Podróże do piekieł - Bolesław Miciński - ebook

Podróże do piekieł ebook

Bolesław Miciński

0,0

Opis

Podróże do piekieł stanowią realizację gatunku dość rzadko pojawiającego się w literaturze polskiej, cechującego się zarówno erudycyjnością i lekkością: eseju.

Swoje rozważania poświęcił Miciński motywowi ludzkiej peregrynacji do miejsc granicznych, którym patronują piekła odwiedzone przez Odysa w czasie jego wędrówek.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

Bolesław Miciński
Podróże do piekieł
Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne Rodzaj: Epika Gatunek: Esej

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 76

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Bolesław Miciński

Podróże do piekieł

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN-978-83-288-5921-0

Podróże do piekieł

Cerberus haec ingens latratu regna trifauci 
personat adverso recubans inmanis in atro1
(Vergili, Aeneis VI)

Żonie

Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!

I

„...Wiosło sążniste ująwszy w ręce — uciekać 
Musisz daleko, daleko, wędrując stopą strudzoną, 
Aż przyjdziesz do ludzi takowych, których wzrok nigdy na ziemi 
Morskich nie widział fal... a ręka ich soli przenigdy 
Do strawy nie sypie, a oni nie znają, co spławne są statki, 
Bo nigdy nie oglądali czerwono-lśniących kadłubów 
Szerokożaglich naw... ni wioseł, które skrzydłami 
Są dla pierzchliwych korabiów2!... Lecz ninie3 tobie wyjawię 
Znak nieomylny, widomy, iżbyś go zaś nie przepomniał4: 
Jeśli na drodze swej zdybiesz5 takiego jak ty wędrownika, 
A on, ujrzawszy cię, stanie, spojrzy i powie, iż niesiesz 
Łopatę na mocnych ramionach: wtedy ci stanąć konieczno 
I w ziem6 osadzić sążniste7 wiosło i wbić je tam silnie...” 
(Proroctwo Tejrezjasza. Homer, Odyseja, Ks. XI: W państwie umarłych, tłum. J. Wittlin).

1

Kiedy Julian Apostata8, wróg chrystianizmu, ruszył w roku 363 na podbój Persji, aby po tryumfalnym — jak przypuszczał — powrocie, zniszczyć ostatecznie młody i skołatany wewnętrznymi walkami Kościół, nie przypuszczał zapewne, że modlitwa jego „szkolnego kolegi”, świętego Bazylego9, wytrąci mu berło z martwej dłoni. Oto, jak mówi legenda, gdy św. Bazyli w trwodze o losy Kościoła, modlił się przed obrazem Matki Bożej, u stóp której klęczał pięknie wymalowany św. Merkuriusz z włócznią, obraz zaćmił się, a po chwili św. Merkuriusz powrócił, składając u stóp Madonny zakrwawioną włócznię. Wtedy już było wiadome — mówi kronika — że cesarz Julian poległ.

Dziwnym zbiegiem okoliczności ów święty z obrazka nosił imię posłannika bogów Hermesa-Merkuriusza. Mknąc z włócznią ponad morzem, podobny był zapewne do Hermesa takiego, jakim go nam przedstawił Homer w piątej księdze Odysei:

...i ponad morzem przechodził, 
Prując tuż nad otchłanią, jako ta mewa rybitwa 
Co nad strasznemi zatoki zwełnionych10, słonych bałwanów 
Ryby poławia — więc nieraz skrzydła swe w fali ubroczy. 

Chrześcijański Hermes zmienił tylko posoch11 na włócznię. Tak to „psychopompos”, który według tradycji starożytnej prowadził dusze do Hadesu, odprowadził cesarza Juliana, ostatniego sługę bogów do chrześcijańskiego już piekła. Mocna musiała być modlitwa Bazylego, bo św. Merkuriusz zapewne tak samo jak za dawnych czasów, niechętnie ruszał w drogę („nie bardzo iść mu się chciało, bo i któż by chciał z dobrej woli się włóczyć po tych wodnistych i słonych pustkowiach?”). W jednym punkcie jednakże zbiegły się upodobania świętego Bazylego i cesarza Odstępcy. Punktem stycznym był Homer. W liście do Grzegorza z Nazjansu, święty Bazyli, sławiąc urok swego klasztornego zacisza, pisze: „Piękne ono jak wyspa Kalipso”. To wspomnienie Homera prześwieca przez pismo świętobliwego Ojca jak słońce przez liście na wyspie pięknej Nimfy. Św. Bazyli nie mógł zapomnieć Ogigii.

Tu, na tajemniczej wyspie, wśród szumiących heksametrów Odysei, podali sobie ręce wrogowie: Ojciec Kościoła i cesarz Odstępca.

2

Odyseja, jak każdy zresztą utwór literacki, jest zespołem schematów aktualizowanych w zależności od indywidualnego nastawienia czytelnika i ogólnej struktury epoki. Porywczy Alcybiades spoliczkował pewnego retora za to tylko, że czcigodny bakałarz nie „trzymał na składzie” przygód mądrego Odyseusza. Lukian z Samosaty, niezrównany plotkarz i subtelny ironista, który dotarł do piekła, żeglując we wnętrznościach wieloryba, parodiował Homera, zarzucał mu... blagę i bez szczególnego nabożeństwa odnosił się do bogów Iliady. Kto w bogów nie wierzy, niech nie czyta Homera — gromił Julian Apostata duchownych galilejskich; „jest rzeczą absurdalną, aby ci, którzy komentują jego dzieła, gardzili równocześnie bogami, których on sławi”.

Julian nie przypuszczał zapewne, że po latach wielu Imc. X. Fr. D. L. M. Fénelon12 Arcybiskup Kambrejski zanudzać będzie małego Delfina Wędrówkami Telemacha, aby młody adept homeryckiego kultu w „cnotę rósł jako kwiat, który wiosna buynie rozwija, aby polubił rozumu słodkie zabawy, aby miał w sercu Achillesa odwagę, nie przeymując srogości, aby był rozważny, dobry, łaskawy, dla ludzi przychylny”. Tak prawił mądry biskup; zefiry wstrzymywały swe łagodne powiewania, rozwijały się kwiaty niewzruszane od wilgotnych akwilonów, strumyki bieg swój wstrzymywały spokojny, echo powtarzało jego słowa pobliskim górom... królewicz spał, ale satyry i fauny nastawiały uszów kończastych i cieszyły się słowami dobrego kapłana, który — jak wieść niesie — przez sen nawet recytował Homera. Nie przypuszczał też Julian zapewne, że abbé13 Fraguier14 w roku 1714 złoży śluby publiczne, iż rok pobożnego żywota poświęci wyłącznie Homerowi, aby móc w skupieniu ducha, dzień w dzień pochłaniać tysiąc heksametrów dla zachowania dobrego smaku. Ale nie kto inny właśnie jak Boileau15 zarzucał Homerowi „la bassesse du style16”: „Jam tu nie przyszedł gwoli Trojan — mówi Achilles Homera — bo mi nigdy nie brali ni wołów ni koni”. Zdanie to zalatuje oborą i dlatego to Racine przekształcił skargi Achillesa zgodnie z wymaganiami „style noble”:

Et jamais dans Larisse un lâche ravisseur 
Me vint-il enlever ou ma femme ou ma soeur17! 

Innymi oczyma patrzył na Homera romantyk: „Chaos, niebo, ziemia, Geo i Ceto, Jupiter, bóg bogów, Agamemnon, król królów, ludy, stada, świątynie, miasta, oblężenia, żniwa, ocean; Diomedes walczący, Ulisses błądzący; cyklopy, pigmeje, karta geograficzna z koroną bogów na Olimpie; tu i ówdzie ogniste jamy, poprzez które przeziera Ereb; kapłani, dziewice, matki, niemowlęta przerażone pióropuszami, pies, który pamięta, wielkie słowa padające z gęstwiny białych bród, Wulkan błazen wyżyn, Tersytes18 błazen nizin, dwa aspekty małżeństwa przewidziane na wieki i uosobione w postaciach Heleny i Penelopy; Styks, Los, pięta Achillesa, bez której Los byłby zwyciężony przez Styks; potwory, bohaterowie, ludzie; tysiąc perspektyw podpatrzonych w mgłach antycznego świata; ten bezmiar — to Homer”.

Tak grzmiał Victor Hugo, który na swoje szczęście rozminął się w czasie z porywczym Alcybiadesem. Grzmiał wielkim głosem. Drgnął Delfin uśpiony na wyspach szczęśliwych łagodnym śpiewem makolągwy, struchlałe satyry strzygły niespokojnie kończastymi uszami. Szła burza romantyzmu; teatralne błyskawice rozświetliły tekturowy Olimp i zgasły, stłumione kurtyną czasu.

Ta wielość perspektyw zawartych w Odysei poprzez analizę różnorodnych interpretacji i odczuć pozwala wniknąć w ducha epoki. Romantycy żyli „zmysłem chaosu” i dlatego to Słowacki nadał Achillesowi rysy Shakespeare’owskich bohaterów, a Hefajstosa nazywał „duchem elementarnym”. Ośrodkiem zainteresowań klasyków francuskich były walory formalne i zagadnienia na wskroś estetyczne. Współczesny czytelnik aktualizuje raczej walory treściowe i heroiczną „Es-durową” tonację Homera.

Dramatyczna nadbudowa wzniesiona nad Odyseją obnaża zawarte w niej idee tragizmu i odsłania równocześnie spiętrzone trudności i konflikty naszego czasu.

3

Arystoteles nazwał Iliadę epopeją czynu a Odyseję epopeją cierpienia. Określenie to lokalizuje Odyseję w świecie bezruchu. Cierpienie bowiem należy do bezczasowego i nieruchomego świata wartości, z którego wyłączone są aktywność i tragizm. Tragiczność i czyn uwikłane są w wzajemnych zależnościach: ich wspólnym łożyskiem jest czas, forma zdarzeń i ruchu, czas, w którym coś się dzieje, kształtuje i zamiera, czas, w którym działanie dojrzewa, rozwija się i niszczeje. I dlatego w głębokim ujęciu Maxa Schelera tragiczność nie jest wcale czymś specyficznie ludzkim, ale zjawiskiem uniwersalnym. Indywidualne zdarzenia tragiczne odsłaniają tylko trwałe, z samą istotą świata dane czynniki, związki i siły, które leżąc ponad wolnością człowieka prowadzą go z nieuchronną koniecznością do nieuniknionej i niezawinionej katastrofy, do unicestwienia wartości, planów, zamysłów i pragnień.

Spoza tragicznych zdarzeń wyłania się z głębokiej perspektywy świat jako właściwy i oddalony przedmiot tragiczności, podobny do skały dźwigniętej z dna oceanu rękami gniewnego Posejdona, do skały, którą opływa szumiący nurt heksametrów Odysei. Ta epopeja tragiczności jest, podobnie jak Iliada, epopeją czynu. Nie można ich przeciwstawiać, tak jak nie można np. przeciwstawiać Krytyki Czystego Rozumu jako zespołu zdań — Krytyce Rozumu Praktycznego jako zbiorowi rozumowań: zdanie jest konstytutywnym składnikiem rozumowania, tak jak czyn jest koniecznym elementem tragizmu.

Podoba Ci się to, co robimy? Jesteśmy organizacją pożytku publicznego. Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/

4

W znanym obrazie Timantesa przedstawiającym ofiarowanie Ifigenii starożytny malarz przesłonił zbolałą twarz Agamemnona. Wydano o tym wiele bystrych sądów. Pliniusz mówił o rezygnacji malarza, który zwątpił, czy potrafi nadać ojcu wyraz twarzy dość boleściwy. Valerius Maximus widział w tym nieudolność sztuki. Lessing chwalił szlachetny umiar: „Timantes znał granice, jakie Gracje nakładają na jego sztukę. Wiedział, że rozpacz, przypadająca Agamemnonowi jako ojcu, objawia się wykrzywieniami, szpetnymi zawsze”.