Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Powieść kryminalna, którą cechuje stopniowo i precyzyjnie budowane napięcie. W powieści można zaobserwować luźne nawiązanie do teorii Freuda, która fascynowała autora. Na uwagę zasługuje konstrukcja fabuły i portretów psychologicznych postaci.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 66
– Kochany Kragu – odpowiedział szef wydziału detektywów na pytanie Asbjørna Kraga – uważam za zupełnie nierozsądne, że pan, najdzielniejszy z naszego wydziału, marnuje swój czas dla takiej nędznej sprawy.
– Sprawa cała wydaje mi się prawdziwie interesująca – odparł detektyw.
– Na to nie mogę się zgodzić – zwykła kradzież hotelowa.
– Najzwyklejsze kradzieże mogą być ciekawe.
– Słusznie, ale w tym wypadku nie mogę się doszukać usprawiedliwienia dla pańskiego przypuszczenia.
Począł przeglądać szybko akta leżące przed nim na stole.
– Tu powiadomienie z 13 października z Hotelu Europa. Czytamy w nim, że poprzedniej nocy z pokoju numer osiem ukradziono walizę. Waliza wraz z zawartością przedstawiała wartość około dwudziestu pięciu koron. Czy to jest okoliczność budząca zainteresowanie u takiego jak pan człowieka?
Poklepał swego urzędnika dobrotliwie po ramieniu.
– Tak, sprawa brylantów żony generalnego konsula Berga to byłoby coś dla pana.
– Ale tą sprawą zajął się już jeden z moich kolegów, a pan wie, jak niechętnie mieszam się do spraw innych. Prócz tego przy tej kradzieży hotelowej zauważyłem szczegół budzący moje zainteresowanie.
– Myśli pan o tym dzwonieniu?
– Tak. Tego wieczoru, w którym popełniono kradzież dwa razy zadzwoniono z pokoju numer osiem, chociaż nikt z ludzi tam się nie znajdował.
– Służba hotelowa musiała się pomylić.
– To jest wykluczone. Bezpośrednie po głosie dzwonka udał się kelner oba razy do tego pokoju i za każdym razem pokój był pusty. Zbadanie tej okoliczności przenoszę ponad wszytko – oznajmił Krag stanowczo.
– Więc niech będzie, jak pan sobie życzy. Nie przypuszczam jednak, aby miało się z tego co wyłonić.
Krag zamierzał właśnie wyjść, gdy telefon zadzwonił.
– Proszę zaczekać! – rzucił doń szef i chwycił za słuchawkę.
Asbjørn Krag słyszał, gdy mówił:
– Tu wydział detektywów.
– Tak. Hotel Europa! Proszę!
Krag wsłuchiwał się zaciekawiony i studiował wyraz twarzy swego szefa, gdy ten słuchał i jasne dlań się stało, że tam, w hotelu, wydarzyło się coś ważnego. Głos szefa brzmiał nerwowo i pełny był zdziwienia, gdy pytał:
– W ten sam zupełnie sposób, co przedtem, powiada pan? No, to jest ciekawe! Tak, natychmiast ktoś stąd do was przyjdzie. – Odwiesił słuchawkę i rzekł do Kraga: – Jest to ciekawy zbieg zdarzeń. Popełniono nową kradzież w Hotelu Europa.
– Ach!
– Ukradziono znów walizę z pokoju numer osiem. Pozornie wśród tych samych okoliczności, co poprzednio!
– Widzi pan przeto, że moje wkroczenie w tę sprawę jest usprawiedliwione!
– W zupełności. Sprawa przedstawia się rzeczywiście ciekawiej aniżeli kradzież brylantów u generalnej konsulowej Berg – przyznał szef, uśmiechając się. – A wiec, życzę panu dużo szczęścia.
– Dziękuję – i Krag wziął papiery podane mu przez szefa. – Na pewno nie jest to łatwe zadanie, ale spodziewam się, że po upływie kilku dni rozwiążę zagadkę. Do widzenia!
Rozmowa ta odbyła się w piątek dnia 16 października o godzinie jedenastej przed południem, w biurze szefa.
Asbjørn Krag udał się teraz do swego własnego pokoju, rozłożył przed sobą papiery i zagłębił się w nich. Były to czysto policyjne urzędowe akta: krótkie pisemne powiadomienie o dokonaniu kradzieży, uwagi wachmistrza w tej sprawie i protokół spisany z gospodarzem i portierem hotelu. Akta prócz czysto rzeczowego podania faktów nie zawierały nic interesującego i Krag postanowił udać się natychmiast do hotelu, aby tam zaznajomić się z bliższymi szczegółami obu kradzieży.
Gospodarz, pan Kragerud, przyjął bardzo uprzejmie detektywa. Ujął go po przyjacielsku pod ramię i wyszeptał:
– Pst! Pst! Proszę tu o tym nic nie mówić.
Wyszli na pierwsze piętro, gdzie gospodarz miał swe prywatne biuro, elegancko urządzony pokój. Zadzwonił na, kelnera i polecił przynieść wino i cygara.
– Zapewne chce się pan ode mnie dowiedzieć wszystkiego, aż do najdrobniejszych szczegółów – rzekł, podnosząc z błyszczącymi oczyma swą szklankę do Kraga i pozdrawiając nią Kraga w „nieszczęśliwym” hotelu. – Wobec tego muszę mieć coś, przy pomocy czego mógłbym zebrać myśli. Najpierw przepraszam pana, że postępowałem tak tajemniczo, gdy witałem pana na dole. Ale wielkie ma dla mnie znaczenie, że by nikt się o tych kradzieżach nic nie dowiedział. Niestety nie jestem całkowicie pewny milczenia wszystkich moich ludzi. Wobec tego zagraża mi niebezpieczeństwo, że hotel mój zyska złą sławę i że goście unikać go będą.
– Ilu ludzi wie zatem o kradzieży?
– Prócz mnie, trzy osoby tu w hotelu. Portier nocny – Niemiec, nazwiskiem Schliemann – prócz tego służący pokoju numer osiem i portier dzienny Halvorsen.
– A okradzeni?
– Tych uprosiłem o milczenie, zwróciwszy im ich straty. Kosztuje mnie to wprawdzie pięćset koron. Ale cóż to znaczy, jeżeli sława mego hotelu jest zagrożona. Okradzionymi są: pewna pani, która właśnie odjechała do Trondhjem i pewien duński agent, który dotąd pokój ten zajmuje.
– Pierwsza kradzież zdarzyła się trzynastego, czyż nie tak? – Krag zapisał nazwiska w swoim notatniku i włożył go z powrotem do kieszeni.
– Tak, o godzinie pół do jedenastej w nocy. Portier nocny objął był właśnie służbę i był z kelnerem w loży portierskiej, gdy z pokoju numer osiem, zadzwoniono. Kelner udał się natychmiast na górę, aby usłyszeć polecenie, spostrzega jednak ku swemu zdziwieniu, że nie ma nikogo w jasno oświetlonym pokoju. Schodzi na dół i powiadamia o tym portiera. Jeszcze raz spoglądają obaj na tablicę, aby się przekonać, czy na niej rzeczywiście numer osiem wyskoczył. Ponieważ jednak nic dalej się nie dzieje, zamyka portier klapkę z liczbą osiem i sadowią się znów obaj w loży.
... – Nagle dzwonienie odzywa się na nowo tym razem długie i silne. Portier i kelner patrzą równocześnie na tablicę. Znów wyskakuje numer osiem.
– Z pewnością musi ktoś być w pokoju, ty ośla głowo! – zawołał portier szyderczo. – Idź zaraz na górę!
... – Kelner spieszy na górę, szybko jak może, wraca jednakże po minucie.
– Ależ nie ma tam nikogo. Chodź ze mną, a sam zobaczysz! – powiada portierowi.
... – Portier mruczy pod nosem, że kelner zwariował, że stracił oczy, idzie jednakże z nim na górę.
... – Otwierają drzwi do pokoju i przekonują się obaj, że pokój jest pusty. Obaj są nieco przestraszeni. Portierowi przychodzi jednak na myśl, że połączenia dzwonkowe muszą być w nieporządku i bada je dokładnie. Niczego nie znajduje, dzwonki działają bez błędu. Portier zasuwa numer osiem, kelner zostaje w pokoju i dzwoni z niego. Żadnego błędu, numer osiem wyskakuje. Aby się upewnić, dowiaduje się kelner w innych pokojach, czy kto nie dzwonił, nikt jednakże nie dzwonił. Wobec tego można, zdaje się, ustalić, że 13 października zadzwoniono z pokoju absolutnie pustego. Brzmi to, jakby jaka historyjka z duchami i ja poczynam naprawdę wierzyć, że wchodzą tu w grę duchy.
– Kto zajmował ten pokój? – zapytał detektyw.
– Pewna pani z Trondhjem. W księdze przyjezdnych zapisała się, jako panna Schytte, modystka z Trondhjem. W chwili gdy zdarzyło się to tajemnicze dzwonienie, była w teatrze. Po spożyciu następnie kolacji w towarzystwie przyjaciółki i jakiegoś krewnego powróciła o kwadrans na pierwszą do hotelu. Portier nocny ją wpuścił. W dziesięć minut później zadzwoniono z jej pokoju, tym razem było to nerwowe, silne dzwonienie. Portier i kelner spieszą na górę i zastają tę panią w silnym podnieceniu.
– Okradziono mnie – zawołała – zniknęła moja walizka!
Obojgu z mojej służby udało się ją uspokoić, po czym mnie powiadomiono o wypadku. Dowiedziałem się, że ukradziono jej czarną, skórzaną walizkę, która oprócz rozmaitych rzeczy, zawierała pieniądze i nieco wartościowych przedmiotów. Ponieważ owa pani twierdziła, że kradzież naraziła ją na dotkliwą stratę, i że ona wcale nie jest zamożną, uprosiłem ją, zobowiązując się do pokrycia straty, aby nikomu o tym, co się wydarzyło, nie mówiła. Zgodziła się na to, a ja wyłożyłem natychmiast dwieście pięćdziesiąt koron na stół. Następnego dnia rano wyjechała owa pani do Trondhjem.
– Gzy może mi pan dokładnie opisać ową walizkę? – zapytał Krag.
– Tak, była to stosunkowo mało zniszczona, czarna, skórzana walizka z monogramem AS na tabliczce powyżej zamku. Oprócz kilku części ubrania zawierała ona kasetkę ze srebrnymi łyżeczkami do herbaty, które zakupiła tu w czasie swego pobytu, złoty zegarek wartości około stu koron i obrączkę wartości dwudziestu pięciu koron.
– Jej własną obrączkę?
– Nie, jego – odpowiedział gospodarz uśmiechając się. Jej ślub miał się odbyć za kilka dni w Trondhjem, a ona zakupiła tu obrączki na polecenie narzeczonego.
– Jakie litery były wygrawerowane na obrączce.
– BR. Inicjały narzeczonego.
– A zegarek złoty?
– Był to mały, złoty damski zegarek z jej inicjałami i datą 20.4.1900, datą jej bierzmowania. Na srebrnych łyżeczkach od herbaty wygrawerowaną była, pośród arabesek, litera K.
Detektyw notował wszystkie te szczegóły.
– Ale teraz przejdźmy do drugiej kradzieży – rzekł gospodarz, napełniwszy szklanki i podsuwając cygara ku Kragowi. – A ta jest tym bardziej zatrważająca, że jest dokładnym powtórzeniem pierwszej. Pokój numer osiem wynajęto przedwczoraj po nadejściu pociągu kontynentalnego pewnemu duńskiemu agentowi, panu Karolowi Binderupowi. Wczoraj był pan Binderup cały dzień na mieście, zajęty swymi interesami. Wieczorem spotkał kilku swych duńskich kolegów, z którymi poszedł razem do jakiegoś variétés, a rozstał się z nimi dobrze po północy. Powrócił do hotelu około pół do drugiej w nocy. W międzyczasie zadzwoniono znów o godzinie dziesiątej z pokoju numer osiem, chociaż kelner i portier wiedzieli, że nikogo w nim nie ma. Udają się razem na górę i przypuszczenie ich okazuje się słuszne: nie ma nikogo w pokoju! Powiadamiają mnie o tym natychmiast, a ja nakazuję jak najdokładniejsze przeszukanie pokoju. Szukamy pod łóżkiem, pod sofą, w szafie – nikogo nie znajdujemy. Nakazuję drzwi zamknąć, po czym nie dzwoni nic już z tego pokoju. Duńczyk powraca nieco podchmielony do pokoju i kładzie się zaraz do łóżka. Gdy jednak dziś o godzinie dziesiątej wstał, spostrzega, że jego walizka ręczna z przedmiotami srebrnymi zniknęła.
– Srebrne przedmioty?
– Tak, pan Binderup jest agentem handlowym pewnego jubilera, a jego walizka zawierała małą kolekcję srebrnych papierośnic, wartości najmniej dwustu pięćdziesięciu koron. Jeśli tak dalej pójdzie, to będę zrujnowanym człowiekiem, jak łatwo pan to sobie może wyobrazić.
– Jeśli jednak biegał za interesami, to powinien był mieć kolekcję ze sobą?
– Nie, twierdzi stanowczo, że pozostawił ją tutaj.
– Zaznaczał pan, że był nieco podchmielony, gdy do hotelu powrócił, mógł ją przeto gdzieś zapomnieć...
– Tak, przedstawiałem mu to także i miałem zamiar zrzucić ze siebie wszelką odpowiedzialność, ale wówczas przywołał on portiera na świadka i ten musiał przyznać, że pan Binderup rano wyszedł bez walizki.
– Czy wiedział, że walizka jeszcze była, gdy do hotelu powrócił?
– Nie, tego nie mógł ustalić, wobec czego nie jest wykluczone, że skradziono ją, gdy był w łóżku.
– Bardzo jest nieprawdopodobne, żeby złodziej odważył się wejść do pokoju, gdy w nim się ktoś znajduje. Raczej należy przyjąć, że wyzyskał na to czas jego nieobecności.
– Słusznie. I oto poznał pan przebieg całej sprawy. Ale chcę pana prosić, by pan był łaskaw wszelkie dochodzenia prowadzić w jak największej tajemnicy.
– Naturalnie – rzekł Krag i powstał z miejsca. – Proszę mnie jeszcze zaprowadzić do pokoju numer osiem, abym mógł pokój zbadać dokładnie.
Gospodarz i Krag zaszli na parter. Był to tak zwany wysoki parter. Korytarz ciągnął się dużym czworobokiem przez cały budynek, po obu jego bokach znajdowały się pokoje. Przy drzwiach prowadzących na ulicę znajdowała się loża portiera. Schodziło się do niej po schodkach. Żelazne drzwi z kratą zamykały główne wejście. Przy tej kunsztownie wykonanej kracie stał zawsze chłopak w liberii i otwierał drzwi wchodzącym i wychodzącym gościom. Detektyw zbadał to dokładnie.
– Drzwi, jak widzę, dają otworzyć się tylko od wewnątrz – rzekł.
– Tak, nikt nie może tu wejść, żeby go portier nie widział.
– Również i wyjść?
– Tak, nikt stąd wymknąć się nie może niezauważony.
– Czy chłopak stoi przy drzwiach także w nocy?
– To byłoby zbyteczne. W nocy portier obsługuje drzwi wchodowe. Ruch wtedy przecież jest tak mały. Odjeżdża lub przyjeżdża rzadko który gość nocnym pociągiem.
– Proszę, pójść do numeru osiem i zadzwonić.
Gospodarz odszedł, podczas czego Krag uważnie patrzył się na czworoboczną tablicę połączeń dzwonkowych. W tablicy znajdowało się wiele białych otworów, z których każdy odpowiadał jednemu pokojowi, a nad otworami umieszczone były rozmaite numery pokojów.
Zadzwoniono, czarna klapka opadła na dół i przykryła otwór, ponad którym była cyfra 8.
Niebawem powrócił gospodarz.
– Czy wszystko w porządku? – zapytał.
– Tak, połączenie jest bezsprzecznie w porządku.
Detektyw począł badać elektryczny przewód od tablicy przez korytarz. Badał go dokładnie, centymetr za centymetrem, nie mógł znaleźć jednak najmniejszego błędu.
– Czy goście są w tej chwili w swoich pokojach? – zapytał, gdy powrócili do loży portiera.
– Nie, przeważnie są nieobecni – odpowiedział gospodarz.
– Ślicznie. To proszę kazać zadzwonić ze wszystkich pokoi, z wyjątkiem ósmego.
Pan Kragerud skinął na portiera i w kilka chwil potem zaczęło się dzwonienie. Klapka za klapką opadała w dół, tak że w końcu cała tablica z wyjątkiem jednego jasnego otworu, pod cyfrą 8, była czarna.
Krag wyraził swe zadowolenie z powodu tej próby przekonującej go, że tajemnicze dzwonienie wychodziło rzeczywiście spod numeru 8. Udał się teraz sam do tego mistycznego pokoju. Policzył kroki od loży portiera aż do pokoju numer 8. Naliczył ich 59. Potem poszedł dalej i powrócił wreszcie z drugiej strony do loży portiera, przeszedł tym sposobem cały korytarz tworzący czworobok. Druga część drogi liczyła tylko 46 kroków. To odkrycie zdało się być dlań niespodzianką.
– Jeżeli z numeru osiem się zadzwoni, a kelner znajduje się w loży portiera, jaką drogą on idzie, by dojść do pokoju numer osiem, krótszą, czy dłuższą? – zapytał detektyw.
– Czy naprawdę jedna z dróg jest krótsza? – zapytał gospodarz zdziwiony. – Tego nie zauważyłem. Kelner idzie stąd dłuższą drogą. Jest to dawne przyzwyczajenie.
– Tak, tak. Czy mogę zobaczyć księgę przyjezdnych?
Podano mu ją natychmiast, a detektyw zaczął z zainteresowaniem studiować nazwiska gości, którzy w ostatnich dniach przyjechali i wyjechali z hotelu. O tych jednakże, którzy przybyli po trzynastym niewiele się troszczył. Również mało o tych, którzy mieszkali na piętrach hotelu. Sporządził sobie krótki wypis obcych, którzy na kilka dni przed trzynastym zamieszkali na parterze. Ogółem było ich pięć osób, dwie panie i trzech panów. Z tych dwie osoby były właśnie poszkodowane, chodziło więc tylko o troje gości. Tych troje byli: pani Fagernæs, żona kupca z Nordlandu, starszy wiekiem rektor Bjerke z Bergen, i uczony, kartograf Balen z Kristiansandu, który z powodu studiów uniwersyteckich na czas jakiś w Kristianii się zatrzymał.
Gdy gospodarz ujrzał tę krótką listę, załamał ręce i wykrzyknął:
– Niemożliwe! Całkowicie wykluczone! Żadnego z tych uczciwych ludzi nie można nawet przez chwilkę podejrzewać! Ten wspaniały uczony, żyjący jedynie dla swoich map, siwowłosy dzielny rektor, o znanym wszędzie, szanowanym nazwisku, a następnie pani Fagernæs, żona jednego z najbogatszych kupców w całym kraju! Nie, nie, o tych nawet mówić nie należy!
– Więc dobrze – rzekł Krag, chowając listę do kieszeni – musimy złodzieja szukać gdzie indziej. Ale już czas samemu wreszcie zbadać ów szczególny pokój. Chodźmy, panie gospodarzu.
Był to najzwyczajniejszy pokój hotelowy. Okno wychodziło na małe podwórze, mimo to było mroczno w pokoju.
– Jest to jeden z najtańszych pokoi hotelu – objaśnił gospodarz.
Detektyw otworzył okno i wyjrzał. Podwórze było bardzo nisko, gdyż stąd dochodziło także światło do piwnic. Było ono wycementowane. Jeśli by kto chciał z okna skoczyć na podwórze, to z pewnością byłby przypłacił to życiem.
Detektyw wrysował teraz do swego notatnika plan parteru, ażeby uzyskać dokładny przegląd położenia ubikacji. Nagle uwagę jego zajął ruch w pobliżu loży portiera. Pospieszył ku niej i spostrzegł korpulentnego człowieka w średnim wieku, z jakimś czworogrannym skórzanym pakietem pod pachą. Pan ów uskarżał się przed portierem, że tak długo czekać musiał, zanim mu otworzono. Krag domyślił się zaraz, słysząc mówiącego po duńsku, że jest to pan Binderup. Gospodarz potwierdził jego przypuszczenie.
Duńczyk odkłonił się z lekka Kragowi i poszedł do swego pokoju. Pakunek jego wydawał się być bardzo ciężki.
– Można przypuścić, że pod pachą niesie on ołów zapakowany w skórę – dorzucił detektyw. – Pragnąłbym naprawdę wiedzieć, co jest w pakunku.
– Mogę go zapytać.
– Nie, zostawmy to na później. Nie wyglądał, jakby był w dobrym humorze, a nie ma nic spiesznego. Ale jeszcze jedno pytanie: Czy portier nocny jest bezwarunkowo godny zaufania?
– Stary Schlieman? – Gospodarz załamał ręce. – Dzielny stary Schlieman! Służy już dziesięć lat u mnie. Ręczę za niego jak za samego siebie, panie detektywie.
– No, nie bierz mi pan pytania za złe. A kelner dla numeru osiem?
– Jest to młody człowiek, około lat dwudziestu, jak przypuszczam, ale wywarł na mnie najlepsze wrażenie.
– Nie jest jednakże wykluczone, że oni razem...
– Niemożliwe, całkowicie niemożliwe! – zawołał gospodarz silnie. – Nigdy nie zdobyłby się Schlieman na takie żakostwo. Jest czysty jak złoto. Prócz tego służba, jeśli by chciała kraść po pokojach hotelowych, czyniłaby to bez tych przedstawień z dzwonieniom. Nie mogę dotąd się domyślić, jaki jest w tym sens.
– Ma pan słuszność – rzekł Krag. – To dzwonienie jest rzeczywiście nie do pojęcia. Gdybyśmy tylko wiedzieli, dlaczego dzwoniono i kto dzwonił, natenczas mielibyśmy złodzieja. Obawiam się jednak, że zupełnie co innego kryje się w tym, aniżeli dwie śmieszne kradzieże podróżnych pakunków. Wie pan co – zawołał nagle – być może, że znajdzie się pan w tym położeniu, iż będzie mnie pan musiał przyjąć do służby.
– Co to znaczy? – zapytał gospodarz zdziwiony.
– Będę się zapewne starał o miejsce u pana – rzekł Krag, uśmiechając się.
– Z całą przyjemnością – odpowiedział Kragerud, poczynając się domyślać. – O jakie miejsce?
– Może, jako pomocnik portiera nocnego.
– Albo może jako kelner pokoju, numer 8?
– Być może.
– Będzie to dla mnie zaszczytem – rzekł gospodarz, odprowadzając odchodzącego Kraga do drzwi.
Ten udał się wprost na pocztę i nadał telegram z zapłaconą odpowiedzią do Kristiansandu. Zakończył go prośbą o natychmiastową odpowiedź.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.