym samym naciskiem - Bundestag (255 głosami przeciwko 222) zniósł w ogóle przedawnienie zbrodni zabójstwa, uchwalając 3 lipca 1979 r. kolejną poprawkę do kodeksu karnego. Dane statystyczne z okresu bezpośrednio poprzedzającego to wydarzenie wykazały, że w ciągu ok. 30 lat po zakończeniu wojny w RFN dochodzenia prowadzono przeciwko ok. 85 tysiącom osób podejrzanych o popełnienie zbrodni hitlerowskich; ok. 75 tys. postępowań zakończono bez wymierzenia kary, ok. 3,7 tys. jeszcze się toczyło. Karę wymierzono 6.432 osobom: w 12 wypadkach była to kara śmierci (wymierzyły ją sądy alianckie), w 154 wypadkach kara dożywotniego więzienia, w jednym wypadku kara zakładu poprawczego dla młodocianych, w 114 wypadkach kara pieniężna.

6

Skrót od: Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei (Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza) powstała w 1920 r. w Monachium z przekształcenia DAP (Deutsche Arbeiter Partei, Niemiecka Partia Robotnicza), małej nacjonalistycznej grupy politycznej, założonej w 1919 r. We wrześniu tego samego roku w jednym z zebrań DAP uczestniczył Hitler. Po spontanicznym przemówieniu, przyjętym z aplauzem, Hitler został członkiem DAP z numerem członkowskim 55. W marcu 1920 r. DAP została przemianowana na NSDAP, w czerwcu 1923 r. Hitler objął jej przewodnictwo. Odgradzając się od innych partii działających w Republice Weimarskiej, NSDAP określała się mianem „partii nowego typu”; jej struktura organizacyjna była antydemokratyczna i autorytarna, oparta na „zasadzie wodzostwa”. W 1. 1933^5, w Trzeciej Rzeszy, NSDAP była partią rządzącą; realizowała bezwzględną politykę rasistowską, w polityce zagranicznej opierała się na programie podbojów, mających zapewnić Niemcom hegemonię w Europie. Końcem działalności NSDAP był upadek Trzeciej Rzeszy. Formalnie rozwiązana i zakazana (łącznie z organizacjami podporządkowanymi i stowarzyszonymi) 10.10. 1945 r„ ustawą nr 2 Alianckiej Rady Kontroli.

7

Skrót od: Sozialistische Einheitspartei Deutschlands (Niemiecka Socjalistyczna Partia Jedności); powstała w 1946 r. w radzieckiej strefie okupacyjnej Niemiec z połączenia -pod presją radzieckich władz okupacyjnych - KPD (Komunistycznej Partii Niemiec) i SPD. W 1. 1949-89 była w NRD partią rządzącą. W grudniu 1989 r. zmieniła nazwę na SED-PDS (Partia Demokratycznego Socjalizmu). Począwszy od lutego 1990 r. pierwszy człon nowej nazwy przestał istnieć.

8

Horst Ehmke jest prawoznawcą i politykiem, gdańszczaninem (ur. 1927), synem leka-rza-chirurga, dyrektora prywatnej kliniki. Rodzina mieszkała w patrycjuszowskiej kamienicy przy ul. Chlebnickiej (niem. Brotbankengasse). Uczęszczał do Gimnazjum Miejskiego. Po przyspieszonej wojennej maturze w 1944 r. został wcielony do jednostki skoczków spadochronowych. W 1945 r. w niewoli radzieckiej, w tym samym roku zwolniony. Studia prawnicze odbył w Getyndze, historyczne i nauk politycznych w Princeton, USA. Jego kariera zawodowa toczyła się dwoma torami: naukowym i w administracji państwowej RFN. Był m.in. współpracownikiem Fundacji Forda, Law School of Berkeley University, profesorem Wydziału Prawa we Fryburgu Bryzgowijskim. Członek SPD od 1947 r., jeden z wybitnych polityków tej partii; poseł do Bundestagu kilku kadencji, bliski współpracownik Willy Brandta w okresie jego kanclerstwa. Począwszy od 1967 r. zajmował wysokie stanowiska rządowe, był m.in. ministrem sprawiedliwości, ministrem badań naukowych i technologii, ministrem poczty i telekomunikacji. Autor wielu ważnych publikacji z zakresu prawa publicznego i polityki.

9

Carl Jacob Burckhardt (1891-1974); szwajcarski dyplomata i historyk; w 1. 1937— 1939 Wysoki Komisarz Ligi Narodów w Gdańsku. Jego książka: Moja misja w Gdańsku 1937-1939 ukazała się w 1960 r. W Polsce wydana w 1970 r.

10

Albert Forster (1902-1948); członek NSDAP i SA od 1923 r.. aktywny politycznie we Frankonii, od 1930 r. poseł do Reichstagu i gauleiter Gdańska, skierowany tani z zadaniem zreorganizowania rozpadającej się wówczas gdańskiej organizacji NSDAP. Doprowadziwszy do opanowania miasta przez hitlerowców, Forster pozostał na swoim stanowisku aż do wybuchu wojny i wcielenia Gdańska do Rzeszy. W 1. 1939^15 namiestnik, a więc mianowany przez Hitlera stały przedstawiciel w Okręgu Rzeszy Gdańsk - Prusy Zachodnie, w którego skład wchodziły także ziemie polskiego Pomorza. Po wojnie uznany za zbrodniarza wojennego, odpowiedzialnego za przestępstwa popełnione na ludności polskiej i żydowskiej. W 1946 r. władze alianckie w Niemczech Zachodnich wydały go Polsce. W 1948 r. osądzony przez Najwyższy Trybunał Narodowy, skazany na śmierć przez powieszenie i stracony.

11

Związek Gdańszczan.

12

„Nasz Gdańsk”.

CZĘŚĆ PIERWSZA

Gdańsk, wrzesień 1939

Rozdział I

Ruch narodowosocjalistyczny

Dr Kurt Bode i dr Hans-Werner Giesecke różnili się i wyglądem, i sposobem bycia. Bode ujmująco uprzejmy, Giesecke raczej nieprzystępny, zwięzły i precyzyjny w sposobie wyrażania się, na wielu sprawiał wrażenie zarozumiałego.

Trzydziestodwuletni Giesecke, w mundurze porucznika gdańskiej policji krajowej, odwiedził w lipcu 1939 roku gmach sądu gdańskiego, mieszczący się przy Nowych Ogrodach 31/331. Bode i Giesecke znali się już wcześniej, znajomość zawarli w roku 1931, kiedy to Giesecke, młody wówczas prawnik, przez sześć miesięcy aplikował u jednego z gdańskich adwokatów. Pracę w sądownictwie wojskowym sił lądowych rozpoczął w roku 1935 i od 1937 stacjonował w Lipsku jako radca sądu wojennego przy sądzie 14. Dywizji.

Owego 12 lipca 1939 roku Hansa-Wernera Giesecke oddelegowano do Gdańska, do sądu „Grupy Eberhardta”, jednostki militarnej intensywnie właśnie rozbudowywanej i podporządkowanej dowództwu 3. Armii. Do 1 września 1939 roku on sam określał swoje ówczesne miejsce pracy mianem „sądu policji krajowej”. W rzeczywistości instytucja taka nie istniała, był to po prostu kryptonim, albowiem niemieckie zbrojenia w Gdańsku winny się były wówczas dokonywać konspiracyjnie. Zwierzchnikiem Gieseckego, zgodnie z obowiązującą w wojsku 1 hierarchią, był generał Eberhardt. Tego więc dnia, 12 lipca 1939 roku, Giesecke składał kurtuazyjną wizytę drowi Walterowi Wohlerowi, przewodniczącemu Wyższego Sądu Krajowego w Gdańsku. W rozmowie uczestniczył dr Bode, zastępca Wohlera, mający wówczas czterdzieści cztery lata. Giesecke przedstawił się jako oficer sądowy nowej gdańskiej jednostki wojskowej. Panowie dyskutowali o sytuacji politycznej i mającym nastąpić wydarzeniu, określanym przez nazistów mianem „wyzwolenia Gdańska”. Rozmawiali także o rozgraniczeniu wojskowego i powszechnego prawa karnego na wypadek wojny, a więc o podziale kompetencji prawnych. Porozumienie niewątpliwie ułatwiał fakt, że Bode i Giesecke znali się już wcześniej. Prowadząc tę rozmowę nie mogli jednak przypuszczać, że oto wkrótce znowu będą współdziałać w sprawach brzemiennych w następstwa.

Narodowy socjalizm sięgnął wtedy w Gdańsku szczytów swego rozwoju. Celowe wydaje się oddanie głosu w tej sprawie współczesnemu tym wydarzeniom gdańszczaninowi, a mianowicie drowi Kurtowi Bode osobiście.

Opracowanie, które sporządził w Bielefeld, przy Froebelstrasse 42, krótko przed przeprowadzką do Bremy, na Rutenstrasse 3, nosi datę 31 marca 1951 roku. Nazajutrz, 1 kwietnia, pozostawiwszy za sobą wojenny i tuż powojenny okres życia, autor opracowania obejmował nowe stanowisko: „Pracownika pomocniczego administracji wyższego szczebla” w Hanzeatyckim Wyższym Sądzie Krajowym w Bremie.

Opracowanie to jest czymś więcej niż tylko nieudaną próbą samo-usprawiedliwiania się nazistowskiego prawnika, obawiającego się o swoją karierę zawodową w powojennej Republice Niemieckiej. Godny uwagi jest zwłaszcza suchy, rzeczowy styl, którym Bode posługuje się jeszcze w owym 1951 roku:

„Ruch narodowosocjalistyczny istniał w Gdańsku już w latach dwudziestych, był jednak rozbity na różne, wzajemnie zwalczające się kierunki i pozbawiony wpływów w parlamencie. W 1930 roku niemieckie kierownictwo partyjne oddelegowało do Gdańska pochodzącego z Furth gauleitera Forstera. Od tej chwili rozpoczyna się konsolidacja partii; staje się ona ośrodkiem oddziałującym na gdańską politykę wewnętrzną.

W wyborach do Volkstagu, w czerwcu 1933 roku, NSDAP otrzymała największą liczbę głosów, nie uzyskując jednak absolutnej więk-szóści. W dziedzinie ustawodawczej Senat wkrótce uniezależnił się od Volkstagu [...] uzyskawszy na mocy uchwalonej przezeń ustawy o pełnomocnictwach daleko idące prawa wydawania rozporządzeń o charakterze wyjątkowym. Rozporządzenia wydane w pierwszych latach [...] miały na celu, od samego początku, umocnienie wpływów NSDAP we wszystkich dziedzinach życia oraz dopasowanie miejscowego prawa do ustawodawstwa Rzeszy Niemieckiej. Do 1937 roku Senat usiłował zachowywać w tych sprawach pewną powściągliwość [...]. Intencją Senatu było stanowienie prawa w granicach zakreślonych przez konstytucję gdańską [...].

Dla uzupełnienia obrazu tego pierwszego okresu, a więc do wyborów do Volkstagu w 1935 roku, należy dodać, że w tym czasie rozwój partii, jej struktur i związanych z nią organizacji postępował według wzoru niemieckiego, a więc tak, że w mniejszym lub większym stopniu objęły one każdego człowieka i każdą dziedzinę życia. Już w latach 1933-1934 zaczęto wywierać wyraźny nacisk na pracowników państwowych i samorządowych. Obozów koncentracyjnych oraz Tajnej Policji Państwowej2, które istniały w Niemczech, w Gdańsku [do roku 1939 - przyp. autora] nie było. To, że miejscowa policja polityczna bardzo szybko znalazła się pod wpływami NSDAP, oraz że wpływy te z czasem rosły, nie ulega wątpliwości.

Kwietniowe wybory 1935 roku przyniosły NSDAP absolutną większość w parlamencie. Na 1935 albo na początek 1936 roku przypada, o ile sobie przypominam, bynajmniej nie «dobrowolne» samorozwiązanie się istniejących jeszcze partii politycznych. Lata 1935-1938 charakteryzują się przechodzeniem do systemu jednopartyjnego, zwiększoną aktywnością policji politycznej w zwalczaniu miejscowych przeciwników NSDAP i eliminowaniem Żydów ze stanu urzędniczego bez oglądania się na podstawy prawne.

Pod koniec 1938 roku rozpoczyna się okres, kiedy to Senat [...] prze-staje się kierować jakimikolwiek względami. Także w Gdańsku doszło jesienią 1938 roku do aktów przemocy wobec Żydów, do niszczenia żydowskich sklepów itp., i zrównania stosunków w kwestii żydowskiej [...] ze stosunkami panującymi w Rzeszy Niemieckiej”.

Były wiceprzewodniczący gdańskiego Wyższego Sądu Krajowego i późniejszy prokurator generalny nie zdobywa się w tym miejscu na jedno bodaj słowo ubolewania. Własną rolę w opisywanych wydarzeniach traktuje marginalnie: „Byłem wówczas referentem personalnym przy prezesie sądu” - pisze. Często wspomina, że doświadczał trudności, jakie robiono w Senacie osobom ubiegającym się o pracę lub oczekującym awansu, jeśli nie były w NSDAP lub - będąc w partii - nie wykazywały się dostateczną aktywnością. Pisze też, że nieporozumienia z partią mogły mieć wtedy ujemne następstwa osobiste lub prowadzić do nieprzyjemnych powikłań.

Karierze dra Kurta Bodego w Trzeciej Rzeszy nie stanęły jednak na przeszkodzie żadne „nieporozumienia” z nazistowskim reżimem. Fetowano go, był „najlepszym koniem w gdańskiej stajni prawniczej”.

Ruch narodowosocjalistyczny, który narodził się na początku lat dwudziestych w Monachium, odnosił więc sukcesy także w Gdańsku. Główną jego postacią szybko stawał się gauleiter Albert Forster. Naro-dowosocjalistyczna propaganda wygłaszała hymny pochwalne na jego cześć:

„Początkowo chodziło o pozyskanie sympatii całej ludności. Potem partia, strażniczka i gwarantka narodowosocjalistycznego światopoglądu, musiała baczyć, by zniszczyć przeciwników: reakcjonistów, czerwonych, czarnych3, i Żydów. Najwybitniejsze gdańskie umysły i postacie opowiedziały się po stronie Hitlera. Z tą grupą przywódczą połączyła Forstera zażyła przyjaźń. Wybacza on niejeden błąd, nigdy natomiast nie wybacza niewierności. Ludzi, którzy nie potrafią dochować wierności, bezwzględnie tępi. W walce i potrzebie Albert Forster zrósł się w jedno ze starą gdańską gwardią. On jest z nimi, oni z nim, a wszyscy razem są ludźmi Adolfa Hitlera, na nich zawsze może liczyć. Są godni jego zaufania i ślepo mu ufają. Dołącza do nich ogromna większość ludności Gdańska, darząc go miłością i przywiązaniem. Pięknym i ciągle od nowa wzruszającym przeżyciem jest obserwowanie, jak wszyscy lgną do niego.

Cała działalność Alberta Forstera w Gdańsku jest pracą dla Hitlera. W każdej, nawet najniebezpieczniejszej sytuacji, stawia on sobie najpierw pytanie: «Czy to, co robię, jest po myśli Hitlera?» Forster stał się dla Führera miarodajnym doradcą we wszystkich sprawach dotyczących Gdańska. Bojownik Forster oddany jest swemu Führerowi ciałem i duszą. Adolf Hitler zawsze go wysłuchuje. Forster jest mile widzianym gościem Führera w Kancelarii Rzeszy4 w Berlinie, albo w Monachium.

Najpiękniejszym dowodem serdecznego koleżeństwa był niewątpliwie fakt, że Führer polecił wyprawić ślub Alberta Forstera z panną Gertrudą Deetz z Gdańska w Kancelarii Rzeszy. Sam Führer oraz jego zastępca, towarzysz partyjny Rudolf Hess5, byli świadkami zaślubin”.

Gauleiter Forster pielęgnował kult Hitlera, systematycznie rozszerzał zakres swojej osobistej władzy, w stosunku zaś do przeciwników politycznych zachowywał się bezczelnie i cynicznie. Wyjątki z jego przemówień, wygłaszanych w latach 1931-1936, dowodzą, jak sprawnie potrafił się posługiwać retorycznymi kłamstwami, oszustwem i nikczemnością.

Forster w roku 1931: „Komunistyczni i socjaldemokratyczni podpalacze i mordercy, ci urodzeni podludzie, mogą, przez nikogo nie niepokojeni, napadać i mordować po nocach kochających swój naród i swoją ojczyznę Niemców [...].

Także i my, tutaj, w Gdańsku, opłakujemy zabitego w Kolbudach6, tym osławionym miejscu, gdzie już raz ostrzelano samochód partyjny... Organizacja czerwonych morderców «Arschufo» w bestialski sposób zasztyletowała Horsta Hoffmanna, SA-manna, z Dobrowa7 [...].

To, do czego tam doszło, jest bolszewizmem w najczystszej postaci. Ci mordercy nie zasługują na miano ludzi, to są zdziczałe bestie, na które może być tylko jedna kara: postawić pod ścianę i rozstrzelać!

Krew tej ofiary czerwonych morderców zrosiła także gdański sztandar ze swastyką. Ale ten podstępny, tchórzliwy mord sprawi, że jeszcze silniej niż dotąd zewrą się szeregi naszych brunatnych koszul, a niejeden z tych, którzy dotąd byli obojętni, dowiedziawszy się o tym haniebnym czynie znajdzie do nas drogę

Forster, przed wyborami 28 maja 1933 roku: „My, narodowi socjaliści, będąc u władzy, mamy przed oczyma tylko jeden, jedyny cel: utrzymać pokój z sąsiadami oraz dbać o spokój i bezpieczeństwo wewnętrzne.

Narodowosocjalistyczny rząd nadal będzie dbał o Wolne Miasto Gdańsk z miłością i starannością matki, i stwarzał warunki, w których będzie mogło rozkwitać tu zdrowe życie gospodarcze”.

Forster, po zwycięstwie wyborczym w 1933 roku: „Celem naszym jest usunięcie całego prochu z tej europejskiej beczki prochu, jaką jest Gdańsk. Chcemy, aby w żadnych okolicznościach nie doszło do zakłócenia pokoju w Europie. Historia powinna kiedyś o nas powiedzieć, że sposób, w jaki gwarantujemy Europie pokój, stał się błogosławieństwem dla wszystkich jej narodów”.

W 1934 roku, a więc rok później, na retoryczne pytanie, w jaki sposób naród niemiecki pragnie dojść do wielkości, której nigdy dotychczas nie zaznał, Forster odpowiedział jednym zdaniem: „Musimy zniszczyć wszelkie błędne idee i ich wyznawców”. Do tych idei zaliczył „żydowskie plany zawładnięcia światem”. Za stosowny środek uznał podstawowe zasady narodowego socjalizmu: nacjonalizm, dumę rasową i spełnianie się w wodzostwie.

Do 1936 roku zniesiono także w Gdańsku ważniejsze prawa obywatelskie. Forster: „Od kilku tygodni wrogie partie szczują przeciwko nam w gazetach i na zebraniach w sposób nieodpowiedzialny i bez umiaru. Lżą narodowosocjalistyczne Niemcy i obrażają ich wodzów. Zohydzają w iście żydowski sposób przywódców ruchu narodowosocjalistycznego i administracji w Gdańsku, wywołują niepokoje i chcą zniszczyć jedność wszystkich przyzwoitych gdańskich Niemców.

Narodowi socjaliści! Nie pierwszy to raz w historii naszego gdańskiego ruchu znaleźliśmy się w takiej sytuacji. I co wówczas robiliśmy? Broniliśmy własnej skóry. To samo zrobimy teraz [...] i jesteśmy zdecydowani utrzymać spokój i porządek za wszelką cenę”.

Z punktu widzenia Forstera naziści dokonali „ostatecznej pacyfikacji” Gdańska w latach 1937-1938: „Potrafiliśmy zlikwidować bezrobocie, wybudować drogi, teatr i najpiękniejszy stadion na wschodzie. Pięć lat po przejęciu przez nas władzy 70 spośród 72 deputowanych do Volkstagu należy do frakcji narodowosocjal i stycznej. A z kwestią żydowską, która zmusiła nas do sięgnięcia po ważkie środki, także się wkrótce uporamy, bo po uchwaleniu ustaw rasowych8 stało się to nareszcie możliwe”.

Żydzi gdańscy, począwszy od roku 1937, poddawani byli coraz bezwzględniejszemu uciskowi. Ponieważ Hitlerowi wydawało się to z punktu widzenia polityki zagranicznej przedwczesne, Wysokiemu Komisarzowi Ligi Narodów, Burckhardtowi, udało się wyjednać w rozmowie z nim odroczenie wprowadzenia w Gdańsku ustaw rasowych. Wszelako, pisał Burkchardt: „Gdańscy Żydzi, żyjący dotychczas w ramach pewnych racjonalnych zwyczajów, ze zgrozą zaczęli pojmować ślepą siłę absolutnego zła i irracjonalnej woli”9.

W jednym z raportów ambasadora Niemiec w Warszawie, sporządzonym dla Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Berlinie, odnajdujemy wszystkie stereotypy, charakterystyczne dla nazistowskiego obrazu wroga: „Własne narodowe drobnomieszczaństwo prawie w Polsce nie istnieje; jego funkcje przejął silny żydowski stan średni, któremu jednak brakuje świadomości narodowej i który wskutek tego charakteryzuje się wszystkimi drobnomieszczańskimi wadami,Jak skłonność do bojaźli-wości i rozpowszechnianie plotek. Ten żydowski stan średni jest -zwłaszcza jeśli chodzi o walkę przeciwko Niemcom - naturalnym i fanatycznym sprzymierzeńcem polskiego szowinizmu”.

Dnia 10 października 1937 roku, w przemówieniu na zjeździe gdańskiej NSDAP, gauleiter Forster zażądał od każdego członka partii, by wykazał się „poczuciem honoru”. Miało się ono przejawiać w nieudzielaniu pomocy i schronienia jakiemukolwiek Żydowi, całkowitym wstrzymaniu się od zakupów w żydowskich sklepach, nieko-rzystaniu z porad żydowskich lekarzy i pomocy prawnej żydowskich adwokatów. Likwidacja bezczelności i uzurpacji żydostwa musi się udać także w Gdańsku.

Wkrótce potem nastąpiły pierwsze ekscesy i rabunek około sześćdziesięciu żydowskich sklepów. Przebieg wydarzeń wskazuje na staranne ich przygotowanie, choć NSDAP oficjalnie zdystansowała się od „tych głupich, młodzieńczych kawałów”. Później spadły na gdańskich Żydów kolejne ciosy: urzędowe szykany, regulacje prawne, akcje policyjne.

Na cotygodniowym targu przydzielono im oddzielne miejsca. Dyżury nocne oraz niedzielne i świąteczne mogli pełnić tylko lekarze-aryjczycy. Wydawano i wykonywano nakazy prewencyjnych aresztowań. Wypowiadano wynajem mieszkań i lokali sklepowych. Żydom, zamierzającym emigrować, konfiskowano majątek w ramach walki z „uchylaniem się od płacenia podatków przez ucieczkę”. Zmieniono, na niekorzyść, przepisy podatkowe dotyczące dochodów, majątku i spadków. Żydowskie Towarzystwo Kulturalne, wskutek napadów hitlerowskich bojówek, musiało zaprzestać swojej działalności. W końcu odebrano żydowskim lekarzom prawo praktykowania w kasach chorych, a wkrótce potem prawo wykonywania zawodu. Żydów, którzy emigrowali, pozbawiano obywatelstwa gdańskiego.

„Noc kryształowa”1011, która w Rzeszy dokonała się z 9 na 10 listopada 1938 roku, w Gdańsku miała miejsce dobę później, a więc 10 i 11 listopada. „Danziger Vorposten”11, tuba NSDAP, zbagatelizowała ekscesy: tu i tam doszło do drobnych incydentów, gdańszczanie na swój sposób udzielili Żydom małej nauczki. W rzeczywistości pogromy trwały kilka dni. Oszczędzono wielką synagogę przy torze wyścigów konnych, ale tylko dlatego, że podpalacze nieoczekiwanie uciekli, gdy pojawiła się policja. Spłonęły natomiast synagogi we Wrzeszczu12i w Sopocie, z którego wszyscy Żydzi w popłochu uciekli. Nieco później w ogóle zabroniono im mieszkać w Sopocie. Wiele żydowskich mieszkań zniszczono i splądrowano, witryny żydowskich sklepów rozbito. Byli ranni, niektórzy odnieśli poważne obrażenia, wielu maltretowano. Jeszcze pierwszej nocy pogromu oraz następnego dnia około 1500 Żydów uciekło do Polski. Wczesnym rankiem 13 listopada gestapo rozpoczęło rewizje w domach członków zarządu gdańskiej gminy żydowskiej. Dwudziestego ósmego stycznia 1939 roku Senat wydał zarządzenie, na mocy którego firmy ubezpieczeniowe nie zwracały kosztów wprawiania nowych szyb, gdy istniało podejrzenie, że poszkodowani są współwinni powstania szkody lub ich sytuacja materialna pozwala wprawić szyby na własny koszt. Ofiary pogromu nie mogły więc wnosić żadnych roszczeń.

Siedemnastego grudnia 1938 roku około dwóch tysięcy gdańskich Żydów zebrało się w wielkiej synagodze i postanowiło wyemigrować.

W 1930 roku gdańska gmina żydowska liczyła 11 228 członków. Do grudnia 1937 roku około 7000 Żydów opuściło Wolne Miasto. W ślad za nimi, różnymi drogami pełnymi przygód, w niedostatku i lęku, poszły kolejne 4000, by rozproszyć się po wszystkich pięciu częściach świata.

Dwustu dziewiętnastu Żydów deportowano z Gdańska do obozów koncentracyjnych, przede wszystkim do Oświęcimia i Teresina, gdzie większość zamordowano. W mieście, oficjalnie „wolnym od Żydów”, pozostały dwadzieścia dwie starsze osoby, zmuszone do noszenia na ubraniu gwiazdy Dawida. Wszyscy zamieszkali w jednym domu przy Owsianej13, który podczas bombardowania miasta w marcu 1945 roku został całkowicie zniszczony.

To, że tak wielu, w porównaniu z innymi, gdańskich Żydów zdołało przynajmniej uratować życie, jest w pewnym sensie zasługą także gau-leitera Forstera. W przemówieniu bowiem, jakie - używając słownictwa „Stiirmera”14 - wygłosił 10 października 1937 roku na wiecu w Teatrze Miejskim, wyraźnie sprecyzował cele narodowych socjalistów:

„Ta cudzoziemska hołota, a zwłaszcza ci brudni, zawszeni Żydzi, co to dopiero przywędrowali tu ze wschodu, zachowują się tak, jak gdyby byli panami Gdańska. Nawet nie przyjdzie im do głowy, żeby zejść przed Niemcem z chodnika. Gorzej! Z tą swoją nieopisaną żydowską bezczelnością gapią się na naszych niemieckich rodaków, jakby chcieli w ten sposób powiedzieć, że ci są ich pachołkami.

Latem Sopot zwłaszcza, to bałtyckie kąpielisko, aż roił się od wszelkich możliwych żydowskich typów. Gdziekolwiek by się człowiek w Sopocie pojawił, w kąpielisku, na ulicy czy w hotelu, nigdzie nie był pewien, czy nie spotka tej brudnej, plugawej rasy. Niczym pluskwy zagnieździli się w różnych lokalach Sopotu... Wkrótce nie będą mogli ścierpieć faktu, że pojawia się w nich także jakiś Niemiec.

Nie będziemy dłużej tolerować takiej sytuacji, pod żadnym pozorem, ani w Gdańsku, ani w Sopocie. W Rzeszy jest dziś, Bogu dzięki i chwała, inaczej. Dziś można tam znów iść do teatru [...] i nie widzieć wokół tych żydowskich mord.”

Wysoki Komisarz Ligi Narodów, Carl Jakob Burckhardt, objął swój urząd w Gdańsku 1 marca 1937 roku. Do tego czasu proces ujednolicania stosunków w mieście ze stosunkami panującymi w Rzeszy był już właściwie zakończony. Władze: ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza, znajdowały się pod kuratelą ruchu narodowosocjalistycznego; opozycja była rozbita; partie polityczne rozwiązane albo zakazane, ich członkowie znajdowali się w aresztach prewencyjnych; kontrola społeczna nie miała możliwości działania, nieposłuszne gazety zamknięto, kosztowny hitlerowski aparat propagandowy pracował na najwyższych obrotach.

Mimo to sytuacja w Gdańsku, z uwagi na wymogi polityki zagranicznej, kształtowała się nieco odmiennie. Hitler planował Anschluss Austrii, rozbicie Czechosłowacji i nie chciał równocześnie zadzierać z Polską. A taki skutek musiałby wywołać każdy konflikt w Gdańsku lub bodaj związany z Gdańskiem.

Sytuacja w mieście była więc pełna sprzeczności: gauleiter coś oznajmiał, Senat dementował, bojówki partyjne siały strach, NSDAP dystansowała się wobec ekscesów. Policja podejmowała formalnie jeszcze nielegalne działania, a więc opinię publiczną trzeba było uspokajać, że nic podobnego nie miało miejsca. Berlin raz po raz musiał poskramiać zapędy gauleitera Gdańska. Carl Jakob Burckhardt trafnie scharakteryzował Forstera: „Jest wiernym sługą swego pana. Gdyby Führer zechciał wysłać go na księżyc, natychmiast by wymaszerował!”

Szwajcar Burckhardt objął trudny urząd. Nie tylko niemiecka polityka przeciwstawiała się zadaniom komisarza Ligi Narodów, ale i niemiecka ludność Gdańska, która miała Lidze Narodów za złe, że nie zgodziła się na przeprowadzenie plebiscytu. Burckhardt opisał sytuację przedstawiciela Ligi Narodów w Wolnym Mieście, po przejęciu w Niemczech władzy przez Hitlera, w następujący sposób:

„Przedstawiciel Ligi Narodów w Wolnym Mieście pędził życie więźnia stanu, któremu przysługują tylko pewne formalne przywileje. Każdy jego krok był kontrolowany, każde słowo podsłuchane, przekazane do Berlina, przekręcone, a przeważnie dla jakiegoś tam celu -zmyślone. Przedostatni Wysoki Komisarz, Irlandczyk Sean Lester [1933-1937 przyp. autora], miał szczęście, że nie mówił ani po niemiecku, ani po polsku. Nieufność oraz szpiegomania osiągały czasami groteskowe rozmiary, zwłaszcza przy okazji wizyt okrętów wojennych, wizyt, których każdy szczegół był ustalony specjalnym protokołem. W zasadzie każdy uczestnik uroczystości czuł się już z góry obrażony, gdy w grę wchodziła sprawa powitania, pierwszeństwa lub miejsca przy stole”15.

Burckhardt, chcąc pogodzić przeciwstawne interesy, nakłonić stronę polską i niemiecką do zajęcia miejsc przy wspólnym stole konferencyjnym, praktykował dyplomację przez rozmowy.

W swoich pamiętnikach Moja misja w Gdańsku napisał, że regularne sprawozdania Wysokiego Komisarza składane były sekretarzowi generalnemu Ligi Narodów, Josephowi Avenolowi16, oraz kompetentnej w sprawach Gdańska Komisji Trzech, działającej na polecenie Ligi Narodów. W skład tej komisji wchodzili ministrowie spraw zagranicznych Anglii (lord Halifax), Francji (Bonnet) oraz Szwecji (Sandler). Najważniejszymi miejscowymi rozmówcami Burckhardta byli: gauleiter Forster i, jako szef rządu, prezydent gdańskiego Senatu - Greiser17, ze strony polskiej zaś minister Marian Chodacki18, a w Warszawie minister spraw zagranicznych RP, Józef Beck. Partnerami jego rokowań w Berlinie byli ambasador RP - Józef Lipski19, minister spraw zagranicznych Rzeszy, Ribbentrop20 oraz jego sekretarz stanu, Ernst von Weizsäcker21, a także Göring i Himmler.

Do pierwszej rozmowy Burckhardta z Hitlerem doszło - na życzenie Forstera i za jego pośrednictwem - 29 września 1937 roku na Obersal-zbergu22. Hitler kazał zaprosić Burckhardta do Monachium już ponad dwa miesiące wcześniej, 16 lipca, z okazji „Dnia sztuki niemieckiej”, ale ten zaproszenia nie przyjął. Nie chciał, niczym dyplomata akredytowany w Berlinie, zaszczycać swoją obecnością uroczystości partyjnych w Rzeszy Niemieckiej. Za trzecim razem Hitler zaprosił go za pośrednictwem Forstera, który towarzyszył gościowi w podróży na Obersalz-berg 11 sierpnia 1939 roku.

Do połowy 1938 roku, a więc tak długo, jak było to możliwe, przedstawiciel Ligi Narodów w Gdańsku odwiedzany był także w swojej rezydencji przez przywódców partii opozycyjnych: socjaldemokratów, partii Centrum23, Niemiecko-Narodowej Partii Ludowej24 oraz przez członków gminy żydowskiej.

Dzięki znajomości wydarzeń zachodzących za kulisami polityki Wysoki Komisarz Ligi Narodów w krótkim czasie zorientował się, że Gdańsk rządzony jest z Berlina, Forster zaś to marionetka Hitlera. Burckhardt z dyplomatyczną zręcznością podtrzymywał więc kontakty z szefem gdańskiego rządu, prezydentem Senatu - Arthurem Greiserem, kontrpartnerem i zdeklarowanym wrogiem Forstera. Wykorzystując napięte stosunki między nimi i wzajemną zazdrość, zapewniał sobie dokładne informacje o przygotowywanych decyzjach politycznych narodowych socjalistów.

Po wojnie Carla Jakoba Burckhardta krytykowano. Zarzucano mu zwłaszcza, że nie wykorzystywał swojej pozycji, by energiczniej przeciwstawiać się siłom narodowosocjalistycznym, że powinien był skuteczniej chronić Polaków i Żydów, bardziej stanowczo przeciwstawiać się rozwojowi dyktatury. Mówiono również, że jego stosunki z przedstawicielami gdańskich władz były zbyt pojednawcze, a korespondencja, jakąż nimi prowadził, nie wolna od ich żargonu.

Jest prawdą, że Hitler określał Wysokiego Komisarza mianem człowieka obiektywnego, a Forster okazywał mu sympatię. Z opisu wypędzenia gdańskich Żydów, który to opis sporządził Erwin Lichtenstein, wynika jednak, że Carl Jakob Burckhardt, w miarę swoich ograniczonych możliwości, wydatnie pomagał prześladowanym. Także dzięki jego interwencji ustawy rasowe obowiązywać zaczęły w Gdańsku później niż w Rzeszy, co wielu Żydom umożliwiło ucieczkę.

Z drugiej strony - przedstawiciel Ligi Narodów nie mógł postępować bardziej stanowczo niż sama Liga. A począwszy od 1933 roku ta światowa organizacja coraz słabiej reagowała na agresywną politykę uzbrojonych po zęby Niemiec.

W sierpniu 1939 roku Gdańsk przypominał beczkę prochu. Zebrały się w nim siły gotowe, by uderzyć. Również i w tych ostatnich tygodniach przed wybuchem wojny Burckhardt nie opuścił stanowiska. Sytuację opisał w taki oto sposób:

„Zbrojono się, wcale tego nie ukrywając, w Niemczech, w Polsce, a nawet w Wolnym Mieście; niemal codziennie przeciągały przed naszym domem nie kończące się kolumny formacji paramilitarnych, ciągnęła zmęczona młodzież hitlerowska, powłócząc w rytmie nogami i śpiewając koszmarną piosenkę: «Dziś należą do nas Niemcy, a jutro cały świat»25.

Rozdział II

Beczka prochu

Hitlerowska koncepcja bezpieczeństwa i podboju nadbałtyckiego Gdańska opierała się na trzech filarach: wojsku, policji oraz policji pomocniczej. Plany militarne przygotowywano w Naczelnym Dowództwie Wehrmachtu w Berlinie, planowanie akcji policyjnych odbywało się w Gdańsku. Jedną ze zbrojących się energicznie jednostek paramilitarnych była „Grupa Eberhardta”. Generał-major Friedrich Eberhardt otrzymał rozkaz zorganizowania tego oddziału 9 czerwca 1939 roku. Były dowódca 44. Pułku Piechoty nosił dla kamuflażu mundur generała policji. Udawano, że chodzi o tworzenie oddziałów policyjnych. „Grupa Eberhardta” powstała z dwóch pułków gdańskiej policji; wzmocniono ją jednym batalionem SS i paroma oddziałami Wehrmachtu.

Eberhardt (rocznik 1892), uczestnik pierwszej wojny światowej, a w drugiej kawaler Krzyża Rycerskiego1, również po wojnie podtrzymywał legendę, jakoby z Bartoszyc2627 w Prusach Wschodnich odkomenderowano go do Gdańska w charakterze doradcy do spraw miejscowej policji skoszarowanej. Miał ją zorganizować, by odpierała polskie napaści. Jego zeznanie, złożone po roku 1945 przed sędzią okręgowym,

sprawiało wrażenie, jakoby przygotowania do wojny ciągle jeszcze były objęte najwyższym stopniem tajności i znane zaledwie niewielkiemu kręgowi osób.

W Dzienniku Działań Bojowych nr 1 dowódcy okręgu wojskowego Gdańsk - Prusy Zachodnie znajduje się relacja o rozwoju sytuacji politycznej i militarnej w Gdańsku w czasie od czerwca do końca sierpnia 1939 roku:

„Polska więc, na mocy praw, jakie miała w Gdańsku, mogła nadzorować miasto w sposób uniemożliwiający Niemcom militarną w nim obecność. Stąd też w najwyższym stopniu niemiły był Polakom rozwój organizacji narodowosocjalistycznych, które - choć nie uzbrojone -stanowiły niebagatelną siłę. Częste prowokacje, których celem było «burzenie porządku i stwarzanie zagrożenia dla życia i mienia Polaków, mieszkańców Gdańska» dokładnie oddają znaczenie, jakie Polska przypisywała tym organizacjom.

Taka była sytuacja do 1 czerwca 1939 roku. Potem zaostrza się. W polskiej prasie przeważa krzyk. Teraz Polska grozi i rozpoczyna demonstracje wojskowe w północnej części korytarza. W samej zaś Polsce dotkliwe cierpienia volksdeutschow zaczynają przybierać skandaliczne rozmiary i formy.

11 czerwca 1939, po nadzwyczaj krótkiej naradzie, na rozkaz Führe-ra powołano w Gdańsku policję krajową. Jako pierwszy przybywa dowódca, generał-major Eberhardt z 1. Korpusu Armijnego, prosto z podróży inspekcyjnej. W cywilu. Jego pierwszy zastępca do spraw operacyjnych to świeżo upieczony absolwent Akademii Wojennej w Berlinie, tuż po wyszkoleniu. «Pan Eberhardt» otrzymuje od prezydenta policji legitymację, upoważniającą go «do wstępu do siedziby policji i uczestniczenia w czynnościach służbowych».

W krótkim czasie organizuje się sztab. W przeważającej części składa się z oficerów rezerwy, mieszkających na terenie Wolnego Miasta. Potem przyjeżdżają oficerowie z Rzeszy, kierowani na stanowiska dowódcze. Są też podoficerowie. Później pojawiają się żołnierze, którzy, zwerbowani przez biuro werbunkowe, służyli dotychczas w Rzeszy.

Tak więc są ludzie, nie ma natomiast uzbrojenia, amunicji, sprzętu, umundurowania. Trzeba je sprowadzić, wbrew wszelkim prawom posiadanym przez Polskę, i to w sposób zakamuflowany.

W Szczecinie ładuje się na frachtowce uzbrojenie oraz amunicję i odprawia do Królewca. «Uszkodzenie maszyn» na wysokości Gdańska zmusza parowce do wpłynięcia do portu gdańskiego i zacumowania w stoczni Schichaua28. Nocą rozpoczyna się w stoczni gorączkowa praca. [...] W ten sposób, na «nocnych zmianach», przybywa do Gdańska całe wyposażenie, od hufnali po działa 150 mm, od pali podtrzymujących zasieki po zwiadowczy samochód opancerzony.

Wewnątrz Wolnego Miasta rozbudowuje się drogi. Główna szosa z Elbląga jest remontowana i dlatego zostaje zamknięta. Tylko nocą przejeżdżają nią tajemnicze kolumny ze wschodu na zachód, przez zamknięte w zasadzie przejście graniczne Einlage29, gdzie polscy inspektorzy celni nie mają nic albo niewiele do szukania.

W Rothebude30, gdzie kursuje prom parowy przez Wisłę, buduje się most pontonowy dla najcięższych pojazdów.

Polska interpeluje i Polska podnosi krzyk w całej swojej prasie. Polska grozi, że ostrzela Gdańsk i zniszczy go ze szczętem [...].

Ale Polska nie rusza z miejsca, bo Anglia na to nie pozwala. Anglia dostarcza jednak wyposażenie, broń i amunicję przez port w Gdyni [...].

Dozwolona liczebność załogi Westerplatte została przez Polaków potajemnie podwojona i to w następujący sposób: wprawdzie każda obsada składnicy jest zmieniana przez następną, ale zamiast żołnierzy opuszczają Westerplatte cywile w mundurach, robotnicy. Pozwala to na wzmacnianie obsady o 25 żołnierzy dziennie.

Festyn sportowy SS stwarza korzystną okazję do sprowadzenia do Gdańska SS-Heimwehr31 i pozostawienia jej tutaj.

Formowanie «Brygady Eberhardta» postępuje więc raźno naprzód [...] Składa się ona już z dwóch pułków piechoty, jednego oddziału artylerii, SS-Heimwehr i innych jednostek

Inną ważną jednostką był Oddział Wartowniczo-Szturmowy SS Eimann, sformowany w lecie 1939 roku. Jedna z czterech jego kompanii użyta została później, w charakterze jednostki policji pomocniczej, do ataku na Pocztę Polską. Policję pomocniczą tworzono z oddziałów SS i SA.

Nazwa „policja pomocnicza” bagatelizowała zjawisko. Od roku 1933 bowiem systematycznie rekrutowano i szkolono w Gdańsku jednostki SS. Stały się one liczącą się lokalną siłą, a krótko przed wybuchem wojny zostały dodatkowo wzmocnione przez SS-Heimwehr. Całą gdańską policję oraz policję pomocniczą podporządkowano SS-oberfuhrerowi Schäferowi. Miejscowe SS usamodzielniło się tuż po zakończeniu „wojny błyskawicznej” w rejonie Gdańska. Formacji tej podporządkowano obozy koncentracyjne, w rodzaju tego, jaki powstał w Stutthofie, i to ona stała się odpowiedzialna za „akcje specjalne” -masowe mordowanie, systematyczne prześladowanie i likwidację polskiej inteligencji.

Również SS-Heimwehr użyczyła policji pomocniczej swoich sił do ataku na Pocztę. Zorganizowana wiosną 1939 roku przez sturmbann-führera Ericha Götze, składała się z przemyconych do Gdańska reichs-deutschów32.

Napad na Pocztę przygotować miał II komisariat gdańskiej policji porządkowej. Decyzja ta wynikała po prostu z położenia komisariatu. Poczta Polska przy Placu Heweliusza 1/2 znajdowała się we wschodnim skrzydle byłego szpitala garnizonowego, komisariat zaś, podobnie jak Krajowy Urząd Pracy, w drugim jego skrzydle, przy Podwalu Staromiejskim 51/5233.

Niejaki Gortz, oficer policji pracujący w II komisariacie, już 3 lipca 1939 roku rozpoczął pracę nad planem ataku. Gdy plan był gotowy, opatrzono go stemplem „tajne”. Odnaleziono go po wojnie, we wrześniu 1945 roku. Był starannie przemyślany i z punktu widzenia rzemiosła policyjnego dopracowany w każdym szczególe. Najpierw opisany został budynek:

„Jest to masywna, trzypiętrowa budowla, jej piwniczne i parterowe okna są okratowane. Budynek wolno stojący, jedynie jego północno-zachodni narożnik połączony jest z częścią, w której znajdują się Krajowy Urząd Pracy i II komisariat policji. Przez zamurowanie korytarzy oddzielono swego czasu Pocztę Polską od Krajowego Urzędu Pracy”.

Załoga Poczty Polskiej składała się z około pięćdziesięciu ludzi, pisał Gortz, mogła jednak, w krytycznej sytuacji, ulec podwojeniu. W budynku mieszkało prawdopodobnie jedenaście kobiet, trzynastu mężczyzn i czworo dzieci. Gortz obliczał siły potrzebne do odcięcia Poczty i zastanawiał się nad możliwościami obrony, jakie miał przeciwnik. Oceniał je jako bardzo korzystne, budynek bowiem z żadnej ze stron nie przylegał do innej budowli i miał wiele okien. Plan Górtza przewidywał zaatakowanie trzech wejść do budynku Poczty przez trzy oddziały szturmowe po piętnastu ludzi każdy. Za oddziałami szturmowymi zdobywającymi wejścia i wdzierającymi się do budynku podążać miały dwa oddziały wspomagające, po dziesięciu ludzi każdy, by zabezpieczać i przeszukiwać piętra. Łącznie z oddziałem rezerwowym uczestniczyć miało w operacji 150 ludzi.

Po polskiej stronie obronę Poczty przygotowywać zaczęto kilka miesięcy wcześniej, w kwietniu 1939 roku, od chwili, kiedy w służbowym mieszkaniu rodziny Flisykowskich, znajdującym się w budynku Poczty, zakwaterował się mężczyzna o pseudonimie „Konrad”. Przysłano go z Warszawy. Był to porucznik rezerwy armii polskiej, którego dopiero długo po wojnie, w roku 1957, udało się zidentyfikować jako Konrada

Guderskiego34. O tajnej misji, jaką wykonywał na Poczcie, wiedzieli tylko p.o. jej dyrektora, dr Jan Michoń, i podreferendarz Alfons Flisy-kowski. Broń i amunicja, które stale, aż po późne lato, przemycano w workach pocztowych, składowane były w pokoju „Inspektora Konrada”.

Gdańska policja polityczna, która nie nazywała się jeszcze, jak w Rzeszy, gestapo, otrzymywała konkretne informacje, że broń jest przemycana zarówno do budynku Poczty Polskiej, jak i do innych budynków, znajdujących się w gestii polskich władz. Nie sposób już dziś jednoznacznie wyjaśnić, dlaczego przed 1 września 1939 roku nie sprawdzono tych informacji, przeprowadzając obławę i przeszukanie. Być może zaniechano tego rodzaju działań z obawy, by przedwcześnie nie sprowokować otwartego konfliktu. Gdańsk przypominał bowiem w ostatnich dniach przed wybuchem wojny prawdziwą beczką prochu.

Trzydziestego sierpnia 1939 roku policja usiłowała przeszukać budynek Poczty Polskiej, gdyż kierowca ambulansu pocztowego potrącił ponoć policjanta. Jednak dyrektor Michoń odmówił zezwolenia na wejście, powołując się na umowy, zgodnie z którymi jedynie międzynarodowa komisja miała prawo przeprowadzić tego rodzaju inspekcję. Policjanci, nie chcąc powodować gwałtownego konfliktu, wycofali się.

Zgodnie z § 104 ust. 3 Traktatu Wersalskiego oraz § 30 Konwencji Paryskiej35 Polska otrzymała suwerenne prawo obsługiwania obrotu pocztowego z Gdańskiem. Zgodnie z umową niemiecko-polską z 17 maja 1922 roku, Poczta Polska nie miała przywileju eksterytorialnego, jaki przysługiwał placówkom dyplomatycznym, ale zgodnie z wykładnią Ligi Narodów budynki polskich urzędów uchodziły za nietykalne.

W Wolnym Mieście Gdańsku znajdowały się, licząc dokładnie, trzy polskie urzędy pocztowe. Poczta przy Placu Heweliusza była - można tak powiedzieć - Pocztą Główną i od roku 1924 nosiła oficjalną nazwę „Polski Urząd Pocztowy - Gdańsk 1”. Pierwszy polski urząd pocztowy powstał 10 marca 1920 roku i mieścił się w porcie gdańskim; kolejny zainstalowano w roku 1923, na terenie dworca. Urzędy w porcie i na dworcu nie obsługiwały jednak indywidualnych klientów. Na całym obszarze miasta ustawiono dziesięć skrzynek pocztowych z polskim godłem państwowym; miały one napisy i objaśnienia w języku polskim i niemieckim. Skrzynki te, widomy znak polskiej suwerenności w Gdańsku, były cierniem w oku hitlerowców. Często obsmarowywano je i uszkadzano.

Około sześćdziesięciu polskich listonoszy, wrogo traktowana mniejszość, przywiązywało szczególne znaczenie do nienagannego zachowania i nieskazitelnych mundurów, ze srebrnym orłem na czapkach. Kiedy szli ulicami, wykonując swoją pracę, znieważano ich, obrzucano kamieniami, czasem nawet aresztowano. Skargami Polski na te ekscesy zajmowali się Wysoki Komisarz Ligi Narodów w Gdańsku i Rada Ligi Narodów w Genewie. W końcu sierpnia 1939 roku listonosz Mion-skowski został pobity, przewrócony na ziemię i skopany. Pewien esesman groził jego koledze, Młyńskiemu: „Wywal to wszystko i zwiewaj do Polski! Bo jak nie, to jutro pójdziesz w ostatnią drogę!”

Począwszy od roku 1936 rząd polski liczył się z możliwością przewrotu w Gdańsku oraz przyłączeniem go siłą do Rzeszy. W lecie 1936 roku polecił generałowi Władysławowi Bortnowskiemu11, inspektorowi 36 37 armii w Toruniu, oraz szefowi jego sztabu, pułkownikowi Janowi Maliszewskiemu, by przygotowali plan interwencji wojskowej. Opierał się on na założeniu, że Gdańsk zostanie zajęty od strony Prus Wschodnich i od Bałtyku, Francja zaś i Anglia zachowają bierność. Wychodzono bowiem z założenia, że Hitler oświadczy, iż zabrał tylko to, co i tak należy do Rzeszy. Następstwem planu było potajemne organizowanie polskich wojskowych grup bojowych w Wolnym Mieście Gdańsku, które w razie czego miały bronić polskich obiektów, a więc także Poczty, do czasu, aż armia przyjdzie z pomocą.

W lecie 1939 roku wzmocniono obsadę urzędów celnych o 32 inspektorów i równocześnie, w znacznym stopniu, także obsadę Westerplatte. Na gdański Plac Heweliusza oddelegowano z Bydgoszczy i Gdyni dziesięciu dodatkowych urzędników pocztowych. Kiedy zaś sytuacja zaczęła się zaostrzać, polskie dowództwo wojskowe rozlokowało na południe od Gdańska korpus armijny. Składał się on z 13. i 27. dywizji piechoty, wzmocnionych batalionem czołgów i batalionem saperów. Na zachód od Gdańska stała w pogotowiu 9. dywizja piechoty. W ostatnich dniach sierpnia, wskutek ruchów wojsk niemieckich, skoncentrowanych wzdłuż całej polskiej granicy, stało się oczywiste, że atak Hitlera nie ograniczy się do Gdańska, a jego celem stanie się cały kraj. 31 sierpnia 1939 roku, o 8.50, dowódca Armii „Pomorze”, generał Bortnowski, otrzymał polecenie dostosowania koncepcji obrony do zmienionej sytuacji. Jedna z decyzji, które podjął, polegała na wyprowadzeniu polskiej marynarki wojennej z portu w Gdyni. „Danziger Vorposten” szydził tego samego dnia: „Polska flota zwiewa!”

O nowej sytuacji i zmienionej w związku z tym strategii poinformowano Komisariat Generalny RP w Gdańsku i dowództwo Westerplatte, któremu pozostawiono decyzję, jak długo będzie stawiało opór. Najprawdopodobniej poinformowano także inne polskie placówki w Gdańsku. Jedynie pracownicy Poczty Polskiej w dalszym ciągu mniemali, że są zobowiązani do obrony i wierzyli, że w ciągu sześciu godzin otrzymają wsparcie polskiego wojska.

Nikt w Polsce nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego 31 sierpnia 1939 roku nie odwołano tego zadania. Była po temu możliwość, połączenia jeszcze działały. Wydaje się, że w atmosferze ogólnego podniecenia oraz szybko po sobie następujących wydarzeń po prostu o tym zapomniano.

To, że Gdańsk dostarczał ważnego pretekstu do rozpętania wojny, było dla gauleitera Forstera po prostu darem niebios. Dziewiątego marca 1939 roku można go było zobaczyć razem z Führerem w Theater des Deutschen Volkes38 w Berlinie, poprzedniego wieczoru wydał przyjęcie dla najwyższych dostojników partyjnych i państwowych. Wilhelm Lob-sack, kierownik szkolenia partyjnego w Gdańsku i Prusach Zachodnich, opisując jedną z kolejnych nazistowskich uroczystości partyjnych, staje się wręcz liryczny:

„Nigdy jeszcze Gdańsk nie przystroił się tak, jak owego 20 kwietnia 1939 roku, w pięćdziesiąte urodziny Adolfa Hitlera. W niezliczonych oknach jaśniały oświetlone portrety Führera. Nie był to jedynie wyraz szczególnej miłości, jaką gdańszczanie darzą go w tych burzliwych czasach, ale i przejaw nadzwyczajnej radości, że Hitler został w końcu honorowym obywatelem Gdańska. Gauleiter Forster od dawna nosił się z zamiarem nadania mu tej godności, ciągle jednak trzeba było, ze względu na wymogi polityki zagranicznej, odstępować od tego. Teraz nadeszła chwila, aby i w tej formie zadokumentować przed całym światem nierozerwalną więź, łączącą Adolfa Hitlera z niemieckim Gdańskiem”.

W wieczór poprzedzający swoje 50 urodziny Hitler podejmował wszystkich przywódców gdańskiej NSDAP w Kancelarii Rzeszy w Berlinie. Osiem dni później, w przemówieniu wygłoszonym w Reichstagu, potępił pakt zawarty przez Polskę i Anglię i wymówił porozumienie polsko-niemieckie39. „Gdańsk jest miastem niemieckim i chce wrócić do Niemiec!” - krzyczał z patosem. Pierwszego maja Forster dziękował za to swojemu Führerowi w Gdańsku na wiecu, w którym uczestniczyło podobno ponad 100 tysięcy osób.

Sprawa Gdańska w dalszym ciągu traktowana była w Kancelarii Rzeszy priorytetowo. Dwudziestego drugiego maja doszło w Berlinie do ponownej rozmowy między Forsterem a Hitlerem, na przyjęciu, wydanym przez ministra spraw zagranicznych Rzeszy, von Ribbentropa, dla hrabiego Ciano40. W następnych tygodniach gauleiter Forster przeprowadzał apele w partii i stowarzyszonych z nią organizacjach, aby, jak mówiono, przygotować jej członków na nadchodzące ciężkie miesiące. Uczestniczyli w tych apelach wysocy rangą funkcjonariusze partyjni z Rzeszy: szef sztabu Lutze41 obecny był na apelu SA, reichsfiihrer Hierl42 uczestniczył w apelu Służby Pracy Rzeszy43. W połowie czerwca, z okazji gdańskich „Okręgowych Tygodni Kultury”, przyjechał Goebbels, i wydeklamował z balkonu teatru: „Narodowosocjalistyczna Rzesza jest przy was, tak jak i wy stoicie przy niej!”

Reakcje Polski na te słowne demonstracje siły gdańscy naziści nazywali prowokacjami. Była to dla nich okazja, by podejmować tak zwane konieczne kroki, okazja mile widziana i dająca się wygrywać propagandowo. Wiele tysięcy mężczyzn, o czym później z dumą relacjonowano, zgłaszało się do gdańskich formacji paramilitarnych: do policji, którą właśnie rozbudowywano, do SS-Heimwehr i do wzmocnionych patroli granicznych, sformowanych z SA-manów. Na granicy z Polską zainstalowano zapory przeciwczołgowe i barykady.

Dwunastego lipca gauleiter-intrygant poleciał ponownie na Ober-salzberg, by porozumieć się z Hitlerem. Towarzyszył mu, na życzenie Führera, Wysoki Komisarz Ligi Narodów, Burckhardt. Skierowane przeciwko Polsce rozwlekłe tyrady Hitlera utwierdziły Burckhardta w przekonaniu, że jest on zdecydowany na wojnę. Hitler dał Wysokiemu Komisarzowi do zrozumienia, że byłoby lepiej, by jego żona i dzieci wróciły do Szwajcarii.

Uzgodniony z Hitlerem był także artykuł Forstera Prawda o Gdańsku, który 24 lipca 1939 roku ukazał się w „Völkischer Beobachter”44 i - tak przynajmniej twierdziła nazistowska propaganda -wywołał żywe echo w prasie światowej:

„1. Prasa zagraniczna posługuje się kwestią Gdańska w nikczemny sposób; kłamie celowo [...] aby podburzyć świat przeciwko Rzeszy.

2. W Gdańsku jest spokój i porządek, podczas gdy w sąsiednim kraju, w Polsce, panuje niepojęta psychoza wojenna. Ludność Gdańska pilnie oddaje się swojej pracy, a w gorące letnie dni korzysta z wypoczynku na nadbałtyckich plażach.

3. Czy pamięć mężów stanu i dziennikarzy w zachodnich demokracjach i w Polsce jest tak słaba, że zapomnieli, kto założył to Wolne Miasto?

My, Niemcy, bylibyśmy na tyle sprawiedliwi, że pozwolilibyśmy na to, aby miasto, zamieszkiwane wyłącznie przez angielską ludność i bezprawnie oddzielone od Anglii, ponownie do niej wróciło.

[...] Tymczasem Londyn skłonny jest raczej posłać setki tysięcy ludzi na pole bitwy, niż przyznać zaledwie 400 tysiącom ludzi ich oczywiste prawo.

[...] Polska dąży wyłącznie do tego, aby objąć Gdańsk swoimi wpływami i w końcu go posiąść.

Jednym z wielu kłamstw, szerzonych przez zagraniczną prasę, jest to, że do Gdańska przybyło niemieckie wojsko.

Adolf Hitler jest naszym wodzem. Jego rozkazy, już od lat, a dziś szczególnie, są dla nas tak samo święte i niepodważalne, jak dla 80 milionów Niemców w Wielkiej Rzeszy Niemieckiej.”

7 sierpnia Forster ponownie został przyjęty przez Hitlera na Ober-salzbergu. Rezultatem tego spotkania, trzy dni później, było wystąpienie gauleitera na gdańskim Długim Targu45, gdzie według oceny nazistów odbył się kolejny „potężny wiec”. W tym wystąpieniu Forster powtórzył niemal dosłownie znane żądania Hitlera: powrotu Gdańska do Rzeszy oraz eksterytorialnej autostrady przez korytarz, która powinna połączyć Prusy Wschodnie z Rzeszą. Dłoń, którą Hitler chciał podać Polsce, ofiarując pokój, została przez Polskę, zdaniem Forstera, bez podania powodów, odtrącona.

Osiem dni później, na gdańskim Maifeld46, Forster, w mundurze SS, wręczył SS-Heimwehr sztandar ze swastyką. „Danziger Vorposten” napisał w komentarzu:

„Po raz pierwszy znów przemaszerowały przez Gdańsk niemieckie oddziały, uzbrojone w nowoczesną broń”.

Gdańsk owych dni przybrał wygląd miasta zmilitaryzowanego. Taki obraz przywoływał w swoich zeznaniach przesłuchiwany po wojnie Bodę, aby - co jest oczywiste - odciążyć samego siebie. Opisywał Gdańsk w tych ostatnich sierpniowych tygodniach jako obóz wojskowy; ulicami miasta przeciągały maszerujące na pozycje oddziały, także batalion Bodego maszerował ulicą Nowe Ogrody, tuż obok przedstawicielstwa dyplomatycznego Rzeczpospolitej Polskiej.

Dwudziestego piątego sierpnia, w porozumieniu z Berlinem, Albert Forster dał się mianować przez Senat głową państwa w Wolnym Mieście Gdańsku, co ostatecznie zamieniło Traktat Wersalski w bezwartościowy świstek papieru. Trzydziestego sierpnia Forster, po raz ostatni przed wielkim uderzeniem, spotkał się z Hitlerem w berlińskiej Kancelarii Rzeszy.

Propaganda hitlerowska tak relacjonowała wydarzenia: „Dom gauleitera przy Piwnej 1147 [...] jest wielką polityczną kwaterą główną. Staje się ona ważnym miejscem polityki światowej w zapalnym punkcie stosunków polsko-niemieckich, w przededniu wielkiej wojny, która powinna zostać rozpętana walką o Gdańsk. Tu można zobaczyć gauleitera i jego sztab kompetentnych współpracowników, oficerów i dowódców formacji obronnych z generałem-majorem Eberhardtem i SS-obersturm-bannfuhrerem Götze. Telefon i dalekopis zapewniają łączność z Berlinem względnie z Berchtesgaden. Mimo wytężonej pracy nie czuje się przy Piwnej niepokoju bądź nerwowości. Gauleiter Forster mógł telefonicznie powiadomić Führera, że w Gdańsku panuje porządek, a jego mieszkańcy zachowują silne nerwy”.

Przez całe lato, mimo narastania napięcia, życie wielu gdańszczan toczyło się zwykłym trybem.

Dwudziestego czwartego czerwca 1939 roku otwarto w Gdańsku „Święto Śpiewacze Kraju Wisły”, a pięciu gdańszczan zwyciężyło we współzawodnictwie o tytuł mistrza Rzeszy w swoim zawodzie. Wśród zwycięzców znaleźli się wytwórca karmelków i położna. Pewien szwajcarski dziennikarz opisywał z zachwytem Długą48 i Długi Targ, tę „piazzę” Wenecji północy. W sopockiej Operze Leśnej49 wystawiono Pierścień Nibelunga, orkiestrę prowadził profesor Robert Heger, dyrygent festiwalu50. Dziewiętnastego sierpnia, wśród nowo zaangażowanych aktorów sceny dramatycznej Gdańskiego Teatru Państwowego, znalazł się i przedstawił publiczności, Dieter Borsche51. Konkurs na budowę nowego gmachu opery wygrał gdański architekt Otto Frick. Jego projekt to potężna budowla z cegły holenderskiej, na planie kwadratu. Miał ją okalać rząd kolumn, a wnętrze miało pomieścić 2000 widzów. Ukończono natomiast wznoszoną na plaży u ujścia Wisły halę KDF52