Polacy na krańcach świata: XIX wiek - Mateusz Będkowski - ebook

Polacy na krańcach świata: XIX wiek ebook

Mateusz Będkowski

3,7

Opis

 

Odkrywcy Ameryki, eksploratorzy Afryki, dzielni żeglarze – kto z nas nie fascynował się podróżnikami? Razem z Mateuszem Będkowskim poznajmy historie zapomnianych polskich podróżników, którzy na zawsze zapisali się w dziejach. Wyruszmy w wyprawę tropem odkrywców z XIX wieku!

 

 

 

Wiek XIX to epoka pionierskich wypraw naukowych i szczyt europejskiego kolonializmu. Na ten okres przypada także największa liczba fascynujących podróży. Ich cel był różny. Czasem chodziło o poszukiwanie metali szlachetnych, głównie złota, kiedy indziej celem było objęcie w posiadanie strategicznych obszarów. W ten sposób „wiek pary” stał nie tylko pod znakiem rozwoju przemysłowego, ale również pod znakiem odkryć. Ważny udział w poznawaniu i badaniu świata mieli także Polacy. Brak niepodległego państwa nie był tu żadną przeszkodą.

 

 

 

Niektórzy przyszli polscy podróżnicy musieli uciekać z ojczyzny przed represjami zaborców. Innych po prostu ciągnęło do odległych zamorskich krain – ci zaciągali się na statki handlowe i wojenne zachodnich mocarstw. Jeszcze inni, pojmani przez Rosjan za działalność niepodległościową, byli zsyłani na wschód – przede wszystkim na Syberię i Kaukaz. Właśnie tam, podczas katorgi, wielu z nich prowadziło badania naukowe. Dzięki temu zostawali później wybitnymi naukowcami i odkrywcami. Polacy, cierpiący prześladowania ze strony zaborców, jak mało kto byli też wyczuleni na okrucieństwo białego człowieka.

 

 

 

Historie z XIX wieku wydają się dziś przypominać legendy. Kto pamięta o postaci „kapitana Adama”, właściciela wysp na Oceanie Indyjskim? Kto uwierzy w niezwykłe dzieje ułana zmęczonego walką za naród polski i węgierski, poszukującego wielkiego majątku w odległej Australii? Czy w Kamerunie miała powstać pierwsza w dziejach polska kolonia? Na wszystkie te pytania odpowiedź przyniesie książka Mateusza Będkowskiego Polacy na krańcach świata: XIX wiek. Zachęcamy do lektury!

 

 

 

Mateusz Będkowski (ur. 1987 w Warszawie) – absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Interesuje się losami polskich podróżników i odkrywców na przestrzeni dziejów, szczególnie z XIX wieku. W 2011 roku obronił pracę magisterską pt. „Wyprawa Stefana Szolc-Rogozińskiego do Kamerunu w latach 1882–1885”. Publikował m.in. w czasopismach „Mówią Wieki” i „African Review. Przegląd Afrykanistyczny”, a także w portalu Histmag.org.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 135

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (6 ocen)
0
4
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Przedmowa

 

Wiek XIX stanowi ważny etap w poznawaniu przez białego człowieka egzotycznych dla niego lądów i oceanów. Przyczyniły się do tego m.in. rozwój techniki i medycyny, wprowadzenie powszechnej edukacji i zmiany społeczne. Był to okres pionierskich wypraw naukowych, ale także szczytowy etap europejskiego kolonializmu. Na ten czas przypadają też pionierskie czasy reportażu podróżniczego, który miał się w pełni rozwinąć w wieku następnym. Na dziewiętnaste stulecie przypada także największa liczba fascynujących podróży mających na celu poszukiwanie metali szlachetnych, przede wszystkim złota (tzw. gorączki złota). Wśród magnaterii modne stały się wyprawy myśliwskie, które niestety przyczyniły się do wymarcia lub zagrożenia wyginięciem wielu gatunków zwierząt.

W wieku pary znaczny udział w poznawaniu i badaniu świata mieli także Polacy. Czy brak niepodległego państwa w latach 1795–1918 był tu przeszkodą, czy raczej zachętą? Pytanie jest przewrotne, ale nie pozbawione sensu. Część rodaków uciekających z ziemi ojczystej, w obawie przed represjami zaborców po nieudanych powstaniach narodowych, ciągnęło do odległych zamorskich krain. W efekcie tego zasilali oni marynarki handlowe i wojenne zachodnich mocarstw. Inną grupę podróżników stanowią Polacy pojmani przez Rosjan podczas walk powstańczych, albo za działalność niepodległościową, których następnie zsyłano na wschód – przede wszystkim na Syberię i Kaukaz. Często wcielano ich przy tym siłą do rosyjskiej armii. Podczas katorgi wielu z nich, pomimo swej beznadziejnej sytuacji, prowadziło badania naukowe, dzięki czemu zostawali oni później wybitnymi naukowcami i odkrywcami. Warto też dodać, że dzięki trudnemu położeniu naszego narodu w tym okresie, wielu Polaków wyczulonych było na okrucieństwo białego człowieka wobec rdzennych mieszkańców innych wysp i kontynentów, a także na kwestię niewolnictwa.

Wielu polskich podróżników uzyskiwało wsparcie na swe wyprawy od prywatnych sponsorów, instytucji naukowych, towarzystw geograficznych i rządów, w tym także od rządów państw zaborczych. Polacy na całym świecie prowadzili w tym okresie różnego rodzaju przedsiębiorstwa, zakładali plantacje, gospodarstwa i faktorie handlowe. Warto też wspomnieć, że niektórzy duchowni znad Wisły decydowali się prowadzić, w niebezpiecznych dla zdrowia i życia warunkach, działalność misyjną w egzotycznych krajach. Z kolei polscy naukowcy zakładali na innych kontynentach ośrodki naukowe, pomagali organizować szkolnictwo, tworzyli infrastrukturę transportową, sporządzali mapy i prowadzili prace melioracyjne. Dokonywali przy tym obserwacji geologicznych, meteorologicznych czy etnologicznych. Kilkoma powyższymi przykładami obieżyświatów zajmowałem się już w swoich artykułach.

Moje zainteresowanie polskimi podróżnikami z badawczego punktu widzenia sięga końca studiów, kiedy to zdecydowałem się poświęcić pracę magisterską kameruńskiej wyprawie Stefana Szolc-Rogozińskiego. W rok po jej obronie, czyli w 2012 roku, opublikowałem trzy krótkie artykuły z moimi ustaleniami odnośnie do tej ekspedycji, kolejno w czasopismach „Mówią Wieki” i „African Review. Przegląd Afrykanistyczny”, a także w portalu Histmag.org. Następnie postanowiłem zająć się innymi wędrowcami tego okresu i tak też rozpocząłem pisanie tekstów na temat polskich podróżników epoki XIX wieku, których to pierwszy (mam nadzieję, że nie ostatni) zbiór, dzięki redakcji i wydawcy portalu Histmag.org, mam zaszczyt zaprezentować Czytelnikom.

Ebook ten zawiera siedem tekstów, dwa z nich były pierwotnie opublikowane na Histmagu w dwóch częściach. Artykuł o Rogozińskim powstał przez połączenie trzech wcześniej wspominanych tekstów napisanych na podstawie mojej pracy magisterskiej: Stefan Szolc-Rogoziński i jego „pierwsza polska wyprawa do Afryki” z czasopisma „Mówią Wieki” (nr 2/2012), Osiągnięcia polskiej wyprawy naukowej do Kamerunu z perspektywy 130 lat z „African Review. Przegląd Afrykanistyczny” (vol. IV, 2012) i Wyprawa Stefana Szolc-Rogozińskiego do Kamerunu a polskie marzenia o koloniach z portalu Histmag (z dn. 12 XII 2012). Z miesięcznika „Mówią Wieki” pochodzą jeszcze artykuły: Jan Kubary. Badacz wysp tropikalnych (nr 3/2013)i Polak w Kongijskim piekle. Jakpowstało „Jądro ciemności” Josepha Conrada (nr 10/2013). Warto zaznaczyć, że obydwa zostały przeze mnie poszerzone i uzupełnione. W tym ebooku znajduje się także artykuł (w wersji pozbawionej przypisów rzeczowych)Zapomniani Podróżnicy: Wyprawa Braci Stebleckich do Afryki Wschodniej (1884–1896), pierwotnie opublikowany w tegorocznym numerze „African Review” (vol. VI, 2014).

Teksty ułożone zostały chronologicznie – według kolejności podejmowania przez omawianych wędrowców swych pierwszych pozaeuropejskich wypraw. Zbiór otwiera niepublikowany dotąd artykuł o Adamie Mierosławskim, który rozpoczął swą karierę marynarską w latach 30. XIX wieku. Ostatnim tekstem jest artykuł z portalu Histmag o udziale Henryka Arctowskiego i Antoniego Dobrowolskiego w belgijskiej wyprawie antarktycznej w latach 1897–1899. Zbiór wzbogacony został także możliwie dużą liczbą historycznych zdjęć i ilustracji, oraz mapką konturową z oznaczonymi wybranymi miejscami odwiedzonymi przez omówionych podróżników. Na końcu ebooka została zamieszczona bibliografia do wszystkich tekstów znajdujących się w zbiorze.

Pisząc artykuły, zawsze staram się przytaczać w nich możliwie jak najwięcej cytatów z wykorzystywanych przeze mnie źródeł, dlatego też chciałem się zatrzymać na chwilę na kwestii ich przytaczania. Jako iż teksty me służą przede wszystkim popularyzacji wiedzy, staram się przytaczać cytaty źródłowe w najłatwiejszej do zrozumienia formie. Dlatego też archaiczną pisownię modernizuję według ogólnie przyjętych zasad uwspółcześniania tekstów XIX-wiecznych, podawanych chociażby w instrukcjach wydawniczych dla tego okresu (m.in. Instrukcja wydawnicza źródeł historycznych od XVI do połowy XIX wieku Kazimierza Lepszego i Projekt instrukcji wydawniczej dla źródeł historycznych XIX i początku XX wieku Ireneusza Ihnatowicza). W większości przypadków nie są to wielkie zmiany. Skupiam się głównie na uwspółcześnieniu ortografii i interpunkcji, uważając przy tym, by nie zmieniła ona sensu wypowiedzi, ponadto na zastosowaniu przyimków i przedrostków według obecnie panujących zasad, a także poprawieniu końcówek odmienianych wyrazów. Użycie w wyrazach liter „i”, „j” i „y” również zostało dostosowane do dzisiejszych norm. Poprawiałem także drobne błędy językowe, jeżeli nie miały one szczególnego znaczenia dla źródła. W przypadku, gdy zdecydowałem się zostawić archaiczną lub niepoprawną formę (np. nazwę własną), umieszczałem w nawiasie kwadratowym jej współczesną, czy też prawidłową wersję.

Biorąc pod uwagę znikomą ilość publikacji historycznych na temat polskich podróżników, mam nadzieję, że ten niewielki zbiór okaże się ciekawy i przydatny dla Czytelników. W razie pytań i wątpliwości odnośnie do moich artykułów jak i wykorzystanych źródeł zachęcam do kontaktu ze mną. Wszystkim życzę miłej lektury.

 

Mateusz Będkowski

[email protected]

Kapitan Adam Mierosławski – właściciel wysp na Oceanie Indyjskim

 

W trakcie swojego krótkiego, ale jakże ciekawego żywota, „kapitan Adam”, jak go zwano na Oceanie Indyjskim, wypracował sobie reputację odważnego wilka morskiego. Przyczynił się nawet do zajęcia przez Francję wysp Świętego Pawła i Nowy Amsterdam, których przez kilka lat był właścicielem. Następnie rzucił wszystko, by walczyć u boku brata podczas Wiosny Ludów przeciw europejskim mocarstwom.

 

Adam Mierosławski

 

Ojciec Adama Mierosławskiego, Adam Kasper, był od 1806 roku oficerem wojska polskiego w armii napoleońskiej, kilkukrotnie nagradzanym za swą służbę. W 1811 roku we Francji wziął ślub z Adelajdą de Notte de Vaupleux, przyszłą matką Adama (zmarła w 1830 roku przed wybuchem powstania listopadowego). W tymże kraju w 1814 roku urodził się starszy brat Adama, Ludwik (łącznie Mierosławscy mieli ośmioro dzieci: trzech synów i pięć córek). Następnie rodzina (poza Ludwikiem, który przebywał u krewnych matki do 1820 roku) przeniosła się do Królestwa Kongresowego, gdzie Adam Kasper pozostał w armii do 1817 roku i dosłużył się stopnia podpułkownika. Mierosławscy, po powrocie na ziemie polskie, mieszkali w rodzinnych włościach Płowce na Kujawach, później przenosili się do Orłowa i Włocławka, by osiąść na dłużej w Łomży.

 

Ludwik Mierosławski

 

W cieniu starszego brata

Adam Mierosławski przyszedł na świat w 1815 roku w Strykowie niedaleko Łodzi, początkowe nauki (6 klas) pobierał razem z Ludwikiem w szkole Ojców Pijarów w Łomży, a następnie w 1827 roku wstąpił do Korpusu Kadetów w Kaliszu, gdzie jego brat trafił rok wcześniej. W 1830 roku, kilka miesięcy przed wybuchem powstania listopadowego, Ludwik ukończył edukację i dostał się do 5. pułku piechoty liniowej jako podoficer. Po wybuchu powstania zarówno Ludwik, który uczestniczył w zdobyciu Arsenału, jak i pułkownik Adam Kasper, przystąpili do walki z Rosjanami. W ich ślady poszedł Adam, który uciekł ze szkoły i wstąpił do artylerii polskiej, gdzie dosłużył się stopnia podoficera i otrzymał Srebrny Krzyż Virtuti Militari. Podczas obrony Warszawy, 6 września 1831 roku, znajdował się pod komendą generała Józefa Sowińskiego na szańcach Woli. Ranny w nogę, następnego dnia dostał się do niewoli. Adamowi szybko udało się uciec ze szpitala i przedostać za granicę. Następnie przez Prusy udał się na emigrację do Francji, gdzie przebywał już jego ojciec (zmarł tam w 1837 roku) i starszy brat, który w trakcie powstania awansował na podporucznika.

 

Szturm na Warszawę (aut. Georg Benedikt Wunder)

 

Na morzach i oceanach

Młody powstaniec osiadł w Strasburgu w Alzacji, gdzie zaopiekował się nim kapitan artylerii i szef miejscowej odlewni armat, były żołnierz napoleoński nazwiskiem Fabian. Miał on razem z żoną zamiar usynowić Adama, jednak tego ciągnęło do służby na statku na dalekich wodach. Fabian pomógł mu w realizacji tego marzenia, przekazując chłopakowi list polecający do władz morskich w Nantes, gdzie ten udał się w 1832 roku. Po kilku miesiącach starań udało się wreszcie Polakowi zaciągnąć w charakterze chłopca okrętowego na jeden z mniejszych statków handlowych.

Pierwsza podróż morska Mierosławskiego odbyła się w bardzo ciężkich warunkach z Nantes na francuską wyspę Bourbon (obecnie Reunion) znajdującą się ok. 700 km na wschód od Madagaskaru. Po powrocie do Francji udało się Polakowi zaciągnąć, już na stanowisku młodszego marynarza, na większy statek handlowy udający się do Sumatry w Indiach Holenderskich po pieprz. Podróż w jedną stronę trwała pięć miesięcy, a postój w porcie docelowym dwa tygodnie. W drodze powrotnej załoga bardzo ucierpiała. Nie dość bowiem, że statek został zaatakowany przez korsarzy, których udało się odeprzeć, to jeszcze wiele osób chorowało na żółtą febrę.

Pod koniec 1835 roku Mierosławski popłynął na francuskim okręcie Algésiras do Ameryki Południowej, a następnie już jako oficer pracował na statku handlowym Courier de Bourbon, pływając do Kalkuty i Pondicherry w Indiach. Raz nawet był uczestnikiem starcia statku z angielską fregatą. Po uzyskaniu dyplomu szypra otrzymał statek od pewnego przedsiębiorcy okrętowego, obierając za swój port macierzysty Saint Denis na wyspie Bourbon. Załoga, którą dowodził, stanowiła wielonarodową mieszankę.

W 1839 roku Adam powrócił do Europy, gdzie odwiedził brata Ludwika i siostrę Ksawerę w Paryżu i w następnym roku w Nantes zdał egzamin na kapitana żeglugi wielkiej. Potem kontynuował pływanie na francuskich statkach po Oceanie Indyjskim. W marcu 1841 roku, podczas postoju w Kapsztadzie obok Przylądka Dobrej Nadziei na trasie z Australii do Europy, Polak zakupił dla siebie mały szkuner Le Cygne de Granville, który następnie odremontował i rozpoczął pływanie nim na własny rachunek. W kolejnych latach zajmował się transportem towarów i handlem wymiennym, połowem wielorybów i fok oraz prawdopodobnie także pereł.

 

Rycina przedstawiająca Wyspę Świętego Pawła, 1871 – wejście do zatoki

 

Właściciel wysp Świętego Pawła i Nowy Amsterdam

Pewnego razu Mierosławski dowiedział się, że wokół wysp noszących miano Świętego Pawła i Nowy Amsterdam (obecnie Amsterdam) pływa spora liczba ryb. Polak postanowił to sprawdzić i dotarł do nich w 1842 roku. Obie były niewielkimi (pierwsza o powierzchni ok. 7 km2, druga ok. 55 km2), subantarktyczne wulkaniczne wyspy znajdujące się w południowej części Oceanu Indyjskiego, mniej więcej w połowie drogi między Przylądkiem Dobrej Nadziei a Australią. Oddalone od siebie o ok. 80 km, do dziś posiadają endemiczną faunę, jak np. albatrosa amsterdamskiego, którego populacja liczy tylko sto kilkadziesiąt sztuk. Przeciętna roczna temperatura powietrza na tych wyspach wynosi 13,5°C. Warto też zauważyć, że na zasiedlenie znacznie lepiej nadawała się Wyspa Świętego Pawła, która posiada naturalną zatokę powstałą w wyniku zalania z jednej strony krateru nieczynnego wulkanu. Nowy Amsterdam, znajdujący się na północ od niej, ma utrudniony dostęp z uwagi na wysokie klify.

Europejczycy ujrzeli te wyspy już w XVI wieku, natomiast prawdopodobnie jako pierwsi nogę postawili na nich Holendrzy w wieku następnym. Z uwagi na swe położenie – do najbliższego kontynentu jest stąd w linii prostej ponad 3000 km – a także brak ważnych surowców były rzadko odwiedzane. W wiekach XVIII i XIX bywali tu głównie poławiacze fok i wielorybów, a także rozbitkowie. Zatrzymywały się przy nich także statki płynące na trasie Afryka Południowa–Australia, by zaopatrzyć się w drewno. Żadne państwo przed przybyciem Mierosławskiego nie anektowało tych wysp.

 

Rycina przedstawiająca Wyspę Świętego Pawła, 1871 – widoczne zabudowania na północnej części krateru

 

Widząc potencjał w tym skrawku ziemi, kapitan Adam za pośrednictwem swego przyjaciela, francuskiego kupca z Saint Denis, Adoplhe’a Camina, zaproponował w czerwcu 1843 roku gubernatorowi wyspy Bourbon, którym wówczas był Charles Léon Joseph Bazoche, zajęcie wysp Świętego Pawła i Nowy Amsterdam dla Francji i założenie tam placówki rybackiej. Gubernator wyraził zgodę. Na wyspy wyruszyła ekspedycja na pokładzie statku L’Olympe kapitana Martina Dupeyrata, w której uczestniczyło, poza Mierosławskim, kilkudziesięciu rybaków i oddział piechoty. 1 lipca doszło do oficjalnego zajęcia wyspy Nowy Amsterdam, a dwa dni później Wyspy Świętego Pawła, które Polak w nagrodę otrzymał na własność. Rybacy i żołnierze usadowili się na mniejszej wyspie. W tym samym roku Mierosławski ożenił się z Rozalią Cayeux, córką francuskiego osadnika z Saint Denis. Niestety kobieta umarła miesiąc po ślubie. Pokaźny spadek po żonie Polak w większości oddał siostrom zmarłej, część wysłał bratu Ludwikowi, a sam zachował dla siebie niewielką dożywotnią pensję.

 

Mapa Wyspy Świętego Pawła

 

Władze francuskie jednak szybko wycofały swoje wsparcie dla projektu kapitana Adama. Powodem mógł być brak wiary w opłacalność przedsięwzięcia jak i obawa przed konfliktem z Anglikami, którzy również wyrażali pewne zainteresowanie dwoma wysepkami. Garnizon opuścił wyspę w kwietniu 1844 roku, co jednak nie zraziło Mierosławskiego do własnego projektu. Razem ze swym przyjacielem Adolphem Caminem założył spółkę do eksploatacji obydwu wysp i zaopatrywania wyspy Bourbon w ryby. Placówka rybacka została wzniesiona na północnej stronie krateru-zatoki, mniej więcej tam, gdzie istnieją współczesne zabudowania. W tym okresie udało się także sprowadzić na wyspę i hodować warzywa oraz zwierzęta gospodarskie. Natomiast z francuskiego brygu Souvenir, wprowadzonego do zatoki, Polak uczynił magazyn.

Niestety zatoka, pomimo tego że spora – mogła ponoć pomieścić ponad 100 statków o różnym tonażu – posiadała jedną wadę, płytkie wejście. Głębokość przy wlocie do zatoki wahała się między 7 a 8 stopami (ok. 2–2,5 metra), w niektórych okresach osiągała maksymalnie 11 stóp (3,35 metra). W efekcie tego 24-tonowy szkuner Mouche, należący do Camin, miał problemy z wpłynięciem. Mierosławski robił, co mógł, by rozwiązać ten kłopot, usunął m.in. najbardziej przeszkadzające fragmenty rafy koralowej, jednak bez większego wsparcia z zewnątrz nie mógł sam sobie z tym poradzić.

Ostatecznie Camin zrezygnował z przedsięwzięcia. Na jego miejsce wszedł później J. de Rontaunay, a niedługo po rezygnacji tego drugiego, pojawił się pan o nazwisku Heartevent. Gdy jednak Mierosławski dowiedział się w 1848 roku o wybuchu Wiosny Ludów i działalności brata Ludwika, sprzedał swe prawa do wyspy (lub wysp, jeżeli jeszcze miał obydwie) za 20 tysięcy franków, spieniężył także dobytek wraz ze statkiem i czym prędzej przybył do Europy. Bez Polaka i wsparcia francuskiego działalność rybacka na Wyspie Świętego Pawła przetrwała tylko do 1853 roku. Francuzi ostatecznie powrócili tam i poddali te wyspy swej władzy w 1892 roku, a od 1955 roku należą one do Francuskich Terytoriów Południowych i Antarktycznych. Obecnie sezonowymi mieszkańcami są tutaj naukowcy.

 

Działalność w okresie Wiosny Ludów

W kwietniu 1848 roku Ludwik Mierosławski został okrzyknięty wodzem armii polskiej w zaborze pruskim, jednak już w maju powstanie wielkopolskie zakończyło się porażką, a jego wódz dostał się do niewoli. Ludwik został uwolniony z więzienia dzięki francuskiej interwencji dyplomatycznej, po czym udał się do Paryża, gdzie zastał go jego młodszy brat.

W grudniu tego roku razem udali się na Sycylię, gdzie Ludwik objął dowództwo w walce z Burbonami, a Adam miał zorganizować flotę rewolucyjną. Niestety, plany te nie doszły do skutku. W kwietniu 1849 roku Ludwik został ranny w przegranej bitwie pod Katanią, na wschodnim wybrzeżu Sycylii, w efekcie czego został później zdymisjonowany. Kapitan Adam, ratując życie brata, wywiózł go do Marsylii, a następnie obaj w maju znaleźli się już w Paryżu.

Nie był to jednak dla braci koniec walki. W czerwcu 1849 roku obydwaj uczestniczyli w rewolucji badeńskiej w Karlsruhe, gdzie Ludwik objął naczelne dowództwo powstania przeciw prusko-hesko-bawarskim siłom. Adam pomagał starszemu bratu, budując fortyfikacje, a także zakładając i niszcząc przeprawy na rzekach. Juliusz Falkowski, przyjaciel Mierosławskich z Korpusu Kadetów, tak oto opisał działalność kapitana Adama:

Adam Mierosławski rządził tam [w Karlsruhe – przyp. M.B.] jak gubernator rosyjski w zdobytym mieście; napędzał całą ludność do sypania szańców, klął i wymyślał po francusku, a spokojni mieszczanie – przeklinający w duchy rewolucję – drżeli przed nim (J. Falkowski, Wspomnienia z roku 1848 i 1849, t. 3, Warszawa 1908, s. 114.).

 

Kapitulacja rewolucjonistów badeńskich, Rastatt, lipiec 1849

 

W lipcu w obliczu kolejnej klęski Ludwik podał się do dymisji i razem z bratem przez Szwajcarię udał się do Francji, kończąc tym samym swą rewolucyjną działalność. Jesień tego roku spędzili w Paryżu. Z pobytem w tym mieście w okresie Wiosny Ludów (lub w wcześniejszym) wiąże się też inna przypowieść Falkowskiego o Adamie:

Był to republikanin najczerwieńszy i wielki zawadiaka. Raz byłem z nim w teatrze le Vaudeville na przedstawieniu sztuki jakiejś antyrepublikańskiej; zaczął sam jeden gwizdać – publiczność krzyczała „za drzwi!” – on w odpowiedzi rzucił czapkę swoją marynarską na publiczność, wymyślając jej od ostatnich słów; nareszcie policja go wyrzuciła za drzwi (J. Falkowski, Wspomnienia …, s. 98).

 

Ostatnie lata

Po zdławieniu rewolucyjnych nastrojów w Europie Ludwik pozostał we Francji, natomiast Adam powrócił na Ocean Indyjski. W Saint Denis za resztę oszczędności kupił w 1850 roku mały dwumasztowiec i nazwał go Moja Polska. Nie nacieszył się nim jednak długo. Seweryn Korzeliński, poszukiwacz złota w Australii w latach 50. XIX wieku, usłyszał taką historię o ratowaniu przez kapitana Adama rybaków, od swego kolegi po fachu, Laurenta z Île-de-France (obecnie Mauritius), twierdzącego, że znał Mierosławskiego osobiście:

Jednemu okrętowi podczas straszliwej burzy przy brzegach Maurice (Isle de France) [czyli Mauritius – przyp. M.B.] nikt nie waży się nieść pomocy, bo każdemu grozi zagłada. Okrętem skołatanym, bez żagli i masztów, igrają bałwany, ginąca załoga wyciąga ręce daremnie ku brzegowi, gdzie tylko modlitwy odmawiano za tonących. Te może sprowadziły do portu Mierosławskiego, jedynego człowieka, który rozumiał poświęcenie i ocenił niebezpieczeństwo. Udaje się na okręt swój, ale ze wszystkich stron słyszy uwagi: – Co robić zamyślasz? Zginiesz niezawodnie! – Nie słowem, ale czynem odpowiada odważny kapitan. W mgnieniu oka podnosi kotwicę, już walczy z burzą i wyrywa morzu nieszczęśliwe ofiary (S. Korzeliński, Opis podróży do Australii i pobytu tamże od r. 1852 do 1856, t. 2, Warszawa 1954, s. 21).

Podczas ratowania zaskoczonych burzą rybaków jego statek rozbił się o skały, a sam Mierosławski ledwie uszedł z życiem. Po stracie Mojej Polski kapitan Adam przez jakiś czas był kapitanem na angielskim statku handlowym Bright Planet, później osiadł na Île-de-France. Tam założył spółkę z jednym kupcem na budowę nowego statku, którego był następnie współwłaścicielem i kapitanem. Mierosławski osobiście uczestniczył przy jego budowie. Le Pilote, bo tak się nazywał, z czteroosobową załogą i 12-tonowym ładunkiem popłynął do zachodniej Australii. Był to ostatni rejs Polaka. W drodze powrotnej miał zachorować na anginę i umrzeć w maju 1851 roku. Ciało zgodnie z marynarskim zwyczajem zaszyto w płótno żeglarskie i po obciążeniu opuszczono je do wody. Według innej wersji został on zabity przez własną załogę, czego jednak toczące się później śledztwo nie było w stanie udowodnić. W każdym razie w czerwcu statek powrócił na Île-de-France bez kapitana.

Ludwik Mierosławski z kolei przebywał dalej na emigracji, aż do lutego 1863 roku, kiedy to przybył na ziemie polskie, by zostać dyktatorem powstania styczniowego. Po dwóch przegranych starciach na Kujawach i konflikcie z Marianem Langiewiczem postanowił złożyć dyktaturę i powrócić do Paryża, skąd rozpowszechniał negatywne informacje na temat przywódców tego powstania. Schyłek życia spędził w ubóstwie i osamotnieniu. Zmarł w Paryżu w 1878 roku.

Seweryn Korzeliński i australijska gorączka złota

 

Seweryn Korzeliński, polski patriota, ułan zmęczony walką za naród polski i węgierski, skuszony doniesieniami o łatwym zarobku, udał się do odległej Australii. Tam został poszukiwaczem złota i handlarzem. Swą podróż i pobyt na antypodach opisał we wspomnieniach.

 

Bohater tego artykułu urodził się w 1804 lub 1805 roku w Bereźnicy w powiecie żydaczowskim (wówczas Galicja, obecnie Ukraina). Po ukończeniu gimnazjum miał zostać prawnikiem, jednak ok. 1824 roku zaciągnął się do 2. pułku ułanów austriackich, w którym służył do wybuchu powstania listopadowego i osiągnął stopień podoficerski. Być może brał udział w zrywie narodowym lat 1830–1831, po czym powrócił do Galicji. Jego życie miało się bardzo odmienić w okresie Wiosny Ludów.

 

Seweryn Korzeliński ok. 1860 rok (błędnie podpisany jako Wincenty Pol)

 

Za wolność naszą i waszą

W 1848 roku Korzeliński wstąpił do galicyjskiej Gwardii Narodowej, kilkudziesięciotysięcznej obywatelskiej formacji wojskowej, która starła się następnie z armią austriacką i po walkach w Krakowie (kwiecień) i Lwowie (listopad), a następnie ostrzale tych miast, została rozwiązana. Zagrożony aresztowaniem, nie złożył broni i zimą 1848/1849 roku przedarł się z kilkoma towarzyszami na Węgry, gdzie w stopniu rotmistrza wstąpił do Legionu Polskiego utworzonego przez generała Józefa Wysockiego (1809–1873). W Koszycach Korzeliński uformował oddział 60 ułanów z jazdy rezerwowej 7. pułku, a następnie – wsparty przez niewielki oddział węgierski – został wysłany przez Wysockiego na pogranicze galicyjskie, by nękać tam armię nieprzyjaciela. Generał tak wypowiadał się w swym pamiętniku o przyszłym poszukiwaczu złota:

Korzeliński, stary żołnierz, przy tym waleczny i sprężysty oficer, niemałą oddał nam usługę, obserwując i wstrzymując zręcznymi manewrami przez czas długi nieprzyjaciela. Misja jego była bardzo niebezpieczną. Oddalony od głównego korpusu, mając przed sobą nierównie liczniejszego nieprzyjaciela, mógł on łatwo być odcięty i zniszczony i tylko dzięki swej czujności i przezornym rozporządzeniom, potrafił tak długo utrzymać się bez porażki. To też generał Dembiński oddawał mu sprawiedliwość i zawsze o nim zaszczytnie wspominał (J. Wysocki, Pamiętnik Generała Wysockiego z czasów kampanii węgierskiej, Warszawa 1899, s. 71).

 

Józef Wysocki

 

W obliczu nadciągającej ogromnej siły wroga Wysocki rozkazał wycofać oddział Korzelińskiego, czego ten dokonał pod osłoną nocy, a następnie dołączył do reszty Legionu. Po klęsce powstańców w bitwie pod Temeszwarem i ich kapitulacji w sierpniu 1849 roku, resztki Legionu Polskiego i część oddziałów węgierskich przekroczyły w okolicach Orszowy granicę neutralnej w tym konflikcie Turcji i tu zostały internowane.

 

Internowanie w Turcji i pobyt na Wyspach

Maszerując przez terytorium dzisiejszej Bułgarii, Polacy dotarli do miejscowości Widyń, a następnie zatrzymali się w Szumli (obecnie Szumen), gdzie 30 grudnia 1849 roku generał Wysocki sporządził dla władz tureckich dokładną listę polskich żołnierzy. Wśród nich znajdował się major Seweryn Korzeliński, który przemieszkał zimę 1850 roku w jednym pokoju z generałem Henrykiem Dembińskim (1791–1864). W marcu następnego roku Dembińskiego, Korzelińskiego i kilku innych oficerów przewieziono do Warny, gdzie odprowadzono ich na statek, którym popłynęli do Stambułu.

 

Henryk Dembiński (aut. Wojciecha Stattlera)

 

Z powodu słabej widoczności i niekompetencji tureckiego kapitana, który nie potrafił nawet posługiwać się busolą, rejs trwał cztery dni zamiast kilkunastu godzin. Tylko dzięki ostrzeżeniu załogi przez jednego z Polaków łódź nie roztrzaskała się o skały. Korzeliński, który miał wówczas okazję po raz pierwszy zobaczyć morze i płynąć na statku, dzielił jedną kajutę z generałem Dembińskim.

Ze Stambułu większość z transportowanych Polaków popłynęła na Maltę, podczas gdy garstka z Korzelińskim i Dembińskim włącznie trafiła przez Morze Marmara do Gemlik w Azji Mniejszej. Stamtąd przewieziono ich do Bursy, a następnie do miejsca internowania, którym była Kütahya. Korzeliński spędził tam kilkanaście miesięcy i przyznał, pomimo niezadowolenia z samego faktu internowania, że warunki zapewnione przez Turków były przyzwoite. W tej samej miejscowości przetrzymywani byli również niektórzy Węgrzy, m.in. węgierski bohater narodowy Lajos Kossuth (1802–1894).

Po zwolnieniu w czerwcu 1851 roku Korzeliński udał się od razu do Anglii. W swych wspomnieniach opisywał duże trudności, jakie musiał pokonać wraz z innymi rodakami, zwłaszcza nieznającymi języka angielskiego, by dostać pracę. Niektóre z tych problemów, jak np. wynikające z przywiązania do sarmackich wąsów, wydają się dziś wręcz komiczne:

Niemałą przeszkodę w osiągnięciu miejsca jakiego stawiały nieraz wąsy nasze. Śmieszne uprzedzenie Anglików przeciw tej ozdobie twarzy było tak mocne, że zdatność, poczciwość i inne przymioty nie mogły być uwzględnione, jeżeli który z nas zrzucić jej nie chciał. Mnie samemu, starającemu się o miejsce nauczyciela języka niemieckiego odpowiedziano: „Ogól straszne swe wąsy, będziesz miał miejsce”. Jest to zapewne rzeczą niewielkiej wagi, ale schlebiając dziwactwu czyjemu wyrzekać się zwyczaju długoletniego byłoby czymś więcej jak dziwactwem (S. Korzeliński, Opis podróży do Australii i pobytu tamże od r. 1852 do 1856, t. 1, Warszawa 1954, s. 12).

Nie mogąc znaleźć sobie miejsca w Londynie, były rewolucjonista przeniósł się w październiku 1851 roku na Jersey – zależną od Wielkiej Brytanii wyspę u wybrzeży Normandii. Osiem spędzonych tam miesięcy wspominał bardzo dobrze. Zajmował się przede wszystkim odpoczynkiem, spacerami po plaży, kąpielami w morzu i czytaniem książek. Nie angażował się w lokalne życie towarzyskie, czas spędzał głównie w towarzystwie kilku Polaków i polskich Żydów (niektórzy z nich trafili tu już po powstaniu listopadowym). Odrzucił nawet propozycję przystąpienia do Komitetu Rewolucyjnego Europejskiego. Nie podjął żadnej stałej pracy, utrzymywał się z zapomogi dla wychodźców wypłacanej co miesiąc przez rząd angielski.

 

Podróż do Australii

Po odpoczynku na Jersey Korzeliński zdecydował się poszukać stałego zatrudnienia. W czerwcu 1852 roku powrócił do Anglii, gdzie zapoznał się z doniesieniami o gorączce złota w Australii, która wybuchła rok wcześniej. Pod ich wpływem zawiązał z piątką rodaków towarzystwo do wspólnej pracy w tamtejszych kopalniach. 21 sierpnia 1852 roku Polacy wypłynęli trzecią klasą z Liverpoolu na bardzo nowoczesnym statku transoceanicznym Great Britain